16925

Szczegóły
Tytuł 16925
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16925 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16925 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16925 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marc Levy A gdyby to by�a prawda� Prze�o�y�a Ewa Ciepli�ska 1 Lato 1996 W�a�nie zadzwoni� ma�y budzik, stoj�cy na nocnym stoliku z jasnego drewna. By�a pi�ta trzydzie�ci rano i ca�y pok�j wype�nia�o z�ociste �wiat�o, jakie pojawia si� tylko o �wicie w San Francisco. Dom pogr��ony by� we �nie. Suczka Kali spa�a wyci�gni�ta na du�ym dywanie, a Lauren - owini�ta ko�dr� - w przepastnym �o�u. Mieszkanie Lauren urzeka�o przytulno�ci�. Usytuowane na ostatnim pi�trze wiktoria�skiej kamienicy przy Green Street, sk�ada�o si� z salonu z aneksem kuchennym w stylu ameryka�skim, garderoby, du�ej sypialni i przestronnej �azienki z oknem. Pod�og� w pokojach stanowi� jasny parkiet o szerokich klepkach; w �azience pomalowano j� na bia�o i za pomoc� szablonu podzielono na czarne kwadraty. Na bia�ych �cianach wisia�y stare ryciny, barwione na spos�b chi�ski, wyszukane w ksi�garniach przy Union Street. Sufit ozdobiony by� drewnianym gzymsem, wyrze�bionym przez utalentowanego stolarza z pocz�tku wieku. Lauren pokry�a gzyms farb� w kolorze karmelu. Be�owe dywaniki, wyko�czone jutow� tasiemk�, wyznacza�y granice salonu, jadalni i k�cika z kominkiem. Stoj�ca przed nim obszerna, pokryta bawe�n� kanapa zach�ca�a do wygodnego odpoczynku. Na kilku porozrzucanych w artystycznym nie�adzie szafkach i stolikach sta�y pi�kne lampy z plisowanymi aba�urami. Ka�d� z nich w�a�cicielka mieszkania kupowa�a oddzielnie w ci�gu trzech ostatnich lat. Ta noc by�a zbyt kr�tka. Lauren, lekarz internista w Memorial Hospital w San Francisco, musia�a przed�u�y� sw�j zwyk�y dwudziestoczterogodzinny dy�ur, bo tu� przed jego zako�czeniem pojawi�y si� ofiary gro�nego po�aru. Pierwsze ambulanse przyby�y pod Izb� Przyj�� na dziesi�� minut przed ko�cem zmiany, wi�c Lauren, nie zwracaj�c uwagi na zdesperowane spojrzenia swojej ekipy, bezzw�ocznie zaj�a si� selekcjonowaniem rannych i wysy�aniem ich do odpowiednich sal zabiegowych. Z prawdziw� wirtuozeri� os�uchiwa�a przez kilka minut ka�dego pacjenta, przydziela�a mu etykietk�, kt�rej kolor oznacza� stopie� zagro�enia, stawia�a wst�pn� diagnoz�, zarz�dza�a przeprowadzenie niezb�dnych bada� i kierowa�a noszowych do w�a�ciwych gabinet�w zabiegowych. Klasyfikacja szesnastu ran- nych, przyby�ych do szpitala w ci�gu pi�tnastu minut po p�nocy, zako�czy�a si� dok�adnie o godzinie zero trzydzie�ci. Wezwani w trybie pilnym chirurdzy mogli kwadrans p�niej rozpocz�� pierwsze operacje. Zapowiada�a si� d�uga noc. Lauren asystowa�a doktorowi Fernsteinowi przy dw�ch kolejnych operacjach. Wysz�a dopiero po jego stanowczym poleceniu, kiedy zwr�ci� jej uwag�, �e zm�czenie os�abia kon- centracj�, co mo�e zaszkodzi� zdrowiu pacjent�w. W �rodku nocy usiad�a wi�c za kierownic� swego triumpha, opu�ci�a szpitalny parking i z du�� pr�dko�ci� pomkn�a do domu opustosza�ymi ulicami. �Jestem zbyt zm�czona i jad� za szybko" - powtarza�a sobie z minuty na minut�, walcz�c z ogarniaj�c� j� senno�ci�; jednak my�l, �e mog�aby zn�w trafi� na ostry dy�ur, tym razem jako ofiara zbyt szybkiej jazdy, pozwoli�a jej zachowa� przytomno�� umys�u. Pilotem otworzy�a drzwi gara�u i zaparkowa�a stare auto. Podziemnym korytarzem dosz�a do frontowych schod�w i, przeskakuj�c po dwa stopnie, wesz�a do mieszkania z uczuciem wielkiej ulgi. Wskaz�wki stoj�cego na kominku zegara wskazywa�y drug� trzydzie�ci. Lauren zrzuci�a ubranie na �rodku salonu. Zupe�nie naga podesz�a do barku, by przygotowa� sobie zio�a. W stoj�cych na eta�erce s�oikach by�o mn�stwo najrozmaitszych gatunk�w, jakby ka�da pora dnia mia�a w�asny zio�owy aromat. Postawi�a fili�ank� na nocnym stoliku, wsun�a si� pod ko�dr� i natychmiast zasn�a. Miniony dzie� by� jednak stanowczo za d�ugi, a maj�cy wkr�tce nadej�� wymaga� wczesnego wstania. Korzystaj�c z dw�ch wolnych dni, kt�re tym razem, zupe�nie wyj�tkowo, wypad�y w�a�nie w weekend, przyj�a zaproszenie przyjaci� mieszkaj�cych w Carmelu. Nawet je�li potworne zm�czenie usprawiedliwia�o d�ugie wylegiwanie si� w ��ku, to jednak nic nie mog�o op�ni� jej wyjazdu. Lauren uwielbia�a wsch�d s�o�ca na drodze wzd�u� wybrze�a Pacyfiku, tej, kt�ra ��czy San Francisco z zatok� Monterey. P�przytomna, szuka�a po omacku przycisku budzika, aby go wy��czy�. Zaci�ni�tymi w pi�stki d�o�mi przetar�a oczy i skierowa�a wzrok na le��c� na dywanie Kali. - Nie patrz na mnie w ten spos�b, nie nale�� ju� do tej planety. Na d�wi�k jej g�osu suka rado�nie okr��y�a ��ko i po�o�y�a �eb na brzuchu swej pani. �Opuszczam ci� na dwa dni, c�reczko. Moja mama przyjdzie po ciebie oko�o jedenastej. Posu� si�, zaraz wstan� i dam ci co� do jedzenia". Lauren rozprostowa�a nogi, ziewn�a, przeci�gn�a si� i wyskoczy�a z ��ka. Przeczesuj�c palcami w�osy, wesz�a za kuchenny blat, otworzy�a lod�wk�, ponownie ziewn�a, wyj�a mas�o, konfitury, tosty, puszk� dla psa, napocz�t� paczk� parme�skiej szynki, kawa�ek goudy, fili�ank� do kawy, dwa pojemniczki mleka, miseczk� z kompotem jab�kowym, dwa naturalne jogurty, p�atki zbo�owe i p� grejpfruta - druga polowa zosta�a na dolnej p�ce. Kali spogl�da�a na ni�, potrz�saj�c �bem, a� Lauren popatrzy�a na ni� gro�nie i wrzasn�a: - Jestem g�odna! I, jak zwykle, najpierw zacz�a przygotowywa� posi�ek dla swej pupilki w ci�kiej kamionkowej misce. Nast�pnie przygotowa�a w�asne �niadanie i z p�miskiem usiad�a przy biurku. Odwracaj�c lekko g�ow�, mog�a podziwia� st�d Saussalito i jego zbocza pokryte domami, most Golden Gate, niczym nawias spinaj�cy dwa brzegi zatoki, rybacki port w Tiburon, a tu� pod oknem dachy, jak stopnie schod�w schodz�ce do Mariny. Otworzy�a szerzej okno, miasto by�o zupe�nie ciche. Tylko smugi mg�y unosz�cej si� nad frachtowcami wyp�ywaj�cymi do Chin i krzyk mew odmierza�y czas wczesnego poranka. Znowu si� przeci�gn�a i z wilczym apetytem zabra�a si� do tego gargantuicznego �niadania. Poprzedniego dnia nie zjad�a kolacji, po prostu zabrak�o czasu. Trzykrotnie si�ga�a po kanapk�, ale przy ka�dej pr�bie d�wi�k pagera wzywa� j� w pilnej sprawie do pacjent�w. Kiedy pytano j� o zaw�d, zwykle odpowiada�a: �Zagoniona�. Po zjedzeniu znakomitej cz�ci porannej uczty wstawi�a naczynia do zlewu i posz�a do �azienki. Wsun�a palce mi�dzy drewniane listewki �aluzji, aby je otworzy�, zrzuci�a bia�� bawe�nian� koszul� i stan�a pod prysznicem. Silny strumie� letniej wody ca�kowicie j� roz- budzi�. Wysz�a spod prysznica i owin�a si� r�cznikiem wok� bioder. Stan�wszy przed lustrem z obna�onymi piersiami i nogami, zrobi�a zabawny grymas i zdecydowa�a si� na delikatny makija�; w�o�y�a d�insy oraz koszulk� polo; po chwili zdj�a spodnie, w�o�y�a sp�dnic�, zdj�a j� i wr�ci�a do d�ins�w. Wyj�a z szafy workowat� p��cienn� torb�, wrzuci�a do niej par� ubra�, kosmetyczk� i stwierdzi�a, �e jest gotowa do drogi. Ogarn�a wzrokiem wszechobecny ba�agan: ubrania na pod�odze, porozrzucane serwetki, zlew pe�en brudnych naczy� i niepos�ane ��ko. Przybra�a stanowczy wyraz twarzy i oznajmi�a g�o�no, zwracaj�c si� do wszystkich tych rzeczy: - Ani mru-mru, nie gdera�! Jutro wr�c� wcze�niej i zrobi� z wami porz�dek na ca�y tydzie�! Potem si�gn�a po o��wek, kartk� papieru i napisa�a kr�tki li�cik, po czym umocowa�a go na drzwiach lod�wki wielkim magnesem w kszta�cie �aby. Mamo! Dzi�kuj� za opiek� nad psem. Absolutnie niczego nie sprz�taj, zajm� si� wszystkim po powrocie. Przyjad� do Ciebie po Kali w niedziel�, oko�o pi�tej po po�udniu. Kocham Ci�. Twoja ulubiona lekarka W�o�y�a p�aszcz, czule pog�aska�a �eb suczki, poca�owa�a j� w czo�o i zatrzasn�a za sob� drzwi od mieszkania. Zesz�a frontowymi schodami, wewn�trznymi drzwiami dotar�a do gara�u i wskoczy�a do swojego starego kabrioletu. - Jad�, w ko�cu naprawd� jad�! Nie mog� w to uwierzy�, to prawdziwy cud! �eby� tylko chcia� zapali� za pierwszym razem! No, zabaw si� i ty, przecie� mo�esz tylko raz zakas�a�, bo dolej� ci syropu do silnika, a potem oddam ci� na z�om i zast�pi� nowiute�kim samochodem, ca�ym elektronicznym, bez rozrusznika i bez �adnych humork�w przy lada ch�odzie. Zrozumia�e�? No to ruszaj! Trzeba przyzna�, �e wys�u�ony �Anglik� wzi�� sobie do serca gro�by swojej pani, bo zapali� od pierwszego przekr�cenia kluczyka w stacyjce. Zapowiada� si� naprawd� pi�kny dzie�. 2 Lauren ruszy�a powolutku, by nie obudzi� s�siad�w. Green Street jest pe�n� uroku ulic�, ocienion� drzewami i domami. Wszyscy si� tu znaj�, jak w ma�ym miasteczku. Na sz�stym skrzy�owaniu przed Van Ness, jedn� z tych szerokich arterii przecinaj�cych miasto, w��czy�a wy�szy bieg. Blade �wiat�o, z minuty na minut� zmieniaj�ce sw� barw�, odkrywa�o kolejne wspania�e perspektywy miasta. Samoch�d mkn�� szybko po pustych jeszcze ulicach. Lauren syci�a si� do upojenia pi�knem poranka. Strome ulice San Francisco naprawd� mog� przyprawi� o zawr�t g�owy. Ostry zakr�t w Sutter Street. Pisk opon i miarowy stukot kierunkowskazu. Stromy zjazd w kierunku Union Square; jest sz�sta trzydzie�ci, muzyka z w��czonej p�yty og�usza, Lauren jest szcz�liwa, ju� od bardzo dawna nie czu�a si� tak dobrze. Do diab�a ze stresem, szpitalem, obowi�zkami! Zaczyna si� weekend przeznaczony tylko dla niej, nie ma wi�c ani chwili do stracenia. Na Union Square panuje spok�j. Ale za par� godzin na chodniki wyp�ynie g�sta lawa turyst�w i mieszka�c�w, robi�cych zakupy w sklepach wok� placu. B�d� kursowa� cable-cars , �wiat�o rozja�ni witryny, przed wjazdem na centralny parking pod parkiem ustawi si� d�uga kolejka samochod�w, a w ogrodzie zespo�y muzyczne rozmieni� swoje piosenki na centy i dolary. Na razie jest cicho; na t�tni�ce �yciem miasto trzeba jeszcze zaczeka�. Wystawy sklepowe s� ciemne, a na �awkach �pi� kloszardzi. Stra�nik parkingu drzemie w swojej budce. Triumph po�yka asfalt zgodnie z rytmem skrzyni bieg�w. Widz�c zielone �wiat�a, Lauren wrzuca dw�jk�, aby lepiej wej�� w zakr�t w Polk Street, jedn� z czterech ulic wok� placu. Oszo�omiona, z rozwianym szalem na g�owie, ostro skr�ca przed ogromn� fasad� budynku Masy'sa. Samoch�d idealnie bierze zakr�t, opony lekko piszcz� i nagle rozlega si� dziwny d�wi�k, co� zaczyna stukota�, wszystko dzieje si� bardzo szybko, klekotanie miesza si� z innymi odg�osami, jakby si� ze sob� k��ci�y. Gwa�towny trzask! Czas na chwil� stan�� w miejscu. Ju� nie ma �adnego porozumienia mi�dzy ko�ami a kierunkiem jazdy, ��czno�� zosta�a przerwana. Samoch�d wpada w po�lizg na mokrej jeszcze nawierzchni i zje�d�a z jezdni. Grymas wykrzywia twarz Lauren. Jej d�onie �ciskaj� kurczowo bezwoln� kierownic�, pozwalaj�c� ko�om kr�ci� si� bez ko�ca jak w pr�ni, przekre�laj�c� wszelkie plany na budz�cy si� w�a�nie dzie�. Triumph wci�� si� �lizga, czas zdaje si� wyd�u�a� niczym w przeci�g�ym ziewni�ciu. Lauren ma wra- �enie, �e jej g�owa wiruje w zawrotnym tempie, ale to domy i drzewa kr�c� si� wok� niej. Samoch�d zachowuje si� jak b�czek dla dzieci. Nagle opony z ca�� si�� uderzaj� w kraw�- nik, klapa silnika otwiera si�, a prz�d auta unosi si� ku g�rze i uderza w hydrant. Ostatnim wysi�kiem triumph obraca si� wok� w�asnej osi, wyrzuca kierowc� na zewn�trz, zupe�nie jakby znajduj�ce si� we wn�trzu cia�o by�o dla niego za ci�kie, by wykona� ten upiorny piruet, neguj�cy wszelkie prawa grawitacji. Lauren, wyrzucona w powietrze, opada i l�duje na ziemi, uderzaj�c w fasad� du�ego sklepu. Ogromna szyba wystawowa rozpryskuje si� z hukiem na tysi�ce od�amk�w. Pokryte szklan� narzut� cia�o m�odej kobiety obraca si� na chodniku jeszcze przez chwil�, a potem nieruchomieje. Lauren le�y z rozrzuconymi w nie�adzie w�osami, podczas gdy wiekowe auto ko�czy swoj� ostatni� jazd� i ca�� karier�, stoj�c cz�ciowo na jezdni, cz�ciowo na chodniku, ko�ami do g�ry. Z jego wn�trzno�ci wydobywa si� ob�oczek pary, stary �Anglik� wydaje z siebie ostatnie tchnienie, jakby pozwoli� sobie na ostatni kaprys. Lauren nie porusza si�. Le�y spokojna. Twarz ma g�adk�, oddycha powoli i regularnie. Na wp�otwartych ustach b��ka si� lekki u�miech, ma zamkni�te oczy i wydaje si� pogr��ona we �nie. Jej d�ugie w�osy okalaj� twarz, a prawa r�ka spoczywa na brzuchu. Stra�nik na parkingu przeciera oczy, widzia� wszystko �jak w kinie�, ale �tym razem to by�a prawda� - powie znacznie p�niej. Wstaje, wybiega na ulic�, zaraz jednak zawraca. Dr��c� r�k� podnosi s�uchawk� telefonu i wykr�ca 911. Wzywa pomocy i karetka natychmiast wyrusza w drog�. Sto��wka w San Francisco Hospital to du�e pomieszczenie o wy�o�onej bia�� terakot� pod�odze i na ��to pomalowanych �cianach. Znajduje si� tu mn�stwo prostok�tnych sto��w, ustawionych wzd�u� g��wnego przej�cia, kt�re prowadzi od drzwi a� do dystrybutor�w z jedzeniem i napojami. Doktor Philip Stern drzema�, le��c na jednym ze sto��w, w d�oni wci�� trzyma� fili�ank� z resztk� zimnej kawy. Nieco dalej jego kolega kiwa� si� na krze�le i niewidz�cym wzrokiem wpatrywa� w przestrze�. W kieszeni lekarskiego kitla zabrz�cza� pager. Stern otworzy� jedno oko i spojrza� na zegarek: jego dy�ur ko�czy� si� dok�adnie za pi�tna�cie minut. �Co� podobnego! �e te� na mnie musia�o trafi�! Frank, po��cz si� z central�!� Frank zdj�� s�uchawk� z wisz�cego obok na �cianie telefonu, wys�ucha� informacji, roz��czy� si� i zwr�ci� do Sterna: �Wstawaj, stary, wzywaj� nas. Union Square, kod numer trzy, chyba to co� powa�nego...� Obaj pracuj�cy w EMS lekarze podnie�li si� i ruszyli w kierunku parkingu, gdzie czeka�a ju� na nich karetka, gotowa do odjazdu, z migocz�cym na dachu kogutem. Dwa kr�tkie d�wi�ki syreny zaanonsowa�y wyjazd zespo�u 02. By�a za kwadrans si�dma, ruch na Market Street jeszcze si� nie zacz�� i ambulans mkn�� szybko w s�onecznym blasku poranka. - Niech to szlag, w dodatku zapowiada si� cudny dzie�! - Musisz tak zrz�dzi�? - Musz�, bo konam ze zm�czenia. A w dodatku prze�pi� ca�y dzie� i nie skorzystam z tak pi�knej pogody. - Skr�caj w lewo, pojedziemy na skr�ty, pod pr�d. Frank wykona� polecenie i karetka wjecha�a w Polk Street w kierunku Union Square. �Dodaj gazu, ju� ich widz�. Kiedy ambulans dotar� do placu, zobaczyli najpierw wrak starego triumpha zaczepionego o hydrant. Frank wy��czy� syren�. - Kurcz�, ale mu si� trafi�o - zauwa�y� Stern, wyskakuj�c z wozu. Dwaj policjanci byli ju� na miejscu, jeden z nich poprowadzi� Philipa do rozbitej wystawy. - Gdzie kierowca? - zapyta� lekarz. - Tam, przed panem. To kobieta, jest lekarzem, zdaje si�, �e pracuje w pogotowiu. Mo�e j� pan zna? Stern kl�cza� ju� obok cia�a Lauren i wrzeszcza� na koleg�, aby si� pospieszy�. No�yczkami rozci�� spodnie i bluzk� le��cej. Na lewej nodze wida� by�o wyra�n� deformacj�, otoczon� rozleg�ym krwiakiem. Wszystko wskazywa�o na z�amanie. Reszta cia�a wydawa�a si� nietkni�ta. - Przygotuj kropl�wk� i elektrokardiograf. Wyczuwam nitkowate t�tno, brak ci�nienia, puls czterdzie�ci osiem, rana na g�owie, z�amanie prawej ko�ci udowej z wewn�trznym krwotokiem. Dawaj szyny. Znamy j�? Jest od nas? - Ju� j� chyba kiedy� widzia�em, jest internistk� w Izbie Przyj��, pracuje z Fernsteinem. Jedyna, kt�ra mu staje okoniem. Philip nie zareagowa� na t� ostatni� uwag�. Frank sprawnie umie�ci� siedem elektrod na klatce piersiowej m�odej kobiety, kolorowym przewodem po��czy� je z przeno�nym elektrokardiografem i w��czy� aparat. Ekran natychmiast rozb�ysn��. - Co si� dzieje? - spyta� Frank koleg�. - Niedobrze, tracimy j�. Ci�nienie osiem na sze��, puls sto czterdzie�ci, wargi sine. Bior� rurk� intubacyjn�, si�demk�. Trzeba intubowa�. Doktor Stern umie�ci� kateter we w�a�ciwym miejscu, a pojemnik z sol� fizjologiczn� poda� jednemu z policjant�w. - Niech pan to trzyma w g�rze, musz� mie� wolne r�ce. Odwr�ci� si� do kolegi i poleci� mu wstrzykn�� pi�� miligram�w adrenaliny do kropl�wki, sto dwadzie�cia pi�� miligram�w solu-medrolu i natychmiast przygotowa� defibrylator. W tej samej chwili temperatura cia�a Lauren zacz�a gwa�townie spada�, a wykres elektrokardiogramu sta� si� nieregularny. W dole zielonego ekranu ma�e czerwone serce pulsowa�o nier�wno. S�ycha� by�o kr�tkie, powtarzaj�ce si� buczenie -d�wi�k sygnalizuj�cy gro�b� migotania kom�r. - No, male�ka, trzymaj si�! Musi mie� straszny krwotok wewn�trzny. A co z brzuchem? - Mi�kki. Krwawi pewnie udo. Gotowy do intubacji? Nie min�a nawet minuta, a Lauren mia�a ju� rurk� w krtani. Pod��czono j� do respiratora. Stern zapyta� o bilans danych. Frank odpowiedzia�, �e oddech sta� si� regularny, a ci�nienie spad�o do pi�ciu. Nie zd��y� doko�czy� zdania: kr�tki, przenikliwy pisk aparatu przerwa� mu w p� s�owa. - Jest migotanie, daj trzysta d�uli! Philip potar� o siebie obie elektrody. - W porz�dku, mo�esz rusza�! - zawo�a� Frank. - Odsun�� si�, w��czaj! Pod wp�ywem impulsu cia�o unios�o si� gwa�townie, wygi�o w �uk, a potem opad�o. - Za ma�o! - Daj trzysta sze��dziesi�t, zaczynamy od nowa! - Trzysta sze��dziesi�t, chyba to pomo�e. - Odsun�� si�! Cia�o zn�w si� unios�o i opad�o, bezw�adne. - Daj pi�� miligram�w adrenaliny i znowu trzysta sze��dziesi�t. Odsun�� si�! Kolejny impuls, cia�o podskoczy�o. - Ci�gle nic! Tracimy j�. Wstrzyknij ampu�k� lidokainy do kropl�wki. Dobra, odsun�� si�! Cia�o wypr�y�o si�. - Wstrzykn� pi��set miligram�w bretylium, a ty �aduj trzysta osiemdziesi�t. Szybko! Po nast�pnym wstrz�sie cia�o Lauren zn�w si� unios�o. Jej serce zdawa�o si� reagowa� na wstrzykni�te �rodki i zacz�o bi� sta�ym rytmem, ale trwa�o to zaledwie chwil�. Gwizd, kt�ry usta� na kilka sekund, rozleg� si� ze zdwojon� si��... �Zatrzymanie akcji serca" - stwierdzi� Frank. Philip natychmiast przyst�pi� do masa�u serca z jak�� niezwyk�� zaciek�o�ci�. Staraj�c si� utrzyma� j� za wszelk� cen� przy �yciu, b�aga�: �Nie b�d� g�upia, jest taka pi�kna pogoda, wracaj, nie r�b nam tego�. Nast�pnie kaza� koledze ponownie w��czy� aparatur�. Frank pr�bowa� go uspokoi�: �Philip, to nic nie da�. Ale Stern nie dawa� za wygran� i wrzasn��, aby czym pr�dzej uruchomi� defibrylator. Frank us�ucha�. Po raz kolejny kazano wszystkim si� odsun��. Cia�o dziewczyny podskoczy�o, ale zapis elektrokardiogramu pozosta� p�aski. Philip zn�w rozpocz�� masa� serca, na czo�o wyst�pi�y mu kropelki potu. Zm�czenie pot�gowa�o desperacj� m�odego lekarza, czu� si� bezradny. Kolega zdawa� sobie spraw�, �e Stern straci� poczucie rzeczywisto�ci. Powinien by� przerwa� reanimacj� ju� kilka minut wcze�niej, w momencie zgonu, tymczasem nadal kontynuowa� masa�. - Podaj jeszcze p� miligrama adrenaliny i prze��cz na czterysta. - Philip, przesta�, to nie ma sensu, ona nie �yje. Co ty wyprawiasz?! - Stul pysk i r�b, co ci ka��! Policjant ze zdziwieniem spojrza� na kl�cz�cego obok Lauren lekarza, ale ten nie zwr�ci� na to uwagi. Frank wzruszy� ramionami, wstrzykn�� now� doz� leku do kropl�wki i na�adowa� defibrylator. Kiedy na aparacie by�o czterysta, Stern nie poprosi� nawet, �eby si� odsun��, i przy�o�y� elektrody. Wskutek gwa�townego wstrz�su cia�o unios�o w g�r� klatk� piersiow�. Zapis pozosta� jednak beznadziejnie p�aski. Ale lekarz nawet na niego nie spojrza�, ju� wiedzia�, jaki b�dzie efekt, zanim podj�� ostateczn� pr�b�. Uderzy� pi�ci� w pier� Lauren. - Cholera, cholera! Frank obj�� go mocno ramionami i potrz�sn��. - Uspok�j si�, Philip, tracisz g�ow�. Przesta�! Masz stwierdzi� zgon i wynosimy si� st�d. Pu�ci�y ci nerwy, musisz odpocz��. Philip by� zlany potem, mia� nieprzytomne oczy. Frank podni�s� g�os, uj�� w d�onie g�ow� przyjaciela i zmusi� go do spojrzenia prosto w oczy. Jeszcze raz nakaza� mu spok�j, a poniewa� nie by�o �adnej reakcji, wymierzy� siarczysty policzek. Uderzenie odnios�o skutek, do Sterna zacz�� dociera� g�os przemawiaj�cego �agodnie kolegi: �Wracamy, bracie, musisz doj�� do siebie�. Frank, wyczerpany, ostatkiem si� podni�s� si� z ziemi i odszed�, rzucaj�c dooko�a bezradne spojrzenie. Znieruchomiali niczym s�upy soli policjanci ze zdumieniem przypatrywali si� obu lekarzom. Frank, id�c, ogl�da� si� co chwila za siebie; sprawia� wra�enie zdesperowanego. Philip wci�� kl�cza�, zwini�ty w k��bek. W ko�cu powoli uni�s� g�ow� i oznajmi� zachryp- ni�tym g�osem: �Zgon. Jest si�dma dziesi��. Spojrza� na os�upia�ego policjanta, wci�� trzymaj�cego w r�ku kropl�wk�. �Zabierzcie j�, to koniec. Nie mo�emy ju� nic wi�cej dla niej zrobi�. Wsta�, podszed� do kolegi, wzi�� go pod rami� i poci�gn�� w stron� karetki. Funkcjonariusze odprowadzili wzrokiem wsiadaj�cych do karetki lekarzy. Jakie� dziwne te doktorki! -zauwa�y� jeden z nich. Drugi spojrza� na niego powa�nie. - Widzia�e� ju� kiedy�, jak ginie policjant? - Nie. - No to nie mo�esz zrozumie� tego, co prze�yli. Chod�, pomo�esz mi. Trzeba j� delikatnie po�o�y� na noszach i zanie�� do wozu. Karetka znikn�a ju� za zakr�tem. Funkcjonariusze zabrali z chodnika bezw�adne cia�o Lauren, po�o�yli na noszach i przykryte kocem wnie�li do radiowozu. Kilku zap�nionych gapi�w rozchodzi�o si� powoli; przedstawienie w�a�nie si� sko�czy�o. W ambulansie panowa�a kompletna cisza. Frank pierwszy przerwa� milczenie: - Philip, co z tob�? - Ona nie ma jeszcze trzydziestki, to lekarka, w dodatku pi�kna jak marzenie. Mo�na umrze� z zachwytu. - Ale ona umar�a! Czy to co� zmienia, �e jest pi�kn� lekark�? Mog�a by� paskudna i pracowa� w supermarkecie. To przeznaczenie, nie mo�na nic na to poradzi�, wida� wybi�a jej godzina. Zaraz wr�cimy, p�jdziesz si� po�o�y� i spr�bujesz wzi�� si� w gar��. Dwie przecznice za nimi radiow�z mija� skrzy�owanie, kiedy zajecha�a mu drog� taks�wka. Rozw�cieczony policjant gwa�townie zahamowa� i w��czy� syren�; skruszony kierowca �Limo Service� natychmiast si� zatrzyma� i grzecznie przeprosi� za nieuwag�. Cia�o Lauren zsun�o si� z noszy na pod�og�. Funkcjonariusze otworzyli tylne drzwi, m�odszy z nich wzi�� dziewczyn� za nogi, starszy za ramiona. Jego twarz znieruchomia�a, kiedy ujrza� poruszaj�c� si� klatk� piersiow�. - Ona oddycha! - Co takiego? - M�wi� ci, �e ona oddycha, wskakuj za kierownic� i p�d� do szpitala! - Co� podobnego! Mia�em racj�, co� mi nie gra�o z tymi konowa�ami! - Zamknij si� i jed�. Nic z tego nie rozumiem, ale ci dwaj jeszcze mnie popami�taj�! Radiow�z z ogromn� pr�dko�ci� wyprzedzi� karetk�. Siedz�cy w niej lekarze spojrzeli na siebie zaskoczonym wzrokiem. To byli �ich gliniarze�. Philip chcia� w��czy� syren� i pop�dzi� za nimi, ale Frank stanowczo zaprotestowa�. Na dzisiaj mia� serdecznie dosy�. - Dlaczego oni tak gnaj�? - A sk�d mog� wiedzie�? - odpowiedzia� Frank. - I wcale nie jestem pewien, czy to byli oni. Wszyscy gliniarze s� do siebie podobni. Dziesi�� minut p�niej ambulans zaparkowa� przed szpitalem obok radiowozu z otwartymi drzwiami. Philip wysiad� z karetki i poszed� w stron� recepcji. Przy�pieszy� kroku. Nawet nie pozdrowi� dy�uruj�cej piel�gniarki; od razu przyst�pi� do rzeczy: - W kt�rej jest sali? - Ale kto, doktorze Stern? - Ta m�oda kobieta, kt�r� w�a�nie przywie�li - Jest w bloku trzecim, zaj�� si� ni� Fernstein. Zdaje si�, �e nale�a�a do jego zespo�u. W tym momencie starszy z policjant�w poklepa� go po ramieniu. - I czego was ucz�, panowie doktorzy? - Przepraszam, nie rozumiem. M�g� sobie przeprasza�, to nie wystarcza�o. Jak m�g� stwierdzi� zgon kobiety, kt�ra zacz�a oddycha� w radiowozie? �Zdaje pan sobie spraw�, �e gdyby nie ja, wsadziliby j� �yw� do lod�wki?� Ju� on nie pu�ci tego p�azem. W tej samej chwili podszed� do nich profesor Fernstein, nie zwraca� najmniejszej uwagi na policjanta i skierowa� si� bezpo�rednio do m�odego lekarza: �Doktorze Stern, ile ��cznie adrenaliny zaaplikowa� pan rannej?� �Dziesi�� i p� miligrama� - odpowiedzia� Philip. Profesor porz�dnie go zbeszta�. Doda�, �e takie post�powanie �wiadczy o braku r�wnowagi emocjonalnej. Nast�pnie zwr�ci� si� do policjanta i oznajmi�, �e zanim doktor Stern stwierdzi� zgon, Lauren nie �y�a ju� od jakiego� czasu. O�wiadczy�, �e nie ulega w�tpliwo�ci, i� ekipa lekarska pope�ni�a b��d, zbyt d�ugo zajmuj�c si� reanimacj� i trwoni�c bez potrzeby pieni�dze podatnik�w. Aby raz na zawsze zamkn�� dyskusj�, wyja�ni�, �e wstrzykni�ty p�yn zgromadzi� si� wok� osierdzia. �Kiedy samoch�d gwa�townie zahamowa�, p�yn przedosta� si� do serca. Nast�pi�a normalna reakcja chemiczna, dlatego zacz�o bi�. Niestety, �mier� m�zgu by�a nieodwracalna. Co si� tyczy serca, zatrzyma si� ono, jak tylko p�yn si� rozpu�ci. �Mo�e nawet teraz, kiedy tu z panem rozmawiam�. Zasugerowa�, �e b�d�c na miejscu policjanta, przeprosi�by doktora Sterna za zbyt ostr� reakcj�, a lekarza poprosi�, by ten, przed wyj�ciem, zjawi� si� u niego w gabinecie. Policjant spojrza� na Philipa i mrukn�� pod nosem: �Widz�, �e nie tylko policja ma monopol na zawodow� solidarno��. Wcale nie �ycz� panu mi�ego dnia�. Odwr�ci� si� na pi�cie i wyszed� ze szpitala. Kiedy wahad�owe drzwi wej�ciowe przesta�y si� rusza�, rozleg� si� warkot zapalanego silnika. Stern sta� nieruchomo, z r�kami opartymi o kontuar recepcji i zmru�onymi oczami patrzy� na piel�gniark�. �Co si� tu tak naprawd� dzieje?" Lecz ona tylko wzruszy�a ramio- nami i przypomnia�a, �e Fernstein z pewno�ci� ju� na niego czeka. Zapuka� do uchylonych drzwi szefa Lauren. Wszechw�adny mandaryn zaprosi� go do �rodka. Sta� za biurkiem, ty�em do wchodz�cego, i wygl�da� przez okno. Najwyra�niej czeka�, aby to Stern rozpocz�� rozmow�. Tak te� si� sta�o. Philip przyzna�, �e nie do ko�ca zrozumia� skierowane do policjanta wyja�nienia. Fernstein przerwa� mu beznami�tnym tonem: - Niech pan mnie uwa�nie wys�ucha, Stern. To, co powiedzia�em temu oficerowi, by�o jedynym wyt�umaczeniem, jakie m�g� poj��. W ten spos�b odwiod�em go od zamiaru z�o- �enia na pana raportu, bo to zapewne zniszczy�oby pa�sk� karier�. Jest pan przecie� do�wiadczonym lekarzem, a post�powa� jak sztubak. W naszym zawodzie trzeba umie� po- godzi� si� ze �mierci�. Nie jeste�my bogami i nie mamy wp�ywu na przeznaczenie. Ta m�oda kobieta zmar�a tu� po waszym przybyciu, a pa�ski up�r m�g� pana drogo kosztowa�. - Ale jak mo�e pan wyja�ni�, �e znowu zacz�a oddycha�? - Nie mam zamiaru tego wyja�nia�, to nie nale�y do moich obowi�zk�w. Zreszt� nie wiemy wszystkiego. Ona umar�a, doktorze Stern. Odesz�a, czy to si� panu podoba, czy nie. Nic mnie nie obchodzi, �e jej p�uca si� poruszaj�, a serce si� jeszcze telepie. Encefalogram jest p�aski! �mier� m�zgu jest nieodwracalna. Zaczekamy, a� przestan� dzia�a� inne organy, i ode�lemy j� do kostnicy. Kropka. - Przecie� nie mo�e pan tego zrobi� wobec ty�u widocznych oznak! Fernstein wyrazi� swoj� dezaprobat� niecierpliwym ruchem g�owy i podniesionym g�osem. Stern nie b�dzie mu tu udziela� �adnych lekcji. Czy zdaje sobie ponadto spraw�, ile kosztuje jeden dzie� reanimacji? A mo�e szpital ma blokowa� ��ko tylko po to, by utrzymywa� przy sztucznym �yciu tak� �ro�lin�? Stern powinien wreszcie wydoro�le�. On, Fernstein, nie odwa�y si� skazywa� rodzin takich os�b na sp�dzanie tygodni i miesi�cy przy ��ku bezw�adnego, pozbawionego inteligencji cia�a, ��yj�cego� wy��cznie dzi�ki maszynom. Nie chce by� odpowiedzialny za podobne decyzje tylko po to, by zaspokoi� lekarskie ego. Kaza� Sternowi wzi�� prysznic i znikn�� z pola widzenia. Ale m�ody lekarz sta� jak wro�ni�ty w ziemi� i wynajdowa� kolejne argumenty. Kiedy stwierdzi� zgon, serce i p�uca pa- cjentki nie pracowa�y ju� od jakich� dziesi�ciu minut, to prawda. Tak, walczy� dalej z jak�� niezrozumia�� determinacj�, ale po raz pierwszy w swojej karierze zawodowej wyra�nie czu�, �e ta kobieta za nic nie chce umiera�. Opisywa�, jak w p�otwartych oczach Lauren widzia� nie tylko ch�� walki za wszelk� cen�, ale i niezgod� na �mier�. Walczy� wi�c razem z ni�, nie my�l�c o obowi�zuj�cych normach, a dziesi�� minut p�niej, wbrew wszelkiej logice, wbrew temu, czego si� dot�d nauczy�, serce zn�w zacz�o bi�, p�uca chwyta�y powietrze, powraca�o �ycie. �Ma pan racj� - powiedzia� - jeste�my tylko lekarzami i nie wiemy wszystkiego. Ona tak�e jest lekarzem�. B�aga� Fernsteina, aby da� jej ostatni� szans�. Znano przecie� przypadki �pi�czki, z kt�rej pacjent budzi� si� nagle do �ycia, cho� nikt nie wiedzia�, jak to si� sta�o. A ta m�oda kobieta zrobi�a co�, czego nie zrobi� nikt przed ni�, do diab�a wi�c z kosztami. �Niech pan nie pozwala jej umrze�, ona tego nie chce, da�a nam to do zrozumienia�. Profesor odezwa� si� po d�ugiej chwili milczenia. - Doktorze Stern, Lauren by�a jedn� z moich studentek. Mia�a prawdziwy talent, cho� wredny charakter. Szanowa�em j� i wi�za�em du�e nadzieje z jej karier�, ale my�l� tak�e o pa�skiej, wi�c rozmow� t� uwa�am za sko�czon��. Stern wyszed� z gabinetu, nie zamkn�wszy za sob� drzwi. W korytarzu czeka� na niego Frank. - A ty co tu robisz? - Philip, co ci przysz�o do g�owy? Wiesz, z kim rozmawia�e� tym tonem? - I co z tego? - Facet, do kt�rego m�wi�e�, jest profesorem tej m�odej, zna� j� i widywa� codziennie od pi�tnastu miesi�cy. Ocali� ju� tyle istnie� ludzkich, ile ty nie zdo�asz przez ca�� reszt� �ycia. Naucz si� w ko�cu panowa� nad sob�, bo czasem naprawd� ci odbija. - Odchrza� si�, Frank. Na dzisiaj mam do�� s�uchania mora��w. 3 Doktor Fernstein zamkn�� drzwi swojego gabinetu, podni�s� s�uchawk� telefonu, zawaha� si� przez moment, podszed� do okna, a potem gwa�townym ruchem chwyci� za s�uchawk�. Za��da� po��czenia z blokiem operacyjnym. Natychmiast po drugiej stronie linii rozleg� si� czyj� g�os. - Tu Fernstein, prosz� przygotowa� sal�, operujemy za dziesi�� minut. Zaraz prze�l� kart�. Delikatnie po�o�y� s�uchawk� na wide�ki, pokiwa� g�ow� i wyszed� z gabinetu. W drzwiach wpad� prosto na profesora Williamsa. - Co s�ycha�? - spyta� ten ostatni. - Zapraszam ci� na kaw�. - Nie mog�. - A co robisz? - G�upot�. Przygotowuj� si� w�a�nie do pope�nienia piramidalnej g�upoty. Musz� ju� znika�. Zadzwoni� do ciebie p�niej. Fernstein wszed� na blok operacyjny w zielonym, przewi�zanym w pasie kitlu. Piel�gniarka naci�gn�a mu na d�onie sterylne r�kawiczki. W ogromnej sali zesp� lekarzy otacza� cia�o Lauren. Za jej g�ow� monitor migotaniem wskazywa� rytm oddechu i bicie serca. - Co z ni�? - spyta� Fernstein anestezjologa. - Stan stabilny. Wprost niewiarygodnie stabilny. Sze��dziesi�t pi�� i dwana�cie na osiem. Ju� �pi. Gazometria w normie. Mo�e pan zaczyna�. - Tak, ju� �pi... Skalpel naci�� udo na ca�ej d�ugo�ci z�amania. Kiedy profesor zacz�� rozsuwa� mi�nie, nieoczekiwanie przem�wi� do ca�ego zespo�u. Nazywaj�c ich �swoimi drogimi kolegami�, wyja�ni�, �e maj� oto okazj� zobaczy�, jak profesor chirurgii z dwudziestoletnim sta�em przeprowadza banaln� operacj�, godn� studenta pi�tego roku: z�o�enia z�amanej ko�ci udowej. - A wiecie chocia�, dlaczego w�a�nie ja to robi�? Bo nawet student pi�tego nie zgodzi�by si� na operacj� osoby, kt�rej m�zg nie �yje od ponad dw�ch godzin. Poprosi�, by nie zadawano mu �adnych pyta�. Operacja nie potrwa d�ugo, a on dzi�kuje wszystkim za w��czenie si� do tej �gry�. Lauren by�a jego studentk� i wszyscy zgromadzeni w tej sali powinni zrozumie� jego poczynania. Wszed� radiolog i poda� profesorowi wyniki tomografii. Na zdj�ciach wida� by�o krwiak p�ata potylicznego. Postanowiono wykona� punkcj� odci��aj�c� m�zg. Z ty�u czaszki wywiercono otw�r, w�o�ono we� cienk� ig��, kt�ra przebi�a si� przez opony. Ka�dy jej ruch kontrolowano na monitorze. W ten spos�b chirurg dotar� a� do krwiaka. Wydawa�o si�, �e m�zg nie zosta� naruszony. Przez sond� wyciek�a cienka stru�ka krwistego p�ynu. Niemal jednocze�nie spad�o ci�nienie �r�dczaszkowe. Anestezjolog zwi�kszy� strumie� tlenu do m�zgu przez znajduj�c� si� w tchawicy rurk�. Uwolnionym od nadmiernego ci�nienia kom�rkom przywr�cono normalny metabolizm, zacz�y si� stopniowo pozbywa� nagromadzonych toksyn. Z minuty na minut� atmosfera na sali ros�a. Zesp� stopniowo zapomina�, �e operuje si� istot� ludzk� klinicznie martw�. To by�a gra o du�� stawk�, ruchy r�k sta�y si� precyzyjne i profesjonalne. Wykonano prze�wietlenie klatki piersiowej, z�o�ono po�amane �ebra i nak�uto op�ucn�. Ca�� operacj� prowadzono metodycznie i z wielk� dok�adno�ci�. Pi�� godzin p�niej doktor Fernstein �ci�gn�� z trzaskiem gumowe r�kawiczki. Poprosi�, by pozostali lekarze zszyli rany i przewie�li pacjentk� do sali pooperacyjnej. Po wybudzeniu z narkozy pacjentk� nale�a�o natychmiast od��czy� od respiratora. Jeszcze raz podzi�kowa� zespo�owi za wsp�prac� i obiecan� dyskrecj�. Zanim definitywnie opu�ci� sal�, poprosi� jedn� z piel�gniarek, Betty, aby go zawiadomi�a, jak tylko od��czy respirator. Min�� blok operacyjny i szybkim krokiem uda� si� w kierunku wind. Mijaj�c recepcj�, spyta� dy�urn�, czy doktor Stern przypadkiem jest jeszcze na terenie szpitala. Piel�gniarka zaprzeczy�a; m�ody lekarz wyszed�, wyra�nie przygn�biony. Profesor podzi�kowa� za informacj� i doda�, �e b�dzie w swoim biurze, gdyby kto� o niego pyta�. Cia�o Lauren opu�ci�o blok operacyjny i zosta�o przewiezione do sali pooperacyjnej. Betty w��czy�a aparatur� monitoruj�c� prac� serca, encefalograf i respirator. Sprawia�o to wra�enie, �e na ��ku le�y kosmonautka. Piel�gniarka pobra�a krew i opu�ci�a sal�. Pacjentka spa�a spokojnie, jej powieki zdawa�y si� kre�li� kontury �wiata snu, koj�cego i g��bokiego. Po up�ywie p� godziny Betty zatelefonowa�a do Fernsteina. Powiedzia�a, �e Lauren ju� nie jest pod wp�ywem narkozy. Zapyta� o stan pacjentki. Odrzek�a, �e jest stabilny, jak si� tego spodziewa�. Nalega�a, by jeszcze raz potwierdzi� swoje polecenie. - Od��czy pani respirator. Zaraz tam przyjd�. Od�o�y� s�uchawk�. Betty wesz�a do sali i od��czy�a rurk� od aparatury, pozostawiaj�c swojej podopiecznej podj�cie pr�by samodzielnego oddychania. Par� chwil p�niej wyci�g- n�a rurk� z tchawicy. Odsun�a do ty�u kosmyk w�os�w z czo�a Lauren, popatrzy�a na ni� ze wzruszeniem i wysz�a, gasz�c za sob� �wiat�o. Mrok pokoju rozja�nia�o teraz zielone �wiate�ko encefalografu. Wykres ci�gle pozostawa� p�aski. Dochodzi�o wp� do dziewi�tej wieczorem, w szpitalu panowa�a cisza. Pod koniec pierwszej godziny ko�c�wka oscylografu zacz�a drga�, pocz�tkowo niedostrzegalnie. A potem nagle pisak rysuj�cy lini� wystrzeli� w g�r�, wykre�li� poka�ny wierzcho�ek, potem opad� w d� i zn�w kreska sta�a si� pozioma. Nie by�o �wiadka tego zdarzenia. Ale tak w�a�nie dzia�a przypadek; Betty zjawi�a si� w sali dopiero godzin� p�niej. Sprawdzi�a stan Lauren, przejrza�a kilka centymetr�w zapisu na ta�mie, zauwa�y�a to dziwne wybrzuszenie, �ci�gn�a brwi i dalej przegl�da�a zapis. Widz�c, �e potem linia jest zupe�nie p�aska, od�o�y�a ta�m�, nie stawiaj�c sobie dalszych pyta�. Podesz�a do wisz�cego na �cianie telefonu i zadzwoni�a do gabinetu Fernsteina. - To ja, doktorze. Zapad�a w g��bok� �pi�czk�, ale stan jest stabilny. Co mam robi�? - Znajdzie pani ��ko na pi�tym pi�trze. Dzi�kuj�, Betty. Fernstein od�o�y� s�uchawk�. 4 Zima 1996 Arthur otworzy� pilotem gara� i zaparkowa� samoch�d. Wszed� na g�r� wewn�trznymi schodami i otworzy� drzwi swojego nowego mieszkania. Zatrzasn�� je nog�, po�o�y� teczk�, zdj�� p�aszcz i pad� na kanap�. Stoj�ce na �rodku salonu kartonowe pud�a przypomnia�y mu, �e ma jeszcze mn�stwo roboty. Zdj�� garnitur, w�o�y� d�insy i zabra� si� do rozpakowywania znajduj�cych si� w pud�ach ksi��ek oraz ustawiania ich w biblioteczkach. Parkiet skrzypia� mu pod stopami. P�nym wieczorem, kiedy wszystko by�o ju� pouk�adane, z�o�y� puste kartony, odkurzy� salon i doko�czy� porz�dki w aneksie kuchennym. Z zadowoleniem obejrza� nowe gniazdko. Chyba zaczynam bzikowa� - pomy�la�. Id�c do �azienki, zastanawia� si�, czy wzi�� k�piel, czy prysznic; wybra� k�piel, pu�ci� wod�, w��czy� ma�e radio stoj�ce na grzejniku obok �ciennej drewnianej szafy, zrzuci� ubranie i wszed� do wanny z westchnieniem ulgi. Podczas gdy Peggy Lee wy�piewywa�a Fever w pa�mie 101,3 FM, Arthur kilkakrotnie zanurzy� g�ow� w wodzie. W pewnym momencie zaskoczy�a go jako�� d�wi�ku s�uchanej piosenki, nast�pnie efekt stereo-fonii, a radio by�o przecie� monofoniczne. Wydawa�o mu si� tak�e, �e z szafy dobiega�o dziwne stukanie, jakby kto� wybija� palcami rytm melodii. Zaintrygowany, wyszed� z wanny i zacz�� skrada� si� w kierunku szafy. Stukot stawa� si� coraz wyra�niejszy. Arthur przez chwil� si� zawaha�, a potem wzi�� g��boki oddech i gwa�townie otworzy� dwuskrzyd�owe drzwi. Wytrzeszczy� oczy ze zdumienia i zrobi� ruch, jakby si� chcia� cofn��. Ukryta mi�dzy wieszakami siedzia�a m�oda kobieta. Mia�a zamkni�te oczy i najwyra�niej zauroczy�a j� s�uchana piosenka, dlatego strzela�a rytmicznie palcami i pod�piewywa�a pod nosem. - Kim pani, do licha, jest i co pani tu robi?! � wykrzykn�� Arthur. Kobieta podskoczy�a, a w jej szeroko otwartych oczach pojawi�o si� os�upienie. - To pan mnie widzi? - No pewnie, �e pani� widz�. Wydawa�o si�, �e odpowied� wprawi�a j� w jeszcze wi�ksze zdziwienie. Poinformowa� j�, �e przecie� nie jest ani g�uchy, ani �lepy, i powt�rzy� pytanie: co w�a�ciwie tutaj robi? W odpowiedzi us�ysza�, �e to wspania�e. Arthur z kolei nie widzia� w tym nic �wspania�ego�, coraz bardziej zirytowanym tonem po raz trzeci powt�rzy� pytanie: co ona robi w jego w�asnej �azience p�n� noc�? - Pan chyba niczego nie rozumie - odpowiedzia�a. - Prosz� dotkn�� mojego ramienia! - A poniewa� sta� jak wryty, powt�rzy�a: - Prosz�, niech pan dotknie mojego ramienia. - Nie, nie dotkn�. Co si� tu, do licha, dzieje? Wzi�a go za r�k� i spyta�a, czy czuje jej dotyk. Ze znu�onym wyrazem twarzy oznajmi� zwi�le, �e j� czuje, widzi i s�yszy. Po raz czwarty zapyta�, co robi w jego szafie. Zignorowa�a pytanie, z niek�amanym zachwytem powt�rzy�a, �e to �wspania�e", i� widzi j� i s�yszy, a nawet mo�e jej dotkn��. Wyczerpany d�ugim dniem Arthur nie mia� nastroju do zabawy. - W porz�dku, droga pani, wystarczy. To kolejny dowcip mojego wsp�lnika? Kim pani w�a�ciwie jest? Call-girl, prezentem przed parapet�wk�? - Musi by� pan grubia�ski? Czy wygl�dam na dziwk�? Arthur westchn��. - Nie, nie wygl�da pani, ale siedzi o p�nocy w mojej szafie. - Jednak na razie to pan jest go�y, nie ja. Arthur podskoczy� jak oparzony, chwyci� r�cznik i przewi�za� go w pasie. Stara� si� zachowa� kamienny wyraz twarzy. Podni�s� g�os. - No dobra, koniec zabawy. Wy�azi pani z szafy i wraca do domu. I powie pani Paulowi, �e to kiepski kawa�. Bardzo kiepski. Wcale nie zna�a Paula, a jemu poradzi�a, �eby zmieni� ton. Ona w ko�cu te� nie jest g�ucha, s�uch ma doskona�y, to tylko inni jej nie s�ysz�. Arthur by� wyko�czony i nic z tego nie rozumia�, a ona zak��ca�a mu spok�j. Przecie� dopiero co si� przeprowadzi� i marzy� o odpoczynku! - Niech pani b�dzie tak mi�a i zabierze swoje rzeczy. Prosz� wraca� do domu. Mo�e w ko�cu wyjdzie pani z tej szafy? - Spokojnie, to nie takie proste, jeszcze nie mam odpowiedniej precyzji, chocia� w ostatnich dniach zrobi�am du�e post�py. - Jakie post�py? O czym pani m�wi? - Prosz� zamkn�� oczy, spr�buj�. - Co pani spr�buje? - Wyj�� z tej szafy, przecie� sam pan tego chcia�! No, niech pan zamyka oczy i zamilknie na dwie minuty. Musz� si� skoncentrowa�. - Z pani jest kompletny �wir! - O, jaki pan uprzejmy! Niech pan w ko�cu zamknie oczy i przestanie gada�! Chce pan tak sp�dzi� reszt� nocy? Arthur, kompletnie zrezygnowany, zamkn�� oczy. Dwie sekundy p�niej us�ysza� dochodz�cy z salonu g�os: - Ca�kiem nie�le! Co prawda troch� obok kanapy, ale i tak ca�kiem nie�le. Szybko wyszed� z �azienki i zobaczy� j� siedz�c� na �rodku pokoju. Zachowywa�a si�, jakby nic si� nie sta�o. - Widz�, �e zostawi� pan dywany, bardzo mnie to cieszy, ale ten obraz na �cianie jest naprawd� okropny. - Wieszam, co chc� i gdzie chc�, a teraz mam zamiar i�� spa�. Skoro nie chce mi pani powiedzie�, kim jest, przesta�o mnie to obchodzi�. Prosz� si� st�d wynosi�! Czas do domu! - Ale� ja jestem we w�asnym domu! To znaczy by�am. To wszystko jest takie dziwne. Arthur pokiwa� g�ow�. Wynaj�� to mieszkanie dziesi�� dni temu i z pewno�ci� to on by� teraz u siebie. - Wiem, to teraz pa�skie mieszkanie. Jest pan moim lokatorem post mortem,. Co za zabawna sytuacja! - Opowiada pani jakie� bzdury. W�a�cicielk� jest kobieta oko�o siedemdziesi�tki. Co to ma znaczy� - ten lokator �post mortem�? - Aleby si� ucieszy�a, gdyby mog�a pana us�ysze�! Ma sze��dziesi�t dwa lata i jest moj� matk�. W mojej obecnej sytuacji jest tak�e moim pe�nomocnikiem. Lecz to ja jestem faktyczn� w�a�cicielk� mieszkania. - Ma pani pe�nomocnika? - No tak, w obecnych okoliczno�ciach mia�abym spore k�opoty z podpisywaniem dokument�w. - Leczy si� pani w szpitalu? - Tak, ale ju� nic wi�cej nie mog� powiedzie�. - Musz� si� bardzo niepokoi� pani nieobecno�ci�. Prosz� mi zdradzi�, o kt�ry szpital chodzi, zawioz� tam pani�. - Niech pan szczerze powie, ma mnie pan za wariatk�, kt�ra uciek�a ze szpitala? - Nie, ale... - Bo jak na pierwsze spotkanie ju� do�� przykrych rzeczy od pana us�ysza�am. By�o mu naprawd� wszystko jedno, czy ma do czynienia z call-girl, czy oryginaln� wariatk�; czu� si� wyko�czony i marzy� tylko o ��ku. Nie wsta�a jednak, tylko ci�gn�a dalej: - Jak mnie pan widzi? - Nie rozumiem pytania. - No, jaka jestem, nie widz� siebie w lustrze, wi�c jaka jestem? - Podekscytowana, bardzo podekscytowana - odpowiedzia� niewzruszony. - Ale ja chc� wiedzie�, jak wygl�dam fizycznie. Arthur zastanowi� si� chwil�, a potem opisa� j� jako wysok� dziewczyn� o ogromnych oczach, �adnych ustach i �agodnej twarzy, b�d�cej ca�kowitym zaprzeczeniem jej zachowania. M�wi� o d�ugich, gestykuluj�cych z wdzi�kiem r�kach. - A gdybym pana spyta�a, gdzie jest stacja metra, to poda�by pan wszystkie przesiadki na tej linii? - Pani wybaczy, ale nie rozumiem. - Czy ka�d� kobiet� opisuje pan tak szczeg�owo? - A pani jak tu wesz�a? Ma pani zapasowe klucze? - Nie potrzebuj� kluczy. To zupe�nie niesamowite, �e pan naprawd� mnie widzi. Nie mog�a m�wi� o niczym innym. Fakt, �e jest widziana, by� dla niej nieomal cudem. Powiedzia�a, �e bardzo spodoba� jej si� spos�b, w jaki j� opisa�. Poprosi�a, by usiad� obok niej na pod�odze. �To, co zamierzam panu opowiedzie�, jest trudne do zrozumienia, a jeszcze trudniej w to uwierzy�. Je�li jednak zechcia�by pan wys�ucha� mojej historii i zaufa� mi, to mo�e w ko�cu uwierzy�by mi pan. To ogromnie wa�ne, bo chyba jest pan, wcale o tym nie wiedz�c, jedyn� osob� na �wiecie, kt�rej mog� powierzy� sw�j sekret�. Arthur zrozumia�, �e nie ma wyboru, b�dzie musia� wys�ucha� tego, co dziewczyna ma mu do powiedzenia. I chocia� nie pragn�� niczego wi�cej jak p�j�� wreszcie do ��ka, usiad� obok niej. Mia� wys�ucha� najbardziej nieprawdopodobnej opowie�ci, jak� kiedykolwiek zdarzy�o mu si� us�ysze�. Nazywa�a si� Lauren Kline, twierdzi�a, �e jest lekarzem. P� roku temu mia�a wypadek samochodowy, bardzo powa�ny wypadek, b�d�cy wynikiem awarii uk�adu kierowniczego. �Od tamtej pory jestem w �pi�czce. Prosz�, niech pan jeszcze nie wysnuwa �adnych wniosk�w i pozwoli mi to wyt�umaczy�. Przebiegu wypadku w og�le nie pami�ta�a. Odzyska�a �wiadomo�� na sali pooperacyjnej po przebudzeniu z narkozy. Targa�y ni� przedziwne uczucia; s�ysza�a dok�adnie wszystko, co si� dooko�a niej dzia�o, nie mog�a jednak ani m�wi�, ani wykona� najmniejszego ruchu. Pocz�tkowo przypisywa�a to skutkom narkozy. �Ale si� myli�am, mija�y ca�e godziny, a ja nie mog�am obudzi� si� w sensie fizycznym�. Jej �wiadomo�� rejestrowa�a wszystko, ale nie by�a zdolna porozumie� si� z otoczeniem. Prze�y�a najwi�kszy w swym �yciu strach, przez wiele dni by�a przekonana, �e jej cia�o jest ca�kowicie sparali�owane. �Nawet nie potrafi pan wyobrazi� sobie, co przesz�am. Do ko�ca �ycia pozostawa� wi�niem w�asnego cia�a...� Bardzo pragn�a �mierci, ale jak mo�na ze sob� sko�czy�, skoro nie spos�b poruszy� nawet palcem u nogi? Matka sp�dza�a ca�e dnie przy jej ��ku. �Udu� mnie - b�aga�a j� w my�lach - we� poduszk� i udu��. A potem do sali wszed� lekarz, pozna�a go po g�osie; to by� jej profesor. Pani Kline spyta�a go, czy Lauren s�yszy, kiedy si� do niej m�wi. Fernstein odpowiedzia�, �e trudno w tej sprawie wyrokowa�, niekt�re badania wskazuj�, i� ludzie w podobnej sytuacji odbieraj� jakie� bod�ce zewn�trzne. Trzeba wi�c uwa�a� na to, co si� przy niej m�wi. �Mama chcia�a te� wiedzie�, czy pewnego dnia si� obudz�. Odpowiedzia� spokojnie, �e nauka jest tu bezradna, nale�y jednak zachowa� nadziej�. Zdarza�o si� ju�, co prawda niecz�sto, �e po wielu miesi�cach �pi�czki chorzy nagle si� budzili. �Naprawd� wszystko jest mo�liwe - doda�. - G��boka �pi�czka jest jeszcze tajemnic� dla medycyny". Te s�owa dziwnie pocieszy�y Lauren, jej cia�o nie by�o sparali�owane! Diagnoza nie napawa�a optymizmem, ale nie brzmia�a jak ostateczny wyrok. �Bo, wie pan, na parali� nie ma ratunku. W �pi�czce tkwi jednak iskierka, male�ka iskierka nadziei�. Tygodnie wlok�y si� wolno, coraz wolniej. Aby o nich zapomnie�, zacz�a �y� w �wiecie wspomnie�, wyobra�a�a sobie, �e przebywa w innych miejscach, jak najdalej od szpitala. Marzy�a pewnej nocy o �wiecie za drzwiami sali, wyobrazi�a sobie znajduj�cy si� tam korytarz, piel�gniarki ob�adowane aktami chorych lub pchaj�ce w�zki, koleg�w lekarzy, zagl�daj�cych kolejno do sal... - Wtedy zdarzy�o si� to po raz pierwszy: nagle znalaz�am si� po�rodku korytarza, kt�ry tak intensywnie sobie wyobra�a�am. Pocz�tkowo my�la�am, �e to wyobra�nia p�ata mi takie figle; przecie� dobrze znam to miejsce, w ko�cu pracuj� w tym szpitalu. Jednak by�o to bardzo realistyczne. Widzia�am dok�adnie szpitalny personel, Betty otwiera�a szaf�, bra�a z niej opatrunki, zamyka�a drzwi, Stefan spieszy� si� gdzie� i drapa� po g�owie. To taki tik nerwowy, jeszcze ci�gle go ma. S�ysza�a otwieraj�ce si� drzwi windy, czu�a zapach jedzenia dostarczanego dy�urnym lekarzom. Jednak nikt jej nie widzia�, ludzie przechodzili obok, nawet nie pr�buj�c jej wymi- n��, kompletnie nie�wiadomi jej obecno�ci. Poczu�a si� bardzo zm�czona i wr�ci�a do le��cego na ��ku cia�a. Podczas kilku nast�pnych dni nauczy�a si� przemieszcza� po terenie szpitala. Pomy�la�a o sto��wce - i za chwil� tam by�a, podobnie w Izbie Przyj��: ciach-mach, i ju� jest na miejscu. Po trzech miesi�cach swoistego treningu nabra�a takiej wprawy, �e wysz�a poza teren szpitala. Siedzia�a z francuskim ma��e�stwem przy stoliku jednej ze swych ulubionych restauracji, obejrza�a w kinie po�ow� filmu i sp�dzi�a kilka godzin w mieszkaniu matki: �Wi�cej nie powt�rzy�am tego eksperymentu, to za bardzo boli by� tam i nie m�c nawi�za� �adnego kontaktu�. Ale Kali wyczu�a jej obecno��, kr�ci�a si� w k�ko, warcz�c, co doprowadza�o Lauren do szale�stwa. Wr�ci�a wi�c tutaj, w ko�cu to przecie� by�o jej mieszkanie, tu czuje si� najlepiej. - �yj� w absolutnej samotno�ci. Nie jest pan w stanie wyobrazi� sobie, jak to jest, gdy nie mo�na z nikim porozmawia�, gdy nikt pana nie widzi, nie istnieje si� w czyim� �yciu. Wi�c chyba zrozumie pan moje podniecenie i zdumienie, kiedy przem�wi� pan do mnie, w tej szafie. Zupe�nie nie wiem, dlaczego tak si� sta�o, �e to pan widzi mnie i s�yszy, ale niech to trwa, Bo�e kochany, tak bardzo chc� m�wi�, mog�abym m�wi� godzinami, w g�owie k��bi mi si� z tysi�c zda�. Po tym niepowstrzymanym potoku s��w nast�pi�a chwila ciszy. W k�cikach jej oczu zal�ni�y �zy. D�oni� otar�a policzki i nos. Spojrza�a na Arthura. - Chyba bierze mnie pan za wariatk�? Arthur by� spokojny, wzruszy� si� jej nabrzmia�ym emocjami g�osem, a to niewiarygodne opowiadanie w jaki� spos�b go przej�o. - Nie, nie, to wszystko jest bardzo, jak by to uj��, wstrz�saj�ce, zdumiewaj�ce i niezwyk�e. Zupe�nie nie wiem, co powiedzie�. Chcia�bym pani pom�c, ale nie wiem, jak. - Niech mi pan pozwoli tu zosta�, b�d� cicha jak myszka, na pewno nie b�d� przeszkadza�. - Czy pani naprawd� wierzy w to wszystko, co mi opowiedzia�a? - Nie uwierzy� pan w ani jedno s�owo? Pewnie w tej chwili my�li pan sobie, �e siedzi przed panem dziewczyna, kt�rej kompletnie pomiesza�o si� w g�owie. Od pocz�tku wiedzia�am, �e nie mam �adnych szans. Prosi�, by postawi�a si� na jego miejscu. Gdyby to ona znalaz�a si� w �rodku nocy z lekko podekscytowanym facetem, ukrytym w �azienkowej szafie, kt�ry przekonywa�by j�, �e jest czym� w rodzaju ducha, bo jego fizyczne cia�o jest w stanie �pi�czki? Jaka by�aby jej pierwsza reakcja? Twarz L