5959
Szczegóły |
Tytuł |
5959 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5959 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5959 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5959 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ryszard Kapu�ci�ski - Busz po Polsku
(To jest pocz�tek, nie znam roku, ani miejsca wydania)
Lamus
Szlak by� ja�owy. Krecha asfaltu coraz cie�sza, nad ni� powietrze w upalnej drgawce. �adnego wozu. Spyta�em ch�opaka, czy on te� do Grajewa. Tak, on te�. To poczekamy razem. Mo�e by� razem - powiedzia�. Powiedzia� dalej, �e pruje na �a�my, tam czeka jego wiara. S� z Augustowa. Tydzie� temu zako�czyli szko��. Jak mu posz�o? Lufa z historii - wyzna�. Profesor zawzi�� si�, co tam m�wi�, profesor jest nie�yciowy, jest wyra�nie planowy. Z takim lamusem nie spos�b si� dogada�. Jak on si� nazywa? - spyta�em z reporterskiej nawyczki.
- Jak? St�pik. Grzegorz St�pik.
Zwyk�y traf. Przypadek.
Zna�em St�pika - w roku 1955 ko�czy� histori� na warszawskim uniwerku. Wi�c on jest teraz w Augustowie? - spyta�em. Do miasteczka by�o nie wi�cej ni� kilometr.
Odnalaz�em w rynku skarla�� kamieniczk�, zagracony pokoik na pi�trze. Odnalaz�em tam St�pika. Ten sam, oczywi�cie. Siedli�my za sto�em, wyj�� zapa�ki, przypala� jedn� od drugiej. Dawniej te� mia� ten nawyk: w czasie rozmowy pali� zapa�ki. Trzyma drewienko w palcach, patrzy si� w p�omie�. Zapa�ka ga�nie - wyjmuje nast�pn�. W nerwowe dnie wypala ca�y kamie�. Je�li wybuchnie jaki� po�ar w okolicy, chyba St�pika zamkn�. M�wi� mu to, a on si� �mieje. Oczy ma popielate, jakby zgorza�e w ogniu. Na innych patrzy zawsze poprzez p�omie� zapa�ki. Czy to pozwala lepiej widzie� cz�owieka?
Na oko ma�o si� zmieni�. D�uga szczapa, w kt�rej wszystko ju� konsekwentnie jest d�ugie: nogi, r�ce, nos. Niezr�czny, nieustawny jaki�, czym zawsze wprawia� obecnych w zak�opotanie.
Ma 27 lat.
Lamus.
Stary Lamus.
Jakim to nosem zw�chali w nim zle�a�ego rupiecia?
Pytam go o to. Chmurzy si�, niecierpliwi. Po co mamy ga
da�? - ucina dialog. ' "
Dlaczego nie gada�?
No dobra, niech b�dzie. Ja mo�e uchwyc� sedno skryte pod powierzchni�. Powierzchnia jest w porz�dku: St�pik uczy w szkole, zaj�� ma po uszy, bo lekcje, konspekty, lektury, uczy jak umie, stara si� jak mo�e, nie nawala, czynniki go wyr�niaj�. Ma sublokatorski k�t, ciu�a na motor, latem je�dzi do archeolog�w na wykopaliska. Z tych drobiazg�w czerpie swoj� �yciow� satysfakcj�, rad jest z nich. Natomiast nie ma za grosz satysfakcji pedagogicznej, nie mo�e si� poszczyci� sukcesem wychowawczym. Przeciwnie! St�pik tkwi permanentnie pod pedagogicznym Waterloo.
Zapewnia, �e nie on sam tak ugrz�z�, �e ca�e cia�o nauczaj�ce utkn�o w fatalnym punkcie. To mo�na poj��: cia�o jest posuni�te w latach, trudniej mu si� zestroi� z m�odziakami. Cia�o jednak wyst�puje kontra m�odziakom jako zblokowana si�a, co daje mu lepsz� pozycj�. Atrybuty cia�a - siwy w�os, do�wiadczenie, w�asne dzieci na uczelniach - s� zarazem jego broni�. Te walory buduj� jaki� autorytet. Zawsze starszego w ko�cu us�uchaj�.
Ale St�pik tylko formalnie nale�y do cia�a. Ma swoje krzes�o w pokoju nauczycielskim, swoje dy�ury na korytarzu, wpisuje uwagi do dziennika. Cia�o traktuje go pob�a�liwie: m�odszy kolega. Szczebelek ni�ej. Wtr�t z innej generacji. Pedagog na dotarciu.
- Niewa�ne - m�wi St�pik - o to mnie g�owa nie boli. Chodzi o inn� rzecz: nie mog� si� dogada� z m�odziakami. �atwiej mi si� zrozumie� ze starszym o p� wieku ni� z m�odszym o pi�ciolatk�.
St�pik by� na uczelni kozakiem nie z tej ziemi. Dzia�acz ca�� g�b�. Zebraniowa�, naradowa�, instruowa�. Krew w tym cz�owieku mia�a wysok� temperatur�. Nie rozk�ada� planowo si�. Trwoni� je rozrzutnie, spala� swoj� energi�, nie robi� zapas�w. �y� w jakim� transie, zatraca� si� w robocie, koledzy go stopowali: nie szalej! U�o�yli mu nagrobek:
Tu le�a� Grzegorz St�pik, Lecz nied�ugo le�a�.
57
Wyci�gn�li go z grobu,
By do pracy bie�a�. _ ; :,, : j - '-:.,
Uczy� si� nocami, sypia� w Zarz�dzie na biurku, nie zna� wakacji, robi� zawrotne statystyki: w tym miesi�cu 54 zebrania! Lubili go za szczero��, za solidno��, za t� nie t�umion�, rozwibrowan� pasj�. Jad� byle co, ubiera� si� byle jak i p�dzi�, m�wi�, tu wytycza�, tam wytycza�, gra� zawsze na wysokich tonach. Wy�sze instancje doi�y go jak mleczn� krow�. Jeszcze to zr�b, jeszcze tamto. Nie umia� odmawia�. Wszystkie kl�ski jego �ycia bra�y si� st�d, �e nie umia� odmawia�. �adowa� na siebie nowe ci�ary, nowe obowi�zki i hajda z tym w gonitw�, w wy�cig, w wieczny ko�owr�t, w ob��d, zreszt� sam St�pik to by! ob��d!
- Teraz jestem nie ten - odzywa si� i trach �ebkiem o siark�. - Nie mam tej iskry, tego bigla. Ale wtedy! Pami�tasz, jak to robili�my w nocy t� odpraw�, jak zaczynali�my akcj�, jak si� wali�o, jak potem �ci�gali�my ludzi, jak ci, co nie chcieli, to my ich, jak, jak, jak - St�pikowi zapa�ki fruwaj� w palcach, wywo�uje tamte obrazy, o�ywia je gestami swoich straszydlanych r�k, z ram wychodz� postaci, poruszaj� si�, krocz�, klaszcz�, ch�opom k�ad� w g�ow�, sobie k�ad� w g�ow�. St�pik k�adzie komu�, kto� k�adzie St�pikowi, a potem razem sobie k�ad� - i znowu: obrazy, rozmowy, twarze, nazwiska. St�pik to m�wi, widzi, czuje, prze�ywa, za du�o wtedy z siebie da�, �eby to nie istnia�o w nim do dzi� - trwa�e, przygniataj�ce, natarczywe.
No wiec lamus?
Tamte lata wypali�y go, wypompowa� si�, sp�uka�. Wyda� du�o i naby� du�o. Ma ca�y sk�ad do�wiadcze�, prze�y�, m�dro�ci. Ju� nie znajdzie w sobie tyle energii, �eby zaczyna� od pocz�tku. Ma ustalony zaw�d, prac�, wiadom�, nieefektown� przysz�o��. Istnieje w okre�lonym �rodowisku i jako cz�owiek ambitny, chcia�by w nim zajmowa� wyra�niej zaznaczon� pozycj�. �yje w�r�d m�odych. Chcia�by im swoj� przesz�o�� wyprzedawa�. Chcia�by imponowa�, znaczy�, by� potrzebnym. Chcia�by dalej jako� poucza�, uchodzi� za wyroczni�, poi� spragnionych.
Czuje si� m�ody. W�a�ciwie dopiero teraz czu�by si�
58
m�ody. Za powa�ny by� wtedy, nie wybryka� si�,,: nie na5 zgrywa�. I lgnie do tych, kt�rym m�odo�� uk�ada si� na jego gust tak pysznie beztrosko, bez wypruwania �y� i zbawiania �wiata.
A oni przyprawiaj� mu brod�. r . - , ,-,
Jest im nieprzydatny razem ze swoj� zdolno�ci� mobili
zacji natychmiastowej, aktywizowania oboj�tnych i pory
wania przyk�adem osobistym. Nawet gdyby objawili szcze
r� wol� przepatrzenia tego, co St�pik ma w magazynie,
czy zrozumieliby istot�, funkcj� i kszta�t zgromadzonych
tam rzeczy? Czy chwyciliby sens jego wyja�nie�? - Ca
�ymi miesi�cami jada�em raz na dzie� - m�wi St�pik. -
Nie by�o forsy? - pytaj� z nud�w. - Nawet by�a, ale kto
mia� czas si� tym zajmowa�? - t�umaczy. - M�g�, a nie
jad�? - dziwi� si�.
Nie rozumiej�, o co chodzi. Chyba pajacuje - my�l�.
- Tak si� wysila�, a co z tego ma? - pyta� mnie ten na szlaku. - Nawet sobie telewizora nie kupi�. - Rozumowanie ch�opaka jest poprawne, jest logiczne, nie zas�uguje na dyskwalifikacj�. Tyle da�em z siebie, tyle samo idzie dla mnie - kalkuluje ten cwaniak. Jego wszystkie wyliczenia sprowadzaj� si� do kwestii op�acalno�ci. Przy czym ta op�acalno�� ma si� wyrazi� w kategoriach materialnych, w nomenklaturze cyfry. Co St�pik na to mo�e odpowiedzie�? W najlepszym razie podejrzewaj� go o zarozumia�o��. Przechwala si� bez pokrycia. Jak im udowodni, �e s� w b��dzie?
Ani film, ani ksi��ka nie utrwali�y los�w pokolenia St�-pika. Nie zosta�y one opowiedziane. Nawet gdyby ten ch�opak ze szlaku pasjonowa� si� przesz�o�ci�, a nie przysz�o�ci�, m�g�by pozna� lepiej dzieje generacji Mickiewicza czy Wokulskiego ni� swojego nauczyciela historii. Tamci zostali zanotowani. St�pik - nie.
O Wokulskim ch�opak ze szlaku napisze wypracowanie na sze�� stron: jakim by�. O St�piku potrafi powiedzie�: lamus.
Nic wi�cej.
A spotykaj� si� codziennie, rozmawiaj�, mog� stawia� sobie pytania, wyszukiwa� odpowiedzi. Nie robi� tego.
Po co?
- Bywam czasem w Warszawie - m�wi - widz� na uli-
59
cach, na rogach, grupki wyczekuj�ce czego�, bo ja wiem czego? Albo widz� ich, jak wchodz� do tramwaju, do kina. Jest w ich postawie, w zachowaniu co� takiego, �e si� ich boj�. Wol� ich omin��, zdaje mi si�, �e kiedy powiem - przepraszam - nie b�d� rozumieli tego s�owa. Te twarze nie potrafi� wyra�a� wzrusze�, te r�ce nie znaj� czu�ych odruch�w. Sk�d wiem? Odnosz� takie wra�enie. Nie rozmawia�em przecie�. Pr�bowa�em wgry�� si� w swoich. Nie potrafi�. Pytali mnie, czy czyta�em Joe Alexa. Ot� nie. Czyta�em Reya, ale nigdy Joe Alexa. Triumfowali. No jasne, jak kto� zna Reya, czy mo�e zrozumie� obecne �ycie? �eby wiedzie�, co jest teraz potrzebne i wa�ne, nie trzeba sobie zawraca� g�owy tym, co by�o kiedy�. Kiedy� - to znaczy dwa lata temu i dalej. Czy dobrze trafiam?
Bo ja wiem?
Wys�ucha�em, co mi m�wi�. Pali� zapa�ki, gapi� si� w ogie�. Wyka�cza� ostatnie pude�ko, kiedy wr�ci�em na ja�owy szlak.
Spokojna g�owa gapy
W Warszawie na Ochocie m�wi�: gapy musz� wysi���. Wiadomo, kim jest gapa To dziwny cz�owiek. �yje ja�owo, ci�gle si� chmurzy, nie czuje pasji ryzyka, n�ka go kompleks niemo�no�ci.
Stary "Pekin" na Gr�jeckiej ma sw�j dzie�. Jego dwaj mieszka�cy - Wilczy�ski i Szeryk, m�odzi in�ynierowie z TOS-u - nabyli "Fiata". Teraz sposobi� si� do kempingowego rejsu na Mazury. Pomijam tu kilka dodatkowych nazwisk. Bo samoch�d nie jest mann� tylko dla w�a�ciciela. Z pojazdu korzysta zawsze t�umek znajomych. Nabytek "Fiata" podni�s� wi�c w oczach opinii nie tylko pozycj� dw�ch in�ynier�w, ale tak�e kr�gu ich przyjaci�. Nale�y tam i Misiek Molak.
Oto bierze udzia� w ma�ej zakrapiance z okazji tej szarej pche�ki, kt�ra teraz drzemie w gara�u, jeszcze nie dotarta. Rozmowa dotyczy opon, sa�atek, taty z mam� i skrzynki bieg�w. Wielce ciekawa.
Misiek tr�ca mnie:
- Chod�. Sp�ywamy. Na ulicy:
- Z nimi nie ma �ycia. To talmudy�ci zagrzebani w san-skrycie techniki. �wiat si� obraca w rytmie czterotaktu, poruszany silnikiem na rop�. Nie mog� ju� s�ucha�.
Tworz� si� nowe elity - m�wi p�niej. Je�li dawniej ��czy�y je d��enia tw�rcze, to teraz tym lepikiem jest zasada konsumpcji. Syci� si�, jak najwi�cej syci� si�: iluzj�, hazardem, p�dem, bezw�adem. Piekielnie atrakcyjne hobby. Wszystko, co przeszkadza tej zabawie, jest podejrzane. Oni nie s� wcale tolerancyjni. Prawda - nie rzucaj� na przeciwnika kl�tw, ale za to jak go mia�d�� nieub�agan� oboj�tno�ci�!
Ten przeciwnik - to on. Precyzuje r�nic� stanowisk, genealogi� por�nienia: ko�czyli jedn� szko��, grali w jednej trampkarskiej dru�ynie. Tworzyli kom�rk� rozga��zionej w tej dzielnicy paki Kosior�w. Potem on poszed�
61
I' '
II'
na uniwersytet, oni - na politechnik�. Wynik�y kwestie zaanga�owania politycznego: dzia�a�, markowa� dzia�anie czy nie wytyka� nosa. Spory roku 56, a potem rozej�cie. Misiek uczy w szkole, oni pracuj� w przemy�le. Nie wszyscy: cz�� ma posady w administracji. To zreszt� nie gra roli. Istotne s� ewolucje. Jemu obsiad�a g�ow� sfora ucz-niak�w. Ha�a�liwi, p�ytcy, plazmowaci. Parskaj� przy lekturze Wielkiej Improwizacji. Przypadkowo pods�uchuje rozmow� swoich uczennic: "Ty g�upia, r�b to na stoj�co. Nie zajdziesz". �ycie wymaga nieustannej ofiary - przerywa wyk�ad, bo widzi, �e klasa rozwi�zuje krzy��wk�.
Czuje, �e si� zgubi�. Dlaczego? l w kt�rym momencie? Zaczyna szuka� odpowiedzi. Nie w ludziach: uwa�a, �e s� �lepi. Ufa ksi��kom. Uprawia wielogodzinne lektury. Moli si� w bibliotekach. Du�o tytu��w i coraz wi�cej pyta�. Ale te wyprawy poci�gaj�, ta w�dr�wka po zmrokach pachnie przygod�. Co kryje si� za zakr�tem tej tezy? Jakie przepa�ci ods�oni ta stronica? Trzeba by� ostro�nym: grunt jest grz�ski.
Jego przyjaciele st�paj� w tym czasie po twardej glebie. Maj� magiczn� formu��: du�e A. Du�e A - to symbol amortyzatora. Wi�c w tym zamyka si� program: �y� bez wstrz�s�w. Nie wystawia� cia�a na zdradliwe przeci�gi. Snu� szczelny kokon.
Ju� wiemy, �e pracuj�. Na og� s� to zdolne typy. Fachowcy zorientowani w nowinkach ze swojej bran�y, przeczuwaj�cy jej wielkie perspektywy. Na boisku pi�karzy dzieli si� na tych, co maj� ci�g na bramk�, i tych, kt�rzy pl�cz� si� po murawie. Oni maj� w�a�nie ten instynktowny ci�g na bramk�. Misiek tylko si� kr�ci. T�um przegapia gap� i ch�onie wzrokiem zagrania tych pierwszych, obserwuje ich akcj�. Tu mo�e by� wynik! Ulubione powiedzenie Szeryka: "W sporcie liczy si� tylko wynik. U nas te�". Misiek m�wi, �e czuje wtedy, jak oblewa si� potem: na koncie ma same przegrane.
- Ty gapo - krzycz� mu w twarz - ty przekl�ta gapo. Gdzie ci� nosi? Przy��cz si�: potrzebny nam kaligraf.
Bierze jak�� partanin�. Nawet mu si� udaje. Potem to przestaje go bawi�. Wyst�puje ze sp�ki. Bo tam ju� jest sp�ka! Wsp�lne organizowanie projekt�w, podzia� pracy przy wykonywaniu um�w, wzajemne us�ugi i �wiad-
62
czenia. Jest to autentyczny kolektyw, utrzymuje gapa -zgrany i pr�ny. Je�li jest szansa zarobku, potrafi� tyra� Jak" mnisi. Je�li nale�y od�o�y� - b�d�" g�odowa� bez wahania. Pokorni niewolnicy swoich pasji, zoboj�tniali na wszystko, czego nie maj� bezpo�rednio przed oczami. Ich umys�y osi�gaj� stan napi�cia tylko ugodzone ostrog� namacalnej korzy�ci. Poza tymi okresami tkwi� w zupe�nym rozpr�eniu. Jest ono tak puste, �e osi�gn�wszy moment bezw�adu s� zaledwie zdolni wymienia� b�ahe s�owa, nigdy - istotne tre�ci.
Nie znamy swoich j�zyk�w - ubolewa Misiek.
A jednak pozostaje w kontakcie. Czy bawi go rola gapy? To, �e uchodzi za sko�czonego patafiana? Nawet w jaki� spos�b jest powa�any. Nie podzielaj�c zapa��w tego stadka, mo�e na nie pohuka�, zadrwi� z jego ci�got. Gapa nie rozpycha si� �okciami. Kr��y wok� czo��wki jak wierny satelita, pozostaje w jej magnetycznym kr�gu przyci�gania, ale porusza si� zawsze po zewn�trznym torze. Wie, �e ci, kt�rych opasuje swoim lotem, coraz bardziej decyduj�.
- Dziwne, ale przyznaj�, �e to, co robi�, jest dobre. Tworz� rzeczy, kt�re wa��. S� cenni. Na ich prac� czekaj� ludzie. Bez tego, co daj� �wiatu, nikt ju� nie wyobra�a sobie �ycia. Maj� wyczucie konkretu, a co si� jeszcze liczy, kiedy wszystko inne przecieka cz�owiekowi przez palce?
Tym samym gapa wydaje na siebie wyrok. Nosi jakie� pi�tno degradacji. Komu przydatne s� jego rozterki? Gdzie jest audytorium, kt�re wys�ucha jego strapie�? Ludzie - stwierdza - pogr��eni w odm�cie drobiazgowych k�opot�w nie s� w stanie przebi� si� na powierzchni� i zaczerpn�� oddechu. Unosz� ich pr�dy, wch�aniaj� wiry.
- Przesadzasz, gapa - spieram si�. - A ta przesada ci� ze�re. Zostanie z ciebie wi�r.
Ale ja te� przesadzam: gapa si� uchowa. Mi�o jest spotka� takiego cz�owieka, cho� to uci��liwy kompan. Ci�gnie nas z miejsca w g�sty opar m�drkowania, zmuszaj�c o-dr�twia�y m�zg do wi�kszej ruchliwo�ci. Ale przynajmniej od�wie�amy si� po serii pustynnie ja�owych pogaduszek, w kt�rych bezwiedny wysi�ek jest nacelowany jak gdyby
63
wy��cznie na to, aby w�r�d stu s��w nie przemkn�a si�
�adna my�l.
Jest to na pewno niemodny osobnik. Nie stosuje diety--cud, nie czyta powie�ci "Czar twoich k�ek" w odcinkach, nie odk�ada nawet na hulajnog�. Zadr�czaj� go kwestie, o kt�rych istnieniu nic nie wie jego �rodowisko. Jest kim� za szyb�: wida� twarz, poruszenia, ale nie s�ycha� jego g�osu. Zostaje wi�c sam i samotno�� parali�uje jego wol�. Gapa jest pe�en energii, ale przechowywanej w stanie zamro�enia. Ma poczucie, �e powinien co� zrobi�, i nie wie co. Kiedy zdaje mu si�, �e wie - wyrasta pytanie: czy warto? Rezygnuje, macha r�k�.
Wraca do domu. Zapala radio. Czyta jakie� wiersze, rzuca. Bierze Dostojewskiego. (Zastanawia si� nad zdaniem: "Wydawa�o mi si�, �e dr�czy go jaka� my�l, kt�rej sam nie mo�e sobie u�wiadomi�"). Zapala papierosa.
Eartha Kitt �piewa Cest s/ bon.
Gapi si� przez okno. Kiedy naucz� si� leczy� raka? Dzieci rzucaj� pi�k�. Parzy herbat�. Jutro zmieniaj� filmy.
Eartha Kitt �piewa Let's do it.
Czyta: "By�o w tej naturze wiele pi�knych poryw�w i szlachetnych zamiar�w; lecz wszystko w niej ci�gle szuka�o r�wnowagi, kt�rej nie znajdowa�o, wszystko by�o chaotyczne, faluj�ce, niespokojne". To Liza - my�li. Znowu wychodzi na ulic�. Kogo� spotyka. Rozmawiaj�. Mijaj� godziny. Nic nie widzi. Marznie.
To wszystko.
Danka
Andrzejowi Berkowiczowi
Zacz��em od plebanii. Stuka�em do masywnych drzwi. Zgrzyta� zamek, chrz�ci�y klucze, wreszcie drgn�a klamka. Z mroku sieni wyp�yn�� i znieruchomia� owal czujnej twarzy.
- Chcia�em m�wi� z proboszczem.
- Pan?
- Jestem z prasy, a przyjecha�em...
- Domy�lam si�, oczywi�cie. Rozumiem. Niestety, ksi�dza proboszcza nie ma. Robi� zaw�d, prawda? Liczy� pan na co� pikantnego? M�j Bo�e, gdyby to by�o zabawne.
- Kiedy b�dzie proboszcz?
- Och, to nie zale�y ani od pana, ani ode mnie. O tym zadecyduj� inni. Darujmy sobie domys�y.
Twarz ukry�a si� w mroku, klucz znowu zachrz�ci�, zamek znowu zazgrzyta�. Parafia sta�a na ko�cu uliczki, bior�cej pocz�tek w rynku. Sta�a blisko jeziora, w ob�oku klon�w i d�b�w, pi�trowa, o prostej zdawkowej architekturze. Obok, ponad szczyty drzew, wynosi�a si� wie�a ko�cio�a z galeryjk� i dzwonem. Dalej, ale jeszcze w obr�bie plebanii, przycupn�� domek, ma�a kolorowa chatka. Chyba oni tam mieszkali - pomy�la�em. Podszed�em bli�ej, zobaczy�, czy szyby w domku s� wybite. Tak, by�y wybite.
Zawr�ci�em do miasteczka. Zmilcz� jego nazw�, a reporta� wyja�ni dlaczego. Le�y ono w p�nocnej cz�ci Bia�ostocczyzny i nie ma cz�owieka, kt�ry by przynajmniej raz w swoim �yciu nie ogl�da� jednego ze stu takich miasteczek. Nie r�ni� si� one niczym. Maj� senne twarze, ca�e w liszajach zaciek�w i bruzdach sp�kanych mur�w, a kiedy kto� przechodzi rynkiem, odnosi wra�enie, �e wszystko przygl�da mu si� spod przymru�onych powiek nieruchomo, natr�tnie.
Rynek jest brukowany, prostok�tny i pusty. Pada deszcz. Ca�y lipiec ocieka deszczem, ludzie przestaj� wierzy� w lato. l miasteczko ocieka deszczem, dachy, uliczki, chodni-
65
5 - Busz...
ki. Kilka drzewek rosn�cych na rynku te� ocieka deszczem. Pod tymi drzewkami stoi ch�opak. Ma kurtk� w szerok� krat�, autentyczne farmery i znoszone trampki. Stoi tak, bez sensu i nadziei, dla samego faktu stania, aby dalej, byle prze�y�, typowy stojak spod CDT, dla kt�rego stanie jest form� egzystencji, stylem �ycia, poz� i rozrywk�. Spyta�em go:
- Kolega st�d?
- Teraz nie, teraz z Warszawy.
- A tu na wakacjach?
- Zgadza si�.
Weszli�my do gospody. W jednej sali by�a restauracja, w drugiej kawiarnia. Dym wisia� nisko, w szarych zwe�-nionych smugach. Kelner przyni�s� wino.
- To co b�dzie? - spyta� ch�opak.
Zahaczy�em o t� spraw� z plebani�. Mo�e on co� wie? Mo�e przy tym by�?
- Nic z tych rzeczy - powiedzia�. - Jak przyci�gn��em z Warszawy, to ju� by�o po wszystkim. Mowa jest kr�tka, za gadk� nie p�ac�. Opowiadali mi kole�kowie, jak te baby tam posz�y. Ona jest teraz w szpitalu. Podobnie�, �e sztuka by�a nie z tej ziemi. Nogi jak sen, wyprzedzenie, buzia, wszystko na swoim miejscu. Trafiaj� si� takie, tylko trzeba wykapowa�. Ja sam poderwa�em jedn� na wiosn�. Jezuniu, jaka s�odka! Ze Sniadeckich, zna pan ulic�? Chodz� tam do technikum. Troch� dzieciak, 16 na liczniku, ale ostrzelana, szkoda s��w. Cz�owiek, jak ma czas, to jest korba, ale co, kiedy p�dz� do nauki, nie daje rady d�ugo si� miga�. T� afer� za bardzo si� pan nie przejmuj. Szkoda tylko tej niu�ki. Ale ludzie nie maj� tu orientu. Co si� dziwi�.
Doradzi� mi: - Pogadaj pan z szefow� restauranu. Ona jest oblatana.
Poszed� i przyprowadzi� kobiet�. By�a to t�ga niewiasta, ubrana z przesadn�, nieopanowan� elegancj�. Twarz mia�a zarzucon� pudrem, r�em i szmink�. Usiad�a, opar�a si� �okciami o stolik, palce wsun�a we w�osy.
- Owszem, posz�am - m�wi�a - interes ode mnie tego wymaga. Prywatnie bym nie posz�a, ale musia�am dla interesu. Je�libym si� sprzeciwi�a, kobiety zabroni�yby przychodzi� m�om do mojej restauracji. Wtedy trac� klien-
66
t�w, a zabiera ich hotel miejski. Hotel te� ma resturacj�. To jak si� one zacz�y zbiera� przed domem, co teraz buduj� ko�o stra�y, zostawi�am w lokalu m�a, a sama posz�am. Najpierw by�o uplanowane, �eby porwa� proboszcza, ale jego nie by�o, bo zawezwali go do kurii. Wtedy kt�ra� krzykn�a, �eby i�� do ko�cio�a i tam Boga prosi�, aby nie pom�ci� si� na nas za t� zniewag�, jak� w jego domu �wi�tym wyczyniaj�. Kiedy wesz�y�my, pan widzia� ju� ko�ci�? - na �rodku sta�a ta figura, a pe�no wi�r�w naoko�o, bo ona jest z drzewa, a jeszcze niegotowa. To wszystkie ukl�k�y�my, ale stara Sadowska zerwa�a si� i w krzyk: Por�ba� j�, por�ba� i spali�. Niech zejdzie nam z oczu - tak krzycza�a, l biegnie do tej figury, a tam le�a�y r�ne m�otki i takie d�utka i siekierka, to ona �aps za siekier� i zamachn�a si�, a mnie si� zimno zrobi�o. Raz uderzy�a, ale dolecia�a Pi�rkowa, matka tego, co w m�ynie pracuje, i �apie Sadowsk� za r�k� i m�wi: - Rzu� te siekier�, nie wa� si� nawet dotyka� figury, bo ona jest �wi�ta. A Sadowska krzyczy: - �wi�ta? To dziwka -nie �wi�ta. Powiedzia�a jeszcze gorzej, ale nie b�d� powtarza�, pan sam wie. A Pi�rkowa znowu do niej: Nie blufnij, bo ci� piek�o po�re i nas, co na to pozwalamy. To znowu Sadowska obraca si� w nasz� stron�, a my, panie, wszystkie kl�czymy i ze strachu mamy o�owiane nogi, i wo�a: Patrzcie, kobiety, nie b�d�cie �lepe i patrzcie, czy to nie jest ta dziwka, przecie� to ona, niech mnie ziemia skryje, �e to ona. Ja panu powiem, ale tego niech pan nigdzie nie podaje, bo ze mn� wtedy koniec. To by�a ona. G�owa, twarz, posta� - te samiusie�kie. Wykapana. Ale wtedy ka�da czu�a takie przera�enie, taki ob��d, �e �adna nie �mia�a potwierdzi� Sadowskiej. A Pi�rkowa stoi i zas�ania cia�em figur�, i m�wi: Po moim trupie, po moim trupie. A dzie� by�, panie, pi�kny, nie tak jak dzi�, tylko w tym ko�ciele szaro, mrok, ci�ki strach i krzyk tych kobiet. Sadowska wtedy w p�acz, w zawodzenie, a my�my zacz�y ucieka� na dw�r. l co pan powie, wychodzimy, a tu od tego ma�ego domku przy plebani! idzie ta dziewczyna, Matko �wi�ta! Ja owszem, nie jestem zacofana na tle mody, by�am ju� w Sopotach i sama ubieram si� �uptu-date. Ale przecie� tego u nas nikt nie widzia�. A sam nasz proboszcz to wykrzykiwa� dawniej na zgor-
67
Sama nie wiem, co go teraz op�ta�o. Id� po rozum do g�owy, ale nie wiem. No wi�c ta dziewczyna nadchodzi, a kostium ma, jak to si� m�wi, bikini. M�czyzna kichnie i ju� wszystko zlatuje. Pan wie, kobiety nie lubi� jedna o drugiej dobrze m�wi�, ale ja nie jestem zacofana i przyznam, �e ta dziewczyna by�a jak r�y p�k. Za tak� ka�dy ch�op p�jdzie na m�ki i katusze. O Bo�e, no i, prosz� pana, kobiety j� widz� i dawaj sycze�. Jakby posz�a dalej, to mo�e nic by nie by�o, jakby spotka�a nas innego dnia, to te� mo�e by nic nie by�o, ale my�my akurat wysz�y z ko�cio�a i tam rozegra� si� ten dramat, co ju� opowiedzia�am, i ka�da mia�a w sercu strach i gorycz i chcia�a si� tego pozby�. Dziewczyna podesz�a i spyta�a: Panie kogo� szukaj�? Wtedy wysun�a si� Maciaszkowa i m�wi: Tak, ciebie, zarazo! l �up j� lask� w g�ow�, bo Maciaszkowa jest kulawa i nosi lask�. A potem drugi raz jej dola�a i trzeci. Ja stan�am, panie, jak kamie�, w oczach mi si� zrobi�o ciemno i my�l�: co tu b�dzie, co tu b�dzie, a my�li mi si� t�uk� w g�owie, jak sroki w dziupli. One j� lej�, a ja ani drgn�. Potem jeszcze posz�y do tego domku, szyby pot�uk�y, graty wywlok�y i po�ama�y, cho� graty by�y proboszczowe. Na ten moment patrz�, a idzie Micha�, znaczy nasz ko�cielny. Wo�am to babom, a one chodu. Ja za nimi. Ju� powiedzia�am na milicji, �e interes m�j tego wymaga, �eby zawsze i�� z lud�mi. Zacofana nie jestem, ale i�� musia�am.
Posterunek milicji mie�ci si� r�wnie� w rynku, naprzeciw gospody. �atwo st�d widzie�, w jakim stanie bywalcy opuszczaj� lokal. Go�cia mo�na szybko przeprowadzi� na drug� stron� placu, gdzie pod k��dk� trze�wieje i odzyskuje r�wnowag�. Dy�urny milicjant siedzi za barierk� i obserwuje rynek; m�wi:
- Og�lnie, to tu jest spok�j. Ale by�o jedno zaj�cie. Takiego jeszcze u nas nie by�o.
- W�a�nie - wtr�cam - chodzi mi o szczeg�y. - U�miecha si� niejasno, bo nie chcia�by m�wi� bez zgody kierownika. Po godzinie przerzucam teczk� materia��w otrzyman� od kierownika posterunku. Kierownik pomaga mi ch�tnie, proponuje nazwiska, podaje adresy. Szperam
68
muj� z teczki.
"".Nadmieniam �e pierwsza przysz�a do mnie ob. Helena Krakowiak moja s�siadka kt�ra nadmieni�a dosy� ju� tej obrazy zgorszenie idzie na okolic� sam Pan Jezus wyp�dza� lichwiarzy z ko�cio�a czym daje nam przyk�ad. Nadmieni�a tak�e samo �e my dajemy pieni�dze na tac� dzieciom od ust odejmuj�c a oni si� pas� �eby mogli bezece�stwa wyprawia�. Miesi�c ju� patrzymy na to �e przyszed� kres naszej cierpliwo�ci czy d�ugo b�dziemy cierpie� te widoki zaznacza�a ob. Helena Krakowiak jeich dzieci niech diabe� �wi�ci i si� prze�egna�a. Wy�ej wymieniona podkre�li�a �e figur� Matki Boskiej mo�na by�o zakupi� ze sk�adkowych pieni�dzy a wtedy by nie by�o takiej obrazy moralno�ci i rozpusty jakiej �wiat nie widzia�. Nast�pnie pragn� poda� �e przychodzi�y do mnie jeszcze inne obywatelki a to (tu szereg nazwisk) przyznaj�ce racj� wy�ej wymienionej kt�ra to obywatelka zapod-da�a my�l aby przep�dzi� t� prostytutk� jak si� wyra�a�a bo kurw�w nam na plebani! nie potrzeba co jeszcze powiedzia�a. Wy�ej wzmiankowane potwierdzi�y �e innego wyj�cia nie ma i ob. Helena Krakowiak wskaza�a miejsce ko�o stra�y na dzie� wtorek 28 czerwiec na godzin� 4 po po�udniu �eby da� jeszcze ch�opom i dzieciom obiad oraz pozmywa� i zamie��..."
Jeszcze tego dnia m�wi�em z sekretarzem Komitetu Miejskiego. Siedzia� naprzeciw mnie, wysoki, �ylasty, garbi� roz�o�yste ramiona. Pociera� czo�o, zastanawia� si�, zdania wyg�asza� powoli, z namys�em.
- Wiecie, towarzyszu, to przecie� mog�a by� prowokacja.
- Z czyjej strony? - spyta�em.
- Ze strony kleru. Kler takie rzeczy lubi robi�, jak mu si� nie patrzy na r�ce.
Trwa� przy tym zdaniu, nie dopuszcza� innej wersji. Musia�a to by� prowokacja, powtarza�. Nie zna�em proboszcza, a on go zna�. Proboszcz mia� posuni�cia, kt�re by�y bardzo wymowne. Wystarczy�o je zanalizowa�. Ich sens by� jasny. Ca�kiem jasny.
Zmienili�my temat. Nowy temat cieszy� sekretarza i mnie. W miasteczku powstanie fabryka. Ju� kopi� fun-
69
damenty, b�d� te� budowa� osiedle. Miasteczko rozrusza si�, zagra nowym �yciem. Znajdzie swoje miejsce na gospodarczej mapie kraju. Ju� dzisiaj jego przysz�o�� rysuje si� obiecuj�co. Przyrzek�em przyjecha� na reporta�. Podali�my sobie r�ce, znowu chodzi�em uliczkami, pada� deszcz, woda szumia�a w rynnach, ten ch�opak w farmerach sta� pod drzewkami w rynku. To on zaleci� mi spotkanie z ko�cielnym, prowadzi� mnie przez dziury w p�otach, przez sienie i podw�rza. Mieszkanie, do kt�rego weszli�my, by�o pe�ne ��ek i krzese�, t�pionych w sto�ecznych pismach obraz�w i wykpiwanych figurek. Dw�ch m�czyzn siedzia�o przy stole. Jeden stary z r�k� na temblaku, a drugi blondyn, postawny i wysoki, jak si� okaza�o -jego syn. Stary wstai i wyszed�.
- Ojciec choruje - powiedzia� blondyn - r�ka mu si� jadzi i jadzi. Siedz� tu, �eby mu pom�c, bo mamy te� kawaiek pola, ale tak si� wyrywam a'o du�ego miasta! - Micha� S. jest ju� po wojsku, kiedy wr�ci� do domu, zmar� stary ko�cielny i jego wzi�to na zast�pstwo. Innej pracy nie m�g� dosta�, dopiero mo�e jak zbuduj� t� fabryk�. Zorientowa�em si�, �e swoj� funkcje traktuje z przymru�eniem oka, jest otrzaskany w �wiecie i zmieni zaw�d przy pierwszej okazji.
- Pan w sprawie tej draki? - �mia� si�, �e mnie to interesuje. Zaczyna�o zmierzcha�, deszcz pada�, okna ocieka�y wod�. - Mo�e zrobi� herbaty? - zaproponowa� Micha�.
- On przyjecha� jeszcze w maju. Akurat przecina�em gai�zie. Podchodzi m�czyzna i pyta o proboszcza. Nie mia� wi�cej jak trzydzie�ci lat, ubrany w sweter, chustka naoko�o szyi, a w r�ku trzyma pakunek. Zaprowadzi�em go do kancelarii. Powiedzia� "dzie� dobry" i przedstawi� si�. M�wi�, �e jest rze�biarzem z Wroc�awia. Rozpakowa� papier, a tam by?a g�owa kobiety. Prosz� spojrze�, powiedzia�, to rze�ba Marii w gipsie. Czy ksi�dz by nie reflektowa�? Nasz stary zacz�� to ogl�da�, bra� do r�ki, wa�y�, ale potem m�wi: Nie, �e nie we�mie. Tamten wzi�� g�ow� i pakuje j� z powrotem, a stary ka�e mu siada� i zaczyna go wypytywa�, gdzie si� uczy�, co robi�, czy mia� wystaw� i takie detale. Wida� spodoba� si� staremu, bo ten m�wi: Wie pan, tej Marii nie kupi�, ale nasz ko�ci�ek by� wio-
70
sn� odnawiany, restaurowali�my boczny o�tarz, a tam brakuje rze�by Marii Panny. Kiedy� by�a, tylko robactwo tak j� z�ar�o, �e si� rozsypa�a. Mo�e by si� pan tego podj��? Ten m�wi, �e owszem, wi�c poszli zobaczy� na miejsce. Rze�biarz oblicza�, oblicza� i m�wi: W porz�dku, pi�� tysi�cy i w porz�dku. Na to stary - protest. �e nie ma forsy, remont wyczy�ci� mu kas� i tyle nie da. Targuj� si�, a� proboszcz zaczyna tak: Zrobimy inaczej, m�wi, mam tu domek dla ko�cielnego, ale on mieszka w miasteczku, wi�c domek stoi pusty. Pan w nim zamieszka, ja prze�ywi�, a pan mi t� rze�b� zrobi. Tu jest jezioro, las, okolica pi�kna. Rze�biarz nie odzywa si�, wida�, �e co� kombinuje, a potem odpowiada: Zgoda, prosz� ksi�dza, ale pod jednym warunkiem. Pracuj� obecnie nad rze�b�, na kt�rej mi bardzo zale�y, i nie mog� tej pracy przerwa�. Robi� t� rze�b� z modela. Ot� przystan� na propozycj�, je�li ksi�dz pozwoli mi zamieszka� tu z modelk�. Stary si� przestraszy�: Tu, na plebaniil? wo�a. Patrz� na niego i widz�, �e ma pietra. Nie chcia�, nie chcia�, ale z�asi� si� na fors� i wreszcie powiedzia�: Zgoda.
Przyjechali z pocz�tkiem czerwca. Wtedy j� zobaczy�em. To nie by�a kobieta, to by� cud. Zgrabna, �liczna, jasne w�osy. Przywita�a si� ze mn� i m�wi: Na imi� mi Danka. A panu? Mnie zatka�o. W gardle dusi, w oczach lataj� mi p�atki, czuj�, �e skonam. Co� wybe�kota�em, ale zaraz my�l�: Micha�, dziwne rzeczy zaczn� si� u nas dzia�. No i patrz pan - zgad�em.
Stary najpierw przed ni� ucieka�. Siedzia� u siebie, nie wychodzi�. A ona jakby by�a na pla�y - rozbiera si�, koc na traw� i opalanie. Od rana do wieczora ci�gle w kostiumie. Wierz mi pan, na ni� to si� cz�owiek ba� patrze�. Bo jak si� patrza�, chcia�o mu si� p�aka�, �e jest takie nic, takie zaplute zero i �e mo�e wy� do ko�ca �wiata, a ona na niego nawet nie spojrzy. Ten rze�biarz chodzi� ko�o niej jak psiak. On j� musia� kocha�, musia� j� kocha� za wszystkich m�czyzn, kt�rym tego nie by�o wolno. Ch�op by� z niego na poziomie, bardzo r�wny. Pomaga�em mu znale�� drzewo, ostrzy�em mu narz�dzia, nieraz do miasta szed�em kupowa� im wino. W zgodzie �yli�my. Kiedy ju� by�o drzewo, od razu zabra� si� do roboty. R�k� mia� pewn� i ci�� �mia�o, sz�o mu to wprawnie. Wtedy
71
stary zacz�� wychodzi� z plebanii. Kluczy� mi�dzy drzewami, a Danka le�a�a na kocu. Co chce stary podej��, zaraz si� cofa. Kusi�o go, ale si� trzyma�. Patrzy�em si� czasem, to mnie �miech bra�. Nieraz wstawa�a i chcia�a do niego przyj��, ale wtedy stary buch do ko�cio�a. Taka zabawa jak w kotka i myszk�. Szko�� to on z ni� mia�. Do rze�biarza zagl�da� cz�sto patrze�, jak mu idzie robota. Siada� na �awce, przygl�da� si� i z pocz�tku nic nie m�wi�. Dopiero jak ten zacz�� obrabia� twarz, stary wda� si� z nim w d�u�sze pogaw�dki. Te� przychodzi�em na t� rze�b� popatrze� i widzia�em, co si� �wi�ci. On rze�bi� Dank�. Rze�bi� jej twarz, szyj�, ramiona. Dalej sz�y d�ugie szaty, ale od g�ry to by�a Danka. Stary pyta�, czy usta nie sq zbyt szerokie. Bo ona mia�a usta drobne, pe�ne, ale drobne. Czu�em, �e chcia�, �eby ta Maria w o�tarzu by�a obrazem Danki. Ale przecie� wprost powiedzie� tego nie m�g�.
A w mie�cie ju� szumi jak w ulu. Ch�opaki lataj� podpatrze�, baby przychodz� niby to si� modli�. Ruch ko�o plebanii wielki, l zaraz gadanie, plotki, domys�y, co pan chcesz. Mnie te� ci�gle zaczepiali: Micha�, a co to za jedni? A ja im prawd� m�wi�em, bo cz�owiek jest g�upi. Posz�o par� bab z delegacj� do proboszcza. Co� im wyt�umaczy�, na par� dni spok�j. A potem znowu to samo i jeszcze gorzej. Raz starego wezwali do kurii, a ten rze�biarz pojecha� akurat do Bia�egostoku po d�uta. No i wtedy przysz�y te zo�zy.
Micha�a S. przy tym nie by�o. Pomaga� potem odwie�� j� do szpitala. Wr�ci� i opowiedzia� wszystko jedynemu cz�owiekowi, kt�ry w mie�cie przyja�ni� si� z rze�biarzem. By� to polonista J�zef T.
J�zef T. (odwiedzam go o p�nej godzinie) m�wi:
- Siedzieli�my wieczorem. To by�o nad morzem kilka lat temu - powiedzia� do mnie rze�biarz. Szuka�em tematu do pracy dyplomowej. �azi�em na pla�y, traci�em dni. Na pla�y �atwiej znale�� model ni� w mie�cie, ludzie s� rozebrani. Nie spotka�em nic ciekawego. Kiedy� zaszed�em nad brzeg, miejsce by�o puste, rozci�gni�ta na piasku butwia�a rybacka ��d�. Podszed�em, za �odzi� siedzia�a dziewczyna. Czy musi kolega stan�� akurat tu? - spyta�a. Gdyby kole�anka mog�a si� zobaczy�, nie zadawa-
72
�aby takich pyta� - odpar�em. Byli�my bardzo m�odzi, wtedy obowi�zywa�a ta forma. Po miesi�cu Danka pojecha�a ze mn� do Wroc�awia, na moje poddasze. Tu j� rze�bi�em. Tytu�y prac musia�y mie� swoj� wymow�, wi�c rze�b� nazwa�em "Dziewczyna po pracy" i zawioz�em na wystaw�. Wtedy jury j� odrzuci�o. Orzekli, �e jest zbyt sakralna. By�em z�amany, nie mog�em sobie znale�� miejsca. Godzinami le�a�em na ��ku w zupe�nym zamroczeniu. Wreszcie wpad�em na zwariowany pomys�. Po�yczy�em u dozorcy w�zek, zapakowa�em rze�b� i jad� do kurii biskupiej. M�wi� im: Kupcie to, panowie, rzecz nazywa si� "Madonna oczekuj�ca zwiastowania". Naradzali si�, w ko�cu nie wzi�li. Jest zbyt socrealistyczna, tak m�wi�. Nie mia�em ju� si�, zawlok�em w�zek nad Odr� i �omem pot�uk�em ca�y gips. Bo to by� gips. Kiedy si� opami�ta�em, zobaczy�em, �e zosta�a jeszcze g�owa rze�by. Chcia�em j� wrzuci� do rzeki. Nie zrobi�em tego, wzi��em j� ze sob�. Przynios�em do pracowni, rzuci�em w k�t.
Dopiero w tym roku spotka�em znowu Dank�. Wszystko by�o jak przedtem. Chod�, pojedziemy na Mazury - m�wi� do niej. Zgodzi�a si�. A ja nie mia�em grosza przy duszy. Przypomnia�em sobie o tej g�owie. My�l�: Wezm� j�, opchn� jakiemu� ksi�ulowi i przy okazji wynajd� met�, l tak tu trafi�em.
A dzisiaj jest niedziela. Deszcz pada, deszcz nie przestanie ju� chyba nigdy pada�. Pow�d�. Potop. Ludzie trac� domy. Ci�kie straty gospodarcze. Z okna hoteliku widz�, jak mimo chlapy wychodz� na ulic� mieszka�cy miasteczka i od�wi�tnie ubrani krocz� godnie w stron� rynku, do gospody albo do ko�cio�a. Ubieram si� i wychodz�. Niekt�re twarze ju� znam. K�aniamy si� sobie. Reporter nie mo�e na d�ugo si� ukry�. Wi�c nie przemykam si� skrytymi przej�ciami, ale id� ulic� g��wn�, ludn� i pogr��on� w b�ocie.
Wchodz� do ko�cio�a. W blaskach �wiate� stoi drewniana rze�ba, posta� �licznej dziewczyny. Dzie�o nie jest doko�czone, ale twarz, g�ow�, ramiona mistrz zd��y� ju� odda� w szczeg�ach. S� to szczeg�y najwy�szej klasy. Ludzie podchodz�, przykl�kaj�, zginaj� grzbiety. A ja zadzieram g�ow� wysoko. Nie mog� si� napatrze�.
Nikt nie odejdzie
Nie chcia�bym tam mieszka�. Tam stoi st� nakryty kraciastym obrusem. Wi�c przy tym stole nie chcia�bym wi�cej siedzie�, l s� sztuczne kwiaty o nieugi�tych drucianych �odygach. Tych kwiat�w nie chcia�bym r�wnie� widzie�. Za szafk� stoi siekiera. Daii mi j� do r�ki, �ebym zobaczy�, czy jest ci�ka. Tak, jest ci�ka. Tym ci�arem siekiera zawis�a nad trzema g�owami. Nad siw�, drobn� g�ow� ojca. Nad g�adkim w�osem otoczon� g�ow� matki. Nad wyko�czon� r�wnym je�em g�ow� syna. Jak w nich nie ci�nie, to we mnie ci�nie, m�wi ojciec. Ojciec to by chcia� syna zamkn��. Matka to by chcia�a zamkn�� ojca. Ju� najlepiej, �eby z nami si� co� sta�o, powiada syn. Wtedy �ycie by�oby inne. Bo takie dalej ju� nie mo�e by�.
... wi�c jak przychodz�, wtedy oni do mnie. Od razu gwa�tu, od razu si� rzucaj�. Najgorszy jest ch�opak. Ja chcia�em, �eby on mi na stare lata gra�. Kupi�em mu pianino, kupi�em akordeon. Ale jemu nie muzyka w g�owie, jemu w�dka. My�la�em, �e sobie si�d� wieczorem - to on mi pogra. A on mi chce gra�, ale na �ebrach. Ona tego ch�opaka przeciw mnie podburza. Ona m�wi: W�adziu, daj mu, �eby wiedzia�! l ja tego nie mog� wytrzyma�. K�ad� si� spa� - to nie wiem, czy wstan�. Musz� uwa�a�, �eby silnie nie zasn��, bo jak silnie zasn�, to zrobi� ze mn� koniec.
... ale� co on wygaduje. Ja wa�y�am 87 kilo, a teraz wa�� 54. To on ze mn� tak zrobi�, m�j m��. On najpierw nic, tylko chodzi i chodzi. A potem byle co i zaczyna nim trz���. Wtedy z niego wylatuje krzyk. Tego krzyku ju� si� nie boj�. Ale jak z�apie co� w r�k�, wtedy si� boj�. Najgorzej, jak z�apie siekier�. Wszystko mo�e mi zrobi�. Jemu o nic nie chodzi, tylko o jakie� byle co. Ja ju� wyp�aka�am oczy, moje r�ce lataj� - o - tak. l nie ma wyj�cia. Tylko ten syn si� biedzi, ten syn mnie kocha.
... matki nie dam ruszy�. Pan wybaczy, ale nie dam
74
ruszy�. Jak on do matki, to ja do = niego. Panf, wybaczy, ale tak jest. On m�wi, �e ja lubi� wypi�? Nie powiem, czasem wypi� musz�. Ja jestem muzyk, gram na weselach. A muzyk jak nie wypije, to nie jest �aden muzyk, pan wybaczy. Zreszt� mnie du�o nie trzeba przy mojej gru�licy. Ju� po paru kieliszkach jestem mi�y. A czasem wystarczy jeden kieliszek. Nawet po piwie jestem mi�y, pan wybaczy. Sk�d mam chorob�? Bo ojciec mnie wyp�dza� spa� do psiej budy. Widocznie z tego. Ale wszystko znios�, ten gn�j w p�ucach, to, �e nie daje mi si� uczy�, to wszystko mog� znie��, ale matki nie dam ruszy�.
... ten dom znamy na pami��. Stary ci�gle do komisariatu lata, �eby ich zamkn��, bo go zabij�. Ale to on ich mo�e zabi�. My im m�wili�my, �eby si� uspokoili, �e im milicja nakazuje spok�j. Ale skutku nie ma. Czy takich ma��e�stw jest du�o? Tak, du�o. Przewa�nie w�r�d starszych. Jedno kot�owanie, jedno piek�o, tylko chodzi� i rozdziela�, bo z�apa�, to si� z�api�, ale rozdzieli� to nie maj� si�y. Du�o takich ma��e�stw. Przewa�nie w�r�d m�odych.
Bierzemy ten wypadek z milicjantem z Piastowa pod �wiat�o i dziwimy si�, jak to jest. Bo stary to dobry robotnik. W produkcji go chwal� za pilno��, za solidno��, za fach. Stary nie pije, roboty nie unika. A ona jest kobiet� nad wyraz spokojn�. Z niej gospodyni wielce zapobiegliwa. Czysty dom, oprany, wymieciony. A ch�opak te� porz�dny, �adnych doniesie� nie mia�, �adnych zaj�� nie robi�, chocia� m�ody. Przecie� to ch�opak nieszcz�liwy, ci�ko chory. Powinien si� leczy�, ale jak, skoro domu opu�ci� nie mo�e, �eby chroni� matk�, l matka domu nie opu�ci, �eby dba� o syna. A ojciec z domu nie p�jdzie, bo to jego dom.
Wszystko to s� dobrzy ludzie. Tu ich lubi�, ceni�, powa�aj�. Tylko je�li ka�de jest z osobna. Bo jak si� zejd�, wtedy mo�na si� prze�egna�. Bo zaraz pachnie trupem. On zaczyna od wyzwisk. Ty dziad�wko, wo�a. Ja dzia-d�wka? I kobieta wyjmuje z pude�ka stare fotografie, grzebie rozlatanymi palcami. Prosz�, to m�j ojciec. W wiklinowym fotelu siedzi starszy pan, w�saty, w solidnym garniturze, z okaza�ym krawatem. Wi�c czy ja mog� by� dziad�wk�? Albo mi m�wi: Ty taka owaka. Panie, czy ja
75
wygl�dam? On m�wi, �e ja chc� sobie SZUKOC cmopow. No, niech pan na mnie spojrzy. Wi�c spojrza�em na t� zniszczon�, zrujnowan� istot� i musz� wam powiedzie�, �e musieliby�cie dobrze szprycowa� wasz� wyobra�ni�, aby m�g� pojawi� si� w niej obraz tych ch�op�w, kt�rych ona by mog�a sobie znale��.
l tak od s�owa do s�owa, od tych s��w do siekiery. Taka karuzela. Ca�a tr�jka zam�cza si�, wyniszcza, unicestwia. Nie maj� o co i nie wiedz� o co. Nawet niewa�ny jest ten pow�d, kt�rego zreszt� nie s� w stanie poda�. Wa�ny jest ten styl �ycia, do jakiego z wolna przywykli. Wszyscy spe�niaj� swoj� donios�� misj�, pe�n� po�wi�cenia. Ojciec po�wi�ca wszystko dla nich, matka dla syna, syn dla matki. Wszyscy musz� �y�, bo jedno drugiemu jest potrzebne. Ojciec jest przekonany, �e gdyby nie on, tamci by z g�odu pomarli. Matka jest pewna, �e gdyby nie ona, ch�opak by szybko �ywot w gru�licy zako�czy�. Syn g��boko wierzy, �e gdyby nie on, ojciec by matk� zat�uk� na �mier�. Dlatego nie mog� si� rozej��, rozjecha� w trzy strony �wiata. Wszyscy s� zwi�zani na amen, na ca�� ziemsk� egzystencj�. Du�o jest takich ma��e�stw, m�wi mi milicjant. Przewa�nie w�r�d starszych, l powtarza zamy�lony: Tak, du�o. Przewa�nie w�r�d m�odszych.
Siostro - spyta�em - dlaczego siostra to zrobi�a?
Kl�czeli�my w �niegu, pod niskim niebem, mi�dzy nami by�a �elazna krata. Przez krat� widzia�em oczy zakonnicy, oczy wielkie, br�zowe, z gor�czk� w �renicach. Milcza�a, patrz�c gdzie� na bok. Ludzie, kt�rzy patrz� na bok, maj� co� do powiedzenia, ale strach knebluje im gard�o. Potem us�ysza�em jej g�os:
- Co mi pan przywozi?
A ja nie mia�em nic. Nie mia�em �adnych s��w ani �adnej rzeczy. Jecha�em tu poci�giem, brn��em w �niegu przez las, stuka�em do furty klasztornej, a w ko�cu sta�em przed strom� krat� przynosz�c jedno jedyne pytanie, kt�re ju� zada�em, l kt�re zosta�o schowane w sztywnych fa�dach habitu - bez echa.
Dlatego odpar�em:
- W�a�ciwie nie wiem. Mo�e tylko krzyk matki.
Ten krzyk budzi� wie� po nocach. Kobiety rozparzone gor�cem pierzyn, snu i mi�o�ci zrywa�y si� z ��ek. Ostro�nie stawa�y przy oknach. Ale wida� by�o tylko mrok. Dlatego m�wi�y m�om: Id�, stary, zobacz, co tam jest. Ch�opi upychali nogi w cholewach i wychodzili na dw�r. Szli zaspani obmacuj�c r�kami ciemno��, jak gdyby krzyk by� czym� takim, co mo�na chwyci� w gar�� niczym snopek �yta i przydusi� kolanem do ziemi. W ko�cu znajdowali przy figurze kobiet� wysok� i chud�, w starym p�aszczu. Kobieta kaszla�a. Mia�a wpadni�t� klatk� i ramiona ustawione tak, jakby czeka�a na przyj�cie kogo� drogiego. Ale ona zamyka�a w tych ramionach nie czyje� �ycie, a w�asn� �mier�. Nosi�a w sobie gru�lic�. Ch�opi m�wili kobiecie: Co tak cmokacie po nocy, id�cie spa� - i uspokojeni, �e to nie mord, nie kradzie� i nie po�ar, tylko zwyk�y b�l i nie ich w�asna przecie� rozpacz, wracali w ciep�o pierzyn, snu i babskich cia�.
77
Potem t� chud� z ramionami w kab��k odwie�li do szpitala, bo w tym jej krzyku byta ju� krew. Wie� mog�a teraz spa� po�r�d ciszy, ch�opi przestali obmacywa� r�koma ciemno��. W trzy miesi�ce kobieta wr�ci�a. Ludzie widzieli, �e teraz jej oczy s� suche i kamienne, a pierwszej nocy przekonali si�, �e w jej p�ucach nie ma krzyku. Wie�, kt�ra przedtem ba�a si� krzyku, teraz zl�k�a si� milczenia. Milczenie wci�ga�o ludzi jak g��boka woda. Zacz�li odwiedza� kobiet�. Zachodzili do izby, takiej samej jak wszystkie izby na wsi - z bukietem sztucznych kwiat�w, z kolorow� fotografi� �lubn� i z gipsow� tancerk� o zgrabnie wymodelowanym biu�cie. Wysoka kobieta otwiera�a szaf� i pokazywa�a wisz�ce tam rz�dem sukienki. Kolorowe sukienki, tanie i trywialne, bo to przecie�, m�j Bo�e, wcale nie chodzi�o o Pary�. M�wi�a:
- Ona mi nie pozwoli�a niszczy� tych sukienek. Ona wo�a�a: "Mamusiu, ja wr�c�".
Wtedy m�� tej wysokiej kobiety prosi�:
- Przesta�. Ju� przesta�.
M�� le�a� na ��ku ws�uchany w swoje serce. Jego serce porazi� drugi zawa�, wi�c le�a� nieporuszony i s�ucha�. Poci� si� od tego s�uchania, poniewa� by�o pe�ne napi�cia i wysi�ku. To jest takie uczucie, redaktorze, �e s�ucham nie tego uderzenia, kt�re jest, ale tego, kt�re ma nadej��. Czy si� odezwie, czy b�dzie cisza.
Le�y wiec tak, nieruchomy, z nadci�nieniem 250, zaj�ty w�asnym sercem i ju� niczym wi�cej, poniewa� samo serce jest ca�ym �wiatem, a �aden cz�owiek nie potrafi ogarn�� dw�ch �wiat�w naraz. On ju� swoje odby�, ten cz�owiek z drugim zawa�em. On by� na wyrobku, na robotach, w obozie i wiezieniu. Z t� wysok� kobiet� mia� jedno dziecko, c�rk� El�biet�. El�bieta urodzi�a si� w roku 1939, miesi�c przed wojn�. Niemcy wzi�li m�a za drut, wysoka kobieta zosta�a sama. Chodzi�a do burak�w. Ta robota zabiera si�y, bo ziemia buraczana jest ziemi� ci�k�. Matka k�ad�a El�biet� mi�dzy bruzdy, w cie� mi�sistych li�ci. Sama kopa�a w s�o�cu, zdyszana i kaszl�ca. Odpada�y jej r�ce. Wieczorami dorabia�a pisz�c dziewcz�tom listy do ch�opak�w: "W pierwszych s�owach mojego listu chc� Ci drogi Waldku zapada� �e nie wiem czy Twoje uczucie bije tym samym sentymentem co dawniej ale je�li
78
jest bez ust�pstwa w swym nieprzejednaniu to moje jest takie samo do Ciebie co Ci donosz�". Za taki list dostawa�a trzy jajka, a je�li by� to list, w kt�rym nami�tno�� mia�a eksplodowa� z si�� p�omienn�, dostawa�a kur�.
Po wojnie ojciec wr�ci� i, jak to by�o cz�ste w tamtych latach, dziecko musia�o nauczy� si� m�wi� "tato" cz�owiekowi, kt�ry by� mu obcy. Ale nie by� obcy matce tej c�rki. Z tego spotkania po d�ugiej roz��ce nic si� nie narodzi�o. El�bieta zosta�a jedynaczka. Zacz�a chodzi� do szko�y, a potem do liceum. Ten z dwoma zawa�ami i wysoka kobieta to s� pro�ci ludzie. Oni nie wiedz� nic o systemie Platona oni o tym, �e Szekspir jest wielki i �e Mozart umiera� przeklinaj�c �wiat. Ale widzieli w miasteczku na wystawie ksi��ki i mo�e kto� im m�wi�, �e istniej� na �wiecie ludzie, kt�rzy maj� du�o w g�owie, i �e takich ludzi otacza szacunek. Dlatego chcieii, �eby El�bieta si� uczy�a. Ale cz�owiek o dw�ch zawa�ach nie m�g� pracowa�, a wysoka kobieta mia�a tyiko rent�, l jeszcze mia�a gru�lic�. To by�o dobre, m�wi mi ta kobieta, �e mia�am gru�lic�, bo ja dostawa�am z poradni lekarstwa, to je sprzedawa�am po cichu, �eby El�biecie da�, na co jej by�o potrzeba.
El�bieta zrobi�a matur� w roku 1957 i zosta�a nauczycielk�. Dobr� nauczycielk�, tak m�wi� opinie. Bior� do r�ki zdj�cie zrobione w tamtym czasie. Na tym zdj�ciu El�bieta jest u�miechni�ta, ale cz�owiek po dw�ch zawa�ach i wysoka kobieta stoj� bardzo powa�ni. S� powa�ni, poniewa� nape�nia ich duma. Zostawcie na chwil� wasz podziw dla tw�rc�w maszyn elektronowych, dla konstruktor�w rakiet i budowniczych nowych miast. Pomy�lcie o matce, kt�ra straci�a p�uca, o ojcu, kt�ry zharata� serce, �eby ich c�rka mog�a zosta� nauczycielk�.
El�bieta jest nauczycielk�, a teraz p�jdzie na studia. Ale El�bieta nie idzie na studia. W roku 1961 wst�puje do zakonu. Cios by� mia�d��cy, by� morderczy. Matka b��ka�a si� nocami po drodze i rozbudzeni ch�opi obmacuj�c ciemno�� odnajdywali wreszcie wysok� kobiet� u kresu si�, a potem uspokojeni, �e to nie mord, nie kradzie� i nie po�ar, tylko zwyk�y b�l i nie ich w�asna przecie� rozpacz, wra-,_cali do cha�up w ciep�o pierzyn, snu i babskich cia�.
*!�< - � - �
79
Wysoka kobieta zostawa�a sama. Samotno�� nie by�a jej obca. Jeszcze kiedy El�bieta chodzi�a do liceum, zakonnice ci�gn�y j� do siebie. W domu El�biety by�o zimno, w garnczkach pusto, matka le�a�a i plu�a skrzepami. U zakonnic by�o ciep�o, dawa�y dobrze zje��. Siedzia�a tam ca�ymi dniami.
Spyta�em p�niej:
- Siostro, czy w tamtych czasach kt�ra� z zakonnic zada�a kiedy siostrze pytanie, czy matka ma przy ��ku szklank� wody?
Odpar�a: - Nie.
- A czy kt�ra� z zakonnic powiedzia�a siostrze: c�rko, zanim przyjdziesz do nas ogryza� kurczaka, ugotuj matce bodaj kartofli w �upinach.
Odpar�a: - Nie.
Po maturze wzmog�y si� naciski zakonne na El�biet�. By�a dziewczyn� potuln�, zamkni�t�, uleg��. Matka m�wi, �e by�a dziwad�em. Przechodzi�a stany l�ku, cz�sto p�aka�a. Co one jej m�wi�y? - spyta�em wysok� kobiet�. One jej m�wi�y s�owa og�lne, kt�re s� zawsze gro�ne. S�owo: pot�pienie i s�owo: wieczne, s�owo: pami�taj i s�owo: przekl�ci. El�bieta wraca�a z gor�czk�.
W ko�cu El�bieta znikn�a z domu. Pierwszy list, kt�ry przys�a�a z klasztoru, zaczyna si� zwrotem: "Przez Maryj� do Jezusa!" Tych list�w jest kilka. Czuje si� na nich r�k� cenzora, ale i tak przemykaj� si� tam zdania wymowne: "Prosz� Boga, aby da� mi �ask� wytrwania a� do ko�ca". Albo: "Czy wykluczyli�cie mnie ju� z waszej pami�ci? B�agam, nie czy�cie tego".
Wysoka kobieta chcia�a walczy�. Czym mo�e walczy� taka kobieta? Wszystko, co ma, to s� zdj�cia p�uc. Ogl�dam ten ponury dokument ca�y w dymach i w smolistej czerni jam. Z tym zdj�ciem wysoka kobieta jedzie przez p� Polski do klasztoru. Przyjmuje j� prze�o�ona. Ta prze�o�ona, kt�ra nie jest lekarzem, bierze teraz do r�ki zdj�cie, przygl�da mu si� i m�wi:
- Ach, to przecie� nic nie jest. "
Matka wraca, ale nie zastaje m�a. M�� le�y w szpitalu, ma ten drugi zawa�. Lekarze w�tpi�, czy go przetrzyma. Matka wysy�a do El�biety list, �eby natychmiast przyje�d�a�a. Ale El�bieta nie zjpwia si�. Ten list nie zo-
80
sta�. jej wtedy dor�czony. Zamiast niej, w szpitalu, gdzie le�y nieprzytomny, ojciec, zjawiaj� si� dwie zakonnice, aby sprawdzi�, czy rzeczywi�cie co� temu ojcu jest. Czy, kt�ra� z si�str jest c�rk� chorego? - pyta ordynator. Nie, my jeste�my z polecenia - odpowiadaj� i cofaj� twarze w cie� nakrochmalonych chust.
Wi�c matka wysy�a list do Prymasa Polski, l ten list czyta�em. A tak�e czyta�em odpowied�. Jest to ma�y blan-kiecik, drukowane sztampowe pisemko kancelarii Prymasa, w kt�rym si� m�wi, �e "zarzuty skierowane pod tym adresem s� nieprawdziwe i radzimy zachowa� spok�j". My�l� sobie, �e to nie jest z�a rada. Albowiem dobr� jest rzecz�, aby przy chorobach gru�licy i serca zachowywa� spok�j. My�l� te�, �e na t� odpowied� z�o�y�y si� wieki do�wiadcze� i �e nawet jest wiadome, jakich to mianowicie do�wiadcze�. Mog� jeszcze my�le� to i owo, ale przecie� moje my�lenie nie ma tu �adnego znaczenia. Mog� powiedzie�: szkoda mi tej wysokiej kobiety i tego m�czyzny o nadci�nieniu 250. Tej kobiecie i temu m�czy�nie nie sprzyja�o �ycie, choaa� oddali mu i p�uca, i serce. A potem podj�li walk�. JAle cz�owiek samotny, je�li podejmuje walk� o swoj� spraw�, to tylko w chwili naiwnego zapomnienia, �e racja musi ust�pi� przed si��A A ta chwila przecie� w ko�cu mija. l zostaje to, co zostaje.
Dlatego powiedzia�em El�biecie:
- W�a�ciwie nie wiem, co przywo��. Mo�e tylko krzyk matki.
l teraz ten krzyk, kt�rego przecie� nie da si� chwyci� w gar�� niczym snopek �yta i przydusi� kolanem do ziemi, wyda� mi si� czym� zupe�nie konkretnym. Mog�em go s�ysze�, widzie� i dotkn��. On by� naprawd�, nawet- je�li tylko trwa� przez moment. S�ysza�o go wielu ludzi i ci ludzie wiedzieli, dlaczego ta wysoka kobieta krzyczy. Ci ludzie mogli si� nad nim zastanowi�, l to jest du�o, je�li si� nad nim dobrze zastanowili.
Milczeli�my z El�biet� stoj�c przy kracie. Zacz�y schodzi� si� zakonnice. Najpierw by�o ich trzy, potem pi��, a wreszcie przesta�em liczy�. Przesuwa�y El�biet� do ty�u.
S - Busz...
81
Sztywny
Przesta�em j� w ko�cu widzie�. Widzia�em du�o nieruc