16509

Szczegóły
Tytuł 16509
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16509 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16509 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16509 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

COFAM wypowiedziane SŁOWA Polecamy także: Wiktor Suworow CIEŃ ZWYCIĘSTWA oraz. Matthew Parker MONTE CASSINO Evan McGilvray MARSZ CZARNYCH DIABŁÓW Tadeusz A. Kisielewski ZAMACH TROPEM ZABÓJCÓW GENERAŁA SIKORSKIEGO ZABÓJCY WIDMA WYCHODZĄ Z CIENIA Antoni Czubiński HISTORIA DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ 1939-1945 WIKTOR SUWOROW COFAM wypowiedziane SŁOWA Druga część trylogii „Cień zwycięstwa" Przekład Andrzej Łapkowski BEBIB DOM WYDAWNICZY REBIS Poznań 2006 Tytuł oryginału Bepy ceou c/ioea o6pam.Ho Copyright © Wiktor Suworow, 2005 AU rights reserved Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2006 Konsultacja historyczna dr Maciej Forycki Konsultacja militarna Jarosław Kotarski Redakcja Andrzej Jurkowski Opracowanie graficzne serii i projekt okładki Zbigniew Mielnik Fotografie na okładce CORBIS Wydanie I ISBN 83-7301-800-X Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań tel. 0-61-867-47-08, 0-61-867-81-40; fax 0-61-867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl Zamiast wstępu Jedyny? Rezultat tej wojny był widoczny w każdej wsi. Tam właśnie wszystko jest bardziej odsłonięte i bezbronne niż w mieście. Dlatego ile by niedoli przyniosła nam rewolucja, wojna domowa oraz kolektywizacja, ostatecznie wieś, a także całą Rosję dobiła zwycięska II wojna światowa. Kiedyś dużo się narzekało, dlaczego nie napisano nowej Wojny i pokoju. A właśnie dlatego nie napisano, że trzeba by było pisać o zwycięstwie kosztem zagłady własnego narodu. Aleksiej Warlamow, „Litieraturnaja gazieta", 18-24 czerwca 2003 I Trudno zliczyć legendy i opowiadania związane z postacią marszałka Związku Radzieckiego Żukowa. Znana jest wśród nich też następująca. W sprawach dotyczących prowadzenia wojny był on jedynym zastępcą Stalina. Świat już dawno przekonano, że Stalin był głupi i tchórzliwy, że nie znał się na sprawach wojskowych i że wojną albo wcale nie kierował, albo robił to „palcem po mapie". A skoro tak, to kto dowodził? Z tego wynika, że do bram Berlina Armię Czerwoną doprowadził nie dowódca naczelny, tylko jego jedyny zastępca. W czasie wojny zdarzył się taki przypadek. Żukowowi przyniesiono do podpisania pewien dokument. W rubryce „stano- wisko" wpisano omyłkowo: pierwszy zastępca dowódcy naczelnego. Nagle generał się wściekł, tupnął nogą i wrzasnął: „Nie jestem pierwszym zastępcą! Jestem jedynym!" Powinniśmy być pod wrażeniem: srogi był Gieorgij Kon-stantynowicz, a przecież wojna wymaga precyzji, nie ma więc co Żukowa wyzywać od „pierwszego zastępcy", skoro Stalin nie miał innych. Pewien pisarz, wpadłszy jednak w zachwyt nad tym przypadkiem, napisał książkę o Żukowie. Zatytułował ją: JEDYNY. Właśnie w tej książce, zgodnie z oficjalną wykładnią państwa rosyjskiego, Żukow przedstawiony został jako samorodek, mądrala, wybawca ojczyzny, wielki geniusz, słońce jasne bez żadnych plam. Jednak tytuł książki nie oddaje sensu tego, że Żukow był jedynym zastępcą Stalina, tylko że to jedyny wybawca ojczyzny. Niczym echo odezwał się jakiś zachodni pisarz. Tytuł czarujący: „Marszałek Żukow: człowiek, który pokonał Hitlera". To inna książka, inny autor, ale sens pozostaje ten sam: JEDYNY. Radujmy się. Oddajmy cześć i chwałę marszałkowi Związku Radzieckiego Żukowowi - wybawcy ojczyzny, jedynemu zastępcy Stalina, a później spytajmy: czy to prawda? Przyjrzyjmy się uważnie otoczeniu Stalina, może znajdą się w nim inni zastępcy oprócz Żukowa. II Podczas wojny Stalin pełnił kilka funkcji. Były to: sekretarz generalny Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, premier, przewodniczący Państwowego Komitetu Obrony, przewodniczący Stawki Najwyższego Dowództwa, naczelny wódz sił zbrojnych, komisarz obrony. Stalin jeden, a funkcji sześć. Na różnych stanowiskach Stalin miał różnych zastępców. Od 4 kwietnia 1922 roku Stalin pełnił swą najważniejszą funkcję - został sekretarzem generalnym Komitetu Centralnego Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). Głównym mechanizmem władzy zaś była Ewidencja i zarządzanie 6 kadrami (Uczraspred), zwana też Organizacją i zarządzaniem kadrami albo WKOP-em lub Komitetem Kierującym Sekretariatem KC. Po wojnie domowej towarzysze broni Lenina, rozpychając się ile wlezie, dążyli do władzy. Uważali, że tron Lenina otrzyma ten, kto zwycięży w nie kończącym się wyścigu czczej gadaniny oraz pustosłowia. Tymczasem Stalin, nie wdając się w żadne dyskusje, wziął pod swoją kontrolę kramik pod szyldem Ewidencja... Lenin pierwszy się zorientował, co to oznacza. Uczraspred na pierwszy rzut oka pozostawał w cieniu, wchodząc w skład sekretariatu Komitetu Centralnego partii. Nie był to wcale wydział, który kierował przygotowaniami do rewolucji światowej. I wcale nie ten, który wypracowywał kierunek strategii walki światowego proletariatu. A nawet nie ten, który został powołany, by dbać o czystość nauk marksistowsko-leninowskich. Uczraspred - rutyna. Uczraspred to szarzy urzędnicy, którzy przekładali z półki na półkę nie mniej szare teczuszki. Stalinowski Uczraspred decydował, którego działacza partii wysunąć, a którego odsunąć, kogo podnieść, a kogo zdjąć, kogo wezwać z białoruskiego miasteczka Błu-dzień i skierować wprost do Kijowa, a kogo z przestronnego gabinetu w Pitrze* rzucić do najodpowiedzialniejszej pracy do Kobielaków pod Połtawą, do Propojska lub do wsi Wielkie Brudy w guberni saratowskiej. Sekretarz generalny Komitetu Centralnego to główna posada Stalina. Właśnie wokół tej funkcji i wydziału pod nazwą Uczraspred została zbudowana najpotężniejsza i dotychczas nie znana ludzkości dyktatura. Obserwując rosnącą moc Gruzina, Lenin uprzedzał swoich towarzyszy broni: „Towarzysz Stalin, zostawszy pierwszym sekretarzem, skupił w swoich rękach bezgraniczną władzę". Towarzysze nie zrozumieli ostrzeżeń wodza. Nie docenili ich. A szkoda. Uczraspred ciągle zmieniał nazwy, jednak sens pozostawał niezmienny: o wszystkim decydują kadry! Podczas wojny * Pitier - skrót z ros. od Sankt Petersburg (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza). n zarządzanie krajem, armią, przemysłem, transportem, rolnictwem, tajną policją, ideologią i propagandą, dyplomacją, kulturą, wywiadem, nauką, religią i wszystkim, wszystkim, wszystkim odbywało się tak samo - metodą zmian kadrowych: tego zwolnić, tego nominować, nie podołał, więc go zdjąć, wyznaczając na jego miejsce trzeciego. W wyniku takich roszad na najważniejszych stanowiskach znaleźli się ci, którzy potrafili zapewnić sukces za każdą cenę. Właśnie - za każdą. Na kilka lat przed wojną, podczas niej, jak też po niej, aż do śmierci Stalina, drugą osobą w partii faktycznie był Gie-orgij Maksymilianowicz Malenkow. Od 1934 roku kierował on strukturą zwaną WKOP - Wydział Kierowniczych Organów Partyjnych KC Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików) - WKP(b). WKOP to ten sam Uczraspred, tylko pod innym szyldem. „Po osiemnastym zjeździe zakulisowa rola Malenkowa zostaje rolą pierwszoplanową na scenie WKP(b) i w życiu partyjnym staje się on prawą ręką Stalina" (B. I. Nikołajewski, Tajnyje stranicy istorii, Moskwa 1995, s. 200). Malenkow, pod osobistym nadzorem Stalina, zarządzał państwem i kierował działaniami wojennymi, dysponując kadrami. On wysuwał i odsuwał naczelników dowództwa obozów pracy, dowódców brygad, dywizji i korpusów, komisarzy narodowych (ministrów) i ich zastępców, ambasadorów i rezydentów struktur szpiegowskich, naczelników rejonowych, obwodowych, okręgowych, wydziałów i sekcji NKWD, dyrektorów zakładów, fabryk, rafinerii i kopalni węgla i złota, kierowników kolei, sekretarzy komitetów rejonowych, obwodowych, okręgowych, naczelników wydziałów i sekcji Sztabu Generalnego, dowodzących flotą, armiami, frontami, naczelników ich sztabów. Formalnie Malenkow nie był zastępcą Stalina do spraw partii. Jednak jeżeli patrzeć od strony ściśle formalnej, przecież i Stalin nie był dyktatorem. Jeżeli ktoś zapomniał: władza w Kraju Rad była w rękach robotników i chłopów. I władzę tę formalnie nazywano „radziecką". Od dawna interesowało mnie jedno pytanie: kto, kiedy i z kim u nas się naradzał? Uściślając, władza w Związku Radzieckim była sprawowa- 8 na przez Radę Najwyższą. Zasiadały w niej znane tkaczki, dojarki, hutnicy oraz hodowcy reniferów. Formalnie głową Związku Radzieckiego był dobry dziadunio Kalinin. Jednak prawdziwa władza należała do tych, którzy obstawiali swoimi ludźmi dźwignie machiny państwowej. Podczas wojny, jak też później, do śmierci Stalina, do delikatnych kwestii ewidencji i dyspozycji kadrami, czyli spraw związanych z rządzeniem państwem, siłami zbrojnymi, polityką zewnętrzną i wewnętrzną, Gieorgij Konstantynowicz Żukow nie był dopuszczany. III Protestują: przecież nie mówimy wcale o kierownictwie, tylko o sytuacjach kryzysowych; gdy pojawia się kryzys, kiedy jest najtrudniej, do Leningradu, do Stalingradu Stalin delegował Żukowa i ten żelazną ręką robił porządek... Czyż można temu zaprzeczyć? Można. Uważałem tak samo, wierząc wspomnieniom Żukowa. A gdy przekartkowałem dokumenty, zrozumiałem: wszędzie, gdzie następował kryzys, gdzie było najtrudniej, Stalin delegował jedną osobę. I to ona właśnie żelazną ręką zaprowadzała porządek (w rozumieniu radzieckim). Człowiek ten to Gieorgij Maksymilianowicz Malenkow. Właśnie jego Stalin wysłał do Leningradu, nadając mu wyjątkowe pełnomocnictwa. Malenkow nie był sam. Wraz z nim była drużyna. W jej skład weszli czekiści z najwyższej półki, „odpowiedzialni towarzysze" z kuźni kadr, generałowie i admirałowie najwyższej rangi, łącznie z naczelnym komisarzem marynarki wojennej, dowódcą sił powietrznych robotniczo-chłopskiej Armii Czerwonej oraz dowódcą artylerzystów. Gdy pod kierownictwem Malenkowa Leningrad został ocalony, kiedy zatrzymano wroga, wówczas Stalin wysłał mu na pomoc Żukowa. Do Stalingradu Stalin także wysłał Malenkowa. Żukow natomiast przybył później (i wyjechał wcześniej). W dodatku w otoczeniu Malenkowa był on wśród tych, których określa się jako „i towarzyszące mu osoby". 9 Dwadzieścia lat później Żukow przedstawił siebie jako głównodowodzącego. Jednak „głównym" stał się on dopiero po śmierci Stalina, po odsunięciu Malenkowa, a później i Chrusz-czowa. Tym dwóm zamknięto wtedy usta. Nie mieli możliwości się sprzeciwiać. Tymczasem na rzecz Żukowa pracował cały aparat propagandowy Związku Radzieckiego. Po jego stronie był sam Breżniew oraz szef rządu Kosygin, jak też ówczesny główny ideolog komunistyczny Susłow i minister obrony Griczenko oraz niezliczone rzesze „historyków z naramiennikami". Właśnie na tej żyznej glebie wyrósł „wybawca" i Leningradu, i Moskwy, i Stalingradu, i całej reszty. IV Począwszy od 1922 roku, przez blisko dwadzieścia lat Stalin piastował wyłącznie funkcję sekretarza partii. 4 maja 1941 roku stanął on na czele rządu. W państwie robotników i rolników ministrów nie było. Miało to bowiem burżuazyj-ny wydźwięk. Zamiast nich rządzili komisarze ludowi. Z rosyjska w skrócie - narkomy. Dlatego nazwa rządu brzmiała: Rada Komisarzy Ludowych - RKL. Podczas wojny pierwszymi zastępcami Stalina w rządzie byli Mołotow i Wozniesienski, zastępcami zaś: Beria, Bułga-nin, Wyszyński, Woroszyłow, Ziemlaczek, Kaganowicz, Kosygin, Malenkow, Małyszew, Mechlis, Mikojan, Pierwuchin, Saburow. 30 czerwca 1941 roku Stalin objął funkcję przewodniczącego Państwowego Komitetu Obrony (PKO). Zastępcą Stalina na stanowisku szefa PKO był Mołotow, a od maja 1944 roku - Beria. 10 lipca 1941 roku Stalin przyjął stanowisko przewodniczącego Kwatery Głównej Dowództwa, która 8 sierpnia została przemianowana na Kwaterę Główną Naczelnego Dowództwa zwaną Stawką. Na tym stanowisku Stalin nie miał zastępców. 19 lipca 1941 roku Stalin został ludowym komisarzem obrony (NKO). Na tym stanowisku w czasie wojny pierwszymi jego zastępcami byli Budionny i Żukow, zastępcami zaś: 10 Abakumow, Aborenkow, Bułganin, Wasilewski, Worobiew, Woronow, Golików, Gromadnin, Zygarew, Zaporożec, Kulik, Miereckow, Nowikow, Pieresypkin, Rumiancew, Timoszenko, Fedorenko, Chrulew, Szaposznikow, Szczadenko, Szczerba-kow. I niech mi wybaczą ci, których pominąłem. Do 8 sierpnia 1941 roku Stalin był naczelnym wodzem sił zbrojnych ZSRR. Na tym stanowisku od 26 sierpnia 1942 roku jego zastępcą był Żukow. Podsumowując, w różnych okresach wojny, na różnych stanowiskach Stalin miał minimum 35 zastępców, w tym też czterech pierwszych: Budionnego, Wozniesienskiego, Żukowa i Mołotowa. Sześć osób: Beria, Bułganin, Żukow, Malenkow, Mechlis, Mołotow, było „podwójnymi zastępcami" Stalina. Tak na przykład Mechlis był zastępcą przewodniczącego RKL i zastępcą narkoma obrony, a Mołotow - zastępcą przewodniczącego Krajowego Komitetu Obrony oraz pierwszym zastępcą przewodniczącego RKL. Od 19 lipca 1941 roku, gdy Stalin przyjął stanowisko ludowego komisarza obrony, Żukow był jego pierwszym zastępcą na tym stanowisku. Ponadto 26 sierpnia 1942 roku został też zastępcą naczelnego wodza. Jednym słowem, Żukow był zastępcą Stalina i zarazem jego pierwszym zastępcą. Wokół Żukowa zawsze kręcili się lizusi i wazeliniarze. Atmosferę panującą w sztabie Żukowa doskonale opisał artysta Boris Siczkin, przyjaciel i kumpel od kielicha „marszałka zwycięstwa": „Otoczenie składało się wyłącznie z osób płci męskiej w randze nie niższej niż generał brygady. Wszyscy oni byli jawnymi sługusami: czyścili marszałkowi buty, podawali do stołu i sprzątali z niego. Jednym słowem, upodabniali się do uczynnych kundli. Gdy słuchali rozkazów marszałka, to pochylali się aż do podłogi. Z obrzydzeniem patrzyło się na tych ludzi, którzy utracili szacunek do siebie (...) Dla marszałka sługusi ci byli kimś w rodzaju dekoracyjnych piesków (...) Ściśle biorąc, to oni z natury byli psami" (B. Siczkin, Ja iz Odessy..., Petersburg 1996, s. 79). Aż tu pewnego razu podczas wojny jeden z tych kundli postanowił poza harmonogramem liznąć pański tyłek, zapisując w pewnym dokumencie stanowisko Żukowa: pierwszy zastępca... Niestety, nie trafił! 11 Zuków okropnie nie lubił, gdy nazywano go pierwszym zastępcą ludowego komisarza obrony. Lubił za to, gdy nazywano go zastępcą naczelnego dowódcy. Nie można się z tym nie zgodzić: temu, który pucuje marszałkowskie buty i podnosi papiery do podpisu, nietrudno się pomylić w tej skomplikowanej nomenklaturze i nazwać wielkiego dowódcę wszech czasów i narodów nie tym tytułem, który mu się podoba, a tym właśnie, który on ma, ale mu się nie podoba. Wówczas „Wielki" wpadał w furię: nie jestem pierwszym zastępcą, jestem jedynym!!! Uwzględniając fakty przytoczone wyżej, można się zgodzić: roszczenia do miana jedynego, delikatnie rzecz ujmując, nie są wystarczająco uzasadnione. V Teraz spróbujmy uporządkować tabelę rang. Co jest ważniejsze: zastępca Stalina w sprawach partii czy pierwszy zastępca w rządzie? Co ma większe znaczenie: zastępca w Państwowym Komitecie Obrony, pierwszy zastępca ludowego komisarza obrony czy zastępca w Radzie Komisarzy Ludowych? Odpowiedź na to pytanie uzyskano 30 czerwca 1941 roku. Tego dnia powstał Państwowy Komitet Obrony - PKO. Był to „nadzwyczajny najwyższy organ państwowy ZSRR, który skupiał pełnię władzy w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Postanowienia PKO miały moc prawa z czasów wojny" (SWE, tom 2, s. 622)*. „PKO, skupiając pełnię władzy w kraju, kierował przebudową gospodarki zgodnie z wymogami wojny, mobilizował siły i zasoby kraju, doskonalił strukturę sił zbrojnych, rozmieszczał kadrę kierowniczą, określał ogólny charakter wykorzystywania sił zbrojnych podczas wojny, dowodził walką narodu radzieckiego na tyłach wroga" (tamże, tom 7, s. 516). Tym sposobem podczas wojny główne dźwignie dyktatury - ewidencja i zarządzanie kadrami - przeniosły się * Sowietskaja Wojennaja Encykłopiedia - Radziecka Encyklope- 12 do PKO. Chociaż zasadniczo nic się nie zmieniło: w dalszym ciągu ten sam towarzysz Malenkow pod mądrym dowództwem towarzysza Stalina wdrażał w życie tę samą niezniszczalną stalinowską zasadę, zgodnie z którą kadry decydują o wszystkim. W trakcie wojny wszystkie struktury wojskowe i państwowe, jak też organy Związku Radzieckiego, począwszy od Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa, podporządkowane były decyzjom PKO. W skład PKO weszli: Stalin jako przewodniczący, Mołotow jako zastępca oraz Beria, Woroszyłow, Malenkow, Mikojan. W lutym 1942 roku dokooptowano Wozniesienskiego, Kaga-nowicza, Mikojana, a w listopadzie 1944 roku - Bułganina. Od maja 1944 roku zastępcą przewodniczącego PKO był Beria. W tym „nadzwyczajnym najwyższym organie państwowym ZSRR, w którym w latach wojny koncentrowała się pełnia władzy", Stalin miał dwóch zastępców - Mołotowa i Berię. Marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Konstantyno-wicz Żukow nie był zastępcą Stalina w PKO. Do tego nadzwyczajnego organu państwowego, dowodzącego podczas wojny, Żukow nie był dopuszczony nawet jako podrzędny członek. VI Od dzieciństwa uczono nas, że wojna była sprawiedliwa, wielka, święta. Podstępny wróg uderzył bez wypowiedzenia wojny, bez jakiegokolwiek powodu i bez przyczyny. Nie byliśmy przygotowani do tego, stąd takie straty, porażki i ofiary. Istota wojny: naród radziecki bronił swojej ojczyzny. Ludzie radzieccy jak jeden mąż zgromadzili się wokół rodzimej partii komunistycznej i jej mądrego Komitetu Centralnego. Do zwycięstwa nad wrogiem Armię Czerwoną wraz narodem zagrzewał wielki Stalin. Po śmierci i zdemaskowaniu Stalina wyjaśniło się, że do zwycięstwa nad wrogiem naród radziecki zagrzewał nie Stalin, ale oddany myśli leninowskiej Chruszczow. Po dymisji Chruszczowa historycy odkryli nagle, że do zwy- 13 cięstwa naród radziecki zagrzewał wcale nie Stalin, a nawet nie Chruszczow, lecz jeszcze bardziej oddany ideałom leninowskim Breżniew. Stalin miał jedną Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego; nigdy jej jednak nie nosił, a Breżniew miał aż cztery takie gwiazdy, które nosił zawsze. Marszałek Związku Radzieckiego Breżniew był czterokrotnie większym bohaterem niż Stalin. Po śmierci Breżniewa doszło do sensacyjnego historycznego odkrycia: do zwycięstwa nad wrogiem Armię Czerwoną i cały naród radziecki zagrzewał jednak nie Breżniew, nie Chruszczow i nie Stalin, ale oddany syn narodu radzieckiego, wielki Żukow, on - JEDYNY. Jednak jeżeli brać pod uwagę poprzedników Żukowa grających rolę wybawcy, okazuje się, że Żukow ,jedynym" jest tylko w chwili obecnej i na tym etapie historii. W rolę Jedynego" przed Żukowem wcielali się już inni. Żukow jedynie zamyka ten szereg. Rozdział 1 Prawda z zastrzeżeniami Mogę pisać tylko prawdę. Czterokrotnie uhonorowany tytułem bohatera Związku Radzieckiego marszałek Związku Radzieckiego G. K. Żukow „Ogoniok" 1988, nr 16, s. 11 I Za życia Żukowa światło dzienne ujrzało tylko jedno wydanie jego wspomnień, w dodatku jednotomowe. „To była przekonywająca, prawdziwa książka, to była wielka prawda o wojnie. Właśnie taką pozostanie na zawsze" („Krasnaja zwiezda", 12 stycznia 1989 r.). Pozwolę sobie nie zgodzić się ze zdaniem ulubionej gazety. „Taka" prawda Żukowa nie pozostanie na zawsze. Ona już taka nie jest. Co więcej, nie mogła taka pozostać, ponieważ prawda w naszym wielkim kraju jest najlepsza w świecie. Najprawdziwsza, najbardziej przodująca, najbardziej progresywna, najbardziej trwała. Nie z tego powodu nasza prawda jest najbardziej żywotna, że jest twarda jak kamień, przeciwnie. Mamy po prostu giętką prawdę! Elastyczną. Nasza prawda potrafi przetrwać w każdych warunkach, ponieważ umiejętnie się do nich dostosowuje. W tym wypadku naukowcy użyliby terminu - mutacja. Nasza prawda jest żywotna i niezniszczalna, gdyż zmienia się wraz z otaczającym ją śro- 15 dowiskiem. Podobnie jak krętek blady. Burżuazyjni lekarze--szkodnicy wymyślili coś przeciwko krętkowi i się ucieszyli: kiła zwalczona! Za wcześnie się radować, proszę państwa! Nie wypaliło! Czynniki wywołujące kiłę natychmiast się przestawiły. Według terminologii naukowej - zaadaptowały się, według naszej - przeszły reedukację. W taki właśnie sposób, podobnie do wytrzymałych kręt-ków, zmienia się nasza wielka prawda o wojnie, ta mianowicie, którą przekazał światu wielki strateg wszech czasów i narodów. Oświadczając, że Zukowowska prawda jest niezmienna, towarzysze z „Krasnej zwiezdy" coś kręcą. Właśnie oni powinni wiedzieć, że drugie wydanie Wspomnień i refleksji praktycznie nie ma nic wspólnego z pierwszym, no może oprócz tytułu. Powiem więcej: drugie wydanie całkowicie obala pierwsze. A trzecie podważa drugie. Obecnie Zukowowska wielka prawda o wojnie wcale nie jest taka sama jak wcześniej. Jutro natomiast będzie jeszcze inna. Zmieniała się i nadal gwałtownie zmienia wprost na naszych oczach. W tym procesie szczególną rolę przydzielono córce wielkiego stratega - Marii Gieorgiewnie. Właśnie ona zrobiła wszystko co możliwe, a raczej niemożliwe, aby książka wielkiego dowódcy z dnia na dzień stawała się coraz bardziej prawdziwa. W archiwach ojca Maria Gieorgiewna nieustannie odkrywa coś nowego. Drugie wydanie, opublikowane po śmierci Żukowa, było dwutomowe. Wówczas ogłoszono: wreszcie, oto ona - prawda historyczna! Tym razem książka zawiera to, czego przeklęta cenzura nie przepuściła do pierwszego wydania! Mijały lata, zmieniały się ustroje. Pojawiały się nowe problemy i nowe wymagania. Na każdym etapie historii te same wydarzenia były oceniane i wyjaśniane na nowo. Tymczasem Maria Gieorgiewna natychmiast znajdowała nowy fragment lub kilka fragmentów wcześniej wyrzuconych przez cenzurę i wpisywała do książki. Do tego sprytni współautorzy wycinali wszystko, co już nie odpowiadało obecnej chwili, drukowano nowe wydanie i książka znów była zgodna z duchem czasu. 16 Znów ogłaszano na cały świat: wreszcie, tak oto teraz brzmi cała prawda! Okazało się, że Żukow przewidział wszystkie pytania, jakie będzie miała potomność nawet po upływie dziesięcioleci od jego śmierci. Mało tego, podał odpowiedzi na wszystkie pytania. Najciekawsze jest jednak to, że odpowiedzi podał różne. Jeśli dziś społeczeństwo oczekuje od Żukowa jednej odpowiedzi, to właśnie ją otrzymuje. Tymczasem jeżeli za jakiś czas oficjalne poglądy na tę samą kwestię się zmienią, to zmieni się też odpowiedź Żukowa. Gdy tylko trzeba potwierdzić nowy punkt widzenia, natychmiast Maria Gieorgiewna znajduje fragment wycięty przez cenzurę. Jeżeli nazajutrz rozkażą zmienić punkt widzenia na przeciwstawny, to znów fragment ten zostaje zakwalifikowany do kategorii nieistniejących. II Po śmierci Żukowa jego wspomnienia przeszły drogę od wydania jednotomowego do dwutomowego. Następnie rozrosły się do trzech tomów, później jednak znów skróciły się do dwóch. Książka skurczyła się sama, wypadły z niej wszystkie zbędne rzeczy, niepotrzebne i nieaktualne. W roku 1990 opublikowano wydanie dziesiąte, wyjątkowe. Okazało się, że wszystko, o czym przedtem pisał Żukow, to kompletna bzdura. Dopiero w dziesiątym wydaniu, po upływie ćwierć wieku od śmierci wielkiego stratega, przed czytelnikiem wreszcie została odsłonięta cała prawda o wojnie, której za życia nie pozwolono powiedzieć marszałkowi. Pierwsze dziesięć wydań Wspomnień i refleksji - to wielka prawda. Nie należy jednak jej przypominać. Takie rady dają osoby cieszące się wielkim autorytetem. Na przykład były minister obrony ZSRR, ostatni marszałek Związku Radzieckiego D. T. Jazów. Dmitrij Timofiejewicz wpisał swoje imię na karty historii w ten sposób, że upodabniając się do Hitlera, pięćdziesiąt lat po nim skierował gromady czołgów na Moskwę, chcąc ją zdobyć. Na tym samym, podobnie jak Hitler, marszałek Związku Radzieckiego Jazów połamał sobie kark. Jednak w odróżnieniu od Hitlera nie popełnił samobójstwa, chociaż właściwie powinien. Obecnie dowódca Jazów radzi młodym oficerom, aby tworzyli własne biblioteczki domowe, wypełniając je dziełami Żukowa. Nie byle jakimi jednak. „Radziłbym im wpierw się zaopatrzyć we wspomnienia tego wielkiego dowódcy. Jednak nie kupować tych wydań, które w księgarni pierwsze wpadną w rękę. Polecam ostatnie wydania Wspomnień i refleksji, począwszy od dziesiątego" („Krasnaja zwiezda", 2 grudnia 2003). Miliony książek pierwszych dziewięciu wydań Wspomnień i refleksji to lamus. Ich miejsce powinno być na śmietniku historii. Były dobre na inne czasy. A teraz nie ma powodu, by je trzymać w biblioteczkach domowych. Teraz są inne potrzeby, zapotrzebowanie na inną prawdę o wojnie. W swych poglądach marszałek Jazów nie jest osamotniony. Podobne wypowiedzi słychać z ust marszałka wojsk pancernych A. Łosika. Jego pochwały pod adresem Żukowa zaczynają się od rytualnych zapewnień o prawdomówności tego ostatniego. Te zdecydowane twierdzenia jednak budzą wątpliwości i podejrzenia. Jeżeli ktoś bije się w piersi, ciągle mówiąc przy tym o krystalicznej prawdzie, rodzi się reakcja psychologiczna o diametralnie odmiennym charakterze. Popatrzcie na drobnych oszustów w bramach. To ich styl - kłaść akcent na prawdę. Zresztą, o jakiej prawdomówności Żukowa może być mowa, skoro opisał wiele operacji wojskowych, jednak ani razu nie wspomniał o stratach? Uznając książkę Żukowa za prawdziwą, marszałek wojsk pancernych Łosik natychmiast uściśla, że prawdomówność Żukowa trzeba przyjąć z pewnymi zastrzeżeniami. „Jest to prawdziwa książka. Jednak ze względu na koniunkturę polityczną w dziewięciu poprzednich wydaniach książki nie zamieszczono pewnych faktów (...) Przygotowując dziesiąte wydanie, wydawnictwo uwzględniło znalezione w tym czasie uzupełnienia do pierwotnego rękopisu (...) Wspomnienia rozrosły się do trzech tomów" („Krasnaja zwiezda", 2 grudnia 2000). Mówiąc o koniunkturze, warto by podać nazwisko główne- 18 go koniunkturalisty, a nadmieniając, że wspomnienia kiedyś rozrosły się do trzech tomów, warto by wyjaśnić niezorientowanym, dlaczego obecnie już na trzy tomy nie wystarczą. Jeszcze jedno: jaka jest gwarancja, że względów koniunkturalnych nie bierze się już pod uwagę? W pierwszych praw-dziwych-koniunkturalnych wydaniach wyraźnie można się doszukać chęci wielu autorów i współautorów „najprawdziwszej książki o wojnie", by dogodzić władzy, uchwycić jej życzenia i gorliwie zaspokoić. Czyżby dążenie to nie było zauważalne w ostatnich wydaniach? Czyżby dziś książka nie odpowiadała oficjalnej wykładni ideologicznej chociaż trochę? III Sam Żukow doskonale zdawał sobie sprawę, że wielka, ale wczorajsza prawda nie jest nikomu potrzebna. Wiedział, że historia ciągle będzie pisana na nowo. Uważał, że tak trzeba. Sam był gorliwym stalinowcem, dopóki jego idol był zdrów. W oficjalnym dokumencie nazywał siebie „sługą wielkiego Stalina". Za Chruszczowa modne było być antystalinowcem. I Żukow zmienił front. Bez niego nie mógł się odbyć XX Zjazd KPZR ani żadne publiczne demaskowanie Stalina. Za Breżniewa kult Stalina odrodził się na tyle, na ile było to możliwe. I znów Żukow stał się wiernym stalinowcem. Potwierdzenie tego można znaleźć, czytając Wspomnienia i refleksje wydane za Breżniewa. Tymczasem w czasach pierestrojki na nowo kazano kopać Stalina. I stosunek (już nieżyjącego) Żukowa wobec Stalina po raz czwarty się zmienił. Czytajcie Wspomnienia i refleksje wydane za Gorbaczowa. Za każdym razem Żukow wykonuje zwrot o 180 stopni. Mam wiatrowskaz na dachu, ale on się nie kręci z taką dokładnością. Wiatr go odwraca to tu, to tam. Ale żeby tak dokładnie o 180 stopni - nigdy nie zauważyłem. Sam Żukow mówił: „Za Stalina była jedna historia, za Chruszczowa - druga, teraz - trzecia. Ponadto historiografia nie może stać w miejscu, ona się ciągle rozwija, pojawiają się nowe fakty, świadomość pewnych spraw się pogłębia i zostają one przewartościowane. Trzeba iść z duchem czasu, aby nie pozostać w tyle. Z drugiej strony za wcześnie jeszcze mówić o wielu rzeczach" („Ogoniok" 1988, nr 16, s. 11). Wypowiedź dotycząca ducha czasu jest po prostu urocza. Zgodnie z tą zasadą wspomnienia nieżyjącego Żukowa są w cudowny sposób odnawiane. Za każdym razem odpowiadają one duchowi czasu. Oto przykład. W pierwszym wydaniu wspomnień, opublikowanym za życia Żukowa, czytamy: „Bez względu na ogromne trudności i straty, w ciągu czterech lat wojny przemysł radziecki wyprodukował niewiarygodną ilość broni - prawie 490 tysięcy dział i moździerzy, ponad 102 tysiące czołgów oraz dział samobieżnych, przeszło 137 tysięcy samolotów" (Wspomnienia i refleksje, Moskwa 1969, s. 237). Przy czym autor nie podaje żadnych źródeł. Tymczasem w wydaniu trzynastym, Moskwa 2003, s. 252, ta sama wypowiedź, jednak liczby inne: 825 tysięcy dział i moździerzy, ponad 103 tysiące czołgów oraz dział samobieżnych, przeszło 134 tysiące samolotów. Podane źródło: Sowietskaja wojennaja encyklopedia, Moskwa 1976, t. 2, s. 66. Między pierwszym a trzynastym wydaniem niezgodność w liczbie czołgów i dział samobieżnych wynosi tysiąc sztuk. Rozbieżności dotyczące samolotów są jeszcze większe. W pierwszym wydaniu -137 tysięcy tylko samolotów bojowych, w trzynastym - 134 tysiące bojowych, transportowych, szkoleniowych i innych. Dane dotyczące produkcji dział powalają z nóg: w pierwszym wydaniu „prawie 490 tysięcy dział i moździerzy", w trzynastym - 825 tysięcy. Różnica wynosi 335 tysięcy sztuk! Trzecia część miliona. W przeliczeniu to 55 833 baterie artyleryjskie, jeżeli są sześciodziałowe. Jeżeli czterodziałowe, to aż 83 750. Jeśli do obsługiwania każdego działa i moździerza, opuszczonego przez Żukowa w wydaniu pierwszym, przeznaczyć średnio pięcioosobową załogę, trzeba by było półtora miliona artylerzystów, uwzględniając wszystkich, którzy tym ogromem artylerii dowodzili, a więc: dowódców plutonów, baterii, dywizjonu, pułku, brygady i dywizji. Ponadto jeśli brać pod uwagę stan osobowy sztabów artyleryjskich, baterii kierujących, oddziałów łączności, kierowców ciągników artyleryjskich itp., to liczba ta wynosi grubo ponad dwa miliony. 20 Czyżby Żukow o tym nie wiedział? Czyżby dowodził, nie mając najmniejszego pojęcia czym? Najciekawsze w tym wszystkim jest odsyłanie do źródła. Redaktorzy tomu mogli przecież rzetelnie napisać, że Żukow nie znał się na kwestiach wojskowych, wojną się nie interesował, o wojnie nie wiedział nic, a teraz odkryto inne liczby. Co więcej, redaktorom trzeba było wskazać źródła nowszych badań. Jednak nie! Narracja prowadzona jest w imieniu Żukowa. I to właśnie marszałek w jednym wydaniu mówi jedno, w drugim - drugie, w trzecim - trzecie, w trzynastym -trzynaste, cytując książki, których nigdy nie czytał, których po prostu nigdy nie mógł czytać. Drugi tom SWE, na którą w tym wypadku powołuje się Żukow, podpisano do druku 20 lipca 1976 roku. Czyli dwa lata, miesiąc oraz dwa dni po jego śmierci. Żaden tom tej encyklopedii za życia Żukowa się nie ukazał. W chwili jego śmierci pierwszy tom nie tylko nie był podpisany do druku, ale nawet nie był oddany do składu. Natomiast ostatni tom podpisano do druku sześć lat po odejściu wielkiego stratega. W taki oto sposób nieboszczyk idzie z duchem czasu. W tym dążeniu Żukow zdecydowanie przesadził. Osądźcie sami: Gieorgij Konstantynowicz odsyła nas do czwartego tomu Historii drugiej wojny światowej 1939-1945. Jednak on również został wydany dopiero po śmierci Żukowa. IV I jeszcze to. Od czasów Stalina oficjalnie zatwierdzona została perio-dyzacja wojny. Zgodnie z nią, pod koniec 1941 roku pod Moskwą Armia Czerwona starła na proch mit o niepokonanej armii hitlerowskiej, natomiast pod koniec 1942 roku pod Stalingradem w wojnie nastąpił zdecydowany przełom. Blisko pół wieku w szkołach i na uniwersytetach, w książkach i filmach dokumentalnych, w akademiach wojskowych i szkołach oficerskich, w artykułach prasowych i filmach fabularnych powtarzano tę formułę: pod Moskwą - rozwiano mit, po roku, pod Stalingradem - zdecydowany przełom. Minęło pół wieku i ustalono pewne nieścisłości. Odkryto, że podczas bitwy pod Stalingradem Żukow znajdował się na całkiem innym froncie. Dowodził tam tzw. operacją „odwracającą uwagę", nieudolnie zresztą i bez rezultatu. Do tych działań zgromadzono dwukrotnie większe siły niż do kontrataku pod Stalingradem. A to było naruszeniem wszelkich zasad strategii. Na głównym odcinku, tam gdzie ważą się losy wojny, gdzie planowany jest przełom w toku wojny, powinny się znajdować siły główne, natomiast na drugorzędnym odcinku - drugorzędne. Jeżeli na operację odwracającą uwagę przeznaczono większe siły niż na główną, to kwalifikuje się to jako przestępstwo. Ponadto pod koniec 1942 roku na odcinku rżewskim armia niemiecka jedynie się broniła. Tymczasem Żukow dokonywał tam operacji odwracającej uwagę. Jednak do obrony potrzebne są małe siły, do ataku natomiast duże. Wychodzi więc na to, że zmasowanym atakiem Armii Czerwonej Żukow „odwracał uwagę" małych sił armii niemieckiej. Dla dowództwa radzieckiego sukces pod Stalingradem był niespodzianką. Otoczono wówczas dwadzieścia dwie dywizje wroga, na co nikt nie liczył. Zakładano bowiem otoczenie trzykrotnie mniejszej liczby wojsk nieprzyjaciela. Otóż, aby prowadzić tylko działania wspierające przy otaczaniu siedmiu niemieckich dywizji pod Stalingradem, Żukow na innym odcinku dowodził potężną operacją odwracającą uwagę z udziałem dwudziestu dziewięciu armii ogólnowojskowych, uderzeniowych, pancernych i lotniczych. Do operacji tej Żukow zgromadził 1,9 miliona żołnierzy i oficerów, 3300 czołgów, 1100 samolotów. W wyniku tych działań stracił 1850 czołgów, ponad tysiąc samolotów, kilka tysięcy dział i moździerzy, wystrzelił milion pocisków, położył w szpitalach polowych i złożył w ziemi pięćset tysięcy żołnierzy i oficerów, wykrwawiając najlepsze jednostki Armii Czerwonej. Operacja „odwracająca uwagę" pod dowództwem Żukowa odbywająca się w rejonie Rżewa wygląda na jeszcze bardziej dziką na tle wcześniejszych wydarzeń. Mówiono nam, że pod koniec 1941 roku Żukow proponował Stalinowi skupić główne siły na jednym Froncie Zachodnim. Jednak „głupi" Stalin roz- 22 dysponował siły na wielu odcinkach i frontach, goniąc tuzin zajęcy. Dlatego bitwa pod Moskwą miała dla Armii Czerwonej krwawy finał i nie przyniosła znaczących efektów. Niektórzy wierzą w te opowiastki. Lecz pod koniec 1942 roku zdarzyła się podobna sytuacja: wszystkie siły trzeba było rzucić na jeden główny, decydujący odcinek frontu. Mógł to być Stalingrad. Właśnie tam można było odnieść wielkie zwycięstwo. Tymczasem operacja stalingradzka odniosła niebywały sukces propagandowy, natomiast z punktu widzenia strategii zakończyła się bez szczególnego blasku sławy. Do niewoli trafiła tylko jedna zwyczajna armia niemiecka. A przecież można było otoczyć pięć armii, z których dwie były pancerne. Wszystkie pięć armii bez większego wysiłku można było trzymać w pierścieniu, a pułapkę zamknąć pod Rostowem, gdzie prawie nie było wojsk niemieckich. Latem 1942 roku niemieckie siły pancerne wbiły się klinem daleko, aż do podgórza Kaukazu. Nie miały jednak paliwa na drogę powrotną. Wystarczyło tylko odciąć wąski korytarz pod Rostowem, wówczas cały front niemiecki od Morza Białego do Czarnego by się załamał. I to w styczniu 1943 roku. Chodzi o to, że po stracie pięciu armii dziura w obronie niemieckiej byłaby tak samo wielka jak ta w stalowym kadłubie Titanica. Rozstrzygnięcie losów wojny byłoby wtedy kwestią kilku miesięcy, jeśli nie tygodni. Zadana w okolicach Stalingradu rana była ciężka, natomiast cios pod Rostowem byłby śmiertelny. Siły Armii Czerwonej zostały jednak rozproszone na ogromnych przestrzeniach na kilku frontach. Dziwne, że tym razem Żukow nie protestował, nie żądał od Stalina skupienia sił na jednym decydującym odcinku: albo siły główne zgrupować pod Stalingradem, a później iść na Rostów, albo nie prowadzić kontrnatarcia pod Stalingradem, tylko wszystkie siły rzucić na Front Zachodni, w okolice Rżewa. Operacji w okolicach tego nadwołżańskiego miasta Żukow nie uważał za odwracającą uwagę, nawet tak jej nie nazywał. 7 stycznia 1964 roku wysłał list do pisarza W. D. Sokołowa, opisujący przygotowania do rżewsko-wiaźmińskiej operacji w listopadzie 1942 roku: „...Trzeba było pilnie przygotować i przeprowadzić operację nacierającą naszego wojska. W oko- 23 licy Wiaźmy trzeba było odciąć zgromadzone rżewskie siły nieprzyjaciela. Do operacji zaangażowano siły Frontów: Kali-nińskiego i Frontu Zachodniego (...) pojechałem do Purkajewa i Koniewa przygotować kontrnatarcie Frontu Kalinińskiego z okolic położonych na południe od [miejscowości] Biełyj oraz Frontu Zachodniego z okolic położonych na południe od Sy-czewki, naprzeciw uderzeniu sił Frontu Kalinińskiego. Określiwszy siły i skład wojska niezbędnego do zaangażowania w plan likwidacji ugrupowań na odcinku Rżew-Syczew-Bie-łyj, bezzwłocznie skierowałem się do sztabu dowodzącego Frontem Kalinińskim" (Gieorgij Żukow, Stienogramma oktia-brskogo (1957 g.) plenuma CK KPSS i drugije dokumienty, Moskwa 2001, s. 511). W okolicach Rżewa przygotowywano natarcie na podstawie takiego samego planu jak pod Stalingradem, tylko z większym rozmachem. Front Kaliniński i Front Zachodni podczas schodzących się uderzeń miały zgnieść „występ rżewski" i przełamać obronę niemiecką. Grupy uderzeniowe powinny były się spotkać na głębokich tyłach wroga, zamykając pierścień okrążenia wokół sił niemieckiej Grupy Armii Centrum. Żukow pisał o operacji jako mającej decydujące znaczenie. Przyznawał, że był jej inicjatorem, sam określał liczbę i skład wojsk do jej realizacji, sam ją przygotowywał i przeprowadzał. Gdy Żukow pisał ów list, wszystko, co dotyczyło strat Armii Czerwonej podczas wojny, było obwarowane największymi tajemnicami państwowymi i wojskowymi. Dlatego bez skrępowania mógł opowiadać o swoich pomysłach i planach. Nie mówił tylko o wynikach. Pominął również milczeniem to, że otoczenie wojsk niemieckich i tak się nie udało. Kiedy po upadku Związku Radzieckiego wyszły na jaw dane o stratach przy zupełnych brakach wyników, tę wstydliwą operację szybko zaliczono do kategorii odwracających uwagę. Niby od początku tak było zaplanowane: zrobić dużo hałasu, postrzelać, Niemców postraszyć. Lecz nie w tym problem. Otóż pod Stalingradem nastąpił zdecydowany przełom w wojnie (niechby nawet o wydźwięku propagandowym), lecz Żukowa tam nie było. W Moskwie, 24 skąd nadchodziły rozkazy, też go nie było. Nagle okazało się, że brakuje powiązania między dwoma aksjomatami: „największy strateg wszech czasów i narodów" i „zdecydowany przełom w największej z wojen". Jak to możliwe? Jak powiązać przełom w wojnie i osobisty weń wkład stratega? Długo się głowili mądrzy ludzie, ale wymyślili. U nas potrafią. Rozwiązanie znaleźli następujące: wprowadzić nową oficjalną periodyzację wojny. Pod Stalingradem - zdecydowany przełom, temu się nie da zaprzeczyć, tego nie da się zmienić. A wtedy tak: nadal będziemy uważać, że do zdecydowanego przełomu doszło pod Stalingradem w listopadzie 1942 roku, natomiast rok wcześniej, pod Moskwą, należy datować POCZĄTEK ZDECYDOWANEGO PRZEŁOMU! I to wszystko. W 1941 roku pod Moskwą Żukow był obecny. Właśnie wówczas pod jego genialnym dowództwem osiągnięto najważniejszy cel: ZAPOCZĄTKOWANIE ZDECYDOWANEGO PRZEŁOMU. Natomiast kto rok później pod Stalingradem dokończył dzieła - nie jest istotne. Najważniejsze, kto je zapoczątkował. Najważniejsze, że udało się doczepić Żukowa do zdecydowanego przełomu. Lecz wcale nie to jest najciekawsze. Najbardziej kuriozalne jest to, że nieżyjący Żukow we wspomnieniach wyraźnie zareagował na zmiany. Przez dwadzieścia jeden lat w dziewięciu wydaniach pisał, że pod Moskwą, w grudniu 1941 roku, został rozwiany mit, lecz w dziesiątym, „najprawdziwszym" wydaniu nieżyjący Żukow nagle oświadczył, że wcale nie rozwiał mitu, lecz zapoczątkował zdecydowany przełom w wojnie. V Spieszę zameldować, że w czarodziejskiej transformacji wspomnień największego dowódcy wszech czasów i narodów ja również miałem swój udział. Ja też przyłożyłem do tego rękę. OK W historiografii komunistycznej przyjęto wojnę przeciwko Hitlerowi nazywać „Wielką", a nawet „Ojczyźnianą". Nazwy te komuniści piszą dużymi literami. A nazwę „druga wojna światowa" - małymi. W ten sposób podkreślano szczególne znaczenie wojny na radziecko-niemieckim froncie i zupełną jej nieważność na innych. Niejednokrotnie przypominałem uczonym (np. w 2 rozdziale Samobójstwa), że jest to nazwa własna, którą trzeba pisać dużymi literami. Ponadto: wojna Związku Radzieckiego przeciwko Niemcom to część drugiej wojny światowej. Niemożliwe więc, aby część była większa od całości. Jeżeli część zasługuje na pisownię dużą literą, proszę i całość dużymi literami uhonorować. Nikt się nie sprzeczał, jednak z czasem termin „druga wojna światowa" w oficjalnej prasie komunistycznej zaczęto pisać jak trzeba - dużymi literami. Po dwudziestu pięciu latach od swej śmierci Żukow również się dostosował, złapał ducha czasu i teraz bezwzględnie przestrzega zasad ortografii języka rosyjskiego. Szokuje wypowiedź Żukowa o tym, że „o wielu rzeczach mówić jednak za wcześnie". Niby o czym za wcześnie? Wojna się skończyła, wróg zwyciężony, o czym nie można mówić? I dlaczego? Żukow zmarł po trzydziestu trzech latach od inwazji niemieckiej, nie opowiedziawszy nic nowego o wojnie. Wszystko, co zostało opublikowane w jego wspomnieniach, było znane już przedtem, wydane przez innych autorów. I jeżeli w ostatnich wydaniach książki Żukowa pojawiają się nowe fragmenty, to takie one są tylko dla Wspomnień i refleksji. Wszystkie „nowe" fragmenty starannie przepisano z cudzych książek. Nawet ze SWE. Sam Żukow jednak żadnych tajemnic nie ujawnił. W takim razie, jak należałoby łączyć deklarację wielkiego dowódcy, że mówi prawdę i tylko prawdę, z jego wylewną wypowiedzią o tym, że czas mówienia prawdy jeszcze nie nastał? Po co zrzucać na cenzurę, skoro sam nie potrafi mówić bez krętactwa? Niepełna prawda to nieprawda, czyli kłamstwo. 26 Utajnienie prawdy historycznej to przestępstwo przeciwko własnemu narodowi. Naród, który nie zna własnej historii, jest skazany na porażki, zwyrodnienie i wymieranie. Swoją, delikatnie mówiąc, nadmierną gadatliwością i nieposkromioną paplaniną Żukow nieświadomie wyrządził szkodę władzy komunistycznej. Twierdząc, że na wojnie działo się coś takiego, o czym nie warto wspominać, zadał śmiertelny cios terminowi komunistycznemu „Wielka Wojna Ojczyźniana". Rzeczywiście, co to za „Wielka Wojna", skoro wielki strateg nie radzi wnikać w jej szczegóły? Jeżeli, według Żukowa, po upływie jednej trzeciej wieku nie przyszedł ten szczęśliwy czas, kiedy można mówić prawdę o wojnie, to kiedy on nastanie? Gdy wszyscy świadkowie odejdą do innego świata? Kiedy wszystkie archiwa zostaną wyczyszczone i z „braku potrzeby" zostanie spalone wszystko, co zbędne, nieaktualne, nieodpowiadające historycznej chwili? VII W drugim wydaniu Wspomnień i refleksji wzmocniono stanowisko Żukowa co do tego, że prawdy o wojnie mówić nie wolno: „Ze zrozumiałych przyczyn nie będę poruszał kwestii, o których mowa może wyrządzić szkody obronności kraju" (Wspomnienia... Moskwa 1975, tom 1, s. 313). Opublikowano to po trzydziestu latach od zakończenia wojny i ponad jednej trzeciej wieku po niemieckim ataku. O, wielki strażniku naszego bezpieczeństwa! Cóż to są za wielkie tajemnice? Wycofane z pola walki czołgi, zarośnięte pokrzywami i zniszczone wybuchami umocnienia, osypujące się okopy i transzeje, zdemobilizowane korpusy, armie i fronty. Hitlera dawno już nie ma i Stalina też, nasi kombatanci w większości już poumierali... a wielkie tajemnice pozostały. Jeśli się je ujawni, obronności Związku Radzieckiego zostanie wyrządzona szkoda i obniży się zdolność bojowa armii! Minęło kolejne trzydzieści lat. Podobny do gnijącego trupa Związek Radziecki ostatecznie uległ rozkładowi. Główna przyczyna: w kraju zdecydowanie zabroniono mówić prawdę. Dozwolono jedynie kłamać. Wszystko, od dołu do góry, prze- 27 siąknęło kłamstwem. Okłamując naród w każdej sprawie, rządzący sami zostają owładnięci wiarą we własne wymysły. Trzeba jednak podejmować decyzje i oni je podejmowali... opierając się na fałszywych wyobrażeniach o otoczeniu. A skoro tak, to i decyzje ich nie mogą być prawidłowe. Historia radziecka, przede wszystkim historia militarna, okryta jest nieprzeniknioną warstwą kłamstwa. Od śmierci Żukowa minęły trzy dziesięciolecia, a oficjalni pismacy i tak nie odkryli niczego nowego. Tymczasem milionami idą coraz to nowe i nowe nakłady Żukowowskich dzieł. I w każdym z nich, niczym młotem po naszych głowach, bije apel: nie poruszać kwestii, „których ujawnienie może wyrządzić szkody obronności"... Związku Radzieckiego. Dla pismaków z Kremla wspomnienia Żukowa to podstawa i niepodważalny fundament historii wojny. Oni bez skrupułów powołują się na Wspomnienia i refleksje, chociaż wiedzą, że są tematy - i to sporo, jak twierdził sam Żukow - których w ogóle nie wolno poruszać. Prawdy o wojnie opowiadać nie wolno, bo jeszcze przypadkiem, jak uczył Żukow, można by wyrządzić krzywdę obronności Związku Radzieckiego, który już nie istnieje. Mam pytanie do wszystkich obrońców Żukowa: wyjaśnijcie, co miał na myśli największy strateg! Określcie te zabronione tematy, których zdaniem marszałka nie wolno omawiać. Niech tak będzie, skoro nie wolno, to nie będziemy tego robić. Tylko nazwijcie je! Skądże mamy wiedzieć, o czym można mówić, a co nie podlega dyskusji? O czym to niby za wcześnie mówić po dziesięcioleciach, które upłynęły od czasów wojny? O batalionach karnych? Jak widać, na wojnie Żukow „karnistów" nie spotykał i o takich nie słyszał. We wspomnieniach on tych niewolników wojny nie wspomina. Naród jednak wiedział o tym i bez Żukowa. Może nie nadszedł jeszcze czas, by mówić o tym, że narody Związku Radzieckiego kwiatami witały hitlerowców? Żukow o tym nie wspominał. Wiedzieliśmy jednak o tym z opowieści świadków. Po rządach Lenina i Stalina mieszkańcy Związku Radzieckiego każdego najeźdźcę uważali za wyzwoliciela. O czym jeszcze za wcześnie mówić? O stratach? Żukow 28 nigdzie ani słowem nie wspomniał o stratach Armii Czerwonej. Jednak i bez Żukowa naród wiedział, że były one wprost niewyobrażalne. Sumienni badacze oszacowali straty. Ich liczba znacznie przewyższała 7 milionów ogłoszonych za Stalina, 20 - za Chruszczowa, i 27 za Gorbaczowa. (Za rządów tego ostatniego do stalinowskiej liczby dodali chruszczowow-ską i otrzymali nową, najprawdziwszą). Trudno zrozumieć stanowisko wydawców wspomnień Żukowa. Elementarna uczciwość nakazuje wyrobienie pieczątki o treści: „O wielu rzeczach mówić jednak za wcześnie. Żukow" i odbijać ją grubą, czerwoną czcionką w poprzek każdej ze stron jego wspomnień. Oświadczenie Żukowa, że nie nadszedł jeszcze czas na mówienie prawdy, jest głównym argumentem przeciwko jego książce Wspomnienia i refleksje. Po takim oznajmieniu uczciwy człowiek nie napisałby ani słowa więcej albo napisałby wszystko, o czym myśli, wszystko, co uważa za prawdę, zapakowałby w szklane, trzylitrowe słoiki, zalakował i zakopał we własnym sadzie. Do tego trzeba by było napisać list do potomności: prawdy o wojnie z XX wieku mówić nie pozwalam, ale zachowałem ją dla was, oto ona, czytajcie! Żukow jednak ogłosił, że nie nadszedł czas na mówienie prawdy, i podpisał się pod maszynopisem liczącym 700 stron. Zastanówmy się: skoro w tekście nie ma prawdy o wojnie, czym wobec tego jest on wypełniony? Jeżeli prawda odpada, to co pozostaje? Oświadczenie Żukowa jest głównym świadectwem na korzyść Lodołamacza. Krytyków proszę, by mnie nie niepokoili i