5302

Szczegóły
Tytuł 5302
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5302 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5302 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5302 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Tkaczka pie�ni Prze�o�y�a EWA WITECKA Tytu� orygina�u SONGSMITH Autor ilustracji STTEVE CRISP Redaktor JOANNA KRUMHOLZ Redaktor techniczny ANNA WARDZA�A Copyright (c) 1992 by Andre Norton, Ltd., and A. C. Crispin Ali rights reserved. For the Polish edition Copyright (c) 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7082-351-3 Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Warszawa 1994. Wydanie I Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa Nanoszony latami przez wichury py� wodny od morza pokry� skorup� soli mury, strzeg�ce stromej alei prowadz�cej z nabrze�a do miasta, maluj�c brudnobia�e plamy na pociemnia�ych ze staro�ci kamieniach. W ostatnich blaskach zachodu Droga-Rybaka-Powracaj�cego z Pustymi-Sieciami by�a pusta, znaczy�y j� tylko g�sto k�ad�ce si� cienie. Szczup�a posta� w ciemnej opo�czy s�ania�a si� na nogach po dwumiesi�cznej morskiej podr�y. Pod nag�ym, gwa�townym uderzeniem zawieruchy zachwia�a si� i po�lizgn�a na kocich �bach za�mieconej, �mierdz�cej uliczki. Przed upadkiem ocali�a nieszcz�snego w�drowca d�uga, zwie�czona g�ow� gryfa pa�ka, kt�ra s�u�y�a mu za lask� i w razie potrzeby jako bro�. Podr�ny wcisn�� si� do staro�ytnej bramy, �eby schroni� si� przed nadci�gaj�c� burz�. W smuk�ych d�oniach o d�ugich palcach �ciska� zniszczony futera� r�cznej harfy i po�atan� sakw�. W g��bi ulicy migota�o s�abe �wiate�ko obiecuj�c schronienie przed wichur� i nadci�gaj�c� �nie�n� burz�. Kiedy harfiarz podszed� bli�ej do migotliwego blasku, 5 przekona� si�, i� by�a to latarnia ze statku, wystarczaj�co os�oni�ta, �eby jej p�omyk nie zgas�. Wisia�a na zewn�trz niezgrabnego budynku z ciemnych bali. Nawet przez �wist wichury dobiega�y tu odg�osy pijackiej hulanki. Podr�ny uwa�nie przyjrza� si� zajazdowi i zda� sobie spraw�, �e �aden cz�owiek ze wzgl�dnie pe�n� sakiewk� nie b�dzie szuka� tutaj posi�ku, a tym bardziej noclegu. Pod wyblak�ymi literami na ko�ysz�cym si� szyldzie jaki� nieprawdopodobny kszta�t baraszkowa� w�r�d rozko�ysanych fal. Bard skrzywi� si�, ale wspomnia� prawie pusty mieszek ukryty przezornie za pazuch� poplamionego morsk� wod� sk�rzanego kaftana. Walcz�c z wichur� zdo�a� otworzy� drzwi i potykaj�c si� wszed� do �rodka. Og�uszy�a go wrzawa, ochryp�e �miechy i pijacka k��tnia. Nie odrywaj�c wzroku od plec�w karczmarza ostro�nie przemierzy� pod�og� szynku, r�wnie zdradliw� jak ciemna uliczka na zewn�trz, pozalewan� winem i pokryt� walaj�cymi si� poobgryzanymi ko��mi. Karczmarz, chudy, �ysiej�cy m�czyzna (tylko nad uszami stercza�y mu k�pki w�os�w) o czerwonym nosie odwr�ci� si�, gdy nowo przyby�y poci�gn�� go za r�kaw. - Prosz� o wybaczenie, panie - wymamrota� obcy. - Czy b�dziesz mia� co� przeciwko kilku pie�niom przy ognisku dla swoich go�ci? Szynkarz dor�wnywa� wzrostem bardowi, tak �e ich oczy by�y na tym samym poziomie, gdy mierzy� go spojrzeniem. P�niej nagle skin�� g�ow�. - Nie b�d�, je�eli zap�acisz za pos�anie i posi�ek tak jak wszyscy inni, minstrelu. - To si� rozumie. - Przybysz potrz�sn�� g�ow� i zrzuci� kaptur, ods�aniaj�c mas� ciemnych, kr�tko obci�tych k�dzierzawych w�os�w. Ma�e kolczyki zal�ni�y w blasku ogniska. - Zaraz zaczn�... - Dziewka! I to urodna! Mylt, na K�y Ps�w z Alizonu, sk�d j� wytrzasn��e�? - Ci�ka d�o� opad�a na rami� podr�nej, odwracaj�c j� twarz� do barczystego rybaka o zaczerwienionym od wina i wiatr�w obliczu. Ten gwa�towny ruch rozsun�� fa�dy opo�czy, ods�aniaj�c srebrny wisior spoczywaj�cy na piersiach dziewczyny. Na widok symbolu m�czyzna cofn�� si� i opu�ci� r�k�. - Ja nie wiedzia�em... Nie zauwa�y�em... - Niezdarnie dotkn�� palcami czo�a w przepraszaj�cym ge�cie. - Prosz� o wybaczenie... Tkaczka pie�ni z wdzi�kiem pochyli�a g�ow� i zacisn�a d�o� na oznace swego zawodu, trzech przeplataj�cych si� ko�ach o sp�aszczonych, ostro zako�czonych brzegach. - Zaczn� teraz - powiedzia�a do karczmarza, jak gdyby nic si� nie sta�o. Podesz�a do ustawionej przy ogniu �awki, otworzy�a futera� i wyj�a z niego podniszczony ju� instrument o starodawnym kszta�cie, sporz�dzony z wiekowego drzewa wi�ni. Zdobi�ce go zawijasy i wypuk�e prostok�ty, pokryte srebrzystoniebieskim metalem, po�yskiwa�y s�abo w migotliwym blasku. Opar�szy harf� na kolanach wydoby�a trzy prztyki z wewn�trznej kieszeni czerwonej tuniki, po czym nasun�a je na kciuk, palec wskazuj�cy i �rodkowy. Zacz�a stroi� instrument. Us�yszawszy mi�kkie d�wi�ki, obecnych w izbie dwunastu rybak�w, sulkarskich �eglarzy oraz dw�ch siwych Sokolnik�w s�u��cych jako �o�nierze na statkach w�adc�w morza, przesta�o rozmawia� i w pe�nym szacunku milczeniu zgromadzi�o si� wok� ogniska. - Podejd�cie bli�ej, panowie! - ponagli� ich g�o�no Mylt karczmarz. - Pos�uchajcie w�drownej minstrelki, kt�ra �askawie zechcia�a dostarczy� nam rozrywki w ten sztormowy wiecz�r. Pos�uchajcie pani... - Zawaha� si�, u�wiadomiwszy sobie w�asne niedopatrzenie. Dziewczyna doko�czy�a z wymuszonym u�miechem: - Eydryth z Kar Garudwyn. - ...pani Eydryth z Kar Garudwyn! - doko�czy� szumnie. Zapad�a g��boka cisza. Eydryth zacz�a gra� weso��, zach�caj�c� do przytupywania melodi�, �wicz�c zgrabia�e palce, a jednocze�nie oceniaj�c audytorium. Sami m�czy�ni i wi�kszo�� z nich to �eglarze lub rybacy. Morskie pie�ni powinny im si� spodoba�, podobnie jak opowie�ci o szlachetnych czynach, zaginionych kochankach i syrenach o s�odkim g�osie. Mo�e jaka� spro�na piosenka na koniec, �eby pobudzi� ich do �miechu, gdy b�d� wrzucali monety do futera�u. - �askawi panowie, pos�uchajcie pie�ni, kt�rej nauczy�am si� na sulkarskim statku "Rybo��w" - powiedzia�a z cich� nadziej�, �e nie zachryp�a podczas tego zimnego, s�otnego dnia. - Opowiada o �o�nierzach, kt�rymi dowodzi� jeden z waszych legendarnych bohater�w Wojny Kolderskiej, Simon Tregarth. Za�piewam wam Krwawi�c� granic�. Eydryth zacz�a �piewa�, najpierw cicho, a potem coraz g�o�niej, a� jej kontralt nape�ni� zadymion� izb� d�wi�kami czystymi jak srebro. My, Tregarthowy s�awny huf, Estcarpu strze�em granic, Za krzywd� sierot i �zy wd�w Dzi� pomst� przysi�gamy. Z krwi Sokolnik�w wiedziem r�d - Przed nami jedna droga; Jeden nas czeka krwawy trud: Z ojczyzny wygna� wroga. Kiedy sko�czy�a drug� zwrotk� i zacz�a trzeci�, szybko omiot�a spojrzeniem twarze s�uchaczy. M�czy�ni pochylili si� do przodu, zupe�nie zapomniawszy o rozmowach. Eydryth odpr�y�a si�. Ludzie z portu Eslee byli r�wnie wra�liwi na "czary" rzucone przez zr�czne palce i wy�wiczony g�os, jak mieszka�cy zamorskiego High Hallacku czy przes�oni�tego czarodziejsk� mg�� jej ojczystego Arvonu. Mia�a nadziej�, i� tak samo szczodrze zap�ac� jej za wyst�p, gdy� d�uga podr� na pok�adzie "Rybo�owa" poch�on�a prawie wszystko, co zarobi�a podczas w�dr�wki przez Krain� Dolin. Czwarta i pi�ta zwrotka posz�y jej jeszcze lepiej. W�wczas ju� wszyscy ko�ysali si� w rytm pie�ni. Eydryth zako�czy�a ballad� ostatni� triumfaln� nut� i m�czy�ni z uznaniem stukn�li kubkami w st�. - Jeszcze jedn�, tkaczko pie�ni! Jeszcze jedn�! Jaki� Sulkarczyk, barczysty i jasnow�osy jak wszyscy z jego rasy, rykn�� zag�uszaj�c pozosta�ych: - Sulkarsk� melodi�, tkaczko! Za�piewaj pie�� dla Syn�w Sula! Na szcz�cie nas�ucha�a si� wielu pie�ni od �eglarzy z "Rybo�owa", kt�rzy bez przerwy �piewali przy pracy, a ich melodia �atwo wpada�a w ucho. Eydryth zamkn�a oczy. Przygrywaj�c sobie cicho, szuka�a w�a�ciwego klucza... Tak, znalaz�a go. - Dobrze, �askawi panowie. Pos�uchajcie ballady Zag�ada Sulkaru, kt�ra opowiada o tym, jak wielki bohater Magnis Osberik wola� raczej zniszczy� swoj� twierdz� ni� dopu�ci�, �eby wpad�a w r�ce Kolderczyk�w. Tym razem melodia by�a smutna i przygn�biaj�ca, jak przysta�o na tragiczn� opowie��. Eydryth zacz�a: Ogie� i woda, i niebo blade - Sprz�g�y �ywio�y si� wra�e Na twoj� kl�sk�, twoj� zag�ad�, Sulkarze, dumny Sulkarze. Gdy nawa�nica grom �le za gromem, Osberik podwaja stra�e: "Ty jeste� miasto niezwyci�one, Sulkarze, m�ny Sulkarze!" �piewaj�c zagubi�a si� w muzyce. Nie widzia�a ju� brzydoty otoczenia, pie�� przenios�a j� do staro�ytnej twierdzy i owej tragicznej nocy. G�os Eydryth nabra� j�kliwego brzmienia, gdy opiewa�a desperacki op�r obl�onej fortecy: Mg�a nadci�gn�a, zakry�a niebo, Gr�d znikn�� w bia�ym oparze. Z Kolderu przysz�a - gin�� ci trzeba, To twoja zguba, Sulkarze! Ju� �mier� po ciebie szponami si�ga, Wnet twarz sw� srog� uka�e. W gruzy obr�ci si� twa pot�ga, Grodzie nieszcz�sny, Sulkarze. Twarz marynarza posmutnia�a, a Eydryth zastanowi�a si� przez moment, czy tamtej strasznej nocy nie straci� on ojca albo stryja. Prawie widzia�a mocarn� posta� Magnisa Osberika w he�mie w kszta�cie nied�wiedziego �ba i jego wielki miecz ociekaj�cy krwi�, kt�ra plami�a posiekane na strz�py sztandary owej staro�ytnej fortecy. �piewaj�c ostatnie smutne, ale zarazem tryumfalne strofy, podnios�a g�os: 10 R�bi� topory, b�yskaj� miecze, Doko�a w dzikim rozgwarze Horda szalona morduje, siecze. Ty wci�� si� bronisz, Sulkarze. Ju� si� wrogowie wdarli na zamek, Pobici s�udzy i stra�e, Nowe watahy wal� przez bram� - Daremny op�r, Sulkarze! Cho� sprzymierze�cy przyszli z odsiecz�, Osberik odej�� im ka�e. "Sam walczy� b�d� - w te s�owa rzecze - Grodzie zgubiony, Sulkarze! Uchod�cie z zamku, wierni obro�cy, Na c� wam gin�� w po�arze? My zostaniemy tutaj do ko�ca W Sulkarze, drogim Sulkarze." W morzu hucz�cym ognia, kamieni Za spraw� Magnisa czar�w Miasto znikn�o z powierzchni ziemi. Nie ma ju�, nie ma Sulkaru. Kiedy zamar�a ostatnia s�abn�ca nuta, w izbie przez d�ug� chwil� panowa�o milczenie. P�niej s�uchacze poruszyli si�, jakby budz�c si� ze snu. Sulkarczyk odchrz�kn�� i rzek�: - Dobrze si� spisa�a�, tkaczko pie�ni. Nigdy nie s�ysza�em, by kto� za�piewa� to lepiej od ciebie. - Srebrna moneta b�ysn�a w powietrzu i wyl�dowa�a w futerale harfy. Po nim, jakby ten gest marynarza otworzy� wrota �luzy, posypa�y si� nast�pne. Eydryth w podzi�ce skin�a g�ow�, a p�niej za�piewa�a im Pakt z Mchow� Niewiast�. L�ejszy nastr�j zapanowa� w izbie, gdy uraczy�a s�uchaczy skoczn�, piskliw� melodi� Czarodzieja jednego czaru. Orze�wiwszy si� �ykiem piwa postawionego przez Sulkarczyka (cho� dokucza�o jej pragnienie^ti^lMrftJa&ida si� wypi� wi�cej - burcza�o jej w brzuchu z g�odu i musia�a zachowa� jasno�� my�li, �eby uzyska� potrzebne jej informacje, o kt�re nie �mia�a pyta� otwarcie), za�piewa�a Nie wzywaj mego imienia w boju. Tej pie�ni przed laty nauczy� j� ojciec... Tylko nie my�le� o nim, powiedzia�a sobie w duchu, czuj�c ucisk w gardle gro��cy popsuciem ostatniego wiersza ballady. Kiedy sko�cz� �piewa�, kiedy ju� b�d� mia�a pieni�dze na dalsz� podr�, dopiero wtedy b�dzie mi wolno przypomnie� sobie twarz Jervona. Dopiero wtedy pomy�l� o moich przybranych rodzicach, o pani Joisan i o panu Kerovanie. Wr�c� w my�li do Obreda, do mojej kasztanki Yyary, do Hyany, Firduna i do samego Kar Garudwyn, oby Naeve chroni�a jego mieszka�c�w! Ale przedtem musz� �piewa� i nawet s�owem si� nie zdradzi�, czego szukam i dlaczego zaw�drowa�am tak daleko od domu... Staraj�c si� zapanowa� nad smutkiem, zagra�a pierwsze akordy Gniewu Keylora. Czu�a, �e zm�czenie oplata j� jak rzucony w bitwie p�aszcz, knebluje, o�lepia. Jeszcze tylko dwie pie�ni, przyrzek�a sobie. Jeszcze tylko dwie, a potem b�d� mog�a sko�czy� wyst�p i zebra� monety. Wiedzia�a, �e da�a z siebie wszystko i zas�u�y�a na zap�at�. - A teraz, �askawi panowie - powiedzia�a po kilku minutach, t�umi�c rozwart� d�oni� ostatnie d�wi�ki Gniewu Keylora - za�piewam wam now� pie��, kt�r� u�o�y�am o przekl�tym kolderskim grodzie Sipparze na wyspie Gorm. Pos�uchajcie wi�c Ballady o upiornym mie�cie. Eydryth �ciszy�a g�os i z gard�a wydoby�a dziwne, brz�kliwe brzmienie. Pomy�la�a, �e przecie� �w Sippar - albo to, co z niego pozosta�o - le�a� po przeciwnej stronie zatoki, w odleg�o�ci zaledwie jednego dnia podr�y statkiem. �adnych dzieci dzi� nie ma w Sipparze, W porcie cicho, nie wida� cz�owieka, W pustce ulic jedynie wiatr gwarzy - Martwe dala usn�y na wieki. Gdy Kolderu run�a na� szar�a, Gdy si� noc uczyni�a o �wicie, �mierci� swoj� gr�d Sippar oskar�a� Wroga, kt�ry wysysa� ze� �ycie. Tak, to miasto po dwakro� zgin�o. Krew i magia demon�w je plami. Kolder, straszne swe wie�cz�c dzie�o, Gr�d �ywymi zaludni� trupami. Kiedy Tregarth pojawi� si� zbrojnie, Kiedy magia si� star�a z cz�owiekiem, Drugi raz umar� Sippar spokojnie, Martwe cia�a usn�y na wieki. Ju� umarli zasn�li w mogi�ach, Z jarzma cia� swych nareszcie s� wolni. Niech nieczysta nie trwo�y ich si�a, Niech na zawsze zapomn� o wojnie. Nie odwiedz� ju� kupcy Sipparu - W pustych domach buszuj� dzi� myszy, Na ulicach ni zgie�ku, ni gwaru - Nic upiornej nie m�ci tu ciszy. Kiedy umilk�y ostatnie s�owa pie�ni, jej s�uchacze zadr�eli, a potem jakby zbyt szybko si� wyprostowali. Jegomo��, kt�ry zaczepi� j�, gdy wesz�a do "Ta�cz�cego Delfina", zerkn�� przez swoje rami�, jakby spocz�a na nim widmowa d�o�. Nie mo�na dopu�ci�, �eby odeszli w nocny mrok, pomy�la�a. Szczypta rubaszno�ci pobudzi ich do �miechu i rozwi��e sakiewki. I nie ma obaw, nie za�ycz� sobie jakiej� pie�ni z High Hallacku, kt�rej i tak by nie zrozumieli... Spro�no�� wsz�dzie jest spro�no�ci�... - A teraz, panowie! - zawo�a�a. - Za�piewam wam ostatni� pie�� tego wieczoru. Pos�uchajcie wi�c Ballady o posagu s�u��cej. Zagra�a pierwsze akordy opowie�ci o biednej m�odej s�u��cej, kt�ra spotka�a �eglarza czyhaj�cego na jej cnot� i udaj�cego, �e zamierza si� z ni� o�eni�. Strofy p�yn�y w�r�d �miechu zgromadzonych. Pi�kna panna wys�ucha�a pochwa� swej urody i ch�tnie przyj�a bogate dary od zalotnika, lecz nieszcz�liwym trafem zdo�a�a pozosta� cnotliw� - do dnia, w kt�rym pechowy �eglarz powr�ci� z rejsu tylko po to, by si� przekona�, �e w�a�nie owa dziewczyna z innym wi��e si� �lubem; jego dary sta�y si� jej posagiem! Eydryth sama si� u�miecha�a, �piewaj�c refren po raz ostatni: Ach, jaka� by�a to �licznotka, Spotka�em j�, gdym zszed� na l�d. Bodajbym nigdy jej nie spotka�, Ogo�oci�a kies� m�! - Dzi�kuj�, dzi�kuj� wam za uwag�. Wsta�a i uk�oni�a si�, po czym s�cz�c piwo s�ucha�a, jak pili za jej zdrowie i klaskali. Nast�pne monety zabrz�cza�y w futerale harfy. Kiedy s�uchacze wreszcie opu�cili karczm�, Eydryth policzy�a nocny zarobek. Starczy na osobny pok�j, kolacj� i �niadanie, pomy�la�a. A mo�e i na kilka dni podr�y? Karczmarz zaprowadzi� j� do ma�ej, pustej izdebki na poddaszu. Wsun�a futera� z harf� i torb� pod drewniane ��ko, umy�a twarz i r�ce w lodowatej wodzie czekaj�cej na go�cia w dzbanku, po czym zesz�a co� zje��. W karczmie by�o teraz prawie pusto, pozostali tylko nieliczni go�cie, kt�rzy tu nocowali, a i oni niebawem udali si� na spoczynek. Karczmarz Mylt przyni�s� jej posi�ek. Przyjemnie zaskoczy�a j� gor�ca zupa z homar�w, pasztet z jarzyn i dobre wino, kt�re przed ni� postawi�. Zjad�a wszystko z apetytem. - Dzi�kuj� ci, panie. Jad�o by�o wy�mienite. Niski m�czyzna skin�� z zadowoleniem g�ow� i rzek�: - To moje w�asne przepisy. Go�cie wybacz� niedostatki w obs�udze, je�eli jedzenie b�dzie smaczne, a piwo dobrze sch�odzone. Mo�esz pozosta� tu jeszcze jeden dzie�, tkaczko pie�ni. Rzadko si� zdarza, �eby jaki� bard oczarowa� moich klient�w tak jak ty. - Dzi�kuj�, ale nie, musz� rano wyruszy� w dalsz� podr�. - Wypi�a �yczek wina z kielicha. - Powiedz mi - doda�a z udan� oboj�tno�ci� - ile jest dni drogi do samego miasta Es? Chcia�abym je zobaczy�. - Pieszo? - spyta� Mylt, a gdy skin�a twierdz�co g�ow�, zastanawia� si� chwil�, nim odpowiedzia�: - Co najmniej cztery, a raczej pi��. To ca�e dwa dni konno. - Czy drogi s� dobre? - Tak i dobrze strze�one. Koris z Gormu to sprawiedliwy m��, nie ma w zwyczaju rozpieszcza� rozb�jnik�w, wi�c ostatnio trzymaj� si� z dala od g��wnych szlak�w. - Koris z Gormu... syn Hildera - powiedzia�a Eydryth, przypomniawszy sobie opowie��, kt�r� us�ysza�a na pok�adzie "Rybo�owa". - Ludzie m�wi�, �e to on praktycznie rz�dzi teraz Estcarpem razem z pani� Loyse. Czarownice zajmuj� si� przede wszystkim swoj� s�abn�c� moc�. Mylt zni�y� g�os, mimo �e poza nimi nikogo ju� nie by�o w wielkiej izbie. - Tak w�a�nie jest - zgodzi� si� z ni� - ale raczej nie powinno si� m�wi� o tym g�o�no. Przed laty, podczas Wielkiego Poruszenia, sporo z nich umar�o, niekt�re za� prze�y�y, ale s� jak wypalone skorupy. Pozosta�e jednak nadal w�adaj� moc� czarodziejsk�. - Wielkiego Poruszenia? - odwa�y�a si� zapyta�. - Kiedy karste�ski ksi��� Pagar zapragn�� najecha� nasz kraj, czarownice skupi�y ca�� swoj� moc i magi�, �eby poruszy� sam� ziemi�. G�ry oddzielaj�ce Karsten od Estcarpu zatrz�s�y si� i run�y, a jednocze�nie inne szczyty wyd�wign�y si� ku niebu. Naje�d�cy zostali starci z powierzchni ziemi podczas jednej nocy i wszystkie drogi wiod�ce do Karstenu zniszczone. - To musia�o by� straszne. - Tak, na pewno. By�em wtedy jeszcze ch�opcem, a mimo to pami�tam �w dzie�. Wydawa�o si�, �e jaki� cie� przes�oni� ca�y kraj... cie�, kt�rego si� nie widzia�o, tylko czu�o. Ten cie� uciska� wszystko, co �yje, jak pi��, kt�ra chcia�aby wgnie�� nas w ziemi�, by� taki ci�ki... - Karczmarz zadr�a� na to wspomnienie. Eydryth po�piesznie powr�ci�a do tematu bardziej j� interesuj�cego. - Powiedzia�e�, �e niekt�re czarownice zachowa�y swoj� moc? - Tak, je�li to, co s�ysz�, jest prawdziwe. Jak sama stwierdzi�a�, czarownice odwr�ci�y sw� uwag� od w�adzy nad Estcarpem. Ju� nie rz�dz�, naszym krajem, rz�dzi nim Koris i pani Loyse, a pomagaj� im ich przyjaciele i towarzysze broni, cudzoziemiec, pan Simon Tregarth i jego �ona, pani Jaelithe. - Mylt rozejrza� si� nerwowo. - Czy wiesz, �e ona kiedy� by�a czarownic�? Eydryth wiedzia�a, ale uda�a zaskoczenie, chc�c wyci�gn�� z niego jak najwi�cej. - Naprawd�? Mylt podni�s� r�k�, jakby chcia� z�o�y� przysi�g�. 16 - Tak. By�a czarownic�, zanim zosta�a jego �on�. Kiedy si� pobrali, urodzi�a swemu ma��onkowi dzieci - by�o to wi�c prawdziwe ma��e�stwo - a przecie�... - Znowu rozejrza� si� woko�o, po czym nachyli� tak nisko, �e poczu�a jego kwa�ny oddech i zobaczy�a czarne w�gry na nosie - ...a przecie� ona nadal w�ada moc�! Chocia� od dawna nie jest pann�! Eydryth przybra�a odpowiednio zdziwion� min�, jakkolwiek wcale jej to nie zaskoczy�o: jej w�asna matka, Elys, tak�e nie utraci�a swej mocy wraz z dziewictwem. - Ludzie m�wi�, �e pozosta�e czarownice nigdy nie wybaczy�y pani Jaelithe tego, �e wesz�a do �o�a swego ma��onka, a mimo to nie straci�a swego daru. Uwa�aj� to za zdrad� - doko�czy� Mylt. - Mo�e jej zazdroszcz� - Eydryth zaryzykowa�a lekk� kpin�. Karczmarz zachichota� rubasznie. - Nie czarownice z Estcarpu, minstrelko! One ledwie toleruj� m�czyzn, a nie po��daj� ich! - Powiedz mi, Mylcie, czy czarownice kiedykolwiek... pomagaj� ludziom? - Eydryth u�omkiem chleba starannie wyciera�a misk� z resztek zupy homarowej. - M�wi�, �e tak, czasami. B�ogos�awi� zbiory i tym podobne, przywo�uj� burze podczas suszy, uspokajaj� wiatr i fale, �eby chroni� statki w portach. - A co z pomniejszymi czarami... uzdrawianiem, no, czym� w tym rodzaju? - Tak, tym te� niekiedy si� zajmuj�. Lekarstwa, napoje, amulety przeciw chorobom... - Przela� reszt� wina z dzbanka do kielicha Eydryth, a nast�pnie ostro�nie ustawi� puste naczynia na tacy. - Czy czego� sobie jeszcze �yczysz, minstrelko? - Nie, dzi�kuj�, nic mi ju� nie trzeba. - Dziewczyna dopi�a wina i wsta�a. - Dobrej nocy. 17 - �ycz� ci mi�ych sn�w, tkaczko pie�ni. Skin�wszy g�ow� na po�egnanie, Eydryth wesz�a na schody prowadz�ce na poddasze. Sz�a powoli. By�a tak zm�czona, �e nawet te kilka �yk�w wina wypitych do kolacji sprawi�o, i� jej cz�onki wydawa�y si� obci��one jaskrawymi ci�arkami od sieci rybackich, kt�re zdobi�y �ciany "Ta�cz�cego Delfina". Pod�oga pod jej zniszczonymi sk�rzanymi butami zdawa�a si� ko�ysa� rytmicznie, jakby Eydryth nadal przemierza�a ocean na pok�adzie "Rybo�owa". Kiedy dotar�a do swojej izdebki, �ci�gn�a z siebie ubranie i wsun�a si� pod szorstkie we�niane koce, zbyt zm�czona, aby szuka� koszuli nocnej. Sen obejmowa� j� o�owianymi ramionami, gdy nagle otworzy�a oczy: - Zapomnia�am! Na Jantarow� Pani�, jestem taka zm�czona... - szepn�a. Z westchnieniem odrzuci�a na bok koce i si�gn�a po le��c� na pod�odze lask� zwie�czon� figurk� gryfa. Przyci�gn�wszy j� do siebie w ciemno�ciach, drug� r�k� odnalaz�a po omacku amulet, kt�ry nosi�a ukryty pod ubraniem. Poczu�a w d�oni znajomy, ciep�y kszta�t z bursztynu i ametystu, przesun�a palcem po symbolach Gunnory - snopie zbo�a oplecionego winoro�l� o dojrza�ych gronach. - Pani - szepn�a - potrzebuj� Twojej pomocy w moich poszukiwaniach. Prosz� ci�, chro� tych, kt�rych kocham, tych, kt�rzy mieszkaj� w Cytadeli Gryfa. Chro� pani� Joisan i jej ma��onka, pana Kerovana. Chro� te� ich c�rk� Hyan� i syna Firduna. A przede wszystkim, prosz� Ci�, chro� mego ojca. Pom� mi znale�� kogo�, kto mo�e go uzdrowi�, tak �eby po tylu latach zn�w sta� si� sob�. I, Pani... - Jej cichy szept gin�� w mroku. - Prosz�... pozw�l mi odnale�� moj� 18 matk�, pani� Elys. Tak dawno od nas odesz�a... Chro� j�, gdziekolwiek jest. Zacisn�a mocno w d�oni oba symbole, pragn�c otrzyma� jaki� znak - jakikolwiek znak - �e jej modlitwa by�a czym� wi�cej ni� zbiorem pustych d�wi�k�w. Ale niebieskie oczy gryfa z quanstali nie rozjarzy�y si� w mroku; ten b�ogos�awiony metal nigdy dla niej nie za�wieci�. A bursztynowy amulet Gunnory by� r�wnie ciemny jak otaczaj�ca j� noc. Zawsze tak by�o... Eydryth po�o�y�a si� i westchn�a z nadziej�, �e tej nocy b�dzie zbyt zm�czona, �eby �ni�. Dwuko�owy, ci�gni�ty przez kucyka w�z poskrzypywa� na brukowanej drodze. - Po�piesz si�, Pi�knisiu! - M�ody wie�niak wymachiwa� wiklinow� witk� nad okr�g�ym zadem niedu�ego gniadego wa�acha. - Masz miasto Es w zasi�gu wzroku, tkaczko pie�ni! - zawo�a� przez rami�. - To ju� niedaleko. Eydryth najpierw ostro�nie poda�a jego �onie u�pion� Pris, ich ma�� c�reczk� o zmierzwionych w�oskach, potem podnios�a si� i wyjrza�a z wozu. Nawet w promieniach chyl�cego si� ku zachodowi s�o�ca zbli�aj�ce si� miasto wydawa�o si� pociemnia�e ze staro�ci, a jego okr�g�e, szarozielone wie�e mog�y sta� tam od stworzenia �wiata. Es by�o du�ym grodem, kt�ry najwyra�niej mia� pe�ni� jednocze�nie funkcj� twierdzy i stolicy Estcarpu - ze wszystkich stron otacza� go wysoki mur obronny. Kiedy w�z wie�niaka podjecha� do bramy, dw�ch dobrze uzbrojonych wartownik�w �yczliwie, ale uwa�nie przyjrza�o si� zar�wno pojazdowi, jak i jego pasa�erom. Ustaliwszy, �e nic nie ukryto pod tkanymi r�cznie 19 kilimami, kt�re Catkus i Leiona przywie�li na sprzeda�, machni�ciem r�ki pozwolili im jecha� dalej. Gdy niezdarny w�z telepa� si� na kocich �bach w�skich uliczek, Eydryth rozgl�da�a si� ze zdumieniem. Es okaza�o si� najwi�kszym miastem, jakie kiedykolwiek odwiedzi�a. Mieszka�cy Krainy Dolin z natury nie byli mieszczuchami, a podczas wszystkich w�dr�wek po prastarym Arvonie dziewczyna nigdy nie widzia�a osady wi�kszej od wioski. Zbudowane z omsza�ych kamieni staro�ytne budowle strzela�y ku niebu, otaczaj�ca je za� patyna wiek�w wydawa�a si� niemal tak namacalna, �e Eydryth przysz�o do g�owy, i� da�oby si� wyczu� j� dotykiem. Wyci�gn�a r�k�, gdy w�z zwolni� na ostrym zakr�cie w�skiej uliczki. Nie dotkn�a mur�w. G�azy zdawa�y si� odpycha� ciekawskich - a mo�e to, co wyczu�a, by�o prawdziw� magi�, czarem, kt�ry mia� chroni� miasto? - Jeste�my na miejscu, tkaczko pie�ni - o�wiadczy� Catkus, �ci�gaj�c lejce u wjazdu na plac targowy. - Niech los ci sprzyja w twoich w�dr�wkach. - M�ody wie�niak dotkn�� r�k� postrz�pionego skrzyd�a kapelusza w po�egnalnym pozdrowieniu. - Jeszcze raz dzi�kuj� za u�pienie piosenk� ma�ej Pris podczas ataku kolki tamtej nocy. - To ja wam dzi�kuj� za podwiezienie i za towarzystwo - odpar�a na to Eydryth, gramol�c si� z wozu, po czym pomacha�a na po�egnanie r�k� ca�ej rodzinie. M�oda kobieta nie musia�a pyta� o drog� do Cytadeli - twierdza czarownic by�a bowiem najpot�niejsz� budowl� w Es; mia�a te� okr�g�� wie�� przewy�szaj�c� wszystkie otaczaj�ce j� gmachy. Eydryth ruszy�a wi�c ku niej przez zat�oczone ulice, zarzuciwszy na plecy podr�n� sakw� i przeno�n� harf�. Po drodze przygl�da�a si� ludziom id�cym wydeptanymi przez niezliczone 20 lata ulicami, tym, kt�rzy nazywali siebie Star� Ras�. Byli wysocy i wygl�dali niezwykle onie�mielaj�co. Trzymali si� dumnie, st�pali wyprostowani jak �o�nierze. Ich w�osy by�y r�wnie czarne jak sploty Eydryth, ale ani fale, ani loki nie zmi�kcza�y p�aszczyzn ich poci�g�ych twarzy o ostrych podbr�dkach. Oczy o r�nych odcieniach szaro�ci spogl�da�y czujnie w pozbawionych zmarszczek obliczach. Nawet w Krainie Dolin dobrze wiedziano, i� u Starej Rasy oznaki staro�ci pojawia�y si� dopiero na kilka lat przed �mierci�. Widok mieszka�c�w Es �ywo i bole�nie przypomnia� Eydryth matk�. Wyda�o si� jej dziwne, �e mog�o j� ��czy� z kt�rymi� spo�r�d nich dalekie pokrewie�stwo. Elys cz�sto m�wi�a c�rce, �e dziadkowie Eydryth uciekli z Estcarpu z jakich� nie znanych jej powod�w, kt�rych nigdy nie rozstrz�sali. Gwardzista w nosz�cej �lady naprawy kolczudze zast�pi� jej drog� w bramie wiod�cej na centralny dziedziniec. - W jakiej sprawie... - Rzuci� bystre spojrzenie na symbol na piersi Eydryth - ...tkaczko pie�ni? - Pragn� uzyska� pos�uchanie u jednej z czarownic - odpar�a sztywniej�c i patrz�c w jego oboj�tne oczy. - Na kilka minut, nie d�u�ej. - W jakiej sprawie? - Zmierzy� j� wzrokiem. - W sprawie uzdrowienia - odrzek�a dziewczyna po chwili wahania, staraj�c si� opanowa� niecierpliwo��: Dotar�am a� tak daleko! B�ogos�awiona Gunnoro, dodaj mi si�! - Powiedziano mi, �e ka�dy mo�e szuka� porady u czarownic w sprawie uzdrowienia. - Jak si� nazywasz? - Eydryth. 21 - Zaczekaj tutaj. - Gwardzista odwr�ci� si� i znikn�� w olbrzymim, pociemnia�ym ze staro�ci portalu i wr�ci� po kilku minutach. - Jutro rano - powiedzia�. - Zanim s�o�ce dotrze do szczytu mur�w miejskich. - Stokrotne dzi�ki - odpar�a, ze wszystkich si� powstrzymuj�c u�miech ulgi. - B�d� o czasie. Tej nocy jej wyst�p w "Srebrnej podkowie" sk�ada� si� g��wnie z lekkich ballad oraz z opowie�ci o cudach, dobrej magii i mi�o�ci, tote� trudno jej by�o zmieni� nastr�j, gdy pewien stary, pos�pny wie�niak za�yczy� sobie ponurej Elegii o �o�nierzu. Eydryth �piewa�a, a kiedy rozbola�o j� gard�o, gra�a na flecie. Do czasu, gdy klienci gospody rozeszli si� do dom�w, m�oda minstrelka zarobi�a tyle, �e powetowa�a sobie koszty czterodniowej podr�y do Es. Dziewczyna obudzi�a si�, kiedy �wit ledwie zd��y� posrebrzy� niebo na wschodzie. Zaspokoiwszy g��d owsiank� i kozim mlekiem, chwyci�a lask�, przewiesi�a przez rami� sakw� i szybko posz�a kr�tymi uliczkami w stron� Cytadeli. S�o�ce ledwie r�owi�o niebo nad dachami, gdy przysiad�a na progu jakiego� domostwa naprzeciw gwardzist�w. Dwie godziny oczekiwania d�u�y�y si� jej niemi�osiernie jak rozci�gni�ta ponad miar� struna harfy, ale w ko�cu wsta�a, otrzepa�a p�aszcz i obcis�e spodnie, po czym przepchn�a si� przez zat�oczon� teraz ulic�. Na warcie sta� obecnie inny �o�nierz. Spojrzawszy na list� rozkaza� jej zostawi� na wartowni podr�n� lask�, po czym wskaza� r�k� wej�cie. Eydryth szarpni�ciem otworzy�a masywne drzwi i znalaz�a si� w d�ugim korytarzu. Stan�a przed ni� m�oda kobieta w pow��czystej, srebrzystej szacie; jej spi�te z ty�u g�owy kru- cze w�osy os�ania�a srebrna siatka. Opu�ciwszy ciemnoszare oczy, bez s�owa, skinieniem poleci�a dziewczynie i�� za sob�. Minstrelka wielkimi krokami st�pa�a za dziewczyn� - jedno spojrzenie na twarz przewodniczki przekona�o j�, i� czarownica by�a m�odsza od niej o kilka lat - najpierw jednym korytarzem, p�niej drugim, wreszcie trzecim. Wszystkie mia�y g�adkie �ciany z pociemnia�ych ze staro�ci kamieni i by�y o�wietlone s�abym blaskiem ku� zawieszonych w metalowych koszykach. Na widok �wiec�cych ku� Eydryth z trudem powstrzyma�a okrzyk zaskoczenia. Ju� kiedy� widzia�a takie o�wietlenie. Identyczne lampy zwisa�y ze �cian i sufit�w jej domu, staro�ytnego Kar Garudwyn. Zna�a wiek tamtej twierdzy i teraz z jeszcze wi�kszym l�kiem rozejrza�a si� woko�o. To miejsce by�o naprawd� stare. Przewodniczka zatrzyma�a si� przed niewielkimi drzwiami. Wci�� milcz�c otworzy�a je, machni�ciem r�ki poleci�a wej�� petentce, po czym wesz�a za ni�. W gabinecie pe�nym pergaminowych zwoj�w siedzia�a za biurkiem kobieta, kt�rej orle rysy twarzy nie zdradza�y prawdziwego wieku. Eydryth wzdrygn�a si� pod nieruchomym spojrzeniem jej oczu. Mia�a ona na sobie tak� sam� szar� niby mg�a sukni� jak przewodniczka Eydryth, ale nosi�a zawieszony na �a�cuszku zamglony kamie� o barwie ksi�yca. Czarownica odsun�a nieco krzes�o i d�ug� chwil� siedzia�a nieruchomo, przygl�daj�c si� minstrelce. Kiedy si� w ko�cu odezwa�a, przem�wi�a z wiejskim akcentem, lecz jej w�adcza postawa wskazywa�a, i� dawno pozostawi�a za sob� sp�dzone na wsi dzieci�stwo. Nie przedstawi�a si�, jednak jej zachowanie nie zaskoczy�o Eydryth. Wiedzia�a bowiem, i� podanie komukolwiek prawdziwego imienia oznacza�o otwarcie szczeliny w pancerzu mocy. - Tkaczka pie�ni Eydryth. Szukasz uzdrowienia. Dla kogo? Wygl�dasz na zdrow�. - Nie, nie dla mnie - odrzek�a dziewczyna zmuszaj�c si� do patrzenia prosto w surowe i przenikliwe oczy czarownicy. - Dla kogo� z mojej rodziny. - I przyby�a� z bardzo daleka, prawda? - Starsza kobieta wsta�a i podesz�a do Eydryth. By�a o p� g�owy ni�sza, ale emanuj�ca od niej w�adcza aura niweczy�a t� r�nic� wzrostu. - Pachniesz morzem i masz zniszczone buty. Musia�a� przej�� wiele mil. Czy w twojej prowincji nie ma uzdrowicielek? - To prawda, �e mamy w�asne M�dre Kobiety - przyzna�a dziewczyna. - Lecz jak dotychczas �adna nie mog�a pom�c, poniewa� jest to choroba umys�u i ducha, a nie cia�a. Czarownica pokiwa�a lekko g�ow�. - To niedobrze, minstrelko. Ma�o kto potrafi uleczy� tak� niemoc. Kogo porazi�a i jak to si� sta�o? Eydryth a� zabrak�o tchu, kiedy zacz�a opowiada� i opad�y j� wspomnienia. - To sta�o si� sze�� lat temu, gdy by�am jeszcze ma�� dziewczynk�. Podr�owali�my... do pewnego miejsca dawnej Mocy. Mia� to by� rodzaj wyroczni, kt�ra pozwala�a ujrze� to, czego si� najbardziej pragnie. Lecz kiedy Jervon tam zajrza�, porazi�o go jak grom. Od tej pory jest jak ma�e dziecko, kt�re je, gdy mu si� poda jedzenie, i idzie, gdy si� je prowadzi... - On?! - W oczach czarownicy b�ysn�� gniew. - Czy chcesz powiedzie�, �e jaki� m�czyzna pr�bowa� pos�u�y� si� �r�d�em Mocy? Szukasz u mnie pomocy dla kogo�, kto wtr�ca� si� do spraw, kt�rych jego p�e� nigdy nie zdo�a zrozumie�? - Tak, dla mojego ojca Jervona - wyj�ka�a Eydryth, gor�czkowo si� zastanawiaj�c, gdzie pope�ni�a b��d. - Powiedziano mi, �e potraficie uzdrawia�... Urwa�a, kiedy czarownica mocno z�apa�a j� za brod� i w zamy�leniu odwr�ci�a jej twarz z boku na bok. - Twoje oczy... - mrukn�a do siebie - ...s� niebieskie... i szcz�ki s� szersze, lecz barwa w�os�w, kszta�t podbr�dka... - Spiorunowa�a dziewczyn� spojrzeniem. - Jeste� dzieckiem Starej Rasy. Po cz�ci. Twoja matka na pewno zdradzi�a swoje powo�anie wybieraj�c ma��e�stwo, podczas gdy my tak potrzebowa�y�my ka�dej cz�stki mocy! Czy s�dzisz, �e pomog�abym m�czy�nie, kt�ry przespa� si� z jedn� z moich si�str i w ten spos�b pozbawi� j� daru w�adania moc�?! Ale� ona wcale nie straci�a tego talentu! Nawet nie urodzi�a si� w Estcarpie - zaprotestowa�a w duchu Eydryth. Nie ukrywana nienawi�� w oczach czarownicy odebra�a jej odwag�; wprawdzie dowiedzia�a si� ju�, �e kobiety w�adaj�ce moc� uwa�a�y zwi�zek z m�czyznami za jej n�dzny surogat, ale nie by�a przygotowana na taki wybuch gniewu i nienawi�ci. Silne, kr�tkie palce czarownicy zacisn�y si� na podbr�dku dziewczyny. - A co z tob�? - mrukn�a ciszej. - Czy unikn�a� test�w, jakim poddawane s� wszystkie dziewczynki? Czy masz magiczny talent? Je�li tak, zobaczymy... - Urwa�a z sykiem i zbli�y�a zamglony klejnot do twarzy oszo�omionej minstrelki. - Dotknij go! - rozkaza�a. Wola zwar�a si� z wol�, gdy Eydryth pr�bowa�a si� cofn��, oderwa� wzrok od jasnoszarych oczu, �wiec�cych blaskiem, kt�ry mia� w sobie co� z szale�stwa. - Nie! - Dotknij go! Eydryth wbrew woli wyci�gn�a z wahaniem r�k�, musn�a koniuszkiem palca d�o� czarownicy, a potem dotkn�a ch�odnej, �liskiej powierzchni zamglonego kamienia. Tamta za� odwr�ci�a od niej spojrzenie i skierowa�a je na kamie�. O�ywienie powoli gas�o na twarzy czarownicy. - Nie... - mrukn�a i zn�w utkwi�a wzrok w twarzy minstrelki. - Nic, klejnot pozosta� martwy. A by�am taka pewna... Przekornie rozgniewana jeszcze jednym dowodem braku magicznego talentu, Eydryth cofaj�c r�k� spojrza�a na klejnot i nagle zamar�a. Czy zobaczy�a male�k� iskierk� w jego szarej g��binie? Wyobra�am to sobie tylko, pomy�la�a z gniewem. Chwa�a losowi, �e nie w�adam moc�. W przeciwnym wypadku ta na p� oszala�a kobieta pr�bowa�aby mnie tutaj zatrzyma�! Cofn�a si� o jeden krok. - Wi�c nie mo�esz mi pom�c - powiedzia�a. - Albo nie chcesz... Jak to naprawd� jest, pani? Czarownica wzruszy�a ramionami i odpowiedzia�a tak cicho, �e ledwie j� by�o s�ycha�. - Kiedy�, przed Wielkim Poruszeniem... by� mo�e, nie wiem. Ale teraz... - Potrz�sn�a g�ow� i wyci�gn�wszy r�k� chwyci�a si� rze�bionego oparcia krzes�a, jakby ba�a si�, �e upadnie. P�niej skinieniem da�a znak, i� pos�uchanie sko�czone. - Mo�esz odej��, minstrelko. - Je�eli ty nie mo�esz mi pom�c, czy wiesz, kto m�g�by to zrobi�? - zapyta�a Eydryth czuj�c, jak ga�nie w niej nadzieja, kt�ra dodawa�a jej si� w minionych miesi�cach. - Musz� znale�� kogo�, kto go uzdrowi, musz�! Zrozum, to ja jestem wszystkiemu winna! Szukali�my mojej matki, kt�r� kocha� nad... - Porwa� j� szloch i odwr�ci�a si� zawstydzona, i� czarownica zobaczy�a j� w takim stanie. Lecz tamta zdawa�a si� ju� jej nie widzie�. Zgarbiona, pow��cz�c nogami Eydryth na o�lep wysz�a za m�od� czarownic� z komnaty. Sz�y ciemnymi korytarzami, a ich stopy szura�y o kamienne p�yty. Minstrelka opanowa�a si� powoli i mrugaj�c oczami powstrzyma�a �zy. Ale podr�na sakwa wyda�a si� jej dwa razy ci�sza, a harfa w futerale, musn�wszy �cian�, wyda�a smutny, przyt�umiony d�wi�k. Co mam zrobi� - zastanawia�a si� w odr�twieniu Eydryth. Dok�d p�j��? Nie mog�a znie�� my�li o powrocie do Kar Garudwyn z pustymi r�kami, lecz c� jej pozosta�o? Chyba tylko bezsensowna w�dr�wka po obcych krajach? Okr��y�a ostatni zakr�t przed wyj�ciowym portalem i omal nie wpad�a na swoj� przewodniczk�. - Cicho! - szepn�a czarownica, rozejrzawszy si� z l�kiem woko�o. - Wejd� tutaj, musimy porozmawia�. Lodowato zimn� r�k� z�apa�a Eydryth za r�kaw i zaci�gn�a do ciemnego pomieszczenia. Po chwili minstrelka dostrzeg�a otaczaj�ce je zakurzone beczki i skrzynie. To co� w rodzaju magazynu, pomy�la�a. Nieco zdziwiona patrzy�a, jak jej towarzyszka wyjrza�a ostro�nie, �eby si� upewni�, czy nikt ich nie obserwuje. P�niej zamkn�a drzwi i dotkn�a palcem �wiecy, kt�r� wyj�a z r�kawa. Zab�ys�a iskierka i knot zapali� si�. Spojrza�y na siebie w p�mroku. - O co chodzi? - zacz�a Eydryth, lecz tamta przy�o�y�a palec do ust. - Cicho! - wyszepta�a m�oda czarownica. - Pos�uchaj mnie przez chwil�. Znam miejsce, gdzie mo�esz znale�� pomoc, kt�rej szukasz, tkaczko pie�ni. # Eydryth z niewiar� spojrza�a na twarz dziewczyny. - Gdzie? - zapyta�a w ko�cu. - Gdzie mog� znale�� pomoc dla tego, kogo porazi�a staro�ytna Moc? - Jest w Estcarpie pewien przybytek m�dro�ci - odrzek�a tamta. - Stary... mo�e nawet starszy od samej Cytadeli w Es. S� tam staro�ytne zapiski i niekt�re z nich dotycz� leczenia najr�niejszych chor�b. S�ysza�am legendy o uzdrawiaj�cych kamieniach i o czerwonym mule, kt�ry leczy nawet najci�sze rany. Mo�e w tych zapiskach znajdziesz wiedz� o tym, gdzie znajduj� si� takie lekarstwa. - Gdzie? - zapyta�a niecierpliwie minstrelka. - Gdzie ukryto taki kamie�? Gdzie odnajd� taki mu�? - Nie wiem. Mo�e w Escore? Wiele z tego, co uwa�ali�my za legendy, okaza�o si� prawd� po tym, jak Tregarthowie odkryli t� staro�ytn� krain�, z kt�rej niegdy� uciek�a Stara Rasa. Je�eli m�wi� one prawd�... W tym przybytku pradawnej wiedzy mo�esz znale�� odpowiedzi, kt�rych szukasz. - Nie jestem uczona - mrukn�a Eydryth z pow�tpiewaniem. 28 - Ale uczeni s� ci, kt�rzy tam �yj�, i na pewno ci pomog�, gdy� poza tym maj� niewiele do roboty. Jest szansa, �e znajdziesz wzmiank� o potrzebnym ci leku na kt�rym� z postrz�pionych zwoj�w. - Szansa - powt�rzy�a Eydryth, my�l�c szybko. - Najwyra�niej nik�a szansa. - Nie sprawiasz wra�enia kogo�, kto m�g�by sobie pozwoli� na pomini�cie jakiejkolwiek mo�liwo�ci, cho�by najmniejszej - odparowa�a czarownica. Minstrelka westchn�a. - Masz racj�. Co to za miejsce? Tamta podnios�a ostrzegawczo r�k�. - Nie tak szybko. Je�eli mi pomo�esz, powiem ci, gdy dotrzemy do celu. Czy przysi�gniesz na b�ogos�awion� Gunnor�, kt�rej amulet nosisz, �e je�li ci pomog�, dotrzymasz danego mi s�owa? Eydryth drgn�a, mimo woli k�ad�c d�o� na piersi, gdzie pod sk�rzanym kaftanem ukrywa�a amulet. - Sk�d wiesz, co nosz� pod ubraniem? - zapyta�a, przygl�daj�c si� podejrzliwie czarownicy i staraj�c si� dostrzec jej twarz z p�mroku. - W�adam tylko niewielk� moc�, ale wyczu�am, �e nosisz na piersi symbol Gunnory - warkn�a niecierpliwie czarownica. - Zreszt� to niewa�ne. Czy przysi�gniesz, �e mi pomo�esz, je�eli ja udziel� ci pomocy? - W czym mam ci pom�c? - Chc� uciec z Cytadeli, z samego Es i wr�ci� do mojego rodzinnego Kastrynu. Kiedy tam si� znajdziemy, wyjawi� ci nazw� staro�ytnego przybytku m�dro�ci i powiem, jak tam dotrze�. Kastryn, jak sama si� o tym przekonasz, znajduje si� na drodze do Lormtu. Eydryth spojrza�a na m�od� kobiet�, badaj�c wzrokiem jej w�sk� twarz o ostrym podbr�dku. Dziewczyna 29 by�a pi�kna, cho� sprawia�a wra�enie zm�czonej, a rysy mia�a wyostrzone, jak gdyby wiele wycierpia�a. - Niewykluczone, i� mog�abym odnale�� ten przybytek staro�ytnej wiedzy bez twojej pomocy - powiedzia�a powoli - teraz, kiedy wiem ju�, o jakie miejsce mam pyta�. Je�eli mieszkaj� tam ludzie, na pewno kto� gdzie� co� b�dzie o tym wiedzia�. Czarownica zagryz�a usta, trac�c panowanie nad sob�. - By�am g�upia - szepn�a z nut� rozpaczy w g�osie. - Nie zdo�ano wyuczy� mnie intryg, a z natury m�wi� szczerze. Masz racj�. Je�eli dostatecznie d�ugo b�dziesz rozpytywa� o to w Es, znajdziesz kogo�, kto b�dzie wiedzia� o istnieniu Lormtu i zna� do niego drog�. Id� wi�c. �ycz� ci powodzenia. Odwr�ci�a si� i zgarbi�a, chyl�c g�ow� i opuszczaj�c ramiona. Eydryth poczu�a do niej sympati�. Przypomnia�a sobie w�asn� rozpacz, kt�ra j� ogarn�a na my�l, �e chciwe mocy czarownice o zapad�ych oczach mog�yby zatrzyma� j� w tej staro�ytnej twierdzy. Dotkn�a lekko ramienia dziewczyny. - Zaczekaj. Powiedz mi co� wi�cej o sobie. Jeste� jedn� z nich - dlaczego chcesz st�d odej��? Tamta ani si� nie odwr�ci�a, ani nie podnios�a oczu. - Zmuszono mnie do poddania si� testowi tak jak ciebie dzisiaj - powiedzia�a g�ucho. - Ale dla mnie kamie� o�y�. Wprawdzie by�a to tylko iskierka, lecz czarownice s� zdesperowane. - Zauwa�y�am to. Dlaczego tak jest? - Musia�y patrze�, jak powoli trac� kontrol� nad Estcarpem i jak przejmuj� j� inni - Koris i pani Loyse, Simon Tregarth (kt�rego nienawidz� od chwili, gdy o�eni� si� z jedn� z nich) oraz jego �ona, pani Jaelithe. Zabieraj� ka�d� dziewczynk�, kt�ra ma cho� cz�stk� mocy, �eby powi�kszy� swoje szeregi do poprzedniej liczebno�ci. G�os m�odej kobiety zadr�a�. - Przez dwa lata udawa�o mi si� unika� test�w, poniewa� by�am jedyn� opiekunk� i oparciem dla mojej owdowia�ej matki. Ale ona umar�a, wi�c kiedy czarownica przyby�a do Kastrynu nast�pnym razem, musia�am po�o�y� palec na jej klejnocie. Zabra�y mnie, poniewa� zab�ys�a w kamieniu iskierka, przywioz�y tutaj... i zacz�y mnie uczy�. - Magii? - Tyle, ile mog�am si� nauczy�, a nie by�o tego wiele. Nie jestem t�pa, ale serce i umys� mam czym innym zaj�te. Nie pragn� by� M�dr� Kobiet�, nie mam te� do�� talentu, �eby nauczy� si� czego� wi�cej ni� kilku pomniejszych iluzji i opanowa� podstawy sztuki leczenia i wytwarzania lek�w z zi�. Lecz dla innych czarownic moc jest wszystkim - mi�sem, chlebem, napojem, sam� dusz�! Nie s�dz�, �eby� mog�a to zrozumie�, minstrelko, ale ja nigdy nie stan� si� taka jak one. Nigdy! Eydryth przypomnia�a sobie w�asne dzieci�stwo sp�dzone w przesi�kni�tej czarami twierdzy... Magia przenika�a nawet powietrze Kar Garudwyn i dla os�b z jej otoczenia pos�ugiwanie si� czarami by�o r�wnie naturalne jak oddychanie. Ona jednak nie mia�a ani krzty talentu magicznego, wda�a si� przecie� w ojca. Jej ojciec, pora�ony podmuchem niemal zapomnianej Mocy... Wzruszenie �cisn�o jej gard�o. - Rozumiem - powiedzia�a do czarownicy - nawet lepiej, ni� ci si� wydaje. - I co najgorsze, zabra�y mnie tak szybko, �e nawet nie mia�am czasu zawiadomi� Logara! - G�os dziewczyny za�ama� si�. 31 - Logara? Teraz czarownica zwr�ci�a si� twarz� do swej rozm�wczyni. W p�mroku rozja�nionym s�abym blaskiem �wiecy jej oczy b�yszcza�y, jakby stara�a si� powstrzyma� �zy. - Logar to m�j narzeczony. Jest w Stra�y Granicznej. Wprawdzie wyrwali�my Psom cz�� uz�bienia, ale Alizon pozosta� sztyletem, kt�ry coraz to rani bok Estcarpu. Ocala�e Psy skradaj� si� chytrzej ni� przedtem i n�kaj� nasz� p�nocn� granic�. Dlatego ka�dy zdolny do noszenia broni m�ody m�czyzna musi ods�u�y� w wojsku trzy lata. S�u�ba Logara sko�czy�a si� w zesz�ym miesi�cu - teraz musi ju� by� w domu i dowiedzia� si�, �e mnie zabrano do Es! Jej usta zadr�a�y, lecz zdo�a�a si� opanowa� i doda�a ponuro: - Przysi�gli�my sobie, �e we�miemy �lub po jego powrocie. Pragn� tylko jednego - zosta� jego �on�! Ale Logar nie mo�e mnie uwolni� - gdyby odwa�y� si� wtargn�� do Cytadeli, czeka go �mier�! Obawiam si� jednak, i� m�g�by si� zdoby� na taki szalony post�pek... dlatego musz� uciec, zanim to zrobi! - Rozumiem... - odpar�a Eydryth. - Lecz je�li pojedziemy do Kastrynu... M�oda czarownica z�apa�a j� za r�kaw. - Pojedziemy!? Czy chcesz powiedzie�, �e mimo to pomo�esz mi st�d uciec? Nawet je�li nie b�d� mog�a ci zap�aci� ani ci� wynagrodzi�? - Tak - odrzek�a Eydryth r�wnie uroczy�cie, jakby sk�ada�a przysi�g�. - Pomog� ci, siostro. - Masz moj� dozgonn� wdzi�czno��! Oby sp�yn�y na ciebie wszystkie b�ogos�awie�stwa Gunnory... - Dziewczyna chwyci�a obur�cz r�k� minstrelki. Eydryth pokr�ci�a g�ow�, przerywaj�c ten potok s��w. - Zas�u�� na podzi�kowania dopiero wtedy, gdy nam si� powiedzie, siostro. - Jestem Arvis - przedstawi�a si� nie�mia�o czarownica. Eydryth otworzy�a szerzej oczy. Widz�c jej zaskoczenie, dziewczyna wyzywaj�co kiwn�a g�ow�. - Nazywam si� Arvis - powt�rzy�a z dum�, �e otwarcie �amie prawa obowi�zuj�ce w Cytadeli. - A ty? - Eydryth. Powiedz mi, je�li wyruszymy do Kastrynu, czy inne czarownice nie dowiedz� si� natychmiast, dok�d si� uda�a�, i nie b�d� nas tam szuka�? - Mog� mnie szuka�, ale gdy mnie znajd�, ju� na nic im si� nie przydam - odpowiedzia�a Arvis. - Logar i ja pobierzemy si� w tej samej godzinie, w kt�rej si� spotkamy i... - u�miechn�a si� drwi�co - skoro tylko stan� si� �on� Logara i wejd� do jego �o�a, strac� wszelk� moc. Nie b�d� taka tego pewna, pomy�la�a z przek�sem Eydryth, kiedy przypomnia�a sobie swoj� rodzon� matk�, pani� Elys, i przybran�, pani� Joisan. Obie by�y kobietami w�adaj�cymi moc� czarodziejsk�, obie spa�y ze swymi ma��onkami i urodzi�y im dzieci tak jak pani Jaelithe. I podobnie jak ona nie utraci�y magicznych zdolno�ci. Arvis prawdopodobnie ma jednak racj�, wywnioskowa�a minstrelka. Nie zechc� przyj�� jej do swego grona, bo wed�ug nich zosta�a ska�ona kontaktem z m�czyzn�. Pozwol� jej odej��. - Poza tym - ci�gn�a m�oda czarownica - Logar i ja nie b�dziemy czeka�, a� nas dosi�gnie ich gniew. Przekonam go, �e musimy natychmiast ucieka�. Mo�e na wsch�d, do krainy za g�rami, Escore? Synowie i c�rka Tregartha znale�li tam schronienie - dlaczego nie Logar i ja? - D�ugo uk�ada�a� te plany - zauwa�y�a Eydryth. - Nie wymy�li�a� sobie tego w tej chwili. - Nie my�la�am o niczym innym, odk�d mnie zabra�y - Arvis zni�y�a g�os do szeptu. - Na poz�r pogodzi�am si� z losem i stara�am si� przyk�ada� do nauki najlepiej jak mog�am, �eby u�pi� ich podejrzenia. Nigdy jednak nie zaniecha�am plan�w ucieczki. Teraz ju� nie mog� czeka� - w przysz�ym tygodniu mam uda� si� do Przybytku M�dro�ci, �eby po raz ostatni odby� w odosobnieniu medytacje, a potem ka�� mi z�o�y� Przysi�g� Czarownicy. Musz� uciec, zanim w��cz� mnie do swego grona. - Czy masz plan ucieczki z samej Cytadeli? Dziewczyna zawaha�a si�. - Zastanawia�am si� nad tym, ale nie chcia�abym go sugerowa�, gdy� jest dla ciebie bardzo niebezpieczny. Czy masz cho� odrobin� mocy? - Ani �ladu - odpar�a sucho Eydryth. - Lecz mimo to przedstaw mi sw�j plan. - Jak ju� ci m�wi�am, mam niewielkie zdolno�ci - odrzek�a Arvis - s�dz� jednak, �e zdo�am okry� si� zas�on� iluzji na tak d�ugo, �eby wymin�� gwardzist� strzeg�cego Cytadeli. Przybior� twoj� posta�. B�dzie si� ciebie spodziewa� i dlatego nie przyjrzy ci si� zbyt uwa�nie. Ale doskona�a podobizna jest ponad moje si�y, wi�c musz� mie� twoje ubranie i sakw�. - A zatem przybierzesz moj� posta� i b�dziesz nosi� moje odzienie, �eby po prostu m�c st�d wyj��... - rozmy�la�a g�o�no minstrelka. - To naiwny plan, lecz m�j ojciec, kt�ry by� �o�nierzem, nauczy� mnie podst�p�w i taktyki wojennej. Dlatego wiem, �e cz�sto najprostszy plan ma najwi�ksze szans� powodzenia. A co si� ze mn� stanie? - W tym problem - odpar�a ponuro czarownica. - B�d� ci� wypytywa�y i je�li dasz im cho� najmniejszy pow�d do zw�tpienia w szczero�� twoich s��w, pos�u�� si� moc�, �eby wydoby� z ciebie prawd�. - Mog� powiedzie�, �e mnie zaczarowa�a�, obezw�adni�a� swoj� moc� - odrzek�a Eydryth, m�wi�c szybciej ni� my�l�c. - �eby wygl�da�o to prawdopodobnie, musisz zostawi� mnie zwi�zan� i rozebran�. Mo�e jeszcze powinna� uderzy� mnie tak mocno, �ebym straci�a przytomno��. - Nie mog�abym zrobi� ci krzywdy! - �achn�a si� m�oda czarownica. - Poka�� ci, jak nale�y zada� cios i gdzie. Taki, kt�ry pozbawi mnie przytomno�ci, lecz nie narazi na szwank poza kilkugodzinnym b�lem g�owy. - Ale... - Zrobisz to, co powinna� zrobi� - odpowiedzia�a stanowczo Eydryth. - Pami�taj, �e nie ma dla mnie lepszego wyt�umaczenia, dlaczego nie podnios�am alarmu. Znajd� mnie zwi�zan� i nieprzytomn�, ze sporym guzem za uchem. W�tpi�, aby w tych okoliczno�ciach czarownice w og�le podejrzewa�y nas o spisek. - A je�li jednak b�d� ci� podejrzewa�y? Je�eli wymusz� na tobie prawd�? Minstrelka zastanowi�a si�. - Nie s�dz�, �eby wyrz�dzi�y mi wiele z�ego tylko dlatego, �e pozwoli�am ukra�� sobie ubranie i sakw�. Na pewno nie jest to przest�pstwo, za kt�re grozi�aby mi szubienica, zw�aszcza �e ty w�adasz moc�, a ja nie. �atwo b�dzie uwierzy�, i� podporz�dkowa�a� mnie swojej woli. I jeszcze jedno: ja nie jestem obywatelk� Estcarpu... Naprawd� mog� powo�ywa� si� na nieznajomo�� miejscowych praw. �wiadczy o tym fakt, �e poprosi�am jedn� z czarownic o pomoc dla pogardzanego przez nie m�czyzny. - Masz racj� - zgodzi�a si� z ni� Arvis i m�wi�a dalej w zamy�leniu: - Ka�dy cz�owiek, m�czyzna czy kobieta, kt�ry mieszka w tym kraju, musi po pewnym 35 czasie pozna� zwyczaje czarownic. - �ci�gn�a brwi i doda�a z niepokojem: - Ale powali� ci� na ziemi�... Nie, nie mog�! Musimy znale�� inny spos�b. Eydryth chwyci�a j� za ramiona, bole�nie wbijaj�c palce w cia�o czarownicy. - Chcesz zn�w zobaczy� swego narzeczonego, prawda? - Tak - szepn�a Arvis. - Wi�c post�pisz tak, jak ci radz�. Musisz! Ka�da chwila op�nienia zwi�ksza szans� wykrycia. Dziewczyna pochyli�a ramiona. - Dobrze, lecz one mimo to b�d� ci� wypytywa�. Co wtedy? - Nie zapominaj, kim jestem. - Eydryth u�miechn�a si� nieweso�o. - Ka�dy bard musi doskonale udawa�. Uwierz� mi. - A przynajmniej tak� mam nadziej�, doda�a w my�lach. - Mam jeszcze jedno pytanie. - Odezwa�a si� Arvis. - Dlaczego to robisz? Mog� zrozumie�, �e pomog�aby� mi, gdyby� nic nie ryzykowa�a, ale teraz grozi ci wielkie niebezpiecze�stwo. Gniew czarownic to powa�na sprawa. Wi�c dlaczego chcesz mi pom�c? Eydryth zawaha�a si�. - Ja tak�e �y�am w�r�d ludzi kontroluj�cych si�y, kt�rych nawet nie mog�am dostrzec - powiedzia�a w ko�cu. - Nie �yczy�abym nikomu takiego losu. I je�li ty naprawd� wska�esz mi drog� do owego przybytku staro�ytnej wiedzy, Lormtu, gdzie mog� znale�� jak�� wskaz�wk�, kt�ra pomo�e mi w moich poszukiwaniach... - Wzruszy�a ramionami. - A to jest dla mnie najwa�niejsze na �wiecie. Arvis wyci�gn�a r�k� i po chwili Eydryth wzi�a j� w swoj� d�o�. Palce czarownicy by�y zimne, lecz u�cisk mocny. - Dzi�kuj� ci... siostro. Eydryth pozosta�a ukryta w ma�ym magazynie, Arvis za� odesz�a po�piesznie po rzeczy potrzebne do stworzenia iluzji. Wr�ci�a po jakim� czasie ze skrzyneczk� pe�n� leczniczych proszk�w i p�yn�w. Wystarczy�a jedna chwila, �eby dziewczyna w�o�y�a ubranie Eydryth. Minstrelka sta�a dr��c z zimna, czarownica za� wpatrywa�a si� w jej twarz, jakby chcia�a wry� j� w pami��. - Mog� to zrobi�... - szepn�a jakby do siebie. - Wi�c zaczynaj - odrzek�a na to Eydryth, staraj�c si� powstrzyma� szcz�kanie z�b�w. - Ta pod�oga jest zzzimna... - Dobrze. - Arvis j�a szuka� w swojej skrzyneczce i w ko�cu wydoby�a stamt�d suchy li��, kt�ry poda�a towarzyszce. - B�d� potrzebowa�a twojej �liny i kilku w�os�w, �ywych, wyrwanych razem z cebulkami. Po�� wszystko tutaj. Eydryth od dawna oswojona z prawami magii, chocia� sama nie mog�a ich stosowa�, nie zadawa�a pyta� ani nie dyskutowa�a. Splun�a na li�� i wtar�a �lin� w jego br�zowozielon� powierzchni�, po czym wyrwa�a kilka w�os�w i po�o�y�a na �rodku li�cia. - Gotowe - o�wiadczy�a. Czarownica wzi�a go bez s�owa i zamkn�a oczy. P�niej podnios�a li�� do ust, dmuchn�a na� i zwin�a go w kulk�, kt�r� pocz�a obwodzi� kontury swojej twarzy, pocieraj�c lekko. �piewa�a przy tym monotonn�, pos�pn� pie��. W pradawnych s�owach Eydryth rozpozna�a jedn� z odmian Dawnej Mowy, prastarego j�zyka Mocy, kt�rym jeszcze od czasu do czasu pos�ugiwano si� w dalekim, przes�oni�tym mg�� czar�w Arvonie. Kierowana instynktem minstrelka wyj�a harf� z fute- 37 ra�u i podj�a nut�. �p