5673
Szczegóły |
Tytuł |
5673 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5673 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5673 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5673 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dorota Urban
Egoistka
Autorka pisze o sobie:
Nazywam si� Dorota Urban, rocznik 1983, mieszkam w ma�ej miejscowo�ci, oddalonej trzydzie�ci kilometr�w od
niemieckiej i czeskiej granicy. Pasjami czytam ksi��ki, pisz� opowiadania i poszerzam swoj� wiedz� z zakresu
informatyki. "Egoistka" jest moim pierwszym utworem, kt�ry zostanie opublikowany. Dot�d pisywa�am bowiem
wy��cznie "do szuflady". Postanowi�am jednak, �e oto najwy�szy czas zaistnie�.
W tym roku rozpoczynam studia na wydziale ekonomii, ale kontaktu z literatur� na pewno nie zerw� i z pewno�ci�
b�d� jeszcze pr�bowa�a swoich si� na �amach Esensji :)
By� ma�y, r�owy i wszyscy si� nim zachwycali, chocia� nie robi� niczego nadzwyczajnego. Le�a� po prostu w ko�ysce,
a jego jedynym wi�kszym osi�gni�ciem by�o poruszenie r�k� lub nog�. Mimo to masa wujk�w, ciotek, krewnych i
znajomych bezustannie przekracza�a pr�g dziecinnego pokoju, aby go zobaczy�.
Najpierw cichutko skradali si� do drewnianego ��eczka, by wreszcie przy nim zupe�nie straci� nad sob� kontrol�.
Doro�li ludzie, zajmuj�cy na co dzie� odpowiedzialne stanowiska, zachowywali si� niczym banda dzieciak�w,
wymy�laj�ca coraz to bardziej komiczne miny.
Rodzice ch�opca stali obok, u�miechaj�c si� i zach�annie ch�on�c ka�de przychylne s�owo. Byli dumni z tego d�ugo
wyczekiwanego, pi�knego syna. Raz po raz spogl�dali sobie g��boko w oczy i patrzyli na zebranych z t�
charakterystyczn� dla wszystkich szcz�liwych wy�szo�ci�. Nikt jednak nie czu� si� obra�ony, nie mia� pretensji.
�adne niesnaski nie by�y tego dnia w stanie zak��ci� og�lnej rado�ci. Nawet je�li istnia�y mi�dzy nimi jakie� urazy,
teraz odesz�y w zapomnienie. Zwyczajnie cieszyli si�, �e mog� tu by�.
W pokoju by� jednak kto�, kto nie odczuwa� rado�ci z narodzin Karolka. Pod drzwiami sta�a jasnow�osa dziewczynka o
twarzy anio�a, a my�lach szatana. Wwierca�a w ma�ego intruza gniewne, niebieskie oczy. Nienawidzi�a go z ca��
zaci�to�ci�, na jak� sta� by�o jej siedmioletnie serduszko. Nikt nawet nie podejrzewa�, ze t�amsi si� w niej tyle
negatywnych uczu�, przybieraj�cych pocz�tkowo form� niech�ci, a� wreszcie dzikiej w�ciek�o�ci. Wystarczy�o tylko
spojrze� na t� �ci�gni�t� z�o�ci� twarz, aby domy�li� si� ca�ej prawdy, odkry� mroczn� tajemnic�, kt�rej nawet nie
stara�a si� ukry�... �adna z os�b nie zdawa�a si� jednak dostrzega� rozterek dziecka. Bez s�owa mijali dr��c� z
oburzenia posta�, �eby wyg�osi� kolejn� litani� zachwyt�w nad kilkudniowym szkrabem. Tego, przyzwyczajona do
bycia w centrum uwagi, nazywana ksi�niczk� i karmiona komplementami jak s�odyczami, dziewczynka nie mog�a
znie��.
Wszystko w niej burzy�o si� i domaga�o powrotu tamtych pi�knych chwil, gdy by�a jedynaczk�, oczkiem w g�owie
rodzic�w. Przecie� j� kochali, dlaczego wi�c pozwalali temu �lini�cemu si� malcowi zburzy� zamek marze�, w kt�rym
kr�lowa�a dot�d niepodzielnie. Co si� zmieni�o? Czy�by po prostu przesta�o im zale�e�? Czy, kt�rego� dnia, obudzili
si� z dziwnym uczuciem braku miejsca w sercu dla c�rki? A mo�e zrobi�a co� z�ego i postanowili j� ukara�?..
Zamy�li�a si�. Nie, to nie mog�a by� jej wina, przecie� zawsze chwalili j�, �e jest taka grzeczna i mi�a. Co prawda
ostatnio robili to rzadziej, ale... Nie, to musi by� przez niego. �zy wzburzenia i szcz�cia, �e to nie ona ponosi win�,
wype�ni�y du�e b��kitne oczy. Jak m�g� zabra� to, co nale�a�o wy��cznie do niej? Jakie mia� do tego prawo? Pojawi� si�
nagle i zupe�nie j� zaskoczy�. Teraz on by� w centrum, wyznacza� rytm �ycia ca�ej rodziny. Zaj�� miejsce siostry i nic
nie wskazywa�o na to, aby sytuacja ta mia�a ulec zmianie.
Wtedy, w otoczeniu tych wszystkich ludzi, kt�rzy wydawali si� jej z ka�d� minut� coraz bardziej obcy postanowi�a, �e
nigdy si� nie podda i wcze�niej czy p�niej odzyska to, co jej odebra�.
*
Z drzew opada�y setki z�ocistych li�ci, zmienia�y si� kolejne pory roku, mija�y lata. Przez ca�y ten czas starannie
piel�gnowa�a w sobie uczucie nienawi�ci. Nie znikn�o ono nawet, kiedy min�a faza zachwyt�w, kierowanych pod
adresem ch�opca.
Po poznaniu gorzkiej prawdy ca�e grono krewnych pogr��y�o si� w wymownym milczeniu. Rodzice przestali si�
u�miecha�. Teraz ich twarze cz�ciej przypomina�y smutne maski, a nie naturalne rysy. Powodem ich niepokoju by�
stan Karolka.
Ch�opiec nie rozwija� si� prawid�owo. W�a�ciwie wi�cej by�o w nim z warzywa ni� z dziecka. Tak przynajmniej
uwa�a�a Joasia i niestety w tych z�o�liwych por�wnaniach by�o sporo prawdy.
Nadal si� na niego z�o�ci�a, ale z zupe�nie innych powod�w, ni�eli wcze�niej. Obecnie zwyczajnie j� dra�ni�. Przede
wszystkim denerwowa�y dziewczyn� ma�e, brudne palce w�druj�ce po jej rzeczach, gdy cho� na chwil� spu�ci�a je z
oczu. Irytowa�a si�, kiedy wydawa� z siebie nic nieznacz�ce puste d�wi�ki, imituj�ce s�owa. Cz�ste napady histerii,
podczas kt�rych stawia� na nogi ca�y dom, wywo�ywa�y skurcze �o��dka i odruch wymiotny. Na nerwy dzia�a�a jej
tak�e postawa rodzic�w. Nie potrafi�a zrozumie� ich post�powania. Byli wobec niego tacy pob�a�liwi. Dlaczego?
Nieodpowiedzialnie dawali te� ma�emu czekolad�, cho� doskonale wiedzieli, �e i tak zostawi j� gdzie� na meblach,
albo co gorsze w jej pokoju. W�a�ciwie to pomieszczenie upodoba� sobie najbardziej i tu najch�tniej przesiadywa�.
Mo�e koj�co wp�ywa� na ch�opca zielony kolor �cian, ale zapewne mia� inny, du�o g�upszy pow�d, by tu przebywa�.
Prawdopodobnie nie by� nawet w stanie wyczu� jej pog��biaj�cej si� ka�dego dnia, niech�ci. Ten, jak go nazywa�a,
"Kalafior" utrudnia� dwunastolatce �ycie. Wstydzi�a si� brata i nikomu o nim nie wspomina�a. Nie zaprasza�a wi�c do
siebie przyjaci�, nie urz�dza�a przyj�� ani urodzin i zawsze bawi�a si� poza domem.
Czy by�a z�ym dzieckiem?.. Raczej nie, ale by�o w niej tyle egoizmu, �e mo�na by obdzieli� nim kilkoro innych.
Nie wsp�czu�a bratu i nie by�a w stanie wykrzesa� z siebie �adnych ludzkich uczu�, nie m�wi�c ju� o siostrzanej
mi�o�ci. Zreszt�, nie czu�a si� z nim w og�le zwi�zana. Bo kim w�a�ciwie by�? - niepotrzebn� przeszkod�, wybrykiem
natury, kt�ry B�g zes�a� na ni�, jak dawniej na Egipcjan plagi.
By�o jej ci�ko, tote� szuka�a odskoczni od codzienno�ci, zatapiaj�c si� w marzeniach. Wielokrotnie wyobra�a�a sobie
bli�ej nieokre�lon� sytuacj�, gdy spaceruje z rodzicami alejami parku i karmi chlebem go��bie. Wizja ta zawsze
przynosi�a Joasi ukojenie, traktowa�a j� wi�c tak, jakby by�a lekarstwem na wszelkie problemy.
Wierzy�a r�wnie�, �e w �wiecie u�udy byliby du�o szcz�liwsi: Tam nie istnia� Karolek. - Nareszcie byli sami...
Czu�a, i� tak w�a�nie powinno wygl�da� jej �ycie.
*
Zrobi�o si� ciep�o. Pierwsze letnie promienie s�o�ca prze�lizgiwa�y si� po �wie�ej trawie, pieszczotliwie obejmuj�c
okryte m�odymi li��mi, konary drzew. Na ulicach rozbrzmiewa�a melodia tysi�ca ptasich g�os�w, zag�uszaj�c niekiedy
nawet warkot spalinowych silnik�w. Przyroda budzi�a si� do �ycia, a ludzie stawali si� weselsi.
Nie wszyscy jednak byli rado�ni.
Joanna wr�ci�a do domu poirytowana. Prze�ywa�a pierwszy w swoim kr�tkim �yciu mi�osny zaw�d. Jej m�ode,
zdeptane oboj�tno�ci� serce domaga�o si� odrobiny samotno�ci. Chcia�a zaszy� si� w swoim pokoju i raz porz�dnie
wyp�aka�, tak, �eby rodzice tego nie widzieli i nie m�czyli pytaniami, kt�re i tak nie by�y w stanie niczego zmieni�.
Cisn�a plecak w r�g pokoju i ze z�o�ci� kopn�a stoj�ce obok drzwi krzes�o. Wtedy go zobaczy�a.
Siedzia� u st�p ��ka koszmarnie brudny, jakby ostatnie kilka dni przele�a� w ka�u�ach. Hu�ta� si� w prz�d i w ty�,
przesuwaj�c umazane czekolad� r�ce po jasnoniebieskim dywanie.
Narasta� w niej gniew. Ca�a sylwetka dziewczyny trz�s�a si� z bezsilno�ci i irytacji. �e te� mia� czelno�� tu przyj��!
Chyba dr�czenie jej pod�wiadomie sprawia�o mu przyjemno��.
- Do cholery wyno� si� st�d!.. - Nie wytrzyma�a. Chwyci�a go za bluzk� i zacz�a ci�gn�� w kierunku wyj�cia.
Zareagowa� w jedyny znany sobie spos�b - krzykiem.
- A�ka, co ty wyprawiasz? - Ojciec, zwabiony wrzaskiem, natychmiast wbieg� do �rodka. Teraz patrzy� na c�rk�
os�upia�y z maluj�cym si� w oczach niedowierzaniem.
Zastyg�a w bezruchu. By�a upiornie blada. Tylko oczy, wielkie i okr�g�e, b�yszcza�y gro�nie, ciskaj�c gromy. Dysza�a
ci�ko, gotowa w ka�dej chwili podj�� walk�.
D�ugo stali naprzeciwko siebie, odgrodzeni wydzieraj�cym si� malcem. Ona zdenerwowana i z�a, on jedynie
zaskoczony.
- To tw�j brat. -Odezwa� si� w ko�cu. - Nie wolno ci tak reagowa�... Przecie� wiesz, �e jest chory i nie wszystko
rozumie.
- On niczego nie rozumie! - Krzykn�a, szarpi�c go coraz mocniej - Nienawidz� go! S�yszysz?! Nienawidz�!
Chcia�abym, �eby umar�!
Nie zastanawia� si�, co robi. Jego r�ka uderzy�a w policzek c�rki. Od razu u�wiadomi� sobie, �e �le zareagowa�. Chcia�
j� przytuli�, ale wyrwa�a si� z obj�� i uciek�a.
W oka mgnieniu znalaz�a si� na ulicy. Bieg�a na o�lep, popychana przez ciekawskie, k�uj�ce spojrzenia mijanych ludzi.
Nie czu�a �alu do ojca, bo to nie on by� winien.
By�oby inaczej, gdyby ten Kalafior si� nie urodzi�. - �wiat by�by lepszy, �ycie ciekawsze. A tak?.. - Zmieni� rodzic�w,
obr�ci� przeciwko niej ludzi, kt�rych ca�ym sercem kocha�a. Dlaczego odbiera� jej ich uczucia, przecie� by� tylko
ro�lin�?
Niech b�dzie tak, jak kiedy�. Niech wszystko b�dzie, jak dawniej... - My�la�a uporczywie.
- Hej dziecko, uwa�aj! - Zagapi�a si� i wpad�a na jakiego� starszego m�czyzn�. Przygl�da� si� jej uwa�nie. - Co si�
sta�o?
Nie odpowiedzia�a. Rodzice zawsze powtarzali, �e nie wolno rozmawia� z nieznajomymi. Staruszek wygl�da� jednak
niezwykle dobrotliwie i budzi� zaufanie. Mia� sumiaste w�sy i d�ug� siw� brod�, upodabniaj�c� go do �wi�tego
Miko�aja. Zreszt� by� tak samo jak on gruby. Brakowa�o mu jedynie czerwonego ubrania i wypchanego prezentami
wielkiego worka.
- Chod� ze mn�. - Zaproponowa�. - Po drugiej stronie ulicy jest cukiernia. Kupimy sobie po wielkim, ociekaj�cym bit�
�mietan� ciastku. Nic tak nie poprawia humoru jak s�odycze. - Wyci�gn�� do niej d�o�, u�miechaj�c si� przyja�nie.
Poda�a mu swoj� nieco nieufnie, ale po chwili wszystkie obawy min�y. Zakazy przesta�y j� obchodzi�. Nie
zastanawia�a si� nad tym, �e mo�e by� pedofilem, wariatem, albo gro�nym przest�pc�. Chcia�a po prostu zapomnie� o
bracie, rodzicach i ca�ym szeregu tych drobnych trosk, kt�re urastaj� w oczach nastolatki do ogromnej tragedii. Nagle
wszystko wyda�o si� takie �atwe, b�ahe i nie warte wspomnie�.
Nie oponowa�a, gdy posadzi� j� przy okr�g�ym stoliku i chwiejnym krokiem oddali� si� w kierunku bufetu.
Podpiera� si� smuk�� br�zow� lask�, kt�rej wcze�niej nie dostrzeg�a i utyka� na praw� nog�. Mimo tej u�omno�ci, w
jego ruchach by�o co� dostojnego i charyzmatycznego. Nie wzbudza� �mieszno�ci, wr�cz przeciwnie, szacunek. Po
bli�szym przyjrzeniu si� stwierdzi�a, �e nie przypomina jej roznosz�cego prezenty grubasa, ale raczej kr�la, kt�rego
kiedy� widzia�a na rycinie jakiej� historycznej ksi��ki. W jego spojrzeniu odbija� si� bowiem cie� majestatu i dumy.
Z�o�y� zam�wienie i usiad� naprzeciwko. �agodny u�miech ani na chwil� nie schodzi� z jego twarzy, a oczy, badawcze
i czujne, zawis�y na sylwetce dziecka.
- Wiesz, zna�em kiedy� dziewczynk� bardzo podobn� do ciebie... Pocz�tkowo, na ulicy, wydawa�o mi si�, �e to ona,
tylko zupe�nie inaczej ubrana, ale to niemo�liwe.
- Dlaczego? -W�a�ciwie nie za bardzo interesowa�o j�, co starszy pan ma do powiedzenia. Chcia�a tylko zje�� co�
s�odkiego, ale zapyta�a z czystej grzeczno�ci.
- Nie �yje. Od dawna nie ma jej w�r�d nas. Pami�tam j� doskonale. - wielka ambicja i talent, ma�e mo�liwo�ci
realizacji. W takiej sytuacji musia�em wkroczy� i pom�c... W�a�ciwie by�a dobrym dzieckiem. Takim zawsze spe�niaj�
si� marzenia, kt�rych nie powinny mie�. No, ale cz�owiek musi si� uczy� od najm�odszych lat.
Patrzy�a na niego zaskoczona. O czym on m�wi�? Nie mog�a doszuka� si� w tym be�kocie �adnego sensu.
- Porcja ciasta owocowego i du�a cola. Dla kogo? - Zapyta�a kelnerka, nieoczekiwanie podchodz�c do stolika.
By�a ubrana w zielony, wyblak�y fartuch. Tac� z jedzeniem trzyma�a w prawej r�ce, a drug�, woln� umie�ci�a w
kieszeni.
- To dla tej m�odej damy. - Odpowiedzia�, wpatrzony w ukryt� d�o�. - Ma pani bardzo �adne palce, zupe�nie jak
pianistka.
- Dziewczyna drgn�a i smutno spojrza�a na praw� r�k�, jednocze�nie g��biej wciskaj�c w fartuch lew� tak, �e zdawa�o
si�, i� przebije na wylot cienki materia�. - Tak... - Westchn�a. Odwr�ci�a si� na pi�cie i ospale ruszy�a w kierunku
innego stolika, przy kt�rym usadowi�a si� para m�odych ludzi.
M�czyzna obserwowa� j� jeszcze przez chwil�, gdy krz�ta�a si� mi�dzy krzes�ami a potem za lad�.
- To, o czym marzy�a ta dziewczyna? - Spyta�a Joasia, zapijaj�c k�s suchego ciasta.
- O wielu r�nych rzeczach, ale to nie istotne. To by�o wieki temu. Wa�na jest tylko tera�niejszo��. Po co roztrz�sa�
przesz�o��? Wola�bym wiedzie�, o czym ty marzysz... Czego najbardziej chcia�aby� w �yciu?
- Niczego. Nic nie jest mi potrzebne. - Stwierdzi�a, sil�c si� na delikatny u�miech. Ten go�� zdecydowanie by� za
bardzo w�cibski.
- Zastan�w si�, przecie� ka�dy czego� pragnie. Jedni chc� wygra� zawody, inni zn�w gra� na pianinie, a jeszcze inni
marz� o tym, aby wr�ci�y dawne, dobre czasy...
Oczy dziewczyny zrobi�y si� okr�g�e jak spodki. Mia�a wra�enie, �e odgaduje jej my�li. Na szcz�cie to nie by�o
mo�liwe. - Gdyby� tylko wiedzia�, jakie upiorne rzeczy chodz� mi po g�owie by�by� przera�ony. - Pomy�la�a
rozbawiona. - Ciekawe czy by�by� zaskoczony, wiedz�c �e w tej chwili �ycz� komu� �mierci? Nie mia�a jednak
zamiaru mu o tym m�wi�. Zamiast tego powt�rzy�a z uporem. - Ja niczego nie pragn�.
- Macie ze sob� wi�cej wsp�lnego, ni� mi si� wydawa�o... Kiedy si� poznali�my mia�a trzyna�cie lat... To by�o zupe�nie
przypadkowe spotkanie. Nie szuka�a mnie, a ja nie szuka�em jej. Po prostu znale�li�my si� w tym samym miejscu, o
tym samym czasie. Szcz�liwy zbieg okoliczno�ci, prawda? By�a wyj�tkowa, dlatego nie pozwoli�em jej odej��.
Doskonale wiedzia�a czego chce i szczerze wierzy�a, a to zdarza si� rzadko. Poza tym kocha�a go nieskalan� mi�o�ci�,
do jakiej zdolne s� tylko dzieci, to zawsze topi mi serce, wi�c pomog�em jej. Szybko uwierzy�a te� w swoj� misj�...
Potem patrzy�em, jak walczy i �amie w imi� Boga bo�e zasady... No, ale to nie jest wa�ne. By�o, min�o.
- Musz� ju� i��. - Powiedzia�a, rozgl�daj�c si� niespokojnie. Zaczyna�a podejrzewa�, �e staruszek nie jest w pe�ni
w�adz umys�owych.
- Nie b�j si�. Nie chcia�em ci� przestraszy�. - Zapewni�, widz�c jej rozdra�nienie. G�os mia� coraz spokojniejszy.
- Ja nikogo si� nie boj�, ale powinnam by� ju� dawno w domu.
- Jeste� pewna? Czasami powr�t nie jest dobrym pomys�em.
- O czym pan m�wi?
- Chc� tylko �eby� co� zapami�ta�a: Niekiedy wystarczy s�owo i rozwi�zuj� si� wszystkie problemy, ale najcz�ciej
cz�owiek sam musi wzi�� sprawy w swoje r�ce i otworzy� furtk�...
- Tak. Dzi�kuj� za ciastko. - Rety ca�kowicie mu odbi�o, my�la�a kieruj�c si� w stron� wyj�cia.
Takich ludzi powinno si� trzyma� w pokoju bez klamek. Kompletny �wir lub seryjny morderca. - Ol�ni�o j�. Pewnie
szuka nowej ofiary tak, jak w filmie, kt�ry kiedy� ogl�da�a u Moniki. Bo�e, a je�li wsypa� jej co� do coli? Taki drobny,
bia�y proszek, wywo�uj�cy senno��. Co zrobi, je�eli obudzi si� w zupe�nie nieznanym miejscu? Przy�pieszy�a kroku,
�eby jak najszybciej znale�� si� w domu. Gdyby jej obawy si� potwierdzi�y, b�dzie bezpieczna.
Ucieszy�a si� na widok znajomego bungalowu. Szczeg�lnie lubi�a w nim naro�ne okno, znajduj�ce si� w kuchni. Ros�o
przy nim widlaste drzewo, daj�ce nie tylko cie�, ale przede wszystkim doskona�� kryj�wk�. O ten azyl walczy�a z
rodzicami jak ma�a lwica i nie pozwoli�a im go �ci��. Tutaj, na ga��zi, w niezbyt wygodnej pozycji sp�dzi�a prawie
dwie godziny, bezustannie powtarzaj�c sobie, �e nigdy nie wybaczy bratu, i� si� urodzi�.
O nieznajomym z cukierni nie my�la�a zbyt du�o, zw�aszcza, �e nie ogarn�a jej �adna niebezpieczna senno��. Wr�cz
przeciwnie by�a wypocz�ta cho�, w miar� up�ywu czasu, coraz bardziej g�odna.
Wreszcie zdecydowa�a si� wr�ci�.
Rodzice siedzieli na kanapie w salonie, s�cz�c herbat�. Na widok c�rki poderwali si� z miejsca i zbli�yli do niej.
- Wiem, �e jeste� z�a, naprawd� jest mi bardzo przykro... - B�kn�� ojciec, spuszczaj�c g�ow�. Zmartwienie k�ad�o si�
cieniem na jego twarzy.
- Nie znaczy to jednak, �e wszystko jest w porz�dku. - Doda�a matka raczej srogo. - Jeste� na tyle du�a, �e powinna�
rozumie� sytuacj� Karolka. Jest ma�y, a przy tym... - G�os jej zadr�a�. - Chodzi o to, �e nie dajemy ju� sobie rady i
chcemy, �eby� czasami pomog�a, zamiast sprawia� dodatkowe k�opoty. Mo�esz przecie� czasami si� nim zaj�� i
przypilnowa�... Co ty na to?
Nie mog�a uwierzy� w�asnym uszom. Naprawd� oczekiwali, �e po�wi�ci sw�j czas na opiek� nad t� ro�lin�?
- Asiu, mo�emy na ciebie liczy�? - Zapyta� ojciec zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi.
- Dobrze. - Przygryz�a wargi prawie do krwi. Nie mia�a wyj�cia, musia�a si� zgodzi�. Zreszt� nie za bardzo wierzy�a, �e
rodzice rzeczywi�cie b�d� chcieli kiedy� skorzysta� z jej pomocy.
U�miechn�li si�, spogl�daj�c na siebie zwyci�sko. Byli przekonani, i� nadszed� kres wszelkich zmartwie�, a Joasia
znajdzie w sercu miejsce tak�e dla braciszka. Potem d�ugo rozmawiali p�g�osem, dziel�c uwagi na temat tej,
niezwykle trafnej ich zdaniem, decyzji.
- Na pewno zrozumie, potrzeba jej tylko troch� czasu, ale to m�dra dziewczyna, a Karolek jest taki kochany. Zobaczysz
wszystko si� u�o�y. - Powiedzia�a, opieraj�c g�ow� na ramieniu m�a.
Joanna tymczasem siedzia�a na parapecie kuchennego okna z policzkiem przyci�ni�tym do zimnej szyby. Chcia�o jej
si� p�aka�, lecz postanowi�a, �e wi�cej tego nie zrobi.- Nigdy nie uroni przez niego ani jednej �zy. Z trudem
dotrzymywa�a danego sobie s�owa i sprawia�o jej to fizyczny b�l. Nie mog�a zrozumie� post�powania rodzic�w: Kazali
jej opiekowa� si� tym "czym�". Dobre sobie, a przecie� gdyby tylko mog�a to... Nie, musi przesta� o nim my�le�. - To
nie jest wa�ne, to nie jest wa�ne... - Powtarza�a to kr�tkie zdanie, jak czarodziejskie zakl�cie.
Pomog�o. Kiedy k�ad�a si� do ��ka i nakrywa�a puchat� ko�dr�, nie my�la�a o Karolku. W�a�ciwie o niczym nie
my�la�a. By�a tak zm�czona, �e natychmiast zasn�a.
*
Up�ywa�y tygodnie. Rodzice zdawali si� nie pami�ta� o pro�bie skierowanej do c�rki, a ta unika�a jak tylko mog�a
kontaktu z bratem. Stara�a si� ca�y wolny czas przebywa� poza domem. Tak by�o zwyczajniej bezpiecznie.
Niestety nadszed� dzie�, kt�rego tak panicznie si� obawia�a.
- Zaopiekujesz si� nim? - Zapyta�a matka niepewnie. Ojciec pracowa� a ona wybiera�a si� w podr� s�u�bow�.
- Tak - warkn�a.
- Mo�ecie wyj�� do ogrodu. Jest ciep�o. Tylko zamknij furtk�, bo m�g�by wybiec na ulic�. Ci�ko go teraz upilnowa�.
Zabierz te� sekator z ogr�dka. Le�y tam od wczoraj. - Rzuci�a okiem na zegarek. - Jezu, jak p�no! Przynie� mi
torebk�... A, przypomnia�am sobie drzwi od schowka na narz�dzia si� nie zamykaj�.
- Jed� ju�.
- Jeste� pewna, �e sobie poradzisz.
- Tak. Sp�nisz si�.
- Gdyby co� si� dzia�o dzwo� do ojca, albo do pani Niny! - Krzykn�a, przekr�caj�c kluczyk w stacyjce Forda.
Samoch�d szybko znikn�� dziewczynie z oczu.
- No i zostali�my sami. - Powiedzia�a do ch�opca, kt�ry ju� zd��y� wybiec do ogrodu i bawi� si� w najlepsze, turlaj�c
po trawie gumow� pi�k�. Usiad�a naprzeciwko niego, na krze�le. - Wiesz, nie lubi� ci� i to bardzo. Nie obchodzi mnie,
�e jeste�my rodze�stwem. Nigdy tak naprawd� nie b�dziemy prawdziw� rodzin�... Dlaczego si� �miejesz Kalafiorze?
Zg�odnia�am. Chyba czas co� przek�si� Jeste� g�odny? Po co pytam i tak nie odpowiesz. Zreszt� niewa�ne - warzywa
nie maj� potrzeb, a przynajmniej nie powinny mie�.
Gdy robi�a sobie kanapk� zadzwoni� telefon. Niech�tnie podnios�a s�uchawk�, przekonana, �e mama dzwoni j�
skontrolowa�.
- Tak, s�ucham?
- Asia? To ja Monika.
- O, cze��, jak si� masz?! - Ucieszy�a si�, s�ysz�c g�os kole�anki ze szko�y.
- Zastanawia�am si�, czy nie mog�aby� do mnie przyj��. Strasznie si� nudz�.
- To mo�e... - Chcia�a zaproponowa� przyjaci�ce, �eby to ona przysz�a do niej, jednak powstrzyma�a si�. Wola�a nie
pokazywa� Monice Karolka. - Nie wiem czy uda mi si� st�d wyrwa�. Zajmuj� si� bratem, ale zadzwoni� do naszej
s�siadki, mo�e zgodzi si� z nim zosta�.
Szybko wykr�ci�a numer. Uparcie wisia�a na s�uchawce, a� wreszcie pani Nina odebra�a.
- Wiesz skarbie nie czuj� si� najlepiej, ale je�li masz do za�atwienia takie pilne sprawy, to postaram si� przyj��. -
Zapewni�a.
Rzeczywi�cie p� godziny p�niej mi�a, starsza pani zjawi�a si� w ogrodzie. Przez bujdy, kt�re jej naopowiada�a, �eby
tu w og�le przysz�a, mia�a wyrzuty sumienia, zw�aszcza �e staruszka nie wygl�da�a najlepiej. Oczy mia�a zapadni�te,
zm�czone, na bia�kach po�yskiwa�y drobne, czerwone �y�ki.
Chyba nie powinna jej prosi� o pomoc.
- Je�li nie czuje si� pani dobrze, to sama si� nim zajm�.
- Nie dziecko, id�. - Mia�a nadziej�, i� us�yszy dok�adnie tak� odpowied�. - Pobyt na dworze na pewno wp�ynie
korzystnie na moje zdrowie. Poza tym lubi� twojego braciszka. To na sw�j spos�b mi�e dziecko.
Mi�e? - Dobre sobie. Najch�tniej roze�mia�aby si� kobiecie w twarz, zamiast tego grzecznie podzi�kowa�a i obieca�a,
�e wr�ci za godzin�.
Otworzy�a furtk�, dziel�c� j� od wolno�ci i jak na skrzyd�ach pobieg�a do przyjaci�ki.
W mi�ym towarzystwie szybko zapomnia�a o swojej obietnicy. Nawet nie zauwa�y�a, kiedy zacz�o si� �ciemnia�, a
jedna godzina poza domem wyd�u�y�a si� do czterech.
- Musz� ju� i��. Dostanie mi si� za to, �e tak p�no wracam.
- Daj spok�j, chyba si� tym nie przejmujesz?
- Nie, ale pewnie nas�ucham si�, jaka to jestem nieodpowiedzialna.
- G�upoty. Zr�b to, co ja zawsze: Potakuj, ale si� nie odzywaj i udawaj, �e jest ci przykro. - Roze�mia�a si�, pokazuj�c
przy tym zbyt du�e przednie z�by. Mia�a lekko ko�sk� szcz�k� i, jakby tego by�o ma�o, �miej�c si�, r�a�a jak m�ody
�rebak.
- Dzi�ki za rad�, b�d� o tym pami�ta�a. Do zobaczenia w poniedzia�ek.
- A w�a�nie, zrobi�a� ju� zadanie z matematyki?
- Nie.
- Szkoda... My�la�am, �e dasz odpisa�.
Wolno skierowa�a si� w stron� domu. Skoro i tak by�a sp�niona to kilka minut, w t� czy w drug� stron�, nie robi�y
r�nicy. Ruch uliczny wzmaga� si�. Sznur samochod�w bezustannie przesuwa� si� po jezdni. Pomruk silnik�w
ca�kowicie zag�usza� liczne kawki, kt�re obsiada�y rosn�ce wzd�u� chodnika drzewa. Wygl�da�y zabawnie otwieraj�c
szeroko dzioby, z kt�rych nie dochodzi� �aden d�wi�k. Na jednym ze skrzy�owa� dostrzeg�a znajomy budynek
cukierni. Z niesmakiem odwr�ci�a wzrok.
Po chwili czyje� kroki zr�wna�y si� z jej. Spojrza�a na stopy id�cej obok postaci. M�czyzna nosi� eleganckie,
sznurowane buty, ciemny garnitur i utyka� na praw� nog�.
- Zn�w si� spotykamy. - Zagadn��, rozci�gaj�c wargi we w�a�ciwym sobie przyjaznym u�miechu.
Drgn�a mimowolnie, ale postanowi�a nie okazywa� strachu ani nawet cienia zaniepokojenia.
- Czego pan chce?
- Och, po co te ostre s�owa? My�la�em, �e jeste�my przyjaci�mi. - Postuka� w bruk lask�, kt�r� si� podpiera�. -
Przynajmniej jedno z nas cieszy si� z tego spotkania. By�em ciekaw, co u ciebie s�ycha�?
- Nic. Wszystko jest tak, jak by�o. - Burkn�a. Dlaczego j� prze�ladowa�? Czy�by chcia� jej co� zrobi�?
- Uspok�j si� kochanie. Czemu tak si� mnie boisz? Powiem ci co� w sekrecie: kocham ludzi i zawsze staram si� im
pomaga�. Sp�jrz tylko na mnie. Czy wygl�dam na kogo�, kto m�g�by k�ama�? - Rzeczywi�cie wzbudza� zaufanie, a
sympatyczna powierzchowno�� zdawa�a si� ca�kowicie wyklucza� mo�liwo�� mijania si� z prawd�. - Jeste� bardzo
nieufna... Tak, jak ona... Cholera, z wiekiem robi� si� sentymentalny. Polubi�em t� dziewczyn�. Mia�a klas�, kt�rej
wielu brakuje.
- O czym pan m�wi? Nic nie rozumiem.
Ju� si� nie ba�a. Uczucie to ust�powa�o miejsca zwyczajnej, ludzkiej ciekawo�ci.
- Widzisz zawsze uwa�a�em si� za altruist�. Pomaga�em ka�demu, kto by� tego wart. Pami�tasz t� kelnerk� z cukierni?
- Skin�a g�ow�. - Wiesz, o czym marzy�a?.. Chcia�a zn�w gra� na pianinie, ale po wypadku nie mog�a tego robi�.
- Jakim wypadku? - przerwa�a.
- Nigdy nie rozumia�em, dlaczego ludzi zawsze interesuje to, co jest akurat najmniej istotne? Chc� ci udowodni�, �e w
przeciwie�stwie do niekt�rych, jestem mi�osierny... To dziwne, �e B�g pozwala, aby marnowa�y si� wielkie talenty.
Zupe�nie nie docenia swojego dzie�a. Ja jednak potrafi� odkry� potencja� i mam du�o czulsze serce ni� on. - Stwierdzi�,
teatralnym gestem k�ad�c r�k� na piersi. - Da�em jej pewien adres, dzi�ki kt�remu ta pi�kna d�o� zn�w b�dzie sprawna.
Na pewno wkr�tce us�yszysz o tej m�odej pianistce. Ta ambitna os�bka zbyt d�ugo czeka�a na swoje pi�� minut i teraz
nie przepu�ci �adnej szansy. Zreszt� obieca�a mi to, a mnie si� nie ok�amuje. Ale do�� ju� o niej. Chcia�bym wiedzie�,
jak ty wykorzysta�a� swoj� szans� Joanno?
Zdziwi�a si�. By�a pewna, �e mu si� nie przedstawia�a.
- Ja naprawd� nie wiem, o co panu chodzi! - Rzuci�a bliska �ez.
- Powoli zbli�amy si� do twojego domu. - "Musia� mnie ostatnio �ledzi�, inaczej nie wiedzia�by gdzie mieszkam" -
przesz�o jej przez my�l. - Zatrzymajmy si� na chwil� to wszystko ci wyja�ni�.
Podni�s� g�os, ale i tak ledwie go us�ysza�a, bo obok przemkn�a na sygnale karetka pogotowia.
- Nie wiem, czego pan chce, ale to mi si� nie podoba!
- Nic ju� nie chc�. Da�a� mi to, czego pragn��em. Schemat zawsze si� powtarza. Wiesz, coraz cz�ciej nudzi mnie to,
co robi�. Potrzebuj� jakiej� odskoczni, dlatego rozmawiam z tob�. Na og� moja praca nie jest zbyt ciekawa, cho�
zazwyczaj sprawia mi przyjemno��. Widzisz dostosowa�em si�, nauczy�em cieszy� nawet z tych drobnych rzeczy.
Szkoda tylko, �e ludzie s� coraz bardziej prymitywni, przez to przestali mnie potrzebowa�. Teraz doskonale daj� sobie
rad� sami. Naj�mieszniejsze jest to, �e uwa�aj� si� za dobrych. Uwierz mi niewielu jest takich ludzi, a i ci na og� s�
niczego nie �wiadomi. - Erka zn�w ich min�a, wrzeszcz�c g�o�no swoj� rytualn� melodi�. - No, powiedz czy to nie
zabawne: Francuzi po dzi� dzie� kochaj� swoj� bohaterk�? M�wi�c nieskromnie jej przypadek to prawdziwe dzie�o
sztuki w mojej karierze. By�em nawet troch� zawiedziony, kiedy j� zdradzono, mog�a przecie� nadal mi s�u�y�. Wiesz,
co mnie �mieszy Joanno? - Jej przekonanie, i� mia�a boskie poparcie... �mia�em si� do rozpuku, gdy kilkana�cie lat
p�niej oczy�cili j� z zarzut�w. Moja nie�wiadoma popleczniczka okaza�a si� �wi�t�! Czy� to nie jest zwyci�stwo
geniuszu?
Nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci: By� szalony.
- Dlaczego wy ludzie t�umaczycie sobie wszystko chorob� umys�ow�?.. Wybacz kochanie, ale musz� ci� opu�ci�. Nie
mog� ci�gle zajmowa� si� jedn� osob�. W ka�dym razie ciesz� si�, �e mog�em pom�c. Zawsze staram si� spe�nia�
marzenia.
Patrzy�a na niego nic nie rozumiej�c. Zareagowa� na to, o czym tylko pomy�la�a... Kim ty jeste�?
- Dobrym duchem ludzko�ci. Rusz g�ow� i sama odpowiedz sobie na to pytanie. Towarzysz� cz�owiekowi od pocz�tku
jego istnienia. Wyznaczam granic� z�a, kt�ra coraz bardziej zr�wnuje si� z rzeczywisto�ci� piekie� Nied�ugo Ziemia i
Piek�o znaczy� b�d� jedno. Oferuj� ludziom wolno��, o jakiej nawet im si� nie �ni�o. Nie b�d� ju� ich wi�zi� �adne
zasady, osi�gn� to, czego cz�owiek chcia� od dnia swego powstania - wyzwol� si� spod boskiej w�adzy. Nareszcie po
latach s�u�alczego �ycia sami b�d� stanowi� o sobie... Czy� nie jestem wspania�omy�lny? Czy kto� podarowa�
ludzko�ci co� cenniejszego ni� wolno��? - nie! Zapami�taj ten dzie� Joanno, bo dzi� spotka�a� swego dobroczy�c�. -
Chcia�a zaprzeczy�, ale nie by�a w stanie. �aden d�wi�k nie chcia� wydoby� si� spomi�dzy martwych warg. - Musz�
ju� i��, ale nie martw si�. Jeszcze si� kiedy� zobaczymy. To jest zapisane tam - stwierdzi� wskazuj�c palcem
gwie�dziste niebo. - Nie zawied� mnie. Nie chcia�bym �eby� si� zmieni�a. - Twarz mia� teraz blad�, sk�ra
przypomina�a marszczony pergamin. Jak to mo�liwe, �e postarza� si� na jej oczach? - Widzisz skarbie jest tak, jak
m�wi�em czasami wystarczy jedynie otworzy� furtk�.
- O m�j Bo�e! - Jej wzrok pow�drowa� w kierunku domu.
- Kiedy wreszcie ludzie naucz� si� wzywa� imienia kogo�, kto mnie nie dra�ni?! Do nast�pnego spotkania Joanno
d'Arc.
Sta�a w bezruchu, patrz�c jak si� oddala i rozp�ywa w ciemno�ciach. By�a w szoku. Nadal nie wiedzia�a, co w�a�ciwie
si� wydarzy�o.
- Furtka!.. - zerwa�a si� i pobieg�a do domu. - Bo�e, �ebym tylko zd��y�a.
Ju� z daleka dostrzeg�a zbiegowisko. Na miejscu sta� policyjny radiow�z, otoczony przez t�um gapi�w. Potr�caj�c
kolejne osoby przepcha�a si� w kierunku ogrodzenia.
- Hej ty, dok�d to? - Zatrzyma� ja mundurowy.
- Ja... ja tu mieszkam.
Spojrza� na ni� ze wsp�czuciem - Zaczekaj chwil�... Panie sier�ancie! - Krzykn�� do stoj�cego kilka krok�w dalej
policjanta. Podszed� do niego i co� m�wi�, wskazuj�c dziewczyn� palcem.
- To jej brat. - Szepn�� kto� z t�umu. - Wiadomo�� ta pow�drowa�a z ust do ust, a� do tych, kt�rzy stali najdalej.
Nie wiedzia�a, co si� z ni� dzieje. Funkcjonariusz pom�g� jej wsi��� do samochodu. Wszystko wydawa�o si� jedynie
snem. Obrazy przesuwaj�ce si� przed oczami, zamazane i niewyra�ne jak tanie dekoracje, g�os m�wi�cego policjanta
obcy, jakby dobiega� z za�wiat�w, bia�y korytarz, kt�rym j� prowadzi�. �zy zniekszta�ca�y przekazywany do m�zgu
komunikat tak, i� w ko�cu nie wiedzia�a, co jest jaw�, a co urojeniem.
Tylko ojciec by� rzeczywisty. Blady, przej�ty, sam ukradkiem ocieraj�cy �zy i powtarzaj�cy dwa s�owa: "B�dzie
dobrze". Nawet one grz�z�y mu jednak w gardle i z trudem wyp�ywa�y przez dr��ce, zaci�ni�te usta.
*
Gdy nast�pnego dnia usi�owa�a sobie przypomnie� te wydarzenia, nie potrafi�a. W g�owie mia�a fragmenty jakie�
skomplikowanej uk�adanki, kt�rej nie by�a w stanie z�o�y� w ca�o��: Lekarz, rozmawiaj�cy z ojcem, szpital i b�l
najpierw na twarzy taty, potem mamy.
Dopiero p�niej dowiedzia�a si�, �e pani Nina zas�ab�a i usn�a, a Karolek otworzy� sobie furtk� i wyszed� na ulic�. Tak
przynajmniej my�leli rodzice.
Nigdy ich z tego b��du nie wyprowadzi�a. Za bardzo si� ba�a. To by�o ponad jej si�y tak samo, jak nazwanie po imieniu
tego, kogo spotka�a, chocia� dobrze wiedzia�a kim by�.
Pojawi� si� nagle, aby spe�ni� jej marzenie, da� jej to, czego tak rozpaczliwie pragn�a - Pom�g� usun�� przeszkod�,
aby by�o tak, jak dawniej. - Nie by� jednak dobroczy�c�, zostawi� jej obrzydzenie i nienawi�� do samej siebie.
*
Tydzie� p�niej w r�ce Joanny wpad�a codzienna gazeta. Od wypadku czyta�a zach�annie, wszystko, byle tylko nie
my�le�, �eby nad niczym si� nie zastanawia�.
Od razu rzuci� si� jej w oczy chwytliwy nag��wek z drugiej strony: "�mier� jak z nut". "M�oda pianistka zad�ga�a
jurora, przez kt�rego nie wygra�a muzycznego konkursu" - krzycza� tekst.
... A wi�c taka by�a cena. Niczego nie dawa� za darmo.