2787
Szczegóły |
Tytuł |
2787 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2787 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2787 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2787 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TERRY PRATCHETT - DYWAN
Nota o Autorze
Je�li kto� naprawd� i koniecznie musi wiedzie�, to urodzi� si� w Buckinghamshire w 1948r. Uda�o mu si� unikn�� jakiejkolwiek naprawd� interesuj�cej pracy z rodzaju tych, jakie podejmuj� pisarze, by dobrze wygl�da� w notkach biograficznych. Poszukuj�c cichego i spokojnego zaj�cia, naj�� si� jako rzecznik prasowy w Centralnym Zarz�dzie Wytwarzania Elektryczno�ci (Central Electricity Generating Board) zaraz po katastrofie elektrowni Three Mile Island, co najlepiej dowodzi doskona�ego wyczucia czasu albo specyficznego poczucia humoru (w zale�no�ci od punktu widzenia). Teraz, jako uznany pisarz, nie zatrudnia si� nigdzie. Wstaje rano. Mieszka z �on� i c�rk� w Somerset i lubi, jak czytelnicy stawiaj� mu banana daiquiri. Zdaje sobie spraw�, �e ludzie nie czytaj� biografii pisarzy, ale stwierdzi�, �e nic nie straci, je�li spr�buje im u�wiadomi� swe gusta. Obecnie zbli�a si� do pi��dziesi�tki i twierdzi, �e pisze dla wszystkich wystarczaj�co rozwini�tych, by go zrozumie�, tote� wiek nie ma znaczenia. Idea�em s� czytelnicy, kt�rych jego ksi��ki �miesz�, ale nie ka�dy mo�e by� idea�em...
Od autora
Ksi��ka ta ma dw�ch autor�w, cho� stanowi� oni jedn� osob�. Pierwszy raz zosta�a opublikowana w 1971r. i zawiera�a ca�� mas� b��d�w, z kt�rych najwi�kszym by� ten, �e napisa� j� siedemnastolatek. Sprzedawa�a si� jako tako, ani �le, ani dobrze, i w ko�cu wyprzeda�a si� do zera. No i prawid�owo.
Jakie� dziesi�� lat temu powie�ci z cyklu Discworld zacz�y si� sprzedawa� jak hot dogi i ludzie skojarzyli, �e ten sam facet napisa� wcze�niej Dywan. Wynikiem tego by�o doj�cie wydawc�w do wniosku, �e czas wznowi� t� ksi��k�. Decyzja ta z mojego punktu widzenia by�a jak najbardziej rozs�dna, ale jako� tak wysz�o, �e licz�c sobie czterdzie�ci trzy wiosny, ponownie przeczyta�em sw�j m�odzie�czy debiut i w�osy stan�y mi d�ba, tote� czym pr�dzej zabra�em si� do robienia w nim porz�dk�w.
Ot� w wieku lat siedemnastu by�em najwyra�niej wielce przekonany, �e fantasy sk�ada si� g��wnie z bitew i kr�l�w. W miar� przybywania lat i do�wiadcze� doszed�em do etapu obecnego, to jest sk�onny jestem uwa�a�, �e tak naprawd� fantasy powinna by� o tym, jak unika� bitew i jak si� obywa� bez kr�l�w. Wi�c tu co� doda�em, tam co� zmieni�em, a �wdzie do�o�y�em nieco zdrowego rozs�dku...
Wiecie, jak to jest, kiedy zaczyna si� obcina� wystrz�pion� nitk�, a potem drug�...
W ko�cu uda�o mi si� zapanowa� nad entuzjazmem i w efekcie powsta�a ciekawostka - nie jest to bowiem dok�adnie to, co napisa�em wtedy, i niedok�adnie to, co napisa�bym teraz od nowa. Jest to efekt pracy zespo�owej (na szcz�cie nie musz� si� dzieli� honorarium, zreszt� smarkacz i tak by je przepu�ci�).
Chcieli�cie - macie.
Tak na marginesie: miasto Ware ma wielko�� mniej wi�cej tak� *
Terry Pratchett
15 wrze�nia 1991 r.
Prolog
Sami siebie nazywali Munrungami, czyli Lud�mi albo Prawdziwymi Istotami Ludzkimi. Nic oryginalnego - tak m�wi o sobie wi�kszo�� ludzi, przynajmniej z pocz�tku. Kiedy pewnego dnia plemi� napotka�o inne plemi�, mog�o co prawda nazwa� je Innymi Lud�mi, gdyby by�o w humorze, a poniewa� nie by�o, nazwa�o je Wrogami. Gdyby jednak w tym momencie nazwa�o ich Innymi Prawdziwymi Istotami Ludzkimi albo jako� podobnie, to p�niej oszcz�dzi�oby sobie wielu k�opot�w. C�, gdyby szafa mia�a sznurek, by�aby wind�.
Nie znaczy to, �e Munrungowie byli zupe�nie prymitywni - Pismire twierdzi� zawsze, �e maj� bogate ludowe dziedzictwo kulturowe. Mia� na my�li legendy. Sam zna� wszystkie stare opowie�ci plemienia i wiele nowych, nieplemiennych. Opowiada� je przy ognisku, a wszyscy s�uchali jak zaczarowani. Czasami wydawa�o si�, �e nawet masywne w�osy rosn�ce za otaczaj�c� wiosk� palisad� pochylaj� si� nad ni�, te� s�uchaj�c.
Najstarsza legenda by�a tak�e najkr�tsza i cho� rzadko opowiadana, znana ze szczeg�ami ka�demu, powtarzano j� bowiem, w r�nych j�zykach, jak Dywan d�ugi i szeroki. Tak oto brzmia�a w wykonaniu Pismire'a:
"Na pocz�tku nie by�o nic, jeno niesko�czona p�asko��. Potem sta� si� Dywan, kt�ry przykry� p�asko��. By� wtedy m�ody: mi�dzy w�osami nie znale�liby�cie szczypty py�u, a same w�osy by�y proste i smuk�e, nie za� pogi�te i spl�tane jak dzi�. No i Dywan by� pusty.
Potem zjawi� si� kurz i py�, kt�re spad�y z g�ry i powoli osiada�y mi�dzy w�osami, a� pokry�y Dywan grub� warstw�. Z kurzu Dywan utka� nas wszystkich - najpierw ma�e pe�zaj�ce, kt�re zamieszka�y w rowach i na szczytach w�os�w, potem sorathy, dziki, trompy, kozy i snargi, a nast�pnie ca�� reszt� ta�atajstwa, kt�re znacie.
Dywan t�tni� �yciem, ale nie wiedzia�, �e jest �ywy. Nie potrafi� my�le� i nawet nie wiedzia�, czym jest. By�o w nim �ycie i ma si� rozumie� �mier�, ale brakowa�o nici w splocie �ycia. I tak powstali�my z kurzu my, Lud Dywanu. Nadali�my Dywanowi imi�, podobnie jak ponazywali�my zwierz�ta, i splot sta� si� kompletny. Dywan zyska� �wiadomo��.
Mo�e nam grozi� T�pni�cie, kt�re nienawidzi �ycia w Dywanie, mo�e nas ogarn�� mrok, ale nadal b�dziemy stanowili dusz� Dywanu, bo to my pierwsi go nazwali�my. I to jest najwa�niejsze. Naturalnie to wszystko jest wielce metaforyczne, ale my�l�, �e wa�ne, nieprawda�?"
Rozdzia� 1
Prawo stanowi�o, �e ka�dego dziesi�tego roku wszystkie plemiona Imperium Dumii maj� si� stawi� do przeliczenia. No, ma si� rozumie�, nie wszystkie w wielkiej stolicy Ware, ka�de w najbli�szym du�ym mie�cie. W wypadku Munrung�w by�o to Tregon Marus.
Liczenie zawsze by�o wielkim �wi�tem - wok� miasta wyrasta�y osady namiot�w, po ulicach przewala�y si� t�umy, no i co najwa�niejsze: odbywa� si� tu pi�ciodniowy jarmark oraz ko�ski targ. Przy okazji odwiedzano dawno nie widzianych znajomk�w i trwa�a, naturalnie, taka wymiana plotek, �e a� si� w�osy w okolicy trz�s�y.
Cz�� oficjalna polega�a na tym, �e wszyscy, ��cznie z niemowlakami, stawali przed urz�dnikiem w specjalnym liczydomie i tam, na po��k�ych zwojach, zapisywano imiona nowo urodzonych, skre�lano zmar�ych i wpisywano, ile kto ma �wi�, k�z i tromp�w. Przy okazji powstawa�o wiele nowych, cho� niekoniecznie m�drych imion, jako �e gryzipi�rki od niepami�tnych czas�w mia�y k�opoty jak nie z ortografi�, to z pisowni�, a notorycznie ze s�uchem. Tak zreszt� by�o zawsze, jak historia d�uga i g��boka. Po zapisaniu delikwent przechodzi� do nast�pnego sto�u, gdzie w futrach i sk�rach p�aci� podatek wyznaczony przez innego urz�dasa. Nie trzeba dodawa�, �e wszyscy uwa�ali to za zdecydowanie niemi�� cz�� takiej dobrej imprezy, zw�aszcza �e musieli odsta� swoje w kolejce wij�cej si� wok� mur�w miasta, potem przebiegaj�cej przez stajnie, rynek i wok� magazyn�w a� do liczydomu.
Pi�tego dnia gubernator zwo�ywa� na rynku narad� wodz�w wszystkich plemion i wys�uchiwa� skarg i za�ale�. Narada odbywa�a si� na �wie�ym powietrzu, gubernator potakiwa� z godno�ci� i przyznawa� z zasady racj� przemawiaj�cemu. Z zasady r�wnie� nie robi� nic wi�cej, ale wszystkim i tak poprawia�o si� samopoczucie: zostali wys�uchani. Co prawda po powrocie do domu dobre samopoczucie mija�o jak r�k� odj��, ale na kilka dni pomaga�o. To si� nazywa polityka. I tak si� dzia�o od niepami�tnych czas�w, czyli od zawsze.
Sz�stego dnia uczestnicy zbiegowiska rozchodzili si� do dom�w drogami zbudowanymi przez Dumii. Do dom�w, czyli generalnie na wsch�d. Na zach�d prowadzi� szlak ku stolicy, a potem, ju� jako zwyk�y trakt nazywany Drog� Zachodni�, dociera� do najdalej na zach�d po�o�onej miejscowo�ci Imperium - do Kilimaty. Imperium Dumii zajmowa�o bowiem wi�kszo�� Dywanu od Drewnog�ry a� po pustkowie na p�nocy, po�o�one w pobli�u Sto�onogi. Na zachodzie dociera�o do samych kra�c�w Dywanu i do Pustkowi, na po�udniu do Ziemi Ognistej. Tak pomalowa�cy spod Drewno�ciany, jak i wojowniczy Hibbolojowie, a nawet czciciele ognia z Kilimaty p�acili Imperium trybut. Przyzna� nale�y, i� nie wszyscy lubili Dumii, poniewa� Imperium robi�o, co mog�o, by zniech�ci� kogo si� da do lokalnych wojen czy rabunk�w byd�a, co generalnie by�o uznawane za �wietn� rozrywk� i doskona�y spos�b na nud�. Imperium lubi�o pok�j, bo ludzie mieli wtedy wystarczaj�co du�o czasu i spokoju, by zarabia� i mie� z czego zap�aci� podatki. I generalnie rzecz bior�c, pok�j nie do��, �e si� pod tym wzgl�dem sprawdza�, to jeszcze dawa� si� utrzyma�.
Tak wi�c Munrungowie pow�drowali na wsch�d i na kolejne dziesi�� lat znikn�li z anna��w Imperium. Czasami przez ten czas wadzili si�, czasami nie (prawd� m�wi�c, cz�ciej nie) i jak mogli, unikali kontakt�w z Histori�, kt�ra ma ten niemi�y zwyczaj, �e kto z ni� przestaje, z zasady ginie.
No i pewnego roku przesta�y nap�ywa� wie�ci - a co dziwniejsze, tak�e plotki - z Tregon Marus...
Stary Grimm Orkson, w�dz Munrung�w, mia� dw�ch syn�w i kiedy zmar�, wodzem zosta� starszy - Glurk. Z punktu widzenia cz�onk�w szczepu, kt�rzy my�leli wolno, acz dok�adnie, wyb�r by� wr�cz idealny - nie do��, �e z szerokimi barami i byczym karkiem wygl�da� jak drugie wydanie rodziciela, to jeszcze rzuca� w��czni� dalej ni� ktokolwiek i snargi k�ad� go�� r�k� (na dow�d nosi� naszyjnik z ich k��w). Do jego zalet zaliczano tak�e: podnoszenie konia jednor�cz, ca�odzienne bieganie bez zm�czenia i umiej�tno�� podkradania si� do zwierzyny tak blisko, �e cz�sto umiera�a ona na zawa� wywo�any szokiem, zanim zd��y� u�y� broni albo chocia�by przy�o�y� pi�ci�. Poza tym porusza� ustami, gdy my�la� - co �atwo pozwala�o sprawdzi�, ile czasu sp�dza w pracy, to jest przy wodzowaniu - no i by� ma�om�wny. Co do my�lenia, to zajmowa�o mu sporo czasu, gdy� cho� nie by� g�upi, nie stanowi�o ono jego najsilniejszej strony i doj�cie do w�a�ciwych wniosk�w trwa�o u niego, powiedzmy, nieco d�u�ej, ni� wynosi�a �rednia. W ko�cu jednak do nich dochodzi�, i to samodzielnie. Powiadano te�, �e u�ywa niewielu s��w, a rozumie jeszcze mniej, ale nikomu to nie przeszkadza�o.
Pewnego popo�udnia Glurk wraca� do domu, trzymaj�c na jednym ramieniu w��czni� z ko�cianym grotem, a na drugim d�ugi dr�g. Na �rodku tego� dr�ga wisia� sobie za zwi�zane �apy snarg, a jego drugi koniec podpiera� Snibril - m�odszy brat Glurka.
Stary Orkson o�eni� si� wcze�nie i �y� d�ugo - ta kombinacja spowodowa�a, �e narodziny jego syn�w dzieli� szmat czasu wype�niony przez c�rki, kt�re starannie, i szybko, zosta�y wydane za szanowanych i, co wa�niejsze, daleko mieszkaj�cych cz�onk�w plemienia.
Snibril nie powala�, zw�aszcza w por�wnaniu z bratem, postur� i krzep�. Grimm wys�a� go wi�c do szko�y w Tregon Marus, by kszta�ci� si� na urz�dnika. Mia� nadziej�, �e skoro pociecha nie wybija si� z w��czni�, to mo�e z pi�rem p�jdzie jej lepiej, a poza tym jeden kszta�cony w rodzinie zawsze mo�e si� przyda�.
Gdy Snibril trzeci raz uciek� ze szko�y, Pismire postanowi� powa�nie porozmawia� z wodzem. Pismire by� szczepowym szamanem, czyli rozs�dniejsz� odmian� kap�ana. Prawie ka�dy szczep mia� swojego, cho� Pismire zdecydowanie si� w�r�d nich wyr�nia�. Po pierwsze: my� si� - a tak�e wszystko, co mia� - przynajmniej raz w miesi�cu, co jak na normalnego cz�owieka by�o dziwne, a na szamana wr�cz nienormalne, poniewa� uwa�ali oni, �e im co� brudniejsze, tym bardziej magiczne.
Po drugie: nie nosi� pi�rek, ko�ci, kamyk�w ani innych takich cudeniek i nie m�wi� jak pozostali szamani z s�siedztwa. Pozostali pasjami spo�ywali ��tawe grzybki rosn�ce w g�stwinach w�os�w i m�wili mniej wi�cej tak: "Hiiiijahjahheja! Hejahejajahjah! Hngh!", co by�o totalnym be�kotem, ale brzmia�o magicznie. Pismire za� mawia� mniej wi�cej tak: "Prawid�owe obserwacje i staranna dedukcja przy jasno okre�lonych celach s� niezb�dne dla powodzenia ka�dego przedsi�wzi�cia. Zauwa�yli�cie, �e trompy zawsze przemieszczaj� si� o dwa dni przed stadami sorath�w? A tak na marginesie: jak mi kt�ry ze�re ��tego grzybka, to obiecuj�, �e d�ugo to popami�ta!", co zdecydowanie nie brzmia�o magicznie - i nikt nie nazwa�by tego be�kotem - ale by�o ca�kiem u�yteczne, zw�aszcza w wypadku polowa�. Co prawda poniekt�rzy malkontenci twierdzili, �e t� skuteczno�� Pismire bardziej zawdzi�cza my�liwskim zdolno�ciom ni� gadaniu, czemu szaman bynajmniej nie zaprzecza�, twierdz�c, �e optymistyczne my�lenie tak�e jest bardzo wa�ne.
Po trzecie: jako szaman by� te� znachorem, i to znacznie lepszym ni� okoliczni (nie wspominaj�c poprzednika). Co do tego zgadzali si� wszyscy, cho� niekt�rzy niech�tnie, gdy� ka�dy Munrung jest w mniejszym lub wi�kszym stopniu zwolennikiem poszanowania tradycji. Poprzednik leczy� ciekaw�, i og�lnie przyj�t�, metod� przez wygrzewanie w powietrzu ko�ci i wycie "Hjahjahja! itd.,itp.,etc.". Pismire natomiast miesza� ze sob� r�ne sproszkowane zio�a i inne ingrediencje, robi� z nich pigu�ki i m�wi� co� w tym stylu: "We� jedn� wieczorem, jak si� b�dziesz k�ad�, a rano, je�eli si� obudzisz, we� drug�".
Poza tym od czasu do czasu s�u�y� rad� w innych wypadkach, na przyk�ad takich jak dokszta�t Snibrila. Grimm akurat r�ba� drwa ko�o domu, gdy jak zwykle cicho zjawi� si� tu� za nim Pismire. Wymiana pogl�d�w, kt�ra nast�pi�a, by�a tyle� zwi�z�a co tre�ciwa. Pismire oznajmi�, �e edukacja w mie�cie skazana jest na fiasko, bo Munrung i urz�dnik wykluczaj� si� wzajemnie. Mo�na natomiast spr�bowa� kszta�ci� pociech� na miejscu, to znaczy on, Pismire, mo�e spr�bowa� nauczy� go czyta� i pisa�. W odpowiedzi i po namy�le - acz kr�tszym ni� u Glurka - Grimm wyrazi� zgod�, przyznaj�c, �e dzieciak wrodzi� si� w matk�, kt�ra do ma��e�stwa te� mia�a zwyczaj �azi� z g�ow� w chmurach, a� on, jako jej m��, zrobi� wszystko, by j� sprowadzi� na ziemi�. Grimm nigdy nie opanowa� sztuki pisania i czytania, ale urz�dnicy w Tregon Marus zawsze robili na nim du�e wra�enie. Stawiali na pergaminie znaczki, dzi�ki kt�rym po wielu latach nadal pami�tali r�ne dziwne sprawy. To by�a moc (w pewnym sensie, ma si� rozumie�) i Grimm chcia�, by kto� z rodu posiad� cho�by ma�� jej cz��.
I tak Snibril zacz�� ucz�szcza� do wioskowej szko�y, gdzie Pismire uczy� dzieciaki czyta�, pisa�, liczy� i wyja�nia� prawa Imperium. Podoba�o mu si� to (Snibrilowi, rzecz jasna) i uczy� si� szybko, ch�on�c wiedz�, jakby od tego zale�a�o jego �ycie, a jak twierdzi� Pismire, cz�sto zale�a�o.
Co dziwniejsze, Snibril stawa� si� tak�e ca�kiem dobrym my�liwym. Prawie tak dobrym jak brat, cho� w inny spos�b. Glurk zwyk� gania� zwierzyn�, Snibril natomiast obserwowa� i zasadza� si� na ni� zgodnie z jedn� z m�dro�ci Pismire'a. Szaman twierdzi� bowiem, �e nie trzeba �ciga� zwierzyny, by j� z�owi� - wystarczy starannie j� obserwowa�, znajdzie si� odpowiednie miejsce, w kt�rym mo�na poczeka� i zwierzyna sama przyjdzie. By�a to jedna z zasad �yciowych Pismire'a i Snibril przyznawa�, �e na polowaniu sprawdza si� doskonale. Jak dzia�a�a w innych wypadkach, trudno mu by�o orzec z braku okazji..
Gdy stary Grimm zmar�, z�o�ono go w dole wykopanym w kurzu, razem z w��czni�. Munrungowie nie mieli poj�cia, gdzie si� udaje zmar�y, ale nie widzieli najmniejszego powodu, by gdy ju� si� tam znajdzie, mia� by� g�odny.
Wodzem zosta� Glurk i mia� poprowadzi� plemi� na nast�pne liczenie, tyle �e cho� dawno min�� w�a�ciwy czas, pos�aniec z Tregon Marus, zwykle oznajmiaj�cy, kiedy odb�dzie si� �wi�to, jako� si� nie zjawia�. Martwi�o to Glurka - i to bynajmniej nie z powodu nie zap�aconych podatk�w - gdy� brak wie�ci by� nienaturalny, jako �e na Dumii zawsze mo�na by�o polega�, szczeg�lnie je�li chodzi o terminowe zbieranie nale�no�ci.
Na wszelki wypadek nie podzieli� si� z nikim swymi obawami, tote� z polowania jak zwykle wracali w milczeniu. Jak zwykle te� Snibril jako ni�szy przek�ada� dr�g z ramienia na rami�, maj�c nieodparte wra�enie, �e je�li nie zrobi� przerwy, to b�dzie jeszcze ni�szy.
- S�uchaj no, nogi mi w ty�ek w�a�� i robi� si� coraz ni�szy - poinformowa� brata. - Sta�my na pi�� minut... poza tym strasznie mnie boli g�owa...
- Niech b�dzie pi�� minut - zgodzi� si� po chwili Glurk. - D�u�ej nie: robi si� ciemno.
Dotarli tymczasem do drogi. Niedaleko na p�noc by�a Drewnog�ra, a bli�ej, i to znacznie, dom i kolacja. Siedli na r�wnej powierzchni traktu. Glurk, kt�ry nie mia� zwyczaju marnowa� czasu, zabra� si� do ostrzenia grota w��czni, spogl�daj�c od czasu do czasu na zach�d, gdzie znika�a droga. W zapadaj�cym mroku l�ni�a lekko, tym mocniej podkre�laj�c cienie zbieraj�ce si� pomi�dzy w�osami po obu jej stronach, co zdawa�o si� fascynowa� Snibrila. Drogi poci�ga�y go od dawna, to jest od chwili, gdy ojciec powiedzia� mu, �e wszystkie prowadz� do Ware, czyli do stolicy. Ju� samo siedzenie przy kt�rej� pozwala�o zobaczy� wiele ciekawych rzeczy i os�b, a co dopiero, jakby tak ruszy� kt�r�� z nich...
T�skne rozmy�lania przerwa�o mu solidne �upni�cie pod czaszk�. Poczu�, jakby kto� mu j� wsadzi� mi�dzy dwa kamienie i zacz�� �ciska�.
Dywan tego dnia te� by� jaki� nienormalny - wi�kszo�� zwierz�t znikn�a, a kurzu mi�dzy w�osami nie m�ci� najs�abszy nawet podmuch.
- Co� tu nie gra. Na drodze od wielu dni nikt si� nie pojawi� - mrukn�� Glurk, po czym wsta� i si�gn�� po dr�g.
Snibril j�kn��, obiecuj�c sobie, �e ledwie wr�c�, p�jdzie do Pismire'a po jak�� pigu�k�...
Wysoko w�r�d w�os�w przemkn�� jaki� cie� kieruj�cy si� na po�udnie.
Co� grzmotn�o tak g�o�no, �e bardziej poczuli, ni� us�yszeli pot�ny odg�os tego, co niespodziewanie uderzy�o w Dywan, powalaj�c ich obu na ziemi�. W�osy wok� nich j�kn�y i zafalowa�y targane wichur�. Glurk z�apa� si� pnia w�osa i zdo�a� si� doprowadzi� do pionu przygi�ty przez nag�� zawiej�. W g�rze czubki w�os�w trzeszcza�y i skrzypia�y, a wsz�dzie wok� falowa�y niby szary ocean. Przez drog� przetoczy�y si� g�azy, na wp� lec�c, na wp� si� turlaj�c, Glurk jedn� r�k� uczepiony w�osa, drug� �ci�gn�� za kark odlatuj�cego brata. Obaj przykucn�li za grubym pniem, czekaj�c, a� kataklizm si� sko�czy, co nast�pi�o r�wnie nagle, jak si� zacz�o. Wichura skierowa�a si� na po�udnie, podobnie jak ciemno��, kt�ra jej towarzyszy�a.
Cisza zad�wi�cza�a g�ucho jak dzwon. Snibril zamruga� nieco og�upia�y - b�l g�owy znikn��, a po chwili co� mu pykn�o w uszach i wr�ci� s�uch, dzi�ki czemu us�ysza� odleg�y wprawdzie, acz szybko zbli�aj�cy si� t�tent. Brzmia�o to, jakby jaki� ko� gna� po drodze na o�lep, czyli albo bez je�d�ca, albo z nieprzytomnym pasa�erem na grzbiecie.
Wierzchowiec pojawi� si� szybko - bez je�d�ca, ze stulonymi uszami i b��dnym wzrokiem. Bia�a sier�� l�ni�a od potu, a wodze klaska�y o siod�o w takt uderze� kopyt. Snibril wyskoczy� na drog�, a gdy ko� go mija�, z�apa� wodze, przez par� sekund bieg� obok i wskoczy� p�ynnie na siod�o. Dlaczego si� na co� takiego odwa�y�, nigdy nie zrozumia�; by� mo�e by� to wynik uwa�nej obserwacji i dok�adnego okre�lenia cel�w. M�wi�c po ludzku, po prostu nie wyobra�a� sobie, �e m�g�by tego nie zrobi�.
Do wioski bracia dojechali wierzchem na uspokojonym ju� rumaku, kt�ry pos�u�y� im te� za zwierz� poci�gowe, wlok�c dr�g z dyndaj�cym po�rodku snargiem. Palisada by�a w kilku miejscach powalona, a kilka chat zniszczy�y g�azy, kt�rych sporo le�a�o na terenie wioski. Glurk nerwowo spojrza� w stron� chaty wodza i j�kn��, po czym zsiad� z konia i powoli ruszy� ku domowi.
A raczej miejscu, gdzie ostatnio by� dom.
Reszta mieszka�c�w czym pr�dzej umilk�a i na wszelki wypadek nieco si� odsun�a, robi�c mu szerokie przej�cie. W�os, i to gruby w�os, padaj�c, rozwali� kawa� palisady, a jego czubek znalaz� si� dok�adnie tam, gdzie sta�a chata Orkson�w.
Z budynku na dobr� spraw� zosta�y jedynie drzwi z framug�, reszta nadawa�a si� wy��cznie na opa�.
Z t�umu wybieg�a Bertha z dzieciakami i pad�a m�owi w obj�cia.
- Pismire kaza� nam wyj��, zanim upad� w�os - chlipa�a. - Co teraz zrobimy?
Glurk, wpatrzony w ruin�, odruchowo j� pog�aska�, po czym wdrapa� si� na rumowisko i pocz�� w nim grzeba�. Wszyscy przygl�dali si� temu w absolutnym milczeniu, tote� ka�dy d�wi�k dobiegaj�cy od strony tej sterty drewna by�o doskonale s�ycha�. Glurk w pewnym momencie znalaz� dziwnym trafem zupe�nie nie uszkodzony garnek, spojrza� na� z min� �wiadcz�c�, �e widzi go pierwszy raz w �yciu, i z rozmachem cisn�� nim o ziemi�.
Ledwie przebrzmia� huk p�kaj�cego naczynia, Glurk uni�s� pi�� i zacz�� kl��. Trzeba przyzna�, �e robi� to wyj�tkowo kunsztownie, wzbudzaj�c podziw tak pomys�owo�ci�, jak i wpraw� w tworzeniu tej wielopi�trowej wi�zanki. Nie licz�c zwrot�w powszechnie uwa�anych za obra�liwe, skl�� kolejno: w�osy, mroczne jaskinie Podspodzia, demony Pod�ogi, W�tek i Osnow�. A potem zakl�� si� rzadko u�ywan� przysi�g� na Retwatshud Frugal, czyli P�kni�t� Ko�� (cho� Pismire od dawna twierdzi�, �e to jeno przes�d i zabobon).
Po tym wszystkim siad�. Z�apa� si� za g�ow� i g��boko odetchn��. Jako� nikt nie mia� wielkiej ochoty do� podej��. Ludzie spogl�dali po sobie, a kilkoro czym pr�dzej si� oddali�o. Snibril zsiad� z konia i podszed� do owini�tego w kozi� sk�r� Pismire'a.
- Nie powinien by� tego m�wi� - mrucza� szaman - To naturalnie zabobon, ale to wcale nie znaczy, �e nieprawdziwy... O, witaj, widz�, �e prze�y�e�.
- Co tu si� sta�o? I co by�o powodem?
- Co si� sta�o, to wida�, nieprawda�? A pow�d zwykle nosi nazw� T�pni�cie.
- My�la�em, �e to bajka.
- A kto ci powiedzia�, �e bajki nie s� prawdziwe?! - zdziwi� si� Pismire. - Jestem pewien, �e to by�o T�pni�cie. Zmiany ci�nienia, brak zwierz�t... dok�adnie tak, jak o tym czyta�em w... czyta�em, znaczy si�. Ko�c�wka wypowiedzi niezbyt pasowa�a do reszty, tote� Pismire pospiesznie zmieni� temat: - Widz�, �e dorobi�e� si� wierzchowca.
- Chyba jest ranny...
Obaj podeszli do zwierz�cia i Pismire zabra� si� do ogl�dzin.
- Ko� Dumii - mrukn�� szaman. - Skocz no kt�ry po moj� skrzynk� z zio�ami! Widzisz? Co� go zaatakowa�o... rany nie s� g��bokie, ale lepiej je opatrzy�. Wspania�e zwierz�. I, powiadasz, bez je�d�ca?
- Pojechali�my kawa�ek w stron�, z kt�rej przybieg�, ale nikogo nie znale�li�my.
- Gdyby� sprzeda� ca�� wiosk� i wszystkich jej mieszka�c�w w niewol�, by� mo�e starczy�oby ci na takiego konia. - Pismire pog�adzi� wierzchowca po szyi. - Od w�a�ciciela uciek� dawno temu: co najmniej przez pi�� dni �y� dziko.
- W Imperium nie ma niewolnik�w - zauwa�y� Snibril.
- Pr�buj� ci uzmys�owi�, �e ten ko� jest wiele wart! - warkn�� Pismire, spogl�daj�c w g�stwin� w�os�w. - Co� go przestraszy�o, i to kilka dni temu, a wi�c nie by�o to T�pni�cie. Bandyci te� nie, bo nie wypu�ciliby takiej zdobyczy. Poza tym nie maj� pazur�w. Te rany m�g� zada� snarg, ale tak ze trzy razy wi�kszy od normalnego... A najgorsze jest to, �e takie istniej�...
Co� zawy�o.
Brzmia�o to mniej wi�cej tak, jakby noc nabra�a ochoty wyda� z siebie d�wi�k. I to zrobi�a. Wycie dobiega�o spo�r�d w�os�w przy przewr�conej palisadzie i robi�o si� od niego jako� tak zimno. Ko� zar�a�, staj�c lekko d�ba, a wszyscy odruchowo spojrzeli w stron� ogniska, na wszelki wypadek rozpalonego w wyrwie w palisadzie. Kilku my�liwych z�apa�o w��cznie i pobieg�o ku niemu.
Stan�li w po�owie drogi.
Po przeciwnej stronie ognia wida� by�o jaki� kszta�t, jakby je�d�ca na wierzchowcu, i dwie pary �lepi. Jedne ogni�cie zielone, drugie matowoczerwone. �adne nie mruga�o, a obie pary wpatrywa�y si� w zaskoczonych mieszka�c�w. Glurk ockn�� si� - wsta�, podszed� do ogniska, zabra� najbli�szemu oniemia�emu w��czni� i warkn��:
- To� to tylko snarg!
Wzi�� zamach i rzuci�. W��cznia odbi�a si� od czego� z dziwnym stukotem, a zielone �lepia mocniej rozgorza�y. Rozleg� si� g��boki, gro�ny pomruk.
- Poszed� won! - zakomenderowa� Glurk - Do nory czy w inn� choler�!
Pismire podbieg� do ogniska i nie trac�c czasu na gadanie, z�apa� p�on�cy kawa� deski i cisn�� za palisad�.
Obie pary �lepi mrugn�y i znik�y. Wraz z nimi znikn�o os�upienie Munrung�w, a zawstydzeni my�liwi czym pr�dzej chcieli ruszy� w po�cig. Zatrzyma� ich g�os Pismire'a:
- Gdzie?! Wiecie, durnie, co to by�o?!... Nie?! To gdzie wam tak spieszno?! To by� czarny snarg, trzy razy wi�kszy i gro�niejszy od br�zowych, kt�re znacie! Gania� za nim po nocy z w��czni� to szuka� �mierci! Nie pami�tacie opowie�ci?! One �yj� w najdalszych K�tach, a pochodz� z Nie Zamiatanych Obszar�w!
Z p�nocy, od strony bia�ych zboczy Drewnog�ry, rozleg�o si� kolejne wycie, tyle �e w odr�nieniu od poprzedniego nagle umilk�o. Pismire przez chwil� spogl�da� w tamtym kierunku, po czym rzek� ju� ciszej do Glurka i Snibrila:
- Znalaz�y was. Konia przygna� tu strach przed snargami. A strach przed czarnymi snargami jest oznak� dobrze rozwini�tego zdrowego rozs�dku, �e nie wspomn� o instynkcie samozachowawczym. Skoro odkry�y wiosk�, nie mo�emy tu pozosta�: b�d� przychodzi�y noc po nocy, a� w ko�cu dostan� si� do �rodka. Ruszajmy jutro i miejmy nadziej�, �e to nie b�dzie za p�no!
- Nie mo�emy ot tak... - zacz�� Glurk.
- Mo�ecie i musicie - przerwa� mu Pismire. - T�pni�cie wr�ci�o, a wraz z nim wszystko, co nast�puje p�niej Rozumiecie?
- Nie - przyzna� Glurk.
- Nie szkodzi. Wystarczy, �e mi zaufacie. By� mo�e nie b�dziecie musieli zrozumie�. Czy kiedy� si� pomyli�em?
Glurk zastanowi� si� powa�nie.
- No c�, powiedzia�e� kiedy�, �e...
- Czy si� pomyli�em w w a � n y c h sprawach! - zastrzeg� Pismire.
- A co to, to nie - przyzna� Glurk. - Ale snarg�w nie ma si� co ba�. Od dawna dajemy sobie z nimi rad�. Co jest takiego specjalnego w tych, poza tym, �e s� wi�ksze?
- Ci, kt�rzy ich dosiadaj�.
- By�y dwie pary �lepi - mrukn�� niepewnie Glurk.
- By�y. A je�d�cy dysponuj� znacznie gro�niejsz� broni� ni� k�y i pazury - zamkn�� temat Pismire - Maj� rozum!
Rozdzia� 2
- To by by�o na tyle - stwierdzi� Glurk, spogl�daj�c na ruin� chaty. - Ruszamy.
- Momencik. - Snibril mia� ca�y dobytek w jednej torbie, ale na wszelki wypadek wola� sprawdzi�, czy czego� nie zapomnia�, tote� gor�czkowo j� przegrzeba�.
Ko�ciany n� z rze�bion�, drewnian� r�koje�ci� sztuk jeden - by�; buty sztuk dwie, to jest para - by�y; zapasowe ci�ciwy sztuk trzy - by�y; woreczek zapasowych grot�w do strza� - by� (ile grot�w jest w �rodku, nie chcia�o mu si� liczy�); kawa�ek kurzu na szcz�cie, sztuk jeden - by�; woreczek sztuk jeden - te� by�, tyle �e na samym spodzie. Ostro�nie go wyj�� i wysypa� zawarto�� - dziewi�� l�ni�cych lakierem monet z podobizn� cesarza.
- Poj�cia nie mam, po co ci to - mrukn�� Glurk. - Bardziej by ci si� przyda� drugi worek z grotami. Snibril przecz�co potrz�sn�� g�ow� i ostro�nie schowa� drewniane pieni�dze do woreczka, a woreczek do torby. Sporz�dzono je z czerwonego drewna, nie z �adnej tam sekwoi, wydobytego w kopalniach Sto�onogi i pokrytego lakierem. Na jednej stronie wyrze�biono g�ow� cesarza, na drugiej cyfr� (na monetach Snibrila by�a to cyfra jeden). By�y to tarnerii, monety Imperium Dumii, i ka�da kosztowa�a w Tregon Marus wiele sk�r. Zgodnie z tym, co m�wi� Pismire, ka�da b y � a sk�rami albo garnkami, albo no�ami, ale to chyba kwestia punktu widzenia - Snibril, niezale�nie od tego, ile si� im przypatrywa�, nie by� w stanie zobaczy� zamiast drewnianego kr��ka cho�by jednego glinianego gara. Prawd� m�wi�c, nie rozumia� tego wszystkiego, ale do�wiadczenie nabyte w Tregon Marus dowodzi�o, �e Pismire ma racj�, twierdz�c, �e Dumii tak kochaj� swojego cesarza, i� za jego drewnian� podobizn� daj� wiele sk�r (albo bior�, w zale�no�ci od sytuacji). Snibril po prawdzie nie by� jednak pewien, czy Pismire cho� troch� bardziej rozumie zawi�o�ci finans�w ni� on sam.
Wraz z Glurkiem wr�ci� do wozu. Od T�pni�cia min�� mniej ni� dzie�. Ale co to by� za dzie�...
Od rana trwa�a dyskusja, kt�rej nie by�o daleko do pysk�wki. Bogatsi nie palili si� do wyjazdu, zw�aszcza �e nikt nie mia� sprecyzowanego zdania, dok�d si� uda�, a Pismire dok�d� poszed� z sobie jedynie znanych powod�w. Gdzie� tak w po�owie dnia z po�udnia rozleg�y si� wycia snarg�w. Kto� zobaczy� cienie przemykaj�ce we w�osach. Kto� inny m�wi�, �e widzia� �lepia nad palisad�...
I jako� tak dyskusja zmar�a �mierci� naturaln�, a porozumienie osi�gni�to w milczeniu - wszyscy zgodnie wzi�li si� do pakowania, nie zadaj�c wi�cej g�upich pyta�. Kto� rozs�dny przypomnia�, �e w�dr�wka to dla nich nie pierwszyzna i prawd� m�wi�c, mia� racj�. Plemi� przemieszcza�o si� �rednio raz na rok w poszukiwaniu lepszych �owisk. O kolejnej przeprowadzce mowa by�a od paru miesi�cy - problem polega� na tym, �e nag�o�� decyzji sugerowa�a ucieczk�. Dopiero kto� rozgarni�ty dowi�d� logicznie, �e ucieka si�, biegn�c, co nie wchodzi w rachub�, jako �e nawet gdyby nie chcieli, to z ca�ym dobytkiem porusza� si� mog� wy��cznie wolnym krokiem.
W ci�gu kilku godzin za�adowano co si� da�o, zgoniono byd�o i ustawiono kolumn�. Teraz w milczeniu czekali na Glurka, kt�ry mia� jecha� na czele. Jego w�z by� najstaranniej wyko�czony, jako �e stanowi� rodowe dziedzictwo - mia� nawet p�kolisty dach przykryty futrami. Potrzebowa� czterech kuc�w do zaprz�gu i naprawd� by� solidny. Chaty budowano na mniej wi�cej rok, a wozy przekazywano z dziada na wnuka, wi�c by�o po co si� stara� i budowa� solidnie.
Za wozem sta� sznur jucznych kuc�w za�adowany rodowym maj�tkiem w futrach. A dalej wozy i kuce innych rod�w. �aden pojazd nie by� tak ozdobny i wypieszczony jak Glurka, acz niekt�re nie ust�powa�y mu wielko�ci�. Nast�pne w kolejno�ci by�y w�zki r�czne, a na ko�cu rodziny mog�ce sobie pozwoli� ledwie na jednego kuca i jedn� trzeci� udzia�u w krowie.
Ci, kt�rzy dobytek nosili na plecach, w�drowali obok woz�w i jako� tak dziwnie wygl�da�o na to, �e perspektywa podr�y raczej ich cieszy, w przeciwie�stwie do tych, kt�rzy cz�� w�asno�ci musieli zostawi� z braku miejsca na wozach.
- Gdzie Pismire? - zainteresowa� si� Glurk, wsiadaj�c na w�z. - A co tam, wie, gdzie jedziemy, to do��czy. Bo chyba nie my�li, �e b�dziemy na niego czeka� do zmroku.
- Pojad� przodem: znajd� go - zaproponowa� Snibril.
- To mu powiedz, �e jedziemy do Spalonego Ko�ca starym szlakiem. Jakby do czego przysz�o, to �atwo si� tam broni� nawet po nocy.
Glurk ruszy� pierwszy, ale odda� lejce �onie i zeskoczy� na ziemi�. Poczeka�, a� wszyscy wyjad�, i zamkn�� bram�. Przez dziury w palisadzie (zw�aszcza t�, gdzie le�a� w�os) m�g� dosta� si� do wioski tabun nieproszonych go�ci, ale brama powinna by� zamkni�ta. Tak by�o w�a�ciwie - sugerowa�o, �e kiedy� mog� tu wr�ci�.
Snibril jecha� niespiesznie przed kolumn�, siedz�c na bia�ym koniu. Brakowa�o mu nieco wprawy, co nadrabia� determinacj�. Po swym stryju da� koniowi na imi� Roland i nikt nie kwestionowa� jego prawa w�asno�ci. Munrungowie generalnie przestrzegali praw Imperium, ale prawo znale�nego (co kto znalaz�, to jego) by�o jednym z najstarszych obowi�zuj�cych na ca�ym Dywanie.
Po kr�tkiej je�dzie drog� skr�ci� na szlak i wkr�tce ponad w�osami dostrzeg� o�lepiaj�co bia�� i pionow� �cian� Drewnog�ry. Rolanda w og�le nie by�o s�ycha�, gdy� pok�ad kurzu skutecznie t�umi� stukot kopyt, a je�dziec zapad� w g��boki namys� na temat: gdzie te� ten stary szlak mo�e prowadzi�. Niejeden dzie�, a zw�aszcza noc sp�dzi� na jego obserwacji, gdy� cho� plemi� sporo podr�owa�o, to w tej samej okolicy i szlak zawsze by� pod r�k�.
Pismire m�wi� o wielu dziwnych miejscach o obco brzmi�cych nazwach: R�g czy Skraj. Pismire by� wsz�dzie i widzia� dziwy, kt�rych on nigdy nie zobaczy. No i umia� opowiada� jak nikt.
Roland trzyma� si� �rodka szlaku, wystrzegaj�c si� ewentualnego ataku z lewa czy z prawa, ale wok� panowa�a cisza. Mi�dzy w�osy nawia�o tyle kurzu, �e utworzy�y si� pag�rki, na kt�rych g�sto ros�y rozmaite zio�a i zielska tak intensywnie woniej�ce, �e a� si� spa� chcia�o. Szlak wi� si� mi�dzy nimi bez specjalnego sensu, po czym wychodzi� na otwart� przestrze� przy po�udniowej �cianie Drewnog�ry, kt�ra pewnego dnia, dawno temu, spad�a z nieba. Mia�a d�ugo�� dobrego dziennego marszu, a szeroko�� godzinnego i do po�owy by�a nadpalona. Pismire twierdzi�, �e w oddalonych zak�tkach Dywanu by�y jeszcze dwie inne, a Dumii nazywali j� po swojemu: "zapa�ka".
Pismire mieszka� w chacie stoj�cej w pobli�u starej kopalni drewna i tam te� skierowa� si� Snibril. Przy drzwiach sta�o kilka naczy�, w okolicy pas�o si� par� na wp� zag�odzonych k�z, a w pobli�u suszy�a si� �wie�o zdj�ta sk�ra snarga. Tylko co� du�a by�a... Nim Snibril zd��y� si� g��biej zastanowi� nad t� kwesti�, zobaczy� co�, co go znacznie bardziej zaintrygowa�o. Ot� Pismire wraz z kucem byli nieobecni, za to przy niewielkim ognisku spa� sobie kto� obcy z twarz� przykryt� sto�kowatym kapeluszem. A raczej czym�, co kiedy� by�o b��kitnym sto�kowatym kapeluszem, obecnie za� bezkszta�tnym kawa�kiem filcu o barwie dymu. Ubranie wygl�da�o podobnie i sprawia�o nieodparte wra�enie, �e owin�o si� wok� obcego, by si� ogrza�. Postrz�piony bury p�aszcz s�u�y� mu za poduszk� i by� najelegantsz� cz�ci� jego garderoby.
Snibril zostawi� wierzchowca w cieniu w�os�w, doby� no�a i cicho podkrad� si� do �pi�cego, chc�c sprawdzi�, kto zacz. Akurat mia� ostrzem odsun�� rondo kapelusza, by zerkn�� na jego twarz, gdy �pi�cy nagle sta� si� niesamowicie wr�cz aktywny.
W efekcie tej aktywno�ci Snibril wyl�dowa� na plecach z ostrzem w�asnego no�a przy gardle, a obcy, pochylaj�c si� nad nim, otworzy� oczy, najwyra�niej dopiero si� budz�c.
- Hm... i co my tu mamy? - mrukn�� do siebie. - Aha, Munrung... niegro�ny.
I wsta�.
- Co znaczy "niegro�ny"?! - zapyta� nie�yczliwie Snibril, zrywaj�c si� na r�wne nogi.
- W por�wnaniu z tym tam - nieznajomy wskaza� na rozpi�t� sk�r� czarnego snarga, co dopiero w tym momencie dotar�o do Snibrila - jeste� ca�kowicie niegro�ny. Pismire m�wi�, �e kto� si� tu poka�e.
- A gdzie on jest?
- Pojecha� zobaczy�, co si� sta�o w Tregon Marus. Nied�ugo powinien wr�ci�.
- A ty jeste� kto?
- Mo�esz mnie nazywa� Bane.
Bane by� starannie ogolony, zgodnie ze zwyczajem m�odzie�y Cesarstwa, a kasztanowate w�osy mia� zaplecione w kr�tki warkocz. Cho� nie wydawa� si� stary, opalona twarz wygl�da�a jak wyrze�biona w twardym drewnie i gdyby nie u�miech, by�aby niesamowicie powa�na. U pasa mia� miecz, a obok legowiska sta�a oparta o torb� w��cznia z lakierowanym grotem.
- Jecha�em za moulami - wyja�ni�, a widz�c, �e wyja�nienie niewiele rozm�wcy wyja�ni�o, doda�: - Za kreaturami dosiadaj�cymi tych tam... snarg�w. Pochodz� z Nie Zamiatanych Obszar�w i s� nadzwyczaj wredne.
- Nie boisz si� ich �lepi?
Zamiast odpowiedzi Bane chwyci� za w��czni�.
W tym momencie spomi�dzy w�os�w wy�oni� si� Pismire, wierzchem na kucu, co wygl�da�o do�� dziwacznie, gdy� d�ugie nogi je�d�ca prawie wlok�y si� po ziemi. Na widok Snibrila nie okaza� najmniejszego zdziwienia.
- Tregon Marus pad�o - oznajmi� bez wst�p�w.
Bane j�kn��.
- M�wi�, �e pad�o, i to dos�ownie. Jest kompletnie zniszczone: domy, magazyny, mury, wszystko. T�pni�cie musia�o mie� centrum w�a�nie tam. A po ruinach kr�ci si� masa tego czarnego cholerstwa. To by� d�ugi i paskudny dzie�... No dobrze, gdzie reszta? Pojechali do Spalonego Ko�ca?... Doskonale, �atwo si� tam broni�. Zbieramy si�!
Bane te� mia� kuca, pas�cego si� w�r�d w�os�w, tote� wszyscy trzej dosiedli czworonog�w i ruszyli wzd�u� bia�ej �ciany.
- A tak w�a�ciwie co to jest T�pni�cie? - zagadn�� Snibril Pismire'a. - Pami�tam, opowiada�e� o tym, ale to by�o tak dawno temu... To jaki� potw�r, prawda? Tyle �e nie ca�kiem z krwi i ko�ci?
- Moule to czcz� - wtr�ci� si� Bane. - Jestem, �e tak powiem, ekspertem w sprawach mouli.
Snibril spojrza� na� zdziwiony - Munrungowie jako ludek wybitnie praktyczny a trze�wo my�l�cy nie mieli bog�w. �ycie i bez nich by�o wystarczaj�co skomplikowane i dziwne.
- Mam par� teorii - rzek� Pismire. - Czyta�em w starych ksi�gach... W ka�dym razie nie zwracaj uwagi na opowie�ci, bo to jedynie metafory.
- Me co?
- Ciekawe k�amstwa - przet�umaczy� Bane.
- Mo�na tak powiedzie�, cho� to raczej spos�b na m�wienie o czym� obcym bez potrzeby t�umaczenia. T�pni�cie to pewna naturalna si�a, kl�ska �ywio�owa, jak wichura, dajmy na to. �yli niegdy� ludzie, kt�rzy wiedzieli o tym wi�cej... Czyta�em stare zapisy o miastach, kt�re nagle znikn�y... a teraz s� legendami. Jasny gwint, tyle zosta�o zapomniane... zapisane i potem przez g�upot� utracone!
Stare szlaki, kt�re w przeciwie�stwie do dr�g imperialnych ci�gn�y si� praktycznie po ca�ym Dywanie, nie bieg�y prosto, lecz wi�y si� w�r�d w�os�w na podobie�stwo w�y. Mimo �e ruch na nich panowa� spory, z rzadka jedynie mo�na by�o na nich kogo� napotka�, a jednak szlaki nigdy nie by�y zaro�ni�te. Dumii uwa�ali, �e s� dzie�em Peloona - boga podr�y. Rozs�dniejsi Munrungowie prywatnie byli przekonani, �e szlaki zrobi� Dywan w jaki� tajemniczy spos�b i w sobie tylko znanym celu. Nie m�wili tego w towarzystwie Dumii, bo sami nie wierz�c w bog�w i inne gus�a, z zasady byli wyrozumiali wobec przekona� innych. Nazywali to tolerancj�.
Szlak, kt�rym posuwa� si� tabor z wioski, rozdziela� si� na p�noc i zach�d po osi�gni�ciu poszarpanego Spalonego Ko�ca (faktycznie by� spalony i czarny). Glurk zatrzyma� w�z, spojrza� podejrzliwie na osmalone zbocze i poci�gn�� nosem.
- Mam przeczucie - o�wieci� zaskoczon� jego zachowaniem po�owic�. - Poczekamy na Snibrila.
Zeskoczy� i przespacerowa� si� wzd�u� stoj�cej kolumny. Ponownie wyda�o mu si�, �e w g�rze przemyka jaki� cie�... poci�gn�� nerwowo nosem i wzi�� si� w gar��. W�dz powinien przewodzi�, a nie podskakiwa� na ka�de przywidzenie.
- Zatoczy� ko�o! - rykn��. - Nocujemy tu!
Miejsce by�o bezpieczne, je�li potrafi�o si� zignorowa� popi� i ponur� atmosfer�. Gdy Drewnog�ra spad�a na Dywan, po�ama�a w�osy, dzi�ki czemu niespodziewane podej�cie do obozu by�o niemo�liwe, a co najmniej jedn� flank� zabezpiecza�o bia�e urwisko, uniemo�liwiaj�ce skutecznie tak zej�cie, jak i wej�cie komukolwiek i czemukolwiek. Glurk pogania� wszystkich niemi�osiernie, dop�ki nie utworzono z woz�w p�okr�gu dochodz�cego do drewnianej �ciany i nie uwi�zano wewn�trz niego kuc�w i byd�a. Poleci�, by na ka�dym wozie siad� jeden zbrojny w charakterze wartownika, a reszta zaj�a si� ogniskami i przygotowaniami do noclegu.
"Znale�� ludziom zaj�cie" - to by�a jedna z trzech zasad wodzowania, kt�re wbi� mu do g�owy ojciec. Drug� by�o: "Zachowywa� si� pewnie". Trzeci�: "Nigdy nie m�wi�: nie wiem". Je�li niczego innego nie da�o si� wymy�li�, nale�a�o stosowa� zasad� numer jeden, nawet gdyby mia�a polega� na maszerowaniu w k�ko z w��czniami na ramionach i pie�ni� na ustach. Glurk polowa� w tych stronach i wiedzia�, �e nawet w normalny dzie� mog� one wywo�a� ponure wra�enie. Dzie� zdecydowanie nie by� normalny, a jak ludzie nie maj� nic do roboty, to strach z ka�dego wyjdzie pr�dzej, ni� mo�na by si� spodziewa�.
Tym razem maszerowanie w k�ko z pie�ni� na ustach nie by�o potrzebne, bo wszyscy wzi�li si� do przyrz�dzania posi�ku, a wiadomo, �e nic tak nie poprawia morale jak pe�ny brzuch.
Glurk wlaz� na w�z, aby by� przez chwil� sam. Co� tu si� nie zgadza�o: snargi zawsze by�y tch�rzliwe, a rozumu wystarcza�o im jedynie na to, by wiedzie�, �e wiosek si� nie atakuje, za to pojedynczego w�drowca i owszem, tyle �e kup�. To, �e sytuacja uleg�a zmianie, w najmniejszym stopniu mu si� nie podoba�o. No, ale snargi dot�d nie pozwala�y, �eby kto� - lub co� - je�dzi� na nich wierzchem.
Gdy doszed� do wniosku, �e namy�la� si� i tak za du�o, zlaz� na ziemi�, wyj�� spod koz�a d�ugi my�liwski n� i wsun�� go za pas. N� sporz�dzono z ko�ci snarga i by� w razie potrzeby r�wnie skuteczny jak miecz. Nast�pnie wzi�� od �ony misk� zupy i zaj�� si� jej zawarto�ci�, co by�o znacznie przyjemniejsze ni� my�lenie.
Zapad�a noc i wartownicy zacz�li przysypia�. Na zewn�trz kr�gu �wiat�a rzucanego przez ognisko przemkn�� w�r�d w�os�w cie�... Jeden, drugi... Po pewnym czasie wok� wspartego o bia�e zbocze roz�wietlonego p�kola woz�w utworzy�o si� drugie, z�o�one z czego� ciemniejszego ni� nocny mrok. No i zdecydowanie bardziej namacalnego.
Atak nast�pi� od po�udnia. Najpierw zawy� snarg, potem zatrz�s� si� jeden z woz�w. Siedz�cy na nim wartownik - a by� nim Gurth, najstarszy Glurka - czym pr�dzej ze� zeskoczy�, wrzeszcz�c:
- Ch�opy! Atakuj�!
- Nie da� przerwa� kr�gu! - rykn�� Glurk, przeskakuj�c ognisko z w��czni� w ka�dej d�oni.
W�z z �oskotem run�� na bok, a Glurk cisn�� jedn� z w��czni, nie przerywaj�c biegu. J�ki i charkot dobitnie �wiadczy�y, �e trafi�.
To zdecydowanie nie by�y normalne snargi - nie do��, �e wi�ksze, to w dodatku nios�y na grzbietach ludzi, a raczej stwory z grubsza ludzi przypominaj�ce, o zielonych �lepiach i d�ugich k�ach. Widok je�d�c�w na moment zaskoczy� Glurka, tak �e znieruchomia� i o jego rami� otar�a si� strza�a. To go skutecznie otrze�wi�o. Z boku r�a�y konie rw�ce paliki, do kt�rych je przywi�zano, z ty�u wrzeszczeli wsp�plemie�cy, a z przodu wywr�cono kolejny w�z. Glurk prze�o�y� drug� w��czni� do prawej r�ki, gdy nagle wyr�s� przed nim szczerz�cy k�y snarg w l�ni�cej obro�y. Co� rykn�o, �upn�o i lewa r�ka dziwnie mu zdr�twia�a. Odr�twienie b�yskawicznie obj�o go ca�ego i reszt� �wiadomo�ci pchn�� w��czni�. Poczu�, �e napotyka op�r, a potem ogarn�a go ciemno��...
Ogniska dok�adnie wyznacza�y cel, tote� Snibril i pozostali nie mieli k�opot�w z wyborem drogi. Z uwagi na mrok zsiedli jednak z koni i prowadzili je za wodze, co by�o wolniejszym, aczkolwiek zdecydowanie bezpieczniejszym sposobem podr�owania.
- Powinni�my uda� si� w kierunku stolicy - o�wiadczy� Pismire. - Tam nie powinno by�... - Urwa�, widz�c, �e Bane dobywa miecza i powoli rusza w bok, po czym podj�� w�tek, widz�c jego stanowczy gest, nakazuj�cy, by nie przerywa�. - Co to ja...? Aha. Ware mo�e nie jest zbyt atrakcyjne o tej porze roku, ale zawsze jest tam co ogl�da� i gdzie posiedzie�...
- D�ugo go znasz? - przerwa� mu bezceremonialnie Snibril, obserwuj�c skradaj�cego si� brzegiem szlaku Bane'a.
- To stary przyjaciel.
- Nie o to mi chodzi. Pytam, kto... - Snibril urwa�, gdy� Bane zrobi� szybki krok do przodu, odwr�ci� si� i ci�� z p�obrotu. Co� charkn�o i na szlak zwali�o si� cia�o, wypuszczaj�c toporny czarny miecz. Owo cia�o ubrane by�o w czarny sk�rzany pancerz, na kt�ry ponaszywano ko�ciane k�ka, i na pierwszy rzut oka wygl�da�o na ludzkie. Na drugi przestawa�o - czarne futro, zako�czone pazurami d�onie i pe�na k��w pod�u�na morda wyklucza�y mo�liwo�� pomy�ki nawet w p�mroku.
- Moul - oznajmi� z satysfakcj� Bane. - Nos mnie nie zawi�d�!
- Musimy si� pospieszy� - rzek� Pismire. - Oni nigdy nie szwendaj� si� pojedynczo.
- Ale�... on wygl�da jak cz�owiek! - Snibril by� pod wra�eniem. - Zawsze my�la�em, �e Nie Zamiatane Obszary zamieszkuj� jedynie potwory i zwierz�ta...
- Albo krzy��wki jednych i drugich - doda� pouczaj�co Bane.
W pobli�u ognisk zawy� snarg, a potem zacz�o si� zamieszanie i wrzaski.
Nim snarg sko�czy� wy�, Snibril by� ju� w siodle i w drodze. Pozostali gnali jego �ladem. Gdy wypadli na otwart� przestrze�, ukaza�o im si� pole za�artej bitwy, Snibril jednak nie mia� okazji podziwia� widok�w, gdy� Roland zebra� si� w sobie i skoczy�.
Starczy�o mu refleksu, by si� z�apa� ��ku, gdy ko� przesadzi� najbli�szy w�z i zgrabnie wyl�dowa� w samym �rodku prze�amanego obronnego p�kola. Dwa przewr�cone wozy p�on�y, co wstrzymywa�o wi�kszo�� napastnik�w, kilku jednak wdar�o si� do �rodka i ze zmiennym szcz�ciem odcina�o si� obro�com. W pobli�u ogniska le�a� martwy snarg z ran� w boku, nieopodal moul z trzema dzidami w plecach, a obok snarga Glurk przyci�ni�ty do ziemi �ap� innego snarga. By� to najwi�kszy snarg, jakiego Snibril w �yciu widzia�, i do tego �ywy. Na domiar z�ego zauwa�y� pojawienie si� konia i je�d�ca. Po chwili zauwa�y� je tak�e dosiadaj�cy go moul i wyszczerzy� si� paskudnie.
Snibril mia� ochot� wzi�� nogi za pas, ale Roland ani drgn��. Rad nierad zsun�� si� wi�c z siod�a i podni�s� najbli�ej le��c� w��czni�. S�dz�c po wadze, nale�a�a do brata - Glurk mia� dziwaczne upodobanie do broni, kt�r� inni ledwie zdolni byli podnie�� - o tym, by ni� rzuca�, nie by�o nawet co marzy�. Strach jednak dodaje si�, tote� Snibril bez trudu trzyma� j� w d�oniach zwr�con� ostrzem ku snargowi, powoli zachodz�c go z boku.
Snarg obraca� si� r�wnie wolno, gotuj�c si� do skoku. Poniewa� tak wierzchowiec, jak i je�dziec po�wi�cali ca�� sw� uwag� Snibrilowi, nie tracili jej na Rolanda. W przeciwie�stwie do Snibrila, nieco zaskoczonego post�powaniem konia. Roland bowiem spokojnie obszed� snarga, a� znalaz� si� za nim, stan��, obejrza� si� i machn�� ogonem.
A potem wierzgn�� obiema tylnymi nogami.
Cios by� wymierzony idealnie - moul przelecia� prawie doskona�ym �ukiem nad Snibrilem i r�bn�� o ziemi�. Ju� lec�c, by� martwy - nic, co tak wygl�da, po prostu nie mo�e by� �ywe.
Najbardziej zaskoczony rozwojem wypadk�w by� snarg. Co jednak nie wp�yn�o na zmian� jego pierwotnego zamiaru - skoczenia na przeciwnika. Snibril zadzia�a� odruchowo: wspar� drzewce o ziemi� i z�apa� je mocno, kieruj�c ostrze ku lec�cemu na� napastnikowi. Do snarga w ko�cu dotar�o, �e zrobi� co� g�upiego, ale w powietrzu nic ju� nie m�g� na to poradzi�. Zamiast wyl�dowa� na mi�kkiej ofierze, nadzia� si� na twardy grot w��czni...
To by�a pierwsza bitwa.
Rozdzia� 3
Gdy Snibril si� ockn��, noc by�a stanem przesz�ym dokonanym. Le�a� ko�o dogorywaj�cego ogniska przykryty futrem. By�o mu ciep�o, lecz �e ca�y by� obola�y, pospiesznie zamkn�� oczy.
- A, obudzi�e� si� - rozleg� si� g�os Bane'a, kt�ry siedzia� oparty o beczk�, z kapeluszem nasuni�tym na oczy.
Roland pas� si� uwi�zany do najbli�szego w�osa.
Nie maj�c wyj�cia, Snibril siad� i przeci�gn�� si�.
- Co si� sta�o? - spyta� ciekawie. - Wszyscy cali?
- Mniej wi�cej. Strasznie trudno was zakatrupi�, ale rannych jest naprawd� du�o. Obawiam si�, �e najgorzej oberwa� tw�j brat. Moule, �eby sobie u�atwi� robot�, zatruwaj� swoje miecze. Trucizny wywo�uj� odr�twienie i sen, z kt�rego ju� si� nie budzisz. Gdzie?! Sied�, jak ci dobrze: Pismire jest przy nim, wi�c lepiej, �eby� mu si� nie pa��ta� pod nogami. Je�eli kto� go dobudzi, to w�a�nie on. - Bane szybko zmieni� temat: - A co z tob�? Musieli�my ci� wyci�ga� spod ca�kiem sporego snarga. Ca�y jeste�?
- Ca�y - mrukn�� Snibril i rozejrza� si� dooko�a.
Ob�z by� spokojny (jak na ob�z, ma si� rozumie�) - kobiety krz�ta�y si�, przygotowuj�c �niadanie, dzieciarnia zaczyna�a si� gania�, a krowy domaga� wydojenia, ale wszystko to by�y codzienne i radosne odg�osy. Nie by�o s�ycha� sarka�, westchnie� i przekle�stw. Odparli pierwszy atak i chwilowo gotowi byli (zw�aszcza �e zrobi�o si� ju� jasno) poprzetr�ca� gnaty dowolnej liczbie snarg�w z je�d�cami czy bez. Bane bez s�owa przyci�gn�� do siebie spore co� le��ce w popiele. Owo co� pachnia�o dziwnie, lecz apetycznie.
- Udziec snarga pieczony - wyja�ni�, odcinaj�c spalon� warstw� zewn�trzn�. - W�a�ciciela ubi�em w�asnor�cznie, co sprawi�o mi spor� satysfakcj�.
- �r�d�o protein jest ma�o istotne; wa�ne, �e s� - rozleg� si� g�os Pismire'a. - Dla mnie kawa�ek bez t�uszczu i �y�.
Pismire zszed� z wozu Glurka i wida� by�o, �e jest zmordowany. Siad� obok nich bez s�owa i zabra� si� do jedzenia. Dopiero wtedy Snibril zauwa�y�, �e torba z zio�ami jest prawie pusta.
- Ma zdrowie jak ko� - o�wiadczy�, ocieraj�c usta r�kawem. - O uporze nie wspomn�, bo szkoda s��w. S�aby jest, ale trucizna zesz�a w ca�o�ci. Przez dwa dni musi le�e�, wi�c powiedzia�em Bercie, �e musi le�e� sze��. Jak pojutrze wstanie, a wstanie na pewno, b�dzie zadowolony, �e postawi� na swoim, co mu nie zaszkodzi. Ty by� si� tak �atwo nie wywin��, Snibril. Zreszt� po co ja si� wysilam?! I tak nikt nie zapami�ta... C�, wola�bym, �eby ci durnie pod niebiosa wychwalaj�cy bohater�w i zwyci�skie boje cho� przez chwil� pomy�leli o tych, kt�rzy musz� sprz�ta� pobojowiska!
Bane u�miechn�� si� ze zrozumieniem - najwyra�niej s�ysza� to ju� nie raz, a Snibril by� zbyt zaskoczony, aby si� odezwa�.
- Marno�� nad marno�ciami. - Pismire zajrza� do wychud�ej torby. - Zio�a i kurz to nie lekarstwa! To spos�b na zabawianie chorego i u�uda, psia ma�. Tak wiele stracili�my...
- To ju� m�wi�e� - ockn�� si� Snibril. - A tak konkretnie to co stracili�my?
- Wiedz�! Konkretnie za�: lekarstwa, ksi��ki, dywanografi� i wiele innych umiej�tno�ci. Ludzie stali si� leniwi, cesarstwa te�. Je�li nie piel�gnuje si� wiedzy, je�li si� jej nie strze�e, to ona sobie idzie w choler�. Obejrzyj to! - Rzuci� Snibrilowi pas zrobiony z siedmiu r�nych prostok�t�w, ka�dy innej barwy. Prostok�ty po��czone by�y ze sob� rzemieniami. - To robota Wight�w... - doda�, niczego nie wyja�niaj�c.
- Chyba ju� kiedy� o nich wspomina�e�... to jakie� plemi�, nie?
- Zgadza si�. Bardzo stare plemi�: pierwsi mieszka�cy Dywanu. To oni przemierzyli Parkiet i przynie�li ogie�. Oni zacz�li wydobywa� drewno z Drewnog�ry, oni wynale�li spos�b wytapiania lakieru ze Sto�onogi. Dzi� rzadko si� ich spotyka, ale niegdy� du�o ich si� widywa�o z kot�ami do topienia lakieru. W�drowali od wioski do wioski, a co potrafili odla� z tego lakieru, to ludzkie poj�cie przechodzi... No i robili te pasy. Z siedmiu r�nych substancji: z w�os�w, lakieru, br�zu z Wysoczyzny, drewna, kurzu, cukru i piasku. Ka�dy musia� zrobi� taki pas, by sta� si� pe�noprawnym cz�onkiem wsp�lnoty.
- Dlaczego?
- �eby udowodni�, �e potrafi. Mistyka i jeszcze par� drobiazg�w. Naturalnie by�o to dawno temu: nie widzia�em �adnego od lat. A teraz ich pasy s� obro�ami czarnych snarg�w. Za wiele stracili�my... za wiele spisano i zapomniano... Dobra, teraz si� zdrzemn�. Jak b�dziemy rusza�, to mnie obud�cie - za��da� i odszed� w stron� woz�w.
- Co on mia�