15212
Szczegóły |
Tytuł |
15212 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15212 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15212 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15212 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zef Ignacy Kraszewski
Ostatni z Siekierczy�skich
1925
Trzeba wiedzie�, �e rodzina SieMetzynskich tak dobrze lak inne szlacheckie,
je�li nie
rodowodem nieprzerwanym, to herbem przynajmniej do XI wieku si�gn�� ma prawo,..
Na
nieszcz�cie ksi�dz Niesiecki dla zbytku familij o kt�rych pami�ta� musia�, z
powodu �e by�y
dobrodziejami oo. jezuit�w, o Siekierzy�skich ca�kiem zapomnia� i omy�ki w tym
nieprzebaczonej
Bartosza Paprockiego i S. Okolskiego nie poprawi�. Zagl�da�em nawet do
Suplement�w i tam o
Siekierzy�skich g�ucho; a �e Bobrowiczowi nie by�o komu pos�a� wiadomo�ci o
zgas�ej ju�
rodzinie, odrodzony Niesiecki�Lipski zaniemia� tak�e o mojej poczciwej szlachcie.
Co
dziwniejsza herb �ich nawet heraldykom naszym nieznany, ju� to dlatego, �e go z
innymi �atwo
pomiesza� by�o, juz i� sami tylko Siekierzyuscy go u�ywali Mieli oni w czerwonym
polu prost�
siekier�, jak� dzisiaj str�e drwa r�bi�; nie oksz� i nie top�r, kt�re ca�kiem
inaczej wygl�daj�, ale
narz�dzie to niezmiernie staro�ytne, bo jak wiadomo w grobach tysi�cletnich
je�li nie �elazne to
krzemienne znajduj� siekiery. Nad he�mem unosi�a si� ta� sama siekiera�
Srogiej krzywdy, jaka heraldycy nasi wyrz�dzili tej przezacnej i bardzo
staro�ytnej rodzinie,
inaczej sobie wyt�umaczy� nie mo�na, tylko p�niejszem jej rozrodzeniem, i co za
tym sz�o,
ub�stwem; a mo�e niech�ci� osobist�. Tymczasem wiem to z pewno�ci� od
nieboszczyka pana
Piotra Kornikowskiego, stolnika nurskiego, �e Siekerzy�scy mieli si�, nie bez
s�usznych racyj, za
najstarsz� mo�e szlacht� w Polsce i sw�j klejnot zapomniany wy�ej innych cenili.
Powiadali oni,
�e pierwszy ich przodek Sobies�aw Siekiera, za Boles�awa Wielkiego, gdy z Pragi
uchodzili w
ma�ym poczcie przed powstaniem narodowem, z poduszczenia niemieckiego wszcz�tem,
bardzo
walecznie kr�la broni� od Czech�w i za owe m�stwa dowody w herbie na polu
krwawem siekier�
otrzyma�. Mianowany dow�dc�, maj�c sobie nadane obszerne ziemie, za�o�y�
miasteczko
Siekierzyn i posiada� pi��dziesi�t wiosek, osadzonych je�cami, z Rusi, Moraw,
�u�yc i Niemc�w
sp�dzonymi. Ten�e nieboszczyk pan Piotr Kornikowski, stolnik nurski, kt�ry mia�
wielkie
zachowanie u ostatniego z Siekierzy�skich i od niego to wszystko directe s�ysza�,
opowiada�, �e w
familji ich zachowywa�o si� nawet podanie, i� niegdy� tytu�u ksi���cego u�ywali,
ale �e lapsu
temporys, przy rozdrobieniu maj�tku sami go dobrowolnie porzucili.
Nie ulega za� najmniejszej w�tpliwo�ci, �e w poczcie znakomitych rodzin inter
Comites et
Barones zaliczali si� ju� w XIII w., jako �wiadczy akt boles�awski, w kt�rym
Comes Sulislaus
Sziekiera jest wymieniony,
Siekierzy�sey, jakkolwiek im p�niej zubo�e�; przysz�o, pami�� pochodzenia swego
piel�gnowali starannie i stosown� dum� wie�czyli stronie. W domu ich widzia� pan
stolnik nurski
olbrzymiej wielko�ci, mocno sczernia�e arbor genealogiae, na kt�rem z l�d�wi
le��cego na r�ku
spartego, w zbroj� �elazn� skutego i siekier� w r�ku piastuj�cego rycerza,
wyrasta� d�b (symbo�
d�ugotrwa�o�ci) maj�cy na li�ciach swych imiona wszystkich Siekierzy�skich od
owego
Sobies�awa alias Subislaus�a pochodz�cych. Byli tam mi�dzy XI a XVI wiekiem
�yj�cy m�owie
wielkiemi godno�ciami zaszczyceni, takiemi nawet o kt�rych dzi� w historji nie
s�ycha�, by�y
koligacje jako konstelacje (wyra�enie pana stolnika nie moje) �wietne, bu�awy,
krzes�a, piecz�ci,
mitry i infu�y w niezliczonej mnogo�ci.
Ale jak to zwyk�a kolej rzeczy ludzkich od XVI w. rodzina ta, dostarczywszy
krajowi dosyta
m��w godnych i niewiast p�odnych, pocz�a nachyla� si� ku upadkowi widocznie,
tak i� ani lustr
przedziwnych koligacyj, ani wysi�ki jej cz�onk�w, podnie�� jej pristinam
magnitudinem nie mog�y
(wyra�enie pana stolnika Kornikowskiego). Znali urodzeni Siekierzy�scy
Instabilitatem fortunae i
zwyk�e onej obroty; poddali si� woli Bo�ej, ale niemniej walczyli o s�awy dawnej
utrzymanie. Ehe!
na pr�no. Jako z g�ry staczaj�cy si� pow�z, zrazu powolnie si� zsuwa, potem
coraz nagiej p�dzi,
wreszcie gwa�townie lec�c, o kamienie si� rozbija, tak i wielko��, s�awa,
znaczenie przezacnego
domu z impetem run�y ku nieuchronnej rzeczy ludzkich kolei. (Zawsze s�owa pana
stolnika),
Jakgdyby nieprzyjazna fortuna szydzi� chcia�a z upadaj�cych, w pocz�tku
rozrodzili si�
niezmiernie, zw�aszcza tMiogo�ci� c�rek, kt�re substancj� dziedziczn� w rozmaite
domy �wie�o
ex obscuritate wyrastaj�ce, roznios�y; wreszcie od kilku pokole�, zeszli na
jedn� linj� i jedn� tylko
m�skiego reprezentanta. Bola�o to Siekierzy�skich, ale w chrze�cija�skiej
pokorze powtarzali
sobie praeterita raspicientes i pocieszaj�c si� wielko�ci� ubieg��. � Sit
voluntas Tua! I
nieboszczyk pan skarbnikowicz czerski, Longin Siekierzy�ski, mawia� przed
stolnikiem nurskim,
cz�sto tu wspominanym panem Kornikowskim: upad�y pa�stwa Assyryjskie,
Babilo�skie, run��
Tyr i Sydon i Palmira i Troja, czemu�by rodzina nasza losu wszystkich wielko�ci
dozna� nie mia�a.
A m�wi� to (jak opowiada� nieboszczyk stolnik) z takiem przej�ciem, z tak�
powag�, z tak�
wielko�ci� tytaniczn�, �e cz�stokro� sam pan Kornikowski, zw�aszcza nie b�d�c na
czczo, �zami
si� zalewa�, s�uchaj�c, � sta�o si� jeszcze, �e uprzedzaj�c grobowe zapomnienie
i jakby daj�c go
wcze�nie Siekierzy�skim skosztowa�, los sprawi�, �e wszyscy prawie dawnej ich
wielko�ci
zapomnieli; owszem �mieli si� z niej niedowierzliwie i szlachta nier�wnie
�wie�szej daty cz�sto
prym przed nimi bra�a, insultuj�c upadaj�cym�
S�siad pana skarbnikowicza czerskiego ultimi descendentis prosapiae magnae,
niejaki Wichu�a
herbu Zabawa, (kt�ry jak wiadomo i nie tak stary w Polsce jest i advena tylko),
wbrew
przyzwoito�ci, z insolencj� wielk� natrz�sa� si� z Siekierzy�skich i w ko�ciele,
na sejmiku, na
zjazdach szlacheckich wsz�dzie ich posiada�. Znosi� to pan skarbnikowicz z
wielkim animuszem,
jakoby nie widzia�, nie chc�c zwady z podlejszym od siebie poczyna�, ale jak go
to srodze bola�o,
nieraz sam na sam przed panem Kornikowskim si� wynurzy�,
� Patrzaj, wa�pan, � mawia� � nie jest�e to �wiat przewr�cony, �eby Wichu�a,
kt�ry
niewiedzie� z czego powsta� i prapradziada swojego wskaza� nie mo�e, chodzi�
przede mn�,
hetman�w i senator�w potomkiem! Ale taka rzeczy kolej i poganin Horacy niejedn�
aluzj� do tego
prawa powszechnego mie�ci w wierszach swoich, i pismo nam liczne stawi upadku
rod�w
naj�wietniejszych przyk�ady. Cadent quae nunc sunt in bonore�
Na te i tym podobne skargi pan Kornikowski, z kt�rego ust to mam, moderuj�c
zawsze �al
wielki pana skarbnikowicza, odpowiada�, stosownemi konsoluj�c uwagami; i cz�sto
wieczory ca�e
zas�uchiwa� si� opowiada� o li�ciach d�bowych owego drzewa, kt�re na �cianie
izby jadalnej
wisia�o. Opr�cz pewnych i wypr�bowanych powie�ci by�y tam i zajmuj�ce podania z
ust do ust ab
antiquo podawane o Siekierzy�skich przed Boles�awem Wielkim, a nawet jedno
dowodne bardzo,
jakoby z Lechem przyby� pierwszy przodek domu, i jeden z dwunastu wojewod�w by�
tego�
s�awnego rodu.
Tandem te�, opowiada� mi pan stolnik nurski, XVI saeculo decresente,
Siekierzy�scy siedzieli
na jednej wiosce tylko, kt�ra, in vim miasta ich Siekierzyna, Siekierzynkiem si�
zwa�a; a le�a�a w
Mazowszu. U�ywali oni jeszcze wzi�to�ci wielkiej i mieli przewag� mi�dzy
szlacht�, dla pami�ci
przodk�w, ale coraz j� z fortun�, jak to bywa, traci� pocz�li. Wszelkiego
rodzaju nieszcz�cia
zwali�y si� na utrapion� rodzin�: ogie�, nieurodzaj, �li s�siedzi, procesa,
dzieci stratne, starcy
nieopatrzni, nieprzyjaciele mo�ni� Walczyli panowie Siekierzy�scy do upad�ego,
ale si�a z�ego
wiele na jednego. Przysz�o na to, �e pan wojski Celestyn Siekierzy�ski ju� tylko
na c � :�ci wsi
Siekierzynka gospodarzy�, druga wysz�a z imienia i, co gorzej, w pod�e r�ce.
O�eni� si� przecie,
przestrzegaj�c, jak wszyscy jego antecesorowie, by czysto�� krwi szlacheckiej
zachowa� i nie
��czy� si� � jedno ze star� szlacht�; z ubog� ale illustrae originis �owczank�
Izabel� �migrodzk�,
z kt�rej jednego tylko zostawi� syna, pana skarbnika Sobies�awa Zygmunta. Ten
tak�e wybiera�
d�ugo, zanim znalaz� sobie �ycia towarzyszk�, pann� Ann� Korczyc�wn�, ubog� te�,
ale wielkich
cn�t i wielkiej niegdy familii matron�, po kt�rej mia� jednego te� sina saepe
nominatum
skarbnikowicza czerskiego, Longina.
Cz�� wioski Siekierzynka zawsze jeszcze pozostawa�a w dziedzicznej dzier�awie
rodziny, ale
obci��ona d�ugami i procesami to o granic�, to o sumy. Opr�cz tego, po
pradziadzie mieli
Siekierzy�scy ci�gle popieran� spraw� po trybuna�ach, wznawian� co sesja, o
spadek znacznych
bardzo d�br, kt�re by�a z domu ich wynios�a Agata Siekierzy�ska primo voto
Kossobudzka,
secundo L�dzka, kt�ra zmar�a stenlis, a maj�tno�� ta inipuo modo zatachlowana
dosta�a si� w r�ce
L�dzkich i ich spadkobierc�w. Proces ten, na kt�ry si� w cz�ci panowie
Siekierzy�scy stracili i
coraz go popieraj�c a forytuj�c do ostatka hartowali, trwa� ju� lat przesz�o stu,
a upa�� mu nie
dawano, chocia� do czynienia by�o z mo�nemi rodzinami. W ostatku pan
skarbnikowicz czerski
wiedz�c dobrze, �e po kilkakro� pars advevsa czyni�a kroki do zgody, kt�rej
dot�d przyj�� nie
chciano; a razem rachuj�c si� z uszczuplon� fortunk�, sk�oni� si� do uk�ad�w,
ale L�dzcy teraz ani
m�wi� o nich nie chcieli. To by�o poniek�d powodem choroby i �mierci skarb �
nikowicza, kt�ry
pod�wczas syna ju� maj�c, a przewiduj�c jak przeciwne zagra�a�y mu losy, wielce
si� tym zgryz�,
wzi�� do serca i od tej pory, jak uwa�ano, cherla� i niedomaga� zacz��.
Longin Sobieslaw Siekierzy�ski, skarbnikowicz czerski, haeres na Siekierzynku,
mia� za sob�
godn� niewiast�, ubogich rodzic�w, ale staro�ytnej szlaclr ty c�rk�, pann�
Kunegund� Pi�eck�, z
familji kt�ra z Jagiellonami jakoby mia�a nawet koneksj�. Z tej to, jake�my
m�wili, B�g da� mu
syna Tadeusza Sobies�awa.
Mieszkali na�wczas potomkowie lej przezacnej rodziny w starym dworze
siekierzynieckim,
kt�ry, jak powiada� mi pan Kornikowski, podpierany, �atany, przybudowywany,
podmurowywany,
dokrywany, obmazywany, sta� ju� blisko lat dw�chset. Sam te� widzia�em go i o
wieku jego s�dzi�
mog�: by�o to domostwo wprawdzie znacznie w ziemi� zapad�e, tak �e do sieni
wchodzi�o si� po
dw�ch czy trzech stopniach jak do piwnicy; okna jego ledwie na pi�d� nad ziemi�
si� wznosi�y, a
ogromny, spiczasty, czarny dach widoczniejszy by� z daleka od �cian samych;
przybud�wki,
podpory, dyle, w r�nych kierunkach opasuj�ce je, dziwnie si� bardzo wydawa�y,
ale za to mia�
dw�r �w jak�� min� powa�n�, niby zgrzybia�ego starca w staro�wieckiem rozpartego
krze�le i
otoczonego wnucz�ty. Wnucz�ta przedstawia�y wspomniane podpory, dyle i belki,
popodstawiane
ze wszystkich stron pod chyl�ce si� i wypaczone �ciany. Dach, niegdy� na dwie
kondygnacje, tak
osobliwszym sposobem pogarbi� si�, powychyla�, po�ama�, a z gont�w w
skromniejsz� i to ju�
poros�� mchem przeszed� s�om�, �e cudem zdaje si� trzyma� si� jeszcze na tej
budowie, Okna
poddasza, oprawne w drewniane wyrabiane wystawki, schyla�y si�: jedno, jakby
przychodz�cym
pokornie si� k�ania�o, drugie nawznak padaj�c. �adne drzwi wewn�trz nie zamyka�y
si� szczelnie i
�atwo; jedne podpi�owywa� musiano co lato, drugie sztukowa� co zima. Pod�ogi
uchyla�y si� pod
nogami tak dziwnie, jakby je sztukmistrz na postrach go�ciom na spr�ynach
pouk�ada�. Stare,
ogromne piece kaflowe, niebieskie i zielone, reperowane ceg�� i glin�, straci�y
tak�e kszta�ty
pierwotne i podostawa�y niepotrzebnych brzuch�w i garb�w. Ale za to jak �licznie
ros�y doko�a
zamaszysto i bujno podnosz�ce si� stare lipy, �wierki, jab�onie i grusze!� ile
cieniu by�o w
ogrodzie! Wewn�trz domostwa ciemnego od otaczaj�cych je drzew i krzew�w, od
zni�enia �cian,
wilgotnego i smutnego, czu�e�, wszed�szy, �w zapach ruiny, ow� wo� ub�stwa
zbutwia�� i
przegni��, kt�ra w starych budynkach jest zwiastunem upadku � sw�dem trupa,
Ponuro wygl�da�y
izby puste, zimne, milcz�ce i po wi�kszej cz�ci nagie; budowa�a je zamo�no��,
zamieszka�
niedostatek.
Za ka�dym przechodz�cym wlok�o si� podrze�niaj�ce kroki jego echo, z szata�skiem
naigrawaniem powtarzaj�c d�ugo i przeci�gle jego st�panie. Wiatr �wiszcza�
nieustannie po
kominach i j�cza� w piecach, dzwoni�y szyby okienek za najmniejszym wiatru
powiewem, a w
czasie burzy trz�s� si� dom ca�y, jakby si� l�ka� zawali�. W ogromnej sieni z
tych jeszcze czas�w
pozosta�ej, kiedy panowie szlachta przyje�d�ali z licznym orszakiem pacho�k�w co
j� nape�nia�,
sta�y jakie� pr�ne i porozbijane skrzynie, po�amane sprz�ty, wisia�y �achmany
malowanego
p��tna, a parawan szary, kulawy, szeroko rozpo�ciera� na pr�no ramiona, by je
ukry� przed
wchodz�cym. W pierwszej izbie na lewo, niegdy� najporz�dniejszej, sufit p��tnem
podbity,
szczury i myszy, �ciel�c gniazda, poci�ga�y jak worki; w dw�ch czy trzech
miejscach rozdar�y
p��tno, i czarna dziura zdawa�a si� okiem ciekawem zagl�da� na pust� komnat�.
Jedno okno,
nadbite, wieczne zas�onione by�o okiennic�, przez kt�rej serduszko tylko wciska�
si� chorowity
�wiat�a promie� przez mistern� siatk� paj�czyny; drugie, calsze ale skrzywione w
spr�chnia�ych
ramach, mia�o szybki drobne bez poloru, zbiela�e i jakby mg�� zasz�e. Kanapa
odarta, st�
chwiej�cy si� i kilka krzese� r�nej wielko�ci, wybicia i kszta�t�w,
rozpierzch�e po izbie, sta�y bez
�ycia, bez zwi�zku. Wielki komin przy piecu zamurowany by� i zabielony, sta�a w
nim tylko
beczu�ka octu i butel bibu�� przytkni�ta. W rogu u drzwi stara szafa pusta, z
poodmykanemi
drzwiczkami, ukazywa�a g�odne i zbrukane wn�trze, na kt�rego jednej p�ce wala�
si� talerz
st�uczony. Paj�k zasnuwa� k�ty, a myszy wcze�nie gospodarzy�y, przechodz�c z
dziury do dziury
w�r�d bia�ego dnia. Na �cianie wisia�o ogromne owe drzewo genealogicznie w
czarnych ramach,
ale krzywo, na d�ugim sznurku, jakby co chwila oberwa� si� mia�o i upa��. Z
ca�ego malowania
tylko kilka ja�niejszych miejsc zbroi rycerza �wieci�y si� jeszcze; reszt� muchy
zapstrzy�y i pyl
zasun�� gruby. Dw�ch czy trzech przodk�w co najcalszych, bo podarte potrety
wys�ano na
przeciwek, z powa�nemi minami, podgolonemi czuprynami, r�k� w bok lub na or�u
opart�,
dziwowali si� n�dzy, kt�ra ich ota� cza�a. Zna� by�o po ich twarzach, �e za
innych �yli czas�w, �e
lepiej im by�o i zamo�niej. Jeden pan cze�nik zw�aszcza, kt�remu dziwna plama
ko�o g�by
nadawa�a wyraz szyderski, przera�aj�cy, mia� min�, jakby chcia� skoczy� i rykn��
zapytaniem:
jakiem prawem �miecie by� ubodzy, potomkowie moi? Drugi by� chmurny i powa�ny
jakby duma�
co poradzi�; trzeci zdawa� si� gromi�, a zapchni�ta w ciemniejszy k�t matrona we
wdowim stroju,
z ksi��k� i paciorkami, modli�a si� modli�a ju� sto lat na pr�no za powodzenie
prawnuk�w.
C� powiedzie� o innych izbach, kiedy tak� by�a najporz�dniejsza? Z du�ego domu
kilka tylko
zajmowa� skarbnikowicz czerski z �on�, synkiem i nieliczn� czeladzi�; reszta
s�u�y�a za sk�ady
rzeczy, kt�rych sk�ada� ju� nie by�o warto, za kurniki, drewutnie i schronienie
nocnych strach�w,
kt�re tu na rachunek przodk�w chodzi�y, niepokoj�c gospodynie i ch�opc�w.
Wsz�dzie ta� sama
panowa�a dezolacja, zrujnowanie i smutne opuszczenie; a najzaciszniejszy pok�j
skarbnikowiczowstwa winien by� swe przymioty odwr�ceniu od wiatru, os�onie drzew
i
zapadni�ciu w ziemi�, Bro� Bo�e ulewy, nie by�o k�ta, gdzieby misek, h�adyszek,
necu�ek i
garnk�w podstawia� nie potrzeba by�o; a z sieni cz�sto wynoszono wod� cebrami,
gdy si� jej z
podw�rza obficie nala�o.
Taki to by� dw�r pana Longina Sobies�awa Siekierzy�skiego, z kt�rego ub�stwa a
dumy
o�miela� si� szydzi� i drwinki sobie stroi� pan Wichu�a, nabywca cz�ci
Siekierzynka i s�siad o
miedz�, a co za tym idzie, nieprzyjaciel. Ale �adne w �wiecie �arty i szyderstwa
nie mog�y
upokorzy� cz�owieka tak pewnego swojej wielko�ci, tak przej�tego dum� rodow�,
jak pan
skarbnikowicz czerski. W ich krwi to uczucie godno�ci w�asnej by�o, rzec mo�na,
dziedziczne, i
skutkiem starannie dobieranych zwi�zk�w ma��e�skich, szlachecka duma ich
przelewa�a si� w
potomk�w, coraz w miar� zmniejszania fortuny wzrastaj�c.
Skarbnikowicz, najubo�szy z Siekierzy�skich, nie ust�pi�by by� kroku �adnemu
Lubomirskiemu, Potockiemu, a c� dopiero �wie�szym pankom z Rusi i Litwy, cho�by
z
Jagiellon�w pochodz�cym? Mawia� z u�mieszkiem, �e Czartoryjscy maj� dwie
genealogie, co
znaczy, jakby �adnej nie mieli, a zreszt�� pi�kne mi szlachectwo czy ksi�stwo,
co za XIII wiek
wyj�� si� l�ka, bo mu ciemno? Z Poniatowskich �mia� si� razem z Radziwi��em, ale
i na
Radziwi���w g�ow� kiwa�, zowi�c ich popadiukami, od czasu jak kronik�
Stryjkowskiego
przeczyta� i dowiedzia� si� o ich pochodzeniu od Lezdejki.
Ma�o bardzo by�o rodzin, na kt�rychby uznanie pi�knego pochodzenia zezwoli�; a
za �wie�o
podniesionych mia� wszystkich, co od XIV wieku g�o�niejsi by� pocz�li, nazywa�
ich nowemi
sitkami. Zreszt� drobnej ubogiej szlachcie chemie wynajdywa� Longin i przodk�w,
i pochodzenie
stare, i ilustracje; ale dla pan�w by� nielito�ciwy, ruszaj�c ramionami ile razy
mu o nich m�wiono.
Wszystko to ludzie ignoti nommis, m�wi�, nie wiedzie� sk�d to si� pobra�o,
lepsze rodziny
poupada�y, powymiera�y, pogas�y, a to robactwo na trupach wyl�g�e� i kiwa� g�ow�
i warg�
spodni� odyma� i chodzi� szerokim krokiem po skrzypi�cej pod�odze najwi�kszej
izby, z
za�o�onemi w ty� r�koma. Skarbnikowicz by� cz�owiekiem g��boko my�l�cym
widocznie, ca�e
bowiem �ycie sp�dza� po wi�kszej cz�ci na my�leniu: nie robi� nic nigdy, tylko
my�la� i my�la�.
Posta� jego zapowiada�a sensata; s�usznego wzrostu, szerokich ramion,
senatorskiej postawy, nie
oty�y, ale w miar� kr�g�y, na karku wynios�ym, mia� g�ow� pod�ugowatego kszta�tu,
z pi�knem
czo�em Wysokiem, kt�r� nosi� zawsze troch� na ty� i rami� prawie zarzucon�, Oczy
jego
przykrywa�a powieka wypuk�a, d�ug� rz�s� otoczona; usta mia�y budow�
austriackich i dolna
warga odyma�a mu si� naturalnie, zw�aszcza gdy uczu� wi�cej, gdy by� mocniej
wzruszony. Na
portretach starych mo�na si� by�o przekona�, �e i przodkowie pana skarbnikowicza
mieli te� same
rysy familijne, kt�re on otrzyma� po nich w spadku. D�ugi w�s jasny w�r�d
wygolonej twarzy
spada� mu na brod� owaln�, jak ga��zie brzozy zawieszonej nad pag�rkiem. Mowa
jego by�a
powolna, umiarkowana, sentencjonalna, czasem troch� ironiczna, zawsze uczucia
godno�ci
w�asnej pe�na; spojrzenie zg�ry i d�ugie, ch�d wolny a majestatyczny; r�ce
zawsze za�o�one nosi�
zty�u. Co do charakteru, nic mu zarzuci� nie by�o mo�na, uczciwo�ci by�
nieposzlakowanej,
dobroczynny i wspania�y nawet w miar� siebie a� do zbytku; cierpliwy bardzo na
obelgi, dwie mia�
tylko wady, dum� przepot�n� i zbytek my�li, a brak ochoty do pracy. Co
najlepiej lubi�, to
chodz�c po izbie, cedzi� po s��wku, lub sam na sam ze sob� duma� a duma�. Czasem
najszcz�liwsze my�li przychodzi�y mu do g�owy, ale jak przysz�o do wykonania�
odk�ada� od
dnia do dnia; zwleka�, przeci�ga� i w ko�cu nic nie pocz��, bo gdy si� zebra� do
dzie�a, ju� by�o po
czasie, Na�wczas m�nie zni�s�szy diram adversitatem, jak m�wi�, westchn�� i
duma� sobie
znowu, spokojnie, cicho, powa�nie, jak gdyby nic nie straci�, a nade wszystko
jak gdyby sam nic
nie by� stracie winien,
W panu skarbnikowiczu, acz upad�ego, zna� by�o mo�nych potomka; wzbudza�
poszanowanie
cho� wzbudza� i lito�� razem, a �li ludzie, co s�abo�ci jego znali, cz�sto z nit
j korzy�ci dla siebie
ci�gn�li. Przez wrodzon� ow� dum� nigdy wedle mo�no�ci nie da� ja�mu�ny, zawsze
j� musia�
sypn�� wspaniale, a serce mia�o te� udzia� w uczynku, bo by� poczciwy i lito�ny.
Ub�stwo swoje
zakrywa� i pobiela� jak m�g�, bo mu go przy �wietnem imieniu niezmiernie wstyd
by�o; a �e nie
mia� tak dalece czym przybra� n�dzy, zatacza� na ni� dum� swoj�, kt�r� jak
z�ocistym p�aszczem
si� okrywa�. Potrzeba go by�o widzie�, gdy par� szkap kulawych i �lepych, �wie�o
z pastwiska
schwytanych, powi�zan� sznurkami i �ykiem taradajk�, w wytartym kontuszu jecha�
do ko�cio�a;
rzek�by�, �e magnat w poz�ocistej kolasie, tak pogodne wysoko ni�s� czo�o. A gdy
jako kolator do
pierwszej wchodzi� �awki i sun�� przez �rodek nawy, ledwie racz�c spojrze� na
zgromadzonych,
nawet z�o�liwy Wichu�a ust�powa� mu z drogi. Do uca�owania pateny i krzy�a nikt
te� nad niego
nie wyst�powa� powa�niej i uroczy�ciej.
Sama jejmo��, z domu Pilecka, imieniem Kunegunda, wychowana w s�siedztwie, a
znaj�c
tradycjonalny szacunek dla Siekierzy�skich, kt�rych wszyscy jako kwiat
nobilitatis uwa�ali;
poszed�szy za pana Longina, mia�a sobie za wielkie szcz�cie, �e to imi� nosi�a
i m�a szanowa�a,
czci�a prawie jako wy�sz� jak�� istot�. Sprzeciwienia mu si� nie pojmowa�a, do
porady nie
o�mieli�aby si� nigdy, uwa�aj�c je za uw�aczaj�c� tak wielkiemu m�owi, i ca�e
�ycie skinienia
tylko jego i woli wypatrywa�a. Co by�o najprzykrzejszego w �yciu to dla niej, co
najlepszego to dla
niego; starania oko�o zdrowia, dostatku, wyg�d, spokojno�ci ukochanego Longina,
g��wnem jej
godzin zaj�ciem. Cicha, pobo�na, trwo�liwa, potulna, na najmniejsz�
niecierpliwo�ci oznak�
dr�a�a i przera�a�a si�, a za najwi�ksze mia�a sobie szcz�cie, gdy si� jej
raczy� u�miechn��, gdy do
niej d�u�ej przem�wi�. Walczy�a ona po cichu z ub�stwem, z wytrwa�o�ci�
anachorety, z
pracowito�ci� niewolnicy, z przemys�em �yda; ale na c� si� to wszystko przyda�o,
gdy z
mozolnych trud�w owoc, jeden wyst�p, jedna ja�mu�na pa�sko dana, jedno przyj�cie
po�era�o. Nie
sarka�a, widz�c strwonione zabieg�w swoich d�ugich, cz�sto i ofiar osobistych
zapasy; ale z
cierpliwo�ci� anielsk� rozpoczyna�a na nowo jak mr�wka szybko odbudowywa�
rozrzucone
mrowisko.
Tymczasem dzie� za dniem ci�sze by�o w Siekierzynku �ycie: �w mi�y s�siad
Wichu�a, �e go
skarbnikowicz przypu�ci� do siebie na stopie r�wno�ci nie chcia�, zajad�y,
chciwy zemsty, co
godzina srodzej dojada�, codzie� nowe p�ata� figle, a siedz�c o miedz�, mia�
tysi�c dokuczania
zr�czno�ci.
Siekierzy�ski op�dza� mu si� z rodzajem wzgardy, jakby dojadaj�cej muszce lub
brz�cz�cemu
komarowi, co to i gniewu nawet nie &� warci. Ten animusz wynios�y najgorzej
niecierpliwi�
szlachetk� i, zaciskaj�c pi�ci, tupi�c nogami, przysi�ga�, �e upokorzy dum�
s�siada, cho�by, jak
powiada�, mia� p�j�� z torbami, lub wie�� odsiedzie�. Znaczy�o to, �e si�
wydatku ani nawet
odpowiedzialno�ci osobistej nie zl�knie,
Skarbnikowicz odpiera� donoszone mu us�u�nie pogr�ki, mira cum superbia,
milczeniem;
powiada! nieboszczyk pan Kornikowski. Kilkakro� pleban, poczciwy starzec, kt�ry
z obydwu
chcia� �y� w zgodzie a nieustannie nara�a� si� obu, usi�owa� napr� � no
pojedna� zwa�nionych
s�siad�w, Wichu�a odpowiada� bez ogr�dki: � Kpi� z tego ho�ysza! � a
Siekierzy�ski
najzimniej; � Ja si� na niego nie gniewam, ale �y� z nim nie chc�.
Nazajutrz schwytane g�si Wichu�y w pszenicy pana Siekierzy�skiego wisia�y na
d�ugich
tykach, a karmny wieprzak pani Kunegundy, podobno na ulicy z�apany, zabity i w
proso
wci�gni�ty, le�a� nade drog� w pokrzywach� A gdy taradajka skarbnikowicza
przeje�d�a�a mimo
dworku s�siada, Wichu�a wychodzi� umy�lnie do bramy i siada� na ziemi w
nieprzyzwoitej
postawie� czego zreszt� patrz�cy w g�r� Siekierzy�ski nie widzia�. Ludzie ich,
nieustannie
pan�w dra�ni�c, psoty wyrz�dzali niegodziwe, wojna wrza�a nieustanna; w dodatku
wywi�za� si� z
niej proces brudny i nudny�
Wichu�a, kt�rego ojciec gdzie� na wielkim dworze niedawno marsza�kowa� i dobrze
si�
ob�owi�, zamo�ny, ��dny, sk�py, z g�b� wyszczekan�, z czo�em wytartem, ale
sprytny, zwinny i
przebieg�y, wiele �ez pani� Siekierzy�sk� kosztowa�, Z jej strony by�aby wszelka
gotowo�� do
zgody, ale �mia�a� j� nawet zaproponowa� m�owi?? On lepiej wie co robi, m�wi�a,
a ju�ci� musi
si� szanowa� i nie ust�pi� sztachetce!
Wi�c w t� graj�c, nie ust�powa�a kroku pani Wichulinie, ani na procesji, ani w
ko�ciele, ani u
s�siad�w, je�li si� gdzie spotka�y, i cho� pokorna � w duszy, musia�a do g�ry
g�ow� nosi�, dla
pana ma��onka.
W�r�d takich okoliczno�ci, po kilku latach po�ycia, pan B�g z wielk� rado�ci�
skarbnikowicza,
kt�ry si� l�ka�, by na nim dom nie wygas�, i �lubowa� do wszystkich cudownych
obraz�w o syna,
kt�remu niedostatek tylko i troski mia� przekaza� � pan B�g da� mu p�ci m�skiej
potomka.
Wielka� to by�a w Siekierzynku rado��! Sama pani, kt�ra si� ci�gle modli�a, �eby
jej B�g
dozwoli� �yczeniu m�a zado�� uczyni�, tak by�a wzruszona swojem szcz�ciem, �e
je
odchorowa�a; a skarbnikowicz lata� po pustych izbach jak szalony, powtarzaj�c
sobie, portretom i
sto�kom: � Syn, chwa�a Bogu! syn! � Natychmiast postanowi�, nie zwa�aj�c wcale
na stan
kieszeni i spi�arni, nad kt�remi si� nigdy nie zastanawia� � obchodzi� hucznemi
chrzcinami
przyj�cie na �wiat potomka staro�ytnego rodu. Radby by� wspania�� uczt� na mil
kilka wszystk�
szlacht� braci u siebie zgromadzi�; ale piwnica, zapasy domowe i pusty woreczek
stawa�y na
przeszkodzie; a od dawna Siekierzy�ski, cho� bardzo s�owny i uczciwy, kredytu
nie mia�, bo
wiedziano, �e bro� Bo�e na niego �mierci, maj�teczek na d�ugi nie starczy. Nie
wstrzyma�o go to
jednak od przybor�w wielkich i zapraszania wszystkich znajomych.
Kunusia, (tak nazywa� �on�), le��c w ��ku, p�aka�a nad tym, wiedz�c, jak
znaczny dla nich
uszczerbek te huczne chrzciny uczyni�, ale jak zawsze, tak teraz, nie �mia�a si�
m�a woli
sprzeciwi�.
Proboszcz, jak si� tylko o synie dowiedzia�, pospieszy� zaraz do
Siekierzy�skiego w nadziei, �e
przy tej wielkiej rado�ci potrafi .go mo�e nak�oni� do zgody z Wichu��. S�siad
sta� w�a�nie jak by�
nawyk� dnie ca�e, we wrotach dziedzi�ca, r�ce za pasem, noga na nog� za�o�ona, o
s�up oparty,
po�wistuj�c� Szkoda m�w i�, �eby by� pi�kny: ma�y, kr�py, zwi�z�y, do�� t�usty,
raczej szeroki
ni� d�ugi, z w�osem naje�onym czarnym, nisko zarastaj�cym, z oczyma wilczemi,
g��boko
wpad�emi pod czo�o, zawsze u�miechni�ty z�o�liwie, mia� min� zb�ja, jak powiada�
nieboszczyk
Kornikowski, �e troch� te� po zb�jecku obchodzi� si� z lud�mi, z kt�rymi mia� na
pie�ku. Gwa�t go
nic nie kosztowa� i z�e s�owo tak�e; bo nawet z przyjaci�mi wa�ni� si�, a we
dworze pocz�wszy od
�ony, kt�ra si� z nim ujada�a dnie ca�e, nie by�o cz�owieka, z kt�rymby si� dwa
razy w dzie� nie
sk��ci�, kt�regoby nie wytuza�. Pomimo tej pr�dko�ci, kt�ra go strasznym czyni�a,
nawet w�a�ni
ludzie nie obawiali go si� i nie szanowali jakby my�le� mo�na; odpowiadali mu po
grubja�sku i
by�y wypadki gorsze jeszcze. �ycie Wichu�y schodzi�o na tuzaniach i �ajaniach,
to by� jego
w�a�ciwy element�
Proboszcz, zbli�ywszy si� do bramy, pok�oni� si� panu Wichule i z u�miechem,
kt�ry mia�
zawsze na ustach, bo to zn�w by� cz�owiek a� do s�abo�ci dobry, rzek�:�
� Dzie� dobry panu!
� A dzie� dobry, mo�ci dzieju! i dok�d � �e to?
� Do Siekierzy�skich.
� Jak zwykle! ha! a do mnie to nie �aska! czy to ich sple�nia�y chleb
smaczniejszy od mego?
� Naprz�d � rzek� proboszcz, zastanawiaj�c si� � wiesz pan, �e ja Bogu dzi�ki
nigdzie dla
chleba nie chodz�, bo mam swojego kawa�ek, a po wt�re powiem otwarcie, �e tam
id�, gdzie mnie
mile przyjmuj�,
� Wiem ja, wiem, mo�ci dzieju! � odpar� Wi � chu�a � �e nie mam �aski u
proboszcza, a
tamten ho�ysz bardzo blisko jego serca, a c� robi�, nie powiesz� si� z
desperacji!
� A chcesz wa�� prawdy � doda� �ywo proboszcz, � no to j� pos�yszysz; tam ja gdy
przyjd�,
nie spotkaj� mnie w progu przekle�stwami na ludzi, gro�bami, djab�ami, kt�rych u
wa�ci zawsze
g�ba pe�na; ludzie z Bogiem �yj�cy.
� A ja to ju� bez Boga, mo�ci dzieju?
� Nie ujmuj� wa�ci � ko�czy� proboszcz, za�ywaj�c tabaki � ale gniew masz ci�gle
w sercu,
a to nic potem.
� Po c� mnie j�trz�, poco mnie do niecierpliwo�ci przyprowadzaj�?
� A wa�� sam?
� Kt� pocz��? nie ja.
� Ot! co to gada� d�ugo! poco darmo si� rozwodzi�. Pan B�g da� syna
Siekierzy�skim,
pogodziliby�cie si�, zr�b tylko krok ku temu.
� Ja! � wrzasn�� Wichu�a � ja! �ebym ust�pi� temu ho�yszowi, a! rychlej si�,
mo�ci dzieju,
ziemia pode mn� zapadnie! o! co nie, to nie. � To m�wi�c, splun�� i rzuci� si�
jak dzik skaleczony.
� Zala� on mnie, zalej� i ja jemu za sk�r� gor�cego sad�a! a zobaczymy czyje
b�dzie nawierzchu!
� A to po chrze�cija�sku? � rzek� ksi�dz,
� Ju� niech to sobie b�dzie, jak chce � odpar� gwa�townie szlachcic � ale
pr�dzej niebo si� na
ziemi� zwali, ni�eli ja podam r�k� pierwszy Siekierzy�skiemu�
Nie by�o co m�wi� wi�cej, proboszcz pokiwa� g�ow� i poszed� do skarbnikowicza.
Zasta� go
chodz�cego wedle zwyczaju wielkiemi kroki po pierwszej izbie, z g�ow� do g�ry, z
r�k� na plecach
jedn�, za pasem drug�, z u�miechni�t� b�ogo twarz�.
� Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus�
� Na wieki wiek�w, ojcze! a! a! wiecie wielk� nowin�! Pan B�g mi da� syna� my�l�
jakie mu
da� imi�, w sam� por� przychodzicie.
� Winszuj� i �yczenia sk�adam ze szczerym afektem, dla ca�ego ich domu, jako
s�uga i
Bogomodlca�
Skarbnikowicz si� sk�oni�.
� B�ogos�awie�stwo Bo�e � ko�czy� ksi�dz; � warto szcz�liw� chwil� pi�knym
uczynkiem
oznaczy�.
� Chrzciny b�d� solenne�
� E! to nie o chrzciny chodzi, skarbnikowiczu dobrodzieju� ale �eby� tak w imi�
Bo�e�
pogodzi� si� z Wichu��, toby to by�a w niebie rado��, �eby si� to zgorszenie
ukr�ci�o. � Twarz
Siekierzy�skiego zas�pi�a si�, milcza�,
� �eby� mu tak po bratersku � m�wi� ksi�dz.
� Jak to po bratersku? � przerwa� ura�ony gospodarz.
� Albo� nie jeste�my wszyscy bra�mi w Chrystusie?
� Tak, tak, ale s� starsi i m�odsi i Kainy mi�dzy bra�mi� Ja si� z nim nie k��c�
� rzek�
Siekierzy�ski � ale on ze mn�! zreszt�, m�j ojcze, to dla mnie oboj�tny cz�owiek,
a �y� z nim
nigdy nie my�l� i nie b�d�.
� Czemu?
� Bo, prawd� rzek�szy, znajdzie on sobie r�wnych.
� Ej! duma, duma! skarbnikowiczu! nie chrze�cija�ski sentyment! Porzuci� by to,
porzuci�!
� Duma nie duma, ale kiedy kto zna swoj� godno��.
� Skarbnikowiczu, taki on szlachcic jak i wy � rzeki nieostro�nie ksi�dz
proboszcz.
Na te s�owa jakby go sparzy�, odskoczy� Siekierzy�ski, zaci�� usta, z g�ry
spojrza� i odpar� z
dum� wyra�n�, kr�tko i sucho:
� Przepraszam, nie taki szlachcic jak ja� bo takiej szlachty jak Siekierzy�scy,
mo�ci
proboszczu, w ca�ym kraju jest tylko cztery familje� Zreszt�, dajmy temu pok�j.
Nie nalegaj ksi�dz wi�cej, bo widzia�, �e i tego obrazi�, co zreszt� najcz�ciej
mu si� trafia�o,
poszed� wi�c pokorny i cichy powinszowa� jejmo�ci i pob�ogos�awi�
nowonarodzonego. W�lad za
proboszczem przybyli i inni s�siedzi, kt�rzy kochali i powa�ali skarbnikowicza i
m�j pan Piotr
Kornikowski, stolnik nurski, kt�ry ze szczeg�ln� by� czci� dla tej familji, a
przyja�ni� poufa��
Siekierzy�skiego si� zaszczyca�. Wszystkich na chrzciny, nieco od�o�one dla
przygotowa�,
pozaprasza� gospodarz; jako� w miesi�c potem odby�y si�, jak mo�na by�o,
najuroczy�ciej, z
wielkim nat�okiem s�siad�w i powinowatych, kt�rych we wrotach stoj�cy Wichu�a
liczy� ze
z�o�ci� i zawi�ci� niewymown�; znajomych nawet usi�uj�c odci�gn��, ale n apr�no.
Ca��
pociech� dla niego by�o, �e si� na�aja� i nakrzycza�. A �e chrzciny syna Wichu�y,
pomimo usilnych
zaprosze�, ani przez po�ow� nie by�y tak ludne, bo si� wszyscy obawiali tego
cz�owieka, u kt�rego
nigdy bez awantury si� nie obesz�o, mo�na sobie wyobrazi�, jakiem sercem patrza�
na w�zki,
p�krytki, bryczki i taradajki do starego dworu ci�gn�ce. Jejmo��, cho� w J�zku
jeszcze le�a�a, bo
si� rozchorowa�a, potrafi�a przecie tak wszystko urz�dzi�, aby si� skarbnikowicz
przyj�cia nie
powstydzi�, i by�o porz�dne, mo�na powiedzie� wystawne, a jak na nich, to bez
miary kosztowne.
Wichu�a, jak zwykle zawistni s�siedzi, mia� tak doskona�ych szpieg�w we dworze
Siekierzy�skich, a tak by� ciekawy wszystkiego co si� tam dzia�o, �e nazajutrz
m�g� najdok�adniej
opisa�: co jedli, pili, m�wili, robili, co si� st�uk�o, czego nie sta�o i jak
si� dla przyzwoitego
przyj�cia sztukowa� musiano.
Po chrzcie Tadeusza Sobieslawa, gdy� takie imi� nadano nowonarodzonemu,
skarbnikowicz
zapalczywiej ni� kiedy pocz�� chodzi�, i my�le� a rozmy�la�, sn�� o losach syna,
kt�rego
przysz�o�� niepokoi� go mog�a. W istocie interesa by�y bardzo w z�ym stanie,
niedostatek w domu
tylko prac� i przebieg�� troskliwo�ci� Kunegundy si� ukrywa�; gospodarstwo sz�o
opieszale i licho,
bo pan skarbnikowicz ani si� na niem zna�, ani je lubi�. Ca�emi dniami po
wielkiej izbie pustej
chodzi� zadumany, a� krok�w jego �cie�ka w pokoju by�a widoczn�. W tej dziwnej,
upartej
przechadzce co dzie� rano wsta� go bia�y grzyb ogromny, kt�ry z kilk� mniejszemi
w ocienionym
k�tku pokoju przez noc wyrasta�, jak przepowiednia upadku domu, jak symbol
zniszczenia.
Zaledwie go ujrza� skarbnikowicz, lecia� i dusi� go nog� z ca�ej si�y,
rozrzucaj�c starannie szcz�tki
nieprzyjaciela z wyra�nym gniewem i zapalczywo�ci�; ale nazajutrz uparty grzyb
odradza� si�
znowu w tym samem miejscu i tak stokro� gnieciony, powtarza� swoje nieme
proroctwo. Walka z
tym grzybem rozpoczyna�a dzie� ka�dy, a wieczorem odchodz�c na spoczynek, pan
Siekierzy�ski
pilnie si� przypatrywa�, czy nieprzyjaciel ma podni�s� g�owy; nie by�o ani �ladu,
dopiero przez noc
uwin�� si� tak, �e zawsze dobry dzie� szyderskie gospodarzowi powiedzie� musia�.
Grzyb ten
skarbnikowiczowi tru� �ycie po cz�ci, ale nie by�o na niego rady jak na Wichu��,
i kto wie, czy
milcz�ce przechadzki ca�odzienne nie z powodu tego grzyba si� odbywa�y?
Skarbnikowicz ca�y
dzie� prawie depta� chwiej�c� si� pod�og� wielkiej izby, czasem zajrza� do �ony
i syna, gdy
podstaro�ci przyszed� wieczorem po dyspozycj� i stan�� w progu z batogiem,
Siekierzy�ski
popyta� go tylko co robi� my�li i na wszystko si� zgadza�, co ten mu podsun��.
Z na�ogowego milczenia i dumania wychodzi� tylko skarbnikowicz, gdy m�j) m�wi� o
upad�ej
wielko�ci swojego rodu, o jego dziejach i przesz�o�ci, Na�wczas stawa� si�
wymowny,
niewyczerpany, obfity, wes�, s�owem, nowy cz�owiek; lecz zaledwie przerwano mu
ten przedmiot
jedyny i zwr�cono ku innemu, wpada� w zamys�y zn�w a i martwia�.
S�dzi�a jejmo�� sama, �e urodzenie syna doda mu ochoty do gospodarstwa, nak�oni
do pracy i
zaj�cia interesami, ale wszystko si� ko�czy�o na dumaniach i odk�adaniu na jutro.
Kiedy�, p�niej
mia�o si� wszystko najg�adziej pou�atwia�, i powinny by�y lepsze nast�pi� czasy.
Siekierzy�scy
acz lente jak powiada� Kornikowski, popierali od bardzo dawna proces ze
spadkobiercami
L�dzkich o posagow� sum� bezpotomnie zesz�ej Agaty Sie � kierzy�skiej; przysz�o
i panu
skarbnikowiczowi, aby rzecz nie uleg�a przemilczeniu, wnie�� jaki� pozew na
trybunale lubelskim;
potrzeba by�o jecha� do miasta. D�ugo si� bardzo wybiera�, odk�ada�, oci�ga�,
ale w ostatku, gdy
ju� zagra�a�y zw�oki, musia� ruszy� z troch� grosza do Lublina, pob�ogos�awiony
na drog� przez
proboszcza, z wielkiem podziwieniem jego wynurzywszy mu na odjezdnem, �e byleby
L�dzcy
okazali szczer� ch�� uk�ad�w, on tak�e got�w na nie przysta�.
� Widzisz, wa�pan dobrodziej � rzek� skarbnikowicz po cichu � nie m�wi�em o tym
nikomu, ani nawet Kunusi, ale postanowi�em, po dojrza�ej refleksji, zostawi�
synowi raczej
spokojny k�s chleba, ni� olbrzymie nadzieje z k�opotami.
� �wi�te s� s�owa twoje, skarbnikowiczu dobrodzieju � odpar� szybko proboszcz �
god� si�,
god�, ju�ci�cie si� i tak na ten proces zrujnowali�
� I wygraliby�my go, gdyby tylko troch� cierpliwo�ci jeszcze, ale ja si�
starzej�, ch�opcu
potrzeba chleba, my troch� �cie�nieni w interesach, wol� ze strat� ko�czy�.
� �liczna my�l, kt�r� omnlmodo pochwalani! tak! lepiej po�y obci�� a od sprawy
ucieka�.
� Ju�ci� �eby jak � powa�nie rzek� Siekierzy�ski � to wezm� wi�cej ni� po�ow�
mojej
pretensji.
� Gdyby i czwart� cz�� to dobrze! � powiedzia� proboszcz.
� O! co to, to nie! Posag Agaty Siekierzy�skiej palmo voto Kossobudzkiej,
secundo L�dzkiej,
wynosi� z wypraw� 50.000 z�otych �wczesnych, a licz�c procenta i co lat
dwadzie�cia tylko
alterum tantum, nale�y nam jasno i oczywi�cie z g�r� p�tora miljona.
� Je�eli na takiej stopie chcesz si� waszmo�� uk�ada� � przerwa� proboszcz �
w�tpi�, �eby z
tego co by�o.
� A na jakiej � �e chcecie? � rzek� skarbnikowicz � ju�ci� to nale�no�� �wi�ta,
a gdy jej
po�ow� ust�puj� dla �wi�tej spokojno�ci�
Ksi�dz ruszy� ramionami, a Longin Siekierzy�ski siad� na taradajk� i w g��bokich
rozmys�ach
pojecha� do Lublina. Tu znalaz� prawnik�w co mu g�ow� nabili, �e z jego
pretensj� mo�na si�
jeszcze sto drugie lat prawowa�; ale trwa� w postanowieniu zgody i adwokatowi
strony przeciwnej
o�wiadczy� gotowo�� do uk�ad�w� Pos�ano do spadkobierc�w L�dzkich, ale ci cum
stupefactione
(powiada� Kornikowski) pana skarbnikowicza, roz�mieli si�, ruszyli ramionami i
odrzucili
propozycje. Zani�s� wi�c pozew i manifest nowy, nazad do domu poci�gn��,
milcz�cy, ale silnie
przej�ty i zmartwiony widocznie.
Jak wyje�d�aj�c nic �onie nie wspomnia� o zamiarze ko�czenia zgodnego ze
spadkobiercami
L�dzkich, tak wr�ciwszy nic te� jej o upokorzeniu swem nie m�wi�; a na zapytanie
plebana, zby�
go milczkiem i ruszeniem ramion. Wkr�tce jednak i jejmo�� i proboszcz postrzegli,
�e si� z nim
co� osobliwszego dzia�o: pospolicie bowiem by� pogodnego cho� zamy�lonego
oblicza, a teraz
zas�pia� si� co dzie� chmurniej, cz�sto nie s�ysza�, co do niego m�wiono,
trafia�o si�, �e na pytania,
kt�rych niby s�ucha�, nie odpowiada� i pogr��ony w zadumie nie tylko dnie ca�e,
ale cz�� nocy
chodz�c po izbie wzd�u� i wszerz, mrucz�c co� niezrozumia�ego, przep�dza�. Nic
go nie
zajmowa�o, nawet to dzieci�, kt�rego przyj�cia na �wiat tak oczekiwa�; a �agodne
pro�by �ony,
a�eby si� szanowa�, �eby rozerwa� si� stara�, przyjmowa� jakby og�uch�. Poczciwy
proboszcz,
kt�ry dawniej mia� niezawodny spos�b rozochocenia go, naprowadzaj�c rozmow� na
historj� rodu
Siekierzy�skich, teraz nie umia� nic z niego doby�, pr�cz kilku s��w zimnych.
M�wi�c, nie patrza�
na niego jak przedtem, ale s�upem oczy wlepia� to w �cian�, to w podarty pu�ap,
to w okno.
Widocznie opanowa�a go melancholja, jak to pod�wczas zwano, czyli inaczej
hipochondria, wedle
wyra�enia pana Kornikowskiego, z kt�rego ust mam te wszystkie szczeg�y.
Zl�k�a si� wielce jejmo��, widz�c ten stan umys�u skarbnikowicza, a co gorzej,
�e nagle
chudn�� pocz��; by�a cicha narada z ksi�dzem proboszczem i stan�o na t�tn, �eby
doktora Niemca,
niejakiego Vogelwiedera, Szl�zaka, zamieszka�ego w pobliskiem miasteczku
wojewody
mazowieckiego, przywo�a�. A �e nie chciano przestrasza� Siekierzy�skiego i
aprehensji w nim
wzbudza�, uda�a pobo�nie pani skarbnikowiczowa, �e doktora tylko dla dzieci�cia
sprowadza.
Pojecha� tedy proboszcz sam po Niemca i przywi�z� go do Siekierzynka; a stoj�cy
we wrotach
Wichu�a roze�mia� si� na ca�e gard�o, widz�c �e go wieziono do s�siada, i rzek�
zajadle:
� Taki zagryz� bestj�!
Ksi�dz, s�ysz�c to, a� si� prze�egna�, jakby szatana spotka�.
Fizyk Vogelwieder, bo tak pod�wczas zwano lekarzy jeszcze, by� to oty�y Niemiec,
ubrany po
swojemu kuso, �miesznie w peruczce pudrowanej z ogromnym harbeutlem, z wielk�
trzcin� w
r�ku� w kapelusiku; przystrojony �a�cuszkami, dewizkami od ogromnego zegarka,
maj�cy
kieszenie pe�ne lek�w, bo by� razem doktorem, farmaceut�, chirurgiem, dentyst� i
aptek�
chodz�c�. Niewiele umia� i dlatego w�a�nie wyjecha� do Polski, gdzie pod�wczas
brak by�o
lekarzy; �mia�o leczy�, dumny by� bardzo ze swego g�upstwa i narodem, kt�ry po
niemiecku nie
m�wi�, gardzi�, z g�ry na� patrz�c; zreszt� lubi� pieni�dze nade wszystko, a
kartofle i piwo k�ad�
zaraz po nich, W m�odo�ci okulawia� by� z przypadku, co nieuchronnem czyni�o
dla� u�ycie
trzciny, a dla posp�lstwa n�ka jego, przysch�a i kopytkowej ma�o�ci, do djablej
bardzo by�a
podobna. I wyraz te� twarzy mia� co� szata�skiego: bia�o � blada, pospolicie
nieruchoma, gdy
m�wi� konwulsyjnie wykr�ca�a mu si� na wszystkie strony, brwi ta�cowa�y po czole,
peruka ze
sk�r� g�owy chodzi�a po czaszce, oczy lata�y, usta gdyby ryjek wywraca�y si�
dziwacznie� po
chwili wraca�y znowu do nieruchomo�ci kamiennej. Dzieci jak strachu obawia�y si�
Vogelwiedera, tym bardziej �e mia� szczeg�ln� pasj� m�czy� je, straszy� i do
p�aczu doprowadza�.
Uni�ony a� do pod�o�ci z wy�szymi, przypadaj�cy przed panem, ze szlacht�
obchodzi� si� dumnie
i bez �adnej grzeczno�ci, z ch�opem i �ydem nieludzko�
Takiego to lekarza, w niedostatku innego, wi�z� proboszcz do Siekierzynka, ca��
drog� mu
k�ad�c w ucho, �eby udawa�, jakoby dzieci�ciu radzi!, a nie spuszcza� z uwagi
ojca i powiedzia�
szczerze, co o jego stanie my�li. Zdawa�o si�, �e pan fizyk zrozumia�, bo ci�gle
powtarza�:
� Dobra! dobra! niek b�dzie spokojna! ja szytko wie i zrobi jak powinna! dobra!
dobra!
Skarbnikowicz ju� by� o przybyciu doktora uwiadomiony i wcze�nie talara
ostatniego
nagotowai, uwin�wszy go w czysty papierek; zapowiedzia� tylko proboszczowi, �e
r�ki nie poda
szoldrze i �e do sto�u z nim nie usi�dzie.
Jakkolwiek Niemiec zwyk� by� poczyna� sobie ze szlacht� ubog� bez ceremonii, a
dom w Siekie
� rzynku nie zwiastowa� dostatk�w, ujrzawszy powa�n� posta� Siekierzy�skiego,
kt�ry i w
wytartym makowym kontuszu mia� min� pa�sk�, fizyk uk�oni� si� pokornie i uczu�
jak�� potrzeb�
obej�cia si� przyzwoitego.
Pod pozorem rozmowy wlepia� oczy w skarbnikowicza, bada� jego oddech, blask jego
ocz�w,
niby dla obejrzenia kszta�t�w pi�knej jego r�ki pomaca� pulsu, na co milcz�cy
gospodarz pozwoli�
cho� ze wstr�tem, bo nie lubi� Niemc�w, maj�c ich wszystkich za nieszlacht� i
wyrwigrosz�w;
nareszcie poszed� do dziecka z proboszczem i tu, spytany przez jejmo�� o stan
zdrowia m�a,
powiedzia� bez ogr�dki:
� Barzo z�a! barzo z�a! hypochondriacus! puls febryczny� ci�ka sprawa! b�dzie
bryk!
Tego bryk szcz�ciem nie zrozumia�a skarbnikowiczowa, proboszcz zagada� i spyta�
co robi�
choremu. Fizyk Vogelwieder mia� na wszystko trzy tylko lekarstwa: krwi
puszczenie, pigu�ki
czyszcz�ce i womitif jak go nazywa�, a �e choroba by�a silna, zadysponowa�
wszystko troje razem.
Pozostawa�o przekona� Siekierzy�skiego o potrzebie u�ycia lek�w, o chorobie,
kt�rej nie czu�, i
sk�oni� go do pos�usze�stwa. R�nych i wszystkiego rodzaju pr�bowano sposob�w,
ale wszystkie
na pr�no: zaklina�a i prosi�a �ona, prawi� kazania proboszcz, na wszystko
Siekierzy�ski
odpowiada� kr�tko i stanowczo: Dajcie mi pok�j, jestem zdr�w!
Tymczasem w oczach niszcza�, s�ab�, sech� i, wszystko sk�adaj�c na narodow�
s�abo��, z kt�rej
jednego z kr�l�w stracili�my, utrzymywa�, �e lada dzie� zdr�w b�dzie jak ryba. W
ostatku do
��ka si� zwlec musia� i zakaszla�, pokaza�a si� krew, posiano znowu po
Vogelwiedera, kt�ry
nawp� przemoc� upu�ci� talerz krwi, obiecuj�c sobie najlepsze skutki. Ale w
tydzie�
skarbnikowicz nie wstawa� i proboszcz dysponowa� go na �mier�.
Biedna �ona kl�cza�a z dzieckiem na r�ku u ��ka, p�aka�a i modli�a si�, a
rozpacz jej by�a tak
straszna, �e Niemiec nawet krzywi� si� na jej widok. Tymczasem Wichu�a zawsze we
wrotach
dziedzi�ca sta� i �mia� si�, witaj�c proboszcza, przechodz�cego z
najstraszniejszemi
wiadomo�ciami o zdrowiu skarbnikowicza.
� A co, djabli go bior�, jam m�wi�.
� Da�by� pok�j, cz�owiecze! � rzek� ksi�dz, � upami�ta�by� si�, jak ci nie wstyd
zajad�o�ci
twojej? Przynajmniej na �o�u �mierci chrze�cijanin nieprzyjaciela widzie� nie
powinien,
� Ej! ksi�uniu, i na katafalku jeszcze mu b�d� dojada�! � odpar� zajad�y s�siad,
� �onie i
dzieciom nie daruj�!
� Wa�pan jeste� szatan! � zawo�a� uciekaj�c pleban, zatkawszy sobie uszy.
� Gardzi on mn�, niech�e wie kim gardzi i kogo ma za gorszego od siebie1 � wo�a�
Wichura
� ja mu i po �mierci spokoju nie dam�
Gdy si� zbli�y�a uroczysta godzina po�egnania, skarbnikowicz nie pokaza� po
sobie zbytniego
wzruszenia, uwa�ano to i wprz�dy �e do stoicyzmu czu� si� obowi�zanym i cz�sto
powtarza�
historj� zgonu heroicznego Jana � Sobies�awa, kt�ry od Turk�w na pal wbity, �y�
dwa dni w
m�kach, kln�c niewiernych. Gdy otaczaj�cy p�akali, on si� po cichu i spokojnie
modli�.
Potem obr�ci� si� do �ony i rzek� powa�nie:
� Nie p�acz asind�ka, Kunusiu, nie rozpadaj si�, Pan B�g nad nami, nad wdow� i
sierot�, a
takiego wielkiego imienia dziedzica za zas�ugi ojc�w nie opu�ci. O jedno ci�
prosz�, nie daj mu si�
zwala� i pilnuj, by przyzwoite stanowi swemu prowadzi� �ycie. Zostawuj� ci w
pu�ci�nie lepiej
ni�eli wielkie dobra, bo imi� pi�kne, staro�ytne, na kt�rem si� musz� w �wiecie
pozna�. Edukuj
Tadeusza jak mu przysta�o, a niech zawczasu albo do wojskowo�ci, albo do
gospodarki si�
sposobi, w ostatku z lichem do palestry, bo i tam szlachta, cho� �aden
Siekierzy�ski jeszcze nie
mecenasowa�� ale pilnuj, jejmo��, by nasza siekiera w b�oto nie wpadli�
Gdy to m�wi� a g�os mu s�abn�� i proboszcz do modlitwy wzywa�, u�miechn�� si�
�agodnie,
powieki zmru�y� i Bogu ducha odda�. Lament i p�acz rozleg� si� po pustym dworku,
bo powiada�
pan Kornikowski, i �ona do niego bardzo przywi�zana by�a, i ludzie te� kochali
nieboszczyka
serdecznie, powa�aj�c go i szanuj�c. Ale wpr�dce potrzeba zaj�cia si� wszystkiem
nie dozwoli�a
pani skarbnikiewiczowej rozpada� si� i p�aka�, musia�a nieboraczka, acz chora i
niedomagaj�ca,
my�le� naprz�d o pogrzebie stanowi nieboszczyka przyzwoitym, potem o losie
dziecka i swoim.
Wichu�a, jak si� o �mierci z powszechnego krzyku dowiedzia�, plun�� ty�ko ze
z�o�ci, widz�c
jak go �a�owano i zawo�a�:
� Macie po kim si� rozdziera�! Zdech�, to mniej jednym psem na �wiecie, a teraz
pogramy z
jejmo�ci� i synaczkiem�
Ludzie co to s�yszeli, zgroz� byli przej�ci i z przestrachem pogl�dali na
rozbestwionego
gniewem cz�owieka.
We dworze Siekierzynka, w chwili zgonu dziedzica taki by� niedostatek, �e gdyby
nie
proboszcz i nie stolnik nurski, pan Piotr Kornikowski, nie by�oby za co
przyzwoicie zmar�ego
pochowa�. Ale bracia szlachta i dalecy powinowaci Siekierzy�skich, dowiedziawszy
si� od
ksi�dza o biedzie wdowy, podes�ali czego by�o potrzeba po cichu, tak, �e i
ksi�y sprowadzi� i
katafalk pi�kny postawi� i trumn� obi� by�o za co galonem i styp� jeszcze
sprawi� sut�. Pocieszy�a
si� tym �ona, a zw�aszcza frekwencj� wielk� ludu zewsz�d przyby�ego, kt�ry, jak
m�wi� pan
Kornikowski, okaza�o�ci niema�ej dodawa�; a Wichu�a o ma�o si�, patrz�c na to,
nie w�ciek� ze
z�o�ci, bo pogrzeb by� przepyszny, jakby jakiego magnata. A gdy kondukt
przechodzi! mimo
dworku s�siada, swoim zwyczajem sta� we wrotach Wichu�a, w czapce, w koszuli
tylko i butach,
ur�gaj�c jeszcze zw�okom, tak by� niepow�ci�gliwy a g�o�no, nie zwa�aj�c na
wdow�, krzycza��
� Bywaj zdr�w, s�siedzie! dobranoc! dobranoc!
Nikt tam na niego nie spojrza� nawet, ale dziwnym trafem w�z �a�obny, o co�
zawadziwszy,
podskoczy� przeciwko samych wr�t, wieko trumny �le umocowane osun�o si� na bok
i bia�a
trupia r�ka nieboszczyka jakby na zgod� wyci�gn�a si� ku Wichule, kt�ry zblad�
i cofn�� si�,
mrucz�c.
�ona, kt�ra to z ganku widzia�a, przybieg�a i gwa�tem prawie poci�gn�a z sob�
do dworku
m�a, kt�ry zdawa� si� jakby ob��kany i przera�ony i �miej�c si� ci�gle,
powtarza�: � Nie da mi
pokoju i po �mierci! nie da mi pokoju!
W kilka dni doktor Vogelwieder jecha� na bu�anym st�paku do pana Wichu�y, kt�ry
ju� w
gor�czce bredzi� poczyna�; zobaczy� mu j�zyk, pomaca� pulsu i rzek� ch�odno�
Caput!
Jako� si� nie omyli�, bo w kilka dni ju� i ksi�dz proboszcz by� u ��ka chorego
i w imi�
Chrystusa ukrzy�owanego zaklina� go, by wszystkim przebaczy� i �e wszystkimi si�
pojedna�.
Wichu�a mrucza� tylko: � jeszcze po �mierci mi ur�ga, jeszcze po �mierci mnie
prze�laduje! Nie
daruj� �onie, nie daruj� dzieciom!
� Pro� lepiej Pana Boga, �eby tobie darowa�! � odrzek� proboszcz, � a nie my�l o
starych
wa�niach.
Bredz�c coraz dziwniej, kln�c i z�orzecz�c, bezprzytomny ci�gle prawie z�y
s�siad, w tydzie�
po skarbnikowiczu, o tej samej godzinie co on, ducha wyzion��; a wszyscy to
zapewniali i pan
stolnik nurski na swoje oczy widzia�, �e w izbie, w kt�rej skona�, sufit si� nad
��kiem zawali�. Na
pogrzebie Wichu�y ma�o by�o os�b i pomimo zamo�no�ci, gdy si� jejmo�� ze styp�
wysadzi�a, nie
by�o jej komu je��, a podw�jnych galon�w na trumnie nikt prawie nie widzia�.
Poczciwa wdowa po Siekierzy�skim, za namow� ksi�dza proboszcza, dla okazania �e
nie
chowa�a w sercu �alu do s�siada i przebaczy�a mu po chrze�cija�sku, posz�a za
pogrzebem. Ale jak
to czasem najlepsze uczynki ludzkie opacznie sobie t�umacz�, brat pana Wichu�y,
pan Protazy z
Wierzbo�owa, zawadja jak oni wszyscy, (bo rodem kurki czubate) wzi�� to za
insult�, powiada�
Kornikowski i poprzysi�g�, �e si� pom�ci. Na pr�no pleban, kt�ry t� my�l podda�,
t�umaczy! i
okazywa�, �e to w duchu chrze�cija�skim uczynione by�o, pan Protazy uparty i
za�arty zaklina� si�,
�e chyba �y� nie b�dzie, je�li nie poka�e Siekierzy�skim co Wichu�owie znacz�.
Ot� tak drobna ta na poz�r okoliczno�� sta�a si� powodem niesko�czonych dla
wdowy
utrapie�, Ju�e�my to m�wili, bo wiemy dowodnie z ust stolnik