Poświatowska Halina
Szczegóły |
Tytuł |
Poświatowska Halina |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Poświatowska Halina PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Poświatowska Halina PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Poświatowska Halina - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Halina Poświatowska
***
*** wiedzą o nim
więc jesteś jesteś jesteś moje nabrzmiałe piersi
daj niech sprawdzę pocałunkiem obudzone o zmroku
niech cię dotknę raz jeszcze dłonią i
ustami ramię draśnięte
niech w oczy spojrzę chociaż najmniej pamięć
wierzę drzemiąca w zagłębieniu dłoni
oślepłym ze zdumienia oczom
we wnętrzu moim
jeszcze twój głos usłyszeć chcę okwitł
zapachem się zaciągnąć jak kolczasty krzak głogu
pojąć cię raz na zawsze wszystkimi
zmysłami zmarznięte ptaki
i nigdy nie zrozumieć i ciągle na nowo moich nocy
dochodzić prawdy pocałunkami sfrunęły wszystkie
jedzą
***
***
ten pocałunek
ta miłość jest skazańcem
pachniał jak rozgryziona łodyga maku
zasądzonym na śmierć
czerwono posypał się z warg
umrze
zakwitł
za krótkie dwa miesiące
w miękkim wgłębieniu dłoni
kiedy wspiełam się na palce
na świecie jest przestrzeń i czas
dzwonił
odejdziesz ode mnie
w dojrzałym polu
lecz wtedy
na świecie jest niemoc i konieczność
nie było już mnie
nie zatrzymam cię
znikłam
żadnym pocałunkiem
w tym złotym pocałunku
Strona 2
***
pytasz czemu pociąga mnie magia ***
liczb pod drzewami - miłość
liczbą wyrazić pragnę nieskończoność pośród ludzi - miłość
mojej tęsknoty mojej miłości pośród deszczu
i w słońcu
chcę żeby zastygła w krysztale liczb odmieniałam pory roku
żeby dni ślizgały się po niej jak dokąd nie przyszła
po diamencie słońce teraz
jest tylko jedna pora roku
chcę żeby trwała nieskażona wiosna
mijaniem...
***
kiedy umrę kochanie
*** gdy się ze słońcem rozstanę
namiętność to jest to i będę długim przedmiotem raczej
o czym śpiewały skrzypce smutnym
zamknięte w ciemnym futerale
w dusznym czy mnie wtedy przygarniesz
jak noc ramionami ogarniesz
wewnątrz łupiny światła i naprawisz co popsuł los okrutny
znaczone paznokciami gwiazd
ona żyje często myślę o tobie
w twoich słowach z ciepłego granatu często piszę do ciebie
pachnie brzoskwinią głupie listy - w nich miłość i uśmiech
słońcem
schwytanym w zieloną sieć drzewa potem w piecu je chowam
dojrzała płomień skacze po słowach
przechylona nad spłowiałą trawą nim spokojnie w popiele nie uśnie
ciąży
ku moim dłoniom otwartym patrząc w płomień kochanie
a ja -- zamknięte usta myślę - co się też stanie
w obcym języku uczę z moim sercem miłości głodnym
słowa -- ciasnego jak śmierć
miłość a ty nie pozwól przecież
żebym umarła w świecie
który ciemny jest i kolor jest chłodny
Strona 3
***
jeśli zechcesz odejść ode mnie
nie zapominaj o uśmiechu ***
możesz zapomnieć kapelusza jesteś powietrzem
rękawiczek notesu z ważnymi które drzewa pieści
adresami rękoma z błękitu
czegokolwiek wreszcie - po co jesteś skrzydłem ptaka
musiałbyś wrócić który nie trąca liści
wracając niespodzianie zobaczysz płynie
mnie we łzach jesteś zachodnim słońcem
i nie odejdziesz pełnym świtów
bajką ze słów które mówi się
jeśli zechcesz pozostać westchnieniem
nie zapomnij o uśmiechu czym ty jesteś --
wolno ci nie pamiętać daty moich dla mnie -- świeżą wodą
urodzin wytrysła na skwarnej pustyni
ani miejsca naszego pierwszego sosną -- która cień daje
pocałunku drżącą osiką -- która współczuje
ani powodu naszej pierwszej sprzeczki dla zziębniętych -- słońcem
jeśli jednak chcesz zostać dla konających -- bogiem
nie czyń tego z westchnieniem ty -- rozbłysły w każdej gwieździe
ale z uśmiechem której na imię miłość
zostań
Strona 4
***
Jestem Julią
***
mam lat 23
ja jeszcze ciągle czekam na ciebie
dotknęłam kiedyś miłości
a ty nie przychodzisz
miała smak gorzki
a jeśli
jak filiżanka ciemnej kawy
to jesteś przejazdem na dwa dni
wzmogła
jak ten fizyk z Moskwy w niemodnym
rytm serca
kapeluszu
rozdrażniła
który uśmiechnął się od mnie
mój żywy organizm
i zniknął na zakręcie białych szyn
rozkołysała zmysły
nie próbowałam go zatrzymać
wiedziałam przecież
odeszła
że to nie ty
Jestem Julią
czekam czekam wytrwale
na wysokim balkonie
tak lekko dotykają mnie dni
zawisła
moja tęsknota jest tęsknota planet
krzyczę wróć
zmarzłych tęskniących do słońca
wołam wróć
a ty jesteś słońcem
plamię
które pozwala mi żyć
przygryzione wargi
jest znowu wieczór
barwą krwi
na dachach leży śnieg
wąskie wieże kościołów nakłuwają
nie wróciła
niebo
i dni tak lekko biegną nie wiadomo
Jestem Julią
gdzie
mam lat tysiąc
żyję --
***
jak ogień trawi lekkie drzewo
***
tak ja oplatam twoje ciało
jest cała ziemia samotności
miękka i zwinna jak płomień
i tylko jedna grudka Twojego
uśmiechu
kochając ciebie delikatnie
rozniecam twoje myśli w płomień
jest całe morze samotności
mój żar ich zimną formę kradnie
twoja tkliwość nad nim jak zagubiony
ptak
dotknięcie moje jasne niebo
twych oczu zwęża w ciemny płomień
jest całe niebo samotności
tak kocham cię kochając siebie
i tylko jeden w nim anioł
o skrzydłach nieważkich jak twoje
płomień powtarzam płomień płomień
słowa
kaleczy usta rani dłonie
i wszelki kształt pod złotem grzebie
Strona 5
*** ***
bez ciebie jak
bądź przy mnie blisko
bez uśmiechu
bo tylko wtedy
niebo pochmurnieje
nie jest mi zimno
słońce
wstaje tak wolno
chłód wieje z przestrzeni
przeciera oczy
zaspanymi dłońmi
kiedy myślę
dzień -
jaka ona duża
i jaka ja
szeptem
to mi trzeba
modlę się do uśpionego nieba
twoich dwóch ramion zamkniętych
o zwykły chleb miłości
dwóch promieni wszechświata
Strona 6
***
szukam cie w miekkim futrze kota
w kroplach deszczu
w sztachetach
opierm sie o dobry plot
i zasnuta sloncem
- mucha w sieci pajeczej- ***
czekam tak wiele serc ku tobie biegnie
że mógłbyś być
i najszczodrzej
*** słońcem pozłocić moją nędzę
chcę pisać o tobie spójrz - znowu się do ciebie modlę
twoim imieniem wesprzeć o tkliwość
skrzywiony płot
zmarzłą czereśnię potężny
o twoich ustach kto jeszcze tak w ciebie uwierzy
składać strofy wygięte komu jeszcze będziesz tak
o twoich rzęsach kłamać że potrzebny
ciemne jak mnie
chcę
twoje imię z gwiazdami zmieszać najuboższy
z krwią odarty ze świetności jak styczniowe
być w tobie drzewo
nie być z tobą płonący ze wstydu
zniknąć w brunatnym ciele pnia
jak kropla deszczu którą wysłuchaj
wchłonęła noc. proszę o tkliwość
spuść na mnie łask krople słone
*** ręce rozrzutne
mam szczęście! i ciepło warg
krzyczą dzieci
chwytając piłkę
z nurtów wody ***
nie miały więcej niż osiemnaście
a ono - na niebie świeci lat
roześmiane złotem - młode siostra przyniosła je rano
jeszcze ślepe
wyciągnij rękę - zamknij mgłą ubrane
płonący krążek w pięści
i głośno - głośno krzyknij w południe
- mam szczęście - miały już lat trzydzieści
szeroko otwierały złote oczy
rozpostarte liście
*** z trudem mieściły się w wazonie
tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej przyszedł wieczór
Strona 7