1425

Szczegóły
Tytuł 1425
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1425 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1425 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1425 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "OBLICZA ZIEMI" autor: Harry Harrison Tytu� orygina�u To the Stars, Homeworld (c) Harry Harrison 1980 (c) Copyright for the Polish edition by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991 Redaktor Artur Kawi�ski Opracowanie graficzne: Maria Dylis Ilustracja: Rados�aw Dylis PRINTED IN GREAT BRITAIN Wydanie I ISBN 8385276220C OBLICZA ZIEMI 1 - To po prostu potworno��! Nieprawdopodobna kombinacja rur, zniszczonych zawor�w i wsp�czesnej technologii. To wszystko powinno zosta� wysadzone w powietrze i posk�adane ponownie. - Nie jest tak �le, wasza dostojno��. Naprawd�, wydaje mi si�, �e nie jest a� tak �le - Radcliffe otar� nerwowo wierzchem d�oni koniuszek poczerwienia�ego nosa. Widz�c, �e pozosta� na niej wilgotny �lad, spojrza� ze wstydem na stoj�cego tu� obok wysokiego in�yniera. Ten jednak wydawa� si� tego nie dostrzega�. Radcliffe wytar� skrupulatnie d�o� o nogawk� spodni. - To wszystko dzia�a, produkujemy tutaj doskona�y jako�ciowo spirytus... - Dzia�a, ale jedynie na s�owo honoru - Jan Kulozik by� ju� zm�czony i nie stara� si� tego ukrywa�. W jego g�osie pobrzmiewa�y ostre nuty. - Wszystkie te uszczelki d�awikowe powinny zosta� wymienione natychmiast, w przeciwnym wypadku to wszystko mo�e eksplodowa�! Powinni�cie to zrobi� ju� dawno i to bez �adnej pomocy z mojej strony. Sp�jrz tylko na te przecieki i ka�u�e pod spodem. - Natychmiast rozka�� tu posprz�ta�, wasza dostojno��. - Nie o to mi chodzi. Najwa�niejsz� spraw� jest zaplombowanie wszystkich przeciek�w. To na pocz�tek. Zr�b co� konstruktywnego, cz�owieku. To rozkaz. - Zostanie zrobione, jak wasza dostojno�� m�wi. Dr��cy Radcliffe schyli� g�ow� w wyrazie pos�usze�stwa i pokory. Jan, spogl�daj�c z g�ry na t� �ysiej�c� ju� g�ow�, na zlepione olejem i pokryte �upie�em resztki w�os�w, czu� jedynie obrzydzenie. Ci ludzie nigdy si� niczego nie naucz�. Nie s� w stanie my�le� za siebie. Nawet wydane wcze�niej polecenia realizowane s� jedynie w po�owie. Ten stoj�cy przed nim dyspozytor by� r�wnie efektywny, jak kolekcja antycznych kolumn frakcyjnych, fermentacyjnych kadzi i pordzewia�ych rur, kt�re sk�ada�y si� na te dziwaczne, wykorzystuj�ce paliwo ro�linne, zak�ady. Instalowanie tutaj zespo�u automatycznego sterowania procesami wydawa�o si� zwyk�� strat� czasu. Wpadaj�ce przez wysokie okna zimne �wiat�o z ledwo�ci� wy�uskiwa�o z mroku stoj�ce w hali ciemne kszta�ty maszyn i urz�dze�; nieliczne reflektory rzuca�y na pod�og� plamy ��tego blasku. Nagle w polu widzenia ukaza� si� jeden z pracownik�w. Zawaha� si� na moment, przystan�� i si�gn�� do kieszeni. Ruch ten nie uszed� uwadze Jana. - Ty tam! Uwa�aj cz�owieku! - wykrzykn��. Rozkaz by� niespodziewany i zaskakuj�cy. Pracownik nie spodziewa� si�, �e in�ynier b�dzie w�a�nie tutaj. Wystraszony upu�ci� p�on�c� zapa�k� prosto w ka�u�� p�ynu, przed kt�r� sta�. Natychmiast buchn�� wysoki p�omie�. Jan, biegn�c po zawieszon� na �cianie ga�nic�, barkiem odepchn�� pracownika na bok. Zerwa� ga�nic� z haka i jeszcze w biegu przekr�ci� zaw�r. M�czyzna usi�owa� zadepta� p�omienie, ale jego gwa�towne ruchy podsyca�y jedynie ogie�. Z ga�nicy wystrzeli�a struga bia�ej piany i Jan skierowa� j� w d�. Ogie� zosta� natychmiast zduszony, lecz p�omienie wykwit�y na nogawkach spodni pracownika. Jan skierowa� bia�y strumie� na jego nogi, a po chwili, w przyp�ywie gniewu, podni�s� dysz� i pokry� puszyst� pian� tors i g�ow� m�czyzny. - Jeste� g�upcem! Zupe�nym g�upcem! Zakr�ci� zaw�r i odrzuci� ga�nic�. Spogl�da� zimno na stoj�cego przed nim pracownika, kt�ry kaszla� gwa�townie i wyciera� pokryte bia�� pian� oczy. - Wiesz przecie�, �e palenie jest tutaj zabronione. Musiano powtarza� ci to wystarczaj�co cz�sto. A ty w dodatku stoisz pod napisem zabraniaj�cym palenia. - Ja... Ja nie czytam zbyt dobrze, wasza dostojno�� - m�czyzna zakrztusi� si� i splun�� gorzkim p�ynem na pod�og�. - Niezbyt dobrze. Prawdopodobnie wcale. Jeste� zwolniony. Wyno� si� st�d. - Nie, wasza dostojno��, prosz� tak nie m�wi� - j�kn�� m�czyzna, spogl�daj�c na Jana pe�nym przera�enia wzrokiem. - Pracuj� ci�ko - moja rodzina - przez lata na zasi�ku... - A teraz pozostaniesz na zasi�ku do ko�ca �ycia - powiedzia� zimno Jan, chocia� na widok kl�cz�cego przed nim w ka�u�y piany m�czyzny czu�, jak rozdra�nienie zaczyna go powoli opuszcza�. - I ciesz si�, �e nie oskar�� ci� o sabota�. Sytuacja sta�a si� nie do zniesienia. Jan odwr�ci� si� i odszed� do sterowni, nie�wiadom �cigaj�cych go spojrze� dyspozytora i milcz�cego pracownika. Tutaj by�o o wiele przyjemniej. M�g� si� rozlu�ni�, u�miechn��, spogl�daj�c na l�ni�cy porz�dek instalacji, kt�r� w�a�nie zmontowa�. Izolowane kable wi�y si� we wszystkich kierunkach, spotykaj�c si� ostatecznie w module kontrolnym. Nacisn�� w odpowiedniej sekwencji kilka przycisk�w elektronicznego zamka i pokrywa odsun�a si� cicho, �agodnie i z gracj�. Mikrokomputer w samym sercu tego urz�dzenia sterowa� wszystkim z nieomyln� precyzj�. Ko�c�wka terminala spoczywa�a w uchwytach u pasa. Wyj�� j�, wetkn�� do komputera i wystuka� na klawiaturze polecenie. Ekran rozja�ni� si� natychmiastow� odpowiedzi�. �adnych problem�w, nie tutaj. Chocia� oczywi�cie nie odnosi�o si� to do innych miejsc w tym zak�adzie. Gdy zarz�da� generalnego raportu o stanie technicznym urz�dze�, na ekranie zacz�y pojawia� si� maszeruj�ce w g�r� linie: ZAW�R AGREGATU 376L9 PRZECIEK ZAW�R AGREGATU 389P6 DO WYMIANY ZAW�R AGREGATU 429P8 PRZECIEK By�o to tak deprymuj�ce, �e szybkim naci�ni�ciem odpowiedniego przycisku skasowa� te dane. Od strony drzwi dobiega� go cichy, pe�en respektu g�os Radcliffe'a: - Prosz� o wybaczenie, in�ynierze Kulozik, ale chodzi mi o Simmonsa. Tego cz�owieka, kt�rego pan w�a�nie zwolni�. To dobry pracownik. - Nie wydaje mi si� - gniew ucich�, ust�puj�c miejsca rozwadze. Jan jednak postanowi� by� stanowczy. - Wielu ludzi z ut�sknieniem czeka na jego posad�. Kto� inny mo�e wykonywa� t� prac� r�wnie dobrze - a nawet lepiej. - On uczy� si� przez lata, wasza dostojno��. Lata. To o czym� �wiadczy. A teraz b�dzie na zasi�ku. - Zapalenie zapa�ki �wiadczy o czym� wi�cej. O g�upocie. Przepraszam. Nie staram si� by� okrutny, lecz musz� tak�e my�le� o pozosta�ych pracownikach. Co wy wszyscy robiliby�cie, gdyby on rzeczywi�cie spali� ten zak�ad? Jeste� dyspozytorem, Radcliffe i w taki w�a�nie spos�b powiniene� my�le�. Jest to trudne i mo�e nie by� rozumiane przez innych, ale wierz mi, to w�a�nie metoda. Zgadzasz si� ze mn�, prawda? Nim pad�a odpowied�, poprzedzi�a j� chwila widocznego wahania. - Oczywi�cie. Ma pan zupe�n� racj�. Przepraszam, �e panu przeszkodzi�em. Zaraz si� go pozb�d�. Nie mo�emy pozwoli� sobie na zatrudnianie tego typu ludzi. - W�a�nie. Widz�, �e zrozumia�e�. Nagle uwag� Jana przyci�gn�� g�o�ny brz�czyk i czerwone, pulsuj�ce �wiate�ko na pulpicie kontrolnym. Wychodz�cy Radcliffe zawaha� si� stoj�c ju� w progu. Komputer odnalaz� kolejn� usterk� i informowa� o tym Jana, wy�wietlaj�c dane na monitorze: ZAW�R AGREGATU 9289R NIEOPERATYWNY. ZABLOKOWANY W POZYCJI OTWARTEJ. ODCI�TY DO WYMIANY. - 928R. Brzmi znajomo - Jan zakodowa� t� informacj� w komputerze osobistym i skin�� g�ow�. - Tak my�la�em. Ta jednostka powinna zosta� wymieniona w zesz�ym tygodniu. Czy zosta�o to zrobione? - Zaraz sprawdz� - odpar� poblad�y nagle Radcliffe. - Nie musisz si� trudzi�. Obaj wiemy, �e nie. A wi�c przynie� ten zaw�r i zrobimy to teraz. Jan od��czy� jednostk� nap�dow� szarpi�c za oporne obejmy �rubowe. By�y zupe�nie prze�arte rdz�. Typowe. Najwidoczniej okresowe przegl�dy i oliwienie by�y tu zbyt wielkim wysi�kiem. Odszed� na bok i obserwowa� krz�tanin� spoconych proli, kt�rzy wymontowywali w�a�nie uszkodzony zaw�r, pr�buj�c unika� przy tym strumienia p�ynu, kt�ry wyp�ywa� ko�c�wk� rury. Gdy pod jego okiem nowy zaw�r zosta� ju� dopasowany i zamontowany - tym razem nie robiono niczego po�owicznie - ponownie pod��czy� jednostk� nap�dow�. Praca zosta�a wykonana bez zb�dnego gadania, a po jej zako�czeniu robotnicy pozbierali swoje narz�dzia i wyszli. Jan powr�ci� do komputera, by odblokowa� odci�ty zaw�r i ponownie przywr�ci� agregat do �ycia. Za��da� wydruku raportu stanu technicznego urz�dze�. Gdy tylko w�ski pasek papieru wysun�� si� z drukarki, Jan pochwyci� go i opad� wygodnie na fotel. Z uwag� przygl�da� si� poszczeg�lnym pozycjom, podkre�laj�c te, kt�re wymaga�y natychmiastowej interwencji. By� wysokim, szczup�ym m�czyzn�, dobiegaj�cym ju� do trzydziestki. Kobiety uwa�a�y go za przystojnego - wiele z nich mu to nawet m�wi�o - ale on sam nigdy nie bra� ich zbyt powa�nie. Kobiety by�y mi�� rzecz� w jego �yciu, ale musia�y zna� swoje miejsce. A by�o ono tu� za in�ynieri� mikroobwod�w. Czyta�, od czasu do czasu marszcz�c brwi, a wtedy na jego czole pojawia�a si� pionowa zmarszczka. Przeczyta� ca�� list� po raz drugi i u�miechn�� si� szeroko. - Sko�czone! Nareszcie sko�czone! To, co mia�o by� zwyk�ym przegl�dem konserwatorskim zak�ad�w w Walsoken, zmieni�o si� w prac�, kt�ra wydawa�a si� nie mie� ko�ca. By�a jesie�, gdy przyby� tu razem z Buchananem, in�ynierem hydraulikiem. Lecz Buchanan mia� pecha lub szcz�cie nabawi� si� ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Zabrano go helikopterem szpitalnym i nigdy ju� nie powr�ci�. Nie przys�ano tak�e zast�pstwa. Tak wi�c Jan zmuszony zosta�, obok swych w�asnych prac, do nadzorowania in stalacji urz�dze� mechanicznych, a tymczasem jesie� zmieni�a si� w zim� i wci�� nie by�o widok�w na ostateczne zako�czenie prac. Lecz ta wyczekiwana z ut�sknieniem chwila wreszcie nadesz�a. Monta� instalacji i g��wne naprawy zosta�y ju� zako�czone; po raz pierwszy od miesi�cy zak�ady funkcjonowa�y bez zgrzyt�w. Jedyne, co mu pozosta�o do zrobienia, to wynie�� si� st�d. I to co najmniej na par� tygodni - a dyspozytor w tym czasie b�dzie musia� radzi� sobie sam. No, ale to ju� jego zmartwienie. - Radcliffe, chod� tutaj. Mam dla ciebie par� interesuj�cych wiadomo�ci. S�owa te s�yszalne by�y we wszystkich pomieszczeniach zak�adu, dzi�ki porozmieszczanym na �cianach g�o�nikom. W przeci�gu paru sekund rozleg� si� tupot biegn�cych st�p i do pokoju wpad� zdyszany dyspozytor. - S�ucham... wasza dostojno��? - Wyje�d�am. Dzisiaj. Nie gap si� tak na mnie, cz�owieku. Powiniene� si� raczej cieszy�. Ta antyczna rupieciarnia pracuje na razie bez zarzutu i tak pozostanie, je�eli b�dziesz przestrzega� czynno�ci konserwacyjnych, kt�re wyszczeg�lni�em ci na tej li�cie. Komputer zaprogramowany zosta� w taki spos�b, �e jakiekolwiek k�opoty natychmiast tutaj kogo� �ci�gn�. Ale nie powinno by� �adnych k�opot�w, prawda Radcliffe? - Nie, sir, oczywi�cie �e nie. Zrobi� wszystko, co w mojej mocy, sir. Dzi�kuj�. - Mam nadziej�. I mo�e to twoje "wszystko" b�dzie troch� lepsze, ni� bywa�o w przesz�o�ci. Wr�c�, gdy tylko b�d� m�g� i jeszcze raz sprawdz� wszystkie procesy i twoj� list� realizacji. A teraz - chyba, �e jest co� jeszcze - mam szczery zamiar opu�ci� wreszcie to miejsce. - Nie. To wszystko, sir. - Dobrze. A wi�c dopilnuj, aby wszystko funkcjonowa�o jak nale�y. Jan machni�ciem r�ki odprawi� dyspozytora i ponownie umie�ci� ko�c�wk� komputera przy pasie. Z prawdziw� rozkosz� w�o�y� na siebie podbite prawdziwym baranem futro i nasun�� na d�onie r�kawiczki. Jeden przystanek w hotelu, aby spakowa� swe rzeczy, a potem w �wiat! Gwizda� co� pod nosem, z trzaskiem odgradzaj�c si� drzwiami od ponurego, zimowego popo�udnia. Ziemia zamarzni�ta by�a na ko��, a powietrze przesycone �niegiem. Jego l�ni�cy, czerwony samoch�d by� jedyn� plam� koloru po�r�d bieli otaczaj�cego go krajobrazu. P�ask� przestrze� po obu stronach w g��wnej mierze wype�nia�y pola, pod szarym niebem martwe teraz i ciche. Gdy przekr�ci� kluczyk w stacyjce wska�nik paliwa zap�on�� ognist� czerwieni�, a do kabiny wtargn�� strumie� ciep�ego powietrza. Ruszy� i wolno, opuszczaj�c parking zak�ad�w, wjecha� na brukowan� drobn� kostk� drog�. Okolica ta by�a niegdy� szerokim rozlewiskiem, zosta�a jednak osuszona i zaorana. Lecz jeszcze widoczne by�y pozosta�o�ci starych kana��w, a Wisbech w dalszym ci�gu by�o portem �r�dl�dowym. By�a to ostatnia tego typu miejscowo�� i Jan by� nawet zadowolony mog�c j� obejrze�. Tu� za miasteczkiem rozpoczyna�a si� autostrada. Stoj�cy przy wje�dzie policjant zasalutowa�, a Jan odpowiedzia� niedba�ym machni�ciem r�ki. Gdy po wjechaniu na autostrad� pojazd znalaz� si� w sieci sterowania automatycznego, powierzy� kontrol� nad pojazdem autopilotowi, podaj�c jako miejsce docelowe LONDYN TRASA 74. Informacja ta poprzez transmiter pod samochodem pomkn�a wzd�u� zakopanych g��boko w ziemi kabli do komputera sieciowego, kt�ry go prowadzi�, i w przeci�gu mikrosekund powr�ci�a do komputera pok�adowego samochodu w formie serii polece�. Nast�pi� powolny wzrost przyspieszenia, gdy samoch�d osi�gn�� sw� zwyk�� pr�dko�� 240 km/h. Ju� po chwili migaj�cy za oknami krajobraz sta� si� jedynie rozmazan� plam�. Jan rozlu�ni� si� i razem z fotelem okr�ci� do ty�u. Po naci�ni�ciu guzika w barku pojawi�a si� whisky i woda. Kolorowy telewizor emitowa� w�a�nie jedn� z oper Petera Grimesa. Jan przez chwil� spogl�da� na ekran z zainteresowaniem - podziwiaj�c sopran nie tylko za jej pi�kny g�os - i zastanawiaj�c si�, kogo mu ona w�a�ciwie przypomina. Aileen Pettit - oczywi�cie! Wspomnienie dawno nie widzianej dziewczyny sp�yn�o na niego fal� mi�ego ciep�a. Oby tylko nie by�a zaj�ta. Od czasu rozwodu nie mia�a w�a�ciwie wiele do roboty. Nie powinna mie� wi�kszych opor�w przed ponownym spotkaniem. My�le� znaczy�o dzia�a�. Szybko podni�s� s�uchawk� telefonu i wystuka� na klawiaturze jej numer. Odpowiedzia�a prawie natychmiast: - Jan. To mi�o, �e dzwonisz. - To mi�o, �e odebra�a� telefon. Masz jakie� k�opoty z wizj�? - zapyta�, wskazuj�c na ciemny ekran telewizjera. - Nie, sama wy��czy�am. W�a�nie siedz� w saunie - ekran rozja�ni� si� nagle i dziewczyna roze�mia�a si�, widz�c wyraz jego twarzy. - Nigdy jeszcze nie widzia�e� nagiej kobiety? - Je�eli nawet widzia�em, to ju� zapomnia�em. Tam, sk�d w�a�nie wracam nie by�o �adnych kobiet. A przynajmniej takich atrakcyjnych i mokrych jak ty. M�wi� szczerze, Aileen. Jeste� najpi�kniejsz� dziewczyn� pod s�o�cem. - Twoje pochlebstwa zaprowadz� ci� wsz�dzie. - A ty p�jdziesz tam razem ze mn�. Jeste� wolna? - To zale�y, co ci chodzi po g�owie, kochanie. - Troch� gor�cego s�o�ca, ciep�e morze, wy�mienite posi�ki, szampan i ty. Jak ci si� to podoba? - Brzmi cudownie. Moje konto czy twoje? - Ja stawiam. Zas�uguj� na co� po zimie na takim pustkowiu. Znam niewielki hotelik nad samym brzegiem Morza Czerwonego. Je�eli wyjedziemy rano, b�dziemy mogli... - Ani s�owa wi�cej, kochanie. Wracam do sauny i czekam na ciebie. Tylko nie zwlekaj zbyt d�ugo. Z ostatnim s�owem przerwa�a po��czenie. Jan roze�mia� si�. Tak, �ycie zapowiada�o si� du�o ciekawiej. Opr�ni� szklank� Scotcha i si�gn�� po nast�pn�. Zak�ady przetw�rcze szybko sta�y si� jedynie mglistym wspomnieniem. Nie wiedzia�, �e cz�owiek, kt�rego zwolni� z pracy, Simmons, nigdy nie powr�ci� na zasi�ek. Pope�ni� samob�jstwo mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy Jan doje�d�a� do Londynu. 2 Owalny cie� ogromnego sterowca wolno przesuwa� si� po b��kitnej powierzchni Morza �r�dziemnego. Silniki elektryczne zosta�y wy��czone, a jedynym s�yszalnym d�wi�kiem by� cichy szum �migie�. By�y stosunkowo niewielkie i prawie niewidoczne wobec ogromu Beachy Head. S�u�y�y jedynie do przesuwania kad�uba sterowca w powietrzu. Si�� no�n� stanowi�y zbiorniki wype�nione helem, umieszczone pod grub� pow�ok� kad�uba. Ster�wce sta�y si� doskona�ym �rodkiem transportu, a - co istotne - charakteryzowa�y si� niezwykle niskim wska�nikiem zu�ycia paliwa. �adunek sterowca stanowi�y tony ci�kich, czarnych rur. Jednak Beachy Head przewozi�a tak�e pasa�er�w porozmieszczanych w kabinach na rufie. - Widok jest wr�cz niewiarygodny - powiedzia�a Aileen, siedz�c przed �ukowatym oknem, kt�re stanowi�o ca�� przedni� �cian� ich kabiny. Obserwowa�a przesuwaj�c� si� wolno w dole pustyni�. Jan wyci�gni�ty wygodnie na ��ku skin�� ugodowo g�ow� - ale spogl�da� na dziewczyn�. Czesa�a w�a�nie swe d�ugie do ramion, miedziane w�osy. Zgodnie z ruchem unosz�cych si� w g�r� ramion unosi�y si� tak�e jej foremne nagie piersi. O�wietlona promieniami s�o�ca wygl�da�a niezwykle pon�tnie. - Niewiarygodne - powiedzia� Jan. Dziewczyna roze�mia�a si�, od�o�y�a grzebie�, przysun�a si� bli�ej i poca�owa�a go. - Wyjdziesz za mnie? zapyta� z b��kaj�cym si� na ustach figlarnym u�miechem. - Dzi�kuj�, ale nie. Od mojego rozwodu nie up�yn�� nawet miesi�c. Na razie chc� si� cieszy� wolno�ci�. - A wi�c zapytam ci� o to w przysz�ym miesi�cu. - Zr�b to... - przerwa�o jej uderzenie dekoracyjnego kurantu. Po chwili kabin� wype�ni� g�os stewarda: - Uwaga, pasa�erowie. Wyl�dujemy w Suezie za trzydzie�ci minut. Prosz� przygotowa� baga�e. Powtarzam - za trzydzie�ci minut. Prawdziw� przyjemno�ci� by�o go�ci� pa�stwa na pok�adzie i w imieniu kapitana Beachy Head oraz ca�ej za�ogi dzi�kuj�, �e zechcieli pa�stwo skorzysta� z us�ug Britisch Airways. - Jeszcze tylko, p� godziny, a sp�jrz na moje w�osy! I nawet nie zacz�am si� jeszcze pakowa�... - Nie ma po�piechu. Nikt przecie� nie wyrzuci ci� z tej kabiny. To wakacje, pami�tasz? Ubior� si� teraz i wydam polecenia w sprawie naszych baga�y. Spotkamy si� po wyl�dowaniu. - Nie mo�esz na mnie zaczeka�? - Zaczekam, ale na zewn�trz. Chc� zobaczy�, co w�a�ciwie wy�adowuj�. - Te cholerne rury interesuj� ci� bardziej, ni� ja. - W�a�nie ale jak na to wpad�a�? Ta okazja jest jedyna w swoim rodzaju. Je�eli techniki ekstrakcji cieplnej zdadz� sw�j egzamin, mo�e ponownie b�dziemy wydobywa� rop�. Po raz pierwszy od przesz�o dwustu lat. - Rop�? A sk�d? zapyta�a Aileen zduszonym g�osem. Wydawa�a si� by� bardziej zainteresowana wci�ganiem przez g�ow� bluzki, ni� tym, co m�wi Jan. - Spod ziemi. By�y tu niegdy� bogate z�o�a ropono�ne. Wypompowane do sucha przez Uzurpator�w, utlenione i zmarnowane, jak wszystko. Fantastyczne �r�d�o w�glowodoru, kt�re po prostu spalono. - Nie wiem zupe�nie, o czym ty w�a�ciwie m�wisz. Ale zawsze by�am s�aba z historii. - Do zobaczenia na dole. Gdy Jan wysiad� z windy na najni�szym poziomie wie�y cumowniczej, mia� wra�enie, �e przechodzi przez otwarte drzwiczki pieca. Nawet po�rodku zimy s�o�ce grza�o tu tak mocno, jak nigdy na p�nocy. Po miesi�cach samotnego wygnania by�a to przyjemna odmiana. Ci�kie wi�zki rur wy�adowywane by�y w�a�nie przy pomocy gigantycznych d�wig�w. Sp�ywa�y w d� majestatycznego sterowca ko�ysz�c si� powoli, by z metalicznym szcz�kiem wyl�dowa� wreszcie w skrzyniach czekaj�cych ci�ar�wek. Jan rozwa�a� mo�liwo�� wyst�pienia o zezwolenie obejrzenia miejsca monta�u - lecz ju� po chwili zarzuci� ten zamiar. Mo�e w drodze powrotnej. Na razie musi przesta� zachwyca� si� wspania�o�ciami techniki, a po�wi�ci� wi�cej czasu na odkrywanie bardziej fascynuj�cych wspania�o�ci Aileen Pettit. Gdy dziewczyna ukaza�a si� wreszcie u wyj�cia z wie�y cumowniczej, udali si� razem do budynku odpraw celnych, rozkoszuj�c si� ciep�ymi dotykami s�o�ca na sk�rze. Tu� obok komory odpraw celnych sta� powa�ny, ciemnosk�ry policjant i z uwag� obserwowa�, jak Jan wk�ada do szczeliny sw� kart� personaln�. - Witamy w Egipcie - przem�wi� automat mi�kkim, kobiecym kontraltem. Mamy nadziej�, �e pobyt tutaj uzna pan za niezwykle przyjemny... panie Kulozik. Prosz� o przy�o�enie kciuka do p�ytki identyfikatora. Dzi�kuj�. Mo�e pan wyj�� kart�. Prosz� uda� si� do wyj�cia numer cztery, gdzie oczekuje ju� na pana przewodnik. To wszystko. Nast�pny prosz�. Komputer upora� si� z Aileen r�wnie sprawnie. Po zwyczajowych formu�kach powitalnych sprawdzi� jej identyfikacj�, por�wnuj�c wz�r odci�ni�tego na p�ytce kciuka z wzorem na karcie personalnej. Potem upewni� si�, czy plan podr�y zosta� potwierdzony i op�acony. Przy wyj�ciu czeka� ju� na nich spocony, opalony na ciemny br�z m�czyzna w niebieskim uniformie. - Pan Kulozik? Jestem z Magna Pa�ace, wasza dostojno��. Baga�e pa�stwa s� ju� na pok�adzie i mo�emy wyrusza� w ka�dej chwili - jego angielski by� nieskazitelny, posiada� jednak cie� obcego akcentu, kt�rego Jan nie potrafi� zidentyfikowa�. - Mo�emy wyrusza� natychmiast. Port lotniczy usytuowany zosta� nad samym brzegiem zatoki. Na ko�cu mola ko�ysa� si� przycumowany niewielki poduszkowiec. Kierowca otworzy� przed nimi drzwi i w�lizn�� si� do klimatyzowanego wn�trza. W �rodku by�o dwana�cie foteli lecz wygl�da�o na to, �e byli jedynymi pasa�erami. Po chwili pojazd uni�s� si� na poduszce powietrznej i stopniowo nabieraj�c pr�dko�ci wyp�yn�� na wody zatoki. - Kierujemy si� na po�udnie Zatoki Sueskiej - wyja�ni� kierowca. - Po lewej stronie widzicie pa�stwo p�wysep Synaj. Przed nami, troch� po prawej stronie zobaczycie pa�stwo wkr�tce szczyt g�ry Gharib, kt�ra mierzy sobie tysi�c siedemset dwadzie�cia trzy metry wysoko�ci... - Ju� tutaj by�em - przerwa� Jan. - Mo�esz sobie oszcz�dzi� tych turystycznych opis�w. - Dzi�kuj�, wasza dostojno��. - Ale ja chc� tego pos�ucha�, Janie. Nie wiem nawet, gdzie my w�a�ciwie jeste�my. - Czy z geografii by�a� r�wnie s�aba, jak z historii? - Nie b�d� niezno�ny. - Przepraszam. Po wyp�yni�ciu na Morze Czerwone skr�cimy ostro w lewo i wp�yniemy do zatoki Akaba, gdzie zawsze �wieci s�o�ce i jest niezwykle ciep�o, z wyj�tkiem lata, gdy jest jeszcze cieplej. A po�rodku tego s�onecznego raju mie�ci si� Magna Pa�ace, do kt�rego w�a�nie zd��amy. Kierowco, chyba nie jeste� Anglikiem, prawda? - Nie, wasza dostojno��. Pochodz� z Po�udniowej Afryki. - Wi�c jeste� daleko od domu. - Ca�y kontynent, sir. - Chce mi si� pi� - wtr�ci�a Aileen. - Zaraz przynios� co� z barku. - Ja to zrobi�, wasza dostojno�� - powiedzia� kierowca. Prze��czy� sterowanie pojazdem na automatyczne i zerwa� si� na r�wne nogi. - Co pa�stwo sobie �ycz�? - Cokolwiek... Jak w�a�ciwie si� nazywasz? - Piet, sir. Mamy zimne piwo i... - Mo�e by�. Dla ciebie te�, Aileen? - Tak, poprosz�. Jan szybko upora� si� z po�ow� oszronionej szklanki i westchn�� z rozkosz�. Wreszcie zaczyna� si� czu� jak na prawdziwych wakacjach. - We� sobie piwo, Piet. - Dzi�kuj�. To bardzo uprzejme z pa�skiej strony. Aileen z ciekawo�ci� przygl�da�a si� kierowcy. Wyczuwa�a, �e m�czyzna ten stanowi pewnego rodzaju zagadk�. Chocia� ca�e jego zachowanie nacechowane by�o uprzejmo�ci�, to jednak brakowa�o w nim charakterystycznej s�u�alczo�ci, tak typowej dla wszystkich proli. - Wstydz� si� do tego przyzna�, Piet - powiedzia�a dziewczyna. - Ale nigdy nie s�ysza�am jeszcze o Afryce Po�udniowej. - Niewiele os�b s�ysza�o - przyzna� kierowca. - Samo miasto nie jest du�e - kilka setek bia�ych mieszka�c�w po�rodku morza czarnych. Mieszkamy tu� obok kopalni diament�w. Poniewa� nie podoba�a mi si� praca w kopalni - a nie ma tam w�a�ciwie nic innego do roboty - wi�c wyjecha�em. Podoba mi si� praca tutaj. Mog� sporo podr�owa� - na st�umiony sygna� brz�czyka od�o�y� szklank� na stolik i pospieszy� za stery. By�o ju� p�ne popo�udnie, gdy na horyzoncie zamajaczy�a nareszcie Magna. Promienie s�o�ca odbija�y si� z�ocistymi b�yskami od szklanych wie� kompleksu wypoczynkowego, a spokojne wody zatoki upstrzone by�y r�nokolorowymi �aglami. - Ju� mi si� to podoba! - roze�mia�a si� d�wi�cznie Aileen. Poduszkowiec w�lizn�� si� na pla�� w sporej odleg�o�ci od �agl�wek i p�ywak�w, tu� na skraju rozsypuj�cych si� chat krajowc�w. Niedaleko przemkn�o paru Arab�w w turbanach, lecz znikn�li, zanim jeszcze otworzy�y si� drzwi pojazdu. Czeka�a ju� na nich riksza, z zaprz�gni�tym osio�kiem. Aileen na widok ciemnosk�rego wo�nicy w bia�ym turbanie zaklaska�a z rado�ci. Podr� do hotelu nie zaj�a im du�o czasu. Przed frontowymi drzwiami przywitani zostali przez dyrektora, kt�ry �yczy� im przyjemnego pobytu. Skin�� r�k� w stron� baga�owych, a sam zaprowadzi� ich do pokoju. Zam�wiony apartament okaza� si� niezwykle przestronny, z szerokim balkonem wychodz�cym bezpo�rednio na morze. Na stole czeka�a patera z owocami, a dyrektor sam otworzy� stoj�c� obok butelk� szampana. - Jeszcze raz �ycz� pa�stwu przyjemnego pobytu - powiedzia� k�aniaj�c si� i jednocze�nie wyci�gaj�c w ich stron� wysokie kieliszki. - Uwielbiam to - powiedzia�a Aileen, gdy tylko pozostali sami i poca�owa�a Jana. - Chod�my si� wyk�pa�. - Dlaczego nie? Woda by�a rozkosznie ciep�a, a s�o�ce przyjemnie grza�o ich nag� sk�r�. Anglia i zima by�y z�ym snem, gdzie� daleko st�d. P�ywali, dop�ki si� nie zm�czyli, a potem wyszli z wody i usiedli pod palmami, popijaj�c drinki i rozkoszuj�c si� malowniczym zachodem s�o�ca. Kolacja podana zosta�a na tarasie, tak wi�c nie musieli si� nawet przebiera�. Gdy sko�czyli posi�ek nad pustyni� sta� ju� pe�ny, jaskrawo �wiec�cy ksi�yc. - Po prostu nie mog� w to uwierzy� - powiedzia�a w pewnym momencie Aileen. - Musia�e� to wszystko przygotowa� wcze�niej. - Oczywi�cie. Wed�ug rozk�adu ksi�yc powinien wzej�� dopiero za dwie godziny, ale uda�o mi si� go przekona�, aby ze wzgl�du na ciebie zrobi� to dzisiaj wcze�niej. - To bardzo mi�e z twojej strony, Janie. Sp�jrz, co oni robi�? - Nocny jachting. W�a�nie stawiaj� �agle. - A czy nie mogliby�my tak pop�ywa�? Potrafisz? - Oczywi�cie! - odpar� autorytatywnie, pr�buj�c od�wie�y� w pami�ci sk�py zas�b wiadomo�ci na ten temat, kt�re naby� podczas swej ostatniej wizyty w o�rodku. - Chod�. Poka�� ci. Lecz okaza�o si�, �e wcale nie jest to takie proste. Szybko zapl�tali si� w zalegaj�ce pok�ad liny i w ko�cu zmuszeni zostali krzykn�� ze �miechem o pomoc. Smuk�y Arab z przep�ywaj�cej nieopodal �odzi pom�g� im upora� si� z takielunkiem. Od l�du powia�a lekka bryza, postawili �agiel i ju� wkr�tce sun�li przez spokojne wody zatoki. Jasny ksi�yc o�wietla� drog�, niebo a� po horyzont usiane by�o gwiazdami. Jan jedn� r�k� trzyma� rumpel, a drug� obj�� Aileen. Dziewczyna przytuli�a si� mocniej i poca�owa�a go. - Zbyt du�o - szepn�a. - Nigdy nie jest zbyt du�o. Maj�c pomy�lny wiatr w �agle nie zmieniali kursu i wkr�tce w zasi�gu wzroku nie by�o ju� pozosta�ych �odzi, a linia brzegu rozp�yn�a si� w otaczaj�cych ich ciemno�ciach. - Czy nie odp�yn�li�my zbyt daleko? - zapyta�a z niepokojem Aileen. - Nie s�dz�. Przysz�o mi do g�owy, �e taka chwila samotno�ci na morzu mo�e by� przyjemna. Mog� sterowa� wed�ug ksi�yca, a zreszt�, je�eli b�dziemy musieli, zawsze mo�emy zrzuci� �agiel i dop�yn�� do brzegu na silniku pomocniczym. - Nie wiem o czym m�wisz, ale zak�adam, �e masz racj�. P� godziny p�niej, gdy odczuli narastaj�cy ch��d, Jan postanowi� zawr�ci�. Uda�o mu si� bez wi�kszych k�opot�w wykona� zwrot i ju� wkr�tce dostrzegli przed sob� jasne �wiat�a hotelu. By�o bardzo cicho. Jedynym d�wi�kiem by� szmer rozcinanej dziobem wody, us�yszeli wi�c rumor silnik�w na d�ugo przedtem nim byli w stanie cokolwiek zobaczy�. D�wi�k ten zdawa� si� szybko narasta�. - Kto� si� spieszy - mrukn�� Jan, wpatruj�c si� w ciemno��. - Co to takiego? - Nie mam poj�cia. Ale wkr�tce si� przekonamy. Wydaje mi si�, �e s�ysz� dwa silniki. P�yn� prosto na nas. Powiedzia�bym, �e to raczej do�� dziwna pora na wy�cigi. Bucz�cy d�wi�k przybiera� na sile i nagle z mroku wyprysn�� pierwszy statek. Ciemny kszta�t w otoczce bia�ej piany. Wydawa� si� p�dzi� prosto na nich. Aileen krzykn�a, gdy ��d�, rycz�c przeci��onymi silnikami przemkn�a tu� obok. Pok�ad zala�y strugi wody, a ca�y jacht przechyli� si� niebezpiecznie na bok. - Na Boga, ale� to by�o blisko! - wykrzykn�� zdumiony Jan. Jedn� r�k� uchwyci� si� kurczowo pokrywy luku, a drug� przyci�gn�� przera�on� dziewczyn� bli�ej. Odwr�cili si�, spogl�daj�c w �lad za pierwszym statkiem, nie zobaczyli ju� wi�c drugiego, zanim nie by�o za p�no. Jan jedynie k�tem oka dostrzeg� zarys wy�aniaj�cego si� z mroku ostrego dziobu. W nast�pnej chwili ciemny kszta�t uderzy� jacht tu� za bukszprytem, wywracaj�c niewielk� ��deczk� do g�ry dnem. Jan i Aileen znale�li si� w wodzie. Gdy morze zamkn�o si� nad nim, Jan poczu�, �e co� uderzy�o go silnie w nog�. Nie wypuszcza� jednak dziewczyny z obj��, dop�ki nie wyp�yn�li na powierzchni�. Otacza�y ich p�ywaj�ce szcz�tki �odzi. Samego jachtu jednak ju� nie by�o - najwidoczniej zaton��. Nie by�o tak�e dw�ch tajemniczych statk�w - odg�os pracy ich silnik�w zamiera� w�a�nie w oddali. Byli sami po�rodku nocy, ko�ysani falami ciemnego oceanu. 3 Pocz�tkowo Jan nie zdawa� sobie w pe�ni sprawy z gro��cego im obojgu niebezpiecze�stwa. Sama walka o utrzymanie si� na powierzchni by�a ju� wystarczaj�co trudna, a jedn� r�k� musia� dodatkowo podtrzymywa� oszo�omion� dziewczyn�, kt�ra, kaszl�c gwa�townie, usi�owa�a si� pozby� z p�uc resztek wody. Przepychaj�c si� przez zalegaj�ce wok� szcz�tki, uderzy� nagle d�oni� o unosz�cy si� na wodzie ciemny kszta�t. Zorientowa� si�, �e by�a to pneumatyczna poduszka ratunkowa. Przyci�gn�� dziewczyn� bli�ej i w�o�y� jej poduszk� pod ramiona. Gdy upewni� si�, �e Aileen jest wzgl�dnie bezpieczna, pu�ci� j� i odp�yn�� w poszukiwaniu czego� podobnego dla siebie. - Wracaj! - wykrzykn�a Aileen g�osem, w kt�rym d�wi�cza�a panika. Wszystko w porz�dku. Chc� zobaczy�, czy nie p�ywa tu gdzie� taka druga poduszka. Znalaz� przedmiot swych poszukiwa� stosunkowo szybko i wkr�tce p�yn�� w stron� zaniepokojonej dziewczyny. - Ju� wr�ci�em. Uspok�j si�. - Co to znaczy: uspok�j si�? Potopimy si� tutaj, wiem o tym! Przez d�u�sz� chwil� do g�owy nie przychodzi�a mu �adna sensowna odpowied�, mia� bowiem straszliwe przeczucie, �e dziewczyna ma racj�. - Znajd� nas - powiedzia� w ko�cu. - Statki zawr�c�, albo wezw� pomoc przez radio. Zobaczysz. Ale na razie spr�bujmy p�yn�� w stron� brzegu. To niedaleko. - A gdzie w�a�ciwie jest brzeg? By�o to bardzo dobre pytanie. Ksi�yc by� dok�adnie nad ich g�owami, przes�oni�ty w dodatku chmur�. A z miejsca, w kt�rym si� teraz znajdowali, �wiat�a hotelu sta�y si� niewidoczne. - Tam - powiedzia� Jan staraj�c si�, aby zabrzmia�o to pewnie i popchn�� lekko dziewczyn� do przodu. Tajemnicze statki nie wr�ci�y, brzeg znajdowa� si� w odleg�o�ci �adnych paru mil - zak�adaj�c, �e p�yn� we w�a�ciwym kierunku, w co mocno w�tpi� - a na dodatek robi�o si� coraz zimniej. Byli te� coraz bardziej zm�czeni. Aileen sprawia�a wra�enie p�przytomnej. Jan podejrzewa�, �e podczas wypadku dziewczyna musia�a uderzy� w co� mocno g�ow�. Wkr�tce musia� j� podtrzymywa�, aby nie ze�lizn�a si� z poduszki do wody. Czy uda im si� przetrwa� a� do rana? To pytanie nurtowa�o go ju� od d�u�szego czasu. Z pewno�ci� nie uda im si� dop�yn�� do brzegu. Kt�ra teraz mog�a by� godzina? Najprawdopodobniej nie ma jeszcze p�nocy. A zimowe noce s� d�ugie. Woda tak�e nie by�a ju� tak ciep�a, jak wieczorem. Porusza� gwa�townie nogami, aby przywr�ci� kr��enie krwi. Z dreszczem grozy spostrzeg�, �e sk�ra Aileen staje si� coraz ch�odniejsza w dotyku, a oddech coraz p�ytszy. Gdyby zmar�a, by�aby to jego wina. To on przywi�z� j� w to miejsce i wystawi� na niepotrzebne ryzyko. Gdyby rzeczywi�cie straci�a �ycie, on tak�e zap�aci za sw�j b��d. Z pewno�ci� nie dotrwa do �witu. A nawet gdyby - to czy ktokolwiek ich odnajdzie? Pod wp�ywem n�kaj�cych go bez ustanku czarnych my�li szybko popad� w depresj�. A mo�e �atwiej by�oby rozlu�ni� si�, przesta� walczy� i da� poch�on�� si� po prostu wodzie? Jednak ta ostatnia my�l sprawi�a, �e wierzgn�� dziko nogami, popychaj�c ich oboje do przodu. Je�eli ma ju� umiera�, to z pewno�ci� nie na skutek samob�jstwa. Szybko zaprzesta� jednak pr�nego wysi�ku machania nogami i zatrzyma� si�, aby z�apa� oddech. Przytuli� twarz do zimnego policzka Aileen. A wi�c tak ma wygl�da� ich koniec? Niespodziewanie co� musn�o go w stopy. Przera�ony straszn� my�l� o przemykaj�cych tu� pod nim niewidzialnych stworach, Jan ugi�� gwa�townie nogi w kolanach. Rekiny? Czy�by po tych wodach kr��y�y rekiny? �a�owa�, �e nie zapyta� o to wcze�niej. Co� uderzy�o go od spodu ponownie, tym razem du�o silniej, podnosz�c w g�r�. Nie by�o przed tym ucieczki. Mimo, �e usilnie stara� si� odp�yn�� na bok, to by�o wsz�dzie dooko�a niego. Nagle tu� za nim, z morza wynurzy�a si� jaka� ociekaj�ca wod� �ciana, ciemniejsza nawet, ni� sama noc. Jan pod wp�ywem bezrozumnej paniki zamachn�� si� pi�ci� i uderzy� bole�nie kostkami o twardy metal. Nagle ze zdumieniem stwierdzi�, �e razem z Aileen znajduj� si� wysoko ponad wod� na czym� w rodzaju platformy, wystawieni na przenikliwe powiewy zimnego wiatru. Jego m�zg przeszy�a nag�a my�l, kt�r� wykrzycza� g�o�no: - ��d� podwodna! A wi�c ich wywrotka zosta�a jednak przez kogo� dostrze�ona. �odzie podwodne nie wynurzaj� si� przypadkowo pod czyimi� stopami w �rodku nocy. By� mo�e dostrzegli ich przez peryskop na podczerwie� lub te� wy�owili na nowym, mikropulsyjnym radarze. Delikatnie u�o�y� Aileen na kratownicy pok�adu, uk�adaj�c jej g�ow� na poduszk�. - Jest tam kto? - zawo�a�, stukaj�c pi�ci� w strzelisty kiosk. Mo�e jakie� wej�cie jest po drugiej stronie. Kierowa� si� w�a�nie na drug� stron� kiosku, gdy ze zgrzytem odskoczy�a pokrywa w�azu i na pok�ad wesz�o kilku ludzi. Jeden z nich kl�kn�� nad Aileen i dotkn�� jej nogi czym� b�yszcz�cym. - Co wy robicie, do diab�a! - wrzasn�� i rzuci� si� w ich kierunku. Ulga natychmiast zast�piona zosta�a gniewem. Najbli�sza posta� odwr�ci�a si� b�yskawicznie i wyci�gn�a r�k�, mierz�c czym� b�yszcz�cym w stron� nadbiegaj�cego Jana. Z�apa� wyci�gni�te rami� i mocno nacisn��. Zaskoczony m�czyzna pod wp�ywem parali�uj�cego b�lu krzykn�� i wytrzeszczy� szeroko oczy. Szarpn�� si� gwa�townie, lecz ju� po chwili zwiotcza�. Jan odepchn�� go na bok i z zaci�ni�tymi w�ciekle pi�ciami zwr�ci� si� w stron� pozosta�ych m�czyzn. Otaczali go p�kolem, w pozycjach gotowych do ataku. M�wili co� do siebie w gard�owym, niezrozumia�ym dla Jana j�zyku. - Och, do diab�a z tym - powiedzia� wreszcie jeden z nich po angielsku. Wyprostowa� si� i gestem d�oni nakaza� cofn�� si� swym towarzyszom do ty�u. - Wystarczy tej walki. Przyznaj�, �e spartolili�my. - Ale nie mo�emy przecie�... - Owszem, mo�emy. Schodzimy pod pok�ad. Pan te� - doda�, spogl�daj�c znacz�co na Jana. - Co jej zrobili�cie? - Nic gro�nego. Ma�y zastrzyk nasenny. Mieli�my jeszcze jeden, ale biedny Ota zamiast panu, zaaplikowa� go sobie... - Nie zmusicie mnie, abym poszed� z wami. - Niech pan nie b�dzie g�upcem! - wykrzykn�� gniewnie nieznajomy m�czyzna. - Mogli�my was zostawi�, ale jednak wynurzyli�my si�, aby uratowa� wam �ycie. A ka�da chwila na powierzchni zwi�ksza niebezpiecze�stwo naszego wykrycia. Niech pan zostaje, je�li pan chce. Odwr�ci� si� i skierowa� za pozosta�ymi w stron� otwartego w�azu, pomagaj�c nie�� nieprzytomn� Aileen. Jan zawaha� si� na moment i ruszy� za nimi. My�l o samob�jstwie wci�� napawa�a go obrzydzeniem. Gdy zszed� po metalowej drabince na d� zamruga� nerwowo, zaskoczony rozb�yskuj�cymi intensywn� czerwieni� �wiat�ami lamp alarmowych. W widmowej po�wiacie otaczaj�ce go sylwetki przywodzi�y na my�l gorej�ce w piekle diab�y. Nast�pi�a chwila zamieszania, podczas kt�rej zamykano pospiesznie w�az i wydawano liczne rozkazy. Gdy skryli si� ju� bezpiecznie pod powierzchni� wody, m�czyzna, kt�ry rozmawia� z Janem na pok�adzie, oderwa� si� od peryskopu i gestem wskaza� na owalne drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia. - Chod�my do mojej kabiny. Przyda�oby si� panu jakie� suche ubranie i co� ciep�ego do wypicia. O dziewczyn� prosz� si� nie martwi�, zatroszczymy si� o ni�. Jan usiad� na brzegu koi, dr��c silnie pomimo okrywaj�cego mu ramiona koca. W d�oni �ciska� fili�ank� mocnej herbaty, kt�r� popija� z wdzi�czno�ci�. Jego wybawca - lub porywacz? - usiad� naprzeciwko pykaj�c spokojnie fajk�. By� to m�czyzna dobiegaj�cy ju� pi��dziesi�tki, o przypr�szonych siwizn� w�osach, ogorza�ej cerze, ubrany w podniszczony mundur khaki ze wskazuj�cymi na wysok� rang� epoletami na ramionach. - Jestem kapitan Tachauer - powiedzia�, wydmuchuj�c k��b gryz�cego dymu. - Czy mog� pozna� pa�skie nazwisko? - Kulozik, Jan Kulozik. Kim jeste�cie i co tu w�a�ciwie robicie? I dlaczego chcieli�cie nas u�pi�? - Pocz�tkowo wydawa�o si� to dobrym pomys�em. Nie chcieli�my pozostawi� was tam na g�rze, aby�cie poton�li. Co prawda zaproponowano i takie rozwi�zanie, ale nie wywo�a�o ono zbytniego entuzjazmu. Nie jeste�my mordercami. Jednak gdyby dostrze�ono tutaj nasz� obecno��, mog�oby to wywo�a� bardzo daleko id�ce reperkusje. W ko�cu zaaprobowali�my plan z zastrzykami usypiaj�cymi. Co innego mogli�my zrobi�? Ale jak pan widzi, nie jeste�my profesjonalistami w tych sprawach. Ota zamiast panu, zrobi� podczas waszej szarpaniny zastrzyk samemu sobie i ma przed sob� par� godzin b�ogiego snu. - Ale kim jeste�cie? - ponownie spyta� Jan, spogl�daj�c na nieznanego kroju uniform i na stos ksi��ek, kt�rych tytu�y na grzbietach wypisane by�y w alfabecie, kt�rego nigdy dot�d nie widzia�. Kapitan Tachauer westchn�� z rezygnacj�: - Jeste�my jednostk� Marynarki Izraelskiej - powiedzia� w ko�cu. - Witamy na pok�adzie. - Dzi�kuj�. I dzi�kuj� tak�e za uratowanie nam �ycia. Ale wci�� nie rozumiem, dlaczego tak bardzo obawia si� pan, �e widzieli�my was tutaj. Je�eli bierzecie udzia� w tajnym rejsie wywiadowczym ONZ, to nikomu nie powiem ani s�owa. Nie raz by�em ju� zobligowany zachowa� pe�n� tajemnic�. - Prosz�, ani s�owa wi�cej, panie Kulozik. - Kapitan niecierpliwym ruchem uni�s� w g�r� d�o�. - Widz�, �e jest pan zupe�nym ignorantem, je�li chodzi o sytuacj� polityczn� panuj�c� w tej cz�ci �wiata. - Ignorantem! Nie jestem zwyk�ym prolem. Moje wykszta�cenie zamyka si� dwoma stopniami naukowymi. Brwi kapitana w wyrazie uznania pow�drowa�y w g�r�, ale opr�cz tego nic nie wskazywa�o na to, �e ostatnia uwaga Jana zrobi�a na nim jakie� wi�ksze wra�enie. - Nie mia�em tu na my�li pa�skiego do�wiadczenia technicznego, kt�re, wierz�, musi by� znaczne. Chodzi mi raczej o pewne braki w pa�skiej wiedzy na temat historii og�lnej, spowodowane przez sfa�szowane fakty, celowo i z pe�n� premedytacj� wprowadzone do podr�cznik�w historii. - Nie rozumiem, o czym pan m�wi, kapitanie Tachauer. Edukacja klas wy�szych w Wielkiej Brytanii nie podlega tego rodzaju cenzurze. W Zwi�zku Sowieckim by� mo�e, ale nie u nas. Mam zupe�n� swobod� w wyborze jakiejkolwiek ksi��ki z naszych bibliotek, tak jak komputerowych program�w konsultingowych. - Bardzo interesuj�ce - mrukn�� kapitan, nie sprawia� jednak wra�enia zainteresowanego. - Nie by�o moj� intencj� dyskutowanie z panem o kwestiach polityki o tak p�nej porze. Wiem, jak wiele pan ostatnio przeszed�. Chc� tylko panu powiedzie�, �e pa�stwo Izrael nie jest przemys�owym i rolniczym zapleczem Narod�w Zjednoczonych, tak jak uczono tego w pa�skich szko�ach. To wolny i niepodleg�y nar�d - prawdopodobnie ostatni ju� na naszym globie. Lecz mo�emy zachowa� nasz� niepodleg�o�� jedynie wtedy, gdy nie opu�cimy tego obszaru lub nie zdradzimy naszej pozycji komukolwiek, kto posiada w�adze w pa�skim �wiecie. A na takie w�a�nie niebezpiecze�stwo narazili�my si�, ratuj�c wam �ycie. Pa�ska wiedza o naszym istnieniu, szczeg�lnie tutaj, gdzie nigdy nie powinni�my si� znale��, mo�e zaowocowa� niewyobra�alnymi wr�cz konsekwencjami. Doprowadzi� mo�e nawet do nuklearnej zag�ady naszego kraju. Ludzie rz�dz�cy pa�skim �wiatem nigdy nie pogodz� si� z faktem istnienia niepodleg�ego pa�stwa, kt�re nie podlega ich kontroli. Gdyby tylko by�o to mo�liwe, ju� jutro starliby nas z powierzchni ziemi... Dalsze s�owa kapitana przerwane zosta�y przez nag�y brz�czyk telefonu. Tachauer podni�s� s�uchawk� i przez chwil� s�ucha� w milczeniu. - Jestem potrzebny na mostku - powiedzia� odk�adaj�c s�uchawk� i wstaj�c. - Prosz� si� rozgo�ci�. Herbat� znajdzie pan w termosie. O czym, do diab�a, ten cz�owiek w�a�ciwie m�wi�? Jan popija� mocn� herbat�, pocieraj�c nie�wiadomie granatowy siniak, kt�ry zacz�� pojawia� si� na jego nodze. Przecie� ksi��ki historyczne nie k�ami�. A jednak ten okr�t podwodny by� tutaj - dzia�aj�c w dodatku bardzo ostro�nie - a jego za�oga najwidoczniej si� czego� obawia�a. �a�owa�, i� jest w tej chwili zbyt zm�czony, aby m�c rozumowa� logicznie. Ostatnie s�owa kapitana spowodowa�y w jego g�owie kompletny zam�t. - Czujesz si� ju� lepiej? - zapyta�a m�oda dziewczyna, odsuwaj�c na bok kurtyn� skrywaj�c� drzwi do kabiny. W�lizn�a si� do �rodka i usiad�a na krze�le, zajmowanym poprzednio przez kapitana. Mia�a jasne w�osy, zielone oczy i by�a bardzo atrakcyjna. Ubrana by�a w bluzk� khaki i szorty. Oderwanie wzroku od jej kszta�tnych, opalonych n�g przysz�o Janowi z wyra�nym trudem. Dziewczyna u�miechn�a si� mi�o. - Na imi� mi Sara, a ty jeste� Jan Kulozik. Czy mog�abym co� dla ciebie zrobi�? - Nie, dzi�kuj�. Chocia�... poczekaj chwil�. Mog�aby� udzieli� mi kilku informacji. Czy wiesz, co to by�y za statki, kt�re zniszczy�y nasz jacht? Chcia�bym o nich zameldowa�. - Nie wiem. Nie doda�a jednak niczego wi�cej. Po prostu siedzia�a i patrzy�a na niego. Cisza przed�u�a�a si�, dop�ki Jan nie zda� sobie wreszcie sprawy, �e dziewczyna uwa�a temat za wyczerpany. - Nie chcesz mi powiedzie�? - zapyta� w ko�cu. - Nie. Dla twojego w�asnego dobra. Je�eli powiesz o tym komukolwiek, S�u�ba Bezpiecze�stwa natychmiast wci�gnie ci� na list� niepewnych i znajdziesz si� pod sta�� obserwacj�. Do ko�ca �ycia. Awans, kariera, w�a�ciwie wszystko stanie pod wielkim znakiem zapytania a� do ko�ca twych dni. - Obawiam si�, Saro, �e niewiele wiesz o moim kraju. To prawda, �e mamy S�u�b� Bezpiecze�stwa. M�j szwagier piastuje w niej nawet do�� wysokie stanowisko. Ale nie jest ona tym, czym m�wisz. Prole by� mo�e s� trzymani pod obserwacj�, zgoda, je�eli przysparzaj� k�opot�w. Ale nie kto� z moj� pozycj�... - To ciekawe. A jaka jest w�a�ciwie ta twoja pozycja? - Jestem in�ynierem, pochodz� z dobrej rodziny. Mam doskona�e koneksje. - Rozumiem, jeden z apresor�w. W�adca niewolnik�w. - Czuj� si� dotkni�ty tymi wszystkimi insynuacjami... - Nic ci nie insynuuj�, Janie. Stwierdzam po prostu fakt. Mamy w�asny model spo�ecze�stwa, odmienny od waszego. Demokracja. By� mo�e nie ma to teraz znaczenia, poniewa� jeste�my ostatnim ju� chyba pa�stwem demokratycznym na �wiecie. Rz�dzimy si� sami i wszyscy jeste�my r�wni. W przeciwie�stwie do waszego ustroju niewolniczego, gdzie wszyscy ju� z urodzenia s� nier�wni, �yj�c i umieraj�c w spos�b, kt�ry nigdy nie mo�e si� zmieni�. By� mo�e z twojego punktu widzenia nie jest to wcale takie z�e. Jeste� przecie� cz�owiekiem z samego szczytu. Ale nie przeci�gaj struny, Janie. Je�eli staniesz si� osob� podejrzan�, twoja pozycja w tym �wiecie bardzo szybko mo�e ulec zmianie. A w twoim ustroju zmiana pozycji spo�ecznej prowadzi w jednym tylko kierunku. W d�. Jan roze�mia� si� gromko. - Pleciesz nonsensy. - Naprawd� tak uwa�asz? A wi�c dobrze. Powiem ci o tych statkach. Morze Czerwone jest o�ywionym szlakiem przemytniczym. Tradycyjny szlak ze wschodu. Heroina dla mas. Szmuglowana przez Egipt lub Turcj�. Gdziekolwiek jest potrzebna - a wasi prole cz�sto potrzebuj� chwilowego cho�by zapomnienia - zawsze znajd� si� odpowiedni ludzie z pieni�dzmi w kieszeniach, kt�rzy zapewni� im odpowiednie dostawy. Narkotyki nie przechodz� jednak przez obszary, kt�re kontrolujemy - kolejny pow�d, dla kt�rego nie cieszymy si� zbytni� sympati�. Nasz okr�t jest w�a�nie na jednym z takich patroli. Tak d�ugo, jak przemytnicy omijaj� nas z daleka, pozostawiamy ich w spokoju. Lecz statki waszej S�u�by Bezpiecze�stwa tak�e patroluj� te akweny i jeden z nich �ciga� w�a�nie jednostk� przemytnicz�, gdy zdarzy� si� ten wypadek. Tak, Janie, to okr�t Stra�y Przybrze�nej zatopi� wasz jacht, pozbawiaj�c was przy tym nieomal �ycia. Chocia� s�dzimy, �e nawet was nie zauwa�yli w ciemno�ciach. Niemniej jednak zatroszczyli si� o przemytnik�w. Dostrzegli�my b�ysk eksplozji i �ledzili�my patrolowiec przez ca�� drog� powrotn� do portu. - Nigdy o czym� takim nie s�ysza�em - powiedzia� Jan, kiwaj�c bezradnie g�ow�. - Przecie� prole maj� wszystko to, czego potrzebuj�... - Potrzebuj� narkotyk�w, aby zapomnie� o szarej, beznadziejnej egzystencji, jak� prowadz�. I prosz� nie przerywaj mi co chwila m�wi�c, �e o czym� nie s�ysza�e�. Ja wiem - i dlatego pr�buj� ci to wszystko wyt�umaczy�. Prawdziwy �wiat nie jest takim, jak ten, o kt�rym nauczono ci� w szkole. Oblicza Ziemi s� r�ne, inne dla ka�dej z klas. Dla ciebie nie ma to znaczenia, nale�ysz bowiem do warstwy rz�dz�cej, sytej i bogatej w otaczaj�cym was morzu g�odu. Ale chcia�e� wiedzie�. A wi�c m�wi� ci, �e Izrael jest wolnym i niepodleg�ym pa�stwem. Gdy arabska ropa sko�czy�a si�, �wiat odwr�ci� si� plecami od Bliskiego Wschodu, szcz�liwy, �e uwolni� si� wreszcie spod dominacji bogatych szejk�w. Lecz my zostali�my tutaj na sta�e - a Arabowie nigdy st�d nie odeszli. Napadli na nas zbrojnie, lecz bez sta�ych dostaw z zewn�trz nie mogli wygra�. Cz�� z nas prze�y�a i dzi�ki wrodzonym zdolno�ciom mego narodu uda�o nam si� poprawi� stosunki z s�siadami. Gdy populacja Arab�w ustabilizowa�a si� nareszcie, ponownie nauczyli�my ich tradycyjnych metod uprawy roli i hodowli, kt�re zarzucili zupe�nie w czasach finansowej prosperity. Zanim reszta �wiata zda�a sobie spraw� z naszego istnienia, byli�my ju� pr�nym, ustabilizowanym pa�stwem. Eksportowali�my nawet nadwy�ki owoc�w i jarzyn. To zrozumia�e, �e �wiat nie by� zadowolony z takiego obrotu sprawy - niemniej jednak musia� to zaakceptowa�. Szczeg�lnie, gdy udowodnili�my, �e nasze rakiety z g�owicami nuklearnymi s� r�wnie dobre, jak ich. Zrozumieli, �e gdyby pr�bowali nas zaatakowa�, musz� liczy� si� z pot�nym odwetem. Ten polityczny impas w niezmienionej formie trwa a� do dzi�. By� mo�e ca�y nasz kraj jest jednym wielkim gettem, ale my przywykli�my ju� mieszka� w gettach. A w obr�bie jego �cian jeste�my przynajmniej wolni. Jan mia� ochot� zaprotestowa�, lecz po chwili namys�u poci�gn�� jedynie z kubka. Sara skin�a aprobuj�co g�ow�. - A wi�c ju� wiesz. I dla w�asnego bezpiecze�stwa nie chwal si� tymi informacjami przed nikim. A dla naszego bezpiecze�stwa jestem zmuszona prosi� ci� o przys�ug�. Kapitan z pewno�ci� nigdy by ci� o to nie poprosi�, lecz ja nie mam tego typu skrupu��w. Nie m�w nikomu o naszym okr�cie. Tak�e dla w�asnego dobra. Wysadzimy was na brzeg za kilka minut, w miejscu, do kt�rego po takiej przygodzie mogliby�cie dop�yn�� o w�asnych si�ach. Tam was znajd�. Dziewczyna o niczym nie wie. By�a nie�wiadoma tego, �e daj� jej zastrzyk. Nasz lekarz zapewnia, �e nie grozi jej �adne niebezpiecze�stwo. Tobie tak�e nic nie grozi, je�eli tylko nie pi�niesz nikomu ani s�owa. Zgoda? - Oczywi�cie, nikomu nie powiem. Uratowali�cie nam przecie� �ycie. Ale my�l�, �e wi�kszo�� z tego, co mi powiedzia�a�, to k�amstwa. To nie mo�e by� prawd�. - Mam nadziej�, �e dotrzymasz tej obietnicy - dziewczyna wyci�gn�a d�o� i poklepa�a go po ramieniu. - I my�l sobie, co chcesz, ingileh, pod warunkiem, �e b�dziesz trzyma� swoj� wielk�, gojowsk� g�b� na k��dk�. Zanim zdo�a� pozbiera� my�li i wykrztusi� co� w odpowiedzi, dziewczyna znikn�a ju� za drzwiami. Kapitan nie pojawi� si� ju� wi�cej. W ko�cu Jan us�ysza�, �e wywo�uj� go na pok�ad. Aileen ju� si� na nim znajdowa�a i w chwil� potem p�yn�li w stron� brzegu nadmuchiwanym pontonem. Towarzyszy�o im dw�ch ludzi z za�ogi. Gdy dop�yn�li na pla��, m�czy�ni �agodnie po�o�yli Aileen na piasku i zdj�li z niej okrywaj�cy j� do tej pory koc. Cisn�li na brzeg dwie nadmuchiwane poduszki z jachtu i znikn�li w mroku. Jan odci�gn�� dziewczyn� poza lini� przyp�ywu; jedynymi �ladami na piasku by�y odciski jego st�p. Po pontonie i okr�cie podwodnym pozosta�o jedynie wspomnienie. Wspomnienie, kt�re z ka�d� up�ywaj�c� minut� stawa�o si� coraz bardziej nierzeczywiste. Kopter ratunkowy odnalaz� ich tu� po wschodzie s�o�ca. Sanitariusze umie�cili nieprzytomn� wci�� Aileen na noszach i razem z Janem przetransportowali prosto do szpitala. 4 - Wszystko w absolutnym porz�dku. Jest pan zdr�w jak ryba - powiedzia� ubrany na bia�o lekarz, postukuj�c palcem w monitor komputera. - Prosz� spojrze� na odczyt ci�nienia krwi - sam chcia�bym mie� takie. Wyniki EKG i EEG tak�e s� znakomite. Dam panu wydruk do rejestru dla pa�skich lekarzy - dotkn�� klawiatury komputera diagnostycznego i po chwili z boku maszyny j�a wysuwa� si� g�sto zapisana, d�uga ta�ma papieru. - Nie martwi� si� o siebie, doktorze. Niepokoj� si� stanem pani Pettit. - A wi�c mo�e przesta� si� pan o to niepokoi�, m�j drogi m�odzie�cze - gruby lekarz dotkn�� kolana Jana z czym� wi�cej, ni� tylko zawodow� sympati�. Jan odsun�� nog� i spojrza� zimno na przyodzianego w bia�y kitel m�czyzn�. - Dziewczyna opi�a si� troch� morskiej wody i prze�y�a niewielki wstrz�s. W sumie nic powa�nego. Mo�e pan si� z ni� zobaczy�, kiedy tylko pan zechce. Chcia�bym, aby zosta�a tutaj jeszcze przez jeden dzie�. Wypocznie i nabierze si�, a dalsza opieka lekarska nie b�dzie w�a�ciwie potrzebna. Prosz�, oto pa�ski wydruk. - Nie potrzebuj� tego. Przeka�cie to bezpo�rednio do kartotek lekarzy w mojej kompanii. - To mo�e by� trudne. - Dlaczego? Macie przecie� ��czno�� satelitarn�, a wi�c po��czenie nie powinno sprawi� wi�kszych k�opot�w. Mog� zap�aci�, je�eli uwa�a pan, �e nie mie�ci si� to w zakresie us�ug tego szpitala. - Ale� nic z tych rzeczy. Zaraz zajm� si� tym osobi�cie. Lecz teraz niech mi si� pan pozwoli, ha, ha, od��czy� - doktor zacz�� zdejmowa� z cia�a Jana liczne ko�c�wki zimnych czujnik�w. W ko�cu wyj�� mu tkwi�c� w �yle ig�� i przetar� to miejsce watk� zmoczon� w spirytusie. Jan nak�ada� w�a�nie spodnie, gdy pchni�te gwa�townie drzwi otworzy�y si� szeroko i znajomy g�os zawo�a�: - A wi�c jeste� ca�y i zdrowy! To dobrze, zaczyna�em si� ju� o ciebie martwi�. - Smitty! Co ty tutaj robisz? Jan potrz�sn�� entuzjastycznie wyci�gni�t� ku niemu d�o� szwagra. Imponuj�cy nos i ostre rysy twarzy wyda�y mu si� czym� przyjemnie swojskim, bowiem cukierkowa grzeczno�� lekarzy i piel�gniarek zaczyna�a ju� go m�czy�. ThurgoodSmythe tak�e sprawia� wra�enie zadowolonego ze spotkania. - Nap�dzi�e� mi niez�ego stracha, ch�opcze. By�em w�a�nie na konferencji we W�oszech, gdy dowiedzia�em si� o tym wypadku. Poci�gn��em za par� sznurk�w, porwa�em wojskowy odrzutowiec i oto jestem. Tu� po wyl�dowaniu dowiedzia�em si�, �e znaleziono was ca�ych i zdrowych. Na szcz�cie wydajesz si� w dobrej formie. - Jasne. Powiniene� mnie by� zobaczy� wczoraj - jedn� r�k� obejmuj�cego dmuchan� poduszk�, drug� Aileen i p�yn�cego tylko przy pomocy jednej nogi. Nie jest to prze�ycie, kt�rego chcia�bym do�wiadczy� po raz drugi. - Brzmi rzeczywi�cie nieciekawie.