148
Szczegóły |
Tytuł |
148 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
148 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 148 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
148 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
h"Monachomachia" Ignacy Krasicki
spis tre�ci
analiza utworu str. 2
tre�� str. 5
W�r�d utwor�w Ignacego Krasickiego og�oszonych w latach 1775
-1779 "Monachomachia, czyli wojna mnich�w" jest zjawiskiem
wyj�tkowym i niespodziewanym. Ukazanie si� bowiem utworu drukiem
nast�pi�o prawdopodobnie bez zgody i wiedzy autora i zapewnie z
tego w�a�nie powodu dwie pierwsze edycje z sierpnia 1778 r. by�y
wyj�tkowo niestaranne. Poemat powsta� w czasie pobytu
Krasickiego w Poczdamie, na prze�omie roku 1776 i 1777r. Gatunek
"Monachomachia" jest poematem heroikomicznym czyli parodi�
poematu heroicznego (eposu bohaterskiego). Jego dzieje si�gaj�
V w. p.n.e., kiedy to powsta�a "Batrachomiomachia", poemat grecki
opiewaj�cy wojn� �ab z myszami - parodi� "Iliady" Homera.
Charakterystyczn� cech� tego gatunku jest komizm oparty przede
wszystkim na kontra�cie pomi�dzy rang� bohater�w, a sposobem ich
dzia�ania i zachowania. Naruszenie obowi�zuj�cej w poetykach
klasycznych zasady decorum tj. zgodno�ci formy i tre�ci (pisanie
stylem podnios�ym o sprawach b�ahych i �miesznych).
Umiejscowienie akcji
W "Wojnie mnich�w" brak wskaz�wek topograficznych i
architektonicznych pozwalaj�cych u�ci�li� teren dzia�a� bohater�w
utworu. Szczeg�owy obraz miasta, kt�ry jest t�em poematu,
kre�lony grub� lini� (trzecia oktawa pie�ni I), wyzbyty cech
szczeg�lnych to przejaw metody literackiej Krasickiego. Satyra
ma charakter og�lnopolski i miasteczku �wiata fikcyjnego w
poemacie odpowiada co najmniej po�owa �wczesnych miast
Rzeczypospolitej. Czas akcji
Wydarzenia maj� miejsce w okresie rz�d�w Stanis�awa Augusta.
Wyrzeka na niego o. Eliziusz za to, �e kr�l t�pi pija�stwo, a
szerzy "gust ksi��ek (P.III, w.43-48). Ale na zacofanej prowincji
zakonnicy prowadz� �ycie takie samo, jak w czasach saskich.
Fabu�a i my�l satyryczna
P.I. Tekst rozpoczyna seria obrazowych sentencji: "Nie wszystko
z�oto, co si� �wieci", "Zewn�trzna posta� nie czyni natury" itp.
P�niej nast�puj�: inwokacja o pseudopatetycznej tonacji: "Wojn�
�piewam wi�c i g�osz�,/ Wojne okrutn� bez broni, bez miecza,
(...) Wojn� mnichowsk�..."; opis miasteczka;
og�lna charakterystyka �rodowiska mnich�w (klasztor dominikan�w):
( g��boko tkwi�cych w tradycji "zawo�anej ziemia�skiej stolicy",
( wiod�cych zbytkowne �ycie (przeor je�d��cy czw�rk� koni,
ojcowie zasypiaj�cy w puchach, posilaj�cy si�, z namaszczeniem,
"w pocie czo�a", ojciec doktor), dzi�ki �wi�tej prostocie",
"wiernemu ludowi", kt�ry �o�y na utrzymanie klasztoru (okre�lanie
mnich�w: oksymoronem "wielebne g�upstwo", epitetem "�wi�ci
pr�niacy"; ironiczna apostrofa: "�wi�ta prostoto! Ach, kt� ci�
wychwali! Wieku szcz�liwie"; znakomite, sugestywne obrazki
mnich�w, np. w. 85 - 88) W spokojne �ycie wdziera si� nagle J�dza
niezgody ("widz�c fortunny los spokojnych m��w"), kt�ra wywo�uje
zamieszanie. Sp�r wybucha pomi�dzy dwoma zakonami �ebrz�cymi:
dominikanami i karmelitami. S�ab� stron� "rozruchu" jest b�aho��
sporu (nie poznajemy jego przedmiotu). Ma on by� rozstrzygni�ty
przez dysput�. Wszyscy gromadz� si� w reflektarzu;
( przeor obawia si� zagro�enia podstawowych d�br ("Czy do piwnicy
wkradli si� z�odzieje? Czy wysch�y kufle, g�siory i dzbany?"),
( o. Gaudenty przypomina o odwiecznym konflikcie z karmelitami
i niczym Antenor nawo�uje "P�ki�my w si�ach, na wszystkich
uderzmy", ( "ojciec Pankracy, Nestor r�a�cowy" g�osi chwa��
dawnych zwyczaj�w (strofa "O mili bracia..." powa�na refleksja
o upadku pa�stwa) P.II. Akcja toczy si� w klasztorze karmelit�w,
o �wicie. Z�y omen (zgubienie pantofla) wr�y o. Rajmundowi,
furtjanowi, nadchodz�ce wydarzenia. I to w�a�nie (nie fakty, lecz
przeczucia) jest przyczyna zwo�ania przez o. Rafa�a starszyzny.
"Zesz�o si� ojc�w wi�cej ni� trzydzie�ci" (w�tpliwa pobo�no��
mnich�w zaznaczono wi���c ich imiona z uroczysto�ciami
religijnymi albo �wi�tymi patronami, w. 49-56). nu��co przemawia
przeor "kaczkowatym g�osem",
pojawia si� poselstwo "bia�okapturnych" (dominikan�w), o.
Gaudentego i Hiacynta, kt�rzy przynosz� wyzwanie na dysput�
(zakon "wyznacza bitwy plac na �onie zgody", pos�owie dwornie
zaznaczaj� "r�wnego dzielno�� pragnie adwersarza"), kt�rej temat
obra� maj� wyzywani, przeor karmelit�w przyjmuje wyzwanie i
odpowiada pos�uguj�c si� terminami wojskowymi ("Stawam si� w
miejscu, kt�re mianujecie. Jeszcze nam si�y na te wojn� stanie,
jeszcze bro� dobra..."), po odej�ciu pos��w mnich�w ogarnia
gor�czka sprzecznych opinii (paralelizm: starzy - m�odzi), godzi
za� - dzwon na obiad (ironia). P.III. Cz�� t� rozpoczyna
sentencja, pozorna drwina, a w rzeczywisto�ci pochwa�a pracy
umys�owej "o chlebie i wodzie", oraz pozorna pochwa�a - a w
istocie drwina - �akomstwa i opilstwa. o. Gerwazy radzi zmieni�
dysput� na pojedynek pijacki,
do�wiadcze�szy o. Hilary dowodzi, �e przepi� dominikan�w - rzecz
niemo�liwa (hiperboliczno�� pochwa�y, w. 29 - 32), o. Eliziusz,
�a�uj�c dawnych czas�w ("Trzeba si� uczy�, up�yn�� wiek z�oty!";
apostrofa okoliczno�ciowa do Stanis�awa Augusta - inwektywa
przeciw kr�lowi, jako pogromcy pija�stwa) radzi odszuka�
zapomnian� bibliotek� i przygotowa� si� do dysputy, zakonnicy nie
pami�taj�, gdzie mie�ci si� biblioteka, a do jej odszukania
wyznaczaj� krawca i aptekarza, w staro�ytnej baszcie,
spr�chnia�ym lamusie odnaleziono "ksi�garni�, (znakomity opis
zaniedbanego pomieszczenia, w. 65 - 72; parodia "Hymnu o mi�o�ci
ojczyzny"), mnisi poczynaj� studiowa� druki ("Usta� brz�k kufl�w
i rado�� obfita..."; zaskakuj�ce por�wnanie homeryckie
zaczytanych mnich�w do ku�ni Wulkana) P.IV. Dysput� poprzedza
apostrofa do Arystotelesa (metafory ukazuj�ce posta� filozofa z
szacunkiem, np. lew, matka ho�a, cedr, ale pot�piaj�ce "�by
twarde", kt�re wypaczy�y jego pogl�dy, np. osio� w lwiej sk�rze,
k�kol). Miejscem dysputy jest refektarz klasztoru dominikan�w.
Schodz� si� mnisi (ironia: "Tuman m�dro�ci nad �bami unosi";
szydercza charakterystyka bezpo�rednia: "Zazdro�� i Pycha zjad�e
oczy �arzy") por�wnani do rzymskich senator�w. panegiryczna
przemowa ojca "defendensa", urz�dowego obro�cy tez b�d�cych
przedmiotem dysputy (naszpikowana greczyzn�, metaforami i
hiperbolami pochwa�a zalet mecenasa - przewodnicz�cego dysputy,
urz�dnika starostwa grodowego, kt�ry obeznany z prawem pe�ni
funkcj� wykonawcy wyrok�w s�dowych), czytelnik poznaje tylko jak
wygl�da� formalny przebieg sporu, �arliwie przygotowywana dysputa
jest tylko pretekstem do satyrycznego zobrazowania wynaturze�
scholastyki i wykazania obskurantyzmu uczestnik�w (migawkowe
fragmenty dialogu) ( o. �ukasz od Trzech Kr�l�w "wzi�wszy stron�
przeciwn� na oko/ Nabi� argument i strzeli� z Baroko", (
"defendentus" odparowuje cios za pomoc� chwytu dialektycznego
zarzucaj�c wieloznaczno�� tezie oponenta, awantura przerywa
dyskusj� (trzy strofy wra�e� s�uchowych), scena epizodyczna
ukazuj�ca pi�knego o. Hiacynta rozmawiaj�cego w mieszkaniu
wicesgerenta z jego �on�, dewotk�. Wrzask sprawia, �e mnich p�dz�
na plac boju. P. V. Pocz�tek jest znowu refleksyjny i
sentencjonalny (wyja�nienie dydaktycznego charakteru poematu
"Szanujmy m�drych, przyk�adnych, chwalebnych/ �miejmy si� z
g�upich, cho� i przewielebnych"). Ca�a natomiast pie�� to opis
batalistyczny. Jako broni u�yto sanda��w, trep�w, pas�w, kufli
od piwa a nawet ksi��ki "Wojsk afekt�w zarekrutowanych", du�e
us�ugi oddaje kropid�o. Zmoczone w �wi�conej wodzie pozwala
zalewa� oczy przeciwnikowi. Bije si� ka�dy z ka�dym. Instrumentem
zgody staje si� pot�ny puchar, kt�rego funkcj� narrator
por�wnuje hiperbolicznie do roli pos�gu Pallady w Troi i ognia
Westy w Rzymie. Zakonnicy odnosz� si� do niego jak do relikwii
(monstrancji). Scena wzniesienia puchara (w. 89 - 120) to
trawestacja uroczystej procesji. P. VI. Wst�pem do ostatniej
pie�ni pragnie autor jakby u�mierzy� gniew ojc�w zakonnych,
kt�rzy mogli poczu� "smak w przykrej mowie", ale te� broni prawa
do krytyki. "Dzban nad dbany" postawiono w miejscu widocznym.
Imponuj�cy puchar spe�nia swoj� funkcj�, przede wszystkim
zachwyca ozdobno�ci� i rozmiarami (na�ladowanie opisu tarczy
Achillesa z XVIII ks. "Iliady"): obszerny opis rze�b na bokach
naczynia przedstawiaj�cych pory roku - pi�� oktaw (w. 17 - 56)
to gospodarsko-sentymentalne lub �artobliwe scenki wiejskie,
osobna oktawa to opis rze�by na wierzchu dzbana (grono pra�at�w,
uczta, z�o�liwy epitet "pulchnokarczysty"), Mnisi koj� emocje
winem. Oktawa zamykaj�ca poemat zawiera propozycj� przyj�cia
utworu, zg�oszon� na r�ce przeora: "Czytaj i pozw�l niech czytaj�
twoi", przy wskazaniu: "Prawdziwa cnota krytyk si� nie boi, ale
i swoisty znak zapytania: Nie pochwalisz? - spal�."
TYTU�: Monachomachia czyli Wojna mnich�w
AUTOR: Ignacy Krasicki
PIE�� PIERWSZA
Nie wszystko z�oto, co si� �wieci z g�ry,
Ani ten �mia�y, co si� zwierzchnie sro�y,
Zewn�trzna posta� nie czyni natury,
Serce, nie odzie�, o�miela lub trwo�y.
Dzier�a�y miejsca szyszak�w kaptury -
Nieraz rycerzem bywa� s�uga bo�y.
Wkrada si� zjad�o�� i w k�ty spokojne;
Tak� ja �piewa� przedsi�wzi��em wojn�.
Wojn� domow� �piewam wi�c i g�osz�,
Wojn� okrutn� bez broni i miecza,
Rycerz�w bosych i nagich po trosze,
Same ich tylko m�stwo ubezpiecza:
Wojn� mnichowsk�... Nie �miejcie si�, prosz�,
Godna lito�ci u�omno�� cz�owiecza.
�miejcie si� wreszcie, ja mimo te �miechy
Przecie� opowiem, co robi�y mnichy.
W mie�cie, kt�rego nazwiska nie powiem, {Przemy�l}
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda;
W mie�cie, poniewa� zbi�r pustek tak zowiem,
W godnym siedlisku i ch�opa, i �yda,
W mie�cie - gr�d, ziemstwo trzyma�o albowiem
Stare zamczysko, pustoty ohyda -
By�o trzy karczmy, bram cztery u�omki,
Klasztor�w dziewi�� i gdzieniegdzie domki.
W tej zawo�anej ziemia�skiej stolicy
Wielebne g�upstwo od wiek�w mieszka�o;
Pod staro�ytnej schronieniem �wi�tnicy
Prawych czciciel�w swoich utucza�o.
Zbiega� si� wierny lud; a w okolicy
Wszystko odg�osem uwielbienia brzmia�o.
�wi�ta prostoto! Ach, kt� ci� wychwali!
Wiekuj szcz�liwie!... Ale m�wmy dalej.
Bajki pisali o dawnym Saturnie
Ci, co za niego tworzyli wiek z�oty.
Szcz�liwszy przeor jad�cy poczw�rnie,
Szcz�liwszy lektor mistycznej roboty,
Szcz�liwszy ojciec po trzecim nokturnie
W puchu topi�cy chorowe zgryzoty,
Szcz�liwszy z braci, gdy kaganek zgasn��,
Co w s�odkim miodu wytrawieniu zasn��.
W tym by�o stanie rozkoszne siedlisko
�wi�tych pr�niak�w. Ach, Losie zdradliwy!
Ty, co z niewczesnych odmian masz igrzysko
I nieszcz�� ludzkich jeste� tylko chciwy,
Ma� �wiat dziwactwa twego widowisko.
J�czy pod ci�kim jarzmem cz�ek cnotliwy.
Mniejsza, �e� pa�stwa, trony, ber�a skruszy�,
B�dziesz tak �mia�ym, �eby� kaptur ruszy�?
Ju� by�y przesz�y owe s�awne wojny,
Kt�rym si� niegdy� �wiat zdumia�y dziwi�.
Ju� seraficzny zakon by� spokojny,
(seraficzny zakon - franciszkanie) Ju� karmelowi nicht si� nie
przeciwi�, (karmel - karmelitanie) Ju�
kaznodziejski wzrok mniej bogobojny (kaznodzieje -
dominikanie) Oka na kaptur spiczasty nie krzywi�.
Dawnych niech�ci mg�� roznios�y wiatry,
Szcz�liwe by�y nawet bonifratry.
(bonifratry - bonifratrzy)
Ta, kt�ra nasze pado�y przebiega
I samym tylko nieszcz�ciem si� pasie,
J�dza Niezgody, co Parysa-zbiega
Znalaz�a niegdy� na g�rnym Idasie,
S�odki raj mnich�w gdy w locie postrzega,
J�kn�a z z�o�ci i zatrzyma�a si�.
Widz�c fortunny los spokojnych m��w
�wisn�y ��d�a naje�onych w��w.
Strz�sn�a pochodni�, natychmiast siarczyste
Iskry na dachy i wie�e wpad�y;
Wskro� przebijaj� gmachy roz�o�yste,
Ju� si� w zak�ty najcia�niejsze wkrad�y.
A gdzie milczenia bywa�y wieczyste, {akcja zaczyna
si� w klasztorze Wszczyna si� rozruch i odg�os zajad�y.
dominikan�w} Ra�� umys�y ��dze rozjuszone,
Budz� si� mnichy letargiem u�pione.
Wtenczas, nie mog�c znie�� tego rozruchu,
Ojciec Hilary obudzi� si� raczy�.
Wtenczas ksi�dz przeor, porwawszy si� z puchu,
Pierwszy raz w �yciu Jutrzenk� obaczy�.
Kl�� ojciec doktor czu�o�� swego s�uchu.
Wsta� i widokiem swym ojc�w uraczy�.
I, co si� rzadko w zgromadzeniu zdarza,
P�dem niezwyk�ym wpad� do refektarza.
Na taki widok zbieg�e braci trzody
Pod rz�dem kufl�w garcowych ukl�k�y;
Biegli ojcowie za mistrzem w zawody;
Ten strachem zdj�ty i srodze przel�k�y,
Wprz�d otar� z potu mi�siste jagody,
Siad�, �awy pod nim dubeltowe j�k�y,
Siad�, strz�sn�� myck�, kaptura poprawi�
I tak wspania�e wyroki objawi�:
"Bracia najmilsi! ach c� to si� dzieje?
C� to za rozruch u nas nies�ychany?
Czy do piwnicy wkradli si� z�odzieje?
Czy wysch�y kufle, g�siory i dzbany?
M�wcie. - Cokolwiek b�d�, srodze bolej�;
Trzeba wam pok�j wr�ci� po��dany..."
Wtem si� zakrztusi�, j�kn��, �zami zala�.
Przeor tymczasem w kubek w�dki nala�.
Ju� si� zdobywa� na peror� now�
Doktor, gdy postrzeg� likwor prze�roczysty.
W�dka to by�a, co zowi� kminkow�,
Przy niej toru�ski piernik poz�ocisty,
Sucharki mas� oblane cukrow�,
Dar przeoryszy niegdy� uroczysty.
Zach�ca przeor w urz�dzie chwalebny:
"Racz si� posili�, ojcze przewielebny!"
O rzadki darze przedziwnej wymowy,
Kt� ci si� oprze�, kt� sprzeciwi� zdo�a?
Tak �agodnymi zniewolony s�owy,
Wzi�� doktor kubek w pocie swego czo�a,
�ykn�� dla zdrowia posi�ek gotowy;
Lecz �eby jeszcze my�l przysz�a weso�a,
W �wi�tym orszaku, w gronie mi�ych dzieci
Raczy� si� napi� raz drugi i trzeci.
Jako po smutnej chwili, kt�ra mroczy,
W pierwszym �witaniu rumieni� si� zorze,
Uwi�d�e zi�ka wdzi�czna rosa moczy
I rze�wi kwiatki w tak przyjemnej porze,
Wyiskrzy�y si� przewielebne oczy
Po s�odko-dzielnym w�dczanym likworze.
Odkrz�kn�� �wawo, niby si� u�miechn��,
Przymru�y� oczy, nad�� si� i kichn��.
Na takie has�o ojcowie, co rz�dem
Wed�ug godno�ci i starsze�stwa stali,
Najprzyzwoitszym poruszeniu wzgl�dem,
"Vivat!" - chorowym tonem zawo�ali.
Ojciec Honorat, najbli�szy urz�dem,
Kt�rego bracia wielce szanowali,
Niegdy� promotor s�awny r�a�cowy,
Tymi najpierwszy auplaudowa� s�owy:
"Pisze Chryzyppus o Alfonsie kr�lu,
Kiedy prowadzi� wojn� z Baktryjany,
I� wpo�r�d bitwy na licejskim polu
Od wojska swego b�d�c odbie�any,
Stan��, a wody czerpn�wszy z Paktolu,
Tak si� orze�wi�, i� zgn�bi� pogany.
St�d posz�o lemma na marmurze ryte: (lemma -
napis epigramatyczny) <<Pereat umbra!>> - lemma znamienite.
(pereat umbra -niech przeminie mrok)
Wiem, bom to czyta� w uczonym Tostacie,
Po ciemnej nocy �e jasny dzie� wschodzi.
Na godnym kiedy cnota majestacie
Si�dzie, o szcz�ciu w�tpi� si� nie godzi.
Czego� si�, mili bracia, obawiacie?
Z nami jest ojciec doktor i dobrodziej.
Da� szcz�sne has�o, orze�wi� swym wzrokiem:
Cieszmy si� pewnym Fortuny wyrokiem"
Sko�czy�. Natychmiast, skosztowawszy trunku,
Ojciec Gaudenty z rz�du si� wytoczy�,
A znie�� nie mog�c srogiego frasunku,
Na p� drzymi�ce oczy �zami zmoczy�,
Rzek�: "Okoliczno�� z�ego jest gatunku,
Nie chc� ja, �ebym pochlebstwem wykroczy�.
Rozruch dzisiejszy smutne wie�ci g�osi,
wiem ja, ojcowie, na co si� zanosi.
Zazdro�� od wiek�w na nas si� oburza,
Zgn�bi� niewinnych pragnie w tych krainach,
Ju� jad z pok�tnych kryj�wek wynurza,
Chce si� sadowi� na naszych ruinach.
Od g�r Karmelu niebo si� zachmurza,
R�wna zajad�o�� w Augustyna synach; (synowie
Augustyna - augustianie) I tym, co z cicha dzia�aj�, nie
wierzymy:
P�ki�my w si�ach, na wszystkich uderzymy"
Ojciec Pankracy, nestor r�a�cowy,
Co trzykro� braci i siostry odnowi�,
Nim pu�ci� strumie� �agodnej wymowy,
Najprz�d starszyzn� i braci pozdrowi�.
S�odkimi serca zniewalaj�c s�owy,
Mi�kczy� umys�y, a nadzieje wznowi�:
"Wierzcie - rzek� - bracia, zgrzybia�ej siwi�nie,
Rzadko si� p�ocho�� z ust starych wy�li�nie.
Od tylu czas�w siedz�c na urz�dzie,
Znam, co s� ludzie, wiem, co s� zakony.
Wkrada si� zazdro��, wkrada niech�� wsz�dzie,
I �wi�ty kaptur, chocia� uwielbiony,
Nigdy tak mocnym, tak dzielnym nie b�dzie,
�eby cz�ek pod nim by� ubezpieczony.
Cho� w zacno��, m�dro�� ka�dy z was zamo�ny,
Niech b�dzie czu�y, niech b�dzie ostro�ny.
O, mili bracia, gdyby�cie wiedzieli,
Jakie to by�y niegdy� wasze przodki!
Inaczej wtenczas ni� teraz my�leli,
Insze sposoby by�y, insze �rodki.
Lepiej si� dzia�o, byli�my weseli;
Teraz nieczu�e i gnu�ne wyrodki,
Albo zbyt trwo�ni, albo zbyt zuchwali,
Nie wa�ym rzeczy na roztropnej szali.
Maja wi�c rada wyzwa� na dysput�
Tych, co si� nad was gwa�townie wynosz�.
Niech znaj� bronie jeszcze nie zepsute,
Niechaj lito�ci, zwyci�eni, prosz�;
A za najsro�sz� hardo�ci pokut�
Niech oni sami nasze laury g�osz�.
Wyjdziemy s�awni z nies�usznej potwarzy,
Zgn�bim potwarc�w - tak robili starzy".
Rzek�. I natychmiast doktor si� obudzi�,
Przeor odeckn��, lektor przetar� oczy,
Makary, co si� s�uchaniem utrudzi�,
Wymkn�� si� cicho i ku celi toczy,
Ojciec Ildefons, co r�wnie si� znudzi�,
Brykn�� jak rze�ki rumak na poboczy.
Morfeusz, patrz�c na dzieci kochane,
Sia� s�odkie spania i sny po��dane.
PIE�� DRUGA {akcja przenosi si� do klasztoru karmelit�w}
Ju� wschodz�cego s�o�ca pierwsze zorze
Opowiada�y wrzaskliwe grzegotki,
Ju� si� krz�tali bracia po klasztorze,
Ju� ko�o forty st�ka�y dewotki,
Ju� ojciec Rajmund w pierwiastkowej porze
Wychodzi� s�ucha� �wi�tobliwe plotki,
Gdy my�l�c (kto wie, czy o Panu Bogu)
Zgubi� pantofel i upad� na progu.
Skoczy� na odwr�t, a jako uczony,
Fataln� wr�k� w tej przygodzie znaczy.
Wtem si� ko�cielne odezwa�y dzwony,
J�k smutny nowe nieszcz�cia t�umaczy.
Ledwo odetchn�� mo�e przestraszony,
Czuje, co straci�..., a w takiej rozpaczy,
Gdy nie wie, czy spa�, czy wyni��, czy siedzie�,
S�siad uprzejmy raczy� go nawiedzi�.
Ojciec to Rafa� od Bo�ego Cia�a,
Rafa�, towarzysz niewinnych rado�ci;
R�wnego g�ra Karmelu nie mia�a
W rubasznych wdzi�kach, ho�ej uprzejmo�ci.
Ten, skoro postrzeg�, jak si� wydawa�a
Twarz przyjaciela w zbytniej troskliwo�ci,
Cieszy go najprz�d w tak okropnej doli,
Dalej o�miela pyta�, co go boli.
"Wiesz, przyjacielu - rzecze Rajmund trwo�ny -
Jako krok pierwszy reszt� dzie�a w�ada.
Wyszed�em rano z izby nieostro�ny,
Zaraz si� w progu zjawi�a zawada.
Z�y to dzie� b�dzie, w nieszcz�cia zamo�ny!
Tak Los chcia�, nic tu roztropno�� nie nada.
Trudno przeciwne kazusy odegna�, (kazus - [�ac.
casus]nieszcz�cie, przypadek) Trzeba si� z fort� kochan�
po�egna�".
Rzek� i zap�aka�. Wtem brat Kanty leci:
"Panna Dorota do forty zaprasza".
Nic nie rzek� Rajmund; pose� drugi, trzeci,
Jeden go �aje, a drugi przeprasza.
"Nie dbaj na wr�ki, straszyd�a dla dzieci -
Rzek� Rafa� - prosi przyjaci�ka nasza.
Zwyci� t� s�abo�� odwag� wspania��,
�mia�ym si� zaw�dy najlepiej uda�o."
Porwa� si� Rajmund, lecz jak gro�ne wa�y
Nadbrze�na ska�a nazad w morze wpycha,
Stan�� u proga na po�y zmartwia�y,
Sili si� wyni��, j�czy, p�acze, wzdycha.
O�miela Rafa�, m�wca doskona�y,
Lecz darmo cieszy, darmo si� u�miecha;
Widz�c na koniec bez skutku perory, (perora [perorare �ac. -
wyk�ada�] - d�uga przemowa) Zwo�ywa starszych i definitory.
(definitor [�ac. nauczyciel] - w zakonie doradca
prowincja�a, prze�o�ony
mniejszego okr�gu zakonnego) Wchodzi Elijasz od �wi�tej Barbary,
Marek od �wi�tej Tr�jcy z nim si� mie�ci,
Jan od �wi�tego Piotra z Alkantary,
Hermenegildus od Siedmiu Bole�ci,
Rafa� od Piotra, Piotr od �wi�tej Klary.
Zesz�o si� ojc�w wi�cej ni� trzydzie�ci:
Starzy i m�odzi, rumiani, wybledli,
Wszyscy swe miejsca porz�dkiem zasiedli.
Ju� ojciec przeor kaczkowatym g�osem,
Wprz�d odkrz�kn�wszy, peror� zaczyna�,
Ju� ojciec Marek, siedz�cy ukosem,
Kr�ci� szkaplerzem i za pas si� trzyma�;
Ju� ojciec B�a�ej co� szepta� pod nosem,
Ju� stary ojciec Elizeusz drzyma�,
Ju� i niekt�rzy, znudzeni, odeszli,
Bia�okapturni gdy pos�owie weszli. (bia�okapturni pos�owie
- dominikanie)
Pierwszy Gaudenty, �w Gaudenty s�awny,
Co wst�pnym bojem chcia� losu probowa�,
Skrytych fortel�w nieprzyjaciel jawny,
�wiadom swej mocy, nie lubi� pr�nowa�,
A walecznymi dzie�ami zabawny,
Nie pi�rem, r�k� umia� dokazowa�.
Oko wynios�e i posta�, i cera
Niezl�knionego by�y bohatera.
Hijacynt drugi, w wdzi�cznej wieku porze,
Skromnie udatny, pokornie wspania�y,
U si�str zakonnych pierwszy po doktorze:
Kszta�tny, wysmuk�y, ho�y, okaza�y,
Posuwistymi kroki po klasztorze
P�yn��; zefiry z kapturem igra�y.
Razem w�r�d rady obydwa stan�li
I tak poselstwo sprawowa� zacz�li.
Najprz�d Gaudenty pozdrowiwszy �wawo,
"Ojcowie - rzecze - czas pokaza� �wiatu,
Kto ma z nas lepsze do nauki prawo,
Czyjego dzie�a zdatniejsze warsztatu.
Je�li si� ksi��ek nudzicie zabaw�,
Je�li�cie szkole nie dali rozbratu,
Nam na zwyci�stwo, a wam za pokut�
Plac wyznaczamy - prosim na dysput�".
Trzykro� odkaszln�, u�miechn�� dwa razy
Pi�kny Hijacynt, nim zacz�� przemow�:
"Raczcie - rzek� - s�ucha� bez �adnej urazy,
Ojcowie mili, poselstwa osnow�.
Je�eli pe�ni�c starsze�stwa rozkazy
Znajd� umys�y do wzgl�d�w gotowe,
Szcz�liwym nadto, najszcz�liwszy z wielu,
�em znalaz� �ask� w przezacnym karmelu.
Zakon nasz jako zbawiennej och�ody
Szacunku waszej wielebno�ci szuka,
A chc�c da� swoich prac jawne dowody
I w jakiej cenie u niego nauka,
Wyznacza bitwy plac na �onie zgody,
Kto zwierzchnie s�dzi, pewnie si� oszuka.
Nie z�o��, nie zemsta te nam ch�ci zdradza -
R�wnego dzielno�� pragnie adwersarza". (adwersarz - [�ac.
adversarius] przeciwnik)
Sko�czy�. Natychmiast filozofskiej szko�y
Wyborne punkta do obrania daje.
Na takie has�o niewdzi�cznej mozo�y
Rozruch si� wzmaga, mruczenie powstaje.
Gaudenty na to, walecznie weso�y,
Strzela oczyma, gdy usty nie �aje.
Wtem ojciec przeor, co najwy�ej siedzia�,
Tak na poselstwo obu odpowiedzia�:
"Przyjmujem ch�tnie uczone wyzwanie,
Stawim si� w miejscu, kt�re mianujecie.
Jeszcze nam si�y na t� wojn� stanie,
Jeszcze bro� dobra, kt�rej sprobujecie:
Hardym w przegranej b�dzie ukaranie,
B�dzie pokuta, kiedy tego chcecie.
Nie zna zazdro�ci, kto przesta� na swoim;
Pochlebstw nie chcemy, a gr�b si� nie boim".
Chcia� ju� Gaudenty ukara� t� �mia�o��,
Ju� si� zamierza�, lecz go kompan wstrzyma�,
A mi�kcz�c srog� umys�u zuchwa�o��,
Gdy postrzeg�, �e si� coraz bardziej z�yma�,
�eby utrzyma� poselstwa wspania�o��,
Wypchn�� go za drzwi, a sam si� zatrzyma�.
Gniewliwych ojc�w pozdrowiwszy wdzi�cznie,
Wymkn�� si� z cicha, dopad� forty zr�cznie.
Nowa przyczyna w karmelu do rady:
Ojciec Makary nie �yczy wojowa�,
Ojciec Cherubin cytuje przyk�ady,
Ojciec Serafin chce losu probowa�,
Ojciec pafnucy wysy�a na zwiady,
Ojciec Zefiryn nie chce i wotowa�,
Ojciec Elijasz wielbi stan spokojny;
Starzy si� boj�, a m�odzi chc� wojny.
Za z�ym zwyczajnie idzie wi�kszo�� g�os�w.
Krzyki wojenne z nag�a powi�kszone,
Wszyscy niepewnych chc� probowa� los�w
I na powszechn� gotuj� obron�.
Starych uwagi zg�uszy� wrzask m�okos�w,
Nie s�ysz� dzwon�w na sekst� i non�.
Wtem brat Kleofasz na obiad zadzwoni�:
Wypadli wszyscy, jakby ich kto goni�.
PIE�� TRZECIA
�e dobrze my�le� o chlebie i wodzie,
Bajali niegdy� m�drcy zapalczywi.
Wierzy� �wiat bajkom, lecz m�dry po szkodzie,
Teraz si� b��dom poznanym przeciwi.
Ju� wstrzemi�liwo�� nie jest teraz w modzie,
Pij�, jak drudzy, m�drcowie, prawdziwi.
Mi�d dobrym my�lom �ywno�ci udziela,
Wino strapione serca rozwesela.
Da�y to pozna� ojcy przewielebne,
Skoro, jak mogli, wyszli z refektarza.
Wst�puj�c w �lady swych przodk�w chwalebne,
Pe�ni rado�ci, kt�r� trunek zdarza,
Znowu na rad� poszli. Tam potrzebne
Sposoby, �rodki, gdy ka�dy powtarza,
Ojciec Gerwazy od Zielonych �wi�tek
Taki radzenia uczyni� pocz�tek:
"Nie do��, ojcowie, naje�� si� i napi�,
Trzeba tu jeszcze co� wi�cej dokaza�.
Kto wi? w dyspucie mo�em si� poszkapi�.
Ja radz�, �eby t� niezgod� zmaza�,
Trzeba si� wcze�nie a dobrze pokwapi�.
Ja radz�, �eby t� niezgod� zmaza�,
Trzeba si� wcze�nie a dobrze pokwapi�.
Niech z nami pij� - a wtenczas ukaza�
Potrafim �wiatu, o ich w�asnej szkodzie,
Co mo�e dzielno�� w najwi�kszej przygodzie".
"Daj pok�j, bracie - rzek� ojciec Hilary -
Nie zaczepiajmy rycerz�w zbyt s�awnych,
Wierz do�wiadczeniu, wierz, co m�wi stary:
Widzia�em nieraz w tej pracy zabawnych,
Zbyt to s� mocne kuflowe filary,
Nie zdo�asz wzruszy� gmach�w starodawnych.
Znam ja ich dobrze, zna ojciec Antoni:
Pijem my nie�le, ale lepiej oni".
Ju� dziewi�� g�os�w by�o w r�nym zdaniu,
Gdy kolej przysz�a na Elizeusza:
"�eby dogodzi� waszemu ��daniu -
Rzek� - sprawiedliwa �arliwo�� mnie wzrusza.
Za nic ju� kufle, w ksi��kach i czytaniu
Ca�a tre�� rzeczy; �al m�wi� przymusza:
Min�y czasy szcz�liwej prostoty,
Trzeba si� uczy�, up�yn�� wiek z�oty!
Z g�ry z�y przyk�ad idzie w ka�dej stronie,
Z g�ry naszego nieszcz�cia przyczyna.
O ty, na polskim co osiad�szy tronie,
Wzgardzi�e� miodem i nie lubisz wina!
Cierpisz, pija�stwo �e w ostatnim zgonie,
Z ciebie gust ksi��ek, a piwnic ruina.
Ty� nar�d z kufl�w, szklenic, beczek z�upi�;
Bodaje� w �yciu nigdy si� nie upi�!
Trzeba si� uczy�. Wiem z dawnej powie�ci,
�e tu w klasztorze jest biblijoteka;
Gdzie� tam pod strychem podobno si� mie�ci
I dawno swego otworzenia czeka.
By� tam brat Arnolf lat temu trzydzie�ci
I z starych ksi��ek poobdziera� wieka.
Kto wie, mo�e si� co znajdzie do rzeczy?
I s�aby or� czasem ubezpieczy".
Rzek�. A gdy �aden nie wie gdzie s� ksi�gi,
Na ich szukanie wyznaczaj� pos�y.
�aden si� poj�� nie chce tej w��cz�gi,
A uczonymi wzgardziwszy rzemios�y,
Wolna starszyzna od przykrej mitr�gi,
Wk�ada ten ci�ar na domowe os�y:
"Bracia kochani, wam to los nadarza!" -
Pos�ano w zwiady z krawcem aptekarza.
Mi�dzy dzwonnic� a forcianym gmachem,
Na staro�ytnej baszty rozwalinach,
Laty spr�chnia�y, wisz�cy nad dachem,
By� stary lamus; ten w tylu ruinach
Nabawia� nieraz przechodz�cych strachem,
Chwiej�c si� z wiatry w s�abych podwalinach.
Tam, chocia� spadkiem grozi� szczyt wynios�y,
Po zgni�ych krokwiach dosta�y si� pos�y.
Czeg� nie dopnie animusz wspania�y!
Przy po��danej ich mecie postawi�.
Drzwi okowane pos��w zatrzyma�y,
�eby wi�c d�ugo �aden si� nie bawi�,
Porw� za klamry: p�k� zamek spr�chnia�y,
Widok si� wdzi�czny natychmiast objawi�.
Wracaj�, pracy nie podj�wszy marnie,
Daj� zna� wszystkim, �e maj� ksi�garni�.
W�a�nie natenczas ojciec przeor trwo�ny
Dla dobrej my�li reszt� kufla dusi�;
Wchodzi w tym punkcie goniec nieostro�ny;
Przel�k� si� ojciec i z nag�a zakrztusi�.
Ju� chcia� ukara�, lecz jako pobo�ny
Wypi� za kar�, co by�o, przymusi�.
Zagrzany duchem pokory chwalebnym.
Wypi� brat reszt� po ojcu wielebnym.
Wdzi�czna mi�o�ci kochanej szklenice!
Czuje ci� ka�dy i s�aby, i zdrowy;
Dla ciebie mi�e s� ciemne piwnice,
Dla ciebie zno�na duszno�� i b�l g�owy,
S�odzisz frasunki, u�mierzasz t�sknice,
W tobie pociecha, w tobie zysk gotowy.
Byle ci� mo�na znale��, byle kupi�,
Nie �al skosztowa�, nie �al si� i upi�.
Co tam znale�li, ukry� czas zazdrosny, {akcja powraca do
klasztoru dominikan�w} Czas, kt�ry niszczy nietrwa�e dostatki.
M�wmy wi�c teraz, jak doktor �a�osny
Poszed� na rad� do wielebnej matki.
Co wsk�ra�, dobra zakonu mi�osny,
I to czas zakry�. Wi�c dziej�w ostatki,
Gdy ka�e umys� natchnieniu pos�uszny,
Piszmy, jak mo�em, na po�ytek duszny.
Piszmy, jak doktor, wr�ciwszy od kraty,
Zwo�a� najpierwsze g�owy zgromadzenia;
Jak wierne swemu powo�aniu braty
Byli pos�uszni na jego skinienia,
Jako si� wszystkie zamkn�y komnaty,
Jako si� posta� klasztorna odmienia:
Usta� brz�k kufl�w i rado�� obfita,
Nawet Gaudenty w rubryceli czyta. (rubrycela - [�r. �ac.
rubricella - rozdzia�, paragraf]
kalendarz liturgiczny w ko�ciele rzym.-katol.) Tak, kiedy
Jowisz poprzedniczym grzmotem
I ra��cymi strza�y �wiat uciska,
Trz�sie si� Atlas okropnym �oskotem,
J�cz� pieczary, a Etny �o�yska
Pe�ne Cyklop�w; pod hartownym m�otem
Grom si� roz�arza i iskrami pryska,
Wulkan je nagli, a z swego warsztatu
Raz wraz pociskiem strasznym grozi �wiatu.
O miejsce niegdy� szcz�liwe prostot�!
Jaka� Fatalno�� z gruntu ci� odmienia?
Ksi��ki nieszcz�sne, wasz� zjad�� cnot�
Dwa przewielebne cierpi� zgromadzenia!
P�ochej dysputy z�udzeni ochot�,
Zamiast s�odkiego z pracy odpocznienia.
Przemog�a Zazdro��, Zemsta duch spokojny:
Bracia pokoju bior� si� do wojny.
PIE�� CZWARTA
O ty, kt�rego �aden nie rozumia�,
Gdy w twoich pismach b��ka� si� jak w lesie.
O ty, nad kt�rym nieraz �wiat si� zdumia�,
I dot�d s�awi, wielbi, dziwuje si�!
O ty, co� g�owy pozawraca� umia�,
B�d� pozdrowiony, Arystotelesie!
Bo�ku �b�w twardych i pr�nej mozo�y,
Witaj, ozdobo starodawnej szko�y!
Osie� w lwiej sk�rze nieostro�nie zwodzi�.
Cz�sto niezgrabny p��d, cho� matka ho�a,
Nieraz cedr s�ab� latoro�l urodzi�,
Nieraz si� zakrad� k�kol wpo�r�d zbo�a.
Nie twoja wina, �e� g�upich nap�odzi�:
S� to potomki nieprawego �o�a.
Je�li si� �miejesz patrz�c na te fraszki,
Rzu� jeszcze okiem dla nowej igraszki.
Schodz� si� m�drcy i bieli, i szarzy,
Czarni, kafowi, w trzewikach i bosi,
Rumiana dzielno�� b�yszczy si� na twarzy,
Tuman m�dro�ci nad �bami unosi,
Zazdro�� i Pycha zjad�e oczy �arzy.
Jeden si� tylko zakon nie wynosi:
Pokor� �wi�t� zachowuj�c wsz�dzie,
Siedli przy ko�cu, jednak�e nie w rz�dzie.
Mniema� Cyneasz kr�l�w w majestacie,
Kiedy na rzymskie patrza� senatory.
Tw�j to jest obraz, zacny jubilacie,
Wasz, baka�arze, regenty, lektory,
I wy, co pierwsze miejsca osiadacie,
Prowincyja�y i definitory.
Zna� z twarz powag�. Jak Tatry przed burz�,
S�aw� zagrzane �ysiny si� kurz�.
Powstali wszyscy, p�ki nie usi�dzie
Pan wicesgerent, mecenas dysputy.
S�awny to m�drzec i pilny w urz�dzie;
Wzi�� kuni� szub� i czerwone buty.
Dalej ksi�dz proboszcz w rysiej rewerendzie,
Dalej ojcowie, co czyni� zarzuty.
Defendens zatem, uchyliwszy g�ow�,
Do mecenasa tak zacz�� przemow�:
"Na p�ytkim gruncie rozbuja�ych flukt�w
Korab m�dro�ci chwieje si� i wznosi,
A pe�en szczepu wybornego frukt�w
Niewys�awion� korzy�� kiedy nosi,
Twoich, przezacny m�u, akwedukt�w
��da, i pewien, �e wzgl�dy uprosi,
P�ynie pod wielkim has�em, g�osz�c �wiatu,
�e� ty jest per�� konchy Perypatu.
S�o�ce, co �wiat�o�� znik�� wydobywa,
Planety, kt�re roczne chwile dziel�,
Ksi�yc, co r�wnie wzrasta i ubywa,
Gwiazdy, co nocn� pos�pno�� wesel� -
Wszystko to w sobie zawiera Leliwa
I dom szacown� wsparty parentel�
Ostrogskich ksi���t, pi�czowskich margrabi�w,
G�rk�w, Tarnowskich i Krasickich hrabi�w.
Milczcie, Bourbony, lub w koncentach nowych
G�o�cie szcz�liwo�� sarmackiej krainy,
I wy, potomki syn�w Jagie��owych,
I wy, auzo�skie Gwelfy, Gibeliny,
Zno�cie wielbienia, a w pie�niach gotowych
Dzi� uwielbiajcie heroiczne czyny.
Niechaj najdalsza potomno�� pami�ta
Wielko�� dzie�, nauk, cn�t wicesgerenta.
Niechaj si� Zoil od zazdro�ci puka,
Niechaj si� Syrty i Charybdy krusz�,
Niechaj ju� Paktol nowych �r�de� szuka,
Niech si� Olimpy i Parnasy wzrusz�;
W tobie firmament znajduje nauka,
Ty� kraju zaszczyt, ty� ojczyzny dusz�.
Przenios�e� w dzie�ach Sfinksy i Feniksy,
W s�awie Euryppy, Bucentaury. Dixi". [�ac. dixi -
powiedzia�em]
Powszechne zatem nasta�o milczenie.
Przerwa� go ojciec �ukasz od Trzech Kr�l�w,
A nie rozwodz�c si� z s�owy uczenie,
Ani cytuj�c Szkot�w i Bartol�w,
Zaraz od rzeczy zacz�� swe m�wienie:
Nie czerpa� z �r�de� Hydasp�w, Paktol�w,
Lecz wzi�wszy stron� przeciwn� na oko
Nabi� argument i strzeli� z Baroko.
Gdyby nie puklerz distinguo dw�jr�czny,
Leg�by defendens na pierwszym spotkaniu.
Nim si� zastawi�, a w uj�ciu zr�czny,
Nie bawi�c d�ugo w reasumowaniu,
Strzeli� na odwr�t, pocisk niezbyt wdzi�czny
Razi�. Oppugnans w drugim nabijaniu
Odstrzeli� zasi� z Celarent jak z kuszy,
Ale grot s�aby poszed� mimo uszy.
Ocalon dwakro� rycerz zaczepiony,
Ju� si� na trzeci b�j wst�pny zdobywa�,
Ju� jak z ci�ciwy dzielnie nat�onej
�wie�y grot tylko co nie wylatywa� -
Wtem krzyk ogromny wszcz�� si� z drugiej strony.
Powszechnej bitwy gdy si� nie spodziewa�,
Wspoj�rza� na swoich; wtem tr�by i kot�y
St�umi�y odg�os i wrzaw� przygniot�y.
Zdr�twieli wszyscy na takowe has�o,
Ju� i mecenas z krzes�a si� by� ruszy�.
Wtem nat�ywszy figur� opas��,
Gdy o dyspucie nicht dobrze nie tuszy�,
Dw�ch jubilat�w tak okrutnie wrzas�o,
�e si� d�wi�k tr�b�w i kot��w zag�uszy�.
Wezdrgn�� si� doktor i zatrz�s� dom ca�y;
Echa okropny odg�os powtarza�y.
Upu�ci� kielich, kt�ry w r�ku trzyma�,
Pij�c na zdrowie wicesgerentowej,
Pi�kny Hijacynt, co si� w�a�nie z�yma�
I ju� zdobywa� na komplement nowy.
Skoczy� brat Ces�aw, lecz go nie utrzyma�;
Obla�o wino �u�mat partyrowy,
�u�mat - ozdoba dubie�skich kontrakt�w,
Zysk nie�miertelny sfa�szowanych akt�w.
Wtenczas, gdy z�o�ci� uwiedzione mnichy
J�li si� nagle do uczonej broni,
Hijacynt mi�y, �agodny i cichy,
Porzuca bitw� i od wojny stroni.
S�odkie rozmowy przerywa�y �miechy;
Zegar zbyt pr�dko bie�y, pr�dko dzwoni.
P�yn� szcz�liwe w zaciszy momenta,
Wes� Hijacynt, dewotka kontenta.
Posta� jej wdzi�czna, oczy, cho� spuszczone,
Przecie� niezbyt b�yszcz� si� jaskrawie;
Cho� w �wi�tej mowie, akcenta pieszczone,
Kry� si� subtelny kunszt w skromnej postawie,
Westchnienia, wolnym j�kiem przewleczone,
Umia�a mie�ci� w niewinnej zabawie,
Muszki z r�a�cem, wachlarz przy gromnicy,
Przy "Hipolicie" "G�os synogarlicy".
Ju� przeszed� rozdzia� upier�w i strach�w,
"Dezyderosa" i Matki z Agreda,
Ju� si� wytoczy� dyskurs z miejskich gmach�w
I okolicom ju� pokoju nie da.
�arliwo��, pe�na skutecznych zamach�w,
Wojn� wyst�pkom ludzkim wypowieda,
A gromi�c w innych grzechy nieostro�ne,
Z cicha kaleczy, zabija pobo�nie.
W tym �wi�tym dziele wrzask je nag�y zasta�,
Wrzask pop�dliwy, okropny i srogi;
Po wdzi�cznej chwili czas ponury nasta�;
Pi�kny Hijacynt pe�en trosk i trwogi
S�yszy, �e odg�os coraz bardziej wzrasta�,
Porzuca wszystko, bierze si� do drogi.
Darmo dewotka i p�acze, i prosi,
Darmo brat Ces�aw butelk� przynosi.
Trzykro� si� ku drzwiom alkierza potoczy�,
Trzykro� go mi�a r�ka zatrzyma�a;
Wyrwa� si� wreszcie i przez pr�g przeskoczy�,
Pad�a dewotka i z �alu omdla�a.
(Brat Ces�aw flaszk� do kaptura wtroczy�.)
I gdy si� wzrusza okolica ca�a,
Przez mostki, k�adki, bruki i rynsztoki
P�dzi�, gdzie g�rne nios�y go wyroki.
PIE�� PI�TA
I �miech niekiedy mo�e by� nauk�,
Kiedy si� z przywar, nie z os�b natrz�sa,
I �art, dowcipn� przyprawiony sztuk�,
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k�sa;
I krytyk zda si�, kiedy nie z przynuk�,
Bez ��ci �aje, przystojnie si� d�sa.
Szanujmy m�drych, przyk�adnych, chwalebnych,
�miejmy si� z g�upich, cho� i przewielebnych.
Wpada Hijacynt, nowa posta� rzeczy!
Miejsce dysputy zasta� placem wojny:
Jeden drugiego rani i kaleczy,
Wzi�� w �eb od razu nasz rycerz spokojny.
Widzi, �e skromno�� ju� nie ubezpieczy,
Wi�c dzielny w m�stwie, w oddawaniu hojny,
Jak si� zawin�� i z boku, i z g�ry,
Za jednym razem urwa� dwa kaptury.
Lec� sanda�y i trepki, i pasy,
Wrzawa powszechna przera�a i g�uszy.
Zdr�twia� Hijacynt na takie ha�asy,
Chcia�by unikn�� bitwy z ca�ej duszy,
Wi�c przeklinaj�c nieszcz�liwe czasy
Reszt� kaptura zasadzi� na uszy.
Ju� si� wymyka� - wtem kuflem od wina
Leg� z s�awnej r�ki ojca Zefiryna.
Rykn�� Gaudenty jak lew rozjuszony,
Gdy Hijacynta na ziemi obaczy�;
Now� wi�c z�o�ci� z nag�a zapalony,
�adnemu z ojc�w, z braci nie przebaczy�:
Pad� i mecenas z krzes�em wywr�cony,
Definitora za kaptur zahaczy�,
�ukasz raniony zwin�� si� w trzy k��by,
Straci� Kleofasz ostatnie trzy z�by.
[Coraz si� mno�� i krzyki, i wrzaski, (tej oktawy brak w
autografie, Ha�as powstaje i wrzawa, a� zgroza. ale
wyst�puje we wszystkich
Ojciec Remigi, s��nisty a p�aski, drukach)
U�ywa �wawo zgrzebnego powroza;
Wzi�� w �eb Kapistran obr�czem od faski,
Dydak p�garcem rani� symforoza,
Skacze Regalat do czyn�w jak �mija,
Longin si� z ro�nem walecznie uwija.]
Ju� by� wyciska� talerze i szklanki,
P�k�y i kufle na �bach hartowanych,
Porwa� natychmiast ksi�g� zza firanki:
"Wojsko afekt�w zarekrutowanych".
Ni� si� zak�ada, p�dzi poza szranki
Rycerz�w d�ug� bitw� zmordowanych.
Tak niegdy� s�awny mocarz Palestyny
O�l� paszcz�k� gromi� Filistyny.
Widzi to Rajmund, ozdoba karmelu,
Widzi w tryumfie syna Dominika,
Wyje�d�a harc i wpada, w�r�d wielu
Godnego siebie szuka� przeciwnika.
Rafa� z nim obok: "Ratuj, przyjacielu!" -
Rzek�. Seraficzna w tym punkcie kronika
Pad�a na� z g�ry; leg� i r�k� kiwn��,
Dwa razy j�kn��, cztery razy ziewn��.
Zap�aka� Rafa�, a m�dry po szkodzie,
Wtenczas b��d pozna�, �e wr�kom nie wierzy�,
Dotrzyma� jednak kroku na odwodzie,
A gdy Gaudenty na niego si� mierzy�,
Zmok�ym kropid�em w po�wi�conej wodzie
Oczy mu zala�, trzonkiem w �eb uderzy�.
Nie spodziewaj�c si� takowej wanny,
Stan�� Gaudenty zmoczony i ranny.
Otrz�sn�� si� wkr�tce, a nabrawszy duchu,
W dw�jnas�b czyny heroiczne mno�y�.
Ojcze Barnabo, lepiej by�o w puchu,
Po co� szed� na wojn�, po co� si� �le z�o�y�?
I ty, Pafnucy, leg�e� w tym rozruchu,
I ty, Gerwazy, s�usznie� si� zatrwo�y�.
Nicht go nie wstrzyma w zem�cie przedsi�wzi�tej.
Na wasz� zgub� odetchn�� Gaudenty.
Tak gdy z wierzcho�ka Alp�w niebotycznych
Ma�y si� strumyk s�cz�c wydob�dzie,
Wzmaga si� coraz w spadaniach rozlicznych,
Ju� brzeg podrywa, ju� go s�ycha� wsz�dzie.
Echo szum mno�y w ska�ach okolicznych,
Staje si� rzek�, a w gwa�townym p�dzie,
Pieni si�, huczy i z�yma w ba�wany,
Tym sro�szy w biegu, im d�u�ej wstrzymany.
Wojna powszechna! Jak zabie�y� z�emu,
W k�cie z proboszczem wicesgerent radz�,
A chc�c us�u�y� dobru powszechnemu,
Doktora tam�e do siebie prowadz�.
Ka�dy z nich daje zdanie po swojemu.
Pra�at, gdy postrzeg�, �e si� darmo wadz�,
Bior�c wzg��bsz rzeczy przez sw�j wielki rozum,
Rozkaza� przynie�� vitrum gloriosum.
Co niegdy� w Troi by� pos�g Pallady,
Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko,
Tym by� ten puchar czczony przez pradziady,
Staro�ytno�ci wdzi�czne widowisko.
Wyj�to ze czci� z najpierwszej szuflady;
Przytomni zatem sk�onili si� nisko
I t� wieczystej za�og� rozkoszy
W obydwie r�ce wzi�� ksi�dz podkustoszy.
Kt� ci� nad niego m�g� lepiej piastowa�,
Zacny pucharze? Kto nosi� dostojnie?
On jeden z tob� umia� dokazowa�,
On godzien d�wiga� w pokoju i w wojnie.
Szli dalej, �eby ten skarb uszanowa�,
Dzwonnik z szafarzem ubrani przystojnie,
I Krzysztof tr�bacz, co w post i Wielkanoc
Z ko�cielnej wierzy tr�bi� na dobranoc.
Ju� si� zbli�aj� ku miejscu strasznemu,
Gdzie si� zwa�nione mnichy potykaj�.
Czyni� plac wszyscy dzbanu powa�nemu,
skutku ciekawie wszyscy wygl�daj�.
M�ny nosiciel - jednak po staremu
My�li trwo�liwe pokoju nie daj�;
Umys� wspania�y pod�ej trwodze przeczy,
Orze�wia dobro pospolitej rzeczy.
Ju� s� u forty, ta stoi otworem -
Z�y znak! W tym punkcie z daleka postrzegli,
Jako mecenas, pra�at wraz z doktorem
Na przywitanie szybkim krokiem biegli
I �eby z zwyk�ym wprowadzi� honorem,
Niekt�rych ojc�w i braci przestrzegli.
Wchodzi szcz�liwie puchar mi�dzy braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
PIE�� SZ�STA
Ju� to ostatnia pie��, mili ojcowie,
Miejcie cierpliwo��, s�uchajcie do ko�ca.
Je�li czujecie niesmak w przykrej mowie,
Znalaz� si� krytyk, znajdzie si� obro�ca.
Na c� si� gniewa�? Wszak astronomowie
Znale�li plamy nawet wpo�r�d s�o�ca.
W szyszaku, w czapce, w turbanie, w kapturze,
Wszyscy�my jednej podlegli naturze.
Postawion puchar na miejscu osobnym;
Odkry� go pra�at, aby by� widziany.
Zadziwi� oczy widokiem ozdobnym,
Szklni si� w nim kruszec srebrno-poz�acany.
Wiele pomie�ci� trunku by� sposobnym
Miara oznacza: by� to dzban nad dzbany!
Rze�ba wyborna na g�rze, a z boku
Wyryte by�y cztery cz�ci roku.
O wdzi�czna wiosno, twoje tam zaszczyty
Kunszt cudny wyda�! Tu w p�ugu zziajane
Ustaj� wo�y, oracz pracowity
Nagli, ju� niwy na p� zaorane.
�piewa pastuszek w ch�odniku ukryty,
Skacz� pasterki w wie�ce przybierane.
P�kaj� listki, krzepi� m�ode trawki,
Echo g�os niesie niewinnej zabawki.
Gospodarz z domu po wiernej czeladzi
Na ogl�danie roli swojej spieszy,
Ma�e wnucz�ta za sob� prowadzi,
Widok go zbo�a ju� zesz�ego cieszy.
Niesie posi�ek; czelad� si� gromadzi,
Porzuca brony, odbiega lemieszy.
Kmotry �piewaj�, skacz�, lud si� mno�y,
Pleban weso�y uznaje dar bo�y.
Ju� k�os doj�rza�y ku ziemi si� zgina,
Ju� wypr�nione s� gniazdeczka ptasze,
Lato swych dar�w u�ycza� zaczyna,
Parafijanie id� na kiermasze.
Pije ksi�dz Wojciech do ksi�dza Marcina,
Pij� dzwonniki Piotry i �ukasze.
Gromadzi odpust, wesel� jarmarki,
Skrz�tne po domach kr�c� si� kucharki.
Jesie� plon niesie, korzy�ci zupe�ne,
Jesie� rado�ci pomna�a przyczyny:
Sk�ada gospodarz owiec mi�tk� we�n�,
T�oczy na zim� wyborne jarzyny.
Cieszy si� patrz�c, �e stodo�y pe�ne;
�mieje si� pleban, kontent z dziesi�ciny,
Co dzie� odbiera nowiny pocieszne,
Co dzie� rachuje wytyczne i meszne.
Mr�z rol� �cisn��, �nieg osiad� na grz�dzie,
Zima pos�pna przysz�a po jesieni,
Wrzaski po karczmach s�ycha�, rado�� wsz�dzie,
Trunek my�l rze�wi i twarze rumieni.
Idzie z wikarym pleban po kol�dzie,
�aki �piewanie zaczynaj� w sieni.
Gospodarz z dzie�mi dobrodzieja wita,
Ko�czy si� kuflem pobo�na wizyta.
Wierzcho�ek dzbana przedziwnej roboty
Grono pra�at�w w kapitule stawi�,
Ogromne barki kszta�ci� �a�cuch z�oty,
Dalej wspania�� uczt� proboszcz sprawi�.
Znu�onej trzodzie z przyk�adnej ochoty
Pulchnokarczysty pasterz b�ogos�awi�.
�mier� by�a na dnie, za ni� w �cis�ej parze
Obfite stypy i anniwersarze.
Pas� si� oczy wspania�ym widokiem,
Ju� zapomnieli o bitwie i radzie.
Wtem ojciec Kasper leci szybkim krokiem,
Oko podbite �wiadczy, �e by� w zwadzie.
Doktor zwyczajnym tonem i wyrokiem
I�� z kuflem w bitw� za pierwszy punkt k�adzie.
"Z pe�nym - rzek� pra�at, i tak rzecz wywodzi -
Puchar ich wstrzyma, lecz wino pogodzi".
W nag�ej potrzebie i sk�py uczynny:
Niesie brat Ces�aw, rumiany i t�usty,
Ogromne dzbany, ju� czu� zapach winny
Wina, kt�rego w post i mi�sopusty
Za�ywa� doktor, doktor winop�ynny,
Braciom po kropli u�ycza� w odpusty.
Garniec wla� w puchar Ces�aw, wla� i st�kn��;
Roz�mia� si� w duchu pra�at, doktor j�kn��.
Id�cie� szcz�liwie, gdzie was s�awa niesie,
Pokoju, zgody i mi�o�ci dzieci!
Id�cie! w ciemno�ci niech blask uka�e si�
Chwa�a przed wami przodkuje i leci.
Tobie przekl�stwo, Arystotelesie!
Czy� ci� ta bitwa uczonym zaleci?
C� ma za korzy��, kto tw�j towar kupi?
Pr�no�� nauka! Najszcz�liwsi g�upi!
Wchodz� ju� w same progi refektarza.
Sk�d Mars zajad�y Minerw� wyp�dzi�;
Rajmund w tym czasie trzonkiem od lichtarza
Jeszcze si� broni�. Doktor pr�no zrz�dzi�:
"Przesta�cie bitw�!" - krzyczy i powtarza.
Wrzask wszystkich zg�uszy�, strach twarze wyw�dzi�.
Jeszcze si� reszta krzepi bez or�a,
Gaudenty gromi, Gaudenty zwyci�a.
Stan��, upu�ci� or�, sk�oni� nisko,
Skoro szacowny skarb w progu obaczy�.
Stan�li wszyscy na te widowisko,
A gdy si� puchar coraz zbli�a� raczy�,
Krzykn�li: "Zgoda?" - I wojny siedlisko
W punkcie dzban miejscem pokoju oznaczy�.
Czarni i bieli, kafowi i szarzy,
Wszystko si� ��czy, wszystko si� kojarzy.
Za czyje zdrowie pili w takiej porze?
Nie wiem, lecz gdybym znajdowa� si� z nimi,
Pi�bym za twoje, szacowny przeorze,
Za twoje, kt�ry czyny chwalebnymi
Jeste� i mistrzem, i ojcem w klasztorze
I dajesz pozna� przyk�ady twoimi,
Jak umys� prawy zdro�no�ci unika.
Cnota, nie odzie�, czyni zakonnika.
Czytaj i pozw�l, niech czytaj� twoi,
Niech si� z nich ka�dy niewinnie roz�mieje.
�aden nagany sobie nie przyswoi,
Nicht si� nie zgorszy, mam pewn� nadziej�.
Prawdziwa cnota krytyk si� nie boi,
Niechaj wyst�pek j�czy i boleje.
Winien odwo�a�, kto zmy�la zuchwale:
Przeczytaj - os�d�. Nie pochwalisz spal�.
KONIEC