13364

Szczegóły
Tytuł 13364
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13364 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13364 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13364 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

B�g dobry a� tak? O Bo�ym mi�osierdziu my�li kilka Oficyna Wydawnicza �Liberton?? Warszawa 2000 Za zgod� Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 16.09.1999 r., Nr 3841/NK/99 Wikariusz Generalny bp Tadeusz Pikus i Notariusz ks. Stanis�aw Pyzel Copyright � by: Oficyna Wydawnicza �Liberton", an rights reseryed, Warszawa 1999 ISBN 83-910699-2-3 Oficyna Wydawnicza �Liberton" Wydanie II zmienione Warszawa 2000 Spis tre�ci Wst�p, czyli s�owo do zniech�conych ..................11 Bezgrzeszni? ........................................................ 12 �Komu ma�o si� odpuszcza, ma�o mi�uje" ...............27 Jezus dobry a� tak? .............................................36 Najpi�kniejszy obraz �wiata .................................43 Nie zginiesz, zwyci�ysz, obroni� ci�! ...................52 Osi�gniesz wszystko! .............................................62 I jeszcze dwie obietnice ........................................68 W g�r� serca! ......................................................71 Odpu��, jako i my... ..................................................... 87 Zamiast zako�czenia ........................................... 117 O Bo�e m�j, m�w do mnie o nadziei... Jak�e� by mog�y na tej biednej ziemi zrodzi� si� my�li tchn�ce nadziej�? Czy� nie musz� one przyj�� z nieba?... Nadzieja, kt�ra wznosi nas tak bardzo ponad samych siebie, kt�ra tak bardzo przewy�sza wszelkie nasze marzenia, ta nadzieja jest nam nie tylko przez Ciebie dozwolona, lecz nakazana jako obowi�zek!... Chocia� jestem tak z�y, chocia� jestem grzesznikiem, musz� mie� nadziej�, �e p�jd� do nieba � Ty zabraniasz mi rozpaczy... Bez wzgl�du na moj� niewdzi�czno��, ozi�b�o��, nikczemno��, bez wzgl�du na to, jak dalece nadu�ywa�em Twych �ask, o Bo�e m�j. Ty ka�esz mi spodziewa� si�, �e b�d� �y� na zawsze u st�p Twoich, w wiecznym mi�owaniu i �wi�to�ci!... Zabraniasz mi zniech�cenia, nie pozwalasz, bym kiedykolwiek, widz�c sw� n�dz�, powiedzia�: �Ju� nie mog� i�� dalej, droga do nieba jest za stroma, musz� cofn�� si� i stoczy� na sam d�". Nie pozwalasz, bym na widok moich ustawicznie pope�nianych b��d�w, za kt�re codziennie Ci� przepraszam i w kt�re wci�� na nowo popadam, powiedzia� sobie: � Nigdy nie potrafi� si� poprawi�. �wi�to�� jest nie dla mnie. Co mo�e by� wsp�lnego pomi�dzy niebem a mn�?... Jestem naprawd� zbyt niegodny, bym m�g� tam si� dosta� ". Zabraniasz mi, Panie, bym wspomniawszy na niezliczone �aski, jakimi� mnie obsypa�, powiedzia� sobie: �Nadu�y�em zbyt wielu �ask, powinienem by� �wi�tym, a jestem grzesznikiem, nie mog� si� poprawi�, to jest za trudne, jestem sam� tylko n�dz� i pych�. Po tym wszystkim, co B�g dla mnie uczyni�, nie ma we mnie nic dobrego i nigdy nie p�jd� do nieba ". Chcesz, bym nie traci� nadziei mimo wszystko, chcesz, bym zawsze ufa�, �e mam dosy� �ask, by m�c si� nawr�ci� i doj�� do chwa�y... Niebo i ja, doskona�o�� i n�dza � c� jest mi�dzy nimi wsp�lnego? Jest Twoje Serce, Jezu, Panie m�j. Twoje Serce � ��cznik spajaj�cy z sob� te dwie rzeczy tak bardzo r�ne... i mi�o�� Ojca, kt�ry tak umi�owa� �wiat, �e swego Syna Jednorodzonego da�... (Karol de Foucauld, Pisma duchowe - fragment) Wst�p, czyli s�owo do zniech�conych Na pewno ju� nie raz w �yciu widzia�e� obraz Jezusa Mi�osiernego. By� mo�e s�ysza�e�, jak w ko�ciele grupa starszych pa� modli�a si�, powtarzaj�c kilkadziesi�t razy s�owa: � Dla Jego bolesnej m�ki - miej mi�osierdzie dla nas i ca�ego �wiata ". S�ysza�e� te� zapewne o b�ogos�awionej Faustynie Kowalskiej. I mo�e w�a�nie dlatego, �e widzia�e�, �e s�ysza�e�, to teraz wcale nie masz zamiaru czyta� tej ksi��eczki. By� mo�e Twoim zdaniem te promyczki z Jezusowego serca, ta monotonna modlitwa - to wszystko jest dobre, ale dla starych bab�. O�miel� si� jednak zaproponowa�: przeczytaj cierpliwie te s�owa. Niewiele brakowa�o, a i ja kiedy� nabra�bym jak�e mylnego przekonania, �e kult Mi�osierdzia Bo�ego jest czym� powierzchownym i p�ytkim. Dzi� dzi�kuj� Bogu, �e ocali� mnie od tej tragedii. I jeszcze tylko s�owo na temat zdj�cia zamieszczonego na ok�adce tej ksi��ki. Ot� spowiada�em kiedy� pewnego cz�owieka. Wraca� do Boga z dalekiej tu�aczki po duchowych bezdro�ach. D�ugo wyznawa� swe grzechy. Gdy sko�czy� i prosi� o rozgrzeszenie, chcia�em go zapyta�, czy �a�uje za wszystko. I wtedy w�a�nie, przez kratki konfesjona�u, zobaczy�em k�tem oka, jak cz�owiek ten �ciska stu�� prze�o�on� przez kraw�d� drzwiczek. I nie pyta�em ju� o nic. Bezgrzeszni? Zacznijmy od fragmentu Ewangelii: �Jeden z faryzeusz�w zaprosi� Jezusa do siebie na posi�ek. Wszed� wi�c do domu faryzeusza i zaj�� miejsce za sto�em. A oto kobieta, kt�ra prowadzi�a w mie�cie �ycie grzeszne, dowiedziawszy si�, �e jest go�ciem w domu faryzeusza, przynios�a flakonik alabastrowy olejku, i stan�wszy z ty�u u n�g Jego, p�acz�c, zacz�a �zami oblewa� Jego nogi i w�osami swej g�owy je wyciera�. Potem ca�owa�a Jego stopy i namaszcza�a je olejkiem. Widz�c to faryzeusz, kt�ry Go zaprosi�, m�wi� sam do siebie: �Gdyby On by� prorokiem, wiedzia�by, co za jedna i jaka jest ta kobieta, kt�ra si� Go dotyka, �e jest grzesznic��. Na to Jezus rzek� do niego: �Szymonie, mam ci co� powiedzie�. On rzek�: �Powiedz, Nauczycielu!)). �Pewien wierzyciel mia� dw�ch d�u�nik�w. Jeden winien mu by� pi��set denar�w, a drugi pi��dziesi�t. Gdy nie mieli z czego odda�, darowa� obydwom. Kt�ry wi�c z nich b�dzie go bardziej mi�owa�?�. Szymon odpowiedzia�: �S�dz�, �e ten, kt�remu wi�cej darowa�)). On mu rzek�: �S�usznie os�dzi�e�)). Potem zwr�ci� si� do kobiety i rzeki Szymonowi: �Widzisz t� kobiet�? Wszed�em do twego domu, a nie poda�e� Mi wody do n�g; ona za� �zami obla�a Mi stopy i swymi w�osami je otar�a. Nie da�e� Mi poca�unku; a ona, odk�d wszed�em, nie przestaje ca�owa� n�g moich. G�owy nie nama�ci�e� Mi oliw�; ona za� olejkiem nama�ci�a moje 12 nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone s� jej liczne grzechy, poniewa� bardzo umi�owa�a. A ten, komu ma�o si� odpuszcza, ma�o mi�uje�. Do niej za� rzek�: �Twoje grzechy s� odpuszczone)). Na to wsp�biesiadnicy zacz�li m�wi� sami do siebie: �Kt� On jest, �e nawet grzechy odpuszcza?)). On za� rzek� do kobiety: �Twoja wiara ci� ocali�a, id� w pokoju!)). (�k 7, 36-50) Fragment ten opisuje spotkanie Jezusa z dwiema jak�e r�nymi osobami. �Jeden z faryzeusz�w zaprosi� Jezusa do siebie na posi�ek". W zasadzie nic nie wiemy o tym cz�owieku. Zapewne jednak, jak przysta�o na faryzeusza, by� osob� powa�an�, zachowuj�c� przyk�adnie religijne przepisy, pochodz�c� z tak zwanych wy�szych sfer. �w cz�owiek wprawdzie zaprosi� Jezusa do siebie, ale przyjmowa� Go z wyra�nym dystansem. Nie poda� mu wody do obmycia n�g ani oliwy do namaszczenia g�owy. Nie uca�owa� Jezusa serdecznie, cho� ten gest by� powszechnie przyj�ty w �wczesnym zwyczaju. O czym to wszystko �wiadczy? Mo�e o tym, �e ten faryzeusz zaprosi� Jezusa do siebie nie z �yczliwo�ci, nie po to, aby sw�j � go�cin� odda� Mu nale�ny ho�d, ale by� mo�e jedynie z czystej ciekawo�ci. Mo�e my�la� tak: �Tyle opowiadaj� o tym Jezusie. �e podobno taki m�dry, �e cuda czyni. Zaprosz� Go do siebie i sam Mu si� przyjrz� z bliska, sam si� o wszystkim przekonam". Zaprosi� Jezusa, ale uczyni� to dla pr�by. �wiadcz� o tym s�owa, kt�re wypowiedzia� do samego siebie, gdy grzeszna kobieta przypad�a do st�p Zbawiciela. Rzek� wtedy: �Gdyby On by� prorokiem, wiedzia�by, co za jedna i jaka jest ta kobieta, kt�ra si� Go dotyka, �e jest grzesznic�". Kobieta, o kt�rej mowa, zachowa�a si� zupe�nie inaczej. Nie przygl�da�a si�, nie analizowa�a. Nie patrz�c 13 na to, co powiedz� inni, bez �adnego wyrachowania upad�a do st�p Jezusa, ca�owa�a Jego stopy i ociera�a je swoimi w�osami. Swoim zachowaniem tak bardzo upokorzy�a si� przed Chrystusem. Ta biblijna historia przypomina�a mi si� nieraz, gdy pracuj�c jako kapelan szpitala, przemierza�em korytarze, zagl�da�em do sal i proponowa�em chorym spowied� i przyst�pienie do komunii �wi�tej. To w�a�nie na oddziale m�skim czu�em si� niekiedy jak w go�cinie u faryzeusza. �A, witamy, witamy! Niech ksi�ulek usi�dzie, pogadamy. Co tam w polityce? A mo�e ksi�dz jaki� kawa� nam opowie, bo tu w szpitalu okropnie nudno". Jak�e cz�sto takimi s�owami witali mnie chorzy panowie. Przygl�dali mi si� bacznie, bo by�em zaraz po �wi�ceniach. Niekt�rzy my�leli zapewne: �A co taki m�okos mo�e nam tu powiedzie�". Niekiedy, jako do�wiadczeni �yciem, wystawiali mnie na pr�b�: � A jak tam si� ksi�dzu ta nowa lekarka podoba? A ksi�dz to tak nic, na boku? Zupe�nie nic?". I patrzyli ciekawie: czerwieni si� ksi�ulek czy sienie czerwieni. Ale gdy przychodzi�o do pytania: �A mo�e by si� kt�ry� z pan�w wyspowiada�?", to wielu mia�o sta�� odpowied�: �Jeszcze nie umieramy! A zreszt� z czego tu si� spowiada�? A bo to ja kogo zabi�em czy okrad�em? Choiy jestem, to i grzeszy� nie mog�. Owszem, nieraz si� troch� wypi�o, ale przecie� za swoje! To �aden grzech!". Inaczej by�o na oddziale kobiecym. Ch�tnych do spowiedzi i komunii pa� by�o zazwyczaj znacznie wi�cej. Oczywi�cie, mo�e to pewne uog�lnienie, ale od dawna wiadomo, �e kobiety s� pobo�niejsze. Jednak nie mog� w tym miejscu nie zacytowa� s��w pewnego rekolekcjonisty. Podczas nauki stanowej dla m�czyzn powiedzia�: �Jak si� ju� ch�op Panem Bogiem przejmie na powa�nie, to nie ma: zmi�uj si�". 14 JL Wr��my jednak do moich dyskusji na oddziale m�skim. Stara�em si� t�umaczy� moim �bezgrzesznym" pacjentom, �e gdyby si� tak dobrze przyjrze� ich �yciu duchowemu, to by si� zapewne jak�� skaz� na ich sumieniu znalaz�o. Kiedy gor�co temu zaprzeczali, opowiada�em im histori�, kt�r� sam us�ysza�em przed laty na rekolekcjach dla dzieci. Ksi�dz rekolekcjonista m�wi� mniej wi�cej tak: �Wydaje nam si�, drogie dzieci, �e tu, w ko�ciele, powietrze jest przezroczyste. �wiec� si� �wiat�a i wszyscy widzimy si� bardzo dobrze. Nie ma tu �adnej mg�y, �adnego dymu. Ale gdyby�my teraz za�wiecili tutaj mocny reflektor, taki jak w teatrze, to zobaczyliby�my w jego �wietle, �e w ca�ej �wi�tyni, w powietrzu unosi si� mn�stwo kurzu. Dlaczego teraz go nie widzimy? Poniewa� jest za ciemno. Owszem, zapalone �wiat�o wystarcza, aby�my mogli porusza� si� po ko�ciele, wzajemnie si� widzie�. Ale �eby zobaczy� drobne py�ki kurzu, potrzeba lepszego o�wietlenia. Podobnie jest z naszymi grzechami � aby je dostrzec, potrzebne jest mocne �wiat�o. Nie takie, jakie daje s�o�ce czy �ar�wka. Potrzebne jest �wiat�o, kt�rym jest sam Jezus Chrystus. Je�li jaka� elegancka pani chce za�o�y� sukienk�, to wyjmuje j� z szafy, podchodzi do okna i tam bacznie si� przygl�da, czy ona jest czysta. Nikt nie sprawdza czysto�ci ubrania w ciemnym przedpokoju, bo tam nie wida� brudu. Podobnie jest z naszym sumieniem. Je�li kto� oddali si� od Chrystusa, to dzieje si� tak, jakby stan�� w p�mroku. Nie dostrzega swoich grzech�w. To dlatego cz�sto ludzie oddaleni od Boga, kt�rzy prowadz� z�e �ycie, b�d� si� zaklina�, �e nie maj� �adnych grzech�w. Natomiast ci, kt�rzy cz�sto czytaj� Pismo �wi�te, modl� si�, uczestnicz� w mszy �wi�tej, b�d� doskonale widzie� na swoim sumieniu nawet najmniejsz� skaz� ". 15 Tak� my�l zapami�ta�em z tamtej dzieci�cej nauki i bardzo mi si� spodoba�a. I serdecznie radz� osobom, kt�re dosz�y do wniosku, �e nie maj� �adnych grzech�w, aby przysz�y do konfesjona�u i powiedzia�y szczerze: �Prosz� ksi�dza, ze mn� jest ju� tak �le, ju� tak oddali�em si� od Chrystusa i �yj� w takiej ciemno�ci, i� wydaj� mi si�, �e nie mam grzech�w". Poczucie bezgrzeszno�ci jest bardzo niebezpiecznym stanem. Wielu z nas s�ysza�o zapewne o tym, �e zdarza si� czasem, i� chory, na kr�tko przed �mierci�, zaczyna niespodziewanie czu� si� znacznie lepiej. Gdy pracowa�em w szpitalu, to sam spotka�em si� z takimi przypadkami. Rozmawia�em nawet o tym z lekarzami. Jeden z nich powiedzia�: �Prosz� ksi�dza, kiedy organizm cz�owieka zaczyna powoli umiera�, to wy��cza mu si� stopniowo system nerwowy. Chory przestaje wtedy odczuwa� b�l, kt�ry dr�czy� go niekiedy ca�ymi tygodniami. To przynosi mu ulg�. My�li, �e wraca do zdrowia, a w istocie dzieje si� zupe�nie odwrotnie - nadchodzi �mier�". Z sumieniem jest bardzo podobnie. W naszym �yciu duchowym pe�ni ono funkcj� systemu ostrzegania. Gdy pragniemy wkroczy� na drog� grzechu, gdy zaczynamy brn�� ju� w stron� duchowej �mierci, sumienie nas ostrzega. Tak jak fizyczny b�l jest dla nas czerwonym �wiat�em sygnalizuj�cym, �e co� jest nie tak z sercem, z nerkami, z p�ucami, �e funkcjonowanie naszego organizmu jest zagro�one, tak i sumienie m�wi: uwa�aj, to co czynisz niszczy w tobie �ycie duchowe, �ycie nadprzyrodzone. Grozi ci �mier�. Co robi� ludzie, gdy zaczynaj � odczuwa� b�l? Wielu robi konieczne badania, zaczynaj� si� leczy�. Jednak s� i tacy, kt�rzy bagatelizuj� spraw�. M�wi� sobie: to nic 16 gro�nego. Bior� tylko jaki� �rodek przeciwb�lowy i b�l na jaki� czas w istocie ustaje. Ale choroba rozwija si� dalej. Podobnie jest z sumieniem. Mo�na je zag�uszy�, a nawet zupe�nie �wy��czy�". Wystarczy sobie mocno powtarza�: ja nic z�ego nie robi�, inni te� tak post�puj�. Po jakim� czasie wyrzuty mog� sta� si� s�absze, a nawet mog� znikn�� zupe�nie. Kiedy czytamy relacje z rozpraw s�dowych dotycz�cych okrutnych zbrodni, to nierzadko mo�emy spotka� si� z okre�leniem: �sprawca nie okazywa� najmniejszych wyrzut�w sumienia". Normalnym ludziom nie mie�ci si� to w g�owie, �e po zamordowaniu niewinnego cz�owieka mo�na jeszcze, patrz�c w oczy bliskim ofiary, u�miecha� si� cynicznie. �ycie pokazuje jednak, �e jest to mo�liwe. Do takiego stanu odcz�owieczenia dochodz� w�a�nie ci, kt�rzy przez lata zag�uszali w sobie g�os sumienia. Oczywi�cie, to s� przypadki skrajne, ale na codzie� te� mo�emy spotka� si� z czym� takim. Pami�tam, gdy jeszcze za czas�w komuny poprosi�em pewnego pana, aby naprawi� mi zamek w drzwiach. �yczliwy parafianin ju� nast�pnego dnia zjawi� si� na plebanii i ochoczo przyst�pi� do pracy. Widz�c jego narz�dzia, zapyta�em ciekawie: - A sk�d pan ma, panie Stanis�awie, taki wspania�y komplet pilniczk�w? Gdzie co� takiego mo�na kupi�? Pan Stanis�aw, nie przerywaj�c pracy, odpowiedzia� z u�miechem i bez �adnego zaj�kni�cia: - Nie, prosz� ksi�dza. Tego si� nigdzie nie kupi! Z roboty sobie niedawno przynios�em. Fajne iglaczki, co? Westchn��em g��boko i zacz��em rozmy�la� o bardzo skomplikowanych wyborach moralnych, przed jakimi stawali ludzie �yj�cy w PRL, gdy z zadumy wyrwa�y mnie s�owa pana Stanis�awa: 17 � A to z�odzieje, prosz� ksi�dza! A to z�odzieje! � Gdzie z�odzieje, jacy z�odzieje? - zaniepokoi�em si� nie na �arty. � U mnie, na magazynie! Widzi ksi�dz? Jednego pilniczKa brakuje! I to tego okr�g�ego! A w�a�nie teraz go potrzebuj�. Jak to tak mo�na kra��? - dziwi� si� jeszcze d�ugo pan Stanis�aw. Przyk�ady takiego �wy��czenia" sumienia mo�na by mno�y� w niesko�czono��. Chyba ka�dy z nas m�g�by tu dorzuci� co� z w�asnego �ycia. Sumienie jest wielkim, cho� niekiedy w istocie bardzo uci��liwym darem Pana Boga. Ale kto je �Wy��czy�", znajduje si� w sytuacji kogo�, komu zepsu�a si� latarka w czasie nocnej w�dr�wki przez las. Do nieba jest wtedy bardzo trudno trafi�. Jak ju� wspomnia�em, najbardziej popularnym sposobem zag�uszania sumienia s� stwierdzenia: �Owszem, mo�e to, co zrobi�em, nie by�o moralne, ale..." - i tu nast�puje zazwyczaj jeden z dw�ch wariant�w: �wszyscy tak robi�" albo: �musia�em tak zrobi�". Je�li chodzi o pierwszy argument, to rzeczywi�cie, wielu ludzi grzeszy. Ale czy naprawd� wszyscy? Przecie� nie wszystkie ma��e�stwa u�ywaj� �rodk�w antykoncepcyjnych. Znam ludzi, kt�rzy - gdy w t�oku przejad� autobusem kilka przystank�w i mimo szczerych ch�ci nie uda im si? dotrze� do kasownika - to po wyj�ciu z pojazdu sami przedzieraj � bilet i wyrzucaj� go do kosza. Znam te� takie osoby, kt�re NIGDY nie przeklinaj�, znam ludzi, kt�rzy NIGDY z w�asnej woli nie opu�ci�y w doros�ym �yciu ani jednej mszy �wi�tej. Powtarzam: wielu grzeszy, ale nie wszyscy. I drugi argument. Czy rzeczywi�cie MUSIMY grzeszy�? Czy MUSIMY k�ama�, kra��? Czy naprawd� 18 nienarodzone dzieci MUSZ� by� zabijane? Prosz� p�j�� do dom�w wielodzietnych rodzin, porozmawia� z rodzicami i dzie�mi. Wiem, �e ich �ycie zazwyczaj nie by�o i nadal nie jest sielank�. Jednak ich wzruszaj�ce �wiadectwa s� niezbitym argumentem, �e mo�na z mi�o�ci� przyj�� i wychowa� czwarte czy pi�te dziecko. �ycie takich rodzin demaskuje fa�sz argument�w wysuwanych przez zwolennik�w aborcji, kt�rzy twierdz�, �e bezwzgl�dna konieczno�� zabicia nienarodzonego dziecka wynika z sytuacji losowej danej rodziny. Tak naprawd� jednak to nie jest przymus, ale wyb�r. Dramatyczny niekiedy, ale jednak wolny wyb�r. Lewicowe media nieustannie przynosz� informacje o zastraszaj�cych warunkach �ycia rodzin wielodzietnych. Ma to by� argumentem, jaki wk�ada si� do r�ki wahaj�cym si� kobietom: �usu�, bo inaczej twoja rodzina wpadnie w n�dz�". Mechanizm propagandowy jest w tym przypadku bardzo czytelny. Ale szcz�liwe wielodzietne rodziny zadaj� k�am s�owu �MUSZ�", kt�rym wielu pr�buje uzasadni� odrzucenie pocz�tego �ycia. Pr�cz powy�szych przyczyn, kt�re doprowadzi�y wielu do przekonania o w�asnej bezgrzeszno�ci, chcia�bym wspomnie� o jeszcze jednej. Ot� poczucie �alu za grzech, si�a wyrzut�w sumienia zale�� na pewno od wagi pope�nionego wyst�pku. Inny b�dzie �al, gdy kto� kogo� obrazi s�owami, inny, gdy uderzy go w twarz. Inne s� wyrzuty sumienia, gdy kto� nieskromnie spojrzy na kobiet�, a inne, gdy dopu�ci si� z ni� cudzo��stwa. Ale stopie� poczucie winy zale�y nie tylko od tego. Pozwol� sobie tu przytoczy� wymy�lony przyk�ad: kto� wraca samochodem do domu. W�a�nie przed chwil� spad� ogromny deszcz i ulice ton� w ka�u�ach. Kierowca bardzo si� spieszy, bo um�wi� si� w domu ze swym przyjacielem i nie chce si� 19 sp�ni�. W w�skiej uliczce wje�d�a w ka�u��. Spod k� tryska fontanna wody i ochlapuje jakiego� psa, kt�ry bieg� chodnikiem. Kierowca patrzy w lusterko i widzi, �e pies, kt�remu nic si� nie sta�o, otrz�sa si� z wody. Skoncentrowany na je�dzie, ju� za chwil� zapomina o prysznicu, jaki sprawi� bezpa�skiemu zwierzakowi. Dwie ulice dalej, zaraz za zakr�tem, przed sklepem stoi jaki� m�czyzna. Nasz kierowca nie zd��y� omin�� ka�u�y i - niestety - tak�e go ochlapuje. Mokry przechodzie� zaczyna co� krzycze� w stron� odje�d�aj�cego samochodu. Kierowca poczu� si� nieswojo. Wie, �e to by�a jego wina. Wprawdzie t�umaczy sobie, �e przecie� nie potr�ci� tego cz�owieka, a jednak pewien niesmak pozosta�. Do domu jest ju� bardzo blisko i kierowca widzi z daleka, �e przed furtk� czeka przyjaciel. Przyciska mocniej gaz i za chwil� z piskiem opon zatrzymuje si� przed domem. Nie przewidzia�, �e i tu zebra�a si� spora ka�u�a. Woda spod k� tryska na koleg�. Kierowca szybko wyskakuje z auta, zaczyna serdecznie przeprasza� przyjaciela i w�asn� chusteczk� staranie wyciera j ego kurtk�. Przedstawiaj�c t� historyjk�, chcia�em zwr�ci� uwag� na fakt, �e �al za grzech zale�y nie tylko od samego rodzaju post�pku, ale tak�e od tego, kim dla mnie jest ten, kt�rego skrzywdzi�em. Czy jest dla mnie jak bezpa�ski pies, czy jak kto� zupe�nie obcy, kogo nie znam, czy jak serdeczny przyjaciel. Ka�dy grzech jest jakim� zlekcewa�eniem Pana Boga, jest obraz� Stw�rcy. To, czy cz�owiek b�dzie �a�owa� za swoje przewinienia, zaniedbania wobec Boga, zale�y w istotny spos�b od tego, kim jest dla niego sam B�g. Kiedy� by�em po kol�dzie u pewnego pana, kt�ry mieszka� sam i mia� du�ego psa. W rozmowie wyzna� mi szczerze, �e jest bardzo zapracowany i nawet nie ma czasu na porann� modlitw�. Zapyta�em go wtedy, czy wychodzi 20 rano z psem na spacer. Odpowiedzia�: �Oczywi�cie, przecie� z psem musz� wyj��!". I kto tu jest wa�niejszy? Widzia�em ludzi, kt�rzy, gdy zapomnieli wyprowadzi� swojego czworono�nego ulubie�ca na spacer, brali go potem na kolana i ciep�ym, serdecznym g�osem m�wili: �Niech piesek si� nie gniewa na pana. Pan ju� b�dzie dobry i b�dzie kocha� pieska". Widzia�em nawet, jak przy tym ca�owali psa. Cz�sto ci sami ludzie nie chodz� do ko�cio�a latami, nie modl� si�, �ami� chrze�cija�sk� moralno�� na r�ne sposoby, ale s� przy tym mocno przekonani, �e nic z�ego nie robi�, �e s� to w istocie drobne grzeszki, kt�rymi nie ma co si� przejmowa�. Dlaczego tak jest? Ot� mi�dzy innymi dlatego, �e przejmuj� si� Panem Bogiem tak jak zesz�orocznym �niegiem. �Nie by�em w ko�ciele? Przecie� to drobiazg! Nie odm�wi�em pacierza? No, nie przesadzajmy, przecie� to �adna zbrodnia!". Ot� taka postawa ma swoj� konkretn� przyczyn�. Jest ni� sprowadzenie chrze�cija�stwa do zbioru rozmaitych przepis�w. Wielu ludzi traktuje religi� bezosobowo. Owszem, i oni za powa�ne grzechy uznaj� krzywdy wyrz�dzone innym ludziom. W ich mniemaniu kradzie�, pobicie czy morderstwo to rzeczywi�cie wyst�pki godne napi�tnowania. Ale ju� jakiekolwiek zaniedbanie czy zlekcewa�enie praktyk religijnych nie jest dla nich wi�kszym problemem. Na pewno u pod�o�a takiej postawy le�y po prostu brak wiary w Boga. Ci ludzie nie wierz� w Boga, nie �widz�" Go i dlatego nie czuj�, �e - opuszczaj�c cho�by niedzieln� eucharysti� - co� z�ego komu� robili. W ich mniemaniu to tylko z�amanie przepisu. To tak, jakby opu�ci� cotygodniow� zbi�rk� harcersk�. Ludzie ci s� nawet zdziwieni, gdy m�wi si� im, �e "opuszczenie niedzielnej mszy to grzech ci�ki. �W czym tu problem? - pytaj�. - 21 By�a �adna pogoda, wi�c pojechali�my na dzia�k�. Czy jest w tym co� z�ego?" Gdyby chorowa� im pies, pozostaliby zapewne w domu... Kilka lat temu odwiedzi�em pewn� starsz� pani�. Gdy tylko wszed�em do jej skromnej kawa� erki, to od razu zauwa�y�em od�wi�tnie nakryty st�. Widok by� naprawd� wzruszaj�cy: stary obrus, a na nim poszczerbione talerzyki i kubeczki, ka�dy inny. Przy talerzykach le�a�y aluminiowe �y�eczki. Na �rodku sto�u sta� wi�kszy talerz z jakimi� herbatnikami, obok owoce i wazonik ze sztucznymi kwiatami. - A c� to za przyj�cie? - zapyta�em. - A, dzi� s� moje imieniny! Dzieci do mnie przyjd�! - odpowiedzia�a mi z u�miechem. - A zaprasza�a pani dzieci? - Nie, nie zaprasza�am. Przyjd� bez zaproszenia. Przecie� to imieniny mamy! Siedzia�em u tej pani jedn� godzin�, potem drug�. Nie przyszed� nikt. Do ko�ca �ycia nie zapomn�, jak ta staruszka chowa�a do kredensu te kubeczki i talerzyki, m�wi�c sama do siebie: - Chyba co� im wypad�o. Pewnie przyjd� jutro. Nigdy nie zapomn� �ez, jakie mia�a wtedy w oczach. I ona, i ja wiedzieli�my, �e jutro te� nikt nie przyjdzie. Dedykuj� t� historyjk� tym, kt�rzy lekko i z u�miechem m�wi�: �Nie by�em na mszy, bo dzia�ka, bo grzyby, bo rodzina do mnie przyjecha�a. Ale to przecie� drobiazg. Nic si� nie sta�o". Aby zabezpieczy� si� przed takim �znieczuleniem" sumienia warto pami�ta� o tym, by rachunek sumienia i sama spowied� nie by�y dla nas jedynie sporz�dzaniem bezosobowego bilansu �ycia duchowego. Ma to by� 22 spotkanie z �ywym Jezusem, kt�rego chcemy za co� przeprosi�. Nie wolno zapomnie� o samym sposobie wyznawania grzech�w. Jak�e niewinnie brzmi� na przyk�ad s�owa: �nie odmawiam pacierza". Ale gdy powiemy: �nie rozmawiam z Ojcem", to chocia� m�wimy o tym samym grzechu, od razu sami czujemy, �e sprawa jest powa�niejsza. Gdyby nam kto� powiedzia�, �e od miesi�ca nie odzywa si� do ojca, z kt�rym mieszka pod jednym dachem, to chyba s�usznie by�my wnioskowali, �e relacje w tej rodzinie uk�adaj� si� fatalnie. A tak� w�a�nie fataln� sytuacj� duchow� mo�na ukrywa� przed samym sob�, ubieraj�c j� w niewinnie brzmi�ce s�owa: �nie odmawiam pacierza". Ogromna wi�kszo�� katolik�w w wieku dzieci�cym uczy si� rachunku sumienia, a tak�e regu� samego spowiadania si�. Bezmy�lno�� �ycia religijnego mo�e sprawi�, �e cz�owiek, rozwijaj�c si� latami pod wzgl�dem intelektualnym, w dziedzinie religijnej wci�� pozostaje dzieckiem. Przez ca�e lata automatycznie powtarza przy konfesjonale, �e �nie odmawia� pacierza, opu�ci� msz�, pok��ci� si�" itp. W jego mniemaniu s� to wprawdzie grzechy, ale przecie� nie takie straszne. Ta fatalna rutyna nie pozwala mu zauwa�y� spraw fundamentalnych. Na przyk�ad tego, �e wcale nie kocha Pana Boga, �e nie spe�nia pierwszego i najwa�niejszego z Bo�ych przykaza�. Kto� taki, robi�c rachunek sumienia, usi�uje niekiedy przypomnie� sobie, ile razy przekl�� od ostatniej spowiedzi albo ile razy z�ama� pi�tkowy post. Jednak zupe�nie nie pomy�li o tym, �e w jego �yciu B�g jest o wiele mniej wa�ny ni� na przyk�ad jego samoch�d. Kolejnym nieporozumieniem dotycz�cym pozornej bezgrzeszno�ci jest prze�wiadczenie, �e grzechem jest tylko to, co z�ego cz�owiek uczyni�. Tymczasem ju� spowied� powszechna podpowiada nam, �e zgrzeszy� mo�na tak�e 23 zaniedbaniem. Moj� win� mo�e by� tak�e i to, czego nie zrobi�em, a co mog�em i powinienem uczyni�. Niestety, wielu ludziom nie przyjdzie do g�owy, �eby na spowiedzi powiedzie� na przyk�ad to, �e od lat absolutnie nie przejmuj� si� duchowymi obowi�zkami ojca czy matki chrzestnej. Nie wpadnie im na my�l, �e co� jest nie tak, gdy czyta si� r�ne gazety i ksi��ki w�tpliwej niekiedy warto�ci, a nie zajrzy si� nigdy do Pisma �wi�tego, kt�re od lat stoi na p�ce. Grzechem o wiele wi�kszym ni� z�amanie pi�tkowego postu czy sprzeczka ze wsp�ma��onkiem jest brak pami�ci o kim� samotnym, kto mo�e ju� latami czeka na list lub odwiedziny. Przy rachunku sumienia warto pomy�le� o naszych babciach, ciociach i dalekich krewnych. Stopie� naszej winy przed Panem Bogiem uzale�niony jest tak�e od tego, do kogo si� por�wnamy. Je�eli zestawimy siebie z jakim� zbrodniarzem, to rzeczywi�cie mo�emy nabra� prze�wiadczenia, �e jeste�my nieomal anio�ami. Gdy natomiast spr�bujemy por�wna� nasze post�powanie z �yciem os�b �wi�tych, to ocena mo�e wypa�� zgo�a odmiennie. Do kogo wi�c mamy si� por�wnywa�? Do Pana Jezusa. On jest naszym wzorem. Jego mamy na�ladowa�. Kto� mo�e powiedzie�, �e por�wnywanie si� do Chrystusa mo�e nas szybko wp�dzi� w zupe�ne za�amanie. Przecie� On post�powa� absolutnie bezb��dnie. On jest Bogiem. Tak, to prawda. Ale pami�tajmy, �e Jezus jest nie tylko naszym wzorem, kt�ry o w�asnych si�ach mamy na�ladowa�. On przez sakramenty i duchowe dary pragnie udziela� nam samego Siebie. W zasadzie mamy Go nie tylko na�ladowa�, ale pozwoli� Mu, by �y� w nas. Dlatego te� nie pocieszajmy si� tym z�udnym argumentem, �e inni post�puj� gorzej od nas. Nie jest to 24 dla nas �adnym usprawiedliwieniem. B�g na kartach Pisma �wi�tego wyra�nie i jednoznacznie wzywa nas do �wi�to�ci. Daje nam te� wszystko, co potrzebne, aby�my to powo�anie zrealizowali. Przedstawia�em te argumenty wielokrotnie moim rozm�wcom, tym �bezgrzesznym i zupe�nie bez winy". Niekt�rzy si� zamy�lali, inni upierali si� przy swoim. Pokazywa�em im tak�e fragment Pierwszego Listu �w. Jana, w kt�rym jest napisane: �Je�li m�wimy, �e nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy" (U l, 8). M�wi�em o tym, �e nawet papie� regularnie si� spowiada. Pyta�em: �To co, jest pan lepszy od papie�a?". Tu niekt�rzy si� troch� �amali: � No nie, od papie�a to raczej nie...". Wiem, �e potrzeba czasu, aby stan�� w prawdzie przed Bogiem po latach duchowego zagubienia czy nawet, powiedzmy to wprost, zak�amania. Dlatego nie martwi�em si� zbytnio tym, �e moi rozm�wcy w wielu przypadkach nie od razu prosili o spowied�. Zostawia�em ich z tymi my�lami i mia�em nadziej�, �e ich wewn�trzna uczciwo�� nie do ko�ca umar�a. Wiedzia�em te�, �e niekiedy cz�owiekowi, kt�rego mo�e przekona�y moje argumenty, trudno jest si� do tego przyzna�. Dlatego mia�em nadziej�, �e moi rozm�wcy, cho� nie powiedz� mi o tym, wyspowiadaj� si� u innego ksi�dza. Refleksje o naszej pozornej bezgrzeszno�ci zamie�ci�em na pocz�tku tej ksi��eczki nie bez powodu. Chcia�em zapobiec sytuacji, w kt�rej kto� m�g�by b��dnie pomy�le�, �e ten temat jego nie dotyczy. Bo�e mi�osierdzie jest potrzebne nie tylko pragn�cym odmieni� swoje �ycie przest�pcom, prostytutkom, oszustom, z�odziejom itp. Nie. To ratunek dla nas wszystkich. To szansa dla ludzi wewn�trznie uczciwych. Bo ka�dy z nas jest duchowym 25 n�dzarzem. Jednak radosne przes�anie Ewangelii m�wi nam, �e bogaty w mi�osierdzie B�g z ojcowsk� dobroci� i trosk� pochyla si� nad nami. Jeste�my prochem, ale B�g umi�owa� ten proch. ,Komu ma�o si� odpuszcza, ma�o mi�uje' Przed kilku laty na krakowskim rynku, przy Sukiennicach, grupa ameryka�skich turyst�w pyta�a napotkanych przechodni�w, gdzie tu, w Krakowie, znajduje si� ko�ci� z relikwiami b�ogos�awionej siostry Faustyny Kowalskiej, gdzie mie�ci si� Sanktuarium Bo�ego Mi�osierdzia. Wielu krakowian bezradnie rozgl�da�o si� doko�a i nie potrafi�o wskaza� drogi do poszukiwanej �wi�tyni. Opowiadano mi potem, �e go�cie zza oceanu dziwili si� niepomiernie temu, i� oni przelecieli kilka tysi�cy kilometr�w, �eby mi�dzy innymi pomodli� si� przy grobie b�ogos�awionej Faustyny, a ci, kt�rzy mieszkaj� tu� obok tego miejsca, nie orientuj � si� nawet, gdzie si� ono znajduje. S�ysza�em tak�e, �e na dalekich Filipinach produkuje si� zegarki, kt�re dyskretnie przypominaj� ich w�a�cicielom, �e mija w�a�nie godzina pi�tnasta, i �e o tej godzinie przerywany jest na chwil� program telewizyjny, a na ekranach telewizor�w pojawia si� obraz Jezusa Mi�osiernego. Wszystko po to, aby pami�ta� o godzinie Bo�ego Mi�osierdzia. Wyobra�am sobie, co by si� dzia�o w katolickiej Polsce, gdyby taki obyczaj spr�bowano wprowadzi�. Dlaczego objawienia skierowane do siostry Faustyny, nabo�e�stwo do Mi�osierdzia Bo�ego zyskuj� na �wiecie tak� popularno��? Na pewno jedn� z przyczyn jest to, �e miliony ludzi nosz� jeszcze w swoich sercach wyko�lawiony 27 obraz Pana Boga. Niew�tpliwie od dziesi�tk�w lat coraz wi�cej w Ko�ciele m�wi si� o dobroci Boga, odchodzi si� od moralizatorsko-piekielnego stylu w duszpasterstwie i homiletyce, ale jednak ci�gle ca�e rzesze ludzi niekiedy panicznie wr�cz boj� si� Stw�rcy. Dlaczego? Trudno jednoznacznie odpowiedzie�. Cz�sto jest to owoc niezbyt fortunnej edukacji religijnej z czas�w dzieci�stwa. Wystarczy�o, �e kto� kilka razy, gdy by� malutkim dzieckiem, us�ysza� s�owa: �Widzisz, b�yska si� na niebie. To Bozia gniewa si� na ciebie, bo jeste� niegrzeczny!". I cho� potem taki kto� w doros�ym �yciu wys�ucha wielu kaza� o dobroci Boga, cho� wiele razy za�piewa pie�� Bo�e w dobroci nigdy nieprzebrany, to jednak kiedy pope�ni grzech i zaczyna my�le� o swoim po�miertnym losie (a przypadkiem jeszcze w tym czasie b�yska si� na niebie), to l�k przed surowym S�dzi� dos�ownie parali�uje dusz�. Kto� powie: na szcz�cie min�y czasy takich metod wychowawczych. Niezupe�nie. Nie dalej jak rok temu na Krakowskim Przedmie�ciu w Warszawie mija�em m�od� mam� me mog�c� sobie poradzi� ze swoim rozkapryszonym synkiem. W pewnym momencie us�ysza�em, jak ta m�oda kobieta, wskazuj�c na mnie, m�wi�a do dziecka: �B�d� grzeczny, bo jak nie, to ci� ksi�dz zabierze". Niekiedy wystarczy tylko tyle, by komu� na ca�e lata w istotny spos�b skrzywi� religijne i duchowe �ycie. Dlaczego jeszcze tak bardzo boimy si� Boga? Ot� znana jest nam wszystkim prawda, �e zostali�my stworzeni na podobie�stwo samego Stw�rcy. Ale jak�e cz�sto to my tworzymy sobie Boga na nasze podobie�stwo. W naszych relacjach z bli�nimi zdarza si� nam do�wiadcza� sytuacji, w kt�rych tracimy ju� cierpliwo��, zaufanie, kiedy po prostu mamy ju� kogo� naprawd� do��. Kto� na przyk�ad po�yczy� 28 od nas raz pieni�dze i nie odda�, a potem po�yczy� jeszcze raz i te� nie odda�. Za trzecim razem zaklina� si� na wszystko, �e tym razem b�dzie inaczej, a by�o tak jak zwykle. I wtedy w�a�nie reagujemy cz�sto s�owami: �No nie! Tego ju� za wiele! Teraz nie dostaniesz ju� ode mnie ani grosza! Straci�em do ciebie zaufanie!". Podobnie mo�e by� z k�amstwem, z niesolidno�ci� w pracy itp. Zawiod�e� wiele razy, a wi�c koniec! Jeste� spalony! I cz�sto, kieruj�c si� na codzie� takimi obyczajami, �yj�c w takim �wiecie, jako� pod�wiadomie zdobywamy przekonanie, �e B�g jest taki sam. Raz obieca�e� popraw� i znowu zgrzeszy�e�. I drugi raz, i trzeci, a potem znowu upad�e�. Zaklina�e� si� w konfesjonale, �e ju� nigdy, �e to by�o tylko wyj�tkowo, a tydzie� nie min�� i wszystko wr�ci�o ze zdwojon� si��. I wtedy pomy�la�e� tak logicznie, po ludzku: �On ju� mnie ma do��. Ju� mnie skre�li�. Wi�cej mi nie zaufa, nie wybaczy". I w takiej sytuacji to nawet nie mamy do Pana Boga pretensji. Sami zrobiliby�my tak samo. Jednak rzecz w tym, �e On nie jest taki jak my! My�li Boga nie s� naszymi my�lami. Postawa Jego mi�o�ci i mi�osierdzia nie jest podobna do naszych zachowa� wobec bli�nich. I cho�by�my po raz setny czy tysi�czny zawinili, cho�by�my zaczynali spowied� od s��w: �Ostatni raz spowiada�em si� dwa dni temu...", cho�by pasmo upadk�w trwa�o ca�ymi latami, to je�li jest w nas cho�by iskra nadziei na powstanie - nadziei opartej nie na naszej sile, ale na Jego mi�o�ci - je�li naprawd�, mo�e wbrew ludzkiej logice i pojmowaniu pragniemy Boga, to On nam wybaczy i zaufa. I wielu �wi�tych t� najtrudniejsz� lekcj� chrze�cija�stwa przerabia�o w swoim �yciu dziesi�tki, a mo�e nawet setki razy. Wielk� tajemnic� jest to, �e do �wi�to�ci prowadzi cz�sto nie szeroka autostrada tak zwanego porz�dnego 29 l �ycia, ale zawi�a �cie�ka, kt�ra wiedzie niekiedy przez duchowe rowy, pola i bezdro�a. Do ko�ca nigdy chyba nie zrozumiemy, dlaczego B�g dopuszcza do tego, by cz�owieka niekiedy dos�ownie sparali�owa�a �wiadomo�� w�asnej grzeszno�ci. Wtedy w�tpimy ju� we wszystko, w naszym mniemaniu bramy piek�a otwieraj� si� na o�cie�, le�ymy zupe�nie roz�o�eni na �opatki i nie mo�emy z siebie wydoby� nawet najcichszego szeptu modlitwy. Mo�e kto�, kto czyta te s�owa, bliski jest takiego stanu rozpaczy. Bo znowu si� sta�o, znowu wr�ci�o, znowu upadek. I ju� �adnej nadziei. Le�ymy jak sparali�owani. Warto sobie przypomnie� wtedy biblijn� histori� cz�owieka, kt�rego przyjaciele przez otw�r w dachu spu�cili do st�p Jezusa. Le�a� przed Zbawicielem i nie potrafi� powiedzie� ani jednego s�owa, poruszy� nawet najmniejszym palcem. Le�a� jak k�oda drewna. C� za wstyd - taki bezradny, a na dodatek wszyscy doko�a si� gapi�. Ilu z nas to przerabia�o. Wszyscy doko�a si� gapi�, a my nie mo�emy sobie poradzi� sami ze sob� czy z tak zwanym �yciem. I wok� nas s�ycha� szept: �Ale si� stoczy�, ale wykolei�, ale pogubi�". I jeszcze dodaj � �yczliwie: �No, brachu, we� si� w gar��. Zmie� si�. Tak nie mo�na. �ycie marnujesz". Jak nas wtedy te s�owa denerwuj�: zmie� �ycie. Jak tu zmieni� �ycie, kiedy palcem nie mo�na kiwn��! Szatan trzyma za ko�nierz i rzuca cz�owiekiem jak �mieciem o ziemi�, a ci porz�dni m�wi�: �zmie� �ycie". A tu zupe�ny parali�! Ale czy pami�tamy, co si� wtedy sta�o, tam, w tej biblijnej historii? Ten sparali�owany nie m�wi� nic, lecz Jezus wiedzia�, o co chodzi. Powiedzia� tylko: �We� swoje �o�e i chod�". Do tej pory �o�e jakby panowa�o na nim. By� do niego przykuty. To w�a�nie �o�e go �nosi�o", ale teraz Jezus m�wi mu niejako: �To ty zapanuj nad �o�em! Nie zostawiaj go, nie odrzucaj, tylko we� pod pach� i id�!". 30 Tak jest i w naszym �yciu. Pokusy, jak to �o�e, pozostan� w tobie, ale to nie one b�d� ci� nios�y, ale tyje poniesiesz. To by�o cudowne wydarzenie dla tr�dowatego. Musia� z wielk� mi�o�ci� patrze� na swego Zbawc�, Jezusa. Ale zanim to si� sta�o, musia� le�e� jak k�oda u Jego st�p. Niech pami�taj� o tym wszyscy, kt�rzy dzi� zupe�nie nie potrafi� si� modli�, konfesjona� omijaj� z daleka, a grzech dyryguje ich �yciem. Niech pami�taj� o tym wszyscy ogarni�ci duchowym bezw�adem beznadziejno�ci. Zupe�ny parali� u st�p Jezusa to dobry punkt wyj�cia do wielkiej mi�o�ci Boga. I dlatego nasz Pasterz niekiedy godzi si� na to, aby �ycie sprowadzi�o nas do parteru, ale zaraz potem wzywa nas do g��bokiej wiary w Jego niezg��bione mi�osierdzie. Gdy rozmy�lam o tej wielkiej tajemnicy ludzkiego �ycia, jak� jest ka�dy nasz b��d i upadek, kt�re w ko�cowym rezultacie doprowadzaj� nas do Pana Boga, to pr�buj� zrozumie� ten pozorny paradoks przy pomocy takiego wymy�lonego przyk�adu. Wyobra�my sobie kilkuletnie dziecko. Za��my, �e jest ono po prostu dzieckiem wzorowym. Wstaje zawsze punktualnie, myje si�, odmawia pacierz, zjada �niadanie i nigdy nie grymasi. Do szko�y przychodzi punktualnie i oczywi�cie jest tam wzorowym uczniem. Po lekcjach grzecznie si� bawi, odrabia sumiennie prac� domow�, samo z w�asnej inicjatywy sprz�ta sw�j pok�j, chodzi po zakupy, wieczorem ogl�da tylko dozwolone filmy i chodzi spa� o przyzwoitej porze. Dziecko idealne. I wydawa� by si� mog�o, �e jest ono ogromn� rado�ci� swoich rodzic�w, ale tak nie jest. Ot� za��my, �e to dziecko, cho� tak solidne, grzeczne i uporz�dkowane, wobec rodzic�w zachowuje pewien ch��d i dystans. Owszem, zawsze powie �dzi�kuj�", �przepraszam" i �w czym ci pom�c, mamo", ale 31 wszystko to takie suche i mechaniczne. Nigdy si� ten dzieciak do mamy gor�co nie u�miechnie, nigdy tatusiowi nie wdrapie si� na kolana, nigdy nie przybiegnie rankiem do rodzic�w, aby si� wygrza� u nich pod ko�dr� i z nimi po�artowa�. Co dla takich rodzic�w mo�e si� sta� chwil� nieopisanego szcz�cia? Ot� paradoksalnie mo�e to by� sytuacja, kiedy ich dziecko na przyk�ad rozbije sobie niegro�nie kolano i przybiegnie z p�aczem do domu, i zacznie krzycze�: �Mamusiu, boli! Mamusiu, ratuj!". Je�li przy tym rzuci si� mamie na szyj� i zacznie j� �ciska� i przytula� sw�j policzek do policzka mamy, to jestem przekonany, �e taka mamusia -widz�c przecie�, �e otarcie jest niegro�ne - b�dzie szcz�liwa, �e nareszcie jej dziecko otworzy�o przed ni� swe serduszko. Szcz�liwi byliby rodzice takiego superporz�dnego dziecka, gdyby co� go w nocy troszeczk� przestraszy�o i �eby przybieg�o do ��ka swoich rodzic�w, krzycz�c: �Mamusiu! Tatusiu! Ja si� boj�!". Przyk�ad wymy�li�em mo�e nieudolnie i ma�o realistycznie, bowiem zazwyczaj takie wielce porz�dne dzieci bardzo kochaj� swoich rodzic�w i okazuj� im ciep�o i mi�o�� nie tylko w sytuacjach zagro�enia. Jednak w naszej relacji do Boga taka sytuacja mo�e mie� miejsce. Ignacy Rzecki z Lalki Boles�awa Prusa mawia� cz�sto: �Ech! Gdybym ja by� Panem Bogiem. Ale gdzie tam marzy� o tem ". A jednak spr�bujmy troch� wczu� si� w Pana Boga, jak z g�ry patrzy na nas. I co widzi? Niekiedy w miar� porz�dnych ludzi. Wstaj� rano, odmawiaj� pacierz, id� do pracy, wracaj� do domu, dalej pracuj�, wypoczywaj�. Nie nadu�ywaj � alkoholu, nie pal�, nie przeklinaj�. Tylko �e cz�sto ci tak zwani �porz�dni ludzie" nie kochaj� Pana Boga. Mi�o�� Boga polega wprawdzie na przestrzeganiu Bo�ych przykaza�, w�a�nie na porz�dnym �yciu. Ale mo�na takie prowadzi�, a Boga nie 32 kocha�. Wspania�ym, cho� smutnym przyk�adem takiej postawy jest ewangeliczny m�odzieniec, kt�ry wprawdzie przykazania zachowywa�, ale B�g nie by� dla niego najwa�niejszy. Nie kocha� Go ca�ym sercem i ca�� dusz�. I co wtedy ma zrobi� Pan B�g, gdy patrzy na takiego porz�dnego cz�owieka? Porz�dnego, a jednak nie wype�niaj�cego w swoim �yciu pierwszego i najwa�niejszego przykazania, kt�re brzmi: B�dziesz mi�owa� Pana Boga swego ca�ym swoim sercem, ca�� swoj� dusz�, ca�ym swoim umys�em i ca�� swoj� moc�. W�a�nie ta mi�o�� jest dla Pana Boga najwa�niejsza, a nie punktualno��, pracowito�� itp. Co ma w takiej sytuacji zrobi� nasz dobry Pan B�g? Ot� dopuszcza niekiedy, aby�my w tym naszym �porz�dnym" �yciu troch� sobie kolana porozbijali, i w wyniku tego wtulili si� w Niego. Aby�my nasze uporz�dkowane �pacierze na poziomie" zamienili na zroszone �zami wyznanie: �Jezu, daruj... Nie opuszczaj mnie". Pan B�g sam niekiedy zgasi w naszym �yciu �w blask naszej pewno�ci siebie i dobrego mniemania o sobie, aby�my pobiegli do niego z gor�c� modlitw� na ustach: �B�d� ze mn�!!!". I b�dzie to modlitwa mi�a Panu Bogu nawet wtedy, gdy wywo�a j� nasz moralny upadek. Taka jest, niestety, smutna prawda o naszym �yciu, �e dopiero gdy jak dzieci narozrabiamy, czujemy, �e B�g jest nam naprawd� potrzebny. Jest w j�zyku polskim powiedzenie: jak trwoga - to do Boga. Dotyczy ono sytuacji, kiedy dopiero jakie� nieszcz�cie czy niepowodzenie sk�ania ludzkie serce ku Stw�rcy. M�g�by kto� pomy�le�, �e ta maksyma krytykuje takie zachowanie i tak� pobo�no�� wy wo�an� nieszcz�ciem. Tak jednak nie jest. Oby ka�dy z nas jak najszybciej ucieka� pod skrzyd�a Bo�ej opieki, gdy przyjdzie na niego jakakolwiek trwoga. Ostatecznym bowiem sensem �ycia cz�owieka 33 na ziemi jest umi�owanie Boga, i czym� zupe�nie drugorz�dnym jest sprawa drogi, kt�r� si� do tego dochodzi. A zreszt�, czy w historii ludzko�ci, opr�cz osoby Matki Bo�ej, byli tacy, kt�rzy pokochali naprawd� Boga, nie do�wiadczaj�c goryczy upadku? Czy mo�na pokocha� Boga, nie do�wiadczaj�c nieopisanej rado�ci, gdy Pan wydobywa nas z otch�ani grzechu? Jak�e wiele daj� do my�lenia s�owa Jezusa: �Komu ma�o si� odpuszcza, ma�o mi�uje" ( �k 7, 47). To, �e Jezus wybra� na pierwszego z Aposto��w Piotra, kt�ry najcz�ciej upada�, ale i zaraz powraca� do Zbawiciela, daje nam du�o do my�lenia. Dlatego zasadniczym problemem cz�owieka nie jest w istocie sam grzech, ale to, jak zachowuje si� po pope�nieniu grzechu, czy raczej to, co z tym grzechem dalej robi. Zwyci�stwo nad grzechem to uczynienie go b�ogos�awion� w i n �, a wi�c natychmiastowy powr�t do Boga i zachwycenie si� ogromem Jego mi�osierdzia. Tymczasem wydaje si� nam niekiedy, �e najbardziej poprawn� reakcj� chrze�cijanina po obra�eniu Pana Boga jest zatopienie si� w g��bokim smutku. Jest to rzeczywi�cie naturalne uczucie, kt�re pozytywnie �wiadczy o wra�liwo�ci tego, kt�ry zgrzeszy�. Ale zwyci�stwem szatana by�oby to, gdyby ten smutek odebra� cz�owiekowi wiar� w Bo�e mi�osierdzie, gdyby zupe�nie sparali�owa� jego �ycie duchowe. Pami�tam, jak pewien pan opowiada� mi o swoim zdziwieniu, gdy kiedy� w czasie spowiedzi wyzna� spowiednikowi do�� powa�ny grzech. Ot� ksi�dz najwi�kszy problem widzia� nie w samym przewinieniu, ale w smutku, kt�ry dog��bnie przenikn�� serce penitenta. �Ciesz si�, raduj i �miej! Wtedy pokonasz szatana! Tym wyznasz wiar� w to, �e Chrystus jest mi�osierny, �e On rzeczywi�cie pokona� grzech w �wiecie i w twoim sercu!" - tak przekonywa� zasmuconego penitenta ten m�dry kap�an. 34 B�ogos�awiona wina. B�g nigdy nie chce z�a, nigdy nie chce grzechu w naszym �yciu, ale - gdy si� zdarz� -pragnie dobrych skutk�w, jakie mo�e wywo�a� nasz upadek. Wiem, �e mo�e nie do ko�ca jasne to s�owa, bo dotykam w tym miejscu wielkiej tajemnicy. I zn�w wraca mi przed oczy obraz matki i takiego porz�dnego, ale niekochaj�cego dziecka. Czy mo�na powiedzie�, �e taka kobieta chcia�aby, �eby jej pociecha rozbi�a sobie kolana, �eby czego� bardzo si� w nocy przestraszy�a? Na pewno nie! Ale to serce matki, tak t�skni�ce za mi�o�ci� swojego dziecka, b�dzie w sumie dzi�kowa� Bogu za ten niegro�ny upadek czy nocny l�k, kt�ry pozwoli jej us�ysze� s�owa: �Mamusiu, kocham ci�. Mamusiu, potrzebuj� ci�". B�ogos�awiony upadek, b�ogos�awiona wina. Przypomnijmy sobie nasze ostatnie duchowe dramaty i kryzysy. A mo�e nie jest najwa�niejsze to, �e kto� si� kiedy� upi�, cudzo�o�y�, pok��ci�? Mo�e najbardziej istotne jest to, �e teraz, po tym wszystkim, jak tylko potrafi, stara si� odmieni� swoje �ycie, nawr�ci� si�. I ju� niejako przepisany pacierz, ale z potrzeby serca, jak dziecko tatusiowi, kto� taki szepcze Bogu s�owa: �Kocham Ci�". Mo�e tak naprawd� po raz pierwszy w �yciu i szczerze m�wi takie s�owa, cho� pacierzy by�o ju� przedtem tysi�ce. Mo�e - podobnie jak w wierszu Jana Kochanowskiego, w kt�rym pisa� o ludzkim zdrowiu - i Pana Boga trzeba na jaki� czas utraci�, �eby zrozumie�, jak bardzo jest nam bliski, �eby dopiero wtedy naprawd� Go pokocha�. Ka�dy grzech jest jakby zerwaniem liny pomi�dzy nami a Bogiem. Ka�dy powr�t do Niego jest jakby zawi�zaniem na tej linie sup�a. Im wi�cej sup��w, tym lina kr�tsza, tym bli�szy B�g. Wielka to tajemnica. Ale czy� mo�e by� rado�niejsza wie�� dla nas, grzesznik�w? Jezus dobry a� tak? Objawienia, jakie otrzyma�a b�ogos�awiona siostra Faustyna Kowalska, by�y i s� nadal dla ca�ego �wiata wielkim przypomnieniem prawdy o Bo�ym mi�osierdziu, o niesko�czonej dobroci Boga. S� przypomnieniem tych pi�knych tajemnic, jakie na kartach Bo�ego Objawienia Stw�rca stopniowo ods�ania� przed cz�owiekiem. Ca�ym blaskiem zaja�nia�y one w Chrystusie, kt�rego Osoba jest pe�ni� Bo�ego Objawienia. Jezus b�ogos�awionej Faustynie w istocie nie odkry� niczego nowego. Chcia� jednak uwypukli� t� prawd�, kt�ra w �yciu Ko�cio�a bywa�a czasami nieco odsuwana w cie� i zast�powana ch�odn� i kazuistyczn� wizj� bezwzgl�dnego Boga - S�dziego. Chcia� przypomnie�, �e jest Bogiem Dobrego Serca i wielkiej wra�liwo�ci, kt�ry umi�owa� nas a� do ko�ca. W pierwszej cz�ci naszych rozwa�a� pr�bowa�em wskaza� na pewne przyczyny dramatycznego w skutkach wykrzywienia obrazu Boga, jakie ma miejsce w sercach wielu ludzi wierz�cych. Teraz chcia�bym doda� do tych przyczyn jeszcze i to, �e wiele os�b wcale nie czyta Pisma �wi�tego. W konsekwencji ich wyobra�enia o Bogu s� cz�sto syntez� mglistych wspomnie� z dawnej katechezy, nierzadko prowadzonej przez nadgorliw� babci� albo porywcz� katechetk�. Do tego dochodz� p�omienne kazania rekolekcyjne, przez kt�re tak�e za wszelk� cen� chciano skruszy� serce grzesznika (ze wstawkami w stylu: ,, I pami�taj - �mier� to kosmiczny 36 utrwalacz!!!"), jakie� zas�yszane fragmenty r�nej jako�ci prywatnych objawie� czy wr�cz obrazy z krwawych horror�w. Ilu� to ludzi na �wiecie na podstawie takiej edukacji ukszta�towa�o w sobie fa�szywy i ponury obraz Boga i spraw ostatecznych. Nie musz� dodawa�, �e za wszelk� cen� chce si� potem o tym wszystkim zapomnie� i wyrzuci� tak� religijno�� ze swojego �ycia, ale nie przychodzi to �atwo. W przypadku wielu ludzi s�u�y temu programowa anty- ko�cielno��. Jak sobie kto� ponarzeka na czarnych, to mu na jaki� czas s�abnie perspektywa pot�pienia za grzeszne �ycie, jakie prowadzi. Zazwyczaj na d�ugo to nie wystarcza i �terapi�" trzeba zaczyna� od nowa. Jak to jednak jest z tym Bogiem, piek�em i kar� za grzech? Aby znale�� odpowiedzi na te pytania, najlepiej otworzy� Bibli�, a zw�aszcza Nowy Testament. Tam jest dok�adnie i jasno opisane, jak B�g traktuje grzesznik�w. Przyznam osobi�cie, �e cho� teksty te znam od wielu lat i wiele razy je czyta�em, to gdy wracam do nich powt�rnie, zadziwiaj� mnie i wci�� zachwycaj�. I rozumiem tych, kt�rym w g�owie si� to nie mo�e pomie�ci�, �e B�g jest a� tak dobry. Sam si� do nich w pierwszym rz�dzie zaliczam. Przeczytajmy na przyk�ad fragmenty ostatniego rozdzia�u Ewangelii �w. Jana. Oto Aposto�owie, ci�gle przera�eni swoj� sytuacj� po �mierci Jezusa, poszli �owi� ryby. Do swoich nieszcz�� do�o�yli jednak jeszcze i to, �e nic nie z�owili. O �wicie Jezus staje na brzegu i pyta ich: ,J)Dzieci, czy macie co na posi�ek?" (J 21, 5). Oni Go jednak nie poznali. Nic dziwnego. Ca�y czas czuj� si� jeszcze, delikatnie m�wi�c, niespecjalnie po tym, jak gromadnie stch�rzyli i zostawili swojego Mistrza w godzinie m�ki i �mierci. Do g�owy im nie przychodzi, �e On, Mesjasz, kt�ry pokona� �mier�, zwr�ci si� do nich z pytaniem o �niadanie, 37 �e zainteresuje si� tym, czy s� g�odni. Czy mogli si� tego spodziewa�, �e po tym wszystkim, co zrobili, jak si� zachowali, On zwr�ci si� do nich s�owem �dzieci"? M�g�by wygarn�� im ostro: wy tch�rze, zdrajcy, egoi�ci! Ale nic z tego. Do tych jedenastu przera�onych ch�op�w On, bez ironii, bez podst�pu m�wi: dzieci. A gdy przyp�ywaj� do brzegu, okazuje si�, �e Zbawiciel ju� przygotowa� dla nich pieczon� ryb� i chleb. Aby o�mieli� ich prosi, by przynie�li jeszcze troch� ryb z�owionych w cudowny spos�b. Gdy Aposto�owie stoj� jeszcze zal�knieni, Jezus, jak podaje �w. Jan, �wzi�� chleb i poda� im - podobnie i ryb�" (J 21, 13). Wydawa� by si� mog�o, �e teraz, po zmartwychwstaniu, tu� przed wniebowst�pieniem, jest najlepszy moment, by Jezus wyg�osi� jak�� mow� o marno�ci tego �wiata, by jeszcze raz wezwa� ich do przej�cia si� sprawami Kr�lestwa Bo�ego. Jednak tak si� nie sta�o. B�g zmartwychwsta�y, Pan Kosmosu sma�y ryb� i �amie chleb dla jedenastu winowajc�w. By� mo�e l�kali si�, czy to nie podst�p, czy to nie chwyt, po kt�rym nast�pi reprymenda, zapowied� kary za zdrad�. A mo�e dopiero wtedy zacz�y pojawia� si� w ich sercach pytania: czy to mo�liwe, �eby On by� a� tak dobry? A� tak?!!! Pami�tamy dobrze, jak Jezus wskrzesi� c�rk� Jaira. Nikt z nas nie wyobrazi sobie zdziwienia os�b obecnych przy tym cudzie. Nikt nie wczuje si� w rado�� rodzic�w. Przecie� wszyscy widzieli dziewczynk�, gdy by�a umar�a, a teraz to samo dziecko siedzi i u�miecha si�. �wiadkowie tego wydarzenia zapewne dotykali dziecka, by m�c uwierzy� w to, co si� sta�o. Rodzice �ciskali raz c�rk�, a raz Jezusa. Padali z p�aczem do Jego st�p. I w�r�d tej eksplozji rado�ci i wzruszenia tylko Jezus, TYLKO Jezus, zauwa�y�, �e dziewczynka jest g�odna. Zbawiciel nie 38 wyszed� na taras, nie wyg�osi� tryumfalnej mowy o swoim pos�annictwie. Po prostu zatroszczy� si� o jedzenie dla dziecka. Nawet jej mama (a przecie� to w�a�nie matki s� najlepszymi specjalistkami od karmienia dzieci) zapomnia�a o posi�ku. Taki jest Jezus. Taki jest B�g. Nie kocha idei doskona�ego cz�owieka, ale kocha konkretnego