12684
Szczegóły |
Tytuł |
12684 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12684 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Halina Snopkiewicz
Drzwi do lasu
Cz�� pierwsza
I
Ann� nazwano j� po babce, kt�ra w pa�acu w Wiedniu ta�czy�a walca z wysokim
oficerem
cesarskim. Chcia� on dla Anny, babki Anny, pope�ni� najpierw mezalians, potem
samob�jstwo,
a wreszcie wykona� akrobatyczny skok z okna jakiego� hotelu, poniewa� dopadli go
tam
wys�annicy rodziny gro��cej mu wydziedziczeniem, je�li nie przestanie ugania�
si� za Polk�,
kt�rej szlachectwo i maj�tek by�y wi�cej ni� w�tpliwe. Na tym ostatnim
spotkaniu, tu� przed
skokiem; b�aga� babk�, w�wczas kruczow�os� pi�kno�� z ol�niewaj�c� cer�, aby
uciek�a z nim na
Hawaje.
Oficer malowa�, by� niedoceniany, mia� zatargi z rodzin�, kt�ra si�� wt�oczy�a
go w elegancki
i ciasny mundur, mia� sarmackie w�sy i s�owia�skie gesty. Postanowi� porzuci�
dla babki
dworsk� karier�. Wybuch�a wi�c mi�o��, a ten walc by� przekazywany w
opowie�ciach ma�ej
Annie. Babka zdecydowa�a si� sprzeda� brylantowe kolczyki, straci� pieni�dze
przeznaczone na
wypraw� �lubn�, po kt�r� przyjecha�a do Wiednia, i odt�d je�� na wyspach owoce
po�udniowe
i pozowa� oficerowi przy d�wi�kach ukulele. Kiedy jednak oficer wyskoczy� w
przepastn�
czelu�� nocy, pozostawiaj�c po sobie pewn� cz�� munduru, babka przyj�a godnie
przedstawicieli rodziny marnotrawnego i wzruszona swoj� polsk�
wspania�omy�lno�ci�
przyrzek�a im nie zobaczy� go wi�cej, a w duszy postanowi�a wyjecha� z nim
nast�pnego dnia.
Odegra�a swoj� wielk� �yciow� scen�, by�a wspania�a. Przedstawiciele rodziny,
nastawieni na
prze�amywanie oporu, stracili rezon. Babka ich zawiod�a. I jak na pocz�tku
utrzymywali, �e
Karol to hulaka i nic dobrego, wobec kategorycznego babki: �nie, nie i jeszcze
raz nie, mo�ecie,
panowie by� spokojni� � zacz�li wys�awia� oficera, dra�ni�ci w ambicji, �e
pi�kna �aszka tak
�atwo z niego rezygnuje. Babka z godno�ci� wsta�a na znak sko�czonej audiencji i
odprowadzi�a
wiede�czyk�w do drzwi. Wyszli k�aniaj�c si� nisko. Babka pod okiem przera�onej
i zachwyconej tym wszystkim ciotki Matyldy zacz�a pakowa� kufer, odrzucaj�c
�wiatowe
fata�aszki, nieprzydatne jej zdaniem przy zrywaniu kokosowych orzech�w.
Odrzuci�a tak�e
ciotk�, kt�ra chcia�a towarzyszy� uciekinierom. Ciotka wi�c mia�a wr�ci� na
polsk� wie� i jako�
uspokoi� rodzin�. Pragn�a jeszcze odda� romantycznym kochankom ostatni�
przys�ug� i zabra�a
si� do przyszywania naderwanego guzika w pozostawionej cz�ci munduru oficera.
W kieszeniach odkry�a srebrne, pi�knie wygrawerowane pude�ko, a w nim
kilkana�cie pukli
r�nokolorowych w�os�w. Ka�dy pukiel przewi�zany by� nitk�, do kt�rej
przyczepiona by�a
kartka z imieniem i dat�. Kruczy pukiel babki zwi�zany by� czerwon� tasiemk� i
le�a� na
wierzchu. Na karteczce, poza imieniem �Anna� nie by�o nic. Mog�o to sugerowa�,
�e �Anna� jest
ponad tamtymi puklami i ma trwa� wiecznie � jak to zrozumia�a ciotka, ale babka
by�a ju�
w trakcie prze�ywania tragedii i nie chcia�a o niczym s�ysze�.
Oprzytomnia�a dopiero nazajutrz i pomy�la�a, �e oto los daje jej okazj�
dotrzymania
obietnicy z�o�onej rodzinie oficera, i ju� na zawsze b�d� j� pami�ta�, tak�
dumn� i szlachetn�.
Smutna, kupi�a par� kufr�w po�cielowej bielizny i wr�ci�a z ciotk� na �ono
ojczyzny
i prawowitego narzeczonego. Po�lubi�a go w szalonym po�piechu, nie odczekawszy
nawet czasu
stosowanego na og�oszenia wszystkich zapowiedzi. Jeden z brylantowych kolczyk�w,
kt�rym
mia�a by� op�acana podr� na Hawaje, da�a miejscowemu proboszczowi na potrzeby
ko�cio�a
w zamian za za�atwienie �lubu w przeci�gu tygodnia. Drugi � w kr�tki czas
p�niej zawiesi�a na
o�tarzu podczas pielgrzymki do Cz�stochowy za pomy�lno�� dziecka maj�cego
przyj�� na �wiat.
Podziwiano jej ofiarn� pobo�no��. Pierwszym dzieckiem babki by� syn, kt�rego
nazwano Karol,
w dwa lata p�niej urodzi�a si� matka Anny, Teresa.
I �ycie babki Anny toczy�o si� ju� spokojnie i szcz�liwie, je�dzi�a cz�sto z
dziadkiem do
miasta, gdzie chciwie wys�uchiwa�a wiede�skich walc�w, u�miechaj�c si� przy tym
z pob�a�aniem. W zimie cz�sto przebywa�a w domu ciotki Matyldy, kt�ra ub�stwia�a
ma�ego
Karolka.
Kiedy babka Anna le�a�a na wsi w trzecim po�ogu, wysoki oficer Karol odnalaz�
ciotk�
i gor�czkowo dopytywa� si� o adres ukochanej. By� ju� bez munduru, ale ci�gle
wytworny
i zab�jczo przystojny. O�wiadczy�, �e si� z Ann� jednak o�eni, a je�li trzeba,
zabije jej m�a
w uczciwym pojedynku.
Ciotka, liryczna osoba, rozkwitaj�ca w cieple burzliwych romans�w, by�a
zachwycona.
Zamiast podr�y na Hawaje trafi� jej si� cho� uczciwy pojedynek, l�ni�cy diament
na tle
staropanie�skiej egzystencji. Zacz�a pospiesznie kalkulowa�. M�� jej ukochanej
siostrzenicy
Anny by� najlepszym my�liwym w okolicy. By�o wi�c rzecz� prawdopodobn�, �e to
Karol mo�e
zgin�� w uczciwym pojedynku, zosta�by wtedy jedynie skandal, kompromitacja,
ha�ba Anny,
krzywda jej m�a i niepewny los trojga dzieci, co do kt�rych w�asny ojciec
m�g�by powzi�� jak
najgorsze przypuszczenia, absolutnie nies�uszne przynajmniej w dw�ch wypadkach.
Ba�wochwalcza mi�o�� m�a Anny do �ony i dzieci by�a wzruszaj�ca i zas�ugiwa�a
na szacunek.
�Jak si� ju� nie sta�o, to niech si� nie stanie� � zdecydowa�a ciotka i wykaza�a
zadziwiaj�c�
i makabryczn� przytomno�� umys�u. Bez wielu s��w wyci�gn�a z komody
wygrawerowane
pude�ko, przechowywane nie wiedzie� po co, i zaprowadzi�a by�ego oficera na gr�b
dalekiej
kuzynki o tym samym imieniu i nazwisku. Po�ykaj�c �zy, poinformowa�a go, �e tu
le�y jego
ukochana, kt�ra umar�a z �alu i t�sknoty. Otworzy�a nad grobem pude�ko, �eby
Karolowi da� do
my�lenia, i zdecydowanie schowa�a je z powrotem, jakby nie widz�c wyci�gni�tej
po nie r�ki.
By�y oficer poci�gn�� kilka razy nosem, zleci� obs�udze cmentarza Ma�� na grobie
przez
siedemna�cie dni siedemna�cie czerwonych r�, poniewa� tyle dni trwa�a ta
mi�o��, op�aci� to
pier�cionkiem zdj�tym z palca i d�ugo sta� nad mogi�� dalekiej kuzynki. Ciotka
nie chc�c
zak��ca� tej kontemplacji, i, jak s�dzi�a, po�egnania z tym �wiatem, przysiad�a
na �aweczce
z boku i z zapartym oddechem czeka�a na strza�. Karol odj�� r�k� od oczu, kiwn��
ni� ciotce na
po�egnanie i odszed� ju� na zawsze przez cmentarn� bram� na zewn�trz. �Chcia�
si� biedaczek
zastrzeli�, ale nie mia� czym � rozmy�la�a ciotka. � Nigdy ju� przez to nie
zazna spokoju �
dotkn�a pude�ka. � Niech cierpi.� Nie wiedzia�a, czy w osobie Karola nienawidzi
rodzaju
m�skiego, czy te� kocha upostaciowan� romantyczn� mi�o��. By�a z siebie bardzo
zadowolona.
Te pukle na cmentarzu wystarcza�y za Hawaje, po�cig, policj� i w niczym nie
naruszy�y
spokojnego �ycia Anny. O odwiedzinach Karola powiedzia�a Annie dopiero po
�mierci m�a.
Te echa �wiatowego �ycia i mi�osnych skandal�w dotar�y do ma�ej Anny dopiero,
kiedy
sko�czy�a sze�� lat. Po �mierci dziadka nie m�wiono o tym, wreszcie jaki� szept,
a p�niej troch�
g�o�niej... �ycie babki polega�o na g��bokich westchnieniach i przebywaniu w
ko�ciele.
Wyrzuci�a na �mietnik koronkow� parasolk�, kt�r� trzyma�a nad g�ow� je�d��c z
oficerem po
Wiedniu. We wszystkie rocznice pali�a �wieczk� przed portretem m�a i
skrzywdzi�a swojego
pierworodnego w testamencie, poniewa� kocha�a go najbardziej. Ale Karol, wuj
ma�ej Anny, nic
o tym nie wiedzia� i nie dba� o to. Z odznaczeniem sko�czy� szko�� pilot�w w
D�blinie i kiedy
rozpada� si� �wiat koronkowych parasolek, zgin�� w obronie Warszawy. Ma�a Anna
zapami�ta�a
jego czarne �miej�ce si� oczy, mundur i zawsze to samo pytanie, kiedy wchodzi�
do nich do
domu: �W jednym r�kawie z orzechami, w drugim mleczna. Z kt�rego chcesz?� Wola�a
czekolad� z orzechami. Stara�a si� pami�ta�, �e ta ostatnio by�a w prawym. I
kiedy zaczyna�a za
ten r�kaw tarmosi�, okazywa�o si�, �e tym razem by�a w lewym. Gniewa�o j� to,
ucieka�a do k�ta
krzycz�c: �ty k�amczuchu, Bozia ci� skarze�. Wuj Karol podnosi� j� wtedy do
g�ry, tak �e mog�a
r�k� dosi�gn�� sufitu, i �mia� si�: �Widzisz, bubububuuuu, jakby� lecia�a
samolotem.
No, nie p�acz, wujek ci� kiedy� zabierze. A przecie� obydwie czekolady dla
ciebie,
g�uptasie�. Kiedy dowiedzia�a si�, �e zgin��, najbardziej �a�owa�a czekolady z
orzechami. Jako�
nikomu poza wujkiem Karolem nie przychodzi�o do g�owy, �eby jej kupi� w�a�nie
tak�. P�niej
my�la�a, �e ju� pewnie nigdy nie poleci samolotem, a jeszcze p�niej, po paru
miesi�cach,
zacz�a p�aka� za wujkiem Karolem i zrozumia�a, �e go naprawd� nie ma.
II
Anna urodzi�a si� w mie�cie, w czynszowej kamienicy babki, poniewa� we wsi, w
kt�rej
mieszkali rodzice, nie by�o akuszerki. Nie, nie ��czy� jej z tym przypadkowym
miejscem
urodzenia �aden sentyment. Kiedy sko�czy�a cztery lata, ojciec jej, po burzliwej
rozmowie
z dziedziczk�, postanowi� si� zrzec funkcji kierownika tartaku i przej�� na
posad� pa�stwow�.
Mia�a to by� zrazu posada tymczasowa � po prostu umar� stary le�niczy � i ojciec
dla
zado��uczynienia swoim ambicjom mia� zamiar p�j�� na ten �niepewny chleb�, jak
sam to
okre�li�, tak na par� miesi�cy, zanim nie przy�l� kogo� z odpowiednimi
kwalifikacjami. Matka
Anny usi�owa�a odwie�� m�a od tego zamiaru, p�aka�a, rzuca�a gro�by i Anna nie
mog�a
zrozumie�, dlaczego przy tych awanturach k�ad�a r�k� na brzuchu, jakby to mia�
by� ostateczny,
decyduj�cy argument, kt�ry w rozbie�no�ci zda� musi zawa�y� na przyznaniu jej
racji. Anna nie
mog�a nawet pomy�le�, �e mogliby si� wyprowadzi� z tego bia�ego murowanego domu,
z okien
kt�rego widzia�a po�ar sklepu naprzeciwko i wieczorami wyobra�a�a sobie, �e
widzi to jeszcze
raz, ten blask, spadaj�ce g�ownie, wal�ce si� stropy, bez�adn� i gor�czkow�
bieganin� ludzi,
strugi wylewanej wody z wiader i siebie, siedz�c� na oknie, przytulon� do
ciep�ej od �aru szyby,
przyciskaj�c� kurczowo do piersi pude�ko z Chi�czykiem, kt�re Jad�ka kupi�a tego
dnia rano.
By�o to dla niej cudowne widowisko, widzia�a w tym nie zwyk�y po�ar, jaki cz�sto
zdarza� si� we
wsi, ale konsekwentn� i s�uszn� zap�at� losu za oszuka�stwo. To by�o wi�cej, ni�
mog�a
wymarzy� i uroi� w dziecinnej g�owie: nie p�on�� sklep, w kt�rym Bekas
sprzedawa� p�kate
bu�ki, bia�e i wilgotne w �rodku, je�li tylko z�by przesz�y przez tward� sk�rk�,
ale pali� si�
sezam, kt�ry si� nie chcia� otworzy�. I to, �e z okna swojego pokoju widzia�a
potem sczernia��
podmur�wk� i nagi kikut ceglanego komina, by�o jedyn� r�wnowag�, jaka istnia�a
na �wiecie.
I teraz mia�a tego nie ogl�da� i nie wygra�a� wieczorem zaci�ni�t� pi�ci�: �A
masz, oszu�cie,
przysz�o ci na to�, i mia�a nie mieszka� w tym domu, kt�ry pami�ta�a, odk�d
pami�ta�a. Poczu�a
si� po raz pierwszy zagro�ona, osacza�o j� co� wielkiego i czarnego. A przecie�
by�a tak�e
ciekawa, jak tam te� mo�e by� w tej le�nicz�wce i jakie tam k�ty i zakamarki, i
co w nich, i czy
jest piec, i jaki.
Obserwowa�a r�k� matki, kt�ra zawis�a w powietrzu i zaraz wr�ci�a do oczu. Matka
wsta�a.
� Nie chc�. A ja nie chc�, nie chc� i ju�. Mo�e ju� do�� tych obiecanek �
zapyta�a z gniewem
� do�� tej tu�aczki? Najpierw, to co, wielka mi�o��, Teresa, zrobi� wszystko,
�eby� tego nie
po�a�owa�a, a potem trzeba by�o czeka� ze �lubem, bo ty� si� w��czy� po Francji,
wreszcie,
wreszcie jaki� dom, a ty znowu... Plany i plany. Wr�ci�e� go�y jak turecki
�wi�ty i gdyby nie m�j
posag, dziecko spa�oby na s�omie. Dosy� ju� tego! � krzykn�a histerycznie
matka, a Anna
przycupn�a w k�cie za szaf�.
Zapomnieli ojej obecno�ci. Us�ysza�a, jak ojciec si� podni�s� z fotela i zacz��
spacerowa� po
pokoju. Matka p�aka�a. Nie by� to ten naturalny szloch jak na pocz�tku, brzmia�y
w nim tony
fa�szywe, nie p�yn�ce z serca, by�y to chrapliwe d�wi�ki krtani, poparte
gwa�townym ruchem
plec�w. Anna wychyli�a si� troch� i dostrzeg�a ciemn� g�ow� ojca. Zbli�y� si� do
matki.
� Teresa. Uspok�j si�, Teresa. To ci mo�e zaszkodzi� � powiedzia� tym swoim
dziwnym
g�osem, kt�ry by� jednocze�nie szorstki i �agodny. � Wyjed� na pewien czas do
matki albo do
Krynicy, gdzie chcesz. Ja tu wszystko za�atwi�. Gdyby� mnie kocha�a naprawd�,
przynajmniej
stara�aby� si� zrozumie�, �e nie mog� wytrzyma� d�u�ej z Molendowsk�.
� Gdybym ci� nie kocha�a, nie zdecydowa�abym si� na to wszystko � matka
zatoczy�a r�k�
p�kr�g � i na dwoje dzieci. Wiesz o tym.
�Jakie dwoje dzieci � zastanowi�a si� Anna. � To drugie to ma dopiero przynie��
bocian� �
przypomnia�a sobie.
� By� mo�e niepotrzebnie to wszystko zacz��em, ale ju� trudno. Przepad�o. Upar�a
si� ona,
upr� si� i ja.
� A dlaczego ona w�a�ciwie nie chce sprzeda� tego domu? � zastanawia�a si� matka
g�o�no
i nadspodziewanie spokojnie, przez co Anna upewni�a si� �e udawa�a troch� z tym
p�aczem,
chc�c zmusi� ojca �eby jej ust�pi�, jak cz�sto bywa�o. � I po co ci ten dom? Czy
nie wystarczy ci
�e w nim mieszkasz? Skoro chcesz mie� dom, to przenie�my si� do matki, do
miasta. Wiesz �e
Marian pracuje, ciotka Matylda jest za stara, Lonia zaj�ta dzieckiem, a mama
nigdy nie mia�a do
tego g�owy. Zajmiesz si� kamienic� i wreszcie zacznie si� jakie� �ycie... w
mie�cie, normalnie...
� Do jasnej cholery z takim �yciem! � uni�s� si� ojciec. � Wydziera� z gard�a
z�ot�wki tej
biedocie, t�uc si� po s�dach z lokatorami, kt�rzy nie wiadomo za co p�ac�... Za
k�t w tej
�mierdz�cej ruderze?
� �mierdz�ca rudera � zacz�a p�aczliwie matka � �mierdz�ca rudera. To wszystko,
co mi
zosta�o po ojcu.
� Szkoda, �e nie charakter. W kogo� ty si� wrodzi�a? Ojciec � dusza cz�owiek,
matka � anio�,
a ty...
� Co, ja?! Nie m�wi�, �eby komu� wydziera� pieni�dze, tylko �eby zacz�� jakie�
�ycie...
� Przepraszam ci� � powiedzia� ojciec zimno. � Nie my�la�em tak. Jestem
zdenerwowany
sytuacj�, w kt�rej si� znale�li�my, i to wszystko. A Molendowsk� nie chce
sprzeda� tego domu
z kilku przyczyn. Gdybym zrezygnowa� z tej pracy i mia� dom na w�asno��, czu�aby
si�
wykiwana. Gdybym zosta�, by�bym od niej mniej zale�ny. Zmniejszy�by si� poza tym
jej maj�tek
i to za �mieszn� sum� pieni�dzy. Jej pieni�dze s� teraz bardzo potrzebne, musi
sp�aci� siostr�, ale
nie takie pieni�dze. Jej potrzeba du�o, a ziemi sprzedawa� nie lubi. Postawi�em
tartak na nogi,
lubi� t� prac�, ale mam tego dosy�. Gdyby mi sprzeda�a dom, by�bym zwyczajnym
pracownikiem. Teraz jestem s�ug�. Pracuj� u ja�nie pani, mieszkam u ja�nie
pani...
� To s� przes�dy, �mieszne, nieuzasadnione poczucie ni�szo�ci... Masz w ko�cu
rok studi�w
i jeste� m�drzejszy ni� ona z ca�ym tym swoim kurzym m�d�kiem.
� Zostawmy to, we wszystkim przesadzasz. To jest cwana baba. Widzisz, tu
wi�kszo�� jest
las�w pa�stwowych. Pracownik pa�stwowy to zupe�nie co� innego. Pa�stwo to
pa�stwo, jakie by
ono nie by�o. S� ma�e szans�, �e tu przyjedzie in�ynier le�nik. Nie taki zn�w
du�y obszar lasu,
a je�li ju� by si� kto� trafi� z wy�szym wykszta�ceniem, z pewno�ci� obejmie
nadle�nictwo.
Zreszt�... gdyby... Zostan� gajowym.
� Gajowym! � wykrzykn�a matka. � Pi�kna przysz�o�� dla dzieci i dla mnie.
Gajowy! To ju�
szczyt wszystkiego! � Matka zacz�a biega� po pokoju z r�kami podniesionymi do
g�ry, jakby
usi�owa�a fruwa�.
� Wiem �e teraz powiesz co� o poruczniku Domas�awskim � rzek� ojciec i zapali�
papierosa,
ale zgasi� go natychmiast.
� A w�a�nie. W�a�nie � powiedzia�a matka.
� Mog�aby� teraz siedzie� w garnizonie i wydawa� przyj�cia dla tych idiotek
oficerskich �on
� ci�gn�� ojciec, widocznie opanowany zimn� w�ciek�o�ci�.
� Ka�da z tych idiotek ma matur� i robi zakupy u Braci Jab�kowskich. A ja kupuj�
niemal
wszystko na jarmarku i dwa razy w roku bywam na balach u pani dziedziczki, gdzie
traktuj�
mnie jak s�u��c�.
� A kto chce chodzi� na te bale? Ja chyba nie! I w ko�cu nikt ci nie zrobi�
�adnego afrontu.
� Bo mam towarzyskie wyrobienie. To si� ceni na tym pustkowiu.
Annie �cierp�a noga od d�u�szego kucania za szaf�, usi�owa�a wsta�, ale setki
mr�wek
przebiega�o jej przez �ydk� i kolano, nie mog�a postawi� stopy. Westchn�a
g�o�no.
� Co ty tu robisz? Maszeruj zaraz do kuchni � ojciec wzi�� j� za r�k� i
wyprowadzi� za drzwi.
� I to przy dziecku takie... � nie dos�ysza�a dalszych s��w ojca. Wysz�a szybko
na dw�r i stan�a
przy drodze. Niewiele rozumia�a, nie wiedzia�a, po czyjej jest stronie. By�a po
stronie bia�ego
domku i naturalnie po stronie nieznanej le�nicz�wki. �Sarny tam pij� wod� w
korycie przy studni
� przypomnia�o jej si� � jak krowy albo konie.�
III
Kiedy tak sta�a ko�o furtki przy domu, wydawa�o jej si� zawsze �e droga prowadzi
pod g�r�,
ci�gle pod g�r�. A wiedzia�a doskonale �e wzniesienie ko�czy si� obok szko�y i
dalej szosa si�
rozwidla. Je�li i�� prosto, ale tak pro�ciutko, to wejdzie si� do cha�upy
Maku��w, a w prawo, to
do wsi, kt�r� zna�a dobrze. Chodzi�a tam cz�sto i ch�tnie. By�a to rozleg�a
pi�kna wie�
z wysokim ko�cio�em na wzg�rzu poro�ni�tym roz�o�ystymi kasztanami, kt�re
jesieni�
z g�uchym �oskotem spada�y na ziemi�, s�ycha� to by�o nawet przy muzyce organ�w
i ko�cielnym �piewie, je�li si� sta�o blisko wej�cia. A Anna zawsze sta�a blisko
wej�cia, �eby
m�c si� ogl�da� na wiewi�rki, albo wyrywa�a si� rodzicom i przepycha�a przez
zbity t�um do
samego wielkiego o�tarza, i cho� jeszcze nie umia�a si� modli�, klepa�a: �Boziu,
Boziu, daj
zdr�wko mamusi, tatusiowi, babci, wujkowi Karolowi, cioci Loni, mnie i
wszystkim�.
Zach�annie, z ciekawo�ci� m�odego makaka, patrzy�a na ka�dy ruch ksi�dza i
lubi�a, kiedy
zapach kadzid�a wdziera� si� do nosa. Otwiera�a wtedy usta i g��boko wci�ga�a
powietrze. By�
w tym kadzidle powiew jakiego� majestatu i robi�o si� tak ckliwie na duszy jak
wtedy, kiedy
wesz�a sama do pustego ko�cio�a i rozp�aka�a si� nie wiedzie� czemu.
Znienawidzi�a t� wie�, cho� p�niej z czasem o tym zapomnia�a i bywa�a tam
niejednokrotnie. Znienawidzi�a, odk�d Jad�ka ci�gn�a j� tam, obola��, do
kowala, �eby jej
wyrwa� z�b. I to prawe rozga��zienie szosy ��czy�o jej si� z b�lem i �zami,
kt�re kapa�y na bia�e
futerko z kr�lika i zamarza�y natychmiast w okr�g�e przezroczyste kulki. Niemal
wszystkim ten
cz�owiek rwa� z�by, nie mia�a nic przeciw metodzie, ale ba�a si� wyrwania z�ba w
ka�dy spos�b,
a mo�e jeszcze bardziej tak, jak to matce zrobi� dentysta w mie�cie, bo to by�o
co� obcego, taki
bia�y pok�j, narz�dzia l�ni�ce metalicznym ch�odnym blaskiem, zastrzyki i fotel,
kt�ry si�
podnosi� w g�r� za naci�ni�ciem peda�u. Z�b by� dla niej czym� w�asnym, czym�
nierozerwalnie
zro�ni�tym z ni� i utrat� z�ba uto�samia�a sobie z utrat� na przyk�ad palca.
Atmosfera w domu
kowala by�a znajoma, swojska, ale uciek�a wtedy Jad�ce i przybieg�a do domu.
Jad�ka po
powrocie wyj�a z pude�ka po cukierkach szpulk� i odgryzaj�c kawa�ek nitki
z�bami, podesz�a do
Anny.
� Nitk� ci tylko przywi��e i b�dzie po wszystkim.
Nitka wyda�a si� jej dobrym sposobem. Pozby� si� tego b�lu, przed kt�rym nie
mo�na si�
schowa�, w zamian za przywi�zanie nitki... Ale drugi koniec nitki Jad�ka
niepostrze�enie
przymocowa�a do klamki i gwa�townie otworzy�a drzwi. By�o po wszystkim. Poczu�a
w ustach
s�odki smak, a z�b na zakrwawionej nitce potoczy� si� pod wiadro na zlewki.
Jad�ka schyli�a si�,
podnios�a z�b ci�gle z nitk� zwi�zany i machaj�c tym przed nosem Anny, m�wi�a:
� No i masz tego swojego cudoka, by�o o co tak p�aka�. Daj no chleba �wie�ego,
to ci w te
dziur� w�o��, to krew nie b�dzie lecie�. Zreszt�, co tam poleci po takim
mlecznioku, czy to ma
korzenie, czy co. Siedzi jak grzyb we mchu albo i gorzej. Palcem popchniesz i po
z�bie.
A wypluj to p�niej nie po�knij, bo to z�a krew. Jak jeden ch�op tak po�kn��,
ale nie b�j si�, nie po
nitce, tylko po kowalu, to po tygodniu do piachu poszed�. A mo�e po dw�ch albo i
trzech
tygodniach, pami�ci jednemu cz�owiekowi do wszystkiego nie starczy. G�ba mu ca�a
tak spuch�a,
�e jego kobieta posz�a do dworu. To ta �adna siostra dziedziczki, wiesz kt�ra,
ta, co koniem po
wsi je�dzi i tak� dobr� udaje, nie tyle nawet, powiem ci przed lud�mi, ile przed
tym swoim
narzeczonym, co to mieszka od czasu jakiego� we dworze, no to ta siostra proszek
taki da�a
i zasypywa� nim trza by�o ten d�. Ale ju� tam by�o czarno jakby ziemia i ch�op
si� sko�czy�, ta
krew niedobra go zatru�a, a bo z kobietami to tak ma�o jest � umilk�a trwo�liwie
i odwr�ci�a si�
do dziecka. Anna plu�a gorliwie do wiadra. Nie chcia�a i�� do piachu. Widzia�a
��tego Kaczorka
na stole, kiedy tak le�a� w trumnie, z p�otwartymi ustami, podwi�zanymi lnian�
�cierk�,
w kt�rej Kaczorkowa przedtem robi�a ser k�ad�c go na pochy�ej desce i
przyciskaj�c pot�nym
kamieniem, �eby serwatka obcieka�a szybciej. I teraz tak le�a� w tej �cierce
Kaczorek, z w�z�em
zawi�zanym na czubku siwych w�os�w, i Anna widzia�a na �cierce za�amania, kt�re
zaprasowa�
kamie� i czu�a kwa�ny zapach serwatki. Kaczorek mia� r�ce splecione jak
dziewczynki, kt�re
maj� odbi� �dziewi��, i kciukami podtrzymywa� w przezroczystych jakby d�oniach
czarn�
ksi��k� do nabo�e�stwa ze sple�nia�� z wilgoci ok�adk�. Anna posz�a za lud�mi na
pogrzeb
Kaczorka i sypa�a razem ze wszystkimi gar�cie �liskiego piachu na sosnowe wieko
trumny.
� Patrzcie, jakie to dobre dziecko � s�siadka Kaczorkowej pog�aska�a j� po
g�owie. Kobiety
zawodzi�y: �Jedna grudka ziemiiii na tego cz�owiekaaa�.
Anna dumna z pog�askania sypn�a jeszcze piachu na trumn�, zakryt� ju� prawie w
ca�o�ci.
I nagle zrobi�o jej si� strasznie, zupe�nie jakby mia�a w prze�yku wielkie zimne
jab�ko, kt�re
prze�kn�� si� nie da. Od drzew cmentarnych poszed� ch�odny powiew, twarz ksi�dza
skurczy�a
si� w nag�ym b�lu, nabra�a barwy fioletu jak naszycie na ko�cach stu�y
zwisaj�cej mu z szyi
i dw�ch ch�op�w wzi�o go pod r�ce i odprowadzi�o do czekaj�cej przed bram�
bryczki.
Wszyscy zbierali si� do odej�cia, a Kaczorek zostawa�, i zrozumia�a ze ju� nigdy
nie pobiegnie za
nim do lasu zobaczy�, czy si� co nie z�apa�o we wnyki, i ju� stary gajowy nie
b�dzie wygra�a�
Kaczorkowi pi�ci�: �Ja wam tam m�wi�, Kaczorek, �e wy si� jeszcze doczekacie,
jak nie
przestaniecie z tym k�usowaniem�. A kiedy zlu�ni� si� troch� skurcz gard�a,
roztkliwi�a si�, �e
jest takim dobrym dzieckiem, i jakby po�kn�a to jab�ko.
� Ojciec dobry to i dziecko dobre, jak ju� krew dobra, to dobra � pochwali�a j�
jeszcze raz
s�siadka Kaczorkowej, kiedy wracali z cmentarza. � Desek cz�owiekowi nie
po�a�uje i trocin da,
ile chcesz, a zawsze si� ta przyda na wysypanie izby. Id�cie do niego,
Kaczorkowa, to po takim
nieszcz�ciu ca�e drzewo wam na stodo�� zer�nie za darmo w skryto�ci przed
dziedziczk� jak
zawdy.
Resztki chleba Anna wyd�uba�a palcem i z pogard� spojrza�a na Jad�k�.
� Mam dobr� krew � wybe�kota�a.
� No pewnie � przytakn�a Jad�ka � nie m�wi�, �e nie. Ale mo�e si� co� zrobi�,
Bo�e nie daj
i uchowaj od tego. Zawsze mo�e si� co� zrobi� nie wiedzie� z czego, a potem to
ju� nic
cz�owiekowi nie pomo�e � wzdycha�a i zacz�a rozgrzebywa� pogrzebaczem w�gle na
ruszcie. �
A ja to co my�lisz, �e co? Taka si� urodzi�am? Urodzi�am si� prosta jak inne,
tylko si� uchybiam
i �le mnie nastawili. Ju� nie �yje ta, co mnie nastawia�a, ale nie to, �ebym
mia�a do niej �al czy
co, niech le�y w grobie spokojnie, nijakiego �alu do niej nie mam, bo B�g to
wida� mi za krzy�
przeznaczy�, a ju� jak i jest �al, to nie do niej...
Pogrzeb Kaczorka i b�l z�ba to by�a dla Anny prawa strona drogi. W lewo ba�a si�
chodzi�
sama. Kiedy zbli�y�a si� do rozwidlenia, siada�a w rowie. Z trzeciej cha�upy za
szko�� wybiega�y
dwa psy szczekaj�c zajadle, oboj�tne, czy przeje�d�a�a fura, czy sz�a g�, czy
Anna, kt�ra stara�a
si� st�pa� jak najciszej. Je�eli wylatywa� tylko jeden, znaczy�o, �e drugi
wyleguje si� w mia�kim
kurzu na �rodku ulicy. Kiedy przeje�d�a� w�z, pies w ostatniej chwili podnosi�
si� leniwie
i wprost spod ko�skiego pyska odchodzi� na bok. Szed� wolno w stron� rowu,
w�cha� kamienie
i liza� �d�b�a trawy. Ledwie w�z przetoczy� oblepione zaschni�tym b�otem ko�a,
kundel wraca�
na opuszczone miejsce, sk�ada� �eb w wyci�gni�te �apy i jakby znudzony zatyka�
oczy. Niekiedy
by�a pewna, �e pies �pi. Porusza� naderwanym uchem, sk�r� zwisaj�c� na chudym
boku
wystawionym na s�o�ce przebiega�o lekkie dr�enie. �Boziu kochana, zr�b cud, �eby
si� nie
obudzi� � modli�a si� Anna st�paj�c ostro�nie � albo przejd� sobie, jakby go w
og�le tu nie by�o.�
Nie stanowi�o to �adnej ochrony przed md�o�ciami, jakie czu�a g��boko w brzuchu,
gdy zatacza�a
wielkie p�kole si�gaj�ce a� poza r�w i usi�owa�a ok�ama� psa. Lecz nie
potrafi�a nie patrze�
w stron� do�ka i kiedy pies podnosi� powiek� albo k�apn�� szcz�kami chc�c z�apa�
much�, kt�ra
ko�ata�a mu pod nosem, Anna ucieka�a w panicznym strachu. Kiedy budzi�a si� rano
i s�o�ce
jasnymi �atami pokrywa�o pod�og�, my�la�a sobie, �e dzi� tam znowu p�jdzie i
wyminie psa
odwa�nie, jakby si� go nie ba�a. By�a to dla niej wielka pasjonuj�ca rozgrywka z
sob�, z psem, ze
�wiatem, w kt�rej nigdy nie uda�o si� jej zwyci�y�. Ale jak mrugn�� do niej
Chi�czyk, pies i ta
niezdobyta droga przesta�y si� liczy�. Odt�d kundel ju� m�g� ca�y dzie� le�e� w
swoim do�ku lub
mog�o go tam nie by�. Teraz ju� nie my�la�a, co zobaczy daleko za szko�� i jakby
to by�o, gdyby
i�� tamt�dy, a nie jecha� doro�k�, bo musia�a porozmawia� z Chi�czykiem i
zapyta� go o r�ne
rzeczy. Dlaczego nosi warkocze i sk�d przyjecha� do Bekasa, i co to znaczy
�kolonialne�. Kiedy
le�a�a w ��ku, Jad�ka czyta�a jej ksi��ki, przewracaj�c zwykle po kilka kartek
na raz.
� Nie opuszczaj, wr�� � podnosi�a si� Anna z poduszki.
� Kiedy to ksi��ka nie dla dzieci, te twoje ju� tak wyczytane, �e na pami��
cz�owiek umie.
To nie dla ciebie. �pij � usi�owa�a od�o�y� ksi��k� na nocn� szafk�.
� Czytaj � prosi�a Anna.
�Popsujesz mi fryzur� � szepn�a i w tym momencie suknia obsun�a si� z
marmurowych
ramion.� Nie, to mo�e co innego. O, to. To jest pi�kne. S�uchaj: �Czy kobieta
typu Niny
Dobranieckiej zas�uguje w og�le na jak�� zemst�? O, bo co do jej moralnej
warto�ci nie mia�
Kolski �adnych z�udze�. Ty� nie dla ciebie. No �pij.
Wtula�a g�ow� w mi�kki batyst poduszki i usi�owa�a zrozumie� troch� z tego, co
przeczyta�a
Jad�ka. �Nie mo�e by� nieciekawe, bo zawsze jest tam o czym� i nie wiadomo, jak
to si�
sko�czy. Wi�c jak�e nieciekawe. I co to znaczy moralna warto�� i marmurowe
ramiona. Jad�ka
leniuch i nie chce jej si� czyta�. Przysi�gam ci, Panie Bo�e, �e jak si� naucz�
czyta�, to b�d�
czyta� tak d�ugo, �e prawie zawsze i bez przerwy, i nigdy nie opuszcz� ani
jednej stronicy, ani
linijki, i do staro�ci b�d� czyta� bajki i �Moj� Przyjaci�k� i wszystko�.
Patrzy�a w ciemny
pok�j z ledwo widocznym prostok�tem okna i wyobra�a�a sobie postacie z ksi��ek
czytanych
przez Jad�k�. Nie ba�a si� ani czarownicy, ani czterdziestu rozb�jnik�w, ani
macochy kr�lewny
�nie�ki. Z ludzi � czu�a strach tylko przed tymi, kt�rzy popychali wielk� kul�
na sklepie,
w kt�rym sprzedawa� Bekas. Byli bez twarzy, dalecy, zimni, wrodzy. Strzegli
sklepu
i zamkni�tych w nim wspania�o�ci.
� Kto to? � zapyta�a ojca.
� �Spo�em�, znak taki. �e, rozumiesz, jak spo�em...
� Pilnuj�?
� Pilnuj� � roze�mia� si� ojciec.
� Aha � kiwn�a g�ow� i ju� wi�cej nie chcia�a o tym m�wi�, bowiem s�dzi�a, �e
zrozumia�a
wszystko. �Spo�em � zakl�cie� � by�a szcz�liwa, �e o tym wie tylko ona.
Nale�a�o to zrobi�
dopiero wieczorem, poczeka�, a� Bekas za�o�y na zielone drzwi pordzewia�� sztab�
i zamknie
k��dk�. Ca�y ten dzie� pl�ta�a si� ko�o domu, nie mog�a si� niczym zaj��,
czeka�a na zmierzch.
Ledwie zacz�o szarze�, czatowa�a pod sklepem. Bekas ustawia� pude�ka na
p�kach.
� Chcia�a� co? Bo ju� zamkn� rych�o.
� Nic � b�kn�a. � Zreszt� cukierk�w na kredyt � doda�a, bo przestraszy�a si�,
�e Bekas mo�e
co� podejrzewa�. � Jad�ka jutro zap�aci. � Patrzy�a wymownie na Chi�czyka i
dawa�a mu oczami
znaki. Wydawa�o jej si�, �e jego usta z opuszczonymi do do�u k�cikami
u�miechn�y si�.
Odetchn�a z ulg�.
� Pan Bekas wie, co to jest kolonialne? � zapyta�a bior�c papierowy lejek pe�en
r�nokolorowych landrynek.
� To takie r�ne. Z kolonii. Z ciep�ych kraj�w, tam gdzie bociany z naszych wsi
na zim�
odlatuj�. No, takie r�ne. Herbata, cynamon, pieprz... � Bekas ju� popycha� j� w
stron� drzwi.
Odwr�ci�a si� od progu i kiwn�a g�ow� Chi�czykowi.
� Tam, gdzie mieszkaj� Chi�czycy?
� Tam i nie tam. Daleko w �wiecie. Przyprawy takie rozmaite.
Odchodzi�a powoli, obra�ona. To nie mog�y by� rozmaite przyprawy. Bekas by�
gruby
i g�upi. �Kolonialne� to by� ca�y t�tni�cy �wiat w ksi��kach, kt�rych nie
rozumia�a, bo Jad�ka
nigdy nie przeczyta�a do ko�ca, pulsuj�cy w deszczu, kt�ry stuka� o szyby, tam
za szko�� po
lewej stronie gdyby i�� pieszo, a nie jecha� bryczk�, w wieczornych szczekaniach
ps�w, w g�osie
piej�cego koguta, kiedy jest tak ciep�o, �e zaraz spadnie deszcz, w s�uchawce od
radia, w kt�rej
czasem by�a muzyka, jak si� j� przy�o�y�o do ucha, w podr�y poci�giem i w
szybko
umykaj�cych widokach z okna, w trawie tu� przy ziemi, gdzie �azi�y mr�wki, a
ma�e robaki
zaczyna�y mozoln� wspinaczk� na wysokie trawy, w cieniu, jaki dawa�a firanka w
wielkim
pokoju dla go�ci, gdzie by�o zawsze ch�odno i gdzie sztywno le�a�y wykrochmalone
serwetki,
w dziurze w kuchni, przez kt�r� wychodzi�a mysz, je�li by�o cicho. Tylko jeden
Chi�czyk to
wszystko wiedzia� i jeszcze to, gdzie jest Wilno, sk�d rodzice przywie�li dziada
i bab�, i jak
zabalsamowali marsza�ka, �e ju� si� nie popsuje, cho� umar�. I m�wili, �e szkoda
�e umar�, bo
gdyby �y�, to nie by�oby wojny z Niemcami, a tak to mo�e by�. I wyja�nienia tego
wszystkiego
i jeszcze setki innych rzeczy szuka� teraz mia�a w rozmowie z Chi�czykiem, kiedy
nareszcie
zostan� sami.
Bieg�a pod sklep, w zgodzie z ca�ym �wiatem, z sercem wype�nionym rado�ci�, z
nadziej� na
ratunek przed wszystkim niezrozumia�ym, ju� nie samotna, szcz�liwa. By�o cicho
i pusto, od ��k
nap�ywa�a wilgo� i ch�odny powiew. Obejrza�a si� za siebie, obesz�a sklep
dooko�a, a potem
st�paj�c powoli po kamiennych schodkach zbli�y�a si� do drzwi. Przytuli�a twarz
do szorstkiej
wyp�ukanej przez deszcz deski i zamkn�a oczy. Wiedzia�a, �e to si� musi
spe�ni�, bo bardzo tego
pragnie. Powiedzia�a szeptem: � Spo�em, spo�em, otw�rz si� � i czeka�a, a�
sztaba uniesie si� do
g�ry. Ostro�nie i wolno otworzy�a oczy, �eby nie sp�oszy� cudu, kt�ry musia� si�
sta�. Nic. To
niemo�liwe, �eby nic, widocznie nie powiedzia�a zakl�cia do�� wyra�nie i dlatego
sztaba tkwi
w zawiasach.
� Spo�em, spo�em otw�rz si� � powiedzia�a tak przejmuj�co, �e czu�a ten g�os w
g��bi
�omocz�cego serca. Teraz mia�a oczy szeroko otwarte. Sztaba nie drgn�a.
Przypomnia�a sobie,
�e gdzie� tak �g��boko w g�owie� dopuszcza�a t� mo�liwo��, ale nie wierzy�a w to
ani troch�.
Zbli�y�a g�ow� do szpary w drzwiach, przez kt�r� by�o wida� kawa�ek matowej
szyby.
� Aaaaanka! Haaankaaa! � us�ysza�a dalekie wo�anie Jad�ki. Spr�bowa�a jeszcze
raz
i wyp�aka�a ustami swoje zakl�cie wprost w zielon� k��dk�. Rozleg� si� cichutki
skrzyp.
Wstrzyma�a oddech, zastyg�a w oczekiwaniu. Skrzypni�cie powt�rzy�o si� teraz
g�o�niej
i dobieg�o do niej cz�apanie oddalaj�cych si� krok�w. Odwr�ci�a si�. Maku�owa
sz�a w stron�
wsi, a otwarta przez ni� furtka porusza�a si� lekko, zgrzytaj�c w zawiasach.
Zaszczeka� pies,
kr�tko, dwa razy, i umilk�. Nie mog�a si� poruszy�. Wszystko by�o inaczej ni�
powinno by� i nie
rozumia�a dlaczego.
� Aanka! � Jad�ka podesz�a blisko i szturchn�a j� w rami�. � Gdzie �azisz po
nocy? Stoisz tu
jakby jaki s�up, a pa�stwo w nerwy wpadli. Miejsce strac� przez ciebie, bachorze
zatracony. �
Wzi�a j� za r�k� i ci�gn�a bezwoln� do domu. D�o� Jad�ki by�a pop�kana i
sucha. � No i czego
si� �limaczysz, jeszcze pa�stwo powiedz�, �e ci� bij�. Mia�aby� jak inne dzieci,
to by� zobaczy�a,
jak jest. Skaranie boskie z tob� i tyle.
�Chi�czyk te� oszust, k�amie, nie otworzy�, cho� mruga�� � rozmy�la�a wchodz�c
do sieni.
W kuchni by�o ciep�o, na blasze suszy�y si� gruszki. Wyszorowany do bia�o�ci
st� zalany by�
kr�giem �wiat�a z wisz�cej nad nim naftowej lampy. �al i smutek rozp�ywa�y si� w
s�odkim
zapachu gruszek dolatuj�cym od pieca. Na talerzyku le�a�y dwie kromki chleba z
zastyg��
jajecznic�. Wzi�a talerzyk i wesz�a do sypialni. Ojciec i matka uk�adali
metalowe pieni�dze
w okr�g�e s�upki.
� Gdzie by�a� tak d�ugo? � zapyta�a matka.
� Na dworze � odpowiedzia�a i zrobi�a p�aczliw� min�, bo s�dzi�a, �e b�d� na ni�
krzycze�.
� No nie p�acz, masz dziesi�� groszy, schowaj sobie na cukierki.
� A to? � zapyta�a wskazuj�c palcami na st�.
� Nie pokazuj palcem. Nie pokazuje si� palcem. To dla Jacka. I na wszystko inne.
B�dziesz
mia�a ma�ego braciszka. Cieszysz si�?
� Nie � powiedzia�a, chocia� si� cieszy�a tym nieznanym bratem.
Podesz�a do sto�u, po�o�y�a na nim nietkni�t� kromk� chleba i dwie
pi�ciogrosz�wki.
� Jak taki chytry, �e wszystko dla niego, to niech sobie we�mie � powiedzia�a i
wr�ci�
smutek. Nie mog�a zasn��, kr�ci�a si� w ��ku. M�wi�a cicho Chi�czykowi i
Jackowi te s�owa,
kt�re zna�a, a kt�rych nie m�wi�o si� g�o�no. Wreszcie pochlipa�a troch� z �alu,
�e tam nie
wesz�a i nie zabra�a pude�ka, kt�re wydawa�o jej si� tego wieczoru najwi�kszym
skarbem na
�wiecie.
IV
Swoje mieszkanie uwa�a�a za pi�kne, najpi�kniejsze. Najbardziej lubi�a przebywa�
w kuchni.
Tam wszystko by�o �ywe. Podskakiwa�y pokrywki w garnkach, kipia�y kartofle,
mleko ucieka�o
na blach�, przypala�o si� natychmiast na br�zowo i wype�nia�o kuchni� sw�dem, a�
Jad�ka
musia�a sypa� popi� na zalane fajerki, ciasto na stolnicy pod naciskiem wa�ka
rozci�ga�o si�
w cienkie placki, skrzypia�y drzwiczki od kredensu. Jad�ka k�apa�a trepami i
wzdycha�a ci�ko,
w lecie mr�wki chodzi�y po cukrze, brz�cza�y muchy kr���c wok� zawieszonego na
suficie lepu,
w jesieni z grzyb�w wy�azi�y robaki i kurczy�y si�, kiedy si� je dotkn�o
patykiem, a trzy
wyhaftowane kucharki patrzy�y znad pieca wy�upiastymi oczami. Pokoje by�y
sztywne ze swoimi
czerwonymi pod�ogami, kt�re zawsze sprawia�y wra�enie ch�odu, zielone chodniki
mia�y
szorstkie sploty, utkane w wielkie winogrona, jakie nie ros�y nigdzie na
�wiecie. W sypialni, na
�rodku pokrytych markizetowymi kapami ��ek, siedzia�a lalka z twarz� cyganki,
pusz�c si�
d�ug� kloszow� sukienk� i grubymi l�ni�cymi warkoczami z jedwabiu. Annie nie
wolno by�o
bawi� si� t� lalk� i nie mia�a zupe�nie na to ochoty. By�a to bezduszna, g�upia
lalka bez �adnych
zadrapa�, z cer� z at�asu, z wa�kami trocin zamiast r�k i n�g, lalka, kt�rej nie
mo�na polubi�.
Anna nie dotyka�a jej nigdy, cieszy�a si� tylko, �e z czasem p�owieje od s�o�ca
roz�o�ona
starannie w idealne ko�o seledynowa krynolina cyganki. Najbardziej obcy wydawa�
si� Annie
du�y pok�j, w kt�rym przyjmowano go�ci i kt�ry zarazem stanowi� jej wielki pow�d
do dumy.
Firanki ze storami przepuszcza�y tu ma�o �wiat�a, portiery u drzwi sprawia�y
wra�enie, �e kto� si�
za nimi czai, i nie mo�na by�o nawet pomy�le�, �e masywny rozk�adany st� nagle
zacznie
przebiera� nogami, na takich stal ci�kich klocach. Na otomanie le�a�y malowane
poduszki
a obok nich serwetki, nie mo�na by�o tam w�a�ciwie wygodnie usi���, �eby czego�
nie pognie��,
mo�na by�o tylko przycupn�� na brze�ku i popatrze� sobie na ca�y pok�j. Kozetka
w pawie by�a
weso�a, Anna cz�sto odchyla�a pokrowiec i wodzi�a palcem po rozcapierzonych
pawich ogonach,
z kt�rych jeden ko�czy� si� pod spodem. Przez to mieszkanie niezwyk�e i jedyne
we wsi, czu�a
si� kim� lepszym od swoich r�wie�nik�w. U innych dzieci by�y w domach gliniane
pod�ogi
i cz�sto obora przez �cian�, �eby w zimie by�o cieplej, nie przyje�d�ali go�cie,
nie wydawano
przyj��, z wyj�tkiem wesela, chrzcin i pogrzebu, na �niadanie by� barszcz, a na
obiad kartofle
z mlekiem. Tylko we �niwa pra�ucha ze s�onin�. Niekiedy udawa�o jej si�
wprowadzi� do
wielkiego pokoju gromadk� wiejskich dzieci. Dotyka�y rze�bionych kasetek z
Krynicy
i Zakopanego, milk�y sp�oszone na widok patefonu i kryszta�owego radia i nie
umia�y powt�rzy�
za Ann� s�owa �eta�erka�. S�ysz�c kroki Jad�ki wyrzuca�a dzieci do sieni. By�a
pe�na uczucia
triumfu. Widzia�y na w�asne oczy, �e jest czym� wi�cej ni� one. Nie chodzi boso,
ma meble dla
lalek i rodzin� w mie�cie. S�usznie wi�c nale�� jej si� w zabawie specjalne
przywileje, kt�re nie
zawsze przyznawano jej dobrowolnie. Nigdy nie upomina�a si� o nie g�o�no, ale
cz�sto czu�a si�
dotkni�ta i ura�ona, kiedy na przyk�ad musia�a �kry� wed�ug kolejno�ci, a nie
dwa razy z rz�du,
jak mia�a na to ochot�, albo nie mog�a by� ca�y czas Kr�lem Lulem i zgadywa�,
gdzie dzieci by�y
i co robi�y. Kiedy dzieci przebywa�y w wielkim pokoju, patrzy�y na Ann� z pewnym
szacunkiem,
a ona, �wiadoma swojej wa�nej roli i odr�bno�ci, kr��y�a po pokoju wynajduj�c
coraz to nowe
rzeczy do pokazania, nawet swoje pierwsze w�osy pieczo�owicie przechowywane w
pude�ku po
czekoladkach Wedla. Jednak�e dzieci ju� za progiem wydawa�y si� zapomina� o
pluszowych
portierach, kryszta�owych wazonach i jelenich rogach wisz�cych nad drzwiami.
Nawet � Anna
zauwa�y�a to z niema�ym zdziwieniem � z odcieniem pogardy patrzy�y na jej
czerwony sweterek
z golfem i nogi w skarpetkach obute w sk�rkowe sanda�ki. Niejasno czu�a, �e ta
inno��, z kt�rej
jest dumna, ta ca�a jej wspania�o��, to mieszkanie � przeszkadzaj� jej w
uzyskaniu wsp�lnych
praw, prowokuj� ch�� zemsty, odwetu. Jest sama. Przekupywanie dzieci cukierkami,
kt�re mog�a
bra� w sklepie na kredyt w nieograniczonych ilo�ciach, dawa�o osza�amiaj�ce
efekty na
pi�tna�cie minut. Kiedy dzieci dojad�y ostatni landrynek, rozbiega�y si�,
nierzadko krzycz�c:
�Anka-sranka pa�skie dziecko!�
Opowiada�a d�ugie historie o mie�cie z jego �wiat�ami, o cukierni, w kt�rej
jad�a lody,
o Kr�lewnie �nie�ce, kt�r� widzia�a w kinie jak �yw�, kiedy by�a u babki, i
dodawa�a, �eby
zmia�d�y� s�uchaczy, �e wkr�tce b�dzie mia�a fabryk� zabawek. Jednak te
opowie�ci, kt�re
wydawa�y si� k�amstwem, zupe�nym wymys�em, nie przyt�acza�y s�uchaczy
cudowno�ci� Anny.
W zabawie obowi�zywa�y rzeczy konkretne. Czy potrafi d�ugo le�e�, je�li j� b�d�
bi� zgni�ymi
kartoflami? Czy w zimie wejdzie do przer�bla tak, �eby jej by�o wida� tylko
g�ow�?
Odpowiedzia�a, �e wejdzie, niech poczekaj� do drugiej zimy, bo ju� nie ma lodu
na rzece.
Tymczasem posz�a kt�rego� dnia w stron� kopca, sk�d wyjmowano doszcz�tnie
przemarzni�te
kartofle. Marzy�a, �eby nikt nie zwr�ci� uwagi na jej we�niane rajtuzy. Ta
Jad�ka, nigdy nie
ust�pi, cho�by przep�aka� ca�y ranek, �e ciep�o. Pierwszy po�o�y� si� Ignac,
kt�ry od roku
chodzi� do szko�y. Stan�li nad nim ca�� chmar�, z gar�ciami �mierdz�cych ju�
nieco ziemniak�w.
Ch�opiec zamkn�� oczy. Stan�li blisko i zacz�li wali� z ca�ych si�, starannie
celuj�c w twarz.
Ignac zaciska� dr��ce powieki i le�a� bez ruchu. Rzucali w niego dalej, a� ca�a
g�owa pokry�a si�
mazist� papk�. Nie p�aka�. Anna wzi�a kartofel, wydawa� jej si� odpowiednio
twardy, i szerokim
zamachem uderzy�a lgn�ca w nos. Zerwa� si�, pociek�a mu krew.
� Poca�uj mnie w dup�, ty... ty... pa�skie dziecko � krzykn��. � K�ad� si�,
m�dralo!
� Fujara � odpowiedzia�a, prze�ywaj�c dotkliwie obelg�. Zaledwie wyci�gn�a si�
na
wilgotnej s�omie, zaw�adn�� ni� ten sam l�k, kt�ry prze�ywa�a chc�c przej�� ko�o
psa. Tylko tu
nie mog�a zawr�ci�. Wiedzia�a, ile zale�y od jej postawy. Zacisn�a pi�ci.
Poczu�a na oczach,
policzkach i wargach k��liwe, piek�ce uderzenia i md�y zapach kartoflanej masy,
kt�ra
rozpryskiwa�a jej si� na twarzy. Uderzenia by�y coraz bardziej bolesne.
Przelecia�o jej przez
g�ow�, �e mo�e nie �yje. Zacz�a p�aka�. Ciosy nie ustawa�y, a ona nie mia�a
si�y si� podnie��.
� Co tu wyprawiata? � us�ysza�a g�os gospodarza. � Wynocha st�d!
Dzieci si� rozpierzch�y. Anna spr�bowa�a poruszy� r�k�.
� O Jezu, Hank� J�zefowicz�w zbili zgni�ymi zimniokami, czekajta, psiajuchy, jak
wom
J�zefowicz wyprawi. � Gospodarz wzi�� j� na r�ce. Czu�a jak puchn� jej wargi,
nie by�a w stanie
si� odezwa�, a jednocze�nie zalewa�a j� fala b�ogiego uniesienia i
niepohamowanej rado�ci. Nie
uciek�a! A �ez pod rozmazan� bryj� z kartofli nie by�o wida�. Teraz b�d� my�le�,
�e
wytrzyma�aby tak ca�y dzie�. Zaledwie jakby z daleka dociera� do niej g�os
matki, kt�ra dosta�a
spazm�w, a Jad�ka przep�aka�a ca�y dzie�. Ojciec siedzia� na ��ku Anny i k�ad�
jej na twarz
zimne kompresy. Przynosi�o to na kr�tko ulg�, potem zapuchni�te powieki piek�y
znowu. P�awi�a
si� w szcz�ciu. Wytrzyma�a. I jak by dla dope�nienia tego stanu szcz�liwo�ci,
nast�pnej nocy
spali� si� sklep Bekasa. I cho� Chi�czyk sta� ju� w kuchni na kredensie, kupiony
przez Jad�k�
i zamieniony na zwyk�e pude�ko z herbat�, czu�a si� jakby p�yn�a w powietrzu.
Nie mia�a ju�
�adnych zastrze�e�, �e pude�ko zabierze Jad�ka, poniewa� rozsypa�y jej si� dwa
r�a�ce, kt�re
przechowywa�a w torebce po cukrze. �A to grzech tak trzyma� r�aniec jakby jakie
koraliki na
szyj�. Kiedy� nawlok�, a teraz niech sobie le�� przyzwoicie.�
Jednak od historii z Chi�czykiem �ycie zacz�o si� komplikowa�. K�amstwo,
niezgodno��,
wieloznaczno�� s��w. Bocian mia� przynie�� dziecko, chodzi�a wi�c pod wysok�
topol�
i wypatrywa�a oczy. Mo�e ju� jest to dziecko? A jak jest, to spadnie z topoli. I
co tam b�dzie
jad�o? �aby od bociana? Jeszcze dziecka nie by�o, nie by�o i bocian�w. Gniazdo
sta�o puste,
osierocone. �Co� d�ugo w tym roku nie przylatuj�� � rozmy�la�a. A przecie� to
by�a wiosna,
jeszcze tylko gdzieniegdzie le�a�y na ��kach resztki brudnego �niegu, ale lodu
na rzece nie by�o
ju� wcale. Po sprawie z kartoflami mia�a si� bawi� tylko z Irm�, ale Irmy
jeszcze nie by�o
w pa�acu. Jad�ka ci�gle krzycza�a, �e przeszkadza, cho� Anna zawsze przed snem
przyrzeka�a
sobie, �e b�dzie grzeczna. Jeszcze najlepiej by�o siedzie� na oknie i przygl�da�
si� �wiatu.
� No, wiosna idzie na ca�ego � powiedzia�a Jad�ka i zabra�a si� do prania.
Ustawi�a na sto�ku
wielk� drewnian� bali�.
� Gdzie idzie? � zapyta�a Anna. � Tu ko�o naszego domu?
� Po ziemi ca�ej. Sied� cicho na oknie, to zobaczysz. � Wla�a do balii garnek
wrz�tku, a�
para buchn�a na kuchni�. Anna patrzy�a z nadziej� przez okno. Wytrzeszcza�a
oczy
i wypatrywa�a zwiewnej pani w zielonej sukni. Czy b�dzie rozsypywa� kwiaty?
Wiosny nie by�o
wida�, cho� Anna siedzia�a cichutko. Kury i perliczki chodzi�y po podw�rku
przekrzywiaj�c
g�owy, jakby pilnie nads�uchiwa�y tajemniczych g�os�w. Jad�ka wytar�a d�onie w
d� sp�dnicy,
wzi�a wiadro i wysz�a po wod�. Anna zeskoczy�a z parapetu i stan�a przy balii.
Zanurzy�a r�ce
w brudnawych mydlinach. Kr�ci�a w k�ko kawa�kiem p��tna, a� zrobi� si� wir.
Mydliny by�y
ch�odne, �liskie, robi�o si� na nich coraz mniej baniek.
� Odejd��e! � krzykn�a Jad�ka wracaj�c do kuchni. � Ca�e r�kawy w swetrze
mokre.
Zdejmuj to! Jeszcze z jednego nie wylaz�a, a ju� w drugie leziesz. A potem
b�dzie na mnie, �e ci�
nie pilnuj�. Psa by pr�dzej upilnowa�, bo si� na �a�cuchu u budy przywi��e i
dobrze. Jeszcze nie
widzia�am takiego utrapionego dziecka. Wszystko ruszy, cho�by si� m�wi�o sto
razy.
� Wiosna nie idzie � Anna odesz�a od balii. � Co to pierzesz?
� Drzwi do lasu. �le patrzysz. Jakby� nie by�a psotna i siedzia�a cicho na
oknie, to by�
zobaczy�a, jak idzie.
�Drzwi do lasu?! Z kt�rej strony?� � zastanowi�a si� Anna i pos�usznie wr�ci�a
na parapet.
Siedzia�a spokojnie i d�uba�a palcem coraz wi�ksz� dziur� na kolanie w
rajtuzach. Zachcia�o jej
si� herbaty z cytryn�, takiej kiedy ju� jest tylko troch� na dnie w garnuszku,
��tej i kwaskowej.
Czu�a, jak �lina nadbiega jej do ust. Plun�a na szyb� i wszystko dok�adnie
rozmaza�a w szybko
wysychaj�ce smugi.
� Nie paprz okna � powiedzia�a monotonnie Jad�ka wyci�gaj�c z balii ko�ek
owini�ty
szmat�. Szara woda bluzn�a do podstawionego wiadra. Anna wprost skr�ca�a si� z
pragnienia,
�eby woda wyla�a si� na pod�og�. Lubi�a patrze�, jak woda ��obi sobie w pod�odze
wilgotne
j�zyczki. Kiedy Jad�ka my�a kuchni�, Anna zawsze siedzia�a na jej ��ku �ledz�c
ka�dy ruch.
Jad�ka najpierw moczy�a par� desek, potem szczotk� z pi�r szorowa�a miejsce ko�o
miejsca.
Brud pryska� naoko�o, zostawiaj�c zacieki na dole �ciany i nogach kuchennych
sprz�t�w. P�niej
Anna rysowa�a starannie o��wkiem kreski ��cz�ce te plamki. Wychodzi�a �mieszna
pl�tanina
figur, mo�na by�o � patrz�c na to � wyobrazi� sobie wszystko, cho�by map�,
zale�a�o, z kt�rej
strony si� patrzy�o, czy stoj�c z g�ry, czy te� le��c na pod�odze. Ale
naj�adniejszym momentem
mycia pod�ogi by�a chwila, kiedy Jad�ka wyszorowa�a ju� pr�g, wyd�ubuj�c brud ze
szpar
ko�cem z�amanego no�a i ca�ym wiadrem przezroczystej wody chlusta�a na pod�og�.
Anna
wybiera�a sobie wtedy oczami jaki� punkt i czeka�a, a� woda dojdzie tam sama,
bez pomocy
�cierki. Patrzy�a w s�k nieruchomymi oczami, ponaglaj�c w my�lach wod�. Jednak�e
Jad�ka
psu�a zabaw� i zamaszystym ruchem zagarnia�a wszystkie j�zyczki, nadaj�c
pod�odze
jednakowy, szklisty odcie�. Dobrze te� by�o patrze�, jak schnie pod�oga. Nie
wiadomo, w kt�rym
momencie zaczyna�y si� tworzy� szare wysepki, kt�re z wolna ��k�y, wreszcie
biela�y, no nigdy
nie mo�na by�o tego podpatrze� i zauwa�y�, zupe�nie tak jak mo�na by�o sta�
godzinami nad
p�kami kwiat�w i nie widzie�, kiedy si� rozwijaj�, a jak si� odesz�o i wr�ci�o
p�niej, to si� od
razu zastawa�o otwarte kielichy.
� No i czego si� tak wpatrujesz w pod�og�, jakby� tam co widzia�a. Jak �yj�, nie
s�ysza�am
nawet o takim dziecku. Jak spojrzy na cz�owieka, to jakby mia�o sto lat, tak mu
z ocz�w wygl�da,
a jak co zrobi, to jak g�upi pies � m�wi�a Jad�ka, ale Anna nie przejmowa�a si�
tym gadaniem.
Niejeden raz chcia�a by� psem, le�e� na �rodku drogi i niczego si� nie ba�.
Wzi�a le��ce na stole no�yczki i misternie wycina�a na kolanie coraz wi�ksz�
dziur�, robi�c
na jej obwodzie z�bki i lu�no zwisaj�ce paski.
� O Panie Jezu! Za jak� kar� tu siedz� z tym bachorem! Co� zrobi�a? �
wrzeszcza�a Jad�ka
wyrywaj�c jej no�yczki.
� Polsk�. Tatu� mi pokazywa� na mapie. No, zobacz sobie. � Napi�a z dum� go�e
kolano. �
A tu jest p�wysep Hel. � Podnios�a do g�ry czerwony strz�pek � K�amczucha
jeste�. Siedzia�am
cicho i wiosna nie idzie.
� No to co� ty chcia�a zobaczy�, jak idzie, czy co, g�upia. W g�ow� si� puknij,
to ci mo�e
rozumu troch� przyjdzie. Jak mamusia pojedzie do babci, to ci fig� przywiezie za
to, �e� taka
niedobra � mrucza�a wrzucaj�c do miednicy wykr�cone �cierki. � Id� mi st�d,
niech w spokoju
sko�cz� to pranie.
Anna posz�a do sypialni i uwa�nie przygl�da�a si� w lustrze. Lustro mia�o
kszta�t ogromnego
jajka, zajmowa�o ca�e �rodkowe drzwi szafy. �Taka du�a dziewucha � m�wi�a do tej
drugiej,
kt�r� widzia�a w lustrze � ani w piecu nie umie rozpali�, ciemno�ci si� boi,
tylko po ca�ych
dniach wymy�la g�upoty� � wykrzywi�a si�. Patrzy�y na ni� wielkie, idealnie
okr�g�e oczy. �Jak
guziki od kostiumu cioci Loni.� Bardzo chcia�a mie� r�ow� we�nian� sukienk� i
nigdy nie nosi�
pod po�czochami d�ugich majtek z zapinan� z ty�u na po�cielowe guziki klap�.
�B�d� mia�a dwie
nowe sukienki na chrzciny Jacka� � ucieszy�a si�. Zacz�a si� g�owi�, z kt�rej
strony mo�na by
zrobi� drzwi do lasu. I z czego? I po co te drzwi, kto b�dzie przez nie
wchodzi�, skoro mo�na do
lasu wej�� w ka�dym miejscu.
Z podnieceniem zacz�a my�le� o Irmie, kt�ra wydawa�a jej si� bardzo pi�kna,
cho� mia�a
d�ug� g�ow�, kt�ra wyrasta�a z szyi jak p�katy og�rek. Irma rzadko przebywa�a z
matk�
w pa�acu. Przywilej zabawy z ni� Anna uwa�a�a za wielki zaszczyt, cho� Irma
nigdy nie
odezwa�a si� do niej ani jednym s�owem. Uwa�a�a zabaw� z ni� za zaszczyt, ale to
nie znaczy, �e
lubi�a Irm�. Lubi�a chodzi� po jej wielkim ogrodzie, wyci�ga� kolorowe pi�ki z
g�stych krzew�w
agrestu, wydziera� Irmie z r�ki zabawk�, wrzuca� j� gdzie� w porzeczki albo
maliny i kaza� jej
szuka�. Popycha�a j�, poszturchiwa�a, szczypa�a i krzycza�a na ni�. Irma
patrzy�a na Ann�
wilgotnymi oczami i chodzi�a za ni� pos�usznie krok w krok. Anna nie wiedzia�a,
dlaczego ma
by� dobra dla Irmy �cho�by nie wiem co ci zrobi�a�. Raz w przyst�pie z�o�ci,
zerwa�a jej z szyi
z�oty �a�cuszek z krzy�ykiem i wrzuci�a do studni. Irma nie poskar�y�a matce i
nast�pnego dnia
czeka�a na Ann� w bramie ogrodu, z lepkimi czekoladkami w zaci�ni�tej d�oni.
Anna wzi�a
czekoladki i kaza�a, je po�kn�� Irmie na raz, Irma zamkn�a oczy i prze�kn�a
wszystko. Wtedy
po raz pierwszy poczu�a, �e kogo� lubi, poczu�a jakie� ciep�o pomieszane z
lito�ci�. Irma by�a
podobno chora, leczono j� w mie�cie. Anna nie wiedzia�a z czego. Pastwi�a si�
nad ni�, dziwnie
pewna w�asnej bezkarno�ci. Kaza�a jej kiedy� rozebra� lalk�, Irma nie
zrozumia�a. Plun�a na ni�.
Irma wytar�a twarz r�bkiem sukni i poda�a Annie lalk�. To niezwyk�e zachowanie
c�rki
dziedziczki wyja�ni�a Annie w ko�ciele Ma�ka Maku��w: �O, przysz�a twoja
kole�anka,
niemowa. Baw si� z takim g�uchotem.� Anna si� przerazi�a. Przysi�g�a wtedy w
ko�ciele, �e ju�
b�dzie dla Irmy dobra, �e nie b�dzie jej zazdro�ci� br�zowych kr�conych w�os�w i