1838

Szczegóły
Tytuł 1838
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1838 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1838 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1838 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Brian Callison Wojna Trappa Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1993 Prze�o�y� S�awomir K�dzierski T�oczono w nak�adzie 10 egz. pismem punktowym dla niewidomych w drukarni PZN Warszawa, ul. Konwiktorska 9. Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 50 egz. Przedruk z Wydawnictwa "Amber", Pozna� 1990 Pisa� R. Du� Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Prolog - O rany, ale ciemno! Trapp u�miechn�� si� z zadowoleniem i skierowa� w stron� drzwi ster�wki. - NOc czarna jak ty�ek suda�skiego palacza. I rzeczywi�cie mia� racj�. Przynajmniej do chwili, kiedy salwa pocisk�w o�wietlaj�cych z g�uchym pukni�ciem zap�on�a bezpo�rednio nad mostkiem "Charona", potwierdzaj�c tym samym, �e nie mo�na ju� liczy� na niczyj� dyskrecj�. W ka�dym razie, kiedy p�ynie si� w �rodku nocy mniej ni� trzydzie�ci mil na po�udniowy wsch�d od obl�onej wyspy zwanej Malt�. NO i bior�c pod uwag�, �e akurat dzieje si� to w po�owie 1942 roku. Tak wi�c kapitan do swojej poprzedniej kwestii poda� pe�ne rezygnacji: - Ooo, CHOLERA! - po czym znurkowa� w stron� czysto psychologicznej os�ony, jak� dawa�y mu obci�gni�te p��tnem relingi prawego skrzyd�a mostka. Zanim ten ca�kowicie instynktowny odruch sprawi�, �e por�cz znalaz�a si� na wysoko�ci jego oczu, spostrzeg� jeszcze z irytacj�, i� wci�� nie mo�e si� zorientowa�, co w�a�ciwie ich zaskoczy�o i stanowi teraz anonimow� gro�b� ukryt� w jeszcze g��bszej ciemno�ci zalegaj�cej za kr�giem zastyg�ego w magnezjowym blasku morza. By� mo�e w zaistnia�ych okoliczno�ciach nie powinno si� pierwszego wniosku, jaki zrodzi� si� w umy�Le Trappa, uwa�a� za zaskakuj�cy. W gruncie rzeczy, ka�dy do�wiadczony na wojnie brytyjski marynarz znalaz�szy si� w centrum takiego szarpi�cego bebechy pokazu pirotechnicznego, m�g�by zareagowa� w identyczny spos�b. - U_boot! Atak wynurzonego u_boota, niech to jasny... Co oznacza�o, �e minie jeszcze ze dwadzie�cia sekund, zanim oddalona obs�uga dzia�a zidentyfikuje cel, precyzyjnie okre�Li po�o�enie, ustali k�t podniesienia lufy i... Trzyna�cie... czterna�cie... pi�tna�cie... Trapp zacz�� si� odwraca�, by spojrze� do ty�u, na ster�wk�. W prostok�cie drzwi widnia�a jakby zawieszona w powietrzu twarz pierwszego oficera - przera�liwie bia�a plama z czarn� dziur� po�rodku i mrugaj�cymi, br�zowymi oczyma Greka, kt�re kry�y ju� w sobie �wiadomo�� �Mierci. Nagle czarna dziura znikn�a, gdy male�ki cz�owieczek zamkn�� usta usi�uj�c prze�kn�� �lin�. Na chwil�, zanim Trapp rykn�� z ca�ej si�y: - PADNIJ! Padnij i m�dl si�, �eby to nie... ...siedemna�cie... osiemna�cie... PIerwszy pocisk burz�cy trafi� "Charona" dok�adnie w chwili, gdy kapitana ol�Ni�a nast�Pna my�L. Mo�liwo��, kt�ra przysz�a mu do g�owy, by�a tak przera�aj�ca, tak nieprawdopodobna, �e Trapp w po�owie zdania przeredagowa� swoje ostrze�enie skierowane do pierwszego oficera, Theofylaktosa Papavlahapulosa. - NIe, Pappy - stwierdzi� szczerze. - PO tym, co wyprawiali�my, m�dl si�, �eby to by� U_boot, a nie jaki� inny okr�t wojenny. W ka�dym razie, nie Royal Navy! W tej samej sekundzie od�amki i ostre jak brzytwy fragmenty statku przebi�y leciwy prz�d mostka "Charona", a ci�gle stoj�cy tam pierwszy oficer zacz�� zanosi� si� nieludzkim, gulgocz�cym krzykiem... ...po pewnym namy�le nale�y jednak uzna�, �e by�a to do�� dziwna uwaga. Ta o Royal Navy. Szczeg�lnie w ustach do�wiadczonego na wojnie brytyjskiego marynarza. I to w chwili, kiedy zosta� zaatakowany. Oczywi�cie, Trapp nigdy nie nale�a� do ludzi, kt�rzy m�wi� stereotypowe rzeczy. Albo, je�Li chodzi o �cis�o��, post�puj� w stereotypowy spos�b. By� mo�e na tym polega� jego b��d - wada, kt�ra doprowadzi�a go do obecnej sytuacji. Do tego, �e �eglowa� dumnie przez sam �rodek wojny �wiatowej nie deklaruj�c si� po �adnej z walcz�cych stron. By�o to co� w rodzaju jednostronnej neutralno�ci. Ca�y k�opot polega� jednak na tym, �e Trapp by� jedynym sygnatariuszem tej umowy. Jedyn� osob�, kt�ra uznawa�a �w szczeg�lny status kogo�, kto nie bierze udzia�u w drugiej wojnie �wiatowej. Najprawdopodobniej jedyn� osob�, kt�ra cokolwiek o tym wiedzia�a. Jedno wszak�e by�o ca�kowicie jasne. NIewidzialny okr�t wojenny z prawej burty albo nie zdawa� sobie z tego sprawy, albo po prostu nie dba� o to. A kiedy kto� w czasie morskiego starcia znajdzie si� po niew�a�ciwej stronie lufy, w�wczas wszelkie tego rodzaju subtelno�ci staj� si� nieco akademickie i ma�o istotne. Tak wi�c kapitan Edward Trapp, samozwa�cza neutralna strona �wiatowego konfliktu, po prostu wtuli� si� w brudny pok�ad swojego statku i z gorycz� s�ucha� przebijaj�cych si� przez ryk pary wodnej wydobywaj�cej si� z rozerwanego ruroci�gu windy kotwicznej �miertelnych j�K�w swojego pierwszego oficera. Czu� te�, �e nie sterowany "Charon" odpada w prawo, od�amki bowiem, kt�re posieka�y ster�wk�, lec�c w stron� rufy podziurawi�y najprawdopodobniej r�wnie� i sternika. Przez kilka kr�tkich chwil pozwoli� sobie wr�ci� my�l� do poprzedniej wojny na morzu, kiedy to m�odziutki midszypmen Edward Trapp z Nrvr * sta� podenerwowany na mostku innego starego statku. I s�ucha� ogarni�ty narastaj�cym strachem i dum�, jak dow�dca tego zm�czonego, niedostatecznie uzbrojonego kr��ownika pomocniczego m�wi spokojnie: "Prosz� rozkaza� konwojowi, �eby si� rozproszy�. I meldunek do Admiralicji. Otwartym tekstem... "NAWI�ZUJ� KONTAKT BOJOWY Z NIEPRZYYJACIELSKIM CIʯKIM KR��OWNIKIEM. MOJA POZYCJA - Sto DWADZIE�CIA TRZ..." Royal Navy Volunteer Reserve - Kr�lewska Morska Rezerwa Ochotnicza (przyp. t�um.) Dow�dca nigdy jednak nie doko�czy� meldunku, albowiem pierwsza salwa rozerwa�a si� tu� nad tym beznadziejnie bohaterskim cz�owiekiem znacznie wcze�Niej ni� niemiecki kr��ownik znalaz� si� w zasi�gu dzia� brytyjskiego okr�tu. I jedynym wyra�nym wspomnieniem m�odego Trappa, zanim eksplozja unios�a go swymi delikatnymi palcami i z�o�y�a czule w odleg�o�ci jednego kabla za ruf� p�dz�cego, skazanego na zag�ad� okr�tu, by� widok oficer�w, nawigacyjnego i artylerii, zamienionych w jedn� rozszerzaj�c� si� krwaw� plam�. Kiedy tak p�ywa� sobie, ca�kiem wygodnie, widzia� zasnutymi �zami oczyma, jak burz�ce pociski salwa za salw� nadlatuj� z grzmotem zza odleg�ego horyzontu mia�d��c, pal�c i rozrywaj�c jego koleg�w w�r�d wci�� p�yn�cego naprz�d piek�a rozpadaj�cej si� stali. Trwa�o to a� do chwili, kiedy przestarza�y, nie dozbrojony kr��ownik pomocniczy ostatecznie po�o�y� si� na burcie jakby godz�c si� z gorycz� pora�ki, podczas gdy te dalekie mr�weczki, kt�re wybra�y mo�liwo�� utoni�cia pod warstw� rozp�ywaj�cego si� wok� py�u w�glowego, pospiesznie zsuwa�y si� po rozharatanej burcie okr�tu. Midszypmen Trapp poczu� wi�c nieomal ulg�, kiedy pojedynczy niemiecki pocisk oszcz�dzi� im dalszych k�opot�w, odnajduj�c drog� do g��wnej komory amunicyjnej i pocz�tkuj�c eksplozj�, kt�ra unios�a ku niebu ostatni�, wynios�� kolumn� spi�trzonej wody i ognia... Unoszony przez kamizelk� ratunkow�, jedyny ocala�y z za�ogi okr�tu midszypmen Trapp p�ywa� przez ca�y ten dzie� i przez ca�� noc. I r�wnie� przez ca�y nast�Pny dzie� i ca�� nast�Pn� noc. Chcia� umrze�, ale nie by� w stanie utrzyma� g�owy pod wod� wystarczaj�co d�ugo, �eby si� utopi�, wymaga�o to bowiem du�ej odwagi. Trapp za� by� wtedy tylko ma�ym, bardzo przestraszonym ch�opcem. A� wreszcie, trzeciego dnia przydryfowa�a w pobli�e tratwa z przyczepionym do� fragmentem cz�owieka i Trapp uzna�, �e owa ludzka po��wka nie powinna mie� nic przeciwko temu, by dla odmiany pop�ywa� sobie przez chwil� wp�aw. Zamienili si� wi�c miejscami, ale �w facet nie zechcia� si� odczepi�, i d�ugo jeszcze p�yn�� za tratw� Trappa. Trappowi bardzo si� to nie podoba�o, naoko�o bowiem by�o wiele male�kich rybek oraz innych morskich stworzonek i Trapp nie m�g� znie�� widoku tego, co one robi� z jego nieod��cznym towarzyszem w�dr�wki... W ko�cu jednak �w facet zacz�� stawa� si� coraz mniejszy i mniejszy, a� ostatecznie znikn�� ca�kowicie. M�odemu Trappowi r�wnie� si� to nie spodoba�o, nie by�o to bowiem zbyt mi�e - najpierw narzuca� si� komu�, a kiedy wreszcie cz�owiek zaczyna� przyzwyczaja� si� do towarzystwa, znowu zostawi� go samego. Nawet je�eli zaj�o to do�� wiele czasu. Dziesi�tego dnia zacz�� nienawidzi� Royal Navy. I niemieckiej marynarki. I ca�ej tej cholernej wojny. Dwunastego dnia czerwonawa ryba wyskoczy�a nad powierzchni� wody i wyl�dowa�a na tratwie, prosto przed nosem Trappa. Patrzy� na ni� przez kilka minut, jak podskakiwa�a i walczy�a dusz�c si�, i mia� nadziej�, �e ucieknie, bo wysi�ek, jaki kosztowa� go ka�dy ruch, by� zbyt wielki, nawet je�eli chodzi�o o �ycie. W ko�Cu jednak ryba przesta�a si� rzuca� i po prostu le�a�a, gapi�c si� na niego wy�upiastymi, pe�nymi wyrzutu oczyma i po�yskuj�c unosz�cym si� w rytm oddechu brzuchem. - Przepraszam - szepn�� ze smutkiem. - Ale doprawdy zbytnio ryzykujesz, co, Rybo? A potem j� zjad�. Wci�� jeszcze dysz�c�. Utrzyma�o go to przy �yciu przez nast�pne siedem dni. Dziewi�tnastego dnia wyci�gn�� go z wody przep�ywaj�cy nie opodal okr�t. By� to niemiecki rajder. Wszyscy byli dla niego bardzo mili. Karmili go, pomagali mu ponownie uczy� si� chodzi�, a nawet pozwolili mu napisa� list do domu. A potem go zamkn�Li. Na prawie dwa lata. Do chwili podpisania zawieszenia broni midszypmen Edward Trapp Rnvr nabra� patologicznej wr�cz niech�ci do wszystkiego, co mia�o cho�by najmniejszy zwi�zek z wojn� i bezsensownym marnotrawstwem. Zako�czy�o to pierwszy etap kszta�towania niezwykle osobliwego i wyj�tkowo dra�skiego przedstawiciela marynarki handlowej. Drugi pocisk nadlecia� z mroku rozpo�cieraj�cego si� poza blaskiem flary, przeszed� czy�ciutko przez wysoki, piszcza�kowaty komin "Charona" i nie wybuchn��. MImo to rozwali� kolejny ruroci�g - tym razem ten zasilaj�cy niegdy� l�Ni�c�, mosi�n� syren� okr�tow�. Trapp jeszcze przez kilka chwil le�a� plackiem na pok�adzie i zaczyna� si� coraz bardziej w�cieka�, podczas gdy og�lny zam�t powi�Ksza�o to dodatkowe wycie pary pod wysokim ci�nieniem. Wreszcie, nie mog�c ju� d�u�ej si� opanowa�, rzuci� w mrok barwne przekle�stwo, po czym lekcewa��c zagro�enie zerwa� si� na r�wne nogi i cisn�� swoj� zat�uszczon� czapk� gdzie� w kierunku, z kt�rego do niego strzelano. A raczej do "Charona". Co i tak oznacza�o, �e do niego. I do pierwszego mechanika Ala Kubiczka, dawniej w Us Navy, obecnie dezertera. I do drugiego oficera (niedyplomowanego) Chafica Abou Babikiana, dawniej pomocnika w�a�ciciela burdelu i sutenera, przejawiaj�cego nieoczekiwan� pasj� do nawigacji, zachodniej muzyki klasycznej i ma�ych ch�opc�w o anielskim wygl�dzie... I do Gorbalsa Wullie'ego, poprzednio w wi�zieniu Barlinne, obecnie za� najbardziej twardego, krn�brnego, krety�skiego osobnika spo�r�d wszystkich bezpa�stwowc�w, bez ojca i matki, o mentalno�ci pirat�w, aspo�ecznych wyrzutk�w, kt�rzy tworzyli to, co przy odrobinie dobrej woli mo�na by nazwa� za�og� parowca "Charon". Fajni ch�opcy, co do jednego, duma� ponuro Trapp. Bez wahania zostawi�bym ich zamkni�tych pod pok�adem, kiedy ta rozpadaj�ca si� kupa z�omu p�jdzie na dno. MO�e z wyj�tkiem Pappy'ego... W jego stosunku do male�kiego pierwszego oficera zawsze kry�o si� co� szczeg�lnego, co�, co mia�o pocz�tek w b�ogich, przedwojennych dniach, kiedy to zawsze jaki� �adunek broni albo paru anonimowych pasa�er�w trzeba by�o przetransportowa� na brzeg jednego z wielu p�nocnoafryka�skich szejkanat�w... Nagle potkn�� si� o pierwszego oficera Papavlahapoulosa zwini�tego dziwacznie w drzwiach ster�wki i ogarn�� go nie do�wiadczony dot�d smutek, uzmys�owi� bowiem sobie, �e Pappy le�y i jest niezwykle cichy. Z�owieszczo cichy, jak na zazwyczaj gadatliwego Greka. I szczeg�lnie cichy jak na gadatliwego Greka, w kt�rym najprawdopodobniej zrobiono dziur�... Jednak�e stopie� zainteresowania pozosta�� cz�Ci� za�ogi pozwala� si� zorientowa�, jak wielkim cynikiem sta� si� Edward Trapp. I jak zgorzknia�ym. �ycie nazbyt go okaleczy�o. Ju� nic nie pozosta�o z tego m�odego ch�opaka, kt�ry �ka� tak niepowstrzymanie na podskakuj�cej tratwie ratunkowej. Tylko dlatego, �e zjad� patrz�c� na niego z wyrzutem wy�upiastook�, niewielk� ryb�... Trapp nie od razu sta� si� cz�owiekiem pozbawionym jakichkolwiek z�udze�, nie by� nim nawet w�wczas, gdy po dw�ch latach wyszed� z otch�ani nie ko�cz�cych si� oboz�w jenieckich. Cho� na pewno w�a�nie wtedy i w�a�Nie tam przysi�g� sobie, �e nie b�dzie bra� udzia�u w �adnej wojnie. NIgdy i za nikogo. Ale wielu powracaj�cych wojownik�w my�La�o w�wczas podobnie. W tym samym czasie zacz�� by� r�wnie� chciwy. Co tak�e nie by�o niezwyk�e. Wielu alianckich je�c�w walcz�cych o przetrwanie w NIemczech, kt�re g�odem starano si� zmusi� do kapitulacji, przejawia�o t� sam� s�abo��. POd koniec wojny bochenek czarnego chleba lub litr zuupy z �o��dzi sta�y si� czym� bezcennym. Trapp bardzo szybko zorientowa� si�, �e zdoby�, oznacza�o - prze�y�. I niewiele wi�cej czasu zaj�o mu uzmys�owienie sobie, �e osobiste przetrwanie, zgodnie z definicj�, by�o nie do pogodzenia z trosk� o wsp�towarzyszy. M�ody Edward okaza� si� cz�owiekiem, kt�ry wyj�tkowo �atwo dostosowuje si� do warunk�w. Gdy statek szpitalny ostatecznie wysadzi� go w powojennym Dover, by� opalony, barczysty i nader sprawny fizycznie. I kiedy wielu repatriowanych je�c�w wojennych os�abionych niedo�ywieniem znoszono po trapach na noszach, midszypmen Trapp Rnvr ruszy� energicznym krokiem w stron� najbli�szej kantyny Armii Zbawienia. Ale nawet w�wczas trzyma� kurczowo p�kat� paczk� dodatkowych porcji chleba i niemieckich W~ursten. NIe by� w stanie zje�� tego sam. Bardzo zmieni� si� od dnia, kiedy przeprasza� ryb�... Oczywi�cie, wina nie le�a�a ca�kowicie po stronie Trappa... Na sw�j spos�b r�wnie� i on sta� si� ofiar� wojny. O ile jednak wi�kszo�� poszkodowanych z biegiem czasu wyzdrowia�a ca�kowicie, o tyle Trapp - nigdy. By� mo�e zreszt� wcale tego nie pragn��. By� mo�e wyci�gn�� fa�szywy wniosek z faktu, �e na pok�adzie kr��ownika pomocniczego wyruszy�o na wojn� ponad czterystu m�czyzn, podczas gdy do domu powr�ci� tylko on. POcz�tkowo wi�c zacz�� lekcewa�y� przepisy, a potem ju� �ama� je w wyzywaj�cy spos�b. Na przyk�ad, nie czekaj�c nawet na demobilizacj� po prostu wetkn�� za sedes na stacji w Dover to, co pozosta�o z jego munduru, przebra� si� w marnie skrojony garnitur, na kt�ry natkn�� si� w czyim� baga�u, a potem wykona� szyderczy gest pod adresem Jkm kr�la Jerzego V. Ich Lordowskich MO�ci z admiralicji i "wielkiej Brytanii Godnej Swych Bohater�w". Trzy dni p�niej marynarz pok�adowy Trapp p�yn�� do Szanghaju na pok�adzie przechylonego na burt�, przerdzewia�ego frachtowca, kt�ry zapewne tylko dlatego przetrwa� wojn�, �e NIemcy uznali, i� zatonie on bez ich specjalnej pomocy i postanowili zaoszcz�dzi� torped�. Warunki, jakie panowa�y na tej p�ywaj�cej trumnie, zapewne sk�oni�yby ka�dego osobnika s�abszego duchem do powrotu na drog� cnoty, zanim nie stanie si� co� nieodwracalnego. Ale u Trappa, jakby na przek�r, umocni�y jedynie przekonanie, �e wybra� w�a�ciwy spos�b zdobycia fortuny. Zwia� ze statku w Hongkongu. Frachtowiec za� ju� nast�pnego ranka zaton�� jak wiadro z cementem, zabieraj�c ze sob� wszystkich pozosta�ych cz�onk�w za�ogi. Po raz drugi w swoim kr�tkim �yciu Trapp zosta� skierowany przez Los kursem, kt�ry pozwoli� mu unikn�� nag�ej �Mierci. Przekona�o go to ostatecznie, �e posiada pewien niezwykle cenny walor, kt�ry stawia go o wiele wy�ej nad innymi, mniej odpornymi lud�mi. �e jego przeznaczeniem, bez wzgl�du na to, co zrobi� czy te� nawet komu to zrobi�, jest - przetrwa�. Niemniej zdarza�y si� czasem przypadki, kiedy wszelkie techniki przetrwania okazywa�y si� ma�o skuteczne. Jak w�wczas, gdy trzeci pocisk nadlatuj�cy z g��bi nocy wybuchn�� tu� za ruf� "Charona"i Trapp poczu�, jak ca�y ten cholerny statek jakby uni�s� ruf�, a potem dygocz�c ze�lizgn�� si� do przodu niczym deska surfingowa na czole fali. Straci� r�wnowag� i przykl�kn�� gwa�townie na jedno kolano opieraj�c je mocno na klatce piersiowej ma�ego Greka. Pappy jednak i wtedy nie wyda� �adnego d�wi�Ku. Nawet nie zirytowa� si� na wypowiedziane odruchowo przez Trappa: Przepraszam, pierwszy! Nagle, jak po przekr�ceniu kontaktu w kabinie, trzeszcz�cy blask pocisku o�wietlaj�cego zgas� gwa�townie i podziurawiony mostek ponownie ogarn�a ciemno��. Wcze�Niej jednak kapitan dostrzeg�, �e prawe oko Pappy'ego spogl�da oskar�ycielsko w jego oczy i nie po�yskuje ju� jak wtedy, gdy pierwszy oficer opowiada� o male�kiej wiosce rybackiej nad z�ocist� pla�� tu� ko�o Kastrosiki~a. A potem zauwa�y� miejsce, gdzie kiedy� znajdowa�o si� drugie oko Pappy'ego. I w�a�ciwie dobrze, �e po tym znowu zapad�a ciemno�� - by�o to na sw�j tajemniczy spos�b przejawem delikatno�ci wobec Pappy'ego. Trapp poci�gn�� gwa�townie nosem i podni�s� si�. POwoli, tak, �eby ten cz�owiek le��cy spokojnie w drzwiach ster�wki nie pomy�la�, �e swoim wygl�dem sprawi� mu jak�� przykro��. Pr�bowa� prze�kn�� jak�� dziwn� przeszkod� tkwi�c� w gardle, spostrzeg� jednak ze zdziwieniem, �e nie mo�e tego zrobi�. Sugerowa�oby to bowiem wzruszenie, kapitan za� wiedzia�, �e to wykluczone. Sta� wi�c, pr�buj�c nie my�le� ju� o Pappym, s�uchaj�c apatycznie ryku pary oraz nerwowych okrzyk�w dobiegaj�cych od strony rufy i mrugaj�c gwa�townie nie wiadomo czemu... a wtedy drugi pocisk o�wietlaj�cy rozerwa� si� z nieub�aganym, o�lepiaj�cym blaskiem i Edward Trapp znowu sta� si� sob�. Cz�owiekiem, kt�ry zawsze przetrwa. Za wszelk� cen�. Sta� si� w�a�Nie takim cz�owiekiem wkr�tce po unikni�ciu drugiego przedwczesnego rozstania si� z tym �wiatem na pok�adzie z�artego przez rdz� p�ywaj�cego grobowca, kt�ry po prostu nie by� ju� w stanie d�u�ej utrzyma� si� na wodzie. Z Hongkongu by�o niedaleko do Makao. A Makao by�o w owym czasie matecznikiem mi�dzynarodowej przest�pczo�ci. Magnesem dla przemytnik�w broni i z�ota, handlarzy opium oraz dla wszelkich innych zdeprawowanych wyrzutk�w umykaj�cych przed kar�. Sta�o si� r�wnie� symbolem podniecaj�cego, pe�nego przyg�d, nieodgadnionego Wschodu - kwintesencj� owych mocnych, romantycznych, z�eranych chorobami dni Tong�w, chi�skich pirat�w i rzecznych kanonierek. Edwarda Trappa upoi�o panuj�ce tu bezprawie. Wprawi�o w ekstaz�. By�a to dla niego z�ota kraina nieograniczonych mo�liwo�ci, w kt�rej ci, co prze�yj�, staj� si� kr�lami, pokorni za� gin�. Nie zgin��. Jednak�e, w dziwny spos�b nigdy nie zosta� te� kr�lem. By� mo�e dlatego, �e zbyt wiele jeszcze dobrych cech tli�o si� gdzie� g��Boko w jego wn�trzu. Na przyk�ad z uczuciem pewnego zawodu przekona� si�, �e nie jest w stanie z zimn� krwi� zabi� cz�owieka - powa�na wada w przypadku m�odego pracownika do wszystkiego w Makao. POsiada� r�wnie� do�� specyficzne poczucie humoru, kt�re niezbyt sprzyja�o nawi�zywaniu przyjacielskich kontakt�w z tymi, kt�rzy mogli dopom�c jego karierze. Jak cho�by wtedy, gdy kupi� dziesi�� ton preparatu chwastob�jczego od zbankrutowanego kapitana statku i m�g� zamieni� �w nabytek na got�wk� jedynie zalepiaj�c poprzednie nazwy naklejkami z napisem "Naw�z sztuczny" i sprzedaj�c ca�o�� miejscowemu Fu Manchu, aby u�y�Ni� tym swoje plantacje makowe. W tym w�a�Nie roku spad�a na Chiny makowa zaraza. Wszystkie plantacje przypomina�y pustyni� Gobi w czasie suszy i tylko dlatego Fu Manchu dosy� �atwo da� si� nabra�. Jedynie dzi�Ki temu Trapp unikn�� natychmiastowego i nieprzyjemnego zabiegu polegaj�cego na zdzieraniu sk�ry z torsu paskami o szeroko�ci jednego cala. R�wnie� i to umocni�o go w przekonaniu, �e jest w stanie prze�y�. Jednak on musia� wia� z Makao szybko, mn�stwo, za bardzo. Biegiem, biegiem! Co te� na wszelki wypadek uczyni�. Mo�na to uzna� za dodatkowy dow�d niezr�wnanego wyczucia czasu przejawianego przez Trappa. Dwa dni p�Niej Fu Manchu, kt�ry dowiedzia� si� okr�n� drog� o nielojalno�ci swojego podopiecznego, da� upust swej orientalnej irytacji i kaza� porwa� nieszcz�snego kapitana, aktualn� chi�sk� kochank� Trappa i przejezdnego komiwoja�era, kt�rego z Trappem ��czy�o jedynie to, �e na nabrze�u wypi� drinka z wyje�d�aj�cym w po�Piechu facetem. Wi�ksza cz�� rozcz�onkowanych zw�ok tej tr�jki zosta�a nast�pnego ranka zrzucona do ogr�dka przed konsulatem brytyjskim - na �rodek trawnika do gry w krykieta. By�o to cholernie nietaktowne, nawet jak na pieprzonego ��tka. MO�e zabrzmi to dziwnie, ale nigdy potem sprawy Trappa nie uk�ada�y si� ju� tak g�adko. Przez par� nast�Pnych lat b��ka� si� bez celu, zazwyczaj na pok�adzie jakiego� starego, sfatygowanego frachtowca, dop�ki kolegom nie uprzykrzy� si� jego wredny charakter i nie przegonili go na brzeg, by dalej zajmowa� si� nim ju� kto inny. POmi�dzy zamustrowaniami Trapp doskonali� rozliczne kunszty - przemytu, str�czycielstwa, oszustwa i jak zwykle - przetrwania. W po�owie lat trzydziestych z marze� Trappa nie pozosta�o ju� nic. By� tylko kr�py, twardy matros z uraz� do ca�ego wrednego �wiata i niewyparzon� g�b�. By� kolczastym, ale nie wiadomo czemu daj�cym si� lubi� �ajdakiem. I posiadaj�cym zasady r�wnie nieugi�te jak podeszwa buta palacza. Wtedy to w�a�Nie pojawi�a si� jego ostatnia szansa. Zrodzona z chciwo�ci, sp�odzona przez brak zaufania. Trapp, kt�ry w�wczas uwa�a� si� ju� za kapitana, otrzyma� propozycj� obj�cia samodzielnego dow�dztwa. Zosta�a ona wysuni�ta przez niewielk�, nieco podejrzan� sp�k� trzech egipskich ludzi interesu, kt�rzy posiadali statek i �adunek, ale nie mieli nikogo, kto m�g�by si� tym zaj��, poprzedni bowiem kapitan dozna� �miertelnego zderzenia z pr�tem rusztowym znajduj�cym si� w r�kach dotychczas anonimowego cz�onka za�ogi. Statkiem tym by� "Charon". Lecz zaistnia� tu pewien problem. Trapp nigdy dot�d nie widzia� r�wnie starej, zniszczonej, po�atanej, rdzewiej�cej, potwornej kupy morskiego z�omu od czasu, kiedy szabrowa� le��cy u wybrze�y Tajwanu wrak z 1897 roku. Z t� tylko r�nic�, �e ogl�da� go w skafandrze, statek ten bowiem zaton�� ze staro�ci i le�a� na dnie. O ile Trapp m�g� sobie przypomnie�, by� on uderzaj�co podobny do statku, na kt�rym mia� obj�� po raz pierwszy samodzielne dow�dztwo. Tyle tylko, �e �w zatopiony wrak znajdowa� si� w nieco lepszym stanie. Drugim problemem by� port docelowy "Charona" i przewo�ony �adunek. Pla�a w Afryce P�nocnej i transport karabin�w z czwartej r�Ki, kt�re jednak mog�y zabi� tego, w kogo zosta�y wycelowane. Tymczasem legioni�ci, kt�rzy patrolowali ten w�a�Nie teren czekaj�c na przemytnik�w broni takich jak Trapp, mieli zwyczaj najpierw strzela�, a dopiero potem interesowa� si�, czyje to zw�oki. Trapp by� r�wnie� nieco ura�ony stanowiskiem zaj�tym przez Egipcjan. Sposobem, w jaki nalegali, �eby pozosta� na pok�adzie, podczas gdy sami wzi�li ca�y ten majdan na brzeg i omawiali ostateczne warunki z miejscowym szejkiem. Zupe�nie jakby nie dowierzali w�asnemu kapitanowi, �e wr�ci z fors�. Jakby zak�adali, �e on, Edward Trapp, m�g�by zwin�� w�asny �adunek, niech to... I wtedy ol�Ni� go Pomys�. Rozumia�o si� samo przez si�, �e �adunek musia� pozosta� nienaruszony. Poza innymi wzgl�dami, jedn� z niez�omnych zasad Trappa by�a lojalno�� wobec pracodawc�w. Oczywi�cie, mia� szczer� wol� wysadzi� ich razem z karabinami w dowolnej, wskazanej przez nich cz�ci Morza �r�dziemnego, i niech go diabli, je�eli dotkn��by cho� jednego, jedynego naboju kalibru zero, trzysta trzy. By�oby jednak rozs�dn� rzecz�, gdyby m�g� cho� troch� zyska� na tym interesie, nieprawda�? NO, c�... na przyk�ad... ukra�� statek? Tak te� uczyni�, gdy tylko pierwsze odg�osy strzelaniny dobieg�y ponad spokojn� wod� od strony odleg�ej pla�y. Sugerowa�y one, �e jego byli egipscy chlebodawcy i tak ju� nie wr�c� tego wieczoru, a poza tym jest nader ma�o prawdopodobne, �eby wyst�pili kiedykolwiek z pretensjami do prawa w�asno�ci "Sf8"Charon". W taki oto spos�b Edward Trapp sta� si� posiadaczem. Samozwa�czym kapitanem marynarki handlowej, kt�ry nie by� poddanym �adnego pa�stwa i uwa�a� ca�e Morze �r�dziemne za swoje tereny �owieckie. Mia� nawet gotow� za�og� i cho� nigdy nie by� w stanie udowodni�, �e to istotnie Gorbals Wullie zdymisjonowa� ostatniego kapitana wal�c go od ty�u pr�tem rusztowym, to jednak uczyni� wszystko, �eby taki los nie spotka� r�wnie� i jego. Jednak ka�dy, kto zdawa� sobie spraw� z przeznaczenia Trappa, m�g� si� tego domy�li�. Na pok�adzie "Charona", kt�ry nie rzucaj�c si� w oczy ku�tyka� z jednego zakazanego miejsca do drugiego wszystko odbywa�o si� szcz�Liwie i pomy�lnie na sw�j n�dzny spos�b, tak �e jedynie sporadyczny strza� czy pchni�cie no�em, a potem dyskretny plusk za burt� w czasie �rodkowej wachty zak��ca�y harmoni� panuj�c� w�r�d za�ogi. Los za� jak zawsze prowadzi� Trappa bezpiecznym kursem i pozwala� mu unikn�� represji w�adz. A� do chwili, kiedy Adolf Hitler rzuci� Wehrmacht na Polsk� i zdarzy�o si� to, w co Trapp dawno temu zaprzysi�g� nigdy si� nie miesza�. Przewa�aj�ca cz�� �wiata zabra�a si� za wojaczk�. Znowu. Z wyj�tkiem niezbyt patriotycznie usposobionej za�ogi "Charona", kt�ra jednog�o�Nie proklamowa�a swoj� neutralno�� i po prostu robi�a to, co zawsze. Nale�y jednak odda� tym ludziom sprawiedliwo�� i stwierdzi�, �e wi�kszo�� spo�r�d tej szczeg�lnej zbieraniny mia�aby powa�ne trudno�ci z przypomnieniem sobie, po kt�rej stronie powinna w�a�ciwie walczy�. I jak Trapp wyja�ni� to pierwszemu oficerowi Papavlahapoulosowi: "W ka�dym razie trzymamy si� z dala od okr�t�w wojennych. B�dziemy mogli dzia�a� na w�asny rachunek i nie�Le na tym zarobi�". Jednak zasady Trappa by�y wci�� niewzruszone. NIc, co robi�, nie mog�o zaszkodzi� wysi�kowi wojennemu Wielkiej Brytanii. Ka�da czarnorynkowa whisky, czekolada czy mas�o, kt�re bra� na pok�ad w dyskretnych miejscach u afryka�skiego wybrze�a w�drowa�y prosto do r�k aliant�w... za odpowiedni� cen�. Tak wi�c nawet moralna strona tych przedsi�wzi�� by�a bez zarzutu. W ka�dym razie z punktu widzenia Anglika_renegata. Dlatego te� Malta, niemal rzucona na kolana przez hitlerowsk� blokad�, o�ywia�a si� regularnie, spostrzegaj�c, �e nowy transport luksusowych towar�w jest sprzedawany ukradkowo z ci�ar�wki, kt�ra poprzedniej nocy oczekiwa�a w male�kiej zatoczce tu� ko�o Victoriosa. A pewien starszy stopniem oficer brytyjski, kt�ry by� mo�e dysponowa� nieco wi�kszym zasobem informacji, ni� spodoba�oby si� to Trappowi, spogl�da� jedynie z wyrozumia�o�ci� na twarze tych, kt�rzy potrzebowali ka�dej, najmniejszej nawet dozy otuchy i z rozmys�em odwraca� si� plecami. W taki oto spos�b wygl�da�o niezaanga�owanie si� Trappa w drug� wojn� �wiatow�. Dok�adnie do chwili, kiedy rozerwa� si� pocisk o�wietlaj�cy. A male�ki, grecki marynarz utraci� cz�� g�owy. Gdy tylko wybuchn�� drugi pocisk o�wietlaj�cy, Trapp warkn�� w�ciekle "Sukinsyny!", po czym przecisn�� si� obok martwego Greka do ster�wki. Czu�, jak statek stopniowo zwalnia i ponuro tryka w kr�tkie fale nadbiegaj�ce coraz bardziej od strony dziobu, w czasie gdy "Charon" ci�gle odpada� w prawo. ...czterdzie�ci dwa... czterdzie�ci trzy... czterdzie�ci cztery... Wci�� nie m�g� niczego dostrzec, ale przez sk�r� czu�, �e czas im si� ko�czy. I to szybko. W wyobra�Ni Trapp spokojnie przedstawi� sobie wszystko, co dzieje si� na pok�adzie nie zidentyfikowanego zagro�enia kryj�cego si� poza stref� �wiat�a. Dymi�ce, mosi�ne �uski spadaj�ce z brz�Kiem na pok�ad... �aduj! NOwe naboje na podno�nikach po�yskuj�ce olei�cie w poblasku flary... Zatrzaskuj�ce si� zamki. Ostre jak brzytwy od�amki szk�a zgrzytn�y pod jego butami, gdy przykl�kn�� gwa�townie ko�o sternika wci�Ni�tego nieporz�dnie mi�dzy ko�o sterowe a pokancerowan� wyk�adzin� tylnej �ciany ster�wki. Jeszcze wi�cej szklanych okruch�w po�yskiwa�o czerwono z koszmarnego k��bowiska zmasakrowanego cia�a. Kapitan poczu�, jak ogarnia go wielka, gor�ca fala straszliwej w�ciek�o�ci... Zadzwoni� telegraf maszynowy. NIespodzianie. Odwr�ci� si� i popatrzy� na wskaz�wk� telegrafu nic nie rozumiej�c. Kto� na dole oddzwoni� z "Ca�a naprz�d" na "Stop" bez �adnego rozkazu z mostka i Trapp od razu poczu� zmniejszaj�c� si� wibracj�, w miar� jak zakr�cano zaw�r starej maszyny parowej. ...pi��dziesi�t jeden... pi��dziesi�t dwa... Oczodo�y celowniczych opieraj� si� na wy�o�onych piankow� g�bk� os�onach odleg�ych celownik�w. D�onie przesuwaj� si� pieszczotliwie po pokr�t�ach mechanizm�w podniesienia i kierunku. Cel... cel... cel... "Achtung Gesch~utzbeidienung... Trapp rzuci� si� do rury g�osowej ��cz�cej mostek z maszynowni� "Charona". Wyszarpn�� gwizdek i pu�ci� go niedbale na zabezpieczaj�cy �a�cuszek, a potem dmuchn�� gwa�townie, czuj�c, jak z wysi�ku pulsuj� mu �y�y na czole. Daleko na dole drugi, ko�cowy gwizdek wyda� z siebie wysoki, prznikliwy pisk rozpaczy. Trapp dmuchn�� ze z�o�ci� ponownie, potem za� przy�o�y� wylot rury do ucha bezsilnie oczekuj�c gwa�townej fali ha�asu, kt�ra zapowiada�aby nadej�cie odpowiedzi z maszynowni. I wreszcie nadesz�a. NIech�tnie. Po d�ugim wahaniu. - Maszynownia. Trapp przy�o�y� koniec rury g�osowej do ust, u�wiadamiaj�c sobie, i� odczuwa bezmiern� wdzi�czno��, �e kto�, ktokolwiek, wci�� jest z tamtej strony. Warkn�� lodowatym tonem: - Tu mostek... Kto, do diab�a, rozkaza� "Maszyny stop"? Potrzebuj� pe�nej szybko�ci i to zaraz. "Jaldi"! Sardoniczny, gorzki �Miech, kt�ry dobieg� do niego z maszynowni, m�g� nale�e� tylko do jednego cz�owieka. Do pierw- szego mechanika Kubiczka. - Chryste, kapitanie, czy�by uwa�a� pan t� bali� za co� w rodzaju prawdziwego statku? Na czole fali i z wiatrem od rufy mo�emy wyci�gn�� najwy�ej osiem w�z��w... Te sukinsyny, kt�re do nas strzelaj�, mog� przegoni� "Charona" wp�aw. - Chc� mie� pe�n� moc, czif. To rozkaz, do cholery! - NO to wyci�gnij pan pieprzone wios�a, Trapp. - W g�osie Kubiczka d�wi�cza�a beznadzieja. - Gdzie� na pok�adzie rozwali�o ruroci�g instalacji parowej. Od tej pory trac� ci�Nienie. Spad�o do dwunastu funt�w i leci dalej... Trapp poczu�, jak udziela mu si� cierpienie Kubiczka. Zacisn�� rur� g�osow� z ca�ej si�y. - Mamy podpisany z sob� kontrakt... - Wetknij sobie ten tw�j kontrakt, Trapp w... - KUbiczek jakby zawaha� si� przez chwil�, a potem doda� cicho i bez cienia cynizmu w g�osie. - Przepraszam, kapitanie. Ale ani ja, ani moi ch�opcy nie mamy ju� nic do roboty tu, na dole. Wychodzimy. Kapitan pu�ci� rur� g�osow� i wbi� niewidz�ce spojrzenie w poszarpany, wduszony do �rodka kwadrat okna ster�wki. Nagle i niespodziewanie nie istnia�a ju� �adna przysz�o��. W ka�dym razie nie dla Trappa, by�ego zawodowego specjalisty od prze�ycia. NIe b�dzie ju� podr�y do zaciemnionych brzeg�w, podniecaj�cego napi�cia przemytniczej gry, zaciek�ego, bazarowego targowania si� o kilkana�cie karton�w Whisky albo i ton� przeadresowanego zaopatrzenia Afrika KOrps... NIe b�dzie ju� Pappy'ego Papavlahapoulosa o b�yszcz�cych oczach i pobudliwej lojalno�Ci... ...i tylko dawno zapomniane wspomnienie. Wspomnienie innego, starego statku, kt�ry nie m�g� nawi�za� r�wnorz�Dnej walki, oraz ludzi opuszczaj�cych go i umieraj�cych, gdy wci�� spada�a salwa za salw�. Ale nawet taka �mier� nie b�dzie przeznaczona "Charonowi". Tamten statek bowiem poszed� na dno z godno�ci�, dum� i wielk� odwag�, podczas gdy wszystko, co Trapp mia� do zaofiarowania swojej wieloj�zycznej zgrai bezpa�stwowych nieudacznik�w, by�o pe�nym wrzasku i torsji zapomnieniem... ...siedemdziesi�t siedem... siedemdziesi�t osiem... siedemdziesi�t dziewi��... Odwr�ci� si� od okna i ponownie przeszed� nad le��cym w drzwiach cz�owiekiem. OKo zdawa�o si� go �ledzi�, to samotne oko Greka, i kapitan zastanawia� si� mimochodem, czy rzeczywi�cie wyra�a ono uraz�, jak� Pappy m�g� �ywi� do niego za swoj� �mier� spowodowan� chciwo�ci� i niekompetencj� Trappa. By�o to niesamowite, wywo�uj�ce mrowienie na karku uczucie. Zupe�nie jakby by� skaza�cem oczekuj�cym na �Mier� pod oskar�aj�cym cyklopim spojrzeniem poprzedniej ofiary. Wtedy te� Edwardowi Trappowi przytrafi�a si� bardzo dziwna rzecz. Kiedy odwr�ci� si� gwa�townie, zobaczy� ludzi na pok�adzie ochronnym. Ciemne, niewyra�ne sylwetki pracuj�ce w niezwyk�ej harmonii wok� samotnej, brudnej jak nieszcz�cie �odzi ratunkowej tu� za kominem. Z narastaj�cym uczuciem niedowierzania obserwowa� ich w milczeniu, nie chc�c nawet dopu�ci� do siebie my�li, �e za�oga sk�adaj�ca si� z tak plugawych, k��tliwych egoist�w jak ci na pok�adzie "Charona" mo�e kiedykolwiek okaza� r�wnie wysok� dyscyplin� jak w obecnej stressowej sytuacji. Dyscyplin�, kt�ra mog�a napawa� dum� ka�dego kapitana statku. By�o to niepokoj�ce. POniewa� duma stanowi�a uczucie, z kt�rym po�egna� si� ju� dawno temu. Wteszcie drugi oficer Babikian zauwa�y� go i przez moment zawaha� si�. W tej samej chwili szalupa bez przeszk�d zosta�a wychylona na �urawikach za burt�. Na tle ciemnej sk�ry b�ysn�y nerwowo bia�e z�by i LIba�czyk zawo�a�: - Przygotowali�my, kapitanie! Ale nie zejdziemy, dop�ki nie b�dzie konieczne. I w tym momencie Trapp uzmys�owi� sobie, �e na pok�adzie tego nadaj�cego si� na z�om statku, gdzie ludzka godno�� dawno temu zduszona zosta�a grubosk�rn�, egoistyczn� oboj�tno�ci�, znalaz� wreszcie t� jedyn� rzecz, kt�rej by� mo�e szuka� przez ca�e �ycie. Rzeczywi�cie zosta� w ko�cu kr�lem. Tylko �e by�o ju� za p�no. Cholernie za p�no! Wtedy, po raz pierwszy od chwili, kiedy noc eksplodowa�a blaskiem, w przygasaj�cy kr�g �wiat�a w�lizgn�� si� gro�Nie g�adki, szary kszta�t. I wszyscy mogli wyra�Nie dostrzec bia�� flag� marynarki wojennej trzepocz�c� arogancko nad precyzyjnie wycelowanymi wie�ami dzia�owymi brytyjskiego niszczyciela. Potwierdzaj�c, jak to ju� Edward Trapp przyj�� z przygn�bieniem do wiadomo�ci w chwili eksplozji pierwszego pocisku, �e prze�amywanie blokady Malty mo�e okaza� si� zgubne. I z ca�� pewno�ci� sprzeczne. Ze szlachetn� sztuk�... przetrwania. Rozdzia� 1 Telefon zadzwoni� przera�liwie, na chwil� zag�uszaj�c nawet dobiegaj�cy z p�nocnej cz�ci Valletty �oskot bomb i ostrzejsze, bardziej zgrane odg�osy ognia artylerii przeciwlotniczej. Nawet tu, w podziemnym bunkrze czuli�my pod naszymi stopami drgania i niewielkie wstrz�sy, podczas gdy znowu par� zbudowanych z piaskowca dom�w oraz kilka malta�skich kobiet i dzieci przesta�o istnie�. NIkt jednak nie zada� sobie trudu, �eby spojrze� w g�r�. Kilka dni wcze�niej, 26 lipca wyspa przetrwa�a sw�j dwa tysi�ce osiemsetny alarm przeciwlotniczy. POza tym wszyscy patrzyli�my teraz na telefon. Admira� sam podni�s� s�uchawk�. S�ucha� przez kilka chwil, a potem od�o�y� j� i odwr�ci� si� w nasz� stron�. Zanim zacz�� m�wi�, widzia�em ju�, �e ma z�e wie�ci. - Przykro mi, panowie. Potwierdzono, �e stracili�my "Eagle". Zaton�� w siedem minut. POmy�la�em, czuj�c md�o�ci "O Bo�e!", ale nie odezwa�em si�. Zwykli kapitanowie marynarki tak si� nie zachowuj�. W ka�dym razie nie w pokoju pe�nym starszych stopniem oficer�w wojsk l�dowych, marynarki i lotnictwa, kt�rzy w�a�nie przed chwil� dostali kopa w brzuch. Wreszcie kto�, chyba by� to komandor z flotylli okr�t�w podwodnych, mrukn�� cicho: - Dzi�Ki Bogu, maj� jeszcze os�on� lotnicz� z "Victoriousa" i "Indomitable'a". Po kilku chwilach wahania kto� z ko�ca sali otworzy� drzwi i wszyscy wyszli w milczeniu. Tak czy owak narada w sprawie operacji "Pedestal" zosta�a zako�czona i niewiele mo�na by�o jeszcze powiedzie�. POzosta�o tylko oczekiwanie, a obecnie by�o to na Malcie powszednim zaj�ciem. ZOsta�em, bo tak mi polecono. Jeszcze przed rozpocz�ciem narady. S�dz� jednak, �e i tak bym zosta�. PO sze�ciu tygodniach p�tania si� bez celu po samym �rodku tej tarczy strzelniczej na Morzu �r�dziemnym jak� by�a Malta, chyba wdar�bym si� do samego Winstona Churchilla, �eby tylko dosta� przydzia� na okr�t. Trzeci oficer z Wrens * wsun�a g�ow� przez drzwi i zawaha�a si� widz�c admira�a stoj�cego plecami do nas, z d�o�Mi zaplecionymi z ty�u, wpatrzonego w wisz�cy na planie schemat operacyjny. Pokr�ci�em ostrzegawczo g�ow�, ona za�, zanim si� cofn�a, u�miechn�a si� do mnie jakim� dziwnym, smutnym u�Miechem. WRNS - Women Royal Navy Service - Kobieca S�u�ba POmocnicza Marynarki. Zauwa�y�em mimochodem, �e by�a ca�kiem �adna, ale w tej chwili nie mia�em na nic ochoty. MO�e z wyj�tkiem dzikiej awantury z admira�em. K�opot polega� na tym, �e nie bardzo wiedzia�em, jak j� zacz��. NIe wiedzia�em nawet, dlaczego kazano mi zosta�. Gapi�em si� wi�c tak�e na schemat operacyjny odczytuj�c starannie wykaligrafowane nazwy jednostek eskorty bior�cych udzia� w operacji "Pedestal". By� to spis, kt�ry robi� wra