14319

Szczegóły
Tytuł 14319
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14319 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14319 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14319 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Czes�aw Chruszczewski DOOKO�A TYLE CUD�W Historia, kt�r� zamierzamy opowiedzie� jest: po pierwsze � autentyczna po drugie � fantastyczna po trzecie � prawdopodobna po czwarte � nieprawdopodobna Nic doda�, nic uj��. Gdzie wydarzy�a si� ta historia? By odpowiedzie� na to pytanie otwieramy szeroko okno. Nad rzek�, wolno tocz�c� swoje wody, wierzby rosochate, za nimi �any pszenicy� W dali ob�ok kurzu, kt�ry zbli�a si� i zbli�a, i zbli�a, i zbli�a. To samoch�d. Oto zwalnia. Staje. Z wozu wysiada dw�ch m�czyzn. Gaw�dz�c wchodz� do okaza�ego gmachu Biblioteki Miejskiej. A niekt�rzy powiadaj�, �e wsp�czesny cz�owiek nie ma czasu na czytanie ksi��ek. Ech, czego to ludzie nie plot�. Zaczynamy, bardzo prosz�. Horacy Nazywam si� Horacy. Dominik A ja Dominik. Horacy By�o lato. Dominik Lato ubieg�ego roku, pogodne, lecz nie upalne. Horacy Przeszukiwa�em sterty ksi��ek. Dominik W�drowali�my wzd�u� p�ek. Horacy Nagle! (melodyjka) Dominik Co si� sta�o? Horacy Zdumiewaj�ce. Dominik Masz racj�, �ycie jest zdumiewaj�ce, ale to nie pow�d by bledn�c, a ty zblad�e�. Horacy, co tobie? Bledniesz, i bledniesz, i bledniesz. Horacy Bo p�ka, p�ka z ksi��kami, przy kt�rej stoimy, gwa�townie obsun�a si�, opad�a. Trz� sienie ziemi, to trz�sienie ziemi. Dominiku! Dominik Oszala�e�! Trz�sienie ziemi na nizinach. (psykanie) Horacy Dlaczego oni psykaj�? Dominik W bibliotece nie wolno g�o�no rozmawia�. Dlaczego stoisz na palcach? Horacy Ja na palcach? Nie stoj� na palcach. Dominik Wi�c stan��e� na stopniu. Horacy Zmi�uj si�, tutaj nie ma �adnego stopnia. Dominik Jeste� wy�szy o dobre dziesi�� centymetr�w. Horacy P�ka znowu opad�a. Dominik Horacy! Ty uros�e�! Horacy W moim wieku? �artujesz. Dominik Medycyna zna takie przypadki. Horacy Ni st�d ni zow�d uros�em. Dlatego wydawa�o mi si�, �e p�ka z ksi��kami opad�a� O, znowu. Dominik To ty, Horacy, ro�niesz, dos�ownie ro�niesz w oczach. Horacy Wyjd�my st�d. �le si� czuj�. Dominik Pojedziesz do mnie. �ona i dzieci na wakacjach. Odpoczniesz i wr�cisz do normy, a przede wszystkim nie denerwuj si�. Obliczy�em, �e ro�niesz z szybko�ci� dziesi�ciu centymetr�w na godzin�. (melodyjka) Rozmawia�em telefonicznie z lekarzem. Uspokoi� mnie, jego zdaniem to chwilowe zak��cenia dzia�ania przysadki m�zgowej. Doktor przyjedzie za kwadrans i zrobi ci zastrzyk, kt�ry powstrzyma ten proces. Horacy A mo�e lepiej nie powstrzymywa�. Dominik Zwariowa�e�? Horacy By�em do tej pory cz�owiekiem raczej niskiego wzrostu. Metr sze��dziesi�t, to nie za wiele. Ile przyby�o? Dominik Oko�o czterdziestu centymetr�w. Horacy Jestem wdzi�czny losowi za te dwa metry. Niech tak zostanie. Dominik Tw�j wzrost, twoja sprawa. Je�eli jednak nie poprzestaniesz na tym? Horacy Dwa metry i ani centymetra wi�cej. Dominik Ano, sprawd�my. Dwa metry dwadzie�cia, a lekarza jak nie wida�, tak nie wida�. Ro�niesz w dalszym ci�gu i to z coraz wi�ksz� szybko�ci�. Przesta�, b�agam. (dzwonek przy drzwiach) Oho, to na pewno lekarz� Prosz� t�dy, panie doktorze. Oto m�j przyjaciel. Horacy. Ro�nie i ro�nie. Doktor Ale trzeba przyzna�, �e ro�nie bardzo proporcjonalnie, we wszystkich kierunkach. Ch�op na schwa�. No, zrobi� panu zastrzyk i wr�ci pan do normy. Wsp�czesna medycyna czyni cuda. Horacy Aaa� boli! K�uje! Dominik Pan doktor k�uje ci� dla twojego dobra. Doktor Dwa metry osiemdziesi�t. Bardzo interesuj�cy przypadek. Co pan jad� wczoraj na kolajc�? Horacy Nie jad�em kolacji. Dominik M�j przyjaciel jest pisarzem. Prowadzi nies�ychanie higieniczny tryb �ycia. Doktor Mo�e co� pana zaszokowa�o? Horacy Wprost przeciwnie. Ostatnio nudzi�em si� jak wszyscy diabli. W naszym mie�cie trudno o rozrywki. A co tu m�wi� o szoku. Doktor �wi�ta prawda, �wi�ta prawda. Dominik Ka�dy cz�owiek powinien od czasu do czasu rozerwa� si�, a co dopiero pisarz, wielki pisarz. Doktor Dok�adnie trzy metry. Zastrzyk nie pom�g�. Horacy �adna historia i co teraz b�dzie? Doktor Prosz� nie denerwowa� si�. Nawi��e kontakt z profesorem Lizeuszem, to wybitny specjalista od przysadki m�zgowej. G�owa do g�ry, m�ody cz�owieku! G�owa do g�ry! Horacy Ciasno w tym twoim domku, Dominiku. Dominik Wyjd�my do ogrodu, tam wi�cej przestrzeni. Horacy Usi�d� na ziemi za krzakiem magnolii. Nie chc� wywo�ywa� zbiegowiska. Jestem przera�ony, rosn� i rosn�. Dominik Trudno zaprzeczy�. Horacy Ile teraz, tak na oko? Dominik Na oko b�dzie cztery. (dzwonek telefonu) Dominik Telefon! Sied� tutaj i nie ruszaj si�, zaraz wracam� Halo, tak, panie doktorze, w dalszym ci�gu� Dok�adnie ile? Gdy odchodzi�em, cztery metry i dwadzie�cia centymetr�w� Tak, ja r�wnie� czuj� si� nie najlepiej� I pana wzi�o. Zrozumia�e. Prawdziwy koszmar� zmierzy� i poda� aktualny wzrost! Tak jest! (biegn�ce kroki) Pi�� metr�w i pi�� centymetr�w, panie doktorze� Profesor wyjecha� do Warszawy. Niech pan depeszuje. Tak, naturalnie, pokryj� wszelkie koszta� S�ucham? Pan s�dzi, panie doktorze, �e po zachodzie s�o�ca Horacy wr�ci do normy?�Wybuchy na s�o�cu? To bardzo mo�liwe. Albo smog� chemikaliami zatruwaj� rzeki, dymem i etylin� powietrze i dlatego m�j przyjaciel� reakcja obronna� No c�, za kilka minut s�o�ce zajdzie i przekonamy si�. Tak oczywi�cie, co p� godziny telefon. (kilka takt�w muzyki) Panie doktorze, przed p�noc� Horacy osi�gn�� jedena�cie metr�w� Tak, zgodnie z pa�skim zaleceniem poda�em mu wzmocnion� dawk� �rodka nasennego. �pi na ��ce, za ogrodem� Ciep�a, sierpniowa noc, nie przezi�bi si�. Pocz�tkowo okrywa�em go dywanem, teraz�? sam pan rozumie, doktorze� Profesor przyleci samolotem rano, �wietnie� a pan zdrzemnie si� i za godzin� obejrzy pacjenta� Czekam� Nie, nikt nic nie zauwa�y�, tylko pies s�siada urwa� si� z �a�cucha i uciek�� Ot� to, panie doktorze, zwierz�ta posiadaj� zadziwiaj�cy instynkt. Do zobaczenia! (kilka takt�w muzyki) Doktor To� to Guliwer w�r�d liliput�w. Czterna�cie metr�w, a �pi niczym dziecko. Niebywa�e! Fantastyczne! Trzeba zawiadomi� w�adze. Dominik Nie uczyni� mu chyba krzywdy, to cz�owiek o go��bim sercu. Doktor Pan go pami�ta, gdy mia� p�tora metra wzrostu. Dominik Serce mu r�wnie� uros�o. Doktor Serce, m�zg, woreczek ��ciowy! W�adze trzeba zawiadomi�, to nasz �wi�ty obowi�zek. Dominik O p�nocy? Doktor Nie mo�emy czeka� do �witu. Pa�ski przyjaciel na razie nie zdaje sobie sprawy ze swojej si�y, ze swojej pot�gi. Trudno przewidzie�, co si� stanie, gdy fakt ten dotrze do jego �wiadomo�ci. Jad� do prezydenta miasta. Dominik Do prezydenta! O tej porze! Doktor Tak, do prezydenta miasta. (kilka takt�w muzyki) Prezydent A, to pan, doktorze, co za wizyta, co za wizyta. Doktor Najmocniej przepraszam, obudzi�em pana prezydenta. Prezydent (ubawiony) M�j drogi, o tej godzinie ja nigdy jeszcze nie �pi�. Pi�� minut po dwunastej siadam w fotelu i czytam, nie, nie ok�lniki, ani zarz�dzenia, czytam ksi��k�, znakomit� powie�� Horacego� Doktor (przerywaj�c) Ot� to, ot� to! Prezydent Ot� co, ot� co? Doktor Horacy zachorowa�, panie prezydencie, ale to szczeg�lna choroba. Horacy ro�nie i ro�nie, panie prezydencie. Prezydent U nas, panie doktorze, ka�dy mo�e rosn��. Zjawisko takie nie powinno wywo�ywa� paniki, przeciwnie, winno sta� si� �r�d�em dumy i zadowolenia. Pozw�lcie ludziom rosn��. To bardzo dobrze, kiedy rosn�. Niech�e wi�c Horacy ro�nie sobie na chwa�� naszego grodu. Doktor Lecz on, panie prezydencie, wyr�s� ponad miar�. Prezydent Co to znaczy ponad miar�? Jest, na Boga tw�rc�! Jak� miar� pragnie pan wyznaczy� dla tw�rcy, dla pisarza? Doktor Panie prezydencie, ten cz�owiek przekroczy� wszelk� miar�. Prezydent Dojad� panu, co, a s�dzi�em, �e sta� pana, panie doktorze, na obiektywizm. Doktor Przyzna pan, panie prezydencie, �e czterna�cie metr�w wzrostu, to miara nawet, jak na takiego tw�rc� Prezydent Czterna�cie metr�w wzrostu. Nie rozumiem. Doktor To mniej wi�cej wysoko�� dwupi�trowego domu. Prezydent Starego czy nowego budownictwa? Doktor Starego, panie prezydencie. Prezydent Nonsens, absurd. �aden cz�owiek nie mo�e osi�gn�� takiego wzrostu. Doktor Horacy jednak osi�gn�� i, co gorsza, ro�nie dalej. Uzna�em za konieczne powiadomi� pana, panie prezydencie, o tym fenomenie ze wzgl�d�w na bezpiecze�stwo naszego miasta. Prezydent Pan przypuszcza, �e ten cz�owiek mo�e zagrozi� naszemu miastu. Doktor Wszystko mo�liwe, panie prezydencie. S� rzeczy na niebie� Prezydent (zniecierpliwiony) Tak, tak. Czy mo�na go zobaczy�? Doktor M�j samoch�d czeka przed domem. (kilka takt�w muzyki) Doktor (p�g�osem) To przyjaciel Horacego, Dominik, panie prezydencie. Prezydent (ucieszony) Dominik, poznaj�, poznaj�, znakomity aktor Teatru Miejskiego. Ci�gle gracie te tragedie greckie? Dominik Gramy. Doktor Co z Horacym? Dominik �pi. Doktor Czy ro�nie w dalszym ci�gu? Dominik Znacznie wolniej. Zmierzy�em go przed chwil�. Osiemna�cie metr�w. Doktor Pan prezydent chcia�by rzuci� okiem na Horacego. Dominik P�jd� pierwszy, panie prezydencie, prosz� za mn�. Ostro�nie, przejdziemy przez ogr�d na ��czk�, otoczon� �wierkami. Prezydent Noc cieplutka i co za ksi�yc! Dominik Pe�nia, panie prezydencie. Jeszcze kilka krok�w� Oto Horacy. (chwila ciszy, dalekie wycie ps�w) Prezydent To sen! Fantasmagoria! Albo z�udzenie optyczne (chichocz�c) Ej, urwisy, zakpili�cie sobie ze mnie. Dominik Prosz� podej�� bli�ej, panie prezydencie. �wiat�o ksi�yca pada na twarz Horacego. U�miecha si� przez sen i lekko chrapie. Prezydent Nogi uginaj� si� pode mn�. Zimny pot sp�ywa z czo�a. Mdlej�. Doktor Istotnie, zemdla�. (kilka takt�w muzyki) Prezydent Gdzie� gdzie ja jestem? Doktor W swoim gabinecie, panie prezydencie. Prezydent Widzia�em kolosa! Widzia�em giganta! Widzia�em wielkoluda! Widzia�em? A mo�e nie widzia�em? Doktor Widzia� pan. Prezydent W drugiej po�owie dwudziestego wieku Niebywa�e! Nie mog� och�on��. Otw�rzcie okno! Doktor Otwarte. Prezydent To zamknijcie! Natychmiast zamkn�� okno. Zabarykadowa� drzwi! Trudno poj��! Cz�owiek wysoko�ci wie�y ratuszowej. Doktor Nasza wie�a ratuszowa liczy trzydzie�ci metr�w. Prezydent Ten� ten fenomen do wszystkiego jest zdolny. Przecie� ci�gle ro�nie. Kto mu zabroni! Kogo us�ucha! Ro�nie i ro�nie, a do �witu jeszcze pi�� godzin. Co robi�, co robi�! Doktor Proponuj� kilka g��bszych oddech�w. Wdech, wydech, wdech� Prezydent Dosy�, b�d� oddycha� tak, jak mnie si� podoba. Prosz� mi nie narzuca� rytmu. Musz� podj�� nadzwyczajne �rodki ostro�no�ci. Doktor Tak, nadzwyczajne. Prezydent Zwo�am wi�c nadzwyczajne posiedzenie Prezydium. Natychmiast. Rozes�a� wici, co ja plot�, rozes�a� zaproszenia. Doktor A gdyby tak potelefonowa�, panie prezydencie? Prezydent W takiej sytuacji? Szkoda czasu! Wy�lemy radiodepesze. (kilka takt�w muzyki) Prezydent Powiadacie �otoczy� ��k�. Czym, je�li wolno zapyta�? Czym!? No, s�ucham, s�ucham, m�w�e Hieronimie, niekiedy miewasz dobre pomys�y, a my cenimy ludzi z dobrymi pomys�ami. Czym otoczy� ��k�? Hieronim Czymkolwiek i umie�ci� w widocznym miejscu tablice: �Przej�cie wzbronione�, �Wst�p wzbroniony�. Prezydent I ty s�dzisz, �e on b�dzie respektowa� nasze zakazy? Hieronim Do tej pory respektowa�. Prezydent Ten cz�owiek uleg� zdumiewaj�cej, przera�aj�cej metamorfozie, sta� si� olbrzymem. Hieronim Rano wraca ze stolicy profesor Lizeusz, specjalista od przysadki m�zgowej. Prezydent Obawiam si�, �e ten przypadek przerasta jego mo�liwo�ci. Eugenia prosi o g�os. Eugenia Jak wiecie, fascynowa�a mnie zawsze kultura i sztuka. Ten kolos jest nieestetyczny. Olbrzym jest obrzydliwy pod ka�dym wzgl�dem. Swoim istnieniem obra�a sztuk� i kultur�. Obra�a nas wszystkich. Prezydent Ale� Eugenio. Eugenia Obra�a ciebie, prezydenta miasta. On patrzy na ciebie z g�ry, jak�e zmala�e� przy nim. Proponuj� unicestwi� wielkoluda. (gwar) Hieronim (j�kaj�c si� z oburzenia) Eugenia jest, Eugenia jest� No, nie chc� si� wyra�a�, znamy si� zreszt� dobrze. Eugenia zwariowa�a. Eugenia Protestuj�! (gwar) Prezydent Prosz� o spok�j, cisza! Hieronim Eugenia proponuje unicestwienie wielkiego cz�owieka. Najwi�kszego cz�owieka naszych czas�w! Najwi�kszego Obywatela naszego miasta. Oto nadarza si� niezwyk�a okazja, by to miasto wyrwa�o si� wreszcie z wielowiekowego snu, by sta�o si� znane poza jego granicami. Ten wielkolud to wielka szansa. Nie zmarnujcie jej. Prezydent A je�eli, a je�eli, nie zechce zosta� w naszym mie�cie? Hieronim Proponuj� powo�anie Komitetu Mi�o�nik�w Horacego. Eugenia Protestuj�! Doktor m�wi�, �e on jest nagi. Rozumiem � nagi Kr�l, ale nagi pisarz? Osiemna�cie bezwstydnych metr�w nago�ci, czy mo�e by� co� bardziej obrzydliwego! Hieronim Rozumuj�c kategoriami Eugenii, mo�e! Eugenia Na przyk�ad? Hieronim Dwadzie�cia metr�w golizny. (�miechy) Prezydent Powsta�y wi�c dwa stronnictwa: przeciwnik�w i zwolennik�w Horacego. G�osujemy. Kto za kolosem, kto przeciw? P� na p�. Dzi�kuj�. Ja przechyl� szal� na korzy�� wielko�ci, (gwar, oklaski) On si� nam przyda. (dzwonek telefonu) Prezydent Tak, a to pan, doktorze� Ju� nie ro�nie?�Ile?�Dwadzie�cia jeden metr�w, nie�le, nie�le. Prosz� tutaj przys�a� Dominika, opracujemy plan dzia�ania. Otoczymy Horacego troskliw� opiek�. (odk�ada s�uchawk�) Jego przyjaciel, moi drodzy, pomo�e nam, zna zwyczaje Horacego, zachcenia, s�abostki. Eugenia S�abostki. Wszyscy jeste�my s�abi. Prezydent S�abostki giganta, si�acza nad si�acze, posiadaj� szczeg�ln� warto��. Eugenia Jutro sk�adam podanie o dymisj�. Prezydent Nie mam czasu na g�upstwa. Eugenia Wybieraj: albo ja, albo on. Prezydent Oczywi�cie on, a ty najlepiej wyjed� do �r�dborowa i zabierz ze sob� tego krytyka, kt�ry recenzuje dzie�a Horacego. S�ucham dalszych propozycji� Hieronim ��k� trzeba dyskretnie obserwowa�, najlepiej z wie�y ci�nie�. Nast�pnie przygotowa� jad�o. Eugenia C� to za j�zyk! Powiedz � �arcie. Hieronim Dwie krowy, kilka beczek piwa, z tuzin owiec. Nad ��k� rozwiesimy namiot cyrkowy. Niech ma dach nad g�ow�. Prezydent Na czym b�dzie spa�? Eugenia Na s�omie. Hieronim Dom Towarowy dostarczy odpowiedni� ilo�� materac�w. Bran�owe sp�dzielnie rzemie�lnicze przygotuj� ubranie, buty. Eugenia Ten potw�r zrujnuje miasto. Prezydent Nie zrujnuje, nie zrujnuje. Zwr�c� si� o subwencje do ministerstwa. Ba, ale do kt�rego? Hieronim Do wszystkich. Niemal w ka�dym ministerstwie istnieje Departament Wzrostu. Nie odm�wi�, bo to przecie� po ich linii. Prezydent Ot, g�owa, g�owa� M�w dalej. Hieronimie. Hieronim W pobli�u ��ki z namiotem cyrkowym postawimy dwa hotele, dwa motele. Ludzie b�d� przyje�d�a� z ca�ego �wiata, by Go zobaczy�. Prezydent Trzy, cztery hotele, tyle� moteli. Hieronim Przed namiotem ustawimy gigantofon, kt�ry wzmocni nasze g�osy. Zak�ady radiowe skonstruuj� specjalne s�uchawki dla Horacego, a w buty wmontuj� mikrofony. Prezydent �wietnie! Przewybornie! Hieronim I kwiaty, du�o kwiat�w. Skoro tylko otworzy oczy, powinien zobaczy� wok� siebie klomby kwiat�w z pozdrowieniami od prezydenta miasta. Prezydent S�dzisz, �e wypada? Hieronim Dla dobra miasta. (kilka takt�w muzyki) Doktor Panie prezydencie, przyjecha� pan profesor. Prezydent Prosi�, prosi� Witam, witam. By� pan u pacjenta? Profesor By�em. Jeszcze pogr��ony we �nie. Kolega s�usznie zadzia�a� �rodkiem nasennym. Zanim pacjent si� ocknie, dotr� do j�dra wulkanu, do samej magmy i zlikwidujemy erupcj� wzrostu. To wyj�tkowy przypadek, lecz nie beznadziejny. Prezydent (zaniepokojony) Zamierza pan, profesorze, operowa�? Profesor (chichocz�c) To� to zabieg kosmetyczny. Hieronim No, a potem, po zabiegu? Profesor Pacjent wr�ci do poprzednich rozmiar�w. Prezydent (rozczarowany) Do poprzednich? To na pewno niebezpieczna operacja. Profesor (ubawiony) Pan �artuje. Gigantyczny organizm nie poczuje nawet uk�ucia mojego lancetu. Ot, komar uk�si konia w zadek (chichocze). Hieronim Pegaza, pegaza, panie profesorze. Prezydent Proponuj� od�o�y� operacj�. Co si� odwlecze, to nie uciecze. Profesor Co wiemy o charakterze olbrzym�w, a je�eli ucieknie? Pacjent mo�e okaza� si� niebezpieczny dla otoczenia. Hieronim Horacy nie skrzywdzi muchy. I jaki zdolny. Prezydent Niech nacieszy si� swoj� wielko�ci�. B�d�my ludzcy. W tej sytuacji on musi stworzy� co� naprawd� wielkiego. Kieliszek benedyktynki dobrze nam zrobi, panie profesorze. O kt�rej obudzi si� Horacy? Profesor Za godzin�. (kilka takt�w muzyki) Dominik Jak si� czujesz? Horacy Na Boga, jaki� ty male�ki! Dominik Spa�e� smacznie. Horacy Ile? Dominik Ju� nie ro�niesz? Horacy Ile? M�w do licha! Dominik Oko�o dwudziestu. Rozmawia�em z profesorem. Waha si�, pojmujesz, ma�y zabieg kosmetyczny w okolicach przysadki m�zgowej mo�e wywo�a� odwrotn� reakcj�. Zmalejesz, ale profesor obawia si�, �e nie zdo�a powstrzyma� procesu malenia. Horacy Weso�e perspektywy. Z dwojga z�ego wol� by� wielki. Sk�d te kwiaty? Dominik Od prezydenta miasta. W nocy powsta� Komitet Opieki nad Tob�, czy co� w tym rodzaju. Horacy Dlaczego w�o�y�e� szlafrok swojej �ony? ��ty w pomara�czowe kwiaty. Dominik W tej chwili le�ysz na trawie, stoj� tu� przed twoimi oczami, gdy wstaniesz, rysy mojej twarzy zatr� si�. Horacy Rozumiem. Pora wi�c wsta�. Dominik Podnie� mnie, delikatnie, ostro�nie, usi�d� na twoim ramieniu, bli�ej ucha. Horacy Ho, ho. Pi�kny widok. Patrz� jakby z wie�y. Dominik Bo jeste� jak wie�a. (beczenie owiec) Horacy Widz� stado owiec. Dominik P�dz� �niadanie dla ciebie. Horacy Ch�odno. Dominik Bo jeste� nagi, nagusie�ki. Krawcy szyj� we�nian� tunik�. Przed po�udniem b�dzie gotowa. Szewcy pracuj� nad sanda�ami. Garnitury, koszule i lakierki p�niej. Horacy Co oni tam majstruj�? Dominik Wielki namiot dla ciebie. Horacy Wielki, luksusowy namiot. Bez przydzia�u. Wzruszaj�ce. (chichocze) Dominik Przesta� chichota�, bo spadn�! (chichot cichnie, kilka takt�w muzyki, terkot telefonu) Prezydent Halo, halo, tu prezydent miasta. Telefonistka ��cz� z ministerstwem. Prezydent Tak, s�ucham, s�ucham. Dyrektor Departamentu Halo, to pan. Prezydent (uradowany) Ach, pan dyrektor pozna� mnie po g�osie. Bardzo si� ciesz�. Przed godzin� mia�em zaszczyt wys�a� Dyrektor Tak, tak, kto m�wi? Prezydent Prezydent miasta. Dyrektor Wi�c co pan wys�a�? Prezydent Dalekopis o wielkoludzie. Dyrektor Niech sobie ro�nie, pozw�lcie ludziom rosn��. Niech ro�nie, byle z sensem. Prezydent Z sensem? Z sensem, panie dyrektorze? Z jakim sensem!? Dyrektor No, w�a�nie. Tak przypuszcza�em. Zawsze zapominacie o najwa�niejszym. Niech ro�nie, dajmy na to� Prezydent Dajmy na to�? Dyrektor Dla uczczenia siedemsetlecia waszego pi�knego miasta. Prezydent Osiemsetlecia, panie dyrektorze, to znakomity pomys�. Dyrektor Tak, tak, niech cz�owiek ro�nie w okre�lonym kierunku. Prezydent Horacy ro�nie we wszystkich kierunkach. Dyrektor No to koordynujcie! Jasne! Prezydent Jasne? Dyrektor Co jeszcze? Prezydent Bud�et, nasz bud�et� Dyrektor (przerywaj�c) Rozumiem, ten cz�owiek przer�s� wasz bud�et. Zawsze to samo. Pieni�dze, pieni�dze. �e wy te� nic bez tych pieni�dzy nie potraficie zrobi�! Ile on ma metr�w? Prezydent (z nadziej� w glosie) Dwadzie�cia jeden� i p�l� Dyrektor Wiele ha�asu o nic. Dwadzie�cia jeden. Tylko tyle. Prezydent Dwadzie�cia jeden metr�w wysoko�ci. Dyrektor Nie jest taki wysoki. Prezydent Gigant, gigant! Dyrektor Gigant? Eee� Zawsze lubicie przesadza�. Mont Blanc ma 4810 metr�w, Gra� Paradiso 4063, Pla�a del Moro Almanzor w Sierra de Gredos 2592, �nie�ka 1603. C� to jest dwadzie�cia jeden metr�w. Prezydent Horacy je za czterdziestu, musimy go przyodzia�, och�do�y�. Dyrektor Och�do�y�? Co jeszcze? Prezydent Stworzy� co najmniej zno�ne warunki egzystencji. Dyrektor Sto tysi�cy! Wystarczy? Prezydent Jak na pocz�tek, wystarczy. Przewidujemy inwestycje, wzmo�ony ruch turystyczny, nowe motele, dworzec warto odremontowa�, poszerzy� ulice wjazdowe. Dyrektor To ju� nie m�j resort. Oho, wzywaj� mnie do ministra. �egnam pana, panie prezydencie. (kilka takt�w muzyki) Horacy W tej tunice wygl�dam g�upio, monstrualnie, idiotycznie. Dominik I dostojnie. Tak dostojnie, �e nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazi�. Horacy Po �niadaniu pora na spacer. Dominik Pozw�l, zawiadomi� sztab. Horacy Sztab, co za sztab!? Dominik W rannych godzinach powo�ano sztab do koordynowania ruchu na wszystkich drogach z twoimi ruchami, (dzwonki) Tu Dominik! Tu Dominik! Horacy pragnie pospacerowa�, prosz� poda� tras�. Pilot Tu pilot! tu pilot! Kr��� nad g�ow� Horacego. Milicja wstrzymuje ruch na autostradzie. Over! Dominik Tu Dominik! tu Dominik! Prosz� poda� kierunek spaceru. Pilot Tu pilot! tu pilot! Nord�West! Gdzie pan si� ulokowa�? Dominik Siedz� w kieszeni Horacego. Over! Pilot Po�ycza� pan pieni�dze od pisarza? Dominik Siedz� w dos�ownym tego s�owa znaczeniu w g�rnej kieszonce tuniki, jak na balkonie. Pilot Tunika z kieszeniami? Co ta moda z nami wyprawia? Dominik Siedz� i patrz� na autostrad�. Wyje�d�a samoch�d z ��tymi tablicami i �wiat�ami. Pilot To drugi pilot. On was poprowadzi na ten spacer. Ja penetruj� teren z g�ry. Droga wolna. Ruszajcie! Horacy Ten samolot nad nami, to bombowiec? Dominik Sk�d�e znowu, to helikopter. Horacy Idziemy, trzymaj si� ma�y. (kroki olbrzyma, melodyjny gwizd) Dominik �adnie gwi�d�esz. Horacy S�o�ce �wieci, w dali ��ki i pola, s�ysz� g�ganie g�si, �wiergot ptak�w, cykanie konik�w polnych. Dominik Zradiofonizowali ci� od st�p do g�owy. Horacy S�ysz� �piew dziewczyny. (dalekie nucenie) Dominik Halo pilot! halo pilot! Usun�� z drogi dziewczyn�. Pilot Zrozumia�em. Zatrzymajcie si� przy mo�cie. Horacy Co u licha, dlaczego j� usuwacie! To ma by� troska o cz�owieka, o pisarza. Dominik Dziewczyna na tw�j widok zemdleje. Horacy Jak dot�d �adna dziewczyna nie zemdla�a na m�j widok. Kobieta mdlej�ca na widok m�czyzny, m�j drogi, he, he, te czasy dawno min�y. Pilot Radiotelefon od prezydenta. Dominik Tak, s�ucham, tu Dominik. Prezydent Wracajcie natychmiast do miasta. Przyjecha� przedstawiciel ministerstwa finans�w. Powiada, �e jak ma p�aci�, to musi wiedzie� za co. O�wiadczy�, �e nie da grosza, je�li mu nie poka�emy Horacego. Dominik S�ysza�e� Horacy? Horacy Ministerstwo finans�w i dziewczyna. I na co si� zdecydowa�, co wybra�? Dominik Dziewczyna znikn�a za stogiem siana. Z ch�opcem. Horacy A wi�c koniec marze�. Dominik A finanse? Pomarzymy sobie na finansowe tematy. Jeste� wielki i b�dziesz mia� wielkie honoraria. Horacy Pozw�lmy rosn�� dziewczynom, nie tylko pisarzom. Ech �ycie, �ycie. (kilka takt�w muzyki) Dominik Przedstawiciela ministerstwa finans�w odwie�li do szpitala. Horacy Wywar�em na nim kolosalne wra�enie. Prezydent Ocucimy, postawimy na nogi, pogaw�dzimy i da pieni�dze. Horacy to dobra lokata kapita�u, b�dzie wysoko procentowa�. Horacy nie jest deficytowy, (nadbiegaj�ce kroki) Co tam nowego Hieronimie? Hieronim (zadyszany) Ta przekl�ta Eugenia, judzi ludzi przeciw Horacemu. Prezydent Judzi ludzi? C� to, gadasz rymami? Hieronim Nagra�em fragmenty jej wyst�pienia w Radzie Miejskiej. Prosz� pos�ucha�. (glosy z magnetofonu) Eugenia Stwarzamy atmosfer� sprzyjaj�c� rozkwitowi talent�w, lecz, na Boga, bez szale�stw. �w cieplarniany klimat sprawi�, �e Horacy wybuja� nadmiernie. G�os z sali A prawo do eksperyment�w! Eugenia Oto efekty eksperymentu: bia�e p��tno znikn�o ze sklep�w, bo Horacy lubi bia�e koszule, odczuwamy dotkliwy brak kaszy tatarczanej, bo Horacy lubi zrazy z kasz�, bor�wki wysprzedane co do jednej, bo Horacy przepada za bor�wkami. Miastu grozi zag�ada. Bijcie w dzwony! Bijcie w dzwony! Bud�et miasta zagro�ony! (gwar, �miechy) Prezydent Wy��cz, tego nie mo�na s�ucha�! Babsko oszala�o. Hieronim Za��da�a, by Horacy nie marnotrawi� swojej energii na abstrakcj�, by wykorzysta� jego wielko�� w racjonalny spos�b, Horacy, zdaniem Eugenii, winien na przyk�ad przenosi� autobusy, samochody i inne pojazdy przez przejazd kolejowy do czasu wybudowania wiaduktu. Horacy winien w upalne dni ch�odzi� miasto dmuchaniem i ogrzewa� je w czasie mroz�w chuchaniem. Dominik Herkulesowe prace. Prezydent W tym co� jest, Horacego mo�na przecie� wykorzysta� dla dobra miasta. Dominik On nas s�yszy, panie prezydencie. Prezydent I co pan na to, panie Horacy? M�g�by pan bez wi�kszego trudu zniwelowa� t� g�r�, kt�ra zas�ania widok od po�udnia na rzek� i sady wi�niowe. Horacy Nie umiem niwelowa�, panie prezydencie. Prezydent Ale co� trzeba robi�, m�j drogi. Horacy Chcia�bym pisa�. Poprosz� o papier i piq ro. Czuj� w sobie niezmierzone si�y tw�rcze, eksplozj� inwencji, stworz� gigantyczne dzie�o, pozw�lcie mi pisa�, a z mego pi�ra sp�ynie na papier ocean s��w, lawina my�li. Prezydent Rozumiem pana doskonale, ale nie wiem, czy zdo�am otrzyma� dodatkowy przydzia� papieru. Sytuacja jest bez w�tpienia lepsza ni� w roku ubieg�ym, lecz trudno dogodzi� wszystkim, a szczeg�lnie panu. Je pan za czterdziestu, a pisze za ilu? Zreszt� nie mo�na tylko my�le� o sobie i o przyjemnostkach, wyr�s� pan w tym mie�cie, wybuja�, wypada wi�c co� nieco� dla tego miasta uczyni�. Hieronim (biadaj�c) Panie prezydencie, panie prezydencie, pan m�wi s�owami Eugenii. Prezydent Nie znosz� tej baby, ale musz� przyzna�, dobrze to rozgrywa. Dlatego trzeba wytr�ci� jej te argumenty z r�ki. Dobijemy Eugeni� jej w�asn� broni�. A potem miasto b�dzie le�a�o u pa�skich st�p, Horacy, daj� s�owo, odznacz�, spe�ni� ka�de pa�skie �yczenie. Horacy G�r� ewentualnie zniweluj�. Prezydent A co, nie m�wi�em, z�ote serce, dusza �wietlana. Dzi�ki, dzi�ki, warto by przy okazji wyburzy� kilka obiekt�w z czas�w Franciszka J�zefa, szpec� miasto. Horacy Wyburz�. Prezydent Stacj� pomp przenie�� bli�ej rzeki, a gazowni� oddali� od miasta. Centralny plac pokry� p�ytami z granitu, kamienio�omy dwa kroki st�d, koryto rzeki poszerzy� i pog��bi�. Horacy Pomy�l�. Prezydent Nad czym? Horacy Nad kolejno�ci� prac. Prezydent Brawo, brawo! A ja przy�l� panu dwie orkiestry. Niech przygrywaj� do tych my�li, niech przygrywaj�. (d�wi�ki muzyki) Horacy Dominiku! Chyba ca�e miasto wyleg�o na ulice. Dominik Bawi� si�, ta�cz�, �piewaj� pie�ni pochwalne o tobie. Horacy To �enuj�ce. Dominik Prezydent zastanawia si�, czy nie nale�y wysun�� wniosku, by stolic� przeniesiono do naszego miasta. Horacy A mo�e ja p�jd� do stolicy. Dominik Ciszej, ciszej. Horacy Zbli�a si� wiecz�r, noc� (gwar, muzyka, �miechy) Dominik W Radzie Miejskiej dosz�o do nowej awantury na tw�j temat. Eugenia zmieni�a taktyk�. Ju� zrezygnowa�a z wykorzystywania twojej si�y do praktycznych cel�w. Horacy Teraz straszy miasto. Dominik Sk�d wiesz? Horacy Kto� �yczliwy przys�a� mi ta�m� magnetofonow� z jej przem�wieniem, pos�uchajcie: (glosy z magnetofonu) Eugenia To� to monstrum. Monstrum, powiadam jak mi �ycie mi�e, monstrum. Dzisiaj �agodne, niczym jagni�, a jutro� G�osy A jutro? Co jutro? Co jutro? Eugenia Jutro, za godzin�, w ka�dej chwili jagni� mo�e przemieni� si� w besti�. Trzy tygodnie temu skrytykowa� krytyka i to wszystko uczyni� w�wczas, gdy mia� p�tora metra wzrostu. Czego mo�na spodziewa� si� po nim teraz, gdy osi�gn��, sobie tylko znan� metod�, dwadzie�cia jeden metr�w. G�osy Czego? Czego? Eugenia Wszystkiego najgorszego. On nas po�re! G�osy Apokalipsa! (�miech) Eugenia Kto si� �mieje? �miej� si� stronnicy Hieronima. Nie s�uchajcie tego �miechu. Horacy to potw�r. Miastu grozi niebezpiecze�stwo. (Dominik wy��cza magnetofon) Dominik Potem dosz�o do b�jki. Twoi sympatycy wy�oili sk�r� twoim antagonistom. Wezwano stra� po�arn�. Przedstawiciel ministerstwa finans�w o�wiadczy�, �e nie zamierza inwestowa� kapita�u w tak niepewn� imprez�. Horacy Wstydz� si� swojej wielko�ci. Da�bym wiele, by zmale�. Mo�e podda� si� operacji. Prezydent (zadyszany) Kategorycznie sprzeciwiam si�! Dominik O, pan prezydent. Prezydent W takiej chwili male�, nonsens, absurd. Przyznaj�, sytuacja jest krytyczna, wracam w�a�nie z burzliwych obrad, ludzie histeryzuj�, kie�kuj� ziarna zasiane przez Eugeni�, bodaj by j�� Ech! Dominik Niech�e pan odsapnie, panie prezydencie. Prezydent Horacemu, Horacemu grozi niebezpiecze�stwo. Eugenia co� knuje. Nie wiem, co, ale knuje. Otrzyma�em anonimowy telefon: �B�d�cie czujni o �smej wieczorem. Biada Horacemu. Przyjaciel�. Horacy Mamy wi�c pi�tna�cie minut czasu. Z tej wysoko�ci mog� d�u�ej podziwia� zach�d s�o�ca. Czerwie�, oran�, r�, fiolety, karmin. Pokra�nia�a ca�a ziemia, zarumieni�o si� niebo. Prezydent S�ysz� kroki. Dominik Kto� si� skrada. Prezydent Tam za drzewem. Sta�, sta�, ani kroku dalej! Bo wystrzel� z obu luf dubelt�wki. Hieronim Panie prezydencie! To ja, Hieronim. Prezydent A! Wi�c nie wystrzel�. Co si� sta�o? Hieronim Eugenia co� knuje. Prezydent A co, nie m�wi�em. Hieronim Obym zdo�a� przewidzie� jej zamiary Prezydent Oby� zdo�a�! Hieronim Ale czy zdo�am? Prezydent Skoncentruj si�! Pomy�l spokojnie. Ty najlepiej znasz t� czarownic�. Hieronim Nie zaatakuje wprost, to oczywiste. Prezydent To oczywiste, wprost nie zaatakuje. Hieronim Jeno podst�pnie. Prezydent Jeno� Hm, c� to za j�zyk! (beczenie owiec) Hieronim Co to? Horacy Nadbiega moja kolacja. Stado biednych owiec. Za chwil� zgin� pod no�ami rze�nik�w, kt�rzy je oprawi� i przeka�� kucharzom, kt�rzy upiek� je na ro�nie. Hieronim Wr�c� za chwil�, niczego nie ruszajcie! Niczego! B�agam! Prezydent Hieronim wie! On wie! Patrzcie, wraca d�wigaj�c jagni�. Hieronim (j�kaj�c si� z podniecenia, �miej�c si�) Ha, ha. Przejrza�em zamiary Eugenii� O, Bo�e� W ostatniej chwili� Odgad�em� sp�jrzcie. Oto, co za chwil� podano by Horacemu na wielkiej tacy� Horacy Jagni�, smaczne jagni�, jak�em g�odny. Hieronim A w brzuchu jagni�cia dziesi�� kilo trotylu� A tu, ten aparacik iskrzy na sygna� radiowy. Kt�ra godzina? Dominik Za pi�� �sma! Hieronim Horacy po�yka jagni� nadziane dynamitem. O �smej zdradziecka d�o� w��cza iskrownik; Eks� eksplozja. Koniec Horacego! Zag�ada smoka. Horacy Uratowa�e� mi �ycie. Prezydent Mam pomys�� He, he. Ja te� miewam pomys�y. Wysadzimy w powietrze jagni�. Zmylimy naszych antagonist�w. Jagni� eksploduje, a my oddalimy si�. B�d� s�dzi�, �e Horacy zgin��, a my tymczasem dotrzemy do stolicy. Pr�dzej. Horacy, ubieraj si�! Za�� epolety z koszykami, w kt�rych ulokujemy si�, Hieronim, Dominik i ja. Podpalcie ten wieche� ze s�omy! Zast�pi lont, �wietnie. A teraz uciekaj, Horacy! Uciekaj, co si� w nogach. (tupot, eksplozja, muzyka) Dominik Zbli�amy si� do stolicy. Horacy W pobli�u mieszka m�j wielki przyjaciel i wielki pisarz, nie tak wielki, jak ja, w fizycznym tego s�owa znaczeniu, ale wi�kszy ode mnie, ho, ho, pod ka�dym wzgl�dem. To cz�owiek m�dry, doradzi, kogo prosi� o dalsz� rad�. Prezydent Dobrze, bardzo dobrze. Odpoczn� nieco, bo w tym koszyku przytwierdzonym do twojego epoletu wytrz�s�em si� solidnie. Hieronim Widz� will� w�r�d rododendron�w. Horacy Tak, to ten dom, w oknie p�onie �wiat�o. Zejd�, Dominiku, na ziemi� i uprzed� mego wielkiego przyjaciela i jeszcze wi�kszego pisarza o moim przybyciu. Wspomnij ogl�dnie o moim wzro�cie. (pukanie) Wielki Pisarz Drzwi otwarte, wchod�, w�drowcze, kimkolwiek jeste�. Dominik Dobry wiecz�r. Przychodz� tutaj z polecenia Horacego. Prosi� mnie, by uprzedzi� pana, �e pragnie z�o�y� mu wizyt�. Wielki Pisarz Zaczekajcie, kochani, w ogrodzie, ko�cz� pi�t� cz�� Mojej epopei� Pogaw�dzimy. (na tle stukotu maszyny do pisania) Macie k�opoty. Kt� ich nie ma� A co s�ycha� w waszym mie�cie? By�em tam w 1928 r. Pami�tacie moj� powie�� Lwice? Akcja �smego rozdzia�u toczy si� w Ente, to wioska w pobli�u waszego grodu� Ente, Ente, m�j Bo�e. Pewno teraz zagospodarowane. Dominik Zagospodarowane, prosz� pana, lecz� Wielki Pisarz I nic ju� od�ogiem nie le�y. A ja o tych od�ogach pisa�em. A dzisiaj. O czym dzisiaj pisa�? By�em w Ente tak�e w 1930 r. go�ci� mnie ziemianin, ale grubosk�rny i da�em mu w mord�. A mo�e to by�o w 1931, nie pami�tam, jak mi�y B�g, ale da�em mu na pewno. Opisa�em t� scenk� soczyst� w jedenastym rozdziale, ludziska �mieli si� do rozpuku. Wasze miasto jest pi�kne, a w alejach podaj� jeszcze rogaliki do kawy? Dominik Podaj�, ale� Wielki Pisarz A pan w�a�ciwie kto? Dominik Dominik. Aktor dramatyczny. Wielki Pisarz Aktor, powiadasz, to interesuj�ce. Przyszed�e� ho�d mi z�o�y�, czy tak? Dominik Ho�d tak�e. M�j przyjaciel. Horacy, dziwnym trafem wyr�s�� Jest ogromny. Wielki Pisarz Horacy? Tam u was� na prowincji? Co ty le� m�wisz? Poka� no si�, Horacy. Dominik Czeka w ogrodzie. Wielki Pisarz Wi�c wyjd�my do niego� A, co za noc, gwiazdy� Horacy� Poka� no si�, kochasiu� Wyros�e�, ale nie za bardzo. Piszesz? Piszesz? Czy kontemplujesz? Pisanie to� ej, co tu gada�, pokara� nas Pan B�g tym talentem, pokara�, ty te� masz nieco tej iskry bo�ej, nie zaprzeczaj� Zakopa�e� si� na odludziu, zmizernia�e�, piszesz pewno i piszesz, wi�c co piszesz? Przynios�e� mo�e ze sob�? Co tobie? W oczach malejesz? �adnie tu, co? Cho� cz�sto wieje. Lubi� to wiatr�w wianie, jak mnie owieje, a ja leciutko si� zawiej�, to ha, ha, tworz� jak gigant. No, dam ci list do ministra, sw�j cz�owiek. Wejd� do pokoju. Ale� ty zbiednia�, a nie tak dawno, czyta�em w gazecie, �e ludzie nam rosn�, jak grzyby po deszczu, a jeden gdzie� tam dwadzie�cia metr�w osi�gn��. Fenomen, co? (�mieje si�) Czego ci dziennikarze nie wymy�l�� No, list gotowy. Pozdr�w ode mnie ministra, i wyprostuj si�. Wyprostuj. Do widzenia. (stukot maszyny do pisania, melodyjka) Dominik Niewiarygodne. Horacy, ty malejesz i malejesz. Prezydent Zdumiewaj�ce, on maleje i maleje. Hieronim Coraz bardziej i bardziej, i bardziej maleje. Dominik Jak si� czujesz? Horacy G�upio i tak jako�, w uszach szum. Podaj mi r�k�, boj� si�. Prezydent C� to za dziwne procesy dokonuj� si� w ludzkim organizmie. Hieronim Rzeki zatruwaj� chemikaliami, powietrze etylin�, do tego wybuchy na s�o�cu i promienie kosmiczne, a to �a�enie po ksi�ycu te� ujemnie wp�ywa, ludzi szpikuj� antybiotykami, ochrona �rodowiska; �rodowisko ochronimy, a to, co w �rodku �rodowiska? Prezydent W �rodku nic, a� kiszki marsza graj�. Chod�my co� przek�si�, Hieronimie, nic tu po nas. Hieronim Horacy taki powa�ny cz�owiek, a psikusy ma w g�owie. Raz du�y, raz ma�y. Tak nie mo�na, trzeba si� zdecydowa�. Zjad�bym co� konkretnego. Prezydent Ty zawsze masz dobre pomys�y. (oddalaj�ce si� kroki) Horacy Poszli? Dominik Poszli. Horacy A ty zosta�e�, Dominiku. Dominik Ci�gle jeszcze malejesz. Horacy �ycie p�ata figle. Jestem tylko troch� wy�szy od ciebie. Dominik Maksimum dwadzie�cia centymetr�w. Horacy Nadje�d�a samoch�d. Mo�e podwiezie nas do stolicy. (melodyjka) (kroki) Dominik My do pana ministra. G�os Tym korytarzem prosto, ci�gle prosto, potem w lewo, innym korytarzem a� do schod�w, potem w g�r�. (kroki) Dominik My do pana ministra. G�os W g�r� i tak dalej. (kroki) Dominik My do pana ministra. G�os My? Ja widz� jednego. Dominik My, to znaczy ja, bo tak cz�sto do mnie m�wi� per wy. G�os Dowcipni�. Id�cie, id�cie. Minister lubi dowcipnych, mo�e i was polubi. Dominik My bardzo lubimy pana ministra. G�os Czy on o tym wie? Dominik Damy mu to odczu� przy najbli�szej okazji. G�os To bardzo �adnie z waszej strony. Minister te� cz�owiek, a ka�dy cz�owiek �aknie ciep�a� (kroki) Dominik Horacy, gdzie jeste�? Horacy? Ach, jak�e zmala�e�. Horacy Ile mog� mie� tak na oko? Dominik Dziesi��, jedena�cie centymetr�w. Horacy Ale ju� nie malej�. Oddaj list Wielkiego Pisarza sekretarce ministra, usi�d� w tym fotelu i zaczekaj na mnie. P�jd� sam. Droga prosta jak strzeli�. Dominik Sam? Horacy Bardzo prosz�. Wr�cimy razem. (melodyjka) Sekretarka Za pi�tna�cie minut konferencja, panie ministrze, za p� godziny� (krzyk) Minister S�ucham� s�ucham? Sekretarka Ja� ja jestem przepracowana. Minister Ja r�wnie�� przepraszam. Dostanie pani urlop i premi� Halo! Dlaczego pani nie odpowiada? Sekretarka Jestem bardzo przepracowana. Minister Co� z sercem? Sekretarka Z wzrokiem, panie ministrze, przed chwil� wszed� do sekretariatu male�ki cz�owiek. Minister Prosi�, prosi�. Sekretarka On jest bardzo male�ki. Minister Tym bardziej prosi�, niech wejdzie� Halo! Pani Halino. (kroki) Minister Masz ci los, zemdla�a�? Halo? po��czcie mnie z si�demk�, tak, dzi�kuj�, prosz� natychmiast przys�a� lekarza do mojego sekretariatu, sekretarka straci�a przytomno��. (kroki) Urz�dnik I Zauwa�yli�cie, kolego, tego interesanta, kt�ry wszed� do gabinetu ministra? Urz�dnik II Z trudem. Dlaczego on taki ma�y? To wbrew zdrowemu rozs�dkowi, nie m�wi�c o zaleceniach. Urz�dnik I Z naszymi rodakami trudna sprawa, prosimy: �ro�nijcie, kochani�, a oni na przek�r. Urz�dnik II No, nie generalizujmy. Urz�dnik I Ale zawsze znajdzie si� taki, co chce po swojemu, inaczej. Urz�dnik II Ten przekroczy� wszelkie granice. Urz�dnik I Jak mo�na tak zmale�! Urz�dnik II Mo�e na z�o��. Moim zdaniem nale�y opracowa� (glosy oddalaj�ce si�, s�ycha� zbli�aj�cy si� �miech) Minister A, kolega dyrektor departamentu. Prosz� sobie wyobrazi�, moja sekretarka zemdla�a. Dyrektor (�mieje si�) Bardzo przepraszam, panie ministrze. Minister Nic nie szkodzi. Cieszy mnie pa�ski dobry humor. A m�wiono, �e pan nigdy si� nie �mieje. Dyrektor (�miej�c si�) Nie, to przewyborne� (za�miewa, si�.) Ja� doprawdy� (wybucha �miechem) Minister I co pana tak rozbawi�o? Mam nadziej�, �e nie omdlenie pani Haliny. Dyrektor Ale� nie, ale� nie. (�mieje si�) Zupe�nie co� innego, (�mieje si�) Fantastyczne, zabawne. Krasnoludki (�mieje si�) Krasnoludki s� na �wiecie. I co najzabawniejsze, tak�e s� w naszym ministerstwie. Minister Kto� znowu co� pokr�ci�! Przeinaczy�! Popl�ta�! Zagmatwa�! Dyrektor (z trudem panuj�c nad �miechem) Autentyczne krasnoludki. Id�c do pana, panie ministrze, min��em krocz�cego wolno w stron� pa�skiego gabinetu krasnoludka. Za chwil� tu b�dzie� Oo, w�a�nie wchodzi. Nie b�d� przeszkadza�. (wybiega) Minister Hm� Pan do mnie? Horacy Przed kilkoma minutami wr�czono panu, panie ministrze, list polecaj�cy. Minister Pan Horacy?! Horacy Tak, to ja, panie ministrze. Minister Nasz wsp�lny przyjaciel s�owem nie wspomnia�, �e pa�ski k�opot jest a� tak wielki. Hm, to brzmi paradoksalnie. Horacy Prosz� postawi� mnie na biurku. Minister Zrobione. Niech�e pan usi�dzie, mo�e na pude�ku od zapa�ek. Horacy Dzi�kuj�. Nie zajmuj� wiele miejsca, nie zajm� wiele czasu. Opowiem kr�tko o swoich perypetiach. Ot� (melodyjka) Minister Tak rozumiem. Z�o�liwo�� ludzka wytwarza niekiedy w naszym organizmie antycia�a i ro�niemy nienawistnym na przek�r, (�miej�c si�) Podejrzewam, �e tak by�o z Napoleonem, kt�remu koledzy w szkole wojskowej zatruwali �ycie. Podobnie pan zareagowa�. A po rozmowie z naszym wsp�lnym przyjacielem pocz�� pan male� i w drodze do mnie mala� pan w dalszym ci�gu. Co za wra�liwo��. Horacy Jestem pisarzem, panie ministrze. Minister Tak, to wiele t�umaczy. Lecz pewn� odporno�� nale�y w sobie wypracowa�, nieco stwardnie�. I zachowa� w�a�ciwe proporcje. B�d� pan sob�. Horacy Coraz bardziej, z ka�d� chwil� staj� si� sob�. Minister Brawo! Ro�nie pan w moich oczach. Horacy A gdyby tak zajrza� pan, panie ministrze, do naszego miasta. Minister Z najwi�ksz� przyjemno�ci�. Mo�e pod koniec tego miesi�ca. Horacy A mo�e na pocz�tku? Minister (�miej�c si�) Mam jeszcze lepszy pomys�: pojedziemy razem, natychmiast. Horacy Przed pa�skim gabinetem czeka m�j przyjaciel. Dominik. Minister Zabierzemy i Dominika. Horacy A pod stolic� prezydent i Hieronim. Minister O ile dobrze pami�tam, ci ludzie opu�cili pana w krytycznym momencie. Horacy To dobrzy ludzie, �ywili nadziej�, wielk� nadziej�, �e z moj� pomoc� odnowi� miasto. Minister I znowu ur�s� pan w moich oczach. Horacy Ile? Tak mniej wi�cej na oko? Minister Metr sze��dziesi�t siedem. Horacy Zejd� z biurka, panie ministrze. Minister I pojedziemy. (kilka takt�w muzyki) Sympatyczny g�os kobiecy Epilog: Horacy i Dominik w�druj� po salach nowej Biblioteki Miejskiej. Dzieci na widok Horacego wybiegaj� z gmachu, zrywaj� kwiaty prosto z klomb�w i powr�ciwszy wr�czaj� kolorow� wi�zank� wzruszonemu autorowi. Najrezolutniejsze dziecko m�wi: �Pan napisa� pi�kn� ksi��k�, �licznie dzi�kujemy�. �Jak�?� � dziwi si� Horacy. �Przygody Guliwera� � odpowiada dziecko i dodaje: �Pan jest bardzo dobrym pisarzem�. Wtedy Horacy blednie. Dominik Co si� sta�o? Ty bledniesz i bledniesz, i bledniesz. Tak, tak, dziecko co� tam pomyli�o, lecz b�agam, nie ro�nij! Horacy W zupe�no�ci wystarczy mi te siedem centymetr�w. Przed tym wydarzeniem mierzy�em metr sze��dziesi�t, po rozmowie z ministrem � metr sze��dziesi�t siedem. Dominik Prawdziwy cud. Horacy Dooko�a tyle cud�w i jak tu by� sob�! Sympatyczny g�os kobiecy Koniec opowie�ci, kt�ra by�a AUTENTYCZNA FANTASTYCZNA PRAWDOPODOBNA I NIEPRAWDOPODOBNA Prosz� o fina� muzyczny (fina� muzyczny)