13892

Szczegóły
Tytuł 13892
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13892 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13892 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13892 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anthony Boucher GENIALNY WILKO�AK The Compleat Werewolf T�um. Marcin Wawrzy�czak 1999 Od autora. Prowadz�c badania kryminologiczne, cz�sto napotyka�em wzmianki o agencie FBI, kt�ry ma szans� dor�wna� takim ameryka�skim legendom, jak Paul Bunyan czy John Henry. Cz�owiek ten jest niewra�liwy na kule. Sieje takie przera�enie w umys�ach przest�pc�w, �e doprowadza ich do samob�jstwa albo szale�stwa. Czasem ca�kowicie znika z oczu, a kiedy indziej pojawia si� r�wnie niespodziewanie zupe�nie nagi. I, co by� mo�e najciekawsze, prowadzi nieko�cz�ce si� poszukiwania kogo�, kto potrafi wykona� hindusk� sztuczk� ze stoj�c� lin�. Dopiero ostatnio, po intensywnych poszukiwaniach w Berkeley, gdzie na szcz�cie mam pewne znajomo�ci, przede wszystkim na wydziale germanistyki, i dzi�ki kilku niech�tnym zwierzeniom mojego starego przyjaciela Fergusa 0'Briena, zdo�a�em ustali� fakty, jakie kryj� si� za t� legend�. Oto zatem, ca�a historia, bez zaledwie jednego istotnego szczeg�u, a to, zapewniam, wy��cznie dla waszego w�asnego dobra. Profesor zerkn�� na wiadomo��: �Nie wyg�upiaj si� - Gloria�. Wolfe Wolf zgni�t� ��t� kartk� w kulk� i wyrzuci� j� przez okno na zalany jasnym wiosennym s�o�cem dziedziniec uniwersytetu. Wypowiedzia� kitka wyszukanych i prostackich uwag w p�ynnym �rodkowoniemieckim Emily podnios�a wzrok znad projektu bud�etu wydzia�owej biblioteki, kt�ry w�a�nie pisa�a na maszynie. - Obawiam si�, �e nie zrozumia�am, panie profesorze. Jestem s�aba ze �rodkowoniemieckiego. - Tylko improwizuj� - odpar� Wolf i pos�a� egzemplarz �Dziennika filologii angielskiej i niemieckiej� w �lad za telegramem. Emily odesz�a od maszyny do pisania. - Co� jest nie tak. Czy�by komisja odrzuci�a pa�sk� monografi� na temat Hagera? - Ten monumentalny wk�ad w ludzk� wiedz�? Och, nie. Nic tak wa�nego. - Ale jest pan zdenerwowany... - Biurowa �onka! - prychn�� Wolf. - 1 to bigamistka, bior�c pod uwag� �e masz pod sob� ca�y wydzia�. Odejd�. Ma�a ciemna twarzyczka Emily zaja�nia�a p�omieniem s�usznego gniewu, kt�ry usun�� wszelki �lad zwyczajno�ci. - Prosz� nie m�wi� do mnie w ten spos�b, profesorze Wolf. Po prostu staram si� panu pom�c. I wcale nie mam pod sob� ca�ego wydzia�u. Tylko... Profesor Wolf chwyci� ka�amarz, spojrza� w �lad za telegramem i �Dziennikiem�, po czym od�o�y� pojemnik na atrament. - Nie. S� lepsze sposoby wpadania we w�ciek�o��. Smutki pr�dzej rozpuszczaj� si�, ni� rozpadaj� na kawa�ki... Niech Herbrecht we�mie za mnie wyk�ad o drugiej dobrze? - Dok�d pan idzie? - Do diab�a. Na razie. - Prosz� poczeka�. Mo�e b�d� mog�a panu pom�c. Pami�ta pan, kiedy zosta� zbesztany przez dziekana za podawanie drink�w studentom? By� mo�e zdo�am... Wolf stan�� w drzwiach i wyci�gn�� jedn� r�k�, celuj�c swoim dziwacznym palcem wskazuj�cym, kt�ry by� r�wnie d�ugi jak �rodkowy. - Madame, je�li chodzi o uczelni�, jest pani niezast�piona. Jest pani podstaw� istnienia tego wydzia�u. Jednak teraz wydzia� mo�e i�� do diab�a, gdzie bez w�tpienia b�dzie nadal potrzebowa� pani nieocenionych us�ug. - Ale czy pan nie widzi... - g�os Emily zadr�a�. - Nie. Oczywi�cie, �e nie. I tak by pan tego nie dostrzeg�. Jest pan tylko m�czyzn� - nie, nawet nie m�czyzn�. Jest pan tylko profesorem Wolfem. Jest pan Hau-Hau. Wolf zachwia� si�. - Co takiego? - Hau-hau. Tak wszyscy pana nazywaj�, poniewa� pa�skie nazwisko brzmi Wolfe Wolf. Wszyscy pa�scy studenci, ka�dy. Ale pan nie zauwa�y�by czego� takiego. O, nie. Hau-hau, oto czym pan jest. - To - powiedzia� Wolfe Wolf - jest ostateczne pchni�cie. Mam z�amane serce, ca�y m�j �wiat rozpad� si�. Musz� maszerowa� prawie mil� do najbli�szego baru. Ale to jeszcze nie wszystko. Musz� mnie nazywa� Hau-Hau. Do widzenia Odwr�ci� si� i w drzwiach wpad� na rozleg�� i mi�kk� mas�, sprawiaj�c, �e wyda�a ona d�wi�k, kt�ry m�g� by� powitaniem �Wolf!� albo nieuniknionym j�kni�ciem. �Uch!�. Wolf cofn�� si� do pomieszczenia, wpuszczaj�c profesora Fearinga, z jego brzuchem, pince-nez, lask� i ca�� reszt�. Starszy m�czyzna podszed� do biurka, opad� na fotel i odetchn�� g��boko. - M�j drogi ch�opcze - wysapa�. - Taki impet. - Przepraszam, Oskarze. - Ach, m�odo��... - Profesor Fearing poszuka� chusteczki, ale nie znalaz� jej, i zacz�� czy�ci� pince-nez o sw�j, nieco pomi�ty, krawat. - Ale sk�d taki po�piech m�j ch�opcze? I dlaczego Emily p�acze? - Naprawd�? - Wdzi pan? - powiedzia�a Emily z rozpacz� i mrukn�a �Hau-hau� w swoj� wilgotn� chusteczk�. - I dlaczego egzemplarze �Dziennika� fruwaj� mi nad g�ow�, kiedy nie szkodz�c nikomu id� przez dziedziniec? Czy�by�my mieli do czynienia z teleportacj�? - Przepraszam - powt�rzy� Wolf uprzejmie. - To przez m�j temperament. Nie mog�em zdzier�y� pewnego argumentu u�ytego przez Glocke'a. Do widzenia. - Chwileczk�. - Profesor Fearing si�gn�� do jednej ze swoich niezliczonych niezawieraj�cych chusteczek kieszeni i wydoby� ��t� kartk� papieru.- Zdaje si�, �e to nale�y do ciebie? Wolf szybko chwyci� papier i podar� go na drobne kawa�eczki. Fearing zachichota�. - Jak�e dobrze pami�tam czasy, kiedy Gloria by�a tu studentk�! My�la�em o tym nie dalej jak zesz�ego wieczora, ogl�daj�c j� w �Melodii i blasku ksi�yca�. Jak�e denerwowa�a ca�y wydzia�! Na Boga, m�j ch�opcze, gdybym sam by� odrobin� m�odszy... - Id�. Dopilnujesz Herbrechta, Emily? Emily poci�gn�a nosem i skin�a g�ow�. - Daj spok�j, Wolfe. - G�os Fearinga spowa�nia�. - Nie chcia�em ci dokuczy�. Ale nie wolno ci traktowa� tego zbyt powa�nie. S� lepsze sposoby na znajdowanie ukojenia ni� tracenie cierpliwo�ci czy upijanie si�. - Kto m�wi� cokolwiek o... - Czy musia�e� to m�wi�? Nie, m�j ch�opcze, gdyby� mia�... Nie jeste� cz�owiekiem religijnym, prawda? - Dobry Bo�e, nie - odpar� Wolf, nieco sprzecznie. - Gdyby� tylko by�... Je�li mog� co� zasugerowa�, Wolf, czy nie zechcia�by� zjawi� si� dzisiaj w �wi�tyni? Odb�dzie si� bardzo szczeg�lna uroczysto��. Pomog�aby ci przesta� my�le� o Glo... o twoich k�opotach. - Dzi�kuj�, ale nie. Zawsze chcia�em odwiedzi� wasz� �wi�tyni� - du�o o niej s�ysza�em - ale nie dzisiaj. Mo�e innym razem. - Dzisiaj b�dzie szczeg�lnie ciekawie. - Dlaczego? Co takiego szczeg�lnego jest w trzydziestym kwietnia Fearing potrz�sn�� siw� g�ow�. - Szokuj�ce, jakim ignorantem mo�e by� naukowiec poza swoj� wybran� dziedzin�... Ale wiesz, gdzie to jest, Wolfe; mam nadziej�, �e ci� tam dzisiaj zobacz�. - Dzi�ki. Ale moje k�opoty nie wymagaj� nadprzyrodzonych rozwi�za�. Paru zombie wystarczy, i wcale nie mam na my�li �ywych trup�w. Do widzenia Oskarze. - By� ju� w drzwiach, kiedy doda�, jakby sobie przypominaj�c - Do widzenia, Emily. - Takie rozgor�czkowanie - mrukn�� Fearing. - Taki impet. M�odo�� to wspania�a rzecz, nieprawda�, Emily? Emily nie odpowiedzia�a, lecz wr�ci�a do pisania bud�etu, jakby wszystkie demony piek�a uwzi�y si� na ni�, co zreszt� po cz�ci by�o prawd�. S�o�ce zachodzi�o i tragiczna opowie�� Wolfa o jego k�opotach r�wnie� stawa�a si� rozczarowuj�ca. Barman zd��y� wyczy�ci� ka�dy kieliszek w lokalu, a potok s��w nie ustawa�. Barman by� rozdarty pomi�dzy nowym, nawet dla niego, poczuciem nudy i zawodowym podziwem dla klienta, kto potrafi� bez ko�ca konsumowa� kolejne szklanki koktajlu zombie. - Czy m�wi�em ci o tym, jak zawali�a p�rocze? - zapyta� Wolf ostro. - Zaledwie trzy razy - odpar� barman. - A wi�c w porz�dku; opowiem ci. Rozumiesz, nie lubi� tego typu rzeczy. Zawodowy etos, oto czym si� chlubi�. Ale to by�o co innego. To nie by� kto�, kto nie umie, poniewa� nie umie; to by�a dziewczyna, kt�ra nie umia�a, poniewa� nie by�a tego rodzaju dziewczyn�, kt�ra musi wiedzie� rzeczy, kt�re dziewczyna musi wiedzie�, je�li jest tego rodzaju dziewczyn�, kt�ra powinna wiedzie� tego rodzaju rzeczy. Rozumiesz? Barman rzuci� uwa�ne spojrzenie w stron� ma�ego pulchnego cz�owieka, kt�ry siedzia� na ko�cu opustosza�ego kontuaru, �ciskaj�c swoj� szklaneczk� d�inu z tonikiem. - Sprawi�a, �e to zrozumia�em. Sprawi�a, �e zrozumia�em wiele rzeczy i nadal rozumiem te rzeczy, kt�re sprawi�a, �e zrozumia�em. To nie by� przypadek profesora, zakochuj�cego si� w swojej studentce, rozumiesz? To by�o co innego. To by�o cudowne. To by�o jak pocz�tek zupe�nie nowego �ycia. Barman przeszed� na koniec baru. - Bracie - wyszepta�. Ma�y cz�owieczek z dziwn� br�dk� podni�s� wzrok znad swojego drinka. - Tak, kolego? - Je�li b�d� musia� s�ucha� tego szalonego profesora przez kolejne pi�� minut, zaczn� niszczy� wszystko dooko�a. Co by� powiedzia� na to, �eby mnie zast�pi�? Ma�y cz�owieczek spojrza� na Wolfa, szczeg�lnie uwa�nie przygl�daj�c si� d�oni, kt�ra obejmowa�a wysok� szklank� z koktajlem. - Z ch�ci�, kolego - skin�� g�ow�. Barman odetchn�� z ulg�. - By�a M�odo�ci� - m�wi� dalej Wolf w stron� miejsca, w kt�rym poprzednio sta� barman. - Ale to nie wszystko. To by�o co� innego. By�a r�wnie� �yciem i Ekscytacj�, i Rado�ci�, i Rozkosz�, i W Og�le. Rozu... - Przerwa� i popatrzy� na puste miejsce. - Zdumiewaj�ce! - rzek�. - Dok�adnie przed moimi oczami. Zdumiewaj�ce! - Tak kolego? - zainteresowa� si� pulchny cz�owieczek, siedz�cy na s�siednim sto�ku. Wolf odwr�ci� si�. - A tutaj jeste�. Czy opowiada�em ci, jak poszed�em do niej do domu, sprawdzi� jej prac� semestraln�? - Nie. Ale przypuszczam, �e zaraz to zrobisz. - Sk�d wiesz? C�, ta noc... Ma�y cz�owieczek pi� powoli; lecz jego szklanka by�a pusta w momencie, kiedy Wolf sko�czy� relacj� z owego wieczoru, sp�dzonego na beznadziejnie nieskutecznym flircie. Przyszli inni klienci i bar zape�ni� si� mniej wi�cej jednej trzeciej. - �i od tamtego czasu... - Wolf urwa� nagle. - To nie ty - zaprotestowa�. - Sadz�, �e to ja, kolego. - Ale jeste� barmanem, a ty nie jeste� barmanem. - Nie. Jestem magiem. - Aha. To wszystko wyja�nia. A wi�c, jak ju� m�wi�em... Hej! Masz brod� �ys�. Przepraszam? - Masz brod� �yse. Podobnie jak g�ow�. Tylko troch� szczeciny dooko�a. - Tak mi si� podoba. - A twoja szklanka jest pusta. - To r�wnie� jest w porz�dku. - O nie, w �adnym wypadku. Nie codziennie zdarza ci si� pi� z facetem, kt�ry o�wiadczy� si� Glorii Garton i dosta� kosza. To okazja do �wi�towania.. - Wolf uderzy� pi�ci� w kontuar i wyci�gn�� do g�ry dwa palce. Ma�y cz�owieczek zauwa�y� ich r�wn� d�ugo��. - Nie - powiedzia� cicho.- - Chyba lepiej nie. Znam swoje mo�liwo�ci. Je�li wypij� nast�pn� kolejk� - c�, co� mo�e zacz�� si� dzia�. - Niech si� dzieje! - Nie. Prosz�, kolego. Wola�bym... Barman przyni�s� drinki. - Dalej, kolego - wyszepta�. - Spraw, �eby siedzia� cicho. Odwdzi�cz� ci si� kt�rego� razu. Ma�y cz�owieczek z wahaniem upi� troch� �wie�ego d�inu z tonikiem. Profesor poci�gn�� �yk swojego kolejnego zombie. - Nazywam si� Hau-Hau - o�wiadczy�. - Ale wielu ludzi nazywa 4 Wolfe Wolf. S�dz�, �e to �mieszne. W istocie jest to Hau-Hau. Atwje? Cz�owieczek zastanawia� si� przez chwil� nad znaczeniem tego dziwnego d�wi�ku, a potem rzek�: - Moje imi� brzmi Ozymandias Wielki. - To zabawne imi�. - Powiedzia�em ci, �e jestem magiem. Tyle �e nie pracowa�em od dawna. Kierownicy teatr�w to dziwni ludzie, kolego. Nie zale�y im na prawdziwych magach. Nie chc� nawet, �ebym pokaza� im moje najlepsze sztuki. C�, pami�tam, pewnej nocy w Dard�ylingu... - Mi�o mi pana pozna�, panie... panie... - Mo�esz m�wi� do mnie Ozzy. Wi�kszo�� os�b tak m�wi. - Mi�o mi ci� pozna�, Ozzy. A teraz co do dziewczyny. Tej Glorii. Rozumiesz, prawda? - Jak najbardziej, kolego. - Ona my�li, �e bycie profesorem germanistyki to pestka. Chce czego� b�yskotliwego. M�wi, �e gdybym by� aktorem albo agentem... Rozumiesz! Ozymandias Wielki skin�� g�ow�, - A zatem w porz�dku! Rozumiesz. �wietnie. Ale po co chcesz dalej o tym rozmawia�? Rozumiesz. O to chodzi. Do diab�a z tym. Okr�g�a, okolona br�dk� twarz Ozymandiasa poja�nia�a. - Pewnie - powiedzia� i doda� nieopatrznie: - Wypijmy za to. Stukn�li si� szklankami i wypili. Woif beztrosko wypowiedzia� toast w starofrankijskim, pope�niaj�c niewybaczalny b��d w u�yciu dope�niacza. Dwaj m�czy�ni siedz�cy obok nich zacz�li �piewa� "My Wild Irish Rose", ale zgubili melodi� i umilkli. - To, czego potrzebujemy - powiedzia� ten w filcowym kapeluszu - to tenor. - To, czego ja potrzebuj� - mrukn�� Wolf - to papieros. - Pewnie - rzek� Ozymandias Wielki. Barman nalewa� piwo dok�adnie na przeciw nich. Ozymandias nachyli� si� nad kontuarem i wyci�gn�� zapalonego papierosa z ucha barmana, po czym poda� go swojemu towarzyszowi. - Sk�d to si� wzi�o? - Nie jestem pewny. Wiem tylko, jak je wyci�ga�. M�wi�em ci, �e jeste� magiem. - Ach. Rozumiem. Prestidigitacja. - Nie. Nie jestem prestidigitatorem; jestem magiem. Och, do diaska! Znowu to zrobi�em. Wi�cej ni� jeden d�in z tonikiem i zaczynam si� popisywa�. - Nie wierz� ci - rzek� Wolf beznami�tnie. - Magowie nie istniej�. To jest r�wnie g�upie, jak Oskar Fearing i jego �wi�tynia, a zreszt�, co jest takiego szczeg�lnego w trzydziestym kwietnia? Cz�owieczek z br�dk� zmarszczy� czo�o. - Prosz�, kolego. Zapomnijmy o tym. - Nie. Nie wierz� ci. Wyprestidigitatowa�e� tego papierosa. To nie by�a magia. - Zacz�� podnosi� g�os. - Jeste� oszustem. - Prosz� bracie - wyszepta� barman. - Niech on siedzi cicho. W porz�dku - rzek� Ozymandias zm�czonym g�osem. - Poka�� ci co�, mo�e by� prestidigitacj�. - Dw�jka obok nich znowu zacz�a �piewa� - potrzebuj� tenora. W porz�dku: s�uchaj! I do duetu do��czy� najs�odszy, najbardziej irlandzki tenor, jaki mo�na sobie wyobrazi�. �piewaj�cy nie przejmowali si� jego �r�d�em; po prostu zaakceptowali go ch�tnie i wspi�li si� na wy�yny swoich umiej�tno�ci, przez co wszyscy w barze mogli pos�ucha� najpi�kniejszej melodii, jak� kiedykolwiek s�yszeli od czasu, gdy Klub Rado�ci zosta� pewnego wieczora bezterminowo zawieszony. Wolf zdawa� si� by� pod wra�eniem, ale potrz�sn�� g�ow�. - To tez nie jest magia. To brzuchom�wstwo. - Je�li chodzi o �cis�o��, to by� g�os ulicznego �piewaka zabitego w czasie powstania Wielkanocnego. Wspania�y go��; nigdy nie s�ysza�em lepszego g�osu, z wyj�tkiem tamtego wieczora w Dard�ylingu... . Oszust! - powiedzia� Wolfe Wolf g�o�no i wojowniczo. Izymandias raz jeszcze przyjrza� si� jego d�ugiemu wskazuj�cemu palcowi. Spojrza� na ciemne brwi profesora, zrastaj�ce si� prost� lini� nad nosem. Uj�� nieco bezw�adn� d�o� swego towarzysza i dok�adnie zbada� jej wn�trze. By�o poro�ni�te w�osiem, rzadkim, lecz widocznym. Mag prychn��. - I ty na�miewasz si� z magii! - Co w tym takiego zabawnego? Ozymandias zni�y� g�os. - To, m�j drogi w�ochaty przyjacielu, �e jeste� wilko�akiem! Irlandzki m�czennik zanuci� "Rose of Tralee" i dwaj �miertelnicy przy barze do��czyli �mia�o. - Czym jestem? - Wilko�akiem. - Ale przecie� one nie istniej�. Ka�dy g�upi to wie. - G�upcy - o�wiadczy� Ozymandias - wiedz� wiele z tego, o czym m�drzy nie maj� poj�cia. Wilko�aki istniej�. Zawsze istnia�y i prawdopodobnie zawsze b�d� istnie�. - M�wi� tonem spokojnym i pewnym, jakby zauwa�a�, �e ziemia jest okr�g�a. - Istniej� trzy nieomylne fizyczne znaki; zro�ni�te brwi, d�ugi palec wskazuj�cy i w�ochate d�onie. Masz wszystkie trzy. Nawet twoje nazwisko jest symptomatyczne. Nazwiska nie pochodz� znik�d. Ka�dy Smith ma przodka, kt�ry by� kiedy� kowalem. Ka�dy Fisher pochodzi z rodziny, kt�ra kiedy� zajmowa�a si� rybactwem. A ty nazywasz si� Wolf. - Stwierdzenie by�o tak spokojne, tak wiarygodne, �e Wolf zadr�a�. - Ale wilko�ak to cz�owiek, kt�ry zamienia si� w wilka. Mnie to si� nigd nie przydarzy�o. Naprawd�. - Ssak - powiedzia� Ozymandias - to zwierz�, kt�re rozmna�a si� poprzez �ywor�dztwo i karmi m�ode swoim mlekiem. Dziewica jest pomimo to ssakiem. To, �e si� nigdy nie przemieni�e�, nie oznacza, �e nie jeste� wilko�akiem. - Ale wilko�ak... - Oczy Wolfa nagle zab�ys�y. - Wilko�ak! Ale� to na lepsze od agenta FBI! Teraz poka�� Glorii! - O czym, na Boga, m�wisz, kolego? Wolf zsun�� si� ze sto�ka. Podniecenie wywo�ane genialnym nowym pomys�em zdawa�o si� go otrze�wi�. Chwyci� ma�ego cz�owieczka za rami�. - Chod�my. Znajdziemy jakie� spokojne miejsce. A ty udowodnisz mi, �e jeste� prawdziwym magiem. - Ale jak? - Poka�esz mi, jak si� zmieni�! Ozymandias doko�czy� d�in z tonikiem i razem z nim pozby� si� ostatnich w�tpliwo�ci. - Kolego - o�wiadczy� - masz to jak w banku! Profesor Oskar Fearing, stoj�c za misternie rze�bion� m�wnic� �wi�tyni Mrocznej Prawdy, ko�czy� mamrotliwym, lecz dono�nym g�osem odczytywa� modlitw�. - I tej nocy ze wszystkich nocy, w imi� czarnego �wiat�a, kt�re b�yszczy w ciemno�ciach, sk�adamy dzi�ki! - Zamkn�� oprawion� w pergamin ksi�g� i zwr�ci� si� ku niewielkiej grupce wiernych, wo�aj�c z naciskiem: - kto pragnie z�o�y� dzi�ki Ni�szemu Panu? Podnios�a si� oty�a wdowa. - Ja sk�adam dzi�ki! - wykrzykn�a podnieconym falsetem. - Moja Ming Choy by�a chora, zapewne nawet �miertelnie. Wzi�am nieco jej krwi i z�o�y�am w ofierze Ni�szemu Panu, a ten okaza� �ask� i przywr�ci� j� do �ycia! Za o�tarzem elektryk sprawdzi� prze��czniki i splun�� z obrzydzeniem?! - Bufoni! Wszyscy co do jednego! M�czyzna zak�adaj�cy groteskowy, straszny kostium przerwa� na chwil� i wzruszy� ramionami: - Dobrze p�ac�. Co nas obchodzi, czy s� bufonami? Wysoki, chudy starzec podni�s� si� niepewnie. - Ja sk�adam dzi�ki! - zawo�a�. - Sk�adam dzi�ki Ni�szemu Panu za �e doko�czy�em moje wielkie dzie�o. Moja tarcza ochronna przeciwko bombom magnetycznym jest wielkim i sprawdzonym sukcesem, na chwa�� naszego kraju, nauki i Pana. - �wirus - mrukn�� pod nosem elektryk. M�czyzna w kostiumie wyjrza� zza o�tarza. - �wirus, akurat! To Chiswick z wydzia�u fizyki. Pomy�le�, �e taki cz�owiek daje si� nabiera� na te rzeczy. I pos�uchaj go: m�wi nawet o rz�dowych planach wykorzystania jego wynalazku. Wiesz, za�o�� si�, �e kt�ry� z tych pi�tokolumnist�w m�g�by tu nie�le skorzysta�. Gdy zgromadzenie zako�czy�o ju� cz�� dzi�kczynn�, w �wi�tyni zapanowa�a cisza. Profesor Fearing pochyli� si� nad m�wnic�, przemawia� spokojnie i sugestywnie: - Jak wiecie, bracia w Ciemno�ci, dzisiaj jest wigilia pierwszego maja a dzie� trzydziesty kwietnia, po�wi�cony przez Ko�ci� m�czennicy �wi�tej Walpurgii a przez nas innym i bardziej g��bokim celom. To tej, i tylko tej nocy mo�emy bezpo�rednio z�o�y� dzi�ki samemu Ni�szemu Panu. Nie po�r�d orgii i bezece�stw, jak b��dnie odczyta�o jego pragnienia �redniowiecze. lecz w modlitwie i g��bokiej, ciemnej rado�ci, kt�ra wyp�ywa z Czerni. - Trzyma� si�, ch�opaki - powiedzia� m�czyzna w kostiumie. - Oto nadchodz� ponownie. - Eka! - zagrzmia� Fearing.- Dva tri czatur! Pancza! Szas sapta! Aszta. Nava dasza ekadasza! - Umilk�. W tym momencie zawsze istnia�o niebezpiecze�stwo, �e jaki� uczony z tego uniwersyteckiego miasta rozpozna, i� inwokacja chocia� wypowiedziana perfekcyjnie w sanskrycie, sk�ada si� wy��cznie z liczb od jednego do jedenastu. Ale nikt si� nie poruszy�, i Fearing doda� w bardziej stosownej �acinie: - Per vota nostra ipse nunc surgat nobls dicatus Baal Zebub! - Baal- Baal Zebub! - zawo�ali ch�rem wierni. Teraz - powiedzia� elektryk i poci�gn�� za prze��cznik. �wiat�a zamigota�y i zgas�y. Zaja�nia�a b�yskawica. Nagle z ciemno�ci doby�o si� kr�tkie szczekni�cie, skowyt b�lu, a potem przeci�g�e radosne wycie. W pomieszczeniu zajarzy�a si� niebieskawa po�wiata. W jej blasku elektryk ze zdumieniem ujrza�, �e jego przebrany towarzysz stoi obok i �ciska krwawi�c� d�o�. - Co si� sta�o? - zapyta� szeptem. - Nie mam poj�cia. Wychodz� na dany znak, got�w odegra� moje straszne przedstawienie, i co si� dzieje? Wielki czarny pies skacze i gryzie mnie w d�o�. Dlaczego nie uprzedzili nas, �e zmienili scenariusz? W blasku b��kitnego �wiat�a wierni z czci� spogl�dali na ma�ego pulchnego cz�owieczka z rzadk� br�dk� i wspania�ego szarego wilka stoj�cego obok niego. - Witaj, Ni�szy Panie! - rozbrzmia� ch�r g�os�w, zag�uszaj�c szept jednej panny: -Ale� moja droga, przysi�g�abym, �e by� du�o przystojniejszy w zesz�ym roku! - Koledzy! - powiedzia� Ozymandias Wielki i zapad�a ca�kowita cisza w oczekiwaniu na donios�e s�owa Ni�szego Pana. Ozymandias post�pi� jeden krok naprz�d, starannie umie�ci� j�zyk pomi�dzy wargami, wypowiedzia� najbardziej dojrza�e, najsmakowitsze zakl�cie w swojej karierze, i znikn��, razem z wilkiem i ca�� reszt�. WolfeWolf otworzy� oczy i szybko zamkn�� je ponownie. Nigdy nie spodziewa� si�, �e w spokojnym hotelu Berkeley Inn zostan� zainstalowane wiruj�ce pokoje. To by�o niesprawiedliwe. Le�a� w ciemno�ciach, czekaj�c, a� wirowy ruch ustanie, i pr�bowa� przypomnie� sobie wydarzenia ostatniej nocy Pami�ta� knajp� i kolejne drinki. I barmana. Bardzo sympatyczny go��, do momentu kiedy nie zmieni� si� nagle w ma�ego cz�owieczka z rzadk� br�dk�. Wtedy sprawy zacz�y przybiera� dziwny obr�t. Mia�o to co� wsp�lnego z papierosem, z irlandzkim tenorem i z wilko�akiem. C� za fantastyczny pomys�. Przecie� ka�dy g�upi wie... Wolf wyprostowa� si� nagle. To on by� wilko�akiem. Odrzuci� koc i popatrzy� na swoje nogi. Potem odetchn�� z ulg�. By�y d�ugie. By�y wystarczaj�co ow�osione. By�y opalone od cz�stej gry w tenisa. Ale by�y niezaprzeczalnie ludzkie. Wsta�, energicznie rozprostowuj�c ko�ci, i zacz�� zbiera� ubranie porozrzucane po ca�ym pokoju. Grupa gnom�w wierci�a mu dziur� w m�zgu, mia� nadziej�, �e p�jd� sobie, je�li nie b�dzie zwraca� na nich uwagi. Jedno by�o pewne; od teraz b�dzie dobry. Gloria czy nie Gloria, z�amane serce czy nie z�amane serce, topienie smutk�w w alkoholu nie wystarcza�o. Je�li cz�owiek czu� si� w ten spos�b i potrafi� wyobrazi� sobie, �e jest wilko�akiem�.... Ale dlaczego mia�by wyobra�a� to sobie z takimi szczeg�ami? Tyle oderwanych wspomnie� zdawa�o si� wraca� do niego, kiedy zak�ada� ubranie. Marsz do Strawberry Canyon z ma�ym cz�owieczkiem, poszukiwanie odpowiedniej kryj�wki, nauka zakl�cia... Wci�� jeszcze je pami�ta�. Jedno s�owo, �eby si� zamieni�, i jedno, �eby wr�ci� do poprzedniej postaci, Czy�by i te s�owa wymy�li� w pijanym widzie? I czy wymy�li� to, co ledwie potrafi� sobie przypomnie� - wspania��, magiczn� wolno�� przemiany, pojedyncze ostre szarpni�cie przeistoczenia i niesko�czon� szcz�liwo�� bycia gibkim, zr�cznym, wolnym? Przyjrza� si� sobie w lustrze. Wygl�da� dok�adnie tak, jak trzeba. Je�li nie liczy� niechcianych zagniece� na konserwatywnej szarej jednorz�dowej marynarce: spokojny uczony, odrobin� lepiej zbudowany, odrobin� bardziej impulsywny, odrobin� bardziej romantyczny od reszty, by� mo�e, a wci�� ten sam - profesor Wolf. Reszta by�a nonsensem. Istnia� jednak tylko jeden spos�b, jak sugerowa�a mu jego impulsywna strona, by si� o tym przekona�. A mianowicie wypowiedzie� S�owo. - W porz�dku - powiedzia� Wolfe Wolf do swojego odbicia. - Poka�� ci - 1 wypowiedzia� je. Szarpni�cie by�o ostrzejsze i mocniejsze, ni� zapami�ta�. Alkohol zmniejsza wra�liwo�� na b�l. Przez chwil� czu� si� rozrywany, jakby rodzi� si� na nowo. Potem uczucie znikn�o i napi�� mi�nie w radosnym zdumieniu. Nie by� jednak gibk�, zr�czn�, woln� besti�. By� beznadziejnie uwi�zionym wilkiem, nieodwo�alnie zapl�tanym w konserwatywny, szary jednorz�dowy garnitur. Chcia� wsta� i przej�� si�, ale zapl�ta� si� w d�ugie r�kawy i nogawki, po czym pad� prosto na pysk. Uderza� �apami, pr�buj�c si� oswobodzi�, lecz potem znieruchomia�. Wilko�ak czy nie wilko�ak, nadal by� profesorem Wolfem i ten garnitur kosztowa� go trzydzie�ci pi�� dolar�w. Musi by� jaki� ta�szy spos�b odzyskania wolno�ci ni� darcie ubrania na strz�py. Wypowiedzia� kilka mi�ych, okr�g�ych przekle�stw w �rodkowoniemieckim. Tej komplikacji nie przewidywa�a �adna z legend o wilko�akach, jakie kiedykolwiek czyta�. Tam ludzie - bum! - stawali si� wilko�akami albo - bang - z powrotem zamieniali si� w ludzi. Kiedy byli lud�mi, nosili ubrania, b�d�c wilko�akami, mieli tylko sier��. Tak jak Hiperman ponownie sta� si� Barkiem Lentem na szczycie Empire State Building i znajduj�cy swoje ubranie dok�adnie tam, gdzie trzeba. Doprawdy zwodnicze. Zacz�� przypomina� sobie teraz, jak Ozymandias Wielki kaza� mu si� rozebra� wypowiedzeniem s��w... S�owa! To by�o to. Musi tylko wypowiedzie� s�owo, kt�re przywraca�o go do pierwotnej postaci - Absarka! - i ponownie stanie si� cz�owiekiem, wygodnie dopasowanym do swojego garnituru. Potem b�dzie m�g� rozebra� si� i zacz�� wszystko od pocz�tku. Widzicie? Rozum rozwi�zuje wszystkie problemy. - Absarka! - powiedzia�. Albo wydawa�o mu si�, �e powiedzia�. Wykona� wszystkie procesy mentalne konieczne do wypowiedzenia s�owa Absarka!, ale z pyska wydoby�o si� tylko zgrzytliwe rz�enie. I nadal by� konserwatywnie ubranym, bezradnym wilkiem. To by�o gorsze od problemu ubrania. Je�li uwolni� go mog�o tylko wypowiedzenie s�owa Absarka!, a jako wilk nie by� w stanie go wypowiedzie�, to c�, oto by� tym, kim by�, na zawsze. M�g� i�� poszuka� Ozzy'ego - ale jak wilk ubrany w szary garnitur ma wyj�� z hotelu i szuka� nieznanego adresu? By� w pu�apce. By� zgubiony. By�... - Absarka! Profesor Wolf sta� w niezno�nie pogniecionym szarym garniturze i u�miecha� si� promiennie do Ozymandiasa Wielkiego. - Widzisz, kolego - powiedzia� ma�y cz�owieczek - domy�li�em si�, �e b�dziesz chcia� spr�bowa� ponownie, gdy tylko si� obudzisz, i dobrze wiedzia�em, jakie napotkasz problemy. Pomy�la�em, �e przyjd� i pomog� ci je rozwi�za�. Wolf w milczeniu zapali� papierosa i poda� paczk� Ozymandiasowi. - Kiedy przed chwil� tu wszed�e� - zapyta� w ko�cu - co zobaczy�e�? - Ciebie jako wilka. - A zatem to naprawd�... Ja rzeczywi�cie... - Pewnie. Jeste� wilko�akiem pe�n� g�b�, bez w�tpliwo�ci. Wolf usiad� na pogniecionej po�cieli. - S�dz� - powiedzia� powoli - �e musz� w to uwierzy�. A je�li tak... to oznacza, �e b�d� musia� uwierzy� we wszystko, czym zawsze pogardza�em. Musz� uwierzy� w bog�w i diab�y, i piek�a, i... - Nie musisz by� taki pluralistyczny. Ale B�g istnieje - powiedzia� Ozymandias r�wnie spokojnie i przekonuj�co, jak poprzedniego wieczora stwierdzi�, �e istniej� wilko�aki. - A je�li istnieje B�g, to mam dusz�? - A je�li jestem wilko�akiem... Hej! - O co chodzi, kolego? - W porz�dku, Ozzy. Wiesz wszystko. Powiedz mi rzecz nast�puj�c�, czy jestem przekl�ty? - Za co? - Za bycie wilko�akiem? Do diaska, nie; pozw�l, �e to wyja�ni�. Istniej� dwa gatunki wilko�ak�w. Pierwszy, kt�rego przedstawiciele nic nie mog� poradzi� na swoj� przypad�o��, po prostu zamieniaj� si� w wilki bez �adnego udzia�u w�asnej woli; i gatunek drugi, wilko�ak�w dobrowolnych, kt�rego przedstawicielem jeste� ty. Ci ostatni s� zazwyczaj przekl�ci, pewnie, poniewa� s� to �li ludzie, kt�rzy po��daj� krwi i po�eraj� niewinne ofiary. Nie s� jednak �li i przekl�ci, dlatego �e s� wilko�akami; stali si� wilko�akami, poniewa� s� przekl�ci i �li. Ty, z kolei, zmieni�e� si� dla zabawy i dlatego, �e wydawa�o si� to dobrym sposobem zaimponowania dziewczynie; to wystarczaj�co niewinny motyw i to, �e jeste� wilko�akiem, wcale tego nie zmienia. Wilko�aki nie musz� by� potworami; tyle tylko �e zazwyczaj s�yszymy o tych, kt�re nimi s�. - Ale jak ja mog� nale�e� do gatunku dobrowolnego, skoro pozwiedza�e� mi, �e by�em wilko�akiem, zanim jeszcze si� przemieni�em? - Nie ka�dy mo�e si� zmieni�. To jak umiej�tno�� poruszania uszami albo kr�cenia j�zykiem. Umiesz to albo nie umiesz; i tyle. I tak jak przy tych zdolno�ciach, zapewne odgrywa tu rol� czynnik genetyczny, chocia� nikt nie prowadzi� na ten temat powa�nych bada�. By�e� wilko�akiem in possae teraz jeste� nim in esse. - A zatem wszystko jest w porz�dku? Mog� by� wilko�akiem tylko dla zabawy i jest to bezpieczne? - Ca�kowicie. Wolf zarechota�. - Ale� teraz poka�� Glorii! �Nudny i bezbarwny�, rzeczywi�cie! Ka�dy mo�e po�lubi� aktora albo agenta; ale wilko�ak... - Twoje dzieci te� pewnie nimi b�d� - powiedzia� Ozymandias rado�nie. Wolf marzycielsko przymkn�� powieki, a potem otworzy� je nagle. - Wiesz co? - Co takiego? - Wcale nie mam kaca! To cudowne. To jest... C�, to praktyczne. Wreszcie idealne lekarstwo na kaca. Zamie� si� w wilko�aka i z powrotem, i... Och, to mi o czym� przypomina. W jaki spos�b mam si� odmieni�? - Absarka. - Wiem. Ale kiedy jestem wilkiem, nie mog� tego powiedzie�. - To w�a�nie - rzek� Ozymandias ze smutkiem - jest przekle�stwem bycia bia�ym magiem. Przez ca�y czas jeste� zmuszony u�ywa� drugorz�dnych zakl��, poniewa� pierwszorz�dne nieodmiennie nale�� do dziedziny czarnej magii. Pewnie, czarnomagiczny wilkopotw�r mo�e odmieni� si�, kiedy tylko zechce. Pami�tam pewnej nocy w Dard�ylingu... - Ale co ze mn�? - Oto problem. Musisz mie� kogo�, kto wypowie za ciebie Absarka1. Tak czyni�em wczoraj w nocy, czy pami�tasz? Po tym, jak narobili�my bigosu w �wi�tyni twojego przyjaciela... Co� ci powiem. Jestem teraz na "emeryturze i wystarcza mi na skromne �ycie, bo zawsze mog� co� wyczarowa�. Czy zamierzasz zaj�� si� wilko�actwem na powa�nie? - Przynajmniej przez jaki� czas. Dop�ki nie zdob�d� Glorii. - A wi�c co ty na to, �ebym zamieszka� tutaj w hotelu? Zawsze b�d� pod r�k� �eby wypowiedzie� dla ciebie Absarka! Kiedy ju� zdob�dziesz dziewczyn�, nauczysz j�, jak to robi�. Wolf wyci�gn�� d�o�. - To szlachetne z twojej strony. Umowa stoi. - A potem jego wzrok pad� zegarek. - Opu�ci�em ju� dwa zaj�cia dzi� rano. Wilko�actwo jest �wietne, ale m�czyzna musi zarabia� na �ycie. - W ka�dym razie wi�kszo�� m�czyzn. - Ozymandias si�gn�� w powietrze i chwyci� monet�. Spojrza� na ni� z �alem; by� to z�oty moidor. - Powiesi� te duchy; nigdy nie potrafi� im wyt�umaczy�, �e z�oto jest nielegalne. Z Los Angeles, pomy�la� Wolf ze zwyczajow� pogard� p�nocnego Kalifornijczyka, przygl�daj�c si� sportowej kurtce i jaskrawo��tej koszuli swego go�cia. M�ody m�czyzna wsta� uprzejmie, kiedy profesor wszed� do gabinetu. Jeego zielone oczy b�yszcza�y serdecznie, a ruda czupryna l�ni�a w wiosennym s�o�cu. - Profesor Wolf? - zapyta�. Wolf zerkn�� niecierpliwie na biurko. - Tak. - Nazywam si� 0�Breen. Chcia�bym zamieni� z panem par� s��w. - Przyjmuj� we wtorki i czwartki od trzeciej do czwartej. Obawiam si�, �e teraz jestem zaj�ty. - Tu nie chodzi o sprawy uczelniane. O co� wa�niejszego. - Zachowanie m�odego m�czyzny by�o przyjazne i swobodne, ale mimo to zdo�a� da� do zrozumienia, �e sprawa jest pilna, co zaciekawi�o Wolfa. Niezwykle wa�ny list do Glorii czeka� ju� od dw�ch godzin; m�g� poczeka� jeszcze pi�� minut. - A wi�c dobrze, panie 0�Breen. - Ale w cztery oczy, je�li pan �askaw. Wolf nie zauwa�y� dot�d, �e Emily znajduje si� w pomieszczeniu. Od wr�ci� si� teraz do niej i powiedzia�: - W porz�dku. Emily, je�li nie masz nic przeciwko... Sekretarka wzruszy�a ramionami i wysz�a. - A zatem, szanowny panie. Co to za niecierpi�ca zw�oki i tajemnicza sprawa? - Chodzi tylko o par� pyta�. Zacznijmy od tego, jak dobrze zna pan Glori� Garton? Wolf zawaha� si�. Nie m�g� raczej odpowiedzie�: "M�ody cz�owieku mam zamiar ponownie jej si� o�wiadczy� w zwi�zku z tym, �e sta�em wilko�akiem". W zamian odpar� po prostu, zgodnie z prawd�, cho� nie ca��. - By�a moj� studentk� kilka lat temu. - Pyta�em o tera�niejszo��, nie o przesz�o��. Jak dobrze zna j� pan teraz? - A dlaczego mia�bym odpowiada� na takie pytanie? M�ody cz�owiek si�gn�� po wizyt�wk�. Wolf odczyta�: FERGUS 0'BREEN Prywatny Detektyw Licencja Stanu Kalifornia Wolf u�miechn�� si�. - A c� to ma oznacza�? Sprawy rozwodowe? Czy� nie tym zajmuj� zwykle prywatni detektywi? - Panna Garton nie jest zam�na, jak pan zapewne doskonale wie. Pytam tylko, czy kontaktowa� si� pan z ni� ostatnio? - A ja po prostu pytam, dlaczego chce pan to wiedzie�? 0�Breen wsta� i zacz�� przechadza� si� po pokoju. - Na razie nie zaszli�my zbyt daleko. Czy mam rozumie�, �e odmawia pan odpowiedzi na temat charakteru pa�skiej znajomo�ci z Glori� Garton? - Nie widz� powodu, bym mia� uczyni� inaczej. - Wolfa zaczyna�a ogarnia� irytacja. Ku jego zaskoczeniu, detektyw u�miechn�� si� szeroko. - W porz�dku. Niech tak b�dzie. Prosz� mi opowiedzie� o pa�skim wydziale: jak d�ugo ucz� tutaj poszczeg�lni wyk�adowcy? - ��cznie z adiunktami? - Nie, tylko profesorowie. - Ja jestem tutaj od siedmiu lat. Wszyscy pozostali przynajmniej od dziesi�ciu, zapewne nawet d�u�ej. Je�li potrzebuje pan dok�adnych danych, zapewne uzyska je pan od dziekana, chyba �e, na co mam nadziej� - Wolf u�miechn�� si� serdecznie - wyrzuci on pana na zbity �eb. 0�Breen za�mia� si�. - Profesorze, s�dz�, �e mogliby�my si� polubi�. Jeszcze jedno pytania, i pan sam b�dzie m�g� mnie wyrzuci�. Czy jest pan obywatelem ameryka�skim? - Oczywi�cie. - A reszta wydzia�u? - R�wnie�. A czy teraz mia�by pan do�� przyzwoito�ci, �eby wyja�ni� mi czemu mia�a s�u�y� ta dziwaczna zbieranina pyta�? - Nie - odpar� 0�Breen swobodnie. - Do widzenia, profesorze. - Bystre zielone oczy uwa�nie lustrowa�y pok�j, zauwa�aj�c wszystkie szczeg�y. Naraz kiedy wychodzi�, jego wzrok pad� na d�ugi palec wskazuj�cy Wolfa, przesun�� si� ku grubym zro�ni�tym brwiom i wr�ci� do palca. W oczach odchodz�cego 0�Breena pojawi� si� wyraz podejrzenia wywo�anego nag�ym zrozumieniem. Ale� to nonsens, powiedzia� sobie Wolf. Prywatny detektyw, niewa�ne, jak bystry, niewa�ne, jak pozornie bezsensowne by�y jego pytania, by�by cz�owiekiem pewno�ci� ostatnim cz�owiekiem na �wiecie, kt�ry zauwa�y�by oznaki likantropii. Ciekawe. S�owo �wilko�ak� da�o si� zaakceptowa�. Mo�na by�o powiedzie� �jestem wilko�akiem" i by�o to w porz�dku. Ale wystarczy�o powiedzie� �jestem likantropem" i cz�owieka przechodzi�y ciarki. Dziwne. Zapewne temat na artyku� dla jednego z naukowych periodyk�w o wp�ywie etymologii na skojarzenia. Ale co tam! Wolf nie by� ju� przede wszystkim uczonym. By� teraz wilkokiem, bia�omagicznym wilko�akiem, wilko�akiem dla zabawy i mia� zamiar si� bawi�. Zapali� fajk�, spojrza� na czyst� kartk� papieru na biurku i zastanawia� si� nad tre�ci� listu do Glorii. Powinien on zawiera� do�� aluzji by j� zafascynowa� i przyku� jej uwag�, do czasu, gdy po zako�czeniu semestru on, Wolf, b�dzie m�g� pojecha� na po�udnie i przedstawi� jej ca�� wspania�� now� prawd�. Powinien... Profesor Oskar Fearing energicznie wmaszerowa� do gabinetu. - Dzie� dobry, Wolfe. Ci�ko pracujesz, m�j ch�opcze? - Dzie� dobry - odpar� Wolf, my�l�c o czym innym, i nadal wpatrywa� si� kartk� papieru. - Czekaj� nas wspania�e wydarzenia, co? Czy cieszysz si� na spotkanie ze wspania�� Glori�? Wolf drgn��. - Jak... O czym m�wisz? Fearing poda� mu z�o�on� gazet�. - Nie s�ysza�e� jeszcze? Wolf czyta� ze wzrastaj�cym zdumieniem i rado�ci�: GLORIA GARTON PRZYBYWA W PI�TEK Dawna studentka powraca do Berkeley W ramach najbardziej spektakularnego polowania na talenty od czasu poszukiwania Scarlett 0�Hary, Gloria Garton, barwna gwiazdka z wytw�rni Metropolis, odwiedzi w pi�tek miasteczko uniwersyteckie Berkeley. W pi�tek po po�udniu w uniwersyteckiej sali kinowej wszystkie psopodobne osobniki z Berkeley b�d� mia�y szans� wzi�� udzia� w castingu do roli wilka Tookah w nowym filmie Metropolis pod tytu�em �K�y puszczy�, za� Gloria Garton b�dzie osobi�cie obecna na przes�uchaniach. �Tyle zawdzi�czam Berkeley" powiedzia�a panna Garton. "Wspaniale b�dzie m�c znowu zobaczy� uczelni� i miasto�. Panna Garton gra g��wn� rol� ludzk� w �K�ach puszczy�. Panna Garton by�a studentk� miejscowego uniwersytetu, kiedy po raz pierwszy uzyska�a szans� zagrania w filmie. Jest cz�onkini� stowarzyszenia teatralnego �maska i sztylet� oraz �e�skiego klubu �Rho Rho Rho Sorority�. Wolf rozpromieni� si�. Okazja by�a idealna. Nie b�dzie musia� czeka� na koniec semestru. M�g� zobaczy� Glori� teraz i zdoby� j� z ca�� wilcz� energi�. Pi�tek - by�a �roda - to dawa�o mu dwa dni na prze�wiczenie i udoskonalenie techniki wilko�actwa. A potem... Spostrzeg� przygn�bion� min� Fearinga i tkn�y go wyrzuty sumienia. - Jak posz�o wczoraj, Oskarze? - zapyta� uprzejmie. - Jak uda�a si� wasza wielka uroczysto�� z okazji nocy Walpurgii? Fearing rzuci� mu zdziwione spojrzenie. - Wiesz o tym teraz? Wczoraj trzydziesty kwietnia nic dla ciebie znaczy�. - Zaciekawi�em si� i sprawdzi�em w encyklopedii. Ale jak posz�o? - Wystarczaj�co dobrze - sk�ama� Fearing nieprzekonuj�co. - Czy wiesz Wolfe - zapyta� po chwili ciszy - co jest prawdziwym przekle�stwem ka�dego cz�owieka, kt�ry interesuje si� okultyzmem? - Nie. Co takiego? - To, �e prawdziwa moc nigdy nie wystarcza. Wystarcza by� mo�e, ale nigdy innym. Wi�c bez wzgl�du na to, jakie s� twoje prawdziwe umiej�tno�ci musisz zawsze posuwa� si� do szarlata�stwa, �eby przekona� innych. Sp�jrz na Saint Germaina. Sp�jrz na Francisa Stuarta. Sp�jrz na Cagliostra. A najgorszy jest nast�pny etap; kiedy zdajesz sobie spraw�, �e twoja moc by�a wi�ksza, ni� si� spodziewa�e�, i szarlataneria by�a niepotrzebna. Kiedy zdajesz sobie spraw�, �e nie masz �wiadomo�ci w�asnej mocy. Wtedy... - Wtedy co, Oskarze? - Wtedy, m�j drogi ch�opcze, nagle ogarnia ci� l�k. Wolf chcia� powiedzie� co� pocieszaj�cego. Chcia� powiedzie� �Pos�uchaj, Oskarze. To by�em tylko ja. Wr�� do swojej niepewnej szarlatanerii i b�d� szcz�liwy". Ale nie m�g� tego zrobi�. Tylko Ozzy m�g� zna� tajemnic� owego wspania�ego szarego wilka. Tylko Ozzy i Gloria. Blask ksi�yca o�wietla� ukryte miejsce w w�wozie. Noc by�a spokojna. A Wolfe Wolf mia� ci�ki przypadek tremy. Teraz, kiedy przysz�o do dzia�ani� - bo poranna potyczka z ubraniem w�a�ciwie si� nie liczy�a, a poprzedniej nocy prawie nie pami�ta� - ba� si� zanurkowa� prosto w wilko�actwo i wola� zwleka� i przeci�ga� rozmow� tak d�ugo, jak to mo�liwe. - Czy s�dzisz - zapyta� maga nerwowo - �e m�g�bym nauczy� przemiany r�wnie� Glori�? Ozymandias zastanowi� si�. - By� mo�e, kolego. To zale�y. Jedni posiadaj� wrodzon� umiej�tno��, inni jej nie posiadaj�. Poza tym, oczywi�cie, nie wiadomo, w co mog�aby si� zmieni�. - Znaczy �e wcale nie musia�aby by� wilkiem? - Oczywi�cie, �e nie. Ludzie, kt�rzy potrafi� si� zmienia�, zmieniaj� si� we wszelkiego rodzaju istoty. I ka�dy lud najlepiej zna ten rodzaj, kt�ry go najbardziej interesuje. My pochodzimy z kr�gu tradycji anglosaskiej i �rodkowoeuropejskiej; dlatego najwi�cej wiemy o wilko�akach. Ale w Skandynawii na przyk�ad, us�yszysz najcz�ciej o ludziach-nied�wiedziach, tyle �e nazywaj� ich berserkerami. Na Wschodzie, z kolei, najbardziej interesuj� ich ludzie- tygrysy. Problem polega na tym, �e my tak du�o my�leli�my o wilko�akach, �e tylko umiemy rozpozna�; nie potrafi�bym ot, tak, okre�li� cech charakterystycznych dla cz�owieka-tygrysa. - Wi�c nie da si� przewidzie�, co by si� sta�o, gdybym nauczy� j� zakl�cia? W najmniejszym stopniu. Oczywi�cie, s� istoty, kt�rymi zwyczajnie nie op�aca si� by�. We�my na przyk�ad cz�owieka-mr�wk�. Zmieniasz si�, kto� na ciebie nast�puje i jest po wszystkim. Albo jak jegomo��, kt�rego zna�em kiedy� na Madagaskarze. Nauczy�em go zakl�cia, i wiesz co? Dam g�ow�, �e zamieni� si� w cz�owieka-diplodoka. Rozwali� ca�y dom na kawa�ki i o ma�y w�os nie zmia�d�y� mnie kopytem, zanim zd��y�em powiedzie� Abasarka. Postanowi� nie kontynuowa� tego. Albo wtedy w Dard�ylingu... Ale s�uchaj, kolego, czy zamierzasz tutaj sta� bez ubrania przez ca�� noc? - Nie - odpar� Wolf. - Zamierzam zmieni� si� teraz. Zabierzesz moje rzeczy spowrotem do hotelu? - Pewnie. B�d� tam na ciebie czeka�y. I rzuci�em niewielki czar na recepcjonist�, na tyle, �eby nie zwraca� uwagi na wchodz�ce wilko�aki- Och; jeszcze jedno - czy nic nie zgin�o z twojego pokoju? - Nie zauwa�y�em. Dlaczego? - Bo wydawa�o mi si�, �e kto� z niego wychodzi� dzi� po po�udniu. - Nie jestem pewny, ale tak mi si� zdawa�o. M�ody cz�owiek z rudymi w�osami ubrany po hollywoodzku. Wolfe Wolf zmarszczy� czo�o. To nie mia�o sensu. Bezcelowe pytania to jedno, ale przeszukiwanie pokoju hotelowego... Czym jednak byli detektywi przy pe�nym mocy wilko�aku? Wyszczerzy� z�by, skinieniem g�owy �egnaj�c si� przyja�nie z Ozymandiasem Wielkim, i wypowiedzia� zakl�cie. B�l nie by� tak przeszywaj�cy jak rano, ale wci�� ostry. Min�� jednak niemal natychmiast, i ca�e jego cia�o przepe�ni�o si� poczuciem nieograniczonej wolno�ci. Zadar� nos i g��boko wci�gn�� �wie�y zapach nocy. Ca�y nowy wymiar przyjemno�ci otworzy� si� przed nim wy��cznie dzi�ki temu nowemu nosowi. Rado�nie pomacha� ogonem Ozzy'emu i ruszy� w g�r� w�wozu d�ugimi, lekkimi susami. Przez wiele godzin wystarcza�o mu to - zwyczajne radowanie si� w�asn� wilkowato�ci� by�o najwspanialsz� rozkosz�, o jakiej mo�na by�o marzy�. Opu�ci� w�w�z i skr�ci� pomi�dzy wzg�rza, na szlachetne pustkowie, kt�re wydawa�o si� wystarczaj�co oddalone od wszelkiej cywilizacji. Jego dzielne nowe nogi by�y spr�yste i mocarne, oddech wydawa� si� niewyczerpany. Ka�dy krok przynosi� nowe cudowne zapachy ziemi, li�ci i powietrza a �wiat by� l�ni�cy i pi�kny. Ale min�o kilka godzin i Wolf zda� sobie spraw�, �e jest samotny. to wspania�e zm�czenie by�o bardzo przyjemne, ale gdyby jego partnerka Gloria k�usowa�a u jego boku... I jaka� to przyjemno�� by� kim� tak doskona�ym jak wilk, kiedy nikt na ciebie nie patrzy? Zapragn�� towarzystwa ludzi i skr�ci� w stron� miasta. Berkeley wcze�nie k�adzie si� spa�. Ulice by�y puste. Tu i �wdzie �wiat�a pali�y si� w bursie, gdzie jaki� kujon pracowa� nad swoj� prawie ju� gotow� prac� semestraln�. Wolf sam tak post�powa�. Nie m�g� si� �mia� w swojej obecnej postaci, ale jego ogon zadr�a� od rozbawienia wywo�anego my�l�. Zatrzyma� si� na obsadzonej drzewami ulicy. Czu� �wie�y ludzki zapach chocia� okolica wydawa�a si� pusta. Potem us�ysza� ciche �kanie i n w tamtym kierunku. Za �ywop�otem okalaj�cym kamienic� siedzia� strapiony dwulatek, dr��cy w swoich cienkich �pioszkach i najwyra�niej zagubiony od wielu godzin. Wolf po�o�y� �ap� na ramieniu dziecka i potrz�sn�� go lekko. Ch�opiec podni�s� wzrok i w og�le si� nie wystraszy�. - Ce-e�� - powiedzia�, rozpromieniaj�c si�. Wolf warkn�� rado�nie na powitanie, pomacha� ogonem i podrapa� pazurem o ziemi�, na znak, �e zabierze berbecia, gdziekolwiek ten zechce. Malec wsta� i otar� �zy brudn� pi�stk�, zostawiaj�c szerokie, czarne smugi na policzkach. - Dadadada! - powiedzia�. Zabawa, pomy�la� Wolf. Chce si� bawi� w poci�g. Chwyci� malca za r�kaw i poci�gn�� lekko. - Dadadada! - powt�rzy� ch�opiec stanowczo. - Histri. Historia kolei to bez w�tpienia ciekawa rzecz, ale wydaje si� to zbyt naukowym okre�leniem jak na takiego brzd�ca, pomy�la� Wolf, a potem pstrykn��by palcami, gdyby je mia�. Dzieciak m�wi� �2222 Hill Street�, ta jak go nauczono na wypadek zgubienia. Wolf zerkn�� na tabliczk� z nazw� ulicy. R�g Bowditch i Hillegas - do 2222 Hill by�o zaledwie par� przecznic. Pr�bowa� pokiwa� g�ow�, ale jego mi�nie zdawa�y si� nie dzia�a� w ten spos�b. W zamian pomacha� ogonem, maj�c nadziej� przekaza�, �e zrozumia�, i ruszy� przed siebie pokazuj�c drog� ma�emu. Berbe� u�miechn�� si� i powiedzia�: - �adny uf-uf. Przez moment Wolf czu� si� jak szpieg, do kt�rego zwr�cono si� prawdziwym imieniem, a potem u�wiadomi� sobie, �e je�li jedni m�wi� �hau-hau!� to inni mog� u�ywa� okre�lenia �uf- uf�. Prowadzi� ch�opca przez dwa kwarta�y bez �adnych przeszk�d. Sprawia�o mu przyjemno�� poczucie, �e niewinna ludzka istota zaufa�a mu i z�o�y�a �ycie w jego r�ce. Lubi� dzieci; mia� nadziej�, �e Gloria r�wnie�. Zastanowi� si�, co by si� sta�o, gdyby m�g� przekaza� tre�� zakl�cia temu malcowi. Wspaniale by�oby mie� szczeniaka, kt�ry... Zatrzyma� si�. Zadr�a� mu nos, a sier�� na grzbiecie nastroszy�a si�. Przed nim sta� pies, wielki kundel, z wygl�du mieszaniec bernardyna i husky�ego. Lecz warkni�cie, kt�re wydoby�o si� z jego gard�a, �wiadczy�o, �e d�wiganie bary�ek z rumem nie jest dla niego. By� to bandyta, wyrzutek, wr�g psa i cz�owieka. A oni musieli go min��. Wolf nie mia� ochoty walczy�. Dor�wnywa� wielko�ci� temu potworowi i ze swoim ludzkim umys�em z pewno�ci� przewy�sza� go inteligencj�, lecz blizny po psich z�bach nie wygl�da�yby dobrze na ciele profesora Wolfa, a poza tym istnia�o niebezpiecze�stwo zranienia malca. M�drzej b�dzie przej�� na drug� stron� ulicy. Lecz zanim zd��y� skierowa� ch�opczyka w tamt� stron�, wielki kundel natar� na nich, szczekaj�c i warcz�c. Wolf stan�� przed ch�opcem, napr�ony i gotowy skoczy� w jego obronie. Kwestia blizn musia�a ust�pi� przed faktem, �e malec zaufa� mu. By� got�w stawi� czo�o temu brutalowi i da� mu nauczk�, bez wzgl�du na skutki dla jego ludzkiego cia�a. Ale w po�owie drogi ogromne psisko zatrzyma�o si�. Warczenie przesz�o w �a�osne skomlenie. Wielkie �apy zadr�a�y w blasku ksi�yca. Podkulony ogon schowa� si� mi�dzy nogi. Olbrzym odwr�ci� si� nagle i uciek�. Ch�opczyk u�miechn�� si� rado�nie. - Z�y uf-uf odej��. - Ma�ymi r�czkami obj�� kark Wolfa. - Dobry uf-uf. Potem wyprostowa� si� i rzek� z naciskiem: - Dadadada. Histri - i Wolt ruszy� naprz�d, a silne wilcze serce wali�o mu, jak nie wali�o mu nigdy w obj�ciach �adnej kobiety. �Dadadada� okaza�o si� ma�ym drewnianym domkiem cofni�tym nieco od ulicy. �wiat�a nadal si� pali�y i nawet z chodnika Wolf s�ysza� cienki kobiecy g�os. - ... od pi�tej po po�udniu, i musicie go znale��, panie oficerze. Po prostu musicie. Przeszukali�my ca�� okolic� i... Wolf stan�� przy drzwiach na tylnych �apach i pazurem nacisn�� dzwonek. - Och! Chyba kto� przyszed�. S�siedzi powiedzieli, �e... Prosz�, oficerze, sprawd�my, czy.. Och! W tym samym momencie Wolf szczekn�� uprzejmie, malec zawo�a�: - Mama! - a jego chuda, wygl�daj�ca na zm�czon� matka wyda�a okrzyk na po�y rado�ci ze znalezienia dziecka, i na po�y przera�enia na widok wielkiej psiej postaci w tyle. Chwyci�a ch�opca i odwr�ci�a si� do pot�nie zbudowanego m�czyzny w mundurze. - Panie oficerze! Niech pan patrzy! To wielkie straszne stworzenie! To ono porwa�o Robby'ego! - Nie - zaprotestowa� Robby stanowczo. - Dobry uf-uf. Policjant za�mia� si�. - Ch�opiec pewnie ma racj�, prosz� pani. To jest dobry uf-uf. Natkn�� si� na pani ch�opca i pom�g� mu wr�ci� do domu. Nie ma pani mo�e ko�ci dla niego? - Wpu�ci� to wielkie psisko do mojego domu? Przenigdy! Chod�, Robby! - Chcie� m�j dobry uf-uf. - Ja ci dam uf-uf, za to, �e si� zgubi�e� i nap�dzi�e� mnie i ojcu takiego strachu. Poczekaj tylko, a� tw�j ojciec wr�ci do domu, m�ody cz�owieku, ju� on ci... Och, dobranoc, oficerze! - I zatrzasn�a drzwi pomimo protest Robby'ego. Policjant poklepa� Wolfa po �bie. - Zapomnij o tej ko�ci. W��cz�go. Mnie te� nie zaproponowa�a nawet szklanki piwa. Pochodzisz z rasy husky, nieprawda�? Wygl�dasz prawie jak wilk. Do kogo nale�ysz i co tutaj robisz samotnie? Co? - Zapali� latark� i chyli� si�, �eby odszuka� nieistniej�c� obro��. Wyprostowa� si� i zagwizda�. - Brak numerka. W��cz�go, to niedobrze. Wiesz, co powinienem te zrobi�? Powinienem ci� zamkn��. Gdyby� nie by� bohaterem, kt�remu w�a�nie odm�wiono ko�ci, musia�bym... zreszt� i tak powinienem to zrobi�. Prawo jest prawem, nawet dla bohater�w. Chod�, W��cz�go. Przejdziemy si� na spacer. Wolt my�la� pospiesznie. Areszt by� ostatnim miejscem, w kt�rym chcia� si� znale��. Nawet Ozzy nigdy nie pomy�la�by, �eby tam go szuka�. Nikt by si� po niego nie zg�osi�, nikt nie powiedzia�by Absarka!, i w ko�cu dawka chloroformu... Wyrwa� si� z u�cisku policjanta i jednym pot