5518

Szczegóły
Tytuł 5518
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5518 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5518 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5518 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SILVERBERG CZAS PRZEMIAN 1 Nazywam si� Kinnall Dariyal i zamierzam opowiedzie� ci wszystko o sobie. To stwierdzenie jest tak dziwne, ze dos�ownie k�uje mnie w oczy. Wpatruj� si� w nie na tej stronie, rozpoznaj� charakter swego pisma - w�skie, proste czerwone litery na zwyk�ej szarej kartce papieru - i widz� swoje nazwisko, a po g�owie rozchodzi mi si� jeszcze echo impulsu m�zgu, kt�ry zrodzi� te s�owa. Nazywam si� Kinnall Darival i. zamierzam opowiedzie� ci wszystko o sobie. Nie do wiary. Ma to by�, jak by powiedzia� Ziemianin Schweiz, autobiografia. To znaczy rozliczenie si� z sob� i ze swoimi czynami na pi�mie, dokonane przez samego siebie. Takiej formy literackiej nie znamy w naszym �wiecie, musz� wi�c wymy�li� w�asny spos�b narracji, nie istnieje bowiem �aden precedens, mog�cy mi s�u�y� za wz�r. Ale tak w�a�nie powinno by�. Na tej mojej planecie jestem teraz zupe�nie odosobniony. W pewnym, sensie wymy�li�em nowy spos�b �ycia; mog� te� z pewno�ci� wymy�li� nowy rodzaj literatury. Zawsze mi m�wiono, ze posiadam dar s�owa. No i oto znajduj� si� na Wypalonej Nizinie w szopie z desek, wypisuj�c obrzydliwo�ci i czekaj�c na �mier�. Co za szcz�cie, �e mam talent pisarski! Nazywam si� Kinnall Dariyal. Obrzydliwo��! Obrzydliwo��! Ju� tylko na tej jednej stronie u�y�em czasownika w pierwszej osobie chyba ze dwadzie�cia razy, nie licz�c tu i tam powtykanych takich s��w, jak "moje", "mnie", "sobie". Rw�cy potok bezwstydu. Ja, ja, ja, ja, ja. Gdybym obna�y� sw� m�sko�� w Kamiennej Kaplicy w Manneranie w �wi�teczny dzie�, nie uczyni�bym nic r�wnie ohydnego, jak to, co robi� tutaj. Mo�na by si� u�mia�. Kinnall Darival oddaj�cy si� w odosobnieniu wyst�pkowi. W tym n�dznym, samotnym miejscu pobudza swoje cuchn�ce ego i wykrzykuje ten obra�liwy zaimek, maj�c nadziej�, �e porw� go podmuchy gor�cego wiatru, ponios� i skalaj� nim wsp�ziomk�w. Uk�ada zdanie po zdaniu, kt�rego sk�adnia to czyste szale�stwo. Chcia�by, gdyby m�g�, chwyci� ci� za r�k� i s�czy� do twych opornych uszu strumienie plugastwa. Dlaczego? Czy dumny Darival jest rzeczywi�cie ob��kany? Czy jego nieugi�ty duch ca�kowicie za�ama� si�, bo cierpia� z wewn�trznego niepokoju? Czy nic z niego nie pozosta�o poza skorup�, tkwi�c� w tej ponurej chacie, obsesyjnie dra�ni�c� si� plugawym j�zykiem, mamrocz�c� "ja", "mnie", "moje", "sobie", uparcie gro��c ujawnieniem intymnych szczeg��w swej duszy. Nie. Darival jest normalny i zdr�w, to wy wszyscy jeste�cie chorzy, i chocia� wiem, jak g�upio to brzmi, zgadzam si�, by tak zosta�o. Nie jestem wariatem wypowiadaj�cym obmierz�e s�owa wobec oboj�tnego wszech�wiata i czerpi�cym z tego przyjemno��. Przyszed�em przez czas przemian i zosta�em uzdrowiony z choroby, kt�ra trapi mieszka�c�w mego �wiata, a dzi�ki temu, co zamierzam napisa�, mam nadziej� r�wnie� i was uzdrowi�, chocia� wiem, �e w�a�nie z tego powodu znajdujecie si� w drodze na Wypalon� Nizin�, i�by mnie zabi�. Niech tak si� stanie. Nazywam si� Kinnall Darival i zamierzam opowiedzie� ci wszystko o sobie. 2 Dr�cz� mnie nieustannie resztki zwyczaj�w, przeciwko kt�rym podnios�em bunt. By� mo�e zaczynasz pojmowa�, jaki to dla mnie wysi�ek formu�owa� zdania w tym stylu, tak obraca� czasownikami, �eby dostosowa� je do konstrukcji pierwszoosobowej. Pisz� od dziesi�ciu minut, a ju� moje cia�o pokry�o si� potem, nie tym, kt�ry skrapla si� wskutek panuj�cego tu upa�u, ale wilgotnym, lepkim potem, wyciskanym przez wysi�ek umys�owy. Wiem, jakiego stylu winienem u�ywa�, ale mi�nie mej r�ki sprzeciwiaj� mi si� i walcz�, by napisa� s�owa na star� mod�� i oznajmi�: "Pisze si� od dziesi�ciu minut i ma si� cia�o pokryte potem", albo: "Przesz�o si� przez czas przemian i jest si� uzdrowionym z choroby, kt�ra trapi mieszka�c�w tego �wiata". S�dz�, i� to, co dot�d napisa�em, mo�na by wyrazi� po staremu i nic ' by si� nie sta�o, ale naprawd� walcz� przeciwko kwestionuj�cej osobowe "ja" gramatyce mego �wiata i je�li b�dzie trzeba, si�� zmusz� swoje mi�nie, aby uzna�y moje prawo do porz�dkowania s��w zgodnie z wyznawan� obecnie przeze mnie filozofi�. Cho� wcze�niejsze nawyki sk�aniaj� mnie do niepo��danej konstrukcji zda�, to jednak, co mam na my�li, b�dzie ja�nia�o spoza zas�ony s��w. Mog� powiedzie�: "Nazywam si� Kinnall Darival i zamierzam opowiedzie� ci wszystko o sobie", albo mog� powiedzie�: "Nazywa si� Kinnall Darival i zamierza opowiedzie� ci wszystko o sobie" - i nie ma tu istotnej r�nicy. W ka�dym razie tre�� o�wiadczenia Kinnalla Darivala jest - wed�ug naszych wzorc�w, wed�ug wzorc�w, kt�re ja b�d� niszczy� - odra�aj�ca, zas�uguj�ca na pogard�, nieprzyzwoita. 3 Niepokoi mnie r�wnie�, przynajmniej gdy pisz� te pierwsze 'strony, to�samo�� mych odbiorc�w. Zak�adam, poniewa� musz�, i� b�d� mia� czytelnik�w. Ale kim oni s�? Kim wy jeste�cie? By� mo�e m�czy�ni i kobiety na mej rodzinnej planecie ukradkiem, przy �wietle pochodni, przewracaj�cy kartki w strachu, by kto� nie zastuka� do drzwi. A mo�e mieszka�cy innych �wiat�w czytaj�cy dla rozrywki, przebiegaj�cy wzrokiem stronice mej ksi��ki, by uzyska� obraz obcego i odra�aj�cego spo�ecze�stwa. Nie mam poj�cia. Nie�atwo nawi�za� mi z tob� ��czno��, m�j nieznany czytelniku. Kiedy powzi��em plan przelania swej duszy na papier, my�la�em, �e b�dzie to proste: zwyk�y konfesjona�, przed�u�ona sesja z wyimaginowanym czy�cicielem, kt�ry b�dzie cierpliwie s�ucha� i da mi w ko�cu rozgrzeszenie. Ale teraz zdaj� sobie spraw�, �e powinienem podej�� do tego inaczej. Je�li nie jeste� z mego �wiata, albo nale�ysz do mego �wiata, ale nie do moich czas�w, mo�esz znale�� tu wiele niejasno�ci. Dlatego b�d� wyja�nia�. Mo�e b�d� t�umaczy� zbyt wiele i wyprowadz� ci� z r�wnowagi, przekonuj�c o tym, co oczywiste. Wybacz mi, je�li b�d� informowa� ci� o tym, co ju� wiesz. Wybacz, je�li m�j ton i spos�b przekonywania wyka�e brak konsekwencji i wyda ci si�, i� zwracam si� do kogo� innego. Nie pozostajesz bowiem dla mnie jednaki, m�j nieznany czytelniku. Posiadasz wiele twarzy. Teraz widz� zakrzywiony nos Jidda, czy�ciciela, a teraz �agodny u�miech mego brata wi�nego Noima Condorita, a teraz s�odycz oblicza siostry wi�nej Halum, a teraz stajesz si� kusicielem Schweizem z �a�osnej Ziemi, a w tym momencie jeste� synem syna mojego syna, kt�ry narodzi si� za ile� tam lat i b�dzie ciekaw, jakim cz�owiekiem by� jego przodek, a teraz jeste� kim� obcym z innej planety, kt�remu my, z Borthana, wydajemy si� groteskowi, tajemniczy, trudni do poj�cia. Nie znam ciebie, tote� moje wysi�ki przemawiania do ciebie b�d� niezdarne. Ale, kln� si� na Bram� Salli, �e zanim zostan� wyko�czony, poznasz mnie tak dobrze, jak dotychczas �adnego cz�owieka z Borthana! 4 Jestem m�czyzn� w �rednim wieku. Od dnia mych narodzin Borthan trzydzie�ci razy okr��y� nasze z�ocistozielone s�o�ce. Kto�, kto prze�yje pi��dziesi�t takich okr��e�, uwa�any jest w naszym �wiecie za osob� wiekow�, a najstarszy cz�owiek, o jakim s�ysza�em, zmar� nie osi�gn�wszy osiemdziesi�tki. W oparciu o to, mo�esz por�wna� skal� czasu u nas i u siebie, je�li przypadkiem jeste� mieszka�cem innego �wiata. Ziemianin Schweiz utrzymywa�, �e ma czterdzie�ci trzy Lata wed�ug rachuby na jego planecie, a jednak nie wydawa� si� starszy ode mnie. Posiadam mocn� budow� cia�a. Tutaj pope�ni� podw�jny grzech, nie tylko bowiem b�d� m�wi� o sobie bez wstydu, ale b�d� si� che�pi� swoj� form� fizyczn�. Jestem wysoki. Kobieta normalnego wzrostu si�ga mi zaledwie do piersi. W�osy mam ciemne i d�ugie, opadaj� mi na ramiona, ostatnio pojawi�y si� w nich siwe pasma. Zaczyna mi r�wnie� siwie� broda, kt�ra jest g�sta i zakrywa wi�ksz� cz�� twarzy. Nos mam wydatny, prosty, z du�ymi nozdrzami; wargi mi�siste, co - jak powiadaj� - przydaje memu wygl�dowi zmys�owo�ci, ciemnobr�zowe oczy rozstawione s� raczej szeroko. Dawano mi do zrozumienia, �e s� to oczy kogo�, kto przez ca�e �ycie przyzwyczai� si� rozkazywa� innym. Plecy mam mocne, a klatk� piersiow� szerok�. Masa czarnych, kr�tkich, szorstkich w�os�w pokrywa prawie ca�e moje cia�o. R�ce d�ugie i wielkie d�onie. Pod sk�r� rysuj� si� wyra�nie silne mi�nie. Jak na tak okaza�ego m�czyzn�, ruchy mam harmonijne i pe�ne gracji. Wybijam si� w sportach i kiedy by�em m�odszy, potrafi�em miota� pierzaste strza�y przez ca�� d�ugo�� Stadionu w Manneranie - nikt tego przede mn� nie dokona�. Wi�kszo�� kobiet uwa�a, �e jestem atrakcyjny. W�a�ciwie tak my�l� wszystkie poza tymi, kt�re wol� m�czyzn : w�tlejszych, o wygl�dzie naukowc�w, przera�a je bowiem si�a, wielko�� i m�sko��. Z pewno�ci� w�adza polityczna, jak� posiad�em w pewnym czasie, pomaga�a mi sprowadzi� do ��ka wiele partnerek, nie ma jednak w�tpliwo�ci, �e poci�ga� je w r�wnym stopniu m�j wygl�d, jak i inne, bardziej subtelne wzgl�dy. Znaczna cz�� z nich zawiod�a si� na mnie. Rozro�ni�te mi�nie i ow�osiona sk�ra nie przydaj� kochankowi potencji, a pot�ny organ p�ciowy nie gwarantuje ekstazy. Nie jestem championem kopulacji. Zauwa�: nic przed tob� nie ukrywam. Jest we mnie pewna wrodzona niecierpliwo��, kt�ra ujawnia si� na zewn�trz tylko wtedy, gdy si� kocham. Po wej�ciu w kobiet� bardzo szybko mam wytrysk i rzadko udaje mi si� go powstrzyma�, nim ona osi�gnie przyjemno��. Nikomu, nawet czy�cicielowi, nie wyzna�em dotychczas tej s�abo�ci i nie s�dz�, bym to uczyni� kiedykolwiek. Wiele jednak kobiet na Borthanie odkry�o t� moj� wielk� wad� bezpo�rednio, w�asnym kosztem i niew�tpliwie niekt�re z nich, zawiedzione i niedyskretne, na�miewa�y si� opowiadaj�c pieprzne dowcipy na m�j temat. Odnotowuj� to dlatego, aby� nie my�la� o mnie jak o w�ochatym umi�nionym olbrzymie, nie wiedz�c, �e moje cia�o cz�sto nie zaspokaja�o mych ��dz. By� mo�e, i� ta s�abo�� by�a jednym z czynnik�w, kt�re kszta�towa�y me przeznaczenie i doprowadzi�y mnie tamtego dnia na Wypalon� Nizin�. Powiniene� o tym wiedzie�. 5 M�j ojciec by� dziedzicznym septarch� prowincji Salla na naszym wschodnim wybrze�u. Matka moja by�a c�rk� septarchy Glinu. Pozna� j� podczas misji dyplomatycznej, a ich ma��e�stwo, jak m�wiono, zosta�o postanowione, ledwie si� ujrzeli. Pierwszym dzieckiem, jakie im si� urodzi�o, by� m�j brat Stirron, obecnie po naszym ojcu septarch� w Salli. Ja przyszed�em na �wiat w dwa lata p�niej, po mnie by�a jeszcze tr�jka, same dziewczynki. Dwie z nich nadal �yj�. Najm�odsz� siostr� zamordowali naje�d�cy z Glinu jakie� dwadzie�cia obrot�w ksi�yca temu. Ma�o co zna�em swego ojca. Na Borthanie wszyscy s� sobie obcy, zwykle jednak ojciec jest mniej daleki ni� inni, ale nie tak by�o ze starym septarch�. Pomi�dzy nami wznosi� si� nieprzebyty mur konwenansu. Zwracaj�c si� do niego u�ywali�my tych samych, co zwykli poddam, wyraz�w szacunku. U�miecha� si� tak rzadko, �e mog� przywo�a� na pami�� ka�dy jego u�miech. Pewnego razu, to moment niezapomniany, posadzi� mnie obok siebie na tronie, wyciosanym z czarnego drewna i pozwoli� dotyka� starej, ��tej poduszki, przemawiaj�c do mnie pieszczotliwie. Sta�o si� to tego dnia, gdy zmar�a moja matka. Poza tym nie zwraca� na mnie uwagi. Ba�em si� i kocha�em go. Dr��c, kuli�em si� za filarami w s�dzie, bo chcia�em obserwowa�, jak wymierza sprawiedliwo��. By�em przekonany, �e gdyby mnie tam zobaczy�, kaza�by mnie zniszczy�, a jednak nie by�em w stanie pozbawi� si� widoku ojca w pe�ni majestatu. By�, to dziwne, m�czyzn� szczup�ym, �redniego wzrostu. Wraz z bratem ju� jako ch�opcy g�rowali�my nad nim. Ale odznacza� si� niezwyk�� si�� woli, kt�ra pozwala�a mu stawia� czo�o wszelkim wyzwaniom. Kiedy�, jeszcze w moim dzieci�stwie, przyby� do septarchii pewien ambasador z Zachodu, na czarno opalony kolos, kt�ry w pami�ci rysuje mi :si� r�wnie wielki jak g�ra Kongoroi. By� wysoki i barczysty, jak ja teraz. W czasie uczty ambasador wla� w siebie zbyt wiele niebieskiego wina i o�wiadczy� wobec mego ojca, dworzan i rodziny: - Chcia�bym pokaza� sw� si�� m�om Salli i nauczy� ich, jak staje si� do zapas�w. - Jest tu taki - odpar� m�j ojciec opanowany nag�ym gniewem - kt�rego, by� mo�e, niczego nie trzeba uczy�. - Niech si� poka�e - powiedzia� olbrzym z Zachodu, wstaj�c i zdejmuj�c p�aszcz. Ale m�j ojciec u�miechn�� si�, a widok tego u�miechu wprawi� dworzan w dr�enie. Powiedzia� che�pi�cemu si� przybyszowi, �e by�oby niew�a�ciwe pozwoli� na walk�, gdy umys� jego zamroczony jest winem. To oczywi�cie rozw�cieczy�o ambasadora. Zjawili si� wi�c muzykanci, �eby roz�adowa� napi�cie, nie zdo�ali jednak u�mierzy� gniewu go�cia i po godzinie, kiedy troch� otrze�wia�, domaga� si� ponownie spotkania z wybranym zapa�nikiem ojca. Twierdzi�, �e �aden m�czyzna w Salli nie zdo�a oprze� si� jego sile. Na to septarcha o�wiadczy�: - Ja sam b�d� si� z tob� mocowa�. Tego wieczoru siedzieli�my wraz z bratem u ko�ca d�ugiego sto�u pomi�dzy kobietami. Nagle od tronu przyp�yn�o to osza�amiaj�ce s�owo "ja" wypowiedziane g�osem ojca, a zaraz potem "sam". Takie spro�no�ci cz�sto szeptali�my z Stirronem, chichoc�c w ciemno�ciach sypialni, ale nigdy nie przysz�o nam nawet do g�owy, �e mogliby�my us�ysze� je wypowiedziane na g�os w sali biesiadnej przez samego septarch�. Obaj doznali�my wstrz�su, cho� reakcja nasza by�a r�na: Stirron skr�ca� si� konwulsyjnie i skrywa� twarz za pucharem, ja pozwoli�em sobie na st�umiony �mieszek za�enowania i uciechy, za co natychmiast dosta�em kuksa�ca od damy dworu. Tym �miechem pr�bowa�em pokry� wewn�trzne przera�enie. Nie mog�em wprost uwierzy�, �e m�j ojciec zna takie s�owa i ze je w og�le wypowie w tak dostojnym towarzystwie: "Ja sam b�d� si� z tob� mocowa�". Kiedy wci�� jeszcze by�em oszo�omiony d�wi�kiem zabronionych form mowy, m�j ojciec wyst�pi� do przodu, zrzuci� p�aszcz, stan�� prz�d pot�nym ambasadorem, z�apa� go za �okie� i biodro zr�cznym chwytem salla�skim i nieomal natychmiast powali� na l�ni�c� posadzk� z szarego kamienia. Ambasador krzykn�� przera�liwie, jedna noga pod dziwnym k�tem odstawa�a mu od biodra, w b�lu i upokorzeniu raz po raz uderza� p�ask� d�oni� o pod�og�. By� mo�e obecnie w pa�acu mego brata Stirrona spotkania dyplomatyczne odbywaj� si� w bardziej wyrafinowany spos�b. Septarcha zmar�, kiedy mia�em dwana�cie lat i wkracza�em w m�sko��. By�em przy nim w chwili �mierci. Ka�dego roku, by unikn�� pory deszczowej w Salli, jecha� polowa� na rogor�y na Wypalonej Nizinie, w te w�a�nie okolice, gdzie teraz ukrywam si� i czekam. Nigdy z nim nie podr�owa�em, ale wtedy pozwolono mi towarzyszy� my�liwym, by�em ju� bowiem m�odym ksi�ciem i powinienem by� nabiera� zr�czno�ci w zaj�ciach godnych mego urodzenia. Stirron, jako przysz�y septarcha, musia� wprawia� si� w czym innym; pod nieobecno�� ojca pozosta� w stolicy jako regent. Pod ponurym, zasnutym ci�kimi, deszczowymi chmurami niebem, ekspedycja z�o�ona z blisko dwudziestu woz�w terenowych posuwa�a si� na zach�d od miasta Salla przez kraj p�aski, podmok�y, nagi i zimny. Deszcze w tym roku pada�y bezlito�nie, zmywaj�c cienk� warstw� gleby i pozostawiaj�c go�e ska�y. W ca�ej naszej prowincji rolnicy naprawiali grobl�, ale na niewiele to Si� zda�o. Widzia�em wezbrane rzeki, unosz�ce ��tobrunatne bogactwo Salli, i p�aka� mi si� chcia�o, gdy pomy�la�em, �e takie bogactwo p�ynie do morza. Gdy przybyli�my do Zachodniej Salli, droga zacz�a wspina� si� na wzg�rza, u st�p g�rskiego pasma Huishtor. Wkr�tce znale�li�my si� w bardziej suchej i jeszcze ch�odniejszej okolicy, gdzie pada�y �niegi miast deszczu, a w o�lepiaj�cej bieli tylko gdzieniegdzie stercza�y czarne kikuty drzew. Pod��ali�my drog� Kongoroi w g�ry Huishtor. Przeje�d�aj�cego septarch� miejscowa ludno�� wychodzi�a wita� ze �piewem. Nagie g�ry jak purpurowe k�y rozrywa�y szare niebo i pi�kno tego gro�nego krajobrazu odci�ga�o moje my�li od wszelkich niewyg�d, chocia� nawet w naszym szczelnie zamkni�tym wozie dr�eli�my z zimna. Na poboczach wyboistej drogi wznosi�y si� p�askie tarcze brunatnych ska�, nie by�o wida� ziemi, wsz�dzie kamienie, a drzewa i krzewy ros�y jedynie w jakich� os�oni�tych miejscach. Spojrzawszy za siebie, mogli�my w dole ujrze� ca�� Sall� jak na mapie: biel zachodnich okr�g�w, ciemne, zgie�kliwe, g�sto zaludnione wschodnie wybrze�e, wszystko pomniejszone i jakby nierzeczywiste. Nigdy dotychczas nie by�em tak daleko od domu. Chocia� znajdowali�my si� na wy�ynie, niby w po�owie drogi mi�dzy morzem a niebem, to szczyty wewn�trznego pasma g�r Huishtor wci�� wznosi�y si� przed nami. W moich oczach wygl�da�y jak kamienny mur nie do przebycia, rozci�gaj�cy si� przez kontynent z p�nocy na po�udnie. Pokryta �niegiem, poszarpana gra� stercza�a z wynios�ego przedpiersia litej ska�y. Czy b�dziemy przedziera� si� przez te szczyty, czy mo�e jest jaka� inna droga przez g�ry? Wiedzia�em o Bramie Salli i o tym, ze nasza trasa prowadzi w jej kierunku, ale jako� w tym momencie istnienie takiej bramy wydawa�o mi si� nieprawdopodobne. Jechali�my w g�r�, w g�r�, w g�r�, a� silniki naszych samochod�w zacz�y zach�ystywa� si� w lodowatym powietrzu i trzeba by�o cz�sto zatrzymywa� si�, �eby odmra�a� przewody paliwa. W g�owach kr�ci�o si� nam z braku tlenu. Ka�dej nocy odpoczywali�my w kt�rym� z obozowisk przygotowanych dla wygody podr�uj�cych septarch�w, ale urz�dzenia w nich zaiste nie by�y kr�lewskie, a w jednym, gdzie r ar� tygodni temu ca�a s�u�ba zgin�a pod �nie�n� lawin�, musieli�my przebi� drog� przez zwa�y lodu, aby m�c dosta� si� do wn�trza. Cho� nale�eli�my do ludzi szlachetnie urodzonych, wszyscy chwycili�my za �opaty, opr�cz septarchy, dla kt�rego praca fizyczna by�aby grzechem. By�em wielki i najmocniejszy z m�czyzn, kopa�em wi�c z wi�kszym zapa�em ni� inni, a �e by�em m�ody i nieopanowany, przeliczy�em si� z si�ami. W pewnej chwili upad�em i le�a�em prawie bez �ycia w �niegu blisko godzin�, zanim mnie zauwa�ono. Kiedy mnie cucono podszed� ojciec i obdarzy� mnie jednym ze swych rzadkich u�miech�w. Wtedy wierzy�em, ze to wyraz uczucia, co spowodowa�o, �e szybciej wr�ci�em do siebie, ale p�niej doszed�em do przekonania, �e by� to raczej znak jego pogardy. Ten u�miech podsyca� me si�y w dalszej drodze. Ju� nie trapi�em si� przej�ciem przez g�ry, bo wiedzia�em, �e przejd� i �e tam daleko na Wypalonej Nizinie m�j ojciec i ja b�dziemy polowa� na rogor�a. Wyjdziemy razem i b�dziemy nawzajem strzec si� przed niebezpiecze�stwem, wsp�lnie b�dziemy tropi� ptaka i razem go zabijemy, poznamy blisko��, jaka nigdy nie istnia�a mi�dzy nami w moim dzieci�stwie. Rozmawia�em o tym pewnej nocy z moim bratem wi�nym, kiedy jechali�my jednym wozem. By� on jedyn� osob� we wszech�wiecie, kt�rej mog�em zaufa�. - Ma si� nadziej� zosta� wybranym do grupy my�liwych septarchy - oznajmi�em. - Ma si� powody s�dzi�, �e b�dzie si� poproszonym. Po�o�y to kres dystansowi mi�dzy ojcem i synem. - Marzysz - odpar� Noim Condorit. - Ponosi ci� fantazja. - M�wi�cy pragn��by - zauwa�y�em - cieplejszych s��w poparcia od brata wi�nego. Noim zawsze by� pesymist�. Zlekcewa�y�em jego gorzk� uwag� i liczy�em dni dziel�ce mnie od Bramy Salli. Gdy tam dotarli�my, zaskoczy�a mnie uroda tego miejsca. Przez ca�y ranek i po�ow� popo�udnia posuwali�my si� w g�r� nachylonego o trzydzie�ci stopni, rozleg�ego zbocza Kongoroi, pozostaj�c w cieniu wynios�ego, z�o�onego z dw�ch szczyt�w, wierzcho�ka g�ry. Wydawa�o mi si�, �e b�dziemy si� tak wspina� bez ko�ca, a Kongoroi b�dzie wci�� wznosi� si� w oddali. Nagle nasza karawana skr�ci�a ostro w lewo i w�z za wozem znika� poza �nie�nym pylonem stercz�cym z boku drogi. Przysz�a nasza kolej i za zakr�tem ujrza�em co�, co zapar�o mi dech w piersiach: szeroki wy�om w �cianie g�ry, jakby jaka� kosmiczna r�ka wyrwa�a kawa� Kongoroi. Przez ten otw�r bucha�o �wiat�o s�oneczne. By�a to Brama Salli. Tym cudownym przej�ciem wkroczyli nasi przodkowie wiele wiek�w temu do naszej prowincji, po w�dr�wkach poprzez Wypalon� Nizin�. Zapu�cili�my si� w nie rado�nie, jad�c po dwa, a nawet po trzy wozy w rz�dzie po twardo ubitym �niegu. Zanim roz�o�yli�my si� na noc obozem, mogli�my podziwia� niezwyk�� wspania�o�� rozci�gaj�cej si� w dole Wypalonej Niziny. Przez nast�pne dwa dni zje�d�ali�my serpentynami w d� zachodniego zbocza Kongoroi, a w�a�ciwie pe�zali�my ze �mieszn� wprost pr�dko�ci� po tak w�skiej drodze, gdzie ka�dy niebaczny ruch kierownic� grozi� zwaleniem si� wozu w bezdenn� przepa��. Po tej stronie g�r Huishtor nie by�o �niegu i widok go�ych, pop�kanych ska� sprawia� przygn�biaj�ce wra�enie. Przed nami wszystko pokryte by�o warstw� czerwonej gleby. Zje�d�ali�my na obszar pustynny, pozostawiaj�c za sob� zim� i wkraczaj�c w �wiat, gdzie panowa�a duchota, gdzie suche wiatry wznosi�y tumany py�u i z ka�dym oddechem wdziera�y si� do p�uc gryz�ce ziarenka piasku, gdzie zwierz�ta o dziwnym, niesamowitym wygl�dzie ucieka�y w pop�ochu przed nadje�d�aj�c� kolumn�. Sz�stego dnia dotarli�my na tereny �owieckie, na poszarpane terasy schodz�ce poni�ej poziomu morza. Obecnie znajduj� si� nie dalej ni� o godzin� jazdy od tamtego miejsca. Tutaj ma swe gniazda rogorze�. Przez ca�y d�ugi dzie� ptaki te szybuj� nad spieczonymi r�wninami szukaj�c �aru, a o zmierzchu powracaj� z �ow�w, opadaj�c dziwacznym spiralnym lotem, by skry� si� w niedost�pnych rozpadlinach. Przy podziale naszej grupy zosta�em wybrany na jednego z trzynastu towarzyszy septarchy. - Dzieli si� twoj� rado�� - powiedzia� uroczy�cie Noim i mia� w oczach �zy, tak samo jak ja. Zdawa� sobie spraw�, jaki b�l sprawia� mi ch��d ojca. O �wicie wyruszyli my�liwi - dziewi�� grup w dziewi�ciu kierunkach. Nie przynosi zaszczytu upolowanie rogor�a blisko gniazda. Powracaj�cy ptak obci��ony jest mi�sem dla swych m�odych, ma ci�ki lot, pozbawiony wdzi�ku i si�y, �atwo mo�na go zaatakowa�. Zabi� ptaka czyszcz�cego pi�ra to �atwizny dla tch�rza, obna�aj�cego w�asne ja. (Obna�aj�cego w�asne ja! Zauwa�, jak ze mnie drwi moje w�asne pi�ro! Ja, kt�ry obna�a�em swoje ja cz�ciej ni� dziesi�ciu innych m�czyzn na Borthanie, wci�� pod�wiadomie u�ywam tego okre�lenia jako obelgi. Ale niech tak zostanie.) Chc� powiedzie�, �e warto�ci� polowania jest niebezpiecze�stwo i trudy pogoni, a nie samo zdobycie trofeum. Polujemy na rogor�a, �eby popisa� si� zr�czno�ci�, a nie w celu zdobycia niesmacznego mi�sa. I tak my�liwi ruszyli na otwart� Nizin�, gdzie nawet zimowe s�o�ce dokonuje spustoszenia, gdzie nie ma �adnych drzew daj�cych cie�, ani strumieni, by m�c ugasi� pragnienie. Rozeszli si� po ca�ej okolicy, zajmuj�c stanowiska na go�ej, czerwonej ziemi i wystawiaj�c si� na atak rogor��w. Ptak kr��y na nies�ychanych wysoko�ciach, mo�na go dostrzec jedynie jako czarn� kreseczk� na sklepieniu nieba i to tylko wtedy, gdy ma si� bardzo bystry wzrok, chocia� rozpi�to�� skrzyde� rogor�a jest wi�ksza od podw�jnego wzrostu cz�owieka. Ze swego wynios�ego punktu rogorze� wypatruje na pustyni nierozwa�nych zwierz�t. �adna rzecz, cho�by najdrobniejsza, nie ujdzie jego po�yskliwym oczom, a kiedy dojrzy �up, spada gwa�townie i unosi si� nad ziemi� na wysoko�� domu. Teraz rozpoczyna �mierciono�ny lot, leci cicho, opuszcza si�, zataczaj�c coraz mniejsze kr�gi wok� niczego nie spodziewaj�cej si� ofiary. Pierwsze ko�o mo�e obj�� obszar wi�kszy ni� po�owa prowincji, nast�pne kr�gi s� coraz mniejsze i mniejsze, pr�dko�� lotu zwi�ksza si�, a� wreszcie rogorze� zmienia si� w przera�aj�c� machin� �mierci, kt�ra zbli�a si� z �oskotem od horyzontu z koszmarn� szybko�ci�. Teraz zwierz� wie ju� wszystko, ale ta wiedza trwa kr�tko: szum pot�nych skrzyde�, syk rozdzieranego wielkim, ob�ym cia�em gor�cego, nieruchomego powietrza, a potem d�ugi, zab�jczy r�g, wyrastaj�cy z ko�ci czo�owej ptaka, znajduje sw�j cel, ofiara pada, t�amszona czarnymi trzepocz�cymi skrzyd�ami. My�liwy, wyposa�ony w dalekono�n� bro�, stara si� zestrzeli� ptaka wtedy, gdy ten kr��y tak wysoko, jak si�ga ludzki wzrok. Trudno�� polega na bezb��dnym okre�leniu z tak wielkiej odleg�o�ci punktu przeci�cia si� toru pocisku z drog� lotu ptaka. Niebezpiecze�stwo �ow�w na rogor�a tkwi w tym, i� nigdy nie wiadomo, kto na kogo poluje, rogorze� bowiem najcz�ciej widoczny jest dopiero wtedy, gdy spada, by zada� �miertelny cios. Wyszed�em bez zw�oki i przebywa�em na tym pustkowiu od �witu do po�udnia. S�o�ce nie oszcz�dza�o mojej wydelikaconej zim� sk�ry na tych cz�ciach cia�a, kt�re by�y ods�oni�te. Na sobie mia�em str�j my�liwski z mi�kkiego zamszu, w kt�rym si� po prostu gotowa�em. Popija�em z manierki tyle tylko, �eby nie umrze� z pragnienia, bo wyobra�a�em sobie, �e zwr�cone s� na mnie oczy "wszystkich moich towarzyszy, a nie chcia�em okaza� wobec nich s�abo�ci. Ustawiono nas w dwa sze�ciok�ty. M�j ojciec znajdowa� si� sam pomi�dzy tymi dwiema grupami. Los chcia�, �e wylosowa�em miejsce w sze�ciok�cie najbli�ej niego, ale i tak dzieli�a nas odleg�o��, jak� zdo�a przelecie� pierzasta strza�a. Przez ca�y ranek nie zamienili�my z septarch� ani s�owa. Sta� z nogami mocno wpartymi w ziemi�, z broni� gotow� do strza�u - i obserwowa� niebo. Je�li w og�le pi� cokolwiek, to ja tego nie widzia�em. R�wnie� spogl�da�em w niebo, a� bola�y mnie oczy, a ten b�l wwierca� mi si� do czaszki. Kilkakrotnie wydawa�o mi si�, �e widz� czarny punkcik, kt�ry przybiera kszta�t rogor�a, a raz, nieprzytomny z podniecenia, by�em prawie got�w podnie�� strzelb� i narazi�bym si� na wstyd, bo strzela� mo�e tylko ten, kto pierwszy g�o�no zawo�a, �e dostrzeg� ptaka. Nie wystrzeli�em, a gdy zamruga�em i ponownie otworzy�em oczy, nie widzia�em na niebie nic. Rogorze� by� chyba gdzie indziej tego ranka. W po�udnie ojciec da� znak i rozeszli�my si� po r�wninie nie �ami�c jednak szyku. By� mo�e rogor�y uwa�a�y, �e jeste�my zbici w zbyt du�� gromad� i dlatego trzyma�y si� z daleka. Now� pozycj� zaj��em na szczycie ma�ego pag�rka, kt�ry kszta�tem przypomina� kobiec� pier�. Gdy si� tam umiejscowi�em, ogarn�� mnie strach, bo nie mia�em �adnej os�ony i ba�em si�, �e rogorze� zaraz mnie zaatakuje. Moje przera�enie wci�� wzrasta�o i nabra�em przekonania, �e ptak zatacza ju� �miertelne kr�gi wok� mego wzg�rka. Ja g�upio wpatruj� si� w niebo, a on lada chwila spadnie i przeszyje mnie swym rogiem. Uczucie to by�o tak przemo�ne, i� z najwi�kszym wysi�kiem musia�em opanowywa� si�, �eby nie uciec. Rzuca�em za siebie ukradkowe spojrzenia i mocno �ciska�em strzelb�, by doda� sobie odwagi. Nastawia�em uszu, by pochwyci� odg�os zbli�ania si� wroga, zd��y� odwr�ci� si� i wystrzeli�, zanim mnie powali. R�wnocze�nie gani�em si� surowo za to tch�rzostwo i nawet by�em rad, �e Stirron urodzi� si� przede mn�, bo najwyra�niej nie nadawa�em si� na nast�pc� septarchy. Przypomina�em sobie, �e w ci�gu trzech lat �aden my�liwy nie zosta� w ten spos�b zabity i uwa�a�em, �e to by�oby nies�uszne, abym ja mia� umrze� tak m�odo, w czasie swego pierwszego polowania, skoro inni, jak m�j ojciec, polowali przez trzydzie�ci sezon�w i nic im si� nie sta�o. Dr�czy�o mnie pytanie, dlaczego odczuwam ten parali�uj�cy strach. Moi nauczyciele starali si� przecie� wpoi� we mnie przekonanie, �e w�asne ja jest niewa�ne i troszczenie si� o siebie to paskudny grzech. Czy m�j ojciec na tej zalanej s�o�cem r�wninie nie znajdowa� si� w takim samym zagro�eniu? I czy nie mia� do stracenia wi�cej, b�d�c septarch� i to najwy�szym septarch�, ni� ja, zwyk�y ch�opiec? W ten spos�b stara�em si� przegna� strach ze swej zgn�bionej duszy i mog�em ju� patrze� w niebo, nie my�l�c, �e jaki� grot celuje w moje plecy. Po paru minutach moja udr�ka wyda�a mi si� absurdalna. B�d� tu tkwi� ca�ymi dniami, je�li b�dzie trzeba i nie b�d� si� ba�. Rych�o otrzyma�em nagrod� za to zwyci�stwo nad sob� samym: na tle migoc�cego; wyz�oconego nieba dostrzeg�em czarny przecinek, unosz�cy si� kszta�t, i tym razem nie by�o to z�udzenie, moje m�ode oczy dojrza�y skrzyd�a i r�g. Czy inni te� widzieli? Czy ptak by� m�j i mia�em prawo do niego strzela�? Czy, je�li go zabij�, septarcha poklepie mnie po plecach i nazwie swym najlepszym synem? Wszyscy inni my�liwi milczeli. - Zg�asza si� prawo do ptaka! - zawo�a�em rado�nie i podnios�em strzelb� do oka. Pami�ta�em, czego mnie uczono: trzeba pozwoli�, �eby obliczenie dokona�o si� pod�wiadomie, wycelowa� i strzeli� natychmiast, nim wtr�ci si� intelekt i zniweczy intuicyjny odruch. W tej samej sekundzie us�ysza�em upiorny krzyk z lewej strony, strzeli�em nie celuj�c i odwr�ci�em si� w kierunku pozycji mojego ojca. Ujrza�em go niemal zakrytego w�ciekle trzepocz�cymi skrzyd�ami innego rogor�a, kt�ry przeb�d� go na wylot, od kr�gos�upa do brzucha. Wok� unosi�a si� chmura czerwonego piasku, wzbijana uderzeniami skrzyde� potwora. Ptak usi�owa� poderwa� si� do lotu, ale rogorze� nie jest w stanie unie�� ci�aru cz�owieka, aczkolwiek to nie przeszkadza mu nas atakowa�. Pogna�em na pomoc ojcu. Wci�� krzycza� i widzia�em, jak zaciska r�ce na chudej szyi ptaszyska, ale g�os jego za�amywa� si�, przechodzi� w be�kot i kiedy dobieg�em - znalaz�em si� tam pierwszy - le�a� cicho i bez ruchu, a ptak wci�� okrywa� go niby czarnym p�aszczem i b�d� rogiem. Wydoby�em n� i uderzy�em na o�lep w szyj� rogor�a, nog� odrzuci�em potem na bok padlin� i zacz��em ukr�ca� ohydny �eb splamiony krwi� septarchy. Nadbiegli inni, odci�gni�to mnie i kto� chwyci� mnie za ramiona i potrz�sa� mn�, a� m�j szok min��. Kiedy odwr�ci�em si�, ludzie zwarli si� tak, �ebym nie m�g� widzie� cia�a ojca, a potem, ku memu zaskoczeniu, upadli przede mn� na kolana i z�o�yli mi ho�d. To Stirron, a nie ja, zosta� septarch� w Salli. Koronacja jego sta�a si� wielkim wydarzeniem, bo chocia� m�ody, mia� piastowa� godno�� pierwszego septarchy prowincji. Sze�ciu innych septarch�w Salli przyby�o do stolicy - tylko przy takiej okazji mo�na by�o spotka� ich razem w jednym mie�cie - i przez pewien czas trwa�o ucztowanie, powiewa�y flagi i grzmia�y tr�by. Stirron znajdowa� si� w centrum tych uroczysto�ci, a ja by�em na marginesie i tak powinno by�, chocia� przyznaj�, �e czu�em si� bardziej jak ch�opak stajenny, a nie ksi���. Kiedy ju�,, Stirron zosta� osadzony na tronie, ofiarowywa� mi tytu�y, maj�tki i w�adz�, ale naprawd� nie oczekiwa�, �e je przyjm�. I nie przyj��em. Je�eli septarcha nie jest s�abeuszem to lepiej, �eby jego m�odsi bracia trzymali si� z daleka i nie pomagali mu rz�dzi�, bo taka pomoc wcale nie jest po��dana. Nie mia�em �adnego �yj�cego stryja i wola�em, aby synowie Stirrona nie znale�li si� w podobnej sytuacji rodzinnej, dlatego gdy tylko min�� okres �a�oby, zabra�em si� szybko z Salli. Uda�em si� do Glinu, kraju mej matki. Tam jednak sprawy nie uk�ada�y si� dla mnie pomy�lnie i po paru latach przenios�em si� do ciep�ej i wilgotnej prowincji Manneran, gdzie znalaz�em sobie �on�, sp�odzi�em syn�w i sta�em si� ksi�ciem nie tylko z imienia, �y�em uczciwie i szcz�liwie, a� nadszed� czas moich przemian. 6 By� mo�e powinienem napisa� par� s��w na temat geografii mego �wiata. Na naszej planecie, Borthanie, jest pi�� kontynent�w. Na tej p�kuli s� dwa: Velada Borthan i Sumara Borthan. Mo�na je nazwa� �wiatem P�nocnym i �wiatem Po�udniowym. Trzeba odby� d�ug� podr� morsk� od brzeg�w tych kontynent�w do l�d�w na drugiej p�kuli, kt�re nosz� nazwy Umbis, Dabis, Tibis, to znaczy Pierwszy, Drugi, Trzeci. O tych trzech odleg�ych krajach powiedzie� mog� niewiele. Odkryte zosta�y jakie� siedemset lat temu przez septarch� Glinu, kt�ry swoj� ciekawo�� przyp�aci� �yciem. Od tego czasu wyprawi�o si� tam tylko oko�o pi�ciu ekspedycji badawczych. Na tamtej p�kuli nie zamieszkuj� �adne istoty ludzkie. Powiadaj�, �e Umbis bardzo przypomina Wypalon� Nizin�, tylko jest tam jeszcze gorzej - w wielu miejscach z tej udr�czonej ziemi wydobywaj� si� z�ote p�omienie. Dabis, to d�ungle i malaryczne bagna, ale pewnego dnia pojawi� si� tam nasi ludzie, kt�rzy b�d� chcieli wykaza� si� odwag� i dzielno�ci�, bo jak mi wiadomo, �yj� tam gro�ne, dzikie zwierz�ta. Kontynent Tibis ca�y pokryty jest lodem. Nie jeste�my ras� w�drowc�w. Ja sam nigdy nie podr�owa�em, dop�ki nie zmusi�y mnie okoliczno�ci. Chocia� w naszych �y�ach p�ynie krew staro�ytnych Ziemian, a oni opanowani byli przez demony, nakazuj�ce im rusza� na podb�j gwiazd, my, Borthanie, trzymamy si� domu. Nawet ja, kt�ry w pewien spos�b r�ni� si� od swych ziomk�w sposobem my�lenia, nigdy nie pragn��em ujrze� �nieg�w Tibisu ani b�ot Dabisu, chyba gdy by�em dzieckiem gotowym zaw�adn�� ca�ym wszech�wiatem. Podr� z Salli do Glinu uwa�a si� u nas za wielkie osi�gni�cie i trudno spotka� kogo�, kto przekroczy� kontynent, nie m�wi�c ju� o wyprawie na Sumar� Borthan, jak� ja przedsi�wzi��em. Jak� ja przedsi�wzi��em. Velada Borthan jest kolebk� naszej cywilizacji. Sztuka kartograf�w ujawnia, i� jest to wielki l�d w kszta�cie prostok�ta o zaokr�glonych rogach. Dwa wielkie wci�cia w kszta�cie litery V znajduj� si� na jego obwodzie: wzd�u� p�nocnego brzegu w �rodku pomi�dzy wschodnim i zachodnim rogiem znajduje si� Zatoka Polarna, a odpowiednio na po�udniowym wybrze�u - Zatoka Sumar. Mi�dzy tymi dwoma akwenami, przez ca�y kontynent z p�nocy na po�udnie rozci�ga si� Nizina. �aden punkt na Nizinie nie wznosi si� wy�ej nad poziom morza ni� na wysoko�� pi�ciu ludzi, istnieje natomiast wiele miejsc, zw�aszcza na Wypalonej Nizinie, le��cych poni�ej poziomu morza. Naszym dzieciom opowiadamy ludow� powiastk� o ukszta�towaniu si� Velady Borthana. M�wimy, �e ogromny lodowy robak, Hrungir, kt�ry urodzi� si� w wodach P�nocnego Morza Polarnego, zbudzi� si� pewnego dnia z ogromnym apetytem i zaczai skuba� p�nocny brzeg Velady Borthana. Robak gryz� i prze�uwa� przez tysi�c tysi�cy lat, a� po�ar� ca�y kawa� l�du i tak powsta�a Zatoka Polarna. Wtedy, gdy ob�arstwo spowodowa�o, �e poczu� si� niedobrze, wype�z� na l�d, aby odpocz�� i strawi� to, co poch�on��. Hrungir, maj�c b�le brzucha, wykr�ci� si� na po�udnie, co spowodowa�o, �e pod jego wielkim ci�arem zapad� si� l�d i powsta�y g�ry na wschodzie i zachodzie, licz�c od miejsca, gdzie odpoczywa�. Robak najd�u�ej odpoczywa� na Wypalonej Nizinie, kt�ra wskutek tego sta�a si� bardziej zag��biona ni� inne regiony. Po pewnym czasie Hrungirowi wr�ci� apetyt i podj�� w�dr�wk� na po�udnie. Przywl�k� si� wreszcie do miejsca, gdzie pasmo g�r, biegn�ce ze wschodu na zach�d, zamyka�o mu drog�. Wtedy po�ar� g�ry i powsta� Przesmyk Stroin, przez kt�ry przesun�� si� w kierunku po�udniowego wybrze�a. Nast�pny napad g�odu spowodowa�, �e robak wygryz� Zatok� Sumar. Wody z Cie�niny Sumar rzuci�y si�, by wype�ni� miejsce, gdzie poprzednio by� l�d, a rw�ce fale unios�y Hrungira na kontynent Sumara Borthan, gdzie teraz �yje, zwini�ty pod wulkanem Vashnir. Przez krater wulkanu wydala truj�ce opary. Tak opowiada bajka. D�uga, w�ska kotlina, kt�r� uwa�amy za drog�, jak� posuwa� si� Hrungir, dzieli si� na trzy okr�gi. Na p�nocy mamy Zamarzni�t� Nizin�, kraj wiecznych lod�w, gdzie nigdy nie pojawiaj� si� ludzie, bo powietrze jest tak zimne i suche, �e cz�owiek nie mo�e oddycha�. Wp�yw polarnego klimatu si�ga jedynie na kra�ce naszego kontynentu. Na po�udnie od Zamarzni�tej Niziny rozci�ga si� ogromna Wypalona Nizina, niemal ca�kowicie pozbawiona wody, nieustannie pra�ona s�o�cem. Dwa pasma g�rskie na p�nocy i po�udniu zatrzymuj� ka�d� kropl� deszczu, kt�ry m�g�by spa�� na Nizin�, nie docieraj� tam �adne rzeki ani strumienie. Ziemia ma kolor jasnoczerwony z wyst�puj�cymi gdzieniegdzie ��tymi smugami. Zabarwienie to przypisujemy rozpalonemu brzuchowi Hrungira, chocia� geologowie twierdz� inaczej. Na Wypalonej Nizinie rosn� kar�owate ro�liny, kt�re nie wiadomo sk�d czerpi� po�ywienie; �yj� tam te� r�ne zwierz�ta, dziwnie zdeformowane i odpychaj�ce. Na po�udniowym skraju Wypalonej Niziny ci�gnie si� ze wschodu na zach�d g��boka dolina; potrzeba paru dni drogi, by przeby� j� wszerz. Na jej ko�cu le�y ma�y okr�g znany jako Podmok�a Nizina. Wilgotne p�nocne wiatry znad Zatoki Sumar, wiej�ce przez Przesmyk Stroin, spotykaj� si� tam z gor�cym podmuchem z Wypalonej Niziny i nasycaj� ziemi� obfitymi opadami, wskutek czego ro�linno�� jest tam r�norodna i bujna. Deszczowym chmurom z po�udnia nie udaje si� nigdy przedosta� na p�noc od Podmok�ej Niziny i nawodni� czerwon� ziemi�. Zamarzni�ta Nizina, jak ju� powiedzia�em, jest bezludna, a Wypalon� Nizin� odwiedzaj� tylko my�liwi i ci, kt�rzy podr�uj� pomi�dzy wschodnim i zachodnim wybrze�em. Podmok�� Nizin� natomiast zamieszkuje par� tysi�cy farmer�w, kt�rzy hoduj� egzotyczne owoce i dostarczaj� je do miasta. M�wiono mi, �e ustawicznie padaj�ce deszcze sprawiaj�, �e gnij� im dusze, nie posiadaj� �adnej formy rz�d�w, a przyj�ta w�r�d nas zasada samozaparcia nie jest przez nich w pe�ni przestrzegana. Gdybym tylko przecisn�� si� przez kordon, kt�rym moi wrogowie otoczyli mnie od po�udnia, znalaz�bym si� w�r�d nich i sam poczyni� obserwacje, jacy oni naprawd� s�. Po obu stronach Niziny ci�gn� si� ogromne �a�cuchy g�rskie: Huishtor na wschodzie i Threishtor na zachodzie. �a�cuchy te bior� pocz�tek na p�nocnym wybrze�u Velady Borthanu, w�a�ciwie na brzegu P�nocnego Morza Polarnego, ci�gn� si� w kierunku po�udniowym, stopniowo wyginaj�c si� w g��b l�du. Oba pasma po��czy�yby si� w pobli�u Zatoki Sumar, gdyby nie rozdzieli� ich Przesmyk Stroin. S� tak wysokie, �e zatrzymuj� wszystkie wiatry, st�d ich zbocza od strony l�du s� nagie, a zwr�cone do oceanu - urodzajne. Mieszka�cy Velady Borthana wykroili sobie w�o�ci na dw�ch pasach przybrze�nych, pomi�dzy oceanem a g�rami. W wielu miejscach pola uprawne zajmuj� jedynie ma�e skrawki ziemi, trudno przeto wyprodukowa� tyle �ywno�ci, ile potrzeba, �ycie wi�c staje si� ustawiczn� walk� z g�odem. Zastanawiamy si� cz�sto, dlaczego nasi przodkowie, gdy przed wiekami przybyli na t� planet�, wybrali na sw� siedzib� Velad� Borthana. Uprawa roli by�aby �atwiejsza na s�siednim Sumarze Borthanie; nawet na podmok�ym Dabisie mo�na by produkowa� wi�cej �ywno�ci. W odpowiedzi m�wi nam si�, �e nasi dziadowie byli surowymi, pracowitymi lud�mi, nie obawiaj�cymi si� ryzyka i nie chcieli, aby ich dzieci mieszka�y tam, gdzie �ycie nie b�dzie rodzi�o �adnych trudno�ci. Wybrze�a Velady Borthana nie by�y ani niego�cinne, ani zbyt wygodne, dlatego odpowiada�y stawianym wymaganiom. S�dz�, �e to prawda, gdy� g��wnym dziedzictwem przekazanym nam przez przodk�w sta�o si� prze�wiadczenie, �e wygoda to niegodziwo��, a beztroska - grzech. Chocia� m�j brat wi�ny Noim zauwa�y� kiedy�, �e pierwsi osadnicy wybrali Velad� Borthana, poniewa� tam w�a�nie wyl�dowa� ich pojazd gwiezdny, a po przebyciu niezmierzonych przestrzeni mi�dzyplanetarnych zabrak�o im ju� energii, z�by spenetrowa� jeszcze jeden kontynent dla wybrania lepszego siedliska. W�tpi�, ale ten pomys� doskonale charakteryzuje zami�owanie do ironizowania, cechuj�ce mego wi�nego brata. Pierwsi przybysze za�o�yli sw� osad� na zachodnim wybrze�u, w miejscu, kt�re nazywamy Threish to znaczy Przymierze. Osadnicy rozmna�ali si� szybko, a poniewa� byli to ludzie uparci i k��tliwi, podzielili si� na grupy, kt�re rozesz�y si�, aby �y� oddzielnie. W ten spos�b powsta�o dziewi�� zachodnich prowincji, mi�dzy kt�rymi do dzi� trwaj� ostre zatargi graniczne. Po pewnym czasie do�� ograniczone zasoby Zachodu wyczerpa�y si� i emigranci wyruszyli na wschodnie wybrze�e. Nie istnia�a wtedy komunikacja lotnicza, teraz te� nie jest bardzo rozbudowana, nie jeste�my bowiem narodem o uzdolnieniach technicznych, a poza tym brak nam surowc�w, kt�re mo�na wykorzysta� jako paliwo. Jechali wi�c na wsch�d wozami terenowymi, b�d� te� innymi pojazdami, kt�re im wtedy za takie wozy s�u�y�y. Zosta�y odkryte trzy przej�cia przez Threishtor i ci, kt�rym nie zabrak�o odwagi, wkroczyli na Wypalon� Nizin�. �piewamy do dzi� d�ugie, ba�niowe opowie�ci o trudach ich w�dr�wki. Przej�cie przez g�ry Threishtor na Nizin� nie by�o �atwym przedsi�wzi�ciem, ale wydostanie si� z Niziny by�o omal niemo�liwe, istnieje bowiem jedyna droga dost�pna dla istot ludzkich przez g�ry Huishtor i jest .ni� Brama Salli. Odnalezienie jej wcale nie by�o �atwe, a jednak im si� uda�o. Wielu przez ni� przesz�o i zagospodarowali ten kraj, kt�ry jest teraz moj� Sall�. Gdy zn�w zacz�li si� mi�dzy sob� k��ci�, spora grupa odesz�a na p�noc i za�o�y�a Glin, a potem inni pow�drowali na po�udnie i zamieszkali w �wi�tym Manneranie. Przez tysi�c lat utrzymywa�y si� te trzy prowincje na wschodzie, a� wybuch� nowy sp�r i w jego wyniku powsta�o ma�e, ale kwitn�ce kr�lestwo nadmorskie Krell. Sk�ada�o si� ono z kawa�ka Glinu i z kawa�ka Salli. Znale�li si� tak�e ludzie, kt�rzy w og�le nie potrafili �y� na Veladzie Borthanie. Wyruszyli oni z Manneranu na morze i po�eglowali, aby zamieszka� na Sumarze Borthanie. W tym wyk�adzie geografii nie ma co o tym m�wi�. Wiele b�d� mia� do powiedzenia o Sumarze Borthanie i jego mieszka�cach, kiedy zaczn� t�umaczy� te przemiany, kt�rym uleg�o moje �ycie. 7 Chatka, gdzie si� ukrywam, to n�dzna buda. �ciany pozbijane byle jak, mi�dzy deskami ziej� dziury i �aden naro�nik nie jest prosty. Pustynny wiatr hula po niej bez przeszk�d. Kartki papieru pokrywa cienka warstewka rudego py�u, moje ubrania s� nim przesycone, nawet w�osy nabra�y czerwonego odcienia. Stworzenia �yj�ce na Nizinie swobodnie wpe�zaj� do wn�trza: widz� jak teraz po glinianej pod�odze porusza si� co� szarego o wielu odn�ach, wielko�ci mego kciuka, tak�e jaki� ospa�y w�� o dw�ch ogonach, nie d�u�szy ni� moja stopa. Godzinami kr��� leniwie wok� siebie, jakby by�y �miertelnymi wrogami, kt�rzy nie mog� zdecydowa� si�, kt�re z nich ma po�re� drugie. Niezbyt to mili towarzysze mojej samotno�ci. Nie powinienem szydzi� z tego miejsca. Kto� z wielkim trudem zbudowa� t� szop�, aby utrudzeni my�liwi mogli znale�� schronienie na niego�cinnej ziemi. Kto� wznosi� j�, wk�adaj�c w sw� prac� bez w�tpienia wi�cej mi�o�ci ni� umiej�tno�ci. Pozostawi� j� dla mnie i dobrze mi ona s�u�y. Nie jest to zapewne dom godny syna septarchy, ale dosy� ju� d�ugo mieszka�em w pa�acach i nie potrzebuj� teraz kamiennych �cian i ozdobnych sufit�w. Panuje tu spok�j. �yj� z dala od handlarzy ryb, czy�cicieli, przekupni�w sprzedaj�cych wino i tych wszystkich, kt�rzy zachwalaj� swe towary na ulicach miast. Cz�owiek mo�e tu my�le�, spojrze� w g��b swej duszy i odnale�� to, co go ukszta�towa�o, by zbada� i pozna� samego siebie. W tym naszym �wiecie panuj� zwyczaje, kt�re zabraniaj� nam obna�y� dusze wobec innych. Tak, ale czemu nikt przede mn� nie zauwa�y�, �e ten sam zwyczaj powstrzymuje nas od poznawania siebie? Niemal przez ca�e swoje �ycie pozwala�em, aby pomi�dzy mn� i innymi wznosi�y si� mury przes�d�w - i dopiero gdy run�y, dostrzeg�em, i� odgranicza�em si� nimi r�wnie� sam od siebie. Tutaj jednak, na Wypalonej Nizinie mia�em do�� czasu, aby przemy�le� te sprawy i zrozumie� je. Nie jest to miejsce, kt�re dobrowolnie wybra�bym dla siebie, ale te� nie jestem tu nieszcz�liwy. S�dz�, �e nie znajd� mnie jeszcze przez jaki� czas. Zrobi�o si� zbyt ciemno, �eby dalej pisa�. Stan� w drzwiach chaty i b�d� patrza�, jak noc posuwa si� przez Nizin� ku g�rom Huishtor. Mo�e przeleci jaki� rogorze� powracaj�cy do gniazda z nieudanych �ow�w. Rozb�ysn� gwiazdy. Kiedy�, ze szczytu g�ry na Sumarze Borthanie, Schweiz usi�owa� pokaza� mi s�o�ce Ziemi, upiera� si�, �e je widzi i prosi�, �ebym pod��a� wzrokiem w kierunku jego wyci�gni�tej r�ki, ale my�l�, �e ze mnie kpi�. Uwa�am, �e tego s�o�ca nie mo�na zobaczy� z naszego wycinka galaktyki. Schweiz cz�sto nabiera� mnie, kiedy razem podr�owali�my. By� mo�e got�w by�by �artowa� ze mnie, gdyby�my zn�w si� spotkali, je�li on jeszcze �yje. 8 Zesz�ej nocy przysz�a do mnie we �nie moja siostra wi�-na Halum Helalam. Z ni� nigdy ju� wi�cej nie b�dzie spotka�, mo�e mnie dosi�gn�� tylko przez ciemny tunel snu. Dlatego, gdy spa�em, zab�ysn�a mi ja�niej, ni�li jakakolwiek gwiazda na tej pustym, ale gdy si� obudzi�em, opanowa� mnie smutek, wstyd i �wiadomo��, �e utraci�em t�, kt�rej nikt nie zast�pi. Halum z mego snu nosi�a tylko lekk�, przejrzyst� zas�on�, przez kt�r� prze�wieca�y jej ma�e piersi o r�anych sutkach, smuk�e uda i p�aski brzuch, brzuch kobiety nie maj�cej dzieci. Za �ycia nie ubiera�a si� w ten spos�b, zw�aszcza gdy sk�ada�a wizyt� swemu wi�nemu bratu, ale to by�a Halum z mego snu, moja samotna i udr�czona dusza uczyni�a z niej lubie�nic�. Jej u�miech by� ciep�y i tkliwy, a w czarnych oczach gorza�a mi�o��. W snach umys� porusza si� na r�nych p�aszczyznach. Na jednej p�aszczy�nie umys� m�j by� bezstronnym obserwatorem, unosi� si� w po�wiacie ksi�yca, gdzie� pod dachem mej chaty, spogl�daj�c w d� na me �pi�ce cia�o. Na innej p�aszczy�nie le�a�em u�piony. Moja u�piona osobowo�� nie postrzega�a obecno�ci Halum, ale ta druga ja��, kt�ra przypatrywa�a si�, wiedzia�a, �e dziewczyna istnieje, a ja, kt�ry spa�em, mia�em �wiadomo�� obu tych sytuacji, by�em te� �wiadom, �e to, co si� dzieje, to senne widzenie. Te p�aszczyzny ��czy�y si� ze sob�, nie mia�em wi�c pewno�ci, co jest snem, a co jaw�, nie umia�bym te� powiedzie�, czy ta Halum, kt�ra sta�a przede mn� tak promienna, by�a wytworem mojej fantazji, czy te� �yw� Halum, kt�r� niegdy� zna�em. - Kinnall - szepn�a i we �nie wyobrazi�em sobie, �e moja �pi�ca osobowo�� zbudzi�a si�, �e wspar�em si� na �okciach, a Halum kl�cza�a blisko, ko�o mego pos�ania. Pochyli�a si� nisko, a� jej brodawki otar�y si� o ow�osion� pier� m�czyzny, kt�rym by�em ja, a jej wargi w przelotnej pieszczocie dotkn�y moich warg i powiedzia�a: - Wygl�dasz, jakby� by� bardzo znu�ony, Kinnallu. - Nie powinna� tu przychodzi�. - Potrzebowano mnie i przysz�am. - To nie ma sensu. Wybra� si� samotnie na wypalon� Nizin� w poszukiwaniu kogo�, kto ci� skrzywdzi�... - Wi�, kt�ra ��czy z tob�, to �wi�to��. - Do�� ju� przez ni� wycierpia�a�, Halum. - Wcale si� nie cierpia�o - powiedzia�a i poca�owa�a mnie w zroszone potem czo�o. - Jak�e ty musisz cierpie�, kryj�c si� w tym okropnym piecu! - Ma si� to, na co si� zas�u�y�o - odpowiedzia�em. Nawet we �nie zwraca�em si� do Halum w uk�adnej formie gramatycznej. Nigdy nie by�o mi �atwo m�wi� do niej w pierwszej osobie. Na pewno nigdy nie u�y�em tej formy przed mymi przemianami i p�niej te�, kiedy nie by�o powodu, bym w stosunkach z ni� pozosta� niewinny, nie mog�em si� na t� form� zdoby�. Dusza i serce wyrywa�y mi si�, �eby powiedzie� do Halum "ja", lecz j�zyk i wargi pozostawa�y sp�tane przyzwoito�ci�. Powiedzia�a: - Nale�y ci si� znacznie wi�cej ni� przebywanie w tym miejscu. Musisz powr�ci� z wygnania. Musisz doprowadzi� nas, Kinnallu, do osi�gni�cia nowego Przymierza, Przymierza mi�o�ci i wzajemnej ufno�ci. - Ma si� obawy, i� sprawi�o si� zaw�d jako prorok. Ma si� w�tpliwo�ci, czy warto kontynuowa� te wysi�ki. - To wszystko by�o dla ciebie takie dziwne, takie nowe! - o�wiadczy�a. - Ale potrafi�e� si� zmieni�, Kinnallu, by umo�liwi� zmian� innym... - Sprowadzi� nieszcz�cie na innych i na siebie. - Nie. Nie. To, co pr�bowa�e� uczyni�, by�o s�uszne. Jak�e mo�esz teraz od tego odst�pi�? Jak�e mo�esz zrezygnowa� i wyda� si� na �mier�? �wiat pragnie wyzwolenia, Kinnallu! - Jest si� w tym miejscu jak w pu�apce. Schwytanie m�wi�cego jest nieuniknione. - Pustynia jest ogromna. Mo�esz im si� wymkn��. - Pustynia jest ogromna, ale istnieje tylko par� przej��, wszystkie s� strze�one. Ucieczka niemo�liwa. Potrz�sn�a g�ow� i u�miechn�a si�. Opar�a d�onie na moich biodrach i powiedzia�a g�osem nabrzmia�ym nadziej�: - Ja poprowadz� ci� ku bezpiecze�stwu. Chod� ze mn�, Kinnallu. D�wi�k tego "ja" i "ze mn�", kt�ry wyp�yn�� z ust wyimaginowanej Halum, pad� na m� �pi�c� dusz� jak deszcz na wysuszone k�osy, a wstrz�s, �e s�ysz� te nieprzyzwoito�ci z jej s�odkich ust, nieomal mnie zbudzi�. M�wi� o tym gwoli jasno�ci, �e nie zaakceptowa�em, jeszcze w pe�ni swego nowego sposobu �ycia, �e wpojone mi wychowaniem odruchy wci�� rz�dz� mn� w najg��bszych zakamarkach duszy. W snach ods�aniamy sw� prawdziw� osobowo��, a moja reakcja, tak parali�uj�ca, na s�owa, kt�re sam przecie� umie�ci�em (bo kt� inny m�g�by to zrobi�?) w ustach Halum ze snu, powiedzia�a mi wiele o mym najg��bszym stosunku wobec zasz�ych przemian. To, co si� nast�pnie wydarzy�o, sta�o si� r�wnie� objawieniem, chocia� o wiele mniej subtelnym. By sk�oni� mnie do powstania z ��ka, r�ce Halum przesun�y si� po mym ciele poprzez zmierzwione ow�osienie na mym brzuchu, a� jej ch�odne palce chwyci�y sztywny pr�t mego cz�onka. Natychmiast zacz�o wali� mi serce i wytrysn�o nasienie. Ziemia zako�ysa�a si� pode mn�, jakby Nizina roz�upa�a si� na dwoje. Halum wyda�a okrzyk przera�enia. Wyci�gn��em do niej r�ce, ale stawa�a si� odleg�a, nieprawdziwa i w jednym strasznym, wstrz�saj�cym momencie straci�em j� z oczu. Znikn�a. A tyle chcia�em jej powiedzie�, o tyle chcia�em zapyta�! Zbudzi�em si�, powracaj�c do �wiadomo�ci przez warstwy snu. W chacie by�em oczywi�cie sam, lepki od spermy, czu�em obrzydzenie, �e m�j umys� puszczony w nocy na swobod�, wymy�li� takie obrzydliwo�ci. - Halum! - zawo�a�em. - Halum, Halum, Halum! Od tego wo�ania zatrz�s�y si� �ciany cha�upy, ale ona nie wr�ci�a. Poma�u m�j zamroczony snem umys� zacz�� pojmowa� prawd�: ta Halum, kt�ra mnie odwiedza, nie istnia�a. My, na Borthanie, nie lekcewa�ymy jednak takich widze�. Wsta�em i wyszed�em w mrok. Chodzi�em wok�, rozrzucaj�c bosymi stopami ciep�y piasek. Stara�