5533
Szczegóły |
Tytuł |
5533 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5533 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5533 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5533 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT SILVERBERG
trip na jawie
JESTEM DLA NIEJ jak ug�r do rekultywacji. Mieszka na tym samym pi�trze hotelu,
kilkana�cie drzwi dalej. Poetessa, rentierka. Nie, nie, te okre�lenia nadaj� si�
dla kogo� znacznie starszego, dla jakiej� ekscentryczki w �rednim wieku. W
rzeczywisto�ci ma najwy�ej trzydziestk�. Wy�sza ode mnie, z d�ugimi, mocno
kr�conymi w�osami i ostrym, nieco garbatym nosem. Oczy p�on�ce niezwyk�ym
blaskiem. Wystudiowana niedba�o�� ubioru, pieczo�owicie dobrane znoszone ciuchy.
Nie moja to rzecz ocenia� seksualn� atrakcyjno�� Ziemian, ale na podstawie uwag
wyg�aszanych przez tutejszych m�czyzn mog� wnioskowa�, �e nie jest postrzegana
jako specjalnie urodziwa. Mijam j� cz�sto w drodze do mego pokoju. Atakuje mnie
natarczywym u�miechem. Bez w�tpienia my�li sobie: "Biedny, samotny m�czyzno.
Pozw�l, niech ci pomog� d�wiga� jarzmo twego nieszcz�snego �ywota. Pozw�l, �e
poka�� ci, co znaczy kocha�, bo dobrze znam smak samotno�ci".
Albo co� w tym gu�cie. Co prawda, nigdy nie powiedzia�a niczego podobnego. Ale
jej intencje s� ca�kowicie jasne. Kiedy mnie widzi, w jej oczach dostrzegam co�
na kszta�t pragnienia, b�d�cego sublimacj� matczynej czu�o�ci, a tak�e (jak mi
si� zdaje) seksualnego po��dania, za� na jej twarzy pojawia si� niepokoj�cy,
szalony grymas. Czuj�, �e buzuj� w niej emocje. Nazywa si� Elizabeth Cooke.
- Czy lubi pan poezj�, panie Knecht? - spyta�a mnie dzi� rano, kiedy jechali�my
razem w g�r� staromodn�, skrzypi�c� wind�.
A po godzinie zapuka�a do drzwi mojego pokoju.
- Dla pana, do poczytania - powiedzia�a. - Sama je napisa�am.
Wr�czy�a mi plik ��tych arkuszy, spi�tych razem u g�ry. Powielaczowa kopia
zbiorku wierszy wydrukowanych niebiesk�, rozlewaj�c� si� czcionk�. TRIP NA JAWIE
widnia�o w nag��wku. Wydanie limitowane. 125 egzemplarzy.
- Mo�e je pan zatrzyma�, je�li pan chce - wyja�ni�a. - Mam ich ca�e mn�stwo.
Ubrana by�a w jasne sztruksowe spodnie, a g�r� spowija� cieniutki szal, przez
kt�ry wyra�nie prze�witywa�y jej piersi. Malusie�kie piersi, sprawiaj�ce
wra�enie ma�o funkcjonalnych. Kiedy zauwa�y�a, �e si� im przygl�dam, jej nozdrza
rozszerzy�y si� gwa�townie, po czym szybko trzykrotnie zamruga�a. Czy�by to
jakie� oznaki erotycznego pobudzenia?
Przeczyta�em te wiersze. Czy w og�le mam prawo wydawa� jakiekolwiek s�dy na ich
temat? Aczkolwiek mieszkam na tej planecie ju� jedena�cie miejscowych lat,
chocia� moja znajomo�� kolokwialnego j�zyka jest ca�kiem przyzwoita, to czy
jestem w stanie rzeczywi�cie zrozumie� wewn�trzne �ycie poezji? Moim zdaniem
wszystkie te wierszyd�a by�y do�� marne. Solenne, ci�kie poematy staraj�ce si�
uchwyci� tak zwane kawa�ki prawdziwego �ycia. Opisywa�y otaczaj�cy autork�
�wiat, okrutne, brutalne, nieczu�e miasto. Op�akiwa�y niezdolno�� ludzi do
otwarcia si� na siebie. Utw�r tytu�owy otwiera� nast�puj�cy passus:
Ujrza�am go podczas tripu na jawie. Wielki czarny m�czyzna,
oczy nabieg�e krwi�, popsute z�by. Eisenhower�wka
mocno wytarta. Wo� taniego wina. I pewnie n�
w kieszeni. Spogl�da� na mnie wrogo. Notowany
za gwa�t, zn�canie si� nad dzie�mi, narkotyki.
W jego g�owie s�owa: ciemi�ycielka niewolnik�w, bia�a suka, a w mojej
g�owie s�owa: czarnosk�ry bracie, chod�, z�apmy faz�
razem i wsp�lnie tripujmy na�pani mi�o�ci�...
I tak dalej. Rozbuchane, gwa�towne emocje. Ale czy pragnienie kochania
wszystkiego, co zranione i skrzywdzone, to wystarczaj�cy budulec dla poezji? Nie
mam poj�cia. Zeskanowa�em jej wiersze i przes�a�em do Ojczystego �wiata, chocia�
w�tpi�, �eby tam dowiedzieli si� z nich wiele o Ziemi. Elizabeth by�aby, jak
s�dz�, wniebowzi�ta, gdyby us�ysza�a, �e cho� tutaj zna j� ledwie garstka
czytelnik�w, w�a�nie zdoby�a sobie nowych, oddalonych o dziewi��dziesi�t lat
�wietlnych st�d. Ale oczywi�cie, nie mog� jej tego powiedzie�.
Po kr�tkiej chwili zjawi�a si� ponownie.
- Podoba�y si� panu? - zapyta�a.
- Bardzo. Widz�, �e ma pani wiele wsp�czucia dla cierpi�cych.
Z pewno�ci� spodziewa�a si�, �e zaprosz� j� do siebie. Stara�em si� tym razem
nie patrze� na jej piersi.
HOTEL STOI PRZY 23 Zachodniej Ulicy. Musi mie� ponad sto lat, fasada wygl�da na
barokow�, za� wn�trza maj� wytworny urok wielkiego �wiata skazanego na powolny
upadek. Budynek szczyci si� tradycj� ulubionego schronienia bohemy. Wi�kszo��
go�ci to stali rezydenci, sw�r�d kt�rych przewa�ali arty�ci, powie�ciopisarze,
dramaturdzy i im podobni. Mieszkam tu od dziewi�ciu lat. Znam po imieniu wielu
mieszka�c�w, a oni mnie. Ale, naturalnie, jak dot�d unika�em prawdziwej
blisko�ci z kimkolwiek i wszyscy respektowali m�j wyb�r. Nie zapraszam nikogo do
mojego pokoju. Czasami pozwalam sobie na wizyty u innych, jako �e jednym z moich
zada� na tym �wiecie jest zgromadzenie informacji o tym, w jaki spos�b Ziemianie
�yj� i my�l�. Elizabeth jest pierwsz� osob�, kt�ra podj�a pr�b� przekroczenia
niewidzialnej bariery prywatno�ci, jak� si� otoczy�em. Nie wiem, jak rozwi���
ten problem. Wprowadzi�a si� tutaj trzy lata temu, ale wyra�ne wzgl�dy zacz�a
mi okazywa� od jakich� dziesi�ciu miesi�cy, za� przez ostatnie pi�� czy sze��
tygodni sta�a si� prawdziwym utrapieniem. Jaka� konfrontacja wydaje si�
nieunikniona. Albo powiem jej, �eby da�a mi spok�j, albo znajd� si� w sytuacji
zupe�nie nie do przyj�cia. Mo�e jednak zanim do tego dojdzie, znajdzie sobie
kogo�, kogo b�dzie jej jeszcze bardziej �al ni� mnie.
M�j plan dnia rzadko kiedy si� zmienia. Wstaj� o si�dmej. Pierwsze Karmienie.
Potem czyszcz� moj� sk�r� (t� zewn�trzn�, ziemsk�, rzecz jasna) i ubieram si�.
Od �smej do dziesi�tej przesy�am dane do Ojczystego �wiata. Potem wychodz� na
porann� przechadzk� w terenie: rozmawiam z lud�mi, kupuj� gazety, cz�sto szukam
materia��w w bibliotece. O pierwszej wracam do pokoju. Drugie Karmienie. Od
drugiej do pi�tej przesy�anie danych. Potem znowu wychodz�: do teatru, do kina,
na wiec polityczny. Musz� zg��bi� smak �ycia na tej planecie. Cz�sto zachodz� do
bar�w - jestem odpowiednio wyposa�ony, aby przyjmowa� alkohol, aczkolwiek
oczywi�cie nie mog� pozwoli�, by pozostawa� w moim ciele zbyt d�ugo - i tam
popijam drinki, s�ucham innych ludzi, a czasem nawet wdaj� si� w spory. O
p�nocy jestem z powrotem u siebie. Trzecie Karmienie. Przesy�anie danych od
pierwszej w nocy do czwartej rano. Potem trzy godzinki snu i o si�dmej ca�y cykl
rozpoczyna si� od nowa. To bardzo przyjemny harmonogram. Nie wiem, jak wielu
agent�w Ojczysty �wiat ma na Ziemi, ale lubi� my�le� sobie, �e jestem jednym z
najbardziej pracowitych i po�ytecznych. Rzadko kiedy t�skni�. Odpowiedzialnie
pe�ni� swoj� s�u�b�, a jak m�wi�, ci�ka praca sama w sobie stanowi nagrod�. Nie
przecz�, nienawidz� fizycznego dyskomfortu, jaki wi��e si� z t� prac�, i nieraz
ogarnia mnie rozpacz z powodu oddalenia od wsp�planetnik�w. Zdarza mi si� nawet
zastanawia� nad z�o�eniem wniosku o przeniesienie do Ojczystego �wiata. Ale co
ja bym tam robi�? Jak� prac� bym wykonywa�? Sam wyznaczy�em swemu �yciu jeden
cel: mieszka� pomi�dzy Ziemianami i donosi� swoim o ich �yciu. Je�li porzuc� t�
drog�, b�d� nikim.
OCZYWI�CIE, ta praca wi��e si� z fizycznym b�lem. Niema�ym.
Przyci�ganie grawitacyjne Ziemi jest niemal dwukrotnie wi�ksze ni� na Ojczystym
�wiecie, tote� przez ca�y czas czuj� si� jak odlany z o�owiu. Wewn�trzne organy
nieustannie ci��� mi, napieraj�c na doln� kraw�d� mojego pancerza. Moje mi�nie
nieprzerwanie omdlewaj� z wyczerpania. Ka�dy ruch wymaga ogromnego wysi�ku.
Serce wali jak oszala�e protestuj�c przeciwko takiemu nadu�ywaniu jego
mo�liwo�ci. Mo�na si� jednak domy�le�, �e przez jedena�cie lat zd��y�em si�
jako� przystosowa� do panuj�cych tutaj warunk�w. Rozros�em si�, zm�nia�em,
nabra�em twardo�ci. Podejrzewam, �e gdyby teraz przeniesiono mnie do Ojczystego
�wiata, m�g�bym czu� si� oszo�omiony wszechobecn� lekko�ci�. Podskakiwa�bym
swobodnie w g�r�, szybowa�bym w powietrzu i spada� niezgrabnie w d�. M�g�bym
nawet t�skni� za przyt�aczaj�cym ziemskim przyci�ganiem. Chocia� w�tpi�. �ycie
tutaj to nieprzerwana udr�ka, przez ca�y czas m�j ci�ar nieub�aganie ci�gnie
mnie w d�. Nie chcia�bym, �eby to wygl�da�o na u�alanie si� nad sob�, wszak z
g�ry wiedzia�em, jak tutaj b�dzie. Podczas przygotowa� umieszczano mnie w
symulowanym ziemskim polu grawitacyjnym na ka�de moje �yczenie. Dano mi szans�,
by si� wycofa�, a mimo to zdecydowa�em si� na t� misj�. Nie zdawa�em sobie
sprawy, �e tydzie� przy dwukrotnie zwi�kszonym przyci�ganiu to nie to samo co
ca�e �ycie. Poza tym tam zawsze mog�em wyj�� z komory symulacyjnej. Tutaj nie ma
na to szans. Ka�da moleku�a mojego cia�a odczuwa odwieczn� si�� pr�c� j� ku
do�owi. Okrutne parcie. Moje cia�o zawsze jest pe�ne b�lu.
A do tego konieczno�� noszenia zewn�trznej cielesnej pow�oki. Tego chytrego
kamufla�u. Jestem na zawsze wt�oczony pomi�dzy pot�ne zwa�y syntetycznego
cielska, w kt�rych dusz� si�, przyt�amszony ich ci�arem. Ws�uchuj� si� w
mi�kkie, wilgotne mlaskanie, jakie rozlega si� przy zetkni�ciu mojego przebrania
z ukrytym w nim prawdziwym cia�em. I jeszcze ca�a ta skomplikowana konstrukcja,
dzi�ki kt�rej moje przebranie jest w stanie zachowa� postaw� pionow�, ja za�
mog� nim porusza�: prawdziwy g�szcz pr�t�w, wspornik�w, si�ownik�w i kabli,
po�rodku kt�rego musz� uwija� si�, stoj�c na ma�ej platformie wbudowanej w
jelito. Wci�� w niewygodnej pozycji, nieustannie wij�c si� i robi�c uniki, to
nadziewaj�c si� na jak�� wystaj�c� cz��, to zn�w usi�uj�c zgi�� moje zupe�nie
nieelastyczne cia�o. Patrz�c na �wiat przez peryskop przekazuj�cy mi obraz z
mechanicznych oczu. Wci�ni�ty na sta�e w g�r� mi�cha. Trzeba jednak przyzna�, �e
m�j kostium to znakomita robota, musz� w nim wygl�da� bardzo przekonuj�co, skoro
nikt jeszcze ani razu nie zw�tpi� w moje cz�owiecze�stwo. Z roku na rok moje
zewn�trzne cia�o starzeje si� jak nale�y, w�osy ma skroniach siwiej�, talia
zwi�ksza sw�j obw�d. Sztuczny organizm pobiera pokarm i napoje, kiedy powinien.
(Magazynuje je w wymienialnym worku na wysoko�ci mojego lewego g�rnego odn�a).
A ja schowany wewn�trz. Ukryty gracz, niewidzialny je�dziec. Gdybym mia� wi�cej
�mia�o�ci, od czasu do czasu zdejmowa�bym ten str�j, aby pochodzi� sobie po
pokoju we w�asnej postaci. Ale to surowo zabronione. Ju� od jedenastu lat nie
wychodz� poza swoj� protoplazmatyczn� obudow�. Czasami mam wra�enie, �e jej
�cianki na dobre przylepi�y si� do mnie, �e m�j kostium przesta� by� wy��cznie
przebraniem, lecz sta� si� cz�ci� mnie.
Aby m�c si� �ywi�, musz� rozpina� przebranie, co zabiera wiele czasu. Trzy razy
dziennie rozpinam od wewn�trz guziki, aby nape�ni� m�j prawdziwy �o��dek
od�ywczymi koncentratami. Moim zdaniem to b��d konstrukcyjny. Mogli przecie� tak
wszystko zaprojektowa�, �ebym m�g� wk�ada� pokarm do ust Ziemianina i �eby
sp�ywa� prze�ykiem wprost do mojego uk�adu trawiennego. Przypuszczam, �e w
nowszych modelach zastosowano ju� takie rozwi�zanie. Wydalanie jest dla mnie
r�wnie uci��liwe. Trzeba si� rozpi��, usun�� sze�ciany z nieczysto�ciami i
ponownie zapi�� sk�r�. Potem nale�y wszystko spu�ci� do muszli klozetowej. To
naprawd� nic przyjemnego.
I do tego ta samotno��! Patrze� na gwiazdy i wiedzie�, �e Ojczysty �wiat jest
gdzie� po�r�d nich! My�le� o wszystkich moich wsp�planetnikach, jak ��cz� si� w
pary, skanduj�, separuj� i abstrahuj�, podczas gdy ja p�dz� swoje dni w tym
podupad�ym hotelu na obcej planecie, przyt�amszony grawitacj�, upchni�ty w
ciasnym, fa�szywym ciele. Ci�gle sam, nieustannie zmuszony udawa�, �e nie jestem
tym, kim jestem, za� jestem tym, kim nie jestem, szpieguj�c, wypytuj�c,
zapisuj�c, przesy�aj�c, usi�uj�c radzi� sobie z dokuczliw� samotno�ci�, pr�buj�c
znale�� ukojenie w filozoficznych rozwa�aniach...
W ca�ej tej sytuacji mam tylko jedn� pociech�, opr�cz faktu, i� s�u�� Ojczystemu
�wiatu. Atmosfera w Nowym Jorku staje si� z ka�dym rokiem coraz g�stsza. Ulice
pe�ne s� prymitywnych pojazd�w, kt�re wydzielaj� nieprzetrawione w�glowodory.
Dla Ziemian to zanieczyszczenia, o kt�rych wci�� be�koc� z niepokojem. Dla mnie
to prawdziwa rozkosz. To jedyna rzecz, kt�ra wyra�nie przypomina mi tu Ojczysty
�wiat: s�odka zupa organicznych zwi�zk�w unosz�ca si� w powietrzu. Uderza mi do
g�owy. Chodz� po ulicy oddychaj�c g��boko, fa�szywymi nozdrzami wci�gaj�c pyszne
moleku�y do moich prawdziwych p�uc! Ciekawe, czy mog� mnie zaaresztowa� za zbyt
entuzjastyczne oddychanie w miejscu publicznym? A mo�e wezm� mnie na badania
psychiatryczne?
ELIZABETH COOKE wci�� obrzuca mnie t�sknymi spojrzeniami. U�miecha si� do mnie w
holu. Jej oczy p�on� nadziej�.
Mo�e wyszliby�my zje�� co� razem kt�rego� wieczoru, panie Knecht? Wiem, �e
mieliby�my o czym rozmawia�. A mo�e chcia�by pan przejrze� moje najnowsze
wiersze z ostatnich dni?
Wyra�nie dr�y. Jej powieki trzepocz� w napi�ciu. G�owa sztywnieje na smuk�ej
szyi. Wiem, �e od czasu do czasu jej pok�j odwiedzaj� r�ni m�czy�ni, wi�c
wszystkie te umizgi nie wynikaj� jedynie z osamotnienia i frustracji. W�tpi�
tak�e, by moja powierzchowno�� seksualnie j� poci�ga�a. Nie myl� si�, gdy m�wi�,
�e kobiety nie uwa�aj� mnie za szczeg�lnie przystojnego. Nie, ona kocha mnie,
poniewa� wzbudza�em w niej �al. "Ten smutny, nie�mia�y, stary kawaler z ko�ca
korytarza, biedny, nieszcz�liwy pan Knecht, mo�e uda mi si� rozja�ni�
promyczkiem �wiat�a jego po�a�owania godn� egzystencj�?" I tak dalej. My�l�, �e
tak to w�a�nie wygl�da. Czy uda mi si� dalej jej unika�? By� mo�e powinienem
przeprowadzi� si� do innej cz�ci miasta. Ale mieszkam tu ju� od tak dawna.
Przyzwyczai�em si� do tego hotelu. Panuj�ca tu swoboda w znacznym stopniu
rekompensuje wszelkie trudy s�u�by na moim wysuni�tym stanowisku. Szkoda mi
pokoju, w kt�rym zd��y�em si� zadomowi�. Ogromne wieloszybowe okna, pop�kane,
zielone kafelki w �azience, wybrzuszone �lady po nier�wno zatynkowanych dziurach
nad moim ��kiem. Wysoki sufit z prze�miesznym �yrandolem. To wszystko zd��y�em
ju� pokocha�. Ale przecie� nie mog� jej pozwoli� na romans ze mn�. Nasze zadanie
polega na obserwacji Ziemian, a nie na nawi�zywaniu z nimi intymnych kontakt�w.
Z bliska nietrudno odkry� nasz kamufla�. Musz� jako� utrzyma� j� na dystans.
Albo zmyka� st�d czym pr�dzej.
TO NIEWIARYGODNE. W tym hotelu mieszka jeszcze jeden nasz agent!
Dowiedzia�em si� o tym dzisiaj przypadkiem wracaj�c z mojej porannej wyprawy. W
foyer na parterze natkn��em si� na Elizabeth, kt�ra zdawa�a si� mnie oczekiwa�,
gaw�dz�c nieobowi�zuj�co z kierownikiem hotelu. Wsiad�a ze mn� do windy.
Spojrza�a mi g��boko w oczy.
- Czasami mam wra�enie, �e pan si� mnie boi - zacz�a. - Zupe�nie niepotrzebnie.
Najwi�ksz� tragedi� ludzkiego �ycia jest to, �e odgradzamy si� od �wiata murem
strachu i nigdy nie pozwalamy nikomu wej�� poza ten mur. Nawet tym, kt�rym na
nas zale�y i kt�rzy okazaliby nam wiele ciep�a. Nie ma pan najmniejszego powodu,
by si� mnie obawia�.
Owszem, mam, ale czy mia�bym jej to wyja�nia�? Aby unikn�� uwik�ania si� w d�ug�
konwersacj�, wysiadam o jedno pi�tro ni�ej. Niech pomy�li, �e id� w odwiedziny
do przyjaciela. Albo do kochanki. Powoli id� w kierunku schod�w, staraj�c si�,
by zaj�o to jak najwi�cej czasu, licz�c �e zanim wejd� na w�a�ciwe pi�tro, ona
b�dzie ju� w swoim pokoju. Obok mnie z ha�asem przebiega pokoj�wka tocz�c za
sob� sw�j sprz�t. Wk�ada klucz do dziurki w drzwiach po lewej i pope�nia
straszliwe faux pas, co rzadko si� zdarza nader profesjonalnemu personelowi
tutejszego hotelu, gdy� zapomina zapuka� przed wej�ciem do pokoju, gdzie pragnie
zrobi� porz�dki. Drzwi otwieraj� si�, ukazuj�c znajduj�cego si� wewn�trz
lokatora. Jest to masywnie zbudowany, muskularny m�czyzna, obna�ony do pasa.
- Och, bardzo przepraszam. - Przera�ona pokoj�wka g�o�no wci�ga powietrze i
wycofuje si�, zamykaj�c za sob� drzwi.
Ale ja wszystko widzia�em. Moje oczy s� bardzo bystre. Sk�ra ow�osionej klatki
piersiowej rozchodzi�a si� w du�ym rozci�ciu o szeroko�ci oko�o siedmiu
centymetr�w i d�ugo�ci oko�o trzydziestu, ci�gn�cym si� od miejsca pomi�dzy
sutkami a� do p�pka. W szerokim rozst�pie wida� by�o czarn�, po�yskliw�
powierzchni� pancerza, jaki maj� wszyscy mieszka�cy Ojczystego �wiata. To by�
m�j rodak otwieraj�cy swoje przebranie na Drugie Karmienie. Oszo�omiony,
potykaj�c si� docieram do schod�w i ci�kim krokiem wlok� si� na moje pi�tro.
Ani �ladu Elizabeth. W�lizguj� si� do pokoju skrajnie wyczerpany. A wi�c jest tu
jeszcze jeden z naszych? W ko�cu, dlaczego nie? Nie jestem przecie� jedyny. W
samym Nowym Jorku mo�e by� nas kilkuset. Ale �eby w tym samym hotelu?
Przypominam sobie, �e widywa�em go od czasu do czasu. Cichy, ponury m�czyzna,
sprawiaj�cy wra�enie osoby �yj�cej w wiecznym napi�ciu, sp�oszonej,
nietowarzyskiej. Bez w�tpienia ja tak�e jestem podobnie postrzegany przez
innych. Musimy trzyma� �wiat na dystans. Nie wiem, jak si� nazywa ani jaki jest
jego przybrany zaw�d.
Kontaktowanie si� ze wsp�planetnikami jest surowo wzbronione, z wyj�tkiem
sytuacji alarmowych. Izolacja to niezb�dny warunek naszej pracy. Nie powinienem
mu si� przedstawia�, nie powinienem stara� si� wchodzi� z nim w za�y�e kontakty.
Teraz, wiedz�c, �e on tu jest, czuj� si� jeszcze gorzej ni� wtedy, gdy my�la�em,
�e jestem ca�kiem sam. Ale mieliby�my rzeczy do wspominania! Ilu� mogliby�my
mie� wsp�lnych znajomych! Mogliby�my wesprze� si� nawzajem w naszych znojnych
bojach z grawitacj�, dyskomfortem naszych przebra� i nielito�ciwym klimatem. To
jednak niemo�liwe. Musz� udawa�, �e o niczym nie wiem. Takie s� zasady. Surowe,
niez�omne zasady. Ja mam wykonywa� swoj� robot�, on swoj�. Je�li si�
kiedykolwiek zetkniemy, nie wolno mi w �aden spos�b okaza�, �e wiem, kim jest.
Niech wi�c tak b�dzie. Pozostan� wierny przysi�dze. Ale nie b�dzie to �atwe.
JEGO PRZYBRANE NAZWISKO brzmi Swanson. Mieszka w tym hotelu od osiemnastu
miesi�cy. Kierownik wie tylko tyle, �e jest jakim� muzykiem.
- Bardzo dziwny cz�owiek. Z nikim si� nie zadaje, z nikim nie zamienia nawet
s��wka, nigdy si� nie u�miecha. Chroni swoj� prywatno��. Jak kt�rego� dnia
pokoj�wka wlaz�a mu do pokoju bez pukania, to my�la�em �e b�dzie nas ci�ga� po
s�dach. C�, mamy tu wszelkiego rodzaju dziwak�w.
Kierownik s�dzi, �e Swanson mo�e by� cz�onkiem jednej ze starych europejskich
rodzin kr�lewskich �yj�cym na wygnaniu lub inn� r�wnie romantyczn� postaci�.
Zdziwi�by si� bardzo, gdyby zna� prawd�.
JA R�WNIE� CHRONI� sw� prywatno��. Niedawno Elizabeth zn�w przypu�ci�a na ni�
szturm.
By�o to w korytarzu obok mojego pokoju.
- Oto moje nowe wiersze - powiedzia�a. - Je�li jest pan zainteresowany.
A w chwil� potem:
- Mog� wej��? Sama je panu przeczytam. Uwielbiam czyta� na g�os. - I doda�a: -
Prosz�, niech pan nie b�dzie zawsze taki przera�ony, kiedy mnie pan spotyka. Ja
nie gryz�. S�owo daj�. Jestem do�� �agodna.
- Przepraszam.
- Ja te�. - Teraz w jej b�yszcz�cych oczach i zaci�ni�tych w�skich wargach wida�
z�o��. - Je�li chce pan by� sam, to prosz� powiedzie�. Natychmiast zostawi� pana
w spokoju. Ale chc� �eby, pan wiedzia�, jaki pan jest okrutny. Niczego od pana
nie ��dam. Po prostu oferuj� panu przyja��. A pan odmawia. Czy�bym rozsiewa�a
przykry zapach? Czy naprawd� jestem taka brzydka? A mo�e nie znosi pan moich
wierszy i boi si� pan mi to powiedzie�?
- Elizabeth...
- �yjemy na tym �wiecie ledwie chwilk�. Dlaczego nie mogliby�my przez ten czas
by� bardziej dla siebie mili? Dlaczego nie mo�emy kocha� si�, dzieli� si�
wszystkim, otwiera� si� na siebie? Czas na trip na jawie. Na porozumienie dusz.
- Nagle zmieni�a ton, sprytnie nadaj�c g�osowi inn� barw�. - Jak wiem, kobiety
ci� nie kr�c�. Ale dla mnie to jeszcze nie pow�d, �eby kogo� przekre�la�. Ka�dy
z nas ma sw�j spos�b na �ycie. Przecie� nie musi nas ��czy� seks. Mo�emy po
prostu ze sob� rozmawia�. Otwiera� kana�y porozumienia. Prawda? Powiedz nie, a
wi�cej nie b�d� zawraca� ci g�owy, ale prosz� ci�, nie m�w nie. To by�oby jak
zamkni�cie drzwi przed �yciem, Dawidzie. A zamkn�wszy je, zaczyna si� po trochu
umiera�.
Uparciucha. Powinienem pos�a� j� do diab�a, ale jedyn� alternatyw� jest
samotno��. I do tego ta jej szczero�� i otwarto��. Jej ciep�o, jej ch�� wyrwania
mnie z mojej lunatycznej samotno�ci. Czy to jest w stanie jakkolwiek mi
zaszkodzi�? Wiedza o tym, �e tu� obok mnie �yje Swanson, tak bliski, lecz
oddzielony ode mnie moc� �elaznych rozkaz�w, przyczyni�a si� do
zintensyfikowania mojego poczucia osamotnienia. M�g�bym zaryzykowa� i pozwoli�
Elizabeth na bli�sz� ze mn� za�y�o��. To j� uszcz�liwi. Mnie tak�e to
uszcz�liwi. M�g�bym nawet pozyska� w ten spos�b wi�cej cennych informacji dla
moich wsp�planetnik�w z Ojczystego �wiata. Oczywi�cie, pewne bariery musz�
zosta� utrzymane.
- Nie chcia�em by� niemi�y. My�l�, �e mnie �le zrozumia�a�, Elizabeth. Wcale ci�
nie odrzucam. Wejd�. Wejd�, prosz�.
Zaskoczona wchodzi do mojego pokoju. Jest tu pierwszym go�ciem. Spogl�da na moj�
ubog� biblioteczk�, na skromne umeblowanie, na ultrafalowy nadajnik tak sprytnie
zakamuflowany, �e ka�dy widzi w nim jedynie oryginaln� rze�b�. Siada. Sp�dnica
unosi si� jej wysoko ponad kolana. Ma �adne nogi, je�li dobrze rozumiem
miejscowe kryteria jako�ci. Jestem zdecydowany, by nie dopu�ci� do �adnych
seksualnych gierek. Je�li ona zacznie co� w tym kierunku, uciekn� si� do - bo ja
wiem - ataku histerii.
- Przeczytaj mi swoje nowe wiersze - m�wi�.
Otwiera teczk�. Czyta.
W�r�d hipisowskiej nocy zw�tpienia i
Pustki, kiedy b�g z�ego tripu wyci�gn�� ku mnie
Zimne d�onie. Spojrza�am w g�r� i wykrzykn�am "tak!" ku
Gwiazdom. "Tak" i jeszcze raz "tak". Bo "tak" mnie rajcuje.
Szatana rajcuje "nie". A potem czeka�am aby� ty te�
Powiedzia� "tak", i wreszcie to si� sta�o. A wtedy �wiat powiedzia�,
Gwiazdy powiedzia�y, drzewa powiedzia�y, trawa powiedzia�a
Niebo powiedzia�o, ulice powiedzia�y: "tak", "tak", "tak".
Rozpala j� ekstatyczna rado��. Na twarzy ma rumie�ce, jej oczy b�yszcz� eufori�.
Uda�o jej si� dotrze� do mnie. Po dw�ch godzinach, kiedy sta�o si� oczywiste, �e
nie mam zamiaru p�j�� z ni� do ��ka, wychodzi. To jednak nie ostudzi�o w niej
zapa�u do zalot�w.
- Tak si� ciesz�, �e myli�am si� co do ciebie, Dawidzie - szepcze. - Nie mog�am
uwierzy�, �e naprawd� jeste� abnegatem, dla kt�rego �ycie nic nie znaczy. I
mia�am racj� - nie jeste�.
Ca�a w ekstazie.
WYPUSZCZAM SI� na bardzo g��bokie wody.
Sp�dzamy ze sob� razem godzin� lub dwie ka�dego wieczora. Czasami w moim pokoju,
czasami u niej. Zazwyczaj to ona przychodzi do mnie, ale od czasu do czasu, aby
nie wyj�� na gbura, to ja sk�adam jej wizyt� po Trzecim Karmieniu. Zd��y�em ju�
zapozna� si� z ca�ym jej poetyckim dorobkiem. Tote� zamiast omawia� jej wiersze,
rozmawiamy og�lnie o sztuce, polityce, problemach rasowych. Ma �ywy,
prze�adowany nadmiarem pomys��w i do�� chaotyczny umys�. Chocia� wci�� stara si�
mnie sondowa�, by uzyska� wi�cej informacji, lecz zdaje sobie spraw�, jak bardzo
jestem na to czu�y i natychmiast wycofuje si� za ka�dym razem, kiedy odpieram
jej natarczywe nagabywania. Pyta mnie o prac�: odpowiadam do�� niejasno, �e
prowadz� badania, by potem napisa� o nich ksi��k�, a kiedy unikam wg��biania si�
w temat, ona porzuca go, cho� kilka wieczor�w p�niej ponownie do niego wraca,
by delikatnie ponowi� pr�by. Pije mn�stwo wina i cz�stuje nim mnie. Jedna
szklaneczka starcza mi na ca�� wizyt�. Niejednokrotnie proponuje, aby�my razem
wybrali si� do restauracji. Wyja�niam jej, �e mam problemy z trawieniem i wol�
jada� sam. Ona przyjmuje to za dobr� monet�, ale jednocze�nie podejmuje decyzj�,
by pom�c mi przezwyci�y� te problemy, poniewa� po nied�ugim czasie znowu
zach�ca mnie, by�my zjedli co� razem. M�wi, �e w tym samym hotelu jest wspania�a
restauracja z hiszpa�sk� kuchni�. Rzuca k�opotliwe pytania. Gdzie si� urodzi�em?
Czy studiowa�em? Czy mam jak�� rodzin�? Czy kiedykolwiek by�em �onaty? Czy uda�o
mi si� cokolwiek opublikowa�? Improwizuj� uniki. Nie mam z tym specjalnych
k�opot�w, tyle �e nigdy wcze�niej nikomu na Ziemi nie pozwoli�em na tak d�ugie
utrzymywanie ze mn� kontakt�w, nikomu nie da�em tak d�ugotrwa�ej okazji do
znalezienia sprzeczno�ci w mojej sztucznie stworzonej to�samo�ci. Co b�dzie,
je�li ona mnie przejrzy?
I do tego jeszcze ten seks. Jej awanse s� coraz mniej subtelne. Najwyra�niej
jest przekonana, �e powinni�my utrzymywa� stosunki cielesne z tej prostej
przyczyny, �e zostali�my dobrymi przyjaci�mi. Nie ma to nic wsp�lnego z
nami�tno�ci�, traktuje to raczej jako jeszcze jeden ze sposob�w komunikacji:
rozmawiamy, czasami chodzimy razem na spacery, wi�c powinni�my r�wnie� robi� i
to. Ale to oczywi�cie niemo�liwe. Posiadam zewn�trzne organy, lecz nie jestem w
stanie ich u�ywa�. Poza tym tak czy siak nie chcia�bym, aby dotyka�a mojej
fa�szywej sk�ry. Jak tu si� z tego wykr�ci�? Je�li o�wiadcz�, �e jestem
impotentem, za��da, bym da� jej szans� mnie wyleczy�. Je�li b�d� udawa�
homoseksualist�, rozpocznie co� w rodzaju praktycznej heteroterapii. Je�li po
prostu powiem jej, �e fizycznie mnie nie poci�ga, poczuje si� skrzywdzona.
Obecnie zaci�gni�cie mnie do ��ka sta�o si� dla niej takim samym wyzwaniem,
jakim jeszcze niedawno by�o zwyk�e sk�onienie mnie do rozmowy z ni�. Cz�sto
okrywa si� tym p�przezroczystym r�owym szalem, przez kt�ry prze�wituj� jej
piersi. Sp�dniczki ledwie zakrywaj� jej biodra. Skrapia si� jakimi� wonnymi
afrodyzjakami. Ociera si� o mnie ca�ym cia�em, kiedy tylko nadarzy si� okazja.
Zmys�owe napi�cie ro�nie, najwyra�niej chce mnie mie�.
W moich raportach przesy�anych do Ojczystego �wiata nie wspomnia�em o niej ani
s�owem, aczkolwiek przekazuj� niekt�re dane psychologiczne, jakie zgromadzi�em
obserwuj�c jej zachowanie.
- Czy m�g�by� kiedykolwiek przyzna�, �e si� we mnie zakocha�e�? - spyta�a dzi�
wieczorem.
Po czym pad�y kolejne pytania:
- Czy nie cierpisz z powodu konieczno�ci ci�g�ego t�umienia swoich uczu�? Jak
mo�esz siedzie� tak zamkni�ty w sobie niczym wi�zie�?
I dalej:
- �ycie ma r�wnie� swoj� cielesn� stron�, Dawidzie. Jako� godz� si� z
przykro�ci�, jak� mi sprawiasz, ca�kowicie ignoruj�c t� stron� �ycia, lecz
trudno mi si� pogodzi� z krzywd�, jak� robisz tym sobie.
Po czym zak�ada nog� na nog�. Unosz�c sp�dnic� jeszcze wy�ej.
Zmierzamy ku wielkiej katastrofie. Nie powinienem by� pozwoli�, by to wszystko
si� zacz�o. Skwarne lato opanowa�o ca�e miasto, a w czasie upa��w m�j system
nerwowy zawsze znajduje si� na skraju erupcji. Ona mo�e popchn�� mnie za daleko.
M�g�bym zrujnowa� wszystko. Powinienem z�o�y� wniosek o przeniesienie do
Ojczystego �wiata, zanim wpl�cz� si� w grubsz� kaba��. Mo�e powinienem pogada�
ze Swansonem. Moim zdaniem to, co si� dzieje, mo�na nazwa� sytuacj� alarmow�.
Dzi� w nocy Elizabeth siedzia�a jeszcze d�ugo po p�nocy. Musia�em j� poprosi�,
�eby sobie posz�a, bo mam jeszcze troch� pracy. Jak�� godzin� p�niej wsun�a
kopert� przez szpar� pod drzwiami. Najnowsze wiersze. Mi�osne. Pisane dr��c�
r�k�: Dawidzie, znaczysz dla mnie tak wiele. Jeste� dla mnie jak gwiazdy i
mg�awice. Dlaczego nie pozwolisz mi okaza� Ci mojej mi�o�ci? Czy nie potrafisz
przyj�� szcz�cia? Zastan�w si� nad tym. Uwielbiam Ci�.
Co ja najlepszego rozp�ta�em?
DZI� NA DWORZE dwadzie�cia pi�� stopni. Czwarty z kolei dzie� niezno�nego
skwaru. W porze lunchu natkn��em si� w windzie na Swansona. Omal si� mu nie
ujawni�em. Musz� by� ostro�niejszy. Ale coraz gorzej panuj� nad sob�. Zesz�ej
nocy, kiedy gor�co sta�o si� nie do wytrzymania, kusi�o mnie, by zrzuci� z
siebie moje przebranie. Ju� nie wytrzymuj� ci�g�ego przebywania w tym
zamkni�ciu, zmuszony do nieustannego obracania si� i schylania, aby unikn��
zderzenia z cz�ciami otaczaj�cej mnie zewsz�d maszynerii. Z ledwo�ci� uda�o mi
si� poskromi� to pragnienie. Ponadto odczuwam coraz wi�ksz� wra�liwo�� na
grawitacj�. Wci�� wydaje mi si�, �e na moim pancerzyku pojawiaj� si� p�kni�cia.
Dzi� upad�em zemdlony na ulicy. Tego mi tylko trzeba: udar s�oneczny, szpital i
rutynowe badanie fluoroskopowe. "Ma pan bardzo dziwny szkielet, panie Knecht".
No jasne. A potem krojenie w obecno�ci trzech tysi�cy wpatruj�cych si� ciekawie
student�w medycyny. Nast�pnie przes�anie alarmuj�cych wie�ci do ONZ-u.
Straszliwe zagro�enie z kosmosu! Taaak. Musz� by� ostro�niejszy. Musz� by�
ostro�niejszy. Musz� by�...
NO I ZROBI�EM TO. Jedena�cie lat wiernej s�u�by wrzucone do kosza przez jedn�
chwil� szale�stwa. Pogwa�cenie Fundamentalnej Zasady. Wprost nie mog� w to
uwierzy�. Jak to mo�liwe, �e ja - w�a�nie ja - przy ca�ym moim poszanowaniu dla
powierzonych mi zada�... �e ja m�g�bym... cho�by pomy�le� o czym� takim, nie
m�wi�c ju�, �e zrobi�.
Ale panowa�a nieopisana spiekota. Trzeci tydzie� z rz�du przez miasto
przetacza�a si� fala gor�ca. Dusi�em si� w moim fa�szywym ciele. I do tego
jeszcze to przyci�ganie: czy�by przez Nowy Jork przechodzi�a r�wnie� fala
grawitacyjna? To przera�liwe ci��enie, gorsze ni� kiedykolwiek. Czu�em, jak
odkszta�caj� mi si� wewn�trzne organy. Elizabeth sta�a si� prawdziwym
uprzykrzeniem: rozgrzana nami�tno�ci�, targana emocjami, p�aczliwa, poetyczna,
nie dawa�a mi chwili spokoju, pragn�c wznieci� we mnie jeszcze wi�kszy p�omie�.
Wyznawa�a mi mi�o�� w sonetach, w bez�adnych hipisowskich eposach, w haiku.
Przychodzi�a do mojego pokoju na dwie godziny, kt�re sp�dza�a przycupni�ta u
moich st�p, mrucz�c co� o ukrytym pi�knie mojej duszy.
- Otw�rz si� i daj si� wype�ni� mi�o�ci - szepta�a. - To tak jakby ca�kowicie
odda� si� Bogu. Podj�� decyzj� i zburzy� wszystkie mury. Dlaczego nie? W imi�
mi�o�ci, Dawidzie, dlaczego nie?
Nie mog�em powiedzie� jej "dlaczego nie", wi�c w ko�cu posz�a sobie, ale oko�o
p�nocy ponownie zapuka�a do moich drzwi. Wpu�ci�em j�. Mia�a na sobie jedwabn�
podomk�, si�gaj�c� jej do kostek, po�yskliw� i mocno wy�wiecon�.
- Da�am czadu - wyzna�a chrapliwym g�osem, o oktaw� zbyt g��bokim. - Musia�am
wyjara� trzy jointy, �eby zebra� si� w sobie. Ale oto jestem, Dawidzie. Rzyga�
mi si� chce na my�l o kolejnym fiasku. Byli�my ju� tak cudownie blisko, a ty
wzbraniasz si�, �eby zrobi� ostatni krok. - Po tych s�owach nast�pi�a kaskada
chichot�w. - Dzi� w nocy wreszcie go wykonasz. Tylko bez �adnych wykr�t�w,
z�otko. - Zrzuca podomk�. Pod spodem jest naga: w�ska talia, ko�ciste biodra,
d�ugie nogi, chude uda, niebieskie �y�ki widoczne na piersiach. W�osy opadaj�ce
w sk��bionych k�dziorach. Prawdziwa wied�ma. Wieszczka. Kobieta-berserk. Zbli�a
si� do mnie z przymru�onymi oczyma, otwartymi ustami i wysuni�tym j�zykiem,
kt�rym porusza jak �mija. Wygl�da jak bezcielesna zjawa! Koraliki potu l�ni� na
jej p�askiej klatce. Chwyta mnie za nadgarstki, niezdarnie ci�gnie w stron�
��ka. Nast�puje ma�a przepychanka. Miotam si� w moim fa�szywym ciele
uruchamiaj�c prze��czniki, naciskaj�c na d�wignie. Jestem od niej silniejszy. Z
wysi�kiem uwalniam si� z jej uchwytu. Ona z determinacj� zast�puje mi drog�, jej
oczy ciskaj� we mnie gromy. Biedaczka, taka �a�osna w swej nago�ci. Lecz przy
tym buzuj�ca furi�.
- Dawidzie! Dawidzie! Dawidzie! - Szlocha. Traci oddech. �renice jej oczu i
sutki jej piersi zwracaj� si� ku mnie b�agalnie. Zbiera w sobie wszystkie si�y,
gotuje si� do kolejnej szar�y, ale nie uchodzi to mojej uwadze, wi�c robi� unik
i pozwalam jej przelecie� tu� obok mnie. L�duje na ��ku, wciskaj�c twarz w
poduszk� i wbijaj�c paznokcie w prze�cierad�o.
- Dlaczego? Dlaczego-dlaczego-dlaczego? DLACZEGO? - wyje na ca�y g�os.
Za chwil� b�dziemy mie� na g�owie kierownika. W towarzystwie policji.
- Czy�bym by�a taka ohydna? Kocham ci�, Dawidzie, czy wiesz, co znaczy to s�owo?
Kocham ci�. Kocham. - Siada. Odwraca si� do mnie. Zaklina mnie prosz�cym
spojrzeniem. - Nie odrzucaj mnie - szepcze. - Nie prze�y�abym tego. Przecie�
wiesz, chcia�am ci� tylko uszcz�liwi�. My�la�am, �e b�d� dla ciebie t� jedyn�,
tyle �e nie zdawa�am sobie sprawy, jak bardzo ty mnie unieszcz�liwisz. A ty
sobie po prostu stoisz. I nic nie m�wisz. Kim ty w�a�ciwie jeste�, maszyn�?
- Powiem ci, kim jestem - rzek�em.
I wtedy zacz��em z impetem stacza� si� w przepa��. Utraci�em wszelk� kontrol�
nad sob�, gdzie� ulotni�y si� resztki ostro�no�ci. M�j umys� przepe�niony
kot�owanin� pierwotnych emocji utraci� instynkt samozachowawczy. Musz� jej
wszystko wyja�ni�, to jedynie si� liczy. Musz� jej pokaza�. Za wszelk� cen�.
Zdzieram z siebie koszul�. Jej twarz rozja�nia si� - ani chybi nabra�a
przekonania, �e w ko�cu dam si� uwie��. Moje d�onie przebiegaj� w g�r� i w d�
po go�ej klatce w poszukiwaniu haftek i zatrzask�w. Przyst�puj� do
skomplikowanego i mozolnego procesu rozpinania mojego cia�a. Gdzie� w g��bi
duszy s�ysz� krzyk: NIE! NIE! NIE! NIE! NIE!, ale nie zwracam na to uwagi. Serce
ma swoje w�asne powody.
- Sp�jrz, Elizabeth! - chrypi� do niej. - Sp�jrz na mnie. To w�a�nie ja.
Przyjrzyj mi si� dobrze i odlatuj. To b�dzie prawdziwy trip na jawie.
Otwieram klatk� na ca�� szeroko��.
Ruszam do przodu gramol�c si� spo�r�d d�wigni i pr�t�w, by po chwili wychyli�
si� ze skorupy ludzkiego cia�a, kt�re nosz� na sobie. Nigdy dot�d nie wychyli�em
si� a� tak mocno od czasu, kiedy zapakowano mnie w m�j kamufla� w Ojczystym
�wiecie. Pozwalam jej przyjrze� si� mojemu l�ni�cemu pancerzowi. Obracam
szypu�kami, na kt�rych tkwi� moje oczy. Prezentuj� jej niekt�re z moich szpon�w.
- Widzisz? Widzisz? Ogromny czarny krab z kosmosu. Tak w�a�nie wygl�da tw�j
ukochany, Elizabeth. To w�a�nie ja. Dawid Knecht to tylko kostium, w kt�rego
wn�trzu znajduje si� w�a�nie co� takiego. - Chyba oszala�em. - Marzy ci si� trip
na jawie? To w�a�nie jest jawa, �aden odlot, Elizabeth. Tak w�a�nie wygl�da
rzeczywisto��. C� ci po ciele Knechta? To jeden wielki humbug. Maszyna. Chod�,
podejd� bli�ej. Chcesz mnie poca�owa�? A mo�e mam si� wspi�� na ciebie na szybki
numerek?
Podczas ca�ej tej sceny przez jej twarz przewin�a si� ca�a gama reakcji. Na
pocz�tku, oczywi�cie, by�y to usta otwarte w wyrazie niebotycznego zdziwienia.
Potem jej rysy zmrozi�o przera�enie, z gard�a wydoby�y si� zduszone be�koty,
szcz�ka opad�a nisko, wytrzeszczone oczy zamar�y w bezruchu. D�o�mi przykry�a
piersi. Sk�d ta nag�a skromno�� w obliczu potwora z kosmosu? Lecz po chwili,
kiedy zorientowa�a si�, �e z czarnego stwora siedz�cego w rozp�atanej klatce
nadal wydobywa si� znajomy g�os Knechta, teraz nieco gorzki i beznami�tny,
napi�te mi�nie twarzy zacz�y si� rozlu�nia�. Jej reakcje zn�w nabra�y
harmonii. Najpierw zaciekawienie. Potem wra�liwo�� poetki wzi�a g�r�. Nic, co
ludzkie, nie jest mi obce, jak mawia� Terencjusz w cytacie Cycerona. Nic, co
obce, nie jest mi obce? A wi�c uwierzy �wiadectwu swoich oczu.
- Kim ty jeste�? Sk�d przybywasz?
- Z�ama�em Fundamentaln� Zasad� - ja jej na to. - Zas�uguj� na to, by mnie
odkorkowa� i rozp�aszczy�. Nie wolno nam si� ujawnia�. W razie jakiegokolwiek
wypadku, kt�ry m�g�by doprowadzi� do odkrycia prawdy, jeste�my zobowi�zani do
dokonania autodetonacji. Tu jest odpowiedni przycisk.
Podchodzi bli�ej i zagl�da ponad moj� g�ow� do otworu ziej�cego w klatce
piersiowej Dawida Knechta.
- A wi�c jeste� z innej planety? I mieszkasz na Ziemi w przebraniu? - Zaczyna
ogarnia� wszystko umys�em. Szok powoli mija. Nawet wybucha �miechem. - Na kwasie
widywa�am gorsze okropno�ci - zwierza si�. - Wcale mnie nie przestraszy�e�,
Dawidzie. Dawidzie? Czy mam ci� nadal tak nazywa�?
To wszystko wydaje mi si� zupe�nie nierealne, jak sen. Ujawni�em si� s�dz�c, �e
ucieknie st�d w pop�ochu. A tymczasem ona wcale nie wygl�da na przera�on�. Moja
odmienno�� wywo�uje w niej u�miech. Kl�ka, aby widzie� lepiej. Cofam si� nieco.
Szypu�ki wibruj� mi w niesamowitym tempie. Czuj� si� niepewnie, w tej
konfrontacji straci�em przewag�.
- Wiedzia�am, �e jeste� niezwyk�y - odzywa si� ona - cho� nie s�dzi�am, �e a�
tak. Ale to nic. Dla mnie to pestka. Chcia�am powiedzie�, �e ja kocham przede
wszystkim osobowo��. No i co z tego, �e jeste� krabem z Zielonej Galaktyki? Co z
tego, �e nie b�dziemy mogli zosta� prawdziwymi kochankami? Jestem gotowa si�
po�wi�ci�. Dla mnie liczy si� tylko twoja dusza, Dawidzie. Dalej, zapnij si� z
powrotem. Kiedy tak stoisz na zewn�trz, min� masz niezbyt t�g�.
Tryumf mi�o�ci. Nie opu�ci mnie nawet teraz. Kompletna klapa. Wpe�zam z powrotem
do Knechta i unosz� jego ramiona na wysoko�� klatki, by si� zapi��. Prze�yty
wstrz�s zmrozi� moj� �wiadomo��: nie mog� si� nadziwi� potworno�ci i brawurowej
dezynwolturze w�asnego czynu. Co ja narobi�em? Elizabeth patrzy na mnie, wygl�da
na zafascynowan�, a nawet zauroczon�. Przynajmniej zn�w stanowi� jednolit�
ca�o��. Kobieta kiwa g�ow�.
- Pos�uchaj - m�wi - mo�esz mi zaufa�. Chc� powiedzie�, �e nic mnie nie
obchodzi, czy jeste� czym� w rodzaju szpiega, wys�anego, by w�szy� na Ziemi. Nic
mnie to nie obchodzi. Nikomu nic nie powiem. Wyrzu� to z siebie, Dawidzie.
Opowiedz mi o sobie. Nie widzisz, to najwspanialsza rzecz, jaka kiedykolwiek mi
si� przydarzy�a. Szansa, by pokaza�, �e mi�o�� nie jest wy��cznie cielesna, �e
to nie tylko chemia, ale wsp�lny trip zespolonych dusz, kt�ry przekracza nie
tylko granice rasowe, ale granice wszystkich cholernych gatunk�w, a nawet
granice planet...
MINʣO KILKA GODZIN, zanim si� jej pozby�em. Po nie ko�cz�cej si�, intensywnej
konwersacji, podczas kt�rej m�wi�a g��wnie Elizabeth. Ona konstruowa�a teorie
wyja�niaj�ce przyczyny mojego przybycia na Ziemi�, ja za� tylko kiwa�em g�ow�,
zaprzecza�em, utwierdza�em j� w przekonaniu, ca�y czas pogr��ony w przera�eniu,
jakie wywo�ywa�a we mnie moja w�asna zdrada, ledwie przys�uchuj�c si� jej
monologowi. Panuj�ca w powietrzu wilgo� sprawia�a, �e czu�em si� jak worek
gnij�cych �achman�w. Wreszcie stwierdzi�a:
- Przeszed� mi ju� haj po mary�ce. Ale wci�� jestem nakr�cona. Id� na spacer.
Potem wr�c� do swojego pokoju popisa� chwilk�. Chc� przeku� t� noc w wiersz,
zanim jej magiczna moc przestanie na mnie dzia�a�. Ale wr�c� do ciebie przed
�witem, dobra? To b�dzie za jakie� pi�� godzin. B�dziesz tu? Nie zrobisz nic
g�upiego? Och, tak ci� kocham! Dawid! Wierzysz mi? Wierzysz?
Kiedy wreszcie sobie posz�a, sta�em przez d�ug� chwil� przy oknie, staraj�c
zebra� si� do kupy. By�em kompletnie rozbity. Ca�kowicie pusty. Wspomina�em jej
poca�unki, jej wargi przesuwaj�ce si� po skraju rysy oznaczaj�cej miejsce, gdzie
otwiera si� moja klatka piersiowa. Najwyra�niej fascynowa�y j� okropie�stwa.
B�dzie kocha� mnie, mimo i� pod sk�r� jestem zwyk�ym skorupiakiem.
Potrzebowa�em pomocy.
Poszed�em do pokoju Swansona. Z oci�ganiem si� odpowiedzia� na moje pukanie. Bez
w�tpienia by� zaj�ty przesy�aniem. S�ysza�em, jak rusza si� w �rodku, lecz nie
odpowiada.
- Swanson? - krzykn��em. - Swanson? - powt�rzy�em, po czym doda�em sygna�, kt�ry
w naszej mowie jest odpowiednikiem okrzyku, jaki wydaje kto�, kto znalaz� si� w
tarapatach. Podbieg� do drzwi. Mruga� podejrzliwie.
- Wszystko w porz�dku - powiedzia�em. - Wpu�� mnie, wpakowa�em si� w niez�e
k�opoty.
Ca�y czas m�wi�em po ludzku, ale ponownie przes�a�em mu paniczny sygna�.
- Jak dowiedzia�e� si� o mnie? - zapyta�.
- Tego dnia, gdy pokoj�wka wlaz�a bez pukania do twojego pokoju, kiedy jad�e�,
w�a�nie przechodzi�em obok. Wszystko widzia�em.
- Ale przecie� nie powiniene�...
- Z wyj�tkiem sytuacji alarmowych. A w takiej si� w�a�nie znalaz�em.
Wy��czy� sw�j ultrafalowy nadajnik i z uwag� wys�ucha� mojej opowie�ci. W czasie
s�uchania niejednokrotnie krzywi� si� z dezaprobat�. Ale przecie� nie odrzuci�
mojej pro�by o ratunek. Skrajna lekkomy�lno�� doprowadzi�a mnie do pope�nienia
czyn�w zbrodniczych, lecz w ko�cu by�em jego rodakiem, ofiar� tych samych udr�k
i b�l�w, tej samej samotno�ci, wi�c wiedzia�em, �e mi pomo�e.
- Co wobec tego planujesz? - zapyta�. - Nie mo�esz jej nic zrobi�. To
niedozwolone.
- Nie zamierzam jej skrzywdzi�. Chc� si� tylko od niej uwolni�. Wybi� jej z
g�owy mi�o�� do mnie.
- W jaki spos�b. Je�li ujawnienie si� nic nie...
- Zdradz� j� - powiedzia�em. - Poka�� jej, �e kocham kogo innego, �e w moim
�yciu nie ma dla niej miejsca. To j� odrzuci. Niewa�ne, �e wszystko wie. Kto
uwierzy jej opowie�ciom? Ludzie z FBI b�d� zrywa� boki ze �miechu i najwy�ej
powiedz� jej, �eby odstawi�a LSD. Ale je�li nie zerw� tego zwi�zku, b�d�
sko�czony.
- Poka�esz jej, �e kochasz kogo innego? A kogo?
- Kiedy wr�ci do mojego pokoju o �wicie, zobaczy nas razem, jak separujemy i
abstrahujemy. My�l�, �e to wystarczy, nie s�dzisz?
A WI�C ZDRADZI�EM Elizabeth ze Swansonem.
Fakt, �e obaj mieli�my ludzkie powierzchowno�ci p�ci m�skiej, nie mia�, rzecz
jasna, najmniejszego znaczenia. Udali�my si� do mojego pokoju i wyszli�my z
naszych przebra� - wstrz�saj�ce prze�ycie przyprawiaj�ce o zawr�t g�owy - i
nagle zn�w stali�my si� dwoma wsp�planetnikami z Ojczystego �wiata, wra�liwymi
na swoje potrzeby. Nie zamkn��em drzwi na klucz. Razem ze Swansonem wpe�zli�my
na moje ��ko i zacz�li�my skandowa�. Dziwnie by�o zn�w odczuwa� znajome
wibracje po d�ugich latach samotno�ci! Ale jak pi�knie! Czu�em, jak wibrysy
Swansona pieszcz� moje cia�o. Nast�pi�o cudowne wsp�brzmienie harmonii. Z
pocz�tku jego technika wydawa�a si� do�� sztywna i surowa - gardzi� mn� z powodu
mojego krety�stwa, i mia� w tym pe�n� s�uszno�� - lecz kiedy przeszli�my od
skandowania do separowania, wszystko zosta�o mi wybaczone, za� kiedy weszli�my w
faz� abstrahowania, zrobi�o si� naprawd� bosko. Szczytowali�my w nieko�cz�cej
si� serii klimaktycznych opr�nie�. Nawet gdy �wiat�o brzasku zacz�o wydobywa�
z mroku nasze cia�a, wci�� nie chcieli�my przesta�. Nie pozwalali�my sobie nawet
na chwil� odpoczynku.
Nagle rozleg�o si� pukanie do drzwi. Elizabeth.
- Wejd� - powiedzia�em.
Na jej twarzy malowa�a si� senna ekstaza, kt�ra natychmiast znikn�a, kiedy
zobaczy�a nasze dwa cia�a splecione na ��ku, a na jej miejscu pojawi� si�
grymas, kt�ry zast�pi� wszelkie pytania.
- W�a�nie sp�kowali�my - wyja�ni�em. - Chyba nie s�dzi�a�, �e wiod� tu �ywot
pustelnika?
Spogl�da�a to na Swansona, to na mnie. Usta zas�oni�a d�oni�. Jej oczy p�on�y
cierpieniem. Zdecydowa�em si� jeszcze mocniej przykr�ci� �rub�. - Nie by�em w
stanie powstrzyma� ci� przed zakochaniem si� we mnie, Elizabeth. Ale tak
naprawd� wol� m�j w�asny gatunek. Co chyba oczywiste.
- I zaprosi�e� j� tutaj, teraz... chocia� wiedzia�e�, �e wr�c� do ciebie...
- To wcale nie "ona", dla �cis�o�ci. Ani "on".
- ...jak mog�e� by� taki okrutny, Dawidzie! Zrujnowa� takie pi�kne prze�ycie. -
Wyci�gn�a przed siebie dr��c� d�o�, w kt�rej trzyma�a kilka arkuszy papieru. -
Ca�y cykl sonet�w. Wszystkie o dzisiejszej nocy. O tym, jaka by�a pi�kna, i w
og�le. A teraz... a teraz... - Po kolei mi�a wszystkie kartki i ciska�a nimi
przez pok�j. Na koniec odwr�ci�a si� i wybieg�a, �kaj�c w�ciekle. I w piekle
takiej furii szuka� pr�no.
- Dawidzie! - Wydusi�a z gard�a st�umiony szloch. Drzwi zamkn�y si� z hukiem.
WR�CI�A po dziesi�ciu minutach. Swanson i ja nie sko�czyli�my jeszcze
przywdziewa� z powrotem sztucznych cia�, wci�� jeszcze pozostawali�my
niezamkni�ci. Zapinaj�c si�, omawiali�my kolejne kroki, jakie nale�y podj��.
Uwa�a�, �e honor wymaga, abym z�o�y� wniosek o odwo�anie mnie z powrotem do
Ojczystego �wiata, jako �e wskutek niedyskrecji, kt�rej dopu�ci�em si� tego
wieczoru, moja przydatno�� na tej planecie spad�a do zera. Do pewnego stopnia
zgadza�em si� z nim, cho� wcale nie mia�em ochoty wraca�. Mimo wszystkich
cielesnych m�czarni, z jakimi wi�za�o si� �ycie na Ziemi, zd��y�em si�
przyzwyczai�, �e to moje miejsce. I wtedy wpad�a Elizabeth, ca�a rozpromieniona.
- Nie mog� by� taka zaborcza - oznajmi�a. - Taka drobnomieszcza�ska. Taka
sp�tana konwencjami. Jestem gotowa dzieli� si� moj� mi�o�ci�.
Po tych s�owach jednym ramieniem obj�a Swansona, a drugim mnie.
- M�nage a trois. Ma�y tr�jk�cik - powiedzia�a. - Nie mam nic przeciwko waszym
cielesnym stosunkom, dop�ki nie wyrzucicie mnie poza nawias waszego �ycia. Tak
czy siak, Dawidzie, my nigdy nie mogliby�my kocha� si� fizycznie, ale przecie�
wszelkie inne aspekty mi�o�ci pozostaj� dla nas dost�pne. I razem otworzymy si�
tak�e na twojego przyjaciela. Tak? Tak? Tak?
I SWANSON, I JA, obaj z�o�yli�my wnioski o przeniesienie. On do Afryki, ja do
Ojczystego �wiata. Na odpowiedzi przyjdzie nam troch� poczeka�. Do tego czasu
jeste�my na jej �asce. Swanson by� na mnie w�ciek�y, �e wpl�ta�em go w to
wszystko, ale jaki mia�em wyb�r? �aden z nas nie m�g� teraz unikn�� kontakt�w z
Elizabeth. Byli�my na jej �asce. K�pali�my si� w spienionych falach jej
niewyczerpanej czu�o�ci. Gdziekolwiek si� obr�cili�my, natykali�my si� na ni�,
rozpalon� mi�osnym �arem. Rozja�niaj�c� mroki naszego �ycia. Och, biedne samotne
stworzenia. Czy bardzo cierpicie z powodu naszego przyci�gania? A czy upa�y wam
nie szkodz�? Czy w zimie nie doskwiera wam ch��d? Czy na waszej planecie
istnieje zwyczaj zawierania ma��e�stw? Czy tam u siebie macie poezj�?
Szcz�liwa tr�jca. Razem chodzili�my do teatru, na koncerty, a nawet na
przyj�cia w Greenwich Village.
- Moi przyjaciele - przedstawia�a nas Elizabeth, nie pozostawiaj�c nikomu
w�tpliwo�ci, �e �yje z nami obydwoma. Mia�o to lekki posmak skandalu, ale ona
uwielbia�a uchodzi� za wyzywaj�c�. Swanson z ponur� rezygnacj� godzi� si� na
wszystko, znosz�c jej dziwactwa, lecz prywatnie wy�ywa� si� na mnie za to, �e
tak go urz�dzi�em. Elizabeth wyda�a na powielaczu kolejny tomik wierszy
zadedykowany nam obu. Nosi� tytu� "Trip w tr�jk�". Pe�en �mia�ych erotyk�w.
Kilka wierszy zacytowa�em w jednym z moich raport�w przesy�anych do Ojczystego
�wiata, ale potem straci�em do nich serce i schowa�em zbiorek g��boko w szafie.
- Czy dosta�e� ju� jak�� wiadomo�� o przeniesieniu? - pyta�em Swansona co
najmniej dwa razy w tygodniu. Nie dosta�. Ani ja.
Nadesz�a jesie�. Elizabeth, kt�ra teraz czerpa�a z �ycia pe�nymi gar�ciami
staraj�c si� za wszelk� cen� maksymalnie zintensyfikowa� rado��, jakiej
dostarcza� jej nasz dziwaczny zwi�zek, nieustannie sprawia�a wra�enie skrajnie
wyczerpanej i trawionej wewn�trzn� gor�czk�.
- Nigdy w �yciu nie zazna�am takiego szcz�cia - oznajmia�a cz�sto, jedn� d�o�
zaciskaj�c na ramieniu Swansona, drug� na moim. - W og�le ju� nie my�l� o was
jak o obcych z gwiazd. Traktuj� was jak ludzi. Kochanych, cudownych, samotnych
ludzi zagubionych w mrokach tego potwornego miasta.
Pewnego razu zacz�a si� zastanawia�:
- A co by by�o, gdyby si� okaza�o, �e wszyscy s� tacy jak wy, a ja jestem
jedynym prawdziwym cz�owiekiem? Ale przecie� to nonsens. Na pewno jeste�cie
jedynymi przedstawicielami waszej planety w okolicy. Zwiadowcy. Szpice. Czy
wasza planeta planuje inwazj� na nasz�? Mam nadziej�, �e tak! Trzeba tu
przywr�ci� porz�dek. Aby wreszcie nasta�o kr�lestwo mi�o�ci i rozs�dku!
- Jak d�ugo to jeszcze potrwa? - mamrota� zgn�biony Swanson.
POD KONIEC PA�DZIERNIKA przyznano mu przeniesienie. Wyjecha� nie po�egnawszy si�
z �adnym z nas, nie zostawiaj�c �adnego adresu. Ciekawe, gdzie go przenie�li. Do
Nairobi? Do Addis Abeby? Do Kinszasy?
PRZYZWYCZAI�EM SI� JU�, �e mam go przy sobie i mog� dzieli� z nim ci�ar zwi�zku
z Elizabeth. Teraz ca�y p�omie� jej uczucia spad� na mnie. Praca sta�a si�
udr�k�. Nie mia�em czasu, by w�a�ciwie redagowa� i sk�ada� sprawozdania. Ca�y
czas �y�em w strachu, jaki wywo�ywa�a we mnie jej sk�onno�� do plotek. Ciekawe,
co te� opowiada�a swoim znajomym z Village? ("Znacie Dawida? Wiecie, on wcale
nie jest cz�owiekiem. Tak naprawd�, to w �rodku niego siedzi stw�r podobny do
kraba, kt�ry przylecia� z innego systemu s�onecznego. Ale jakie� to ma za
znaczenie? Mi�o�� ogarnia ca�y wszech�wiat. Ten, kto naprawd� kocha, nie
zakre�la granic mi�o�ci wok� jednej planety"). Z ut�sknieniem wyczekiwa�em
zwolnienia. Chcia�em ju� wr�ci� do swoich, odby� zas�u�on� kar�, zrzuci� z
siebie fa�szyw� sk�r�. Oczy�ci� umys� z Elizabeth.
Odpowied� przysz�a ultrafalami trzynastego listopada. Wniosek odrzucono. Mia�em
pozosta� na Ziemi i kontynuowa� moj� misj�, jak do tej pory. Przeniesienia do
Ojczystego �wiata przyznawano jedynie z powod�w zdrowotnych.
Rozwa�a�em przes�anie do Ojczystego �wiata pe�nego wyznania o mojej zdradzie,
aby zapewni� sobie gwarantowane odwo�anie. Ale zawaha�em si� ogarni�ty rozpacz�.
Pogr��y�em si� w mrocznej zadumie.
- Czemu jeste� taki smutny? - spyta�a Elizabeth.
Co mia�em powiedzie�. �e moja pr�ba ucieczki od niej nie powiod�a si�.
- Kocham ci� - grucha�a. - Nigdy wcze�niej nie czu�am si� taka rzeczywista, tak
bardzo "na jawie".
Nosem potar�a m�j policzek. Palce wpl�ta�a mi we w�osy i wyszepta�a
zniewalaj�cym g�osem:
- Dawidzie, otw�rz si� ponownie, prosz�. Chodzi mi o twoj� klatk�. Chc� zobaczy�
twoj� prawdziw� posta�. Aby upewni� si�, �e wcale si� jej nie boj�. Prosz� ci�,
tylko raz pozwoli�e� mi si� zobaczy�. - A potem, kiedy ju� spe�ni�em jej pro�b�:
- Mog� ci� poca�owa�, Dawidzie?
Oniemia�em. Ale pozwoli�em jej. W og�le si� nie ba�a. Przemieniona szcz�ciem.
Kosmiczne skaranie z ni�, ale obawiam si�, �e zaczynam j� lubi�.
Czy mog� j� porzuci�? Szkoda, �e Swanson si� ulotni�. Potrzebuj� porady.
ALBO ZERW� Z ELIZABETH, albo zerw� z Ojczystym �wiatem. To zupe�ny absurd. Co
dnia staczam si� w otch�a� beznadziei. Nie mog� wykonywa� swojej pracy. Jeszcze
raz z�o�y�em wniosek o przeniesienie, nie podaj�c �adnych szczeg��w. Dzi� spad�
pierwszy �nieg tej zimy.
WNIOSEK odrzucono.
- KIEDY zasta�am ci� ze Swansonem - powiedzia�a - prze�y�am szok. To by� wi�kszy
cios ni� wtedy, kiedy po raz pierwszy wyszed�e� z twojego cia�a. Oczywi�cie,
by�am zupe�nie zbita z tropu, gdy okaza�o si�, �e nie jeste� cz�owiekiem, ale to
nie dotkn�o mnie emocjonalnie, bo nie odczuwa�am tego jako zagro�enia. Ale
kiedy przysz�am kilka godzin p�niej i zasta�am ci� z kim� podobnym do ciebie,
kiedy domy�li�am si�, �e chcesz si� mnie pozby�, �e nie ma dla mnie miejscu w
twoim �yciu... ale jako� sobie z tym poradzili�my, prawda?
I ca�uje mnie. W oczach ma �zy rado�ci. Jak mog�o do tego doj��? Jak to si�
wszystko zacz�o? Kiedy� �ycie wydawa�o si� takie proste. Stara�em si