1769

Szczegóły
Tytuł 1769
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1769 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1769 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1769 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAVID EDDINGS Wie�a Czar�w IV tom Belgariady PROLOG B�d�cy opowie�ci� o tym, jak Riva o �elaznej D�oni zosta� Stra�nikiem Klejnotu Aldura i o okrutnej zbrodni, uknutej w Nyissie. Na podstawie Ksi�gi Alorn�w i p�niejszych relacji Nadszed� wreszcie czas, kiedy Cherek i jego trzej synowie wyruszyli wraz z Belgarathem Czarodziejem do Mallorei, aby odzyska� Klejnot Aldura, skradziony przez kalekiego Boga Toraka. Lecz kiedy dotarli do komnaty w �elaznej wie�y Toraka, w kt�rej ukryto Klejnot, jedynie Riva o �elaznej D�oni, najm�odszy z braci, odwa�y� si� dotkn�� pot�nego kamienia i unie�� go ze sob�. Albowiem tylko dusza Rivy by�a wolna od z�ych zamiar�w. A kiedy powr�cili na Zach�d, Belgarath obarczy� Riv� i jego potomk�w obowi�zkiem wiecznego stania na stra�y Klejnotu, m�wi�c: - Tak d�ugo, jak d�ugo Klejnot pozostanie pod piecz�ci� twoj� i twojego rodu, Zach�d b�dzie bezpieczny. Wtedy Riva zabra� Klejnot i po�eglowa� wraz ze swym ludem na Wysp� Wiatr�w. Tam, w jedynym miejscu, do kt�rego m�g� przybi� okr�t, rozkaza� Riva wznie�� Cytadel�, a wok� niej warowne miasto, nazwane przez jego plemi� Riv�. By�a to forteca przygotowana do wojny. Wewn�trz Cytadeli wybudowano ogromn� sal� z wyciosanym z czarnego kamienia tronem stoj�cym pod �cian�. I ludzie nazwali to miejsce Dworem Riva�skiego Kr�la. Wtedy Riva zapad� w g��boki sen i w owym �nie objawi� mu si� Belar, B�g-Nied�wied� Alorn�w, kt�ry rzek�: - Wys�uchaj mnie, Stra�niku Klejnotu, albowiem rozka��, aby z nieba spad�y dwie gwiazdy. Ty za� podniesiesz je, w�o�ysz w ogie� i stopisz. Z jednej wykujesz ostrze, z drugiej r�koje��, by razem stworzy�y miecz, kt�ry strzec b�dzie Klejnotu brata mego, Aldura. Gdy Riva ockn�� si�, ujrza�, jak z nieba spadaj� dwie gwiazdy, pod��y� wi�c ich �ladem i odszuka� je w wysokich g�rach. I uczyni� z nimi tak, jak mu kaza� Belar. Kiedy jednak uko�czy� dzie�o, r�koje�� i ostrze nie da�y si� po��czy�. W�wczas Riva wykrzykn��: - Niestety, w mym dziele kryje si� skaza, nie mog� bowiem scali� miecza! Nagle lis, kt�ry siedzia� nie opodal i przygl�da� mu si�, przem�wi� do Rivy: - Dzie�o twe jest bez skazy, o Rivo. We� r�koje�� i osad� na jej szczycie Klejnot. - Kiedy za� Riva uczyni� tak, jak mu polecono, Klejnot po��czy� si� z r�koje�ci�, wszelako ostrze wci�� trwa�o oddzielone. I zn�w odezwa� si� lis: - Ujmij w lew� d�o� ostrze, a w praw� r�koje�� i po��cz je. - Nie zdo�am tego zrobi�. To niemo�liwe - rzek� Riva. - Zaiste, m�drzec z ciebie - odpar� lis - skoro wiesz, co nie jest mo�liwe, zanim jeszcze spr�bowa�e� to zrobi�. Wtedy Riva zawstydzi� si�. Zetkn�� ze sob� obie cz�ci miecza i ostrze w�lizn�o si� w r�koje�� niczym patyk w wod�. Miecz po��czy� si� na zawsze. Widz�c to, lis za�mia� si� i rzek�: - We� miecz i uderz kamie�, kt�ry przed tob� stoi. Riva przel�k� si�, �e cios roztrzaska kling�, jednak pos�ucha�. Kamie� p�k� na dwoje, a z jego �rodka wytrysn�a struga, kt�ra pop�yn�a do le��cego w dole miasta. Daleko za�, na wschodzie, w mrokach Mallorei, kaleki Torak zerwa� si� z �o�a i ch�odny dreszcz przeszy� mu serce. Ponownie lis roze�mia� si�, po czym umkn��, przystaj�c raz jeszcze, by obejrze� si� za siebie. I ujrza� Riva, �e to ju� nie lis, ale wielki srebrny wilk, pod kt�rego postaci� rozpozna� Belgaratha. Riva rozkaza� umie�ci� miecz na czarnej kamiennej �cianie za swym tronem, ostrzem w d� - tak aby wie�cz�cy r�koje�� Klejnot znalaz� si� wysoko. I miecz przywar� do kamienia. Nikt poza Riv� nie m�g� go od niej oderwa�. Mija�y lata. Ludzie widzieli, jak Klejnot jarzy� si� zimnym blaskiem, gdy Riva zasiada� na tronie, kiedy za� ujmowa� miecz i unosi� go w g�r�, ostrze stawa�o si� wielkim j�zorem b��kitnego ognia. Wczesn� wiosn� w rok po wykuciu miecza na mrocznych wodach Morza Wiatr�w pojawi�a si� niewielka ��dka poruszaj�ca si� bez wiose� i �agli. W �rodku siedzia�o najpi�kniejsze dziewcz� na ca�ym �wiecie. Imi� jej brzmia�o Beldaran, by�a ukochan� c�rk� Belgaratha, przyby�a za�, by zosta� �on� Rivy. I serce Rivy zap�on�o z mi�o�ci do niej, jak to mu by�o przeznaczone od pocz�tku �wiata. W rok po �lubie Beldaran i Rivy, w Dzie� Zarania, narodzi� im si� syn, a na jego prawej d�oni widnia�o pi�tno Klejnotu. Riva natychmiast zani�s� swoje dzieci� do Dworu Ira�skiego Kr�la i po�o�y� jego male�k� d�o� na Klejnocie. W�wczas Klejnot pozna� dzieci� i zap�on�� mi�o�ci� do niego. Od tej pory r�ka ka�dego dziedzica Rivy oznaczona byk pi�tnem Klejnotu, aby ten rozpozna� go i nie zniszczy�, kiedy go dotknie, bowiem tylko jeden cz�onek rodu Rivy na pokolenie m�g� bezpiecznie dotyka� kamienia Aldura. Z ka�dym nowym dzieci�ciem umacnia�a si� wi� pomi�dzy Klejnotem a rodem Rivy i Klejnot stawa� si� coraz pot�niejszy. Ka�de takie zbratanie zwi�ksza�o te� jego blask. I tak dzia�o si� w mie�cie Rivie przez tysi�c lat. Czasami na Morzu Wiatr�w pojawia�y si� statki cudzoziemskich handlarzy, lecz okr�ty Chereku, kt�rych zadaniem by�a obrona Wyspy Wiatr�w, atakowa�y owych przybysz�w i zatapia�y ich. Po pewnym czasie kr�lowie Alorn�w spotkali si� i po naradzie ustalili, �e cudzoziemcy ci nie s� s�ugami Toraka, lecz k�aniaj� si� bogu Nedrze. Postanowili tedy zezwoli� owym statkom na spokojn� �eglug� po Morzu Wiatr�w. "Nadejdzie mo�e bowiem czas - rzek� Riva�ski Kr�l do swych braci - gdy synowie Nedry do��cz� do naszej walki przecie Angarakom Toraka Jednookiego. Nie obra�ajmy zatem Nedry niszcz�c statki jego dzieci". W�adca Rivy przemawia� m�drze i kr�lowie Alorn�w zgodzili si�, �e �wiat si� zmienia. Wkr�tce podpisano traktaty z synami Nedry, kt�rzy niczym dzieci radowali si�, sk�adaj�c podpisy na kawa�kach pergaminu. Kiedy jednak zjawili si� w przystani Rivy ze statkami pe�nymi jaskrawych �wiecide�ek, kt�rym przypisywali wielk� warto��, Riva�ski Kr�l za�mia� si� z ich szale�stwa i rozkaza� zamkn�� przed nimi bramy miasta. Synowie Nedry zwr�cili si� do swego kr�la, kt�rego nazywali Imperatorem, aby si�� rozwar� przed nimi bramy miasta, tak by mogli handlowa� towarami na ulicach Rivy, i Imperator wys�a� na Wysp� swoj� armi�. Wszelako czym innym by�o zezwolenie owym cudzoziemcom z krainy zwanej Tolnedra na swobodn� �eglug� po morzu, a zupe�nie czym innym zgoda na to, by bez przeszk�d wysadzili sw� armi� u bram Rivy. Riva�ski Kr�l poleci�, aby pas wybrze�a obok miasta zosta� ca�kowicie oczyszczony i aby z przystani usuni�to wszystkie statki Tolnedry. I tak si� sta�o. Wielki by� gniew Imperatora Tolnedry. Zgromadzi� on swoje armie, planuj�c przekroczy� Morze Wiatr�w i rozp�ta� wojn�. W�wczas mi�uj�cy pok�j Alornowie spotkali si� na naradzie i postanowili odwo�a� si� do rozs�dku nieroztropnego Imperatora. Wys�ali mu list, w kt�rym ostrzegali, �e je�li nie zaniecha swych plan�w, po��cz� swe si�y, by zniszczy� go wraz z jego kr�lestwem, szcz�tki za� zmie�� do morza. Imperator pos�ucha� owej rozs�dnej pro�by i porzuci� sw�j desperacki zamiar. Lata mija�y i Riva�ski Kr�l poj�wszy, i� owi tolnedra�scy kupcy s� zupe�nie nieszkodliwi, pozwoli� im, aby zbudowali wiosk� na brzegu obok miasta i tam wystawiali na sprzeda� swe bezu�yteczne towary. Ich rozpaczliwe starania, by cokolwiek sprzeda�, zacz�y go bawi�, tote� poprosi� swych ludzi, aby kupili od nich kilka przedmiot�w - cho� nikt nie m�g� poj��, do czego mog�yby s�u�y�. Wreszcie, cztery tysi�ce i dwa lata po tym, jak Torak Przekl�ty wzni�s� skradziony Klejnot i strzaska� ziemi�, do wzniesionej przez syn�w Nedry wioski pod murami Rivy przybyli inni cudzoziemcy. Oznajmili oni, �e s� synami boga Issy. Sami nazywali si� Ny-Issanami i twierdzili, �e w�ada nimi kobieta, co wyda�o si� nienaturalne wszystkim s�uchaczom. Imi� owej kr�lowej brzmia�o Salmissra. Owi fa�szywi go�cie o�wiadczyli, �e przynosz� bogate dary od ich kr�lowej dla Riva�skiego Kr�la i jego rodziny. S�ysz�c to, G�rek Roztropny, stary kr�l z rodu Rivy, zapragn�� dowiedzie� si� wi�cej na temat dzieci Issy i ich kr�lowej. Wraz ze sw� �on�, dwoma synami i ich �onami oraz wszystkimi kr�lewskimi wnukami, opu�ci� fortec� i miasto, aby odwiedzi� namiot Ny-Issan, powita� ich uprzejmie i otrzyma� od nich bezcenne podarunki wys�ane przez dziewk� ze Sthiss Tor. Cudzoziemcy u�miechami powitali w swym namiocie Riva�skiego Kr�la i jego rodzin�. I wtedy fa�szywi, przekl�ci synowie Issy zaatakowali wszystkich tych, kt�rzy byli owocem i nasieniem rodu Rivy. Ostrza ich broni umoczone by�y w truci�nie, tak �e nawet najl�ejsze zadra�ni�cie oznacza�o �mier�. Mocarny mimo swych lat G�rek walczy� z zab�jcami - nie o w�asne �ycie, bowiem od pierwszego ciosu czu�, �e w jego �y�ach kr��y �mier�, lecz by ocali� przynajmniej jednego ze swych wnuk�w, aby r�d nie zgin��. Niestety, wszyscy byli ju� zgubieni opr�cz jednego dzieci�cia, kt�re uciek�o i rzuci�o si� do morza. Ujrzawszy to, G�rek okry� g�ow� r�bkiem p�aszcza, j�kn�� i pad� martwy pod ciosami sztylet�w Nyissan. Kiedy wie�� o tym dotar�a do Branda, Stra�nika Cytadeli, wielki by� jego gniew. Na jego rozkaz pochwycono zdradzieckich morderc�w i Brand przes�ucha� ka�dego z nich na m�kach, kt�re budzi�y l�k w sercach nawet naj�mielszych m��w. Wkr�tce te� odkryto prawd�. G�rek i jego rodzina zostali zdradziecko zabici na polecenie Salmissry, W�owej Kr�lowej Nyissan. Po ch�opcu, kt�ry rzuci� si� do morza, nie znaleziono �adnego �ladu. Jeden z morderc�w twierdzi�, �e widzia� �nie�nobia�� sow� �migaj�c� w d� i unosz�c� dziecko, jednak�e nie uwierzono mu, cho� nawet najgorsze m�ki nie sprawi�y, by zmieni� sw� relacj�. W�wczas ca�a Aloria wyruszy�a na straszliw� wojn� przeciw synom Issy, burz�c ich miasta i zabijaj�c wszystkich, kt�rych tylko uda�o im si� znale��. W swej ostatniej godzinie Salmissra wyzna�a, �e do owej zdrady przywiod�y j� nalegania Toraka Jednookiego i jego s�ugi Zedara. W Rivie nie by�o ju� powiernika Klejnotu, Brand i jego nast�pcy o tym samym imieniu podj�li si�, cho� niech�tnie, sprawowania rz�d�w w kr�lestwie. Wci�� jednak kr��y�a uporczywa pog�oska, �e nasienie Rivy przetrwa�o i kryje si� gdzie� w jakiej� odleg�ej krainie. Odziani w szare p�aszcze Rivanie przetrz�sn�li ca�y �wiat w poszukiwaniu swojego kr�la, jednak�e wr�cili z niczym. Miecz pozosta� tam, gdzie umie�ci� go Riva i Klejnot nadal tkwi� w jego r�koje�ci, cho� blask kryszta�u przygas�, jakby zgas�o w nim �ycie. Wkr�tce ludzie zacz�li sadzi�, �e cho� zabrak�o Riva�skiego Kr�la, tak d�ugo, jak d�ugo Klejnot pozostanie na miejscu, Zach�d b�dzie bezpieczny. Nie wierzono te�, by ktokolwiek m�g� zagrozi� bezpiecze�stwu Klejnotu, bowiem poza rodem Rivy ka�dy, kto by go dotkn��, zosta�by zniszczony natychmiast i ca�kowicie. Teraz jednak, gdy jego s�udzy usun�li Riva�skiego Kr�la, Stra�nika Klejnotu, Torak Jednooki raz jeszcze o�mieli� si� snu� plany podboju Zachodu. Po wielu latach zebra� ogromn� armi� Angarak�w i poprowadzi� j�, by zmia�d�y� wszystkich, kt�rzy stan� mu na drodze. Jego hordy spl�drowa�y Algari� i wkroczy�y na ziemie Arendii, by wreszcie stan�� pod miastem Vo Mimbre. W�wczas Belgarath i jego c�rka Polgara Czarodziejka przybyli do tego, kt�ry by� Brandem i Stra�nikiem Rivy, aby odby� z nim narad�. Wraz z nimi Brand poprowadzi� swoj� armi� ku Vo Mimbre. I w krwawej bitwie pod murami miasta Brand dzi�ki mocy Klejnotu pokona� Toraka. Zedar wykrad� cia�o swego pana i ukry� je, lecz wszystkie moce Torakowego ucznia nie wystarczy�y, by zn�w ocuci� boga. I raz jeszcze lud Zachodu poczu� si� bezpieczny pod ochron� Klejnotu i Aldura. Wkr�tce zn�w zacz�y kr��y� pog�oski na temat przepowiedni g�osz�cej, �e Riva�ski Kr�l, prawdziwe nasienie rodu Rivy, raz jeszcze pojawi si�, by zasi��� na tronie we Dworze Riva�skiego Kr�la. W p�niejszych latach ludzie twierdzili, �e ka�da c�rka Imperatora Tolnedry w dniu swych szesnastych urodzin pojawia si� we Dworze, aby zosta� za�lubion� nowemu kr�lowi, gdy ten powr�ci. Niewielu jednak zwraca�o uwag� na te opowie�ci. Mija� czas, lata przeradza�y si� w stulecia i nadal Zach�d by� bezpieczny. Klejnot, cichy i ciemny, wci�� tkwi� w r�koje�ci miecza, a gdzie� daleko straszliwy Torak le�a� pogr��ony we �nie, czekaj�c powrotu Riva�skiego Kr�la, co - jak s�dzono - oznacza�o, �e nigdy si� nie przebudzi. I tak winna zako�czy� si� niniejsza relacja, lecz �adna prawdziwa opowie�� nie ma ko�ca. I nic nie mo�e by� bezpieczne na wieki, gdy przebiegli ludzie knuj� wci�� nowe spiski. CZʌ� PIERWSZA ALGARIA Rozdzia� I Ctuchik by� martwy - wi�cej ni� martwy - a wstrz�s towarzysz�cy jego zniszczeniu poruszy� w posadach ziemi�. Garion i jego przyjaciele uciekali mrocznymi korytarzami, kt�rymi podziurawione by�o ca�e wn�trze rozko�ysanej bazaltowej iglicy, a otaczaj�ce ich ska�y trzeszcza�y i p�ka�y. W ciemno�ciach na g�owy uciekinier�w osypywa�y si� ze stropu od�amki kamieni. Biegn�c Garion czu�, jak szumi mu w g�owie, jego my�li ta�czy�y szale�czo, wytr�cone z r�wnowagi ogromem tego, co si� zdarzy�o. Ucieczka stanowi�a ostatni� rozpaczliw� konieczno��, tote� bezrozumnie p�dzi� naprz�d, a jego nogi porusza�y si� r�wnie mechanicznie, jak gwa�townie bij�ce serce. Uszy wype�nia�a mu narastaj�ca radosna pie��, odbijaj�ca si� echem w otch�aniach jego umys�u, zag�uszaj�ca wszelkie my�li i pozostawiaj�ca jedynie t�py zachwyt. Jednak�e mimo swego zagubienia Garion pozostawa� �wiadom ufnego dotyku male�kiej d�oni. Ch�opczyk, kt�rego spotkali w ponurej wie�y Ctuchika, bieg� obok niego z Klejnotem Aldura przyci�ni�tym mocno do piersi. Garion wiedzia�, �e to w�a�nie Klejnot wype�nia mu g�ow� sw� pie�ni�. Szepta� do niego ju� wtedy, gdy wspinali si� na schody prowadz�ce do wie�y, a kiedy wkroczy� do komnaty, w kt�rej spoczywa� kamie�, pie�� zabrzmia�a z ca�� si��. I to w�a�nie pie�� Klejnotu ostatecznie zaw�adn�a umys�em Gariona - nie wstrz�s i grzmot wybuchu, kt�ry unicestwi� Ctuchika i odrzuci� Belgaratha niczym szmacian� lalk� na drug� stron� komnaty, czy te� g��boki, gniewny huk trz�sienia ziemi. Garion biegn�c usi�owa� otrz�sn�� si�, desperacko stara� si� odzyska� sw�j zwyk�y rozs�dek, jednak�e pie�� udaremnia�a wszelkie wysi�ki. Przez jego umys� przebiega�y przypadkowe wspomnienia i chaotyczne wizje: m�g� tylko ucieka� bez planu i celu. Nagle w mrocznych galeriach rozszed� si� smr�d zagr�d niewolnik�w le��cych pod rozpadaj�cym si� miastem Rak Cthol. Jakby zosta� przebudzony tym bod�cem, umys� Gariona zala�y fale wspomnie� innych zapach�w - ciep�ej woni �wie�o pieczonego chleba w kuchni cioci Pol na farmie Faldora, s�onego zapachu morza, kiedy dotarli do Darine na p�nocnym wybrze�u Sendarii podczas pierwszego etapu poszukiwa� Klejnotu, odoru bagien i d�ungli Nyissy, budz�cego md�o�ci zaduchu z p�on�cych cia� niewolnik�w sk�adanych w ofierze w �wi�tyni Toraka, kt�ra w�a�nie w tej chwili rozsypywa�a si� w gruzy po�r�d gorej�cych mur�w Rak Cthol. O dziwo jednak - zapachem, kt�ry najbardziej wyr�nia� si� w jego zm�conej pami�ci, by�a wo� rozgrzanych s�o�cem w�os�w ksi�niczki Ce'Nedry. - Garionie! - z mroku tu� obok dobieg� go ostry g�os cioci Pol. - Uwa�aj, gdzie idziesz! Garion spr�bowa� zebra� popl�tane my�li i nagle potkn�� si� o stos strzaskanych kamieni w miejscu, gdzie spory kawa� stropu run�� na ziemi�. Wok� rozlega�y si� coraz g�o�niejsze j�ki przera�onych niewolnik�w, zamkni�tych w wilgotnych celach, sk�adaj�ce si� wraz z grzmotem p�kaj�cej ziemi na niesamowit� melodi�. Z ciemno�ci dobiega�y te� inne d�wi�ki - chaotyczne echa szorstkich murgoskich g�os�w, urywany tupot biegn�cych st�p, szcz�k otwieranych �elaznych drzwi cel, kt�re z �oskotem uderza�y o �ciany w rytm gwa�townego, narastaj�cego dr�enia skalnej iglicy. W pogr��onych w mroku jaskiniach wznosi�y si� k��bu kurzu - g�stego, dusz�cego py�u, kt�ry sprawia�, �e pali�y ich oczy i n�ka� nieustanny kaszel. D�awi�c si� biegli w�r�d stos�w kamieni. Garion ostro�nie przeni�s� towarzysz�ce mu dziecko przez stos potrzaskanych od�amk�w, a ch�opiec spojrza� mu prosto w twarz, spokojny i u�miechni�ty, mimo przyt�aczaj�cej ciemno�ci wype�nionej chaotycznymi okrzykami i niezno�n� woni�. Po przej�ciu paru krok�w zamierza� pu�ci� ch�opca, ale zmieni� zdanie. Uzna�, �e �atwiej i bezpieczniej b�dzie nie�� go na r�kach. Skr�ci�, kieruj�c si� w stron� korytarza, lecz nagle cofn�� si� gwa�townie, jego stopa natkn�a si� bowiem na co� mi�kkiego. Zerkn�wszy na pod�og� poczu�, jak �o��dek podchodzi mu do gard�a - przed chwil� nadepn�� na pozbawion� �ycia ludzk� r�k� wystaj�c� spod stosu kamieni. Bieg� dalej w�r�d nieprzeniknionego mroku. Czarne murgoskie szaty, w kt�re si� przebrali, pl�ta�y im si� wok� n�g, a nad g�owami wci�� unosi�y si� g�ste chmury py�u. - Stop! - Relg, ulgoski fanatyk, uni�s� r�k�, zatrzyma� si� i przechyli� g�ow�, nas�uchuj�c. - Nie tutaj! - zaprotestowa� Barak. Nie przerwa� marszu, wci�� nios�c na r�kach oszo�omionego Belgaratha. - Ruszaj, Relg! - Cicho! - poleci� Ulgos. - Pr�buj� co� us�ysze�. - Po sekundzie potrz�sn�� g�ow�. - Z powrotem! - warkn��, odwracaj�c si� szybko i popychaj�c przyjaci�. - Biegiem! - Tam z ty�u s� Murgowie! - rzuci� Barak. - Biegiem! - powt�rzy� Relg. - Ta strona g�ry zaczyna p�ka�. Zawracaj�c us�yszeli nowy, przera�aj�cy ha�as. Ska�a niech�tnie ust�powa�a pod naporem, p�kaj�c z potwornym trzaskiem. Nagle galeri�, kt�r� uciekali, zala�o �wiat�o. W zboczu bazaltowej g�ry pojawi�a si� pot�na szczelina, rozszerzaj�ca si� z ka�d� sekund� coraz bardziej i bardziej, podczas gdy ogromna skalna p�yta osuwa�a si� wolno ku pustkowiu le��cemu setki jard�w w dole. Czerwony blask wschodz�cego s�o�ca o�lepia� ludzi uwi�zionych dot�d w mrocznym �wiecie jaski�, a wielka szrama w zboczu iglicy ukaza�a tuzin czarnych wylot�w na g�rze i dole - w miejscach gdzie korytarze nagle ko�czy�y si�, przechodz�c w nico��. - S� tam! - zabrzmia� okrzyk z g�ry. Garion gwa�townie uni�s� g�ow�. Jakie� pi�tna�cie jard�w nad sob� ujrza� kilku odzianych w czarne p�aszcze Murg�w. Stali u wylotu jaskini z dobytymi mieczami, a wok� nich k��bi�y si� chmury kurzu. Jeden z nich wskazywa� r�k� w stron� uciekinier�w. Nagle iglica zako�ysa�a si� ponownie, odrzucaj�c kolejn� skaln� p�yt�, kt�ra porwa�a ze sob� w otch�a� wrzeszcz�cych wojownik�w. - Biegiem! - krzykn�� ponownie Relg i wszyscy ruszyli za nim z powrotem w ciemno�� dygocz�cego korytarza. - Sta�my na chwil� - wysapa� Barak, zatrzymuj�c si� nagle, gdy przebiegli kilkaset jard�w. - Dajcie mi z�apa� oddech. - Z�o�y� Belgaratha na ziemi; pot�na pier� Chereka gwa�townie unosi�a si� i opada�a. - Czy� mog� pom�c ci, panie? - zaproponowa� szybko Mandorallen. - Nie - wydysza� Barak - dam sobie rad�. Chc� tylko chwilk� odsapn��. - Wielki m�czyzna rozejrza� si� wok�. - Co tam si� sta�o? Co spowodowa�o to wszystko? - Belgarath i Ctuchik posprzeczali si� nieco... - poinformowa� go Silk. To niedopowiedzenie a� ocieka�o ironi�. - Pod koniec sprawy wymkn�y si� im troch� spod kontroli. - Co si� sta�o z Ctuchikiem? - spyta� Barak, nadal �apczywie wdychaj�c powietrze. - Kiedy wraz z Mandorallenem wpadli�my do tej komnaty, nie widzieli�my nikogo poza wami. - Unicestwi� si� - odpar�a Polgara kl�kaj�c, aby zbada� twarz Belgaratha. - Nie widzieli�my cia�a, pani - zauwa�y� Mandorallen, pr�buj�c wzrokiem przebi� ciemno��. W d�oni trzyma� wielki obna�ony miecz. - Nie zosta�o z niego zbyt wiele - wyja�ni� Silk. - Czy tu jeste�my bezpieczni? - zwr�ci�a si� do Relga Polgara. Ulgos przy�o�y� ucho do �ciany korytarza, nas�uchuj�c uwa�nie. Po chwili skin�� g�ow�. - Na razie tak - stwierdzi�. - Zatem zatrzymajmy si� tu na chwil�. Chcia�abym przyjrze� si� ojcu. Po�wie� mi. Relg pogrzeba� w sakiewkach wisz�cych mu u pasa i zmiesza� dwie substancje, z kt�rych zacz�o promieniowa� blade ulgoskie �wiat�o. Silk spojrza� ciekawie na czarodziejk�. - Co naprawd� si� zdarzy�o? Czy to Belgarath zrobi� co� z Ctuchikiem? Polgara potrz�sn�a g�ow�, delikatnie muskaj�c d�o�mi pier� ojca. - Ctuchik z jakiego� powodu pr�bowa� zniszczy� Klejnot. Co� przerazi�o go tak bardzo, �e zapomnia� o pierwszym prawie. Przez umys� Gariona, stawiaj�cego w�a�nie na ziemi ch�opca, przemkn�o nag�e wspomnienie - wizja umys�u Ctuchika tu� przedtem, nim Grolim wym�wi� owo fatalne dla siebie s�owo "przepadnij", kt�re str�ci�o go prosto w nico��. Raz jeszcze ujrza� obraz, pojawiaj�cy si� w my�lach wielkiego kap�ana - wizj� jego, Gariona, dzier��cego Klejnot w d�oni - i poczu� �lep�, bezrozumn� panik�, kt�ra ogarn�a Ctuchika w tym momencie. Czemu? Dlaczego przerazi�o to Grolima tak bardzo, �e pope�ni� �miertelny b��d? - Co si� z nim sta�o, ciociu Pol? - spyta�. Z jakiej� przyczyny musia� to wiedzie�. - Ctuchik ju� nie istnieje - odpar�a. - Wszystko, co sk�ada�o si� na jego osob�, znikn�o. - Nie o to mi chodzi�o... - zacz�� protestowa� Garion, lecz Barak przerwa� mu. - Czy zniszczy� te� Klejnot? - w jego g�osie zabrzmia� nag�y l�k. - Nic nie zdo�a�oby zniszczy� Klejnotu - odpar�a spokojnie Polgara. - Gdzie zatem jest? Ch�opczyk uwolni� r�k� z u�cisku Gariona i bez wahania podszed� do wielkiego Chereka. - Podarek? - spyta� unosz�c ku niemu okr�g�y szary kamie�. Barak cofn�� si� gwa�townie. - Na Belara! - zakl��, pospiesznie chowaj�c r�ce za plecy. - Polgaro, zr�b co�, �eby nie wymachiwa� tym woko�o. Czy nie wie, jakie to niebezpieczne? - W�tpi�. - Co z Belgarathem? - spyta� Silk. - Jego serce nadal mocno bije - odrzek�a Polgara. - Jest jednak kompletnie wyczerpany. Ta walka o ma�o go nie u�mierci�a. Rozleg� si� d�ugi, przeci�g�y j�k i wstrz�sy usta�y. Cisza, kt�ra zapanowa�a w jaskiniach, a� d�wi�cza�a w uszach. - Czy to ju� koniec? - Durnik rozejrza� si� nerwowo. - Najprawdopodobniej nie. - Relg zni�y� g�os. - Trz�sienie ziemi z regu�y trwa nieco d�u�ej. Barak z ciekawo�ci� spogl�da� na ch�opca. - Sk�d on si� wzi��? - spyta�, tak�e �ciszaj�c sw�j dono�ny g�os. - By� w wie�y razem z Ctuchikiem - poinformowa�a go Polgara. - To w�a�nie to dziecko, kt�re Zedar wychowa�, aby ukrad�o Klejnot. - Nie wygl�da na z�odzieja. - Bo te�, dok�adnie rzecz bior�c, nie jest nim. - Spojrza�a z powag� na jasnow�osego ch�opca. - Kto� b�dzie musia� mie� na niego oko. Jest w tym ch�opcu co� bardzo szczeg�lnego. Kiedy wydostaniemy si� st�d, przyjrz� si� temu bli�ej, na razie jednak mam za wiele na g�owie. - Mo�e to Klejnot? - podsun�� Silk. - S�ysza�em, �e wywiera dziwny wp�yw na ludzi. - Mo�liwe. - Polgara nie sprawia�a wra�enia przekonanej. - Trzymaj ch�opca blisko siebie, Garionie. I nie pozw�l, by zgubi� Klejnot. - Dlaczego ja? - spyta� bez zastanowienia. Rzuci�a mu przeci�g�e spojrzenie. - W porz�dku, ciociu Pol. - Wiedzia�, �e nie ma sensu si� z ni� sprzecza�. - Co to by�o? - Barak uni�s� d�o� nakazuj�c, by zamilkli. Gdzie� w dali, w mroku rozleg�y si� ostre, gard�owe g�osy. - Murgowie! - szepn�� Silk. Jego d�o� natychmiast pow�drowa�a ku r�koje�ci sztyletu. - Ilu? - spyta� Barak cioci� Pol. - Pi�ciu - odpar�a. - Nie, sze�ciu. Jeden wlecze si� nieco z ty�u. - Czy s� z nimi jacy� Grolimowie? Potrz�sn�a g�ow�. - Chod�my, Mandorallenie - mrukn�� pot�ny Cherek, dobywaj�c miecza. Rycerz przytakn��, unosz�c w�asn� bro�. - Zaczekajcie tutaj - szepn�� Barak do przyjaci�. - To nie powinno potrwa� zbyt d�ugo. A potem wraz z Mandorallenem ruszyli w ciemno��. Ich czarne murgoskie p�aszcze natychmiast zla�y si� z zalegaj�cymi w korytarzach cieniami. Pozostali czekali wyt�aj�c s�uch, aby pochwyci� ka�dy d�wi�k. Raz jeszcze owa dziwna pie�� zacz�a narzuca� si� umys�owi Gariona i ponownie my�li rozbieg�y si� pod jej naporem. Gdzie� w dali po skale zab�bni� deszcz spadaj�cych kamyk�w i odg�os �w zbudzi� w nim now� fal� wspomnie�. Wyda�o mu si�, �e s�yszy brz�k m�ota Durnika na kowadle w ku�ni Faldora. Po chwili d�wi�k �w przerodzi� si� w miarowy stukot ko�skich kopyt i skrzypienie woz�w, kt�rymi na pocz�tku ca�ej przygody wie�li �adunek rzepy do Darine. Z niezwyk�� wyrazisto�ci�, jakby nagle cofn�� si� w czasie, Garion raz jeszcze us�ysza� t�tent racic i kwik dzika, kt�rego zabi� w o�nie�onych lasach obok Val Alorn, a potem przejmuj�c� b�lem pie�� fletu arendzkiego s�ugi, kt�ra unios�a si� w niebo z pola pe�nego pniak�w. Murgo Asharak patrzy� na niego z nienawi�ci� i l�kiem, maluj�cymi si� na jego pokrytej bliznami twarzy. Garion potrz�sn�� g�ow�, pr�buj�c pozbiera� my�li, lecz pie�� ponownie �ci�gn�a go w mglist� otch�a� zadumy. W uszach zabrzmia� mu straszliwy, sycz�cy d�wi�k p�on�cego cia�a Asharaka pod ogromnymi starymi drzewami Lasu Driad. Raz jeszcze us�ysza� b�agania Grolima: "Panie, �aski!" i wrzaw� w pa�acu Salmissry, gdy przeistoczony w nied�wiedzia Barak torowa� sobie pazurami i z�bami drog� do sali tronowej wraz z krocz�c� u jego boku, pe�n� lodowatej furii cioci� Pol. I wtedy g�os, kt�ry zawsze towarzyszy� mu w my�lach, odezwa� si� ponownie. - Przesta� z tym walczy�. - Co to jest? - spyta� Garion, pr�buj�c si� skupi�. - Klejnot. - Co on robi? - Chce ci� pozna�. W ten spos�b dowiaduje si� o tobie r�nych rzeczy. - Czy nie mo�e poczeka�? W tej chwili nie bardzo mam na to czas. - Je�li chcesz, mo�esz spr�bowa� mu to wyja�ni�. - W g�osie zabrzmia�o rozbawienie. - Mo�e nawet pos�ucha, cho� osobi�cie w to w�tpi�. Czeka� na ciebie bardzo d�ugo. - Dlaczego w�a�nie na mnie? - Nie nudzi ci� powtarzanie tego pytania? - Czy z innymi robi to samo? - W mniejszym stopniu. R�wnie dobrze mo�esz si� odpr�y�. Tak czy inaczej uzyska od ciebie to, czego pragnie. Nagle gdzie� w mrocznych korytarzach rozleg�o si� d�wi�czenie stali uderzaj�cej o stal i czyj� cichy, zdumiony krzyk. Potem Garion us�ysza� szcz�k mieczy, j�k, a p�niej nasta�a cisza. Po kilku chwilach rozleg� si� tupot st�p i wr�cili Barak z Mandorallenem. - Nie mogli�my znale�� ostatniego, kt�ry wl�k� si� za nimi - zameldowa� Barak. - Czy Belgarath przyszed� ju� do siebie? Polgara potrz�sn�a g�ow�. - Nadal jest nieprzytomny. - Ponios� go zatem. Lepiej ju� chod�my. Czeka nas d�uga droga, a wkr�tce jaskinie wype�ni� si� Murgami. - Momencik - powiedzia� Polgara. - Relgu, czy wiesz, gdzie jeste�my? - Mniej wi�cej. - Zaprowad� nas w miejsce, gdzie zostawili�my niewolnic� - poleci�a tonem nie dopuszczaj�cym sprzeciwu. Twarz Relga st�a�a, nie zaprotestowa� jednak ani s�owem. Barak pochyli� si� i uni�s� omdla�ego Belgaratha. Garion wyci�gn�� r�ce i ch�opczyk pos�usznie podszed� do niego, nadal tul�c Klejnot do piersi. Jego cia�o wydawa�o si� dziwnie lekkie i Garion m�g� go nie�� niemal bez wysi�ku. Relg uj�� w d�o� drewnian� miseczk� pe�n� po�yskuj�cego py�u, o�wietlaj�c im drog�, i ca�a kompania zn�w ruszy�a naprz�d, pod��aj�c zygzakowatym szlakiem, kt�ry zag��bia� si� coraz bardziej w ponury labirynt jaski�. Garionowi zdawa�o si�, �e w miar� jak posuwaj� si� naprz�d, ciemno�� rozci�gaj�ca si� nad ich g�owami coraz bardziej ci��y mu na ramionach. Wype�niaj�ca jego umys� pie�� zn�w przybra�a na sile, �wiate�ko w r�kach Relga ponownie przywo�a�o wspomnienia. Teraz, kiedy rozumia� ju�, co si� dzieje, czu� si� nieco pewniej. Pie�� otwar�a jego umys� i Klejnot wydoby� z niego ka�d� my�l i obraz, delikatnie badaj�c ca�e jego �ycie. Kamie� przejawia� osobliwy rodzaj ciekawo�ci, cz�sto zatrzymuj�c si� d�u�ej przy rzeczach, kt�re Garion zupe�nie lekcewa�y�, i zaledwie muskaj�c sprawy, kt�re kiedy� zdawa�y mu si� niezwykle istotne. Odtworzy� dok�adnie, krok po kroku, ca�� d�ug� podr� do Rak Cthol. Wraz z Garionem i przyjaci�mi zaw�drowa� do kryszta�owej komnaty w g�rach nad Maragorem, gdzie Garion dotkn�� martwo narodzonego �rebaka i obdarzy� go �yciem w tym swoistym akcie zado��uczynienia za to, co uczyni� z Asharakiem. Wraz z nimi pod��y� do Doliny i do miejsca, gdzie Garion przesun�� wielki bia�y g�az podczas swej pierwszej �wiadomej pr�by wykorzystania Woli i S�owa. Niemal zupe�nie nie zwr�ci� uwagi na straszliw� walk� z Eldrakiem Grulem ani na wizyt� w jaskiniach Ulgos�w, lecz bardzo zainteresowa� si� my�low� tarcz�, kt�r� Garion i ciocia Pol utrzymywali, aby ukry� grup� przed umys�ami Grolim�w, gdy zbli�ali si� do Rak Cthol. Ca�kowicie zignorowa� �mier� Brilla i potworne obrz�dy w �wi�tyni Toraka, zamiast tego skupiaj�c si� na rozmowie mi�dzy Belgarathem a Ctuchikiem w wie�y grolimskiego kap�ana. Potem za� zadziwi� go kompletnie, odtwarzaj�c raz jeszcze wszystkie wspomnienia Gariona na temat ksi�niczki Ce'Nedry: spos�b, w jaki promyki s�o�ca po�yskiwa�y w jej miedzianych w�osach, drobne wdzi�czne ruchy, zapach perfum, ka�dy nie�wiadomy gest, emocje graj�ce na jej delikatnej, �licznej twarzy. Klejnot tak d�ugo przygl�da� si� ka�demu obrazowi, �e Garion w ko�cu poczu� niepok�j. Jednocze�nie jednak ze zdumieniem u�wiadomi� sobie, jak wiele obraz�w ksi�niczki utkwi�o mu w pami�ci. - Garionie - powiedzia�a ciocia Pol - zupe�nie nie rozumiem, co si� z tob� dzieje. M�wi�am ci przecie�, �eby� uwa�a� na ch�opca. Skup si�. Nie czas na sny na jawie. - Wcale nie �ni�em, ja tylko... - Jak mia� to jej wyt�umaczy�? - Co? - Nic. Maszerowali dalej. Od czasu do czasu czuli drobne wstrz�sy, jednak ziemia uspokaja�a si� z wolna. Za ka�dym razem, gdy grunt unosi� si� w kolejnym spazmie, ogromna bazaltowa iglica ko�ysa�a si� i st�ka�a, w�drowcy za� przystawali, niemal l�kaj�c si� odetchn��. - Jak daleko zaszli�my? - spyta� Silk, nerwowo rozgl�daj�c si� wok�. - Jakie� pi��set jard�w - odpar� Relg. - Tylko tyle? W tym tempie nie wyjdziemy st�d przez tydzie�. Relg wzruszy� swymi pot�nymi ramionami. - Potrwa to tak d�ugo, jak b�dzie trzeba - odpar� szorstko, ruszaj�c naprz�d. W nast�pnej galerii czekali ju� Murgowie i odby�a si� kolejna paskudna walka. Kiedy Mandorallen wr�ci� do towarzyszy, ujrzeli, �e kuleje. - Czemu na mnie nie zaczeka�e�, jak ci� prosi�em? - spyta� z wyrzutem Barak. Mandorallen wzruszy� ramionami. - By�a ich zaledwie tr�jka. - Rozmowa z tob� przypomina rzucanie grochem o �cian� - w g�osie Baraka zabrzmia� lekki niesmak. - Nic ci nie jest? Dobrze si� czujesz? - spyta�a rycerza Polgara. - To zaledwie dra�ni�cie, pani - odpar� oboj�tnie Mandorallen. - Nic wielkiego. Kamienna pod�oga galerii raz jeszcze zadygota�a, a w korytarzach rozszed� si� echem g�uchy huk. Garion i jego przyjaciele zamarli, lecz po kilku sekundach niespokojne ruchy ziemi usta�y. Maszerowali miarowo w d� niezliczonymi korytarzami i jaskiniami. Wstrz�sy wywo�ane trz�sieniem ziemi, kt�re zmia�d�y�o Rak Cthol i obali�o wie�� Ctuchika, wci�� nie ust�powa�y. W pewnym momencie - cho� wydawa�o si�, �e min�y godziny - niedaleko przed nimi pojawi� si� oddzia�ek Murg�w licz�cy sobie jaki� tuzin wojownik�w. Ich pochodnie rzuca�y na kamienne �ciany dziesi�tki rozta�czonych cieni, g�osy rozbrzmiewa�y g�ucho w jaskini. Po kr�tkiej szeptanej naradzie Barak i Mandorallen postanowili da� im odej�� nie niepokojonym i nie�wiadomym gro�by ukrytej w mroku dwadzie�cia jard�w od nich. Gdy znale�li si� poza zasi�giem wzroku Murg�w, Relg odkry� ponownie swe s�abiutkie �wiat�o i wybra� kolejny korytarz. Ruszyli dalej. Szli w d�, skr�caj�c i zygzakuj�c korytarzami, zmierzali ku podn�om iglicy i dalej w kierunku rozci�gaj�cej si� na zewn�trz r�wniny, zapewniaj�cej w�tpliwe bezpiecze�stwo. Cho� pie�� Klejnotu nie by�a ani troch� cichsza, Garion m�g� przynajmniej zebra� my�li, gdy maszerowa� tu� za Silkiem, nios�c w ramionach ch�opca. Uzna�, �e dzieje si� tak dlatego, �e przynajmniej cz�ciowo przywyk� ju� do oddzia�ywania kamienia - albo te� jego uwaga skupi�a si� na kim� innym. Uda�o im si�. To by�o najbardziej zdumiewaj�ce. Mimo, zdawa�oby si�, niemo�liwych do pokonania przeszk�d zdo�ali odzyska� Klejnot. Poszukiwania, kt�re tak gwa�townie przerwa�y spokojne �ycie Gariona na farmie Faldora, zako�czy�y si�. Jednak�e to, co zasz�o, zmieni�o go tak bardzo, �e ch�opiec wykradaj�cy si� przez bram� farmy u schy�ku tamtej ch�odnej jesieni praktycznie przesta� istnie�. Garion nawet w tej chwili czu� moc, kt�r� odkry� w sobie, i wiedzia�, �e znalaz�a si� tam nie bez powodu. Podczas ca�ej podr�y wychwytywa� z rozm�w liczne aluzje - rzucane mimochodem zdanie, czasem tylko par� znacz�cych s��w - �e powr�t Klejnotu na w�a�ciwe miejsce stanowi jedynie pocz�tek czego� du�o wi�kszego i znacznie powa�niejszego. By� absolutnie pewien, �e to jeszcze nie koniec. - Najwy�szy czas - stwierdzi� w jego umy�le suchy g�os. - Co to niby ma znaczy�? - Czy musz� t�umaczy� to za ka�dym razem od nowa? - Co t�umaczy�? - �e wiem, o czym my�lisz. Nie jeste�my od siebie oddzieleni. - Zatem w porz�dku. Dok�d teraz pojedziemy? - Do Rivy. - A potem? - Zobaczymy. - Nie zamierzasz mi powiedzie�? - Nie. Jeszcze nie. Nie posun��e� si� jeszcze tak daleko, jak ci si� wydaje. Nadal czeka ci� bardzo d�uga droga. - Je�eli i tak nie chcesz mi nic powiedzie�, to czemu nie zostawisz mnie w spokoju? - Chcia�em jedynie poradzi� ci, aby� nie robi� �adnych dalekosi�nych plan�w. Odzyskanie Klejnotu to tylko pierwszy krok - cho� niew�tpliwie istotny. To dopiero pocz�tek. I wtedy, jakby wzmianka o nim w jaki� spos�b przypomnia�a Klejnotowi o istnieniu Gariona, pie�� powr�ci�a z pe�n� moc� i my�li Gariona rozbieg�y si�. Wkr�tce potem Relg przystan��, unosz�c w g�r� s�abe �wiate�ko. - O co chodzi? - spyta� Barak, k�ad�c Belgaratha na ziemi. - Zapad� si� strop - wyja�ni� Relg wskazuj�c stos gruz�w blokuj�cy drog� przed nimi. - Nie mo�emy t�dy przej��. - Spojrza� na cioci� Pol. - Przykro mi - powiedzia� i Garion poczu�, �e m�wi� szczerze. - Kobieta, kt�r� zostawili�my, jest po drugiej stronie zawa�u. - Znajd� inn� drog� - poleci�a mu czarodziejka. - Nie ma innej drogi. To by�o jedyne przej�cie prowadz�ce do ka�u�y, przy kt�rej j� zostawili�my. - Musimy zatem usun�� kamienie. Relg ze smutkiem potrz�sn�� g�ow�. - W ten spos�b jedynie �ci�gniemy na siebie kolejn� lawin�. Najprawdopodobniej spad�y te� na ni� - tak� przynajmniej mo�emy mie� nadziej�. - Czy ty przypadkiem odrobin� nie przesadzasz, Relgu? - spyta� ostro Silk. Ulgos odwr�ci� si�, aby spojrze� na ma�ego Drasanina. - Ma tam wod� i do�� powietrza, by spokojnie oddycha�. Je�li zawa� jej nie zabi�, mo�e tam �y� ca�e tygodnie, zanim zginie z g�odu. - W g�osie Relga zabrzmia� dziwny �al. Silk wpatrywa� si� w niego przez moment. - Przepraszam, Relgu - powiedzia� wreszcie. - �le ci� zrozumia�em. - Ludzie, kt�rzy �yj� w jaskiniach, nikomu nie �ycz� podobnej �mierci. Tymczasem Polgara uwa�nie przygl�da�a si� zablokowanemu korytarzowi. - Musimy j� stamt�d wydoby� - oznajmi�a. - Relg mo�e mie� racj� - zauwa�y� Barak. - Z tego co wiemy, mog�a przywali� j� po�owa g�ry. - Nie - czarodziejka potrz�sn�a g�ow�. - Taiba wci�� �yje i nie mo�emy odej�� bez niej. Jest r�wnie wa�na co ka�dy z nas - odwr�ci�a si� z powrotem do Relga. - B�dziesz musia� j� stamt�d wydoby� - powiedzia�a stanowczo. Wielkie ciemne oczy Ulgosa rozszerzy�y si�. - Nie mo�esz tego ode mnie ��da�. - Nie istnieje �aden inny spos�b. - Potrafisz to zrobi�, Relgu - zach�ci� fanatyka Durnik. - Mo�esz przej�� przez ska�� i wynie�� j�, tak samo jak Silka z dziury, do kt�rej wtr�ci� go Taur Urgas. Cia�o Relga zacz�o gwa�townie dygota�. - Nie mog�! - wydusi� zd�awionym g�osem. - Musia�bym jej dotkn��, po�o�y� na niej obie d�onie. To grzech. - Twierdzenia takie niegodne s� ciebie, Relgu - powiedzia� Mandorallen. - Niesienie pomocy s�abym i bezbronnym nie ma w sobie nic grzesznego. Ka�dy prawy m�� musi stawa� w obronie dotkni�tych nieszcz�ciem dam, �adna za� si�a na �wiecie nie skazi czystego ducha. Je�li nawet nie czujesz wsp�czucia, czyli� ratunek ten nie stanie si� pr�b� dla twej w�asnej czysto�ci? - Ty nic nie rozumiesz - wykrztusi� Relg z b�lem, po czym odwr�ci� si� do Polgary. - B�agam, nie ka� mi tego robi�. - Musisz - odpar�a spokojnie. - Przykro mi, Relgu, ale nie ma innego sposobu. Na obliczu ulgoskiego fanatyka odbi� si� ca�y wachlarz uczu�. Ciocia Pol nie spuszcza�a z niego surowego wzroku. Wreszcie z bolesnym okrzykiem Relg odwr�ci� si� i przy�o�y� d�o� do ska�y tu� obok wyj�cia korytarza. Ze straszliwym skupieniem wsun�� palce w kamie�, raz jeszcze demonstruj�c sw� niesamowit� zdolno�� przenikania przez pozornie najbardziej nieust�pliw� ska��. Silk b�yskawicznie odwr�ci� si� plecami do niego. - Nie znosz� na to patrze� - wykrztusi�. A potem Relg rozp�yn�� si� w kamieniu. - Czemu on robi tyle ceregieli z dotykaniem innych ludzi? - zastanawia� si� Barak. Garion wiedzia�, o co chodzi. Jazda przez stepy Algarii u boku wyg�aszaj�cego nie ko�cz�ce si� patetyczne mowy fanatyka pozwoli�a mu zrozumie�, w jaki spos�b dzia�a jego umys�. Bezkompromisowa walka z grzechem u innych s�u�y�a g��wnie temu, by ukry� s�abo�� samego Relga. Garion przez wiele godzin wys�uchiwa� histerycznych, czasami chaotycznych spowiedzi na temat po��dliwych my�li, kt�re bezustannie n�ka�y umys� Ulgosa. Taiba, pon�tna maraska niewolnica, w oczach Relga stanowi�a ostateczn� pokus�, tote� l�ka� si� jej bardziej ni� �mierci. Czekali w milczeniu. Gdzie� w dali powolne kapanie wody odmierza�o up�ywaj�cy czas. Chwilami ziemia jeszcze dygota�a: ostatnie fale wstrz�s�w zamiera�y pod ich stopami. W mrocznej jaskini wolno up�ywa�y minuty. I nagle dostrzegli s�aby ruch, po czym Relg wynurzy� si� ze skalnej �ciany, nios�c przed sob� p�nag� Taib�. R�ce kobiety desperacko zaciska�y si� wok� jego szyi; dziewczyna ukry�a twarz na piersi Ulgosa. Dr�a�a niepowstrzymanie i cicho j�cza�a z przera�enia. Twarz Relga wykrzywia� b�l. Po policzkach sp�ywa�y mu �zy cierpienia, z�by mia� zaci�ni�te, jakby poddawano go niewyobra�alnym m�kom. Jednak�e jego d�onie ostro�nie, niemal delikatnie tuli�y przera�on� kobiet�. Nawet gdy wydostali si� ju� na �rodek korytarza, nadal przyciska� Taib� do siebie, jakby mia� zamiar trzyma� j� tak ju� na zawsze. Rozdzia� II Gdy dotarli do le��cej u podn�a bazaltowego szczytu jaskini, w kt�rej zostawili konie, min�o ju� po�udnie. Silk natychmiast podszed� do wylotu groty, aby obj�� wart�, podczas gdy Barak ostro�nie z�o�y� Belgaratha na ziemi. - Jest ci�szy, ni� wygl�da - mrukn�� Cherek ocieraj�c pot z twarzy. - Czy nie powinien zacz�� odzyskiwa� przytomno�ci? - Mo�e min�� par� dni, nim zupe�nie wr�ci mu �wiadomo�� - odpar�a Polgara. - Po prostu przykryj go i pozw�l mu spa�. - Jak b�dzie jecha�? - Ja si� tym zajm�. - Przez jaki� czas nikt nie b�dzie nigdzie je�dzi� - oznajmi� Silk ze swego posterunku. - Murgowie roj� si� na zewn�trz niczym chmara szerszeni. - Zaczekamy do zmroku - zdecydowa�a Polgara. - I tak wszyscy potrzebujemy odpoczynku. Odrzuci�a kaptur swego murgoskiego p�aszcza i podesz�a do jednego z pakunk�w, kt�re z�o�yli przy �cianie jaskini, kiedy znale�li si� tu poprzedniej nocy. - Spr�buj� znale�� co� do jedzenia, wtedy b�dzie si� wam lepiej spa�o. Taiba, maraska niewolnica, ponownie spowita w p�aszcz Gariona, niemal nie odrywa�a wzroku od Relga. W jej wielkich fio�kowych oczach b�yszcza�a wdzi�czno�� zabarwiona zdumieniem. - Uratowa�e� mi �ycie - powiedzia�a niskim, gard�owym g�osem. M�wi�c nachyli�a si� nieco ku niemu. Garion by� pewien, �e uczyni�a to nie�wiadomie, jednak dawa�o si� to wyra�nie zauwa�y�. - Dzi�kuj� - doda�a unosz�c d�o� i k�ad�c j� lekko na ramieniu fanatyka. Relg cofn�� si� gwa�townie. - Nie dotykaj mnie - sapn��. Spojrza�a na niego, zaskoczona, nie opuszczaj�c r�ki. - Nigdy nie wolno ci mnie dotyka� - powiedzia�. - Nigdy. Taiba popatrzy�a na niego z niedowierzaniem. Prawie ca�e �ycie sp�dzi�a w ciemno�ci, tote� nie umia�a ukrywa� swych uczu�. Zdumienie ust�pi�o na jej twarzy miejsca zawstydzeniu, by wreszcie przerodzi� si� w wyraz ura�onej godno�ci. Szybko odwr�ci�a si� od m�czyzny, kt�ry tak szorstko j� odepchn��. Przy obrocie z ramion Taiby osun�� si� p�aszcz, �achmany za�, kt�re mia�a na sobie, ledwie os�ania�y jej nago��. Mimo sko�tunionych w�os�w i smug brudu na sk�rze wyczuwa�o si� wok� niej aur� prowokuj�cej zmys�owo�ci. Na ten widok Relg zadr�a�, po czym b�yskawicznie odwr�ci� g�ow� i odsun�� si� od niewolnicy najdalej, jak to tylko by�o mo�liwe. Pad� na kolana i przyciskaj�c czo�o do kamiennego pod�o�a jaskini zacz�� modli� si� gor�czkowo i rozpaczliwie. - Czy z nim wszystko w porz�dku? - spyta�a Taiba. - Ma pewne problemy - odpar� Barak. - Przywykniesz do tego. - Taibo - wtr�ci�a Polgara - podejd� tu. - Krytycznym wzrokiem zmierzy�a sk�py ubi�r kobiety. - Musimy sprokurowa� ci co� do ubrania. Na dworze jest bardzo zimno. Najwyra�niej s� tak�e po temu inne powody. - Zobacz�, co da si� znale�� w jukach - zaproponowa� Durnik. - My�l�, �e ch�opiec te� b�dzie potrzebowa� czego� cieplejszego. Jego ubranie wygl�da na do�� cienkie. - Popatrzy� na ch�opca, kt�ry ciekawie ogl�da� konie. - Mn� nie musicie si� przejmowa� - oznajmi�a Taiba. - Nie zamierzam opuszcza� tego miejsca. Gdy tylko odjedziecie, wr�c� do Rak Cthol. - O czym ty m�wisz? - spyta�a ostro Polgara. - Mam z Ctuchikiem rachunki do wyr�wnania - wyja�ni�a Taiba, przesuwaj�c palcem po zardzewia�ym ostrzu no�a. Silk roze�mia� si� u wylotu jaskini. - Ju� to za�atwili�my. Tam na g�rze Rak Cthol rozpada si� na kawa�ki, a po Ctuchiku nie zosta� nawet �lad. - On nie �yje? - zach�ysn�a si�. - Jak? - Nie uwierzy�aby� - odpar� Silk. - Czy cierpia�? - W jej g�osie zabrzmia� z�owrogi zapa�. - Bardziej ni� zdo�a�aby� to sobie wyobrazi� - wyja�ni�a Polgara. Taiba odetchn�a g��boko, po czym wybuchn�a p�aczem. Ciocia Pol przytuli�a do siebie szlochaj�c� kobiet�, pocieszaj�c j�, tak jak kiedy� Gariona, gdy by� jeszcze bardzo ma�ym dzieckiem. Garion ze znu�eniem osun�� si� na pod�og�, wsparty o kamienn� �cian� groty. Zala�a go nag�a fala zm�czenia. Wyczerpanie sprawi�o, �e odbieg�y go wszystkie my�li. Raz jeszcze Klejnot zanuci� mu sw� pie��, tym razem jednak zabrzmia�a ona jak ko�ysanka. Najwyra�niej kamie� zaspokoi� ju� swoj� ciekawo�� i pragn�� jedynie utrzyma� istniej�cy kontakt. Garion by� zbyt zm�czony, by zastanawia� si�, czemu w�a�ciwie jego towarzystwo sprawia�o Klejnotowi tak� przyjemno��. Ch�opiec przerwa� gruntowne ogl�dziny wierzchowc�w i podszed� do przytulonych do siebie Taiby i cioci Pol. Jego twarz zdradza�a zdumienie. Wyci�gn�� r�k�, aby dotkn�� mokrego od �ez policzka kobiety. - Czego on chce? - spyta�a Taiba. - Zapewne nigdy jeszcze nie widzia�, jak kto� p�acze - odpar�a ciocia Pol. Taiba spojrza�a uwa�nie w pe�ne powagi oczy ch�opca, po czym roze�mia�a si� przez �zy i u�cisn�a go ciep�o. Ch�opczyk tak�e si� u�miechn��. - Podarek? - spyta� ofiarowuj�c jej Klejnot. - Nie bierz go, Taibo - powiedzia�a bardzo cicho Polgara. - Nawet go nie dotykaj. Taiba zerkn�a na u�miechni�te dziecko i potrz�sn�a g�ow�. Ch�opczyk westchn��, po czym przeszed� na drug� stron� jaskini i opar� si� o Gariona. Barak cofn�� si� nieco w g��b korytarza, kt�rym przyszli. Po chwili wr�ci� z ponur� min�. - S�ysz�, jak w okolicy przemieszczaj� si� Murgowie - zameldowa�. - Przez te wszystkie echa nie da si� stwierdzi�, jak s� daleko, ale wygl�da na to, �e badaj� ka�dy korytarz i ka�d� grot�. - Poszukajmy zatem zdatnego do obrony miejsca, m�j panie, i sprawmy, �eby zacz�li szuka� nas gdzie indziej - zaproponowa� weso�o Mandorallen. - Ciekawy pomys� - stwierdzi� Barak - Obawiam si� jednak, �e nic z niego nie wyjdzie. Wcze�niej czy p�niej nas znajd�. - Ja si� tym zajm� - cicho o�wiadczy� Relg, przerywaj�c modlitwy i wstaj�c na nogi. Rytualne formu�ki najwyra�niej mu nie pomog�y. W jego oczach nadal tli� si� l�k. - P�jd� z tob� - zaproponowa� Barak. Relg potrz�sn�� g�ow�. - Tylko by� mi przeszkadza� - uci�� kr�tko, ruszaj�c w stron� uj�cia korytarza prowadz�cego w g��b g�ry. - Co go ugryz�o? - spyta� zdumiony Barak. - My�l�, �e nasz przyjaciel prze�ywa kryzys religijny - zauwa�y� Silk ze swego posterunku. - Znowu? - To pozwala mu zabi� czas - odpar� Silk. - Chod�cie co� zje�� - wezwa�a ciocia Pol, uk�adaj�c na szczycie jednego z juk�w kromki chleba i plastry sera. - Potem chcia�abym obejrze� ran� na twojej nodze, Mandorallenie. Po posi�ku Polgara opatrzy�a ran�, po czym przyodzia�a Taib� w dziwaczny zestaw ubra� wydobytych przez Durnika z ich baga�y. Nast�pnie skupi�a uwag� na ch�opcu. Na jej powa�ne spojrzenie dziecko odpowiedzia�o tym samym, po czym wyci�gn�o r�k� i ciekawymi palcami dotkn�o bia�ego loka na skroni czarodziejki. Garion zaskoczony przypomnia� sobie, jak wiele razy takim samym gestem dotyka� owego kosmyka i wspomnienie to przez sekund� wzbudzi�o w nim bezrozumn� zazdro��, kt�r� jednak szybko odepchn�� od siebie. Ch�opczyk u�miechn�� si� rado�nie. - Podarek - oznajmi� stanowczo, ofiaruj�c Klejnot cioci Pol. Czarodziejka potrz�sn�a g�ow�. - Nie, m�j ma�y - stwierdzi�a. - Obawiam si�, �e nie jestem w�a�ciw� osob�. Ubra�a go w stroje, kt�re trzeba by�o podwin�� i podwi�za� w r�nych miejscach kawa�kami rzemieni, po czym usiad�a oparta o �cian� jaskini i wyci�gn�a do niego r�ce. Ch�opiec pos�usznie wspi�� si� jej na kolana, jednym ramieniem obj�� za szyj� i poca�owa� w policzek. Nast�pnie przytuli� si� do Polgary, westchn�� i b�yskawicznie zasn��. Czarodziejka spojrza�a na niego z dziwnym wyrazem twarzy - osobliw� mieszanin� zdumienia i czu�o�ci - i Garion musia� pokona� kolejny przyp�yw zazdro�ci. Nagle w grotach nad nimi rozleg� si� dono�ny �oskot. - Co to by�o? - Durnik rozejrza� si� z l�kiem. - Przypuszczam, �e Relg - odpar� Silk. - Zdaje si�, �e poczyni� pewne kroki, aby odwr�ci� uwag� Murg�w. - Mam nadziej�, �e nie da si� ponie�� entuzjazmowi - stwierdzi� nerwowo Durnik zerkaj�c na skalne sklepienie. - Jak d�ugo potrwa, nim dotrzemy do Doliny? - spyta� Barak. - Jakie� par� tygodni - odpar� Silk. - W znacznej mierze zale�y to od terenu i od tego, jak sprawnie Grolimowie potrafi� zorganizowa� po�cig. Je�li zdo�amy wyprzedzi� ich dostatecznie, by przygotowa� dobry fa�szywy �lad, mo�emy pos�a� ich wszystkich na zach�d, w stron� granicy Tolnedry i ruszy� do Doliny bez potrzeby robienia unik�w i ci�g�ego ukrywania si�. - Drobny Drasanin u�miechn�� si� szeroko. - Podoba mi si� idea oszukania ca�ego narodu Murg�w - doda�. - Nie musisz by� przesadnie tw�rczy - upomina� go Barak. - W Dolinie b�dzie na nas czeka� Hettar razem z kr�lem Cho-Hagiem i po�ow� algarskich klan�w. Okropnie ich rozczarujemy, je�li nie przyprowadzimy ze sob� przynajmniej kilku Murg�w. - �ycie jest pe�ne drobnych rozczarowa� - odpar� sardonicznie Silk. - Z tego co pami�tam, wschodnia kraw�d� Doliny jest bardzo stroma. Zej�cie na d� zajmie nam co najmniej par� dni, a nie s�dz�, aby�my mogli tego dokona�, je�li tysi�ce Murg�w b�d� depta� nam po pi�tach. Relg wr�ci� p�nym popo�udniem. Wysi�ek cz�ciowo ukoi� zam�t panuj�cy w jego umy�le, jednak oczy nadal wyra�a�y l�k. Starannie te� unika� wzroku Taiby. - Zwali�em stropy wszystkich galerii prowadz�cych do tej groty - zameldowa� kr�tko. - Teraz jeste�my tu bezpieczni. Polgara, kt�ra zdawa�a si� drzema�, otworzy�a oczy. - Odpocznij - powiedzia�a. Skin�� g�ow� i natychmiast ruszy� w stron� swojego legowiska. Reszt� dnia sp�dzili w jaskini, na zmian� pe�ni�c stra� przy w�skim wylocie. W�r�d czarnych piask�w i zwietrza�ych ska� pustkowia le��cego poza lini� piarg�w u podstaw iglicy roili si� murgoscy je�d�cy, galopuj�cy chaotycznie w poszukiwaniu zbieg�w. - Nie wygl�da na to, �eby wiedzieli, co robi� - zauwa�y� cicho Garion zwracaj�c si� do Silka, z kt�rym pe�ni� wart�. S�o�ce zapada�o w�a�nie za wa� chmur na zachodnim horyzoncie, niebo mia�o ognist� barw�, a ostry wiatr, przedostaj�cy si� przez w�skie wej�cie jaskini, ni�s� ze sob� tumany kurzu i zapowied� nocnego ch�odu. - Mam wra�enie, �e w tej chwili w Rak Cthol panuje niez�y ba�agan - odpar� Silk. - Nie ma nikogo, kto by nimi pokierowa�, a to zawsze �le wp�ywa na Murg�w. Zupe�nie nie potrafi� sobie poradzi�, je�li zabraknie przyw�dcy, kt�ry m�g�by im rozkazywa�. - Czy to nie utrudni nam ucieczki? - spyta� Garion. - Chodzi o to, �e oni nigdzie nie jad�, tylko kr��� wok�. Jak si� mi�dzy nimi przedostaniemy? Silk wzruszy� ramionami. - Po prostu naci�gniemy kaptury i b�dziemy si� kr�ci� z ca�� reszt�. - Cia�niej opatuli� si� szorstk� materi� murgoskiego p�aszcza i obr�ci� g�ow�, spogl�daj�c w g��b jaskini. - S�o�ce zachodzi - oznajmi�. - Zaczekajmy, p�ki nie b�dzie zupe�nie ciemno - odpar�a Polgara. Starannie spowi�a ch�opca w jedn� ze starych tunik Gariona. - Kiedy odjedziemy kawa�ek, upuszcz� par� drobiazg�w - powiedzia� Silk. - Czasami Murgowie potrafi� by� okropnie t�pi, a nie chcemy przecie�, by zgubili nasz �lad. - Ponownie spojrza� na zachodz�ce s�o�ce. - Zapowiada si� naprawd� zimna noc - mrukn�� do siebie. - Garionie - ciocia Pol wsta�a - ty i Durnik trzymajcie si� blisko Taiby. Dziewczyna nigdy nie dosiada�a konia i z pocz�tku mo�e potrzebowa� pomocy. - Co z ch�opcem? - spyta� Durnik. - Pojedzie ze mn�. - A Belgarath? - wtr�ci� Mandorallen, zerkaj�c na wci�� u�pionego czarodzieja. - Kiedy nadejdzie czas, po prostu posadzimy go na jego w�asnego konia - odpar�a Polgara. - Potrafi� utrzyma� go w siodle, dop�ki nie zaczniemy gwa�townie skr�ca�. Czy ju� si� �ciemnia? - Lepiej zaczekajmy jeszcze troch� - odpar� Silk. - Wci�� jest do�� jasno. Czekali. Wieczorne niebo nabra�o barwy fioletu i pojawi�y si� na nim pierwsze gwiazdy migocz�ce odleg�ym, zimnym blaskiem. W�r�d murgoskich je�d�c�w zap�on�y pierwsze pochodnie. - Ruszamy? - zasugerowa� Silk wstaj�c z miejsca. Cicho wyprowadzili konie z jaskini i pokonawszy skalne osypisko, znale�li si� wreszcie na piasku. Tam przystan�li na chwil�, p�ki grupa dzier��cych pochodnie Murg�w nie przegalopowa�a kilkaset jard�w dalej. - Nie rozdzielajmy si� - upomnia� przyjaci� Silk, gdy wsiadali na konie. - Jak daleko do granicy pustkowia? - spyta� Barak, ze stekiem wskakuj�c na siod�o. - Dwa dni ostrej jazdy - odpar� Silk - albo, w naszym przypadku, dwie noce. Najprawdopodobniej, kiedy wzejdzie s�o�ce, b�dziemy musieli poszuka� sobie schronienia. Troch� jednak r�nimy si� od Murg�w. - Ruszajmy - uci�a dyskusj� Polgara. Pocz�tkowo jechali bardzo wolno, p�ki Taiba nie oswoi�a si� nieco z wierzchowcem, a Belgarath nie zademonstrowa�, �e mo�e utrzyma� si� w siodle, cho� wci�� jeszcze niezdolny jest porozumie� si� z kimkolwiek. W�wczas ruszyli cwa�em, kt�ry pozwala� pokona� du�e odleg�o�ci nie wyczerpuj�c koni. Natychmiast po przekroczeniu pierwszego pasma wzg�rz natrafili na spory oddzia� Murg�w. - Kto tam? - spyta� ostro Silk z charakterystycznym murgoskim akcentem. - Sk�d jeste�cie? - Z Rak Ctho