5856
Szczegóły |
Tytuł |
5856 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5856 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5856 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5856 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA ZIENTAROWA
DROBNE USTROJE
Piotrowi i Stefanowi po�wi�cam,
zapewniaj�c ich jednocze�nie,
�e podobie�stwo mi�dzy nimi
a Jankiem i Andrzejem nie jest
� niestety � czysto przypadkowe.
PIERWSZE DNI
Janek ma trzy i p� roku i patrzy na �wiat niebieskimi oczyma, w kt�rych cz�sto
maluje si� nieufno�� do otoczenia. A szczeg�lnie do nadje�d�aj�cych szybko
samochod�w,
nag�ych huk�w, nowych cio�, kt�re krzykliwym g�osem� podziwiaj� jego zabawki czy
sweterki, nowych wujci�w, kt�rzy kucaj� i udaj� parow�z, oraz nie znanych mu
jeszcze
potraw, kt�re pod najrozmaitszymi pozorami przecie� w ko�cu okazuj� si� kasz�.
Janek by� do niedawna na wsi, gdzie sp�dzi� ze swoim starszym bratem Andrzejem
trzy miesi�ce. Ju� ostatni miesi�c jego pobytu w�r�d las�w i p�l zm�cony by�
przyt�aczaj�c�
my�l� o przedszkolu warszawskim. Nas�ucha� si� o tym przedszkolu rzeczy
najrozmaitszych.
Mama zapewnia�a go, �e s� tam zabawki, klocki, plastelina i kolorowe o��wki.
Starszy brat
opowiada� mu na boku:
� Jak b�dziesz niegrzeczny, to wystawi� ci� zaraz za drzwi.
Ojciec Janka m�wi� do matki Janka, r�wnie� na boku:
� Jak obydwaj b�d� w przedszkolu, to b�dziesz mia�a zupe�nie inne �ycie.
Marek, starszy kolega, opowiada�:
� Ka�� odpoczywa� po obiedzie, a jedna nauczycielka strasznie krzyczy.
Brat Andrzej wieczorem, gdy le�eli w ��kach (gdy ju� wiadomo by�o, �e nikt nie
b�dzie sprawdza�, czy s� przykryci, umyci, uczesani i odsiusiani), straszy� go,
rzucaj�c
niedbale:
� B�dziesz becza� przez pierwsze dni� daj� wci�� kaszk� ten Kowalski to
wszystkich bije� ogr�d jest fajny, gramy w pi�k� s� farby wodne� czytaj� bajki�
Tomek
wci�� leje w spodnie� ja p�jd� do starszak�w, ty z maluchami�
Rano matka Janka chytrze zaanonsowa�a przy myciu z�b�w, �e jazda do przedszkola
odb�dzie si� ci�ar�wk�. To podzia�a�o jak czarna magia. Pobiegli p�dem na punkt
zborny, z
bamboszami w workach, ze �wiadectwami lekarskimi przypi�tymi do kurtek. Sta�y
ju� tam
Adasie i Tomki, Piotrusie i Zbyszki, Zosie i Ma�gosie. Obrzuca�y ka�dego nowego
przybysza
podejrzliwymi spojrzeniami. Po czym zaczynali konwersacj�:
� Ja mam konia na biegunach.
� Ja mam kasztany.
� M�j ojciec ma tak� maszyn�, co gra.
� Moja mama�
Zajecha�a ci�ar�wka. Zanim matka Janka zd��y�a si� zorientowa�, Andrzej i Janek
siedzieli ju� przy kierownicy i nawet nie obejrzeli si� na ni�. Zosta�a z
uczuciem pustki w
�o��dku, a� zakr�cili w boczn� ulic�.
Doko�a niej inne mamy zacz�y si� �pieszy� do swoich fabryki i biur.
� Czy to dobre to przedszkole? � zwr�ci�a si� matka Janka nie�mia�o do t�giej,
energicznie wygl�daj�cej pani, kt�ra w�a�nie odprawi�a swoj� Anielk�.
� Dobre, prosz� pani, dobre. Wszystkie one jednakowe. Moja Anielka to skar�y
si�,
�e jak jej si� supe� w sznurowadle zrobi, to jej ta nauczycielka nie pomo�e go
rozsup�a�. Ju�
ja tej nauczycielce raz i drugi powiedzia�am, a i do kierowniczki p�jd�, jak si�
jeszcze raz co�
takiego zdarzy.
Matka Janka po�egna�a si� szybko. Posz�a do swojej roboty. Przez ca�y dzie�
my�la�a
o przedszkolu, pr�bowa�a wyobrazi� sobie, co oni tam robi�, czy Janek p�acze,
czy mu bardzo
smutno. O p� do pi�tej odebra�a ich przy punkcie zbornym. Matki przywita�y si�
ju� jak stare
przyjaci�ki. Ci�ar�wka zajecha�a. D�ugo wysiada�y inne dzieci. Wreszcie, jak z
procy,
wystrzeli� Andrzej. Za nim wyszed� powoli, jak stary cz�owiek, Janek. Mimo �e
solennie
przyrzek�a sobie, �e o nic nie b�dzie pyta�a, matka Janka nie wytrzyma�a:
� No, jak tam by�o w przedszkolu?
� Jad�o si� � o�wiadczy� Andrzej lakonicznie.
� Trzy razy � doda� Janek i westchn�� ci�ko.
Janek nie nale�y do dzieci ma�om�wnych. Nie jest te� specjalnie gadatliwy, z
wyj�tkiem, oczywi�cie, tych chwil, kiedy rodzice maj� sobie co� bardzo wa�nego
do
powiedzenia lub kiedy ojciec chce wys�ucha� wiadomo�ci przez radio. Jednak przez
ostatnie
dwa lata swojego �ycia, czyli odk�d zacz�� m�wi�, nie by�o trudno�ci z
dowiadywaniem si�,
jaki jest stan jego duszy i czego mu do szcz�cia brak. To wszystko sko�czy�o
si� radykalnie
w chwili p�j�cia do przedszkola. Przez pierwszy tydzie� wiadome tylko by�o, �e
chodzi� nie
chce. Potem podda� si�, zdecydowa�, �e musi, bo �wszyscy id� do roboty�, ale o
tym, co robi
przez ca�y dzie�, nie opowiada�:
� Jak powodzi si� Jankowi w przedszkolu? � zapyta�a jednak Andrzeja matka.
� W przedszkolu, ha � zawo�a� Andrzej. � On p�aka� ca�e rano. Ja jestem dy�urny
od zabawek. Jak kto nie posprz�ta, to ja sprz�tam. Razem z Adasiem.
� No, dobrze, ale dlaczego Janek p�aka�?
� P�aka�, bo p�aka�. My mamy rybki w takim s�oju. Jedna zdech�a. Le�a�a brzuchem
do g�ry i wcale nie p�ywa�a. Basia wrzuci�a grzebie� do rybek. Dw�ch z�b�w
brakowa�o. To
ta rybka je zjad�a i zdech�a.
� A co�cie jedli na obiad? � spyta�a matka Janka.
� Nic. Ta rybka zjad�a z�by z grzebienia. By�a zupa. P�ywa�a w niej pietruszka.
� Czy jedli�cie jajko? � zawo�a�a matka w rozpaczy. � Chc� wam da� jajka na
kolacj� i nie wiem, czy�cie ju� jedli, czy nie. I dlaczego Janek p�aka� ca�e
rano?
� Jajka nie pami�tam, ale zerwa�em pomidora z grz�dki i zjad�em. Ada� mnie
uderzy�
w plecy i chcia� mi go zabra�. Ja nie rozmawiam przy jedzeniu i jestem
najgrzeczniejszy.
Janek zza wielkiej g�ry klock�w odezwa� si� ponurym g�osem:
� Tam si� tylko je i je, i je. � A po chwili doda�: � I �pi, i myj, i myj r�ce.
� Chod�cie umy� r�ce � powiedzia�a matka � i siadajcie do kolacji.
Przy jajecznicy Janek odezwa� si� z napchanymi ustami.
� Na podwieczorek by�y takie, tylko na chlebie i pokrajane jak w klopsie. Mo�e
jutro
zostan� w domu?
Gdy le�eli ju� w ��kach, rodzice Janka uciekli si� do starego, wypr�bowanego
sposobu pods�uchiwania pod drzwiami.
� W mojej klasie � m�wi� Andrzej � jest taki czerwony samoch�d i klocki.
� A w mojej jest za to lokomotywa i taczka, i w�z stra�acki, i kredki.
Rodzice odeszli od drzwi pokoju. Wiedzieli, �e bitwa o chodzenie Janka do
przedszkola jest wygrana.
� Przypominam sobie teraz � powiedzia� p�niej ojciec Janka � �e kiedy wraca�em
z jakich� urodzin czy ze szkolnej zabawy i matka pyta�a mnie, jak tam by�o, a
szczeg�lnie,
co�dawali je��, to by�em w�ciek�y i nie chcia�em nic m�wi�. Jest takie
przys�owie
francuskie, kt�re m�wi, �e pierwsz� po�ow� �ycia marnuj� cz�owiekowi rodzice, a
drug� �
dzieci.
KATAR
Jeszcze wysiada� z ci�ar�wki, a ju� kicha� niemi�osiernie, no i oczywi�cie
wida� by�o
z daleka, �e chustk� do nosa gdzie� zagubi�. Wychowawczyni zawiadomi�a matk�
Janka
tonem ca�kowicie autorytatywnym, �e nie nale�y go nazajutrz przysy�a� do
przedszkola.
Janek, zachrypni�ty i zasmarkany, tryumfowa�. Wraz z Andrzejem pop�dzili do
domu.
� Piotrowski kicha jeszcze lepiej � o�wiadczy� pogardliwie Andrzej.
� Katar nie jest chorob� � stwierdzi� ojciec Janka.
�Katar trwa od trzech do czternastu dni i jest zara�liwy � przeczyta�a matka
Janka w
podr�czniku dla m�odych matek. � Ponadto od objaw�w kataralnych zaczynaj� si�
niekt�re
choroby zaka�ne. Dzieci nale�y wi�c izolowa�. Jednak�e nie nale�y unika�
�wie�ego
powietrza.�
W domu matka Janka pokroi�a lignin� na kwadraciki i siad�a na chwil� w fotelu,
by
zanalizowa� sytuacj�. Trzeba wzi�� za�wiadczenie od lekarza i zosta� jutro w
domu. Trzeba
ugotowa� obiad dla siebie i Janka, a zapas�w nie ma.
Przedszkole mia�o rozwi�za� wszystkie sprawy domowe, a wi�c i gotowanie obiad�w
dla dzieci, mia�o zwolni� matk�, tak by ta mog�a i�� do pracy. Katar�w nikt nie
przewidzia��
Matk� Janka uderzy�a my�l straszna: �Andrzej na pewno si� zarazi.� A poza tym
istnieje
przecie� mn�stwo innych chor�b dzieci�cych, kt�rych ch�opcy jeszcze nie
przeszli. Wietrzna
ospa, �winka, koklusz i kto tam wie, co jeszcze.
Z pokoju ch�opc�w zacz�y dochodzi� dzikie wrzaski. Matka Janka z trudem wsta�a
z
fotela. Ch�opcy wyrywali sobie nawzajem wielkie k��by ligniny. Okaza�o si�, �e
wszystkie
pluszowe zwierz�ta maj� ci�ki katar i trzeba im wyciera� nosy.
� Nie p�jdziesz jutro do przedszkola � powiedzia�a matka Janka.
� Aha, a ja p�jd� � zacz�� si� dra�ni� Andrzej. � B�dzie kino. To, co wiesz, z
Zoo.
Jak lew �re koz�. I hipopotam, co si� tarza w b�ocie.
� I lis, co tak chodzi, i s�o�, co �re bu�k� nosem � ucieszy� si� Janek kichaj�c
Andrzejowi prosto w twarz. � Mamu, zabrak�o watoliny.
� Ligniny � poprawi� go Andrzej niecierpliwie.
Matka Janka uciek�a do kuchni, by zagrza� mleko.
P�niej, gdy uk�ada�a do snu szcz�liwego, zakatarzonego Janka, kt�ry unikn��
k�pieli
i p�awi� si� w rozkosznym uczuciu, �e nazajutrz zostanie w domu i b�dzie m�g�
wyci�gn�� z
p�ek wszystkie zabawki Andrzeja, matka zapyta�a:
� Powiedz mi wreszcie, dlaczego nie lubisz tego przedszkola. Przecie� tam jest
bardzo weso�o!
� Nie wiem � powiedzia�. � Nie wiem, dlaczego na pocz�tku tam jest tak
nieprzyjemnie, a potem tak bardzo przyjemnie. I to co dzie�.
ZEBRANIE
W niedziel� matka Janka sz�a do przedszkola na zebranie rodzicielskie.
� Co tam b�dziesz robi�a? � spyta� Janek podejrzliwie.
� B�d� siedzia�a i s�ucha�a, co m�wi kierowniczka.
� Krzes�a s� za ma�e � stwierdzi� Andrzej sucho. Przyjrzeli si� krytycznie
matce.
� Mo�e si� zmie�cisz.
� A kto ugotuje obiad?
� Tatu�.
Tatu� spojrza� wzrokiem przera�onym.
� Wszystko jest przygotowane. Wystarczy zapali� gaz.
Krzes�a rzeczywi�cie by�y za ma�e. Siedzia�o oko�o czterdziestu os�b, m�czyzn i
kobiet, czyli rodzic�w, na dziecinnych krzese�kach ustawionych rz�dem w klasie
�redniak�w.
Najwi�kszym problemem okaza�y si� nogi. Wyci�gali je przed siebie, podwijali,
zak�adali
jedn� na drug�. Pani kierowniczka mia�a wielk� ochot� krzykn��: �Dzieci, nie
wier�cie si�!�,
ale jako� si� powstrzyma�a.
Matka Janka wybrana zosta�a do komitetu rodzicielskiego, i w duchu zacz�a
sk�ada� z
g�ry samokrytyk� za nast�pny rok: �Kolonie nie dopisa�y, opieka lekarska mog�aby
by�
lepsza. Powierzyli�cie nam to, co macie w �yciu najdro�szego, a my�� Przyrzek�a
sobie, �e
zaraz nazajutrz jako� zwolni si� z pracy i zlustruje kuchni�, przestudiuje
jad�ospis, obejrzy
ogr�d, �eby stwierdzi�, czy nie ma tam niebezpiecznych dziur lub kamieni.
Postanowi�a
zagl�dn�� przez dziurk� od klucza w czasie zaj�� i obserwowa� zza p�otu zabawy w
ogr�dku.
Stan�o przed ni� widmo straszliwej, przygniataj�cej odpowiedzialno�ci za sto
dzieci, za ich
gard�a i nosy, �o��dki i p�uca. Klasa wyda�a si� nagle naszpikowana
niebezpiecze�stwami.
Czy powinny u�ywa� no�yczek? Czy posadzka nie za �liska? Otwiera� okno to
przeci�g, a
zamyka� to niezdrowo�
W domu ca�e towarzystwo siedzia�o ju� przy obiedzie.
� Sta�a� w k�cie? � zawo�a� Andrzej na powitanie.
� Nie sta�am � odpowiedzia�a matka Janka z tryumfem.
� Widzia�a� m�j Pa�ac Kultury?
� Nie widzia�am. Gdzie?
� Z wycinanki.
� A ryby widzia�a�? A flag� z go��biem pokoju? A fotografie �o�nierzy polskich i
radzieckich? A plastelin�, co Konderski Zdzi� przylepi� pod sto�em? A moj�
kopaczk�! A
takie br�zowe, z W�osem, co pani techniczka ma ko�o nosa?
� Widzia�am. Nie widzia�am. Widzia�am.
� A zjad�a� kasz�?
� Andrzej, przysu� si� do sto�u � uratowa� j� ojciec. � I nie pomagaj sobie
palcem.
I zjedz kartofle, bo zimne. Ja� nie dostanie gruszki, jak zaraz nie wypije zupy.
� Dlaczego?
� Bo najpierw trzeba zje�� zup�.
� Dlaczego?
� Bo zupa zdrowa.
� Dlaczego?
� W przedszkolu te� daj� zup�.
� To dlaczego teraz zn�w jesz zup�, jak ju� dosta�a� w przedszkolu?
� No, to ju� zostaw zup� i jedz mi�so.
� Lubi� niedziel� � westchn�� Andrzej z g��bi duszy.
Po po�udniu przysz�o dw�ch koleg�w Andrzeja na zabaw� towarzysk�.
Henio i Bogdanek zatrzymali si� w progu pokoju i stali, popychaj�c si�, a�
rodzice
Janka domy�lili si� i wyszli do kuchni, zamykaj�c za sob� drzwi. Zaraz potem
us�yszeli
o�ywion� rozmow� i odg�osy �wiadcz�ce o tym, �e wszystkie zabawki zosta�y
wytaszczone
na �rodek pokoju.
Rodzice Janka z westchnieniem ulgi zabrali si� do czytania tygodnik�w.
Gdy zacz�li w�a�nie dyskusj� na temat: �Walka o j�zyk narodowy w epoce
Odrodzenia�, rozleg� si� straszny krzyk Janka. Porwali si� z krzese� jak
oparzeni i wpadli do
pokoju dzieci. Zastali Janka przywi�zanego sznurem do krzes�a. Henio i Bogdanek
pchali mu
w usta plastelin�, a Andrzej roz�ciela� ��ko.
� Co robicie? � wrzasn�a przera�ona matka Janka.
Spojrzeli na ni� wzrokiem zimnym jak stal.
� Nie widzisz? � powiedzia� Andrzej wyra�nie za�enowany ignorancj� rodzic�w.
� Bawimy si� w przedszkole.
IMIENINY
Ojciec Janka, kt�ry, co tu ukrywa�, jest urz�dnikiem pa�stwowym, narazi� si�
bardzo
swojemu dyrektorowi. Dyrektor zasta� go bowiem spaceruj�cego w zamy�leniu po
biurze, z
za�o�onymi na plecach r�kami, i �piewaj�cego nast�puj�c� piosenk�:
Beksa lala
Pojecha�a
Do szpitala!
A w szpitalu
Operacja!
Mama wo�a �
Ju� kolacja!
Ojciec wr�ci� do domu z�y i zabroni� ch�opcom �piewania piosenek.
� A nam pani z przedszkola kaza�a.
� A ja zabraniam.
� Dlaczego?
� Id�cie bawi� si� klockami. Zbudujcie co�.
Kto zbuduje z klock�w zwierz�,
Kto sukienki lalkom pierze,
Wytnie ptaszka lub wiatraczek?
To na pewno przedszkolaczek�
� No to jazda budowa� zwierz�.
� Jakie zwierz�?
� Lwa albo tygrysa.
� Andrzej, Janek, do kuchni, na kolacj�! � zawo�a�a matka Janka. � Ojciec
dzisiaj
�le si� czuje.
� Do szpitala z nim! � zawyrokowa� Janek kr�tko.
Na kolacj� by�a fasola. Janek prze�yka� ka�d� fasolk� pojedynczo, nie �uj�c.
� Co robisz?
� �ykam jak pigu�k�. Bawi� si�, �e jestem chory.
� Jedz jak cz�owiek i �uj, bo si� rozchorujesz.
� Przecie� m�wi�, �e ju� jestem chory.
� Jeste� niemo�liwy.
� Wiesz co, id�, zmierz tatusiowi gor�czk� � zaproponowa� Andrzej.
� Mama, on wci�� to �yka jak kaczka.
� Skar�ypyta bez kopyta.
� Mama, on si� dra�ni.
Matka Janka uciek�a z kuchni, by zado��uczyni� ��daniom ojca, kt�ry po
przeczytaniu
wielu podr�cznik�w na temat pedagogiki doszed� do wniosku, �e nie nale�y si�
wtr�ca� do
zatarg�w dzieci.
Po chwili z kuchni rozleg� si� wrzask Janka.
Pobiegli obydwoje.
Fasola by�a na pod�odze, na stole i we w�osach Andrzeja. Wrzeszcza� Janek.
� Co tu si� dzieje?!
� On si� rzuca fasol� � o�wiadczy� Andrzej tryumfalnie, rozmazuj�c fasol� po
czole.
� To dlaczego on p�acze? � spyta� ojciec bezradnie.
� �eby� go nie spra� � powiedzia� Andrzej z pewnym odcieniem pogardy dla
takiego braku zrozumienia.
� Przesta� p�aka� i jedz � powiedzia� ojciec.
Mazgaj tylko w k�cie p�acze,
Pi�knie �piewa przedszkolaczek�
� zanuci� Andrzej patrz�c spode �ba na ojca. �Ojciec za�ama� r�ce i wyszed� z
kuchni.
� Jak mi tu zaraz nie b�dzie cicho, to nie p�jdziecie w niedziel� do Basi.
To podzia�a�o. O urodzinach Basi m�wi�o si� od dw�ch tygodni. Janek codziennie
przegl�da� zabawki, �eby zdecydowa�, co jej podaruje. Ale po chwili robi�o mu
si� �al
ka�dego po�amanego samochodzika lub potarganego misia.
W niedziel� rodzice Janka i Andrzeja wpadli na genialny pomys�. Postanowili
odprowadzi� ich do Basi i po prostu zostawi� tam do wieczora. Sami za�
zamierzali p�j�� na
wystaw� do Zach�ty. My�l ta wprowadzi�a ich w doskona�y humor.
Andrzej �mia�o, Janek z opuszczon� g�ow� weszli do nieznanego mieszkania.
� Jak ja jej dam prezent i zjem grzecznie podwieczorek, i troch� si� pobawi�, to
czy
b�d� m�g� i�� do domu? � zapyta� Janek z niepokojem.
Rodzice zapewnili go, �e tak, i truchtem zbiegli ze schod�w, by odci�� wszelk�
mo�liwo�� powrotu.
Wr�cili o wp� do si�dmej, by odebra� ch�opc�w. Janek i Andrzej spojrzeli na
nich
spode �ba, zza przewr�conych krzese�. Bawili si� w zbiorowego chowanego i
oczywi�cie
�aden nie chcia� wyj��. Na g�owach mieli papierowe czapki, a kieszenie pe�ne
cukierk�w.
Byli zieloni na twarzach i wyra�nie przejedzeni.
Po czterdziestu minutach rodzice Janka znale�li si� wreszcie na ulicy, prowadz�c
za
r�k� dw�ch zap�akanych, rozkapryszonych i niezno�nych ch�opak�w.
� To ostatnie urodziny � warkn�� ojciec Janka ju� w tramwaju.
� Daj dzieciom spok�j, nie widzisz, �e s� zm�czone � unios�a si� z kolei matka
Janka. � Trzeba wiedzie�, kiedy grozi�, a kiedy obiecywa�.
� Trzeba wiedzie� � zgodzi� si� Janek.
� Nie k���cie si�, ta pani si� patrzy � szturchn�� Andrzej matk�.
� Ca�e szcz�cie, �e jutro poniedzia�ek � stwierdzi� ojciec Janka.
� Pierwszy raz w �yciu s�ysz�, �e si� cieszysz z poniedzia�ku � zdziwi�a si�
matka.
� Sp�dz� wprawdzie ca�y dzie� w biurze, a potem na zebraniu � powiedzia� ojciec
z
determinacj� � ale b�d� za to wiedzia�, �e oni s� w przedszkolu.
POLOWANIE NA KROKODYLA
Ani Janek, ani Andrzej nie chodzili do przedszkola. Natomiast matka ich chodzi�a
od
rana do wieczora i przez ca�y wiecz�r, i przez wi�ksz� cz�� nocy, z kuchni do
�azienki, z
�azienki do pokoju z r�nymi naczyniami, z syropami, z mlekiem, z miodem, z
herbat�, z
misk�, z nocniczkiem, z mokr� szmatk� i r�cznikiem, z kaszk� mann� (gor�c� w
drodze z
kuchni do pokoju, a zimn� w drodze powrotnej), z kompresami na szyj�, z gor�c�
ba�k�
gumow�, z ba�k� na l�d, z roso�kiem, z barszczykiem, z watk�, szmatk�, z
kroplomierzem i
termometrem � i wci�� potrz�sa�a przed u�yciem.
Janek i Andrzej byli chorzy. Sprawdzi�y si� przepowiednie cioci Andzi i babci,
�e
przedszkole to �adna ulga dla rodzic�w, tylko zawracanie g�owy, �e dzieci chodz�
tydzie� do
przedszkola, a potem dwa tygodnie choruj� w domu. Chorowali nie wiadomo na co.
Owszem,
mieli temperatur� i wysypk�, i kaszel, i katar, i naloty w gardle. By� najpierw
jeden lekarz, a
potem drugi, ale rodzice nigdy nie dowiedzieli si�, co im w�a�ciwie by�o.
Diagnoza waha�a si�
od zapalenia wyrostka robaczkowego do ospy, anginy i dyfterytu. Tylko odra
zosta�a
wykluczona, poniewa� przechodzili j� w zesz�ym roku.
Andrzej wyspecjalizowa� si� w pokazywaniu gard�a. Wywala� j�zyk i m�wi�:
�Aaaaa��, z wpraw� godn� �piewaka operowego. Nie by�o w tym nic dziwnego. Musia�
kilka razy dziennie pokazywa� gard�o matce, w po�udnie przychodzi�a s�siadka i
chcia�a
obejrze� gard�o, potem ojciec wraca� z biura i te� spe�nia� sw�j obowi�zek.
Potem zwykle
zjawia� si� znajomy lekarz z tej samej klatki schodowej, kt�ry r�wnie� ogl�da�
gard�o,
u�ywaj�c do tego �y�eczki sto�owej.
Janek gard�a nie pokazywa� i nie by�o takiej si�y na �wiecie, kt�ra by go mog�a
do tego
zmusi�. I pewnie dlatego pierwszy zosta� uznany za zdrowego i wr�ci� do roboty,
czyli do
przedszkola.
Wyszed� w poniedzia�ek rano, pierwszy raz w �yciu sam, bez brata, opatulony w
szalik i czapk� we�nian�, zaopatrzony w chusteczk� do nosa, nafaszerowany
witaminami. Z
tryumfem obejrza� si� za siebie, gdzie w ��ku siedzia� zielony, rozczochrany
Andrzej.
� Pa, pa! � kiwn�� r�k�. � Nie martw si�, mo�e ci co� przynios�. Mo�e jutro
b�dzie
niedziela.
� Kiedy dzisiaj nie jest sobota � mrukn�� Andrzej.
� U maluch�w jest taka dziewczynka, co nazywa si� Zosia Sobota. Ta ma dobrze.
Pa,
pa! � powiedzia� Janek i z�apawszy matk� za r�k� ruszy� do wyj�cia.
Matka zaprowadzi�a go na post�j �blaszanki�, gdzie sta�a ju� poka�na gromadka
dzieci. Janek zosta� natychmiast otoczony i zarzucony pytaniami i wiadomo�ciami:
� Gdzie by�e�?
� Gdzie Andrzej?
� B�dzie zabawa.
� Ja b�d� przebrany za zaj�czka.
� Ta�czymy krakowiaka.
� Henio Kominek sta� w k�cie bez trzymania.
� Wczoraj by�y pyzy i czekolada.
� Kucharski jest przeniesiony do �redniak�w.
� Masz palto w dech�.
� Janek, pami�taj, �eby� zdj�� sweter w klasie i �eby� za du�o nie biega� �
powiedzia�a matka Janka s�abym g�osem i bez wi�kszego przekonania i wr�ci�a do
domu
kupiwszy po drodze sok malinowy, syrop od kaszlu, paczk� waty, jab�ka na kompot
i
ksi��eczk� do rysowania.
W domu Andrzej by� ponury.
� Co jest? Boli ci� co?
� Brzuch.
� K�amiesz.
� Chore dziecko zostawia si� samo tyle czasu. Kaszla�em.
� Hipochondryk.
� Nie wezm�, bo to gorzkie.
� Nie ci�gnij nosem, bo ci� zn�w b�dzie ucho bola�o.
� Pan doktor kaza�, �ebym oddycha� nosem, a w nosie mam pe�no.
� To oddychaj ustami.
� Kiedy ty si� na tym nie znasz. Mnie kaza� doktor. Co przynios�a�?
� Ksi��eczk� do rysowania.
� Oj, znowu te �yrafy.
� Jeste� niemo�liwy.
� Ja jestem chory i nie dosta�em dzi� jeszcze tego br�zowego lekarstwa.
Po po�udniu Janek wr�ci� zm�czony, blady, ale bardzo z siebie zadowolony.
� Uczyli�my si� nowej piosenki � o�wiadczy� Andrzejowi od progu i za�piewa�
dyszkantem:
Oj, warszawscy ludzie,
Co wy tu robicie?
Budujemy mosty
O bledziutkim �wicie�
� O czym? � spyta�a matka Janka.
� Drugi raz nie powt�rz� � obrazi� si�. � Powiedzia�em �redniakom, �e ju� wi�cej
nie przyjdziesz, bo jeste� chory i umrzesz � doda� z uroczym u�miechem.
� Jazda, my� r�ce! � zakrz�tn�a si� matka Janka.
Po zgaszeniu �wiat�a odbywa�a si� w pokoju do�� o�ywiona dyskusja. Lecz matka
Janka by�a zbyt zm�czona, �eby sta� pod drzwiami i pods�uchiwa�. Jednak�e oko�o
godziny
dziesi�tej rozleg� si� potworny ryk. Rycza� Janek. Rodzicie przybiegli z kuchni.
� Krokodyl pod ��kiem! � zanosi� si� Janek. � Pr�dko, zastrzel go!
Andrzej udawa�, �e �pi.
� Sk�d wiesz, �e pod ��kiem jest krokodyl? � spyta� ojciec Janka rzeczowo.
� Andrzej go zauwa�y� � szlocha� Janek.
� Chore dziecko � mrukn�� pod nosem ojciec. Wyci�gn�� spod ��ka ranne kapcie
Janka i pomacha� nimi przed nosem jednemu i drugiemu.
� Macie waszego krokodyla.
� Zastrzel go! � domaga� si� przera�ony Janek. Matka Janka zrozumia�a, �e musi
wyj�� z pokoju.
Przez dobre dziesi�� minut by�a w domu idealna cisza, przerywana tylko wybuchami
�miechu i salwami strza��w. Odby�o si� regularne polowanie na krokodyle i kilka
innych
egzotycznych zwierz�t.
Ojciec Janka wr�ci� do kuchni i zatopi� si� w swojej broszurze. � Niezno�ne
bachory
� mrukn��. � Da�em im dobr� szko��.
CHOINKA
Si�dmego Janek obudzi� si� o sz�stej rano i p�aka�. P�aka� raz, �e chce mu si�
pi�,
potem, �e jest g�odny, potem, �e chce na nocnik z jedn� potrzeba, a po chwili,
�e z drug�. Gdy
matka Janka po raz pi�ty wysz�a z ciep�ego ��ka, by dowiedzie� si�, o co chodzi
�
domy�li�a si� w p� drogi. O jedenastej mia�a by� �choinka� w przedszkolu. O
spaniu ju� nie
by�o mowy. �niadanie, czysta koszula, jeden czerwony krawat ojca dla Janka,
drugi dla
Andrzeja. Ojciec z�y, w�o�y� krawat w paski i o�wiadczy�, �e na �choink� nie
p�jdzie, tylko
sam na spacer, bez bab i dzieci, szybkim krokiem. � Udaje, �e idzie na spacer �
powiedzia�
Andrzej � a potem przyjdzie do przedszkola przebrany za Dziadka Mro��.
� Sk�d wiesz? � pyta� Janek.
� Bo zawsze jaki� ojciec si� przebiera. W tym roku pewnie nasz.
� Jak poznajesz? Przecie� zawsze nosz� fartuch Pani doktor?
� �atwo. Po butach.
� Kiedy ja wiem, �e b�dzie panna Kazia, bo s�ysza�em, jak m�wili.
Wyszli z domu wszyscy czworo. Ojciec kupi� gazety i znik�. Matka Janka wepchn�a
si� z ch�opcami do tramwaju. Na jednej z �awek siedzia�a za�ywna pani trzymaj�ca
du�ego
ch�opaka na kolanach.
� Tomek! � krzykn�� Janek. � Tomek Kornacki!
� Czy to tw�j kolega? � spyta�a matka Janka.
� On te� jest u maluch�w. Znasz go. To ten, co m�wi�a�, �e ma zawsze brudn�
szyj�.
Pani Kornacka przywita�a si� ch�odno z matk� Janka.
Tomek ubrany by� w nowiusie�ki ko�uszek, czapk� na futrze. Na szyi mia�
olbrzymi,
we�niany szal. Z wielkim trudem zgramoli� si� z kolan matki i sta�, sztywno
trzymaj�c r�ce po
bokach, jak kukie�ka.
� Masz wdechowe palto � stwierdzi� Janek.
� Nowe � powiedzia� Tomek. � Tata kupi� na Gwiazdk�.
� Na Nowy Rok � poprawi�a go matka.
� Czy mu nie za gor�co? Spoci si� w tym wszystkim i przezi�bi � zaryzykowa�a
matka Janka.
� A pani dzieci wci�� kaszl�, bo s� najl�ej ubrane z ca�ego przedszkola �
odgryz�a
si� pani Kornacka.
Tomek zacz�� si� bi� z Jankiem o bilet tramwajowy i natychmiast znalaz� si� na
zab�oconej pod�odze w nowym ko�uszku. Przegra� w pierwszej rundzie. Janek
tryumfowa�.
� Widzisz, on si� wcale nie mo�e rusza�. Za to pokaza� j�zyk.
Skar�ypyta bez kopyta
Nie ma ojca ani brata,
J�zyk lata jak �opata�
� za�piewa� Tomek.
Obydwie matki wyciera�y go chusteczkami do nosa i zdecydowa�y zignorowa�
piosenk�.
W przedszkolu usiad�y jak najdalej od siebie. W pierwszym rz�dzie, naprzeciwko
wielkiej choinki, siedzia� komitet rodzicielski, a dalej zwyczajni rodzice.
Po d�u�szym czekaniu wmaszerowa�y na sal� wszystkie maluchy, �redniaki i
starszaki,
a za nimi wczo�ga�o si� kilku ��obkowc�w. Dzieci usiad�y naprzeciwko rodzic�w na
pod�odze. Na g�owie mia�y kolorowe czapki i patrza�y przed siebie ponuro � spode
�ba.
Rodzice wyszukiwali swoich. Na sali rozleg� ,si� naraz dziwny szept.
� Wytrzyj nos, Antek.
� Zapnij guzik od koszuli.
� Ma�gosia, Ma�gosia, warkocz ci si� rozpl�t�. Kierowniczka klasn�a w d�onie.
� Prosimy o cisz� � zawo�a�a i matki umilk�y.
� W imieniu rodzic�w przem�wi pani Koz�owska.
Dzieci, siedzie� mi cicho! S�uchajcie uwa�nie. Potem b�d� wyst�py.
� Kochane dzieci � zacz�a mama Koz�owska. � Stary rok nam si� sko�czy�, a
zacz�� si� nowy. Prawda? � Umilk�a. � No, prawda, dzieci? Powiedzcie!
� No, dzieci! � krzykn�a kierowniczka. � Odpowiadajcie! Odpowiadajcie, �e to
prawda.
� To prawda! � wrzasn�y ch�rem dzieci.
� No wi�c sko�czy� si� ten stary rok i zacz�� si� ten nowy rok. W tym starym
roku
du�o si� zrobi�o. No, co si� zrobi�o, dzieci?
� Du�o si� zbudowa�o � powiedzia�a ma�a blondynka od �redniak�w, w wianku z
czerwonych mak�w na g�owie.
� Tak, o widzisz. A co si� zbudowa�o?
� Pa�ac kontury.
� Dobrze, i co jeszcze?
� I taki p�ot na naszej ulicy.
� I fabryki cukierk�w.
� I takie co� okr�g�e.
� I domy.
� No, ju� dosy�. Dosy�. I wydoby�o si� du�o w�gla, prawda? A do czego jest
w�giel,
dzieci?
Zapanowa�o milczenie.
� No, do czego?
� Do piwnicy! � wrzasn�� Janek.
Pani Kornacka spojrza�a na matk� Janka d�ugim spojrzeniem pe�nym wsp�czucia.
� Cicho, dzieci � zdenerwowa�a si� kierowniczka. � Podzi�kujcie pani
Koz�owskiej za jej ciep�e s�owa. Teraz przyst�pujemy do nast�pnego punktu
programu.
Matka Janka wymkn�a si� na korytarz na papierosa. Zerkn�a do klasy maluch�w.
Tam przebierano dziewczynki za �nie�ki. U �redniak�w przebierano ch�opc�w za
g�rali.
� Panno Kaziu � spyta�a mimochodem � o kt�rej si� to sko�czy?
� Oj, chyba nie przed drug�.
� No, to ja skocz� co� za�atwi�. Gdyby si� ch�opcy pytali, to zaraz wr�c�.
Ubra�a si� szybko i wskoczy�a do tramwaju. Po dziesi�ciu minutach siedzia�a z
ojcem
Janka w cukierni, pi�a herbat� i rozwi�zywa�a konkursy �wi�teczne w tygodnikach.
� Przedszkola � zdecydowa� ojciec Janka � przedszkola powinny stanowczo by�
czynne w ka�d� niedziel�.
PRAWDZIWY TALENT,
W sobot� nagle i niespodziewanie zjawi�a si� ciocia Andzia.
� Przywioz�am im dwa drewniane koniki, zupe�nie identyczne, �eby nie rozwija� w
nich uczucia zazdro�ci � o�wiadczy�a. � Zostaj� tydzie� i zajm� si� nimi, �eby
ciebie
odci��y�. Mo�esz sobie chodzi� do teatru czy do znajomych, ja b�d� czuwa�a. A
gdzie oni
w�a�ciwie s�?
� W przedszkolu � odpowiedzia�a matka Janka nieco zdziwiona.
� W przedszkolu o tej porze? Jest czwarta. Ty ju� wr�ci�a� z roboty, a oni wci��
poza
domem?
� W�a�nie po nich id�. A do domu wr�ci�am dzi� wcze�niej, bo chyba mam gryp�.
� To doskonale! � ucieszy�a si� ciocia Andzia. � To ja obejmuj� ca�kowit� piecz�
nad ch�opakami.
Rodzice Janka ustawili dla cioci Andzi ��ko polowe w pokoju ch�opc�w.
� Ona chrapie :� o�wiadczy� Andrzej przygl�daj�c si� wysi�kom rodzic�w. � To
nam przeszkadza.
� Nic podobnego � oburzy�a si� ciocia Andzia. � Jeste� niegrzeczny. Mam dla was
prezenty, ale nie wiem, czy wam dam.
� Ona wcale nie chrapie � odezwa� si� Janek. � Ona tylko tak oddycha, bo jej si�
�ni poci�g. Czy przywioz�a� mi poci�g?
� To niespodzianka � ciocia Andzia wyci�gn�a z walizki dwie paczki i wr�czy�a
je
ch�opcom. Ka�dy patrza� na paczk� drugiego, jednocze�nie na �lepo mocuj�c si� ze
sznurkiem.
� Ko� � powiedzieli ch�rem. � Tw�j ko�. I m�j te� ko�. Taki sam. Poka�, czy taki
sam?
Ju� siedzieli na ziemi i jakby iskali te koniki.
� Co wy robicie? � zdziwi�a si� ciocia Andzia.
� Ha! � rykn�� tryumfalnie Andrzej. � M�j ma ko�o ucha tak� brudn� plam�, a
tw�j? Poka�?
Janek po�piesznie zajrza� swojemu koniowi za uszy. Plamy nie by�o.
� M�j ma za to jedno ucho wi�ksze od drugiego. A tw�j?
Wszystko by�o w porz�dku. Ka�dy od�o�y� konia na swoj� p�k� i zacz�li ustawia�
krzes�a g�siego do zabawy w poci�g.
Ciocia Andzia sta�a zdumiona.
� Dziwne dzieci � szepn�a. � R�nie o nich m�wi�. Czy oni wiedz�, �e ty o nich
piszesz? � szepn�a matce Janka na ucho.
� Ale� sk�d � zdenerwowa�a si� matka Janka. � Za��daliby cz�ci honorarium. Ty
ich nie znasz � doda�a znacz�co.
� No, to co teraz robi si� z dzie�mi? � chcia�a wiedzie� ciocia Andzia. Na�o�y�a
ju�
bia�y fartuch, zakasa�a r�kawy, przyczesa�a g�adko w�osy. By�a gotowa do obj�cia
pieczy. �
Ty si� k�ad� i tylko m�w, co i jak, a ja b�d� robi�.
� Id� do kuchni � zacz�a matka Janka � nastaw wod� i mleko. Podgrzej
marchewk� z obiadu. Utrzyj surow� kapust�. Nakr�j chleba, posmaruj marmolad� i
mo�e
bia�ym serkiem. Podsma� kartofle. Ustaw to wszystko na tacy. Zanie� do ich
pokoju.
Przedtem ka� im zrobi� siusiu i umyj Jankowi r�ce. Przypilnuj, �eby Andrzej umy�
r�ce.
Zawi�� im fartuszki. Daj im po dwie tabletki witaminy C. Napu�� wody do wanny.
Roz�ciel
��ka. Wywietrz pok�j. Sprawd�, czy jest woda w zbiorniku na kaloryferze. Wyjmij
ich
pi�amy, zanie� do �azienki.
� Mama, Andrzej uderzy� mnie w nos � krzycza� Janek.
� Nie szkodzi. Oddaj mu. Wyci�nij past� do z�b�w na szczotki, bo inaczej wycisn�
ca�� tub�. Pami�taj, �eby k�piel nie by�a za gor�ca. Wyszczotkuj im porz�dnie
w�osy.
Sprawd� paznokcie. Potem przypilnujesz, �eby porz�dnie jedli. Poczytasz im po
kolacji jak��
bajk�. Ka�esz im sprz�tn�� zabawki. Potem sama je sprz�tniesz. Potem wyk�piesz
Janka.
Wysmarujesz mu nogi gliceryn�, bo mu sk�ra p�ka. Potem w�o�ysz mu pi�am� i
zaniesiesz
go do ��ka, potem wyk�piesz Andrzeja i wysmarujesz mu �okcie i kolana tak�
ma�ci�, co jest
na p�ce nad wann�, bo ma jak�� wysypk�. Pami�taj, �eby� mu nie tar�a plec�w, bo
on tego
strasznie nie lubi. Potem zaniesiesz Andrzeja do ��ka i sprz�tniesz zabawki,
kt�re powyci�ga
przez ten czas Janek. Potem przeczytasz im co� do snu i b�dzie awantura, kto ma
prawo spa�
z ksi��k� po przeczytaniu. Potem dasz im po �y�ce tranu, bo tran najlepiej
dzia�a na noc.
Potem zgasisz �wiat�o. Potem zawo�aj� ci� raz, �e im si� chce pi�, raz, �e ich
brzuch boli, raz,
�e im przeszkadza pies s�siad�w, raz, �eby ci powiedzie� co� bardzo wa�nego, a
potem ju�
przestaniesz chodzi�, jak ci� b�d� wo�ali, i gdzie� ko�o �smej b�d� spali. Wtedy
b�dziesz
mog�a w�o�y� na siebie co� suchego� Ciocia Andzia by�a ju� w kuchni.
Nazajutrz by�a niedziela. Ojciec Janka mia� od rana wa�n� narad� i znik� z domu.
Matka Janka drzema�a w ��ku, w g��bokim grypowym zamroczeniu, i s�abym g�osem
wydawa�a dyspozycje cioci Andzi. Ciocia Andzia mia�a w�osy w nie�adzie, plamy na
fartuchu
i silnie pachnia�a tranem.
� Ona wcale nie chrapie � o�wiadczy� Andrzej przez drzwi. � Za to obieca�a mi,
�e
p�jdziemy do takiej dziewczynki, co ma narty, i �e mi po�yczy.
� Ewunia od Grabowskich � doda�a ciocia Andzia. � Kupili jej narty w zesz�ym
roku. Ale sama wiesz, jak dzieciaki rosn�. Wi�c b�d� dla niej za kr�tkie, a w
sam raz dla
Andrzeja. Przywioz�am Grabowskiej s�oik konfitur z derenia. Zaraz idziemy, ty
si� wy�pij.
Po pewnym czasie trzasn�y drzwi wyj�ciowe i matka Janka po raz pierwszy od
dw�ch lat znalaz�a si� w niedziel� sama w pustym mieszkaniu. Przymkn�a oczy.
Lecz zaraz
otworzy�a je szeroko i zacz�a si� wpatrywa� w sufit. Szkoda by�o spa�.
Oko�o drugiej zjawi�a si� ciocia Andzia z Jankiem.
� No i jak tam? � chcia�a wiedzie� na p� drzemi�ca matka Janka.
� Uda�o nam si� wspaniale � powiedzia�a ciocia Andzia. � Przede wszystkim
Grabowska zatrzyma�a nas na obiedzie, wi�c nic nie musz� robi�. Poza tym narty
s� jak ula�,
a Ewunia dosta�a na gwiazdk� nowe, wi�c po�yczy�am je dla Andrzeja z tym, �e
b�dziesz
musia�a zap�aci� 140 z�otych, bo o kijki bardzo trudno. Janka zaraz po�o��, �eby
odpocz��, bo
prawie zasypia.
� Gdzie Andrzej? � spyta�a matka Janka s�abym g�osem.
� Zosta� z Ewunia. Wiesz, te narty� Zaraz przynios� ci co� do zjedzenia i
herbat�.
� To doskonale.
Janek usn�� jak kamie�. Ciocia Andzia zjawi�a si� z tac�.
� Kto przyprowadzi Andrzeja? � zapyta�a matka Janka po trzeciej ju� szklance
herbaty z sokiem malinowym.
� Sam chyba przyjdzie � zdziwi�a si� Andzia.
� Jak to sam? � krzykn�a matka Janka. � Gdzie on w�a�ciwie jest? Kt�ra godzina?
� Czwarta dochodzi. Jest z Ewuni� w parku. Uczy si� je�dzi� na nartach.
� Ale z kim?
� Jak to z kim. Z Ewuni�.
� Sam?
� Nie sam, tylko z Ewuni�. Ewunia umie je�dzi�.
� Ile lat ma Ewunia? � spyta�a matka Janka g�osem spokojnym, lecz gro�nym.
� Siedem.
� Ubieraj si� i id� natychmiast ich szuka�. Czy ty wiesz, �e Andrzej jeszcze
nigdy w
�yciu nie wyszed� sam poza pr�g mieszkania?
Ciocia Andzia zblad�a. Wsta�a bez s�owa i znik�a.
Ciemnia�o. �ciemni�o si� zupe�nie. Janek spa�. Matka Janka maszerowa�a po
pokoju,
od okna do drzwi, od drzwi do okna. Andrzeja nie by�o. Cioci Andzi ani �ladu. Po
chwili
trzasn�y drzwi wej�ciowe. Wszed� ojciec Janka.
� Co si� tu dzieje? � spyta� zaniepokojony.
Dlaczego tak cicho?
� Janek �pi.
� A co? Chory?
� Nie, tyko nie chc� go budzi�, �eby si� ode mnie nie zarazi�.
� A gdzie ciocia Andzia?
� Wysz�a.
� A Andrzej?
� Jest na nartach z Ewuni�.
� Z jak� Ewuni�?
� Od Grabowskich.
� Od jakich Grabowskich? Sk�d ma narty? Po�amie sobie r�ce i nogi. Jest ciemno.
Jest straszny mr�z. Wiatr cz�owieka przewraca. Czy wy�cie powariowa�y?
� Zawsze m�wi�e�, �e ja Andrzeja trzymam pod sp�dnic�. �e nigdy nie b�dzie
sportowcem. Jest w parku. Albo w Ujazdowskim, albo w �azienkach. Mo�e
Paderewskiego�
Pod drzwiami wej�ciowymi rozleg�o si� tupanie. Ojciec Janka wypad� jak oparzony.
W progu sta� Andrzej ca�y pokryty �niegiem, okropnie mokry, zziajany, za sob�
wl�k�
narty i kijki. By� jednak rumiany i tryska� dum�.
� Wdechowe narty � powiedzia� do ojca. � Troch� si� pl�cz� � ale zje�d�a si�
klawo. Jeden pan mi je przypi��. Ta druga strasznie przeszkadza. Czy nie mo�na
by zje�d�a�
na jednej? Czy ty umiesz? Ta r�kawiczka mi przymarz�a.
Ojciec mia� twarz powa�n�. Po chwili znikli obaj w �azience. D�ugo ich nie by�o.
Potem poszli do kuchni, gdzie te� sp�dzili d�u�szy czas. Unieruchomiona przez
gryp� matka
Janka nas�uchiwa�a. Wreszcie wyszli na korytarz, gdzie ojciec zacz�� uczy�
Andrzeja zasad
krystianii. Janek przebudzi� si� z krzykiem. Matka Janka s�abym g�osem wo�a�a
m�a.
Przez uchylone drzwi wsun�� rozpromienion� twarz.
� Poczekaj chwil�. I nie r�b mu �adnych awantur. Ch�opak ma talent, rozumiesz.
Prawdziwy talent. A z Andzi� ju� ja si� rozprawi�.
SAKRAMENCKIE PRZEDSZKOLE
� My�my dzi� sami jechali do przedszkola � zawo�a� Janek. Nos mia� czerwony, z
but�w la�o si� b�oto na pod�og�.
� Dlaczego sami?
� Bo nikogo wi�cej nie by�o.
� Dlaczego nikogo wi�cej nie by�o?
� Bo grypa � wrzasn�� Andrzej.
� Pani kierowniczka ma gryp�, panna Kazia ma gryp�, pani intentka ma gryp�, pani
Hania ma gryp� i dzieci te�. Tylko Kornacki jest zdrowy i Koz�owski strasznie
smarka.
Dlaczego my nie mamy grypy?
� A czy dali wam obiad? � zaniepokoi�a si� matka.
� Pewnie, �e tak. Jeszcze ka�demu wpychali dok�adk�.
� I mamy tak� lamp�, co si� go�o pod ni� le�y. Tylko panna Zosia wcale si� nie
chce
rozbiera�, a nam ka�e.
� Jak� lamp�? Co ty gadasz?
� Tak� fioletow�. Trzeba pod ni� nosi� okulary.
� I rozbieracie si� do go�a w taki mr�z? I potem wychodzicie na spacer?
� Na spacer? My w og�le nie chodzimy teraz na spacer.
� Sakramenckie przedszkole � mrukn�a matka Janka wycieraj�c b�oto z pod�ogi.
� Wyrazy! Mama m�wi wyrazy! � ucieszy� si� Janek i ju� w kapciach pocz�apa� do
kuchni. � Jestem g�odny. Dawaj je��.
� Dobry znak! � krzykn�a matka Janka do ojca Janka, kt�ry w�a�nie wchodzi� do
mieszkania.
� Jaki znak? � zdziwi� si�.
� Dziecko chce je��. To dobry znak. Znaczy si�, �e grypy nie ma.
� A dlaczego on ma zn�w mie� gryp�? � rozz�o�ci� si� ojciec.
� Zn�w? Przecie� jeszcze nie mia�!
� Jak to? Dwa tygodnie w listopadzie w ��ku le�a�!
� To nie by�a grypa, tylko angina, i wtedy w og�le nikt nie chorowa�. To si� nie
liczy. Oni dzi� sami jechali do przedszkola. Panna Kazia ma gryp�.
� Mama, my chcemy je��!
� I ja te� � o�wiadczy� ojciec Janka stanowczo. � I w og�le chcia�bym zaznaczy�,
�e nie �ycz� sobie, �eby wci�� o chorobach, a szczeg�lnie o grypie. Ludzie czy w
biurze, czy
w tramwaju o niczym innym. Zwariowa� mo�na. Czy jest gor�ca zupa?
By� gor�cy krupnik i przez nied�ug� chwil� panowa�o milczenie.
W pewnej chwili Andrzej kichn�� do talerza. Krupnik rozprysn�� si� po stole.
Rodzice spojrzeli na siebie znacz�co, lecz powstrzymali si� od komentarzy. Matka
wytar�a szybko cerat� i poda�a na st� kartofle i buraki.
Janek zakaszla� gwa�townie.
� Jemu nic nie jest � powiedzia� Andrzej pe�nymi ustami. � On nie lubi burak�w.
� Chyba ich jednak nie b�d� dzi� k�pa�a � mrukn�a pod nosem matka Janka.
� A ja bym k�pa�. Nie trzeba si� poddawa� psychozie � powiedzia� ojciec tonem
stanowczym. � Dzieci naszych wszystkich znajomych wyrastaj� na hipochondryk�w,
bo si�
im ci�gle wmawia jakie� choroby: grypy i anginy. A doro�li te�. U mnie w biurze
Maciejski
wci�� trzyma si� za puls. Gadasz do niego, a on liczy sobie t�tno. Od czasu, jak
Kwiatkowski
mia� ten zawa��
� Mama, dlaczego ja nic nie rozumiem, co tata m�wi? � chcia� wiedzie� Janek. �
Bo m�wi jak doros�y � powiedzia�a matka zbieraj�c ze sto�u.
Ojciec Janka, najedzony, rozgrzany, �yczliwy dla ludzi, rozsiad� si� wygodnie na
krze�le.
� Chod� tu, Janku � powiedzia�. � Ja ci to wyt�umacz�. Widzisz, puls to jest
tutaj,
zobacz, tyka jak zegarek. Jak bije za szybko, to znaczy, �e cz�owiek jest chory.
A zawa�?
Zawa� to jest taka choroba serca. Serce te� tak tyka jak zegarek. O, pos�uchaj.
� Kto m�wi o chorobach? � odezwa�a si� matka Janka od zlewu.
� To dobrze � Janek zeskoczy� z kolan ojca. � Andrzej, chod�, b�dziemy si� bawi�
w szpital.
Znikli w swoim pokoju. Gdy w kuchni ju� by�o posprz�tane, matka wypali�a w
spokoju papierosa, a potem podnios�a si� z krzes�a.
� No co, chyba ich wyk�piemy � westchn�a.
� Wyk�piemy � potwierdzi� ojciec stanowczo.
Ch�opcy byli bardzo zaj�ci. Andrzej rysowa� na papierze tarcze zegarowe, kt�re
starannie wycina�. Janek uk�ada� zwierz�ta pod ko�dr�.
� Misiowi ju� jest lepiej. Mia� wdechow� gryp�, ale przy�o�yli�my mu zegarek.
Poczekaj, zaraz b�dzie mia� angin�
P�K�Y RURY
To nie by� dobry dzie�. Mimo �e niedziela. W sobot� rodzice Janka wr�cili p�no
z
imienin jednego redaktora i od rana bola�y ich g�owy. O �smej matka wsta�a,
na�o�y�a
szlafrok i posz�a do pokoju dzieci. Janek i Andrzej w pi�amach siedzieli na
dw�ch krzes�ach
ustawionych na stole i �owili ryby. Andrzej siedzia� przy sterze, a Janek
zapuszcza� w�dk�
sfabrykowan� z ciupagi, do kt�rej przymocowane by�o sznurowad�o z but�w ojca,
lekkomy�lnie pozostawionych w kuchni.
W pokoju by�o zimno. Mieli czerwone nosy i sine nogi.
� Powariowali�cie! � krzykn�a matka. � Marsz do ��ka. Jest jeszcze noc. Ojciec
�le si� czuje. Ja si� �le czuj�. A wy si� pochorujecie.
� Co b�dzie ze �niadaniem? � zapyta� rzeczowo Andrzej.
� Jeszcze czas na �niadanie. A zreszt�, ubierajcie si�. Dam wam mleko i chleb i
wracam do ��ka. Dostaniecie po dwa z�ote, je�eli si� b�dziecie cicho bawi�.
� Cztery z�ote � powiedzia� Janek spokojnie i stanowczo.
� Trzy � matka machn�a r�k� i znik�a w kuchni. Wr�ci�a szybko ze �niadaniem na
tacy. Ch�opcy m�wili szeptem i chodzili na palcach. Janek mia� sweter na�o�ony
na lew�
stron� i pr�bowa� wci�gn�� lewy but na praw� nog�.
� Ile dajesz za ubieranie si�? � chcia� wiedzie�.
� W sk�r� � powiedzia�a matka. � Wracam do ��ka i �eby was nie by�o s�ycha�.
Ojciec spa� g��bokim snem.
Matka Janka nakry�a si� ko�dr� i przymkn�a oczy. Powoli nagrzewa�y jej si�
nogi. W
pokoju by�o diabelnie zimno, szyby g�sto zamarzni�te, wr�ble �a�o�nie �wierka�y
na
balkonie.
�Trzeba je te� nakarmi� � pomy�la�a i zdrzemn�a si�.
�ni�o jej si�, �e p�ynie ��dk� po jeziorze. S�o�ce przygrzewa�o, Janek i Andrzej
�owili
wielkie, kolorowe ryby, ojciec wios�owa�. ��d� ko�ysa�a si� �agodnie.
Poczu�a, �e przygniata j� wielki ci�ar, i pr�bowa�a si� zerwa�, lecz nie mog�a.
Janek
siedzia� jej okrakiem na brzuchu i �achota� j� ko�cem w�dki w czo�o.
� Wstawaj, u nas kapie. Ale nie krzycz, bo my�my tego nie zrobili.
Boso, w nocnej koszuli pobieg�a do pokoju dzieci. Sufit by� zalany wod�, woda
kapa�a
na pod�og�, la�a si� po �cianach. W kuchni to samo. To samo w �azience.
� �obuzy! � wrzasn�a. � Andrzej, id�, obud� ojca. Jak wy�cie to zrobili?
� To nie my � powiedzia� Andrzej rzeczowo. � To pewnie ta Zosia, co mieszka
nad nami.
� Jaka znowu Zosia?
� Ta, co ma z�ote guziki przy swetrze i co jej z�b wylecia� z przodu.
Ojciec Janka na widok sufitu i �cian szybko oprzytomnia�.
� Musia� im trzasn�� kaloryfer na g�rze � zdecydowa�. � Zaraz tam p�jd�.
� To i ja id� z tob�, bo chc� zobaczy�, czy wypad� jej ten drugi � zawo�a�
Andrzej.
Po chwili z �azienki rozleg� si� zrozpaczony krzyk ojca:
� Nie ma wody w kranach! A niech to diabli wezm�!
Dzwonek u drzwi. W drzwiach trzy postacie z kub�ami.
� Czy u pa�stwa mo�e jest? Bo u nas nie ma.
� U nas te� nie ma � powiedzia�a uprzejmie matka Janka owijaj�c si� mocniej
szlafrokiem.
� Jak to nie ma? Jest pe�no! � zawo�a� Janek. � Leje si� w pokoju i w kuchni.
Matka Janka zatrzasn�a drzwi.
� Ja si� dzisiaj ju� chyba nie ubior�.
� Dam ci dwa z�ote � zaofiarowa� si� Janek.
� Jakie dwa z�ote? � przerwa� mu Andrzej.
� Te, co dostan� za to, �e si� ubra�em i �e by�em cicho.
� Przecie� ju� ich nie masz, bo sprzeda�em ci za nie moje ryby.
� Jakie ryby? � chcia� wiedzie� ojciec. � Te na niby, co z�owi�em.
� Czy wszystkie dzieci s� takie dziwne? � westchn�� ojciec.
� Wszystkie � powiedzia� Janek powa�nie. � Kasi�ski nawet m�wi� raz, �e z�owi�
wieloryba i potem sprzedawa� tran. Mama, mnie jest zimno. Zobacz, woda leje si�
na
wszystkie ksi��ki.
� I we� dwa kub�y � krzykn�a matka Janka do wychodz�cego ojca. � I przy okazji
od razu przynie� wody z s�siedniej kamienicy, bo nie ma z czego zrobi� herbaty.
Po godzinie wr�ci� ojciec w bardzo dobrym humorze i bez wiader.
� Gdzie by�e�? � zdenerwowa�a si� matka Janka. � Gdzie kub�y? Kub�y dzi� to
skarb. Gdzie woda? I w og�le dlaczego wygl�dasz, jakby ci� g�owa ju� nie bola�a?
� Wody dzi� nie b�dzie � zawyrokowa� ojciec. � Na g�rze p�k�y kaloryfery.
Znale�li�my z Michalskim, gdzie i co, i zreperowa�oby si�, bo to g�upstwo, tylko
narz�dzi nie
mamy. Poza tym zamarz�y rury, bo jest 22 stopnie zimna. Michalskim zala�o
spi�arni�.
Pomog�em im powynosi� zapasy. Maj� doskona�� dereni�wk� i wi�nie w alkoholu, i
domow�
�liwowic�.
� Ch�opcy, wk�adamy wszystkie swetry i jedziemy do stryjka � powiedzia�a matka
Janka energicznie.
� Pewnie � powiedzia� Janek. � Z tego mieszkania ju� nic nie b�dzie.
Ojciec nic nie m�wi�c wyszed�, pewnie po kub�y. Ch�opcy wraz z matk�, owini�ci w
swetry i szale, ruszyli na d� schodami. W bramie spotkali ojca nios�cego wod�.
� Jak si� ogolisz � powiedzia�a matka Janka �agodnie � to przyjd� do Heni�w na
obiad.
Na dworze panowa� okropny mr�z. W autobusie by�o ma�o ludzi i bardzo zimno.
Janek zaraz zacz�� bawi� rozmow� jak�� osob�, kt�ra by�a tak pozawijana w r�ne
we�niane
szmaty, �e wida� jej by�o tylko oczy.
� U nas zala�o mieszkanie � chwali� si� � i nie ma wody, bo rury pop�ka�y. A
my�my �owili ryby.
Opatulona osoba co� mrucza�a pod nosem.
� Nie mamy teraz gdzie mieszka� � m�wi� dalej Janek. � Chyba p�jdziemy do lasu
i wilki nas zjedz�.
Opatulona kiwa�a powoli g�ow�.
� A zreszt� � doda� Janek i zacz�� chucha� w szyby � a zreszt� mo�emy zawsze
zabra� ojca i mam� i przenie�� si� do przedszkola.
WYJAZD
Matka Janka knu�a co� od kilku tygodni. Prowadzi�a w tej sprawie d�ug� i cz�st�
korespondencj� z cioci� Andzi�. I uda�o si�. Ciocia Andzia po�wi�ci�a si�.
� Ch�opcy! � powiedzia�a matka Janka w pewien pi�tek. � W niedziel� rano
przyje�d�a ciocia Andzia i wieczorem zabierze was do Karpacza na dwa tygodnie.
Tam s�
g�ry i �nieg, i r�ne dzieci. B�dziecie mieszka� u babci Rogalskiej.
� Ja nie dam sobie postawi� baniek � powiedzia� Janek od razu. � Czy dostan�
sanki?
� Sanki pewnie tam b�d� � uspokoi�a go matka. � W Warszawie te� s�, ale bardzo
drogie. Po�yczycie sobie od kogo�. Andrzej, we�miesz narty?
� Pewnie, �e wezm�. Tylko kup mu sanki, bo on mnie zam�czy.
� Sanek nie kupi�, bo nie mam pieni�dzy, chyba �e p�jdziecie piechot� do
Karpacza.
Zacz�li si� nad tym zastanawia�, a matka Janka wzi�a si� do cerowania, �atania
i
przyszywania guzik�w.
� Popro� ojca, �eby zdj�� walizk� z pawlacza � powiedzia�a do Andrzeja.
Pobiegli obydwaj do pokoju i po chwili wr�cili.
� Tata z�y.
� Dlaczego?
� M�wi, �e zaj�ty.
� A co robi?
� Nic nie robi.
� Nic?
� No nic. Czyta.
� No to dajcie mu spok�j.
� Tata to nigdy nic nie robi, tylko albo czyta, albo pisze � powiedzia� Janek. �
Ja
musz� mie� oddzieln� walizk�, bo ja mam r�ne rzeczy do zabrania. Pojad�
wszystkie
zwierz�ta i gara�, co mi zrobi� stryjek na imieniny.
� No chod�cie, pomo�ecie mi u�o�y� na ��ku wszystko, co jest do zabrania, a
potem
zapakujemy � powiedzia�a matka Janka, kt�ra od kilku dni by�a we wspania�ym
humorze.
Po pewnym czasie w pokoju dzieci zjawi� si� ojciec Janka.
� Dajcie spok�j! � krzykn�� od progu. � Czy oni musz� to wszystko zabra�?
Przecie� jad� tylko na dwa tygodnie. I w og�le, sk�d oni maj� tyle tych �ach�w.
To
nies�ychane!
� Jest zima � t�umaczy�a matka Janka cierpliwie. � Dzieci musz� mie� swetry,
wiatr�wki, zapasowe buty, zapasowe skarpetki we�niane, ciep�� bielizn�, po dwie
pary
r�kawiczek, czapki�
� Ju� teraz rozumiem, dlaczego od pi�ciu lat nie mog� sobie sprawi� nawet pary
portek, nie m�wi�c o zapasowych � powiedzia� ojciec. � Hej! � krzykn�� nagle. �
Sk�d
Andrzej ma granatowe spodnie narciarskie? To przecie� z mojego jedynego
wizytowego
ubrania!� Dzieci, chod�cie do kuchni � powiedzia�a matka Janka szybko. � Czas na
kolacj�. A ty m�g�by� nam zdj�� walizk� z pawlacza.
Ojciec Janka wlaz� na krzes�o, zdj�� walizk� i do�� ha�a�liwie postawi� j� na
pod�odze.
� Tata zn�w z�y � stwierdzi� Janek. � Dobrze, �e wyje�d�amy.
� No pewnie � doda� Andrzej ustami pe�nymi chleba z marmolad�. � Odpocznie
si� troch� od niego.
� Jeste�cie bezczelni � zdenerwowa�a si� matka. � Wstyd mi przed babci�. Jak wy
si� odzywacie? To skandal.
� Powiemy jej, �e�my si� nauczyli w przedszkolu � uspokoi� j� Janek.
� Pakowa� b�dziemy jutro � o�wiadczy�a matka Janka. � Dzisiaj wszystko
poreperuj�. A wy zdecydujcie si�, kt�re ksi��ki jad�. Ka�dy mo�e zabra� po
jednym
zwierzaku, po jednej zabawce i po dwie ksi��eczki.
� Ja musz� gara� � wrzasn�� Janek.
� S�ysza�e�, �e nie wolno � wrzasn�� Andrzej.
� Bo ci dam.
Ma�y, nie b�d� taki �mia�y, Bo jak przyjdzie du�y, To ci �eb okurzy�
� Odkurzy.
� Okurzy! Mama, on si� k��ci.
Chcia�abym ju� by� o dwa dni starsza � westchn�a matka Janka. � Ja bym chcia�
by� o dwa lata starszy, to b�d� u starszak�w � powiedzia� Janek z g��bi serca.
� P�jdziemy we wtorek do teatru � rozmarzy� si� ojciec Janka wieczorem, gdy ju�
ch�opcy spali. � Zaprosimy Zosi� i Ma�ka na kolacj�. Zrobisz sa�atk� �ledziow�,
kt�ra
szkodzi Jankowi. W niedziel� ugotujemy kapu�niak na �eberkach, potem p�jdziemy
na kaw�
na Stare Miasto, a wieczorem do kina� B�dzie mo�na wreszcie wyci�gn�� wszystko z
pawlacza i zobaczy�, co si� tam dzieje, z tym, �e nikt nam tego nie rozwlecze po
mieszkaniu.
B�dzie mn�stwo wolnego czasu.
� S�uchaj � powiedzia�a matka Janka cicho � w niedziel� w niedziel� si�
wy�pimy.
Rozleg�o si� wo�anie Janka. Matka zerwa�a si� z u�miechem i bez s�owa protestu
pobieg�a do pokoju dzieci.
� Ja chc� zabra� gara� � maza� si� Janek. � Inaczej nie pojad�.
� We� gara�, kochanie, we�, co chcesz, we� sobie taczk� i grabie, i kube� od
w�gla.
Otuli�a go ko�dr�. Le�a� u�miechni�ty, ciep�y, zadowolony, i
Min�o p� godziny. Przed matk� Janka pi�trzy�y si� zacerowane skarpetki,
koszule z
poprzyszywanymi guzikami, pi�knie po�atane podkoszulki i majteczki. Ojciec Janka
pisa� co�
przy stole. Zn�w rozleg�o si� wo�anie. Ojciec uspokajaj�co kiwn�� g�ow� i sam
uda� si� do
pokoju dzieci. Wr�ci� po chwili z zatroskan� min�.
� Wiesz � powiedzia� � ten Janek to jednak dziwne dziecko. Nie wiem, dlaczego
Andrzej nigdy takich rzeczy sobie nie wymy�la�. Powiedzia� mi, �e absolutnie nie
chce bra�
kub�a od w�gla do Karpacza. Musia�em mu przyrzec. Mam nadziej�, �e teraz ju�
u�nie na
dobre.
LISTY
Babcia Rogalska z Karpacza
do rodzic�w Janka w Warszawie
Kochane dzieci!
Andzia z dzie�mi dojechali szcz�liwie, chocia� Andrzej goni� si� z jakim�
ch�opcem po
korytarzu i podar� mu spodnie. To nie by�a wina Andrzeja, bo ten ch�opiec
zahaczy� o gw�d�,
kt�ry stercza� w drzwiach przedzia�u. Andrzej go tylko goni�. Jednak�e matka
tego ch�opca
by�a bardzo zdenerwowana. Powiedzia�am jej na dworcu, �e przed wojn� nie by�o
gwo�dzi w
poci�gach i �e dzieci s� dzie�mi. Moi kochani, chocia� ju� du�o czasu up�yn�o,
jak mia�am
do czynienia z ma�ymi dzie�mi, te staram si� je zrozumie� i przystosowa� si� do
r�nych
nowomodnych wybryk�w, kt�rych dawniej si� nie zna�o. Na przyk�ad � �eby taki
ma�y
ch�opiec jak Andrzej mia� je�dzi� na nartach! To nonsens!
Moi kochani! po�yczy�am od s�siad�w saneczki dla Janka. Ale on ich nie chce, bo
s� z
oparcie