Ziemianin Adam

Szczegóły
Tytuł Ziemianin Adam
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Ziemianin Adam PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Ziemianin Adam PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Ziemianin Adam - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Adam Ziemianin Nosi mnie Nosi mnie wodzi mnie Na pokuszenie mnie nosi Po ogródku wodzi mnie Po lesie i po asfalcie W środę piątek i niedzielę Nawet wcale nie wiem Po jaką cholerę Nosi mnie i wodzi mnie Na pokuszenie A może to tylko Pospolite ruszenie Zbieram sobie kaczeńce i półszlachetne kamienie Ale dalej mnie nosi Rzucam się miotam się I tak mnie wodzi Że idę przed siebie A tu puste kieszenie Chyba na pokuszenie Więc jeszcze bardziej wodzi mnie Nic tutaj nie zmienię Kiedyś zbierałem znaczki I etykiety zapałczane Nawet w sobie się zbierałem A teraz wodzi mnie Nosi mnie na pokuszenie Nawet po wodzie mineralnej Wodzi mnie i kusi mnie Zwłaszcza nad ranem I amen w pacierzu Choć mówię do siebie I nie wódź mnie Na pokuszenie Nosi mnie wodzi mnie Słońce po bożemu wstaje A ziemia dziwną mi jest Bo mnie nosi i wodzi Koło kiosku "Ruchu" Strona 2 Przy telewizorze - o Boże! A nawet przy stole Też mnie nosi i wodzi W radiu coś mówią Że mnie nosi i wodzi W telewizji nawet Mówią i pokazują Więc tęskno mi Bo mnie nosi i wodzi Na zatracenie I na pokuszenie Po całym domu I po strychu Też mnie nosi Tylko czekać Jak mnie rozniesie Sen pod mostem Sen był tak lekki Jak letnie poziomki Nikt go nie przyniósł Nie wiem kto odkrył? Przyszedł całkiem znienacka Sam urodził się pod mostem Górą szli ludzie na drugi brzeg Woda w rzece była do kostek W tej rzece ryby szły do źródła Jedna o drugą tarły łuską We śnie też brakowało wody Zmętniało całkiem wody lustro Górą dalej ludzie szli na drugi brzeg Krzyżując się w marszu z rybami I budzili się pod koniec drogi Wszyscy tak samotnie sami