5570
Szczegóły |
Tytuł |
5570 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5570 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5570 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5570 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pawe� Solski
Marcepanowy tancerz
Marcepanowy tancerz migota� w promieniach ksi�yca.
Piotr widzia� go przez uchylone drzwi kredensu. Podszed�
bli�ej, a �e w tym miejscu nie by�o chodnika, poczu� ch��d
pod bosymi stopami i wzdrygn�� si�. Matka westchn�a
g��boko. Odwr�ci� szybko g�ow� i zobaczy� jej otwarte usta.
Nie spuszczaj�c jej z oka, wyci�gn�� r�k� w stron� tancerza.
Matka poruszy�a si�. Zrezygnowa�. Wr�ci� do pokoju,
ostro�nie st�paj�c na palcach.
Po�ciel przybra�a w �wietle ksi�yca dziwny kolor,
ciemniejsze miejsca zia�y kraterami ciep�a. Wdrapa� si� na
��ko i wcisn�� g�ow� w poduszk�. Czeka�, a� pod jego
ci�arem przestanie si� zapada�. Otworzy� oczy. Ksi�yc
spacerowa� za oknem. Smuga sun�a po ko�drze odzieraj�c z
ciemno�ci coraz nowsze po�acie. Nagle matka drgn�a i
podnios�a do g�ry r�k�. Prze�kn�� �lin�. Matka spa�a nago.
Promie� pe�z� po jej ciele, a� dotar� do piersi. Uni�s� si�
na �okciu. Przyjrza� si� sutce. By�a ogromna. By�a
czerwona.
Promie� zatrzyma� si� niespodziewanie. Piersi matki
unosi�y si� i opada�y. Przesun�� si� ostro�nie bli�ej niej.
Na chwil� podni�s� wzrok. Dziecinna twarz odbija�a si� w
lustrze wisz�cym na �cianie. Piotr spr�bowa� przybra� taki
wyraz twarzy, jaki widywa� u m�czyzn, gdy patrz� na
kobiet�. Zmarszczy� czo�o i spojrza� w d�. Promie� ruszy�
zn�w wolno, ale stanowczo w stron� �ciany, by zaraz w niej
znikn��. Ch�opiec pochyli� si� szybko i obj�� wargami
sutk�.
Przytrzyma� j� i zerkn�� w lusterko. W oczach rozb�ys�y
mu gwiazdy. Nie puszczaj�c wargami sutki, przesun�� j�zyk i
dotkn�� porowatej powierzchni. Fala ciep�a i lekkiej
s�ono�ci przenikn�a go. Promie� umkn�� z pokoju, ksi�yc
pow�drowa� za r�g domu. Matka poruszy�a si�, a ch�opak
b�yskawicznie si� odsun��, udaj�c sen. Mia� zamkni�te oczy.
Us�ysza�, jak ona wstaje. Wysz�a do kuchni. Za moment
szcz�kn�y drzwi do �azienki. Otworzy� oczy. Cisza.
Prze�kn�� �lin�, sutka mia�a smak dojrza�ej oliwki.
Kiedy otworzy� oczy, miejsce matki by�o ju� puste.
Przeci�gn�� si� i wyskoczy� z ��ka. Wyszed� do kuchni.
Drzwi do �azienki by�y uchylone. Matka my�a si� pod
prysznicem. Spojrza� w d�. By� podniecony. Jej m�ode cia�o
pr�y�o si� pod strumieniem wody, kt�ra �cieka�a ca�ymi
rzekami. Matka unios�a lew� nog�. Podmywa�a si�. Odwr�ci�
si� gwa�townie i wr�ci� do ��ka. Po�ciel jeszcze nie
ostyg�a. Po�o�y� si� na brzuchu.
W ten spos�b najbardziej lubi� si� onanizowa�. Ten wyraz:
"onanizowa� si�" wymawia� w my�li z lubo�ci�.
- Piotrek! - rozleg�o si� z �azienki. - Piotrek! -
powt�rzy�a matka. - Wstawaj! Nie wyleguj si�, s�yszysz?
- Onanizowa� si�, onanizowa� si�! - sycza� g�o�no, ale i
tak nie mog�a go s�ysze�. Gdyby us�ysza�a, obruszy�aby si�.
Ta jej minka... M�g� wykorzysta� czas, ale zrezygnowa�.
�ci�gn�� spodnie od pi�amy. Jeszcze podniecony
przemaszerowa� przez pok�j, wal�c bosymi stopami o pod�og� a�
do kuchni na wprost uchylonych drzwi do �azienki. Matka
spojrza�a przez rami�. Przeci�gn�� si�.
- Jak si� nie wstydzisz - powiedzia�a, namydlaj�c piersi
energicznymi ruchami - z tym takim - pokaza�a brod� - tak mi
si� pokazywa�!
- Z czym? - odpowiedzia� niewinnym g�osikiem.
- Ju� nie jeste� taki ma�y - powiedzia�a jakby do siebie,
polewaj�c si� wod� i �cieraj�c myd�o z piersi, brzucha i
wzg�rka.
- Nie rozumiem, mamo - odpowiedzia� i stan�� tak, aby go
mog�a dok�adnie obejrze�.
- Pewno znowu si� gniot�e� - warkn�a. Odwiesi�a
prysznic.
- Ob�udna pinda - powiedzia� bezg�o�nie.
- Co m�wisz?
U�miechn�� si�.
- Nic, mamo.
- Lepiej podaj mi r�cznik - powiedzia�a, odwracaj�c si�
ca�a do niego.
Na w�osach �onowego tr�jk�ta drga�y krople wody. Wszed�
do �azienki. Pachnia�o p�ynem do k�pieli i czym�
nieuchwytnym.
Jedn� r�k� �ci�gn�a czepek k�pielowy. Podszed� do
szafki, jej bia�� powierzchni� pokrywa�a para. Poci�gn�� za
uchwyt i otworzy� drzwiczki. Wyj�� �wie�y r�cznik. Odwr�ci�
si� do matki i wyci�gn�� r�k� z r�cznikiem, ale tak, �e
musia�a wychyli� si�, aby go z�apa�. Zirytowana, gwa�townie
szarpn�a za frot�. Bia�o-l�ni�ce kule piersi uderzy�y o
siebie kilka razy. Natychmiast wymierzy�a Piotrowi policzek
i wyprostowa�a si�. Przesun�� j�zykiem po spuchni�tej
wardze. Zosta� na nim smak krwi, a pod opuszkami palc�w
pozosta�a szorstko�� r�cznika, kt�rym owija�a si� matka.
- Chyba nie masz zamiaru sp�ni� si� na rozdanie
�wiadectw - powiedzia�a wychodz�c z pokoju. By�a w sp�dnicy,
a w r�ku trzyma�a biustonosz. Pomog�a Piotrowi zapi�� muszk�
i wyprostowa�a ko�nierzyk. P�niej przed lustrem zr�cznym
ruchem wsun�a do stanika kule piersi.
- Zapnij - rozkaza�a, staj�c ty�em do Piotra. - Mam
nadziej�, �e w tym roku �wiadectwo b�dzie odpowiednie. Wiesz
o co chodzi!
�ci�gn�� materia� biustonosza i zaci�gn�� pierwsz�
haftk�. Materia� by� twardy i dodatkowo usztywniony.
Ostro�nie przybli�y� twarz do jej plec�w.
- Je�eli mnie zawiedziesz - m�wi�a dalej - zostaniesz
ukarany, jak co roku. Ale w innym przypadku mam dla ciebie
mi�� niespodziank�.
Oboje spojrzeli na kredens. U�miechn�a si� i podesz�a do
ogromnego mahoniowego mebla. Rozpiera� si� na �cianie kuchni
ze l�ni�cymi bokami, bardziej wytartymi przez pokolenia
u�ytkownik�w ni� wypolerowanymi przez stolarza. U g�ry mia�
moc szuflad, ma�ych i wi�kszych. Na samym szczycie wystaj�ce
p�eczki tu� przy �cianie zako�czone figurkami pan�w w
cylindrach i pa� w d�ugich sukniach z trenem. Panie mia�y w
d�oniach wachlarze, parasolki. Panowie laseczki, r�kawiczki
lub cygara. Ca�y korow�d wygl�da� jakby w�a�nie wybiera� si�
na bal. Brzuch kredensu wystawa� na �wier� kuchni i by�
p�katy od szafek i skrytek. Wszystko pokryto p�askorze�bami
o motywach ro�linnych, a na samym �rodku kredensu rozpostar�
skrzyd�a wielki motyl. W�a�nie nad nim pochyli�a si� matka i
otworzy�a lew� stron� kredensu z ogromnym skrzyd�em motyla.
Zerkn�a przez rami� na Piotra i otworzy�a szerzej
drzwiczki.
Musia�a pochyli� si� w g��b, by wyci�gn�� z czelu�ci
poobijan�, ma�� miednic�. Z jej brzegu zwisa�a czarna r�czka
z d�ugimi i cienkimi rzemykami, nazywano to sarni� n�k�,
cho� zako�czenie nie by�o w kszta�cie kopytka. Rzemyki
moczy�y si� w wodzie i wida� by�o na nich drobinki soli.
Zanurzy�a w wodzie r�k� i delikatnie przebiera�a palcami po
rzemieniach. W ko�cu wyj�a j� i posmakowa�a krople wody z
opuszk�w palc�w.
- Rzemyki dobrze naci�gn�y - powiedzia�a i wyprostowa�a
si�.
Piotr opu�ci� g�ow�.
- Zapnij�e wreszcie - warkn�a i zn�w odwr�ci�a si� do
niego ty�em. �ci�gn�� pasek mocniej i zacisn�� dwie ostatnie
haftki.
- Ale jest tam te� co� innego - doda�a. - Je�eli
przyniesiesz odpowiednie �wiadectwo.
Przeci�gn�a kciukiem pod materia�em biustonosza i
poprawi�a go. Wysz�a z kuchni, a Piotr podszed� do kredensu.
Musia� troch� stan�� na palcach, by otworzy� drzwiczki nad
p�askorze�b� motyla. Tancerz sta� w ca�ej krasie. Na g�owie
mia� fiku�ny kapelusik w s�omkowym kolorze, taki, jakie
nosili minstrele i bardzo wytworny surducik ze z�oconymi
guzikami. Eleganckie spodnie smokingowe okrywa�y jego nogi,
a stopy gin�y w masie czekoladowej. Dooko�a estradki
pokrytej czarno-bia�ymi pasami, na kt�rej sta� tancerz,
bieg� napis "Z okazji promocji do czwartej klasy". Tort by�
naprawd� pi�kny. Najwspanialszy by� tancerz. Spojrza�
jeszcze raz na niego i u�miechn�� si� do wspania�ego
d�entelmena, jak go okre�li� w my�lach. Mia� zamkn��
kredens, gdy nagle tancerz wyci�gn�� r�k� i szepn��.
- Zaczekaj...
Piotr znieruchomia� i sta� oniemia�y. Tancerz energicznym
ruchem poprawi� kapelusik.
- Nie spodziewa�e� si� czego� takiego, Piotrze? -
powiedzia� tancerz i u�miechn�� si�.
- Musz� zmyka� - odpar� ch�opiec najciszej jak potrafi�.
- Ona zaraz wr�ci.
- Nie tak szybko - odpowiedzia� d�entelmen, znacz�co
kiwaj�c g�ow�. - Mizdrzy si� teraz przed du�ym lustrem.
Chwil� milczeli i patrzyli na siebie.
- Wiesz, jak si� nazywam? - zapyta� tancerz i spojrza�
zawadiacko spod ronda.
Piotr pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- Marcepanowy Tancerz. Marcepanowy to imi�, a Tancerz
nazwisko - rzek� i wypi�� dumnie pier�. Pod surducikiem mia�
cudown� kamizelk� w pr��ki i gwiazdki.
- Znam tylko Marcowego Zaj�ca - odpowiedzia� ch�opiec. -
Nigdy nie s�ysza�em o...
Tancerz uczyni� szybki ruch r�k�, co mia�o oznacza�, �e
wie o tym.
- Doskonale znam Marcowego Zaj�ca, bo sam jestem
Marcepanowym Tancerzem i to jedynym - pochyli� si� w stron�
ch�opca z bardzo powa�n� min� - w ca�ym uniwersum. Wiesz, co
to jest uniwersum?
- �wiat? - szepn�� Piotr.
- Je�eli rozumiesz przez to wszech�wiat, to tak - spl�t�
d�onie za plecami.
- Musisz si� czu� bardzo samotny - szepn�� ch�opiec
i spojrza� niespokojnie w stron� drzwi pokoju.
- Ani troch� - obruszy� si� Tancerz. - Wr�cz przeciwnie.
To jest wspania�e, bo jestem niepowtarzalny.
- Aha.
- Ale z tob� mog� si� zaprzyja�ni� - klasn�� w r�ce.
Piotr wzruszy� ramionami.
- Co, nie chcesz!? - wrzasn�� Tancerz.
- Nie o to chodzi - odpowiedzia� ch�opiec - tylko nie
widz� w sobie nic ciekawego. Podejrzewam, �e nie warto si�
ze mn� przyja�ni�. Zawsze jestem najgorszy... we wszystkim -
doko�czy� cicho.
- Histeryzujesz! - zaprotestowa� Tancerz. - Lepiej mnie
st�d zabierz i b�dziemy przyjaci�mi!
Piotr cofn�� si� gwa�townie. Policzek zapiek�. Matka z
g�uchym �oskotem zamkn�a kredens.
- Kto ci pozwoli� tam zagl�da�! - wydar�a si�. - Chcesz
zarobi� w pap� z drugiej strony?
Odruchowo zas�oni� si� �okciem. Nie wiedzia�, czy dalej
b�dzie go bi�.
- Kwiaty s� w pokoju - powiedzia�a.
Na stole pod oknem le�a� bukiet owini�ty w celofan. Gdy
Piotr si�gn�� po kwiaty, jego twarz odbi�a si� w ciemnym
blacie. Celofan zaszele�ci�. Pow�cha� bukiet i poczu� wo�
plastiku. Skrzywi� si� i wyszed� z pokoju. Matki ju� w
kuchni nie by�o.
- Pr�dko! - rozleg� si� natarczywy szept z kredensu.
Na jego blacie sta�y dwa srebrne smoki po��czone �apami.
Mi�dzy nimi tkwi�y papierowe husteczki. Piotr wyci�gn��
jedn� i rozpostar� tu� obok szpon�w smoka.
Szybko otworzy� drzwi kredensu i ostro�nie chwyci�
Marcepanowego Tancerza. Uni�s� go do g�ry, a Tancerz mrugn��
porozumiewawczo. Piotr delikatnie po�o�y� go na serwetce i
owin�� jak kocem. Nast�pnie wsun�� do bocznej kieszeni
marynarki.
- Idziesz wreszcie, guzdra�o? - krzykn�a matka z
korytarza.
Wyszed� z mieszkania. Matka zamkn�a drzwi na du�y i ma�y
klucz. Zatrzyma�a si� na werandzie, a na jej twarz pad�o
�wiat�o dnia, przedostaj�ce si� przez kolorowe szybki
szklanych �cian. Naci�gn�a przewiewne r�kawiczki.
- Jest ch�odno - powiedzia�a do siebie, gdy wychodzili na
zewn�trz.
Topole szumia�y jak w maju albo w kwietniu, a nie pod
koniec czerwca. Matka ruszy�a przed siebie, nie ogl�daj�c
si�. Piotr poczu�, �e Tancerz przekr�ca si� w kieszeni, a
potem us�ysza� jego szept.
- Fajnie, �e jeste�my przyjaci�mi. Znam wiele rzeczy,
kt�re ci si� spodobaj�.
- Ciszej! Ona us�yszy... Bardzo chcia�bym mie�
przyjaciela - doko�czy� bezg�o�nie.
- Ju� go masz - us�ysza� szept Marcepanowego Tancerza.
W dzikim sadzie wiatr szarpa� drzewa. Chwyta� ga��zie
wi�ni, jab�oni, czere�ni opuszczonych przez ludzi i
potrz�sa� nimi zawzi�cie, str�caj�c resztki kwiat�w na g�st�
i wysok� traw�. Ga��zie pochyla�y si� ku twarzy matki, ale
nie wymierza�y ciosu, tylko cofa�y si� w p� drogi. Matka
nagle zatrzyma�a si�.
- Spotkamy si� w szkole - rzuci�a do Piotra i natychmiast
zawr�ci�a.
Zobaczy�, jak wymijaj�c drzewa i g�stsze k�py traw
schodzi w stron� kolorowych dom�w w dolinie.
- Tylko po�piesz si� - us�ysza� jeszcze jej g�os.
Odetchn�� i rzuci� si� biegiem mi�dzy rozchybotanymi
drzewami. Konary jab�oni i wi�ni wczepia�y si� w niebo, a
sad nagle urwa� si�... Jedynie wybuja�a trawa spod drzew
sp�ywa�a �agodnie ku �cie�ce prowadz�cej do przystanku
autobusowego. Po bokach �cie�ki trawa zachowa�a wilgo�,
mimo �e nie pada� deszcz i by�o ju� do�� daleko od poranku.
Piotr zatrzyma� si� w po�owie �cie�ki. O trzy kroki w lewo
wznosi� si� parkan zbity z szerokich, wybrakowanych desek.
Pod nim wybrzusza�a si� g�ra trocin. Przystan��. Za
ogrodzeniem s�ycha� by�o prac� pi�. Wyci�gn�� Marcepanowego
Tancerza z kieszeni.
Wolno i z namaszczeniem wkroczy� na paruj�ce wilgoci�
trociny, kt�re ugina�y si� i powraca�y do poprzedniego
stanu, gdy tylko post�pi� dalej. Zatrzyma� si� przy samym
p�ocie. Wyci�gn�� przed siebie d�o�, na kt�rej lekko
chwiej�c si� sta� Marcepanowy Tancerz.
- Czemu si� tu zatrzyma�e�? - dopytywa� si� Tancerz, a w
jego g�osie da�o si� wyczu� drobiny strachu.
- Ty mi si� ujawni�e� - odpowiedzia� Piotr - poznasz wi�c
moj� najwi�ksz� tajemnic�.
Tancerz przest�pi� z nogi na nog�, co mog�o znaczy�, �e
ju� nie mo�e si� doczeka�.
- S�yszysz te d�wi�ki, to jest tartak - wyja�ni� Piotr.
- Tartak - powt�rzy� Tancerz z namys�em i spojrza�
pytaj�co.
- Tu robi si� wszystko z drewna, rozumiesz?
Tancerz pokiwa� g�ow� i zaraz przyjrza� si� Piotrowi
zdziwiony.
- To jest ta tajemnica? - spyta�.
- Lepiej pos�uchaj pi�y. S�yszysz, jak pracuje?
Tartak �y�, a pi�y zach�ystywa�y si� robot�, bior�c coraz
wy�sze tony. P�ot wydziela� intensywny zapach.
- Pachnie tajemniczo - powiedzia� Tancerz.
- Rzeczywi�cie - odpowiedzia� Piotr, nadal nic nie
wyja�niaj�c - bardzo tu przyjemnie.
Pochyli� si� i ostro�nie od�o�y� kwiaty na bok. Nie
patrz�c na Tancerza, rozgarnia� trociny. By�y wilgotne i
ciep�e. Smu�ki pary unosi�y si� w miejscach, kt�re wzruszy�y
jego palce. Wreszcie znalaz�, co szuka�.
- Sp�jrz - szepn�� do Marcepanowego Tancerza.
Tancerz cofn�� si� gwa�townie, w zag��bienie d�oni
zakrywaj�c r�koma twarz. Z rozpulchnionych trocin wype�z�
ogromny i ol�niewaj�co bia�y robak. Wywija� potworn� liczb�
n�g, jeszcze bielszych ni� brzuch. �wiat�o musia�o go
m�czy�, bardzo chcia� si� schowa�, ale nie potrafi� zakopa�
si� w pod�o�e.
- Jest ohydny! - wrzeszcza� Tancerz, chowaj�c si� mocniej
w zag��bieniu d�oni. - Potw�r! Kiedy na niego patrz�, to
chce mi si�...rzyga� ze strachu!
Piotr u�miechn�� si� i kiwn�� g�ow�.
- W�a�nie - potwierdzi� - jest taki wstr�tny i
majestatyczny! To jest JAHWE! Rozumiesz - doda� szeptem.
- On - szepn�� przera�ony Tancerz.
- Oczywi�cie. On si� u-po-sta-cio-wa� - wym�wi� wolno
i majestatycznie.
Marcepanowy Tancerz opu�ci� d�onie.
- Jest go tu tysi�ce, pleni si� - szepta� Piotr. - Nikt
nie jest tego �wiadom - ostatnie s�owa wypowiedzia� z
namaszczeniem.
Tancerz zmarszczy� brwi.
- Nikt o tym nie wie, �e tu mieszka B�g! Mieszka w nich -
pokaza� na robaka.
- Jeste� pewien, �e on tak wygl�da? - Tancerz unika�
s�owa B�g.
Piotr roze�mia� si�.
- Widzia�e� kiedy� co� takiego? - wykrzykn�� i doda�
znacz�co. - Nie ma go w �adnej ksi��ce.
- Co� takiego! - mrukn�� Tancerz.
- Sam widzisz! On si� tu ukrywa. B�g zawsze jest zakryty.
- Aha - odpowiedzia� Tancerz. - Rozumiem, ale czemu on
si� ukrywa?
- To przecie� oczywiste - Piotr zrobi� powa�n� min� - to,
co wa�ne, zawsze jest zakryte. Wa�ne wiadomo�ci przeznaczone
s� dla wybranych. Teraz wiem na pewno, �e b�dziesz moim
przyjacielem. Okry� ostro�nie i dok�adnie Tancerza serwetk�
i podni�s� z trocin bukiet. Trociny osypa�y si� z celofanu i
przykry�y robaka.
Przed wychowawczyni� pi�trzy� si� stos bukiet�w. Piramida
celofanu i �odyg. Piotr stara� si� dostrzec, kt�ry to jego,
ale bezskutecznie. Andrzej szturchn�� go w bok, a on
przytrzyma� go za �okie�. U�miechn�li si� do siebie.
- Widzisz, jakie ma cyce! - szepn�� Andrzej. - Nie
mieszcz� si� w kiecce. - Policzki zaczerwieni�y mu si� - Jak
my�lisz, m�� j� wali w te cyce?
- Noooo. W sam �rodek.
Andrzej wymownie spu�ci� wzrok na d�. Nogawk� kr�tkich
spodni mia� podci�gni�t� a� po pachwiny.
- Zobaczysz, �e kiedy� wpadniesz - sykn�� Piotr.
Andrzej wzruszy� ramionami.
- Chcesz go dotkn��?
- Co� ty - obruszy� si� - zosta�bym zbocze�cem.
- E tam - mrukn�� Andrzej - Ja tam mog� z ka�dym.
- Andrzej Iwi�ski - wyczyta�a wychowawczyni.
Kolega zgrabnie zsun�� nogawk�, jednocze�nie wstaj�c.
Wyszed� z �awki i mrugn�� do niego. Piotr te� u�miechn�� si�
dyskretnie i nagle us�ysza� szept Marcepanowego Tancerza.
- Nie wiedzia�em, �e masz przyjaciela - w g�osie Tancerza
s�ycha� by�o gorycz.
- To nie przyjaciel - obruszy� si�. - On uczy si�
najlepiej, ja najgorzej, wi�c posadzili nas razem - doda�
tonem wyja�nienia.
Nauczycielka pochyli�a si� z u�miechem i poca�owa�a
Andrzeja w czo�o. Ch�opiec z powa�n� min� przytuli� si� do
niej, wciskaj�c twarz w obfity biust.
Wychowawczyni wyprostowa�a si�, k�ad�c mu r�k� na g�owie.
- �ycz� ci, Andrzejku, aby� zawsze by� prymusem i
wsz�dzie! - pier� jej zafalowa�a, a g�os zadrga�.
Rodzice st�oczeni w ko�cu sali pochrz�kiwali z
zadowolenia; posypa�y si� oklaski.
- Prosi�ta si� odezwa�y - rozleg� si� za nim szept.
Odwr�ci� si�. Basia spod swojej pi�knej czuprynki
zmierzwionej nad czo�em u�miecha�a si� do niego. Pierwszy
raz od tamtego czasu, kiedy spr�bowa�... Wyci�gn�� r�k� i
dotkn�� nie�mia�o czubk�w jej palc�w.
- Co jest? - zapyta�a. - Przecie� w przysz�ym roku zn�w
si� spotkamy. - Ale nie cofn�a r�ki, tylko spod d�ugich rz�s
przygl�da�a mu si� uwa�nie.
- Ca�y widz� si� w twoich oczach - szepn��.
Obj�a jego palce i �cisn�a delikatnie.
- Do wrze�nia - szepn�a i cofn�a pr�dko d�o�, bo kolega
wraca� ze �wiadectwem na miejsce.
Andrzej z dum� po�o�y� �wiadectwo przed sob�, a Piotr
z rezygnacj� opar� si� o �awk�.
- Nie p�kaj - mrukn�� Andrzej.
Tancerz poruszy� si� w kieszeni i szepn��.
- Czy ona si� na ciebie gniewa�a?
Stara� si� tak odpowiada�, aby Andrzej nic nie zauwa�y�.
- To troch� kr�puj�ce - wydusi�.
- Iii? - dociska� Tancerz.
- Nic takiego - sapn�� - na zabawie chcia�em... -
przerwa�.
- Chcia�e�? - nie rezygnowa� Tancerz.
- Dotkn��em j� tam, gdzie wiesz.
- Tam, gdzie m�czy�ni dotykaj� kobiet, gdy chc� si� z nimi
kocha�? - u�ci�la� Tancerz.
- Tak - mrukn�� zirytowany. - Ale ja j� kocham - doda�
szybko. - O�eni� si� z ni�, czy zachowa�em si� niew�a�ciwie?
Przecie� j� kocham!
- Kochasz - mrukn�� Tancerz. - Taak, a co w�a�ciwie
ta�czyli�cie? - zapyta�, jakby to by�o najwa�niejsze.
- Potrafi� tylko twista i angielskiego walca - odpar�
Piotr i niespokojnie rozejrza� si� po sali. Zbli�a�a si�
chwila, kiedy nauczycielka go wywo�a. D�onie spoci�y mu si�
i zasch�o w gardle.
- Ja potrafi� wszystko zata�czy� - chwali� si�
Marcepanowy Tancerz. - Nawet ta�ce, kt�rych jeszcze nie ma !
Szczeg�lnie jednak lubi� tango figurowe. Dlatego zosta�em
tancerzem. Je�eli chcesz, naucz� ci� ka�dego ta�ca, a
zw�aszcza tanga.
- Id��e ju�! - szturchn�� Piotra Andrzej. - Przecie�
babsko zesra si� ze z�o�ci. Wyczyta�a ci� drugi raz!
- Piotr Wrzesi�ski! - powt�rzy�a. Patrzy�a na Piotra z�ym
wzrokiem, gdy podchodzi� do katedry.
- Umiem te� czarowa� - szepn�� Tancerz. - Powiedz tylko
�yczenie.
Nad tablic� wida� by�o zacieki, a w k�cikach ust
wychowawczyni spienion� �lin�. Na lewym policzku pot zmy�
puder i Piotr zobaczy�, �e ma bia�� i piegowat� cer� jak
wiejskie kobiety. Piersi opi�te przez materi� sukienki
zafalowa�y nad nim i rzuci�y cie� na twarz.
- Nie jest to specjalnie dobre �wiadectwo! - nauczycielka
zaakcentowa�a s�owo dobre - ale zawsze promocja do czwartej
klasy! Mo�e w niej - waln�a Piotra otwart� d�oni� w czo�o -
obudzisz si�.
Rodzice roze�miali si� przymilnie.
- Na miejsce! - pchn�a go gwa�townie w stron� �awek, a�
Piotr si� zachwia�. Wzbudzi�o to zn�w kaskad� �miechu.
- Niezgu�a - us�ysza� jeszcze jej syk.
Matka zmi�a �wiadectwo i rzuci�a mu w twarz.
- Doigra�e� si� - powiedzia�a ze zjadliwym u�miechem. -
Ani jednej czw�rki. Popami�tasz ten dzie�!
Z rozmachem otworzy�a kredens. Tort trwa� wynios�y i
wspania�y nawet bez Marcepanowego Tancerza. Piotr nie
potrafi� oderwa� od niego wzroku. Uchwyci�a od spodu tac� i
wyci�gn�a tort. Nios�a go wyprostowana, z zawzi�tym wyrazem
twarzy. Wymin�a Piotra, rozsiewaj�c cudowny zapach lukru,
wanilii, czekolady i jeszcze czego� bardzo przyjemnego. Nie
zamkn�a drzwi do �azienki, aby widzia� wszystko. Cisn�a
tort do klozetu, a talerz rzuci�a do zlewu. Wr�ci�a do
kuchni i z rozmachem zatrzasn�a drzwi. Otworzy�a kredens
na dole. Piotr cofn�� si� pod �cian�. Zamkn�� oczy.
- Zaczekaj - powiedzia�a niespodzianie - zdejm� kieck�,
jeszcze si� uwalam.
Uchyli� powieki. Matka sta�a na �rodku, w biustonoszu, na
kt�rym wyt�oczono dwie ogromne czarne r�e i w pasie do
po�czoch takiego samego koloru. Pas okrywa� j� od p�pka do
po�owy uda. R�wnie� by� w r�e. Metalowe zapinki u szczytu
pasa zamigota�y, gdy podnios�a r�k� i uderzy�a Piotra
rzemykami przymocowanymi do sarniej n�ki.
Poczu�, jak sk�ra na plecach i g�owie rozst�puje si� pod
razami. Przesta� p�aka�, cho� b�l by� niezno�ny, i tylko
patrzy�. Spod pachy wystawa�y jej czarne w�osy, takie same
jak na wzg�rku �onowym.
- �yczenie - us�ysza� natr�tny szept Tancerza.
Wymierza�a razy jeden za drugim. Zapinka od pasa
odskoczy�a i uderzy�a Piotra w twarz. Policzki mia� suche,
ale za uchem �cieka�a stru�ka krwi.
- Chc�, �eby umar�a. Tak, �eby umar�a - wyszepta�.
Po chwili rana pod okiem r�wnie� zacz�a krwawi�.
Tancerz sta� w po�wiacie ksi�yca i dyrygowa� Piotrem.
Matka nie nocowa�a w domu, ale tak jest nawet lepiej,
powiedzia�. S�uchaj�c wskaz�wek przyjaciela Piotr wzi��
najwi�ksze zdj�cie matki. Otoczy� je jej szalikiem,
znalezionym na dnie szafy w pokoju. Po obu stronach tego
o�tarzyka zapali� �wieczki. Zadowolony Tancerz zatar�
d�onie.
- Teraz najwa�niejsze - rozkaza� - zapal zapa�k� i wypal
jej oczy.
Na twarzy matki powsta�y dwie wielkie dziury. �lepa matka
�mia�a si� rado�nie przytulona do du�ego m�czyzny.
- Bardzo dobrze - powiedzia� Tancerz - dotknij, teraz
swojej lewej strony, o tu - pokaza� mu.
- Tam jest serce.
- O tak - ucieszy� si�, gdy Piotr to zrobi�. - Wbij jej
ostrze - powiedzia�, pokazuj�c n�. - W samo serce, ju�!
Zamachn�� si�. Zdj�cie zgrzytn�o pod ostrzem. Matka z
wbitym no�em nadal u�miecha�a si� do du�ego m�czyzny.
- Zostaw j� i pozw�l dzia�a� czasowi - powiedzia� Tancerz
i doda�. - Naucz� ci� czego�.
Piotr wyszed� na �rodek kuchni tak, jak mu kaza�
przyjaciel.
- Pomy�l, �e obejmujesz t� dziewczyn� z grzywk� -
zach�ca� Tancerz. - Podstawowe figury w tangu wygl�daj�
tak...
Doro�li z powag� g�askali go po g�owie, a lekarz
u�miecha� si� bardzo mi�o.
- Nie martw si� - rzek�, prowadz�c go szpitalnym
korytarzem. - Mama wyjdzie z tego. Na szcz�cie to nie
zawa�, ale silny atak. Ju� jest du�o lepiej, zobacz.
Matka unios�a si� na �okciu i u�miechn�a. Wcale nie
wygl�da�a na chor�.
- Synu - powiedzia�a i wyci�gn�a do niego r�ce.
Nie lubi� szpitala, jego atmosfery i tych wszystkich
zapach�w.
Dzie� by� upalny. Pierwszy dzie� prawdziwego lata. W
dzikim sadzie drzewa sta�y nieruchomo oblewane potokami
s�o�ca.
- Szkoda, wielka szkoda - powiedzia� Piotr do Tancerza,
gdy zatrzymali si� pod parkanem tartaku. - Niedobrze, �e
mnie ok�ama�e�.
Pi�y czyni�y potworny jazgot, jak zawsze. Trociny
parowa�y obficie i by�o ich wi�cej ni� poprzednio.
- Ale� co ty m�wisz! - obruszy� si� Tancerz.
- Nie umar�a - odpowiedzia� twardo, uwa�nie przygl�daj�c
si� trocinom.
- Ale dosta�a wspania�� nauczk�! - wykr�ca� si�
Marcepanowy Tancerz.
- Nie umar�a - powt�rzy� Piotr z uporem.
- Co wtedy sta�oby si� z tob�? - zapyta� Tancerz.
- Nie, Tancerzu - odpowiedzia�. - Przyjaciel tak nie
post�puje. Mia�e� j� zabi�!
- Powtarzam, co wtedy sta�oby si� z tob�? - zapyta�
Tancerz zirytowanym g�osem.
- Nic, dor�s�bym. Jestem m�ody, mam przed sob� �wiat, ale
ona �yje!
Podci�gn�� koszul� na plecach. Rany ledwo si� zabli�ni�y.
- Widzisz!? - krzykn��.
- Minie - powiedzia� Tancerz i zas�oni� d�oni� oczy.
Piotr pokiwa� g�ow� i podni�s� wy�ej Tancerza, tak �e
s�o�ce zal�ni�o na jego kamizelce. Zaiskrzy�o si� w z�otych
guzikach.
- Nie chcesz patrze�? Jeste� zdrajc�! B�dziesz ukarany! -
wysycza� do ucha dawnego przyjaciela.
Raptownie wyprostowa� si� i szybko rozgrzeba� trociny.
Wype�z�y trzy ob�lizg�e robaki. Wi�y si� przera�one nag��
�wiat�o�ci�.
- Pi�kne s�o�ce - powiedzia� w przestrze�.
- Przesta� - przerazi� si� Tancerz.
Wyci�gn�� przed siebie Marcepanowego Tancerza. Patrzyli
na siebie nieruchomym wzrokiem.
- Pan ci� ukarze - powiedzia� to spokojnym i mocnym
g�osem.
Gwa�townym ruchem urwa� g�ow� Marcepanowego Tancerza, a
jego samego cisn�� mi�dzy o�liz�e kszta�ty k��bi�ce si� w
s�o�cu.
- B�g ci� ukarze! - krzykn�� do urwanej g�owy, kt�ra
otwiera�a usta i �miesznie wywraca�a oczyma.
Spojrza� w d�, robaki dobra�y si� do marcepanowego
cia�a. Znika�o b�yskawicznie, cho� nie by�o wida�, jak je
po�eraj�. Spojrza� znowu na samotn� g�ow� Marcepanowego
Tancerza, podni�s� j� do g�ry i podrzuci� wysoko, do s�o�ca.
Otworzy� usta i lekko wysun�� j�zyk, a� wyl�dowa�a na nim
g�owa w kapeluszu minstrela. Cofn�� j�zyk i zamkn�� usta.
Marcepanowy Tancerz ugryz� go nagle i mocno. Piotr
u�miechn�� si�. Zdecydowanym ruchem rozgryz� g�ow� i wolno
po�yka�. Mia�a smak kartoflanej m�ki. Spojrzeniem poszuka�
resztek Tancerza, ale robaki znikn�y same. B�g si� ukry�.
Piotr prze�kn�� �lin� i wyci�gn�� j�zyk.
Na koniuszku mieni�a si� w upalnym s�o�cu du�a kropla
krwi. Poczeka�, a� zaschnie i s�o�ce wypali j� na wi�r.