146. Kay Patricia - Znowu razem
Szczegóły |
Tytuł |
146. Kay Patricia - Znowu razem |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
146. Kay Patricia - Znowu razem PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 146. Kay Patricia - Znowu razem PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
146. Kay Patricia - Znowu razem - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Patricia Kay
Znowu razem
1
Strona 2
Tytuł oryginału: Il Runs in the Family
S
R
2
Strona 3
Prolog
Jestem w ciąży!
Zoe Madison wpatrywała się z niedowierzaniem w pasek
testu ciążowego. Był niebieski. Nie było żadnych wątpliwości.
Jak to mogło się stać?
S
Przecież tak uważała! Gdy tylko zdała sobie sprawę, że
w grę wchodzi długotrwały, poważny związek, a na Zacha nie
może w tej kwestii liczyć, poszła do lekarza po receptę na
środki antykoncepcyjne.
R
Najwyraźniej jednak pigułka zawiodła!
Co teraz?
Mimowolnie pomyślała o Mandy Rogers, dziewczynie
perkusisty, która dołączyła do zespołu, zanim Zoe została wo-
kalistką. Parę miesięcy temu Mandy zaszła w ciążę, a Jimmy,
perkusista, zażądał, by ją przerwała. Uznał, że jest
jeszcze za młody na ojca. Poza tym, co zrobić z dzieckiem,
gdy zespół jest w trasie? Mandy wypłakiwała później swoje
żale na ramieniu Zoe, która jej szczerze współczuła.
3
Strona 4
Zoe nigdy nie zapomni, jak się zachował Zach, kiedy mu
o tym opowiedziała.
- No cóż, zdarza się - rzucił, wzruszając lekceważąco ra-
mionami. - Swoją drogą, jak mogła być taka głupia, żeby do-
puścić do ciąży?
Zoe chciała mu powiedzieć, że do tego potrzeba dwojga
- Jimmy także ponosił odpowiedzialność za to, co się stało.
Wiedziała jednak, że to nic nie da, bo Zach tylko się zirytuje, i
tyle.
Dlatego milczała.
Mandy przerwała ciążę. Od tamtej pory Zoe często przy-
łapywała ją na tym, jak patrzy przed siebie niewidzącym
wzrokiem. Pewnie myślała o swoim dziecku, któremu nie da-
ne było się urodzić.
Zoe, choć tak bardzo pragnęła zapomnieć o swoich ko-
S
rzeniach i odciąć się od poglądów straszącego ją ogniem pie-
kielnym ojca fanatyka, czuła w głębi duszy, że nigdy nie była-
by w stanie zrobić tego co Mandy.
R
Co, wobec tego, powinna uczynić teraz? Czy zaryzyko-
wać i powiedzieć o wszystkim Zachowi? A może raczej za-
stanowić się nad tym, czy poradzi sobie sama, nie angażując
go w tę sprawę?
Zach...
Na sam dźwięk jego imienia ogarniała ją niewysłowiona
tęsknota. Szalała za nim od pierwszej chwili, kiedy go zo-
baczyła z tymi jego długimi czarnymi włosami, rozmarzonymi
szarymi oczami, zmysłowym uśmiechem i postawną sylwetką.
Byli ze sobą od sześciu miesięcy, niesamowitych miesię-
4
Strona 5
cy wypełnionych muzyką, seksem oraz poczuciem upajającej
swobody. Wszystko to było tak różne od świata, w jakim się
wychowała!
A jednak nawet w stanie błogiej szczęśliwości Zoe nie
była na tyle zaślepiona, by przymknąć oczy na wady Zacha.
Była przecież dziewczyną bystrą, inteligentną. Przeskoczyła
nawet jedną klasę w szkole i zdała maturę z pierwszą lokatą,
mając siedemnaście lat. W grę wchodziła nie tylko książkowa
wiedza, ale również instynktowne rozumienie ludzi. Dlatego
też od początku zdawała sobie sprawę, że Zach jest stuprocen-
towym egocentrykiem, skupionym wyłącznie na sobie i swojej
muzyce. Na początku jej to nie przeszkadzało, bo stał się dla
niej pępkiem świata i siłą rzeczy chciała dla niego tego same-
go, czego on dla siebie.
Obecnie sytuacja przedstawiała się całkiem inaczej: za-
S
szła w ciążę. Teraz miała jeszcze kogoś prócz siebie, o kogo
musiała się zatroszczyć.
Poza tym... mówiąc szczerze, ostatnio Zach coraz częś-
R
ciej bywał zniecierpliwiony, jakby zaczynała go nudzić. Zoe
wolała o tym nie myśleć. Wmawiała więc sobie, że tylko jej
się wydaje, ale z mizernym skutkiem. Zach nie lubił czuć się
uwiązany, a z nią był nie po to, żeby budować przyszłość, ale
by cieszyć się obecną chwilą. Pomyślała, że pora spojrzeć
prawdzie w oczy. Wkrótce Zach znudzi się nią, a wtedy bez
skrupułów ją porzuci.
Jeżeli chce urodzić to dziecko, będzie musiała radzić so-
bie sama.
Ale czy potrafi?
To fakt, że mając siedemnaście lat, opuściła rodzinny
5
Strona 6
dom i z siedmiuset dolarami w kieszeni pojechała do Nowego
Jorku, gdzie zdołała znaleźć pracę oraz lokum, zanim skoń-
czyły jej się pieniądze. Już jako sprzedawczyni w sklepie mu-
zycznym załatwiła sobie przesłuchanie dla kapeli Freight
Train. A teraz, tuż po osiemnastych urodzinach, została stałym
członkiem zespołu, który w szybkim tempie robił karierę, co
oznaczało, że przyzwoicie zarabiał.
Jeżeli urodzi dziecko, będzie musiała odejść. I znowu bę-
dzie zdana na własne siły. Gdyby nawet zdołała zapomnieć
0 dumie i zdecydowała się zostać, Zach nie zatrzymałby
jej w zespole. Jako niemy wyrzut sumienia, przypominałaby
mu nieustannie to, o czym wolałby zapomnieć.
Spróbowała nie ulegać panice. Musi przecież zachować
jasność myśli.
Dokąd mogłaby się udać? Z powrotem do Nowego Jor-
S
ku?
Na koncie oszczędnościowym miała zaledwie tysiąc do-
larów i trzydzieści trzy centy. Oczywiście mogła odłożyć wię-
R
cej, ale nawet jej przez myśl nie przeszło, że już wkrótce pie-
niądze będą jej tak bardzo potrzebne. Dlatego pozwoliła sobie
na rozrzutność. Kupiła znacznie więcej ciuchów, niż potrze-
bowała, a poza tym wykosztowała się na fantastyczne botki.
Czy i tym razem będzie miała tyle szczęścia co wtedy,
gdy odeszła z domu? Czy uda się jej od razu znaleźć pracę?
1 czy do tego czasu wystarczy jej pieniędzy?
A nawet jeżeli tak, jak długo będzie w stanie pracować? I
co zrobi, kiedy już nie będzie mogła?
Och, jakże chętnie wróciłaby teraz do domu!
6
Strona 7
Niestety, to niemożliwe. Matka nawet by ją przyjęła, ale
przecież nie ojciec. W jego oczach jest zatwardziałą grzeszni-
cą. A dla grzeszników nie ma miejsca pod jego dachem.
Była więc sama.
Zupełnie sama.
Na szczęście nie musi przecież podejmować decyzji już
w tej chwili. Ma jeszcze trochę czasu. Może się zastanowić.
Gdy sobie uświadomiła grozę swego położenia, ogarnął
ją strach, ale spróbowała się opanować. Wepchnęła głęboko
do pojemnika na śmieci test ciążowy wraz z opakowaniem i
zakryła go pomiętym papierowym ręcznikiem. Następnie kilka
razy głęboko odetchnęła i otworzyła drzwi.
- Już myślałem, że utopiłaś się w wannie.
Zach stał przed drzwiami łazienki, uśmiechając się od
ucha do ucha.
S
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy, kotku. Chciałem tylko sprawdzić, czy
Wszystko w porządku. - Nachylił się i pocałował ją.
R
Zach potrafił być miły i wyrozumiały. Może więc nale-
żało mu powiedzieć? Może była dla niego niesprawiedliwa?
Może naprawdę ją kocha? Może na wieść o własnym dziecku
zareagowałby inaczej, niż przewidywała?
W tym momencie przeszła obok nich Mandy. Zach od-
prowadził ją niechętnym wzrokiem, a gdy znalazła się poza
zasięgiem głosu, powiedział:
- Wiesz co, ta jej mina skopanego psa zaczyna mi działać
na nerwy.
W ten oto sposób myśl, że mogłaby mu powiedzieć o cią-
7
Strona 8
ży, wyparowała Zoe z głowy równie szybko, jak się w niej
zrodziła.
A w ogóle, czy mogła mieć do niego pretensje?
Niedawno skończył dwadzieścia lat, a jego zespół do-
piero zaczynał piąć się w górę. Najbliższe lata będą miały dla
nich kluczowe znaczenie. Będą nieustannie w trasie, będą
ciężko pracować - i ostro imprezować. Gdyby nawet ich uczu-
cie przetrwało, nie byłby to styl życia stosowny dla dziecka
ani dla rodziny.
Przez cały dzień i wieczorem próbowała rozstrzygnąć ten
dylemat. Rozmyślała nad tym nawet w nocy, po koncercie,
kiedy Zach z resztą zespołu wychodził do miasta, żeby coś
zjeść.
Nie poszła z nimi, wymawiając się silnym bólem głowy.
Zach cmoknął ją lekko w policzek.
S
- Nie czekaj na mnie - powiedział. - Pewnie wpadniemy
później do Charliego.
Charlie prowadził całonocny klub. Muzycy zwykli spo-
R
tykać się w nim na jam sessions, które przeciągały się czasami
aż do rana.
Po wyjściu Zacha Zoe wstała i szybko z obawy, że mo-
głaby się rozmyślić, spakowała swoje rzeczy. A gdy się okaza-
ło, że nie wszystko zmieści się w jej dwóch walizkach, wzięła
jeden z worków Zacha. Godzinę później była gotowa.
Rozejrzała się po pokoju hotelowym, który przez ostat-
nie trzy tygodnie był ich domem. Chciała zostawić Zachowi
list z wyjaśnieniem, ale po namyśle zmieniła zdanie. Nie miała
mu nic do powiedzenia. Jak zrywać, to na dobre.
Sięgnęła po słuchawkę i zadzwoniła do recepcji. Dziesięć
8
Strona 9
minut później jedyny portier w tym tanim hoteliku zapukał do
drzwi. Załadował jej bagaże na wózek, po czym w milczeniu
zjechali windą na dół. W holu powiedział:
- Wezwę taksówkę. Poczekaj tu. Na dworze jest zimno.
Zoe uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. W styczniu w
Chicago bywało mroźno, a ciągnący od jeziora lodowaty wiatr
przeszywał na wskroś.
Po kilku minutach portier dał jej znak. Wyszła na ulicę,
podeszła do taksówki i trzęsąc się z zimna, czekała, aż wraz z
kierowcą załaduje jej rzeczy do bagażnika. Kończyli właśnie,
gdy ktoś dotknął jej ramienia.
-Zoe?
Okręciła się na pięcie. Przez moment nie była w stanie
rozpoznać tego przystojnego, wysokiego mężczyzny o lekko
skrzywionym nosie, spoglądającego na nią z góry.
S
A potem ją olśniło.
O mój Boże!
To był Sam Welch. Starszy, przyrodni brat Zacha.
R
- Wyjeżdżasz? - zapytał.
- Uhm... ja... - Zmieszana, nie wiedziała, co powiedzieć.
Serce biło jej tak, jakby przyłapał ją na gorącym uczynku.
- Dobrze się czujesz? Czy coś się stało?
Patrzył na nią z niepokojem i mówił zatroskanym gło-
sem, a może tylko tak jej się zdawało. Wiedziała przecież, że
Sam jej nie lubi. Dawał to wyraźnie odczuć podczas ich rzad-
kich spotkań.
- Ja... muszę wyjechać - wyjąkała, spanikowana. -Ale...
- Muszę już jechać. - Odwróciła się, wręczyła portierowi
9
Strona 10
trzy dolary, a gdy otworzył przed nią drzwi taksówki, na-
tychmiast wsiadła do środka.
- Zoe, zaczekaj! - zawołał Sam. Portier zatrzasnął drzwi
wozu. Sam zapukał w szybę.
Zoe potrząsnęła głową.
- Na dworzec autobusowy - powiedziała do kierowcy.
Gdy odjeżdżali sprzed hotelu, Zoe widziała jeszcze zatroskaną
twarz Sama Welcha.
S
R
10
Strona 11
Rozdział 1
Dwadzieścia trzy lata później...
Emma Madison wbiła wzrok w ekran komputera. Nie
wierzyła własnym oczom. Zdjęcie na stronie internetowej dla
fanów przedstawiało młodego Zacha Trainera, czołowego gi-
S
tarzystę oraz lidera kapeli rockowej Freight Train. Sądząc po
jego młodym wyglądzie, musiało zostać zrobione co najmniej
dwadzieścia lat temu.
Na tym zdjęciu Zach nie był sam.
R
Obejmował ramieniem prześliczną dziewczynę, wpa-
trzoną w niego jak w obraz.
Pod zdjęciem widniał podpis: „Zach Trainer ze swoją
dziewczyną Zoe, wokalistką".
Zoe!
Choć Emmie trudno było w to uwierzyć, dziewczyną tą
była niewątpliwie jej matka. Rozpoznałaby ją wszędzie... Bu-
rza rudych loków, ta twarz, ten uśmiech...
Poznałaby ją natychmiast, nawet gdyby nie oglądała jej
11
Strona 12
zdjęć z młodości. A widziała ich całe mnóstwo, więc nie
miała cienia wątpliwości. Ta Zoe na zdjęciu to jej matka.
Zach Trainer ze swoją dziewczyną, wokalistką.
Emma wciąż nie mogła otrząsnąć się z wrażenia.
Jeżeli jej matka znała Zacha Trainera, dlaczego jej o tym
nie powiedziała? Freight Train był przecież jednym z naj-
popularniejszych zespołów rockowych na świecie. Jak więc
mogła nawet nie wspomnieć o tej znajomości? Zwłaszcza że i
ona, i Emma wciąż rozmawiały o muzyce.
Wokalistka?
Owszem, wiedziała, że matka śpiewała w chórze kościel-
nym, później szkolnym, w liceum, a od kilku lat w żeńskiej
grupie wokalnej.
Podpis pod zdjęciem sugerował jednak, że śpiewała w
zespole Zacha Trainera. Dlaczego nigdy jej o tym nie po-
S
wiedziała?
Nagle serce szybciej zabiło jej w piersi.
Chyba że...
R
O mój Boże!
Trzęsącą się ręką przesunęła myszkę w dół, by przeczy-
tać cały artykuł i zorientować się, z jakiego okresu pochodzi to
zdjęcie. Gdzieś w połowie tekstu natrafiła na datę. Wy-
trzeszczyła oczy. Fotografia została zrobiona na rok przed jej
urodzeniem.
Serce biło jej teraz tak gwałtownie, jakby chciało wy-
rwać się z piersi. W głowie miała kompletny zamęt.
Czy to możliwe?
Czy Zach Trainer mógł być jej ojcem?
Pomyślała o jego włosach - ciemnych, prawie czarnych.
12
Strona 13
Ona też miała włosy prawie czarne, choć wijące się, jak
u matki, a nie, jak u niego, całkiem proste.
A te słynne szare oczy, które, zdaniem jego wielbicielek,
miały barwę deszczu? Jej oczy także były szare i jeśli nikt nie
porównywał ich koloru do deszczu, to tylko dlatego, że jej
znajomi nie byli obdarzeni równie poetycką wyobraźnią.
Zawsze myślała, że zdolności muzyczne odziedziczyła
po matce, uzdolnionej pianistce. Może jednak swój talent, o
którym matka mówiła, że przewyższał jej własny, otrzymała
wraz z genami od kogoś innego?
- Zach Trainer... - wyszeptała.
Przypomniała sobie, że matka nigdy nie chciała rozma-
wiać o jej ojcu. Powiedziała tylko, że związała się z nim, kie-
dy była bardzo młoda. „To był błąd - powtarzała przy takich
okazjach - ale nie żałuję, bo dzięki temu mam ciebie". Po tych
S
słowach zwykła przytulać ją do siebie i całować. Emma wie-
działa, że robiła to dla niej, by broń Boże nie poczuła się nie-
chciana czy niekochana.
R
I rzeczywiście, Emma wiedziała, że matka ją kocha, i sa-
ma też ją kochała.
Miały ze sobą świetny kontakt i doskonale zgadzały się
we wszystkim poza tą jedną kwestią. Emma bardzo chciała
poznać ojca, bo mimo wszystko odczuwała jego brak. Przy-
najmniej chciałaby wiedzieć, kto to był. Choć jednak wie-
lokrotnie wypytywała matkę, nigdy nie udało jej się dowie-
dzieć czegoś więcej.
Pewnego razu, gdy Emma miała szesnaście lat i była w
tym trudnym wieku, gdy człowiek absolutnie nie chce dać za
wygraną, matka straciła cierpliwość.
13
Strona 14
„Przestań, Emma! Twój ojciec nie wie o twoim istnie-
niu. A nawet gdyby wiedział, nie robiłoby mu to żadnej różni-
cy. Daj mi wreszcie spokój!"
Słowami tymi boleśnie zraniła Emmę, która przestała ją
pytać, ale nie zapomniała.
Jak mogłaby zapomnieć?
Gdzieś tam, w szerokim świecie, był przecież ojciec, któ-
ry nie wiedział o jej istnieniu. A ona chyba miała prawo zapy-
tać, kim jest i skąd pochodzi? A może ten ktoś byłby szczęśli-
wy, gdyby się dowiedział, że ma córkę?
Patrząc na zdjęcie Zacha Trainera z jej matką, pomyślała
że musi sprawdzić, czy te podejrzenia są słuszne. Włączyła
drukarkę i poczekała, aż się rozgrzeje, a potem wydrukowała
fotografię.
Jeżeli to prawda, że Zach Trainer rzeczywiście jest jej
S
ojcem, musi się z nim spotkać. A jeżeli się okaże, że on nie
chce jej znać to trudno. Będzie sobie mogła przynajmniej po-
wiedzieć że próbowała .Trzeba to jednak rozegrać taktycznie.
R
Nie można przecież pójść do matki i tak po prostu zapytać
Sama będę musiała dojść prawdy - powiedziała półgło-
sem.
Ale jak? Wyjrzała przez okno. Była połowa marca, a
choć kalendarzowa wiosna miała rozpocząć się już za tydzień,
w Ohio wciąż leżał śnieg i nadal było bardzo zimno.
Emma miała serdecznie dosyć zimy. Żałowała, że nie
stać jej na to, by na rozpoczynającą się w przyszłym tygodniu
przerwę wiosenną wyjechać do Meksyku albo na Florydę.
Znów spojrzała na stronę internetową Freight Train.
14
Strona 15
U góry zobaczyła link do strony ze szczegółowym har-
monogramem ich tegorocznego tournee. Kliknęła, po czym
przebiegła wzrokiem listę. Okazało się, że przez cały marzec
będą w Los Angeles, przygotowując nowy album.
„Zespół ponownie nawiązał kontakt z legendarnym pro-
ducentem Jockiem Livingstonem i zamierza nagrać nowy al-
bum w Direct Hit Studio - tym samym, w którym powstała ich
pierwsza platynowa płyta".
Direct Hit Studio!
Zadrżała, podekscytowana.
W ciągu kilku sekund podjęła decyzję, że przerwę wio-
senną spędzi w Los Angeles. Jeśli szczęście jej dopisze, znaj-
dzie tam coś więcej niż tylko słońce i piękną pogodę.
Może odnajdzie tam również ojca...
- Dzięki ci, Boże, za te środowe wieczory! - powiedziała
S
z uśmiechem Zoe Madison, zajmując najbliższe krzesło.
- Gdyby jeszcze służyły wyłącznie popijawom u Callie,
życie byłoby bajką.
R
Shawn McFarland, najlepsza przyjaciółka Zoe, roze-
śmiała się głośno.
- Bajką, powiadasz? Mogę to zapisać i przypomnieć ci
później, że coś takiego powiedziałaś?
- Byłoby bajką dzisiaj - sprecyzowała Zoe. - A nie w
ogóle. Koniec, kropka.
- Aha, już rozumiem. - Shawn trąciła łokciem siedzącą
obok Susan Pickering, która także należała do ich środowej
paczki.
Susan skrzywiła się.
15
Strona 16
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby strzelić sobie drin-
ka.
- Coś się stało? - Zoe natychmiast zapomniała o włas-
nych zmartwieniach, które, mówiąc szczerze, były całkiem
zwyczajne.
- Ta sama stara bieda - odparła Susan z westchnieniem.
- Sasha? - zapytała cicho Shawn. Susan pokiwała głową.
Za każdym razem, kiedy Susan opowiadała im o prob-
lemach z młodszą siostrą, Zoe dziękowała Bogu, że oszczędził
jej takich kłopotów i nie musi martwić się o Emmę.
- O co chodzi tym razem? - dopytywała się Shawn.
- Straciła pracę w salonie.
- Och nie! - jęknęła Shawn.
- Znowu brała narkotyki? - zapytała Zoe. Susan smętnie
pokiwała głową.
S
- Chyba tak, chociaż może być i tysiąc innych przyczyn.
Zazwyczaj włóczy się po nocach, a potem rano nie może
wstać. Albo ma permanentnego kaca. Kto ją tam wie? Teraz
R
oczywiście twierdzi, że szef jej nie lubił i postanowił pozbyć
się jej pod byle pretekstem. To takie typowe dla Sashy. Nie
czuje się odpowiedzialna za to, co ją spotyka, i uważa, że to
czyjaś wina.
Zoe znała kiedyś kogoś takiego, choć starała się nie my-
śleć o nim zbyt często. Nie było to jednak łatwe, ponieważ
córka wciąż jej go przypominała.
- Sasha chce u mnie zamieszkać, póki sobie nie znajdzie
nowej pracy - powiedziała Susan.
- Chyba nie dasz się znowu wrobić? - wyrwało się Zoe,
zanim ugryzła się w język.
16
Strona 17
Gdy ostatnim razem Susan przyjęła do siebie Sashę, ta
pięknie jej się odwdzięczyła. Zorganizowała pod jej nieobec-
ność imprezę, podczas której jej tak zwani przyjaciele zdemo-
lowali cały dom. I oczywiście Sasha znów nie była temu win-
na.
Poczuła na sobie karcące spojrzenie Shawn.
Ona była bardziej wyrozumiała. Susan, niestety, nie mia-
ła cierpliwości do ludzi, którzy wciąż pozwalali wchodzić so-
bie na głowę. Z drugiej strony, łatwo ferować wyroki, kiedy
nie było się w sytuacji innej osoby. Kto jak kto, ale ona po-
winna coś o tym wiedzieć.
- Przepraszam, Susan - powiedziała. - W końcu to nie
moja sprawa.
- Nie ma za co - odparła Susan. - Podzielam twoje zdanie
i powiedziałam jej „nie".
S
- I co ona teraz zrobi? - zapytała Shawn.
Zanim Susan zdążyła odpowiedzieć, Kristie, córka właś-
cicielki lokalu, podeszła do stolika, by przyjąć zamówienie.
R
Była ładną, przemiłą dziewczyną. Najsympatyczniejszą, jaką
Zoe znała, oczywiście oprócz Emmy.
- Jak tam nauka? - zapytała.
- Świetnie - odparła z uśmiechem Kristie.
- Ile masz godzin w tym semestrze? - wtrąciła się Shawn.
- Tylko dziewięć. Nie dam rady wziąć więcej, jeżeli chcę
pomóc mamie.
- Dobra z ciebie córka - stwierdziła Shawn. Kristie spe-
szyła się.
- Lubię tu pracować - powiedziała, a potem dorzuciła z
uśmiechem: - Dostaję niezłe napiwki.
17
Strona 18
- Czy to aluzja? - spytała znaczącym tonem Zoe. Kristie
zarumieniła się i wszystkie się roześmiały.
- Mogę przyjąć zamówienie?
- Co wy na to? - zwróciła się Zoe do koleżanek. - Nie
powinnyśmy poczekać jeszcze chwilę na Ann i Carol? - Bez
sióstr Ann O'Brien i Carol Carbone ich środowa paczka nie
byłaby w komplecie.
Shawn potrząsnęła głową.
- Ann wyjechała w sprawach służbowych, a Carol ma
okropny katar.
- Wobec tego możemy zamawiać - stwierdziła Zoe. Gdy
Kristie przyjęła zamówienie i odeszła, Shawn powiedziała:
- Co za niesamowita dziewczyna.
- Tak, to prawda - przytaknęła Susan.
Zoe pomyślała o tym, jak Kristie bez słowa skargi rzuci-
S
ła dzienne studia w Ohio State College i przeniosła się na za-
oczny kurs do Tri-City Community College, żeby być na miej-
scu z matką. Zoe nieraz zadawała sobie pytanie, czy Emma
R
zachowałaby się równie wielkodusznie.
Nagle ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Emma była prze-
cież wspaniałą córką. Poza tą jedną historią, dotyczącą ojca,
nigdy nie sprawiała najmniejszych kłopotów. Mimo to czuła,
że trochę ją rozpuściła. Co w tym złego? Przecież to jej uko-
chana jedynaczka, i tak już zostanie.
Czemu więc miałaby jej nie rozpieszczać?
Z drugiej strony, gdyby jej tak nie pobłażała, Emmie
przyszłoby może do głowy, że sprawiła matce przykrość, pla-
nując wyjazd do Pensylwanii na przerwę wiosenną.
18
Strona 19
Na wspomnienie rozmowy, którą odbyły poprzedniego
wieczoru, Zoe zmarszczyła brwi. Wyprawa do Pensylwanii nie
była jedyną sprawą, jaka spędzała jej sen z powiek.
- O co chodzi? - zapytała nagle Shawn. Zoe zdumiała się.
- Czytasz w myślach?
- Po tobie wszystko widać - odparła z uśmiechem
Shawn. - Nie trzeba aż czytać w twoich myślach, by się zo-
rientować, że coś cię gryzie.
- Ach, to nic takiego.
- A jednak coś ci leży na sercu. Zoe wzruszyła ramiona-
mi.
- To drobiazg, naprawdę. Po prostu Emma zachowuje się
ostatnio dosyć dziwnie.
- Emma? Ten chodzący ideał? - zapytała Shawn z kpią-
cym uśmieszkiem, a potem, już poważnie, dodała: - Co ona
S
takiego robi, że wydaje ci się to dziwne?
- Trudno powiedzieć. Nie potrafię dokładnie tego okreś-
lić. Od kilku dni jest czymś pochłonięta i jakby... nieobecna
R
duchem.
Shawn zmarszczyła brwi.
- Ale dlaczego?
- Nie wiem. Ilekroć rozmawiamy, odnoszę wrażenie, że
błądzi myślami gdzie indziej. - Zoe czuła, że nie wyraża się
dość jasno, ale nie potrafiła inaczej nazwać uczucia, jakie po-
zostawiły po sobie ostatnie rozmowy z córką.
- Czy jej przerwa wiosenna nie zaczyna się w przyszłym
tygodniu? - zapytała Susan.
Zoe w milczeniu skinęła głową.
19
Strona 20
- Pewnie nie może się doczekać?
- Pewnie tak - mruknęła bez przekonania Zoe.
- Ma jakieś plany?
- Wybiera się z koleżanką do Pensylwanii.
- Dlaczego akurat do Pensylwanii? - zdziwiła się Susan.
- Czy tam jest coś szczególnego?
- Nie. Po prostu jej koleżanka tam mieszka i Emma mó-
wi, że ciekawie będzie zmienić otoczenie.
Mówiąc to, Zoe starała się nie okazywać rozczarowania.
To chyba z jej strony przesada, spodziewać się, że córka ze-
chce spędzić z nią trochę czasu w trakcie przerwy. To przecież
normalne, że woli być z koleżanką. Czy i ona nie była taka
sama w młodości? Może tego właśnie się boi? Że Emma sta-
nie się zbyt do niej podobna.
- Czy nam się to podoba, czy nie, musimy pogodzić się z
S
tym, że nasze dzieci któregoś dnia staną się dorosłe
- stwierdziła z westchnieniem Shawn.
Zoe wiedziała, że Shawn ma na myśli Lauren, swoją na-
R
stoletnią córkę.
- Z wyjątkiem Sashy - cierpkim tonem dorzuciła Susan.
- Co ona teraz zrobi? - zapytała Zoe. Susan wzruszyła
ramionami.
- Pewnie przyssie się do którejś ze swoich przyjaciółek.
To już nie moja sprawa.
- Musisz być konsekwentna - powiedziała Zoe.
- Wiem.
Zoe nie była jednak wcale taka pewna, czy Susan wy-
trwa w swoim postanowieniu. W końcu siostra była jej jedyną
rodziną, bo ich ojciec zginął w wypadku kilka miesięcy przed
20