142

Szczegóły
Tytuł 142
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

142 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Zielone oczy" autor: Orlando Henriquez T�umaczenie - Jerzy Kuhn Sta�a ca�kiem nago, na wp� zanurzona w ch�odnym nurcie powolnej rzeki. W wodzie do pasa, z rozpuszczonymi, d�ugimi w�osami i j�drnymi piersiami, stercz�cymi wyzywaj�co, prowokacyjnie na brunatnym torsie. S�o�ce ledwo zaczyna�o si� wy�ania�: by�a to jej ulubiona pora k�pieli w zatoce, kt�r� bra�a codziennie od bardzo dawna. Ale ten ranek by� szczeg�lny, inny ni� zwykle, bo zaledwie �wiat�o s�o�ca j�o si� przes�cza� przez ro�linno�� okalaj�c� brzeg rzeki, spostrzeg�a z przera�eniem, �e zza g�stych krzak�w para zielonych b�yszcz�cych w s�onecznych promieniach oczu wpatruje si� w ni� zafascynowana. Pospiesznie wysz�a z wody, ubra�a si� pr�dko i strwo�ona pobieg�a �cie�k�, by schroni� si� w swojej chacie. Nast�pnego ranka znowu posz�a nad rzek� i, znowu nago, pozwoli�a wodzie igra� ze swym cia�em. Raz po raz rzuca�a niespokojne spojrzenia w to samo miejsce, gdzie poprzedniego dnia rano widzia�a, jak si� jej wyda�o, par� ciekawskich oczu, ale dopiero gdy promie� s�o�ca pad�, jak wczoraj, wprost na krzaki, jej r�ce w instynktownym odruchu wstydliwo�ci zakry�y nagie piersi, poczu�a bowiem, �e zn�w jest obserwowana przez tamte oczy, po��dliwe, nieruchome i wyg�odnia�e. I jak poprzedniego ranka, dr��c z l�ku, �e w�a�ciciel ciekawskich oczu odwa�y si� na co� wi�cej ni� na podgl�danie, wybieg�a z k�pieli, szukaj�c schronienia w�r�d swoich. Nikomu jednak nie chcia�a zdradzi� swojej przygody; zachowa�a tajemnic� dla siebie, nie rezygnuj�c z codziennych wypraw i rytua�u porannej k�pieli, przekonuj�c si�, �e za ka�dym razem, kiedy tylko s�o�ce o�wietli�o krzaki os�aniaj�ce j�, dok�adnie w tej samej chwili dawa�y si� spostrzec owe zielone oczy, z dnia na dzie� coraz bardziej po��dliwe, coraz bardziej b�yszcz�ce, coraz bardziej rozgor�czkowane, w miar� jak ich spojrzenie prze�lizgiwa�o si� po jej brunatnym ciele. Min�o jedno s�o�ce i drugie i kobieta zacz�a wyzbywa� si� l�ku. I kiedy czasami kr�lewska gwiazda op�nia�a swoje przybycie, czu�a si� zawiedziona, �e jej �wiat�o nie zjawia si� w por�, aby odkry� obecno�� ciekawskiego. Po pewnym czasie, prowokuj�c, zjawia�a si� nad rzek� z ha�asem, wolno, zwr�cona przodem ku krzakom, za kt�rymi odgadywa�a ludzk� posta�, jak i ona ow�adni�t� pragnieniem, zsuwa�a sukni� pozwalaj�c jej opa�� na ziemi� i ods�oni� wszystkie wdzi�ki, po czym wystawiaj�c na wiatr nagie cia�o, zanurza�a si� po pas w przejrzystej wodzie. Czeka�a na najwi�kszy blask, �eby zdoby� pewno�� i kiedy palec s�o�ca wybucha� nad ciekawskim, pozwalaj�c jej dostrzec b�ysk lubie�nych oczu, dawa�a si� w�wczas wodzie unosi� swobodnie, ze stwardnia�ymi piersiami w g�rze, z nogami na wp� rozchylonymi w zaproszeniu do pieszczoty, z na wp� przymkni�tymi powiekami, wyobra�aj�c sobie, �e spojrzenie zamienione w delikatn� d�o�, prze�lizguje si�, p�on�c, po jej dr��cym ciele. Z dnia na dzie� czu�a, jak ow�ada ni� wp�yw tamtych oczu, jak ro�nie jego moc, a spojrzenie staje si� coraz bardziej �apczywe, coraz bardziej bezwstydne, a� wreszcie jej wola zosta�a zdruzgotana do tego stopnia, �e ju� tylko pragn�a us�ysze� kroki intruza, by mie� go w ko�cu przy sobie i m�c mu ofiarowa� to wszystko, czego mu na pocz�tku odmawia�a Ale bezwstydna odwaga przejawia�a si� tylko spojrzeniu i cho� ruchy kobiety stawa�y si� coraz bardziej swobodne, coraz bardziej wyzywaj�ce, w ro�linnej kryj�wce porusza�y si� jedynie nieliczne ga��zie, jakby rozchylone przez kogo�, kto chcia� lepiej j� widzie�, albo poruszane przez wiatr. Pewnego ranka, po codziennej k�pieli, kiedy g�os natury przybra� form� rozkazu, ca�kiem naga, gotowa odda� si� ca�a i w zupe�no�ci, nie zwa�aj�c na nic, ruszy�a spiesznie ku miejscu, gdzie ukrywa� si� nieznajomy. Z b��dnym spojrzeniem lunatyczki, niezdolna zapanowa� nad po��daniem, w gwa�townym porywie rozgarn�a dr��cymi r�kami ga��zie. Strumie� �wiat�a prze�lizgn�� si� przez nie w tej w�a�nie chwili. Oczy zab�ys�y mocniej, tym razem szyderczo, a ich zielone iskry rozjarzy�y si� i zgas�y, znikaj�c w g��bi swego �r�d�a. By� to promie� s�o�ca, kt�ry zabawia� si� niewinnie z dwiema pustymi butelkami porzuconymi na skale.