102
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 102 |
Rozszerzenie: |
102 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 102 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 102 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
102 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
TYTUL: CHRZE�CIJA�STWO JAKO RZECZYWISTO�� MISTYCZNA A MISTERIA
DAWNYCH CZAS�W AUTOR: Rudolf Steiner
OPRACOWAL : Karol Kusmirek ([email protected])
----------------------------------------------------------------
---------
SPIS RZECZY
- Przedmowa do drugiego wydania.
- Wst�p.
- Misteria i wiedza tajemna misteri�w.
- Mistyka Platona.
- Wiedza tajemna misteri�w a mit.
- Historia dawnego Egiptu.
- Ewangelie.
- Wskrzeszenie �azarza.
- Apokalipsa.
- Jezus na tle swojej epoki.
- Istota chrze�cija�stwa.
- Chrze�cija�stwo a wiedza m�drc�w
poga�skich.
- �w. Augustyn a Ko�ci�.
- Uwagi.
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA
"Chrze�cija�stwo jako rzeczywisto�� mistyczna" - tak nazywa�
autor t� prac�, w kt�rej przed o�miu laty zebra� tre�� swych
wyk�ad�w z roku 1902.
Tytu� ten ma podkre�la� szczeg�lny charakter ksi��ki. Autor
stara� si� nie tylko przedstawi� w niej mistyczn� tre��
chrze�cija�stwa w rozwoju dziejowym, lecz r�wnie� opisa�, jak
chrze�cija�stwo wyros�o z mistycznego poznania. Kierowa�a nim
my�l, �e dzia�a�y tu czynniki duchowe, kt�re pozna� mo�na
jedynie na drodze mistycznego pog��bienia. Tylko tre�� ksi��ki
sama mo�e przekona� czytelnika, �e autor nie nazywa "mistycznym"
jakiego� pogl�du, zwi�zanego raczej z nieokre�lonymi doznaniami
uczuciowymi, ni� z "uj�ciem czysto naukowym". Ale w szerokich
ko�ach tak w�a�nie rozumie si� dzisiaj "mistyk�", nic wi�c
dziwnego, �e wiele os�b uwa�a j� za dziedzin�, kt�ra nie ma nic
wsp�lnego z "prawdziw� wiedz�". W niniejszej ksi��ce autor u�ywa
s�owa "mistyka" dla oznaczenia pewnej rzeczywisto�ci duchowej,
kt�ra poznaje �r�d�a �ycia duchowego. Kto odrzuca poznanie
p�yn�ce z tego rodzaju �r�de�, nie b�dzie w og�le wiedzia� co
pocz�� z tre�ci� tej ksi��ki. Tylko ten, kto uznaje, �e w
"mistyce" mo�e panowa� taka sama jasno��, jak w opisie
przyrodniczym, b�dzie m�g� zainteresowa� si� ksi��k�, w kt�rej
mistyczna tre�� chrze�cija�stwa opisana jest te� w spos�b
mistyczny. Bo nie tylko o tre�� ksi��ki tutaj chodzi, lecz
r�wnie� -i przede wszystkim- o to, na jakich metodach
poznawczych opiera� si� autor w swej pracy.
W dzisiejszych czasach mn�stwo ludzi odczuwa jeszcze wielk�
niech�� do tego rodzaju metod poznawczych. Uwa�aj� je za
sprzeczne z prawdziw� naukowo�ci�. Tak s�dz� nie tylko ci,
kt�rzy w zakresie "prawdziwej nauki przyrodniczej" uznaj� tylko
pogl�dy utrzymane w ich w�asnym duchu, lecz r�wnie� i ci, kt�rzy
pragn� rozwa�a� istot�
chrze�cija�stwa jako wyznawcy. Autor niniejszej pracy opiera si�
na pogl�dach, w my�l kt�rych dzisiejsze osi�gni�cia wiedzy
przyrodniczej wymagaj� wzniesienia si� do prawdziwej mistyki.
Z pogl�d�w tych wynika, �e inny stosunek poznania jest w�a�nie
niezgodny ze wszystkim, co przynosz� osi�gni�cia nauk
przyrodniczych. W�a�nie zjawiska przyrody nie daj� si� ogarn��
tymi metodami poznania, kt�re wielu ludzi przekonanych, �e stoj�
na gruncie �cis�ej naukowo�ci, uwa�a za jedynie dopuszczalne.
Tylko ten kto rozumie, �e mo�na w pe�ni oddawa� sprawiedliwo��
naszej wsp�czesnej, tak bardzo podziwu godnej wiedzy
przyrodniczej, a jednocze�nie mie� uznanie dla prawdziwej
mistyki tylko ten nie odrzuci niniejszej ksi��ki.
Id�c drog�, kt�r� nazywamy tutaj "poznaniem mistycznym",
pragniemy pokaza�, jak �ywe chrze�cija�stwo stworzy�o sobie
podstawy w misteriach czas�w przedchrze�cija�skich. Wykazujemy,
�e owa "mistyka przedchrze�cija�ska" by�a gleb�, z kt�rej
chrze�cija�stwo wyros�o jako samoistna ro�lina. Przy takim
uj�ciu mo�na zrozumie� chrze�cija�stwo w jego samoistnej
odr�bno�ci, pomimo, �e si� wyprowadza jego rozw�j z dawnej
mistyki. Je�eli si� z tym jednak liczymy, mo�emy �atwo popa�� w
b��d i nie widzie� tej odr�bno�ci chrze�cija�stwa, s�dz�c �e jest
ono jedynie dalszym etapem rozwojowym mistyki
przedchrze�cija�skiej. Wielu wsp�czesnych my�licieli pope�nia
ten b��d, por�wnuj� oni tre�� chrze�cija�stwa z pogl�dami czas�w
przed chrystusowych i s�dz�, �e pogl�dy chrze�cija�skie to tylko
dalszy etap rozwojowy tamtych. Ksi��ka nasza ma wykaza�, �e
chrze�cija�stwu potrzebna by�a dawna mistyka tak, jak gleba
potrzebna jest ro�linie.
opisuj�c powstanie chrze�cija�stwa pragniemy w�a�nie podkre�li�,
a nie zatrze� jego odr�bno��.
Niechaj wolno b�dzie autorowi wspomnie� z g��bokim zadowoleniem,
�e takie w�a�nie uj�cie istoty chrze�cija�stwa spotka�o si� z
uznaniem ze strony my�liciela, kt�ry swymi wybitnymi pracami w
dziedzinie �ycia duchowego ludzko�ci wzbogaci� i pog��bi�
kultur� naszych czas�w. Edouard Schure, autor dzie�a "Wielcy
wtajemniczeni" tak dalece zgadza� si� z pogl�dami niniejszej
ksi��ki, �e sam prze�o�y� j� na j�zyk francuski /Le Mystere
Chretien et les Msteres Antigues, Paris, Liberairie Academigue,
1908/. Przy tej okazji pozwol� sobie wspomnie� �e pierwsze
wydanie niniejszej pracy zosta�o przet�umaczone nie tylko na
francuski lecz r�wnie� i na inne j�zyki europejskie, co �wiadczy,
�e w naszych czasach budzi si� t�sknota do rozumienia istoty
chrze�cija�stwa w duchu naszej ksi��ki.
Opracowuj�c obecne drugie wydanie autor nie odczuwa� potrzeby
dokonania jakichkolwiek istotnych zmian. Om�wi� tylko nieco
szerzej niekt�re zagadnienia, poruszane ju� przed o�miu laty.
Stara� si� r�wnie� uj�� niejedno dok�adniej i bardziej
wyczerpuj�co. Nawa� pracy sprawi�, �e od chwili, gdy wyczerpane
zosta�o pierwsze wydanie do ukazania si� drugiego up�yn�o
niestety sporo czasu.
Rudolf Steiner
Pisano w maju 1910r.
-----------------------------------------------------------------
--K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N
I E C -----------------------------------------------------------
--------
WST�P
Nauki przyrodnicze wywar�y g��boki wp�yw na nowoczesne �ycie
umys�owe. Coraz bardziej trudniej dzi� m�wi� o potrzebach
duchowych i o "�yciu duszy", nie licz�c si� z poj�ciami i
wynikami wiedzy przyrodniczej. Oczywi�cie, wielu jest jeszcze
ludzi, kt�rzy zaspakajaj� te potrzeby, nie przejmuj�c si�
zbytnio wp�ywem nauk przyrodniczych na nasze �ycie umys�owe. Ci,
kt�rzy wyczuwaj� t�tno dzisiejszych czas�w, nie mog� sobie na
to pozwoli�. Poj�cia zaczerpni�te z nauk przyrodniczych z coraz
wi�ksz� szybko�ci� zdobywaj� sobie umys�y, a serca pod��aj� za
nimi, cho� nie tak ochoczo, chocia� nieraz z l�kiem i
niepewno�ci�. Nie tylko o to chodzi, �e og� ulega tym pogl�dom,
lecz o to, �e w przyrodniczym sposobie my�lenia tkwi jaka� si�a,
kt�r� czujnym umys�om wpaja prze�wiadczenie w tych my�lach kryje
si� co�, nad czym cz�owiek wsp�czesny nie mo�e przej�� do
porz�dku dziennego. Pewne wypaczenia tych my�li zmuszaj� nieraz
do s�usznych zastrze�e� wobec ca�ego kierunku. Ale to nie jest
rozwi�zanie spraw w czasach, kiedy przyrodniczy spos�b my�lenia
ogarnia coraz szersze ko�a i przyci�ga ludzi z przedziwn�,
czarodziejsk� jakby si��. Nic tu nie zmienia faktu, �e
poszczeg�lne jednostki rozumiej�, jak cz�sto prawdziwa wiedza
wznosi si� sama przez si� ponad "p�askie wyobra�enia o sile i
materii", g�oszone przez materializm. Nale�a�oby chyba raczej
zwr�ci� uwag� na tych, kt�rzy g�osz� �mia�o, �e w�a�nie na tych
poj�ciach przyrodniczych oprze� si� powinna nowa religia i
chocia� owe poj�cia przyrodnicze mog� si� wyda� powierzchowne
i p�ytkie cz�owiekowi, kt�remu nie jest obce g��bsze �ycie
duchowe ludzko�ci, to jednak musi si� on z nimi liczy�, ku nim
bowiem zwraca si� w naszych czasach powszechna uwaga i mamy
wszelkie powody s�dzi�, �e w najbli�szej przysz�o�ci zwraca� si�
b�dziemy coraz bardziej. Ale s� i tacy, u kt�rych potrzeby serca
musia�y ust�pi� wobec wymaga� umys�u. S� to ludzie, kt�rzy
rozumowo nie s� w stanie oprze� si� pogl�dom przyrodniczy;
przyt�acza ich ci�ar dowod�w. Pogl�dy te jednak nie zaspakajaj�
religijnych potrzeb ich serca.. Stwarzaj� zbyt beznadziejne
perspektywy. Czy� dusza ludzka, pe�na podziwu dla dobra, prawdy
i pi�kna, ma w ko�cu znikn�� bez �ladu jak ba�ka mydlana, bo
by�a tylko chwilowym wytworem m�zgu? Pytanie to przyt�acza wiele
dusz niby jaka� zmora. Ale tak samo przyt�acza je �wiatopogl�d
przyrodniczy, poniewa� narzuca si� z ogromn� si�� autorytetu.
Ludzie tacy dop�ki tylko mog� staraj� si� nie widzie� rozd�wi�ku
we w�asnej duszy, albo te� pocieszaj� si� t�umacz�c sobie, �e
dusza ludzka nie zdo�a nigdy osi�gn�� jasno�ci w tych sprawach.
My�l� w spos�b przyrodniczy na ile wymaga tego do�wiadczenie i
logiki; nie wyzbywaj� si� jednak uczu� religijnych wpojonych
przez wychowanie i wol� wszystko, co dotyczy tych zagadnie�
pozostawi� w zamgleniu i ciemno�ci. Tak wi�c nie ulega
w�tpliwo�ci: �wiatopogl�d przyrodniczy jest najpot�niejsz� si��
w nowoczesnym �yciu umys�owym. I je�eli si� m�wi o duchowych
potrzebach ludzko�ci, nie mo�na przej�� na nim do porz�dku
dziennego. Ale trzeba te� stwierdzi�, �e �wiatopogl�d
przyrodniczy zaspakaja nasze potrzeby duchowe w spos�b na razie
powierzchowny i p�ytki. Beznadziejno�� ogarnia cz�owieka na my�l,
�e musi uzna� nast�puj�cym rozumowaniem: "My�l jest pewn� form�
si�y. Chodzimy za pomoc� tej samej si�y, dzi�ki kt�rej my�limy.
Cz�owiek jest organizmem, kt�ry przeobra�a r�ne formy si�y w
si�� my�lenia, organizmem, kt�rego funkcje podtrzymuj� przy
pomocy tego, co nazywamy "po�ywieniem" i kt�ry wytwarza to, co
nazywamy "my�lami". C� za cudowny proces chemiczny, kt�ry dane
quantum po�ywienia potrafi przekszta�ci� w bosk� tragedi�
Hamleta! S�owa te czytamy w broszurze Roberta Ingersolla
zatytu�owanej: "Nowoczesny zmierzch bog�w". Co prawda ma�o kto
wyra�a g�o�no uznanie dla tego rodzaju my�li, ale nie o to
chodzi. Wa�ne jest, �e niezliczone rzesze ludzi odczuwaj� jak��
konieczno�� ustosunkowania si� do �wiata w duchu powy�szych s��w,
mimo �e nie zawsze zdaj� sobie z tego spraw�.
Niew�tpliwie wszystko to by�oby beznadziejne, gdyby istotnie z
wiedzy przyrodniczej musia�y nieuchronnie wynika� takie
przekonania, jakie g�osi wielu z jej dzisiejszych rzecznik�w.
Najbardziej beznadziejne by�oby to dla cz�owieka, kt�ry zajmuj�c
si� wiedz� przyrodnicz� doszed� do przekonania, �e -na jej terenie-
jej spos�b my�lenia jest obowi�zuj�cy a jej metody
niezachwiane. Musia�by on powiedzie� sobie: niech si� tam ludzie
nie wiem jak spieraj� o poszczeg�lne zagadnienia, niech pisz�
niezliczone tomy, gromadz� niezliczone spostrze�enia na temat
"Walki o byt" lub nies�uszno�ci tego pogl�du, albo na temat, czy
"dob�r naturalny" decyduje o wszystkim, czy te� o niczym, wiedza
przyrodnicza sama zmierza w kierunku, kt�ry w pewnych granicach
musi spotka� si� z coraz wi�kszym uznaniem.
Ale czy rzeczywi�cie wymagania wiedzy przyrodniczej s� takie, jak
twierdz� niekt�rzy jej przedstawiciele? Sama ich postawa dowodzi,
�e ta nie jest. Postawa ich na w�asnym terenie nie jest taka,
jak� wielu z nich opisuje i jakiej wymagaj� od innych. Bo czy�
np. Darwin albo Ernest Haeckel dokonaliby kiedykolwiek swoich
wielkich odkry� w dziedzinie ewolucji �ycia, gdyby zamiast
obserwowa� �ycie i budow� �ywych istot zamkn�li si� w
laboratorium i prowadzili badania chemiczne nad wyci�tym z
jakiego� organizmu skrawkiem tkanki? Albo te� czy Lyoll m�g�by
opisa� rozw�j skorupy ziemskiej, gdyby - zamiast bada� warstwy
ziemi i ich zawarto��- bada� kamie� za kamieniem z punktu
widzenia ich w�asno�ci chemicznych? Wst�pujemy wi�c rzeczywi�cie
w �lady tych badaczy, kt�rych imponuj�ce postacie zarysowuj� si�
monumentalnie na tle nauki nowoczesnej. B�dziemy sobie w�wczas
w wy�szych dziedzinach �ycia duchowego poczynali tak, jak oni
poczynali sobie na polu wiedzy przyrodniczej. Nie b�dzie nam si�
w�wczas wydawa�o, �e rozumiemy istot� "boskiej" tragedii Hamleta,
je�eli m�wimy, �e dzi�ki przedziwnemu jakiemu� procesowi
chemicznemu tragedia ta powsta�a z pewnego quantum po�ywienia.
Tak samo jak �aden przyrodnik nie powie, �e - studiuj�c dzia�anie
ciep�a na siark� w retorcie - zrozumia� rol� ciep�a w rozwoju
ziemi. A je�eli chce zrozumie� budow� m�zgu ludzkiego, nie
we�mie przecie� wycinka m�zgu aby poddawa� go dzia�aniu
substancji zasadowych. lecz b�dzie docieka�, jak si� ten m�zg
rozwin�� z odpowiednich organ�w ni�szych organizm�w.
Prawd� wi�c jest, �e ten kto bada istot� ducha mo�e si� od wiedzy
przyrodniczej wiele nauczy�. Niech tylko tak si� bierze do
rzeczy, jak ona. Niech tylko nie daje si� zbi� z tropu, co mu
chc� narzuci� poszczeg�lni przedstawiciele wiedzy przyrodniczej.
Powinien prowadzi� badania w �wiecie ducha tak, jak oni w
�wiecie fizycznym, nie musi przy tym jednak przejmowa� pogl�d�w,
kt�re oni, nawykli do my�lenia o zagadnieniach czysto
fizycznych, przenosz� na �wiat duchowy. Post�pujemy w�a�nie w
duchu wiedzy przyrodniczej - je�eli rozwa�amy ewolucj� duchow�
cz�owieka tak obiektywnie, jak przyrodnik rozwa�a �wiat
fizyczny. Wprawdzie dojdziemy w�wczas w dziedzinie ducha do
metod, kt�re r�ni� si� b�d� od metod czysto przyrodniczych,
podobnie nad rozwojem �ycia r�ni� si� od wykrywania praw
chemicznych. Dojdziemy do metod wiedzy przyrodniczej, jednak
utrzymane b�d� ca�kowicie w ich duchu. W ten spos�b mo�na b�dzie
skorygowa� lub zmodyfikowa� z nowego punktu widzenia wiele
jednostronnych pogl�d�w wiedzy przyrodniczej; b�dzie to jednak
kontynuacj� wiedzy przyrodniczej, a nie czym� jej przeciwnym.
Tylko opieraj�c si� na tego rodzaju metodach b�dziemy mogli
naprawd� wnika� w procesy duchowe, takie jak np. rozw�j
chrze�cija�stwa czy te� innych pogl�d�w religijnych. Kto stosuje
te metody mo�e wprawdzie narazi� si� na niejeden sprzeciw ze
strony ludzi, kt�rym si� zdaje, �e my�l� naukowo, ale tym
niemniej wie doskonale, �e jest w ca�kowitej zgodzie z
przyrodniczym sposobem my�lenia.
Badacz taki musi r�wnie� wznie�� si� ponad czysto historyczny
spos�b rozpatrywania dokument�w, zwi�zanych z �yciem duchowym.
W�a�nie dlatego musi, �e wzoruj�c si� na wiedzy przyrodniczej
d��y do bezpo�redniego kontaktu z rzeczywisto�ci�. Opisy retort,
pr�bek i szczypczyk�w, kt�rymi pos�ugiwano si� by wykry� jakie�
prawo chemiczne, nie wiele pomog� dla udowodnienia tego prawa.
Ale niewiele by te� pomog�o gdyby kto�, chc�c wyja�ni� powstanie
chrze�cija�stwa, szuka� �r�de� historycznych, z kt�rych czerpa�
�wi�ty �ukasz Ewangelista, lub na kt�rych �w.. Jan opar� swoj�
Apokalips�. "Historia" mo�e tu by� jedynie przedsionkiem dla
w�a�ciwych poszukiwa�.
Studia nad powstawaniem dokument�w historycznych nie rzuc�
jeszcze �wiat�a na idee zawarte w pismach Moj�esza lub w
tradycjach greckich misteri�w. Dokumenty takie s� jedynie
zewn�trznym wyrazem istotnej tre�ci. Przecie� tak samo
przyrodnik, kt�ry bada istot� "cz�owieka", nie b�dzie docieka�,
jak powsta�o s�owo "cz�owiek" i jakie przechodzi�o
przeobra�enie. Chodzi nam o rzecz sam�, nie o s�owo, kt�re t�
rzecz wyra�a. A w �yciu duchowym musi nam chodzi� o ducha, nie
o zwi�zane z nim dokumenty.
MISTERIA I WIEDZA TAJEMNA MISTERI�W.
Co� niby tajemnicza zas�ona kryje odpowiedz na zapytanie, jak w
dawnych okresach zaspakajali swe duchowe potrzeby ludzie, kt�rzy
szukali g��bszego �ycia religijnego i g��bszego poznania ni� to,
jakie mog�y dawa� religie oficjalne. Wst�pujemy w mrok
tajemniczych kult�w kiedy staramy si� tego dociec. Ka�da
jednostka, kt�ra znajduje to zaspokojenie, jest przez pewien
czas niedost�pna dla naszej obserwacji. Widzimy przede
wszystkim, jak religie oficjalne nie mog� da� jej tego, czego
dusza jej szuka. Cz�owiek taki uznaje wprawdzie bog�w, ale tez
wie, ze zwykle poj�cia o bogach nie dadz� mu rozwi�zania
wielkich zagadek bytu. Szuka on tej wiedzy, kt�rej troskliwie
strze�e grono kap�an�w - m�drc�w. U nich szuka oparcia w swoich
d��eniach. Je�eli m�drcy ci uznaj�, ze jest godny, prowadz� go
krok za krokiem w spos�b niedost�pny dla oczu postronnych, na
coraz wy�sze szczeble poznania. To co si� z nim teraz dzieje
zakryte jest przed okiem nie wtajemniczonych. Wydaje si�, ze
cz�owiek ten zosta� ca�kowicie oderwany od ziemi, przeniesiony
w jaki� tajemny �wiat. A kiedy zn�w powraca na �wiat�o dzienne,
mamy w nim zupe�nie innego, przemienionego cz�owieka, cz�owieka
kt�ry nie znajduje s��w dostatecznie wznios�ych by wyrazi� ogrom
tego co prze�y�.. Czuje on, ze nie w przeno�ni, lecz w
najwy�szym, najbardziej rzeczywistym sensie przeszed� przez
�mier� i zbudzi� si� do wy�szego �ycia. Jasno zdaje sobie spraw�
ze kto�, kto tego sam nie prze�y�, nie zdo�a naprawd� zrozumie�
jego s��w.
Takie by�y prze�ycia ludzi wtajemniczonych w misteria, w owa
tajemnicza m�dro��, kt�ra zakryta by�a przed og�em, a kt�ra
rzuca�a �wiat�o na najwy�sze zagadnienia. Obok religii
oficjalnej istnia�a zawsze owa "tajemna" religia wybranych.
Pocz�tek jej zaciera si� dla historyka w mroku zamierzch�ej
przesz�o�ci. Znajdujemy ja wsz�dzie u lud�w staro�ytnych, o ile
w og�le mo�emy dotrze� do tych spraw. M�drcy tych lud�w m�wi�
o misteriach z najwy�sza czci�. Co si� w nich kry�o?.. I co
ods�ania�y temu, kt�ry dost�pi� wtajemniczenia? Zagadkowo�� tego
zjawiska pot�guje si� jeszcze, kiedy s�yszymy, ze misteria by�y
jednocze�nie uwa�ane przez staro�ytnych za co� niebezpiecznego.
Droga do tajemnic bytu wiod�a przez �wiat przera�aj�cych
prze�y�. I biada temu, kto chcia� dotrze� do tych tajemnic nie
b�d�c ich godnym. Nie by�o wi�kszej zbrodni nad "zdrada" tych
tajemnic przed nie wtajemniczonym. Zdrajc� karano �mierci� i
konfiskata d�br. Jak wiemy, Ajschylosa oskar�ono o to, ze
wprowadzi� na scen� co� z tre�ci misteri�w. Zdo�a� unikn��
�mierci jedynie dzi�ki temu, ze schroni� si� u o�tarza
Dionizosa, a poza tym dowi�d� przed sadem, ze nigdy nie by�
wtajemniczony.
Wiele m�wi�ce, ale tez wiele zagadkowe jest to, co staro�ytni
m�wi� o tym, czego si� dowiedzia� i ze grzechem jest r�wnie� dla
nie wtajemniczonego s�ucha� o tym.
Plutarch pismo o trwodze jaka ogarnia ludzi, maj�cych przej��
wtajemniczenie i por�wnuj�c ich stan wewn�trzny do stanu ludzi
gotuj�cych si� na �mier�. Wtajemniczenie musia�o by� poprzedzone
specjalnym trybem �ycia. Chodzi�o o to, by prze�ycia zwi�zane ze
zmys�ami podporz�dkowa� mocy ducha. Posty, samotne �ycie,
umartwienia i pewne okre�lone �wiczenia duszy mia�y s�u�y� temu
celowi. Wszystko do czego cz�owiek przywi�zuje wag� w zwyk�ym
�yciu mia�o str�ci� dla� warto��. Ca�y kierunek jego �ycia
uczuciowego musia� si� gwa�townie zmieni�. Nie mo�e by�
w�tpliwo�ci co do tego, jaki cel mia�y te �wiczenia i pr�by.
M�dro��, kt�ra mia�a si� sta� udzia�em wtajemniczonego, tylko
wtedy mog�a wywrze� w�a�ciwy wp�yw na jego dusze, je�eli jego
czysto ludzkie uczucia zosta�y przedtem przeobra�one.. Mi��
przecie� by� wprowadzony w �ycie ducha. Mi�� doj�� do ogl�dania
wy�szych �wiat�w. Bez poprzedzaj�cych �wicze� i pr�b nie m�g�by
znale�� �adnego do nich stosunku. Chodzi�o w�a�nie o �w
stosunek. Je�eli chcemy mie� w�a�ciwy pogl�d na te sprawy, musimy
zna� subtelne prze�ycia zwi�zane z droga poznania. Musimy zdawa�
sobie spraw�, ze istniej� dwie r�ne mo�liwo�ci ustosunkowania
si� do tego, co daje nam najwy�sze poznanie. �wiat otaczaj�cy
cz�owieka jest dla� zarazem �wiatem rzeczywistym. Cz�owiek
dotyka, s�yszy i widzi to co go otacza. Poniewa� postrzega te
zjawiska za pomoc� zmys��w, nazywa je rzeczywistymi. Zastanawia
si� nad nimi, aby wyja�ni� sobie istniej�ce miedzy nimi zwi�zki.
To za�, co pojawia si� w jego duszy, nie jest dla� na razie w
tym samym stopniu rzeczywiste. S� to bowiem "tylko" my�li idee.
Widzi on w nich co najwy�ej odbicie rzeczywisto�ci zmys�owej.
Nie s� rzeczywisto�ci� same w sobie. Nie mo�na ich przecie�
dotkn��, nie widzimy ich ani s�yszymy.
Ale mo�e by� jeszcze inny stosunek do �wiata. Kto kurczowo trzyma
si� opisanego przed chwila rodzaju rzeczywisto�ci, pojmie to z
wielkim trudem.
Niekt�rym ludziom zdarza si�, ze w pewnym momencie �ycia ca�y ich
stosunek do �wiata biegunowo si� zmienia. Zaczynaj� nazywa�
naprawd� rzeczywistym to, co pojawia si� w ich �yciu
wewn�trznym. Temu za�, co widza, s�ysz�, czego dotykaj� mog�
przyzna� jedynie rzeczywisto�� ni�szego rz�du. Wiedza, ze nie
byliby w stanie udowodni� tego co m�wi�, ze mog� jedynie
opowiada� o swych nowych prze�yciach. Wiedza r�wnie�, ze
opowiadaj�c innym o tych prze�yciach s� wobec nich w takim
po�o�eniu, jak kto� obdarzony normalnym wzrokiem, kto niewidomym
od urodzenia opowiada o wra�eniach wzrokowych. Mimo to jednak
decyduj� si� m�wi� innym o swych do�wiadczeniach wewn�trznych
w przekonaniu, ze maja przed sob� ludzi, u kt�rych oczy duszy
s� jeszcze co prawda zamkni�te, kt�rych jednak�e sama si�a
opowiedzianej prawdy mo�e doprowadzi� do my�lowego jej
ogarni�cia. Ludzie tacy maja bowiem wiar� w cz�owiecze�stwo i
pragn� otwiera� innym oczy ducha. Mog� oni jedynie poda� owoce,
jakie duch ich �ebra�. Czy kto� inny je zobaczy, to zale�y od
tego, czy b�dzie mi�� zrozumienie dla zjawisk dost�pnych oczom
ducha. W cz�owieku tkwi co�, co pocz�tkowo przeszkadza mu
widzie� oczyma ducha. Wydaje mu si�, ze nie po to �yje na
�wiecie. Jest on tym czym jest dzi�ki swoim zmys�om, rozum
wyja�nia tylko i osadza to, co daj� zmys�y. �le spe�nia�yby one
swoje zadanie, gdyby nie obstawa� przy tym, ze wypowiedzi ich
s� wierne i nieomylne. Z�ym narz�dem by�oby takie oko, kt�re by
dopuszcza�o w�tpliwo�ci co do prawdy swoich postrze�e�. Oko jako
takie ma s�uszno��. Tej s�uszno�ci nie odbiera mu r�wnie� oko
duchowe. Pozwala ono jedynie widzie� w wy�szym �wietle wszystko,
co postrzega oko fizyczne. Nie przekre�lamy w�wczas zreszt� nic
z tego, co widzi nasz wzrok fizyczny. Lecz ze wszystkiego co
widzimy bije nowy blask, kt�rego�my przedtem nie dostrzegali.
A w�wczas wiemy, ze poprzednio widzieli�my tylko rzeczywisto��
ni�szego rz�du. Widzimy nadal to samo, ale teraz przenikni�te
jest ono jakim� wy�szym pierwiastkiem, przenikni�te jest duchem.
Ale chodzi jeszcze o to, czy si� czuje i prze�ywa to, co si�
widzi. Ten w kim jedynie �wiat zmys�owy budzi �ywe uczucia i
prze�ycia, b�dzie widzia� w wy�szym �wiecie jak�� "fata morgana",
jaki� wytw�r czystej wyobra�ni. Jego uczucia bowiem s� zwr�cone
jedynie ku rzeczom umys�owym. Kiedy stara si� ujmowa� zjawiska
duchowe, trafia w pr�ni�. Cofaj� si� one przed nim, kiedy chce
ich dosi�gn��. S� bowiem "tylko" my�lami. Cz�owiek �w nie �yje
w nich, my�li je tylko. S� to dla niego obrazy, jeszcze bardziej
nieuchwytne, ni� jakie� zwiewne sny. Pojawiaj� si� niby mgliste
zjawy, gdy cz�owiek obcuje ze swoja w�asna rzeczywisto�ci�, gin�
w zetkni�ciu z ci�ka, solidna rzeczywisto�ci�, o kt�rej m�wi�
mu zmys�y.
Inaczej ten, kto przemieni� uczucia swe i prze�ycia wobec
rzeczywisto�ci. Rzeczywisto�� zmys�owa str�ci�a dla� swa
absolutna nie wzruszalno��, swoj� bezwzgl�dn� warto��. Zmys�y
i uczucia nie musia�y przy tym zatr�ca� swej wra�liwo�ci.
Cz�owiek zaczyna jednak w�tpi� w ich bezwarunkowa s�uszno��. W
ten spos�b otwiera si� pole dla innych prze�y�. I oto �wiat
ducha zaczyna te przestrze� o�ywia�. I tutaj kryje si�
niebezpiecze�stwo, kt�re mo�e by� straszne. Cz�owiek mo�e
str�ci� wyczucie i wra�liwo�� wobec bezpo�redniej fizycznej
rzeczywisto�ci, a �adna inna mu si� nie objawi. Wtedy zawisa..
jakby w pr�ni. Czuje si� jakby obumar�y. Utr�ci� dawne
warto�ci, a nowych nie zdoby�. I wtedy nie istnieje ju� dla niego
ani �wiat, ani cz�owiek. Nie jest to tylko jak�� teoretyczna
mo�liwo��. Staje si� w pewnej chwili rzeczywisto�ci� dla
ka�dego, kto chce doj�� do poznania wy�szych �wiat�w. Dociera
on tam, gdzie w �wietle ducha wszelkie �ycie wydaje mu si�
�mierci�. Jest ju� poza �wiatem. Jest pod ziemia, w otch�ani.
Zst�puje do Hadesu. Szcz�liwy, je�li tam nie zatonie, je�eli
otworzy si� przed nim �wiat nowy. Jest to bowiem moment, kiedy
cz�owiek albo zginie, albo poczuje si� ca�kowicie przeobra�ony.
A wtedy uka�e mu si� nowe s�once i nowa ziemia. Z ognia ducha
narodzi mu si� na nowy ca�y �wiat.
Tak opisuj� wtajemniczeni, czym stali si� dzi�ki misterium
opowiada, ze wyruszy� do Babilonu, tam, pod przewodnictwem
nast�pc�w Zoroastra zst�pi� do Hadesu i powr�ci� na ziemie.
M�wi, ze w swych w�dr�wkach przep�yn�� przez wielka w�d�, ze
musia� w�drowa� przez wod� i l�d. Czytamy, jak przysz�y
wtajemniczony widzia� przed sob� ze zgroza dobyty z pochwy miecz
i ze p�yn�a przy tym krew... Rozumie si� te s�owa, je�eli si�
zna przej�cie od ni�szego do wy�szego �wiata. Cz�owiek czu�
przecie� jak wszelka materia sta�a, wszystko co zmys�owe
rozp�ywa�o si� niby woda i tr�ci� zupe�nie grunt pod nogami.
Wszystko co�my przedtem odczuwali jako �ywe, by�o u�miercone.
Jak miecz przeszywa �ywe cia�o, tak duch przenika� cale �ycie
zmys�owe. Ucze� misteri�w widzia�, jak p�ynie krew pokonanej
zmys�owo�ci. Ale wtedy �wiat�o nowe �ycie. Cz�owiek d�wiga� si�
ze �wiata podziemnego. Retor Arystydes opowiada: "mia�em
uczucie, ze dotykam Boga, ze czuje Jego blisko��, a by�em przy
tym miedzy jawa a snem. Duch m�j by� ca�kiem lekki, tak ze nikt
tego nie pojmie i nie wypowie, kto nie dost�pi� wtajemniczenia".
Ten nowy byt nie podlega prawom ni�szej natury. Nie dotyczy go
postawienie i przemijanie. Wiele mo�na m�wi� o wieczno�ci, je�li
jednak nie mamy przy tym na my�li tego, czemu daj� �wiadectwo
ludzie, kt�rzy prze�yli zst�pienie do Hadesu, nasze s�owa b�d�
jedynie pustym d�wi�kiem, wtajemniczeni nauczyli si� patrze�
inaczej na �ycie i na �mier�. Czuj�, ze dopiero teraz maja prawo
m�wi� o nie�miertelno�ci. Wiedza, ze ten, kto m�wi o
nie�miertelno�ci nie maj�c za sob� do�wiadczenia ludzi, kt�rzy
dost�pili �wi�ce�, m�wi co� czego nie rozumie i przypisuje
nie�miertelno�� rzeczom, kt�re podlegaj� prawom stawania si� i
przemijania. Uczniowie misteri�w chc� zdoby� co� wi�cej ni�
prze�wiadczenie, pewno�� ze duch jest nie�miertelny. W duchu
misteri�w pewno�� taka niewiele by�aby warta. W tym duchu bowiem
wieczno�� nie mo�e w og�le by� udzia�em nie wtajemniczonego.
Je�eli taki cz�owiek m�wi o wieczno�ci m�wi o niczym. Ale ucze�
misteri�w usi�uje sam dotrze� do tego, co wieczne. Musi on
obudzi� w sobie dopiero to wieczne, wtedy mo�e o nim m�wi�. I
dlatego realne s� dla nich te surowe s�owa Platona, ze kto nie
jest wtajemniczony, tonie w b�ocie, i ze jedynie ten wst�puje
w wieczno��, kto szed� droga misteri�w. i tak tez tylko mo�emy
rozumie� s�owa Sofoklesa w jednym z jego fragment�w: "Jak�e
szcz�liwie docieraj� do kr�lestwa cieni ci, kt�rzy byli
wtajemniczeni; i tylko oni tam �yj�, innych czeka tam tylko n�dza
i niedola".
Wi�c o niebezpiecze�stwach s�yszymy wci�� czytaj�c co staro�ytni
m�wi� o misteriach. Czy� cz�owiekowi, kt�rego si� prowadzi do
wr�t �wiata podziemnego, nie odejmuje si� szcz�cia i wszelkich
warto�ci? Przecie� bierze si� przez to na siebie straszna
odpowiedzialno��. A jednak: czy wolno nam uchyla� si� przed ta
odpowiedzialno�ci�? Takie pytanie musia� sobie stawia�
wtajemniczony. Wiedzia�, ze wiara ludu wobec jego wiedzy jest
jak mrok wobec �wiat�a. Ale ten mrok i nieczytelne wiersz 13
str14
szcz�cie niewiedzy... b�oga nie�wiadomo��.
Przekonaniem wtajemniczonych by�o, ze tego szcz�cia nie wolno
lekkomy�lnie narzuca�. Bo c�by si� sta�o, gdyby wtajemniczony
"zdradzi�" swoje tajemnice? M�wi�by s�owa, i nic tylko s�owa. Nie
istnia�yby uczucia ani prze�ycia, kt�re z tych jego s��w
wykrzesa�yby ducha. Na to bowiem trzeba by przygotowania,
�wicze� i pr�b, trzeba by dokona� ca�kowitej przemiany �ycia.
Inaczej wtr�ca si� s�uchacza w pustk�, w nico��. Odbiera mu si�
to, co stanowi jego szcz�cie, nie daj�c mu nic w zamian. A
w�a�ciwie, to nawet nim nie mo�na zmieni� jego �ycia
wewn�trznego. Tylko przedmioty podpadaj�ce pod zmys�y s� dla
niego rzeczywisto�ci�, s� mu prze�yciem. Mo�na by da� tylko
jakie� okropne, zab�jcze dla jego �ycia przeczucie. A to by�aby
przecie� zbrodnia. Troch� inaczej wygl�da ta sprawa gdy idzie
o dzisiejsza drog� poznania duchowego. Obecnie mo�e ona by�
uj�ta poj�ciowo, poniewa� ludzie nowocze�ni posiadaj� zdolno��
my�lenia poj�ciami, kt�rej dawniejsi ludzie nie mieli. Dzisiaj
istniej� ludzie, kt�rzy poznaj� �wiat ducha przez w�asne
prze�ycia, ale s� i tacy, kt�rzy zdobyte przez tamtych prawdy
mog� zrozumie� poj�ciowo. Tego rodzaju zdolno�ci poj�ciowej nie
mia�a ludzko�� dawnych czas�w.
Dawna wiedza misteri�w podobna by�a do cieplarnianej ro�liny,
kt�ra trzeba pieczo�owicie hodowa� i piel�gnowa� w zaciszu i
odosobnieniu. Kto wnosi ja w atmosfer� codzienno�ci, stwarza jej
warunki, w kt�rych nie mo�e si� ona rozwija�. W zetkni�ciu z
hyperarktycznym my�leniem nowoczesnej naukowo�ci i logiki usycha
i ginie. Wyzbywamy si� Wi�c na chwile tych nawyk�w, kt�rych
nabrali�my dzi�ki ci�g�emu obcowaniu z .... mikroskopem,
teleskopem, dzi�ki przyrodniczemu sposobowi my�lenia, oczy��my
r�ce zgrubia�e przy sekcjach i eksperymentowaniu, tak aby�my
mogli przest�pi� pr�g �wi�tyni misteri�w. Musimy si� na to
wyzwoli� ze wszystkiego, co nam odbiera bezpo�rednio��
przezywania. Chodzi tu przede wszystkim o stan duszy ucznia,
kt�ry zbli�a si� do tego, co jest dla� najwy�sze i w czym
wyczuwa rozwi�zanie zagadek bytu. Ale w naszych czasach, w
kt�rych uwa�a si� za poznanie tylko wyniki wiedzy operuj�cej
grubymi konkretami, trudno ludziom uwierzy�, ze w sprawach
najwa�niejszych mo�e co� zale�e� od stanu duszy. Przecie�
poznanie by�oby w ten spos�b jakby osobista spraw� cz�owieka.
Ale dla ucznia misteri�w jest ono sprawa bardzo osobista.
Spr�bujmy da� komu� rozwi�zanie zagadki, jaka jest wszech�wiat:
dajmy je mu gotowe do r�ki. Dla mistyka b�d� to szare s�owa,
je�eli dusza jego nie znajdzie w�a�ciwego podej�cia do tego
rozwi�zania. Rozwi�zanie to samo przez si� jest niczym, rozwija
si� jak mg�a, je�eli w duszy nie zap�onie ogie�, o kt�ry tutaj
chodzi. Wyobra�my sobie, ze jak�� boska istota staje przed
cz�owiekiem, mo�e by� ona dla niego wszystkim - albo niczym.
B�dzie niczym, je�eli cz�owiek przyjmie ja tak, jak zwykle,
powszednie zjawiska. B�dzie wszystkim, je�eli dusza jest
przygotowana, odpowiednio nastrojona. Czym ta istota jest sama
w sobie, to na razie nie jest takie wa�ne: wa�ne jest, czym
zostawi cz�owieka takim jakim by�, czy tez zrobi go nowym
cz�owiekiem. Ale to zale�y tylko i wy��cznie od cz�owieka.
Musia�by si� przygotowa� d�uga, mozolna praca nad sob�, rozwin��
najg��bsze si�y swej osobowo�ci, aby w duszy jego zap�on�o to,
co b�stwo mo�e obudzi� w cz�owieku, co nas spotyka. Plutarch
m�wi o tej pracy nad sob�.
W jednym ze swych pism opowiada, jak ucze� misteri�w zwraca si�
do b�stwa. "Albowiem b�stwo wita ka�dego, kto si� do� tutaj
zbli�a, s�owami: Poznaj samego siebie, co z pewno�ci� nie jest
wcale gorsze od zwyk�ego powitania: B�d� pozdrowiony. My za�
odpowiadamy Bogu s�owami: Ty� jest; - stwierdzaj�c niejako, ze
tylko pozdrowienie w imi� bytu b�dzie wobec b�stwa prawdziwe,
istotne i takie, kt�re tylko jemu samemu przys�uguje. Bo my sami
w�a�ciwie nie mamy tutaj udzia�u w owym prawdziwym bycie. Ka�da
natura �miertelna, �yj�ca miedzy powstaniem a zag�ada, jest
tylko zjawiskiem, jest w�t�ym, niepewnym mniemaniem o sobie
samej i je�eli cz�owiek stara si� poj�� je rozumem, w�wczas
dzieje si� tak, jak kiedy w�d� poddajemy wysokiemu ci�nieniu:
wskutek ucisku t�eje i niszczy to, co si� w niej znajduje, tak
tez i rozum, kiedy stara si� nazbyt dok�adnie uj�� rozumowo
poszczeg�lne istoty podlegaj�ce przypadkom i przemianom, b��ka
si� miedzy ich powstawaniem a zamieraniem i nie mo�e uchwyci�
nic trwa�ego ani tez obdarzonego prawdziwym bytem. Bo - jak m�wi
Heraklit - nie mo�na p�yn�c dwa razy w tej samej fali, i tak
samo nie mo�na �adnej istoty �miertelnej uchwyci� dwa razy w tym
samym stanie, lecz gwa�towno�� i szybko�� ruchu sprawia, ze fala
rozpada si� i na nowo zbiera, powstaje i przemija, przychodzi
i odchodzi. Tak Wi�c to co powstaje nigdy nie mo�e osi�gn��
prawdziwego bytu, gdy� powstawanie nigdy nie ustaje nie zna
spoczynku, lecz ju� w nasieniu zaczyna si� przemiana, kt�ra
kszta�tuje p��d, potem dziecko, potem m�a, starca, przy czym
ka�dy nast�pny etap niszczy poprzedni. Przeto �mieszne by�oby
ba� si� tej jednej �mierci, skoro my ju� na tyle r�nych
sposob�w umierali i wci�� umieramy. Albowiem nie tylko �mier�
ognia jest narodzeniem powietrza, jak m�wi Heraklit, a �mier�
powietrza - narodzeniem wody, lecz jeszcze wyra�niej widzimy to
patrz�c na cz�owieka: m�� w pe�ni si� umiera, kiedy staje si�
starcem, m�odzieniec - kiedy staje si� m�em, ch�opiec - kiedy
staje si� m�odzie�cem, dziecko - kiedy staje si� ch�opcem.
Wczorajsze umiera w tym co dzisiejsze, dzisiejsze - w
narastaj�cym jutrze: nic nie trwa, nic nie jest jedno�ci�, lecz
zwielokrotniamy si� bezustannie, podczas kiedy materia uk�ada
si� doko�a jakiego� obrazu, jakiej� wsp�lnej formy. Bo gdyby�my
wci�� byli ci sami, to jak mogliby�my teraz znajdowa�
odpowiednie w innych rzeczach ni� przedtem, jak mogliby�my
kocha� lub nienawidzi�, podziwia� lub gani�c rzeczy miedzy sob�
sprzeczne, m�wi� coraz to co innego, coraz to innym
nami�tno�ciom ulega�, gdyby�my nie przybierali tez innej postaci,
innych kszta�t�w, inaczej dzia�aj�cych zmys��w? Bez przemiany
bowiem nie mo�na przej�� w inny stan, a ten kto si� zmienia, nie
jest ju� przecie� tym samym, a je�eli nie jest tym samym, to ju�
i nie jest, tylko przemienia si� z tego kim by�, staj�c si� kim
innym. To tylko postrzeganie zmys�owe nas uwodzi, ze - nie
znaj�c prawdziwego bytu - uwa�amy ze byt to, co jest tylko
pozorne" .
Plutarch cz�sto m�wi o sobie jako o wtajemniczonym. To co nam
tutaj opisuje jest w �yciu ucznia koniecznym warunkiem. Cz�owiek
osi�ga tego rodzaju m�dro��, dzi�ki kt�rej przede wszystkim dach
jego przenika z�ud� �ycia fizycznego. Wszystko co dla zmys��w
jest bytem, rzeczywisto�ci�, jest jakby pogr��one w strumieniu
ca�ego powstawania. Dotyczy to wszystkich rzeczy na �wiecie,
dotyczy r�wnie� i cz�owieka. Rozwiera si� on przed oczyma ducha,
to co by�o ca�o�ci� rozpada si� na cz�ci, na przemijaj�ce
zjawiska. Narodziny i �mier� przestaje by� czym� tak wa�nym,
staje si� momentami powstawania i przemijania, jak wszystko co
si� w og�le dzieje. W tym splocie stawanie si� i przemijanie nie
znajdujemy tego co najwy�sze. Szuka� najwy�szego mo�na jedynie
w tym, co jest naprawd� trwale. Co si�ga w przesz�o�� i w
przysz�o��. Jest to wy�szy stopie� poznania, znale�� owo
spojrzenie wstecz i naprz�d. Duch to jest, kt�ry objawia si� we
wszystkim i przez wszystko co materialne. Jest on zupe�ni czym�
innym ni� wszelkie stawianie si� �wiata fizycznego. Nie powstaje
ani tez nie przemija w ten spos�b, co ziemskie zjawiska. W
cz�owieku, kt�ry �yje w �wiecie zmys��w jedynie, duch ten jest
utajony; ale w tym, kto przenikn�� z�ud� �wiata zmys��w, objawia
si� jako rzeczywisto��. Kto ten etap osi�gn��, rozwin�� w sobie
jak gdyby nowy cz�on swej istoty. Sta�o si� z nim co� podobnego
jak z ro�lina, kt�ra najpierw mia�a tylko zielone li�cie, a�
potem wypu�ci�a barwny �wiat. Oczywi�cie, te si�y, dzi�ki kt�rym
powsta� �wiat, istnia�y ju� utajone w ro�linie zanim zakwit�a;
ale dopiero kiedy zakwit�a sta�y si� rzeczywisto�ci�. Podobnie
w cz�owieku, kt�ry nie wyszed� jeszcze poza �wiat zmys��w,
istniej� - utajone - boskie si�y duchowe; lecz dopiero we
wtajemniczonym staj� si� one ujawnione rzeczywisto�ci�. Na tym
polega przemiana, kt�rej doznaje wtajemniczony. Wnosi on swym
rozwojem co� nowego w ten �wiat, kt�ry istnia� ju� poprzednio.
Nasz ziemski �wiat stworzy� go jako istot� fizyczna, po czym
pozostawi� go w�asnym si�om. Natura tym samym spe�ni�a swoje
zadanie. Wszystko czego by�a w stanie dokona� z dzia�aj�cymi w
cz�owieku si�ami - dokona�o si�. Lecz si�y te, one same, nie
zosta�y jeszcze wyczerpane. S� one jak gdyby zaczarowane w
cz�owieku - tworze natury - i czekaj� wyzwolenia. Nie mog� si�
wyzwoli� same; je�eli cz�owiek nie ujmie ich teraz w r�ce i nie
b�dzie rozwija�; je�eli tego, co w nim spoczywa utajone, nie
zbudzi do prawdziwego istnienia. Przyroda rozwija si� od twor�w
mniej doskona�ych do coraz doskonalszych. Od materii
nieo�ywionej prowadzi swoje twory poprzez ca�y szereg stopni
po�rednich, poprzez wszystkie postacie �yj�cych istot, a� do
fizycznej postaci cz�owieka. Cz�owiek otwiera oczy i widzi
siebie w otoczeniu �wiata fizycznego jako realnie istniej�ce,
fizyczne, podlegaj�ce przemianom istot�. Ale czuje w sobie
jeszcze i te si�y, z kt�rych narodzi� si� �wiat fizyczny. Nie s�
one tym, co si� ci�gle zmienia, bo wszystko co zmienne wzi�o
z nich pocz�tek. Cz�owiek ma je w sobie jako znak, ze �yje w nim
co� wi�cej ni� to, co si� postrzega za pomoc� zmys��w. To co
dzi�ki tym si�om mo�e powsta�, jeszcze nie istnieje. Cz�owiek
czuje, ze oto rozb�yska w nim co�, co stworzy�o wszystko,
��cznie z nim samym i czuje, ze to w�a�nie ta iskra daje mu
natchnienie do wy�szych ��da�. Iskra ta jest w nim, by�a przed
jego zst�pieniem na ziemie i b�dzie, gdy cz�owiek ziemie te
opu�ci. Cz�owiek istnieje dzi�ki niej, ale teraz mo�e ja uj��
w r�ce i sam bra� udzia� w tworzeniu samego siebie. Takie uczucia
�y�y w duszy mistyka dawnych czas�w po wtajemniczeniu. Czu� on
to co wieczne, co boskie. Wiedzia� ze czyny jego maja si� teraz
w��czy� w tw�rcza prace b�stwa.
M�g� �wiat�o powiedzie�: Odkry�em w sobie wy�sze "ja", ale to
"ja" si�ga po za granice mego ziemskiego istnienia; by�o przed
moim narodzeniem, b�dzie po mojej �mierci. By�o tw�rcza si�a od
wiek�w i b�dzie ni� przez cala wieczno��. Moja fizyczna
osobowo�� jest tworem tego ja". Ale w��czy�o mnie ono w siebie,
dzia�a we mnie, jestem jego cz�stk�. To co teraz czynie jest
czym� wi�cej ni� sprawy zwi�zane z materia. Moja osobowo�� jest
jedynie narz�dziem tej tw�rczej si�y, tego boskiego pierwiastka
we mnie. -Tak prze�ywa� wtajemniczony swoje przeb�stwienie.
Prawdziwym swoim duchem nazywali wtajemniczeni te sile, te boska
iskr�, kt�ra zapa�a�a si� w nich w ten spos�b. Oni sami byli
tworem tego ducha. Teraz odczuwali sw�j stan tak, jak gdyby w
nich wst�pi�a jak�� nowa istota i zaw�adn�a narz�dami ich
cia�a. By�a to jak�� istota po�rednia miedzy ich fizyczna
osobowo�ci� a wszechogarniaj�ca si�a kosmiczna. Bogiem. Tego
swojego prawdziwego ducha szuka� ucze� misteri�w. Sta�em si�
cz�owiekiem w�r�d tej wspania�ej przyrody - m�wi� sobie. Lecz
przyroda nie doko�czy�a swego dzie�a. Ja sam musz� podj�� to
zadanie. Ale nie m�g�bym go dokona� w kr�lestwie przyrody, do
kt�rego nale�y r�wnie� moja ziemska osobowo��. To co mog�o si�
rozwin�� w tym kr�lestwie, rozwin�o si�. Musz� Wi�c wyj�� po za
jego granice. W kr�lestwie ducha musz� budowa� w dalszym ci�gu,
zaczynaj�c od tego punktu, na kt�rym stan�a przyroda. Musz�
stworzy� sobie atmosfer�, jakiej nie da�aby przyroda. Ta
atmosfera otaczano uczni w �wi�tyniach. Budzono drzemi�ce w nich
si�y. Tam przeobra�ali si� w wy�sze, tw�rcze natury duchowe.
Przemiana taka by�a procesem bardzo subtelnym, takim kt�ry nie
m�g�by znie�� brutalnego zetkni�cia z codzienno�ci�. Kiedy
jednak cel zosta� osi�gni�ty, cz�owiek by� jak skala: w oparciu
o rzeczy wieczne m�g� stawi� czo�o wszelkim huraganom. Ale
wiedzia� doskonale, ze tym co prze�ywa� nie jest w stanie
podzieli� si� z innymi tak bezpo�rednio i po prostu. Plutarch
m�wi, ze w misteriach "mo�na znale�� najlepsze poczucia i
wyja�nienia, dotycz�ce natury dajmon�w". Od Cycerona za�
dowiadujemy si�, ze przez misteria " o ile zostan� nale�ycie
zrozumiane, poznaje si� raczej natur� rzeczy ni� bog�w".
/Plutarch "O upadku wyroczni" - Cycero "O naturze bog�w"/. Z
tych wypowiedzi wynika, ze dla wtajemniczonych istnia�y wy�szego
rodzaju pouczenia dotycz�ce natury rzeczy ni� te, jakie mog�y
da� religie ludowe. Co wi�cej, wida� z tego, ze zagadnienie, kim
s� dajmony czyli istoty duchowe, a nawet kim s� Bogowie sami,
wymaga�o wyja�nienia. Si�gano wi�c do istot wy�szego rz�du ni�
dajmony i bogowie religii oficjalnych. I na tym w�a�nie polega�a
wiedza tajemna misteri�w. Lid przedstawi� dajmony i bog�w w
obrazach, kt�rych tre�� by�a ca�kowicie zaczerpni�ta ze �wiata
rzeczywisto�ci fizycznej. Czy cz�owiek, kt�ry przenikn�� istot�
wieczno�ci, m�g� wierzy�, ze tacy bogowie s� wieczni? Jak�eby
mi�� by� wiecznym Zeusem wyobra�e� ludowych, obci��ony
wszystkimi cechami �miertelnik�w? - Jedno by�o jasne dla
wtajemniczonych: ze cz�owiek w inny spos�b dochodzi do wyobra�e�
o bogach, ni� o innych rzeczach. Co� co nale�y do �wiata
zewn�trznego zmusza mnie do stworzenia sobie ca�kiem okre�lonego
wyobra�enia. Lecz kiedy tworzy sobie wyobra�enie boga, jest w
tym jak�� wolno��, a nawet dowolno��. Nie ma tutaj przymusu z
zewn�trz. Zastanawiaj�c si� nad tym widzimy, ze wyobra�enie
bog�w s� czym�, co nie da si� sprawdzi� od zewn�trz. I cz�owiek
czuje si� niepewny w swej logice. Zaczyna mu si� wydawa�, ze sam
stwarza swoich bog�w.
Zadaje sobie nawet pytanie, jak si� to dzieje, ze jego
wyobra�enia wybiegaj� poza fizyczna rzeczywisto��. Takim my�lom
oddawa� si� wtajemniczony. Oczywi�cie, budzi�y si� w nim i
w�tpliwo�ci. My�la� sobie mo�e, jak tez wygl�daj� te nasze
wszystkie wyobra�enia bog�w? Czy� nie s� ca�kiem podobne do
stworze�, jakie spotykamy na ziemi? Czy� cz�owiek nie stworzy�
ich sobie po prostu, dodaj�c lub ujmuj�c istotom �wiata
fizycznego te czy inna cecha?
Cz�owiek pierwotny, kt�ry kocha� si� w polowaniu, stwarza� sobie
niebo, w kt�rym bogowie sp�dzaj� czas na wspania�ych �owach. A
Grek zaludnia� sw�j Olimp postaciami bog�w, dla kt�rych czerpa�
wzory z dobrze sobie znanej greckiej rzeczywisto�ci.
Z surowa logika podkre�la te my�l filozof Ksenofanes . Wiemy, ze
dawniejsi filozofowie greccy byli ca�kowicie pod wp�ywem
misteri�w. Wyka�emy to w dalszym ci�gu, m�wi�c o Heraklicie. To
Wi�c, co m�wi Ksenofanes, mo�na �mia�o uwa�a� za pogl�d
wtajemniczonych. Oto s�owa Ksenofanesa:
"Ludzie, s�dzicie ze na wasz wz�r s� stworzeni bogowie,
Ze musz� mie� wasze zmys�y i wasze glosy i cia�a.
Lecz gdyby wo�y lub lwy tak jak my mia�y r�ce,
Mog�y r�kami malowa� i tak pracowa� jak ludzie,
Malowa�by bog�w i kszta�towa�y ich cia�a
Wedle tego jak wygl�daj� w�asne ich cia�a:
Konie malowa�yby konie jako b�stwa, wo�y za� -wo��w".
Taka �wiadomo�� mo�e cz�owieka doprowadzi� do zw�tpienia we
wszystko co boskie. Mo�ne on wtedy odrzuci� wszelkie opowie�ci
o bogach i zacznie uznawa� za rzeczywiste jedynie to, co
narzucaj� mu postrze�enia zmys��w. Ale wtajemniczony nie popad�
w takie w�tpliwo�ci. Rozumia�, ze w�tpi� w ten spos�b - to tak
jakby ro�lina m�wi�a: m�j barwny kwiat - to czcza z�uda: moje
zielone li�cie to cala rzeczywisto��; cokolwiek bym do nich
doda�a, b�dzie z�uda. Ale wtajemniczony nie m�g� poprzesta� na
bogach stworzonych przez cz�owieka, bogach religii ludowych.
Gdyby ro�lina mog�a my�le�, poj�li by, ze z tych si�, kt�re
stworzy�y jej zielone li�cie, rodzi si� r�wnie� jej barwny
kwiat. I nie przestawa�aby sama docieka�, a� nie pozna�aby tych
si�, nie stan�a przed nimi twarz� w twarz. Tak tez odnosi� si�
wtajemniczony do b�stw ludowych. Nie odczuwa� ich, nie
twierdzi�, ze s� niczym, wiedzia� jednak, ze to cz�owiek ich
stworzy�. Te same si�y przyrody, ten sam boski pierwiastek,
kt�ry dzia�a w przyrodzie, dzia�a tez w duszy wtajemniczonego
i stwarza w jego duszy wyobra�enia bog�w. Wtajemniczony chce
pozna� te sile, kt�ra stwarza bog�w. Nie jest ona tym, czym s�
b�stwa ludowe, jest czym� wy�szym. O niej to m�wi Ksenofanes:
Jeden jest b�g, po�r�d bog�w najwi�kszy, a tak�e w�r�d
ludzi.
Niepodobny do ludzi wcale, ni ci��em, ni my�l�.
Ten to b�g by� r�wnie� bogiem misteri�w. Mo�na by go nazwa�
"bogiem utajonym". Bo tez nigdzie - jak m�wili Grecy - cz�owiek
nie mo�e go znale��, je�eli kieruje si� tylko �wiadectwem
zmys��w. Zwr�� spojrzenie na rzeczy tego �wiata: nie znajdziesz
nic boskiego. Nat�aj umys� - mo�e zrozumiesz, wed�ug jakich
praw powstaje i przemija to czy tamto, lecz umys� nie znajdzie
r�wnie� tu nic boskiego. Mo�esz przepoi� wyobra�ni� uczuciem
religijnym: b�dziesz w�wczas tworzy� postacie, kt�re bra� mo�esz
za bog�w, ale rozum ci je rozbije w puch i proch, wyka�e bowiem,
ze je sam stworzy�e�, czerpi�c tworzywo ze �wiata zmys��w.
Rozwa�aj�c to co ci� otacza z punktu widzenia czysto rozumowego
musisz zaprzeczy� istnieniu boga. B�g nie istnieje bowiem ani
dla twych zmys��w, ani dla rozumu, kt�ry t�umaczy postrze�enia
twoich zmys��w. B�g jest ukryty w �wiecie, jest jakby
zaczarowany. �eby go znale��, trzeba mie� jego w�asna, boska
sile. Sile te musi cz�owiek obudzi� w sobie. Oto s� pouczenia
jakich udzielano uczniowi w dawnych misteriach. I teraz zaczyna�
si� rozgrywa� przed uczniem wielki dramat kosmiczny, kt�ry
poch�ania� cale jego �ycie. A chodzi�o tutaj o wielka rzecz: o
wyzwolenie zaczarowanego Boga. Gdzie jest Bogiem? Oto pytanie
kt�re stawa�o przed dusza ucznia. Boga nie ma, ale jest
przyroda. Trzeba znale�� Boga w przyrodzie. W niej znalaz� B�g
sw�j zaczarowany gr�b. Ucze� zrozumia� g��bsze znaczenie s��w:
B�g jest mi�o�ci�. B�g bowiem posun�� si� w swej mi�o�ci do
najdalszych kra�c�w. W niesko�czonej swojej mi�o�ci, sam siebie
z�o�y� w ofierze, odda� si� ca�kowicie, emanowa� na ca�y �wiat,
rozpad� si� na wielorako�� twor�w przyrody; one �yj�, lecz on
sam w nich nie �yje. Spoczywa w nich utajony. Ale �yje w
cz�owieku. I cz�owiek mo�e dozna�, czym jest �ycie Boga,
zwracaj�c si� w g��b samego siebie. Je�eli ma poznaniem ogarn��
Boga, musi to poznanie wyzwoli� w sobie tw�rczym wysi�kiem. I
teraz cz�owiek zwraca si� do siebie, do w�asnej duszy. Boski
pierwiastek dzia�a w jego duszy jako ukryta si�a tw�rcza, kt�ra
jeszcze nie osi�gn�a w jego duszy jako ukryta si�a tw�rcza,
kt�ra jeszcze nie osi�gn�a prawdziwego bytu. Dusza ta jest
przybytkiem, w kt�rym zaczarowano b�stwo mo�e o�y�. Dusza jest
matka, kt�ra w zetkni�ciu z przyroda mo�e pocz�� b�stwo. Niechaj
przyroda zap�odni twoj� dusze, a zrodzi si� z niej co� boskiego.
Narodzi si� ze zwi�zku duszy z przyroda. Nie b�dzie to ju�
"ukryte" b�stwo, lecz b�stwo ujawnione. Ma ono w sobie �ycie,
prawdziwe �ycie i przebywa w�r�d ludzi. Jest to odczarowany duch
w cz�owieku, dzieci� zaczarowanego b�stwa. Nie jest ono mo�e tym
wielkim Bogiem, kt�ry by�, jest i b�dzie, lecz mo�e by� w pewnym
sensie jego objawieniem. Ojciec pozostaje w ukryciu; cz�owiek
narodzi� si� w jego w�asnej duszy Syn. Poznanie mistyczne jest
w ten spos�b realnym faktem w �yciu wszech�wiata. Jest ono
narodzeniem boskiego dzieci�cia. Jest wydarzeniem r�wnie realnym
jak wszystko, co dzieje si� w przyrodzie, tylko na wy�szym
szczeblu. To jest w�a�nie ta wielka tajemnica misteri�w, ze
cz�owiek sam wyzwala tw�rczym wysi�kiem swoje boskie dzieci�,
przedtem jednak�e musi si� przygotowa�, aby potrafi� uzna� i
uszanowa� te stworzona przez siebie boska istot�. Cz�owiek nie
wtajemniczony nie b�dzie mi�� wyczucia, kt�re by mu pozwoli�o
pozna� ojca owego dzieci�cia. Ojciec ten bowiem spoczywa w
ukryciu. Dzieci� rodzi si� niejako z dziewiczej matki. Tak jakby
zrodzi�a je dusza nie zap�odniona. Wszystkie inne jej p�ody
pocz�y si� w zetkni�ciu ze �wiatem fizycznym. Mo�na widzie�,
dotkn�� ich ojca. �ycie ich jest dost�pne zmys�om. I tylko
boskie dzieci� zosta�o pocz�te z zetkni�cia z nim samym, z
odwiecznym, utajonym Bogiem "Ojcem"..
M�DRCY GRECCY PRZED PLATONEM W �WIETLE MISTERI�W
Mn�stwo danych �wiadczy o tym, �e grecka my�l filozoficzna
opiera�a si� na tym samym pod�o�y duchowym, co poznanie
mistyczne. Wielkich filozof�w dawnej Grecji rozumie si� wtedy
jedynie, je�eli cz�owiek zbli�a si� do nich w nastroju, jaki
wyrobi� w sobie zag��biaj�c si� w misteria. Z jak�� czci� m�wi
Platon w "Fedonie" o "tajemnych naukach", "I bodaj, �e ci,
kt�rzy nam uszanowali tajemne �wiecenia - a to przecie� nie byle
kto nie wtajemniczony i bez �wi�ce� przyb�dzie do Hadesu, b�dzie
le�a� w b�ocie, a kto si� oczy�ci i u�wi�ci, zanim tam
przyb�dzie, ten po�r�d bog�w zamieszka. Powiadaj� bowiem to, co
maja do czynienia ze �wieceniami, �e wielu chodzi z r�d�kami,
a prawdziwie duchem nape�nionym ma�o. Wedle mojego mniemania b�g
nawiedza nie innych, tylko tych, kt�rzy ukochali m�dro�� (jak
nale�y). Czego i ja, wedle mo�no�ci, nie zaniedbywa� w �yciu,
tylko si� wszelkimi sposobami stara� sta� si� takim." W ten
spos�b m�wi� o wtajemniczeniu mo�e jedynie kto�, kto w swoim
d��eniu do m�dro�ci odda� si� ca�kowicie kierunkowi
piel�gnowanemu w misteriach. I nie ulega w�tpliwo�ci, �e s�owa
wielkich filozof�w greckich staj� w jasnym �wietle, je�eli je
o�wietlamy z punktu widzenia misteri�w.
O tym, �e Heraklit z Efezu by� zwi�zany z misteriami,
dowiadujemy si� wyra�nie z wypowiedzi przekazanej nam przez
tradycje, �e jego my�li - s� �cie�k� nie do przebycia i �e kto
podchodzi do nich bez wtajemniczenia, znajduje jedynie "mrok i
ciemno��", natomiast dla tego, kogo wprowadza wtajemniczony, s�
one "ja�niejsze ni� s�once". I je�eli dowiadujemy si� o jego
ksi�dze, �e z�o�y� ja w �wi�tyni Artemidy, znaczy to po prostu,
�e Heraklit m�g� by� zrozumiany jedynie przez wtajemniczonych.
Nazywano Heraklita "ciemnym", bo te� jedynie misteria mog� da�
klucz do zrozumienia jego pogl�d�w.
Heraklit stoi przed nami jako posta� nacechowana najg��bsz�
powag�. Czyta si� wprost z jego rys�w - o ile potrafimy je sobie
uprzytomni� - �e �y�o w nim g��bokie poznanie, o kt�rym
wiedzia�, �e s�owami mo�na je jedynie z lekka dotkn