14145

Szczegóły
Tytuł 14145
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14145 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Johannes von Buttlar Szczelina czasu Spotkanie z niepojętym Tytuł oryginału: ZeitriB, Begegnung mit dem UnfaBbaren Copyright © 1989 F.A. Herbig Verlagsbuchhandlung GmbH, Munchen Agencja Wydawnicza URAEUS, Gdynia 1994 Tłumaczenie z j. niemieckiego: Ryszard Turczyn “Szczelinę czasu"poświęcam “Loriemu" Rabie von Vana, Achełeńczykowi, na pamiątkę wizyty na błękitnej planecie Tellur Podziękowanie tym wszystkim, którzy swoją cierpliwością, wyrozumiałością, a zwłaszcza inspirującymi rozmowami przyczynili się do powstania tej książki. Mojemu wydawcy drowi Herbertowi Fleissnerowi za zaufanie. Johannes von Buttlar Spis treści Prolog 1. Biblioteka z przyszłości 2. Czas snu 3. Wspomnienie dawnego życia 4. Uskok czasu 5. Wrota nicości 6. Tajny projekt “Majestic 12" 7. Ślady Kosmitów 8. Planeta Enigma 9. Kosmici 10. Człowiek z obcej planety 11. Światy równoległe 12. Poza Einsteinem 13. Dusza Wszechświata 14. Szczelina czasu Bibliografia Objaśnienia niektórych terminów Skorowidz Prolog Czas dla większości z nas ucieleśniony jest w kalendarzach i zegarach, których nieprzerwany, monotonny rytm wybijanych godzin przypomina o przemijalności chwili obecnej, o Wczoraj, Dziś i Jutrze, o narodzinach, życiu i śmierci. Ponieważ “podzieliliśmy" czas, możemy zadać pytanie o wiek ludzkości, Ziemi, naszego Układu Słonecznego i o wiek Wszechświata. Co więcej, ze zjawiskiem tym związane jest nawet pytanie o Skąd i Dokąd, ponieważ bez czasu nie byłoby ruchu, drgań ani reakcji. Nic by nie istniało, nie byłoby ludzkości ani Wszechświata. Wydaje się, iż bieg czasu jest niezmienny, nieodwracalny i niepodatny na ingerencję z zewnątrz. Lecz w tym przypadku pozory mylą, ponieważ liczne nie dające się wyjaśnić incydenty w naszym świecie wskazują na to, że nasze ortodoksyjne pojmowanie czasu i przestrzeni opiera się na bardzo kruchych podstawach. Niekiedy bowiem pojawia się coś jak “szczelina czasu", pozwalając na fantastyczne spotkania z Niepojętym, wstrząsające podstawami istniejących dogmatów. Przyzwyczajony do myślenia w konwencji prostych ciągów przyczynowo-skutkowych, człowiek musi nastawić się na przyjęcie wymiarów myślowych zastrzeżonych dotąd wyłącznie dla literatury spod znaku science-fiction. W przeważającej mierze trzymające się dotychczas mechanicystycznych schematów myślenia przyrodoznawstwo dotarło już do swych granic, których przełamanie przeniesie ludzkość na nowy, wyższy poziom świadomości. Rewolucyjna dla fizyki Einsteinowska teoria względności i Heisenbergowska zasada nieoznaczoności dowiodły, że uznawane za powszechne i niezmienne prawa przyrody w rzeczywistości zachowują swą ważność w ograniczonym stopniu i tylko w określonych warunkach. Pogląd, iż Wszechświat składa się z energii i materii w trójwymiarowej przestrzeni i ulega zmianom w jednowymiarowym czasie, zaprzecza nieporównanie bardziej złożonej rzeczywistości o dodatkowych wymiarach, zazwyczaj niedostępnych dla naszych zdolności poznawczych. Wszystko wskazuje bowiem na to, że fizykalny Wszechświat jest zaledwie częścią większej całości - niejako Multiwszechświata - który objawia nam się niekiedy zupełnie niespodziewanie przez “pęknięcie" czy “szczelinę" w czasie. Na podstawie najróżniejszych zagadkowych zdarzeń postaramy się w niniejszej książce wykazać, jak kruchy jest nasz obraz świata, jak subiektywne jest nasze pojmowanie rzeczywistości. Poprowadzimy Czytelnika ku mnogości innych światów, do których dostęp nie jest człowiekowi zabroniony, lecz tylko przed nim ukryty. Czy to jeśli idzie o ludzką psyche, czy też o wykazanie istnienia istot rozumnych we Wszechświecie, we wszystkich tych dziedzinach najnowsze osiągnięcia badawcze wskazują na istnienie wielości łączących się ze sobą światów. Znajdujemy się u progu gruntownej przebudowy świadomości, która otworzy przed ludzkością nową erę. Zapraszam w fantastyczną podróż do wewnętrznego i zewnętrznego świata Bycia. I Biblioteka z przyszłości Wyobraźmy sobie, że żyjemy na absolutnie płaskim świecie, który niby nieskończony arkusz papieru rozciąga się tylko na długość i szerokość. Jako istoty dwuwymiarowe, znalibyśmy w tym świecie wyłącznie linie, trójkąty, czworokąty i koła, a więc figury z geometrii dwuwymiarowej. Figury “niemożliwe", takie jak kule, czworościany czy stożki, nie mieściłyby się oczywiście w naszym aparacie pojęciowym. Nie bylibyśmy w stanie dostrzec, co znajduje się ponad nami, za nami i przed nami. Istota trójwymiarowa, która w swoim świecie ma także wysokość, mogłaby natomiast dokładnie obserwować, co się dzieje w świecie “płaskich". Ponieważ w rzeczywistości jesteśmy istotami trójwymiarowymi w trójwymiarowym świecie, nie potrafimy normalnie wyjrzeć poza istniejące dla nas granice przestrzenno-czasowe. W świecie naszym zawsze jednak byli wizjonerzy i prorocy, którzy na podstawie niezwykłych metod i technik poznania potrafili przekraczać te granice. W ten właśnie sposób powstała w Indiach najbardziej niewiarygodna biblioteka na świecie - biblioteka z przyszłości. Zdaniem brytyjskiego matematyka J. W. Dunne'a wszystkie wydarzenia rozgrywają się równolegle na różnych płaszczyznach czasowych. Innymi słowy: zdarzenie, które na jednej płaszczyźnie rozgrywać się będzie w przyszłości, na innej może już być przeszłością. Przekonanie takie dojrzewało w nim w trakcie wieloletnich badań, polegających na szczegółowym zapisywaniu wydarzeń rozgrywających się w snach osób biorących udział w doświadczeniu. Okazało się bowiem, że wszystkie te osoby bez wyjątku śniły o wydarzeniach z przyszłości, które bywały niekiedy niezmiernie banalne, tak że później uległy zapomnieniu. Zdaniem Dunne'a wyjaśnia to wiele zjawisk określanych mianem deja vu. Właśnie sen bowiem przeprowadza nas przez szczelinę czasu ku przyszłym wydarzeniom, czyniąc możliwym to, co już dawno temu odkryli prorocy i wizjonerzy. - Byłem w Indiach. Widziałem ją na własne oczy, dotykałem jej i kazałem sobie odczytać swoje dzieje z prastarych liści palmowych. 43-letni Bartholomaus Schmidt z Monachium to człowiek trzeźwy - doradca ekonomiczny i instruktor na kursach sprzedaży. Teraz jednak wylewa z siebie potoki słów relacjonując swoje przeżycia, przeświadczony o Niepojętym, przejęty tajemniczym zbiorem liści palmowych w Indiach. Są to najbardziej zagadkowe biblioteki świata. Już przed tysiącami lat indyjscy mędrcy ryli na mających 6 centymetrów szerokości i 48 centymetrów długości liściach palmowych życiorysy i losy ludzi dziś żyjących, także Europejczyków, którzy nigdy wcześniej w Indiach nie byli. Każdy - poza kilkoma wyjątkami - może udać się do takiej biblioteki, zapytać o swoje liście i poprosić o odczytanie swoich losów. Liście te nie zawierają jednak życiorysów wszystkich ludzi z całego świata, lecz tylko tych, którzy pewnego dnia rzeczywiście pojawiają się w takiej bibliotece. W ten sposób liczba życiorysów zredukowana została z kilku miliardów do... do ilu, tego nikt dokładnie nie wie. Wiadomo natomiast, że strzegący liści palmowych mędrcy przenoszą ich treść na nowe egzemplarze, kiedy stare stają się zbyt kruche, czyli mniej więcej raz na 800 lat. Po obu stronach prastarych, cieniusieńkich liści palmowych wyryte są w języku starotamilskim dzieje przeszłości i przyszłości przybysza. Wysokie na mniej więcej 1 milimetr znaki tego liczącego sobie tysiące lat języka południowych Indii dla niewprawnego oka są prawie nierozpoznawalne. Ku swemu niebotycznemu zdumieniu przybysz dowiaduje się wszystkiego o życiu swoim, swoich rodziców, rodzeństwa, swojej żony i dzieci. Obok informacji o wykonywanym zawodzie znajdują się też niekiedy wskazówki na temat cech szczególnych czy na przykład ułomności. Czasami pewne słowa i pojęcia zastępowane są obrazowymi opisami. I tak na przykład zawód maszynisty kolejowego zdefiniowano następująco: “woźnica pojazdu, którym dzięki parze wodnej lub innej energii można przewozić wiele osób na duże odległości". Dla nas jest rzeczą niepojętą, że wyryte na liściach palmowych nazwisko odwiedzającego zawsze odpowiada rzeczywistości oraz że wymienieni są wszyscy jego żyjący w dniu odwiedzin krewni. Niejednokrotnie podany jest też dzień, w którym dana osoba odwiedzi bibliotekę, oraz na- zwisko tego, który go tam wprowadzi. Dla każdego odwiedzającego są dwa liście. Na jednym jest jego nazwisko, zawód, przebieg dotychczasowego życia oraz poprzednie wcielenia. Jeśli wyryte na tym liściu szczegóły się zgadzają, czytający wyjmuje z archiwum drugi, przynależny do pierwszego liść. Z niego przybysz dowiaduje się, jaka czeka go przyszłość. Wszystkie przyszłe wydarzenia - aż do chwili śmierci - opisane są z podziałem na około dwuipółroczne lub pięcioletnie okresy. Ten rodzaj przedstawiania przyszłości znany jest w Indiach pod nazwą sandhja Bhrigu, od imienia mędrca Bhrigu. Podobno miał on rozwinąć tę metodę po wielu latach medytacji w trosce o losy swoich uczniów. Wróćmy jednak do Bartholomausa Schmidta i jego fascynującej podróży. - Całymi miesiącami przemierzałem południowe Indie w poszukiwaniu biblioteki liści palmowych. Na próżno. Nikt nie potrafił mi pomóc. Rozczarowany, zdecydowałem się w końcu wracać do domu. I nagle, ostatniego dnia, zupełnie niespodziewanie w recepcji hotelu spotkałem pewnego Niemca. W trakcie luźnej rozmowy spytałem go o bibliotekę palmową. “Jest taka" - powiedział, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. “Ale nie w Bombaju. Musi pan pojechać do Bangalore. Byłem tam. Rok temu. Shastri, który odczytywał moje liście, powiedział, że za rok się ożenię. Z Niemką. Miało to być 28 grudnia, a więc pojutrze. I pojutrze rzeczywiście biorę ślub. Będąc wtedy w Bangalore, jeszcze jej nie znałem. Prawdę mówiąc, nie wierzyłem w ani jedno słowo. Dziwna historia, prawda?" Po tym spotkaniu pan Schmidt natychmiast udał się do Bangalore, stolicy stanu Mysore, 280 kilometrów na zachód od Madrasu. Po przybyciu do miasta poprosił w hotelu, żeby zameldowano go w bibliotece. Już dwie godziny później wchodził do starej, wielkopańskiej willi przy 33, 5th Main Road, Chamarajpet. Tu właśnie znajduje się będący od ponad 800 lat w posiadaniu rodziny Shastri zbiór liści palmowych. Sri Jyotishacarya Ramakrishna Shastri, aktualnie opiekujący się biblioteką, jest uczonym i filozofem. Od dzieciństwa jego zmarły w 1984 roku ojciec wprowadzał go w teoretyczne i praktyczne tajniki wschodniej mistyki, pozytywnej siły myślowej oraz Siuka nadi. Siuka (papuga) oznacza boską mądrość, a nadi moment w czasie. Tradycje owej duchowej, praktycznej i psychologicznej wiedzy o życiu sięgają 5300 lat wstecz, a jej przedmiotem jest zawarta na palmowych liściach analiza momentu narodzin jednostki. Dokonano jej dzięki spirytualnym zdolnościom mędrca Siuka, przedostając się dla poznania przyszłości poza ramy czasu i przestrzeni, jak czynili to już prorocy oraz Nostradamus. Siuka nadi zajmuje się przede wszystkim celami, jakie człowiek obiera w życiu. Pomaga mu osiągnąć spełnienie tak duchowe, jak i materialne. W wiedzy tej akcent położony jest na aspekty spirytualne i materialne, co ma ułatwić człowiekowi wypełnianie jego ziemskich obowiązków, umożliwiając zarazem większe poświęcenie się rozwojowi duchowemu. Według Siuka nadi ludzkie usiłowania, by zmienić swój los, określane są przez zasadę równowagi dynamicznej, nie zaś statycznej, której czynnikiem jest z góry ustalone przeznaczenie. Interpretacja liści palmowych w duchu Siuka nadi odzwierciedla “boski plan" ludzkiego życia oraz ukazuje możliwości i zdolności każdego z szukających. Pomaga człowiekowi w jak najlepszym wykorzystaniu swojego życia w zgodzie z boskim planem. Obejmuje osobowość, życie rodzinne, sukces finansowy oraz predyspozycje umysłowe i podaje sposoby umożliwiające skorygowanie procesów myślowych, np. w formie mantr, pierwotnie hymnów i formułek ofiarnych z Wed. Siuka nadi ma na celu: 1. wspomaganie pokoju i szczęścia w życiu jednostki; 2. popieranie wartości prawdy oraz nierozerwalnej całości; 3. uchronienie świata od wojen, epidemii i rewolucji; 4. zachowanie tradycji i dóbr kulturalnych wszystkich narodów dla dobra całej ludzkości; 5. podniesienie jakości życia poprzez odwagę i szczerość; 6. intensyfikację pierwiastka duchowego poprzez wysiłek indywidualny i zbiorowy; 7. upowszechnianie wiedzy wedyjskiej - bez względu na rasę, historię, język czy wiarę - dla dobra całej ludzkości. Odpowiedzialnym za przechowywanie i prowadzenie zbioru liści palmowych w Bangalore oraz sztukę odczytywania starotamilskich tekstów jest teraz Sri Shastri. Licząca sobie ponad 5000 lat biblioteka obejmuje 3665 tomów po 365 liści każdy. Sztuka czytania tych tekstów jest umiejętnością przekazywaną z pokolenia na pokolenie i przechodzącą z ojca na najstarszego syna. Co 800 lat - jak wspomniano - przenosi się zapiski z nadwątlonych liści na świeże. Sri Jyotishacarya Ramakrishna Shastri, mniej więcej 40-letni opiekun biblioteki, przyjął Bartholomausa Schmidta w tradycyjnym stroju urzędnika. Spytał o datę urodzenia i zniknął w swoim archiwum. Po 20 minutach powrócił z dwoma liśćmi palmowymi w dłoniach. Monachijski biznesmen nie podał nic oprócz swojej daty urodzenia. Tym bardziej był więc zdumiony, kiedy Shastri odczytał mu szczegóły z jego życia, które dokładnie odpowiadały rzeczywistości, a więc że ma już za sobą trzy małżeństwa i że jego trzecia żona niedawno zmarła. Na liściu zawarte też były informacje o jego karierze zawodowej oraz szczegóły życia prywatnego. - A pańska przyszłość? - spytałem Schmidta. - O, czeka mnie jeszcze mnóstwo rzeczy. Jedno w każdym razie mogę panu zdradzić: jak na razie nie mam się co przejmować śmiercią, ponieważ na moim liściu palmowym było napisane, że dożyję sędziwego wieku 87 lat! Czy to nie coś? Nikomu nie wolno zabierać z biblioteki “swoich" liści. Dowiedziałem się jednak od Schmidta, że udało mu się mimo wszystko wejść w posiadanie kilku liści z tej biblioteki. - W czasie mojego błądzenia po Indiach usłyszałem o pewnym opuszczonym klasztorze. Pojechałem tam rikszą motorową. Klasztor leżał w połowie wysokości pewnej góry i pilnowało go dwóch mnichów. Modlili się, mając obok siebie dwie miseczki z ryżem. Zagadnąłem ich i opowiedziałem o tym, że byłem w Bangalore w bibliotece liści palmowych i że bardzo chciałbym wziąć kilka takich liści ze sobą do domu. Ponieważ zaś ich klasztor jest już nieczynny, chętnie zakupiłbym kilka. Mnisi potrząsnęli przecząco głowami i wyjaśnili mi, że zbiory liści palmowych to “święte księgi" i że nie mogą mi ich dać. Nie dałem się jednak tak łatwo zbić z pantałyku i w nadziei, że może mimo wszystko uda mi się coś wskórać, zacząłem ich wypytywać o klasztor. Dopiero kiedy poczułem, że mają mnie serdecznie dość, pożegnałem się. Następnego dnia ponownie popielgrzymowałem na górę. Tym razem wciągnąłem w rozmowę bardziej przystępnego z mnichów, który po jakimś czasie zapytał mnie, skąd pochodzę. Od razu zacząłem mu szczegółowo opowiadać o bawarskich kościołach i klasztorach, stopniowo przechodząc do celu mojej wyprawy do Indii. Opisałem moje wielomiesięczne daremne poszukiwania biblioteki liści palmowych i to, jak wreszcie dzięki poleceniu znalazłem się u Sri Shastriego, który odczytał mi moje liście. Kiedy wymieniłem nazwisko Sri Shastri, mnich nadstawił uszu. - Przyjdź jutro - powiedział. - Zobaczę, co mogę dla ciebie zrobić. Kiedy następnego dnia znowu się u niego zjawiłem, wręczył mi stosik powiązanych liści palmowych. - Przejmujesz nad nimi odpowiedzialność - powiedział z naciskiem. - Twoim zadaniem i obowiązkiem jest przechowywać je jak świętość. - To właśnie one - mówi Schmidt lakonicznie, wydobywając z różnych drogocennych, jedwabnych woreczków powiązane liście palmowe i rozpościerając je przede mną. - To byłoby właściwie wszystko - mówi, podczas kiedy ja odnoszę wrażenie, że ten człowiek musiał przeżyć coś nadzwyczajnego. Ze swoimi ciemnymi oczami, śniadą skórą i czarnymi jak smoła włosami ten norymberczyk z pochodzenia spokojnie sam mógłby uchodzić za Hindusa. - Osiągnąłem, co chciałem - słyszę jego głos. - Nocnym pociągiem pojechałem potem na północ wzdłuż wybrzeża od Cochin przez Goa do Bombaju i stamtąd poleciałem samolotem do domu. Według przekazów tamilskich zapiski na liściach palmowych pozostają w ścisłym związku ze zjawiskiem snu, a zwłaszcza tzw. snu świadomego. Zawierają one podobno “wyśnione" życia. Wizjoner mający “świadome sny" porusza się w pewnych warunkach bowiem niby podróżnik w czasie poza granicami przestrzeni i czasu. II Czas snu “Jestem, ponieważ ktoś mnie śni; człowiek, który śpi, we śnie widzi mnie, jak się poruszam i działam, i który w momencie, kiedy mówię do ciebie, śni. Wraz z jego snami budzę się do życia, z chwilą jego przebudzenia kończy się moje istnienie. Jestem kaprysem jego inspiracji, tworem jego ducha, gościem w jego nocnych wizjach " - powiada jeden z bohaterów powieści zmarłego w 1956 roku włoskiego pisarza Giovanniego Papiniego. Życie, czyhająca myśl wszystkiego, co kiedyś było, podzielona na idee, głosy, oczy, twarze, emocje i sny, błąka się - nie zważając na przestrzeń i czas - za drzwiami i oknami naszego Bycia, mając zdolność przybywania z nicości zapomnienia, z niemej, ponadczasowej wieczności. Chcieć pojąć czas nie znaczy tylko badać świat materii, lecz także uwzględnić spotkanie ze światem niematerialnym, takim jak sny, i poradzić sobie z niezliczonymi przeszkodami, stawianymi przez subiektywne rzeczywistości. A więc śnijmy, czy raczej nauczmy się znowu śnić. Sny dają szczególny rodzaj przeżyć z typową dla siebie rzeczywistością. Rozgrywają się z “wyłączeniem opinii". W tym wykraczającym poza zmysły świecie obce są człowiekowi wszelkie zahamowania, bo przecież sen nie zna zobowiązań ani tabu. Sny pojawiają się nieświadomie, bez żadnej zapowiedzi, przeważnie bez udziału woli - z wyjątkiem “snu świadomego". Przekonujące rezultaty badań nad istotą snu pozwalają sformułować następujące wnioski: 1. Nasze życie we śnie pozostaje pod wpływem wydarzeń dnia. 2. Wywiera decydujący wpływ na nasze zachowanie się w czasie dnia. 3. We śnie zachodzi nieświadoma komunikacja z innymi. 4. Klucz do paranormalnej płaszczyzny bytu oraz do psychicznych płaszczyzn czasowych znajduje się w naszych snach. Wąska ścieżka wije się mrocznym wąwozem. Mężczyzna co chwila zatrzymuje się i rozgląda niepewnie dokoła. Idzie przed siebie, aż wąwóz otwiera się na krąg spiętrzonych kamieni. Pośrodku sterczy biały szkielet drzewa wyciągającego obumarłe gałęzie w stronę nieba. Mężczyzna siada na kamieniu, aby odpocząć. “Ja śnię i wiem, że śnię" - myśli. Po chwili rusza w dalszą drogę. Okolica jest opustoszała, mężczyzna daremnie szuka wzrokiem jakiejś ludzkiej postaci. Lecz cóż to? Nagle pojawia się przed nim jakaś odwrócona plecami postać. “Jest w skafandrze" - myśli mężczyzna, zbliżając się do nieznajomego. Nagle nieznajomy odwraca się i wbija w niego wzrok. Lecz spod kaptura nie widać twarzy, poza okiem, które przeszywa mężczyznę spojrzeniem. Ten tylko się domyśla zarysowanej pod materią struktury kości. Ponieważ jednak chce wiedzieć," z kim się spotkał, pyta: - Kim jesteś? Postać odpowiada na to zgrzytając zębami: - Drapieżnym wilkiem! W tym momencie mężczyzna już wie, że stoi przed nim śmierć. Wszystko w nim protestuje. Musi się bronić, chwyta leżący w pobliżu kij i zadaje pchnięcie. Lecz nie czuje żadnego oporu. Koniec kija trafia w pustkę. W tym samym momencie mężczyznę przeszywa świadomość, że nie może wygrać walki z niepokonaną śmiercią - nie może uśmiercić śmierci. Prosi więc o pomoc. - Tylko wówczas, jeśli pójdziesz za mną - mówi niewzruszenie postać, wykonując gest ręką. Mężczyzna podąża za postacią do fantastycznej, zalanej złocistym blaskiem pieczary. Targany na przemian ciekawością i wstrętem czuje, jak budzi się w nim jakiś nieokreślony, pierwotny lęk. A jednak idzie za swoim przewodnikiem aż do końca pieczary, do sarkofagu, w którym spoczywa szkielet. - Każdy ma ją na karku - mówi postać, wskazując na szkielet. - Ale przecież ty nie umarłeś! Ciesz się życiem. Cóż znaczą twoje problemy wobec śmierci! Pieczara rozpływa się w nicości, mężczyzna odczuwa niewysłowioną ulgę. Ten mężczyzna to dr Paul Tholey, profesor psychologii na uniwersytetach w Brunszwiku i Frankfurcie. Specjalizuje się w zagadnieniu komunikacji pomiędzy światem naszych snów a światem rzeczywistym. Fascynującym aspektem współczesnych badań nad snem jest ponowne odkrycie tzw. snu świadomego. Ten rodzaj snu oferuje nam bowiem niesłychane poszerzenie psychicznej płaszczyzny naszego istnienia. Badacz snów świadomych Paul Tholey tak mówi na ten temat: - Rzekome ludy prymitywne, jak np. plemię Senoi z malajskiej dżungli, wykorzystały te możliwości na długo przed nami. Z biegiem czasu wypraktykowały, że świat snu można modyfikować, że daje się on aktywnie zmieniać w czasie snu. Senoi wierzą, że w snach obcują z bogami, demonami i duchami zmarłych. Dorośli nauczyli się stawiać czoło zagrożeniu, jakie stwarzają te postacie, co więcej, odnosić nad nimi zwycięstwa i sprawiać, by dawały im podarunki. Realizowali prawdziwe eksperymenty senne, których wyniki służyły im do poprawy świata jawy. Sen świadomy jest w rzeczywistym tego słowa znaczeniu świadomy. Ponieważ śniący w ten sposób człowiek w dużej mierze sam potrafi ustalać przebieg swoich snów, jest też w stanie “przez sen", tzn. świadomie śniąc, rozwiązywać swoje problemy. Innymi słowy: posiada zdolność przeżywania swoich marzeń, stworzenia połączenia ze sferą własnej nieświadomości i może kształtować swoje życie we śnie wedle własnych wyobrażeń. - Przy odrobinie dyscypliny i wytrwałości każdy może śnić świadomie - powiada Tholey. Jeśli śniący napotka jakieś przerażające postaci, groźne zwierzęta drapieżne czy też stanie w obliczu straszliwego niebezpieczeństwa, nie wolno mu uciekać, lecz musi stawić czoło tym wydarzeniom, by pokierować nimi wedle swojej woli. W końcu przecież śniący świadomie jest reżyserem, aktorem i widzem w jednej osobie. Dla niego nie istnieją granice czasu ani przestrzeni, ponieważ nie dotyczą go prawa fizyki, takie jak np. prawo ciążenia. Toteż może on “w każdej chwili" przeżyć najbardziej nieprawdopodobne przygody, np. latać jak ptak, świadomie wybierając w dodatku cel i czas podróży. W każdej fazie tego przeżycia jego świadomość jest jasna, jak na jawie. Wręcz fenomenalny jest przy tym fakt, że w czasie takiego snu zachowana zostaje pełna świadomość rzeczywistości. - Człowiek świadomie śniący dysponuje większą wolnością - mówi Tholey. - Sen świadomy daje szansę nauczenia się skuteczniejszego pokonywania trudnych sytuacji życia codziennego, poprzez “próbne rozwiązania" we śnie. Przede wszystkim jednak na sen taki trzeba patrzeć jak na rodzaj “maszyny czasu", która w pewnych sytuacjach może przenieść śniącego - niejako poprzez szczelinę czasu - do wcześniejszych okresów życia albo też daleko w przyszłość. Sny to zakodowane przesłania, których interpretacji musimy się nauczyć. Przesłania te docierają do nas w symbolicznym języku, możliwym do zrozumienia tylko po zastosowaniu “logiki" świata naszych emocji. Dlatego też trzeba z pomocą świadomego snu niejako “wybadać" całościowo swoje emocje. I tak na przykład groźne zwierzę ogólnie symbolizuje nieprzezwyciężone agresje wywołane przez świat wewnętrzny lub zewnętrzny albo też niezaspokojone potrzeby pierwotne, jak np. brak satysfakcji seksualnej. Białe, obumarłe drzewo w świadomym śnie Tholeya ucieleśnia na przykład sytuację kryzysową, którą dodatkowo podkreśla surowa okolica. Świadomy sen odzwierciedla tu nastrój depresyjny wywołany sytuacją kryzysową. Pieczara jest m.in. symbolem głębokich warstw naszej świadomości, a śmierć odgrywa zazwyczaj w takim śnie rolę wewnętrznego pomocnika. Stanowi ucieleśnienie najmądrzejszego i najważniejszego ze wszystkich doradców. Kiedy z pełną świadomością wkraczamy do świata snów, najlepiej poznajemy symbolikę naszych marzeń sennych, tam bowiem wydarzenia określane są takimi właśnie symbolami. Powinniśmy zatem nauczyć się śnić jasno, czyli śnić świadomie. Od kiedy nauka zajęła się badaniem naszych snów, wiemy, że każdy człowiek śni, nawet jeśli po przebudzeniu nie może sobie tego przypomnieć. Śpimy - lub śnimy - średnio przez 20-25 lat życia, a więc niemal ćwierć wieku i - ogólnie rzecz biorąc - nie korzystamy ze wspaniałych możliwości, jakie dają senne marzenia. Ponadto nie robimy nic, aby wykorzystać występujące zwłaszcza we śnie świadomym zdolności paranormalne, takie jak jasnowidzenie, prekognicja czy telepatia. Ponieważ wymiar przestrzenno-czasowy ma w marzeniach sennych zupełnie inną wartość niż na jawie, znacznie częściej, niż nam się wydaje, śnimy o przyszłych wydarzeniach. Nie można też zapominać o tym, że sny bardzo często stanowią istotny “katalizator" dla naszego życia na jawie. W ten właśnie sposób powstał przecież buddyzm. W noc majowej pełni księżyca 35-letni książę Siddhartha przygotował sobie pod gołym niebem posłanie z traw. Księżyc stał wysoko na niebie, kiedy książę pogrążył się w głębokiej medytacji, jak niejednokrotnie przedtem. Bliski zwycięstwa, osiągnął cel setek swoich przeżytych, pełnych trudu żywotów. Raz jeszcze przeżywał dawne wcielenia, śledząc przyczynę kolejnej reinkarnacji oraz wynikające z niej cierpienia. Po długich zmaganiach jego udziałem stało się wreszcie oświecenie. Zrozumiał, że pragnienie oznacza cierpienie i że wraz z przezwyciężeniem pragnienia kończy się też cierpienie. Tym samym zakończyła się jego podróż. W ten sposób w roku 560 przed Chrystusem narodził się Budda. Jego oświecenie, czyli jego sen, stał się przyczyną powstania 2,5 tysiąca lat temu buddyzmu, religii panującej w większości krajów Azji. Ponieważ według indyjskiej koncepcji historii nie ma żadnych pojedynczych wydarzeń, lecz istnieją tylko powtarzające się przez całą wieczność cykle, wedle wiary buddyjskiej kiedyś w przyszłości narodzi się nowy Budda. Szczególnie często sny stanowią inspirację w sztuce i nauce. Na przykład Albert Einstein napisał kiedyś, że nie ma jakiejś logicznej reguły, według której można odkryć podstawowe prawa przyrody. Zdolna jest do tego tylko i wyłącznie intuicja. W ten właśnie sposób, leżąc chory w łóżku, odkrył podstawy teorii względności. August Kekule von Stradonitz, pionier chemii wielkoprzemysłowej, dzięki odkryciu pierścieniowej struktury benzenu oraz czterowartościowości atomów węgla wywarł największy wpływ na rozwój teoretycznych podstaw chemii organicznej. W roku 1890 opowiedział na forum Niemieckiego Towarzystwa Chemicznego w Berlinie, jak doszło do tych fundamentalnych odkryć. Wbrew pozorom Kekule nie mówił o związkach chemicznych, lecz o śnie: - Siedziałem w moim gabinecie w Genewie i nie mogłem nic wymyślić. Odwróciłem fotel w stronę kominka i zapadłem w półsen. Przed oczami zatańczyły mi atomy. Moje oko, wyostrzone przez powtarzające się podobne wizje wewnętrzne, rozróżniało już większe twory o różnorodnych kształtach. Długie szeregi, w wielu miejscach gęściej ze sobą zespolone, wszystko w ruchu, kręcące i wijące się wężowo. I nagle, co to? Jeden z wężów ugryzł się we własny ogon, obraz ten szyderczo zawirował przed moimi oczami. Obudziłem się jak przeszyty błyskawicą. Również tym razem resztę nocy spędziłem na dopracowywaniu hipotezy. Nauczmy się śnić, moi panowie, wtedy być może odnajdziemy prawdę. Tymi słowy uczony zakończył swoją przemowę wprawiając audytorium w zdumienie. Podobna rzecz przytrafiła się znanemu fizykowi Nielsowi Bohrowi. Przez wiele lat zmagał się z modelem atomu, aż wreszcie w roku 1913 teoria dojrzała w nim we śnie: ujrzał siebie na słońcu z rozpalonych gazów, obok którego przelatywały w wielkim pędzie planety. Planety wydawały się połączone cienkimi nitkami ze słońcem, wokół którego krążyły. Nagle gaz zgęstniał, słońce i jego planety skurczyły się i zamarły w ruchu. Bohr opowiada, że w tym momencie się obudził i natychmiast wiedział, że miał przed oczami model atomu. W roku 1922 Niels Bohr otrzymał za ten sen nagrodę Nobla. Literatura pokazuje wyraźnie, że siłą napędową wielu dzieł wielkich filozofów, poetów i pisarzy był sen. Na przykład Dantego do napisania Boskiej komedii zainspirowały sny. Opisuje on w tym utworze swoją wyimaginowaną wędrówkę przez trzy sfery zaświatów. Także Kartezjusz, wielki filozof i matematyk francuski - ten od cogito ergo sum (myślę, więc jestem) - powstanie swoich najważniejszych rozpraw filozoficznych przypisuje szeregowi snów. Najbardziej interesowała go jednak kwestia subiektywności wszelkich wrażeń zmysłowych. Genialny angielski pisarz Robert Louis Stevenson przyznał, że źródłem tematów do większości jego książek były sny. Sam siebie charakteryzował jako “osobliwego marzyciela". W powieści Dr. Jekyll i Mr. Hyde przedstawia fascynującą wizję rozdwojenia osobowości. Nie może tu zabraknąć także Franza Kafki, który pozostawił nam cały szereg koszmarów sennych - bo takie wrażenie sprawiają jego dzieła. Przypomnijmy sobie chociażby komiwojażera z Przemiany, który rankiem budzi się jako olbrzymi żuk i umiera wskutek bezduszności nie rozumiejącej go rodziny. Albo maszynę do egzekucji z Kolonii karnej, wycinającą nieszczęsnym ofiarom tekst wyroku na skórze. Wymieńmy tu też kilku z licznej rzeszy malarzy przenoszących na barwne płótna swoje senne wizje. Na przykład Hieronima Boscha, który w obrazach Sąd Ostateczny, Piekło, Siedem grzechów głównych i Kuszenie św. Antoniego przedstawił swoje przerażające fantazje. Albo Arnolda Bócklina z niesamowitą Wyspą umarłych. Albo Marca Cha-galla, którego obrazy są baśniami ujętymi w senne wizje, rozjarzone mnóstwem barw. Albo liczne surrealistyczne dzieła, np. Salvadora Dali, Joana Miro, Maxa Ernsta, Echaurrena R. Matty, Enrica Donatiego czy Yvesa Tanguy, którzy swoimi wizjami przemienili fundament naszej rzeczywistości w piasek na wietrze. Parapsycholodzy badający odmienne stany świadomości w relacji z postrzeganiem pozazmysłowym stwierdzili, że szczególnie obiecujący jest stan uśpienia. Na zlecenie amerykańskiego National Institute of Mental Health psychologowie Montague Ullman, Stanley Krippner i Alan Vaughan przeprowadzili badania w dziedzinie telepatii podczas snu. Amerykański psychoanalityk dopiero wtedy może przystąpić do wykonywania zawodu, kiedy sam podda się psychoanalizie. Gdy w 1947 roku Ullman poddał się z tego powodu psychoanalizie, po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że podczas snu mogą ujawnić się zdolności paranormalne. Ullman mówi, że pewnego razu przyśnił mu się jego psychoanalityk i przy okazji najbliższej sesji opowiedział mu swój sen, który miał następujący przebieg: - Wszedłem do poczekalni i natychmiast spostrzegłem, że są w niej inne meble. Bardzo podobały mi się ich żywe kolory, daremnie jednak szukałem wzrokiem dużej, skórzanej sofy, zobaczyłem za to kilka nowoczesnych krzeseł. W gabinecie również dostrzegłem zmiany. Zamiast dawnej skórzanej kanapy stało coś innego. Dziwiłem się, dlaczego nie leżę, tylko jestem odchylony do tyłu, niemal w pozycji siedzącej, i patrzę w twarz psychoanalityka, zamiast się odwrócić. W tym momencie weszło kilku mężczyzn. Wyglądali na ważnych i dobrze sytuowanych. Podczas gdy psychoanalityk nad czymś z nimi debatował, ja poszedłem do innej części gabinetu i rozmawiałem z podrostkiem, który przyszedł razem z tamtymi mężczyznami. Kiedy po tej przerwie podjęliśmy sesję, byłem niespokojny i zły na mojego terapeutę - być może dlatego, że zajmował się tymi ludźmi zamiast mną. Sen Ullmana nie został w czasie sesji poddany analizie i zapomniano o nim aż do jednej z kolejnych sesji, kiedy to zaraz po wejściu do poczekalni Ullman zauważył, że brakuje dużej sofy, za to pojawiły się niewielkie krzesła o kolorowych obiciach. W gabinecie zwrócił uwagę na brak skórzanej kanapy, którą zastępowała duża sofa, przeniesiona z poczekalni. Spytany o to psychoanalityk, powiedział, że kanapa została oddana tapicerowi do naprawy. W połowie sesji nagle zadzwonił telefon. Dyrektor hotelu, w którym mieszkał psychoanalityk, wciągnął go w długotrwałą rozmowę na temat ewentualności przeniesienia się do większego apartamentu. Im dłużej trwała rozmowa, tym bardziej niecierpliwił się Ullman. Poszukał w swoim notatniku adresu hotelu, którego współwłaścicielem był jego wuj, i podał go terapeucie ze słowami, że być może będzie on mógł mu pomóc w tej sprawie. Spojrzawszy na nazwisko, terapeuta zapytał, czy chodzi o tego znanego przemysłowca. Hasło “przemysłowiec" wywołało krótką rozmowę na temat osobowości ludzi na kierowniczych stanowiskach, w czasie której terapeuta kartkował notatnik Ullmana. Ten poczuł się tym nieprzyjemnie dotknięty, ponieważ przypuszczał, że niektóre z jego zapisków na temat badań parapsychologicznych mogą prowadzić do nieporozumień. W tym momencie przypomniał sobie swój sen, w którym widział dokładnie takie same meble w poczekalni i gabinecie, jakie były tam teraz, zaś “ważni, dobrze sytuowani mężczyźni" ucieleśniali widocznie przemysłowców, o których przed chwilą rozmawiał z terapeutą. Pojawił się również ów hamowany gniew Ullmana na psychoanalityka, który w czasie sesji “zbyt dogłębnie zajmował się intruzami". Wystarczyło to, by Ullman naprowadził rozmowę na swój proroczy sen i zaczął dyskutować z psychoanalitykiem na temat parapsychologicznych możliwości związanych z marzeniami sennymi. Terapeuta powiedział, że decyzję o oddaniu leżanki do tapicera podjął na długo przed snem Ullmana, toteż sen o przemeblowaniu można zinterpretować jako wynik telepatycznej relacji pomiędzy lekarzem i “pacjentem". Natomiast część o przerwaniu sesji przez “ważnych, dobrze sytuowanych mężczyzn" jest już przykładem prekognicji. Przeżycie to zainspirowało Ullmana, by podjąć w Maimonides Medical Center w Brooklynie w Nowym Jorku badania nad snami paranormalnymi, a zwłaszcza nad wpływem telepatii na marzenia senne. W trakcie prowadzonych przez Ullmana i jego kolegów z nowojorskiego City University eksperymentów umieszczano w dźwiękoszczelnych pomieszczeniach osoby obojga płci, podłączając je do aparatów EEG (rejestrujących prądy mózgowe), znajdujących się w innym pokoju i nadzorowanych przez eksperymentatorów. W dźwiękoszczelnym pomieszczeniu w sąsiednim budynku przebywał “nadawca". Jego zadaniem było skoncentrowanie się na konkretnym obrazie, kiedy osoba badana znajdowała się w fazie marzeń sennych, i telepatyczne przekazanie jej tego obrazu. Do eksperymentu wybrano kilka obrazów i symboli, kierując się ich emocjonalną intensywnością, prostotą i natężeniem barw. Po zakończeniu fazy marzeń sennych osobę badaną budzono i pytano o treść snów, nagrywając wypowiedź na taśmę magnetofonową. Następnie relacje poszczególnych osób wraz z przekazywanymi obrazami przesłano do oceny trzem niezależnym ekspertom, którzy zbadali treść marzeń sennych pod kątem zgodności z telepatycznie przekazywanym motywem obrazu. Oceny dokonano na podstawie ustalonego systemu punktowego. Wynik określany jako “nadzwyczajna zgodność" wynosił w kilku przypadkach 65 na 100 możliwych. Jednej z badanych osób przekazywano telepatycznie obraz Deszcz w Siono japońskiego artysty Utagawy Hiroshige. Przedstawia on m.in. skulonego mężczyznę uciekającego przed ulewnym deszczem. Osobie badanej śniło się “coś o jakimś chorym Azjacie... jakby w związku ze studnią, jakieś strumienie wody". Innej osobie przekazywano Adorację pasterzy el Greca. Relacja na temat impresji sennych brzmiała: “Matka Boska. Posąg Chrystusa... Zimny kościół o zarośniętych trawą kolumnach portalu. Dziewica Maria trzyma Dzieciątko na ręku". Już wynik pierwszego eksperymentu był zaskakujący. Soi Feldmann, współpracownik Ullmana, skoncentrował się jako “nadawca" na obrazie japońskiego malarza Tamaio, przedstawiającym dwa złośliwe psy, rzucające się z wyszczerzonymi kłami na kawałek mięsa. Poddana eksperymentowi kobieta śniła o tym, że bierze udział z przyjaciółką w uroczystym przyjęciu. Przyjaciółka zazdrośnie pilnowała, żeby nikt nie zjadł więcej mięsa od niej. Pozostali goście szeptem uskarżali się na zachłanność młodej kobiety. Ullman, Krippner i Vaughan wyciągają ze swoich eksperymentów wniosek, że ich “zasadniczą tezę oprzeć można na stwierdzeniu Freuda, iż «sen stwarza dogodne warunki do telepatii»". Ponadto sny oznaczają podróżowanie w czasie, i to w najprawdziwszym sensie tego słowa, zwłaszcza w stanie snu świadomego, który stwarza warunki sprzyjające tzw. eksterioryzacjom, czyli “podróżom astralnym". Podróżnicy astralni w nadzwyczajny sposób opuszczają swoją cielesną powłokę wraz z “ciałem z delikatnej substancji". Mogą oni podobno udawać się w podróż do najróżniejszych miejsc i epok i z pełną świadomością gromadzić przeżycia i doświadczenia. Tacy eksperci, jak profesor Hornell Hart z Duke University i profesor Charles Tarte z Uniwersytetu Kalifornijskiego badali zjawisko tzw. OOBE (out of the body experience - “doświadczenie z pobytu poza ciałem", czyli właśnie podróże astralne), wykazując jego faktyczne istnienie. Pod nadzorem Charlesa Tarte przeprowadzono na przykład eksperymenty laboratoryjne z Amerykaninem Robertem A. Monroem, który w swoim tzw. drugim ciele podejmował “wycieczki" w inne miejsca i po powrocie opisywał widziane tam sceny i rozmowy ze wszelkimi szczegółami, które potwierdzano potem w drodze weryfikacji. Doświadczeni podróżnicy astralni twierdzą nawet, że są w stanie dotrzeć do swoich wcześniejszych wcieleń! Życie po śmierci - ponowne narodziny - to jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów, jakie można sobie wyobrazić, jakkolwiek cały szereg dowodów zdaje się potwierdzać istnienie zjawiska reinkarnacji. Z zapisków w indyjskiej bibliotece liści palmowych wynika jednoznacznie, że każdy z nas przeżywał już życie wielokrotnie. Fascynującej możliwości przywołania dawnych wcieleń człowieka upatrują ezoterycy w hipnotycznym cofaniu się pamięcią w okres przedurodzeniowy, co umożliwia wydobycie na światło dzienne - niejako przez szczelinę w czasie - poprzednich inkarnacji pacjenta. III Wspomnienie dawnego życia Kiedy zadajemy sobie pytanie, jakie znaczenie miałoby pojęcie czasu, gdyby nie istniały różne warstwy naszej świadomości, odpowiedź mogłaby być tylko jedna: żadne. Tylko bowiem potencjał naszego świadomego i nieświadomego Bycia umożliwia autorefleksję w czasie. Jednocześnie oznacza to zarazem uznanie własnego Ja. To, w jaki sposób Ja danego człowieka będzie się rozwijać i wyrażać, nie zależy tylko i wyłącznie od jego własnego rozwoju, lecz raczej od cyklu rozwojowego, od którego pochodzi. W tym też kontekście dla osób wierzących w reinkarnację decydującą rolę odgrywają wcześniejsze wcielenia. Ich zdaniem wspomnienie tych dawnych inkarnacji drzemie gdzieś głęboko w otchłani naszej nieświadomości. Psychologowie, badacze mózgu i filozofowie do dziś nie zdołali jeszcze uzgodnić ścisłego pojęcia nieświadomości i świadomości. “Świadomość to całość przestrzeni i czasu, która w swej najgłębszej istocie może okazać się rzeczywistym Ja. Wydaje się, że świadomość i energia to jedno i to samo; czasoprzestrzeń składa się ze świadomości, a nasze normalne postrzeganie rzeczywistości stanowi właściwie mieszaninę niezliczonych Wszechświatów, z którymi współistniejemy. To, co odczuwamy jako Ja, stanowi jedynie ograniczoną lokalnie projekcję naszych niezliczonych «Ja»" - twierdzą fizycy Jack Sarfatti i Fred Wolf. Jedno przynajmniej wydaje się pewne: pomiędzy świadomością i nieświadomością nie ma sztywnych granic, a tylko płynna bariera", przez którą co pewien czas przenikają “na "światło dzienne" strzępy wspomnień, które mogą świadczyć o istnieniu poprzednich wcieleń. Kluczem do odkrycia naszych wcześniejszych inkarnacji może być hipnoza. Wielu ludzi ma uczucie, jakby już raz żyło w innym czasie, niekiedy w innym miejscu. Co pewien czas pojawiają się strzępy wspomnień, których nie da się z niczym połączyć. Czy to wrażenia, które “zmagazynowali" kiedyś, w którymś momencie życia? A może raczej w ten sposób przez szczelinę czasu przenikają na powierzchnię wspomnienia z okresu wcześniejszych wcieleń? W kręgach ezoterycznych regresja hipnotyczna jest, by tak rzec, na porządku dziennym, ponieważ umożliwia poddanej takiemu zabiegowi osobie cofnięcie się krok po kroku do chwili narodzin i dalej, poza nią - w przeszłość. Gdyby w ten sposób udało się dostarczyć dowodu na to, że wszyscy już kiedyś co najmniej raz żyliśmy, oznaczałoby to prawdziwą rewolucję w naszym widzeniu świata. - Jesteś całkowicie odprężony, zupełnie odprężony i bardzo zmęczony. Czujesz się rzyjemnie ociężały, zapadasz coraz głębiej i głębiej w sen, przyjemny, głęboki, sen hipnotyczny... Głos hipnotyzera Loringa Williamsa jest sugestywny i monotonny. Przed nim na kanapie leży pogrążony w głębokiej hipnozie 15-letni George Field. Williams prowadzi go stopniowo aż do momentu narodzin, a potem ponad sto lat w przeszłość. Z wolna chłopiec zaczyna mówić. - Byłem Jonathanem Powellem... prostym wieśnia kiem z Karoliny Północnej... Żyłem całkiem samotnie na odludziu... w pobliżu miasteczka Jefferson... Urodziłem się w 1832 roku... W czasie wojny secesyjnej zabili mnie zbuntowani żołnierze... chcieli kupić ode mnie ziemniaki...o wiele za tanio... doszło do sprzeczki... Zaczęliśmy obrzucać się obelgami... Strzelili do mnie... postrzał w brzuch... Na ile to było możliwe, Loring Williams sprawdził szczegóły dotyczące Jonathana Powella, wypowiedziane w hipnotycznym transie przez George'a Fielda. Okazało się wówczas, że chłopiec podał informacje na temat okolicy i miasteczka ogólnie nie znane. Na koniec Williams pojechał z chłopcem do Jefferson. Kiedy zahipnotyzował go w obecności historyków tego terenu, stała się rzecz zdumiewająca: jako miejscowy wieśniak Jonathan Powell, chłopiec wymienił nazwiska ówczesnych okolicznych “notabli", nakreślił ich sytuację finansową, szczegółowe usytuowanie i wygląd ich domów. Niestety, nie udało się potwierdzić urzędowo faktu istnienia jakiegoś Jonathana Powella, ponieważ w tej okolicy narodziny i zgony mieszkańców zaczęto rejestrować dopiero od 1912 roku, a więc w 50 lat po śmierci Powella. Ponadto w owym czasie nie prowadzono jeszcze oficjalnej dokumentacji handlu parcelami. Znalazł się jednak pewien ślad: babką Jonathana Powella miała być niejaka Mary Powell. Według świadectwa z 1803 roku jakaś Mary Powell istotnie nabyła kawałek ziemi. Nic więcej jednak w miejscowych archiwach nie znaleziono. Ponieważ ślad ten nie był wystarczający, by dowieść istnienia Jonathana Powella, zaszła konieczność przeprowadzenia dodatkowych badań. Loring Williams opublikował relację z tej niezwykle efektownej, jakkolwiek nie w pełni udokumentowanej re-gresji hipnotycznej. Wkrótce potem George Field otrzymał list. Pewna kobieta o nazwisku panieńskim Powell napisała mu, że jest daleką kuzynką Jonathana Powella. Podała mu szczegóły z życia Jonathana, które przekazywano sobie ustnie w rodzinie. W liście było m.in. takie zdanie: “Jonathan Powell był moim stryjecznym dziadkiem. Został zamordowany przez Jankesów". Dla wielu ludzi hipnoza nadal jest czymś podejrzanym, a w kręgach naukowych wciąż jeszcze czyni się wszystko, by ją zdyskredytować albo całkowicie “odwiesić na kołku". Do dziś wyobrażenia związane z tym zjawiskiem są dość mgliste, pomimo że hipnoza zajmuje już ważne miejsce jako metoda terapii, pozwalając uzyskać stosunkowo szybki i pewny dostęp do podświadomości. W gruncie rzeczy hipnoza jest po prostu czymś w rodzaju snu, stanem przypominającym sen, którego zdarzeniami dobry hipnotyzer potrafi kierować. Zasadniczo hipnozę dzieli się na stadium lekkie i głębokie. Stosując odpowiednią dla danego typu osobowości technikę, można zahipnotyzować każdego. Wprowadzony w stan głębokiej hipnozy człowiek wykonuje w zasadzie wszelkie polecenia, jeśli tylko pozostają one w zgodzie z jego sumieniem. Innymi słowy: polecenia hipnotyzera muszą się zgadzać z zasadami etycznymi osoby zahipnotyzowanej. Dokładnie tak samo jak we śnie, w stanie hipnozy wszelka “rzeczywistość" przyjmowana jest jako coś oczywistego. Możemy na przykład uskrzydleni jak ptaki latać swobodnie w przestrzeni albo leżeć na ziemi, jakby przygnieceni wielkim ciężarem. Podobnie jak osoba pogrążona we śnie, także osoba zahipnotyzowana znajduje się w stanie duchowego i fizycznego odprężenia, podczas gdy jej podświadomość - drugie Ja - wszystko słyszy. Hipnoza nie oznacza bowiem wyłączenia świadomości; osoba zahipnotyzowana potrafi odbierać i przetwarzać wrażenia zmysłowe wszelkiego rodzaju. Tak jak we śnie możemy zostać wyrwani z czasu, czyli poprzez “pęknięcie w czasie" dostać się do innej epoki i z tego “czasu zerowego" ponownie powrócić do teraźniejszości. Hipnoza pozwala zatem zmienić postrzeganie, ponieważ może oddzielić człowieka od określonych aspektów świadomości. Sigmund Freud jako pierwszy zrozumiał, że za myśli i zachowania dorosłych odpowiadają dawno zapomniane, ale przechowywane w podświadomości przeżycia z okresu niemowlęcego i wczesnego dzieciństwa. Niewątpliwie własny, wewnętrzny świat człowieka formowany jest głównie przez wielość wrażeń, które mózg wchłonął właśnie w tym czasie. Przekazywane mózgowi informacje kształtują świadome i nieświadome elementy psychiki. Rozwój osobowości człowieka to proces nader złożony, uzależniony od najróżniejszych czynników. Szczególną rolę odgrywają w nim m.in. własne cechy wrodzone, rodzinne wzorce zachowań, konstytucja, psychiczne i fizyczne procesy dojrzewania, środowisko społeczne i system, przeżycia z wczesnego dzieciństwa, a także procesy edukacyjne. W przeciwieństwie do ateisty Freuda psycholog Carl Gustav Jung wierzył w “religijną ze swej natury duszę człowieka". Wskutek tego przekonania Jungowska interpretacja nieświadomego nie pokrywa się z Freudowską. Wychodząc od swoich doświadczeń lekarskich, Jung rozumiał podświadomość jako tzw. nieświadomość kolektywną. W owej nieświadomości kolektywnej odzwierciedlają się doświadczenia zgromadzone w toku rozwoju całej ludzkości. Inaczej mówi�