9694
Szczegóły |
Tytuł |
9694 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9694 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9694 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9694 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WALTER JON WILLIAMS
STACJA ANIO��W
1
Ojciec, umieraj�c, zarejestrowa� swoje samob�jstwo -
rejestrowa� wszystkie wydarzenia swego smutnego, �le
zorganizowanego �ycia.
- Wiem, co nadchodzi - o�wiadczy�. - Nie mog� tego za-
trzyma� ani zmieni�. Przepraszam.
�Uciekinier" znajdowa� si� w�wczas w g��bokim kosmo-
sie, dryfowa� mi�dzy strza�ami osobliwo�ciowymi. Pasco, ich
ojciec, wisia� niewa�ki i bezu�yteczny w przestrzeni kabiny
komputerowej. T�usty, siwy, ze zmierzwion� brod� i d�ugimi,
p�ywaj�cymi wok� g�owy w�osami, sprawia� wra�enie �kaj�-
cego �wi�tego Miko�aja. Z ty�u za nim monitory zewn�trzne
pokazywa�y przypadkowy, obracaj�cy si� z wolna obszar
gwiezdny.
- Nie prze�yjemy, je�li b�dziemy dzia�a� tak jak dotychczas
- powiedzia�.
Z wysi�kiem prze�kn�� �lin�. D�onie mu dr�a�y, niewa�ko
unosz�c si� obok cia�a. Wok� wala�y si� graty: stare konsole
komputerowe, popsute holokamery, pl�taniny �wiat�owod�w,
zdezelowane mikroskopy, sprz�t do mikrochirurgii i sklejania
gen�w, stara automacica. Wszystko, co niemal przes�dnie gro-
madzi� latami, jakby wierzy�, �e cz�ci urz�dze�, programy,
kt�re pozszywa� do kupy i uruchomi�, sperma i kom�rki jajo-
we, przy kt�rych majstrowa�, rejestrowane godzina po godzinie
w�asne dzia�ania jako� si� dodadz�, uzupe�ni� i na nowo stworz�
bardziej sensowny wszech�wiat; magicznie oddal� powoln�
�mier�, kt�ra czeka�a Pasca, jego dzieci i statek.
- Nie jestem wystarczaj�co elastyczny. Pos�uchajcie. Da�em
wam inteligencj�. Jeste�cie szybcy. Mo�e znajdziecie jakie�
wyj�cie z tej sytuacji. Ja tylko bym wam zawadza�. - Kaseta
szybko uczenia, zaniedbana, wisia�a przy stopie, wykonuj�c po-
wolne piruety w szumi�cym strumieniu powietrza, cyrkuluj�ce-
go w obiegu zamkni�tym.
- Je�li zostan� z wami, czeka mnie niepowodzenie. - Potrz�s-
n�� kud�at� g�ow�. - P�jd� na dno, a wy ze mn�. Nie mam ju�
do�� si�. - Poddryfowa�, zbli�aj�c si� do kamery. Dzieci widzia-
�y jego podkr��one i opuchni�te oczy, pop�kane �y�ki na nosie
i policzkach, �lin� na dolnej wardze. Z kieszeni wyp�ywa� swo-
bodnie strumie� czerwonych pigu�ek, kt�re wygl�da�y jak kro-
ple krwi. - Zamierzam zej�� wam z drogi. Przedawkowanie.
Bezbolesne. Kiedy umr�, wyrzu�cie moje cia�o przez �luz�. -
Zap�aka�. - Zaopiekujcie si� JCoteczk� - �ka� dalej. - Wiem, �e
mnie kocha.
Dzieci czeka�y na dalsze s�owa, ale on tylko unosi� si� w ka-
binie i p�aka�. Wolno rotowa�, masywne zaokr�glone ramiona
dr�a�y. �zy wisia�y w powietrzu niczym klejnoty. Jedna kropla
podp�yn�a do kamery i przylgn�a do soczewki, rozmazuj�c
ruch i kolory - plama krwawego szale�stwa. Pasco zadysza�.
- Przepraszam - powt�rzy� ochryp�ym szeptem. Przez roz-
bite na soczewce krople widzieli, jak si�ga po kamer�, by j�
wy��czy�.
Ekran sczernia�. Ubu wysun�� lew� g�rn� r�k� do wy��czni-
k�w, zawaha� si�, po czym spojrza� na siostr�.
- Chcesz to obejrze� jeszcze raz? - zapyta�.
Popatrzy�a na niego wielkimi oczyma barwy g��bokiego kos-
mosu. Nie opuszczaj�c wzroku, g�aska�a Maxima, bia�ego ko-
ta, kt�rego trzyma�a na kolanach.
- Skasuj to - powiedzia�a. Mruczenie kota by�o chyba ciut
g�o�niejsze ni� jej s�owa.
Ubu czeka� przez chwil� z palcem uniesionym nad klawi-
szem �Kasowanie". Pragn��, by wiadomo�� zawiera�a co� war-
tego zapami�tania - ko�cow�, gin�c� wiedz�, kt�ra pomog�aby
umie�ci� ojca w jakiej� syntezie, w ramach kt�rej jego �ycie,
ich �ycie, jego �mier� da�yby si� ca�kowicie zrozumie�.
Nie by�o nic, jedynie ostateczny smutny rozpad umys�u -ju�
chorego, kt�ry nie mia� wyboru, nie widzia� rozwi�zania w sy-
tuacji bez wyj�cia. I ta bezsensowna pro�ba o Koteczk�. Ubu ro-
zumia� to wszystko, lecz t�sknota sprawia�a, �e si� waha�.
Czu� w gardle b�l. Nacisn�� guzik i ma�a pami�� elektrycz-
na umar�a bez oporu, bez d�wi�ku. Mimo to b�l nie ust�powa�.
Pi�kna Maria spojrza�a na Ubu.
- To nie jest zaskoczenie. - Przygryz�a warg�. - Wiedzieli-
�my, �e nie b�dzie tak trwa�. �e... zdarzy si� z nim... co�. - Sta-
�a, podtrzymuj�c dyndaj�ce kocie �apy. Jej d�ugie, czarne, nie-
bieskawo po�yskuj�ce w�osy opad�y ca�unem na twarz. - Id� do
swojej kajuty - oznajmi�a.
Ubu nadal patrzy� w ekran. Marszczy� brwi. Czeka� na m�-
dro��.
- Chcesz towarzystwa? - odwr�ci� si� do siostry.
Potrz�sn�a g�ow�.
- Mo�e p�niej.
- Mam ci� zawo�a�? Kiedy go b�d�... usuwa�?
W�osy Pi�knej Marii zamigota�y jak ciemny deszcz.
- Tak. Prosz�.
Patrzy� za ni�, gdy wychodzi�a z klatki dowodzenia. Potem
znowu odwr�ci� si� do konsoli sterowniczej.
Z pod�ogi pe�z�o dr�enie, przenios�o si� wzd�u� pojedyncze-
go wspornika krzes�a a� na plecy Ubu. Drobna niewsp�osio-
wo�� w statkowej wir�wce - ogromne �o�yska spala�y si�
z wolna, metal zu�ywa� kawa�ek po kawa�ku. W tej chwili jest
to nieistotne - w przysz�o�ci stanie si� problemem.
Wir�wka bzycza�a. B�dzie musia� wyrzuci� ojca przez �luz�
przed nast�pnym strza�em osobliwo�ciowym.
Poszed� do swojej kabiny, brz�cz�cej metalowej skorupy na
drugim poziomie wir�wki. �ciany i sufit pomieszczenia pokry-
te by�y obrazkami. Tu� przed jego twarz� wisia�y holograficzne
diagramy gwiazd, konstelacje, obrazy mg�awic, czarnych dziur,
statk�w; ludzi w skafandrach, w ubraniach do walki, w kombine-
zonach. Phi� Mendoza niczym rycerz; Michiko Tanaka z wielk�
gitar� sizer w jednej r�ce i pistoletem w drugiej. Ludzie ekscytu
o wymalowanych oczach i wargach jak krople krwawej rosy,
wpatrzeni w dal z niezaspokajaln� t�sknot�. Obce stworzenia -
fikcyjne i prawdziwe. Obrazy �mierci, szyby he�m�w zbryzgane
krwi�, oczy z wyrazem przera�enia i odrazy. Wizerunki ojca.
Ubu siad� na koi i gapi� si� w sufit na chaos zblak�ego pla-
stiku; te obrazy by�y kiedy� dla niego wa�ne, teraz straci�y zna-
czenie - �mieszny zestaw dziecinnych fantazji i t�sknot, a nie
jak ongi� odbicie jego umys�u.
Nagle ojciec znalaz� si� obok - siedzia� na krze�le po�rodku
kabiny. Ten sam Pasco, ale m�odszy, ze starannie u�o�onymi
w�osami i wypiel�gnowan� brod�. Pewny siebie, sprawny.
Podobny do jego wizerunk�w przyklejonych do sufitu.
- Co� ci� trapi, synu? - spyta� ojciec. - Mog� ci w czym� po-
m�c?
Ubu spojrza� na ojca i zmru�y� oczy.
- Spadaj, tato. Zabi�e� si�, ty dupku.
Pasco przez chwil� patrzy� na niego ze smutkiem.
- Chcia�em tylko, �eby� wiedzia�, �e b�d� w pobli�u -
oznajmi�.
- Pieprz� to.
Ubu si�gn�� do konsoli sterowniczej i wy��czy� projektor
holograficzny. Ojciec znikn��. Razem z krzes�em.
Sk�ra Ubu p�on�a. Stan�� na koi i zacz�� odrywa� od sufitu
starannie przyklejone obrazki. Paznokcie pozostawia�y na nich
bia�e blizny. Pada� deszcz plastiku, �nieg poskr�canej bia�ej pia-
ny. Ubu ledwo t�umi� wzbieraj�ce w piersiach �kanie.
Sta� w�r�d poszarpanych �mieci. Kapitan �Uciekiniera",
my�la�. Maria nie chcia�a tego stanowiska, wi�c przypad�o
Ubu. Bossrajder. Strzelec osobliwo�ci numero uno. Jestem sze-
fem tego, co potrafi� ogarn��.
Za�mia� si� cichutko.
- Mam plan.
Pi�kna Maria unios�a wzrok. Zobaczy�a c�tki piany na bladej
sk�rze i jasnych w�osach Ubu. Byli w centrali komputerowej, trzy-
mali w d�oniach br�zowe ko�c�wki d�ugich w�y rozpryskiwaczy
tempapiany. Dwa miesi�ce po �mierci ojca zaj�li si� wreszcie
jego rzeczami. Zgromadzili wszystkie graty, zwi�zali razem,
pokryli tampapian�. Chcieli je sprzeda� na cz�ci zamienne
w Ascenci�n, swym najbli�szym porcie. Warto�ciowe by�y
chyba tylko te wszystkie kamery, kt�re Pasco zainstalowa� na
statku, by rejestrowa� swoje dzia�ania.
Tu, w strefie niewa�ko�ci, Maria upi�a z ty�u czarn� rzek�
w�os�w.
- Jaki plan? - zapyta�a, odsuwaj�c za ucho niesforny kosmyk.
Ubu u�miechn�� si� szeroko.
- Znasz Dig Angel? Fili� firmy Long Reach? Opublikowali
og�oszenie na tablicy Stacji Ascenci�n. Rozpoczynaj� now�
operacj� w uk�adzie Angeliki i chc� zawrze� kontrakt na dosta-
w� kompatybilnych z Kanto kopaczy i komputer�w.
- Zamierzasz strzela� dla tego, kto ten kontrakt dostanie?
- Co� lepszego, Mario. Co� znacznie lepszego.
Pi�kna Maria delikatnie obr�ci�a si� w powietrzu, r�k�
schwyci�a wy�cie�an�, wysuni�t� sztab� na klatce dowodzenia,
a potem zwinn� stop� z�apa�a poobijan� star� automacic�. Przy-
ci�gn�a j� do siebie, pu�ci�a sztab� i obr�ci�a si�, wykorzystuj�c
jako o� obrotu wektor napi�cia w�a do tempapiany. Nacisn�a
spust. Turbiny przeno�nego kompresora zaj�cza�y i piana oplu�a
przezroczyst� plastikow� macic�, gdzie po raz pierwszy zabi�o
serce Marii, gdzie jej niewprawne oczy po raz pierwszy od-
wr�ci�y si� od �wiat�a.
Grzebi� sw� przesz�o�� w pianie, pomy�la�a. W m�zgu za-
brz�cza�o dalekie poczucie straty. Przecie� to nie tylko sprz�t
Pasca - to r�wnie� cz�� jej �ycia. Znika�y artefakty w�asnej
egzystencji, zduszone w warstwach piany - umiera�y.
- Sami zgarniemy kontrakt - oznajmi� Ubu. - We�miemy
po�yczk�, kupimy kopacze od dealera Kanto, dowieziemy je
w naszych �adowniach. Dzi�ki temu zysk b�dzie co najmniej
dwukrotnie wi�kszy - twierdzi� z przekonaniem.
Paciorki piany puch�y na panelu sterowniczym macicy. Ma-
ria mruga�a, usuwaj�c z oczu strz�pki piany.
- Dlaczego Long Reach nie zaopatruje swojej w�asnej pla-
c�wki?
- Bo za dobrze im si� wiedzie. Sprawdzi�em ceny akcji
Long Reach. Tak wyro�li ponad zaplanowany poziom, �e maj�
k�opoty z zaopatrzeniem tutaj, na Rubie�ach.
Qh jednak to dziwne. - Maria otar�a pot z czo�a. - A poza
tym, kto nam da po�yczk�?
- OttoBan�ue.
- OttoBan�ue. - Powt�rzy�a t� nazw� powoli, wiedz�c, cze-
go chce Ubu. W jej ciele ros�o napi�cie, zbroi�o j� przeciwko
pomys�owi brata.
Spojrza� na ni� prowokuj�co.
- Mamy kopacze jako zabezpieczenie. A kontrakt po prostu
czeka.
- Nie podoba mi si� to.
- Sp�jrz na liczby.
Odwr�ci�a wzrok. Nie chcia�a o tym my�le�.
- A je�li p�jdzie �le?
- A je�li p�jdzie dobrze?
Kopni�ciem odbi� si� od czarnych, mi�kkich zas�on, kt�ry-
mi zabezpieczyli displej komputera, gdy zabawiali si� pian�.
Podszed� do Marii i po�o�y� na jej ramionach g�rn� par� r�k.
Zaci�ni�te na w�u i spryskiwaczu palce Marii zbiela�y.
- Nie jestem pewna, czy chcia�abym to zrobi�.
- Pozw�l, �e poka�� ci liczby.
Pokr�ci�a g�ow�. Z jej serca wytrysn�a rzeka smutku. Czy
naprawd� jeste�my w tak rozpaczliwej sytuacji? - pomy�la�a.
- Dobrze. Spojrz�.
- Mo�e nie b�dziesz musia�a. Mo�e dadz� nam po�yczk� i tak.
- Tak. Mo�e dadz�. - I tak w to nie wierzy�a.
I wiedzia�a, �e nie potrafi si� d�u�ej opiera�.
- Jak� mow� wyg�osi�? - Ubu spojrza� na siostr�.
W jej oczach odbija�o si� �wiat�o monitora, zimny szary po-
blask, taki sam jak w oczach Pasca, gdy Ubu je zamyka�. R�k�
dotkn�a szyi.
- By� stary - zacz�a. - Robi� wszystko, co m�g�, ale nie
umia� sobie poradzi�. Nie wiedzieli�my, jak mu pom�c. Umar�. -
Wzruszy�a ramionami. - Nic innego nie przychodzi mi na my�l.
�Czy by� dobrym ojcem?" - chcia� spyta� Ubu. Wyproduko-
wa� nas z zamro�onej spermy i kom�rek jajowych, kt�re gdzie�
naby�, pozlepia� w u�ywanej sklejarce, kupionej na z�omowisku.
Nie mieli wsp�lnych gen�w ani ze sob�, ani z Paskiem, nie two-
rzyli prawdziwej rodziny - siostra, brat, ojciec - po prostu razem
mieszkali. Da� nam talenta i nawet nie wiemy dok�adnie, jak ich
u�ywa�. Przy�pieszy� nasz rozw�j stymulantami hormonowymi
i kasetami do szybkonauki - maszynow� dojrza�o�� w�o�y�
w przedwcze�nie doros�e cia�a. Spodziewa� si�, �e co� mu damy,
co�, czego rozpaczliwie pragn��. Szukali�my u niego odpowiedzi,
ale to Pasco ca�y czas chcia� uzyska� odpowied�, w�a�nie od nas.
Ubu spojrza� na monitor, na ci�kie cia�o w zapi�tym na za-
mek b�yskawiczny plastikowym worku. Mo�e by� dobrym oj-
cem, a mo�e z�ym, niewa�ne, teraz to rzecz martwa.
Wstawi� Pasca do �luzy, nie do wyrzutni odpadk�w - nie
chcia�, �eby ojciec odszed� jak jaki� �mie�. Dotkn�� panelu ste-
ruj�cego statku, da� polecenie. Wbudowany system w��czy� sy-
gna�y alarmowe - czerwone �wiat�a. Ubu wykorzysta� sw�j
priorytet, obszed� automatyczne zabezpieczenia. Drzwi �luzy
otworzy�y si� raptownie -jedna rozmazana chwila - i Pasca ju�
nie by�o, spada� ku centrum galaktyki jak owini�ty plastikiem
pocisk. Ostry, metaliczny sygna� alarmowy sta� si� jego epita-
fium. Ubu zamkn�� �luz� i sygna� umilk�. Czerwone �wiat�a
zmieni�y si� na zielone. Po policzkach Pi�knej Marii p�yn�y
�zy. Wsta�a i odwr�ci�a si�.
- Chcia�abym przeprowadzi� statek przez nast�pny strza�.
Mog�? - Ubu ledwie s�ysza� jej cichy g�os.
- Je�li chcesz...
- Zaprogramuj� to w komputerze. Powiem ci, kiedy nadej-
dzie czas.
Odesz�a. By�a naga - cz�sto tak chodzili po statku. Ubu pa-
trzy� na jej d�ugie w�osy, na sp�ywaj�c� po krzywi�nie plec�w
rzek� czerni, kontrastuj�c� z ciep�em mlecznobia�ej sk�ry. Cie-
p�o zatrzepota�o mu w m�zgu, w �o��dku...
Czemu bardziej mnie to wzrusza ni� �mier� Pasca? - zastana-
wia� si�. Czy to wa�ne, �e wzrusza to mnie tylko w takim stopniu?
Patrzy� przez chwil� na monitor - szary migocz�cy obraz
�l
powietrznej �luzy. Wsta�, wyszed� z klatki sterowania, szarpn��
drzwi do szafki z narz�dziami.
Czas za�atwi� Koteczke.
Dwa miesi�ce po zawarciu kontraktu z Dig Angel �Ucieki-
nier" wybia�odziurzy� z Teraz, znajduj�cego si� w odleg�o�ci
kilku tysi�cy kilometr�w od punktu optymalnego - tydzie�
drogi od Stacji Angelica. Gdy ich sygna� radiowy dotar� do sta-
cji, a potem wr�ci�, Ubu stwierdzi�, �e maj� k�opoty.
Wyprostowa� si� nagle w fotelu i patrzy� na przychodz�cy
newsfax. Obudzony Maxim zeskoczy� mu z kolan.
- Dig Angel poszed� pod wod�. Long Reach zbankrutowa�a.
- Podpisali�my kontrakt - powiedzia�a Pi�kna Maria.
G�os mia�a chropawy - to skutek strza�u osobliwo�ciowego
oraz pulsowania Teraz. Senny ton wywo�a� w g�owie Ubu wra-
�enie bladego b��kitu, kontrastuj�cego z jego w�asn� p�on�c�
frustracj�. Zacisn�� z�by, po krzy�u sp�ywa�a mu w�ciek�o��.
To by�a jego wina.
Zerkn�� na Mari�. Nie patrzy�a na niego, nie chcia�a robi�
uwag typu: �a nie m�wi�am".
- B�dziemy na ko�cu d�ugiej listy wierzycieli - zauwa�y�. -
Przez ca�e lata nie dostaniemy pieni�dzy.
- Mo�e znajdzie si� inny nabywca?
- W tym uk�adzie nie ma innych ma�ych firm. Wle�li�my na
Rubie�e cholernie daleko - na planecie jest tylko jedno wielkie
miasto, a ca�a reszta wydobywa co� na asteroidach. B�dziemy
musieli kupczy� z jakim� drobnym spekulantem. Mo�e uda si�
co� sprzeda� przedstawicielowi innej sp�ki g�rniczej, je�li si�
taki znajdzie. - Ubu popatrzy� gniewnie na fax i szybko doda�
w pami�ci liczby. - Je�li zwr�c� nam nasze op�aty za cumowa-
nie i transport, mo�na b�dzie powiedzie�, �e mamy szcz�cie.
Pi�kna Maria obliza�a wargi, jakby pr�bowa�a smakowa�
istniej�ce opcje.
- Mo�e na przetrwanie pod�apiemy jakie� cargo. Narkotyki
czy co� - co�, co nie zajmuje miejsca w �adowni.
- To lepsze ni� zdechn�� na Angelice. - Ubu przerzuca�
stronice faksu. - Zobaczmy, kto kupuje.
Czu�, �e po karku sp�ywaj� mu krople potu. Na ekranie mi-
gota�y dane. Przecie� gdzie� na stacji musi by� nabywca. Musi!
Bo je�li nie, to Angelica okaza�aby si� stacj� ko�cow�.
O Z g�rnego saloniku dobiega� d�wi�k �wiczonych palc�wek -
Pi�kna Maria gra�a na sizerze. Ubu, w wir�wce, poszed� po g�ad-
kim, zielonym dywanie i w��czy� ekran. Maria spojrza�a na brata.
- Czy pami�tasz Cole'a Redwinga? - spyta�.
- M�tnie. By� na �Rolandzie", tak?
Jej palce ca�y czas pe�za�y po klawiszach.
- Owszem, by�. Widzia�em newsfax z Angel. Zabi� swoj�
rodzin�, a potem siebie.
Maria patrzy�a na niego zaszokowana. Jej lewa d�o� zatrzy-
ma�a si� na akordzie, kt�ry w m�zgu Ubu zapali� si� ��tym
p�omieniem.
- Kiedy? - spyta�a.
- Pi�tna�cie standardowych temu. Na stacji Infix. Bank w�a-
�nie skonfiskowa� mu nap�d.
Maria spu�ci�a wzrok i popatrzy�a na d�o�. Akord nadal p�on��.
Cho� Ubu spotka� Redwinga zaledwie par� razy, w umy�le
mia� jego dok�adny portret: czarne w�osy, wypuk�e oczy, cichy
g�os, wielkie d�onie. U�y� m�ota, jak informowa� newsfax. Ubu
wyobrazi� sobie m�ot tkwi�cy w tych wielkich d�oniach.
- Ca�ymi latami nie s�ysza�o si� o morderstwach na statkach
strza�owych - rzek� Ubu. - Pami�tasz? A teraz ka�dego roku
zdarzaj� si� dwa lub trzy.
- Zabi� rodzin�.
Odwr�cili od siebie wzrok, a akord sizera nadal migota�.
My�leli o Pascu; mo�e mieli szcz�cie, �e wybra� szczeg�ln�
form� autodestrukcyjnej rozpaczy, gdy jego czas si� sko�czy�.
Maria zawiesi�a r�k� nad klawiatur�, popatrzy�a na d�o�,
jakby jej nigdy wcze�niej nie widzia�a.
- We� gitar� i zagraj ze mn� - poprosi�a.
- Dobrze.
Otworzy� szafk� z instrumentami i wyj�� starego czarnego
Alfreda z plastikowym tr�jk�tnym pud�em i gryfem z prawdzi-
wego, dobrego drzewa.
M�zg mu ju� brz�cza� ostrymi gniewnymi akordami - wzy-
wa�y Redwinga i uk�ada�y go na spoczynek.
W Teraz, gdziekolwiek pojawiali si� strzelcy i systerzy,
gdziekolwiek �yli ludzie, istnia�a r�wnie� strefa ich symbiozy -
tam obie grupy zar�wno karmiono, jak i zjadano. Okolica ta
mia�a wiele nazw: na Maskaradzie by�a to Droga; na Bezel
Miasto Portowe; tutaj, na Stacji Ange�ica, zwano j� Kresami.
Kresy by�y pogr��one w nieustannym p�mroku. Zagina�y
si� od miejsca, w kt�rym stali Maria i Ubu. Witryny o�ywio-
nych sklep�w, ruchome hologramy wybuchaj�ce barwami, lu-
dzie w nie ustaj�cym tranzycie.
G��wna ulica (jedyna, wi�c bez nazwy) by�a d�ug� metalow�
drog�, kt�ra opasywa�a ko�ow� Stacj� Ange�ica. T�oczy�y si� przy
niej drobne firmy, zarabiaj�ce na handlu ze strzelcami i systerami:
marginalne banki, sp�ki handlowe, banki gen�w, ma�e kasyna,
hotele, bary, zamtuzy, misje Jezusa Hryki lub Mahayany Buddy,
knajpy, gabinety chirurgii kosmetycznej, lombardy... zwyk�a pstra
gama sklep�w. Wi�kszo�� z frontonem od ulicy, niekt�re zwr�co-
ne ku ma�ym, ciemnym zau�kom, kt�re odchodzi�y od drogi
g��wnej niczym wypustki prymitywnego jelita.
Ubu i Pi�kna Maria szli Kresami, delektowali si� jaskrawy-
mi barwami, zapachami, egzotycznym kolorytem ulicznego ru-
chu. Maria kupi�a na straganie frytki i pieczonego kurczaka.
Ubu naby� recyklowaln� plastikow� ba�k� piwa Kolodny.
Maria mia�a dwie r�ce i dwie nogi; nie by�a to norma u pe�-
noetatowych je�d�c�w. Ubu mia� dodatkow� par� ramion. Oj-
ciec tak ich wyhodowa�, by byli elastyczni, a nie wyspecjalizo-
wani. Trzynastoletni Ubu mia� ponad metr dziewi��dziesi�t
wzrostu. Panowa�a moda na obojnaczo��, ale on ubiera� si�
wbrew jej nakazom: nosi� szorty z obci�tych d�ins�w, sanda�y,
srebrn� kamizelk� wykrojon� z kawa�k�w starego refleku, sca-
lonych pomara�czow� ta�m�. Jasne w�osy kudli�y si� nad usza-
mi. Mi�nie ramion zachodzi�y na siebie na typowym, pot�-
nym torsie strzelca. Gdy chcia�, porusza� si� szybko.
Pi�kna Maria, ni�sza od brata o trzy centymetry, mia�a jede-
na�cie laL Nosi�a d�ug� sukni� w takim samym dymnym kolorze
co jej oczy. Blada twarz, niczym �mietana w ciemnej szklance,
ja�nia�a w delikatnej aureoli mi�kkich czarnych w�os�w, z nie-
bieskimi refleksami. G�os brzmia� cicho, bia�e d�onie trzepota-
�y w powietrzu jak go��bie. D�ugie w�osy, nie pasuj�ce do
strzelca, u Marii wydawa�y si� w�a�ciwe. R�wnie� imi�
brzmia�o stosownie.
Obok prze�lizgn�� si� w w�zku czteror�ki strzelec, mutanto;
macha� r�k� obracaj�c� si� w panewce biodrowej. B�l
w oczach zniekszta�ca� jego g�adk� twarz, nie zniszczon� przez
grawitacj�. Maria wiedzia�a, �e m�czyzna jest zdesperowany -
w interesach przeby� d�ug� drog� a� na skraj, a przecie� m�g�
pozosta� w rdzeniu, gdzie nie mia�d�y�by go w�asny ci�ar
i gdzie za�atwia�by sprawy przez telefon.
Zdesperowany. Jak za�oga �Uciekiniera".
Przynajmniej my z Ubu mamy wi�cej mo�liwo�ci, my�la�a.
Gdy mutanto traci� �rodki utrzymania, pozostawa�o mu jedynie
d�ugie terminowanie w jakiej� firmie w rodzaju Biagra-Exeter.
Kontrakt na ich warunkach, mutanto �ebrakiem.
Maria po�kn�a kawa�ek kurczaka; pieprz cayenne pali� pod-
niebienie. Popi�a piwem z ba�ki brata. Widzia�a w dali koniec
Kres�w, gdzie p�mrok zmienia� si� w jasne, bia�e korytarze
�ycia Zewn�trznego. Poczu�a zimny dotyk.
- Uni�uip. Nie ma go - powiedzia�a. - Sp�jrz. Kresy si�
zmniejszy�y.
- Jezu Hryko. Min�o zaledwie kilka miesi�cy. - Ubu obli-
za� wargi. - Gdzie sprzedamy nasz �adunek? Hilinerzy go nie
zechc�.
Ani jedna linia nie okre�la�a kra�ca Kres�w, ani jedna szyba
nie znaczy�a miejsca, gdzie Kresy skr�ca�y od Teraz ku Zewn�-
trzu, lecz takie granice w istocie tam istnia�y. Kresy by�y ciem-
ne, t�oczne, t�tni�y pulsem ludzi dobijaj�cych targu, rozbrzmie-
wa�y szeptem drobnych handlarzy, roztacza�y ostry zapach potu
i adrenaliny tych, kt�rzy dzia�ali na marginesie. Za sfer� p�-
mroku metalowa ulica wy�o�ona by�a cienkimi jak brzytwa pla-
sterkami oprawionego w plastik marmuru - uk�adano go
w wielkich zwojach przypominaj�cych rolki papieru toaletowe-
go. Na jasnych ulicach mie�ci�y si� wielkie firmy, koncerny
I
dzia�aj�ce w ca�ym opanowanym przez ludzi kosmosie, zarz�-
dzaj�ce flot� holownik�w, stacji, liniowc�w, centrami finanso-
wymi, inwestycjami... Zewn�trzniacy, kt�rych z uwag� wys�u-
chiwa�y Multipole w centrum cz�owieczego kosmosu, pragn�cy,
by ca�y wszech�wiat by� tylko ci�giem bia�ych, o�ywionych
korytarzy, wype�nionych przez uporz�dkowan� ludzko��, zaj�-
t� akumulacj� kapita�u, inwestuj�c� w bezpiecznych miejscach,
przekazuj�c� ten kapita� Zewn�trzniakom do sfinansowania
lansowanej przez Multipole polityki Konsolidacji, niech�tnej
Rubie�om, marginesowi, ekspansji.
Ubu odcharkn�� i splun��. �lina wylecia�a �ukiem z p�mro-
ku ku zimno rozjarzonemu �wiatu ludzko�ci Zewn�trznej.
- Pieprzy� to - powiedzia�.
- Zmniejszy�y sie - powt�rzy�a Maria ze smutkiem.
- Mo�e cz�� Kres�w pozostanie otwarta. Oczyszcz� j� tro-
ch�, a potem zachowaj� dla turyst�w ze Szlamgrodu, by mogli
si� upija� i przegrywa� dusze do firm hilinerskich.
- Konsolidacja. - By�o to najohydniejsze s�owo, jakie zdo-
�a�a wymy�li� Pi�kna Maria.
Ubu odwr�ci� si� od Nurtu. Z Kres�w dobieg� go metalicz-
ny �miech dziwki.
- Chod�my - powiedzia�. - Musimy co� za�atwi�.
Ubu s�ysza� za sob� trza�niecie drzwi szafki. Prawymi d�o�-
mi trzyma� p�metrowy, srebrzysty, na�adowany pr�t kiksowy.
Do pr�ta przyklejono zblak�e ju� czerwone, ostrzegawcze ety-
kiety. Przy d�oni miga�a czerwona dioda, komunikuj�c, �e pr�t
jest na�adowany. Ubu trzyma� palec przy spu�cie.
R�ce mu dr�a�y, oddycha� szybko. Skrzynka narz�dziowa
obija�a si� o lewe kolano. Zatrzyma� si� przed drzwiami kajuty
Pasca i star� z czo�a wyimaginowany pot.
Wszed� do �rodka. We frontowej cz�ci kajuty nie by�o ni-
kogo. Sta�y tam tylko graty, ci�ni�te na meble kasety szybko-
uczenia, zdj�cia rodziny, kt�r� Pasco straci� w eksplozji �luzy
powietrznej, nie przegl�dane latami wydruki z lekkimi �lada-
mi kurzu, konsole komputerowe roz�o�one na cz�ci i nigdy
nie zmontowane na powr�t - si�gaj�ce w przesz�o�� przejawy
Pascowego szale�stwa czeka�y na odkopanie niczym jaki� sta-
ry pustynny kopiec na Ziemi. Ubu postawi� skrzynk� z narz�-
dziami. Serce mu wali�o. Zn�w przetar� twarz, wyci�gn�� lewe
dolne rami�, otworzy� drzwi sypialni.
To nie morderstwo, rzek� do siebie.
Androidalna seks-zabawka siedzia�a na koi Pasca. Spojrza�a
na Ubu, gdy wchodzi�. Ubu wiedzia�, �e ju� na zawsze zapa-
mi�ta t� scen� - odrzucenie kr�tkich jasnych lok�w, odb�ysk
srebra i lapis-lazuli na kolczyku w lewym nozdrzu, spojrzenie
szeroko rozwartych, zielonych oczu. Oczu, kt�re patrzy�y na
pr�t kiksowy i wiedzia�y. Koteczka by�a naga - Ubu w zasadzie
si� tego spodziewa� - mia�a na sobie tylko bi�uteri� ofiarowa-
n� jej przez Pasca w przyp�ywie jego starczej nami�tno�ci. Na
palcach migota�y pier�cienie, na przegubach kiwa�y si� wisior-
ki, mi�dzy piersiami zwisa� szafir.
Ubu zatrzyma� si� w drzwiach. �Wejd� i za�atw to", powie-
dzia� sobie.
- Tata nie �yje - oznajmi�.
- Wiem - odpar�a Koteczka. W oczach zal�ni�y sztuczne �zy.
- Zostawi� mi wiadomo��. Pisa�, �e mnie kocha.
- Kocha�.
Pr�t kiksowy zdawa� si� wa�y� dziesi�tki kilogram�w. Ubu
przerzuci� go do drugiej prawej r�ki.
Koteczka przebywa�a na statku trzy lata. Pasco mia� ju� j�
od tygodnia, gdy Ubu si� o niej dowiedzia�. Przechodz�c obok
kabiny ojca, us�ysza� d�wi�czny �miech idiotki, a potem, w od-
powiedzi, us�ysza� �miech ojca. Od razu si� zorientowa�, �e to
nie ekscyt.
W tamtym czasie dopiero co nabra� swego wzrostu - w ci�-
gu roku wystrzeli� prawie na p� metra - i straci� zr�czno�� ru-
ch�w. Mi�nie bola�y od naporu mon�w, zalewaj�cych go jak
gwiezdne przyp�ywy. Emocje doskwiera�y niczym napady go-
r�czki: nienawi��, wstr�t, chu�, furia... Pracowa� jak demon, by
unika� Pasca i Marii, na stacjach sp�dza� czas w pojedynk� -
solowy strzelec.
Na d�wi�k �miechu Ubu przystan�� w korytarzu, obr�ci� si�...
i poczu�, �e zapl�ta�y mu si� nogi. By utrzyma� r�wnowag�,
macha� wszystkimi czterema r�kami. Nie�wiadomy �miech kpi�
sobie z niego, pozostawia� w m�zgu rozproszone ciemnopoma-
ra�czowe plamy, a na j�zyku kwa�ny posmak. Wezbra�a w nim
nieproszona z�o��. Otworzy� drzwi do kabiny Pasca.
Koteczka sta�a z uniesionymi ramionami na niewielkim sto-
le, w rozkroku dla r�wnowagi. Dziewcz�cy �miech la� si�
d�wi�cznie z jej gard�a. Patrzy�a na� swymi zielonymi oczyma,
ci�gle si� �miej�c.
Pasco przysiad� przed ni� w�r�d rozrzuconych czarnych
i czerwonych pigu�ek. Jego ow�osione, obwis�e cia�o znaczy�y
b��kit i ochra. Malowa� sk�r� lalki rozpylaczem. Jaskrawe ko-
lory pob�yskiwa�y wilgotnie na ca�ym jej ciele. Pomieszczenie
pachnia�o seksem. �miech Pasca zawiera� co�, czego Ubu nig-
dy wcze�niej nie s�ysza�, stymulowa� w czaszce Ubu taniec
ostrych, metalicznych barw.
Pasco krzykn�� gard�owo i wsta� z przysiadu. Obj�� lalk� ra-
mionami, ociera� si� o ni�, rozmazywa� farb� na w�asnym cie-
le. Z�apa� j� z ty�u za w�osy, odci�ga� g�ow�, a twarz wciska�
mi�dzy piersi zabawki. �miech nie milkn�� ani na chwil�, roz-
brzmiewa� niezmiennym tonem. Ubu widzia�, jak zaprogramo-
wane d�wi�ki wibruj� w napi�tym gardle lalki.
Nie spuszcza�a z niego wzroku. Nawet gdy zamyka� drzwi,
widzia�, �e go obserwuje spod wp�przymkni�tych powiek. �a-
�owa�, �e na zawsze to zapami�ta.
Teraz oczy Koteczki by�y szeroko rozwarte, obserwowa�y
Ubu stoj�cego w drzwiach z pr�tem kiksowym w d�oniach. Po
twarzy lalki sp�ywa�y �zy.
- Kocha�am go, Ubu. Zaprogramowano mnie w ten spos�b.
Zaprogramowano, bym kocha�a, co kocha m�j partner. To ro-
dzaj sprz�enia zwrotnego.
Czy nauczy� ci� p�aka�? - zastanawia� si� Ubu. Czy te� mo-
�e jest to cz�� standardowego oprogramowania?
- Wiem - rzek�.
Wiedzia�, �e wed�ug powszechnych norm to idiotka, lalka.
Bezu�yteczna. Nadaje si� jedynie do seksu, je�li kto� smakuje
w seksie tego typu. Nawet rozmowy z ni� by�y bardzo ograni-
czone - powtarza�a jak papuga to, co jej powiedziano, a gdy
tylko ma�y m�d�ek zakomunikowa� jej, �e akurat nadszed�
w�a�ciwy moment, tryska�a �miechem. Paso�yt na statku, nie-
zdolna nawet zaj�� si� w�asn� drobn� konserwacj�. Pasco kupi�
zabawk� bogacza, zad�u�aj�c �Uciekiniera".
Jest jednak wystarczaj�co inteligentna, by pragn�� prze�y�,
my�la� Ubu. Koteczka gapi�a si� na niego. Obliza�a wargi.
Zr�b to, my�la� Ubu. To nie zab�jstwo.
- Mog� si� nauczy� kocha� kogo� innego - powiedzia�a. -
To �atwa operacja. Nie potrzeba do niej... tego. To tylko ma�a
regulacja. Mog� by� czymkolwiek chcesz.
I sprawi�, �e zostan� starcem, nim sko�cz� pi�tna�cie lat,
pomy�la� Ubu. Ta�cz�cym na sznurku poci�ganym przez robo-
ta zanosz�cego si� �miechem idiotki.
Podszed� do niej bli�ej, prze�o�y� pr�t do g�rnej pary ra-
mion. Koteczka skuli�a si� pod �cian�.
Wysun�� pr�t przed siebie. Pami�ta� farb� po�yskuj�c� na
syntetycznym ciele, zapach seksu, �miech Pasca.
- Nie musisz tego robi� - powiedzia�a szybko. - B�d� scho-
dzi� ci z oczu. - Jej g�os wzni�s� si�, zawodzi�. - Dlaczego
mnie nie lubisz?
Ubu zamkn�� oczy - nie chcia� tego widzie�. Czu� na gardle
zaci�ni�t� d�o�. Trzymaj�c palec na spu�cie, wystawi� na �lepo
pr�t i zatoczy� nim �uk z lewa na prawo.
Trzask elektryczno�ci; na poduszki pada co� ci�kiego; za-
pach spalenizny.
Ubu otworzy� oczy. Koteczka le�a�a bezw�adnie na koi, z wy-
palonym znamieniem na boku, tam gdzie dotkn�� pr�t kiksowy.
Mia�a otwarte oczy. Udo jej dr�a�o, palce drga�y niezbornie. Wy-
palone znami� na syntetycznej sk�rze ju� zaczyna�o si� goi�.
Gdyby mia� do niej kody steruj�ce, nie musia�by za�atwia�
tego w taki spos�b. Ale kody zna� tylko Pasco. W sprawie swo-
jej blond obsesji nie dowierza� nikomu.
Ubu upu�ci� pr�t na pod�og�. Obr�ci� si� i poszed� do swej
kajuty po skrzynk� z narz�dziami. Przyni�s� j�, ustawi� na koi
i otworzy�.
Nadal mia� w gardle zapach spalenizny, nie do zapomnienia.
Dotkn�� ramienia Koteczki, czu� ciep�o nieskazitelnej sk�ry.
Przewr�ci� lalk�; jej cz�onki roz�o�y�y si� bezw�adnie na koi.
Wyj�� n�, przeci�� sk�r� mi�dzy �opatkami, rozdzieli�, zanim
si� zagoi�a. Ods�oni� prze��cznik steruj�cy. Wsun�� �rubokr�t
i wy��czy� automatyczne systemy androida.
- Ubu. - G�os Marii zgrzyta� w interkomie statku. - Pi�tna-
�cie minut do strza�u.
Ubu zdj�� klejnoty ze stygn�cego cia�a lalki, odwr�ci� jej
g�ow�, wyrwa� srebrny �wiek z nosa, czu�, jak sk�ra si� opiera,
a potem rwie; wiedzia�, �e ta drobna, brutalna ingerencja pozo-
stanie na zawsze w jego m�zgu - znacznie d�u�ej, ni� przetrwa
zrobiona w�a�nie rana, kt�ra zagoi si� po ponownym w��czeniu
Koteczki.
Schowa� bi�uteri� do poszewki na poduszki. Sprzeda� to,
my�la�. Na Marii klejnoty wygl�da�yby dobrze, ale nie chcia�
ich wi�cej ogl�da�.
Prze�cierad�o pod g�ow� Koteczki zawilg�o - to �zy wycie-
ka�y ze zbiorniczka �zowego.
Ubu wiedzia�, �e nie zdo�a o tym zapomnie�, �e b�dzie to
znowu prze�ywa�: ten zapach, gniew, ostateczny elektryczny
trzask, wyciek zjonizowanych lez... Wsta� i po omacku wyszed�
z kajuty po plastikowy worek. Zapakowa� j� i sprzeda�, na-
tychmiast, jak dotrzemy do Stacji Caliban.
Usi�owa� nie czu� si� jak morderca.
- W co pani gra? - Bramkarz patrzy� przebiegle zza szklanej
szyby na Pi�kn� Mari�. Pod spiczastym w�sem pob�yskiwa�y
z�by. Zza idealnie okr�g�ych metalowych oprawek binokli
czarne oczy patrzy�y nieruchomo.
Pi�kna Maria wpatrywa�a si� we w�asne podwojone odbicie.
- Blackhole - powiedzia�a. Czerwona Dziewi�tka sun�a
w jej �y�ach. Nerwy drga�y, p�on�y.
- Obstawiasz? Masz czy przysz�a� tylko popatrze�? - Zno-
wu stalowy u�miech. - Facet ze Szlamgrodu jest wewn�trz,
mo�e szuka strzelczyni. W ka�dym razie ma takie t�skne spoj-
rzenie. Mo�esz by� jego maskotk�.
- Wszystko gra. - Pokaza�a czarny licznik kredytu.
- B�d� moim go�ciem, strzelczyni. - Bramkarz u�miechn��
si� jeszcze szerzej. - Wierz mi na s�owo. Je�d�cy przyp�yw�w
maj� szcz�cie w blackhole'a.
Zw�aszcza ja, pomy�la�a Maria. Rygiel cofn�� si� z elek-
trycznym bzykni�ciem. Nacisn�a p�yt� drzwi i wesz�a. Drzwi
za ni� zatrzasn�y si� z westchnieniem, zamek szcz�kn��.
Przybytek nazywa� si� Stellar City - nazwa rozmy�lnie sta-
romodna, autoironiczna. Znajdowa� si� na trzecim poziomie
W obskurnym s�siedztwie knajp, taniego hotelu i butiku z u�y-
wan� odzie��. By si� tam dosta�, Maria musia�a przej�� po w�-
skiej piankowej rampie. �ciany zrobiono z tempapiany: insty-
tucj� przeniesiono niedawno z innego miejsca na Kresach
i prawdopodobnie niebawem zn�w ruszy gdzie� dalej. W kasy-
nie panowa� mrok, z kt�rego �wiat�a punktowe wybiera�y ak-
tywne sto�y. Kresowiacy, strzelcy, systerzy - cisza nasycona
skupieniem, potem i my�lami.
Szlamgrodzianin od razu rzuca� si� w oczy, odziany w prze-
sadn� ilo�� ubrania, jakby si� tu spodziewa� zmian pogody. Ten
m�czyzna w �rednim wieku beznadziejnie wpatrywa� si�
w nagie piersi kobiety rozdaj�cej karty do gry w oczko. Pi�kna
Maria u�miechn�a si� szeroko. Nikt nie przyniesie mu dzisiaj
szcz�cia. Go�� gapi si� na atrakcje, bezczelnie podsuwane
przez kasyno, a to szcz�ciu nie sprzyja.
Czerwona Dziewi�tka pulsowa�a w jej nerwach. Ludzie
w zadymionym pomieszczeniu poruszali si� jak w zwolnionym
tempie. Maria przesz�a do ty�u, do kabiny blackhole'a. Wesz�a
do �rodka, zamkn�a przezroczyste drzwi. Gdy usiad�a na mi�k-
kim krze�le, d�ugie metalowe wypustki, ka�da z delikatn� sie-
ci� czu�ek stymuluj�cych, z powolnym sykiem wysun�y si� ze
�cian i skierowa�y ku g�owie dziewczyny. W�o�y�a w szczelin�
licznik kredytu. Nacisn�a guzik. Kosmos niczym ciemny dia-
ment rozb�ysn�� w jej g�owie, wype�niony p�on�cymi osobli-
wo�ciami, radiowym krzykiem umieraj�cej materii.
Maria znajdowa�a si� w srebrnej metalowej kuli, nazywanej
pinballem. Unosi�a si� w ciemnej pr�ni. Czu�a zew odleg�ych,
niewyra�alnych si� ci��enia. Celem gry by�a kosmiczna nawi-
gacja, w kt�rej wykorzystywa�o si� nurkowanie w studniach
grawitacyjnych osobliwo�ci, ciska�o pinball w obj�cia czarnych
dziur i wyrzuca�o stamt�d. Czas by� ograniczony, wi�c nale�a-
�o si� �pieszy�, a komputer pr�bowa� popsu� przeja�d�k�,
wprowadzaj�c warianty losowe: umieszcza� osobliwo�ci na
drodze pinballa, gdy ten za bardzo przy�pieszy�, by je wymi-
n��; zmienia� g�sto�� gwiazd, powoduj�c braki paliwa; wy��-
cza� rozmaite elementy wsparcia nawigacyjnego albo ekrany
symulacji. Gracz m�g� wybra� przeja�d�k� �atw� lub trudn�,
wyp�ata ros�a wraz z trudno�ciami. Zabawa przypomina�a
strza�y osobliwo�ciowe, dawa�a wra�enie czego� znajomego,
ale na tyle si� od nich r�ni�a, �e Maria nie mog�a tu ufa� swo-
im strzeleckim odruchom.
4 Czerwona Dziewi�tka p�on�a w niej, nak�ania�a do wybrania
maksimum, ale Maria st�umi�a ten impuls i wybra�a poziom �red-
ni, postanowi�a na pocz�tek po�wiczy� nerwy. Ustali�a stawk�.
Liczby zakr�ci�y si� w dolnym prawym rogu pola widzenia.
Sekundy uchodzi�y z tykaniem. Je�li kto� pokona� tras� w cza-
sie kr�tszym ni� siedemdziesi�t pi�� procent przydzielonego,
dostawa� premi� pieni�n�. Docelowa gwiazda rozb�ys�a na
kr�tko, razem z pewn� liczb� czarnych dziur, z kt�rymi Maria
po drodze b�dzie musia�a zagra� w berka.
- Dobrze - powiedzia�a cicho i rozpocz�a przy�pieszanie.
Wybiera�a drog�, czu�a rozwieraj�c� si� studni� grawitacyjn�,
a Czerwona Dziewi�tka odpala�a neurotransmitery i iskrzy�a
w m�zgu Marii. Wejrza�a w g��b le��cej przed ni� czarnej ne-
gacji. U�miechn�a si�. I czu�a j�k pinballa rozrywanego przy-
p�ywami grawitacyjnymi.
Dzi�ki wyrobionym odruchom opanowa�a pinball, dopala-
nie i korekty kursu, jego nurkowania w pulsuj�ce studnie gra-
witacyjne. Inny fragment jej umys�u planowa� strategi�. I kiedy
gra�a, kiedy liczniki w dolnym rogu odmierza�y czas, a pinball
lecia� po swej trajektorii, czu�a, jak budzi si� w niej inny po-
ziom �wiadomo�ci, powoli i pewnie, doznanie elektronicznego
�wiata, tej z�o�onej symulacji komputerowej... intuicyjna per-
cepcja porcji energii, kt�re p�yn�y z szybko�ci� �wiat�a i two-
rzy�y z�udzenie kosmosu, splot�a si� z decyzjami rozb�yskuj�-
cymi w umy�le. Elektronowy �wiat stale unosi� si� w tle
�wiadomo�ci.
Pi�kna Maria na sko�czenie biegu potrzebowa�a sze��dzie-
si�t procent wyznaczonego czasu. Do licznika dopisano kredyt.
W jej umy�le z�udzenie przestrzeni zblak�o, znalaz�a si� znowu
w ciasnej, dusznej kabinie. Teraz, gdy gra jej nie rozprasza�a,
wra�enie �wiata subatomowego by�o bli�sze. Odchyli�a g�ow�
i �wiat ten zawirowa� wok� niej. Unios�a palec, �ledzi�a wzor-
ce na konsoli steruj�cej... wydawa� si� niemal namacalny.
Czerwona Dziewi�tka nadal pop�dza�a. Dziewczyna nacis-
n�a guzik.
Symulacja jeszcze nie pojawi�a si� w o�rodkach wzroku, a Ma-
ria ju� poczu�a t�tno elektronowego �wiata. Za�mia�a si�, poda�a
wysoko�� stawki i poprosi�a o najwi�kszy stopie� trudno�ci.
Musi przynajmniej raz okr��y� ka�d� z osobliwo�ci, i to
w bardzo kr�tkim czasie, nie ma mowy o b��dach. Wykorzysta-
�a ca�y przydzielony czas na planowanie strategii, trasy pinbal-
la w�r�d gwiazd, a potem, s�ysz�c sygna�y alarmowe w m�zgu,
pchn�a pinaball z maksymalnym przy�pieszeniem...
Pinball sp�aszczy� si� i wyci�gn��. Schwyta�y go pa�ce ener-
gii przyp�ywu. Maria spala�a paliwo, przemkn�a wok� osobli-
wo�ci, zanurkowa�a w nast�pne ciemne s�o�ce. Czu�a otaczaj�-
cy j� �wiat elektron�w i w jaki� spos�b na podstawie jego
wzorc�w wiedzia�a, �e osobliwo��, ku kt�rej zmierza, zwi�k-
szy sw� grawitacj�... Wyznaczy�a szersz� orbit�, odczu�a moc-
ne uderzenie ci��enia, w��czy�a impuls mocy, wyrwa�a si� do-
k�adnie na zaplanowany kurs. Wprowadzone przez komputer
zak��cenia mia�y by� losowe, ale nie by�y, gdy� zachowania
maszyny nie s� naprawd� przypadkowe, to jedynie cz�� z�o�o-
nego wzorca, kt�ry -jak powszechnie uwa�ano -jest zbyt roz-
leg�y i szybkozmienny, by cz�owiek obj�� go umys�em.
Pinball j�kn�� od napr�e� przyp�ywowych. Maria spala�a
paliwo z fantastyczn� szybko�ci�, zw�aj�c margines bezpie-
cze�stwa. Tu�, tu� wirowa�y osobliwo�ci, pr�bowa�y j� schwy-
ta�. Czu�a zmiany w elektronowym wzorcu: co� si� zaraz wy-
darzy, zaraz pojawi si� osobliwo�� - zbyt blisko �cie�ki
pinballa. Ogie� zabuzowa� w �y�ach Marii. Odrzuci�a g�ow� do
ty�u, zacisn�a z�by, zamacha�a d�o�mi w g�rze, napi�cie wpra-
wia�o ramiona w dr�enie...
Czu�a, jak formuje si� elektryczna moc, jak wyp�ywa z ko-
niuszk�w palc�w. Wz�r si� zmieni�. Osobliwo�� powsta�a p�
sekundy p�niej, gdy pinball ju� przeszed�.
Wykorzysta�a tylko siedemdziesi�t trzy procenty przyznane-
go czasu. Maszyna wyp�aci�a trzydziestokrotn� warto�� stawki.
Maria dysza�a, �apa�a powietrze, serce jej wali�o. Na g�rnej
wardze czu�a pot.
Poprosi�a maszyn� o nast�pn� rund�. Wprowadzi�a stawk�.
By�a to maksymalna wysoko�� zak�adu prawnie dozwolonego
dla tego typu gier. Pozostawa�a jej maksymalna stawka i polo-
wa dotychczasowych wygranych. Wybra�a najwy�szy stopie�
trudno�ci. Jeszcze raz poczu�a nap�ywaj�cy �wiat elektron�w,
wype�niony ciemnym ogniem niewidzialnych gwiazd.
Hologram Pasca pewnie kroczy� przez pomieszczenie. Zda-
wa�o si�, �e wyg�asza wyk�ad do �ciennego monitora.
- Rozszerzanie. Kurczenie. Inflacja. Deflacja. Elastyczny
model opisuj�cy metale pod wp�ywem zmian temperatury, zja-
wiska falowe pod wp�ywem zmian energii, systemy ekono-
miczne pod wp�ywem zmian bogactwa.
- Przymknij si�, tato - powiedzia� Ubu. - Pr�buj� wyzna-
czy� nast�pny strza�.
Siedzia� zgarbiony nad terminalem i klawiaturami, kt�re
odwin�� z zielonej metalowej �ciany g�rnego saloniku. Przed
twarz� miga�y mu modele holograficzne. Stuka� w klawiatury
obydwiema parami r�wnosprawnych r�k.
- Chodzi nam o ostatnie z tych zjawisk. - Pasco kontynuo-
wa� niewzruszony. - Sp�jrzcie.
Wykres, nad kt�rym pracowa� Ubu, znikn��, zast�piony
przez skomplikowany model tr�jwymiarowy. Kula gwiazd
o zmiennych kolorach zap�on�a mu przed oczyma.
- Tato - powt�rzy� Ubu - pr�buj�... - Przypomnia� sobie, �e
to nagranie, i z ca�ej si�y zacisn�� usta.
Czerwona dioda zap�on�a na terminalu, sygnalizuj�c, �e
trajektoria Ubu nagrywa si� automatycznie w pami�ci nawiga-
cyjnej statku.
- Ludzki kosmos - rzek� Pasco. Nadal m�wi� do �ciany.
podszed� do monitora, przenikaj�c przez krzes�o; obraz holo-
graficzny zamaza� si�, napotkawszy materi�. Hologram zacz��
si� zmienia�. - W tym modelu bogactwo zosta�o przedstawio-
ne za pomoc� jasno�ci wykresu: im ja�niej, tym bogaciej.
Zwr��my uwag� na to, �e bogactwo rozprzestrzenia si� w mo-
delu na podobie�stwo czo�a fali. Jasno�� przesuwa si� ku cen-
trum. Zauwa�my, co si� dzieje w centrum modelu, gdy losowe
�r�d�a bogactwa, stworzonego na granicach, przesuwaj� si� ku
rdzeniowi. Chaos, prawda? - W glosie Pasca d�wi�cza�o samo-
zadowolenie. - Chaos w centrum pot�guje si�, gdy pozwolimy
modelowi rozszerza� swoje granice. Fale tworz� gmatwanin�.
Morza gospodarcze s� wzburzone, je�li zastosowa� �eglarsk�
przeno�ni�, kt�rej prawdopodobnie nie znacie.
Krta� Ubu �cisn�a si� z �alu. Potrz�sn�� ze znu�eniem g�ow�.
- Odejd� - powiedzia� bezbarwnie. - Jeste� martwy. Zabi-
�e� si�.
- Ludzie inwestuj� w �r�d�a bogactwa - ci�gn�� Pasco.
Przeni�s� ci�ar cia�a do ty�u, na jedn� nog�, i roz�o�y� ramio-
na, deklamuj�c jak kabotyn. Nadal kierowa� swoje frazy do
�ciany. - C� si� dzieje z ich inwestycjami, gdy zostaje odkry-
te nowe, wi�ksze �r�d�o bogactwa, kt�re zalewa rynek jak wio-
senna pow�d�? Ich w�asne inwestycje trac� warto��. Zostaj�
zniszczone przez inflacj�. - �ypn�� na monitor.
- Klasycznym przyk�adem...
- G�wno prawda.
- ...jest Europa po podboju Nowego �wiata przez Hiszpani�.
Import do Europy ogromnych ilo�ci ameryka�skiego z�ota spo-
wodowa� inflacj� walut europejskich. Inflacja rozprzestrzenia�a
si� w Europie, pocz�wszy od Iberii, a potem mkn�a na wsch�d
niczym fala, powoduj�c w ko�cu kryzys finansowy w Polsce,
na Ukrainie, a pi��dziesi�t lat p�niej na Bliskim Wschodzie.
Nagle wie�niacy nie mieli �rodk�w na zakup chleba czy ziemi.
Grosze, kt�re zgromadzili, straci�y warto��. Wynik: stulecie
wojen religijnych, kt�re zabi�y miliony ludzi, zniszczy�y �y-
wotno�� hiszpa�skiego imperium, unicestwi�y idea� chrze�ci-
ja�stwa jako koncepcji jednocz�cej Europ� i omal nie wtr�ci�y
tego kontynentu w now� epok� mrok�w.
�i
M�zg Ubu wirowa�.
- Co to jest Iberia? - zapyta�. - Co to jest chrze�cija�stwo?
I o jakim nowym �wiecie m�wisz? - Chcia� wali� g�ow� w me-
talow� �cian�. - Kiedy powiesz wreszcie co� sensownego? Je-
zu Hryko. - Zacz�� znowu stuka� w klawiatury. Jego wykres
holograficzny gdzie� tam by� - Ubu widzia�, jak komputer go
zapami�tuje, i musia� tylko odkry�, gdzie go ukry� agresywny
program Pasca.
- Podobne k�opoty trapi�y ludzkie gospodarki w ubieg�ym
wieku - ci�gn�� Pasco - cho� rezultaty by�y nie tak drastyczne.
Obecnie nikt nie musi si� martwi� o kawa�ek chleba. Ale nieo-
graniczona ekspansja ludzkiego kosmosu za pomoc� prostej
mechaniki osobliwo�ci ma jednak nie przewidziany wp�yw na
gospodarki w centrum. Fale bogactwa tworzonego na granicy
gwa�townie atakuj� centrum ludzkiego kosmosu, z si�� o jakiej
w ubieg�ych stuleciach nikomu si� nie �ni�o.
Pasco wyrzuci� w g�r� ramiona.
- Miliardy bezrobotnych! �ycie porozbijane! Inwestycje,
kt�re staj� si� bezwarto�ciowe w ci�gu jednej nocy! - Pokiwa�
palcem na monitor. -1 czeg� chcieli ci wszyscy nieszcz�liwi
ludzie?
- Chcieli je�� g�wno i umiera� - odrzek� Ubu.
Pasco uderzy� pi�ci� w d�o�. Nie spowodowa�o to �adnego
odg�osu.
- W�a�nie - powiedzia� z szerokim u�miechem. - Chcieli
stabilno�ci. Ci�g�o�ci. Konsolidacji.
Ubu spojrza� ostro znad klawiatury.
- Co ty powiesz?
- Zwr��cie uwag�, �e nie chcieli ko�ca ekspansji - oznajmi�
Pasco. - Chcieli tylko przerwa� nie kontrolowany wzrost, kt�ry
burzy� im �ycie. Chcieli ekspansji planowej, z gwarancj�, �e nie
wywo�a napi�� w systemie. W centrum ludzkiej sfery �y�o dzie-
si�tki miliard�w razy wi�cej os�b od ludno�ci na granicy.
W ko�cu te proporcje przewa�y�y i politycy Multipartii ich
us�yszeli. - Odwr�ci� si� do Ubu, zerkn�� jak sowa. Po karku
Ubu przeszed� ch��d. To tylko nagranie, powiedzia� sobie.
G�os Pasca straci� retoryczny ton.
_ Lecz co zrobi�a Konsolidacja z gospodarkami Rubie�y,
opartymi na nieograniczonym wzro�cie? Kiedy najlepszymi
jednostkami ekonomicznymi, zapewniaj�cymi dozwolony
wzrost, sta�y si� wielkie, stabilne holowniki korporacji, a nie
ma�e, przedsi�biorcze rodziny strzelc�w?
- Kogo to obchodzi? Przez chwil� my�la�em, �e zaczniesz
m�wi� z sensem.
Pasco wyprostowa� si�. W oczach mia� smutek. Ubu poczu�
w nerwach dotkni�cie trwogi.
- Umieramy - oznajmi� Pasco. - Umieramy powoln� �mier-
ci�. - Nagle wyda� si� starszy. Jego obraz rozmazywa� si�, po-
p�yn�y przez niego wzory interferencyjne.
- Gdzie Koteczka? - spyta� dr��cym g�osem. - Brakuje mi
Koteczki.
- Odejd�, tato.
Koteczka zosta�a sprzedana dwa miesi�ce temu w�a�cicielo-
wi zamtuza na Calibanie. Pieni�dze wyda� Ubu na ryzykown�
zagrywk� - zakup sprz�tu wydobywczego dla Dig Angel.
- Koteczko? Gdzie jeste�, dziewczyno? - Pasco chodzi� po
wytartym szarym dywanie. Bezszelestnie. Ubu nie odrywai
wzroku od klawiatury. Oczy go bola�y. Z trudno�ci� prze�kn��
�lin�.
Ojciec rozp�yn�� si� w sycz�cym wzorze interferencji. Wykres
nawigacyjny pojawi� si� znowu. Ubu gapi� si� na niego bezna-
dziejnie. �al szarpa� mu serce szponami z hartowanej stali.
Szlamgrodzianin nadal gra� w oczko, maj�c dziwny szklany
u�miech przylepiony do twarzy. Ci�gle przegrywa� i wmawia�
sobie, �e �wietnie si� bawi. Maria, oparta o kabin� blackhole'a,
zaczerpn�a par� haust�w przesyconego dymem powietrza. No-
gi nie chcia�y podtrzymywa� jej ci�aru.
Wykona�a dwie rundy o maksymalnej trudno�ci, w obu zwy-
ci�y�a, z wygran� ponad czterdzie�ci do jednego. Za drugim ra-
zem maszyna rzuci�a jej kilka przeszk�d, ale Maria wyczula jej
zamiary na tyle wcze�nie, by zareagowa�, zmieni� przep�yw i za-
gwarantowa� sobie zwyci�stwo. Interakcja ze �wiatem elektro-
n�w by�a wyczerpuj�ca. Czerwona Dziewi�tka nadal trzeszcza�a
w nerwach, pchaj�c j� z powrotem do kabiny. Umys� dziew-
czyny obraca� si� jednak w �wiecie fantom�w, elektron�w
mkn�cych jak rakiety, pulsuj�cych w m�zgu niczym dziwne,
wa�kie �wiat�o... skupienie przepad�o, zapl�tane w warstwach
percepcji.
Pi�kna Maria wzi�a oddech, si�gn�a do kieszeni sukni. Za-
�y�a par� kapsu�ek Niebieskiej Si�demki - ten rodzaj nazywa-
no potocznie �B��kitnym Niebem" - i prze�kn�a je na sucho.
Mia�y zd�awi� drgawki Czerwonej Dziewi�tki.
Nale�a�o znale�� ciche i spokojne miejsce. Zabra�a sw�j
licznik kredytu i przesz�a w�r�d sto��w o�wietlonych lampami
punktowymi. Z ka�dego sto�u dociera�y do niej elektryczne
d�gni�cia.
Podesz�a do drzwi, bramkarz spojrza� na ni� znad wymy�l-
nych binokli.
- Pech, strzelczyni? - zapyta�, �le interpretuj�c jej chwiejny
ch�d. - Potrzebujesz kredytu? Postawi� ci kolacj�, zapoznam
z przyjaci�mi. Turystami. Wiem, �e si� im spodobasz, strzel-
czyni.
- Wygra�am - wyja�ni�a Maria i nacisn�a p�yt� drzwi.
Bramkarz b�ysn�� metalowymi z�bami.
- M�wi�em, co? Strzelcy to szcz�ciarze w blackhole'u.
Zjesz kolacj�, co?
- Alfons.
Maria wypad�a ze Stellar City, st�pa�a bosymi nogami po nie
przywieraj�cej powierzchni w�skiej piankowej rampy. Gdy
wysz�a na ulic�, poczu�a zapach wyhodowanego w kadzi pie-
czonego jagni�cia, a gdy otworzy�y si� drzwi do pobliskiego
baru, us�ysza�a p�acz muzyki striffowej. Czerwona Dziewi�tka
pomkn�a po krzy�u w g�r�, potem w d�. Kolory na brzegach
pola widzenia p�yn�y. Maria kupi�a w kiosku kawa�ek jagni�-
ciny, zawin�a je w czapati i jad�a, id�c po d�ugiej, ciemnej, me-
talowej wst�dze ulicy...
Godzin� p�niej, ukojona Niebiesk� Si�demk�, siedzia�a
w barze, pi�a sok z granatu, wzmocniony zamiennikiem elektro-
litycznym, i s�ucha�a strzelca o szklanym wzroku, graj�cego na
improwizerze dodatkow� par� r�k. Muzyk nie by� z�y, lecz jego
interpretacja wydala si� Marii zbyt konwencjonalna, zbyt
uk�adna. Palce Marii wyrywa�y si� do klawiatury.
- Postawi� ci drinka?
Wywnioskowa�a, �e to strzelec lub syster ubieraj�cy si� jak
strzelec. Nie mia� kanciastych, ostrych rys�w osoby wyhodo-
wanej na monach; wydawa� si� delikatniejszy. Dwoje ramion
i dwie r�ce. Kilka centymetr�w ni�szy od niej. Oliwkowa
sk�ra, kr�tko przyci�te kr�cone w�osy. Pi�tnaste- mo�e szesna-
stoletni, je�li nie by� stymulowany. W r�ku butelka Skowronka.
- Nie pij� du�o alkoholu - oznajmi�a.
- Wobec tego mikstury?
Maria odchyli�a g�ow� i za�mia�a si�. Zorientowa� si�: ju�
by�a na�pana.
- Mo�e to, co ju� pijesz?
- To ju� mam. Ale mo�esz ze mn� porozmawia�, je�li
chcesz.
Improwizer zapu�ci� si� w utw�r w zamierzeniu �mia�y; li-
nia harmoniczna grana na ka�dej z klawiatur mia�a uzupe�nia�
lini� melodyczn� powtarzan� z pami�ci sizera. Efekt jednak
przyprawia� o b�l z�b�w, Maria mia�a ochot� czym� rzuci�. Po-
trafi�aby lepiej zagra� swoj� jedyn� par� d�oni.
Strzelec przysun�� sto�ek.
- Jeste� z de Suarez�w? - Spojrza�a na niego.
- Tak. Christopher, z �Abrazo". Jak si� domy�li�a�?
-Na podstawie wygl�du. To linia wsobna Nazywaj� ci� Chris?
- Dla przyjaci� Kit. - Zachmurzy� si�. - Rodzina przewa�-
nie wo�a na mnie �ch�opcze".
Maria upi�a �yk soku.
- Czy maj� jaki� pow�d? - zapyta�a. - Czy po prostu lubi�
obra�a� cz�onk�w w�asnej rodziny?
Wydawa� si� lekko zaskoczony.
- Nie prowadzi�em jeszcze strza�u - wyja�ni�. - Rodzina
uwa�a, �e cz�owiek nie jest doros�y, dop�ki tego nie zrobi.
- Jezu Hryko. Je�dzi�am na p�y wach, odk�d sko�czy�am sie-
dem lat.
- Jeste� zmonowana.
- To nie ma znaczenia. Mo�na si� tego szybko nauczy�
w ci�gu kilku tygodni. - Spojrza�a na niego uwa�nie. - Chyba
�e masz z tym trudno�ci.
- W symulacjach idzie mi do�� dobrze. Po prostu moja ro-
dzina... - Wzruszy� ramionami. - My szanujemy pokolenia. Je-
stem najm�odszy z mojej generacji. Nie b�d� robi� nic wa�ne-
go, dop�ki nie umrze Marco. Wtedy wszyscy przesuniemy si�
o szczebel w g�r�.
- Marco to wielki tatu�?
Grajek na improwizerze wszystkimi czterema r�kami wyco-
fa� si� niepewnie na lini� melodyczn�. Maria chcia�a wyda�
okrzyk ulgi. Kilku pijak�w z g��bi sali g�o�no klaska�o.
Kit skin�� g�ow� i �ykn�� Skowronka.
- Marco jest moim wujkiem-dziadkiem. Bossrajder ,Abra-
zo", g�owa rodziny. - Wpatrywa� si� w swoje odbicie we wt�a-
czaczu. M�j ojciec to Drugi na �Familii". Szkoda, �e nie jestem
z nim. Ale Marco potrzebowa� nowego ucznia.
- Marco nie zamierza umiera� w najbli�szej przysz�o�ci,
prawda?
- B�dzie �y� wiecznie. My�l�, �e ma umow� z Bogiem. - Kit
u�miechn�� si� przepraszaj�co. - Jest powa�nym Starym Kato-
likiem. Ma o�tarzyk Naszej Pani w wir�wce, obok swego gabi-
netu. Sp�dza tam mn�stwo czasu, robi�c interesy z anio�ami. -
Kit znowu �ykn�� Skowronka. Jego ciemne oczy spojrza�y nie-
pewnie w twarz Marii. - S�ysza�em o twoim ojcu. Przyjmij wy-
razy wsp�czucia.
- Tak by�o najlepiej. Chyba.
- Marco powiada, �e to by� geniusz, kt�ry nigdy nie potrafi�
nic sko�czy�.
Smutek przemkn�� przez ni� na falach B��kitnego Nieba.
- Przypuszczam, �e tak.
Kit dopi� Skowronka i da� znak, �eby mu podano nast�pnego.
Marii przysz�a do g�owy pewna my�l.
- Nie znamy si�, prawda? - zapyta�a. - Sk�d wiedzia�e�, kim
jestem?
Kit spojrza� na ni� ostro�nie.
- Marco kaza� nam uczy� si� o innych strzelcach. Ma archi-
wa i r�ne rzeczy. Chce, by�my znali