15212

Szczegóły
Tytuł 15212
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15212 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15212 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15212 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Ostatni z Siekierczy�skich 1925 Trzeba wiedzie�, �e rodzina SieMetzynskich tak dobrze lak inne szlacheckie, je�li nie rodowodem nieprzerwanym, to herbem przynajmniej do XI wieku si�gn�� ma prawo,.. Na nieszcz�cie ksi�dz Niesiecki dla zbytku familij o kt�rych pami�ta� musia�, z powodu �e by�y dobrodziejami oo. jezuit�w, o Siekierzy�skich ca�kiem zapomnia� i omy�ki w tym nieprzebaczonej Bartosza Paprockiego i S. Okolskiego nie poprawi�. Zagl�da�em nawet do Suplement�w i tam o Siekierzy�skich g�ucho; a �e Bobrowiczowi nie by�o komu pos�a� wiadomo�ci o zgas�ej ju� rodzinie, odrodzony Niesiecki�Lipski zaniemia� tak�e o mojej poczciwej szlachcie. Co dziwniejsza herb �ich nawet heraldykom naszym nieznany, ju� to dlatego, �e go z innymi �atwo pomiesza� by�o, juz i� sami tylko Siekierzyuscy go u�ywali Mieli oni w czerwonym polu prost� siekier�, jak� dzisiaj str�e drwa r�bi�; nie oksz� i nie top�r, kt�re ca�kiem inaczej wygl�daj�, ale narz�dzie to niezmiernie staro�ytne, bo jak wiadomo w grobach tysi�cletnich je�li nie �elazne to krzemienne znajduj� siekiery. Nad he�mem unosi�a si� ta� sama siekiera� Srogiej krzywdy, jaka heraldycy nasi wyrz�dzili tej przezacnej i bardzo staro�ytnej rodzinie, inaczej sobie wyt�umaczy� nie mo�na, tylko p�niejszem jej rozrodzeniem, i co za tym sz�o, ub�stwem; a mo�e niech�ci� osobist�. Tymczasem wiem to z pewno�ci� od nieboszczyka pana Piotra Kornikowskiego, stolnika nurskiego, �e Siekerzy�scy mieli si�, nie bez s�usznych racyj, za najstarsz� mo�e szlacht� w Polsce i sw�j klejnot zapomniany wy�ej innych cenili. Powiadali oni, �e pierwszy ich przodek Sobies�aw Siekiera, za Boles�awa Wielkiego, gdy z Pragi uchodzili w ma�ym poczcie przed powstaniem narodowem, z poduszczenia niemieckiego wszcz�tem, bardzo walecznie kr�la broni� od Czech�w i za owe m�stwa dowody w herbie na polu krwawem siekier� otrzyma�. Mianowany dow�dc�, maj�c sobie nadane obszerne ziemie, za�o�y� miasteczko Siekierzyn i posiada� pi��dziesi�t wiosek, osadzonych je�cami, z Rusi, Moraw, �u�yc i Niemc�w sp�dzonymi. Ten�e nieboszczyk pan Piotr Kornikowski, stolnik nurski, kt�ry mia� wielkie zachowanie u ostatniego z Siekierzy�skich i od niego to wszystko directe s�ysza�, opowiada�, �e w familji ich zachowywa�o si� nawet podanie, i� niegdy� tytu�u ksi���cego u�ywali, ale �e lapsu temporys, przy rozdrobieniu maj�tku sami go dobrowolnie porzucili. Nie ulega za� najmniejszej w�tpliwo�ci, �e w poczcie znakomitych rodzin inter Comites et Barones zaliczali si� ju� w XIII w., jako �wiadczy akt boles�awski, w kt�rym Comes Sulislaus Sziekiera jest wymieniony, Siekierzy�sey, jakkolwiek im p�niej zubo�e�; przysz�o, pami�� pochodzenia swego piel�gnowali starannie i stosown� dum� wie�czyli stronie. W domu ich widzia� pan stolnik nurski olbrzymiej wielko�ci, mocno sczernia�e arbor genealogiae, na kt�rem z l�d�wi le��cego na r�ku spartego, w zbroj� �elazn� skutego i siekier� w r�ku piastuj�cego rycerza, wyrasta� d�b (symbo� d�ugotrwa�o�ci) maj�cy na li�ciach swych imiona wszystkich Siekierzy�skich od owego Sobies�awa alias Subislaus�a pochodz�cych. Byli tam mi�dzy XI a XVI wiekiem �yj�cy m�owie wielkiemi godno�ciami zaszczyceni, takiemi nawet o kt�rych dzi� w historji nie s�ycha�, by�y koligacje jako konstelacje (wyra�enie pana stolnika nie moje) �wietne, bu�awy, krzes�a, piecz�ci, mitry i infu�y w niezliczonej mnogo�ci. Ale jak to zwyk�a kolej rzeczy ludzkich od XVI w. rodzina ta, dostarczywszy krajowi dosyta m��w godnych i niewiast p�odnych, pocz�a nachyla� si� ku upadkowi widocznie, tak i� ani lustr przedziwnych koligacyj, ani wysi�ki jej cz�onk�w, podnie�� jej pristinam magnitudinem nie mog�y (wyra�enie pana stolnika Kornikowskiego). Znali urodzeni Siekierzy�scy Instabilitatem fortunae i zwyk�e onej obroty; poddali si� woli Bo�ej, ale niemniej walczyli o s�awy dawnej utrzymanie. Ehe! na pr�no. Jako z g�ry staczaj�cy si� pow�z, zrazu powolnie si� zsuwa, potem coraz nagiej p�dzi, wreszcie gwa�townie lec�c, o kamienie si� rozbija, tak i wielko��, s�awa, znaczenie przezacnego domu z impetem run�y ku nieuchronnej rzeczy ludzkich kolei. (Zawsze s�owa pana stolnika), Jakgdyby nieprzyjazna fortuna szydzi� chcia�a z upadaj�cych, w pocz�tku rozrodzili si� niezmiernie, zw�aszcza tMiogo�ci� c�rek, kt�re substancj� dziedziczn� w rozmaite domy �wie�o ex obscuritate wyrastaj�ce, roznios�y; wreszcie od kilku pokole�, zeszli na jedn� linj� i jedn� tylko m�skiego reprezentanta. Bola�o to Siekierzy�skich, ale w chrze�cija�skiej pokorze powtarzali sobie praeterita raspicientes i pocieszaj�c si� wielko�ci� ubieg��. � Sit voluntas Tua! I nieboszczyk pan skarbnikowicz czerski, Longin Siekierzy�ski, mawia� przed stolnikiem nurskim, cz�sto tu wspominanym panem Kornikowskim: upad�y pa�stwa Assyryjskie, Babilo�skie, run�� Tyr i Sydon i Palmira i Troja, czemu�by rodzina nasza losu wszystkich wielko�ci dozna� nie mia�a. A m�wi� to (jak opowiada� nieboszczyk stolnik) z takiem przej�ciem, z tak� powag�, z tak� wielko�ci� tytaniczn�, �e cz�stokro� sam pan Kornikowski, zw�aszcza nie b�d�c na czczo, �zami si� zalewa�, s�uchaj�c, � sta�o si� jeszcze, �e uprzedzaj�c grobowe zapomnienie i jakby daj�c go wcze�nie Siekierzy�skim skosztowa�, los sprawi�, �e wszyscy prawie dawnej ich wielko�ci zapomnieli; owszem �mieli si� z niej niedowierzliwie i szlachta nier�wnie �wie�szej daty cz�sto prym przed nimi bra�a, insultuj�c upadaj�cym� S�siad pana skarbnikowicza czerskiego ultimi descendentis prosapiae magnae, niejaki Wichu�a herbu Zabawa, (kt�ry jak wiadomo i nie tak stary w Polsce jest i advena tylko), wbrew przyzwoito�ci, z insolencj� wielk� natrz�sa� si� z Siekierzy�skich i w ko�ciele, na sejmiku, na zjazdach szlacheckich wsz�dzie ich posiada�. Znosi� to pan skarbnikowicz z wielkim animuszem, jakoby nie widzia�, nie chc�c zwady z podlejszym od siebie poczyna�, ale jak go to srodze bola�o, nieraz sam na sam przed panem Kornikowskim si� wynurzy�, � Patrzaj, wa�pan, � mawia� � nie jest�e to �wiat przewr�cony, �eby Wichu�a, kt�ry niewiedzie� z czego powsta� i prapradziada swojego wskaza� nie mo�e, chodzi� przede mn�, hetman�w i senator�w potomkiem! Ale taka rzeczy kolej i poganin Horacy niejedn� aluzj� do tego prawa powszechnego mie�ci w wierszach swoich, i pismo nam liczne stawi upadku rod�w naj�wietniejszych przyk�ady. Cadent quae nunc sunt in bonore� Na te i tym podobne skargi pan Kornikowski, z kt�rego ust to mam, moderuj�c zawsze �al wielki pana skarbnikowicza, odpowiada�, stosownemi konsoluj�c uwagami; i cz�sto wieczory ca�e zas�uchiwa� si� opowiada� o li�ciach d�bowych owego drzewa, kt�re na �cianie izby jadalnej wisia�o. Opr�cz pewnych i wypr�bowanych powie�ci by�y tam i zajmuj�ce podania z ust do ust ab antiquo podawane o Siekierzy�skich przed Boles�awem Wielkim, a nawet jedno dowodne bardzo, jakoby z Lechem przyby� pierwszy przodek domu, i jeden z dwunastu wojewod�w by� tego� s�awnego rodu. Tandem te�, opowiada� mi pan stolnik nurski, XVI saeculo decresente, Siekierzy�scy siedzieli na jednej wiosce tylko, kt�ra, in vim miasta ich Siekierzyna, Siekierzynkiem si� zwa�a; a le�a�a w Mazowszu. U�ywali oni jeszcze wzi�to�ci wielkiej i mieli przewag� mi�dzy szlacht�, dla pami�ci przodk�w, ale coraz j� z fortun�, jak to bywa, traci� pocz�li. Wszelkiego rodzaju nieszcz�cia zwali�y si� na utrapion� rodzin�: ogie�, nieurodzaj, �li s�siedzi, procesa, dzieci stratne, starcy nieopatrzni, nieprzyjaciele mo�ni� Walczyli panowie Siekierzy�scy do upad�ego, ale si�a z�ego wiele na jednego. Przysz�o na to, �e pan wojski Celestyn Siekierzy�ski ju� tylko na c � :�ci wsi Siekierzynka gospodarzy�, druga wysz�a z imienia i, co gorzej, w pod�e r�ce. O�eni� si� przecie, przestrzegaj�c, jak wszyscy jego antecesorowie, by czysto�� krwi szlacheckiej zachowa� i nie ��czy� si� � jedno ze star� szlacht�; z ubog� ale illustrae originis �owczank� Izabel� �migrodzk�, z kt�rej jednego tylko zostawi� syna, pana skarbnika Sobies�awa Zygmunta. Ten tak�e wybiera� d�ugo, zanim znalaz� sobie �ycia towarzyszk�, pann� Ann� Korczyc�wn�, ubog� te�, ale wielkich cn�t i wielkiej niegdy familii matron�, po kt�rej mia� jednego te� sina saepe nominatum skarbnikowicza czerskiego, Longina. Cz�� wioski Siekierzynka zawsze jeszcze pozostawa�a w dziedzicznej dzier�awie rodziny, ale obci��ona d�ugami i procesami to o granic�, to o sumy. Opr�cz tego, po pradziadzie mieli Siekierzy�scy ci�gle popieran� spraw� po trybuna�ach, wznawian� co sesja, o spadek znacznych bardzo d�br, kt�re by�a z domu ich wynios�a Agata Siekierzy�ska primo voto Kossobudzka, secundo L�dzka, kt�ra zmar�a stenlis, a maj�tno�� ta inipuo modo zatachlowana dosta�a si� w r�ce L�dzkich i ich spadkobierc�w. Proces ten, na kt�ry si� w cz�ci panowie Siekierzy�scy stracili i coraz go popieraj�c a forytuj�c do ostatka hartowali, trwa� ju� lat przesz�o stu, a upa�� mu nie dawano, chocia� do czynienia by�o z mo�nemi rodzinami. W ostatku pan skarbnikowicz czerski wiedz�c dobrze, �e po kilkakro� pars advevsa czyni�a kroki do zgody, kt�rej dot�d przyj�� nie chciano; a razem rachuj�c si� z uszczuplon� fortunk�, sk�oni� si� do uk�ad�w, ale L�dzcy teraz ani m�wi� o nich nie chcieli. To by�o poniek�d powodem choroby i �mierci skarb � nikowicza, kt�ry pod�wczas syna ju� maj�c, a przewiduj�c jak przeciwne zagra�a�y mu losy, wielce si� tym zgryz�, wzi�� do serca i od tej pory, jak uwa�ano, cherla� i niedomaga� zacz��. Longin Sobieslaw Siekierzy�ski, skarbnikowicz czerski, haeres na Siekierzynku, mia� za sob� godn� niewiast�, ubogich rodzic�w, ale staro�ytnej szlaclr ty c�rk�, pann� Kunegund� Pi�eck�, z familji kt�ra z Jagiellonami jakoby mia�a nawet koneksj�. Z tej to, jake�my m�wili, B�g da� mu syna Tadeusza Sobies�awa. Mieszkali na�wczas potomkowie lej przezacnej rodziny w starym dworze siekierzynieckim, kt�ry, jak powiada� mi pan Kornikowski, podpierany, �atany, przybudowywany, podmurowywany, dokrywany, obmazywany, sta� ju� blisko lat dw�chset. Sam te� widzia�em go i o wieku jego s�dzi� mog�: by�o to domostwo wprawdzie znacznie w ziemi� zapad�e, tak �e do sieni wchodzi�o si� po dw�ch czy trzech stopniach jak do piwnicy; okna jego ledwie na pi�d� nad ziemi� si� wznosi�y, a ogromny, spiczasty, czarny dach widoczniejszy by� z daleka od �cian samych; przybud�wki, podpory, dyle, w r�nych kierunkach opasuj�ce je, dziwnie si� bardzo wydawa�y, ale za to mia� dw�r �w jak�� min� powa�n�, niby zgrzybia�ego starca w staro�wieckiem rozpartego krze�le i otoczonego wnucz�ty. Wnucz�ta przedstawia�y wspomniane podpory, dyle i belki, popodstawiane ze wszystkich stron pod chyl�ce si� i wypaczone �ciany. Dach, niegdy� na dwie kondygnacje, tak osobliwszym sposobem pogarbi� si�, powychyla�, po�ama�, a z gont�w w skromniejsz� i to ju� poros�� mchem przeszed� s�om�, �e cudem zdaje si� trzyma� si� jeszcze na tej budowie, Okna poddasza, oprawne w drewniane wyrabiane wystawki, schyla�y si�: jedno, jakby przychodz�cym pokornie si� k�ania�o, drugie nawznak padaj�c. �adne drzwi wewn�trz nie zamyka�y si� szczelnie i �atwo; jedne podpi�owywa� musiano co lato, drugie sztukowa� co zima. Pod�ogi uchyla�y si� pod nogami tak dziwnie, jakby je sztukmistrz na postrach go�ciom na spr�ynach pouk�ada�. Stare, ogromne piece kaflowe, niebieskie i zielone, reperowane ceg�� i glin�, straci�y tak�e kszta�ty pierwotne i podostawa�y niepotrzebnych brzuch�w i garb�w. Ale za to jak �licznie ros�y doko�a zamaszysto i bujno podnosz�ce si� stare lipy, �wierki, jab�onie i grusze!� ile cieniu by�o w ogrodzie! Wewn�trz domostwa ciemnego od otaczaj�cych je drzew i krzew�w, od zni�enia �cian, wilgotnego i smutnego, czu�e�, wszed�szy, �w zapach ruiny, ow� wo� ub�stwa zbutwia�� i przegni��, kt�ra w starych budynkach jest zwiastunem upadku � sw�dem trupa, Ponuro wygl�da�y izby puste, zimne, milcz�ce i po wi�kszej cz�ci nagie; budowa�a je zamo�no��, zamieszka� niedostatek. Za ka�dym przechodz�cym wlok�o si� podrze�niaj�ce kroki jego echo, z szata�skiem naigrawaniem powtarzaj�c d�ugo i przeci�gle jego st�panie. Wiatr �wiszcza� nieustannie po kominach i j�cza� w piecach, dzwoni�y szyby okienek za najmniejszym wiatru powiewem, a w czasie burzy trz�s� si� dom ca�y, jakby si� l�ka� zawali�. W ogromnej sieni z tych jeszcze czas�w pozosta�ej, kiedy panowie szlachta przyje�d�ali z licznym orszakiem pacho�k�w co j� nape�nia�, sta�y jakie� pr�ne i porozbijane skrzynie, po�amane sprz�ty, wisia�y �achmany malowanego p��tna, a parawan szary, kulawy, szeroko rozpo�ciera� na pr�no ramiona, by je ukry� przed wchodz�cym. W pierwszej izbie na lewo, niegdy� najporz�dniejszej, sufit p��tnem podbity, szczury i myszy, �ciel�c gniazda, poci�ga�y jak worki; w dw�ch czy trzech miejscach rozdar�y p��tno, i czarna dziura zdawa�a si� okiem ciekawem zagl�da� na pust� komnat�. Jedno okno, nadbite, wieczne zas�onione by�o okiennic�, przez kt�rej serduszko tylko wciska� si� chorowity �wiat�a promie� przez mistern� siatk� paj�czyny; drugie, calsze ale skrzywione w spr�chnia�ych ramach, mia�o szybki drobne bez poloru, zbiela�e i jakby mg�� zasz�e. Kanapa odarta, st� chwiej�cy si� i kilka krzese� r�nej wielko�ci, wybicia i kszta�t�w, rozpierzch�e po izbie, sta�y bez �ycia, bez zwi�zku. Wielki komin przy piecu zamurowany by� i zabielony, sta�a w nim tylko beczu�ka octu i butel bibu�� przytkni�ta. W rogu u drzwi stara szafa pusta, z poodmykanemi drzwiczkami, ukazywa�a g�odne i zbrukane wn�trze, na kt�rego jednej p�ce wala� si� talerz st�uczony. Paj�k zasnuwa� k�ty, a myszy wcze�nie gospodarzy�y, przechodz�c z dziury do dziury w�r�d bia�ego dnia. Na �cianie wisia�o ogromne owe drzewo genealogicznie w czarnych ramach, ale krzywo, na d�ugim sznurku, jakby co chwila oberwa� si� mia�o i upa��. Z ca�ego malowania tylko kilka ja�niejszych miejsc zbroi rycerza �wieci�y si� jeszcze; reszt� muchy zapstrzy�y i pyl zasun�� gruby. Dw�ch czy trzech przodk�w co najcalszych, bo podarte potrety wys�ano na przeciwek, z powa�nemi minami, podgolonemi czuprynami, r�k� w bok lub na or�u opart�, dziwowali si� n�dzy, kt�ra ich ota� cza�a. Zna� by�o po ich twarzach, �e za innych �yli czas�w, �e lepiej im by�o i zamo�niej. Jeden pan cze�nik zw�aszcza, kt�remu dziwna plama ko�o g�by nadawa�a wyraz szyderski, przera�aj�cy, mia� min�, jakby chcia� skoczy� i rykn�� zapytaniem: jakiem prawem �miecie by� ubodzy, potomkowie moi? Drugi by� chmurny i powa�ny jakby duma� co poradzi�; trzeci zdawa� si� gromi�, a zapchni�ta w ciemniejszy k�t matrona we wdowim stroju, z ksi��k� i paciorkami, modli�a si� modli�a ju� sto lat na pr�no za powodzenie prawnuk�w. C� powiedzie� o innych izbach, kiedy tak� by�a najporz�dniejsza? Z du�ego domu kilka tylko zajmowa� skarbnikowicz czerski z �on�, synkiem i nieliczn� czeladzi�; reszta s�u�y�a za sk�ady rzeczy, kt�rych sk�ada� ju� nie by�o warto, za kurniki, drewutnie i schronienie nocnych strach�w, kt�re tu na rachunek przodk�w chodzi�y, niepokoj�c gospodynie i ch�opc�w. Wsz�dzie ta� sama panowa�a dezolacja, zrujnowanie i smutne opuszczenie; a najzaciszniejszy pok�j skarbnikowiczowstwa winien by� swe przymioty odwr�ceniu od wiatru, os�onie drzew i zapadni�ciu w ziemi�, Bro� Bo�e ulewy, nie by�o k�ta, gdzieby misek, h�adyszek, necu�ek i garnk�w podstawia� nie potrzeba by�o; a z sieni cz�sto wynoszono wod� cebrami, gdy si� jej z podw�rza obficie nala�o. Taki to by� dw�r pana Longina Sobies�awa Siekierzy�skiego, z kt�rego ub�stwa a dumy o�miela� si� szydzi� i drwinki sobie stroi� pan Wichu�a, nabywca cz�ci Siekierzynka i s�siad o miedz�, a co za tym idzie, nieprzyjaciel. Ale �adne w �wiecie �arty i szyderstwa nie mog�y upokorzy� cz�owieka tak pewnego swojej wielko�ci, tak przej�tego dum� rodow�, jak pan skarbnikowicz czerski. W ich krwi to uczucie godno�ci w�asnej by�o, rzec mo�na, dziedziczne, i skutkiem starannie dobieranych zwi�zk�w ma��e�skich, szlachecka duma ich przelewa�a si� w potomk�w, coraz w miar� zmniejszania fortuny wzrastaj�c. Skarbnikowicz, najubo�szy z Siekierzy�skich, nie ust�pi�by by� kroku �adnemu Lubomirskiemu, Potockiemu, a c� dopiero �wie�szym pankom z Rusi i Litwy, cho�by z Jagiellon�w pochodz�cym? Mawia� z u�mieszkiem, �e Czartoryjscy maj� dwie genealogie, co znaczy, jakby �adnej nie mieli, a zreszt�� pi�kne mi szlachectwo czy ksi�stwo, co za XIII wiek wyj�� si� l�ka, bo mu ciemno? Z Poniatowskich �mia� si� razem z Radziwi��em, ale i na Radziwi���w g�ow� kiwa�, zowi�c ich popadiukami, od czasu jak kronik� Stryjkowskiego przeczyta� i dowiedzia� si� o ich pochodzeniu od Lezdejki. Ma�o bardzo by�o rodzin, na kt�rychby uznanie pi�knego pochodzenia zezwoli�; a za �wie�o podniesionych mia� wszystkich, co od XIV wieku g�o�niejsi by� pocz�li, nazywa� ich nowemi sitkami. Zreszt� drobnej ubogiej szlachcie chemie wynajdywa� Longin i przodk�w, i pochodzenie stare, i ilustracje; ale dla pan�w by� nielito�ciwy, ruszaj�c ramionami ile razy mu o nich m�wiono. Wszystko to ludzie ignoti nommis, m�wi�, nie wiedzie� sk�d to si� pobra�o, lepsze rodziny poupada�y, powymiera�y, pogas�y, a to robactwo na trupach wyl�g�e� i kiwa� g�ow� i warg� spodni� odyma� i chodzi� szerokim krokiem po skrzypi�cej pod�odze najwi�kszej izby, z za�o�onemi w ty� r�koma. Skarbnikowicz by� cz�owiekiem g��boko my�l�cym widocznie, ca�e bowiem �ycie sp�dza� po wi�kszej cz�ci na my�leniu: nie robi� nic nigdy, tylko my�la� i my�la�. Posta� jego zapowiada�a sensata; s�usznego wzrostu, szerokich ramion, senatorskiej postawy, nie oty�y, ale w miar� kr�g�y, na karku wynios�ym, mia� g�ow� pod�ugowatego kszta�tu, z pi�knem czo�em Wysokiem, kt�r� nosi� zawsze troch� na ty� i rami� prawie zarzucon�, Oczy jego przykrywa�a powieka wypuk�a, d�ug� rz�s� otoczona; usta mia�y budow� austriackich i dolna warga odyma�a mu si� naturalnie, zw�aszcza gdy uczu� wi�cej, gdy by� mocniej wzruszony. Na portretach starych mo�na si� by�o przekona�, �e i przodkowie pana skarbnikowicza mieli te� same rysy familijne, kt�re on otrzyma� po nich w spadku. D�ugi w�s jasny w�r�d wygolonej twarzy spada� mu na brod� owaln�, jak ga��zie brzozy zawieszonej nad pag�rkiem. Mowa jego by�a powolna, umiarkowana, sentencjonalna, czasem troch� ironiczna, zawsze uczucia godno�ci w�asnej pe�na; spojrzenie zg�ry i d�ugie, ch�d wolny a majestatyczny; r�ce zawsze za�o�one nosi� zty�u. Co do charakteru, nic mu zarzuci� nie by�o mo�na, uczciwo�ci by� nieposzlakowanej, dobroczynny i wspania�y nawet w miar� siebie a� do zbytku; cierpliwy bardzo na obelgi, dwie mia� tylko wady, dum� przepot�n� i zbytek my�li, a brak ochoty do pracy. Co najlepiej lubi�, to chodz�c po izbie, cedzi� po s��wku, lub sam na sam ze sob� duma� a duma�. Czasem najszcz�liwsze my�li przychodzi�y mu do g�owy, ale jak przysz�o do wykonania� odk�ada� od dnia do dnia; zwleka�, przeci�ga� i w ko�cu nic nie pocz��, bo gdy si� zebra� do dzie�a, ju� by�o po czasie, Na�wczas m�nie zni�s�szy diram adversitatem, jak m�wi�, westchn�� i duma� sobie znowu, spokojnie, cicho, powa�nie, jak gdyby nic nie straci�, a nade wszystko jak gdyby sam nic nie by� stracie winien, W panu skarbnikowiczu, acz upad�ego, zna� by�o mo�nych potomka; wzbudza� poszanowanie cho� wzbudza� i lito�� razem, a �li ludzie, co s�abo�ci jego znali, cz�sto z nit j korzy�ci dla siebie ci�gn�li. Przez wrodzon� ow� dum� nigdy wedle mo�no�ci nie da� ja�mu�ny, zawsze j� musia� sypn�� wspaniale, a serce mia�o te� udzia� w uczynku, bo by� poczciwy i lito�ny. Ub�stwo swoje zakrywa� i pobiela� jak m�g�, bo mu go przy �wietnem imieniu niezmiernie wstyd by�o; a �e nie mia� tak dalece czym przybra� n�dzy, zatacza� na ni� dum� swoj�, kt�r� jak z�ocistym p�aszczem si� okrywa�. Potrzeba go by�o widzie�, gdy par� szkap kulawych i �lepych, �wie�o z pastwiska schwytanych, powi�zan� sznurkami i �ykiem taradajk�, w wytartym kontuszu jecha� do ko�cio�a; rzek�by�, �e magnat w poz�ocistej kolasie, tak pogodne wysoko ni�s� czo�o. A gdy jako kolator do pierwszej wchodzi� �awki i sun�� przez �rodek nawy, ledwie racz�c spojrze� na zgromadzonych, nawet z�o�liwy Wichu�a ust�powa� mu z drogi. Do uca�owania pateny i krzy�a nikt te� nad niego nie wyst�powa� powa�niej i uroczy�ciej. Sama jejmo��, z domu Pilecka, imieniem Kunegunda, wychowana w s�siedztwie, a znaj�c tradycjonalny szacunek dla Siekierzy�skich, kt�rych wszyscy jako kwiat nobilitatis uwa�ali; poszed�szy za pana Longina, mia�a sobie za wielkie szcz�cie, �e to imi� nosi�a i m�a szanowa�a, czci�a prawie jako wy�sz� jak�� istot�. Sprzeciwienia mu si� nie pojmowa�a, do porady nie o�mieli�aby si� nigdy, uwa�aj�c je za uw�aczaj�c� tak wielkiemu m�owi, i ca�e �ycie skinienia tylko jego i woli wypatrywa�a. Co by�o najprzykrzejszego w �yciu to dla niej, co najlepszego to dla niego; starania oko�o zdrowia, dostatku, wyg�d, spokojno�ci ukochanego Longina, g��wnem jej godzin zaj�ciem. Cicha, pobo�na, trwo�liwa, potulna, na najmniejsz� niecierpliwo�ci oznak� dr�a�a i przera�a�a si�, a za najwi�ksze mia�a sobie szcz�cie, gdy si� jej raczy� u�miechn��, gdy do niej d�u�ej przem�wi�. Walczy�a ona po cichu z ub�stwem, z wytrwa�o�ci� anachorety, z pracowito�ci� niewolnicy, z przemys�em �yda; ale na c� si� to wszystko przyda�o, gdy z mozolnych trud�w owoc, jeden wyst�p, jedna ja�mu�na pa�sko dana, jedno przyj�cie po�era�o. Nie sarka�a, widz�c strwonione zabieg�w swoich d�ugich, cz�sto i ofiar osobistych zapasy; ale z cierpliwo�ci� anielsk� rozpoczyna�a na nowo jak mr�wka szybko odbudowywa� rozrzucone mrowisko. Tymczasem dzie� za dniem ci�sze by�o w Siekierzynku �ycie: �w mi�y s�siad Wichu�a, �e go skarbnikowicz przypu�ci� do siebie na stopie r�wno�ci nie chcia�, zajad�y, chciwy zemsty, co godzina srodzej dojada�, codzie� nowe p�ata� figle, a siedz�c o miedz�, mia� tysi�c dokuczania zr�czno�ci. Siekierzy�ski op�dza� mu si� z rodzajem wzgardy, jakby dojadaj�cej muszce lub brz�cz�cemu komarowi, co to i gniewu nawet nie &� warci. Ten animusz wynios�y najgorzej niecierpliwi� szlachetk� i, zaciskaj�c pi�ci, tupi�c nogami, przysi�ga�, �e upokorzy dum� s�siada, cho�by, jak powiada�, mia� p�j�� z torbami, lub wie�� odsiedzie�. Znaczy�o to, �e si� wydatku ani nawet odpowiedzialno�ci osobistej nie zl�knie, Skarbnikowicz odpiera� donoszone mu us�u�nie pogr�ki, mira cum superbia, milczeniem; powiada! nieboszczyk pan Kornikowski. Kilkakro� pleban, poczciwy starzec, kt�ry z obydwu chcia� �y� w zgodzie a nieustannie nara�a� si� obu, usi�owa� napr� � no pojedna� zwa�nionych s�siad�w, Wichu�a odpowiada� bez ogr�dki: � Kpi� z tego ho�ysza! � a Siekierzy�ski najzimniej; � Ja si� na niego nie gniewam, ale �y� z nim nie chc�. Nazajutrz schwytane g�si Wichu�y w pszenicy pana Siekierzy�skiego wisia�y na d�ugich tykach, a karmny wieprzak pani Kunegundy, podobno na ulicy z�apany, zabity i w proso wci�gni�ty, le�a� nade drog� w pokrzywach� A gdy taradajka skarbnikowicza przeje�d�a�a mimo dworku s�siada, Wichu�a wychodzi� umy�lnie do bramy i siada� na ziemi w nieprzyzwoitej postawie� czego zreszt� patrz�cy w g�r� Siekierzy�ski nie widzia�. Ludzie ich, nieustannie pan�w dra�ni�c, psoty wyrz�dzali niegodziwe, wojna wrza�a nieustanna; w dodatku wywi�za� si� z niej proces brudny i nudny� Wichu�a, kt�rego ojciec gdzie� na wielkim dworze niedawno marsza�kowa� i dobrze si� ob�owi�, zamo�ny, ��dny, sk�py, z g�b� wyszczekan�, z czo�em wytartem, ale sprytny, zwinny i przebieg�y, wiele �ez pani� Siekierzy�sk� kosztowa�, Z jej strony by�aby wszelka gotowo�� do zgody, ale �mia�a� j� nawet zaproponowa� m�owi?? On lepiej wie co robi, m�wi�a, a ju�ci� musi si� szanowa� i nie ust�pi� sztachetce! Wi�c w t� graj�c, nie ust�powa�a kroku pani Wichulinie, ani na procesji, ani w ko�ciele, ani u s�siad�w, je�li si� gdzie spotka�y, i cho� pokorna � w duszy, musia�a do g�ry g�ow� nosi�, dla pana ma��onka. W�r�d takich okoliczno�ci, po kilku latach po�ycia, pan B�g z wielk� rado�ci� skarbnikowicza, kt�ry si� l�ka�, by na nim dom nie wygas�, i �lubowa� do wszystkich cudownych obraz�w o syna, kt�remu niedostatek tylko i troski mia� przekaza� � pan B�g da� mu p�ci m�skiej potomka. Wielka� to by�a w Siekierzynku rado��! Sama pani, kt�ra si� ci�gle modli�a, �eby jej B�g dozwoli� �yczeniu m�a zado�� uczyni�, tak by�a wzruszona swojem szcz�ciem, �e je odchorowa�a; a skarbnikowicz lata� po pustych izbach jak szalony, powtarzaj�c sobie, portretom i sto�kom: � Syn, chwa�a Bogu! syn! � Natychmiast postanowi�, nie zwa�aj�c wcale na stan kieszeni i spi�arni, nad kt�remi si� nigdy nie zastanawia� � obchodzi� hucznemi chrzcinami przyj�cie na �wiat potomka staro�ytnego rodu. Radby by� wspania�� uczt� na mil kilka wszystk� szlacht� braci u siebie zgromadzi�; ale piwnica, zapasy domowe i pusty woreczek stawa�y na przeszkodzie; a od dawna Siekierzy�ski, cho� bardzo s�owny i uczciwy, kredytu nie mia�, bo wiedziano, �e bro� Bo�e na niego �mierci, maj�teczek na d�ugi nie starczy. Nie wstrzyma�o go to jednak od przybor�w wielkich i zapraszania wszystkich znajomych. Kunusia, (tak nazywa� �on�), le��c w ��ku, p�aka�a nad tym, wiedz�c, jak znaczny dla nich uszczerbek te huczne chrzciny uczyni�, ale jak zawsze, tak teraz, nie �mia�a si� m�a woli sprzeciwi�. Proboszcz, jak si� tylko o synie dowiedzia�, pospieszy� zaraz do Siekierzy�skiego w nadziei, �e przy tej wielkiej rado�ci potrafi .go mo�e nak�oni� do zgody z Wichu��. S�siad sta� w�a�nie jak by� nawyk� dnie ca�e, we wrotach dziedzi�ca, r�ce za pasem, noga na nog� za�o�ona, o s�up oparty, po�wistuj�c� Szkoda m�w i�, �eby by� pi�kny: ma�y, kr�py, zwi�z�y, do�� t�usty, raczej szeroki ni� d�ugi, z w�osem naje�onym czarnym, nisko zarastaj�cym, z oczyma wilczemi, g��boko wpad�emi pod czo�o, zawsze u�miechni�ty z�o�liwie, mia� min� zb�ja, jak powiada� nieboszczyk Kornikowski, �e troch� te� po zb�jecku obchodzi� si� z lud�mi, z kt�rymi mia� na pie�ku. Gwa�t go nic nie kosztowa� i z�e s�owo tak�e; bo nawet z przyjaci�mi wa�ni� si�, a we dworze pocz�wszy od �ony, kt�ra si� z nim ujada�a dnie ca�e, nie by�o cz�owieka, z kt�rymby si� dwa razy w dzie� nie sk��ci�, kt�regoby nie wytuza�. Pomimo tej pr�dko�ci, kt�ra go strasznym czyni�a, nawet w�a�ni ludzie nie obawiali go si� i nie szanowali jakby my�le� mo�na; odpowiadali mu po grubja�sku i by�y wypadki gorsze jeszcze. �ycie Wichu�y schodzi�o na tuzaniach i �ajaniach, to by� jego w�a�ciwy element� Proboszcz, zbli�ywszy si� do bramy, pok�oni� si� panu Wichule i z u�miechem, kt�ry mia� zawsze na ustach, bo to zn�w by� cz�owiek a� do s�abo�ci dobry, rzek�:� � Dzie� dobry panu! � A dzie� dobry, mo�ci dzieju! i dok�d � �e to? � Do Siekierzy�skich. � Jak zwykle! ha! a do mnie to nie �aska! czy to ich sple�nia�y chleb smaczniejszy od mego? � Naprz�d � rzek� proboszcz, zastanawiaj�c si� � wiesz pan, �e ja Bogu dzi�ki nigdzie dla chleba nie chodz�, bo mam swojego kawa�ek, a po wt�re powiem otwarcie, �e tam id�, gdzie mnie mile przyjmuj�, � Wiem ja, wiem, mo�ci dzieju! � odpar� Wi � chu�a � �e nie mam �aski u proboszcza, a tamten ho�ysz bardzo blisko jego serca, a c� robi�, nie powiesz� si� z desperacji! � A chcesz wa�� prawdy � doda� �ywo proboszcz, � no to j� pos�yszysz; tam ja gdy przyjd�, nie spotkaj� mnie w progu przekle�stwami na ludzi, gro�bami, djab�ami, kt�rych u wa�ci zawsze g�ba pe�na; ludzie z Bogiem �yj�cy. � A ja to ju� bez Boga, mo�ci dzieju? � Nie ujmuj� wa�ci � ko�czy� proboszcz, za�ywaj�c tabaki � ale gniew masz ci�gle w sercu, a to nic potem. � Po c� mnie j�trz�, poco mnie do niecierpliwo�ci przyprowadzaj�? � A wa�� sam? � Kt� pocz��? nie ja. � Ot! co to gada� d�ugo! poco darmo si� rozwodzi�. Pan B�g da� syna Siekierzy�skim, pogodziliby�cie si�, zr�b tylko krok ku temu. � Ja! � wrzasn�� Wichu�a � ja! �ebym ust�pi� temu ho�yszowi, a! rychlej si�, mo�ci dzieju, ziemia pode mn� zapadnie! o! co nie, to nie. � To m�wi�c, splun�� i rzuci� si� jak dzik skaleczony. � Zala� on mnie, zalej� i ja jemu za sk�r� gor�cego sad�a! a zobaczymy czyje b�dzie nawierzchu! � A to po chrze�cija�sku? � rzek� ksi�dz, � Ju� niech to sobie b�dzie, jak chce � odpar� gwa�townie szlachcic � ale pr�dzej niebo si� na ziemi� zwali, ni�eli ja podam r�k� pierwszy Siekierzy�skiemu� Nie by�o co m�wi� wi�cej, proboszcz pokiwa� g�ow� i poszed� do skarbnikowicza. Zasta� go chodz�cego wedle zwyczaju wielkiemi kroki po pierwszej izbie, z g�ow� do g�ry, z r�k� na plecach jedn�, za pasem drug�, z u�miechni�t� b�ogo twarz�. � Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus� � Na wieki wiek�w, ojcze! a! a! wiecie wielk� nowin�! Pan B�g mi da� syna� my�l� jakie mu da� imi�, w sam� por� przychodzicie. � Winszuj� i �yczenia sk�adam ze szczerym afektem, dla ca�ego ich domu, jako s�uga i Bogomodlca� Skarbnikowicz si� sk�oni�. � B�ogos�awie�stwo Bo�e � ko�czy� ksi�dz; � warto szcz�liw� chwil� pi�knym uczynkiem oznaczy�. � Chrzciny b�d� solenne� � E! to nie o chrzciny chodzi, skarbnikowiczu dobrodzieju� ale �eby� tak w imi� Bo�e� pogodzi� si� z Wichu��, toby to by�a w niebie rado��, �eby si� to zgorszenie ukr�ci�o. � Twarz Siekierzy�skiego zas�pi�a si�, milcza�, � �eby� mu tak po bratersku � m�wi� ksi�dz. � Jak to po bratersku? � przerwa� ura�ony gospodarz. � Albo� nie jeste�my wszyscy bra�mi w Chrystusie? � Tak, tak, ale s� starsi i m�odsi i Kainy mi�dzy bra�mi� Ja si� z nim nie k��c� � rzek� Siekierzy�ski � ale on ze mn�! zreszt�, m�j ojcze, to dla mnie oboj�tny cz�owiek, a �y� z nim nigdy nie my�l� i nie b�d�. � Czemu? � Bo, prawd� rzek�szy, znajdzie on sobie r�wnych. � Ej! duma, duma! skarbnikowiczu! nie chrze�cija�ski sentyment! Porzuci� by to, porzuci�! � Duma nie duma, ale kiedy kto zna swoj� godno��. � Skarbnikowiczu, taki on szlachcic jak i wy � rzeki nieostro�nie ksi�dz proboszcz. Na te s�owa jakby go sparzy�, odskoczy� Siekierzy�ski, zaci�� usta, z g�ry spojrza� i odpar� z dum� wyra�n�, kr�tko i sucho: � Przepraszam, nie taki szlachcic jak ja� bo takiej szlachty jak Siekierzy�scy, mo�ci proboszczu, w ca�ym kraju jest tylko cztery familje� Zreszt�, dajmy temu pok�j. Nie nalegaj ksi�dz wi�cej, bo widzia�, �e i tego obrazi�, co zreszt� najcz�ciej mu si� trafia�o, poszed� wi�c pokorny i cichy powinszowa� jejmo�ci i pob�ogos�awi� nowonarodzonego. W�lad za proboszczem przybyli i inni s�siedzi, kt�rzy kochali i powa�ali skarbnikowicza i m�j pan Piotr Kornikowski, stolnik nurski, kt�ry ze szczeg�ln� by� czci� dla tej familji, a przyja�ni� poufa�� Siekierzy�skiego si� zaszczyca�. Wszystkich na chrzciny, nieco od�o�one dla przygotowa�, pozaprasza� gospodarz; jako� w miesi�c potem odby�y si�, jak mo�na by�o, najuroczy�ciej, z wielkim nat�okiem s�siad�w i powinowatych, kt�rych we wrotach stoj�cy Wichu�a liczy� ze z�o�ci� i zawi�ci� niewymown�; znajomych nawet usi�uj�c odci�gn��, ale n apr�no. Ca�� pociech� dla niego by�o, �e si� na�aja� i nakrzycza�. A �e chrzciny syna Wichu�y, pomimo usilnych zaprosze�, ani przez po�ow� nie by�y tak ludne, bo si� wszyscy obawiali tego cz�owieka, u kt�rego nigdy bez awantury si� nie obesz�o, mo�na sobie wyobrazi�, jakiem sercem patrza� na w�zki, p�krytki, bryczki i taradajki do starego dworu ci�gn�ce. Jejmo��, cho� w J�zku jeszcze le�a�a, bo si� rozchorowa�a, potrafi�a przecie tak wszystko urz�dzi�, aby si� skarbnikowicz przyj�cia nie powstydzi�, i by�o porz�dne, mo�na powiedzie� wystawne, a jak na nich, to bez miary kosztowne. Wichu�a, jak zwykle zawistni s�siedzi, mia� tak doskona�ych szpieg�w we dworze Siekierzy�skich, a tak by� ciekawy wszystkiego co si� tam dzia�o, �e nazajutrz m�g� najdok�adniej opisa�: co jedli, pili, m�wili, robili, co si� st�uk�o, czego nie sta�o i jak si� dla przyzwoitego przyj�cia sztukowa� musiano. Po chrzcie Tadeusza Sobieslawa, gdy� takie imi� nadano nowonarodzonemu, skarbnikowicz zapalczywiej ni� kiedy pocz�� chodzi�, i my�le� a rozmy�la�, sn�� o losach syna, kt�rego przysz�o�� niepokoi� go mog�a. W istocie interesa by�y bardzo w z�ym stanie, niedostatek w domu tylko prac� i przebieg�� troskliwo�ci� Kunegundy si� ukrywa�; gospodarstwo sz�o opieszale i licho, bo pan skarbnikowicz ani si� na niem zna�, ani je lubi�. Ca�emi dniami po wielkiej izbie pustej chodzi� zadumany, a� krok�w jego �cie�ka w pokoju by�a widoczn�. W tej dziwnej, upartej przechadzce co dzie� rano wsta� go bia�y grzyb ogromny, kt�ry z kilk� mniejszemi w ocienionym k�tku pokoju przez noc wyrasta�, jak przepowiednia upadku domu, jak symbol zniszczenia. Zaledwie go ujrza� skarbnikowicz, lecia� i dusi� go nog� z ca�ej si�y, rozrzucaj�c starannie szcz�tki nieprzyjaciela z wyra�nym gniewem i zapalczywo�ci�; ale nazajutrz uparty grzyb odradza� si� znowu w tym samem miejscu i tak stokro� gnieciony, powtarza� swoje nieme proroctwo. Walka z tym grzybem rozpoczyna�a dzie� ka�dy, a wieczorem odchodz�c na spoczynek, pan Siekierzy�ski pilnie si� przypatrywa�, czy nieprzyjaciel ma podni�s� g�owy; nie by�o ani �ladu, dopiero przez noc uwin�� si� tak, �e zawsze dobry dzie� szyderskie gospodarzowi powiedzie� musia�. Grzyb ten skarbnikowiczowi tru� �ycie po cz�ci, ale nie by�o na niego rady jak na Wichu��, i kto wie, czy milcz�ce przechadzki ca�odzienne nie z powodu tego grzyba si� odbywa�y? Skarbnikowicz ca�y dzie� prawie depta� chwiej�c� si� pod�og� wielkiej izby, czasem zajrza� do �ony i syna, gdy podstaro�ci przyszed� wieczorem po dyspozycj� i stan�� w progu z batogiem, Siekierzy�ski popyta� go tylko co robi� my�li i na wszystko si� zgadza�, co ten mu podsun��. Z na�ogowego milczenia i dumania wychodzi� tylko skarbnikowicz, gdy m�j) m�wi� o upad�ej wielko�ci swojego rodu, o jego dziejach i przesz�o�ci, Na�wczas stawa� si� wymowny, niewyczerpany, obfity, wes�, s�owem, nowy cz�owiek; lecz zaledwie przerwano mu ten przedmiot jedyny i zwr�cono ku innemu, wpada� w zamys�y zn�w a i martwia�. S�dzi�a jejmo�� sama, �e urodzenie syna doda mu ochoty do gospodarstwa, nak�oni do pracy i zaj�cia interesami, ale wszystko si� ko�czy�o na dumaniach i odk�adaniu na jutro. Kiedy�, p�niej mia�o si� wszystko najg�adziej pou�atwia�, i powinny by�y lepsze nast�pi� czasy. Siekierzy�scy acz lente jak powiada� Kornikowski, popierali od bardzo dawna proces ze spadkobiercami L�dzkich o posagow� sum� bezpotomnie zesz�ej Agaty Sie � kierzy�skiej; przysz�o i panu skarbnikowiczowi, aby rzecz nie uleg�a przemilczeniu, wnie�� jaki� pozew na trybunale lubelskim; potrzeba by�o jecha� do miasta. D�ugo si� bardzo wybiera�, odk�ada�, oci�ga�, ale w ostatku, gdy ju� zagra�a�y zw�oki, musia� ruszy� z troch� grosza do Lublina, pob�ogos�awiony na drog� przez proboszcza, z wielkiem podziwieniem jego wynurzywszy mu na odjezdnem, �e byleby L�dzcy okazali szczer� ch�� uk�ad�w, on tak�e got�w na nie przysta�. � Widzisz, wa�pan dobrodziej � rzek� skarbnikowicz po cichu � nie m�wi�em o tym nikomu, ani nawet Kunusi, ale postanowi�em, po dojrza�ej refleksji, zostawi� synowi raczej spokojny k�s chleba, ni� olbrzymie nadzieje z k�opotami. � �wi�te s� s�owa twoje, skarbnikowiczu dobrodzieju � odpar� szybko proboszcz � god� si�, god�, ju�ci�cie si� i tak na ten proces zrujnowali� � I wygraliby�my go, gdyby tylko troch� cierpliwo�ci jeszcze, ale ja si� starzej�, ch�opcu potrzeba chleba, my troch� �cie�nieni w interesach, wol� ze strat� ko�czy�. � �liczna my�l, kt�r� omnlmodo pochwalani! tak! lepiej po�y obci�� a od sprawy ucieka�. � Ju�ci� �eby jak � powa�nie rzek� Siekierzy�ski � to wezm� wi�cej ni� po�ow� mojej pretensji. � Gdyby i czwart� cz�� to dobrze! � powiedzia� proboszcz. � O! co to, to nie! Posag Agaty Siekierzy�skiej palmo voto Kossobudzkiej, secundo L�dzkiej, wynosi� z wypraw� 50.000 z�otych �wczesnych, a licz�c procenta i co lat dwadzie�cia tylko alterum tantum, nale�y nam jasno i oczywi�cie z g�r� p�tora miljona. � Je�eli na takiej stopie chcesz si� waszmo�� uk�ada� � przerwa� proboszcz � w�tpi�, �eby z tego co by�o. � A na jakiej � �e chcecie? � rzek� skarbnikowicz � ju�ci� to nale�no�� �wi�ta, a gdy jej po�ow� ust�puj� dla �wi�tej spokojno�ci� Ksi�dz ruszy� ramionami, a Longin Siekierzy�ski siad� na taradajk� i w g��bokich rozmys�ach pojecha� do Lublina. Tu znalaz� prawnik�w co mu g�ow� nabili, �e z jego pretensj� mo�na si� jeszcze sto drugie lat prawowa�; ale trwa� w postanowieniu zgody i adwokatowi strony przeciwnej o�wiadczy� gotowo�� do uk�ad�w� Pos�ano do spadkobierc�w L�dzkich, ale ci cum stupefactione (powiada� Kornikowski) pana skarbnikowicza, roz�mieli si�, ruszyli ramionami i odrzucili propozycje. Zani�s� wi�c pozew i manifest nowy, nazad do domu poci�gn��, milcz�cy, ale silnie przej�ty i zmartwiony widocznie. Jak wyje�d�aj�c nic �onie nie wspomnia� o zamiarze ko�czenia zgodnego ze spadkobiercami L�dzkich, tak wr�ciwszy nic te� jej o upokorzeniu swem nie m�wi�; a na zapytanie plebana, zby� go milczkiem i ruszeniem ramion. Wkr�tce jednak i jejmo�� i proboszcz postrzegli, �e si� z nim co� osobliwszego dzia�o: pospolicie bowiem by� pogodnego cho� zamy�lonego oblicza, a teraz zas�pia� si� co dzie� chmurniej, cz�sto nie s�ysza�, co do niego m�wiono, trafia�o si�, �e na pytania, kt�rych niby s�ucha�, nie odpowiada� i pogr��ony w zadumie nie tylko dnie ca�e, ale cz�� nocy chodz�c po izbie wzd�u� i wszerz, mrucz�c co� niezrozumia�ego, przep�dza�. Nic go nie zajmowa�o, nawet to dzieci�, kt�rego przyj�cia na �wiat tak oczekiwa�; a �agodne pro�by �ony, a�eby si� szanowa�, �eby rozerwa� si� stara�, przyjmowa� jakby og�uch�. Poczciwy proboszcz, kt�ry dawniej mia� niezawodny spos�b rozochocenia go, naprowadzaj�c rozmow� na historj� rodu Siekierzy�skich, teraz nie umia� nic z niego doby�, pr�cz kilku s��w zimnych. M�wi�c, nie patrza� na niego jak przedtem, ale s�upem oczy wlepia� to w �cian�, to w podarty pu�ap, to w okno. Widocznie opanowa�a go melancholja, jak to pod�wczas zwano, czyli inaczej hipochondria, wedle wyra�enia pana Kornikowskiego, z kt�rego ust mam te wszystkie szczeg�y. Zl�k�a si� wielce jejmo��, widz�c ten stan umys�u skarbnikowicza, a co gorzej, �e nagle chudn�� pocz��; by�a cicha narada z ksi�dzem proboszczem i stan�o na t�tn, �eby doktora Niemca, niejakiego Vogelwiedera, Szl�zaka, zamieszka�ego w pobliskiem miasteczku wojewody mazowieckiego, przywo�a�. A �e nie chciano przestrasza� Siekierzy�skiego i aprehensji w nim wzbudza�, uda�a pobo�nie pani skarbnikowiczowa, �e doktora tylko dla dzieci�cia sprowadza. Pojecha� tedy proboszcz sam po Niemca i przywi�z� go do Siekierzynka; a stoj�cy we wrotach Wichu�a roze�mia� si� na ca�e gard�o, widz�c �e go wieziono do s�siada, i rzek� zajadle: � Taki zagryz� bestj�! Ksi�dz, s�ysz�c to, a� si� prze�egna�, jakby szatana spotka�. Fizyk Vogelwieder, bo tak pod�wczas zwano lekarzy jeszcze, by� to oty�y Niemiec, ubrany po swojemu kuso, �miesznie w peruczce pudrowanej z ogromnym harbeutlem, z wielk� trzcin� w r�ku� w kapelusiku; przystrojony �a�cuszkami, dewizkami od ogromnego zegarka, maj�cy kieszenie pe�ne lek�w, bo by� razem doktorem, farmaceut�, chirurgiem, dentyst� i aptek� chodz�c�. Niewiele umia� i dlatego w�a�nie wyjecha� do Polski, gdzie pod�wczas brak by�o lekarzy; �mia�o leczy�, dumny by� bardzo ze swego g�upstwa i narodem, kt�ry po niemiecku nie m�wi�, gardzi�, z g�ry na� patrz�c; zreszt� lubi� pieni�dze nade wszystko, a kartofle i piwo k�ad� zaraz po nich, W m�odo�ci okulawia� by� z przypadku, co nieuchronnem czyni�o dla� u�ycie trzciny, a dla posp�lstwa n�ka jego, przysch�a i kopytkowej ma�o�ci, do djablej bardzo by�a podobna. I wyraz te� twarzy mia� co� szata�skiego: bia�o � blada, pospolicie nieruchoma, gdy m�wi� konwulsyjnie wykr�ca�a mu si� na wszystkie strony, brwi ta�cowa�y po czole, peruka ze sk�r� g�owy chodzi�a po czaszce, oczy lata�y, usta gdyby ryjek wywraca�y si� dziwacznie� po chwili wraca�y znowu do nieruchomo�ci kamiennej. Dzieci jak strachu obawia�y si� Vogelwiedera, tym bardziej �e mia� szczeg�ln� pasj� m�czy� je, straszy� i do p�aczu doprowadza�. Uni�ony a� do pod�o�ci z wy�szymi, przypadaj�cy przed panem, ze szlacht� obchodzi� si� dumnie i bez �adnej grzeczno�ci, z ch�opem i �ydem nieludzko� Takiego to lekarza, w niedostatku innego, wi�z� proboszcz do Siekierzynka, ca�� drog� mu k�ad�c w ucho, �eby udawa�, jakoby dzieci�ciu radzi!, a nie spuszcza� z uwagi ojca i powiedzia� szczerze, co o jego stanie my�li. Zdawa�o si�, �e pan fizyk zrozumia�, bo ci�gle powtarza�: � Dobra! dobra! niek b�dzie spokojna! ja szytko wie i zrobi jak powinna! dobra! dobra! Skarbnikowicz ju� by� o przybyciu doktora uwiadomiony i wcze�nie talara ostatniego nagotowai, uwin�wszy go w czysty papierek; zapowiedzia� tylko proboszczowi, �e r�ki nie poda szoldrze i �e do sto�u z nim nie usi�dzie. Jakkolwiek Niemiec zwyk� by� poczyna� sobie ze szlacht� ubog� bez ceremonii, a dom w Siekie � rzynku nie zwiastowa� dostatk�w, ujrzawszy powa�n� posta� Siekierzy�skiego, kt�ry i w wytartym makowym kontuszu mia� min� pa�sk�, fizyk uk�oni� si� pokornie i uczu� jak�� potrzeb� obej�cia si� przyzwoitego. Pod pozorem rozmowy wlepia� oczy w skarbnikowicza, bada� jego oddech, blask jego ocz�w, niby dla obejrzenia kszta�t�w pi�knej jego r�ki pomaca� pulsu, na co milcz�cy gospodarz pozwoli� cho� ze wstr�tem, bo nie lubi� Niemc�w, maj�c ich wszystkich za nieszlacht� i wyrwigrosz�w; nareszcie poszed� do dziecka z proboszczem i tu, spytany przez jejmo�� o stan zdrowia m�a, powiedzia� bez ogr�dki: � Barzo z�a! barzo z�a! hypochondriacus! puls febryczny� ci�ka sprawa! b�dzie bryk! Tego bryk szcz�ciem nie zrozumia�a skarbnikowiczowa, proboszcz zagada� i spyta� co robi� choremu. Fizyk Vogelwieder mia� na wszystko trzy tylko lekarstwa: krwi puszczenie, pigu�ki czyszcz�ce i womitif jak go nazywa�, a �e choroba by�a silna, zadysponowa� wszystko troje razem. Pozostawa�o przekona� Siekierzy�skiego o potrzebie u�ycia lek�w, o chorobie, kt�rej nie czu�, i sk�oni� go do pos�usze�stwa. R�nych i wszystkiego rodzaju pr�bowano sposob�w, ale wszystkie na pr�no: zaklina�a i prosi�a �ona, prawi� kazania proboszcz, na wszystko Siekierzy�ski odpowiada� kr�tko i stanowczo: Dajcie mi pok�j, jestem zdr�w! Tymczasem w oczach niszcza�, s�ab�, sech� i, wszystko sk�adaj�c na narodow� s�abo��, z kt�rej jednego z kr�l�w stracili�my, utrzymywa�, �e lada dzie� zdr�w b�dzie jak ryba. W ostatku do ��ka si� zwlec musia� i zakaszla�, pokaza�a si� krew, posiano znowu po Vogelwiedera, kt�ry nawp� przemoc� upu�ci� talerz krwi, obiecuj�c sobie najlepsze skutki. Ale w tydzie� skarbnikowicz nie wstawa� i proboszcz dysponowa� go na �mier�. Biedna �ona kl�cza�a z dzieckiem na r�ku u ��ka, p�aka�a i modli�a si�, a rozpacz jej by�a tak straszna, �e Niemiec nawet krzywi� si� na jej widok. Tymczasem Wichu�a zawsze we wrotach dziedzi�ca sta� i �mia� si�, witaj�c proboszcza, przechodz�cego z najstraszniejszemi wiadomo�ciami o zdrowiu skarbnikowicza. � A co, djabli go bior�, jam m�wi�. � Da�by� pok�j, cz�owiecze! � rzek� ksi�dz, � upami�ta�by� si�, jak ci nie wstyd zajad�o�ci twojej? Przynajmniej na �o�u �mierci chrze�cijanin nieprzyjaciela widzie� nie powinien, � Ej! ksi�uniu, i na katafalku jeszcze mu b�d� dojada�! � odpar� zajad�y s�siad, � �onie i dzieciom nie daruj�! � Wa�pan jeste� szatan! � zawo�a� uciekaj�c pleban, zatkawszy sobie uszy. � Gardzi on mn�, niech�e wie kim gardzi i kogo ma za gorszego od siebie1 � wo�a� Wichura � ja mu i po �mierci spokoju nie dam� Gdy si� zbli�y�a uroczysta godzina po�egnania, skarbnikowicz nie pokaza� po sobie zbytniego wzruszenia, uwa�ano to i wprz�dy �e do stoicyzmu czu� si� obowi�zanym i cz�sto powtarza� historj� zgonu heroicznego Jana � Sobies�awa, kt�ry od Turk�w na pal wbity, �y� dwa dni w m�kach, kln�c niewiernych. Gdy otaczaj�cy p�akali, on si� po cichu i spokojnie modli�. Potem obr�ci� si� do �ony i rzek� powa�nie: � Nie p�acz asind�ka, Kunusiu, nie rozpadaj si�, Pan B�g nad nami, nad wdow� i sierot�, a takiego wielkiego imienia dziedzica za zas�ugi ojc�w nie opu�ci. O jedno ci� prosz�, nie daj mu si� zwala� i pilnuj, by przyzwoite stanowi swemu prowadzi� �ycie. Zostawuj� ci w pu�ci�nie lepiej ni�eli wielkie dobra, bo imi� pi�kne, staro�ytne, na kt�rem si� musz� w �wiecie pozna�. Edukuj Tadeusza jak mu przysta�o, a niech zawczasu albo do wojskowo�ci, albo do gospodarki si� sposobi, w ostatku z lichem do palestry, bo i tam szlachta, cho� �aden Siekierzy�ski jeszcze nie mecenasowa�� ale pilnuj, jejmo��, by nasza siekiera w b�oto nie wpadli� Gdy to m�wi� a g�os mu s�abn�� i proboszcz do modlitwy wzywa�, u�miechn�� si� �agodnie, powieki zmru�y� i Bogu ducha odda�. Lament i p�acz rozleg� si� po pustym dworku, bo powiada� pan Kornikowski, i �ona do niego bardzo przywi�zana by�a, i ludzie te� kochali nieboszczyka serdecznie, powa�aj�c go i szanuj�c. Ale wpr�dce potrzeba zaj�cia si� wszystkiem nie dozwoli�a pani skarbnikiewiczowej rozpada� si� i p�aka�, musia�a nieboraczka, acz chora i niedomagaj�ca, my�le� naprz�d o pogrzebie stanowi nieboszczyka przyzwoitym, potem o losie dziecka i swoim. Wichu�a, jak si� o �mierci z powszechnego krzyku dowiedzia�, plun�� ty�ko ze z�o�ci, widz�c jak go �a�owano i zawo�a�: � Macie po kim si� rozdziera�! Zdech�, to mniej jednym psem na �wiecie, a teraz pogramy z jejmo�ci� i synaczkiem� Ludzie co to s�yszeli, zgroz� byli przej�ci i z przestrachem pogl�dali na rozbestwionego gniewem cz�owieka. We dworze Siekierzynka, w chwili zgonu dziedzica taki by� niedostatek, �e gdyby nie proboszcz i nie stolnik nurski, pan Piotr Kornikowski, nie by�oby za co przyzwoicie zmar�ego pochowa�. Ale bracia szlachta i dalecy powinowaci Siekierzy�skich, dowiedziawszy si� od ksi�dza o biedzie wdowy, podes�ali czego by�o potrzeba po cichu, tak, �e i ksi�y sprowadzi� i katafalk pi�kny postawi� i trumn� obi� by�o za co galonem i styp� jeszcze sprawi� sut�. Pocieszy�a si� tym �ona, a zw�aszcza frekwencj� wielk� ludu zewsz�d przyby�ego, kt�ry, jak m�wi� pan Kornikowski, okaza�o�ci niema�ej dodawa�; a Wichu�a o ma�o si�, patrz�c na to, nie w�ciek� ze z�o�ci, bo pogrzeb by� przepyszny, jakby jakiego magnata. A gdy kondukt przechodzi! mimo dworku s�siada, swoim zwyczajem sta� we wrotach Wichu�a, w czapce, w koszuli tylko i butach, ur�gaj�c jeszcze zw�okom, tak by� niepow�ci�gliwy a g�o�no, nie zwa�aj�c na wdow�, krzycza�� � Bywaj zdr�w, s�siedzie! dobranoc! dobranoc! Nikt tam na niego nie spojrza� nawet, ale dziwnym trafem w�z �a�obny, o co� zawadziwszy, podskoczy� przeciwko samych wr�t, wieko trumny �le umocowane osun�o si� na bok i bia�a trupia r�ka nieboszczyka jakby na zgod� wyci�gn�a si� ku Wichule, kt�ry zblad� i cofn�� si�, mrucz�c. �ona, kt�ra to z ganku widzia�a, przybieg�a i gwa�tem prawie poci�gn�a z sob� do dworku m�a, kt�ry zdawa� si� jakby ob��kany i przera�ony i �miej�c si� ci�gle, powtarza�: � Nie da mi pokoju i po �mierci! nie da mi pokoju! W kilka dni doktor Vogelwieder jecha� na bu�anym st�paku do pana Wichu�y, kt�ry ju� w gor�czce bredzi� poczyna�; zobaczy� mu j�zyk, pomaca� pulsu i rzek� ch�odno� Caput! Jako� si� nie omyli�, bo w kilka dni ju� i ksi�dz proboszcz by� u ��ka chorego i w imi� Chrystusa ukrzy�owanego zaklina� go, by wszystkim przebaczy� i �e wszystkimi si� pojedna�. Wichu�a mrucza� tylko: � jeszcze po �mierci mi ur�ga, jeszcze po �mierci mnie prze�laduje! Nie daruj� �onie, nie daruj� dzieciom! � Pro� lepiej Pana Boga, �eby tobie darowa�! � odrzek� proboszcz, � a nie my�l o starych wa�niach. Bredz�c coraz dziwniej, kln�c i z�orzecz�c, bezprzytomny ci�gle prawie z�y s�siad, w tydzie� po skarbnikowiczu, o tej samej godzinie co on, ducha wyzion��; a wszyscy to zapewniali i pan stolnik nurski na swoje oczy widzia�, �e w izbie, w kt�rej skona�, sufit si� nad ��kiem zawali�. Na pogrzebie Wichu�y ma�o by�o os�b i pomimo zamo�no�ci, gdy si� jejmo�� ze styp� wysadzi�a, nie by�o jej komu je��, a podw�jnych galon�w na trumnie nikt prawie nie widzia�. Poczciwa wdowa po Siekierzy�skim, za namow� ksi�dza proboszcza, dla okazania �e nie chowa�a w sercu �alu do s�siada i przebaczy�a mu po chrze�cija�sku, posz�a za pogrzebem. Ale jak to czasem najlepsze uczynki ludzkie opacznie sobie t�umacz�, brat pana Wichu�y, pan Protazy z Wierzbo�owa, zawadja jak oni wszyscy, (bo rodem kurki czubate) wzi�� to za insult�, powiada� Kornikowski i poprzysi�g�, �e si� pom�ci. Na pr�no pleban, kt�ry t� my�l podda�, t�umaczy! i okazywa�, �e to w duchu chrze�cija�skim uczynione by�o, pan Protazy uparty i za�arty zaklina� si�, �e chyba �y� nie b�dzie, je�li nie poka�e Siekierzy�skim co Wichu�owie znacz�. Ot� tak drobna ta na poz�r okoliczno�� sta�a si� powodem niesko�czonych dla wdowy utrapie�, Ju�e�my to m�wili, bo wiemy dowodnie z ust stolnik