5661
Szczegóły |
Tytuł |
5661 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5661 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5661 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5661 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LOIS TILTON
eksperyment
Dzie� 1. Tan twierdzi, �e wszystkim nam zaszczepi� jak�� bolesn� chorob�.
Utrzymuje, �e pods�ucha� co� na ten temat, kiedy go tu sprowadzili. Nie jestem
pewien, czy mog� mu wierzy�.
- My�lisz, �e b�dzie �miertelna? - pyta moja s�siadka, Ani. - My�lisz, �e
umrzemy?
- Niekoniecznie. By� mo�e uda im si� znale�� lekarstwo.
M�wi� to na przek�r swoim niedobrym przeczuciom, ale tak naprawd� nie spos�b
przejrze� ich zamiar�w. Gdyby�my zapytali, na pewno nic nam nie powiedz�, a
nawet je�li to naprawd� b�dzie lekarstwo, to przecie� nie ma pewno�ci, czy oka�e
si� skuteczne. Poza tym zaaplikuj� je tylko po�owie z nas. Tak si� zazwyczaj
post�puje w tego rodzaju eksperymentach.
Rozcieram ramiona, wyobra�am sobie pierwsze uk�ucia b�lu. By� mo�e choroba ju�
rozwija si� w moim organizmie. Jak bardzo b�dzie ci�ka? Czy objawy dostrzeg�
ju� niebawem, czy pojawi� si� dopiero za kilka miesi�cy? Ci�ko jest czeka�,
ci�ko jest �y� w niepewno�ci.
�eby si� czym� zaj��, naciskam p�ytk� w �cianie tu� przy drzwiach celi. Czuj�
delikatne uk�ucie w palec, a po chwili miska wype�nia si� karm�. Pr�buj�
ostro�nie, ale nie spotyka mnie �adna przykra niespodzianka. S�ysza�em, �e
niekiedy podczas eksperymentu zmieniaj� karm�, ale zawarto�� mojej miski smakuje
jak zwykle. Niebawem miska jest pusta. Zjad�bym jeszcze, ale w�tpi�, czy co�
dostan�.
Po drugiej stronie korytarza Tan i druga samica id� w moje �lady. Tylko Ani,
moja s�siadka, przykucn�a na pod�odze, obj�a nogi ramionami i ko�ysze si� w
prz�d i w ty�.
- Z pewno�ci� szukaj� lekarstwa - pocieszam j�. - Wszystko b�dzie dobrze.
Przecie� nawet nie wiemy, czy to na pewno choroba. To mo�e by� zupe�nie inny
eksperyment.
Tan �ypie na mnie spode �ba. Mo�na odnie�� wra�enie, �e ch�tnie by na co�
zachorowa� tylko po to, aby udowodni�, �e mia� racj�.
Ani nie zwraca na nas uwagi, wci�� ko�ysze si� na pi�tach.
- Nie jeste� g�odna? - pytam.
Nie odpowiada. Ch�tnie opr�ni�bym i jej misk�, ale nie dosi�gn�. Szkoda. Wci��
chce mi si� je��. Bez wi�kszej nadziei, tak na wszelki wypadek, przyciskam d�o�
do p�ytki; bez rezultatu. Miska wci�� jest pusta.
Po drugiej stronie korytarza Tan chwyta za pr�t, porusza szybko r�k�, ju� po
chwili mu sztywnieje. Zerka na mnie z paskudnym u�mieszkiem, �eby si� upewni�,
�e to widz�. Wyzwanie. Postanawiam go zignorowa�. Ani r�wnie� nie reaguje, ale
druga samica, ta w celi obok niego, jest bardzo zainteresowana. Chyba mog�
odczyta� jej imi� na tabliczce przy drzwiach: Ida. Przyciska si� do
przezroczystej �cianki odgradzaj�cej j� od Tana i zaczyna rytmicznie porusza�
biodrami. Tan natychmiast zapomina o mnie i o ca�ym �wiecie.
Rzecz jasna m�j pr�t nie pozostaje oboj�tny. Spogl�dam na Ani, lecz ona, nadal
pogr��ona w rozpaczy, nie zwraca na nic uwagi. Przemyka mi przez g�ow�, �e by�
mo�e Tan mia� wi�cej szcz�cia podczas przydzia�u cel.
Wygl�da na to, �e eksperyment nie zacz�� si� zbyt pomy�lnie.
Dzie� 2. Ustalili�my, �e b�dziemy si� nawzajem informowa�, jak tylko dostrze�emy
u siebie jakiekolwiek niepokoj�ce objawy. To by� pomys� Tana, a ja si� nie
sprzeciwi�em, cho� podejrzewa�em, i� oczekuje, �e powiem: "O ile b�d� jakie�
objawy" albo co� w tym rodzaju. Nie chc� si� z nim niepotrzebnie k��ci�. Je�eli
uwa�a, �e w ten spos�b okaza� swoj� wy�szo��, to niech mu b�dzie.
Tak czy inaczej, jak do tej pory nie zauwa�yli�my �adnych objaw�w. Je�li to
jaka� choroba, to rozwija si� bardzo powoli.
Je�eli to rzeczywi�cie choroba.
Po drugiej stronie korytarza Tan i Ida pokazuj� sobie dziesi�� razy dziennie.
Spr�bowa�em pokaza� Ani, ale ona wci�� nie jest zainteresowana. Usi�uj� jej
wyt�umaczy�, �e nie ma sensu rozpacza� z powodu czego�, co mo�e nigdy nie
nast�pi�, a nawet je�eli nast�pi, to powinna stara� si� jak najprzyjemniej
sp�dzi� chwile, kt�re nam pozosta�y. Bez rezultatu.
Co jaki� czas odwracam si� twarz� do k�ta i staram si� ukry� przed nimi to, co
robi�, ale Tan wszystko widzi i moja frustracja z pewno�ci� ogromnie go cieszy.
Siada przy drzwiach celi, pociera pr�t i u�miecha si� do mnie z�o�liwie. Jak
tylko Ida to zauwa�y, zaczyna mu pokazywa�. Staram si� nie zwraca� na nich
uwagi, ale to nie jest �atwe.
�a�uj�, �e zamiast Ani moj� s�siadk� nie jest Ida. Od czasu do czasu, kiedy Tan
�pi, udaje mi si� zwr�ci� na siebie jej uwag�. Oczywi�cie zdaje sobie spraw� z
tego, �e j� obserwuj�. Nic na to nie poradz�. Porusza si� w prowokacyjny spos�b,
kusz�co faluje biodrami, ale nigdy mi nie pokazuje, tylko Tanowi: przyciska
wargi do przezroczystej �cianki i pociera nimi z zapa�em. Za ka�dym razem
obiecuj� sobie, �e wi�cej ju� na ni� nie spojrz�, ale doskonale wiem, �e nic z
tego nie b�dzie.
Du�o chodz� po celi. Od �ciany do �ciany mog� zrobi� trzy kroki, z k�ta do k�ta
cztery. Splatam z tego przer�ne kszta�ty, wyobra�am sobie, �e moje stopy
zostawiaj� �lady na pod�odze. Rzecz jasna, nie ma �adnych �lad�w. Licz� kroki.
Po tysi�cznym przyciskam d�o� do p�ytki, ale zazwyczaj to za wcze�nie. Napi�cie
nerwowe sprawia, �e jestem wci�� g�odny.
Co gorsza, Ani zjada najwy�ej po�ow� swoich porcji. Cz�sto gapi� si� na jej
misk� - chyba nawet cz�ciej ni� na ni�.
- Powinna� je�� - powtarzam. - Je�li nie b�dziesz jad�a, zachorujesz z
niedo�ywienia.
Doskonale wiem, czemu nie je. Boi si�, �e w karmie s� chorobotw�rcze
mikroorganizmy.
Kiedy m�wi� o tym Tanowi, wybucha �miechem.
- Gdyby tak by�o, Rik ju� dawno wyci�gn��by nogi!
Chwilami �ycz� mu, �eby zachorowa�.
Dzie� 6. Codziennie przychodz� do laboratorium, �eby skontrolowa� nasz stan.
Zawsze tu� po trzecim karmieniu.
Tan i obie samice udaj�, �e nic ich to nie obchodzi, a ja... Ja niekiedy ich
obserwuj�. Przedziwnie wygl�daj� w tych niebieskich strojach, kt�re wszystko
zas�aniaj�. Zastanawiam si�, w jaki spos�b rozr�niaj� samc�w i samice;
przypuszczam, �e pod spodem maj� pr�ty i wargi, tak jak my, ale czy musz� si�
zupe�nie rozbiera�, �eby sobie pokazywa�, czy mo�e maj� jaki� inny spos�b?
Dzisiaj wchodz� dok�adnie w chwili, kiedy Ida i Tan zbli�aj� si� do fina�u.
Jedno z nich krzywi si� z niesmakiem, jego towarzysz za� rzuca jak�� uwag�, po
kt�rej oboje wybuchaj� nieprzyjemnym �miechem. Ciesz� si�, �e to nie ja siedz� z
nabrzmia�ym pr�tem w d�oni i �e nie na mnie patrz� w ten spos�b.
Najstarszy osobnik natychmiast przywo�uje ich ostro do porz�dku, wi�c kiedy
odczytuj� wskazania instrument�w przy celach, starannie omijaj� nas wzrokiem.
Samica - wiem, �e to samica, poniewa� s�ysza�em jej g�os - schyla si� i odgarnia
w�osy z czo�a. Jaka� to niewygoda i jak trudno utrzyma� je w czysto�ci!
Jestem ciekaw, co pokazuj� przyrz�dy przy mojej celi i czy w mojej krwi pojawi�y
si� ju� pierwsze zmiany �wiadcz�ce o chorobie. Wiem jednak, �e je�li zapytam,
udadz�, �e mnie nie s�ysz� albo nie rozumiej�.
W ka�dym razie sprawiaj� wra�enie zadowolonych, podobnie jak przy celach Tana i
Idy. Inaczej maj� si� sprawy przy celi Ani. Marszcz� brwi, spogl�daj� to na Ani,
to na swoje przyrz�dy, a potem zbijaj� si� w grupk� na �rodku korytarza i
dyskutuj� przyciszonymi g�osami.
Wreszcie starsza kobieta podchodzi do drzwi celi i stuka w �cian� tu� nad
p�ytk�.
- Ooood�, ooood�! - grucha, jakby przemawia�a do dziecka, po czym udaje, �e
przyciska d�o� do p�ytki. Ani nie zwraca na ni� najmniejszej uwagi.
Wiem, na czym polega problem: Ani znacznie rzadziej od nas dotyka p�ytki, a przy
ka�dym dotkni�ciu pobieraj� od nas pr�bk� krwi, kt�ra nast�pnie jest
analizowana. By� mo�e, Ani podejrzewa, �e w�a�nie w ten spos�b zarazi si�
chorob� i dlatego ogranicza jedzenie.
Kobieta pr�buje raz jeszcze:
- Oood�, oood�!
Ani odwraca si� do niej plecami.
Ponownie naradzaj� si� szeptem w nadziei, �eby�my niczego nie us�yszeli ani nie
zrozumieli, po czym m�odsza kobieta zmienia ustawienia na tablicy przyrz�d�w
obok drzwi celi. Od tej pory Ani dostaje znacznie mniejsze porcje karmy, ale i
tak nie zjada wszystkiego.
Dzie� 11. Tan ma czerwon� plam� na podbrzuszu. Pomimo naszej umowy nie pisn�� o
tym ani s�owem, ale przed Id� nic si� nie ukryje. Ida cz�sto patrzy na
podbrzusze Tana i na to, co dynda poni�ej, ale dzi� Tan ani razu jej nie
pokazuje. Ida szybko nabiera podejrze�, a jak tylko zauwa�y�a plam�, zaczyna
wykrzykiwa�:
- Obieca�e�, �e nam powiesz! Wszyscy obiecali�my!
Jest tak w�ciek�a, �e rzuca odchodami w dziel�c� ich �cian�.
- To nic takiego! - broni si� s�abo Tan. - To tylko otarcie.
Nikt mu jednak nie wierzy.
Ani znowu p�acze, poniewa� jest pewna, �e teraz przyjdzie kolej na ni�. Jej
obawy ma�o mnie jednak obchodz�, poniewa� po drugiej stronie korytarza Ani
pokazuje mi g�adkie r�owe wargi, wsuwa mi�dzy nie palce i porusza rytmicznie
biodrami. Pr�t natychmiast mi sztywnieje, niewiele brakuje, �ebym od razu
eksplodowa�, chwytam go w gar�� i pokazuj� jej. W g��bi duszy doskonale wiem, �e
Ida robi to tylko po to, �eby odegra� si� na Tanie, ale wcale mi to nie
przeszkadza.
P�niej, kiedy sprawdzaj� przebieg eksperymentu, nie wydaj� si� ani troch�
zaskoczeni widokiem plamy na podbrzuszu Tana. Wiedzieli ju� od jakiego� czasu,
�e zachorowa�, na podstawie wynik�w analizy jego krwi.
Przypuszczalnie wiedz� te� ju�, czy ja zachorowa�em.
Dzie� 12. Chyba nigdy nie zdo�am zrozumie� samic! Dop�ki Ida mnie ignorowa�a,
Ani r�wnie� nie zwraca�a na mnie najmniejszej uwagi. Ca�ymi dniami siedzia�a w
kucki i rysowa�a niewidzialne wzory na pod�odze. Nawet na mnie nie spojrza�a,
cho� wielokrotnie stara�em si� podnie�� j� na duchu albo zach�ci� do zabawy.
Teraz, kiedy Ida pokazuje mi prawie bez przerwy, Ani nagle sta�a si� zazdrosna.
Za ka�dym razem, kiedy spojrz� w jej stron�, widz� j� z szeroko roz�o�onymi
nogami albo w innej prowokacyjnej pozie. Po ca�ym dniu takich do�wiadcze� mam
wra�enie, �e lada chwila pr�t mi odpadnie.
Tan szaleje. Obrzuca Id� i mnie najgorszymi wyzwiskami, ale ona nie pozostaje mu
d�u�na: nazywa go za�gan� stert� g�wna, poniewa� pr�bowa� ukry� przed nami
pierwsze objawy choroby.
- A to przecie� by� tw�j pomys�! Chcia�e� wiedzie�, kiedy zachoruje kto� z nas,
ale kiedy ciebie to spotka�o, siedzia�e� cicho!
Tan przeklina te� eksperymentator�w. Jak tylko wejd� do laboratorium, �omocze
pi�ciami w pod�og� celi, wyje i krzyczy. Udaj�, �e nic ich to nie obchodzi, ale
zauwa�y�em par� ukradkowych spojrze�, wysoko uniesione brwi i wzruszenia
ramionami. Przypuszczalnie uwa�aj�, �e postrada� zmys�y.
A je�li tak jest naprawd�? Je�eli to jeden z objaw�w choroby?
Nie dziel� si� z nikim swoimi podejrzeniami. Mo�e to jednak tylko Tan.
Przypuszczam, �e zachowuje si� w taki spos�b nie dlatego, �e zachorowa�, ale
dlatego, �e zachorowa� jako pierwszy - i, jak na razie, jako jedyny. Reszta, jak
dot�d, jest czysta.
M�g�bym powiedzie�, �e jednak mia� racj�, �e naprawd� zarazili nas jak��
chorob�, lecz wol� milcze�. Plama na jego podbrzuszu powi�ksza si� i robi si�
coraz ciemniejsza. Nas te� to czeka, powtarzam sobie. Tan jest pierwszy, teraz
kolej na kogo� z nas. Na przyk�ad na mnie.
Ani i ja dok�adnie si� obejrzeli�my; na razie nie wida� �adnych zmian.
- Mo�e testuj� na nas jakie� szczepionki? - zastanawia si� g�o�no Ani. - Mo�e
nie wszyscy zachorujemy?
Odwraca si� do mnie ty�em i pochyla si�, �ebym obejrza� jej po�ladki. Robi to w
taki spos�b, i� nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, �e chodzi jej o co� zupe�nie
innego ni� o sprawdzenie stanu jej sk�ry. Potrafi wygina� swoje cia�o w
nieprawdopodobny spos�b. Musz� przyzna�, i� jest znacznie bardziej pomys�owa od
Idy.
Dzie� 16. Na piersi Ani pojawi�a si� ma�a plamka. D�ugo waham si�, czy jej o tym
powiedzie�. Boj� si�, �e gdy si� o tym dowie, znowu wpadnie w depresj�. Od
jakiego� czasu jest nam tak dobrze, �e nie chc� tego zniszczy�.
Zdaj� sobie jednak spraw�, i� nie powinni�my liczy� na to, �e tylko Tan
zachoruje. W pewnym sensie wszystko uk�ada si� w logiczn� ca�o��. Ani i Tan -
s�dz�c po imionach, s� ze sob� spokrewnieni, a przecie� mn�stwo chor�b ma
pod�o�e genetyczne. Jak na razie Ida i ja jeste�my zdrowi.
W ko�cu Ani wyznaje mi, �e wczoraj sama zauwa�y�a plamk�.
- Ba�em si�, �e b�dziesz bardziej... zdenerwowana - m�wi� ostro�nie, wiedz�c,
jak zmienne bywaj� nastroje samic, lecz Ani spokojnie kr�ci g�ow�.
- Teraz nie musz� si� ju� o nic martwi�. Wiem, �e zdarzy�o si� najgorsze, wi�c,
tak jak m�wi�e�, mog� bawi� si� w najlepsze. Przynajmniej dop�ki b�d� w stanie.
Pociera krocze w spos�b nie pozostawiaj�cy �adnych w�tpliwo�ci co do tego, co
rozumie przez zabaw�.
Reaguj� bez przekonania. Nie potrafi� uwolni� si� od my�li, �e by� mo�e jestem
nast�pny w kolejce. Najgorsza jest niepewno��! Ani ma racj�. Mimo to zmuszam
sw�j pr�t do wstania. Nie chc�, �eby Ani p�niej powiedzia�a: "Je�li ty nie
mo�esz, Tan na pewno postawi swojego".
Ida nie spuszcza z nas oka. Nie podoba mi si� jej spojrzenie. Prawd� m�wi�c,
wola�bym, �eby to ona by�a moj� s�siadk�. Ca�kiem mo�liwe, �e tylko my wyjdziemy
ca�o z tego eksperymentu, wi�c mo�e pozwol� nam si� po��czy�, ale na razie obok
mnie jest Ani, ch�tna i podekscytowana. Poza tym, powtarzam sobie, Ida zawsze
wola�a Tana.
Nagle otwieraj� si� drzwi laboratorium. Nie spodziewa�em si� ich, nie zwraca�em
uwagi na czas. Dostrzegam k�tem oka, jak na twarzy m�odej kobiety wykwita
szkar�atny rumieniec, ogarnia mnie parali�uj�cy wstyd, pr�t mi�knie mi w d�oni.
Z celi Tana dobiega szydercze pohukiwanie.
Dzie� 22. Choroba czyni w ciele Tana coraz wi�ksze spustoszenie. Widz� to nawet
przez ca�� szeroko�� korytarza. Ciemnoczerwone wrzody p�kaj�, z niekt�rych s�czy
si� jaka� ciecz. Tan twierdzi, �e czuje si� lepiej ni� wygl�da, �e nic go nie
boli. Pr�buj� wyrazi� mu swoje wsp�czucie, ale jemu na tym nie zale�y. Rozmawia
wy��cznie z Ani.
Jej stan jeszcze nie jest tak zaawansowany, ale niekt�re wrzody zaczynaj� ju�
p�ka�. Ani udaje, �e nie dzieje si� nic z�ego. Ma do mnie pretensje, je�li nie
reaguj� natychmiast, jak tylko zacznie mi pokazywa�, albo je�li zdarzy mi si�
cho�by spojrze� w kierunku celi Idy. Znowu zostawia karm� w misce, ma zapadni�te
policzki i podkr��one oczy. Ca�kiem mo�liwe, �e umrze przed Tanem.
Dzi� wraz z eksperymentatorami zjawia si� w�zek zastawiony skomplikowanym
sprz�tem. Wszyscy przygl�damy si� z napi�ciem. Czy�by zamierzali zaaplikowa� nam
lekarstwo?
Najpierw zatrzymuj� si� przed cel� Tana, jeden z nich naciska co� na tablicy
przyrz�d�w. Chwil� p�niej Tan osuwa si� nieprzytomny na pod�og�. Drzwi si�
otwieraj�, pod�oga wysuwa si� do przodu, a oni przyst�puj� do pracy. Nie
spuszczamy z nich oczu. Korzystaj� z rozmaitych igie� i rurek, ale trudno
stwierdzi�, co w�a�ciwie robi� - pobieraj� mu krew z �y�, czy wr�cz przeciwnie,
co� tam wpompowuj�? Mo�e lekarstwo? W ka�dym razie nie trwa to d�ugo; pod�oga
cofa si�, drzwi wracaj� na swoje miejsce.
Teraz kolej na Ani.
- Nie! - krzyczy przera�liwie. - NIE!!!
Ucieka w g��b celi, pr�buje wspi�� si� na �cian�, ale oczywi�cie bezradnie osuwa
si� na pod�og�.
Eksperymentatorzy kr�c� g�owami. M�czyzna dotyka jednego z przycisk�w i Ani
pada na pod�og�. Robi� z ni� to samo co z Tanem; chyba jednak pobieraj� krew.
- To na pewno lekarstwo - m�wi�, kiedy si� budzi. - Sprawdzaj� dzia�anie
lekarstwa na t� chorob�.
Nie wiem, czy mi wierzy. Nie wiem, czy sam sobie wierz�.
Dzie� 26. Tan twierdzi, �e z ty�u na udzie Idy pojawi�a si� ciemna plama. Mo�na
by odnie�� wra�enie, �e jest z tego prawie zadowolony.
- Teraz sama si� przekonasz, jak to jest! - szydzi z niej. - Teraz b�dziesz
gni�a z nami!
Ida nie jest w stanie sprawdzi�, czy Tan m�wi prawd�. P�acze, krzyczy i zarzuca
mu, �e k�amie, poniewa� jest zazdrosny, m�ciwy i wredny. To prawda, ale czy Tan
zdoby�by si� na takie k�amstwo? Ida b�aga Ani i mnie, �eby�my jej si�
przyjrzeli, �eby�my powiedzieli prawd�, ale jeste�my za daleko.
- A nie m�wi�am?! - krzyczy do Tana. - Niczego nie widz�! K�amiesz! Nic tam nie
mam! To k�amstwo!
Milcz�. Wiem, �e tak b�dzie lepiej.
- Nie zwracajmy na nich uwagi - m�wi Ani i rozk�ada szeroko nogi, pokazuje mi.
Nie reaguj�. Wrzaski i obelgi po drugiej stronie korytarza zanadto mnie
rozpraszaj�. Ani podrywa si� z pod�ogi i wali pi�ciami w przezroczyst� �ciank�.
- O co chodzi? Nie mo�esz go postawi�? Jestem dla ciebie za brzydka?
Patrz� na ni�, na otwarte, ropiej�ce wrzody na podbrzuszu i piersiach, na �ebra
wyra�nie odznaczaj�ce si� pod sk�r�. Lekarstwo - je�eli to rzeczywi�cie by�o
lekarstwo - najwyra�niej jeszcze nie zacz�o dzia�a�.
- Nie - odpowiadam. - Nie o to chodzi. Po prostu martwi� si� o Id�, o to, jak
zareaguje.
Jednocze�nie my�l�: je�li Ida rzeczywi�cie zachorowa�a, to co ze mn�? Czy teraz
kolej na mnie?
Nie powinienem by� tego m�wi�. Przekonuj� si� o tym niemal natychmiast.
- Prosz�, nie kr�puj si�! - syczy z w�ciek�o�ci�. - Wyceluj pr�t w Id�, nie we
mnie! Teraz ona te� jest chora! - Odwraca si� do niej i �omoce pi�ciami w drzwi
celi, �eby zwr�ci� na siebie uwag�. - Spr�buj, mo�e pomo�esz mu go postawi�! I
tak gapi si� tylko na ciebie!
- A co, dziwisz si�? - krzyczy w odpowiedzi Ida. - My�lisz, �e na ciebie
ktokolwiek chcia�by teraz spojrze�?
Cofam si�, wyci�gam r�k� do p�ytki. Od tego wszystkiego boli mnie �o��dek.
Dzisiaj eksperymentatorzy zjawiaj� si� bez w�zka. Ida dopada do drzwi, wali w
nie pi�ciami, wrzeszczy, wyje, b�aga, �eby powiedzieli, czy naprawd�
zachorowa�a, ale ju� nawet m�oda kobieta nauczy�a si� nie reagowa� na takie
wybuchy. Zd��yli si� przyzwyczai�.
Dzie� 30. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e Ida jest chora. Plam� na udzie wida� nawet z
mojej celi. Teraz, kiedy pogodzi�a si� z tym faktem, Tan zacz�� jej wsp�czu�.
- To wcale tak bardzo nie boli - pociesza j� tak samo, jak poprzednio Ani. -
Ca�y czas czuj� si� lepiej ni� wygl�dam.
Natomiast Ani wci�� nie przestaje z niej szydzi�. Przykro tego s�ucha�.
- Umrzesz tak samo jak my wszyscy! I co, jednak okaza�o si�, �e nie jeste� od
nas lepsza?
Zupe�nie przesta�em reagowa� na jej widok, wi�c mnie tak�e atakuje. Powtarza, �e
teraz m�j pr�t r�wnie dobrze m�g�by zgni� i odpa��, jak pr�t Tana, bo do niczego
ju� si� nie nadaje.
Pr�t Tana wcale nie odpad�, ale pokry� si� okropnymi ropiej�cymi wrzodami, tak
samo jak reszta cia�a. Co dziwne, Tan wci�� mo�e go postawi�, cho� z pewno�ci�
musi przy tym bardzo cierpie�. Nie rozumiem, jak on to wytrzymuje.
Mnie te� to czeka, powtarzam sobie za ka�dym razem, kiedy na niego patrz�. Teraz
ja zachoruj� i wkr�tce moje cia�o pokryje si� ropiej�cymi wrzodami. To wy��cznie
kwestia czasu.
Ani podchodzi do drzwi celi, pokazuje mu w najbardziej ordynarny spos�b. Tan
u�miecha si� szeroko, podrywa na nogi, wystawia w jej kierunku sw�j owrzodzia�y
pr�t. Szybko znajduj� wsp�lny rytm.
Na ten widok m�j pr�t r�wnie� zaczyna si� podnosi�. Odwracam si� pospiesznie,
ale, s�dz�c po szyderczym grymasie na twarzy Ani, zd��y�a to zauwa�y�.
Powinienem natychmiast pokaza� Idzie, �eby wiedzieli, �e nic mnie to nie
obchodzi. Wiem, �e Ida na pewno nie pozostanie oboj�tna, ale musia�bym stan��
przy drzwiach mojej celi, obok Ani. Nie mog� si� na to zdoby�.
Dzie� 33. Ogl�dam si� prawie bez przerwy, sprawdzam ka�dy kawa�ek cia�a, ale
wci�� nie widz� objaw�w choroby. Dr�czy mnie podejrzenie, �e plama mog�a si�
pojawi� w jakim� niedost�pnym dla mnie miejscu, na przyk�ad na plecach. Ch�tnie
poprosi�bym Ani o pomoc, ale ona od pewnego czasu w og�le si� do mnie nie
odzywa. Powiedzia�aby mi prawd�? Nie mam poj�cia. Mo�e i lepiej, �e milczy.
Mimo to chcia�bym wiedzie�!
Ida na pewno by mnie nie oszuka�a, ale jest za daleko. Chocia�... Od paru dni
wyczuwam w jej zachowaniu jak�� zmian�. Czy�bym zrobi� co� nie tak, jak nale�y?
Zdaj� sobie spraw�, �e coraz rzadziej jej pokazuj�, nawet wtedy, kiedy pozostali
nie patrz�.
Zazwyczaj siedz� bez ruchu i wpatruj� si� w drzwi na ko�cu korytarza. Ostatnio
odnosz� wra�enie, �e eksperymentatorzy po�wi�caj� mi coraz wi�ksz� uwag�... A
mo�e tylko mi si� wydaje?
By� mo�e jednak zachorowa�em, tylko wci�� nic o tym nie wiem, albo wr�cz
przeciwnie: nie zachorowa�em, chocia� powinienem. Mo�e sprawdzali dzia�anie
szczepionki, nie leku, i tylko w moim przypadku szczepionka okaza�a si�
skuteczna?
Nadzieja jest bardzo kusz�ca. Na pocz�tku wszyscy liczyli�my na to, �e nie
zachorujemy; jak dziwnie czuj� si� na my�l o tym, �e w moim przypadku nadzieja
mog�a si� spe�ni�.
A co pomy�l� tamci?
Postanawiam nie dzieli� si� z nimi swoimi przypuszczeniami. Nie mam odwagi.
Dzie� 40. Nadal �adnych objaw�w choroby.
Pozostali przestali ze mn� rozmawia�, nawet Ida. Zauwa�yli ju�, ile czasu
eksperymentatorzy sp�dzaj� przy mojej celi. A przecie� to nie moja wina!
Przyznaj� za to, �e staram si� jak najrzadziej patrze� na Ani, co jednak wcale
nie jest �atwe, bo przecie� mam j� tu� obok. Wrzody na jej klatce piersiowej s�
tak rozleg�e, a rany tak g��bokie, �e miejscami wida� nawet nagie �ebra. Ch�tnie
bym jej pom�g�, pocieszy�, ale ona nie chce mnie nawet s�ucha�. Zawsze by�a
chuda, nigdy nie zjada�a pe�nych porcji, a teraz prawie w og�le przesta�a
interesowa� si� po�ywieniem. Skutek jest taki, �e z trudem utrzymuje si� na
nogach.
Co mam zrobi�? Przecie� nie zara�� si� sam, nawet gdybym chcia�!
Dzie� 42. Zacz�li pompowa� jej karm� bezpo�rednio do �o��dka. Wygl�da troch�
lepiej, cho� z wrzod�w s�czy si� ju� nie tylko ropa, ale i krew. Jeszcze kilka
dni temu by�em prawie pewien, �e wkr�tce umrze, ale wygl�da na to, �e
eksperyment polega na czym� innym, �e nie zale�y im, by stwierdzi�, jak szybko
pomrzemy. Zdaniem Idy oznacza to, �e wci�� pracuj� nad lekarstwem, ale poza ni�
nikt tak nie uwa�a. Nawet je�li naprawd� testuj� na nas lekarstwo, to wyj�tkowo
s�abe.
Dzi� po raz pierwszy zajmuj� si� Id�. Uwa�nie obserwuj�, jak wbijaj� ig�y w jej
cia�o, staraj�c si� zrozumie� cokolwiek z wymienianych przyciszonymi g�osami
uwag. Podejrzewam, �e hoduj� w nas t� chorob�, a p�niej, razem z krwi�,
pobieraj� wirusy. Po co jednak mieliby to robi�?
Potem zatrzymuj� si� przed moj� cel�. Patrz� podejrzliwie, jak odczytuj�
wskazania przyrz�d�w i kr�c� g�owami. Widz�, �e im si� przygl�dam, wi�c
odwracaj� si� i naradzaj� szeptem, jak zwykle. Wci�� po�wi�caj� mi bardzo du�o
uwagi.
Podchodzi m�oda kobieta, klepie r�k� w �cian� obok p�ytki dotykowej. Chc�
jeszcze jedn� pr�bk� krwi. Waham si�.
- Rik! - Rozpoznaj� swoje imi�. - Rik, paaa-tsz!
Spogl�dam na jej r�k�. Poma�u rozrywa opakowanie, rozwija szeleszcz�cy papierek.
�lina natychmiast nap�ywa mi do ust. W gruncie rzeczy nie ma znaczenia, czy b�d�
z nimi wsp�pracowa�, czy nie. Przecie� mog� ze mn� zrobi�, co zechc�.
Dotykam p�ytki, czuj� s�abe uk�ucie.
- Oooob-sze! - m�wi kobieta, smako�yk l�duje w misce. Natychmiast chwytam go i
wpycham do ust, rozkoszuj� si� wspania�� mieszank� aromat�w. W �yciu nie jad�em
czego� r�wnie dobrego. Nagle sp�ywa na mnie ol�nienie: oni jadaj� wy��cznie
takie rzeczy!
Ponownie wpatruj� si� we wskazania przyrz�d�w, kr�c� g�owami. Domy�lam si�, na
czym polega problem: jestem zdrowy. Powinni�my wszyscy zachorowa�, ale ja wci��
jestem zdrowy. Nie maj� poj�cia dlaczego.
Tymczasem Ida ju� odzyska�a przytomno��.
- Dali ci co�! Widzia�am!
- To nic takiego - pr�buj� t�umaczy�, ale ona nie s�ucha.
- Lekarstwo! Dali ci lekarstwo! Tylko tobie, nam nie! - Odwraca si� do Tana. -
Widzia�am! Dali mu lekarstwo! Widzia�am, jak mu dawali!
Tan siada z trudem i patrzy w moj� stron�.
- Teraz wiadomo, dlaczego wmawia� nam, �e na pewno nikt nie zachoruje!
- K�ama�! Od pocz�tku wiedzia�, o co chodzi!
- Niczego nie wiedzia�em! - protestuj�. - Nawet teraz nie wiem, o co w tym
wszystkim chodzi!
- Widzia�am, jak ci co� dawali!
- Pierwszy raz! Wcze�nej niczego nie dostawa�em.
Wiem jednak, �e i tak mi nie uwierz�. Ju� mnie os�dzili i skazali. Kiedy Ani si�
budzi, m�wi� jej o wszystkim, a ona wierzy im bez zastrze�e�, cho� od kilku
tygodni traktowa�a Id� jak powietrze.
- To nie moja wina! - powtarzam, ale na pr�no. Oni wszyscy choruj�, ja za� nie,
i to czyni mnie winnym.
Dzie� 43. Dzi� id� z w�zkiem prosto do mojej celi. Uciekam do k�ta, boj� si�,
nie wiem, co chc� mi zrobi�. Ani wspina�a si� na �ciany, pr�bowa�a uciec, ale
przed nimi nie ma ucieczki.
Kiedy si� budz�, le�� na pod�odze i z trudem mog� podnie�� g�ow�. Przy celi
nikogo ju� nie ma.
- Co robili? - pytam pozosta�ych, kiedy odzyskuj� si�y na tyle, �eby stan�� przy
drzwiach. - Co ze mn� robili?!
Ani i Ida odwracaj� si� bez s�owa, Tan parska szyderczym �miechem.
- Co, boisz si�, �e teraz zachorujesz?
W zgi�ciu �okcia mam niewielki siniak i �lad po uk�uciu. Wpatruj� si� w to
miejsce i my�l�: to tu si� zacznie, to tu pojawi si� pierwsza plamka.
Sam nie wiem, czy si� boj�, czy odczuwam wielk� ulg�.
Jak tylko mijaj� zawroty g�owy, ogarnia mnie g��d. Odruchowo kieruj� si� do
p�ytki, ale po drodze zagl�dam do miski: smako�yk ju� na mnie czeka.
Mo�e to te� cz�� eksperymentu?
Dzie� 44. Wracaj�. Stanowczo za szybko. Znowu id� prosto do mnie.
Wciskam si� w k�t, rozpaczliwie kr�c� g�ow�.
- Nie! - protestuj�, cho� dobrze wiem, �e b�d� udawa�, �e mnie nie s�ysz�, nie
rozumiej�. Zawsze tak robi�.
Dzie� 1. Moja nowa cela jest trzykrotnie wi�ksza od poprzedniej. Mam mn�stwo
miejsca. Oznacza to, �e b�d� tu przebywa� znacznie d�u�ej. Zupe�nie sam.
Ju� nie zadaj� sobie trudu, �eby m�wi� szeptem. Wyra�nie s�ysz� ich rozmowy.
"Anomalia"... "Odporno��"... "Czynniki metaboliczne"... Nie wszystko rozumiem,
ale doskonale wiem, dlaczego tu trafi�em: poniewa� nie zachorowa�em. Chc�
wiedzie�, czemu tak si� sta�o. B�d� szuka� sposobu, �eby przekaza� innym moj�
naturaln� odporno��.
M�oda kobieta w niebieskim stroju obserwuje mnie, by stwierdzi�, jak sobie radz�
w nowej sytuacji. Chyba nie jest zachwycona, poniewa� podchodzi do drzwi celi.
- Rik! - s�ysz� swoje imi�. - Rik, paaa-tsz!
Podnosz� g�ow�. Trzyma w r�ce kolejny smako�yk, rozwija papierek.
- Rik!
Odwracam si�. Po raz kolejny ogl�dam sk�r� na ramionach, klatce piersiowej,
podbrzuszu, nogach. Mo�e si� jednak pomylili. Mo�e jednak jest nadzieja. Cho�by
jedna, male�ka plamka, cho�by jedno przebarwienie... Kiedy im to poka��, b�d�
musieli zabra� mnie z powrotem. Znowu b�d� z Id�, Tanem i Ani, je�li jeszcze
�yje. Z powrotem w laboratorium, ze wszystkimi, tam gdzie moje miejsce.