6218
Szczegóły |
Tytuł |
6218 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6218 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6218 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6218 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Boles�aw Prus
Stara bajka
Kiedy �p. s�dzia Furdasi�ski' przeni�s� si� tam, gdzie, wedle s��w proboszcza, mia� pobiera� wiekuiste czynsze z kapita�u swoich cn�t i zas�ug, na Furdas�wce
nie by�o ani grosza d�ugu.
Nie podoba�o si� to jednak synowi i dziedzicowi zmar�ego, kt�ry zawsze mawia�, �e w tych czasach tylko �ydzi i mechesy nie maj� d�ug�w, i - hipoteka zacz�a
si� obci��a�.
Zreszt� m�ody pan Furdasi�ski by� poczciwy ch�opak. Wstawa� o sz�stej i, jako rolnik z krwi i ko�ci, hasa� konno po polach do �smej. Nieraz w tych wycieczkach
upatrzy� sobie �adn� dziewczyn�, kt�rej w najbli�sze �wi�to kupowa� gorset i chustk�, a nawet czasem, po up�ywie roku, dawa� jej krow� i par�set z�otych
got�wk�.
O �smej pi� �niadanie, potem uczy� swego, szpaka gada� lub gwizda�, ko�o po�udnia jad� drugie �niadanie, po �niadaniu troch� drzema�, o czwartej spo�ywa�
obiad, a po obiedzie albo znowu uczy� szpaka i rozmawia� z ekonomem, albo jecha� do s�siad�w na partyjk�. Regularny tryb �ycia �ama� si� par� razy na rok,
mianowicie w czasie karnawa�u i w czasie wy�cig�w; wtedy bowiem pan Furdasi�ski zabiera� karet�, cztery konie, furmana, lokaja i ch�opca i jecha� na ca�y
miesi�c do Warszawy.
Niekiedy po up�ywie miesi�ca dw�r sam wraca� na wie�. By� to znak, �e pan Furdasi�ski udaje si� za granic�.
Marsza�ek Mazaj�o-Skrobejko, najbli�szy s�siad, kt�ry mia� trzy doros�e c�rki, przez przyja�� dla �p. s�dziego cz�sto upomina� dz�edzica radz�c mu, aby
si� jak najrychlej �eni�.
- My�l� o tym - odpar� pan Furdasi�ski. - W�a�nie kupi�em meble.
Marsza�ek spojrza� spod oka na fotele obite amarantowym aksamitem i na fortepian Bechsteina, okryty warstw� kurzu, i rzek�:
- No tak, meble!... Ale niepotrzebnie karmisz tyle s�u�by w domu.
- A c�, mam ich wygna�? Przecie� na nas, na obywatelstwie, ci��y obowi�zek dostarczenia ludziom pracy, a�eby nie kradli.
- Te w�dr�wki do Pary�a tak�e na nic - m�wi� marsza�ek.
- Co te� marsza�ek baje! C� bym ja by� za Polak, �ebym cho� raz na kilka lat nie zajrza� do Pary�a?... Pary� to jak Warszawa i Krak�w.
- Wiede�ska wystawa tak�e zjad�a sporo grosza...
- Obywatel u nas nie mo�e by� tylko rolnikiem - odpowiada� pan Furdasi�ski. - Musimy bada� przemys�.
- No, ale Monako...
- Wszystko na �wiecie trzeba pozna�! - przerwa� mu m�ody dziedzic i zbli�ywszy si� do okna, w kt�rym wisia�a klatka ze szpakiem, zagwizda� walca Straussa.
Poj�tny ptak pochwyci� natychmiast melodi�, lecz urwawszy j� w po�owie od�piewa� kilka takt�w: Rachelo, kiedy Pan... a zako�czy�: Gdyby rannym s�onkiem.
Poniewa� m�ody dziedzic nie zmienia� trybu �ycia, wi�c maj�tek topnia� z godn� podziwu szybko�ci�. Nawet marsza�ek straci� serce do syna swego przyjaciela
i o�wiadczy� publicznie, �e nigdy nie mia� zamiaru przyj�� go za swego zi�cia, a je�eli wst�powa� do Furdas�wki, to tylko przez pami�� dla �p. s�dziego.
Przy tym robi� coraz surowsze wym�wki m�odemu panu i co kilka zda� powtarza�:
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
Przysz�a nareszcie chwila, �e pan Furdasi�ski nie obsia� p�l, nie zap�aci� procent�w wierzycielom ani rat w Towarzystwie Kredytowym. Cugowe konie schud�y,
s�u�ba rozbieg�a si�, s�siedzi zerwali stosunki, a m�ody dziedzic - nie mia� mi�sa na obiad.
Oty�y marsza�ek, us�yszawszy o tym, dosta� ma�ego ataku apopleksji. Tydzie� le�a� w ��ku, wreszcie pojecha� do pana Furdasi�skiego z ostatni� wizyt�.
W�a�nie dziedzic uczy� swego szpaka arii: La donna e mobile, kiedy zasapany marsza�ek wbieg� do salonu i rzuciwszy si� na kanap� zacz��:
- C� to, subhastuj� ci�?...
- Podobno.
Marsza�ek wzruszy� ramionami i podni�s� oczy do nieba.
- A ile� ci zostanie z maj�tku, je�eli wolno spyta�?... - rzek�.
- Ze dwadzie�cia tysi�cy rubli...
- Te te te!... Towarzystwa masz dziesi�� tysi�cy. D�ug�w hipotecznych...
- Par� tysi�cy rubli.
- Par�?... - spyta� oburzony marsza�ek. - Jest przesz�o pi�tna�cie tysi�cy rubli zapisanych... A rewersa?
- No, tych �mieci b�dzie mo�e na kilkaset rubli.
- Kilkaset? - krzykn�� marsza�ek. - Wszyscy �ydzi lamentuj�, �e� bankrut i �e im nie zap�acisz!... Pos�uchaj - doda�, usi�uj�c zapanowa� nad sob�. - Przez
pami�� dla �p. ojca obrachowa�em twoje d�ugi i warto�� maj�tku nie wy��czaj�c powoz�w i mebli. Ot� m�wi� ci - nie masz nic!... Grosza st�d nie wyniesiesz,
jeszcze ci masa d�ug�w zostanie, bo za te grunta dadz� najwy�ej po dwa tysi�ce rubli za w��k�... Czeka ci� n�dza.
- Wszystko na �wiecie trzeba pozna�! - odrzek� spokojnie pan Furdasi�ski.
Marsza�ek podni�s� si� z �oskotem.
- W�adku - rzek� - czy przez pami�� dla twego �p. ojca mog� co zrobi� dla ciebie?
- Owszem - odpowiedzia�. - Mo�e pan zechce przyj�� ode mnie na pami�tk� ten fortepian. Pyszny!... koncertowy Bechstein; ani razu na nim nie gra�em...
Twarz marsza�ka zrobi�a si� fioletow�. Zacisn�� pi�ci i wrzasn��:
- Smar... Smaku nie masz acan!
Wybieg� z pokoju, a za chwil� przyszed� furman po czapk�, kt�rej wzburzony pan zapomnia�.
Od tej chwili a� do dnia licytacji pan Furdasi�ski by� ju� sam jak palec. Nie trac�c jednak humoru chodzi� po pokoju i pali� fajk�, a jego szpak gwizda�
kawa�ki rozmaitych melodii albo wo�a�:
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
Pan Furdasi�ski oburzy� si�.
- Wo�aj - rzek� do szpaka - o�le jaki�, to, czegom ja ci� uczy�: "Z�odzieje! Zydy!..."
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!... - odpowiedzia� szpak pilnie przypatruj�c si� swemu panu.
By� pewien, �e m�wi dobrze.
Licytacja maj�tku przynios�a ca�y szereg niespodzianek. Naprz�d maj�tek poszed� nie po dwa tysi�ce, lecz po dwa tysi�ce pi��set rubli w��ka, skutkiem czego,
do��czywszy sprzeda� mebli i zbytecznej garderoby, pan Furdasi�ski nie tylko co do grosza sp�aci� najmniejsze nawet d�ugi, ale jeszcze sam wzi�� do r�ki
oko�o tysi�ca rubli got�wk�. Po wt�re maj�tek kupi� ch�op z tej samej wsi, Kuba Grzyb, i od razu na st� po�o�y� trzydzie�ci osiem tysi�cy rubli.
Widz�c, �e ch�op z siwymi w�osami, nastroszonymi jak szopa, wydobywa z kobieli sturublowe bankocetle, pan Furdasi�ski odezwa� si�:
- I wy, Kubo, naprawd� kupujecie folwark?
Stary zdj�� czapk� i pochyli� mu si� do n�g.
- Patrzy�by mi si� - rzek� - folwark cho�by za pi��dziesi�t tysi�cy, bo mam kup� ho�oty, ale, za pozwoleniem ja�nie pana, wezm� i ten, bo zawdyk lepi, coby
si� swoje zosta�o przy swoich. Nowe pomiary to ta b�d� jeszcze niepr�dko, wi�c trza kupi�, kiej si� nadarza okazja.
- I sami b�dziecie gospodarowali?... - spyta� pan Furdasi�ski.
Stary znowu schyli� mu si� do kolan, a� siwymi lokami dotkn�� ziemi.
- A bo ja g�upi, ja�nie panie - odpar� - rwa� si� do tego, czemu ja�nie pan nie wydo�a�?... Ja tam, ju� do wezwania boskiego zostan� ch�opem, a na ten folwark
sprowadzam se wokumona a� spod Kalisza, tego Byd�oskiego, co go Jeszcze ja�nie wociec za czasu pa�szczyzny mia� pisarzem prewentowym.
- A c� to, bli�ej nie mieli�cie kogo?
- Dopraszam si� �aski ja�nie pana, to by�o tak - m�wi� ch�op. - Jak ino Zydy wzi�y gada�, co Furdas�wk� zlicytuj�, to zaraz m�j najstarszy zak�ada� se,
�eby ja�nie pana uprosi� na rz�dcego...
- No, ja nie... - przerwa� Furdasi�ski rumieni�c si�.
- W�a�nie te� tak rzek�a moja baba, �e ja�nie panu nijako by� u ch�opa w obowi�zku, a jeszcze ja se pomy�la�em, �e kiedy on niebo�� na swoim nie m�g� wydo�a�,
to mu na cudzym b�dzie gorzej...
Pan Furdasi�ski zacz�� przest�powa� z nogi na nog�.
- Wi�c wtedy - m�wi� ch�op - rzek�em: bast! i zaraz se pomy�la�em o Byd�oskim.
- �e�cie o nim nie zapomnieli? - wtr�ci� by�y dziedzic - bo� on u nas nie mieszka ju� ze dwadzie�cia lat.
- O, ja jego dobrze pami�tam - rzek� ch�op - bo on przecie nas bija�. I tak by�o, �e raz ja�nie wociec kaza� nam kilku wyasygnowa� po dziesi�� witek za
to, �e�my troch� zaniedbali sianokos. I kiedy na mnie przysz�a kolej, Byd�oski prawi: "Na�ci, ch�opie, dziesi�� letkich witek za pa�skie siano, co zgni�o.
A tera, ino se wci�� ligaj, do�o�� ci pi�tna�cie mocnych za twoje zgnite siano." - Ha! - m�wi� - panie pisarzu, co prawda, to prawda: zepsu�em se siano
przez jarmark! A on jak mi nie sypnie!... A�, z przeproszeniem ja�nie pana, w nosie mnie zakr�ci�o... Zara se wtedy zmiarkowa�em, �e to cz�ek sprawiedliwy
- ko�czy� ch�op. - I rzek�em teraz do baby: Byd�oski b�dzie u nas gospodarowa�, bo ju� wtedy on dba� o nasze, kiedy�my jeszcze sami nie dbali...
Wys�uchawszy z oznakami niecierpliwo�ci rozwlek�ej mowy ch�opa pan Furdasi�ski cofn�� si� do dworu. Chodzi� po pokoju dumaj�c i pal�c fajk�, a szpak od
czasu do czasu wrzeszcza�:
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
Pan Furdasi�ski z pocz�tku tylko chrz�ka�, a w ko�cu gniewnie zawo�a�:
- Dobrze zrobili, �e wzi�li!
Istotnie, czu� tu jak�� duszno�� mo�e dlatego, �e w�a�nie zbli�a�a si� pora letnich wycieczek, a mo�e z innych powod�w.
Nad wieczorem zobaczy� nastroszon� siwizn� Grzyba. Stary ch�op cierpliwie sta� przed gankiem trzymaj�c czapk� w r�ku. Pan Furdasi�ski pr�dko wyszed� do
niego.
- A czego to chcecie, Kubo? - spyta�.
Ch�opu trz�s�a si� g�owa. Nagle podbieg� do by�ego dziedzica i obj�� go za nogi.
- Osta�cie z nami, ja�nie panie - m�wi� stary. - Chleba nam tu nie zabraknie, a pudworu oddam wam do �mierci.
Pana Furdasi�skiego tak zamdli�o w sercu, jakby przed �niadaniem. Zacz�� mruga�, ale cofn�� si� do ganku i odpar�:
- Nie mog�... Nie wypada...
- Zaznacie wiele biedy na �wiecie - m�wi� stary.
- Wszystko trzeba pozna�...
Stary podbieg� ku wrotom i machaj�c czapk� wo�a�:
- Dzieci, �ono, a chod�ta �wawo, bo mnie nie s�ucha!...
Wtedy przed ganek wypad�a gromada starszych i m�odszych ch�op�w i kobiet wielkim g�osem zaklinaj�c ja�nie pana, a�eby zosta�.
Rzewnie zap�aka� pan Furdasi�ski, ale zarazem o�wiadczy�, �e jeszcze dzi� chce jecha� do kolei.
- Chowajcie mi tu szpaka - prosi�, dop�ki miejsca nie znajd�... Potem go odeszlecie...
Grzyb pozna�, �e pan zaci�� si�.
- Ha! - rzek� - kiedy tak, to jed�cie, ja�nie panie. Ale, je�eli warn bieda dokuczy, jak B�g w niebie, dajcie mi zna�. Zawdyk my, cho� ch�opi, wam najbli�si...
Gdy zesz�y na niebie gwiazdy, najstarszy syn Grzyba zajecha� przede dw�r porz�dnym was�giem.
Pan Furdasi�ski wyni�s� niedu�y t�omoczek i z zapalonym cygarem siad� na w�z. Szpak, zbudzony �wiat�em, ockn�� si� i krzykn��:
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
Ma�e, lecz silne koniki w parcianej uprz�y ruszy�y z miejsca. Pana nie mia� ju� kto �egna�, tylko g�odne od paru dni psy podw�rzowe, skaml�c, podskakiwa�y
do wozu; lecz od go�ci�ca wr�ci�y znowu do dworu pilnowa� reszty dobytku. My�la�y, �e i dzisiaj ich pan wyjecha� tylko na partyjk� w s�siedztwo...
Szlachcic siedzia� ostro na wozie w s�awuckiej burce, w granatowej czapce z daszkiem na bakier, czerstwy, wyprostowany. Czasami, gdy wyjrza� na drog�, kt�ra
gin�a we mgle nocnej, chwyta� go za gard�o jakby strach i �al. Ale wtedy mocno odchrz�kn��, g��biej zaci�ga� si� dymem i mrucza�:
- Wszystko na �wiecie trzeba pozna�.
W Warszawie stan�� w Europejskim Hotelu, sprawi� nowy garnitur i stara� si� od�wie�y� zesz�oroczne znajomo�ci. Spostrzeg�szy jednak po tygodniu, �e wyda�
kilkaset rubli i straci� serca swoich, wyni�s� si� do Hotelu Saskiego. Po paru tygodniach wyprowadzi� si� na Dziekank�, a stamt�d a� na Nowolipki, widz�c
z przera�eniem, �e pieni�dze uciekaj� mu jak woda ze spaczonej konewki.
Du�o te� my�la� o przysz�o�ci. Z pocz�tku mia� zamiar o�eni� si� z c�rk� jakiego milionera, kupi� par� dom�w i - mieszka� za granic�. Potem zdecydowa� si�
przyj�� jak�� posad�, cho�by dyrektora kolei albo cukrowni. Lecz w tydzie� p�niej ju� zdziwi�by si�, gdyby kto chcia� utrzymywa�, �e jemu, Furdasi�skiemu,
�adn� miar� nie wypada zosta� plenipotentem lub rz�dc� jakiego maj�tku. Za� w kilka dni zgodzi�by si� i na posad� kasjera lub sekretarza przy jakiej� miejskiej
instytucji.
Wreszcie z resztek pieni�dzy zosta�o mu nieca�e trzysta rubli. Mieszka� ju� w brudnym zaje�dzie na Nowolipkach, jada� pi��dziesi�ciogroszowe obiady i od�o�y�
dwa ostatnie sturublowe banknoty do oddzielnego przedzia�u w pugilaresie, przysi�gaj�c, �e tych nie wyda.
Jednocze�nie da� do "Kuriera" og�oszenie "o obywatelu ziemskim w sile wieku i kawalerze, kt�ry posiada kaucj� i poszukuje odpowiedniego zaj�cia" i - pilnie
zacz�� �ledzi� cz�� dziennik�w, zatytu�owan�: Posady i prace.
Gdy opr�cz dwu owych sturubl�wek na kaucj�, mia� nieca�e dziesi�� rubli maj�tku, wpad�o mu w oczy og�oszenie:
"Do biura informacji potrzebny inkasent z kaucj�. Pierwsze�stwo maj� kawalerowie znaj�cy prowincj�."
Pan Furdasi�ski zarumieni� si� z rado�ci. By�a to posada widocznie dla niego, gdy� jakkolwiek nie wiedzia� dobrze, co znaczy inkasent, lecz by� kawalerem
i zna� prowincj�... Ba! zna� Pary�...
Poniewa� og�oszenie to przeczyta� b�d�c w cukierni, wi�c kaza� zaraz poda� zamiast czystej herbaty fili�ank� kawy i kieliszek abricotiny; wypi� to duszkiem
i pobieg� pod wskazany adres. Id�c kupi� jeszcze cygar po dwadzie�cia kopiejek, ale tylko pi�� sztuk dla oszcz�dno�ci.
W kantorze znalaz� par� czarno lakierowanych sto��w, na kt�rych le�a�y stosy akt�w, kas� ogniotrwa�� i obok niej, na �cianie, kilka p�k�w kartek zapisanych
liczbami. Wszystkiego pilnowa� cz�owiek, kt�ry siedz�c na fotelu sk�r� obitym czy�ci� sobie paznokcie.
Na widok pana Furdasi�skiego cz�owiek z kantoru zerwa� si� na r�wne nogi. By� to jegomo�� dziwnie ruchliwy, z nadzwyczaj bystrymi oczyma, �le uczesany,
nredbale ubrany, ale bardzo grzeczny.
- Czym szanownemu panu mog� s�u�y�? - zapyta� nisko k�aniaj�c si� i podsuwaj�c panu Furdasi�skiemu fotel, jedyny sprz�t, na kt�rym mo�na by�o usi���.
Szlachcic zmiesza� si� i rzek� prawie pokornie, cho� chcia� nadrobi� min�:
- Czyta�em og�oszenie o... tym inkasencie...
- Ach! tak - przerwa� gospodarz i pr�dko usiad�szy na fotelu zacz�� znowu skroba� paznokcie.
Po chwili za�, spod oka patrz�c na suplikanta, zacz�� pyta�:
- Jakie pan ma kwalifikacje?
- Mia�em wie� Furdas�wk�...
- Fiu! - gwizdn�� gospodarz. - Ale ja si� pytam o kwalifikacje naukowe?
- By�em w gimnazjum... Tak�e za granic�... Umiem nie�le m�wi� po francusku - doda� nieco g�o�niej pan Furdasi�ski.
- Fiu!... a jak� kaucj� pan ma?
- Dwie�cie rubli...
- Ma�o. U mnie, panie, robi� si� interesa na setki tysi�cy rubli. Mo�na mie� du�e dochody, ale... potrzeba z�o�y� kaucj�. Nieraz b�dziesz pan musia� podnie��
z banku jakie� kilkana�cie tysi�cy... Musz� mie� pewno��.
Pan Furdasi�ski, zn�kany przez widmo nadci�gaj�cej biedy, sta� jak ucze� na egzaminie.
- Widzi pan - rzek� zawstydzony - chwilowo nie mog�...
- Aha!... no!... - przerwa� w�a�ciciel kantoru. - Pa�skie szcz�cie, �e mi si� podobasz. Siadaj wi�c i napisz swoje curriculum vitae wymieniaj�c osoby,
kt�re pana znaj�. Ale powa�ne osoby!...
Wsta� z fotelu i przysun�� niedbale panu Furdasi�skiemu papier i ka�amarz, w kt�rym atrament zg�stnia� jak smo�a, zapewne z ci�g�ego u�ycia.
- Ale, ale - doda� - ja teraz musz� odnie�� pewn� sum� do Banku Handlowego i na p� godziny zostawi� kantor pod pa�sk� opiek�. Wo�ny ma dzi� pogrzeb...
Otworzy� z ogromnym trzaskiem kas� ogniotrwa�� i pocz�� z niej wydobywa� koperty nape�nione r�nokolorowymi warto�ciami, mrucz�c:
- Bank Polski trzy tysi�ce... jutro o dziesi�tej... Bank Dyskontowy dwa tysi�ce osiemset jutro... O! jest Bank Handlowy...
Nagle zwr�ci� si� do pana Furdasi�skiego.
- Nie mo�esz mi pan zmieni� dwie�cie pi��dziesi�t gulden�w na ruble?
- A ile� to trzeba? - odpar� zapytany gryz�c pi�ro.
- Dwie�cie rubli z czym�... Zreszt� daj pan tymczasem dwie�cie.
Pan Furdasi�ski wydoby� dwie ostatnie t�cz�wki, a w�a�ciciel kantoru odwr�ciwszy si� do kasy liczy� guldeny.
- Pi��dziesi�t... sto... sto pi��dziesi�t... Zmienisz pan to u wekslarza obok. Ale... A po ile pan we�miesz za guldena? - rzek� nagle i lekko wysun�wszy
z r�ki panu Furdasi�skiemu sturubl�wki, z szybko�ci� magika schowa� je do swej koperty.
- Czy ja wiem, ile mi dadz� - odpar� pan Furdasi�ski.
- Wyborny inkasent! - za�mia� si� w�a�ciciel kantoru. - Tym sposobem straci�by� pan p� kopiejki na rublu, czyli rubla na dwustu i po kilku podobnych operacjach
stopnia�aby kaucja. Bo ja za pa�skie omy�ki p�aci� nie my�l�.
No - doda� - ale na pierwszy raz mniejsza o to. Sam, jak b�d� wraca�, wymieni� panu u wekslarza guldeny. Teraz niech pan szybko pisze swoje curriculum vitae,
a gdyby przyszed� jaki interesant, prosz� powiedzie�, �e wr�c� z banku dopiero za p� godziny.
Zamkn�� kas�, ogromn� kopert� wzi�� pod pach� i wybieg�.
Pan Furdasi�ski zacz�� pisa�:
"Urodzi�em si� w Furdas�wce..."
Przekre�li� i zacz�� na nowo:
"Przyszed�em na �wiat w maj�tku dziedzicznym Furdas�wka..."
Wi�cej nie umia� doda� ani wyrazu. Wzi�� wi�c pi�ro w z�by i zamy�lony opar� g�ow� na r�kach.
W tej chwili gwa�townie otworzy�y si� drzwi.
- Ha! mam ci�, oszu�cie!...
Pan Furdasi�ski zerwa� si� na r�wne nogi i stan�� oko w oko z jakim� zaperzonym cz�owiekiem, kt�ry trzyma� pot�ny kij w gar�ci, widocznie gotuj�c si� do
zadania nim ciosu.
Obaj panowie patrzyli na siebie przez kilka sekund, zdziwieni.
- Przepraszam! - b�kn�� gwa�towny przybysz. - Ale... gdzie jest ten oszust?...
- Jaki oszust?...
- Ten... ten dyrektor kantoru... Dyrektor!... Hultaj, kt�ry kradnie uczciwym ludziom kaucje i fa�szuje weksle...
- On kradnie kaucje? - spyta� przera�ony Furdaai�ski.
- Czy mo�e i pana naci�gn��? - spyta� na odwr�t pop�dliwy nieznajomy.
- W tej chwili wzi�� ode mnie dwie�cie rubli...
- Cha! cha!... - za�mia� si� przybysz. - To on tu ju� nie wr�ci. Ale ja znajd� go w knajpie...
I wybieg� wywijaj�c kijem w spos�b znacz�cy.
Pan Furdasi�ski sta� odurzony. By� n�dzarzem, mia� nieca�e dziesi�� rubli... Nim jednak zd��y� zebra� my�li, wbrew przewidywaniom cz�owieka z du�ym kijem
ukaza� si� - w�a�ciciel kantoru. U�miechni�ty nuci� co� pod nosem.
- C�, curriculum vitae sko�czone? - zapyta� pana Furdasi�skiego. - Musisz pan zaraz obj�� swoje obowi�zki i posiedzie� tu do trzeciej, gdy� wypad� mi nag�y
interes do hipoteki.
- A moje dwie�cie rubli? - rzek� ostro pan Furdasi�ski.
- P�jd� na kaucj� - odpar� najspokojniej dyrektor kantoru.
- B�g zap�a�! - odpar� pan Furdasi�ski. - By� tu dopiero kto� u pana tak�e po kaucj�... Szuka pana po ca�ym mie�cie i nazywa oszustem... Oddaj mi pan moje
dwie�cie rubli, to ostatni grosz...
Dyrektor oburzy� si�.
- S�owo honoru daje, �e to jaki� intrygant chce mi oficjalist� zba�amuci�. Ale nie wierz pan tym plotkom... S�owo honoru...
- ��dam moich dwustu rubli - m�wi� do g��bi wstrz��ni�ty pan Furdasi�ski. - Je�eli mi nie oddasz, zawo�am policji...
Dyrektor od razu zmieni� ton.
- Fiu! kochanku - zawo�a� - to� i ty taki dobry, jak inni! Masz niby to poczciw� min�, a grozisz policj�?... A gdzie dow�d, �e� mi da� pieni�dze?... Je�eli
ja jestem �otrem, kt�ry nie zas�uguje na ufno��, to trzeba mie� kwit...
- Ja nie m�wi�, �e panu nie ufam... - przerwa� pan Furdasi�ski, �ami�c sobie palce w bezsilnym gniewie.
- A, je�eli mi pan ufasz, wi�c oddam ci pieni�dze za par� dni...
- Chc� zaraz!...
- Nie ma g�upich.
- Zrobi� panu awantur�... p�jd� do prokuratora!... - wo�a� pan Furdasi�ski nie wiedz�c ju� co m�wi.
- Kochany panie - odpar� dyrektor ch�odno. - Mnie ju� robili awantury, nazywali oszustem, skar�yli... To dla mnie chleb codzienny. Ale je�eli ty chcesz
awantury ze mn�, wi�c dobrze. Nie oddam ci pieni�dzy, dop�ki nie poka�esz kwitu, �em je wzi��, a jak b�dziesz robi� wrzaski, ka�� ci� zaprowadzi� do cyrku�u.
Panu Furdasi�skiemu zacz�o m�ci� si� w g�owie. Dyrektor tymczasem usiad� na fotelu i, wydobywszy z kieszeni pilniczek, zacz�� znowu skroba� paznokcie.
Wszelako osobliwy ten kantor by� domem niespodzianek. W tej bowiem chwili wesz�a tu s�dziwa kobieta, z w�osami bia�ymi jak mleko i niezwykle pi�kn� twarz�.
Gdyby nie zaczerwienione od p�aczu powieki i usta drgaj�ce jakim� wielkim �alem, mo�na by my�le�, �e to nie osoba �yj�ca, ale ubrany czarno pos�g Nioby.
Staruszka ruchem pe�nym godno�ci skin�a g�ow� panu Furdasi�skiemu i szybko zbli�y�a si� do dyrektora, kt�ry zerwawszy si� z fotelu sta� zmieszany.
Dama, z trudno�ci� hamuj�c wybuch p�aczu, m�wi�a do dyrektora:
- Co� ty znowu zrobi�, nieszcz�sne dziecko?... Przed godzin� wpad� do mnie jaki� awanturnik i l�y� ci�... tak strasznymi wyrazami, �e... zemdla�am z b�lu...
I chwytaj�c go za r�k� doda�a b�agalnym tonem:
- Czy to mo�e by� prawda, dziecko, co on m�wi�?... Tu co� dzieje si�, o czym ja musz� si� dowiedzie�, chocia�... bodajbym pierwej by�a w grobie...
P�aka�a cicho zas�aniaj�c chustk� usta. Dyrektor ze czci� posadzi� j� na fotelu i otar� pot, kt�ry mu wyst�pi� na czo�o. By� prawie tak blady jak staruszka.
Zwr�ci� si� na chwil� do pana Furda�i�skiego i szepn��:
- Wyjd� pan st�d...
Pan Furdasi�ski nie ruszy� si�. Widmo n�dzy zrobi�o go brutalem.
Staruszka m�wi�a p�g�osem:
- Tamten... awanturnik... twierdzi, �e� wzi�� od niego jak�� kaucj�... Krzycza�, �e� ty... o m�j Bo�e!...
- Kochana mamo - odpar� dyrektor - czy mama nie rozumie, �e to s� figle moich wsp�zawodnik�w?...
Podkopuj� mi kredyt i burz� domowy spok�j...
- Pokazywa� mi tw�j kwit - szepn�a matka.
- No, wielka rzecz! Wi�c oddam mu pieni�dze za p� roku, bo taki jest termin na zwrot kaucji. By� to niesumienny oficjalista, kt�rego musia�em oddali�.
- Oddaj�e mu dzi� cho� troch�.
Dyrektor zawaha� si�.
- Zreszt� - rzek� niecierpliwie - dam mu jakie� o conto w tych dniach.
- To mo�e i mnie odda pan dwie�cie rubli? -- odezwa� si� pan Furdasi�ski.
Staruszka zatrz�s�a si� i, ze wstr�tem odwracaj�c g�ow� od nieznanego sobie cz�owieka, zapyta�a gwa�townie syna;
- Dziecko, co to jest?... Co on m�wi?...
Ale cyniczny w�a�ciciel kantoru tym razem milcza�.
G�owa zwis�a mu na piersi i opad�y r�ce.
Pan Furdasi�ski pochwyci�:
- Ostatnie dwie�cie rubli wzi�� ode mnie syn pani i m�wi, �e ich nie odda, bo... nie mam jego kwitu!...
Staruszce �zy obesch�y.
- Dziecko - zapyta�a - czy to prawda?
Dyrektor ukradkiem rzuci� gro�ne spojrzenie na pana Furdasi�skiego, ale milcza�. By� bardzo zmieniony.
Staruszka wsta�a z fotelu i g�osem spokojnym a stanowczym rzek�a:
- Trzeba zaspokoi� tego pana.
- Nie mam pieni�dzy - szepn�� syn.
- Wi�c daj mu rewers i p�a� ratami, ale sp�a� go...
Sp�a� ich wszystkich, bo...
Nie doko�czy�a i nie spojrzawszy na syna wysz�a z kantoru.
By�a chwila ciszy. Przerwa� j� dyrektor chwytaj�c gniewnie za papier i pi�ro. Napisa� kwit i poda� go panu Furdasi�skiemu.
- Masz pan - rzek� - kwit na twoje dwie�cie rubli. Nikt ci nie da dzi� za to ani grosza, ale ja go sp�ac� po pi�� rubli tygodniowo, pocz�wszy od listopada
Teraz... sam nie mam nic...
Ale - doda� topi�c w nim spojrzenie drapie�nego ptaka - domu pan nie nachod�... matki mi nie dr�cz... Bo przysi�gam ci, b�dziesz tego �a�owa�!...
Wskaza� mu drzwi i mrukn��:
- Pierwsza rata w listopadzie...
Pan Furdasi�ski wyszed� oburzony. Nie wiedz�c dlaczego by� pewien swoich dwustu rubli, ale - w ratach tygodniowych i dopiero w listopadzie. Teraz, przy
ko�cu wrze�nia, by� n�dzarzem.
Na my�l o tym ciarki go przesz�y; nie trac�c jednak humoru rzeki do siebie na ca�y g�os:
- Wszystko na �wiecie trzeba pozna�!...
A� obejrza�y si� dwie id�ce przed nim �adne panienki. Jeszcze kilka dni mieszka� na Nalewkach. Rano i wiecz�r pija� herbat� w swoim zaje�dzie, a na obiad
kupowa� w mie�cie kilka bu�ek i serdelk�w. W tej epoce mo�na go by�o spotka� w Saskim Ogrodzie, gdzie chodz�c po g��wnych alejach, z kwiatkiem w dziurce
od guzika, na poz�r przypatrywa� si� swoim kolorowym kamaszom i nuci� kilka wyraz�w z arii �aski! - ale dusz� mia� pe�n� rozpaczy.
Jednego dnia gospodarz zajazdu poda� mi rachunek. Nale�a�o si� siedem rubli. Pan Furdasi�ski z min� Rotszylda zap�aci� pi�� rubli, a na dwa kaza� zaczeka�,
gdy� obecnie nie ma drobnych. �yd zgodzi� si� bez trudno�ci wiedz�c, �e ma w swej mocy t�omoczek i paszport lokatora.
Pan Furdasi�ski wyszed� na miasto. Maszerowa� krokiem austriackiego porucznika; ust�puj�c damom wygina� si� w spos�b pe�en wdzi�ku; obraca� w r�ku laseczk�
jak Kupido. Ale w g�owie nie m�g� powi�za� dwu my�li. Chwilami zdawa�o mu si�, �e tam ju� nic nie ma, tylko rozlegaj� si� echa hucz�cego miasta. Czasami
rzuca� si� nagle w bok, jakby chc�c gdzie� uciec, bo przywidzia�o mu si�, �e za nim chodzi wielki wstyd przebrany za zwyk�ego cz�owieka.
On, kt�ry przed trzema miesi�cami sp�aci� wierzycielom trzydzie�ci osiem tysi�cy rubli, dzi� nie ma czym sp�aci� dwu rubli za hotel!... Z ca�ej ojcowskiej
fortuny zosta� mu t�omoczek w zastawie u �yda i - dwie dziesi�tki got�wk�.
Chc�c mie� jeszcze drobniejsz� monet� wszed� do sklepiku i rzek�:
- Chcia�bym kupi� bu�k�... dla pieska... Mo�e mi pani wyda dwugroszniakami.
Sklepikarka, wydawszy mu po��dane dwugroszniaki, pomy�la�a, �e elegant ten musi mie� dobre serce, bo gdy m�wi� o bu�ce, to si� jakby zach�ysn��, pewnie
z wielkiej lito�ci nad pieskiem.
Jedn� noc przep�dzi� spaceruj�c po g��wnych ulicach miasta. W dzie� drzema� par� godzin, rozparty jak ksi���, na �awce w Saskim Ogrodzie, zjad� swoj� bu�k�
i, z min� bardzo wspania��, kaza� sobie poda� kufel wody ze studni, ale - nic nie zap�aci�. Drug� noc przep�dzi� r�wnie� na spacerze, a o wschodzie s�o�ca
zasn�� tak twardo na �awce w Alejach Jerozolimskich, �e go ledwie obudzi� milicjant �miej�c si� z tego: "co pan tak wiele wypi�..."
Potem ju� straci� rachub� czasu, trapi�a go bowiem senno�� i gor�czka, przy kt�rej nawet zapomnia�, �e mu si� je�� chce.
Chwilami, kiedy z zadart� g�ow�, w pomi�tym kapelusiku na bakier i z min� wielkiego zarozumialca, przechodzi� mi�dzy t�umem �adnych kobiet i ludzi sytych,
zajmuj�cych legalne mieszkania, budzi�a si� w nim �wiadomo�� losu. W�wczas zr�cznie obraca� mi�dzy palcami czarn� laseczk�, ozdobion� biustem go�ej panny,
i mrucza�:
- Wszystko na �wiecie trzeba pozna�!...
Nareszcie, pewnego wieczora, id�c Nowym �wiatem do placu Aleksandra, a�eby stamt�d wr�ci� Nowym �wiatem na Krakowskie Przedmie�cie, uczu�, �e - trzeba umrze�.
Nie by�o to uczucie przykre, ale takie, jakiego cz�owiek do�wiadcza na�wczas, kiedy nagle zechce mu si� i�� do teatru albo na spacer. W paroksyzmach gor�czki
zdawa�o mu si�, �e jest ma�ym ch�opcem i �e, jako taki, t�skni ju� za swoj� matk� i ojcem.
Wymijaj�c boczn� ulic�, us�ysza� jaki� �oskot, dzwonienie i po�wistywanie i - ca�kiem nieprzytomny wyobra�a� sobie, �e to �mier� daje mu zna� o sobie. By�by
nawet przysi�g�, �e jakie� g�osy pot�ne i niecierpliwe wo�aj� pr�dko:
"Tu jestem... Tu jestem... Tu jestem!..."
Skr�ci� w lewo i bieg� ulic� na d�, a nogi mu si� pl�ta�y. Z granatowego nieba wychyla�y si� do niego figlarne gwiazdy.
Nagle pociemnia�o mu w oczach, uderzy� o co� g�ow� i - ju� nic nie widzia�.
By� dzie�, kiedy si� ockn��. Le�a� na tapczanie w obszernej izbie, po kt�rej chodzili ludzie o surowych twarzach, z zawini�tymi r�kawami, usmoleni jak kominiarze.
Tapczan i �ciany izby dr�a�y, w powietrzu rozlega� si� huk, dzwonienie, po�wistywanie i ha�a�liwe g�osy wo�aj�ce:
"Tu jestem... Tu jestem..."
Do pana Furdasi�skiego zbli�y� si� m�czyzna nieusmolony i w surducie. Wzi�� go za puls, popatrzy� bystro w oczy i kaza� mu po�kn�� kieliszek lekarstwa,
kt�re wygl�da�o na bardzo mocn� w�dk�.
Chory oprzytomnia�, a w�wczas surdutowy jegomo�� rzek�:
- Zdaje mi si�, �e pan Furdasi�ski?
- Tak.
- Pan by�e� w szko�ach w Piotrkowie?
- Tak.
- No, to jeste�my szkolni koledzy. Ale musia�e� pan przynajmniej tydzie� nie je��. Co to znaczy?...
Chory przypomnia� sobie wszystko. Usiad� na tapczanie i schwyciwszy jegomo�cia za r�k� szepn��:
- Jestem w bardzo z�ym po�o�eniu... Szukam zaj�cia...
- Znajdziemy. Jakiego pan chcesz?...
- Str�em zostan�.
- No, nie. Zostaniesz pan na pocz�tek, magazynierem w tej fabryce. Tymczasem p�jdziesz pan do szpitala.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
W par� tygodni p�niej pan Furdasi�ski zajmowa� ju� now� posad�. Obezna� si� z obowi�zkami bardzo pr�dko i - otrzyma� trzydzie�ci rubli pensji miesi�cznej.
Zaraz napisa� na wie� po swego szpaka, kt�rego mu pdeatano, a przy okazji i fajk� na kr�tkim cybuszku, kt�rej zapomnia� we dworze.
Pierwszego listopada stawi� si� w jego izdebce dyrektor kantoru informacyjnego. Doni�s� mu, �e ju� zupe�nie zbankrutowa� i - wyp�aci� pierwsz� rat� w kwocie
pi�ciu rubli.
Odt�d odnosi� mu nale�no�� co tydzie� i wkr�tce tak polubi� pana Furdasi�skiego, �e mu raz powiedzia�:
- Wiesz pan co? Ci�nij do licha fabryk� i - uformujmy sp�k�. Ja mam zdolno�ci do interes�w, a pan tak� poczciw� min�, �e si� na ni� ka�dy z�apie...
A gdy pan Furdasi�ski milcza�, eks-dyrektor, gwa�townie �ciskaj�c go za r�k�, zawo�a� tonem g��bokiej wiary:
- Pomy�l pan o tym... Przysi�gam ci, �e okpimy ca�� Europ�!...
Ale pan Furdasi�ski nie zgodzi� si� na zawi�zanie sp�ki z niezwyk�ym przedsi�biorc�. Biega wi�c po fabryce od sz�stej rano do dziesi�tej wiecz�r, a gdy
znajdzie kwadrans wolnego czasu, wymyka si� do izdebki. Tam z wielkim zadowoleniem pali swoj� fajk� na kr�tkim cybuszku i przypatruje si� szpakowi, kt�ry
zagwizdawszy kilka wyj�tk�w z oper wrzeszczy:
- Diabli wzi�li Furdas�wk�!...
- Cha! cha! - �mieje si� jego pan - ale nas zostawili!