6096
Szczegóły |
Tytuł |
6096 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6096 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6096 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6096 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marion Zimmer Bradley
MG�Y AVALONU
T�umaczy�a: Dagmara Chojnacka
Wydanie polskie: 2001
Wydanie oryginalne: 1982
"...Morgan le Fay nie wysz�a za m��, lecz zosta�a oddana do szko�y zakonnej, gdzie sta�a si� wielk� mistrzyni� magii".
Malory, Morte d'Arthur
PROLOG
M�wi Morgiana...
W moich czasach zwano mnie r�nie: siostr�, kochank�, kap�ank�, czarownic�, kr�low�. Teraz rzeczywi�cie sta�am si� jedn� z Wiedz�cych i mo�e nadej�� czas, kiedy moja wiedza b�dzie potrzebna. A jednak, my�l�c trze�wo, zdaj� sobie spraw� z tego, �e ostatnie s�owo b�dzie nale�a�o do chrze�cijan, gdy� �wiat czar�w na zawsze oddala si� od �wiata, kt�rym rz�dzi Chrystus. Nie wiod� sporu z Chrystusem, tylko z jego ksi�mi, kt�rzy Wielk� Bogini� zowi� demonem i zaprzeczaj�, i� kiedykolwiek Ona mia�a w�adz� na tym �wiecie. W najlepszym razie m�wi�, �e Jej moc pochodzi�a od szatana. Albo ubieraj� J� w b��kitne szaty Pani z Nazaretu - kt�ra rzeczywi�cie na sw�j spos�b posiada�a moc - i m�wi�, �e by�a wieczn� dziewic�. Ale c� dziewica mo�e wiedzie� o smutkach i trudach ludzko�ci?
A teraz, gdy �wiat si� zmieni�, a Artur - m�j brat, m�j kochanek, ten, kt�ry kr�lem by� i kr�lem by� mia� - le�y martwy (lud powiada, �e tylko �pi) na �wi�tej Wyspie Avalon, ta historia powinna by� opowiedziana. O tym, jak by�o, zanim ksi�a Bia�ego Chrystusa nadeszli, by przes�oni� wszystko swymi �wi�tymi i swymi legendami.
Albowiem, tak jak m�wi�, zmieni� si� sam �wiat. By� taki czas, kiedy w�drowiec, je�li mia� ochot� i zna� cho�by kilka tajemnic, m�g� wyp�yn�� �odzi� na Morze Lata i dotrze� nie do Glastonbury pe�nego mnich�w, lecz do �wi�tej Wyspy Avalon, gdy� w tamtych czasach wrota ��cz�ce �wiaty unosi�y si� we mgle i otwiera�y si� wedle woli i my�li w�drowca. To w�a�nie jest wielka tajemnica, kt�r� znali wszyscy �wiatli ludzie w naszych czasach: tym, co cz�owiek my�li, stwarza wok� siebie �wiat, codziennie na nowo.
A teraz ksi�a, my�l�c, �e to narusza moc ich Boga, kt�ry raz na zawsze stworzy� niezmienny �wiat, zamkn�li te drzwi (kt�re by�y drzwiami jedynie w ludzkich umys�ach) i droga wiedzie ju� tylko do wyspy ksi�y, obwarowanej d�wi�kami ko�cielnych dzwon�w, kt�re odpychaj� wszystkie my�li o tym innym �wiecie, ukrytym w ciemno�ci. Ksi�a m�wi�, �e je�li ten �wiat w og�le istnieje, to jest w�asno�ci� szatana i przedsionkiem do piek�a, je�li nie samym piek�em.
Nie wiem, co ich B�g m�g�, a czego nie m�g� stworzy�. Wbrew temu, co o mnie m�wi�, nigdy za wiele nie wiedzia�am o ksi�ach, nigdy te� nie nosi�am habitu, jak ich zakonne niewolnice. Je�li na dworze Artura w Kamelocie wolano tak o mnie my�le�, kiedy si� tam pojawia�am (gdy� zawsze nosi�am czarne suknie przynale�ne Wiedz�cej kap�ance Wielkiej Matki), nie wyprowadza�am ich z b��du. A ju� pod koniec panowania Artura by�oby to nawet niebezpieczne. Dla wygody chyli�am wi�c g�ow� tak, jak nigdy by nie uczyni�a moja wspania�a mistrzyni: Viviana, Pani Jeziora, niegdy� najwi�ksza, poza mn�, przyjaci�ka Artura, a potem najzacieklejsza jego przeciwniczka, tak�e - poza mn�.
Ale walka si� sko�czy�a; mog�am w ko�cu po�egna� Artura, kiedy le�a� umieraj�cy, nie jako mego wroga i wroga mojej Bogini, lecz tylko jako mojego brata i jak umieraj�cego cz�owieka potrzebuj�cego pomocy Matki, tak jak potrzebuje jej ka�dy. Wiedz� to nawet ksi�a ze swoj� wieczn� dziewic� Maryj� w b��kitnych szatach; bo w godzinie �mierci ona te� staje si� Matk� �wiata.
Tak wi�c Artur le�a� w ko�cu z g�ow� na moich kolanach, nie widz�c we mnie siostry, kochanki czy wroga, ale tylko kap�ank�, Wiedz�c�, Pani� Jeziora; spoczywa� na �onie Wielkiej Matki, z kt�rej si� narodzi� i do kt�rej, tak jak ka�dy, musia� powr�ci�. I by� mo�e, kiedy wioz�am go �odzi�, tym razem nie na wysp� mnich�w, ale na prawdziw� �wi�t� Wysp� le��c� w skrytym w ciemno�ciach �wiecie poza naszym �wiatem, na wysp� Avalon, gdzie teraz poza mn� dotrze� mog� tylko nieliczni, Artur �a�owa� wrogo�ci, kt�ra stan�a mi�dzy nami.
Opowiadaj�c t� histori�, b�d� czasem m�wi�a o rzeczach, kt�re wydarzy�y si�, kiedy by�am zbyt m�oda, by je rozumie�, albo o zdarzeniach, przy kt�rych nie by�am osobi�cie, i by� mo�e m�j s�uchacz odwr�ci si�, m�wi�c: to pewnie jej czary. Jednak ja zawsze mia�am dar Wzroku. Umia�am te� zagl�da� w ludzkie umys�y; a wtedy by�am blisko zwi�zana z lud�mi, o kt�rych opowiadam. By� wi�c czas, �e wszystko, o czym my�leli, by�o mi w jaki� spos�b wiadome. A zatem opowiem moj� histori�.
Gdy� pewnego dnia opowiedz� j� tak�e ksi�a, tak jak oni j� widzieli. Mo�e pomi�dzy tymi dwoma opowie�ciami zaja�nieje promie� prawdy.
To jest bowiem co�, czego nie wiedz� ksi�a, ze swoim Jedynym Bogiem i Jedyn� Prawd�: nie istnieje jedna prawdziwa opowie��. Prawda ma wiele twarzy, prawda jest jak ta stara �cie�ka do Avalonu nie tylko od twej w�asnej woli i od twych w�asnych my�li zale�y, dok�d droga ci� zawiedzie i czy na ko�cu znajdziesz si� na �wi�tej Wyspie Wieczno�ci, czy te� pomi�dzy ksi�mi i ich dzwonami, ich �mierci�, ich szatanem i piek�em, i wiecznym pot�pieniem... ale mo�e jestem dla nich niesprawiedliwa. Nawet Pani Jeziora, kt�ra nienawidzi�a ksi�y jak jadowitych �mii i mia�a po temu s�uszne powody, skarci�a mnie kiedy� za z�e wyra�anie si� o ich Bogu.
"Bo wszyscy Bogowie s� jednym Bogiem" powiedzia�a mi wtedy, jak to m�wi�a wiele razy wcze�niej i jak ja powtarza�am wielokrotnie moim nowicjatkom, i jak b�dzie powtarza�a ka�da kap�anka, kt�ra przyjdzie po mnie, "i wszystkie Boginie s� jedn� Bogini�, tak jak jeden jest tylko Inicjator. I ka�dy cz�owiek ma sw� w�asn� prawd� i swego Boga w sercu."
Mo�e by� wi�c tak, �e prawda unosi si� gdzie� pomi�dzy drog� do Glastonbury, Wyspy Ksi�y i drog� do Avalonu, na zawsze zagubion� we mg�ach Morza Lata.
Ale oto jest moja prawda; opowiadam j� wam ja, Morgiana, kt�r� w p�niejszych czasach zwano Morgan le Fay.
Ksi�ga pierwsza
MISTRZYNI MAGII
1
Nawet w �rodku lata Tintagel by� ponurym miejscem; Igriana, ma��onka diuka Gorloisa, spogl�da�a w morze z przyl�dka. Wpatruj�c si� w mg�y i opary, zastanawia�a si�, poczym kiedykolwiek pozna, �e dzie� i noc s� r�wnej d�ugo�ci, by m�c �wi�towa� Nowy Rok. Tego roku wiosenne burze by�y niezwykle gwa�towne. Dniami i nocami �oskot morza rozbrzmiewa� echem po zamku, tak, �e w ko�cu nikt ju� nie m�g� spa� i nawet psy zawodzi�y �a�o�nie.
Tintagel... byli wci�� tacy, co wierzyli, �e zamek zosta� wzniesiony na tym urwistym, odleg�ym kra�cu d�ugiego cypla wychodz�cego w morze, dzi�ki czarom staro�ytnych lud�w z Ys. Diuk Gorlois �mia� si� z tego i powiada�, �e gdyby zna� troch� tych czar�w, powstrzyma�by nimi morze przed wdzieraniem si� w l�d. W ci�gu czterech lat, odk�d przyby�a tu jako �ona Gorloisa, Igriana widzia�a jak ziemia, dobra ziemia, znika�a w wodach kornwalijskiego morza.
D�ugie ramiona czarnych ska�, ostre i urwiste, wyci�ga�y si� w morze z nadbrze�a. Kiedy �wieci�o s�o�ce, bywa�o jasno i przejrzy�cie, a niebo i ziemia b�yszcza�y jak klejnoty, kt�rymi Gorlois obsypa� j� w dniu, gdy powiedzia�a mu, �e nosi ich pierwsze dziecko. Jednak Igriana nigdy nie lubi�a ich zak�ada�. Klejnot, kt�ry w tej chwili zdobi� jej szyj�, podarowano jej w Avalonie: kamie� ksi�ycowy, kt�ry odbija� b��kitn� jasno�� morza i nieba; lecz we mgle dzisiejszego dnia nawet klejnot wygl�da� matowo.
We mgle d�wi�ki nios� si� na du�� odleg�o��. Kiedy Igriana odwr�ci�a si� plecami do morza i sta�a, patrz�c w kierunku l�du, wyda�o jej si�, �e s�yszy stukot kopyt koni i mu��w i g�osy, ludzkie g�osy, tutaj, w tym opuszczonym Tintagel, gdzie nie �y� nikt pr�cz k�z, owiec, pasterzy i ich ps�w, pa� z zamku, kilku s�u��cych i paru starc�w dla ochrony.
Powoli Igriana zawr�ci�a i skierowa�a si� z powrotem do zamku. Jak zwykle, kiedy sta�a w jego cieniu, czu�a si� przyt�oczona wynurzaj�cym si� z mgie� masywem tych prastarych kamieni pi�trz�cych si� na ko�cu d�ugiego cypla wychodz�cego w morze. Pasterze wierzyli, �e zamek zbudowali Staro�ytni z ziem Lyonnesse i Ys; w pogodne dni, jak mawiali rybacy, mo�na by�o zobaczy� ich stare zamki g��boko pod wod�. Ale dla Igriany wygl�da�y one jedynie jak skalne wie�e, stare g�ry i pag�rki zatopione przez wci�� wdzieraj�ce si� w l�d morze, kt�re nawet teraz wgryza�o si� powoli w ska�y, na kt�rych sta� zamek. Tutaj, na ko�cu �wiata, gdzie morze bez ko�ca po�era�o ziemi�, �atwo by�o wierzy� w zatopione krainy na zachodzie; snuto opowie�ci o wielkiej ognistej g�rze, kt�ra wybuchn�a, daleko na po�udniu, a odm�ty poch�on�y tam wielk� krain�. Igriana nigdy nie wiedzia�a, czy wierzy w te opowie�ci czy nie.
Tak. Z pewno�ci� s�ysza�a we mgle g�osy. To nie mogli by� dzicy je�d�cy zza morza ani z wybrze�a Erin. Dawno min�y ju� czasy, kiedy musia�a si� obawia� ka�dego obcego d�wi�ku czy cienia. Nie by� to te� diuk, jej m��. Bawi� daleko na p�nocy, walczy� z Saksonami u boku Ambrozjusza Aurelianusa, Najwy�szego Kr�la Brytanii; gdyby mia� zamiar wraca�, przys�a�by wiadomo��.
Nie musia�a si� obawia�. Gdyby je�d�cy byli wrogami, powstrzyma�yby ich stra�e i wojsko, kt�re diuk pozostawi� na posterunkach przy wje�dzie na cypel, by broni�y jego �ony i dziecka. �eby si� przez nich przedrze�, trzeba by ca�ej armii. A kt� wysy�a�by armi� przeciwko Tintagel?
By� taki czas, pomy�la�a bez �alu Igriana, wchodz�c powoli na zamkowy dziedziniec, �e wiedzia�aby, kto nadje�d�a do zamku.
I nagle ta my�l zasmuci�a j� troch�. Od narodzenia Morgiany nawet ju� nie p�aka�a za domem. A Gorlois by� dla niej dobry. Uspokaja� j� w pierwszym okresie pe�nym strachu i nienawi�ci, obdarowywa� klejnotami i pi�knymi rzeczami, przywozi� jej wojenne trofea. Otoczy� j� s�u��cymi i dworkami i traktowa� j� zawsze jak r�wn� sobie, z wyj�tkiem narad wojennych. Nie mog�aby ��da� wi�cej, chyba, �e po�lubi�aby m�czyzn� z Plemion. Ale w tym nie zostawiono jej wyboru. C�rka �wi�tej Wyspy musi robi� to, co najlepsze jest dla jej ludu, cho�by oznacza�o to p�j�cie na �mier� w ofierze, po�wi�cenie dziewictwa w �wi�tym Zwi�zku czy zam��p�j�cie, kt�re, jak my�lano, scementuje pewne sojusze; i to w�a�nie zrobi�a Igriana, po�lubiaj�c roma�skiego Diuka Kornwalii, obywatela, kt�ry, cho� Rzymianie opu�cili ju� Brytani�, �y� na spos�b rzymski.
Zsun�a p�aszcz z ramion, wewn�trz dziedzi�ca, poza zasi�giem przejmuj�cego wiatru, by�o cieplej. I nagle mg�a zawirowa�a i rozwia�a si�, a przed ni� na chwil� pojawi�a si� posta�, kt�ra zmaterializowa�a si� z opar�w: jej przyrodnia siostra, Viviana, Pani Jeziora, Pani �wi�tej Wyspy.
- Siostro! - S�owa zamar�y w powietrzu i Igriana wiedzia�a, �e nie krzykn�a ich na g�os, a tylko wyszepta�a, przyciskaj�c r�ce do piersi. - Czy ja naprawd� ci� tutaj widz�?
Twarz Viviany wyra�a�a nagan�, a g�os wydawa� si� rozbrzmiewa� w podmuchach wiej�cego za murami wiatru.
Czy wyrzek�a� si� Wzroku, Igriano? Z w�asnej woli?
Dotkni�ta t� niesprawiedliwo�ci�, Igriana odpar�a:
- To ty zarz�dzi�a�, �e mam po�lubi� Gorloisa... - Ale obraz jej siostry rozmy� si� we mgle, ju� go nie by�o, nigdy nie istnia�.
Igriana zamruga�a, wizja znikn�a. Otuli�a si� p�aszczem, bo poczu�a zimno, przejmuj�ce zimno. Wiedzia�a, �e ta wizja wzi�a sw� moc z ciep�a i �yciowej si�y jej w�asnego cia�a.
Nie wiedzia�am, �e wci�� jeszcze mog� widzie� w ten spos�b, by�am pewna, �e ju� nie potrafi�... pomy�la�a. Potem zadr�a�a, przypominaj�c sobie, �e ojciec Columba na pewno uzna to za robot� diab�a, a ona powinna si� z tego wyspowiada�. Co prawda tutaj, na ko�cu �wiata, ksi�a byli bardziej wyrozumiali, ale nie wyznana wizja z pewno�ci� spotka�aby si� z nagan�.
Skrzywi�a si�. Dlaczego mia�a traktowa� wizyt� swojej w�asnej siostry jako dzie�o diab�a? Niech ojciec Columba gada sobie, co chce; mo�e przynajmniej ten jego B�g jest m�drzejszy od niego. Co, pomy�la�a Igriana, powstrzymuj�c chichot, wcale nie by�oby takie trudne. By� mo�e ojciec Columba zosta� ksi�dzem, bo �aden zakon Druid�w nie chcia� mie� w swoich szeregach takiego g�upca. Ten B�g Chrystus wydawa� si� nie zwraca� uwagi na to, �e jego ksi�a s� g�upi, je�li tylko potrafili mamrota� swoje msze i troch� pisa� i czyta�. Ona, Igriana, mia�a wi�cej zakonnej wiedzy ni� ojciec Columba i kiedy chcia�a, m�wi�a lepsz� �acin�. Nie uwa�a�a si� za osob� wykszta�con�; nie mia�a do�� samozaparcia, by studiowa� g��bsz� wiedz� Starej Religii albo bra� udzia� w Misteriach w stopniu wi�kszym, ni� by�o to absolutnie wymagane od c�rki �wi�tej Wyspy.
I mimo, �e nie by�a wtajemniczona w �adne Misteria, w�r�d tych zromanizowanych barbarzy�c�w mog�a uchodzi� za dobrze wykszta�con� dam�.
W ma�ej komnacie zamkowej, do kt�rej w pogodne dni wpada�y s�oneczne promienie, jej trzynastoletnia m�odsza siostra Morgause, ju� zapowiadaj�ca si� na pi�kn� kobiet�, ubrana w lu�n� domow� szat� z surowej we�ny i stary zniszczony p�aszcz Igriany, zarzucony na ramiona, beznami�tnie prz�d�a pod�u�nym wrzecionem, nawijaj�c nier�wn� prz�dz� na rozchwiany ko�owrotek. Na pod�odze u jej st�p ma�a Morgiana turla�a stare wrzeciono jak pi�k�, wpatruj�c si� w esy-floresy, kt�re wywija� nier�wnomierny kszta�t wrzeciona.
Dziewczynka co chwila obraca�a je w innym kierunku swymi pulchnymi paluszkami.
- Nie wystarczy ju� tego prz�dzenia? - poskar�y�a si� Morgause. - Bol� mnie palce! Dlaczego ca�y czas musz� prz��� i prz���, jakbym by�a dwork�?
- Ka�da dama musi si� nauczy� prz��� - skarci�a j� Igriana, wiedz�c, �e tak w�a�nie powinna zrobi�. - A twoja nitka to prawdziwa kl�ska, raz cienka, raz gruba... Palce przestan� ci� bole�, kiedy je przyzwyczaisz. Bol�ce palce s� oznak� twojego lenistwa, bo nie zahartowa�y si� do tej pracy... - Wzi�a od Morgause wrzeciono i ko�owrotek i zacz�a je obraca� z niedba�� �atwo�ci�; pod jej wprawnymi palcami nier�wna prz�dza wyg�adza�a si� w idealnej grubo�ci nitk�. - Patrz, mo�na prz��� t� prz�dz�, nie robi�c supe�k�w... - Nagle znudzi�o jej si� zachowywa� tak, jak powinna. - Ale teraz mo�esz od�o�y� wrzeciono. Zanim minie po�udnie, b�d� tu go�cie.
Morgause spojrza�a na ni� zdziwiona.
- Nic nie s�ysza�am - powiedzia�a. - Nie by�o te� �adnego go�ca z wiadomo�ci�!
- To mnie nie dziwi - odpar�a Igriana. - Bo i nie by�o go�ca. Otrzyma�am Przes�anie. Viviana jest w drodze na zamek. I jest z ni� Merlin. - O tym ostatnim sama nie wiedzia�a, dop�ki tego nie powiedzia�a na g�os. - Wi�c mo�esz zaprowadzi� Morgian� do niani, a sama i�� i w�o�y� �wi�teczn� szat�, t� farbowan� szafranem.
Morgause ochoczo od�o�y�a wrzeciono, ale zatrzyma�a si� i spojrza�a na Igrian�.
- Moja szafranowa suknia? Dla mojej siostry?
- Nie dla naszej siostry, Morgause, ale dla Pani �wi�tej Wyspy i dla Pos�a�ca Bog�w. - Igriana upomnia�a j� ostro.
Morgause wpatrywa�a si� we wz�r na posadzce. By�a wysok�, mocn� dziewczyn�, dopiero zaczynaj�c� smukle� i dojrzewa�; jej g�ste w�osy by�y rudawe, jak u Igriany, a jasna sk�ra usiana by�a piegami, cho� usilnie stosowa�a ok�ady z mleka i b�aga�a zielark� o napary i ma�ci, �eby si� ich pozby�. Mia�a dopiero trzyna�cie lat, a by�a ju� tak wysoka jak Igriana i zanosi�o si�, �e b�dzie jeszcze wy�sza. Niezgrabnie podnios�a Morgian� i wysz�a. Igriana zawo�a�a za ni�:
- Powiedz niani, �eby ubra�a dziecko w �wi�teczn� sukienk�, a potem mo�esz ma�� przynie�� tutaj. Viviana jeszcze jej nie widzia�a.
Morgause odburkn�a z�o�liwie, �e nie widzi powodu, dlaczego wielka kap�anka mia�aby chcie� ogl�da� berbecia, ale �e mrukn�a to pod nosem, Igriana mia�a wym�wk�, by nie zwr�ci� jej uwagi.
W komnacie Igriany u g�ry w�skich schod�w by�o zimno; palono tu tylko w �rodku zimy. Kiedy nie by�o Gorloisa, dzieli�a ��ko ze swoj� dwork� Gwennis, a d�ugotrwa�a nieobecno�� m�a by�a okazj�, by mie� przy sobie tak�e ma�� Morgian�. Czasami spa�a tu te� Morgause, kryj�c si� przed okropnym zimnem pod futrzanymi narzutami. Wielkie ma��e�skie �o�e z baldachimem i kotarami chroni�cymi od przeci�g�w by�o wi�cej ni� wystarczaj�co obszerne dla trzech kobiet i dziecka.
Stara Gwen drzema�a teraz w k�cie i Igriana nie chcia�a jej budzi�.
Zdj�a sw� codzienn� sukni� z surowej we�ny i pospiesznie w�o�y�a pi�kn� szat�, wi�zan� przy szyi jedwabn� wst��k�, kt�r� Gorlois przywi�z� jej w podarunku z jarmarku w Londinium. Na r�ce w�o�y�a kilka srebrnych pier�cioneczk�w, kt�re mia�a jeszcze z dzieci�stwa... teraz wchodzi�y tylko na dwa najmniejsze palce... Na szyi zawiesi�a naszyjnik z bursztynu, kt�ry dosta�a od Gorloisa. Suknia by�a farbowana na rdzawy kolor i mia�a zielon� wierzchni� tunik�.
Znalaz�a sw�j rze�biony ko�ciany grzebie� i zacz�a rozczesywa� w�osy, siedz�c na �awie i cierpliwie przeci�gaj�c grzebie� przez ka�dy kosmyk. Z drugiej komnaty us�ysza�a g�o�ny wrzask i uzna�a, �e to niania czesze Morgian�, kt�rej nie bardzo si� to podoba. Wrzask usta� raptownie, pomy�la�a, �e dziecko uspokojono klapsem, a mo�e, jak to si� czasem zdarza�o, kiedy Morgause by�a w dobrym humorze, to ona przej�a czesanie ma�ej swymi zr�cznymi, cierpliwymi palcami. To st�d Igriana wiedzia�a, �e jej m�odsza siostra mog�aby dobrze prz���, gdyby chcia�a, tak zr�cznie robi�a wszystko inne - czesa�a, gr�plowa�a, piek�a �wi�teczne ciasta.
Igriana zaplot�a w�osy, spi�a je na czubku g�owy z�ot� spink�, w fa�dy sukni wpi�a pi�kn� z�ot� brosz�. Spojrza�a na swe odbicie w starym lustrze z br�zu, kt�re dosta�a w prezencie �lubnym od swojej siostry Viviany, a kt�re, jak m�wiono, przywiezione by�o z samego Rzymu. Sznuruj�c sukni�, zauwa�y�a, �e jej piersi by�y ju� takie, jak kiedy�: nie karmi�a Morgiany od roku, piersi by�y tylko troch� ci�sze i bardziej mi�kkie. Wiedzia�a, �e odzyska�a dawn� smuk�o��, bo w tej sukni wychodzi�a za m��, a teraz tasiemki nie by�y ani troch� napi�te.
Gorlois, gdy wr�ci, b�dzie oczekiwa�, �e zn�w we�mie j� do �o�a. Ostatnio, kiedy j� widzia�, mia�a wci�� Morgian� przy piersi, a on przychyli� si� do jej pro�by, by mog�a karmi� dziecko jeszcze przez lato, kiedy tyle ma�ych dzieci umiera. Wiedzia�a, �e by� niezadowolony, bo dziecko nie by�o synem, kt�rego tak pragn�� - ci Rzymianie liczyli ci�g�o�� swych rod�w po m�skiej linii, zamiast rozs�dniej, po linii matki; to by�o g�upie, bo kt�ry m�czyzna m�g� kiedykolwiek wiedzie� z ca�� pewno�ci�, kto by� ojcem dziecka kobiety? Oczywi�cie, ci Rzymianie robili wielk� spraw� z tego, kto k�ad� si� z ich kobietami, zamykali je i kazali �ledzi�. Nie, �eby Igriany trzeba by�o pilnowa�; jeden m�czyzna by� wystarczaj�cym z�em, kt� chcia�by jeszcze innych, kt�rzy mogliby okaza� si� nawet gorsi?
Ale, mimo i� oczekiwa� syna, Gorlois by� wyrozumia�y, pozwala� jej mie� Morgian� w �o�u i dalej j� karmi�, a nawet trzyma� si� od �ony z daleka, k�ad�c si� w nocy z jej dwork� Ettarr, by Igriana nie zasz�a zn�w w ci��� i nie straci�a mleka. On tak�e wiedzia�, ile dzieci umiera�o, je�li by�y odstawione od piersi za wcze�nie, zanim umia�y �u� mi�so i chleb. Dzieci karmione owsianym kleikiem by�y chorowite, a latem cz�sto brakowa�o koziego mleka, nawet gdyby chcia�y je pi�. Dzieci karmione krowim czy kobylim mlekiem cz�sto dostawa�y torsji i umiera�y albo dostawa�y wzd�� i te� umiera�y. Wi�c pozwoli� jej zostawi� Morgian� przy piersi, tym samym o nast�pne p�tora roku odk�adaj�c narodziny syna, kt�rego tak pragn��. Cho�by tylko za to b�dzie mu zawsze wdzi�czna i nie b�dzie si� sprzeciwia�, jakkolwiek szybko teraz zn�w zajdzie w ci���.
Ettarr dosta�a brzucha dzi�ki tej jego ostatniej wizycie i chodzi�a ca�a dumna; mo�e to ona pierwsza urodzi syna diuka Kornwalii?
Igriana nie zwraca�a na dziewczyn� uwagi; Gorlois mia� innych syn�w b�kart�w, jeden z nich by� z nim nawet teraz, w obozie najwy�szego wodza, ksi�cia Uthera. Ale Ettarr zachorowa�a i poroni�a, a Igriana mia�a na tyle wyczucia, �eby nie pyta� Gwen, czemu by�a z tego taka zadowolona. Stara Gwen za du�o wiedzia�a o zio�ach, by Igriana mog�a mie� spokojne sumienie. Pewnego dnia, postanowi�a w ko�cu, ka�� jej powiedzie� dok�adnie, czego dorzuci�a Ettarr do piwa.
Zesz�a do kuchni, ci�gn�c d�ug� sukni� po kamiennych schodach.
By�a tam ju� Morgause w najlepszej szacie, ubra�a Morgian� w �wi�teczn� sukienk�, te� farbowan� szafranem, i dziecko wydawa�o si� w niej �niade jak Pikt. Igriana podnios�a j� i z rado�ci� trzyma�a w ramionach. Malutka, �niada, delikatna, o kosteczkach tak drobnych, jakby si� trzyma�o mi�kkiego ptaszka. Po kim to dziecko odziedziczy�o wygl�d? Ona i Morgause by�y wysokie i rudow�ose, mia�y kolory ziemi, jak wszystkie kobiety Plemion. A Gorlois, cho� ciemnow�osy, by� Rzymianinem - wysokim, smuk�ym, z orl� twarz�, stwardnia�� przez lata walk przeciw Saksonom - zbyt pe�nym swej rzymskiej dumy, by m�odej �onie otwarcie okazywa� czu�o��, dla urodzonej za� w miejsce upragnionego syna c�rki nie mia� nic poza oboj�tno�ci�.
A jednak, przypomnia�a sobie Igriana, ci rzymscy m�czy�ni uwa�ali, �e nad swymi dzie�mi maj� boskie prawo �ycia i �mierci.
Wielu by�o takich, nawet chrze�cijan, kt�rzy za��daliby, by c�rk� natychmiast odstawi� od piersi, �eby �ona od razu mog�a im da� syna.
Gorlois by� dla niej dobry, pozwoli� jej zatrzyma� ma�� przy sobie.
By� mo�e, cho� nie podejrzewa�a go o zbyt wielk� wyobra�ni�, wiedzia�, jak ona, kobieta Plemion, traktuje narodziny c�rki.
Kiedy wydawa�a polecenia na przyj�cie go�ci - kaza�a przynie�� z piwnic wino, a na pieczyste przygotowa� nie kr�liki, ale dobr� baranin� z ostatniego uboju - us�ysza�a na dziedzi�cu gdakanie i ha�as przestraszonych kur i wiedzia�a, �e je�d�cy przekroczyli granic� cypla. S�u�ba by�a zal�kniona, ale wi�kszo�� z nich pogodzi�a si� ju� z faktem, �e ich pani ma dar Wzroku. Do tej pory tylko udawa�a, uciekaj�c si� do sprytnego zgadywania i kilku sztuczek; to jednak wystarczy�o, �eby si� jej bali. Ale teraz my�la�a: mo�e Viviana ma racj�, mo�e wci�� mam Wzrok. Mo�e tylko my�la�am, �e go utraci�am - bo przez te miesi�ce, zanim Morgiana si� urodzi�a, by�am taka s�aba i bezsilna. Teraz wr�ci�am do siebie. Moja matka by�a wielk� kap�ank� do dnia swojej �mierci, cho� urodzi�a kilkoro dzieci.
Ale, odpowiedzia�a sobie w my�lach, jej matka urodzi�a te dzieci na wolno�ci, jak przysta�o kobiecie Plemion, takim ojcom, jakich sama wybra�a, nie jako niewolnica jakiego� Rzymianina, kt�rego zwyczaje dawa�y mu w�adz� nad kobietami i dzie�mi. Zniecierpliwiona, odp�dzi�a od siebie te my�li; jakie ma znaczenie, czy naprawd� posiada Wzrok, czy tylko go udaje, skoro trzyma to s�u�b� w pos�usze�stwie?
Powoli wysz�a na dziedziniec, kt�ry Gorlois wci�� lubi� nazywa� atrium, cho� nic tu nie przypomina�o willi, w kt�rej mieszka�, zanim Ambrozjusz mianowa� go diukiem Kornwalii. Je�d�cy w�a�nie zsiadali z koni i jej wzrok natychmiast odnalaz� jedyn� w�r�d nich kobiet�. Kobiet� ni�sz� od niej i ju� niem�od�, ubran� w m�sk� tunik� i we�niane bryczesy, okutan� w peleryny i szale. Przez d�ugo�� dziedzi�ca ich oczy spotka�y si� w powitaniu, lecz Igriana pos�usznie podesz�a i sk�oni�a si� przed wysokim, szczup�ym m�czyzn�, kt�ry zsiada� z ko�cistego mu�a. Ubrany by� w niebieskie szaty barda, a przez rami� przewieszon� mia� harf�.
- Witam ci� w Tintagel, Panie Pos�a�cu. Sprowadzasz b�ogos�awie�stwo pod nasz dach i zaszczycasz nas swoj� obecno�ci�.
- Dzi�ki ci, Igriano - powiedzia� d�wi�czny g�os i Taliesin, Merlin Brytanii, Druid, Bard, z�o�y� d�onie na wysoko�ci twarzy i wyci�gn�� je nad Igrian� w ge�cie b�ogos�awie�stwa.
Maj�c za sob� ten obowi�zek, Igriana podbieg�a do swej przyrodniej siostry i chcia�a przed ni� tak�e sk�oni� si� po b�ogos�awie�stwo, ale Viviana pochyli�a si� i powstrzyma�a j�.
- Nie, nie dziecko, to jest rodzinna wizyta. B�dzie jeszcze czas, by� mi odda�a honory, je�li b�dziesz chcia�a... - Przycisn�a Igrian� do siebie i poca�owa�a w usta. - A to jest dzidziu�? Od razu wida�, �e ma w sobie krew Starego Ludu. Igriano, ona jest podobna do naszej matki.
W tym czasie Viviana, Pani Jeziora i �wi�tej Wyspy mia�a trzydzie�ci kilka lat. Jako najstarsza c�rka staro�ytnego rodu Kap�anek Jeziora obj�a �wi�ty urz�d po swej matce. Teraz wzi�a Morgian� w ramiona, trzymaj�c j� z do�wiadczeniem kobiety nawyk�ej do piastowania ma�ych dzieci.
- Ona jest podobna do ciebie - powiedzia�a zdziwiona Igriana, zdaj�c sobie spraw�, �e powinna przecie� ju� dawno to zauwa�y�.
Ale od kiedy po raz ostatni widzia�a Vivian�, a by�o to na jej �lubie, min�y ju� cztery lata. Tyle si� od tego czasu wydarzy�o, ona sama tak bardzo si� zmieni�a, wtedy by�a tylko przera�on� pi�tnastoletni� dziewczynk�, oddan� w r�ce m�czyzny ponad dwukrotnie starszego od siebie...
- Ale prosz� do �rodka, panie Merlinie, siostro. Wejd�cie si� ogrza�.
Wolna od okr�caj�cych j� peleryn i szal�w, Viviana, Pani Avalonu, by�a zaskakuj�co malutk� kobiet�, nie wy�sz� ni� dobrze wyro�ni�ta dziewi�cio- lub dziesi�cioletnia dziewczynka. W lu�nej tunice, z no�em wisz�cym u przepasuj�cego tali� pasa, w obszernych we�nianych bryczesach i grubych skarpetach wygl�da�a jak drobniutkie dziecko ubrane w doros�e rzeczy. Mia�a ma��, smag��, tr�jk�tn� twarz, czo�o przys�ania�y w�osy ciemne jak cienie pod skalnymi p�kami. Jej oczy by�y tak�e ciemne, wielkie na tej ma�ej twarzy.
Igriana nigdy przedtem nie zauwa�y�a, jaka Viviana jest malutka.
S�u�ka wnios�a puchar dla go�ci: gor�ce wino z resztk� przypraw, kt�re Gorlois przys�a� z targowisk w Londinium. Viviana wzi�a puchar w d�onie, a Igriana a� zamruga�a na ten widok - wraz z gestem, kt�rym uj�a kielich, kap�anka nagle sta�a si� wysoka i wspania�a. Tak jakby by� to kielich ze �wi�tych Regali�w. U�o�y�a go mi�dzy d�o�mi i powoli podnios�a do ust, mrucz�c b�ogos�awie�stwo. Upi�a �yk, odwr�ci�a si� i poda�a naczynie Merlinowi. Wzi�� go z niskim uk�onem i przy�o�y� do ust. Kiedy z kolei Igriana podj�a kielich od swoich go�ci, spr�bowa�a wina i wypowiedzia�a powitaln� formu��, to cho� ledwo wtajemniczona w Misteria, poczu�a, �e w pewien spos�b ona tak�e uczestniczy w powadze tego pi�knego rytua�u.
Potem od�o�y�a puchar i magia chwili ulecia�a. Viviana zn�w by�a tylko drobn� kobiet� ze �ladami zm�czenia na twarzy, Merlin nie wi�cej ni� przygarbionym, starym cz�owiekiem.
Igriana szybko zaprowadzi�a oboje do ognia.
- O tej porze roku to daleka droga, od wybrze�y Morza Lata - powiedzia�a pami�taj�c, kiedy t� drog� jecha�a jako �wie�o po�lubiona ma��onka, przestraszona i pe�na nienawi�ci, w wozie obcego sobie m�a, kt�ry jak dot�d, by� tylko g�osem i przera�eniem w nocy. - Co sprowadza ci� tutaj w czasie wiosennych burz, moja pani i siostro?
I dlaczego nie mog�a� przyjecha� wcze�niej, czemu zostawi�a� mnie sam�, bym musia�a si� uczy�, jak by� �on�, samotnie urodzi� dziecko, w strachu i t�sknocie za domem? A skoro nie mog�a� przyjecha� wcze�niej, to, po co w og�le przyjecha�a�, teraz, kiedy jest ju� za p�no, a ja w ko�cu pogodzi�am si� z moim podda�stwem?
- Droga jest rzeczywi�cie daleka - odpar�a Viviana mi�kko, a Igriana wiedzia�a, �e kap�anka us�ysza�a, tak jak s�ysza�a zawsze, r�wnie� i te s�owa, kt�rych ona nie wypowiedzia�a na g�os. - A to s� niebezpieczne czasy, dziecko. Ale przez te lata wyros�a� na kobiet�, nawet, je�li to by�y lata samotne, tak samotne, jak lata odosobnienia wymagane w inicjacji bard�w lub... - doda�a z ledwie widocznym cieniem u�miechu - jak lata nauki na kap�ank�. Gdyby� wybra�a t� drog�, przekona�aby� si�, �e jest r�wnie samotna, moja Igriano. Tak, oczywi�cie - powiedzia�a schylaj�c si�, a twarz jej si� rozpogodzi�a. - Mo�esz mi usi��� na kolanach, male�ka. - Podnios�a Morgian�, a Igriana przygl�da�a si� temu w zadziwieniu.
Zazwyczaj Morgiana by�a p�ochliwa jak dziki kr�liczek. Na wp� zazdro�nie, na wp� poddaj�c si� znajomemu urokowi, patrzy�a, jak dziecko sadowi si� na kolanach Viviany. Viviana wygl�da�a na osob� niemal zbyt kruch�, by bezpiecznie utrzyma� ma��. Zaiste, czarodziejka, kobieta ze Starego Ludu. I mo�liwe, �e Morgiana rzeczywi�cie b�dzie do niej bardzo podobna.
- A jak miewa si� Morgause, odk�d przys�a�am j� do ciebie rok temu? - spyta�a Viviana, spogl�daj�c w g�r� na Morgause, kt�ra w swej szafranowej szacie �a�o�nie sta�a w ciemnym k�cie. - Chod� tu i poca�uj mnie, siostrzyczko. Och, b�dziesz taka wysoka, jak Igriana - powiedzia�a, wyci�gaj�c ramiona, by u�cisn�� dziewczyn�, kt�ra pos�usznie, jak na wp� wytresowany szczeniaczek, nie�mia�o wysz�a z cienia. - Tak, usi�d� tu przy moich nogach, je�li chcesz. - Morgause usiad�a na pod�odze, tul�c g�ow� do kolan Viviany, a Igriana dostrzeg�a, �e jej pos�pne oczy nape�niaj� si� �zami.
Ma nas wszystkie w swoich r�kach. W jaki spos�b mo�e mie� nad nami wszystkimi tak� w�adz�? Ale mo�e to, dlatego, �e ona jest jedyn� matk�, jak� Morgause kiedykolwiek mia�a? Viviana by�a ju� doros�a, kiedy Morgause przysz�a na �wiat, zawsze by�a dla niej, dla nas obu, zar�wno matk�, jak i siostr�. Ich matka, kt�ra by�a ju� naprawd� zbyt stara, by rodzi� dzieci, zmar�a, wydaj�c Morgause na �wiat. Wcze�niej tego samego roku Viviana te� urodzi�a dziecko. Jej dziecko zmar�o, wi�c Viviana wykarmi�a Morgause w�asn� piersi�.
Morgiana u�o�y�a si� wygodnie w obj�ciach Viviany; Morgause siedzia�a przytulona do jej n�g, opieraj�c sw� jedwabistoz�ot� g�ow� na jej kolanach. Kap�anka podtrzymywa�a dziecko jednym ramieniem, a woln� r�k� g�adzi�a mi�kkie w�osy dorastaj�cej dziewczyny.
- Chcia�am do ciebie przyjecha�, kiedy urodzi�a si� Morgiana - powiedzia�a Viviana. - Ale sama by�am wtedy w ci��y. W tamtym roku urodzi�am syna. Odda�am go ju� na wychowanie i my�l�, �e jego przybrana matka mo�e go wys�a� na nauk� do mnich�w. Jest chrze�cijank�.
- Nie przeszkadza ci to, �e b�dzie wychowany jako chrze�cijanin? - spyta�a Morgause. - Czy jest �adny? Jak ma na imi�?
Viviana za�mia�a si�.
- Nazwa�am go Balan - powiedzia�a. - A jego przybrana matka nazwa�a swojego syna Balin. Jest mi�dzy nimi tylko dziesi�� dni r�nicy, wi�c bez w�tpienia b�d� wychowywani jak bli�niacy. Nie, nie mam nic przeciwko temu, �e b�dzie wyrasta� jako chrze�cijanin. Jego ojciec te� jest chrze�cijaninem, a Priscilla to dobra kobieta. Powiedzia�a�, Igriano, �e droga tutaj jest daleka. Wierz mi, dziecko, �e teraz jest nawet d�u�sza, ni� kiedy po�lubi�a� Gorloisa. Mo�e nie tyle jest d�u�sza z Wyspy Ksi�y, na kt�rej ro�nie �wi�ty G��g, ile o wiele d�u�sza z Avalonu...
- I dlatego w�a�nie tu przybyli�my - powiedzia� nagle Merlin, a jego g�os zabrzmia� jak bicie wielkiego dzwonu, a� Morgiana nagle usiad�a i zacz�a pop�akiwa� ze strachu.
- Nie rozumiem - odpar�a Igriana, czuj�c nagle dziwny niepok�j. - Przecie� oba te miejsca s� tak blisko...
- Oba s� jednym - powiedzia� Merlin, siedz�c sztywno wyprostowany. - Ale wyznawcy Chrystusa wol� m�wi� nie tyle, �e oni nie powinni mie� innego Boga przed swoim Bogiem, ile, �e nie ma innego Boga poza ich Bogiem. I �e on sam stworzy� �wiat. �e sam nim rz�dzi. �e sam jeden stworzy� gwiazdy i wszystko, co istnieje.
Igriana szybko wykona�a �wi�ty znak przeciwko blu�nierstwu.
- Ale tak nie mo�e by� - nalega�a - �aden B�g nie mo�e sam w�ada� wszystkim... a co z Bogini�? Co z Matk�...?
- Oni uwa�aj� - powiedzia�a Viviana swym mi�kkim, niskim g�osem - �e Bogini nie istnieje, gdy� domen� kobiety, jak m�wi�, jest pocz�tek wszelkiego z�a. To przez kobiet�, jak m�wi�, z�o dosta�o si� na ten �wiat. Maj� jak�� fantastyczn� �ydowsk� ba�� o jab�ku i w�u.
- Bogini ich ukarze - odpar�a Igriana, wstrz��ni�ta. - A jednak wyda�a� mnie za jednego z nich?
- Nie wiedzieli�my, �e ich blu�nierstwa s� tak rozleg�e - powiedzia� Merlin. - W naszych czasach byli przecie� wyznawcy r�nych Bog�w. Ale oni szanowali Bog�w innych ludzi.
- Ale co to ma wsp�lnego z d�ugo�ci� drogi z Avalonu? - spyta�a Igriana.
- Tak, wi�c dotarli�my do celu naszej wizyty - powiedzia� Merlin. - Druidzi wiedz�, �e to wierzenia ludzko�ci kszta�tuj� �wiat i ca�� rzeczywisto��. Dawno temu, kiedy wyznawcy Chrystusa po raz pierwszy przybyli na nasz� wysp�, wiedzia�em, �e to decyduj�ce wydarzenie naszych czas�w, moment, kt�ry zmieni �wiat.
Morgause spojrza�a na starego cz�owieka oczyma rozszerzonymi ze zdziwienia.
- Czy jeste� a� tak stary, Czcigodny?
Merlin u�miechn�� si� do dziewczyny.
- Nie w moim obecnym ciele. Ale czyta�em wiele w wielkiej sali, kt�ra jest nie na tym �wiecie. Tam s� spisane Kroniki Wszechrzeczy. Poza tym wtedy r�wnie� �y�em. Ci, kt�rzy s� Panami tego �wiata, zezwolili mi powr�ci�, ale ju� w innym ziemskim ciele.
- Te sprawy s� zbyt zawi�e dla ma�ej, Czcigodny Ojcze - powiedzia�a Viviana, delikatnie mu przerywaj�c. - Ona nie jest kap�ank�. To, co Merlin chcia� powiedzie�, siostrzyczko, to, �e �y�, kiedy chrze�cijanie tu przybyli, i �e wybra� i pozwolono mu na to, by m�g� si� zreinkarnowa�, �eby doko�czy� swoje dzie�o. To s� Misteria, kt�rych nie musisz rozumie�. Ojcze, m�w dalej.
- Wiedzia�em, �e by� to jeden z tych moment�w, kt�ry zmieni histori� ca�ej ludzko�ci - powiedzia� Merlin. - Chrze�cijanie chc� wypleni� ca�� wiedz� poza w�asn�. I dlatego wyp�dzaj� z tego �wiata wszystkie tajemnice, poza tymi, kt�re pasuj� do ich w�asnej wiary. Og�osili za herezj� to, �e cz�owiek mo�e �y� wi�cej ni� jeden raz a to ju� przecie� wie ka�dy wie�niak...
- Ale je�li ludzie nie b�d� wierzyli w wi�cej ni� jedno �ycie - zaprotestowa�a wstrz��ni�ta Igriana - to jak unikn� rozpaczy? Jaki sprawiedliwy B�g stworzy�by niekt�rych ludzi biedakami, a innych mo�nymi i szcz�liwymi, gdyby jedno �ycie by�o wszystkim, co jest im dane?
- Nie wiem - odpowiedzia� Merlin. - Mo�e chc�, by ludzie rozpaczali nad srogo�ci� losu, by na kolanach b�agali Chrystusa, �eby ich zabra� do nieba. Nie wiem, w co wierz� wyznawcy Chrystusa ani na co licz�. - Na chwil� zamkn�� oczy i wida� by�o g��bokie zmarszczki na jego twarzy. - Ale w cokolwiek wierz�, ich przekonania zmieniaj� kszta�t tego �wiata, nie tylko duchowo, ale tak�e na p�aszczy�nie materii. Kiedy zaprzeczaj� istnieniu ducha i kr�lestwa Avalonu, te rejony przestaj� dla nich istnie�. Oczywi�cie, �e one wci�� istniej�, ale ju� nie w tym samym �wiecie, jakim jest �wiat wyznawc�w Chrystusa. Avalon, �wi�ta Wyspa, nie jest ju� t� sam� wysp� Glastonbury, na kt�rej my, wyznawcy Starej Wiary, niegdy� pozwolili�my mnichom zbudowa� swoj� kaplic� i klasztor. Gdy� nasza m�dro�� i ich m�dro��... ile wiesz o filozofii naturalnej, Igriano?
- Bardzo ma�o - odpowiedzia�a m�oda kobieta, patrz�c z l�kiem na kap�ank� i starego Druida. - Nigdy mnie tego nie uczono.
- Szkoda - powiedzia� Merlin. - Bo musisz to zrozumie�, Igriano. Postaram si� wyt�umaczy� ci to jak najpro�ciej. Uwa�aj - powiedzia�, zdejmuj�c z szyi sw�j z�oty torques* i wyci�gaj�c miecz z pochwy. - Czy mog� to z�oto i ten br�z umie�ci� jednocze�nie na tym samym miejscu?
Patrzy�a na niego, mrugaj�c i nie rozumiej�c.
- Nie, oczywi�cie, �e nie. Mog� le�e� obok siebie, ale nie na tym samym miejscu, chyba, �e jeden najpierw przesuniesz.
- I tak w�a�nie jest ze �wi�t� Wysp� - powiedzia� Merlin. - Mnisi z�o�yli nam przysi�g�, czterysta lat temu, zanim nadeszli tu Rzymianie i pr�bowali nas podbi�, �e nigdy nie powstan� przeciwko nam i nie wyp�dz� nas za pomoc� or�a. Gdy� byli�my tutaj przed nimi, a oni wnosili pro�b�, no i byli s�abi. I dotrzymali tej przysi�gi, tyle musz� im odda�. Ale w duchu, w swoich modlitwach, nigdy nie przestali walczy� z nami o to, by ich B�g wyp�dzi� naszych Bog�w, by ich m�dro�� panowa�a nad nasz� m�dro�ci�. W naszym �wiecie, Igriano, jest do�� miejsca dla wielu Bog�w i wielu Bogi�. Ale w �wiecie chrze�cijan... jak by to powiedzie�... nie ma miejsca dla naszej wizji ani dla naszej wiedzy. W ich �wiecie jest tylko jeden B�g. I on nie tylko musi zwyci�y� nad wszystkimi innymi Bogami; musi sprawi�, by w og�le nie by�o �adnych innych Bog�w, tak jakby nigdy nie istnieli inni Bogowie, a jedynie fa�szywi idole, dzie�o ich Diab�a. I tylko wyznaj�c tego Boga, ludzie mog� by� zbawieni w tym swoim jednym �yciu. Oto, w co wierz�. A �wiat zmienia si� zgodnie z tym, w co ludzie wierz�. I tak �wiaty, kt�re kiedy� by�y jednym, oddalaj� si� od siebie... S�, wi�c teraz dwie Brytanie, Igriano: jeden �wiat pod Jedynym Bogiem i Chrystusem, a za nim �wiat, w kt�rym wci�� panuje Wielka Matka, ten �wiat, kt�ry Stare Ludy wybra�y, by w nim �y� i w niego wierzy�. To ju� si� wcze�niej zdarza�o. By� taki czas, kiedy Czarowny Lud, Lud �wietlisty, wycofa� si� z naszego �wiata, oddalaj�c si� coraz dalej i dalej we mg�y, tak, �e teraz tylko zab��kany w�drowiec mo�e przypadkiem sp�dzi� noc w krainie Elf�w, a je�li mu si� to przydarzy, czas na naszym �wiecie p�ynie bez niego. Mo�e wyj�� po jednej nocy i odkry�, �e wszyscy jego bliscy ju� dawno nie �yj� i �e min�� tuzin lat. A teraz, m�wi� ci, Igriano, to zn�w si� wydarza. Nasz �wiat, rz�dzony przez Bogini� i jej towarzysza, Rogatego Pana, �wiat, kt�ry znasz, �wiat wielu prawd, jest si�� spychany z g��wnego nurtu czasu. Nawet ju� teraz, Igriano, je�li podr�ny wybierze si� do Avalonu bez przewodnika, a nie zna drogi bardzo dobrze, nie dojedzie tam, znajdzie si� na Wyspie Ksi�y. Dla wi�kszo�ci ludzi nasz �wiat jest ju� teraz zagubiony we mg�ach Morza Lata. To si� zacz�o, jeszcze zanim opu�cili nas Rzymianie. Teraz, kiedy ca�� Brytani� pokrywaj� ko�cio�y, nasz �wiat oddala si� coraz dalej i dalej. Dlatego zaj�o nam tyle czasu, by tutaj dotrze�. Coraz mniej jest dr�g i miast nale��cych do Starego Ludu, by�my mogli orientowa� si� w drodze. �wiaty wci�� si� stykaj�, wci�� le�� obok siebie, blisko jak kochankowie, ale si� roz��czaj� i je�li si� ich nie zatrzyma, pewnego dnia b�d� to dwa odr�bne �wiaty i nikt nie b�dzie m�g� przechodzi� z jednego w drugi...
- A niech si� roz��cz� - przerwa�a rozgniewana Viviana. - Ja wci�� uwa�am, �e powinni�my pozwoli�, by si� rozdzieli�y! Nie chc� �y� w �wiecie chrze�cijan, kt�rzy wypieraj� si� Matki...
- Ale co z innymi lud�mi? Co z tymi, kt�rzy b�d� musieli �y� w rozpaczy? - G�os Merlina zn�w przypomina� mi�kkie bicie dzwonu. - Nie, przej�cie musi pozosta�, nawet je�li ma by� sekretne. Cz�ci tych �wiat�w s� wci�� jednym. Saksoni naje�d�aj� zar�wno jeden, jak i drugi. Ale coraz wi�cej naszych wojownik�w jest wyznawcami Chrystusa. Saksoni...
- Saksoni to okrutni barbarzy�cy - powiedzia�a Viviana. - Plemiona nie dadz� rady samotnie przegna� ich z wybrze�y. A Merlin i ja widzieli�my, �e Ambrozjusz ju� nied�ugo pozostanie na tym �wiecie, a ten najwy�szy przyw�dca, Pendragon... zowi� go Uther, tak?... b�dzie jego nast�pc�. Ale w tym kraju jest wielu, kt�rzy nie poddadz� si� zwierzchnictwu Pendragona. Cokolwiek przydarzy si� naszemu �wiatu od strony duchowej, to �aden z tych �wiat�w nie przetrwa d�ugo sakso�skich mieczy i po�ogi. Zanim b�dziemy mogli stoczy� duchow� bitw�, kt�ra powstrzyma �wiaty przed oddalaniem si� od siebie, musimy ocali� serce Brytanii przed sp�oni�ciem w ogniu Sakson�w. A napadaj� nie tylko Saksoni, ale te� Jutowie, Szkoci i wszystkie te dzikie ludy, kt�re nadchodz� z P�nocy. Ka�de miejsce, nawet sam Rzym, jest teraz zagro�one. Tylu ich jest. Tw�j m�� walczy� ca�e �ycie. Ambrozjusz, kr�l Brytanii, jest dobrym cz�owiekiem, ale mo�e si� domaga� lojalno�ci tylko od tych, kt�rzy kiedy� pod��ali za Rzymem. Jego ojciec nosi� purpur� i Ambrozjusz tak�e mia� ambicje zostania cesarzem. Potrzebny nam jednak przyw�dca, za kt�rym p�jd� wszystkie ludy Brytanii.
- Ale wci�� jest Rzym - zaprotestowa�a Igriana. - Gorlois powiedzia� mi, �e kiedy Rzym upora si� ze swymi problemami w Wielkim Mie�cie, legiony powr�c�! Czy nie mo�emy poprosi� Rzymu o pomoc przeciwko tym dzikim ludom z P�nocy? Rzymianie byli najlepszymi wojownikami na �wiecie, zbudowali na p�nocy wielki mur, by powstrzyma� naje�d�c�w...
G�os Merlina przybra� zn�w t� g�uch� barw� wielkiego dzwonu.
- Widzia�em to w �wi�tej Studni - powiedzia�. - Orze� odlecia� i ju� nigdy nie powr�ci do Brytanii.
- Rzym nic ju� nie mo�e - potwierdzi�a Viviana. - Musimy mie� naszego w�asnego przyw�dc�, takiego, kt�ry b�dzie m�g� w�ada� ca�� Brytani�. Bo inaczej, kiedy oni wszyscy rusz� przeciw nam, ca�a Brytania upadnie i na setki i setki lat polegniemy w ruinach pod sakso�skim naje�d�c�. �wiaty rozdziel� si� nieodwo�alnie i Avalon nie przetrwa nawet w legendach, by dawa� ludzko�ci nadziej�. Nie, musimy mie� w�adc�, kt�ry potrafi wym�c lojalno�� od wszystkich lud�w obu Brytanii: Brytanii ksi�y i Brytanii �wiata mgie�, rz�dzonego z Avalonu. Uzdrowione przez tego Wielkiego Kr�la - jej g�os rozbrzmiewa� teraz czystym d�wi�kiem przepowiedni - oba �wiaty zn�w si� po��cz� w jeden i b�dzie w nim miejsce zar�wno dla Bogini, jak i dla Chrystusa, dla kot�a i dla krzy�a. I ten przyw�dca nas zjednoczy.
- Ale gdzie znajdziemy takiego kr�la? - spyta�a Igriana. - Kto nam da takiego przyw�dc�?
I wtedy nagle poczu�a l�k i lodowate zimno na karku. Gdy Merlin i kap�anka odwr�cili si�, by na ni� spojrze�, ich wzrok wydawa� si� j� unieruchamia�, czu�a si� jak ma�y ptaszek w cieniu skrzyde� wielkiego soko�a. I wtedy zrozumia�a, dlaczego wieszcz - pos�aniec Druid�w - zwany by� Merlinem.*
Ale kiedy Viviana przem�wi�a, jej g�os brzmia� bardzo mi�kko:
- Ty, Igriano. Ty urodzisz Wielkiego Kr�la - powiedzia�a.
2
W pokoju panowa�a cisza, zak��cana tylko trzaskaniem ognia.
W ko�cu Igriana us�ysza�a, �e sama bierze g��boki oddech, jakby w�a�nie obudzi�a si� z d�ugiego snu.
- O czym wy m�wicie? Czy to znaczy, �e Gorlois ma by� ojcem tego Wielkiego Kr�la? - S�ysza�a, jak s�owa odbijaj� si� echem w jej w�asnym umy�le i d�wi�cz� tam. Zastanawia�a si�, dlaczego nigdy nie podejrzewa�a, �e Gorlois mo�e mie� tak wspania�e przeznaczenie. Widzia�a, jak jej siostra i Merlin wymienili spojrzenia, widzia�a tak�e drobny gest, kt�rym kap�anka powstrzyma�a s�owa starego cz�owieka.
- Nie, dostojny Merlinie, to musi powiedzie� kobieta kobiecie... Igriano, Gorlois jest Rzymianinem. Plemiona nigdy nie p�jd� za �adnym cz�owiekiem, kt�ry b�dzie synem Rzymianina. Najwy�szy Kr�l, jakiego uznaj�, musi by� dzieckiem �wi�tej Wyspy, prawdziwym synem Bogini. Twoim synem, tak, Igriano. Ale same Plemiona nie zwyci꿹 Sakson�w i innych dzikich lud�w z P�nocy. B�dzie nam potrzebna pomoc Rzymian i Celt�w, i Kymr�w, a oni p�jd� tylko za swym w�asnym najwy�szym dow�dc�, diukiem wojny, swoim Pendragonem, synem cz�owieka, kt�remu zaufali, by nimi w�ada� i im przewodzi�. Stary Lud tak�e szuka syna kr�lewskiej krwi. Twego syna, Igriano, ale jego ojcem b�dzie Uther Pendragon.
Igriana patrzy�a na nich, zaczynaj�c rozumie�, a� w�ciek�o�� przebi�a si� w ko�cu przez jej oszo�omienie. I wtedy wybuchn�a:
- Nie! Ja ju� mam m�a i urodzi�am mu dziecko! Nie pozwol� wam znowu gra� w kamyki o moje w�asne �ycie! Wysz�am za m��, tak jak mi kazali�cie... i nigdy si� nie dowiecie... - S�owa uwi�z�y jej w gardle.
Nigdy przecie� nie zdo�a im opowiedzie� o tym pierwszym roku. Nawet Viviana nigdy si� nie dowie. Mo�e im najwy�ej powiedzie�: ba�am si�, albo: by�am samotna i przera�ona, albo: lepszy by�by gwa�t, bo potem mog�abym uciec i si� zabi�, ale to wci�� by�yby tylko s�owa, wyra�aj�ce zaledwie najmniejsz� cz�stk� tego, co czu�a.
Ale nawet gdyby Viviana dotkn�a jej swym umys�em i pozna�a ca�� prawd�, kt�rej ona nie umia�a wypowiedzie�, to tylko spojrza�aby na ni� ze zrozumieniem, mo�e nawet z lito�ci�, ale nigdy nie zmieni�aby zdania ani nie cofn�a cho�by odrobiny tego, czego wymaga�a od Igriany. S�ysza�a to od swej siostry dostatecznie cz�sto, kiedy jeszcze Viviana my�la�a, �e Igriana zostanie kap�ank� Misteri�w: Je�li chcesz unikn�� swego losu lub odsun�� cierpienie, to tylko ska�esz si� na podw�jne cierpienie w innym �yciu.
Tak, wi�c nie powiedzia�a ani s�owa, tylko wpatrywa�a si� w Vivian� z t�umionym �alem, kt�ry gromadzi� si� w niej przez te ostatnie cztery lata, kiedy samotnie, z pokor� wykonywa�a sw�j obowi�zek, poddaj�c si� przeznaczeniu. Ale znowu? Nigdy, powiedzia�a w duchu Igriana, nigdy. Z uporem potrz�sn�a g�ow�.
- Pos�uchaj mnie, Igriano - powiedzia� Merlin. - Jestem twym ojcem, ale nie daje mi to �adnych praw. To kr�lewska krew Pani Avalonu wyznacza rodow� lini�, przechodz�c z c�rki na c�rk� �wi�tej Wyspy. Jest zapisane w gwiazdach, dziecko, �e tylko kr�l pochodz�cy z dw�ch kr�lewskich linii, jednej linii Plemion, kt�re wyznaj� Bogini�, i drugiej linii tych, kt�rzy sprzymierzaj� si� z Rzymem, za�egna wszystkie wa�nie na naszych ziemiach. Musi nadej�� pok�j, by te ziemie �y�y zgodnie obok siebie. Pok�j dostatecznie d�ugi, by tak�e kocio� i krzy� mog�y zawrze� przymierze. Je�li nadejdzie taki pok�j, Igriano, nawet ci, kt�rzy wyznaj� krzy�, b�d� posiadali wiedz� o Misteriach, by pociesza�a ich w tym losie pe�nym cierpienia i grzechu i w tej ich wierze w tylko jedno, kr�tkie �ycie, w czasie kt�rego musz� wybra� mi�dzy piek�em i niebem na ca�� wieczno��. W przeciwnym razie nasz �wiat rozp�ynie si� we mgle i min� setki, a mo�e i tysi�ce lat, podczas kt�rych Bogini i �wi�te Misteria b�d� zapomniane przez ca�� ludzko��, z wyj�tkiem mo�e tej garstki nielicznych, kt�rzy b�d� potrafili przechodzi� z jednego �wiata w drugi. Czy pozwolisz, by Bogini i jej dzie�o znikn�o z tego �wiata, Igriano? Ty, kt�ra zrodzona jeste� z Pani �wi�tej Wyspy i Merlina Brytanii?
Igriana spu�ci�a g�ow�, blokuj�c �agodnemu g�osowi starca dost�p do swego umys�u. Zawsze wiedzia�a, cho� nikt jej tego nie m�wi�, �e Taliesin, Merlin Brytanii, dzieli� z jej matk� t� iskr� �ycia, kt�ra j� stworzy�a, ale c�rka �wi�tej Wyspy nie m�wi o takich rzeczach. C�rka Pani Avalonu nale�y tylko do Bogini i do tego m�czyzny, kt�remu matka odda j� pod opiek� - najcz�ciej bratu, nie za� temu, kt�ry j� pocz��. By� ku temu pow�d: �adnemu religijnemu m�czy�nie nie wolno by�o ro�ci� sobie prawa do dziecka Bogini, a za takie uwa�ane by�y wszystkie dzieci urodzone przez Najwy�sz� Kap�ank�. To, �e Taliesin powo�a� si� teraz na swoje ojcostwo, zaskoczy�o j�, ale i wzruszy�o.
Jednak odpowiedzia�a z uporczywym sprzeciwem, nie patrz�c w jego stron�:
- Gorlois m�g�by zosta� wybrany Pendragonem. Z pewno�ci� ten Uther nie mo�e by� a� taki wspania�y i niezast�piony. A skoro taki kto� jest ci potrzebny, to czemu nie u�yjesz swoich czar�w, by mianowa� Gorloisa Wielkim Smokiem, wojennym diukiem Brytanii, najwy�szym dow�dc�? Wtedy, gdy urodzi si� nam syn, b�dziesz mia� swojego Wielkiego Kr�la...
Merlin pokr�ci� g�ow�, ale odezwa�a si� Viviana i ten ich cichy spisek rozgniewa� Igrian� jeszcze bardziej. Dlaczego oboje wyst�puj� zgodnie przeciwko niej?
- Nie urodzisz Gorloisowi syna - rzek�a mi�kko Viviana.
- A wi�c mo�e ty jeste� sam� Bogini�, �e w jej imieniu rozdzielasz kobietom prawo do narodzin dzieci? - spyta�a Igriana niegrzecznie wiedz�c, �e jej s�owa zabrzmia�y dziecinnie. - Gorlois ma syn�w z innymi kobietami. Dlaczeg� ja nie mia�abym da� mu syna z prawego �o�a, jak tego pragnie?
Viviana nie odpowiedzia�a od razu. Patrzy�a przez chwil� prosto w oczy Igriany, po czym spyta�a bardzo cicho:
- Czy ty kochasz Gorloisa, Igriano?
Igriana wpatrywa�a si� w posadzk�.
- To nie ma nic do rzeczy. To sprawa honoru. By� dla mnie dobry... - przerwa�a, ale jej my�li bieg�y dalej same: Dobry, kiedy nie mia�am do kogo si� zwr�ci�, kiedy by�am samotna i opuszczona, i nawet ty mnie opu�ci�a� i zostawi�a� na pastw� losu. Co ma do tego mi�o��? - To sprawa honoru - powt�rzy�a. - Jestem mu to winna. Pozwoli� mi zatrzyma� Morgian�, gdy by�a wszystkim, co posiada�am w mej samotno�ci. By� mi�y i cierpliwy. A dla m�czyzny w jego wieku to nie�atwe. On chce syna i wierzy, �e to najwa�niejsze dla jego �ycia i honoru. I nie odm�wi� mu tego. Je�li urodz� syna, b�dzie to syn Gorloisa, a nie �adnego innego m�czyzny. Przysi�gam to na ogie�...
- Cisza! - G�os Viviany, jak g�o�ne uderzenie w gong, zag�uszy� s�owa Igriany. - Zabraniam ci, Igriano! Nie sk�adaj przysi�gi, bo b�dziesz na wieki zaprzysi�ona!
- A c� ci ka�e mniema�, �e nie dotrzymam swojej przysi�gi? - wybuchn�a Igriana. - Wychowano mnie w prawdzie! Ja te� jestem dzieckiem �wi�tej Wyspy, Viviano! Mo�esz by� moj� starsz� siostr� i moj� kap�ank�, i Pani� Avalonu, ale nie wolno ci traktowa� mnie, jakbym by�a gaworz�cym dzieckiem, takim jak ma�a Morgiana, kt�ra nie rozumie jeszcze ani s�owa z tego, co si� do niej m�wi, i nie zna znaczenia przysi�gi!
Morgiana, s�ysz�c swoje imi�, usiad�a wyprostowana na kolanach kap�anki. Pani Jeziora u�miechn�a si� i pog�adzi�a jej czarne w�oski.
- Nie my�l, �e ta malutka nic nie rozumie - powiedzia�a. - Dzieci wiedz� wi�cej, ni� to sobie wyobra�amy. Nie umiej� wypowiedzie� swoich my�li, wi�c uwa�amy, �e nie my�l�. A je�li chodzi o twoj� ma��... c�, to jeszcze przysz�o�� i nie chc� o tym przy niej m�wi�... ale kto wie, pewnego dnia ona te� b�dzie wielk� kap�ank�...
- Nigdy! Nawet gdybym musia�a zosta� chrze�cijank�, �eby temu zapobiec! - krzykn�a Igriana. - Czy my�lisz, �e pozwol� ci knu� przeciwko �yciu mojego dziecka, tak jak knujesz przeciw mnie?
- Uspok�j si�, Igriano - powiedzia� Merlin. - Jeste� wolna, jak wolne jest ka�de dziecko Bogini. Przybyli�my pokornie ci� prosi�, nie rozkazywa�. Nie, Viviano - powiedzia�, unosz�c d�o�, kiedy kap�anka chcia�a mu przerwa�. - Igriana nie jest bezbronn� zabawk� w r�kach losu. A jednak my�l�, �e gdy si� wszystkiego dowie, dokona s�usznego wyboru.
Morgiana zacz�a si� niecierpliwie kr�ci�, ale Viviana przytuli�a j�, delikatnie g�aszcz�c po g��wce, i dziecko si� uspokoi�o. Igriana wsta�a i chwyci�a ma�� na r�ce, z�a i zazdrosna o prawie magiczn� moc swej siostry nad jej c�reczk�. Teraz Morgiana wydawa�a si� obca w jej ramionach, odleg�a, jakby czas sp�dzony z Vivian� zmieni� j�, naznaczy�, jakby nale�a�a teraz do Igriany w mniejszym stopniu. Igriana poczu�a piek�ce j� w oczy �zy. Morgiana by�a wszystkim, co mia�a, a teraz j� tak�e traci. Morgiana, tak jak wszyscy inni, pad�a ofiar� uroku Viviany, tego uroku, kt�ry potrafi� zmienia� ludzi w bezwolne pionki w jej grze... Zwr�ci�a si� ostro do Morgause, kt�ra wci�� siedzia�a z g�ow� wtulon� w kolana Viviany:
- Wsta� natychmiast, Morgause, i id� do swej komnaty. Jeste� ju� prawie kobiet� i nie powinna� si� zachowywa� jak rozpieszczone dziecko!
Morgause podnios�a g�ow�, odgarniaj�c fal� rudych w�os�w ze swej �licznej, smutnej twarzy.
- Dlaczego wybra�a� Igrian� do swych plan�w, Viviano? - spyta�a. - Ona nie chce bra� w nich udzia�u. Ale ja jestem kobiet� i te� jestem c�rk� �wi�tej Wyspy. Dlaczego nie wybierzesz mnie dla Uthera Pendragona? Dlaczego ja nie mog� by� matk� Wielkiego Kr�la?
- My�lisz, �e mo�na tak lekkomy�lnie igra� z przeznaczeniem, Morgause? - Merlin u�miechn�� si�.
- A dlaczego Igriana ma by� wybra