5639
Szczegóły |
Tytuł |
5639 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5639 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5639 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5639 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WOJCIECH SZYDA
Tajna krucjata Alicji
Inkluz - wed�ug dawnych wierze� ludowych duch, si�a
dobroczynna w jakim� przedmiocie, np. amulecie, monecie
dostarczonej przez skrzata, powracaj�cej zawsze do
w�a�ciciela dzi�ki zawartej w niej mocy.
S�OWNIK MIT�W I TRADYCJI KULTURY
Inkluzja - cia�o obce, kt�re zosta�o we wn�trzu minera�u
podczas jego krystalizowania si�.
S�OWNIK WYRAZ�W OBCYCH
1. SANDRO LARKIN
Go��b wyl�dowa� na parapecie. Sandro Larkin ockn�� si� z
rozmy�la� i uchyli� okno. Korporacja "Amber" szybko
wywi�za�a si� z umowy - tydzie� temu zg�osi� si� do Poczty
Terapeutycznej i ju� otrzymywa� przesy�k�. Ptak czeka� na
odbi�r listu, ale Sandro zwleka�. Pochylony nad parapetem
splun�� i obserwowa�, jak �lina znika w deszczu, przy
dolnych pi�trach. "Zupe�nie jak ludzie w tym mie�cie..."
Deszcz przygn�bia�, wywo�ywa� dziwne skojarzenia. Oczy
go��bia przypomina�y amulety inkluzjan. Nale�a�y do
pocztowego ptaka, lecz Sandro dostrzega� w nich owady
zatopione w bursztynie. Sk�d te skojarzenia? Pewnie przez
powi�zania korporacji z ruchem inkluzjan. Ogl�da� ostatnio
wywiad z jej prezesem, zagorza�ym zwolennikiem nowej wiary.
Zamiast n�g ptak mia� magnetyczne wypustki z zaczepionym
tubusem. Sandro odczepi� rurk�, wyj�� list, a gdy
zainstalowa� na powr�t pusty tubus-kopert�, ptak wzbi� si� w
powietrze. Sandro zatrzasn�� okno i usiad� na krze�le. Na
stoliku obok le�a�a inkluzja. Wczoraj, gdy wyrzuca� �mieci,
ujrza� br�zowy kamie� przyklejony do klapy zsypu. Wzi�� go
i po�o�y� na widocznym miejscu. To dlatego wszystko kojarzy
mu si� z nowym ruchem religijnym. Prawda, jako taks�wkarz,
parokrotnie wozi� te� ludzi zrzeszonych w sekcie.
Odwin�� list. Zielon� papeteri� pokrywa�o r�wne, �adne
pismo kobiety, kt�rej nigdy nie widzia�. Na dole podpis "Twoja
Sylwia". Sylwia... - powt�rzy� w my�lach. - Dziewczyna, z
kt�r� b�d� wymienia� korespondencj� terapeutyczn�.
Drogi Sandro!
To mi�o, �e pozwoli�e�, bym napisa�a pierwsza. Podobno
pocz�tki s� zawsze najtrudniejsze, ale ja mam tyle do
powiedzenia! Na razie jeste�my sobie obcy, lecz to na pewno
si� zmieni. Moja szefowa m�wi, �e tylko pierwszy krok jest
trudny. Kiedy odpiszesz, b�dziemy mieli go za sob�. My�l�,
�e epistoloterapia to cudowny pomys�. Sprawia, �e ludzie
nie czuj� si� ju� samotni, bo maj� kogo�, komu mog� napisa�
o swoich zmartwieniach. Odk�d sprowadzi�am si� do Amodos,
czuj� si� taka rozbita ! Mam nadziej�, �e nied�ugo to si�
zmieni. Poza tym to takie mi�e i romantyczne, kiedy pod
twoje okno przylatuje go��b, a ty wr�czasz mu list i
programujesz adres.
Ale najpierw si� przedstawi�. Na imi� mam Sylwia i
pracuj� jako tancerka w nocnym klubie...
2. KLAUS HERTOGENBOSCH
Komendant Policji Klaus Hertogenbosch siedzia� w
gabinecie i rozmawia� przez telefon.
Z wygl�du przypomina� muskularnego wieprza lub spasionego
buhaja (zoomorficzne skojarzenia jego podkomendnych na tym
si� wyczerpywa�y), z charakteru nale�a� do klasycznych
ponurak�w. Prywatnie nie by� narcyzem ani oci�a�ym
smutasem przeklinaj�cym na widok swojego odbicia w lustrze.
Przeciwnie, uwa�a�, �e s�uszna postura plus dodatkowe
kilogramy plus powa�na fizjonomia �wietnie pasuj� do szefa
glin. Wyczyta� gdzie�, �e przeci�tny cz�owiek tak w�a�nie
wyobra�a sobie policjanta i to wbija�o go w dum�. Wygl�d
plus charakter plus zawodowe do�wiadczenie oto elementy
sk�adowe policjanta doskona�ego. Dope�nienie - ca�kowite
po�wi�cenie si� wykonywanej pracy. �ycia prywatnego w
zasadzie nie prowadzi�, wszak by� funkcjonariuszem
publicznym, a to do czego� zobowi�zywa�o. W rezultacie
postanowi� upubliczni� sw� prywatno��: sta� si�
uciele�nieniem zawodu, a zaw�d sta� si� uciele�nieniem
Klausa Hertogenboscha. W ten spos�b osi�gn�� harmoni�.
Pomimo tuszy silny, odporny i sprawny fizycznie, mo�na
powiedzie�, �e by� typem twardziela.
Pal�c cygaro, wykrzykiwa� do s�uchawki.
- �e co?... �e nast�pi zag�ada miasta?... Kiedy?... Za
dwa tygodnie?... Wam te� to powiedzia�?...
Wyja�nienia porucznika Questa przerwa�y mu tylko na
chwil�.
- Spr�bujcie przes�uchania z u�yciem hipnozy - wo�a�
komendant. - Je�li syntetyki nic nie daj�... Bzdura,
kolego! Ten przyjemniaczek na trze�wo plecie takie same
bzdury jak na haju. Nie ma co traci� czasu. To �wir, ale ja
wiem, �e co� ukrywa. Macie wydusi� z niego TO CO�; chc�,
�eby�cie wy��li jego psychik� jak szmat�. Wtedy skapnie
jaka� cenna informacja... Tak... Tak... Wykona�!
S�uchawka wyl�dowa�a na wide�kach.
Klaus Hertogenbosch podszed� do okna. By� spi�ty. My�la�
o fanatyku, kt�rego wczoraj przes�ucha�. Przedwczoraj go
uj�li - szale�ca pruj�cego z ostrej amunicji do przechodni�w.
Wariat krzycza�: "Uwalniam was od grzechu!" i kasowa� kogo
popadnie. Zanim dosta� pocisk usypiaj�cy, zastrzeli�
trzydzie�ci dziewi�� os�b. To nie pierwszy taki wypadek w
karierze Hertogenboscha. Uzbrojeni paranoicy byli prawdziw�
plag�. Tutaj r�nica polega�a na rekordowym odstrzale i
stopniu ze�wirowania. Psychiatrzy stwierdzili tzw. ob��d
pos�annictwa objawiaj�cy si� poczuciem misji. M�g� nawraca�
s�owem, ale postanowi� po��czy� przyjemne z po�ytecznym i
urz�dzi� sobie strzelnic�. Domoros�y kap�an-morderca -
my�la� komendant. - Nawiedzony skurwiel, najch�tniej
skopa�bym go na �mier�...
Przes�uchanie zacz�o si� standardowo: kto, gdzie i kiedy?
Jednak Hertogenbosch nie otrzyma� odpowiedzi. Fanatyk
powtarza�, �e jest sze��set sze��dziesi�tym sz�stym
wcieleniem proroka Ezechiela i �e kosmiczna rasa planuje
podb�j Amodos. - Zastrzel si� albo zwariuj, p�ki nie jest
za p�no - pohukiwa� na komendanta. Na pytanie, jak mo�na
zwariowa�? - odpar�: - To bardzo proste. Trzeba przez ca�y
dzie� nie je��, nie pi� i nie wychodzi� z mieszkania. Nale�y
czyta� Lautreamonte'a i ogl�da� obrazy Boscha, pali�
papierosy, pi� kaw� i s�ucha� p�yt z muzyk� �mierci... -
Zw�aszcza ostatnie zalecenie popsu�o komendantowi humor. W
mieszkaniu Ezechiela znaleziono kolekcj� p�yt z muzyk�
ostatniego tchnienia, kompozycjami techno zmiksowanymi z
j�kami u�miercanych.
Hertogenbosch spojrza� na zegarek. Nic tu po nim. Zamkn��
walizk� i opu�ci� gabinet. Przed gmachem komendantury
os�upia�. Na �cianie widnia�o graffiti. Przemkn�o mu przez
my�l, �e to szczyt bezczelno�ci, ale podszed� i przeczyta�.
Rysunek przedstawia� czarn� kul� przebit� no�em, a napis
g�osi�: ZIEMIA JEST PIEK�EM INNEJ PLANETY.
Jutro trzeba b�dzie zamalowa� - pomy�la� ze z�o�ci�,
kieruj�c si� w stron� parkingu. Kl�� pod nosem.
3. JANEK PANTERA
Dooko�a by�o osiedle prostok�tnych blok�w. M�czyzna w
rozpi�tym czarnym p�aszczu sta� na balkonie. Pod spodem nie
nosi� bielizny, wi�c postronny obserwator m�g�by uzna� go za
ekshibicjonist�. Jednak m�czyzna nie mia� takich
sk�onno�ci. Trzyma� sztucer przytkni�ty do policzka i
ogl�da� niebo. Szaro�� brudnych mydlin, w dole miasto tak
martwe jak pogoda - wszystko zdawa�o si� szepta�: znienawid�
mnie!... M�czyzna umia� s�ucha� takich pr�b. Z okiem
przytkni�tym do celownika odprawia� seans nienawi�ci -
symbolicznie rozstrzeliwa� rzeczywisto��. Ka�dy dzie�
wita� w ten spos�b.
Nazywa� si� Janek Pantera. Zewn�trznie nie r�ni� si� od
innych ani z wygl�du, ani z obycia. Odmienno�� tkwi�a w
�rodku. Koronn� cech� ekscentryka jest niepojmowanie w�asnej
odmienno�ci. Janek osi�gn�� ten etap: b�d�c przekonany o
w�asnej wyj�tkowo�ci, nie traktowa� jej jak dziwactwa.
Terapi� mog�aby by� opinia znajomych, mia� ich jednak
niewielu i widywa� rzadko. Powierzchowne kontakty z lud�mi
pozwala�y mu gra� kogo�, kim nie by�. Maskowa� si�
umiej�tnie i w efekcie nikt nie podejrzewa�, �e Janek
Pantera uwa�a si� za ostatniego krzy�owca.
Dawniej my�la� o za�o�eniu zakonu, jednak natura
samotnika nie pchn�a go w tym kierunku. Postanowi� dzia�a�
sam. Ustanowi� w�asny kodeks rycerski, zwyczaje i obrz�dy.
Czu� wznios�o�� swego powo�ania. Nigdy nie my�la� o sobie:
Janek Pantera. Wola� przydomki o brzmieniu patetycznym:
M�ciciel Graala, Anio� Przemocy, Rycerz Zmierzchu... Uwa�a�,
�e �wiat pogr��y� si� w kryzysie, poniewa� znikn�� szacunek
dla formy. Sam bardzo szanowa� rytualno��.
Janek podpada� prawnie pod kategori� fanatyka broni.
Istnia� na to dow�d: obwieszone sprz�tem wojskowym �ciany
jego mieszkania. By� to spory arsena�: pistolety, karabiny,
wyrzutnie, dzia�ka, kusze, no�e, bagnety, paralizatory,
kije, r�kawice, kamizelki, he�my, �adunki wybuchowe i pasy z
amunicj�. Zosta� r�wnie� fanatykiem zdrowego trybu �ycia. W
piwnicy urz�dzi� sobie si�owni�. Zmajstrowa� maszyn� z
linek, kamieni i z�omu, na kt�rej codziennie �wiczy�. Rano
uprawia� jogging. Doskonali� cia�o i charakter, poniewa�
planowa� ostateczn� zag�ad� niewiernych. Powo�anie poczu�
p�no, kiedy powsta� ko�ci� inkluzjan. Z playboya
przeistoczy� si� w ascet�: odstawi� kobiety, alkohol i
sztuczne �arcie. Rycerz powinien by� czysty. W oczach Janka
inkluzjanie byli wcieleniem Szatana. Mieszka�cy Amodos
okazali si� jednak �lepi, dlatego Janek postanowi�, �e sam
zniszczy sekt�. Gromadzi� arsena�, �wiczy�, planowa�
zamachy. Wiedzia�, �e musi czeka�, a� osi�gnie hart ducha i
pe�ni� sprawno�ci kondycyjnej. Dopiero wtedy zostanie
ziemskim podkomendym Archanio�a Micha�a - komandosem
Chrystusowego Legionu.
4. KO�CIӣ
Religie rodz� si� w r�ny spos�b. W przypadku inkluzjan
zacz�o si� od wysypiska �mieci. Pewnego dnia menel z hordy
grasuj�cej na �mietniku trafi� na bry�k� bursztynu z
zatopionym owadem. Znalezisko by�o nietypowe, wi�c schowa�
je do woreczka na szyi, s�dz�c, �e to szlachetny kamie�. O
trofeum milcza�, a� dowiedzia� si�, �e inni tak�e maj�
kamienie. Okaza�o si�, �e wszyscy �ebracy znale�li bursztyny
tego samego dnia i w ka�dym tkwi� zatopiony insekt. Z czasem
zacz�li nosi� kamienie jak amulety.
Horda �y�a w kartonowej wiosce nad brzegiem rzeki.
Szcz�tkowa organizacja opiera�a si� na dystrybucji posi�k�w
i podziale �mietniska na rewiry. Amulety zmieni�y
mentalno�� tych ludzi. Noc� przy ognisku ogl�dali bry�ki
bursztynu. Szczeg�lnie podoba�y im si� owady, nie
przypominaj�ce znanych insekt�w. By�y to trzycentymetrowe
korpusy o czarnym pancerzu, br�zowych skrzyd�ach, sze�ciu
odn�ach, gryz�cym aparacie szcz�kowym i czu�kach
zako�czonych czerwonymi ga�kami. W u�o�eniu przypomina�y
cz�owieka le��cego na wznak. Noc� kloszardzi siadali wok�
beczki ze smo�� i medytowali. Amulety sprawi�y, �e
postanowili lepiej si� zorganizowa�. Uzgodnili status
hordy, a obszar w sercu wioski uczynili miejscem rytualnym.
Na starej beczce wyrze�bili podobizny owad�w. Tak powsta�
pierwszy o�tarz inkluzjan.
Nie znali s��w "religia" oraz "misja", a jednak czuli
ch�� g�oszenia nowej wiary. Przestali mie� �al, �e s� na
marginesie, opu�ci�o ich poczucie ni�szo�ci. Zacz�li
wsp�czu� tym, kt�rzy nie wiedzieli o cudownych bursztynach.
Postanowili nawraca�. Zacz�li od malowania graffiti,
najpierw pod mostami, z czasem w dzielnicach slums�w, a w
ko�cu na g��wnych ulicach Amodos. W ci�gu roku miasto
pokry�o si� niezrozumia�ymi rysunkami: z pocz�tku by�y to
owady, z czasem emblematy: pod�u�ne litery "x" z wygi�t� w
�uk kresk� przecinaj�c� �rodek. Ludzie mijali malunki
oboj�tnie, dop�ki nie zdarzy�a si� rzecz dziwna. Inkluzje
zacz�li znajdowa� inni mieszka�cy Amodos. Biedni,
�redniozamo�ni, bogaci - w niespodziewanych okoliczno�ciach
natrafiali na kamienie z robakami. W mie�cie zapanowa�a moda
na zbieranie inkluzji.
W ci�gu dw�ch lat moda przeistoczy�a si� w kult. Gdy
odkryto, �e pierwszymi jego wyznawcami byli �ebracy z
obozowiska nad rzek�, kartonowa wioska sta�a si� miejscem
pielgrzymek. Szacunkowa liczba inkluzji si�ga�a stu tysi�cy.
Bogaci przemys�owcy za�o�yli fundacj� wspieraj�c� ruch
religijny i sfinansowali budow� �wi�tyni w sercu wioski.
Dopiero wtedy inkluzjanie zarejestrowali si� jako zwi�zek
wyznaniowy. Kap�anami zostali ci, na kt�rych �aska sp�yn�a
najwcze�niej. �ebracy przywdziali purpurowe szaty i
odprawiali nabo�e�stwa tam, gdzie niegdy� cierpieli g��d i
upokorzenie.
Doktryna inkluzjan opiera�a si� na "dogmacie �aski".
G�osi� on, �e znajdowanie inkluzji jest oznak� bo�ej
przychylno�ci, a im wi�cej bursztyn�w kto� posiada, tym
wi�ksza jego zas�uga. Kultow� ksi�g� inkluzjan by�y �wi�te
Zwoje, podyktowane w religijnym transie przez jednego z
kap�an�w wersy uznane za epifani�. Opisywa�y za�o�enia
ko�cio�a oraz wymienia�y zakazy i nakazy adresowane do
wiernych. Podporz�dkowywa�y dzia�alno�� wsp�lnoty celowi
nadrz�dnemu: oczekiwaniu na odrodzenie si� ludzi pod
postaci� owad�w. Wierni powinni by� pos�uszni poleceniom
kap�an�w (inkluzytor�w) i oczekiwa� zbawienia. Fragmenty
�wi�tych Zwoj�w odczytywano codziennie w �wi�tyni. Wok�
ko�cio�a powsta�y budynki mieszkalne i cele dla eremit�w,
kt�rzy dawali przyk�ad pobo�no�ci, smaruj�c cia�a cukrem i
resztkami jedzenia, aby mog�y chodzi� po nich owady.
Fenomen sekty sta� si� przedmiotem bada� naukowych.
Starano si� wyt�umaczy� zjawisko na gruncie psychologii.
Jeden z badaczy pisa�: W przypadku inkluzjan mamy do
czynienia ze znanym psychologom "syndromem zbieractwa".
Emocjonalny stosunek kolekcjoner�w do przedmiot�w (np.
znaczk�w, monet) wyst�puje tutaj w formie przekszta�conej,
bowiem inkluzjanie deifikuj� sw�j nawyk. Wydaje si�, �e
przyczyn� sakralizacji jest nieznane pochodzenie bursztyn�w,
budz�ce w ludziach g��d mistycyzmu. Z braku wyja�nie�
racjonalnych obrano rozwi�zanie nadprzyrodzone.
Tymczasem ros�a liczba wyznawc�w, a wraz z ni� liczba
owadzich amulet�w. W sze�ciomilionowym Amodos inkluzjanie
skupiali milion os�b. Si�� sekty by�a tajemnica tkwi�ca w
bursztynach. Nikt nie zauwa�y�, �e �ywe owady g�upia�y w
zetkni�ciu z nimi jak od �rodka toksycznego, a motyle,
siadaj�c na ich powierzchni, spala�y si� na popi�.
5. SYLWIA
Sylwia Bun pracowa�a jako tancerka w nocnym klubie
"IANTAR". O p�nocy ko�czy�a wyst�p, sz�a do garderoby,
siada�a przed lustrem i zmywa�a makija�. Lustro mia�o
wysoko�� �ciany, odbija�o cia�o Sylwii spe�niaj�ce wymogi
stawiane kandydatkom - wymiary, wzrost, waga, pe�ne piersi,
smuk�e nogi i uwodzicielska twarz. Nogi, pachy i r�ce mia�a
wydepilowane, a zarost �onowy przystrzy�ony dok�adnie w
kszta�t r�wnobocznego tr�jk�ta.
Tydzie� temu zapisa�a si� do poczty terapeutycznej. Da�a
si� skusi� reklamie i zap�aci�a za miesi�c us�ug. Po
pierwsze: by�a ciekawa. Po drugie: podoba� si� jej pomys�
korespondowania z osob� dopasowan� do niej charakterem. W
torebce mia�a list, kt�rego nie zd��y�a przeczyta� przed
wyj�ciem do pracy. Otworzy�a kopert�.
Droga Sylwio!
Tw�j list czyta�em kilka razy i bardzo mi si� spodoba�.
Jeste� otwarta, serdeczna i wra�liwa. Z tak� osob� jak ty
zawsze chcia�em si� zaprzyja�ni�. Ja te� uwa�am, �e poczta
terapeutyczna to �wietny pomys�. Korporacja "Amber" zarabia
na ludzkiej samotno�ci, ale pozwala j� ludziom przezwyci�a�
i za to godna jest szacunku.
Teraz si� przedstawi�. Nazywam si�, jak ju� wiesz, Sandro
Larkin. Jestem taks�wkarzem. Pracuj� tylko na jedn� zmian� i
to mi odpowiada. Odk�d wprowadzono taks�wki komunalne, nocne
kursy zosta�y prywatnym taks�wkarzom zabronione. Zamiast
komputer�w taks�wkami kieruj� umys�y skazanych przest�pc�w.
Ich cia�a si� hibernuj�, a ich wyizolowane umys�y kieruj�
pojazdami, wyposa�one w implanty g�osowe. Maj� zakaz rozmowy
z klientami, a jednak czasami przerywaj� milczenie, by si�
po�ali�. Bardzo przygn�bia mnie my�l, �e kto� mo�e odbywa�
kar� tak okrutn�. Ale do rzeczy.
Moje stowarzyszenie taks�wkarskie nazywa si� "Imago" i
skupia trzysta pojazd�w. Je�d�� starym modelem Olfena 30,
ale przyzwyczai�em si� do niego i nie zamieni�bym si� na
inny...
Sylwia zastanawia si�, jaki mo�e by� Sandro prywatnie.
Poczta odradza osobistych kontakt�w - mog�yby zak��ci�
przebieg terapii. Ale Sylwia jest ciekawa. Jaki on jest jako
facet ?... Niespodziewanie ta my�l podnieca j�. Zamyka oczy
i wyobra�a sobie mi�o�� pod prysznicem. Przystojny,
umi�niony m�czyzna mia�d�y j�, opart� o kafelki.
Wtedy budzi si� i widzi br�zow� inkluzj� w�r�d krem�w,
pomadek i emulsji.
Dotyka jej palcem i czuje dreszcz. Wizja powraca. Sylwia
zaczyna si� onanizowa�. W jej fantazji cudowny samiec
wchodzi w ni� twardym bagnetem; w jednej chwili wybuchaj�
tysi�cem s�o�c.
Lustro odbija j� spocon� i dysz�c�. Sylwia �mieje si� i
chowa kamie� do torebki. Zwil�a tampon rozpuszczalnikiem i
przyst�puje do zmywania makija�u. W my�lach uk�ada kolejny
list do Sandra.
6. WYBUCH
By�a noc. Pod �cianami budynk�w, mi�dzy neonowymi
�wiat�ami przemyka� m�czyzna. Mia� nieprzemakalny p�aszcz i
plecak, w kt�rym ni�s� �adunek wybuchowy. W kieszeni
zapalnik. Szed� obwi�zany kapturem, czasami bieg�. Mija�
zardzewia�e trzepaki, �mietniki i podw�rka zawalone gruzem.
Na rondzie Hamana przystan�� i wyj�� noktogogle. Po drugiej
stronie znajdowa� si� sklep pokryty wizerunkami owad�w.
M�czyzna wyj�� zawini�ty w papier �adunek i ruszy� tam
klucz�c mi�dzy kr�gami �wiat�a. Slalom trwa� kilka minut. W
ko�cu dotar� do kiosku i po�o�y� zawini�tko pod �cian�.
Zmontowa� zapalnik. Nast�pnie odszed� po�piesznie,
rozgl�daj�c si�, czy nikt go nie �ledzi. Gdy by� ju�
dostatecznie daleko, wyj�� z kieszeni pilota. Uchyli�
plastykow� szybk�, nacisn�� guzik, b�ysn�o, rozleg� si� huk
i sklep wylecia� w powietrze. M�czyzna znikn�� w bramie. W
mieszkaniu zaznaczy� na �cianie trzeci krzy�yk. Sklep
inkluzjan przy rondzie Hamana by� trzecim tego typu obiektem
wysadzonym przez Janka Panter�.
7. KO�CIӣ
Mieszka�c�w Amodos nie zaszokowa�o powstanie nowej sekty.
W mie�cie, w kt�rym ka�da nowinka religijna znajdowa�a
wyznawc�w, kolejny kamyk w politeistycznej mozaice nie
zdziwi� nikogo. Przelotne zainteresowania, sezonowe mody. Po
roku inkluzjanie zoboj�tnieli nawet mediom. Traktowano ich
pob�a�liwie jak Nazikrisznowc�w, Czcicieli P�askiej Ziemi i
Neoscjentyst�w. Milcz�ca przychylno�� by�a dla inkluzjan
korzystna, szybko zyskali opini� ko�cio�a umiarkowanego. Nie
narzucali wiary przymusem. Ludzie, kt�rzy znajdowali
inkluzje, sami garn�li si� do ko�cio�a. Z up�ywem lat sekta
zyskiwa�a coraz wi�ksze wp�ywy. Jej wyznawcami byli tak�e
wp�ywowi obywatele Amodos, w wi�kszo�ci hojni darczy�cy.
Prezes korporacji "Amber", dziedzic rodzinnej fortuny,
oficjalnie przyst�pi� do inkluzjan. Lista sponsor�w
zawiera�a inne znane nazwiska: Scott Landock, w�a�ciciel
fabryk meblowych i Albrecht Munster, prezes sp�ki
"Metamorfion" zajmuj�cej si� chirurgi� plastyczn�,
znajdowali si� w pierwszej tr�jce. Inkluzjanie byli pr�ni
organizacyjnie - dwa razy w roku urz�dzali zbiorowe mod�y na
stadionach, wspierali biedot� miejsk�, zak�adali sklepy z
dewocjonaliami. Fala przychylno�ci wkr�tce si� wi�c od nich
odwr�ci�a. Wp�ywy sekty wyda�y si� ludziom za du�e. R�nice
wyznaniowe zacz�y dzieli� przyjaci� i rodziny. Sto tysi�cy
pozosta�ych w Amodos chrze�cijan bi�o na alarm ostrzegaj�c
przed now� fal� poga�stwa. Apele spotka�y si� z odzewem.
Inkluzjanie zacz�li mie� wrog�w, ros�a liczba pobi� i
podpale�, na murach wypisywano wrogie has�a. Ten kij mia�
dwa ko�ce - w opinii publicznej zacz�� si� rysowa� obraz
niewinnych m�czennik�w. Chrze�cijanie, widz�c, jak� burz�
rozp�tali, zaniechali krytyki. Fala opad�a, ludzie zacz�li
si� uspokaja�. Jedynie Janek Pantera, kt�ry nienawidzi�
sekty od chwili jej powstania, nie odwo�a� zemsty. Na razie
wysadza� sklepy, ale wkr�tce zamierza� stoczy� decyduj�cy
b�j z niewiernymi.
8. PRZES�UCHANIE EZECHIELA
Klaus Hertogenbosch zjecha� wind� do piwnic Komendy
Miejskiej i podszed� do budki stra�nik�w. Zza kuloodpornej
szyby m�g� si� przyjrze� pracy podw�adnych. Nie wiedzieli o
jego wizycie, wi�c atmosfera by�a lu�na. Dw�ch dryblas�w
siedzia�o z nogami na stole i gapi�o si� na
sadomasochistyczny seks z kasety. Kiedy Hertogenbosch
zapuka�, zerwali si� i stan�li na baczno��.
- Zaprowad�cie mnie do Ezechiela.
Poszli korytarzem, mijaj�c cele z podejrzanymi. Na ko�cu
lewej odnogi by�y przezroczyste drzwi.
- To tutaj - wskaza� stra�nik.
- Jak si� wczoraj zachowywa�?
- Standard. �wirowa� od samego rana. Kilka razy prosi� o
spray przeciwko owadom.
Komendant przyjrza� si� skulonemu w k�cie zab�jcy.
- Dobra, otwieraj!
Karta magnetyczna rozsun�a drzwi. Wi�zie� podni�s� si�.
- Krzes�o - poleci� Hertogenbosch.
Stra�nik nacisn�� guzik przy pasku i ze �ciany wysun�o
si� krzes�o z klamrami na stopy i nadgarstki.
- Siadaj! - poleci� Hertogenbosch wi�niowi.
Ezechiel podszed� wolno do krzes�a. Usiad�. Klamry i pas
zatrzasn�y si� natychmiast. Paznokcie mia� po�amane,
krwawi�ce opuszki. Dopiero teraz ujrzeli, �e �ciany
pomieszczenia s� pokryte znakami przedstawiaj�cymi owady na
szubienicach. Ezechiel musia� je wydrapa� paznokciami.
Hertogenbosch wskaza� stra�nikowi drzwi.
- W porz�dku, sp�ywaj. Drzwi maj� by� uchylone.
Nast�pnie podszed� do Ezechiela i waln�� go w twarz.
- Ty skurwysynu.
I jeszcze raz.
- Trzydzie�ci dziewi�� os�b zgin�o przez ciebie!
Opanowa� si� i zapali� papierosa.
- Nie chcia�e� zeznawa� pod hipnoz�. Znaczy to, �e albo
nie jeste� podatny na jej wp�yw, albo ca�y czas gadasz
prawd�. Je�eli nie k�amiesz, to znaczy, �e nie jeste� takim
idiot�, na jakiego wygl�dasz. Co� wiesz i maskujesz to w
durnych opowiastkach o kosmitach i inwazji. S�dz�, �e masz
na my�li zamach terrorystyczny, o kt�rym si� potajemnie
dowiedzia�e�, ale nie chcesz przyzna� tego wprost. To jest
zwi�zane z sekt� "Poca�unek Prawdy", kt�ra dwukrotnie ju�
podk�ada�a bomby i tru�a ludzi gazem. Nie mam na to dowod�w,
ale tak podpowiada mi intuicja. A w zawodzie gliniarza
intuicja znaczy wi�cej, ni� si� ludziom wydaje.
Hertogenbosch wydmucha� dym prosto w twarz Ezechiela.
- Masz mi co� do powiedzenia?
- Tak - odpar� niespodziewanie zab�jca.
- Wi�c s�ucham.
- Zginiecie. Wszyscy.
- Powtarzasz si�, synku - komendant wzi�� zamach, ale
zatrzyma� go wzrok wi�nia. W �yciu nie widzia� takich oczu.
- Niech pan wyda rozkaz zabicia wszystkich inkluzjan.
- Co?!
W tym momencie Ezechiel nie przypomina� psychicznie
chorego.
- Akcja musi by� tajna, �eby nikt nie sypn��.
- Powiedzia�e�: inkluzjan?! - komendant wci�� trzyma�
r�k� w zamachu.
- Tak. Ich ko�ci� jest tylko parawanem. Naprawd�
komunikuj� si� z istotami pozaziemskimi. Bursztyny to
przeka�niki. Robi� wszystko, by przygotowa� naje�d�com
miasto do podboju.
Hertogenboscha zatka�o.
- Czy dlatego zabi�e� tych ludzi?
- Tak. Wi�kszo�� nale�a�a do sekty. �ledzi�em ich.
Akurat wracali z nabo�e�stwa.
Zapad�a cisza. W m�zgu Hertogenboscha wrza�o. Rozs�dek
podpowiada�, �e nie nale�y ufa� psychopacie. "Musz� go
rozgry��..."
Wtedy rozleg� si� krzyk.
- Zabieraj� mnie!!!
Twarz zab�jcy wykrzywi�a si� upiornie. Jego cia�o,
przymocowane do krzes�a, szarpa�o si� jak w padaczce.
Przybiegli stra�nicy.
- Nie wchodzi�! - krzykn�� komendant.
Jak opanowa� sytuacj�? Trzasn�� Ezechiela w twarz.
- Uspok�j si�!
Nic z tego. Przes�uchiwany drga� jak na krze�le
elektrycznym. Jednocze�nie pr�bowa� m�wi�.
- Baarakhhh... nad rzeeek�... Za trzy noc-c-eee...
Po��cz� si�... Wtedy b�dzie za p�n... Trzeba ichhh
powstrz... Powchh-strzymaj ich, Stra�-ni-ku ! Aaargh!
Robaki, ob�a�� mnie, zabierzcie jeeee !!!...
Ponowne uderzenie. Zab�jca znieruchomia�. Odchyli� g�ow�
i utkwi� wzrok w suficie. Hertogenbosch spojrza� w tym samym
kierunku. Nad krzes�em wisia�a przyklejona do tynku
inkluzja.
- Spal� si� - wyszepta� wi�zie�.
Bursztyn odklei� si� jak pluskwa. Spad� na nieruchom�
twarz Ezechiela i w tej samej chwili wybuch� po�ar. Zab�jca
p�on�� razem z krzes�em, �miej�c si� histerycznie. Cel�
wype�ni� dym i smr�d palonych w�os�w.
- Ga�nica! - wrzasn�� komendant przez drzwi.
Wbieg� stra�nik i uruchomi� wod� ze szlaucha. Strumie�
uderzy� cia�o Ezechiela, gasz�c p�omienie. Spod ociekaj�cej
piany wyziera�a czerwona sk�ra. Poparzenia trzeciego
stopnia, pomy�la� g�upio Hertogenbosch. Stra�nicy byli tak
samo oszo�omieni.
- Szefie, podpali�e� go?!
- Zamknij g�b�.
Ezechiel jest martwy, jego twarz nie przypomina ludzkich
rys�w. W zw�glonym oczodole pob�yskuje z�owrogo bursztyn.
- Zr�bcie co� z tym - rozkazuje Hertogenbosch, wychodzi i
og�upia�y kieruje si� w stron� windy.
9. PRZYGOTOWANIA
Janek dusi� si� z braku powietrza. Miasto osacza�o go.
Porusza� si� labiryntem ulic, brodzi� po kolana w �mieciach.
Wok� by� beton si�gaj�cy nieba. Nie m�g� odetchn��
g��boko, bo od spalin kr�ci�o si� w g�owie. Nie m�g� biec,
bo ulice by�y zapchane. Gdy zadziera� g�ow�, nie widzia�
nieba. Szczyty blok�w zakrzywia�y si� na styku chmur,
tworz�c betonow� kopu��. Ludzie, kt�rych mija�, mieli
wypisane na twarzach jedno s�owo: klaustrofobia. Nagle
wszystko zacz�o si� odkszta�ca�. Budynki zwija�y si� jak
p�achty, �mieci bucha�y ku niebu. Chcia� krzycze�, ale usta
mia� sklejone strachem. Umieram - pomy�la�. I w tej samej
chwili wystrzeli� jak pocisk. Szybowa� po nocnym niebie, a�
poczu�, �e stopniowo opada. Zgin� - pomy�la�. Lecz
zetkni�cie z gruntem by�o �agodne jak poca�unek. Rozejrza�
si�. Wok� niezmierzony step o�wietlony ksi�ycem i
gwiazdami. Zapach trawy i powiew wiatru. Otoczenie zdawa�o
si� szepta�: Janku, jeste� wolny.
Zacz�� biec przed siebie. �mia� si� i krzycza�. To by�o
jak spe�nienie marze�.
(czu� na twarzy poca�unki wiatru mie� �renice otwarte na
okruchy gwiazd przesta� odr�nia� szum krwi od szemrania
rzeki bicie serca z rytmem nocy pomyli� samotny bieg przez
pustk� pod niebem skrz�cym si� biel� oddech nadwyr�ony czu�
ziemi� pod palcami pie�ci� jej sypko�� taka noc wszech�wiata
pe�na czujesz jak zestrajasz puls serca z wahad�em nocy
refleksy lunarnego blasku srebrz� krajobraz s� s�o�cem pod
kt�rym zakwitaj� tajemnice za dnia u�pione noc wyrywaj�ca
sercu dziko�� noc wszech�wiata pe�na!)
Janek biegnie. Niemal nie dotyka ziemi. Nagle przewraca
si� i ma wra�enie, �e zaraz si� obudzi. Ale sen przychodzi
ponownie.
Tor kolejowy biegnie r�wnolegle do rzeki. W �wietle
ksi�yca dwie linie, odcinki wyrastaj�ce z mroku i celuj�ce
w mrok. Rzeka srebrzy si� ksi�ycowo, szyny wygl�daj� jak
skamienia�a drabina. Mrok zaciemnia plamy drzew i krzew�w.
Area�y brzegu nikn� poza kr�giem lunarnej po�wiaty. Noc,
rzeka i ksi�yc komponuj� ten pejza�.
Janek kroczy kolejowym torem jak linoskoczek. Oczekuje
przeciwnika. Nad sob� ma rozgwie�d�one niebo, w r�ku trzyma
miecz. Obna�ona klinga kontrastuje z czerni� jak promie�
�wiat�a, kt�rym mo�na przebi� mrok. Noc jest freskiem
maskuj�cym �wiat niewidzialny. Za jej parawanem k��bi� si�
strzygi, wilko�aki, wampiry, nietoperze, szczury, gnomy i
bazyliszki. S�ycha� ich wycie, chichot, syki, pierdzenie,
siorbanie i mlaskanie. Pandemonium k��bi si� na w�ow�
mod��, ociekaj�c krwi� i uryn�, splecione w perwersji
cierpi�tniczo-rozkosznej, niepoj�tej ekstazie b�lu
podsk�rno-podziemnego, gdzie �wiat�o nie ma wst�pu i dziej�
si� rzeczy, od kt�rych cz�owiek siwieje. Wszystko to za
d�wi�koszczeln� �cian� nokturnowego pejza�u. Zmys�y Janka
nie mog� tego rejestrowa�. Lecz jego przeczucie sygnalizuje
�wiadomo�ci to, czego pod�wiadomo�� si� boi. W tak� noc nie
mo�na by� spokojnym.
Wr�g czai si� na drugim brzegu. Jest tam wzg�rze, na nim
stary budynek. Janek widzi stroboskopow� pulsacj� i czuje
Z�O. Jednocze�nie przypomina sobie to miejsce. Przecie�
rzeka p�ynie za jego blokiem! Park i wzg�rze istniej�
naprawd�! Te budynki to baraki, obok kt�rych cz�sto
przechodzi! Miecz Janka roztacza blask. Lumen divino. Na
g�owni widnieje wygrawerowane imi�: Christus. Lucifer czyli
"nios�cy �wiat�o". Nie da� si� oszuka�! Po�wiata wok�
wzg�rza jest taka pi�kna...
Torem kolejowym przechodz� dwie postacie. M�czyzna i
kobieta. Trzymaj� si� za r�ce, jakby ta�czyli pawan�. Maj� w
sobie co� z widm, paj�cz� lekko��, kt�ra pozwala im p�yn��
jak konikom morskim. Ksi�yc li�e klapy smokingu i spink� od
krawata m�czyzny, dobywa refleksy z karnawa�owej sukni
kobiety. Janek zeskakuje z tor�w. Przechodz�c spogl�daj� na
niego z pretensj�. Ci�gn� za sob� pasmo krwi jak �limak
stru�k� �luzu. Gdy poch�ania ich noc, Janek ju� wie. To
wys�annicy Piek�a, kt�rych musi zabi�. Unosi miecz w
pragnieniu zemsty, ale wizja znika.
Budzi go szelest deszczu.
*
Drogi Sandro!
Ja te� bardzo si� ciesz�, �e Ci� pozna�am. Mo�esz to
uzna� za dziwne, ale zawsze umia�am przejrze� ludzi na
podstawie tego, co m�wi� i pisz�. Mam taki dar. Pewnie jeste�
ciekaw, co my�l� o Tobie? Nie martw si�, naprawd� utrafi�e�
w moje gusta. Mo�e nie powinnam pisa� tego otwarcie, ale
jestem bardzo szcz�liwa, �e Ci� pozna�am. Spos�b, w jaki
opisa�e� swoj� prac�, sw�j tryb �ycia i stosunek do �wiata,
sprawi� mi wiele rado�ci. Momentami pisa�e� nieporadnie, ale
to w�a�nie mnie urzek�o. Jest w Tobie co� z ch�opca,
smutnego i marz�cego o lepszych dniach. Chcia�abym sprawi�,
�eby Twoje dni sta�y si� lepsze! My�l�, �e do siebie
pasujemy. Wymienili�my dopiero po jednym li�cie, a ju�
wyczuwam co� takiego. To chyba "kobieca intuicja"...
Sandro, wiem, �e nie powinni�my, ale... spotkajmy si�!
Mo�e to ryzykowne, ale spr�bowa� warto. My�l�, �e
bezpo�redni kontakt z drugim cz�owiekiem jest lepszy od
najserdeczniejszego listu. Je�li uwa�asz tak samo, odpisz,
co s�dzisz o moim pomy�le. Dajmy sobie szans�! Mo�e nasza
przyja�� pi�knie si� przez to rozwinie...
Twoja Sylwia
Droga Sylwio!
Mo�e to zbieg okoliczno�ci, mo�e przeznaczenie, ale od
kilku dni my�la�em o tym samym. M�wi� oczywi�cie o
spotkaniu. Dobrze, �e to zaproponowa�a�. Ja ba�em si�
napisa� o tym wprost, bo mo�e by� uzna�a, �e za bardzo si�
narzucam. Nie chcia�em Ci� p�oszy� takimi propozycjami.
Mog�aby� je �le zinterpretowa�. Wiesz, jacy s� faceci...
Poniewa� ca�y dzie� je�d�� taks�wk�, b�dziemy si� mogli
spotka� w nocy. Boj� si� tylko, �e ty b�dziesz wtedy zaj�ta;
w ko�cu ta�czysz w klubie nocnym. Jako wst�pny termin
proponuj� czwartek. Godzina jest do uzgodnienia. Zale�y mi
te� na cichym i spokojnym miejscu. Chyba ostatnim takim
obszarem w Amodos jest dorzecze. Tam b�dziemy samotni i
wolni od zgie�ku. Odpisz pr�dko
Tw�j Sandro
*
Hertogenbosch wiedzia�, na co si� porywa, nie wiedzia�
jednak dlaczego. Robi� co�, co jako rutynowany gliniarz
powinien uzna� za idiotyzm. Lata praktyki, setki czynno�ci
operacyjnych, wiedza �yciowa nauczy�y go, �e intuicji mo�na
ufa� tylko w ostateczno�ci. Jednak nawet wtedy nie nale�y
ufa� jej bezgranicznie. Tymczasem komendant postanowi�
dzia�a� na podstawie przeczucia. Gdy przeszukiwa� pliki
kartograficzne w celu ustalenia miejsca, o kt�rym m�wi�
Ezechiel, kierowa� nim tajemniczy impuls. Barak nad rzek�,
na wzg�rzu. By�o tego troch�. Ruiny fabryki, stare wiaty,
opuszczony klub kajakowy... Tam si� co� wydarzy - hucza�o mu
w m�zgu - jestem tego pewien. Sekta "Poca�unek Prawdy"? To
by nawet pasowa�o, w ko�cu topili w rzece swoje ofiary.
Inwazja z kosmosu ? Ezechiel nie m�wi� tego wprost. Jego
s�owa by�y szyfrem. R�wnie dobrze mog�o chodzi� o
organizacj� przest�pcz� zwi�zan� z inkluzjanami. Ko�cio�y
zawsze przyci�gaj� oszust�w. Pojutrze, nad rzek�, przy
barakach. Hertogenbosch nie skieruje tam patrolu ani grupy
interwencyjnej. W og�le nie podejmie oficjalnych dzia�a�.
Nie chce obarcza� podkomendnych swoimi podejrzeniami.
P�jdzie sam, by osobi�cie przekona� si�, ile jego teoria
jest warta. Klub �eglarski znajduje si� na wzg�rzu. To na
pewno tam. Pojutrze, w nocy, nad rzek�.
*
Janek Pantera kl�cza� z twarz� przyci�ni�t� do miecza.
- �wi�ty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a
przeciw niegodziwo�ci i zasadzkom z�ego ducha b�d� nam
obron�. Pokornie prosimy, aby go B�g pogromi� raczy�, a Ty,
wodzu niebieskich zast�p�w, Szatana i z�e duchy, kt�re na
zgub� dusz ludzkich po tym �wiecie kr���, moc� Bo�� str�� do
piek�a.
By�a czwarta nad ranem, w�a�nie obudzi� si� z koszmaru.
�ni� drug� cz�� snu nad rzek�. Postacie znikn�y, a Janek z
mieczem w d�oni pogna� za nimi. Przedziera� si� przez
ko�uch ciemno�ci, a� znalaz� si� u st�p wzg�rza. �agodne
wzniesienie wie�czy�a osuni�ta rudera. Janek ujrza� par�
spowit� �wiat�em. Teraz... Musz� ich zabi�... Uniesiony
wysoko miecz eksplodowa�. Zamiast niego w r�ku Janka pojawi�
si� panzerfaust. Ci�ar zgi�� mu rami�, Janek pochyli� si�.
Sk�on uratowa� mu �ycie. M�czyzna w p�aszczu celowa� do
niego z pistoletu. Janek poczu�, �e to koniec. W tym
momencie druga kula utkwi�a mu w brzuchu. Upad� w ka�u�y
krwi i zamkn�� oczy. Dobieg� go diabelski chichot, kt�ry by�
jak ig�a wbita pod paznokie�. Spada� w g��b studni
cembrowanej z�owieszczym �miechem. Zawroty g�owy. �wiat�o.
Obudzi� si� zlany potem. Z�o�� ofiar� - pomy�la�. -
Zabij� demona i oddam �ycie.
*
Czwartek w nocy pasuje mi, bo mam akurat wolne.
Spotkajmy si� o dziesi�tej, w pobli�u mostu Kadmosa.
Kocham Ci�!
Sylwia
Naprawd� si� ciesz�, �e termin ci odpowiada. Proponuj�
jednak inne miejsce. Najlepsze by�yby budynki starego klubu
�eglarskiego, dwie�cie metr�w od mostu. Spotkajmy si� tam,
zobaczysz, b�dzie wspaniale!
Kocham Ci�!
Sandro
*
Dwie chmury unosi�y si� nad rzek�. Gdy wydzieli�y si� z
nich niewidoczne, widmowe opary, ob�oki podp�yn�y do
siebie. Ich mglista konsystencja zacz�a b�yska� iskrami
wy�adowa�. Rozkropelkowana �wiadomo�� przekazywa�a/odbiera�a
informacje.
- W nocy amulety zaczn� przewodzi� moc obliczeniow�.
Struktura organiczna jest ju� gotowa, brakuje nadbudowy
neuronalnej. Kiedy oddzia�ywanie transmiter�w zwielokrotni
empati�, reakcja przebiegnie b�yskawicznie. Zadzia�a efekt
domina, z umys�u do umys�u, z miasta do miasta, w ko�cu ca�a
planeta wejdzie w faz� letargu.
- Czy wszystko jest gotowe?
- Tak, korporacja spe�ni�a swoje zadanie.
Chmury znikn�y.
10. TAJNA KRUCJATA
Kochankowie przygotowuj� si� do spotkania. Sandro ogl�da
swoj� twarz w lustrze i my�li o Sylwii, kt�ra widzi swoje
odbicie i my�li o Sandrze. Sandro goli si�, Sylwia wyciera
twarz tonikiem. Zachowuj� si� jakby istnia�a mi�dzy nimi
niewidoczna wi� sk�aniaj�ca do jednoczesnego brania
prysznica, mycia z�b�w i perfumowania sk�ry. Ich my�li
zaz�biaj� si� w gor�czce podniecenia, �yj� sob�. S� jak
jednojajowi bli�niacy zwi�zani symultaniczno�ci�. Znajduj�
si� w r�nych punktach Amodos, robi�c to samo. Toalet� ko�cz�
o jednej porze. Zak�adaj� kurtki i wychodz� z mieszka�.
Sylwia pojedzie metrem, Sandro p�jdzie pieszo. Do
wyznaczonego spotkania zosta�o czterdzie�ci minut. Nad
miastem wisi dr��ca cisza. Zmierzcha.
*
Przekle�stwa cisn� si� komendantowi na usta, gdy b��dzi w
parku nad rzek�. Grunt pod butami jest podmok�y. Zawsze mia�
dobr� orientacj�, a jednak zgubi� si� w g�szczu. Nie
podejrzewa�, �e w Amodos mog� istnie� kilometry dziczy. Pod
p�aszczem ci��� mu dwa pistolety. Co chwila trafia na jak��
�cie�k�, ale nie mo�e znale�� kierunku. Szlag by to!... Ten
cholerny barak musi tu by�! Powinienem wzi�� kompas, nie
b��dzi�bym jak g�upek. Nad g�ow� brz�cz� niezmordowane
komary. Buty zapadaj� coraz g��biej. O �e� kurwa! - warczy
pod nosem Hertogenbosch, gdy spostrzega, �e �cie�ka, kt�r�
szed�, wpada do brudnego stawu.
*
Kr�tkie w�osy, czarny p�aszcz i sk�rzane buty dobrze
pasuj� do wizerunku Janka Pantery. Idzie wybetonowanym
brzegiem, na plecach ma brezentow� torb�, a w niej r�czn�
wyrzutni� pocisk�w rakietowych. Pod p�aszczem opinaj� go
szelki z kaburami, u pasa wisi n�. Ostatni Krzy�owiec,
M�ciciel Graala, Anio� Przemocy... Z zaci�t� twarz� idzie na
spotkanie przeznaczenia. Gotowy zgin�� i got�w zabija�.
Nadszed� dzie� s�du, jego prywatny Armageddon. Miasto nie
zdaje sobie z niczego sprawy. Uratuj� Amodos, t� chor�
metropoli�, cho�bym sam mia� zgin��. Na tym polega
po�wi�cenie, a ja jestem rycerzem. Honor jest wa�niejszy ni�
�ycie.
*
Noc. Ksi�yc. Na wzniesieniu stoj� baraki. Dawno temu
by�y pomieszczeniami klubu �eglarskiego. Obecnie s� tylko
ruin�. Sandro Larkin pisa� tu m�odzie�cze wiersze. Teraz
zd��a w podobnym celu. Znowu czuje mi�o��. Idzie szybkim
krokiem. Spogl�da na zegarek. Sylwia przyjdzie za dziesi��
minut. Wreszcie si� spotkaj�. Znaj� si� tylko z list�w. Jak
wygl�da, jaki ma g�os? Jest tancerk�, nie mo�e by� brzydka.
Lecz czy spe�ni moje oczekiwania? A czy ja - czy ja
spodobam si� jej? Sandro podnosi ko�nierz kurtki. Zaczyna
pada�.
*
Przysz�a wcze�niej. Nie mog�a si� doczeka�. Jest spi�ta i
pobudzona. Jak przed egzaminem albo przyj�ciem do pracy.
Jeste�my szaleni - my�li. Jakie to romantyczne. Sylwia
czeka na swojego Sandra. To takie pi�kne. Nasza mi�o�� od
pierwszego listu. W baraku jest ciemno i zimno. Sylwia pali
papierosa, otulona szalem. Czeka.
*
Janek le�y za pniem drzewa. Jest niewidoczny. Jego
kamufla� to noc, ga��zie i twarz pokryta barwami
maskuj�cymi. Czeka od dw�ch godzin. Przyszed� o zmierzchu.
Przed kwadransem do baraku wesz�a pierwsza osoba.
Dziewczyna. Wszystko jest jak we �nie. Noc, to miejsce, ten
budynek. Janek czuje z�o emanuj�ce od baraku. Odk�d wesz�a
tam dziewczyna, z�o jest pot�niejsze. Ma przy sobie r�czn�
wyrzutni� rakiet - ju� teraz m�g�by rozwali� bud�. Ale
poczeka. We �nie by�a jeszcze jedna osoba. M�czyzna.
Po��cz� si�, dopiero wtedy ich zg�adzi. Wszystko musi by�
jak we �nie.
*
Hertogenboscha zalewa�a z�a krew. Dysza� jak parow�z,
kl�� jak szewc, r�k� ociera� pot z czo�a. Przedsi�wzi�cie
wydawa�o mu si� kretynizmem. Gdy teraz zda� sobie spraw� z
absurdalno�ci sytuacji - komendant policji b��dzi w
nadrzecznych chaszczach, prowadz�c urojone �ledztwo - poczu�
si� jak idiota. Ba�wan!... A jednak determinacja nie
opuszcza�a go, czu�, �e w ko�cu znajdzie barak. By�o ciemno,
po�wieci� sobie latark�. Kwadrans mozolnego marszu i
wysi�ek zosta� nagrodzony. Snop �wiat�a trafi� na
wzniesienie, kt�rego szczyt zdobi�a pokraczna rudera.
Komendant zadr�a�.
*
Ockn�a si� z zamy�lenia, s�ysz�c kroki. Czyje� buty
rozdeptywa�y gruz na wzg�rzu.
- Sandro?
W wej�ciu stan�� m�czyzna. Widzia�a obrys jego sylwetki,
s�ysza�a zm�czony oddech.
- Sylwia? - wyszepta� m�czyzna krzesz�c ogie� z
zapalniczki.
Blade �wiat�o ogarn�o wn�trze, k�ad�c na �cianach wielkie
cienie. Widzieli teraz swoje twarze. W milczeniu po�erali
si� wzrokiem. Sandro podszed� do niej i zdj�� palec z
zapalniczki. W ciemno�ci obj�li si� delikatnie. Sylwia
g�adzi�a jego policzek, Sandro ca�owa� j� we w�osy.
- Kocham ci� - powiedzia�.
- Kocham ci� - odpar�a.
*
Janek si�gn�� po wyrzutni�, gdy m�czyzna pojawi� si� u
st�p wzg�rza. Obserwowa�, jak wspina si� w stron� baraku i
wolno odbezpiecza� bro�. Opar� �okie� o kamie� i w��czy�
celownik noktowizyjny. Posta� m�czyzny znikn�a w drzwiach.
Janek wycelowa�.
*
Hertogenbosch wszed� na wzniesienie i zamar�.
Pozosta�o�ci starej wiaty nie by�y tym, czego szuka�.
Ujrza� drugie wzg�rze, na kt�rym sta� barak z oknami
wype�nionymi bladym �wiat�em. Us�ysza� odg�os odbezpieczanej
broni. Pod drzewem, dziesi�� krok�w od niego, le�a�
m�czyzna.
*
Huk eksplozji rozdar� cisz�. Ze szczytu wzg�rza trysn��
gejzer ognia i gruzu, jak z wulkanicznego krateru. Komendant
zamar� og�uszony. Na kilka sekund okolica poja�nia�a niczym
od b�yskawicy. To wystarczy�o, by ujrza� zdejmuj�cego
s�uchawki sprawc� eksplozji. Betonowe od�amki spada�y w
krzaki i pluska�y w wodzie. Hertogenbosch wyszarpn��
pistolet i skierowa� latark� na Janka.
- Rzu� bro�! - krzykn��.
Janek odwr�ci� si�, wyjmuj�c n�, lecz kula z pistoletu
utkwi�a mu w brzuchu. Upad� na plecy, �api�c powietrze jak
ryba. Komendant podszed� do umieraj�cego. Wyj��
legitymacj�, jakby chcia� tym z�agodzi� jego b�l. Janek czu�
dr�twiej�ce cia�o i ch��d si�gaj�cy serca. Uratowa�em
miasto i tak mi odp�acili - my�la�, wpatruj�c si� w
Hertogenboscha. - I to policja, kt�ra ma chroni� ludzi...
Jakie to absurdalne!
Chwil� przed �mierci� ten absurd wyda� mu si� czym�
�wi�tym, jak przysi�ga sk�adana przez rycerzy gin�cych w
piaskach pustyni z nadziej� na �ycie wieczne.
*
Komendant przeszed� na drugie wzniesienie. By� tam
krater metrowej g��boko�ci, zasypany do po�owy gruzem.
�wiat�o latarki wydoby�o z ciemno�ci dwa cia�a. Le�a�y obok
siebie i nie mia�y ju� cech ludzkich. Hertogenbosch ujrza�
czerwono-fioletowe chrz�szcze o lekko humanoidalnych g�owach
i ko�czynach. Ceglane od�amki pokrywaj�ce pancerz i skrzyd�a
mia�y kolor bursztynu.
11. PRZEKAZ Z KOSMOSU
Owadzie pow�oki Sylwii Bun i Sandro Larkina roztacza�y
bursztynow� aur�. Z po�wiaty uformowa�a si� kula wielko�ci
pi�ci, ta�cz�ca �upinami p�ynnej �ywicy. Cho� nie wysy�a�a
widocznych fal, Hertogenbosch poczu�, �e co� wdziera mu si�
do m�zgu. Us�ysza� szum i wy�aniaj�cy si� z niego bulgot.
Onomatopeiczna symfonia skrystalizowa�a si� w niski,
skrzypi�cy g�os.
- M�wi� - ty - przekaz - �mier� - inwazja...
Hertogenbosch znieruchomia� jak zaj�c sparali�owany
halogenem.
- Jeste�my istotami - m�wi�a kula - nadzorcami i
zarz�dcami waszej cywilizacji. �ycie na Ziemi jest
eksperymentem naszych antropolog�w, kt�rzy od dawna
obserwuj� was i robi� badania. Odrzu� niedowiarstwo,
Stra�niku, zosta�e� wybrany. B�dziesz jedynym cz�owiekiem
znaj�cym nasz� tajemnic�, poniewa� masz prawo j� pozna�.
Twoja obecno�� zosta�a sprowokowana. Ezechiel by� naszym
pomys�em, wskaz�wk�, kt�ra mia�a ci� naprowadzi� na trop.
(Jacy oni s�, jak wygl�daj�?)
S�ysz� ka�d� twoj� obaw�, Stra�niku, ka�d� reakcj�
elektrochemiczn�, kt�r� nazywacie my�l�. Ciekawi ci�, jak
wygl�damy? To naturalne, wzrok to zmys�, kt�ry najlepiej si�
u was wykszta�ci�, a jednak nie pojmiesz, jak wygl�damy, bo
to przekracza twoj� percepcj�. Pi�� zmys��w to w skali
ksenoewolucji prymitywny sensualizm. Aby nas poj��,
musia�by� dysponowa� siedmioma zmys�ami wspomaganymi
moderatorem synestezyjnym. W uproszczeniu jeste�my
insektami, mo�esz tak o nas my�le�.
(A owady na Ziemi?)
To nasi szpiedzy, zabawki pods�uchowe, produkt przemys�u
organicznego. S� stworzone na nasz obraz i podobie�stwo i
jak my �yj� w systemie immanentno-transcendentnego
kolektywizmu, posiadaj� wsp�ln� �wiadomo��, do kt�rej wam
daleko. Makroewolucja d��y w t� stron� - totalna
zbiorowo��, doskona�a organizacja i ujednolicone odczuwanie,
a jednostki to elementy. Dla was to brutalno�� i zamach na
prywatno��, jak dla australopiteka samoch�d lub telefon.
(Dlaczego ja, dlaczego policjant?)
W ka�dej kulturze, jak� stworzy�a wasza cywilizacja,
istnia�a instytucja, kt�r� my nazywamy Stra��. W ka�dej
epoce, w ka�dym miejscu, w ka�dej spo�eczno�ci ludzkiej
pojawiaj� si� Stra�nicy. Nasi uczeni wychwycili to jako
sta�� cech� waszej mentalno�ci, �ladowy dow�d my�lenia
grupowego. Stra�� w rodzinie by� ojciec, w plemieniu szaman;
w staro�ytnym Rzymie Stra�nikiem by� cenzor, w
chrze�cija�skiej Europie inkwizycja. Obecnie, w czasach
rozdrobnienia urbanistycznego, gdy ludzie �yj� w zamkni�tych
ekosystemach miejskich, rol� Stra�y pe�ni policja. Wy
nazywacie to pilnowaniem porz�dku publicznego. Stra�nicy s�
niezb�dni w ka�dej zbiorowo�ci, kt�ra pragnie zachowania
w�asnego istnienia. Ka�de spo�ecze�stwo nadzoruje i
kontroluje tych, kt�rzy usi�uj� wywr�ci� do g�ry nogami
porz�dek. To bardzo wa�na instytucja, �wiadcz�ca o rozwoju
gatunkowym. Przemawiam do ciebie, poniewa� jeste�
Stra�nikiem Amodos.
(Dlaczego mi to wszystko m�wisz? Przecie� chcieli�cie nas
podbi�.)
Mylisz si�, Stra�niku, inwazja nie by�a naszym pomys�em.
Inkluzje zacz�li wam podrzuca� rewolucjoni�ci, zwalczani
przez nas schizmatycy. W naszym �wiecie trwa wewn�trzna
wojna. My strze�emy porz�dku opartego na samo�wiadomo�ci,
oni pr�buj� go zak��ci�. G�osz� now� religi�, ekspansj�
oraz podb�j gorzej rozwini�tych �wiat�w. Chcieli wykorzysta�
ludzi do budowy globalnej sieci organiczno-informatycznej,
zamieni� Ziemi� w gigantyczn� maszyn� obliczeniow�, w kt�rej
ludzko�� zast�pi�aby procesor. Taki �ywy komputer
wykorzystuj�cy elektryk� m�zgu. Sw�j cel chcieli osi�gn��
dwutorowo: zak�adaj�c ko�ci� inkluzjan i poczt�
terapeutyczn�. W ten spos�b zyskali zaplecze organizacyjne i
firm� zajmuj�c� si� dobieraniem partner�w wed�ug
psychicznych matryc. Tylko ludzie idealnie do siebie
pasuj�cy, jak Sandro i Sylwia, mogli rozpocz�� reakcj�
�a�cuchow�. U nich pierwszych mia�a si� wytworzy�
wsp�wiadomo�� obliczeniowa, sie� rozpi�ta w dalszej
perspektywie mi�dzy milionami ludzkich umys��w. A jednak nie
uda�o si�. Szybko ich zlokalizowali�my. �ledzili�my ich
poczynania, czekaj�c na rozw�j wypadk�w. A� do tej nocy, gdy
wszystko si� rozegra�o, byli�my gotowi z interwencj�.
�ci�gn�li�my ci� tutaj, by� pozna� nasz� tajemnic� i
pobra� lekcj� na przysz�o��. Musicie mie� �wiadomo��
ci�g�ego zagro�enia i podejmowa� �rodki bezpiecze�stwa.
Inwazja mo�e si� powt�rzy�, a to, �e tym razem zako�czy�a
si� fiaskiem, nie znaczy, �e kiedy� si� nie uda. Masz temu
zapobiec. Otrzymasz w darze dodatkowy zmys�, kt�ry uczyni
ci� istot� ewolucyjnie wy�sz�. B�dziesz jak radar
wychwytuj�cy gro�ne sygna�y z kosmosu.
Na koniec zdradz� ci Tajemnic�. Istnieje forma bytu
pot�niejsza od nas i ka�dej innej cywilizacji. Forma
wymykaj�ca si� ksenoewolucyjnym regu�om, istota poza
nawiasem pojmowalnego �wiata. Prymitywne ludy nazywaj� j�
Bogiem, my postrzegamy j� jako Przyczyn� Sprawcz�,
pos�ugujemy si� modelem Wielkiego Nadzorcy, kt�ry jest
scenarzyst�, re�yserem i scenografem wszech�wiata. Jest
niepoj�ty nawet dla nas; dla was jest czym� tak
nieprzeniknionym i przyt�aczaj�cym, �e musicie go
antropomorfizowa� jako projekcj� okie�znanych skojarze�.
Kula �wiat�a skierowa�a my�li Hertogenboscha na cia�o
Janka.
- On by� narz�dziem Wielkiego Nadzorcy.
Trup Janka Pantery le�a� na drugim wzg�rzu z p�otwartymi
oczami i twarz� zastyg�� w zdumieniu.
- Gdyby nie m�czyzna, kt�rego zabi�e�, nast�pi�by
podb�j. Nie ty, kt�ry jeste� Stra�nikiem, lecz on, kt�ry by�
bo�ym ramieniem, ocali� miasto.
W tym momencie bursztyn zmieni� barw� na ��t�. Skrzyd�a
insekta poruszy�y si� i wystrzeli�a z nich hologramowa
smuga. Szkar�atnooki chrz�szcz z g�ow� przebit� szpilk�
m�wi�:
- Jeste�my przedstawicielami rasy dominuj�cej nad lud�mi
ewolucyjnie i technologicznie. Jeste�my jej zbuntowanym,
walcz�cym o ekspansj� od�amem. Opanowali�my kilka planet
zrzucaj�c przedmioty uzale�niaj�ce ca�e populacje, jednak
podb�j Ziemi mia� dla nas znaczenie szczeg�lne. Wasza
planeta to bardzo �atwy �up, brak centralnej w�adzy oraz to,
co nazywacie atomizacj� komunaln� sprawi�y, �e wybrali�my
Ziemi� do cel�w innych ni� polityczne, energetyczne i
militarne. Opanowanie waszego �wiata chcieli�my po��czy� z
nadaniem mu szczeg�lnego statusu. W odr�nieniu od reszty
planet zostawiliby�my mieszka�c�w Ziemi przy �yciu. Inkluzje
mia�y na celu opanowanie �wiadomo�ci wszystkich ludzi.
Mieli�cie pos�u�y� do uwiarygodnienia nowej religii, pod
kt�rej sztandarami jednoczymy zbuntowanych braci, wiary
zak�adaj�cej istnienie pot�pie�czego miejsca, obozu
jenieckiego dla innowierc�w. Wy nazywacie to Piek�em.
Chcieli�my przeszczepia� po�miertne widma apostat�w w umys�y
ludzi. W tym celu musieli�my ot�pi� wasz� spostrzegawczo�� i
wra�liwo��. Inkluzje mia�y takie dzia�anie. Mieli�cie by�
�ywicielami dla skazanych na pot�pienie paso�yt�w.
Jako pow�oki ludzie byli nam te� potrzebni do czego�
innego. Psychiczne ubezw�asnowolnienie doprowadzi�oby do
wytworzenia �wiadomo�ci zbiorowej oraz superpola
intelektualno-informatycznego... Trtzzz...Thr...Trziiii...
Hologramowa smuga zgas�a w konwulsyjnym migotaniu.
Hertogenbosch wzi�� kamie� do r�ki. Owad wewn�trz bursztynu
miota� si� jak �pi�cy cz�owiek targany koszmarem. Komendant
po�o�y� go na warstwie gruzu. "Ziemia jest piek�em innej
planety" - hucza�o mu w g�owie.
12. DESZCZ
Obudzi� si� u st�p wzg�rza, z r�k� na latarce. P�aszcz
mia� podarty i wyb�ocony. Czu� si� jak na kacu, g�owa p�ka�a
od wspomnie� i sn�w. By� szary �wit. Rzeka p�yn�a
bezszelestnie i miarowo, jej brzeg wy�cie�a�y kupki gruzu.
Niebo by�o brzemienne, jakby za chwil� mia�o lun�� deszczem.
Hertogenbosch rozgl�da� si� po okolicy, utwierdzaj�c si�, �e
nocne wypadki nie by�y halucynacj�. Obszuka� krzaki wok�
wzg�rz, znajduj�c wspomnienia wczorajszej nocy. Nie musia�
si� w tym celu porusza�, robi� to za niego zmys�, kt�ry
otrzyma� od obcych w darze. Krater by� taki jak na jawie,
lecz owadziopodobne cia�a by�y lud�mi. Trupy obejmowa�y si�
jak bogowie u�pieni mi�o�ci�. Zamachowiec le�a� pod
drzewem, a nadrzeczne mewy spacerowa�y wok� niego jak
bajkowi stra�nicy.
Zosta�em namiestnikiem miasta... Jestem odpowiedzialny za
bezpiecze�stwo bardziej ni� kiedykolwiek przedtem...
Zosta�em wybrany czy zosta�em pot�piony? Trudno b�dzie
d�wiga� pami�� o wszystkim. Mie� �wiadomo�� �miertelnej
gro�by czyhaj�cej w pustce kosmosu i milcze�. Wiedzie� i
cierpie�.
Komendant podnosi si� z ziemi. W kieszeni czuje pistolet,
kt�ry ju� nigdy nie zapewni mu bezpiecze�stwa. Wychodzi na
chodnik. Z nieba spadaj� pojedyncze krople. B�dzie pada� -
my�li depcz�c chodnikowe p�yty. - B�dzie pada� przez milion
lat.