1838
Szczegóły |
Tytuł |
1838 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1838 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1838 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1838 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Brian Callison
Wojna Trappa
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1993
Prze�o�y�
S�awomir K�dzierski
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w drukarni PZN
Warszawa, ul. Konwiktorska 9.
Pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Ca�o�� nak�adu 50 egz.
Przedruk z Wydawnictwa
"Amber",
Pozna� 1990
Pisa� R. Du�
Korekty dokonali:
St. Makowski
i K. Kruk
Prolog
- O rany, ale ciemno!
Trapp u�miechn�� si� z
zadowoleniem i skierowa� w
stron� drzwi ster�wki. - NOc
czarna jak ty�ek suda�skiego
palacza.
I rzeczywi�cie mia� racj�.
Przynajmniej do chwili, kiedy
salwa pocisk�w o�wietlaj�cych z
g�uchym pukni�ciem zap�on�a
bezpo�rednio nad mostkiem
"Charona", potwierdzaj�c tym
samym, �e nie mo�na ju� liczy�
na niczyj� dyskrecj�. W ka�dym
razie, kiedy p�ynie si� w �rodku
nocy mniej ni� trzydzie�ci mil
na po�udniowy wsch�d od
obl�onej wyspy zwanej Malt�.
NO i bior�c pod uwag�, �e
akurat dzieje si� to w po�owie
1942 roku.
Tak wi�c kapitan do swojej
poprzedniej kwestii poda� pe�ne
rezygnacji: - Ooo, CHOLERA! - po
czym znurkowa� w stron� czysto
psychologicznej os�ony, jak�
dawa�y mu obci�gni�te p��tnem
relingi prawego skrzyd�a mostka.
Zanim ten ca�kowicie
instynktowny odruch sprawi�, �e
por�cz znalaz�a si� na wysoko�ci
jego oczu, spostrzeg� jeszcze z
irytacj�, i� wci�� nie mo�e si�
zorientowa�, co w�a�ciwie ich
zaskoczy�o i stanowi teraz
anonimow� gro�b� ukryt� w
jeszcze g��bszej ciemno�ci
zalegaj�cej za kr�giem
zastyg�ego w magnezjowym blasku
morza.
By� mo�e w zaistnia�ych
okoliczno�ciach nie powinno si�
pierwszego wniosku, jaki zrodzi�
si� w umy�Le Trappa, uwa�a� za
zaskakuj�cy. W gruncie rzeczy,
ka�dy do�wiadczony na wojnie
brytyjski marynarz znalaz�szy
si� w centrum takiego
szarpi�cego bebechy pokazu
pirotechnicznego, m�g�by
zareagowa� w identyczny spos�b.
- U_boot! Atak wynurzonego
u_boota, niech to jasny...
Co oznacza�o, �e minie jeszcze
ze dwadzie�cia sekund, zanim
oddalona obs�uga dzia�a
zidentyfikuje cel, precyzyjnie
okre�Li po�o�enie, ustali k�t
podniesienia lufy i...
Trzyna�cie... czterna�cie...
pi�tna�cie... Trapp zacz�� si�
odwraca�, by spojrze� do ty�u,
na ster�wk�. W prostok�cie drzwi
widnia�a jakby zawieszona w
powietrzu twarz pierwszego
oficera - przera�liwie bia�a
plama z czarn� dziur� po�rodku i
mrugaj�cymi, br�zowymi oczyma
Greka, kt�re kry�y ju� w sobie
�wiadomo�� �Mierci. Nagle czarna
dziura znikn�a, gdy male�ki
cz�owieczek zamkn�� usta
usi�uj�c prze�kn�� �lin�. Na
chwil�, zanim Trapp rykn�� z
ca�ej si�y: - PADNIJ! Padnij i
m�dl si�, �eby to nie...
...siedemna�cie... osiemna�cie...
PIerwszy pocisk burz�cy trafi�
"Charona" dok�adnie w chwili,
gdy kapitana ol�Ni�a nast�Pna
my�L. Mo�liwo��, kt�ra przysz�a
mu do g�owy, by�a tak
przera�aj�ca, tak
nieprawdopodobna, �e Trapp w
po�owie zdania przeredagowa�
swoje ostrze�enie skierowane do
pierwszego oficera,
Theofylaktosa Papavlahapulosa.
- NIe, Pappy - stwierdzi�
szczerze. - PO tym, co
wyprawiali�my, m�dl si�, �eby to
by� U_boot, a nie jaki� inny
okr�t wojenny. W ka�dym razie,
nie Royal Navy!
W tej samej sekundzie od�amki
i ostre jak brzytwy fragmenty
statku przebi�y leciwy prz�d
mostka "Charona", a ci�gle
stoj�cy tam pierwszy oficer
zacz�� zanosi� si� nieludzkim,
gulgocz�cym krzykiem...
...po pewnym namy�le nale�y
jednak uzna�, �e by�a to do��
dziwna uwaga. Ta o Royal Navy.
Szczeg�lnie w ustach
do�wiadczonego na wojnie
brytyjskiego marynarza.
I to w chwili, kiedy zosta�
zaatakowany.
Oczywi�cie, Trapp nigdy nie
nale�a� do ludzi, kt�rzy m�wi�
stereotypowe rzeczy. Albo, je�Li
chodzi o �cis�o��, post�puj� w
stereotypowy spos�b. By� mo�e na
tym polega� jego b��d - wada,
kt�ra doprowadzi�a go do obecnej
sytuacji. Do tego, �e �eglowa�
dumnie przez sam �rodek wojny
�wiatowej nie deklaruj�c si� po
�adnej z walcz�cych stron.
By�o to co� w rodzaju
jednostronnej neutralno�ci. Ca�y
k�opot polega� jednak na tym, �e
Trapp by� jedynym sygnatariuszem
tej umowy. Jedyn� osob�, kt�ra
uznawa�a �w szczeg�lny status
kogo�, kto nie bierze udzia�u w
drugiej wojnie �wiatowej.
Najprawdopodobniej jedyn� osob�,
kt�ra cokolwiek o tym wiedzia�a.
Jedno wszak�e by�o ca�kowicie
jasne.
NIewidzialny okr�t wojenny z
prawej burty albo nie zdawa�
sobie z tego sprawy, albo po
prostu nie dba� o to. A kiedy
kto� w czasie morskiego starcia
znajdzie si� po niew�a�ciwej
stronie lufy, w�wczas wszelkie
tego rodzaju subtelno�ci staj�
si� nieco akademickie i ma�o
istotne.
Tak wi�c kapitan Edward Trapp,
samozwa�cza neutralna strona
�wiatowego konfliktu, po prostu
wtuli� si� w brudny pok�ad
swojego statku i z gorycz�
s�ucha� przebijaj�cych si� przez
ryk pary wodnej wydobywaj�cej
si� z rozerwanego ruroci�gu
windy kotwicznej �miertelnych
j�K�w swojego pierwszego
oficera. Czu� te�, �e nie
sterowany "Charon" odpada w
prawo, od�amki bowiem, kt�re
posieka�y ster�wk�, lec�c w
stron� rufy podziurawi�y
najprawdopodobniej r�wnie� i
sternika.
Przez kilka kr�tkich chwil
pozwoli� sobie wr�ci� my�l� do
poprzedniej wojny na morzu,
kiedy to m�odziutki midszypmen
Edward Trapp z Nrvr * sta�
podenerwowany na mostku innego
starego statku. I s�ucha�
ogarni�ty narastaj�cym strachem
i dum�, jak dow�dca tego
zm�czonego, niedostatecznie
uzbrojonego kr��ownika
pomocniczego m�wi spokojnie:
"Prosz� rozkaza� konwojowi, �eby
si� rozproszy�. I meldunek do
Admiralicji. Otwartym tekstem...
"NAWI�ZUJ� KONTAKT BOJOWY Z
NIEPRZYYJACIELSKIM CIʯKIM
KR��OWNIKIEM. MOJA POZYCJA - Sto
DWADZIE�CIA TRZ..."
Royal Navy Volunteer Reserve -
Kr�lewska Morska Rezerwa
Ochotnicza (przyp. t�um.)
Dow�dca nigdy jednak nie
doko�czy� meldunku, albowiem
pierwsza salwa rozerwa�a si� tu�
nad tym beznadziejnie
bohaterskim cz�owiekiem znacznie
wcze�Niej ni� niemiecki
kr��ownik znalaz� si� w zasi�gu
dzia� brytyjskiego okr�tu. I
jedynym wyra�nym wspomnieniem
m�odego Trappa, zanim eksplozja
unios�a go swymi delikatnymi
palcami i z�o�y�a czule w
odleg�o�ci jednego kabla za ruf�
p�dz�cego, skazanego na zag�ad�
okr�tu, by� widok oficer�w,
nawigacyjnego i artylerii,
zamienionych w jedn�
rozszerzaj�c� si� krwaw� plam�.
Kiedy tak p�ywa� sobie,
ca�kiem wygodnie, widzia�
zasnutymi �zami oczyma, jak
burz�ce pociski salwa za salw�
nadlatuj� z grzmotem zza
odleg�ego horyzontu mia�d��c,
pal�c i rozrywaj�c jego koleg�w
w�r�d wci�� p�yn�cego naprz�d
piek�a rozpadaj�cej si� stali.
Trwa�o to a� do chwili, kiedy
przestarza�y, nie dozbrojony
kr��ownik pomocniczy ostatecznie
po�o�y� si� na burcie jakby
godz�c si� z gorycz� pora�ki,
podczas gdy te dalekie
mr�weczki, kt�re wybra�y
mo�liwo�� utoni�cia pod warstw�
rozp�ywaj�cego si� wok� py�u
w�glowego, pospiesznie zsuwa�y
si� po rozharatanej burcie
okr�tu. Midszypmen Trapp poczu�
wi�c nieomal ulg�, kiedy
pojedynczy niemiecki pocisk
oszcz�dzi� im dalszych k�opot�w,
odnajduj�c drog� do g��wnej
komory amunicyjnej i pocz�tkuj�c
eksplozj�, kt�ra unios�a ku
niebu ostatni�, wynios�� kolumn�
spi�trzonej wody i ognia...
Unoszony przez kamizelk�
ratunkow�, jedyny ocala�y z
za�ogi okr�tu midszypmen Trapp
p�ywa� przez ca�y ten dzie� i
przez ca�� noc. I r�wnie� przez
ca�y nast�Pny dzie� i ca��
nast�Pn� noc. Chcia� umrze�, ale
nie by� w stanie utrzyma� g�owy
pod wod� wystarczaj�co d�ugo,
�eby si� utopi�, wymaga�o to
bowiem du�ej odwagi. Trapp za�
by� wtedy tylko ma�ym, bardzo
przestraszonym ch�opcem.
A� wreszcie, trzeciego dnia
przydryfowa�a w pobli�e tratwa z
przyczepionym do� fragmentem
cz�owieka i Trapp uzna�, �e owa
ludzka po��wka nie powinna mie�
nic przeciwko temu, by dla
odmiany pop�ywa� sobie przez
chwil� wp�aw. Zamienili si� wi�c
miejscami, ale �w facet nie
zechcia� si� odczepi�, i d�ugo
jeszcze p�yn�� za tratw� Trappa.
Trappowi bardzo si� to nie
podoba�o, naoko�o bowiem by�o
wiele male�kich rybek oraz
innych morskich stworzonek i
Trapp nie m�g� znie�� widoku
tego, co one robi� z jego
nieod��cznym towarzyszem
w�dr�wki...
W ko�cu jednak �w facet zacz��
stawa� si� coraz mniejszy i
mniejszy, a� ostatecznie znikn��
ca�kowicie. M�odemu Trappowi
r�wnie� si� to nie spodoba�o,
nie by�o to bowiem zbyt mi�e -
najpierw narzuca� si� komu�, a
kiedy wreszcie cz�owiek zaczyna�
przyzwyczaja� si� do
towarzystwa, znowu zostawi� go
samego. Nawet je�eli zaj�o to
do�� wiele czasu. Dziesi�tego
dnia zacz�� nienawidzi� Royal
Navy. I niemieckiej marynarki. I
ca�ej tej cholernej wojny.
Dwunastego dnia czerwonawa
ryba wyskoczy�a nad powierzchni�
wody i wyl�dowa�a na tratwie,
prosto przed nosem Trappa.
Patrzy� na ni� przez kilka
minut, jak podskakiwa�a i
walczy�a dusz�c si�, i mia�
nadziej�, �e ucieknie, bo
wysi�ek, jaki kosztowa� go ka�dy
ruch, by� zbyt wielki, nawet
je�eli chodzi�o o �ycie. W ko�Cu
jednak ryba przesta�a si� rzuca�
i po prostu le�a�a, gapi�c si�
na niego wy�upiastymi, pe�nymi
wyrzutu oczyma i po�yskuj�c
unosz�cym si� w rytm oddechu
brzuchem.
- Przepraszam - szepn�� ze
smutkiem. - Ale doprawdy zbytnio
ryzykujesz, co, Rybo?
A potem j� zjad�. Wci��
jeszcze dysz�c�. Utrzyma�o go to
przy �yciu przez nast�pne siedem
dni.
Dziewi�tnastego dnia wyci�gn��
go z wody przep�ywaj�cy nie
opodal okr�t. By� to niemiecki
rajder. Wszyscy byli dla niego
bardzo mili. Karmili go,
pomagali mu ponownie uczy� si�
chodzi�, a nawet pozwolili mu
napisa� list do domu.
A potem go zamkn�Li. Na prawie
dwa lata. Do chwili podpisania
zawieszenia broni midszypmen
Edward Trapp Rnvr nabra�
patologicznej wr�cz niech�ci do
wszystkiego, co mia�o cho�by
najmniejszy zwi�zek z wojn� i
bezsensownym marnotrawstwem.
Zako�czy�o to pierwszy etap
kszta�towania niezwykle
osobliwego i wyj�tkowo
dra�skiego przedstawiciela
marynarki handlowej.
Drugi pocisk nadlecia� z mroku
rozpo�cieraj�cego si� poza
blaskiem flary, przeszed�
czy�ciutko przez wysoki,
piszcza�kowaty komin "Charona" i
nie wybuchn��. MImo to rozwali�
kolejny ruroci�g - tym razem ten
zasilaj�cy niegdy� l�Ni�c�,
mosi�n� syren� okr�tow�.
Trapp jeszcze przez kilka
chwil le�a� plackiem na
pok�adzie i zaczyna� si� coraz
bardziej w�cieka�, podczas gdy
og�lny zam�t powi�Ksza�o to
dodatkowe wycie pary pod wysokim
ci�nieniem. Wreszcie, nie mog�c
ju� d�u�ej si� opanowa�, rzuci�
w mrok barwne przekle�stwo, po
czym lekcewa��c zagro�enie
zerwa� si� na r�wne nogi i
cisn�� swoj� zat�uszczon� czapk�
gdzie� w kierunku, z kt�rego do
niego strzelano.
A raczej do "Charona". Co i
tak oznacza�o, �e do niego. I do
pierwszego mechanika Ala
Kubiczka, dawniej w Us Navy,
obecnie dezertera. I do drugiego
oficera (niedyplomowanego)
Chafica Abou Babikiana, dawniej
pomocnika w�a�ciciela burdelu i
sutenera, przejawiaj�cego
nieoczekiwan� pasj� do
nawigacji, zachodniej muzyki
klasycznej i ma�ych ch�opc�w o
anielskim wygl�dzie... I do
Gorbalsa Wullie'ego, poprzednio
w wi�zieniu Barlinne, obecnie
za� najbardziej twardego,
krn�brnego, krety�skiego
osobnika spo�r�d wszystkich
bezpa�stwowc�w, bez ojca i
matki, o mentalno�ci pirat�w,
aspo�ecznych wyrzutk�w, kt�rzy
tworzyli to, co przy odrobinie
dobrej woli mo�na by nazwa�
za�og� parowca "Charon".
Fajni ch�opcy, co do jednego,
duma� ponuro Trapp. Bez wahania
zostawi�bym ich zamkni�tych pod
pok�adem, kiedy ta rozpadaj�ca
si� kupa z�omu p�jdzie na dno.
MO�e z wyj�tkiem Pappy'ego...
W jego stosunku do male�kiego
pierwszego oficera zawsze kry�o
si� co� szczeg�lnego, co�, co
mia�o pocz�tek w b�ogich,
przedwojennych dniach, kiedy to
zawsze jaki� �adunek broni albo
paru anonimowych pasa�er�w
trzeba by�o przetransportowa� na
brzeg jednego z wielu
p�nocnoafryka�skich
szejkanat�w...
Nagle potkn�� si� o pierwszego
oficera Papavlahapoulosa
zwini�tego dziwacznie w drzwiach
ster�wki i ogarn�� go nie
do�wiadczony dot�d smutek,
uzmys�owi� bowiem sobie, �e
Pappy le�y i jest niezwykle
cichy. Z�owieszczo cichy, jak na
zazwyczaj gadatliwego Greka. I
szczeg�lnie cichy jak na
gadatliwego Greka, w kt�rym
najprawdopodobniej zrobiono
dziur�...
Jednak�e stopie�
zainteresowania pozosta��
cz�Ci� za�ogi pozwala� si�
zorientowa�, jak wielkim
cynikiem sta� si� Edward Trapp.
I jak zgorzknia�ym.
�ycie nazbyt go okaleczy�o.
Ju� nic nie pozosta�o z tego
m�odego ch�opaka, kt�ry �ka� tak
niepowstrzymanie na
podskakuj�cej tratwie
ratunkowej. Tylko dlatego, �e
zjad� patrz�c� na niego z
wyrzutem wy�upiastook�,
niewielk� ryb�...
Trapp nie od razu sta� si�
cz�owiekiem pozbawionym
jakichkolwiek z�udze�, nie by�
nim nawet w�wczas, gdy po dw�ch
latach wyszed� z otch�ani nie
ko�cz�cych si� oboz�w
jenieckich. Cho� na pewno
w�a�nie wtedy i w�a�Nie tam
przysi�g� sobie, �e nie b�dzie
bra� udzia�u w �adnej wojnie.
NIgdy i za nikogo. Ale wielu
powracaj�cych wojownik�w my�La�o
w�wczas podobnie.
W tym samym czasie zacz�� by�
r�wnie� chciwy. Co tak�e nie
by�o niezwyk�e. Wielu alianckich
je�c�w walcz�cych o przetrwanie
w NIemczech, kt�re g�odem
starano si� zmusi� do
kapitulacji, przejawia�o t� sam�
s�abo��. POd koniec wojny
bochenek czarnego chleba lub
litr zuupy z �o��dzi sta�y si�
czym� bezcennym. Trapp bardzo
szybko zorientowa� si�, �e
zdoby�, oznacza�o - prze�y�. I
niewiele wi�cej czasu zaj�o mu
uzmys�owienie sobie, �e osobiste
przetrwanie, zgodnie z
definicj�, by�o nie do
pogodzenia z trosk� o
wsp�towarzyszy.
M�ody Edward okaza� si�
cz�owiekiem, kt�ry wyj�tkowo
�atwo dostosowuje si� do
warunk�w. Gdy statek szpitalny
ostatecznie wysadzi� go w
powojennym Dover, by� opalony,
barczysty i nader sprawny
fizycznie. I kiedy wielu
repatriowanych je�c�w wojennych
os�abionych niedo�ywieniem
znoszono po trapach na noszach,
midszypmen Trapp Rnvr ruszy�
energicznym krokiem w stron�
najbli�szej kantyny Armii
Zbawienia.
Ale nawet w�wczas trzyma�
kurczowo p�kat� paczk�
dodatkowych porcji chleba i
niemieckich W~ursten.
NIe by� w stanie zje�� tego
sam. Bardzo zmieni� si� od dnia,
kiedy przeprasza� ryb�...
Oczywi�cie, wina nie le�a�a
ca�kowicie po stronie Trappa...
Na sw�j spos�b r�wnie� i on sta�
si� ofiar� wojny. O ile jednak
wi�kszo�� poszkodowanych z
biegiem czasu wyzdrowia�a
ca�kowicie, o tyle Trapp -
nigdy. By� mo�e zreszt� wcale
tego nie pragn��. By� mo�e
wyci�gn�� fa�szywy wniosek z
faktu, �e na pok�adzie
kr��ownika pomocniczego
wyruszy�o na wojn� ponad
czterystu m�czyzn, podczas gdy
do domu powr�ci� tylko on.
POcz�tkowo wi�c zacz��
lekcewa�y� przepisy, a potem ju�
�ama� je w wyzywaj�cy spos�b. Na
przyk�ad, nie czekaj�c nawet na
demobilizacj� po prostu wetkn��
za sedes na stacji w Dover to,
co pozosta�o z jego munduru,
przebra� si� w marnie skrojony
garnitur, na kt�ry natkn�� si� w
czyim� baga�u, a potem wykona�
szyderczy gest pod adresem Jkm
kr�la Jerzego V. Ich Lordowskich
MO�ci z admiralicji i "wielkiej
Brytanii Godnej Swych
Bohater�w".
Trzy dni p�niej
marynarz pok�adowy Trapp p�yn��
do Szanghaju na pok�adzie
przechylonego na burt�,
przerdzewia�ego frachtowca,
kt�ry zapewne tylko dlatego
przetrwa� wojn�, �e NIemcy
uznali, i� zatonie on bez ich
specjalnej pomocy i postanowili
zaoszcz�dzi� torped�. Warunki,
jakie panowa�y na tej p�ywaj�cej
trumnie, zapewne sk�oni�yby
ka�dego osobnika s�abszego
duchem do powrotu na drog�
cnoty, zanim nie stanie si� co�
nieodwracalnego. Ale u Trappa,
jakby na przek�r, umocni�y
jedynie przekonanie, �e wybra�
w�a�ciwy spos�b zdobycia
fortuny.
Zwia� ze statku w Hongkongu.
Frachtowiec za� ju� nast�pnego
ranka zaton�� jak wiadro z
cementem, zabieraj�c ze sob�
wszystkich pozosta�ych cz�onk�w
za�ogi. Po raz drugi w swoim
kr�tkim �yciu Trapp zosta�
skierowany przez Los kursem,
kt�ry pozwoli� mu unikn�� nag�ej
�Mierci.
Przekona�o go to ostatecznie,
�e posiada pewien niezwykle
cenny walor, kt�ry stawia go o
wiele wy�ej nad innymi, mniej
odpornymi lud�mi.
�e jego przeznaczeniem, bez
wzgl�du na to, co zrobi� czy te�
nawet komu to zrobi�, jest -
przetrwa�.
Niemniej zdarza�y si� czasem
przypadki, kiedy wszelkie
techniki przetrwania okazywa�y
si� ma�o skuteczne.
Jak w�wczas, gdy trzeci pocisk
nadlatuj�cy z g��bi nocy
wybuchn�� tu� za ruf� "Charona"i
Trapp poczu�, jak ca�y ten
cholerny statek jakby uni�s�
ruf�, a potem dygocz�c
ze�lizgn�� si� do przodu niczym
deska surfingowa na czole fali.
Straci� r�wnowag� i
przykl�kn�� gwa�townie na jedno
kolano opieraj�c je mocno na
klatce piersiowej ma�ego Greka.
Pappy jednak i wtedy nie wyda�
�adnego d�wi�Ku. Nawet nie
zirytowa� si� na wypowiedziane
odruchowo przez Trappa:
Przepraszam, pierwszy!
Nagle, jak po przekr�ceniu
kontaktu w kabinie, trzeszcz�cy
blask pocisku o�wietlaj�cego
zgas� gwa�townie i podziurawiony
mostek ponownie ogarn�a
ciemno��.
Wcze�Niej jednak kapitan
dostrzeg�, �e prawe oko
Pappy'ego spogl�da
oskar�ycielsko w jego oczy i nie
po�yskuje ju� jak wtedy, gdy
pierwszy oficer opowiada� o
male�kiej wiosce rybackiej nad
z�ocist� pla�� tu� ko�o
Kastrosiki~a.
A potem zauwa�y� miejsce,
gdzie kiedy� znajdowa�o si�
drugie oko Pappy'ego. I
w�a�ciwie dobrze, �e po tym
znowu zapad�a ciemno�� - by�o to
na sw�j tajemniczy spos�b
przejawem delikatno�ci wobec
Pappy'ego.
Trapp poci�gn�� gwa�townie
nosem i podni�s� si�. POwoli,
tak, �eby ten cz�owiek le��cy
spokojnie w drzwiach ster�wki
nie pomy�la�, �e swoim wygl�dem
sprawi� mu jak�� przykro��.
Pr�bowa� prze�kn�� jak�� dziwn�
przeszkod� tkwi�c� w gardle,
spostrzeg� jednak ze zdziwieniem,
�e nie mo�e tego zrobi�.
Sugerowa�oby to bowiem
wzruszenie, kapitan za�
wiedzia�, �e to wykluczone.
Sta� wi�c, pr�buj�c nie my�le�
ju� o Pappym, s�uchaj�c
apatycznie ryku pary oraz
nerwowych okrzyk�w dobiegaj�cych
od strony rufy i mrugaj�c
gwa�townie nie wiadomo czemu...
a wtedy drugi pocisk
o�wietlaj�cy rozerwa� si� z
nieub�aganym, o�lepiaj�cym
blaskiem i Edward Trapp znowu
sta� si� sob�.
Cz�owiekiem, kt�ry zawsze
przetrwa.
Za wszelk� cen�.
Sta� si� w�a�Nie takim
cz�owiekiem wkr�tce po
unikni�ciu drugiego
przedwczesnego rozstania si� z
tym �wiatem na pok�adzie
z�artego przez rdz� p�ywaj�cego
grobowca, kt�ry po prostu nie
by� ju� w stanie d�u�ej utrzyma�
si� na wodzie.
Z Hongkongu by�o niedaleko do
Makao. A Makao by�o w owym
czasie matecznikiem
mi�dzynarodowej przest�pczo�ci.
Magnesem dla przemytnik�w broni
i z�ota, handlarzy opium oraz
dla wszelkich innych
zdeprawowanych wyrzutk�w
umykaj�cych przed kar�. Sta�o
si� r�wnie� symbolem
podniecaj�cego, pe�nego przyg�d,
nieodgadnionego Wschodu -
kwintesencj� owych mocnych,
romantycznych, z�eranych
chorobami dni Tong�w, chi�skich
pirat�w i rzecznych kanonierek.
Edwarda Trappa upoi�o panuj�ce
tu bezprawie. Wprawi�o w
ekstaz�. By�a to dla niego z�ota
kraina nieograniczonych
mo�liwo�ci, w kt�rej ci, co
prze�yj�, staj� si� kr�lami,
pokorni za� gin�.
Nie zgin��. Jednak�e, w dziwny
spos�b nigdy nie zosta� te�
kr�lem. By� mo�e dlatego, �e
zbyt wiele jeszcze dobrych cech
tli�o si� gdzie� g��Boko w jego
wn�trzu. Na przyk�ad z uczuciem
pewnego zawodu przekona� si�, �e
nie jest w stanie z zimn� krwi�
zabi� cz�owieka - powa�na wada w
przypadku m�odego pracownika do
wszystkiego w Makao. POsiada�
r�wnie� do�� specyficzne
poczucie humoru, kt�re niezbyt
sprzyja�o nawi�zywaniu
przyjacielskich kontakt�w z
tymi, kt�rzy mogli dopom�c jego
karierze. Jak cho�by wtedy, gdy
kupi� dziesi�� ton preparatu
chwastob�jczego od
zbankrutowanego kapitana statku
i m�g� zamieni� �w nabytek na
got�wk� jedynie zalepiaj�c
poprzednie nazwy naklejkami z
napisem "Naw�z sztuczny" i
sprzedaj�c ca�o�� miejscowemu Fu
Manchu, aby u�y�Ni� tym swoje
plantacje makowe.
W tym w�a�Nie roku spad�a na
Chiny makowa zaraza. Wszystkie
plantacje przypomina�y pustyni�
Gobi w czasie suszy i tylko
dlatego Fu Manchu dosy� �atwo da�
si� nabra�. Jedynie dzi�Ki temu
Trapp unikn�� natychmiastowego i
nieprzyjemnego zabiegu
polegaj�cego na zdzieraniu sk�ry
z torsu paskami o szeroko�ci
jednego cala.
R�wnie� i to umocni�o go w
przekonaniu, �e jest w stanie
prze�y�.
Jednak on musia� wia� z Makao
szybko, mn�stwo, za bardzo.
Biegiem, biegiem!
Co te� na wszelki wypadek
uczyni�.
Mo�na to uzna� za dodatkowy
dow�d niezr�wnanego wyczucia
czasu przejawianego przez
Trappa. Dwa dni p�Niej Fu
Manchu, kt�ry dowiedzia� si�
okr�n� drog� o nielojalno�ci
swojego podopiecznego, da� upust
swej orientalnej irytacji i
kaza� porwa� nieszcz�snego
kapitana, aktualn� chi�sk�
kochank� Trappa i przejezdnego
komiwoja�era, kt�rego z Trappem
��czy�o jedynie to, �e na
nabrze�u wypi� drinka z
wyje�d�aj�cym w po�Piechu
facetem.
Wi�ksza cz�� rozcz�onkowanych
zw�ok tej tr�jki zosta�a
nast�pnego ranka zrzucona do
ogr�dka przed konsulatem
brytyjskim - na �rodek trawnika
do gry w krykieta. By�o to
cholernie nietaktowne, nawet jak
na pieprzonego ��tka.
MO�e zabrzmi to dziwnie, ale
nigdy potem sprawy Trappa nie
uk�ada�y si� ju� tak g�adko.
Przez par� nast�Pnych lat
b��ka� si� bez celu, zazwyczaj
na pok�adzie jakiego� starego,
sfatygowanego frachtowca, dop�ki
kolegom nie uprzykrzy� si� jego
wredny charakter i nie
przegonili go na brzeg, by dalej
zajmowa� si� nim ju� kto inny.
POmi�dzy zamustrowaniami Trapp
doskonali� rozliczne kunszty -
przemytu, str�czycielstwa,
oszustwa i jak zwykle -
przetrwania.
W po�owie lat trzydziestych z
marze� Trappa nie pozosta�o ju�
nic. By� tylko kr�py, twardy
matros z uraz� do ca�ego
wrednego �wiata i niewyparzon�
g�b�.
By� kolczastym, ale nie
wiadomo czemu daj�cym si� lubi�
�ajdakiem. I posiadaj�cym zasady
r�wnie nieugi�te jak podeszwa
buta palacza.
Wtedy to w�a�Nie pojawi�a si�
jego ostatnia szansa. Zrodzona z
chciwo�ci, sp�odzona przez brak
zaufania.
Trapp, kt�ry w�wczas uwa�a�
si� ju� za kapitana, otrzyma�
propozycj� obj�cia samodzielnego
dow�dztwa. Zosta�a ona wysuni�ta
przez niewielk�, nieco
podejrzan� sp�k� trzech
egipskich ludzi interesu, kt�rzy
posiadali statek i �adunek, ale
nie mieli nikogo, kto m�g�by si�
tym zaj��, poprzedni bowiem
kapitan dozna� �miertelnego
zderzenia z pr�tem rusztowym
znajduj�cym si� w r�kach
dotychczas anonimowego cz�onka
za�ogi.
Statkiem tym by� "Charon".
Lecz zaistnia� tu pewien
problem. Trapp nigdy dot�d nie
widzia� r�wnie starej,
zniszczonej, po�atanej,
rdzewiej�cej, potwornej kupy
morskiego z�omu od czasu, kiedy
szabrowa� le��cy u wybrze�y
Tajwanu wrak z 1897 roku. Z t�
tylko r�nic�, �e ogl�da� go w
skafandrze, statek ten bowiem
zaton�� ze staro�ci i le�a� na
dnie.
O ile Trapp m�g� sobie
przypomnie�, by� on uderzaj�co
podobny do statku, na kt�rym
mia� obj�� po raz pierwszy
samodzielne dow�dztwo. Tyle
tylko, �e �w zatopiony wrak
znajdowa� si� w nieco lepszym
stanie.
Drugim problemem by� port
docelowy "Charona" i przewo�ony
�adunek. Pla�a w Afryce
P�nocnej i transport karabin�w
z czwartej r�Ki, kt�re jednak
mog�y zabi� tego, w kogo zosta�y
wycelowane. Tymczasem
legioni�ci, kt�rzy patrolowali
ten w�a�Nie teren czekaj�c na
przemytnik�w broni takich jak
Trapp, mieli zwyczaj najpierw
strzela�, a dopiero potem
interesowa� si�, czyje to
zw�oki.
Trapp by� r�wnie� nieco
ura�ony stanowiskiem zaj�tym
przez Egipcjan. Sposobem, w jaki
nalegali, �eby pozosta� na
pok�adzie, podczas gdy sami
wzi�li ca�y ten majdan na brzeg
i omawiali ostateczne warunki z
miejscowym szejkiem. Zupe�nie
jakby nie dowierzali w�asnemu
kapitanowi, �e wr�ci z fors�.
Jakby zak�adali, �e on, Edward
Trapp, m�g�by zwin�� w�asny
�adunek, niech to...
I wtedy ol�Ni� go Pomys�.
Rozumia�o si� samo przez si�, �e
�adunek musia� pozosta�
nienaruszony. Poza innymi
wzgl�dami, jedn� z niez�omnych
zasad Trappa by�a lojalno��
wobec pracodawc�w. Oczywi�cie,
mia� szczer� wol� wysadzi� ich
razem z karabinami w dowolnej,
wskazanej przez nich cz�ci
Morza �r�dziemnego, i niech go
diabli, je�eli dotkn��by cho�
jednego, jedynego naboju kalibru
zero, trzysta trzy.
By�oby jednak rozs�dn� rzecz�,
gdyby m�g� cho� troch� zyska� na
tym interesie, nieprawda�?
NO, c�... na przyk�ad...
ukra�� statek?
Tak te� uczyni�, gdy tylko
pierwsze odg�osy strzelaniny
dobieg�y ponad spokojn� wod� od
strony odleg�ej pla�y.
Sugerowa�y one, �e jego byli
egipscy chlebodawcy i tak ju�
nie wr�c� tego wieczoru, a poza
tym jest nader ma�o
prawdopodobne, �eby wyst�pili
kiedykolwiek z pretensjami do
prawa w�asno�ci "Sf8"Charon".
W taki oto spos�b Edward
Trapp sta� si� posiadaczem.
Samozwa�czym kapitanem marynarki
handlowej, kt�ry nie by�
poddanym �adnego pa�stwa i
uwa�a� ca�e Morze �r�dziemne za
swoje tereny �owieckie. Mia�
nawet gotow� za�og� i cho� nigdy
nie by� w stanie udowodni�, �e
to istotnie Gorbals Wullie
zdymisjonowa� ostatniego
kapitana wal�c go od ty�u pr�tem
rusztowym, to jednak uczyni�
wszystko, �eby taki los nie
spotka� r�wnie� i jego.
Jednak ka�dy, kto zdawa� sobie
spraw� z przeznaczenia Trappa,
m�g� si� tego domy�li�.
Na pok�adzie "Charona", kt�ry
nie rzucaj�c si� w oczy ku�tyka�
z jednego zakazanego miejsca do
drugiego wszystko odbywa�o si�
szcz�Liwie i pomy�lnie na sw�j
n�dzny spos�b, tak �e jedynie
sporadyczny strza� czy pchni�cie
no�em, a potem dyskretny plusk
za burt� w czasie �rodkowej
wachty zak��ca�y harmoni�
panuj�c� w�r�d za�ogi. Los za�
jak zawsze prowadzi� Trappa
bezpiecznym kursem i pozwala� mu
unikn�� represji w�adz.
A� do chwili, kiedy Adolf
Hitler rzuci� Wehrmacht na
Polsk� i zdarzy�o si� to, w co
Trapp dawno temu zaprzysi�g�
nigdy si� nie miesza�.
Przewa�aj�ca cz�� �wiata
zabra�a si� za wojaczk�. Znowu.
Z wyj�tkiem niezbyt
patriotycznie usposobionej
za�ogi "Charona", kt�ra
jednog�o�Nie proklamowa�a swoj�
neutralno�� i po prostu robi�a
to, co zawsze. Nale�y jednak
odda� tym ludziom sprawiedliwo��
i stwierdzi�, �e wi�kszo��
spo�r�d tej szczeg�lnej
zbieraniny mia�aby powa�ne
trudno�ci z przypomnieniem
sobie, po kt�rej stronie powinna
w�a�ciwie walczy�.
I jak Trapp wyja�ni�
to pierwszemu oficerowi
Papavlahapoulosowi: "W ka�dym
razie trzymamy si� z dala od
okr�t�w wojennych. B�dziemy
mogli dzia�a� na w�asny rachunek
i nie�Le na tym zarobi�".
Jednak zasady Trappa by�y
wci�� niewzruszone. NIc, co
robi�, nie mog�o zaszkodzi�
wysi�kowi wojennemu Wielkiej
Brytanii. Ka�da czarnorynkowa
whisky, czekolada czy mas�o,
kt�re bra� na pok�ad w
dyskretnych miejscach u
afryka�skiego wybrze�a w�drowa�y
prosto do r�k aliant�w... za
odpowiedni� cen�. Tak wi�c nawet
moralna strona tych
przedsi�wzi�� by�a bez zarzutu.
W ka�dym razie z punktu widzenia
Anglika_renegata.
Dlatego te� Malta, niemal
rzucona na kolana przez
hitlerowsk� blokad�, o�ywia�a
si� regularnie, spostrzegaj�c,
�e nowy transport luksusowych
towar�w jest sprzedawany
ukradkowo z ci�ar�wki, kt�ra
poprzedniej nocy oczekiwa�a w
male�kiej zatoczce tu� ko�o
Victoriosa. A pewien starszy
stopniem oficer brytyjski, kt�ry
by� mo�e dysponowa� nieco
wi�kszym zasobem informacji, ni�
spodoba�oby si� to Trappowi,
spogl�da� jedynie z
wyrozumia�o�ci� na twarze tych,
kt�rzy potrzebowali ka�dej,
najmniejszej nawet dozy otuchy i
z rozmys�em odwraca� si�
plecami.
W taki oto spos�b wygl�da�o
niezaanga�owanie si� Trappa w
drug� wojn� �wiatow�. Dok�adnie
do chwili, kiedy rozerwa� si�
pocisk o�wietlaj�cy. A male�ki,
grecki marynarz utraci� cz��
g�owy.
Gdy tylko wybuchn�� drugi
pocisk o�wietlaj�cy, Trapp
warkn�� w�ciekle "Sukinsyny!",
po czym przecisn�� si� obok
martwego Greka do ster�wki.
Czu�, jak statek stopniowo
zwalnia i ponuro tryka w kr�tkie
fale nadbiegaj�ce coraz bardziej
od strony dziobu, w czasie gdy
"Charon" ci�gle odpada� w prawo.
...czterdzie�ci dwa...
czterdzie�ci trzy...
czterdzie�ci cztery... Wci�� nie
m�g� niczego dostrzec, ale przez
sk�r� czu�, �e czas im si�
ko�czy. I to szybko.
W wyobra�Ni Trapp spokojnie
przedstawi� sobie wszystko, co
dzieje si� na pok�adzie nie
zidentyfikowanego zagro�enia
kryj�cego si� poza stref�
�wiat�a. Dymi�ce, mosi�ne �uski
spadaj�ce z brz�Kiem na
pok�ad... �aduj! NOwe naboje na
podno�nikach po�yskuj�ce
olei�cie w poblasku flary...
Zatrzaskuj�ce si� zamki.
Ostre jak brzytwy od�amki
szk�a zgrzytn�y pod jego
butami, gdy przykl�kn��
gwa�townie ko�o sternika
wci�Ni�tego nieporz�dnie mi�dzy
ko�o sterowe a pokancerowan�
wyk�adzin� tylnej �ciany
ster�wki. Jeszcze wi�cej
szklanych okruch�w po�yskiwa�o
czerwono z koszmarnego
k��bowiska zmasakrowanego cia�a.
Kapitan poczu�, jak ogarnia go
wielka, gor�ca fala straszliwej
w�ciek�o�ci...
Zadzwoni� telegraf maszynowy.
NIespodzianie.
Odwr�ci� si� i popatrzy� na
wskaz�wk� telegrafu nic nie
rozumiej�c. Kto� na dole
oddzwoni� z "Ca�a naprz�d" na
"Stop" bez �adnego rozkazu z
mostka i Trapp od razu poczu�
zmniejszaj�c� si� wibracj�, w
miar� jak zakr�cano zaw�r starej
maszyny parowej.
...pi��dziesi�t jeden...
pi��dziesi�t dwa... Oczodo�y
celowniczych opieraj� si� na
wy�o�onych piankow� g�bk�
os�onach odleg�ych celownik�w.
D�onie przesuwaj� si�
pieszczotliwie po pokr�t�ach
mechanizm�w podniesienia i
kierunku. Cel... cel... cel...
"Achtung Gesch~utzbeidienung...
Trapp rzuci� si� do rury
g�osowej ��cz�cej mostek z
maszynowni� "Charona".
Wyszarpn�� gwizdek i pu�ci� go
niedbale na zabezpieczaj�cy
�a�cuszek, a potem dmuchn��
gwa�townie, czuj�c, jak z
wysi�ku pulsuj� mu �y�y na
czole.
Daleko na dole drugi, ko�cowy
gwizdek wyda� z siebie wysoki,
prznikliwy pisk rozpaczy. Trapp
dmuchn�� ze z�o�ci� ponownie,
potem za� przy�o�y� wylot rury
do ucha bezsilnie oczekuj�c
gwa�townej fali ha�asu, kt�ra
zapowiada�aby nadej�cie
odpowiedzi z maszynowni.
I wreszcie nadesz�a.
NIech�tnie. Po d�ugim wahaniu.
- Maszynownia.
Trapp przy�o�y� koniec rury
g�osowej do ust, u�wiadamiaj�c
sobie, i� odczuwa bezmiern�
wdzi�czno��, �e kto�,
ktokolwiek, wci�� jest z tamtej
strony. Warkn�� lodowatym tonem:
- Tu mostek... Kto, do diab�a,
rozkaza� "Maszyny stop"?
Potrzebuj� pe�nej szybko�ci i to
zaraz. "Jaldi"!
Sardoniczny, gorzki �Miech,
kt�ry dobieg� do niego z
maszynowni, m�g� nale�e� tylko
do jednego cz�owieka. Do pierw-
szego mechanika Kubiczka.
- Chryste, kapitanie, czy�by
uwa�a� pan t� bali� za co� w
rodzaju prawdziwego statku? Na
czole fali i z wiatrem od rufy
mo�emy wyci�gn�� najwy�ej osiem
w�z��w... Te sukinsyny, kt�re do
nas strzelaj�, mog� przegoni�
"Charona" wp�aw.
- Chc� mie� pe�n� moc, czif.
To rozkaz, do cholery!
- NO to wyci�gnij pan
pieprzone wios�a, Trapp. - W
g�osie Kubiczka d�wi�cza�a
beznadzieja. - Gdzie� na
pok�adzie rozwali�o ruroci�g
instalacji parowej. Od tej pory
trac� ci�Nienie. Spad�o do
dwunastu funt�w i leci dalej...
Trapp poczu�, jak udziela mu
si� cierpienie Kubiczka.
Zacisn�� rur� g�osow� z ca�ej
si�y. - Mamy podpisany z sob�
kontrakt...
- Wetknij sobie ten tw�j
kontrakt, Trapp w... - KUbiczek
jakby zawaha� si� przez chwil�,
a potem doda� cicho i bez cienia
cynizmu w g�osie. - Przepraszam,
kapitanie. Ale ani ja, ani moi
ch�opcy nie mamy ju� nic do
roboty tu, na dole. Wychodzimy.
Kapitan pu�ci� rur� g�osow� i
wbi� niewidz�ce spojrzenie w
poszarpany, wduszony do �rodka
kwadrat okna ster�wki. Nagle i
niespodziewanie nie istnia�a ju�
�adna przysz�o��. W ka�dym razie
nie dla Trappa, by�ego
zawodowego specjalisty od
prze�ycia. NIe b�dzie ju�
podr�y do zaciemnionych
brzeg�w, podniecaj�cego napi�cia
przemytniczej gry, zaciek�ego,
bazarowego targowania si� o
kilkana�cie karton�w Whisky albo
i ton� przeadresowanego
zaopatrzenia Afrika KOrps... NIe
b�dzie ju� Pappy'ego
Papavlahapoulosa o b�yszcz�cych
oczach i pobudliwej
lojalno�Ci...
...i tylko dawno zapomniane
wspomnienie. Wspomnienie innego,
starego statku, kt�ry nie m�g�
nawi�za� r�wnorz�Dnej walki,
oraz ludzi opuszczaj�cych go i
umieraj�cych, gdy wci�� spada�a
salwa za salw�. Ale nawet taka
�mier� nie b�dzie przeznaczona
"Charonowi". Tamten statek
bowiem poszed� na dno z
godno�ci�, dum� i wielk� odwag�,
podczas gdy wszystko, co Trapp
mia� do zaofiarowania swojej
wieloj�zycznej zgrai
bezpa�stwowych nieudacznik�w,
by�o pe�nym wrzasku i torsji
zapomnieniem...
...siedemdziesi�t siedem...
siedemdziesi�t osiem...
siedemdziesi�t dziewi��...
Odwr�ci� si� od okna i
ponownie przeszed� nad le��cym w
drzwiach cz�owiekiem. OKo
zdawa�o si� go �ledzi�, to
samotne oko Greka, i kapitan
zastanawia� si� mimochodem, czy
rzeczywi�cie wyra�a ono uraz�,
jak� Pappy m�g� �ywi� do niego
za swoj� �mier� spowodowan�
chciwo�ci� i niekompetencj�
Trappa. By�o to niesamowite,
wywo�uj�ce mrowienie na karku
uczucie. Zupe�nie jakby by�
skaza�cem oczekuj�cym na �Mier�
pod oskar�aj�cym cyklopim
spojrzeniem poprzedniej ofiary.
Wtedy te� Edwardowi Trappowi
przytrafi�a si� bardzo dziwna
rzecz.
Kiedy odwr�ci� si� gwa�townie,
zobaczy� ludzi na pok�adzie
ochronnym. Ciemne, niewyra�ne
sylwetki pracuj�ce w niezwyk�ej
harmonii wok� samotnej, brudnej
jak nieszcz�cie �odzi
ratunkowej tu� za kominem.
Z narastaj�cym uczuciem
niedowierzania obserwowa� ich w
milczeniu, nie chc�c nawet
dopu�ci� do siebie my�li, �e
za�oga sk�adaj�ca si� z tak
plugawych, k��tliwych egoist�w
jak ci na pok�adzie "Charona"
mo�e kiedykolwiek okaza� r�wnie
wysok� dyscyplin� jak w obecnej
stressowej sytuacji. Dyscyplin�,
kt�ra mog�a napawa� dum� ka�dego
kapitana statku.
By�o to niepokoj�ce. POniewa�
duma stanowi�a uczucie, z kt�rym
po�egna� si� ju� dawno temu.
Wteszcie drugi oficer Babikian
zauwa�y� go i przez moment
zawaha� si�. W tej samej chwili
szalupa bez przeszk�d zosta�a
wychylona na �urawikach za
burt�. Na tle ciemnej sk�ry
b�ysn�y nerwowo bia�e z�by i
LIba�czyk zawo�a�:
- Przygotowali�my, kapitanie!
Ale nie zejdziemy, dop�ki nie
b�dzie konieczne.
I w tym momencie Trapp
uzmys�owi� sobie, �e na
pok�adzie tego nadaj�cego si� na
z�om statku, gdzie ludzka
godno�� dawno temu zduszona
zosta�a grubosk�rn�, egoistyczn�
oboj�tno�ci�, znalaz� wreszcie
t� jedyn� rzecz, kt�rej by� mo�e
szuka� przez ca�e �ycie.
Rzeczywi�cie zosta� w ko�cu
kr�lem.
Tylko �e by�o ju� za p�no.
Cholernie za p�no!
Wtedy, po raz pierwszy od
chwili, kiedy noc eksplodowa�a
blaskiem, w przygasaj�cy kr�g
�wiat�a w�lizgn�� si� gro�Nie
g�adki, szary kszta�t. I wszyscy
mogli wyra�Nie dostrzec bia��
flag� marynarki wojennej
trzepocz�c� arogancko nad
precyzyjnie wycelowanymi wie�ami
dzia�owymi brytyjskiego
niszczyciela.
Potwierdzaj�c, jak to ju�
Edward Trapp przyj�� z
przygn�bieniem do wiadomo�ci w
chwili eksplozji pierwszego
pocisku, �e prze�amywanie
blokady Malty mo�e okaza� si�
zgubne.
I z ca�� pewno�ci� sprzeczne.
Ze szlachetn� sztuk�...
przetrwania.
Rozdzia� 1
Telefon zadzwoni�
przera�liwie, na chwil�
zag�uszaj�c nawet dobiegaj�cy z
p�nocnej cz�ci Valletty �oskot
bomb i ostrzejsze, bardziej
zgrane odg�osy ognia
artylerii przeciwlotniczej.
Nawet tu, w podziemnym bunkrze
czuli�my pod naszymi stopami
drgania i niewielkie wstrz�sy,
podczas gdy znowu par�
zbudowanych z piaskowca dom�w
oraz kilka malta�skich kobiet i
dzieci przesta�o istnie�. NIkt
jednak nie zada� sobie trudu,
�eby spojrze� w g�r�. Kilka dni
wcze�niej, 26 lipca wyspa
przetrwa�a sw�j dwa tysi�ce
osiemsetny alarm
przeciwlotniczy.
POza tym wszyscy patrzyli�my
teraz na telefon.
Admira� sam podni�s�
s�uchawk�. S�ucha� przez kilka
chwil, a potem od�o�y� j� i
odwr�ci� si� w nasz� stron�.
Zanim zacz�� m�wi�, widzia�em
ju�, �e ma z�e wie�ci.
- Przykro mi, panowie.
Potwierdzono, �e stracili�my
"Eagle". Zaton�� w siedem minut.
POmy�la�em, czuj�c md�o�ci "O
Bo�e!", ale nie odezwa�em si�.
Zwykli kapitanowie marynarki tak
si� nie zachowuj�. W ka�dym
razie nie w pokoju pe�nym
starszych stopniem oficer�w
wojsk l�dowych, marynarki i
lotnictwa, kt�rzy w�a�nie przed
chwil� dostali kopa w brzuch.
Wreszcie kto�, chyba by� to
komandor z flotylli okr�t�w
podwodnych, mrukn�� cicho:
- Dzi�Ki Bogu, maj� jeszcze
os�on� lotnicz� z "Victoriousa" i
"Indomitable'a".
Po kilku chwilach wahania kto�
z ko�ca sali otworzy� drzwi i
wszyscy wyszli w milczeniu. Tak
czy owak narada w sprawie
operacji "Pedestal" zosta�a
zako�czona i niewiele mo�na by�o
jeszcze powiedzie�. POzosta�o
tylko oczekiwanie, a obecnie
by�o to na Malcie powszednim
zaj�ciem.
ZOsta�em, bo tak mi polecono.
Jeszcze przed rozpocz�ciem
narady. S�dz� jednak, �e i tak
bym zosta�. PO sze�ciu
tygodniach p�tania si� bez celu
po samym �rodku tej tarczy
strzelniczej na Morzu
�r�dziemnym jak� by�a Malta,
chyba wdar�bym si� do samego
Winstona Churchilla, �eby tylko
dosta� przydzia� na okr�t.
Trzeci oficer z Wrens * wsun�a
g�ow� przez drzwi i zawaha�a si�
widz�c admira�a stoj�cego
plecami do nas, z d�o�Mi
zaplecionymi z ty�u, wpatrzonego
w wisz�cy na planie schemat
operacyjny. Pokr�ci�em
ostrzegawczo g�ow�, ona za�,
zanim si� cofn�a, u�miechn�a
si� do mnie jakim� dziwnym,
smutnym u�Miechem.
WRNS - Women Royal Navy
Service - Kobieca S�u�ba
POmocnicza Marynarki.
Zauwa�y�em mimochodem, �e by�a
ca�kiem �adna, ale w tej chwili
nie mia�em na nic ochoty. MO�e z
wyj�tkiem dzikiej awantury z
admira�em.
K�opot polega� na tym, �e nie
bardzo wiedzia�em, jak j�
zacz��. NIe wiedzia�em nawet,
dlaczego kazano mi zosta�.
Gapi�em si� wi�c tak�e na
schemat operacyjny odczytuj�c
starannie wykaligrafowane nazwy
jednostek eskorty bior�cych
udzia� w operacji "Pedestal".
By� to spis, kt�ry robi�
wra