14145
Szczegóły |
Tytuł |
14145 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14145 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Johannes von Buttlar
Szczelina czasu
Spotkanie z niepojętym
Tytuł oryginału: ZeitriB, Begegnung mit dem UnfaBbaren
Copyright © 1989 F.A. Herbig Verlagsbuchhandlung GmbH, Munchen
Agencja Wydawnicza URAEUS, Gdynia 1994
Tłumaczenie z j. niemieckiego: Ryszard Turczyn
“Szczelinę czasu"poświęcam “Loriemu" Rabie von Vana, Achełeńczykowi,
na pamiątkę wizyty na błękitnej planecie Tellur
Podziękowanie
tym wszystkim, którzy swoją cierpliwością, wyrozumiałością, a zwłaszcza inspirującymi
rozmowami przyczynili się do powstania tej książki. Mojemu wydawcy drowi Herbertowi Fleissnerowi
za zaufanie.
Johannes von Buttlar
Spis treści
Prolog
1. Biblioteka z przyszłości
2. Czas snu
3. Wspomnienie dawnego życia
4. Uskok czasu
5. Wrota nicości
6. Tajny projekt “Majestic 12"
7. Ślady Kosmitów
8. Planeta Enigma
9. Kosmici
10. Człowiek z obcej planety
11. Światy równoległe
12. Poza Einsteinem
13. Dusza Wszechświata
14. Szczelina czasu
Bibliografia
Objaśnienia niektórych terminów
Skorowidz
Prolog
Czas dla większości z nas ucieleśniony jest w kalendarzach i zegarach, których nieprzerwany,
monotonny rytm wybijanych godzin przypomina o przemijalności chwili obecnej, o Wczoraj, Dziś i
Jutrze, o narodzinach, życiu i śmierci.
Ponieważ “podzieliliśmy" czas, możemy zadać pytanie o wiek ludzkości, Ziemi, naszego Układu
Słonecznego i o wiek Wszechświata. Co więcej, ze zjawiskiem tym związane jest nawet pytanie o
Skąd i Dokąd, ponieważ bez czasu nie byłoby ruchu, drgań ani reakcji. Nic by nie istniało, nie byłoby
ludzkości ani Wszechświata.
Wydaje się, iż bieg czasu jest niezmienny, nieodwracalny i niepodatny na ingerencję z zewnątrz.
Lecz w tym przypadku pozory mylą, ponieważ liczne nie dające się wyjaśnić incydenty w naszym
świecie wskazują na to, że nasze ortodoksyjne pojmowanie czasu i przestrzeni opiera się na bardzo
kruchych podstawach. Niekiedy bowiem pojawia się coś jak “szczelina czasu", pozwalając na
fantastyczne spotkania z Niepojętym, wstrząsające podstawami istniejących dogmatów.
Przyzwyczajony do myślenia w konwencji prostych ciągów przyczynowo-skutkowych, człowiek
musi nastawić się na przyjęcie wymiarów myślowych zastrzeżonych dotąd wyłącznie dla literatury
spod znaku science-fiction. W przeważającej mierze trzymające się dotychczas
mechanicystycznych schematów myślenia przyrodoznawstwo dotarło już do swych granic, których
przełamanie przeniesie ludzkość na nowy, wyższy poziom świadomości. Rewolucyjna dla fizyki
Einsteinowska teoria względności i Heisenbergowska zasada nieoznaczoności dowiodły, że
uznawane za powszechne i niezmienne prawa przyrody w rzeczywistości zachowują swą ważność
w ograniczonym stopniu i tylko w określonych warunkach.
Pogląd, iż Wszechświat składa się z energii i materii w trójwymiarowej przestrzeni i ulega
zmianom w jednowymiarowym czasie, zaprzecza nieporównanie bardziej złożonej rzeczywistości o
dodatkowych wymiarach, zazwyczaj niedostępnych dla naszych zdolności poznawczych. Wszystko
wskazuje bowiem na to, że fizykalny Wszechświat jest zaledwie częścią większej całości - niejako
Multiwszechświata - który objawia nam się niekiedy zupełnie niespodziewanie przez “pęknięcie" czy
“szczelinę" w czasie.
Na podstawie najróżniejszych zagadkowych zdarzeń postaramy się w niniejszej książce wykazać,
jak kruchy jest nasz obraz świata, jak subiektywne jest nasze pojmowanie rzeczywistości.
Poprowadzimy Czytelnika ku mnogości innych światów, do których dostęp nie jest człowiekowi
zabroniony, lecz tylko przed nim ukryty.
Czy to jeśli idzie o ludzką psyche, czy też o wykazanie istnienia istot rozumnych we
Wszechświecie, we wszystkich tych dziedzinach najnowsze osiągnięcia badawcze wskazują na
istnienie wielości łączących się ze sobą światów. Znajdujemy się u progu gruntownej przebudowy
świadomości, która otworzy przed ludzkością nową erę.
Zapraszam w fantastyczną podróż do wewnętrznego i zewnętrznego świata Bycia.
I
Biblioteka z przyszłości
Wyobraźmy sobie, że żyjemy na absolutnie płaskim świecie, który niby nieskończony arkusz
papieru rozciąga się tylko na długość i szerokość. Jako istoty dwuwymiarowe, znalibyśmy w tym
świecie wyłącznie linie, trójkąty, czworokąty i koła, a więc figury z geometrii dwuwymiarowej. Figury
“niemożliwe", takie jak kule, czworościany czy stożki, nie mieściłyby się oczywiście w naszym
aparacie pojęciowym.
Nie bylibyśmy w stanie dostrzec, co znajduje się ponad nami, za nami i przed nami. Istota
trójwymiarowa, która w swoim świecie ma także wysokość, mogłaby natomiast dokładnie
obserwować, co się dzieje w świecie “płaskich". Ponieważ w rzeczywistości jesteśmy istotami
trójwymiarowymi w trójwymiarowym świecie, nie potrafimy normalnie wyjrzeć poza istniejące dla nas
granice przestrzenno-czasowe. W świecie naszym zawsze jednak byli wizjonerzy i prorocy, którzy
na podstawie niezwykłych metod i technik poznania potrafili przekraczać te granice. W ten właśnie
sposób powstała w Indiach najbardziej niewiarygodna biblioteka na świecie - biblioteka z
przyszłości.
Zdaniem brytyjskiego matematyka J. W. Dunne'a wszystkie wydarzenia rozgrywają się
równolegle na różnych płaszczyznach czasowych. Innymi słowy: zdarzenie, które na jednej
płaszczyźnie rozgrywać się będzie w przyszłości, na innej może już być przeszłością.
Przekonanie takie dojrzewało w nim w trakcie wieloletnich badań, polegających na
szczegółowym zapisywaniu wydarzeń rozgrywających się w snach osób biorących udział w
doświadczeniu. Okazało się bowiem, że wszystkie te osoby bez wyjątku śniły o wydarzeniach z
przyszłości, które bywały niekiedy niezmiernie banalne, tak że później uległy zapomnieniu. Zdaniem
Dunne'a wyjaśnia to wiele zjawisk określanych mianem deja vu.
Właśnie sen bowiem przeprowadza nas przez szczelinę czasu ku przyszłym wydarzeniom,
czyniąc możliwym to, co już dawno temu odkryli prorocy i wizjonerzy.
- Byłem w Indiach. Widziałem ją na własne oczy, dotykałem jej i kazałem sobie odczytać swoje
dzieje z prastarych liści palmowych.
43-letni Bartholomaus Schmidt z Monachium to człowiek trzeźwy - doradca ekonomiczny i
instruktor na kursach sprzedaży. Teraz jednak wylewa z siebie potoki słów relacjonując swoje
przeżycia, przeświadczony o Niepojętym, przejęty tajemniczym zbiorem liści palmowych w Indiach.
Są to najbardziej zagadkowe biblioteki świata. Już przed tysiącami lat indyjscy mędrcy ryli na
mających 6 centymetrów szerokości i 48 centymetrów długości liściach palmowych życiorysy i losy
ludzi dziś żyjących, także Europejczyków, którzy nigdy wcześniej w Indiach nie byli. Każdy - poza
kilkoma wyjątkami - może udać się do takiej biblioteki, zapytać o swoje liście i poprosić o odczytanie
swoich losów. Liście te nie zawierają jednak życiorysów wszystkich ludzi z całego świata, lecz tylko
tych, którzy pewnego dnia rzeczywiście pojawiają się w takiej bibliotece.
W ten sposób liczba życiorysów zredukowana została z kilku miliardów do... do ilu, tego nikt
dokładnie nie wie.
Wiadomo natomiast, że strzegący liści palmowych mędrcy przenoszą ich treść na nowe
egzemplarze, kiedy stare stają się zbyt kruche, czyli mniej więcej raz na 800 lat.
Po obu stronach prastarych, cieniusieńkich liści palmowych wyryte są w języku starotamilskim
dzieje przeszłości i przyszłości przybysza. Wysokie na mniej więcej 1 milimetr znaki tego liczącego
sobie tysiące lat języka południowych Indii dla niewprawnego oka są prawie nierozpoznawalne.
Ku swemu niebotycznemu zdumieniu przybysz dowiaduje się wszystkiego o życiu swoim, swoich
rodziców, rodzeństwa, swojej żony i dzieci. Obok informacji o wykonywanym zawodzie znajdują się
też niekiedy wskazówki na temat cech szczególnych czy na przykład ułomności. Czasami pewne
słowa i pojęcia zastępowane są obrazowymi opisami. I tak na przykład zawód maszynisty
kolejowego zdefiniowano następująco: “woźnica pojazdu, którym dzięki parze wodnej lub innej
energii można przewozić wiele osób na duże odległości".
Dla nas jest rzeczą niepojętą, że wyryte na liściach palmowych nazwisko odwiedzającego
zawsze odpowiada rzeczywistości oraz że wymienieni są wszyscy jego żyjący w dniu odwiedzin
krewni. Niejednokrotnie podany jest też dzień, w którym dana osoba odwiedzi bibliotekę, oraz na-
zwisko tego, który go tam wprowadzi.
Dla każdego odwiedzającego są dwa liście. Na jednym jest jego nazwisko, zawód, przebieg
dotychczasowego życia oraz poprzednie wcielenia. Jeśli wyryte na tym liściu szczegóły się zgadzają,
czytający wyjmuje z archiwum drugi, przynależny do pierwszego liść. Z niego przybysz dowiaduje
się, jaka czeka go przyszłość. Wszystkie przyszłe wydarzenia - aż do chwili śmierci - opisane są z
podziałem na około dwuipółroczne lub pięcioletnie okresy. Ten rodzaj przedstawiania przyszłości
znany jest w Indiach pod nazwą sandhja Bhrigu, od imienia mędrca Bhrigu. Podobno miał on
rozwinąć tę metodę po wielu latach medytacji w trosce o losy swoich uczniów.
Wróćmy jednak do Bartholomausa Schmidta i jego fascynującej podróży.
- Całymi miesiącami przemierzałem południowe Indie w poszukiwaniu biblioteki liści palmowych.
Na próżno. Nikt nie potrafił mi pomóc. Rozczarowany, zdecydowałem się w końcu wracać do domu.
I nagle, ostatniego dnia, zupełnie niespodziewanie w recepcji hotelu spotkałem pewnego Niemca. W
trakcie luźnej rozmowy spytałem go o bibliotekę palmową. “Jest taka" - powiedział, jakby była to
najnormalniejsza rzecz na świecie. “Ale nie w Bombaju. Musi pan pojechać do Bangalore. Byłem
tam. Rok temu. Shastri, który odczytywał moje liście, powiedział, że za rok się ożenię. Z Niemką.
Miało to być 28 grudnia, a więc pojutrze. I pojutrze rzeczywiście biorę ślub. Będąc wtedy w
Bangalore, jeszcze jej nie znałem. Prawdę mówiąc, nie wierzyłem w ani jedno słowo. Dziwna historia,
prawda?"
Po tym spotkaniu pan Schmidt natychmiast udał się do Bangalore, stolicy stanu Mysore, 280
kilometrów na zachód od Madrasu. Po przybyciu do miasta poprosił w hotelu, żeby zameldowano go
w bibliotece. Już dwie godziny później wchodził do starej, wielkopańskiej willi przy 33, 5th Main Road,
Chamarajpet. Tu właśnie znajduje się będący od ponad 800 lat w posiadaniu rodziny Shastri zbiór
liści palmowych.
Sri Jyotishacarya Ramakrishna Shastri, aktualnie opiekujący się biblioteką, jest uczonym i
filozofem. Od dzieciństwa jego zmarły w 1984 roku ojciec wprowadzał go w teoretyczne i praktyczne
tajniki wschodniej mistyki, pozytywnej siły myślowej oraz Siuka nadi.
Siuka (papuga) oznacza boską mądrość, a nadi moment w czasie. Tradycje owej duchowej,
praktycznej i psychologicznej wiedzy o życiu sięgają 5300 lat wstecz, a jej przedmiotem jest zawarta
na palmowych liściach analiza momentu narodzin jednostki. Dokonano jej dzięki spirytualnym
zdolnościom mędrca Siuka, przedostając się dla poznania przyszłości poza ramy czasu i przestrzeni,
jak czynili to już prorocy oraz Nostradamus.
Siuka nadi zajmuje się przede wszystkim celami, jakie człowiek obiera w życiu. Pomaga mu
osiągnąć spełnienie tak duchowe, jak i materialne. W wiedzy tej akcent położony jest na aspekty
spirytualne i materialne, co ma ułatwić człowiekowi wypełnianie jego ziemskich obowiązków,
umożliwiając zarazem większe poświęcenie się rozwojowi duchowemu. Według Siuka nadi ludzkie
usiłowania, by zmienić swój los, określane są przez zasadę równowagi dynamicznej, nie zaś
statycznej, której czynnikiem jest z góry ustalone przeznaczenie. Interpretacja liści palmowych w
duchu Siuka nadi odzwierciedla “boski plan" ludzkiego życia oraz ukazuje możliwości i zdolności
każdego z szukających. Pomaga człowiekowi w jak najlepszym wykorzystaniu swojego życia w
zgodzie z boskim planem. Obejmuje osobowość, życie rodzinne, sukces finansowy oraz
predyspozycje umysłowe i podaje sposoby umożliwiające skorygowanie procesów myślowych, np.
w formie mantr, pierwotnie hymnów i formułek ofiarnych z Wed.
Siuka nadi ma na celu:
1. wspomaganie pokoju i szczęścia w życiu jednostki;
2. popieranie wartości prawdy oraz nierozerwalnej całości;
3. uchronienie świata od wojen, epidemii i rewolucji;
4. zachowanie tradycji i dóbr kulturalnych wszystkich narodów dla dobra całej ludzkości;
5. podniesienie jakości życia poprzez odwagę i szczerość;
6. intensyfikację pierwiastka duchowego poprzez wysiłek indywidualny i zbiorowy;
7. upowszechnianie wiedzy wedyjskiej - bez względu na rasę, historię, język czy wiarę - dla dobra
całej ludzkości.
Odpowiedzialnym za przechowywanie i prowadzenie zbioru liści palmowych w Bangalore oraz
sztukę odczytywania starotamilskich tekstów jest teraz Sri Shastri. Licząca sobie ponad 5000 lat
biblioteka obejmuje 3665 tomów po 365 liści każdy.
Sztuka czytania tych tekstów jest umiejętnością przekazywaną z pokolenia na pokolenie i
przechodzącą z ojca na najstarszego syna. Co 800 lat - jak wspomniano - przenosi się zapiski z
nadwątlonych liści na świeże.
Sri Jyotishacarya Ramakrishna Shastri, mniej więcej 40-letni opiekun biblioteki, przyjął
Bartholomausa Schmidta w tradycyjnym stroju urzędnika. Spytał o datę urodzenia i zniknął w swoim
archiwum. Po 20 minutach powrócił z dwoma liśćmi palmowymi w dłoniach.
Monachijski biznesmen nie podał nic oprócz swojej daty urodzenia. Tym bardziej był więc
zdumiony, kiedy Shastri odczytał mu szczegóły z jego życia, które dokładnie odpowiadały
rzeczywistości, a więc że ma już za sobą trzy małżeństwa i że jego trzecia żona niedawno zmarła.
Na liściu zawarte też były informacje o jego karierze zawodowej oraz szczegóły życia prywatnego.
- A pańska przyszłość? - spytałem Schmidta.
- O, czeka mnie jeszcze mnóstwo rzeczy. Jedno w każdym razie mogę panu zdradzić: jak na razie
nie mam się co przejmować śmiercią, ponieważ na moim liściu palmowym było napisane, że dożyję
sędziwego wieku 87 lat! Czy to nie coś?
Nikomu nie wolno zabierać z biblioteki “swoich" liści. Dowiedziałem się jednak od Schmidta, że
udało mu się mimo wszystko wejść w posiadanie kilku liści z tej biblioteki.
- W czasie mojego błądzenia po Indiach usłyszałem o pewnym opuszczonym klasztorze.
Pojechałem tam rikszą motorową. Klasztor leżał w połowie wysokości pewnej góry i pilnowało go
dwóch mnichów. Modlili się, mając obok siebie dwie miseczki z ryżem. Zagadnąłem ich i
opowiedziałem o tym, że byłem w Bangalore w bibliotece liści palmowych i że bardzo chciałbym
wziąć kilka takich liści ze sobą do domu. Ponieważ zaś ich klasztor jest już nieczynny,
chętnie zakupiłbym kilka.
Mnisi potrząsnęli przecząco głowami i wyjaśnili mi, że zbiory liści palmowych to “święte księgi" i
że nie mogą mi ich dać. Nie dałem się jednak tak łatwo zbić z pantałyku i w nadziei, że może mimo
wszystko uda mi się coś wskórać, zacząłem ich wypytywać o klasztor. Dopiero kiedy poczułem, że
mają mnie serdecznie dość, pożegnałem się.
Następnego dnia ponownie popielgrzymowałem na górę. Tym razem wciągnąłem w rozmowę
bardziej przystępnego z mnichów, który po jakimś czasie zapytał mnie, skąd pochodzę.
Od razu zacząłem mu szczegółowo opowiadać o bawarskich kościołach i klasztorach, stopniowo
przechodząc do celu mojej wyprawy do Indii. Opisałem moje wielomiesięczne daremne
poszukiwania biblioteki liści palmowych i to, jak wreszcie dzięki poleceniu znalazłem się u Sri
Shastriego, który odczytał mi moje liście.
Kiedy wymieniłem nazwisko Sri Shastri, mnich nadstawił uszu.
- Przyjdź jutro - powiedział. - Zobaczę, co mogę dla ciebie zrobić.
Kiedy następnego dnia znowu się u niego zjawiłem, wręczył mi stosik powiązanych liści
palmowych.
- Przejmujesz nad nimi odpowiedzialność - powiedział z naciskiem. - Twoim zadaniem i
obowiązkiem jest przechowywać je jak świętość.
- To właśnie one - mówi Schmidt lakonicznie, wydobywając z różnych drogocennych, jedwabnych
woreczków powiązane liście palmowe i rozpościerając je przede mną.
- To byłoby właściwie wszystko - mówi, podczas kiedy ja odnoszę wrażenie, że ten człowiek musiał
przeżyć coś nadzwyczajnego. Ze swoimi ciemnymi oczami, śniadą skórą i czarnymi jak smoła
włosami ten norymberczyk z pochodzenia spokojnie sam mógłby uchodzić za Hindusa.
- Osiągnąłem, co chciałem - słyszę jego głos. - Nocnym pociągiem pojechałem potem na północ
wzdłuż wybrzeża od Cochin przez Goa do Bombaju i stamtąd poleciałem samolotem do domu.
Według przekazów tamilskich zapiski na liściach palmowych pozostają w ścisłym związku ze
zjawiskiem snu, a zwłaszcza tzw. snu świadomego. Zawierają one podobno “wyśnione" życia.
Wizjoner mający “świadome sny" porusza się w pewnych warunkach bowiem niby podróżnik w
czasie poza granicami przestrzeni i czasu.
II
Czas snu
“Jestem, ponieważ ktoś mnie śni; człowiek, który śpi, we śnie widzi mnie, jak się poruszam i
działam, i który w momencie, kiedy mówię do ciebie, śni. Wraz z jego snami budzę się do życia, z
chwilą jego przebudzenia kończy się moje istnienie. Jestem kaprysem jego inspiracji, tworem jego
ducha, gościem w jego nocnych wizjach " - powiada jeden z bohaterów powieści zmarłego w 1956
roku włoskiego pisarza Giovanniego Papiniego.
Życie, czyhająca myśl wszystkiego, co kiedyś było, podzielona na idee, głosy, oczy, twarze,
emocje i sny, błąka się - nie zważając na przestrzeń i czas - za drzwiami i oknami naszego Bycia,
mając zdolność przybywania z nicości zapomnienia, z niemej, ponadczasowej wieczności.
Chcieć pojąć czas nie znaczy tylko badać świat materii, lecz także uwzględnić spotkanie ze
światem niematerialnym, takim jak sny, i poradzić sobie z niezliczonymi przeszkodami, stawianymi
przez subiektywne rzeczywistości. A więc śnijmy, czy raczej nauczmy się znowu śnić.
Sny dają szczególny rodzaj przeżyć z typową dla siebie rzeczywistością. Rozgrywają się z
“wyłączeniem opinii". W tym wykraczającym poza zmysły świecie obce są człowiekowi wszelkie
zahamowania, bo przecież sen nie zna zobowiązań ani tabu. Sny pojawiają się nieświadomie, bez
żadnej zapowiedzi, przeważnie bez udziału woli - z wyjątkiem “snu świadomego".
Przekonujące rezultaty badań nad istotą snu pozwalają sformułować następujące wnioski:
1. Nasze życie we śnie pozostaje pod wpływem wydarzeń dnia.
2. Wywiera decydujący wpływ na nasze zachowanie się w czasie dnia.
3. We śnie zachodzi nieświadoma komunikacja z innymi.
4. Klucz do paranormalnej płaszczyzny bytu oraz do psychicznych płaszczyzn czasowych
znajduje się w naszych snach.
Wąska ścieżka wije się mrocznym wąwozem. Mężczyzna co chwila zatrzymuje się i rozgląda
niepewnie dokoła. Idzie przed siebie, aż wąwóz otwiera się na krąg spiętrzonych kamieni. Pośrodku
sterczy biały szkielet drzewa wyciągającego obumarłe gałęzie w stronę nieba.
Mężczyzna siada na kamieniu, aby odpocząć.
“Ja śnię i wiem, że śnię" - myśli.
Po chwili rusza w dalszą drogę. Okolica jest opustoszała, mężczyzna daremnie szuka wzrokiem
jakiejś ludzkiej postaci. Lecz cóż to? Nagle pojawia się przed nim jakaś odwrócona plecami postać.
“Jest w skafandrze" - myśli mężczyzna, zbliżając się do nieznajomego. Nagle nieznajomy
odwraca się i wbija w niego wzrok. Lecz spod kaptura nie widać twarzy, poza okiem, które
przeszywa mężczyznę spojrzeniem. Ten tylko się domyśla zarysowanej pod materią struktury kości.
Ponieważ jednak chce wiedzieć," z kim się spotkał, pyta:
- Kim jesteś?
Postać odpowiada na to zgrzytając zębami:
- Drapieżnym wilkiem!
W tym momencie mężczyzna już wie, że stoi przed nim śmierć. Wszystko w nim protestuje. Musi
się bronić, chwyta leżący w pobliżu kij i zadaje pchnięcie. Lecz nie czuje żadnego oporu. Koniec kija
trafia w pustkę. W tym samym momencie mężczyznę przeszywa świadomość, że nie może wygrać
walki z niepokonaną śmiercią - nie może uśmiercić śmierci. Prosi więc o pomoc.
- Tylko wówczas, jeśli pójdziesz za mną - mówi niewzruszenie postać, wykonując gest ręką.
Mężczyzna podąża za postacią do fantastycznej, zalanej złocistym blaskiem pieczary. Targany
na przemian ciekawością i wstrętem czuje, jak budzi się w nim jakiś nieokreślony, pierwotny lęk. A
jednak idzie za swoim przewodnikiem aż do końca pieczary, do sarkofagu, w którym spoczywa
szkielet.
- Każdy ma ją na karku - mówi postać, wskazując na
szkielet. - Ale przecież ty nie umarłeś! Ciesz się życiem.
Cóż znaczą twoje problemy wobec śmierci!
Pieczara rozpływa się w nicości, mężczyzna odczuwa niewysłowioną ulgę.
Ten mężczyzna to dr Paul Tholey, profesor psychologii na uniwersytetach w Brunszwiku i
Frankfurcie. Specjalizuje się w zagadnieniu komunikacji pomiędzy światem naszych snów a
światem rzeczywistym.
Fascynującym aspektem współczesnych badań nad snem jest ponowne odkrycie tzw. snu
świadomego. Ten rodzaj snu oferuje nam bowiem niesłychane poszerzenie psychicznej
płaszczyzny naszego istnienia.
Badacz snów świadomych Paul Tholey tak mówi na ten temat:
- Rzekome ludy prymitywne, jak np. plemię Senoi z malajskiej dżungli, wykorzystały te możliwości
na długo przed nami. Z biegiem czasu wypraktykowały, że świat snu można modyfikować, że daje
się on aktywnie zmieniać w czasie snu. Senoi wierzą, że w snach obcują z bogami, demonami i
duchami zmarłych. Dorośli nauczyli się stawiać czoło zagrożeniu, jakie stwarzają te postacie, co
więcej, odnosić nad nimi zwycięstwa i sprawiać, by dawały im podarunki. Realizowali prawdziwe
eksperymenty senne, których wyniki służyły im do poprawy świata jawy.
Sen świadomy jest w rzeczywistym tego słowa znaczeniu świadomy. Ponieważ śniący w ten
sposób człowiek w dużej mierze sam potrafi ustalać przebieg swoich snów, jest też w stanie “przez
sen", tzn. świadomie śniąc, rozwiązywać swoje problemy. Innymi słowy: posiada zdolność
przeżywania swoich marzeń, stworzenia połączenia ze sferą własnej nieświadomości i może
kształtować swoje życie we śnie wedle własnych wyobrażeń.
- Przy odrobinie dyscypliny i wytrwałości każdy może śnić świadomie - powiada Tholey.
Jeśli śniący napotka jakieś przerażające postaci, groźne zwierzęta drapieżne czy też stanie w
obliczu straszliwego niebezpieczeństwa, nie wolno mu uciekać, lecz musi stawić czoło tym
wydarzeniom, by pokierować nimi wedle swojej woli. W końcu przecież śniący świadomie jest
reżyserem, aktorem i widzem w jednej osobie. Dla niego nie istnieją granice czasu ani przestrzeni,
ponieważ nie dotyczą go prawa fizyki, takie jak np. prawo ciążenia.
Toteż może on “w każdej chwili" przeżyć najbardziej nieprawdopodobne przygody, np. latać jak
ptak, świadomie wybierając w dodatku cel i czas podróży. W każdej fazie tego przeżycia jego
świadomość jest jasna, jak na jawie. Wręcz fenomenalny jest przy tym fakt, że w czasie takiego snu
zachowana zostaje pełna świadomość rzeczywistości.
- Człowiek świadomie śniący dysponuje większą wolnością - mówi Tholey. - Sen świadomy daje
szansę nauczenia się skuteczniejszego pokonywania trudnych sytuacji życia codziennego,
poprzez “próbne rozwiązania" we śnie.
Przede wszystkim jednak na sen taki trzeba patrzeć jak na rodzaj “maszyny czasu", która w
pewnych sytuacjach może przenieść śniącego - niejako poprzez szczelinę czasu - do
wcześniejszych okresów życia albo też daleko w przyszłość.
Sny to zakodowane przesłania, których interpretacji musimy się nauczyć. Przesłania te docierają
do nas w symbolicznym języku, możliwym do zrozumienia tylko po zastosowaniu “logiki" świata
naszych emocji. Dlatego też trzeba z pomocą świadomego snu niejako “wybadać" całościowo swoje
emocje.
I tak na przykład groźne zwierzę ogólnie symbolizuje nieprzezwyciężone agresje wywołane przez
świat wewnętrzny lub zewnętrzny albo też niezaspokojone potrzeby pierwotne, jak np. brak
satysfakcji seksualnej.
Białe, obumarłe drzewo w świadomym śnie Tholeya ucieleśnia na przykład sytuację kryzysową,
którą dodatkowo podkreśla surowa okolica. Świadomy sen odzwierciedla tu nastrój depresyjny
wywołany sytuacją kryzysową. Pieczara jest m.in. symbolem głębokich warstw naszej świadomości,
a śmierć odgrywa zazwyczaj w takim śnie rolę wewnętrznego pomocnika. Stanowi ucieleśnienie
najmądrzejszego i najważniejszego ze wszystkich doradców.
Kiedy z pełną świadomością wkraczamy do świata snów, najlepiej poznajemy symbolikę naszych
marzeń sennych, tam bowiem wydarzenia określane są takimi właśnie symbolami.
Powinniśmy zatem nauczyć się śnić jasno, czyli śnić świadomie.
Od kiedy nauka zajęła się badaniem naszych snów, wiemy, że każdy człowiek śni, nawet jeśli po
przebudzeniu nie może sobie tego przypomnieć. Śpimy - lub śnimy - średnio przez 20-25 lat życia, a
więc niemal ćwierć wieku i - ogólnie rzecz biorąc - nie korzystamy ze wspaniałych możliwości, jakie
dają senne marzenia. Ponadto nie robimy nic, aby wykorzystać występujące zwłaszcza we śnie
świadomym zdolności paranormalne, takie jak jasnowidzenie, prekognicja czy telepatia. Ponieważ
wymiar przestrzenno-czasowy ma w marzeniach sennych zupełnie inną wartość niż na jawie,
znacznie częściej, niż nam się wydaje, śnimy o przyszłych wydarzeniach. Nie można też zapominać
o tym, że sny bardzo często stanowią istotny “katalizator" dla naszego życia na jawie.
W ten właśnie sposób powstał przecież buddyzm. W noc majowej pełni księżyca 35-letni książę
Siddhartha przygotował sobie pod gołym niebem posłanie z traw. Księżyc stał wysoko na niebie,
kiedy książę pogrążył się w głębokiej medytacji, jak niejednokrotnie przedtem. Bliski zwycięstwa,
osiągnął cel setek swoich przeżytych, pełnych trudu żywotów. Raz jeszcze przeżywał dawne
wcielenia, śledząc przyczynę kolejnej reinkarnacji oraz wynikające z niej cierpienia. Po długich
zmaganiach jego udziałem stało się wreszcie oświecenie. Zrozumiał, że pragnienie oznacza
cierpienie i że wraz z przezwyciężeniem pragnienia kończy się też cierpienie. Tym samym
zakończyła się jego podróż.
W ten sposób w roku 560 przed Chrystusem narodził się Budda. Jego oświecenie, czyli jego sen,
stał się przyczyną powstania 2,5 tysiąca lat temu buddyzmu, religii panującej w większości krajów
Azji.
Ponieważ według indyjskiej koncepcji historii nie ma żadnych pojedynczych wydarzeń, lecz
istnieją tylko powtarzające się przez całą wieczność cykle, wedle wiary buddyjskiej kiedyś w
przyszłości narodzi się nowy Budda.
Szczególnie często sny stanowią inspirację w sztuce i nauce. Na przykład Albert Einstein napisał
kiedyś, że nie ma jakiejś logicznej reguły, według której można odkryć podstawowe prawa przyrody.
Zdolna jest do tego tylko i wyłącznie intuicja. W ten właśnie sposób, leżąc chory w łóżku, odkrył
podstawy teorii względności.
August Kekule von Stradonitz, pionier chemii wielkoprzemysłowej, dzięki odkryciu pierścieniowej
struktury benzenu oraz czterowartościowości atomów węgla wywarł największy wpływ na rozwój
teoretycznych podstaw chemii organicznej. W roku 1890 opowiedział na forum Niemieckiego
Towarzystwa Chemicznego w Berlinie, jak doszło do tych fundamentalnych odkryć. Wbrew pozorom
Kekule nie mówił o związkach chemicznych, lecz o śnie:
- Siedziałem w moim gabinecie w Genewie i nie mogłem nic wymyślić. Odwróciłem fotel w stronę
kominka i zapadłem w półsen. Przed oczami zatańczyły mi atomy. Moje oko, wyostrzone przez
powtarzające się podobne wizje wewnętrzne, rozróżniało już większe twory o różnorodnych
kształtach. Długie szeregi, w wielu miejscach gęściej ze sobą zespolone, wszystko w ruchu, kręcące
i wijące się wężowo. I nagle, co to? Jeden z wężów ugryzł się we własny ogon, obraz ten szyderczo
zawirował przed moimi oczami. Obudziłem się jak przeszyty błyskawicą. Również tym razem resztę
nocy spędziłem na dopracowywaniu hipotezy. Nauczmy się śnić, moi panowie, wtedy być może
odnajdziemy prawdę.
Tymi słowy uczony zakończył swoją przemowę wprawiając audytorium w zdumienie.
Podobna rzecz przytrafiła się znanemu fizykowi Nielsowi Bohrowi. Przez wiele lat zmagał się z
modelem atomu, aż wreszcie w roku 1913 teoria dojrzała w nim we śnie: ujrzał siebie na słońcu z
rozpalonych gazów, obok którego przelatywały w wielkim pędzie planety. Planety wydawały się
połączone cienkimi nitkami ze słońcem, wokół którego krążyły. Nagle gaz zgęstniał, słońce i jego
planety skurczyły się i zamarły w ruchu.
Bohr opowiada, że w tym momencie się obudził i natychmiast wiedział, że miał przed oczami
model atomu. W roku 1922 Niels Bohr otrzymał za ten sen nagrodę Nobla.
Literatura pokazuje wyraźnie, że siłą napędową wielu dzieł wielkich filozofów, poetów i pisarzy był
sen. Na przykład Dantego do napisania Boskiej komedii zainspirowały sny. Opisuje on w tym
utworze swoją wyimaginowaną wędrówkę przez trzy sfery zaświatów.
Także Kartezjusz, wielki filozof i matematyk francuski - ten od cogito ergo sum (myślę, więc
jestem) - powstanie swoich najważniejszych rozpraw filozoficznych przypisuje szeregowi snów.
Najbardziej interesowała go jednak kwestia subiektywności wszelkich wrażeń zmysłowych.
Genialny angielski pisarz Robert Louis Stevenson przyznał, że źródłem tematów do większości
jego książek były sny. Sam siebie charakteryzował jako “osobliwego marzyciela". W powieści Dr.
Jekyll i Mr. Hyde przedstawia fascynującą wizję rozdwojenia osobowości.
Nie może tu zabraknąć także Franza Kafki, który pozostawił nam cały szereg koszmarów
sennych - bo takie wrażenie sprawiają jego dzieła. Przypomnijmy sobie chociażby komiwojażera z
Przemiany, który rankiem budzi się jako olbrzymi żuk i umiera wskutek bezduszności nie
rozumiejącej go rodziny. Albo maszynę do egzekucji z Kolonii karnej, wycinającą nieszczęsnym
ofiarom tekst wyroku na skórze.
Wymieńmy tu też kilku z licznej rzeszy malarzy przenoszących na barwne płótna swoje senne
wizje. Na przykład Hieronima Boscha, który w obrazach Sąd Ostateczny, Piekło, Siedem grzechów
głównych i Kuszenie św. Antoniego przedstawił swoje przerażające fantazje. Albo Arnolda Bócklina
z niesamowitą Wyspą umarłych. Albo Marca Cha-galla, którego obrazy są baśniami ujętymi w senne
wizje, rozjarzone mnóstwem barw. Albo liczne surrealistyczne dzieła, np. Salvadora Dali, Joana Miro,
Maxa Ernsta, Echaurrena R. Matty, Enrica Donatiego czy Yvesa Tanguy, którzy swoimi wizjami
przemienili fundament naszej rzeczywistości w piasek na wietrze.
Parapsycholodzy badający odmienne stany świadomości w relacji z postrzeganiem
pozazmysłowym stwierdzili, że szczególnie obiecujący jest stan uśpienia. Na zlecenie
amerykańskiego National Institute of Mental Health psychologowie Montague Ullman, Stanley
Krippner i Alan Vaughan przeprowadzili badania w dziedzinie telepatii podczas snu.
Amerykański psychoanalityk dopiero wtedy może przystąpić do wykonywania zawodu, kiedy sam
podda się psychoanalizie. Gdy w 1947 roku Ullman poddał się z tego powodu psychoanalizie, po raz
pierwszy zdał sobie sprawę, że podczas snu mogą ujawnić się zdolności paranormalne. Ullman
mówi, że pewnego razu przyśnił mu się jego psychoanalityk i przy okazji najbliższej sesji opowiedział
mu swój sen, który miał następujący przebieg:
- Wszedłem do poczekalni i natychmiast spostrzegłem, że są w niej inne meble. Bardzo podobały
mi się ich żywe kolory, daremnie jednak szukałem wzrokiem dużej, skórzanej sofy, zobaczyłem za to
kilka nowoczesnych krzeseł. W gabinecie również dostrzegłem zmiany. Zamiast dawnej skórzanej
kanapy stało coś innego. Dziwiłem się, dlaczego nie leżę, tylko jestem odchylony do tyłu, niemal w
pozycji siedzącej, i patrzę w twarz psychoanalityka, zamiast się odwrócić. W tym momencie weszło
kilku mężczyzn. Wyglądali na ważnych i dobrze sytuowanych. Podczas gdy psychoanalityk nad
czymś z nimi debatował, ja poszedłem do innej części gabinetu i rozmawiałem z podrostkiem, który
przyszedł razem z tamtymi mężczyznami. Kiedy po tej przerwie podjęliśmy sesję, byłem niespokojny
i zły na mojego terapeutę - być może dlatego, że zajmował się tymi ludźmi zamiast mną.
Sen Ullmana nie został w czasie sesji poddany analizie i zapomniano o nim aż do jednej z
kolejnych sesji, kiedy to zaraz po wejściu do poczekalni Ullman zauważył, że brakuje dużej sofy, za
to pojawiły się niewielkie krzesła o kolorowych obiciach. W gabinecie zwrócił uwagę na brak
skórzanej kanapy, którą zastępowała duża sofa, przeniesiona z poczekalni.
Spytany o to psychoanalityk, powiedział, że kanapa została oddana tapicerowi do naprawy.
W połowie sesji nagle zadzwonił telefon. Dyrektor hotelu, w którym mieszkał psychoanalityk,
wciągnął go w długotrwałą rozmowę na temat ewentualności przeniesienia się do większego
apartamentu. Im dłużej trwała rozmowa, tym bardziej niecierpliwił się Ullman. Poszukał w swoim
notatniku adresu hotelu, którego współwłaścicielem był jego wuj, i podał go terapeucie ze słowami,
że być może będzie on mógł mu pomóc w tej sprawie. Spojrzawszy na nazwisko, terapeuta zapytał,
czy chodzi o tego znanego przemysłowca. Hasło “przemysłowiec" wywołało krótką rozmowę na
temat osobowości ludzi na kierowniczych stanowiskach, w czasie której terapeuta kartkował notatnik
Ullmana. Ten poczuł się tym nieprzyjemnie dotknięty, ponieważ przypuszczał, że niektóre z jego
zapisków na temat badań parapsychologicznych mogą prowadzić do nieporozumień.
W tym momencie przypomniał sobie swój sen, w którym widział dokładnie takie same meble w
poczekalni i gabinecie, jakie były tam teraz, zaś “ważni, dobrze sytuowani mężczyźni" ucieleśniali
widocznie przemysłowców, o których przed chwilą rozmawiał z terapeutą. Pojawił się również ów
hamowany gniew Ullmana na psychoanalityka, który w czasie sesji “zbyt dogłębnie zajmował się
intruzami". Wystarczyło to, by Ullman naprowadził rozmowę na swój proroczy sen i zaczął
dyskutować z psychoanalitykiem na temat parapsychologicznych możliwości związanych z
marzeniami sennymi. Terapeuta powiedział, że decyzję o oddaniu leżanki do tapicera podjął na
długo przed snem Ullmana, toteż sen o przemeblowaniu można zinterpretować jako wynik
telepatycznej relacji pomiędzy lekarzem i “pacjentem". Natomiast część o przerwaniu sesji przez
“ważnych, dobrze sytuowanych mężczyzn" jest już przykładem prekognicji.
Przeżycie to zainspirowało Ullmana, by podjąć w Maimonides Medical Center w Brooklynie w
Nowym Jorku badania nad snami paranormalnymi, a zwłaszcza nad wpływem telepatii na marzenia
senne.
W trakcie prowadzonych przez Ullmana i jego kolegów z nowojorskiego City University
eksperymentów umieszczano w dźwiękoszczelnych pomieszczeniach osoby obojga płci,
podłączając je do aparatów EEG (rejestrujących prądy mózgowe), znajdujących się w innym pokoju
i nadzorowanych przez eksperymentatorów. W dźwiękoszczelnym pomieszczeniu w sąsiednim
budynku przebywał “nadawca".
Jego zadaniem było skoncentrowanie się na konkretnym obrazie, kiedy osoba badana
znajdowała się w fazie marzeń sennych, i telepatyczne przekazanie jej tego obrazu. Do
eksperymentu wybrano kilka obrazów i symboli, kierując się ich emocjonalną intensywnością,
prostotą i natężeniem barw.
Po zakończeniu fazy marzeń sennych osobę badaną budzono i pytano o treść snów, nagrywając
wypowiedź na taśmę magnetofonową.
Następnie relacje poszczególnych osób wraz z przekazywanymi obrazami przesłano do oceny
trzem niezależnym ekspertom, którzy zbadali treść marzeń sennych pod kątem zgodności z
telepatycznie przekazywanym motywem obrazu. Oceny dokonano na podstawie ustalonego
systemu punktowego. Wynik określany jako “nadzwyczajna zgodność" wynosił w kilku przypadkach
65 na 100 możliwych.
Jednej z badanych osób przekazywano telepatycznie obraz Deszcz w Siono japońskiego artysty
Utagawy Hiroshige. Przedstawia on m.in. skulonego mężczyznę uciekającego przed ulewnym
deszczem. Osobie badanej śniło się “coś o jakimś chorym Azjacie... jakby w związku ze studnią,
jakieś strumienie wody".
Innej osobie przekazywano Adorację pasterzy el Greca. Relacja na temat impresji sennych
brzmiała: “Matka Boska. Posąg Chrystusa... Zimny kościół o zarośniętych trawą kolumnach portalu.
Dziewica Maria trzyma Dzieciątko na ręku".
Już wynik pierwszego eksperymentu był zaskakujący. Soi Feldmann, współpracownik Ullmana,
skoncentrował się jako “nadawca" na obrazie japońskiego malarza Tamaio, przedstawiającym dwa
złośliwe psy, rzucające się z wyszczerzonymi kłami na kawałek mięsa. Poddana eksperymentowi
kobieta śniła o tym, że bierze udział z przyjaciółką w uroczystym przyjęciu. Przyjaciółka zazdrośnie
pilnowała, żeby nikt nie zjadł więcej mięsa od niej. Pozostali goście szeptem uskarżali się na
zachłanność młodej kobiety.
Ullman, Krippner i Vaughan wyciągają ze swoich eksperymentów wniosek, że ich “zasadniczą
tezę oprzeć można na stwierdzeniu Freuda, iż «sen stwarza dogodne warunki do telepatii»".
Ponadto sny oznaczają podróżowanie w czasie, i to w najprawdziwszym sensie tego słowa,
zwłaszcza w stanie snu świadomego, który stwarza warunki sprzyjające tzw. eksterioryzacjom, czyli
“podróżom astralnym".
Podróżnicy astralni w nadzwyczajny sposób opuszczają swoją cielesną powłokę wraz z “ciałem z
delikatnej substancji". Mogą oni podobno udawać się w podróż do najróżniejszych miejsc i epok i z
pełną świadomością gromadzić przeżycia i doświadczenia.
Tacy eksperci, jak profesor Hornell Hart z Duke University i profesor Charles Tarte z Uniwersytetu
Kalifornijskiego badali zjawisko tzw. OOBE (out of the body experience - “doświadczenie z pobytu
poza ciałem", czyli właśnie podróże astralne), wykazując jego faktyczne istnienie.
Pod nadzorem Charlesa Tarte przeprowadzono na przykład eksperymenty laboratoryjne z
Amerykaninem Robertem A. Monroem, który w swoim tzw. drugim ciele podejmował “wycieczki" w
inne miejsca i po powrocie opisywał widziane tam sceny i rozmowy ze wszelkimi szczegółami, które
potwierdzano potem w drodze weryfikacji.
Doświadczeni podróżnicy astralni twierdzą nawet, że są w stanie dotrzeć do swoich
wcześniejszych wcieleń!
Życie po śmierci - ponowne narodziny - to jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów, jakie
można sobie wyobrazić, jakkolwiek cały szereg dowodów zdaje się potwierdzać istnienie zjawiska
reinkarnacji.
Z zapisków w indyjskiej bibliotece liści palmowych wynika jednoznacznie, że każdy z nas
przeżywał już życie wielokrotnie. Fascynującej możliwości przywołania dawnych wcieleń człowieka
upatrują ezoterycy w hipnotycznym cofaniu się pamięcią w okres przedurodzeniowy, co umożliwia
wydobycie na światło dzienne - niejako przez szczelinę w czasie - poprzednich inkarnacji pacjenta.
III
Wspomnienie dawnego życia
Kiedy zadajemy sobie pytanie, jakie znaczenie miałoby pojęcie czasu, gdyby nie istniały różne
warstwy naszej świadomości, odpowiedź mogłaby być tylko jedna: żadne. Tylko bowiem potencjał
naszego świadomego i nieświadomego Bycia umożliwia autorefleksję w czasie. Jednocześnie
oznacza to zarazem uznanie własnego Ja.
To, w jaki sposób Ja danego człowieka będzie się rozwijać i wyrażać, nie zależy tylko i wyłącznie
od jego własnego rozwoju, lecz raczej od cyklu rozwojowego, od którego pochodzi. W tym też
kontekście dla osób wierzących w reinkarnację decydującą rolę odgrywają wcześniejsze wcielenia.
Ich zdaniem wspomnienie tych dawnych inkarnacji drzemie gdzieś głęboko w otchłani naszej
nieświadomości.
Psychologowie, badacze mózgu i filozofowie do dziś nie zdołali jeszcze uzgodnić ścisłego pojęcia
nieświadomości i świadomości. “Świadomość to całość przestrzeni i czasu, która w swej najgłębszej
istocie może okazać się rzeczywistym Ja. Wydaje się, że świadomość i energia to jedno i to samo;
czasoprzestrzeń składa się ze świadomości, a nasze normalne postrzeganie rzeczywistości stanowi
właściwie mieszaninę niezliczonych Wszechświatów, z którymi współistniejemy. To, co odczuwamy
jako Ja, stanowi jedynie ograniczoną lokalnie projekcję naszych niezliczonych «Ja»" - twierdzą
fizycy Jack Sarfatti i Fred Wolf.
Jedno przynajmniej wydaje się pewne: pomiędzy świadomością i nieświadomością nie ma
sztywnych granic, a tylko płynna bariera", przez którą co pewien czas przenikają “na "światło
dzienne" strzępy wspomnień, które mogą świadczyć o istnieniu poprzednich wcieleń. Kluczem do
odkrycia naszych wcześniejszych inkarnacji może być hipnoza.
Wielu ludzi ma uczucie, jakby już raz żyło w innym czasie, niekiedy w innym miejscu. Co pewien
czas pojawiają się strzępy wspomnień, których nie da się z niczym połączyć. Czy to wrażenia, które
“zmagazynowali" kiedyś, w którymś momencie życia? A może raczej w ten sposób przez szczelinę
czasu przenikają na powierzchnię wspomnienia z okresu wcześniejszych wcieleń?
W kręgach ezoterycznych regresja hipnotyczna jest, by tak rzec, na porządku dziennym,
ponieważ umożliwia poddanej takiemu zabiegowi osobie cofnięcie się krok po kroku do chwili
narodzin i dalej, poza nią - w przeszłość. Gdyby w ten sposób udało się dostarczyć dowodu na to, że
wszyscy już kiedyś co najmniej raz żyliśmy, oznaczałoby to prawdziwą rewolucję w naszym
widzeniu świata.
- Jesteś całkowicie odprężony, zupełnie odprężony i bardzo zmęczony. Czujesz się rzyjemnie
ociężały, zapadasz coraz głębiej i głębiej w sen, przyjemny, głęboki, sen hipnotyczny...
Głos hipnotyzera Loringa Williamsa jest sugestywny i monotonny. Przed nim na kanapie leży
pogrążony w głębokiej hipnozie 15-letni George Field. Williams prowadzi go stopniowo aż do
momentu narodzin, a potem ponad sto lat w przeszłość.
Z wolna chłopiec zaczyna mówić.
- Byłem Jonathanem Powellem... prostym wieśnia kiem z Karoliny Północnej... Żyłem całkiem
samotnie na odludziu... w pobliżu miasteczka Jefferson... Urodziłem się w 1832 roku... W czasie
wojny secesyjnej zabili mnie zbuntowani żołnierze... chcieli kupić ode mnie ziemniaki...o wiele za
tanio... doszło do sprzeczki... Zaczęliśmy obrzucać się obelgami... Strzelili do mnie... postrzał w
brzuch...
Na ile to było możliwe, Loring Williams sprawdził szczegóły dotyczące Jonathana Powella,
wypowiedziane w hipnotycznym transie przez George'a Fielda. Okazało się wówczas, że chłopiec
podał informacje na temat okolicy i miasteczka ogólnie nie znane.
Na koniec Williams pojechał z chłopcem do Jefferson. Kiedy zahipnotyzował go w obecności
historyków tego terenu, stała się rzecz zdumiewająca: jako miejscowy wieśniak Jonathan Powell,
chłopiec wymienił nazwiska ówczesnych okolicznych “notabli", nakreślił ich sytuację finansową,
szczegółowe usytuowanie i wygląd ich domów.
Niestety, nie udało się potwierdzić urzędowo faktu istnienia jakiegoś Jonathana Powella,
ponieważ w tej okolicy narodziny i zgony mieszkańców zaczęto rejestrować dopiero od 1912 roku, a
więc w 50 lat po śmierci Powella. Ponadto w owym czasie nie prowadzono jeszcze oficjalnej
dokumentacji handlu parcelami. Znalazł się jednak pewien ślad: babką Jonathana Powella miała być
niejaka Mary Powell. Według świadectwa z 1803 roku jakaś Mary Powell istotnie nabyła kawałek
ziemi. Nic więcej jednak w miejscowych archiwach nie znaleziono. Ponieważ ślad ten nie był
wystarczający, by dowieść istnienia Jonathana Powella, zaszła konieczność przeprowadzenia
dodatkowych badań.
Loring Williams opublikował relację z tej niezwykle efektownej, jakkolwiek nie w pełni
udokumentowanej re-gresji hipnotycznej. Wkrótce potem George Field otrzymał list. Pewna kobieta
o nazwisku panieńskim Powell napisała mu, że jest daleką kuzynką Jonathana Powella. Podała mu
szczegóły z życia Jonathana, które przekazywano sobie ustnie w rodzinie. W liście było m.in. takie
zdanie: “Jonathan Powell był moim stryjecznym dziadkiem. Został zamordowany przez Jankesów".
Dla wielu ludzi hipnoza nadal jest czymś podejrzanym, a w kręgach naukowych wciąż jeszcze
czyni się wszystko, by ją zdyskredytować albo całkowicie “odwiesić na kołku". Do dziś wyobrażenia
związane z tym zjawiskiem są dość mgliste, pomimo że hipnoza zajmuje już ważne miejsce jako
metoda terapii, pozwalając uzyskać stosunkowo szybki i pewny dostęp do podświadomości. W
gruncie rzeczy hipnoza jest po prostu czymś w rodzaju snu, stanem przypominającym sen, którego
zdarzeniami dobry hipnotyzer potrafi kierować.
Zasadniczo hipnozę dzieli się na stadium lekkie i głębokie. Stosując odpowiednią dla danego typu
osobowości technikę, można zahipnotyzować każdego. Wprowadzony w stan głębokiej hipnozy
człowiek wykonuje w zasadzie wszelkie polecenia, jeśli tylko pozostają one w zgodzie z jego
sumieniem. Innymi słowy: polecenia hipnotyzera muszą się zgadzać z zasadami etycznymi osoby
zahipnotyzowanej.
Dokładnie tak samo jak we śnie, w stanie hipnozy wszelka “rzeczywistość" przyjmowana jest jako
coś oczywistego. Możemy na przykład uskrzydleni jak ptaki latać swobodnie w przestrzeni albo
leżeć na ziemi, jakby przygnieceni wielkim ciężarem. Podobnie jak osoba pogrążona we śnie, także
osoba zahipnotyzowana znajduje się w stanie duchowego i fizycznego odprężenia, podczas gdy jej
podświadomość - drugie Ja - wszystko słyszy. Hipnoza nie oznacza bowiem wyłączenia
świadomości; osoba zahipnotyzowana potrafi odbierać i przetwarzać wrażenia zmysłowe
wszelkiego rodzaju. Tak jak we śnie możemy zostać wyrwani z czasu, czyli poprzez “pęknięcie w
czasie" dostać się do innej epoki i z tego “czasu zerowego" ponownie powrócić do teraźniejszości.
Hipnoza pozwala zatem zmienić postrzeganie, ponieważ może oddzielić człowieka od określonych
aspektów świadomości.
Sigmund Freud jako pierwszy zrozumiał, że za myśli i zachowania dorosłych odpowiadają dawno
zapomniane, ale przechowywane w podświadomości przeżycia z okresu niemowlęcego i
wczesnego dzieciństwa.
Niewątpliwie własny, wewnętrzny świat człowieka formowany jest głównie przez wielość wrażeń,
które mózg wchłonął właśnie w tym czasie. Przekazywane mózgowi informacje kształtują świadome
i nieświadome elementy psychiki.
Rozwój osobowości człowieka to proces nader złożony, uzależniony od najróżniejszych
czynników. Szczególną rolę odgrywają w nim m.in. własne cechy wrodzone, rodzinne wzorce
zachowań, konstytucja, psychiczne i fizyczne procesy dojrzewania, środowisko społeczne i system,
przeżycia z wczesnego dzieciństwa, a także procesy edukacyjne.
W przeciwieństwie do ateisty Freuda psycholog Carl Gustav Jung wierzył w “religijną ze swej
natury duszę człowieka". Wskutek tego przekonania Jungowska interpretacja nieświadomego nie
pokrywa się z Freudowską. Wychodząc od swoich doświadczeń lekarskich, Jung rozumiał
podświadomość jako tzw. nieświadomość kolektywną.
W owej nieświadomości kolektywnej odzwierciedlają się doświadczenia zgromadzone w toku
rozwoju całej ludzkości. Inaczej mówi�