5212

Szczegóły
Tytuł 5212
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5212 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5212 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5212 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5212 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

IAN R. MacLEOD Rodzinny futbol Tego dnia tata przyszed� do domu jako centaur. Niecierpliwie zastuka� kopytami we frontowe drzwi, �eby kto� go wpu�ci�. Moja siostra Anne i ja bawili�my si� w szczury na kuchennej pod�odze, biegali�my wok� n�g sto�u i �askotali�my mam� po nogach w�sami, kiedy robi�a herbat�. - Id� zobacz, co z ojcem - warkn�a mama - i sko�cz wreszcie z tymi g�upimi zabawami. Wiesz, jak nie znosz� tych d�ugich r�owych ogon�w. Nad�sany, pow�drowa�em przez hol, po drodze przybieraj�c ludzk� posta�. Ko�sko-ludzka sylwetka taty majaczy�a za matowym szk�em. Prychn�� na mnie, kiedy otworzy�em drzwi, jakbym kaza� mu d�ugo czeka�, przepchn�� si� obok mnie i pocz�apa� do salonu. Pr�bowa� usi��� na sofie, zrezygnowa�, niezr�cznie zgi�� cztery nogi i opad� na dywan. - Powiniene� odrabia� lekcje - o�wiadczy�, widz�c, �e obserwuj� go od drzwi. - Odrobi� zaraz po podwieczorku. - No, nie wyobra�aj sobie... - skrzywi� si�. Stawy jego d�ugich ko�skich n�g bola�y, kiedy siedzia� w takiej pozycji. Zmieni� si� w du�ego labradora, a ja sta�em i czeka�em na koniec zdania, kt�re zna�em na pami��. - ...nie wyobra�aj sobie, �e potem zagramy w futbol. Skin��em g�ow�. Gdybym nie wiedzia� z g�ry, co powie, jego psie struny g�osowe niewiele by wyrazi�y. Fizycznie tata by� niezdar�. Cz�sto zmienia� posta� w poci�gu w drodze do domu, kiedy mia� z�y dzie� w pracy, �eby si� odpr�y�. Ale bez wzgl�du na to, jaki kszta�t przybra�, nigdy nie m�g� osi�gn�� wygody ani pe�nego zrozumienia. Na podwieczorek wszyscy przyszli�my we w�asnych osobach. Tylko ma�e dzieci robi�y inaczej, przerzuca�y si� z jednego na wp� uformowanego kszta�tu w drugi, jak Anne w swoim wysokim krzese�ku (co wci�� pami�ta�em z pewnym niesmakiem). Mama powiedzia�a: - Posz�am dzisiaj do doktora Shawa. - Och - tato nie odrywa� wzroku od talerza, po kt�rym �ciga� widelcem kilka zab��kanych fasolek. - On m�wi, �e musz� zrobi� wi�cej bada�, �eby sprawdzi�, na czym polega problem. - Nie mo�esz si� zwolni� ze sklepu? - B�d� musieli mnie zwolni�, prawda? Takie jest prawo. - M�wi�em ci, kiedy zaczyna�a�: to b��d pracowa� tam, gdzie nie ma zwi�zku. - No, i tak p�jd�, pojutrze. Jestem chora od tego... od tego wszystkiego. Mama wpatrywa�a si� w sw�j talerz. Na�o�y�a sobie tylko pieczon� fasolk� na grzance zamiast szynki i jajek jak reszta z nas. To trwa�o od dw�ch czy trzech miesi�cy, odk�d zacz�a si� jej choroba. Dos�ownie nie mog�a patrze� na mi�so i by�aby szcz�liwsza - gdyby znios�a utrat� godno�ci - �a��c po drzewach i skubi�c zielenin� w ogrodzie. Anne i ja przy�apali�my j� na tym kilka razy, kiedy sp�dzali�my ca�y dzie� w domu podczas ferii. Wisia�a do g�ry nogami na migda�owcu, trzepocz�cy fartuch zakrywa� jej twarz. Przegoni�a nas z domu, zaczerwieniona z gniewu i wstydu. - Masz swoje prawa - podj�� tato. - Tylko mi powiedz, je�li spr�buj� robi� ci trudno�ci. Mama nie odpowiedzia�a. Widelec wypad� jej ze zdrowej lewej r�ki, plami�c obrus pomidorowym sosem. Ju� wtedy wiedzia�em, �e przechodzi z�y okres, w zwi�zku z praw� r�k�. Trzyma�a j� schowan� pod sto�em, nie tyle dlatego, �e nie chcia�a nam jej pokazywa� - podda�a si� po pierwszych kilku tygodniach i teraz nosi�a r�kawiczki i banda�e tylko poza domem - ale poniewa� sama nie cierpia�a jej widoku. Praw� r�k� mia�a ow�osion�, poro�ni�t� sier�ci�, kt�ra ko�czy�a si� dopiero pod �okciem. I mia�a trzy d�ugie, zagi�te szpony brandypus griesus, tr�jpalczastego leniwca czy ai. Dla nas wszystkich by�o tajemnic�, sk�d wzi�� si� u niej ten kszta�t, poniewa� mama rzadko si� zmienia�a i nigdy nie wykazywa�a przy tym du�ej wyobra�ni. Ale to si� sta�o w nocy, we �nie, a wtedy zawsze jest trudniej, poniewa� nie ma zwyk�ej kontroli. Twierdzi�a, �e to z powodu sera zjedzonego na kolacj� i jakiego� przyrodniczego programu w telewizji - dziwne, bo reszta z nas pami�ta�a, �e tamtego wieczoru ogl�dali�my teleturniej, troch� futbolu i wiadomo�ci. - No dobrze - powiedzia�a. - Jutro te� jest dzie�. - W�a�nie - zgodzi� si� tato. - I musz� zosta� po godzinach, bo mamy do wys�ania tyle dodatkowych rachunk�w. Co powiesz na to, �eby wzi�� opiekunk� do tej dw�jki i wyskoczy� gdzie� na drinka? Anne pisn�a: - Prosz�, tylko nie pani� Bossom! Ale mama pokr�ci�a g�ow�. - Przepraszam, kochanie. Obieca�am zabra� dzieci na podwieczorek do babci. Oczywi�cie, zostawi� ci co� smacznego w kuchence mikrofalowej. Tato skin�� g�ow� i dalej prze�uwa�, patrz�c nienawistnie na kuchenk� mikrofalow�. Sko�czy�em odrabia� lekcje oko�o �smej i wybieg�em na dw�r, �eby zagra� w futbol na wydeptanym skrawku trawy przed naszymi domami. Anne te� przysz�a i zebra�a si� ca�a nasza paczka z wyj�tkiem Harry'ego Blainesa, kt�rego rodzice mieli k�opoty ma��e�skie i ci�gle w��czyli go ze sob� do r�nych terapeut�w, jakby ca�a sprawa by�a jego win�. Mieli�my k�opot: kiedy grali�my ostatnim razem, Charlie Miller kopn�� nasz� plastykow� pi�k� przez wysoki p�ot do tylnego ogrodu pa�stwa Hall. Hallowie byli w�ciek��, zwariowan� par� i sp�dzali wi�kszo�� czasu w domu jako ptaki, lataj�c dooko�a, ha�asuj�c i dziobi�c siebie nawzajem oraz ka�dego, kto o�mieli� si� nacisn�� dzwonek. Stali�my i k��cili�my si� w zapadaj�cym zmierzchu. A potem co� sobie przypomnia�em: w naszym gara�u le�a�a stara sk�rzana futbol�wka. Pop�kana i sflacza�a, tkwi�a tam, odk�d pami�tam, wepchni�ta za stare puszki z farb�. Na wypadek, gdyby jednak nadawa�a si� do u�ytku, wszed�em do �rodka, znalaz�em stopnie i wyci�gn��em j� spod zwa��w rdzy i paj�czyn. Dziwne: kiedy pod��czy�em j� do pomki rowerowej, zacz�a sapa� i wydyma� si�, zanim jeszcze rozpocz��em pompowanie. Gra�em w dru�ynie, kt�ra atakowa�a bramk� pod ceglanym murem obok rz�du gara�y. Wszyscy wykie�kowali�my macki na g�owach, �eby odr�nia� si� od przeciwnej dru�yny. Jak zwykle by�em �rodkowym napastnikiem. Tak samo reszta naszej dru�yny - Charlie, Bob, Peter, dwie siostry Ford - z wyj�tkiem Anne, kt�ra by�a najmniejsza i sta�a w bramce, pomi�dzy stertami dres�w i bluz treningowych. Z jakiego� powodu uzna�a, �e lepiej sobie poradzi jako ma�y stegozaur. Musia�em podej�� do niej i powiedzie� jej po cichu par� s��w, kiedy stracili�my pi�� szybkich i ca�kowicie niepotrzebnych bramek. - Widzia�em dzisiaj twoj� mam� w sklepie - odezwa� si� do mnie John Williams, kiedy rozciera�em posiniaczony czu�ek i pr�bowa�em z�apa� oddech. - Dzia� z koszulami, prawda? Ona tam pracuje? - I co z tego? - burkn��em. - Szkoda, �e� jej nie widzia�. Jeden facet chcia�, �eby mu rozpakowa�a koszul�. No wiesz, te wszystkie szpilki i kawa�ki kartonu. Jezu Chryste, twoja biedna mama prawie wlaz�a na t� cholern� lad�. Ma dwie lewe r�ce czy jak? - Przynajmniej to moja mama - odpar�em, co stanowi�o cios poni�ej pasa, poniewa� w rodzinie Johna Williamsa wszycy byli przybrani albo adoptowani. I wzmocni�em moje s�owa porz�dnym kopniakiem poni�ej pasa. Kiedy wreszcie sko�czyli�my b�jk�, obaj poczuli�my si� lepiej, no i udowodnili�my, �e twardzi z nas zawodnicy. Ja zmieni�em si� w nied�wiedzia grizzly, a John w tygrysa. Ale jak zwykle w b�jce, nigdy nie mo�na opanowa� postaci na tyle, �eby zrobi� komu� krzywd�. Mo�e to i lepiej, bo w gruncie rzeczy nie czu�em nienawi�ci do Johna. Po prostu mia� niewyparzon� g�b�. Wr�cili�my do gry. Ko�cowy wynik brzmia�: czterna�cie dla Dru�yny Macek, siedemna�cie dla Dru�yny Bez Macek. Moim zdaniem co najmniej pi�ciu ostatnich goli nie nale�a�o uzna�, ale nie mieli�my s�dziego. Wybuch�a sprzeczka, czy powinni�my strzela� karne. Wtedy w�a�nie mama wysz�a z domu. Ubrana by�a w stary niebieski szlafrok i od razu wiedzia�em, �e co� jest nie w porz�dku, bo nawet nie pr�bowa�a chowa� r�ki. Nie odzywaj�c si� do nikogo, podesz�a przez rosn�ce ka�u�e ulicznych �wiate�, nachyli�a si� i podnios�a pi�k�. Powiedzia�a co� do niej i przytuli�a j� mocno. Wszyscy tylko si� gapili, kiedy mama wesz�a do domu. Anne i ja poszli�my za ni� kilka minut p�niej. Zrobi�o si� ju� ciemno, a zreszt� karne i tak by�y wykluczone. Nast�pny dzie� w szkole up�yn�� ca�kiem zwyczajnie. Steven Halier podpad� na matematyce, bo zmieni� si� w je�ozwierza, i musia� stan�� przed klas�. Wszyscy si� �miali�my, kiedy pan Craig �ci�gn�� Stevenowi but, zanim ten zd��y� z powrotem si� przemieni�, i rzuci� go na �awk�, z kawa�kami cia�a, igie� i sk�ry obuwniczej spl�tanymi w k��bek. Za kar� pan Craig kaza� Stevenowi wyj�� z klasy bez buta i przez ca�� d�ug� przerw� ch�opak ku�tyka� po boisku tylko z po�ow� stopy. W szkole zawsze trzyma�em si� z daleka od Anne. By�a cztery lata m�odsza ode mnie i nie dorasta�a do mojej godno�ci trzecioklasisty. Wszystkie dziewczynki z jej rocznika szala�y za ko�mi i po kolei zmienia�y si� w konia, �eby inne mog�y si� przejecha�. To wygl�da�o strasznie g�upio z mojego miejsca przy s�upku bramki na boisku, gdzie dyskutowa�em o tajemnicach wszech�wiata i czy Jane Jolly ze starszej klasy naprawd� dosta�a zapalenia migda�k�w, czy musia�a opu�ci� ca�e p�rocze z powodu aborcji. Rozpozna�em jednak moj� siostrzyczk�, kiedy przecz�apa�a obok mnie wzd�u� linii przy�o�enia, na czterech nogach z kopytami. Zazwyczaj �atwo rozpozna� kogo�, kogo dobrze znasz, bez wzgl�du na kszta�t. Gryz�a tani� plastykow� uzd� i potyka�a si� pod ci�arem t�ustej kole�anki z klasy. Po lunchu, akurat kiedy zaczyna�a si� historia, Anne i mnie wezwano do gabinetu dyrektora. Dyrektor siedzia� za biurkiem jako wielki pluszowy mi�. Oboje odetchn�li�my z ulg� na ten widok - pan Anderson cz�sto zmienia� si� w misia, ale tylko wtedy, kiedy by� w dobrym nastroju i nie pragn�� niczyjej krwi. Nie by� specjalnie atrakcyjnym misiem - oczy wcale nie wygl�da�y jak szklane guziki - ale wierzy�, �e w tej postaci sprawia wra�enie �yczliwego i przyst�pnego. - Dzwoni� z pracy wasz ojciec - oznajmi�. - Musia� pojecha� do szpitala. Chodzi o wasz� matk�. Niestety, zachorowa�a. Babcia przyjedzie po was do szko�y. Babcia przyjecha�a swoim ma�ym austinem kilka minut p�niej i zawioz�a nas do bungalowu, gdzie przeprowadzili si� oboje z dziadkiem po przej�ciu na emerytur� w stra�y po�arnej. Dziadek oczywi�cie nie przyjecha�; dziadek ju� nigdzie nie je�dzi�, tylko chodzi� na spacery. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, co si� z nim sta�o, kiedy przeszed� na emerytur�; jeden z tych przypadk�w, kt�rych ju� nie uwa�ano za smutne - czy nawet za �mieszne - tylko po prostu akceptowano. Po kilku pierwszych wolnych od pracy tygodniach uprawiania ogr�dka i przesiadywania w pubach, gdzie wypija� wi�cej, ni� m�g� sobie pozwoli�, dziadek wpad� w depresj�. O�wiadczy�, �e to pieskie �ycie nic nie robi� ca�ymi dniami. Przecie� dawniej mia� pod sob� dziesi�ciu podw�adnych i decydowa� o ludzkim �yciu. W Bo�e Narodzenie, kiedy mia�em jakie� sze�� lat, dziadek zmieni� si� w czarno- bia�ego kundla z zabawn� �at� na oku i taki ju� pozosta�. Babcia przyzwyczai�a si� do dziadka w takiej postaci, wyprowadza�a go na spacery, kupowa�a puszki zdrowej psiej karmy w supermarkecie, oddawa�a go do psiego hotelu, kiedy sama wyje�d�a�a na wakacje. Reszta rodziny post�powa�a tak samo. Nie �eby dziadek by� szczeg�lnie rozrywkowym psem, takim, kt�remu rzuca si� patyki i ka�e aportowa�. Ostatecznie przekroczy� ju� sze��dziesi�tk�, cierpia� na reumatyzm, pysk mu posiwia�. A jednak podszed� do mnie i Anne w holu, machaj�c ogonem. Poklepa�em go po �bie i pozwoli�em mu poliza� moj� r�k�, zanim babcia zaprowadzi�a nas do salonu. Babcia kaza�a nam usi���. Wci�� jeszcze nie powiedzia�a ani s�owa o mamie. Dziadek podrapa� si� w ucho i zwin�� si� w k��bek przed gazowym kominkiem, kt�ry jak zawsze - nawet teraz, w �rodku lata - by� w��czony i mrucza� do siebie. - Moi kochani, oboje macie zmartwione miny - powiedzia�a babcia, chyba s�usznie. W gruncie rzeczy nie dotar�o do nas, �e mama mo�e by� powa�nie chora, ale ju� raz przedtem, kiedy mama posz�a do szpitala na jaki� zabieg, musieli�my sp�dzi� ca�y tydzie� w bungalowie, podczas gdy tato chodzi� do pracy i pr�bowa� przyrz�dza� sobie w domu nale�niki z mielonk� na podwieczorek. Dziadek i babcia byli fajni w ma�ych dawkach, ale nie na sta�e. - Wasza mama nie jest ci�ko chora - ci�gn�a babcia. - Ale wiecie, �e ma k�opoty z t� swoj� r�k�. Teraz - nachyli�a si� do nas, jakby zdradza�a nam sekret - to si� zacz�o rozszerza�. A ona nic nie mo�e poradzi�. Wieczorem pojechali�my odwiedzi� mam� w szpitalu. Tr�jpalczasta �apa leniwca nie tyle si� rozszerzy�a, ile przej�a kontrol�. Nie znale�li�my mamy na �adnym zwyk�ym oddziale, tylko w nowym miejscu za skrzyd�em porodowym, gdzie by�y go�e betonowe pod�ogi i �mierdzia�o jak w zoo. Mama by�a w klatce, zwisa�a g�ow� w d� ze starej ga��zi, wytrzeszczaj�c wielkie br�zowe oczy. Lekarz ostrzeg� nas, �eby nie wsadza� r�ki pomi�dzy pr�ty klatki, bo mama zupe�nie straci�a kontrol� i chocia� leniwce s� ro�lino�erne, mog� paskudnie ugry��. Anne zacz�a p�aka�. My�la�a, �e ro�lino�erno�� to co� jak rak. By�em starszy i odgad�em prawd� - �e przemiana mamy w leniwca niewiele si� r�ni od historii z dziadkiem, i chocia� mama nie zrobi�a tego umy�lnie, pewnie chodzi�o o co� z psychik�. Mama po prostu wisia�a i patrzy�a na nas, lekko poruszaj�c sp�aszczonym pyskiem. Mia�a d�ug�, zmierzwion� sier��, zwisaj�c� wok� niej, i lekarz wyja�ni�, �e w warunkach naturalnych - i gdyby mama by�a prawdziwym leniwcem tr�jpalczastym - sier�� by�aby zielona od specjalnego gatunku alg. To by�o strasznie nudne, a czekoladki i stos starych kobiecych pism, kt�re babcia kaza�a nam zabra�, okaza�y si� zupe�nie niepotrzebne. Wi�c kiedy babcia bezsensownie szczebiota�a przez kraty o festynie stanu Wisconsin, Anne i ja otworzyli�my czekoladki, zacz�li�my je pogryza�, k��c�c si� o nadzienia, i ruszyli�my wzd�u� rz�du klatek, �eby obejrze� innych pacjent�w. Dziwnie wygl�dali. Zwykle mo�na na kilometr odr�ni� zmiennokszta�tnego cz�owieka od prawdziwego zwierzaka, ale oni byli inni. Gdyby nie karty choroby z nazwiskami i wykresami, wisz�ce obok drzwi zamkni�tych na k��dki, nigdy bym nie podejrzewa�, �e oni udaj�. Nawet dziadek, kt�ry by� kundlem ju� prawie od pi�ciu lat, nie wydawa� si� tak przekonuj�cy. By�a tam lama, kojot, wielki owad ze szcz�kami jak kosiarka i co� jakby Potw�r z Czarnej Laguny, kt�remu chyba gni�y p�etwy i kt�ry �mierdzia� jak stary kana�. By�y te� bulgocz�ce baseny pe�ne ryb. Jedna ca�kiem przypomina�a z�bacza, ale je�dzi�a po dnie basenu na k�kach. Na samym ko�cu sta�o plastykowe krzes�o odgrodzone lin�, kt�re wzi�li�my za zwyczajne krzes�o, dop�ki nie odskoczy�o, kiedy Anne przelaz�a przez lin� i chcia�a na nim usi���. - Co to takiego? - zapyta�a, wskazuj�c kawa�ek torfu w szklanej gablotce. Spojrza�em na kart� choroby przypi�t� z boku. Napisano tam: Lumbricus terrestris. Akurat przerabiali�my to na biologii, wi�c wyja�ni�em Anne, �e to znaczy d�d�ownica. Nied�ugo potem przyszed� tato. Kupi� wielki bukiet r� z przyczepy, gdzie sprzedawano kwiaty na szpitalnym parkingu, i wepchn�� go przez kraty w stron� mamy. Mama wyci�gn�a d�ug�, �a�obn� r�k� i wzi�a bukiet. Zjad�a r�e jedn� po drugiej, razem z kolcami i wszystkim. Anne i ja, chocia� si� krzywili�my, nie mogli�my powstrzyma� si� od �miechu. Tym razem nie musieli�my nocowa� u babci i dziadka. Tato wzi�� wolne w pracy. Odetchn�li�my z ulg� - nie przeszkadza�y nam gumowate nale�niki z mielonk�, chocia� jednocze�nie troch� si� martwili�my. To znaczy p�niej, kiedy w tr�jk� siedzieli�my w salonie i ogl�dali�my telewizj�, pomy�la�em sobie, �e ta sprawa z g�ow� pewnie jest du�o gorsza ni� tamta tajemnicza choroba ni�ej, przez kt�r� mama przedtem posz�a do szpitala. Postacie z serialu, kt�ry ogl�dali�my, akurat siedzia�y w czyjej� kuchni i rozmawia�y o innym aktorze, kt�ry zachorowa� kilka odcink�w wcze�niej i chyba odchodzi� z serialu. Wszyscy zmienili si� w pancerniki - tato twierdzi�, �e tylko w ten spos�b oni mog� gra� - i lecia�y napisy na wypadek, gdyby kto� nie zrozumia�, co m�wi�. Wygl�da�o na to, �e czarny charakter mia� za�amanie nerwowe i zamkn�li go w specjalnym skrzydle miejscowego szpitala, jak mam�. Za�amanie nerwowe - doszed�em do wniosku, �e w�a�nie na to cierpia�a mama. Tato by� w z�ym humorze. Zagoni� nas do ��ek, jakby�my nie mieli prawa do codziennej k�pieli i ksi��ek. Nawet nie zapyta�, czy odrobili�my lekcje, co by�oby pocieszaj�ce w ka�dej innej sytuacji. Anne i ja wstali�my z ��ek i przykucn�li�my ukryci w cieniu na szczycie schod�w, kiedy tato dzwoni� do r�nych krewnych i wyja�nia�, co si� sta�o. G��wnie sprzedawa� rozszerzon� wersj� tego, co nam powiedzia�, o r�ce i jaka mama by�a ostatnio zm�czona. Ale ostatni telefon do Joan, siostry mamy, by� troch� inny. - Taak - powiedzia�, poprawiaj�c si� na trzeszcz�cym krze�le obok telefonu. - Pewnie przez to wszystko to do niej wr�ci�o. Energicznie pokiwa� g�ow�, kiedy ciocia Joan co� do niego powiedzia�a. - Dziwne - mrukn�� - my�la�em, �e ju� dawno z tego si� wyleczy�a. To znaczy, ty tam wtedy by�a�, a ja nie. W ko�cu od�o�y� s�uchawk� i wr�ci� do pokoju, zamkn�� za sob� drzwi i podkr�ci� d�wi�k w telewizorze, jakby chcia� zag�uszy� swoje my�li. Z czego si� wyleczy�a? - rozmy�la�em le��c w ��ku du�o p�niej, kiedy ju� w domu zapanowa�a cisza. Poci�em si� w tym m�cz�cym, niespokojnym stanie, kiedy sam nie wiesz, czy ju� �pisz, czy jeszcze nie �pisz. Rozbudzi�em si� ca�kowicie, kiedy wskaz�wki mojego budzika wskazywa�y par� minut po drugiej, i odkry�em, �e mam na ka�dej r�ce trzy d�ugie czarne pazury i �e obros�em sier�ci�. Chocia� bez trudu zmieni�em si� z powrotem, ten incydent mnie przestraszy�. Wiedzia�em teraz, �e mama choruje na g�ow�, ale czy taka choroba mo�e by� dziedziczna? Nast�pnego ranka Anne i ja poszli�my do szko�y jak w ka�dy zwyk�y dzie�. Jedyna r�nica polega�a na tym, �e tato podrzuci� nas po drodze do szpitala. Wiadomo�� si� rozesz�a. Wszyscy nauczyciele byli dla nas mili tego dnia, nawet inne dzieciaki. Chyba wiedzieli o mamie. Spiorunowa�em wzrokiem Johna Williamsa, kiedy podszed� do mnie na przerwie, rzucaj�c mu milcz�ce wyzwanie, �eby powiedzia� co� takiego jak wtedy na boisku, kiedy si� pobili�my. Ale jedno spojrzenie na jego twarz przekona�o mnie, �e nie mia� z�ych zamiar�w - �e naprawd� mnie �a�owa�. Chyba wyraz jego twarzy najbardziej pom�g� mi zrozumie�, �e mama naprawd� jest chora. Babcia i dziadek byli razem z tat�, kiedy wieczorem pojechali�my odwiedzi� mam�. I dziadek by� cz�owiekiem. Anne nawet go nie pozna�a. Wygl�da� ca�kiem porz�dnie, tak jak powinien wygl�da� dziadek: nie stary, zgarbiony i cuchn�cy, ale z d�ugimi siwymi w�osami zaczesanymi do ty�u, w bia�ym kolonialnym garniturze z ciemnoniebiesk� kamizelk� i fularem w turecki dese� wystaj�cym z ko�nierzyka. Nie zmieni� tylko weso�ej czarnej �atki na jednym oku. Pewnie to by�o znami�. Tato by� bardzo zdenerwowany. Przyszed� jako w�� i ci�gle wspina� si� po pr�tach, jakby chcia� wej�� do klatki z mam�, chocia� jednocze�nie wcale tego nie chcia�. Lekarz te� przyszed�. Inny lekarz, nie ten, kt�rego widzieli�my poprzedniego wieczoru. Mia� na sobie garnitur i po sposobie m�wienia odgad�em, �e to doktor od g�owy, taki jak na filmach. Pomy�la�em: o nie, sko�czymy jak Harry Blaines, ka�� nam chodzi� na terapi� rodzinn�, ale on okaza� si� m�ody i ca�kiem mi�y, i ci�gle powtarza�, �e mama naprawd� �wietnie sobie radzi. Zjada�a du�o li�ci i owoc�w i wisia�a na swoich d�ugich ramionach, jak to podobno robi� leniwce. W domu tato kaza� nam zosta� przy stole po kolacji, co wcale nam si� nie podoba�o, bo jedzenie smakowa�o okropnie i wsz�dzie pe�no by�o dymu z przypalonej patelni. Ale on powiedzia�, �e musimy porozmawia�, i z wyrazu jego twarzy (zmieni� si� w cz�owieka, �eby prowadzi� samoch�d z powrotem do domu) poznali�my, �e m�wi powa�nie. - Wasza mama - zacz�� - nie mia�a szcz�liwego dzieci�stwa. No, wtedy ju� by�a kobiet�, w okresie, o kt�rym m�wi�. - Ale zanim ciebie pozna�a - wtr�ci�em, a tato popatrzy� na mnie tak, jakby si� domy�li�, �e pods�uchiwa�em jego telefoniczn� rozmow� z cioci� Joan zesz�ego wieczoru. Z jakiego� powodu pos�dzenie o w�cibstwo sprawi�o, �e zmieni�em si� w s�onia. K�opotliwa sytuacja - ale chwilowo nie mog�em nic poradzi�. Ignoruj�c mnie - nawet bez zwyk�ych ostrze�e�, �ebym uwa�a� na meble - tato m�wi� dalej: - Wasza mama mia�a... ee... trudny okres, kiedy by�a nastolatk�. Skin��em g�ow�, moja tr�ba zako�ysa�a si� lekko i przewr�ci�a butelk� br�zowego sosu, zanim zd��y�em j� z�apa�. Je�li mama by�a wtedy nastolatk�, pewnie chodzi�o o seks i dzieci, pomy�la�em. Z do�wiadczenia wiedzia�em, �e niewiele wi�cej interesuje m�odzie� w tym wieku - chyba �e narkotyki i kradzie�e samochod�w, ale do tego mama zupe�nie mi nie pasowa�a. - Nie by�a bardzo szcz�liwa - podsun��em - a teraz znowu nie czuje si� szcz�liwa. Tato przytakn��, a potem potrz�sn�� g�ow�. - No w�a�nie... My�la�em, �e powie co� wi�cej. Rozchyli� usta, jakby te� tak my�la�. Ale popatrzy� na nas i zmieni� zdanie. P�niej Anne i ja doszli�my do wniosku, �e mo�emy r�wnie dobrze wyj�� si� pobawi�. Tato zamkn�� si� w pokoju i ogl�da� telewizj�, jeden z tych mecz�w wrestlingu, kiedy wystawiaj� Godzill� przeciwko King Kongowi i od razu wida�, �e to tylko ludzie, i �adnych efekt�w specjalnych jak na filmach. Rozejrza�em si� za futbol�wk�, ale znik�a z gara�u. Widocznie tato j� schowa�, ale wiedzia�em, gdzie szuka� - ani on, ani mama nigdy nie potrafili wymy�la� dobrych kryj�wek. Pi�ka le�a�a w kurzu pod ��kiem mamy i taty. Tego wieczoru rozegrali�my niez�y mecz. I ostry. Po raz pierwszy Anne gra�a poza bramk� - i nie by�a taka z�a: strzeli�a dwa gole, a wypu�ci�a tylko jednego. Zapomnieli�my o czasie. Tato wyszed� w kamizelce, kiedy ju� robi�o si� ciemno i tylko si� wyg�upiali�my. Wpad� we w�ciek�o��, kiedy zobaczy�, jak� pi�k� gramy. Podni�s� r�k�, �eby mnie uderzy�, i ledwie si� powstrzyma�. Zabra� pi�k� do domu i w�o�y� j� do kuchennego zlewu, zawini�t� w r�cznik, jakby nie chcia� jej dotyka�. Przy�apa� mnie, jak na ni� patrz�, kiedy zszed�em na d� po k�pieli, �eby napi� si� soku pomara�czowego. - Synu, przykro mi z powodu tego, co zasz�o na boisku - powiedzia�, klepi�c mnie po ramieniu dr��c� r�k�. - Ale nigdy, pod �adnym pozorem nie dotykaj tej pi�ki. Ani ty, ani Annie. Nigdy wi�cej. Nic nie odpowiedzia�em i niewiele spa�em. Rano tato zabra� pi�k� ze sob�, kiedy podrzuci� nas po drodze do szpitala. Po�o�y� j� na fotelu obok siebie, wci�� zawini�t� w r�cznik. �eby si� nie stoczy�a, przypi�� j� pasem. Tego wieczoru dziadek odebra� nas ze szko�y. Wci�� by� cz�owiekiem, ale nie bardzo mi si� podoba�o, �e b�dzie prowadzi� austina babci: zwykle je�dzi� na tylnym siedzeniu, wystawiaj�c g�ow� przez okno i szczekaj�c na przechodni�w. - Czy mama czuje si� lepiej? - zapyta�em, siadaj�c na przednim fotelu i pomy�la�em, jakie to dziwne, �eby rozmawia� z tym eleganckim siwow�osym d�entelmenem. - Chyba tak - odpar� z u�miechem. Dziadek pilnie wpatrywa� si� w drog�. Sk�r� mia� pomarszczon� wok� ciemnej �aty na lewym oku. Widzia�em, �e zbiera si� w sobie, �eby powiedzie� co� jeszcze. - Co wam m�wi� tato? - zapyta�. Z tylnego siedzenia Anne za�wierka�a, strzepuj�c bia�� psi� sier�� ze szkolnego blezera: - M�wi�, �e mama kiedy� nie by�a bardzo szcz�liwa. - Nie bardzo szcz�liwa. - Dziadek wrzuci� bieg, kiedy �wiat�a si� zmieni�y. Samoch�d szarpn�� i silnik prawie zgas�. Dziadek prowadzi� uwa�nie, ale nie za dobrze. - Pewnie to racja. Oboje jeste�cie, hm, troch� za m�odzi na to, co chc� wam teraz powiedzie�. Ale rozmawiali�my z lekarzami w szpitalu i uwa�amy, �e to najlepszy spos�b. Je�li chcecie, �eby mama wyzdrowia�a... chcecie tego, prawda? Oboje przytakn�li�my. Jechali�my teraz g��wn� ulic� obok sklep�w. Kilka salamander roz�o�y�o si� na s�o�cu przed nowym supersklepem DIY. Rozpozna�em twardzieli z najstarszej klasy w szkole. - Wasza mama mia�a dziecko, kiedy by�a... kiedy by�a o wiele za m�oda. Zanim jeszcze pozna�a waszego tat�. Rozumiecie, co to znaczy? Oboje pokiwali�my g�owami. Uzna�em, �e nie warto informowa� dziadka, �e ju� sam do tego doszed�em. - Wi�c chcieli�my odda� dziecko do adopcji. No wiecie, odda� jakim� ludziom, kt�rzy chc� mie� dziecko, ale nie mog�. To by� taki... rodzinny sekret. - �e dziecko zosta�o adoptowane? - zapyta�em. - Nie. - Dziadek ze zgrzytem zmieni� biegi. - �e nie zosta�o. Nawet wasz tato nie wiedzia� o tym, kiedy spotyka� si� z wasz� mam�. Ukryli�my to. Teraz my�l�, �e wszyscy ponosimy win�... oczywi�cie opr�cz was, dzieciak�w. Wasza mama nie chcia�a rozsta� si� z dzieckiem, zreszt� chyba nikt by go nie wzi��. Biedne male�stwo by�o - jest - niedorozwini�te. Nie potrafi zmienia� kszta�t�w jak reszta z nas. Najpierw my�leli�my, �e on wcale nie potrafi si� zmienia�. Zawsze tylko spa�, nie r�s� ani nie �y� naprawd�. Potem pewnego dnia po�o�y�em go w k�cie gabinetu, obok starej futbol�wki. Kiedy spojrza�em... Dojechali�my do szpitala. Dziadek zaparkowa� samoch�d na samym ko�cu, ale nie wysiedli�my. - Czy tato o tym wiedzia�? - zapyta�em. Dziadek powoli skin�� g�ow�, wci�� �ciskaj�c kierownic�. - Tu� przed �lubem, tak. Ale zawsze z trudno�ci� to znosi�. Nie m�g� patrze� na Toma, kt�ry mu to przypomina�. Dlatego Tom wyl�dowa� w gara�u. Le�a� tam od lat. Jako pi�ka. - I ma na imi� Tom - mrukn��em w ko�cu. Dziadek przytakn��. Wzi�� za r�ce nas oboje, �eby pom�c nam wysi��� z samochodu. - Chod�cie - powiedzia� - zobaczymy, jak mama si� czuje. Teraz ma przy sobie Toma. Poszli�my zobaczy� mam�. Nadal by�a leniwcem, ale zmieni�a twarz na tyle, �eby si� u�miecha�, i wyra�nie czu�a si� lepiej. Tuli�a w ramionach Toma, nasz� star� rodzinn� futbol�wk�. Tato by� tat�. Widzia�em, �e a� si� skr�ca�, �eby zmieni� si� w w�a czy co� innego, ale tamtego wieczoru pozosta� sob�. Wszyscy stali�my wok� naczelnego lekarza, u�miechaj�c si� i rozmawiaj�c podniesionymi dr��cymi g�osami. W ko�cu Anne zacz�a p�aka�. Ucieszy�em si�, kiedy wykrztusi�a to, co mnie r�wnie� dr�czy�o. To znaczy, �e kopali�my Toma poprzedniego wieczoru. S�ysza�em jeszcze to pla�ni�cie sk�ry, kiedy uderzy� w tyln� �cian� gara�u. Ale lekarz naczelny nas uspokoi�. Tom nie by� taki jak my. On naprawd� by� pi�k�. Pewnie nawet lubi�, kiedy nim grali�my. Ostatecznie to lepsze ni� lata sp�dzone w naszym gara�u, za puszkami z farb�. Anne przesta�a p�aka�, a ja wzi��em j� za r�k�. Teraz, kiedy wszystko wysz�o na jaw, poczu�em ulg�. Ale tato tylko sta� i wpatrywa� si� w beton. My�l�, �e opr�cz samej mamy on to najgorzej znosi� z nas wszystkich. Dopiero po tygodniu wizyt w szpitalu zdoby� si� na to, �eby si�gn�� przez pr�ty klatki i wzi�� Toma z niesamowicie d�ugich r�k mamy. Po chwili musia� go odda�, ale nast�pnego dnia zatrzyma� go. Babcia i dziadek te� tam byli i chyba wszyscy si� zastanawiali�my, co tato teraz zrobi. Ale ca�kiem nas zaskoczy�, kiedy lekko podrzuci� Toma do g�ry, a potem kopn�� go z woleja w moim kierunku. Tom nadlecia� wysokim �ukiem, ja odbi�em go g��wk� do Anne, kt�ra go z�apa�a. Idealne zgranie, jedna z tych cudownych chwil, kt�re tak rzadko si� zdarzaj�. I wszyscy zacz�li�my si� �mia� i poklepywa� nawzajem po plecach, i w podnieceniu dziadek zapomnia�, �e jest cz�owiekiem, i zaszczeka�. To by� prawdziwy pocz�tek maminej poprawy. Nast�pnego dnia jej g�owa zmieni�a si� z powrotem w g�ow� osoby, kt�r� znali�my. A dzie� p�niej - kiedy po�yczyli�my Toma na wielki mecz w parku przeciwko dru�ynie z s�siedniej posesji - przyjechali�my p�no z babci� do szpitala, �eby opowiedzie� wszystko mamie, i zastali�my j� siedz�c� na k�odzie, w starym szlafroku. Narzeka�a na ha�as i smr�d na oddziale, ale u�miecha�a si�. Wkr�tce przenie�li j� na normalny oddzia�. I nied�ugo p�niej wr�ci�a na sta�e do domu. Nawet jej prawa r�ka odzyska�a dawny kszta�t. Naczelny lekarz powiedzia�, �e to by� przypadek histerycznego parali�u. R�ka stanowi�a ostrze�enie, ale prawdopodobnie przewa�y� szal� widok mnie i Anne, jak grali�my Tomem w futbol na trawie przed domem. Kiedy babcia i dziadek przyszli na podwieczorek w niedziel� po powrocie mamy, dziadek znowu by� psem. Wszyscy troch� �a�owali�my, �e go tracimy - by� takim mi�ym staruszkiem. Ale przynajmniej zmieni� si� nie w kundla, tylko w rudego setera, i chocia� wci�� by� stary - i wci�� mia� t� czarn� �at� na oku - od tamtej pory zrobi� si� weselszy. Zabierali�my go ze sob�, kiedy szli�my do parku pogra� Tomem. Tom pozosta� pi�k�. Pewnie zawsze taki zostanie, nigdy si� nie zmieni, nigdy si� nie zestarzeje. Czasami m�wi� do niego, ale w�tpi�, czy mnie s�yszy, a je�li tak, czy mnie rozumie. Pewnego wieczoru tego lata, kiedy grali�my nim na trawniku, sta�o si� nieuniknione - przelecia� nad p�otem i wpad� do ogrodu Hall�w. Wiedz�c, �e nie mo�emy go tam po prostu zostawi� jak inne pi�ki, Anne i ja zadzwonili�my do drzwi pa�stwa Hall�w. Otworzy�a nam pani Hall. Mia�a posta� o�miornicy, wcale nie ptaka. I po prostu pozwoli�a nam zabra� pi�ki i wszystko inne, co przez lata trafi�o do ich ogrodu. Chocia� odzyskali�my inne pi�ki, dalej grali�my tylko Tomem. Oczywi�cie, inne dzieciaki dowiedzia�y si� o nim i na pocz�tku troch� si� kr�powa�y, prowadzi�y delikatnie, strzela�y gole bokiem stopy. Ale zrozumia�em, �e Tom wreszcie zosta� zaakceptowany, kiedy John Williams spud�owa� z karnego i nawrzeszcza� na Toma, jakby to by�a jego wina. Wszyscy p�kali�my ze �miechu i kiedy przypadkiem spojrza�em w g�rne okna naszego domu, zobaczy�em, �e mama stoi w ods�oni�tym oknie sypialni. U�miecha�a si�. Wtedy zacz�y si� ju� wakacje. Tato dosta� kilka porz�dnych wyp�at i postanowili�my, �e wszyscy razem pojedziemy na wakacje, dla odmiany za granic�. Tato, mama, ja, Anne, babcia i Tom. Nawet dziadek zgodzi� si� zmieni� w cz�owieka na dwa tygodnie, �eby unikn�� k�opot�w z kwarantann�. Pami�tam jeszcze, jak pakowa�em walizk� wieczorem przed odlotem. Wype�ni�em j� ksi��kami, szortami i koszulkami, ma�ci� na uk�szenia komar�w i czyst� bielizn�. Ju� sobie wyobra�a�em te bia�e pla�e, bia�e hotele, ch�odne zabytkowe uliczki, ciep�e morze faluj�ce w s�o�cu. Pierwszego dnia wybiegniemy zaraz po �niadaniu i kopniemy Toma po g�adkim gor�cym piasku prosto w morskie fale, a sami zmienimy si� w mor�winy. Zanurkujemy w g��biny oceanu, podrzucaj�c Toma nosami, ta�cz�c w migotliwym �wietle. I jak si� okaza�o, to w�a�nie zrobili�my. Prze�o�y�a Danuta G�rska

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!