6012
Szczegóły |
Tytuł |
6012 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6012 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6012 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6012 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Przenikacz ska�
Wiatr przebiega� ponad grani� grzbietu i spieszy� w d�, po zboczu,
lodowatym podmuchem. Szarpa� brezentowym skafandrem Pete'a, obsypuj�c go
twardymi jak stal ziarenkami lodu. Pete, opu�ciwszy nisko g�ow�, torowa�
sobie drog� pod g�r�. Zmierza� ku stercz�cej nad nim czarnej granitowej
skale.
Przemarz� do szpiku ko�ci. �adne odzienie nie jest w stanie ochroni�
cz�owieka, kiedy temperatura osi�ga pi��dziesi�t stopni poni�ej zera.
Czu�, jak martwiej� mu r�ce; kiedy strz�sa� z w�s�w zastyg�e na nich
podczas oddychania drobne kryszta�ki lodu, nie czu� ju� palc�w. W
miejscach, gdzie alaska�ski wiatr dobra� mu si� do sk�ry, by�a ona bia�a i
po�yskuj�ca.
"Robota jak to robota... - pomy�la�, Sp�kane wargi wykrzywi�y si� w
grymas niby-u�miech. - Je�li te �ajdaki w pogoni za cudzymi dzia�kami
zabra�y si� i za te, to pomarzn� tu na amen, zanim zd��� zawr�ci�...
Stan�� wreszcie pod os�on� granitowego g�azu i z trudem namaca� na
boku, u pasa, ma�y przycisk. Ze stalowego pojemnika, r�wnie� przypi�tego
do pasa, rozleg�o si� przenikliwe wycie. Kiedy opu�ci� na twarz czo�ow�
szybk� he�mu, syk uchodz�cego tlenu nagle usta�. Pete wspi�� si� na g�az
wystaj�cy ponad skuty mrozem grunt.
Sta� teraz, zupe�nie wyprostowany, nie odczuwaj�c ju� naporu wiatru.
Srebrzyste �nie�ynki przenika�y przez jego cia�o. Ruszy� powoli przed
siebie, z wolna zag��biaj�c si� w ska��. Przez chwil� wierzchotek he�mu
stercza� jeszcze nad powierzchni�, jak szyjka butelki zanurzonej w wodzie.
Potem skry� si� zupe�nie pod pokryw� �niegu.
Pod ziemi� by�o cieplej, wiatr i mr�z pozosta�y daleko nad g�ow�. Pete
zatrzyma� si� i otrz�sn�� z kombinezonu �nieg. Ostro�nie odpi�� od
rzemienia przewieszon� przez rami� ultra�wietln� latark� i w��czy� j�.
Wi�zka �wiat�a o cz�stotliwo�ci pozwalaj�cej na przenikanie g�stej ska�y
przebi�a otaczaj�ce go warstwy gruntu, jakby to by�a p�prze�roczysta
galareta.
Jedena�cie lat przenika� ju� Pete ska�y, ale do dzi� nie wyzby� si�
podziwu dla tego nieprawdopodobnego widoku. Zgoda: wszechprzenikacz to
zadziwiaj�cy wynalazek. Jakby nie by�o, pozwala� mu na przenikanie - tak,
bez niczego, na wskro� ska�... Ale by�a to dla Pete'a rzecz w pewnym
sensie oczywista, jasna; to by� ostatecznie tylko aparat, sprytne
urz�dzenie, kt�re w razie potrzeby mo�na by�o rozebra� i naprawi�.
Zadziwiaj�ce natomiast by�o to, co aparat ten czyni� z otaczaj�cym teraz
Pete'a �wiatem.
Pas granitu zaczyna� si� ju� u jego st�p i znika�, hen, w dole, w morzu
czerwonej mg�y. Na mg�� t� sk�ada� si� g��wnie jasny wapie� i inne
minera�y, uciekaj�ce do przodu zamar�ymi warstwami. Granitowe g�azy i
masywy skalne otoczone byty zewsz�d l�ejszymi minera�ami i zdawa�o si�, i�
zawis�y w powietrzu. Przechodz�c pod nimi, ostro�nie si� pochyla�.
Szed� w d�, pochylony, przebijaj�c si� z trudem przez wapie�. G�rotw�r
przechodzi� przez jego cia�o i op�ywa� go na kszta�t szybko bie��cego
strumienia wody. Fakt - przenikanie stawa�o si� coraz trudniejsze.
Kryszta� piezoelektryczny jego wszechprzenikacza z ka�dym dniem coraz
bardziej odbiega� od optymalnej cz�stotliwo�ci. �eby przepchn�� atomy
cia�a, trzeba by�o nie lada wysi�ku. Odwr�ci� nieco g�ow� i mrugaj�c
pr�bowa� zatrzyma� wzrok na dwucalowym ekranie oscyloskopu,
zainstalowanego wewn�trz he�mu. U�miechn�a si� do� male�ka zielona
twarzyczka - szpiczaste zygzaki fal b�ysn�y jak rz�d po�amanych z�b�w.
Zachmurzy� si� - r�nica robi�a si� coraz wi�ksza. Linia odbiega�a teraz
macanie od kszta�tu wzorcowej, wytrawionej na szkle ekranu. Je�li kryszta�
wysi�dzie, ca�e urz�dzenie rozreguluje si� i cz�owieka czeka powolna
�mier�. Albo od mrozu, bowiem nie b�dzie ju� si� m�g� skry� pod ziemi�,
albo je�li b�dzie ju� pod ziemi� - pozostanie, uwi�ziony na zawsze w
warstwie ska�y, podobny do muchy zamkni�tej w kawa�ku bursztynu...
Przypomnia� sobie, jak zgin�� Mi�kkog�owy, i wzdrygn�� si� ledwie
zauwa�alnie.
Mi�kkog�owy Samuel nale�a� do tej grupy weteran�w - nieugi�tych
ska�oprzenikaczy, kt�rzy pod wiecznymi �niegami Alaski odkryli z�o�a
minera��w. Kt�rego� dnia po�lizn�� si� na granitowej skale, na g��boko�ci
jakich� dwustu jard�w i - w pe�nym tych s��w znaczeniu - wpad� g�b� prosto
na bajeczn� �y�� Bia�ej Sowy. To w�a�nie odkrycie wywo�a�o s�ynn� gor�czk�
63 roku. I kiedy chciwe bogactwa chmary ludzi ruszy�y na p�noc, do
Dawson, Mi�kkog�owy wyprawi� si� z pe�nym kontem na po�udnie.
Wr�ci� za trzy lata, sp�ukany do czysta. Ledwie starczy�o na bilet
lotniczy. Jego zw�tpienie w r�d ludzki nie mia�o granic. Wszed� i
przysiad� si� do garstki ludzi, siedz�cych wok� p�katego �elaznego
piecyka. Cieszy�a go okazja posiedzenia cho�by ze starymi przyjaci�mi. O
swojej podr�y na po�udnie nie opowiada� nikomu i nikt te� nie zadawa� mu
�adnych pyta�. Tylko kiedy do pomieszczenia wchodzi� jaki� nieznajomy,
wargi Sama silniej zaciska�y w ustach cygaro. Lecz oto "North American
Mining" przenios�o go do innej grupy i zn�w rozpocz�o si� niesko�czone
b��dzenie pod ziemi�.
Pewnego razu Sam poszed� pod ziemi� i wi�cej nie powr�ci�. "Ugrz�z�"
m�wili jego kolesie... Ale nikt nie wiedzia� dok�adnie, gdzie to si�
sta�o. W ka�dym razie dop�ty, dop�ki w 71 roku nie natkn�� si� na
Mi�kkog�owego Pete.
Bardzo dok�adnie pami�ta ten dzie�. Przechodzi� wtedy przez kamienny
�a�cuch, zbudowany z niezwykle g�stej ska�y; zmacha� si� wtedy jak pies i
chcia�o mu si� spa�.
I nagle dojrza� Sama, pojmanego na wieki przez monolit piaskowca. Na
jego twarzy zastyg�a maska grozy. Sta�, pochylony do przodu, uchwyciwszy
wy��cznik u pasa. Sam zrozumia�, �e wida� w tej w�a�nie strasznej chwili
nawali� jego wszechprzenikacz. Ska�a po�kn�a go. Ju� siedem lat sta� w
tej dziwnej pozie - i pisane mu by�o pozosta� w niej wiecznie, bowiem
atomy jego cia�a nierozerwalnie zla�y si� z atomami otaczaj�cego go
g�rotworu.
Pete cicho zakl��. Je�li nie uda mu si� w najbli�szym czasie natrafi�
na �y��, aby m�g� sobie kupi� nowy kryszta�, przyjdzie przy��czy� si� do
tej niesko�czonej galerii zaginionych poszukiwaczy. Jego energobaterie
p�dzi�y ju� resztkami mocy, butla z tlenem puszcza�a, a po�atany podziemny
skafander Mullera nadawa� si� tylko do muzeum. Nie by�o ju� na nim miejsca
na nowe �aty i - oczywi�cie - nie trzyma� powietrza jak nale�y.
Wystarczy�o tylko raz zaczepi�...
Reflektor na he�mie wy�awia� z mg�y jakie� krystaliczne ska�y, rzucaj�c
dziwny, b��kitny odblask. Pete porzuci� granitowy grzebie�, wzd�u� kt�rego
szed� dot�d, i zag��bi� si� w rzadsza ska��. Mo�e to by� w�a�nie ytan.
Pod��czy� r�czny neutralizator do zasilacza przy pasie i podni�s� kawa�ek
minera�u. B�yszcz�cy pr�t neutralizatora uzgadnia� p�aszczyzn� drga�
pr�bki z cz�sto�ci� drga� cia�a ludzkiego. Pete przycisn�� podobny do
rybiego pyszczka otw�r analizatora widma do g�azu i nacisn�� klawisz.
Kr�tki b�ysk - to rozjarzy� si� atomowy p�omie�, b�yskawicznie
przekszta�caj�cy twardy materia� pr�bki w par�, Z analizatora wyskoczy�
wycinek kliszy i Pete �apczywie wpi� wzrok w spektroskopowe linie widma.
Zn�w nic - nie by�o wida� znajomych �lad�w y-tantalitu. Zachmurzy� si�.
Wsun�� analizator na powr�t do torby przewieszonej przez rami� i ruszyl
dalej, przeciskaj�c si� przez lepk� ska��.
Y-tantalit by� rud�, z kt�rej otrzymywano tantal. Ten rzadki metal
stanowi� podstaw� do wykonywania najdrobniejszych kryszta�k�w
piezoelektrycznych, kt�re czyni�y mo�liwym budowanie wszechprzenikaczy
wibracyjnych. Z ytanu otrzymywano tantal, z tantalu wykonywano kryszta�y,
z kryszta��w wszechprzenikacze, kt�rymi pos�ugiwa� si� Pete, aby odszuka�
nowe z�o�a ytanu... B��dne ko�o... Gonitwa psa za w�asnym ogonem. Sam
zreszt� podobny by� do psa - tyle tylko, �e w tej chwili bardzo ju�
nieszcz�liwego.
Ostro�nie pokr�ci� potencjometrem wszechprzenikacza, zwi�kszaj�c nieco
jego moc. Obci��enie kryszta�u wzros�o teraz troch�, ale musia� si�
wreszcie na to zdecydowa�, �eby m�c si� przecisn�� przez lepka ska��.
Nie opuszcza�a go my�l o tym male�kim kryszta�ku, od kt�rego zale�a�o
teraz jego �ycie. Cieniutka p�ytka materii, podobna do zakopconego szk�a
tyle tylko, �e wyj�tkowo dobrze wyszlifowana. Kiedy przez kryszta�
przep�ywa� bardzo s�aby pr�d, kryszta� poczyna� drga� z cz�stotliwo�ci�
pr�du wystarczaj�c� do tego, by cia�o by�o zdolne prze�lizgiwa� si�
pomi�dzy cz�steczkami innego cia�a.
Ten s�aby sygna� sterowa� z kolei innym, o wiele pot�niejszym obwodem,
pozwalaj�cym cz�owiekowi na przechodzenie, wraz z ca�ym oprzyrz�dowaniem,
przez ziemskie z�o�a. Je�li kryszta� nawali, atomy cia�a cz�owieka powr�c�
do swych zwyk�ych pozycji i zlej� si� z atomami z��, przez kt�re w danej
chwili przenika�y...
Pete wzdrygn�� si� i ruszy� szybciej w d� zbocza.
Przepycha� si� tak ju� przez oporne ska�y ze trzy godziny i mi�nie n�g
pali�y jak roz�arzone �elazo. Je�li pragnie stad ca�o wyj��, to za kilka
minut b�dzie musia� zawr�ci�. Jednak�e jeszcze przez ca�a godzin� pod��a�
�ladami ytanu, pozostaj�c ca�y czas pod wra�eniem, �e jest ich coraz
wi�cej. Gdyby tylko uda�o si� odszuka� g��wna �y��! Musia�a by� wyj�tkowo
bogata,
Nadszed� jednak czas, �eby zbiera� si� w drog� powrotn�, do g�ry. Pete
podszed� do �y�y - we�mie jeszcze ostatni� pr�bk�, zaznaczy miejsce, a
jutro zacznie st�d poszukiwania.
B�ysk p�omienia - i Pete spojrza� na klisz�. Czu�, jak w ca�ym ciele
napi�ty si� mi�nie. Serce ci�ko za�omota�o. Przymkn�� na chwil� oczy, a
potem zn�w spojrza� na klisz� - �lady nie znikn�y. Linie tantalu
o�lepiaj�co b�yszcza�y na tle innych, s�abszych. Dr��c� r�ka rozpi��
kiesze� na prawym kolanie - mia� tam podobna klisz�, z analizy pok�adu
Bia�ej Sowy. To byt najbogatszy pok�ad w ca�ym okr�gu.
Tak, nie by�o najmniejszej w�tpliwo�ci - jego �y�a by�a bogatsza.
Z male�kiej kieszonki wyj�� dwa p�kryszta�y i ostro�nie po�o�y�
po��wk� B w miejscu, w kt�rym kiedy� znajdowa�a si� pobrana przeze�
pr�bka. Nikt nie b�dzie w stanie odszuka� tego miejsca bez drugiej pol�wki
kryszta�u, nastrojonej na to samo pasmo UKF. Kiedy z pomoc� p�kryszta�u A
wzbudzi sygna� w podr�cznym generatorze, po��wka odezwie si� echem o tej
samej cz�stotliwo�ci. W ten spos�b b�dzie m�g� powr�ci� na miejsce
odkrycia, maj�c zarazem zabezpieczone prawo do z�o�a.
Pete ostro�nie schowa� p�kryszta� A do kieszonki i ruszy� w d�uga
drog� powrotn�. By�a jeszcze bardziej m�cz�ca: stary kryszta� w
przenikaczu do tego stopnia odszed� od cz�stotliwo�ci wzorcowej, �e Pete
ledwie przeciska� si� przez ska��. Czu� wr�cz, jak g�ow� uciska p�milowa
warstwa ska�y - mia� wra�enie, �e czeka tylko, aby na zawsze z�apa� go w
swe okowy. Jedyna droga powrotna prowadzi�a wzd�u� d�ugiej granitowej
grani, uko�nie wychodz�cej za powierzchni�.
Kryszta� pracowa� bez przerwy ju� ponad pi�� godzin. Gdyby Pete m�g� na
jaki� czas go wy��czy�, aparat ostyg�by nieco...
Kiedy zacz�� nerwowo poprawia� troki plecaka, u�wiadomi� sobie, �e
zaczyna si� ba� - ca�� si�� zmusi� si� do spokoju.
W��czy� na pe�n� moc neutralizator i wyci�gn�� przed siebie r�k� z
po�yskuj�cym pr�tem. Z czerwonej mg�y na przedzie wy�oni� si�
nieoczekiwanie osiemnastostopowy g�az wapienia. Pete uzgodni� p�aszczyzny
drga� atom�w g�azu ze swoimi - g�az natychmiast pod wp�ywem si�y ci�ko�ci
osun�� si� w d�, wnikaj�c w granitowa gra�. Wtedy Pete wy��czy� z
powrotem neutralizator. Rozleg� si� g�o�ny trzask, moleku�y g�azu
zmiesza�y si� z atomami litej ska�y. Pete wst�pi� do wn�trza sztucznie
powsta�ego p�cherza i wy��czy� sw�j wszechprzenikacz.
W mgnieniu oka - zawsze go to zdumiewa�o - otaczaj�ca go mg�a
przemieni�a si� w monolitowe kamienne ska�y. Promie� reflektora na he�mie
przebiega� po �cianach male�kiej pieczary - pr�niowego b�bla bez wej�cia
i wyj�cia, oddzielonego od lodowych przestwor�w Alaski p�milow� skorup�
ska�y.
Z westchnieniem ulgi zrzuci� z siebie ci�ki plecak i wyci�gn�wszy si�
na "pod�odze", da� odpoczynek zm�czonym mi�niom. Trzeba by�o oszcz�dza�
tlen - dlatego wybra� to w�a�nie miejsce. Jego sztuczna pieczar�
przecina�a �y�a tlenku rubidu. To by� tani, powszechnie spotykany minera�,
kt�rego nie by�o nawet sensu wydobywa� tak daleko, za kr�giem polarnym. A
mimo to by� to najlepszy przyjaciel ska�oprzenikacza.
Przekopa� ca�y plecak, zanim znalaz� generator tlenu i przymocowa� do
pasa bateri�. Potem zgrubia�ymi palcami w��czy� aparat i wbi� dwie
elektrody w �y�� tlenku. Bezd�wi�czny b�ysk o�wietli� pieczar� -
zaiskrzy�y si� natychmiast kryszta�ki �niegu, kt�ry pocz�� si� osypywa� z
�y�y. P�atki tlenu, wytworzonego przez aparat, taja�y, nie zd��ywszy
dotkn�� pod�ogi. W podziemnym apartamencie powsta�a lokalna atmosfera,
pozwalaj�ca na normalne oddychanie. Kiedy ca�a przestrze� wype�ni si�
powietrzem o odpowiednim ci�nieniu, Pete b�dzie m�g� wreszcie otworzy�
he�m i wydosta� z plecaka po�ywienie.
Ostro�nie uni�s� szybk� czo�ow� i poci�gn�� nosem. W�a�ciwie mo�na ju�
by�o oddycha�, chocia� ci�nienie by�o jeszcze niskie i nieco za du�e
st�enie tlenu...
Rado�nie zachichota�, jak pacjent u dentysty oszo�omiony gazem.
Mamrocz�c co� niedorzecznego, rozerwa� papierowe opakowanie koncentratu.
Potem �ykn�� troch� wody z manierki i u�miechn�� si� do siebie na my�l
o grubych, soczystych befsztykach. Kiedy przeprowadz� dok�adne analizy,
w�a�cicielom kopalni ga�y wyjd� z orbit, gdy przeczytaj� komunikat. I
wtedy pewnie przylez� do niego - solidni, dostojni ludzie, �ciskaj�cy
kontrakty w wypiel�gnowanych d�oniach. A Pete sprzeda wszystkie prawa do
z�o�a temu z nich, kt�ry da najwi�cej niech sobie teraz popracuje kto�
inny.
Tak... Pewnie wyr�wnaj� i �ciosaj� t� gra�; potem ogromne podziemne
ci�ar�wki pomkn� przez ziemi�, przewo��c g�rnik�w do pracy i z powrotem.
Pete, rozleniwiony u�miechn�� si� do swych marze�, wsparty o wkl�s�a
�cian� pieczary. Widzia� ju� siebie wymytego, wychuchanego, odstawionego -
jak wchodzi do "Klubu G�rnika"...
Dw�ch ludzi odzianych w kombinezony podziemne pojawi�o si� w skale,
przerywaj�c marzenia Pete'a. Ich cia�a wydawa�y si� prze�roczyste; nogi
przy ka�dym kroku wi�z�y w ziemi. Nieoczekiwanie podskoczyli, wy��czyli
przenikacze po�rodku pieczary i ci�ko opu�cili si� na pod�og�. Odchylili
szyby czo�owe i jeden z nich poci�gn�� nosem.
- Nieg�upio pachnie, nie s�dzisz Mo? - u�miechn�� si� ten mniejszy.
Mo nijak nie m�g� upora� si� ze �ci�gni�ciem he�mu; jego g�os doni�s�
si� zza okrycia: "Fakt, Algie!" Szcz�k! - he�m nareszcie zszed�.
Pete nie posiada� si� ze zdumienia, kiedy zobaczy� Mo. Algie u�miechn��
si� nieprzyjemnie.
- Pi�kni� z Mo nieszczeg�lny, ale mo�na si� do niego przyzwyczai�...
Mo by� siedmiostopowym gigantem o szpiczastej, g�adko wygolonej i
b�yszcz�cej teraz od potu czaszce. Wyra�nie musia� by� szpetny od
urodzenia i zapewne z up�ywem lat nie stawa� si� pi�kniejszy. Mia� rozbity
nos, jedno ucho zwisa�o mu jak szmata, mn�stwo ma�ych, bia�ych blizn
odchyla�o nieco g�rn� warg�, ods�aniaj�c dwa ��te z�by.
Pete powoli zakr�ci� pokrywk� manierki i schowa� j� do plecaka. Mo�e to
i byli uczciwi ska�oprzenikacze, ale trudno to by�o powiedzie� na ich
widok.
- W czym wam mog� pom�c, ch�opcy? - zapyta�.
- Ach, nic, przyjacielu... Dzi�kujemy - odpowiedzia� ma�y. - Jak raz
przechodzili�my sobie t�dy i dojrzeli�my b�ysk twojego generatora tlenu.
No to pomy�leli�my, �e to mo�e kt�ry� z naszych ch�opc�w i podeszli�my
popatrze�. Nie ma dzi� nic gorszego od �a�enia pod ziemi�, nie? - m�wi�c
to karze� szybkim spojrzeniem obrzuci� pieczar�, nie opuszczaj�c niczego.
Mo z cichym pomrukiem opad� na pod�og� i opar� si� o �cian�.
- Fakt - ostro�nie zgodzi� si� Pete. - Od miesi�cy nie natkn��em si� na
�adn� �y��. A wy, ch�opcy, dawno przyjechali�cie? Jako� sobie nie
przypominam, �ebym was widzia� w obozie?
Algie nie odpowiedzia�. Nie odrywa� wzroku od plecaka Pete'a,
wy�adowanego pr�bkami.
Z cichym szcz�kni�ciem otworzy� d�ugi n� spr�ynowy.
- S�uchaj no, synu, co tam trzymasz w woreczku?
- Nic. Sama niskogatunkowa ruda, wzi��em par� pr�bek - oddam je do
analizy, chocia� w�tpi�, czy je w og�le warto taszczy� do obozu. Zaraz ci
poka��...
Pete wsta� i ruszy� w kierunku plecaka. Przechodz�c obok Algiego, nagle
b�yskawicznie si� pochyli� i uchwyci� go za r�k� z no�em. Z ca�ej si�y
uderzy� go kolanem w brzuch, a kiedy tamten zgi�� si� wp� z b�lu, uderzy�
go jeszcze kantem d�oni w kark. Nie czekaj�c chwili, rzuci� si� w kierunku
plecaka.
Jedn� r�ka z�apa� sw�j wojskowy pistolet, star� 45-tk�, a drug� -
kryszta� kontrolny i podni�s� nog� w ci�kim, podkutym stal� bucie, aby
rozetrze� kryszta� w proch.
Ale noga nie zd��y�a opa��. Gigantyczna �apa dosi�g�a w locie �ydki,
zatrzymuj�c ruch nogi. Pete pr�bowa� si� jeszcze odwr�ci�, lecz wielkie
jak bochen chleba �apsko uchwyci�o nadgarstek - chrupn�a ko��... Pete z
krzykiem wypu�ci� pistolet ze zmartwia�ej r�ki.
Pete wisia� ju� tak z pi�� minut, zanim zrozpaczony Mo nie dowiedzia�
si� od z trudem dochodz�cego do przytomno�ci Algiego, co ma dalej czyni�.
Wreszcie Algie przyszed� do siebie i kln�c g�o�no powiedzia� mu. Potem
rozsiad� si� wygodnie i z u�miechem obserwowa� ich, dop�ki Pete nie
straci� przytomno�ci.
Raz-dwa. Raz-dwa. G�owa Pete'a opada�a z jednej strony na drug� w takt
cios�w. Nie m�g� ich powstrzyma�, roz�upywa�y g�ow�, odrywa�y j� od cia�a.
Sk�d�, z daleka, doszed� go g�os Algiego:
- Starczy, Mo, starczy na razie. Przychodzi do siebie...
Pete z trudem opar� si� o �cian� i otar� krew zalewaj�c� oczy. Tu�
przed nim pojawi�a si� twarz ma�ego.
- S�uchaj, ch�opcze, przysparzasz nam mas� k�opot�w. Zabieramy teraz
tw�j kryszta�ek i poszukamy tej �y�y. Je�li ona ca�a jest taka bogata, jak
ta pr�bka, to b�d� w si�dmym niebie i uroczy�cie to uczcimy - zginiesz
bardzo wolno. Ale zapami�taj - jak jej nie odszukamy, to umrzesz bez
por�wnania wolniej. Tak czy inaczej wyko�cz� ci� - jeszcze nikt nie
o�mieli� si� uderzy� Ma�ego Algie, jasne?
W��czy� przenikacz Pete'a. Potem wraz z Mo uchwycili go pod ramiona i
rozbitego powlekli przez �cian�. Po przej�ciu oko�o dwudziestu st�p weszli
do innej, o wiele wi�kszej pieczary. Prawie ca�a przestrze� zajmowa�a w
niej ogromna, po�yskuj�ca metalem bryle traktora atomowego.
Mo rzuci� Pete'a pod �cian� i wzi�� przenikacz pod obcasy,
b�yskawicznie zamieniaj�c go w kup� bezu�ytecznego z�omu. Potem gigant
przest�pi� przez cia�o Pete'a i ci�kim krokiem ruszy� w kierunku
traktora. Kiedy tylko wgramoli� si� do kabiny, Algie w��czy� pot�ny
stacjonarny przenikacz. Kiedy maszyna ruszy�a do przodu i podobna do ducha
wnikn�a ju� w �cian�, Pete zd��y� jeszcze zauwa�y�, jak Algie bezg�o�nie
si� do� u�miechn��...
Odwr�ci� si� i pochyli� nad zmia�d�onym przenikaczem. Nie nadawa� si�
do niczego. Bandyci pracowali czysto - w tej kulistej mogile nie by�o
niczego, co dawa�oby mu jaka� szans� wywini�cia si� z tego interesu.
Podziemne radio znajdowa�o si� w starej pieczarze; za jego pomoc� mia�by
jeszcze szans� po��czenia si� z baza wojskowa. Za jakie� dwadzie�cia minut
uzbrojony patrol ju� by tu by�. Ale od radia dzieli�o go dwadzie�cia st�p
litej ska�y.
O�wietli� reflektorem ska��. �y�a rubidu przechodzi�a i przez t�
pieczar�. Pete z�apa� si� za pas. Generator tlenu by� wci�� jeszcze na
miejscu! Przycisn�� elektrody aparatu do �y�y w powietrzu zawirowa�y
p�atki srebrzystego �niegu. Wewn�trz kr�gu opisanego przez styki skala
trzeszcza�a i osypywa�a si� drobnymi okruchami. Je�li tylko wytrzymaj� tak
d�ugo baterie i bandyci nie odszukaj� zbyt szybko ytanu...
Z ka�dym b�yskiem generatora z �y�y odpada� okruch ska�y o grubo�ci
oko�o cala. Aby akumulator pod�adowa�, potrzeba by�o 3,7 sekundy; potem
pojawi� si� zn�w bia�y b�ysk i odpad� jeszcze jeden kawa�ek ska�y. Pete
pracowa� w diabelskim tempie, odgarniaj�c - jak automat - lew� r�k�
od�amki ska�.
B�ysk pomi�dzy elektrodami w prawej r�ce - i odgarni�cie od�amk�w lew�;
b�ysk - i odgarni�cie, b�ysk i odgarni�cie... Pete �mia� si� i p�aka�
jednocze�nie; po policzkach toczy�y si� gor�ce �zy. Zapomnia� nawet o tym,
�e przy ka�dym b�ysku wyzwalaj� si� coraz nowe porcje tlenu. �ciany
pieczary chwia�y mu si� przed oczami.
Zatrzyma� si� na moment, by opu�ci� szybk� czo�ow� he�mu, spojrze� za
siebie, a potem zn�w zwr�ci� si� ku �cianie wydr��onego tunelu. Kruszy�
oporn� skal�, �ciera� si� z ni� w�ciekle, staraj�c si� zapomnie� o
pulsuj�cym w skroniach b�lu. Legl na chwil� na boku i zacz�� odrzuca� za
siebie okruchy ska�y, ubijaj�c je nogami.
Wielka pieczara zosta�a ju� z ty�u i teraz Pete by� zamurowany w
male�kim korytarzyku. Fizycznie prawie czu� nawis�� nad nim p�milow�
warstw� ska�y, cisn�c�, uniemo�liwiaj�c� prawie oddychanie.
Je�li teraz wysi�dzie generator tlenu, Pete pozostanie ju� na zawsze w
tym kamiennym grobie w�asnej roboty. Spr�bowa� przegna� t� my�l i my�le�
tylko o tym, jak si� wydosta� na powierzchni�.
Mia� wra�enie, �e czas si� zatrzyma� - a pozosta�o tylko nieopisane
napi�cie. R�ce pracowa�y jak t�oki, pokrwawionymi palcami zagarnia� wci��
nowe i nowe porcje pokruszonej ska�y.
Na mgnienie oka opu�ci� r�ce wzd�u� cia�a, umo�liwiaj�c wype�nionym
ogniem p�ucom zaczerpni�cie powietrza. I w tej samej chwili ska�a przed
nim trzasn�a i z �oskotem obsun�a si�, ods�aniaj�c maty otw�r, przez
kt�ry ze �wistem zacz�o ucieka� powietrze. Wreszcie ci�nienie w tunelu i
w pieczarze wyr�wna�o si�. Przebi� si�.
Pete wyr�wnywa� w�a�nie poszarpane brzegi nowo powsta�ego otworu b�yski
generatora, prawie ju� zupe�nie wyczerpanego, by�y coraz s�absze kiedy
obok twarzy pojawi�y si� nagle czyje� nogi. Potem ze sklepienia wyjrza�a
twarz Algiego, wykrzywiona grymasem w�ciek�o�ci. W tunelu nie by�o miejsca
do materializacji - Algie m�g� wi�c tylko potrz�sn�� pi�ci� przed i
poprzez twarz Pete'a.
Z ty�u, spoza zwa�u �wiru, doszed� Pete'a g�o�ny chrobot. Po chwili
okruchy ska�y rozsypa�y si� na boki i do tunelu wcisn�� si� Mo. Pete nie
m�g� si� odwr�ci�, by stawi� mu op�r, ale zanim wielkie �apska Mo
uchwyci�y go za �ydki, podkuta podeszwa buta Pete'a wyl�dowa�a na
bezkszta�tnym nosie wielkoluda.
Mo powl�k� Pete'a jak dziecko przez w�ski kamienny korytarzyk i
wci�gn�� go z powrotem do wielkiej pieczary. Po chwili Pete le�a� ju� na
pod�odze, ci�ko chwytaj�c ustami powietrze. Zwyci�stwo by�o tak blisko...
Algie pochyli� si� nad nim.
- Zbyt chytry jeste�, synku, zbyt chytry... - powiedzia�. - Chyba ci�
od razu ustrzel�, �eby� nam tu czego� jeszcze nie wykr�ci�.
Wydoby� pistolet Pete'a zza pasa i odci�gn�� kurek.
- Aha, znale�li�my twoj� �y��. Jestem teraz cholernie bogatym
facetem... Cieszysz si�, ch�opcze?
Algie nacisn�� spust i na biodro Pete'a jakby spad�o uderzenie m�ota.
Male�ki cz�owiek sta� nad Petem i u�miecha� si�.
- W�aduj� ci, synku, wszystkie te kule - jedn� po drugiej - ale tak,
�eby ci� nie zabi�... W ka�dym razie nie od razu. No i jak? Got�w jeste�
na nast�pn�?
Pete uni�s� si� na �okciu i przycisn�� d�o� do otworu lufy. Algie
szeroko si� u�miechn��.
- Pi�knie! Zatrzymaj wi�c kul� r�czk�!
Znowu nacisn�� spust - pistolet sucho szcz�kn��. Na twarzy Algiego
odbi�o si� zdumienie. Pete ostatkiem si� zerwa� si� i przycisn�� elektrody
generatora tlenu do he�mu karla. Grymas zdumienia zastyg� na twarzy
bandyty w chwil� potem jego g�owa w he�mie po prostu rozpad�a si� na
srebrzyste p�atki lodu. Pete rzuci� si� na pistolet, odci�gn�� raz jeszcze
kurek i b�yskawicznie odwr�ci� si�.
Algie by� kuty na cztery nogi - ale nawet on nie wiedzia�, �e lufa
wojskowej 45-tki dzia�a jak bezpiecznik. Je�li co� do niej przycisn��,
ca�a lufa idzie do ty�u, naciskaj�c na bezpiecznik i �eby zn�w zarepetowa�
pistolet, trzeba, ponownie odwie�� kurek.
Mo niepewnym krokiem ruszy� do przodu; ze zdumienia opad�a mu dolna
szcz�ka. Pete z trudem utrzymuj�c si� na zdrowej nodze wycelowa� w tamtego
pistolet.
- Ani kroku dalej, Mo! B�dziesz mnie musia� odstawi� do miasta! Gigant
nie s�ucha� go; my�la� ty, o jednym.
- Zabi�e� Algiego! Zabi�e� Algiego Pete wystrzeli� p� magazynka, zanim
wielkolud run�� na ziemi�. Pete wzdrygn�wszy si�, odwr�ci� si� o
umieraj�cego cz�owieka. Przecie� si� broni�. Ale jakby sobie tego nie
t�umaczy�, md�o�ci nie ust�powa�y. Owin�� nog� sk�rzanym pasem, aby
powstrzyma� up�yw krwi, i przewi�za� ran� sterylnym banda�em, kt�ry
znalaz� w pakiecie sanitarnym traktora.
Teraz traktor dowiezie go do obozu; niech �o�nierze sami sobie radz� z
tym interesem. Ostro�nie osun�� si� na fotel przy kierownicy i zapu�ci�
silnik; Pot�ny przenikacz zadzia�a� bez zarzutu. Maszyna ruszy�a ku
powierzchni. Po�o�y� postrzelona nog� na masce silnika...
Kiedy traktor wydosta� si� wreszcie na powierzchni�, wci�� jeszcze
pada� �nieg.
przek�ad : Krzysztof Malinowski
powr�t