1036

Szczegóły
Tytuł 1036
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1036 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1036 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1036 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alistair MacLean Alastair MacNeil POCI�G �MIERCI Przek�ad: Jan Konar i Jaros�aw Kotarski Prolog Pewnego dnia we wrze�niu 1979 roku sekretarz generalny Narod�w Zjednoczonych przewodniczy� nadzwyczajnemu posiedzeniu, w kt�rym bra�o udzia� czterdziestu sze�ciu specjalnych wys�annik�w, reprezentuj�cych wsp�lnie wszystkie kraje �wiata. By� tylko jeden punkt porz�dku dnia: wzmagaj�cy si� przyp�yw mi�dzynarodowej przest�pczo�ci. Przest�pcy i terrory�ci byli w stanie uderzy� w jednym kraju, nast�pnie uciekali do innego, natomiast narodowe si�y policyjne nie mia�y mo�liwo�ci przekraczania granic bez naruszania protoko�u i suwerenno�ci innych pa�stw. Co wi�cej, procedura biurokratyczna zwi�zana z wystawieniem nakaz�w ekstradycji (w tych krajach, kt�re j� stosowa�y) by�a kosztowna i z�era�a czas, a wielu pozbawionych skrupu��w prawnik�w znajdowa�o w niej luki, w rezultacie kt�rych ich klienci byli zwalniani bez �adnych warunk�w. Trzeba by�o znale�� rozwi�zanie. Zgodzono si� utworzy� mi�dzynarodowe si�y, kt�re dzia�a�yby pod egid� Rady Bezpiecze�stwa Narod�w Zjednoczonych. Mia�y by� one znane jako Agencja Narod�w Zjednoczonych do Zwalczania Przest�pczo�ci (UNACO). Jej celem by�o "usun��, zneutralizowa� lub pochwyci� osoby lub grupy zaanga�owane w mi�dzynarodowej dzia�alno�ci przest�pczej". Od ka�dego z czterdziestu sze�ciu wys�annik�w za��dano przedstawienia dok�adnego �yciorysu kandydata na dyrektora UNACO, z tym, �e do sekretarza generalnego nale�a� ostateczny wyb�r. Potajemna egzystencja UNACO rozpocz�a si� l marca 1980 roku. Rozdzia� pierwszy Mia� to by� kulminacyjny punkt wielu miesi�cy planowania. Zab�jstwo genera�a Konstantyna Benina. Ponure, szarawe �wiat�o sp�ywa�o na Moskw� tego ranka i wygl�da�o, �e meteorolodzy mieli racj� przepowiadaj�c w po�udnie deszcz. W�a�nie zacz�y si� og�lnokrajowe wiadomo�ci nadawane o sz�stej rano, gdy niebieski TIR zjecha� na jeden z licznych parking�w na twardym poboczu prowadz�cej na po�udnie drogi okr�nej. Lena Rodenko zgasi�a silnik i wy��czy�a monotonne, propagandowe gadanie. Wcisn�a papierosa mi�dzy wyschni�te wargi, po czym zacz�a grzeba� w kieszeniach p�aszcza w poszukiwaniu zapalniczki i os�aniaj�c dr��cymi palcami p�omie�, zapali�a papierosa, zaci�gaj�c si� g��boko. By�a z natury pon�tna, nie przejawia�a jednak zainteresowania swym wygl�dem. Kr�tkie, kasztanowe w�osy mia�a g�adko zaczesane na bok, a jej blade policzki i ma�y podbr�dek by�y upstrzone brzydkimi pryszczykami. Spojrza�a na swego brata siedz�cego obok i zdoby�a si� na s�aby, nerwowy u�miech. Wasyl mia� dwadzie�cia dwa lata, by� trzy lata starszy. Jego w�osy, dla kontrastu, spada�y niechlujnie na ramiona, a rozwichrzona broda wygl�da�a tak, jakby j� kto� przykleja� na o�lep. Wyj�a kaset� z kieszeni i w�o�y�a j� do magnetofonu. By�a to ta�ma angielskiego zespo�u, podarowana jej przez Wasyla na ostatnie urodziny - sta�a si� jej najukocha�szym z posiadanych przedmiot�w. �adne z nich nie rozumia�o s��w, lecz muzyka reprezentowa�a wszystko co s�uszne i sprawiedliwe. Demokracj�. Gdy, zamy�lona, poci�ga�a papierosa, jej my�li w�drowa�y do przygotowanego przez nich dossier Benina. Uko�czy� Akademi� Armii Czerwonej w 1950 roku, cztery lata p�niej zosta� zwerbowany przez KGB, lecz pewne znaczenie uzyska� po raz pierwszy w 1961 roku, jako jeden z tw�rc�w Dirrecion General de Inteligencia Fidela Castro. Obaj mieli zosta� przyjaci�mi na ca�e �ycie. Sp�dzi� nast�pnie kilka frustruj�cych lat jako attache wojskowy w Brazylii - by�o to, jak m�wiono, posuni�cie zainicjowane przez jego zwierzchnik�w w obawie o w�asne pozycje - zanim powr�ci� do Moskwy, na stanowisko szefa jednostki �ledczej. Sp�dzi� potem kr�tki czas jako wyk�adowca w szkole szpieg�w w Gatczynie, a nast�pnie zosta� wys�any w 1974 roku do Angoli jako wy�szy doradca wojskowy; trzy lata p�niej przej�� obowi�zki komendanta w g�o�nej Ba�szyce, centrum szkolenia mi�dzynarodowych terroryst�w, po�o�onym na peryferiach Moskwy. Nast�pnie zosta� mianowany zast�pc� szefa Departamentu V najbardziej z�owieszczego wydzia�u KGB. Do jej zada� nale�a�y uprowadzenia, zab�jstwa, sabota� i terroryzm, zar�wno w kraju jak i zagranic�. Awansowa� na szefa w 1984 roku. W �cis�ym gronie samego Biura Politycznego, m�wiono, �e by� odpowiedzialny za wys�anie na �mier� w syberyjskich obozach koncentracyjnych wi�kszej ilo�ci ludzi, ni� jakikolwiek inny oficer KGB za ludzkiej pami�ci. W trakcie kompletowania dossier spotka�o ich jedno niepowodzenie. Opr�cz zdj�cia z promocji nie by�o �adnej innej fotografii Benina. Z pewnego dystansu Lena by�a w stanie dostrzec pomys�owo�� jego taktyki. Sta� si� po prostu jeszcze jednym biurokrat� bez twarzy. Pocz�tkowo wydawa�o si�, �e to problem nie do pokonania, p�ki kto� nie powiedzia�, �e twarz Benina mo�e nie by� znana, natomiast z pewno�ci� znany jest jego samoch�d. Raczej podobny do odpornego na kule czo�gu - powiedzia� kto� inny - potrzebny by�by pocisk przeciwczo�gowy, �eby go dosta�. Nie s�ysza�a reszty rozmowy. W my�li uk�ada�a ju� plan dzia�ania. Spojrza�a na pop�kan� tarcz� taniego zegarka i prze�kn�a nerwowo �lin�. By� ju� prawie czas. Jakby w odpowiedzi na jej my�li o�ywi�o si� walkie-talkie na kolanach Wasyla. Otrzymali sygna�, �e wszystko jest w porz�dku. Usi�owa�a uruchomi� w�z i gdy ju� my�la�a, �e zala�a silnik, ten charcz�c zaskoczy�. Skierowa�a si� na drog�. Zatrzyma�a w�z siedemdziesi�t jard�w dalej obok stalowego zbiornika i wrzuci�a luz, pozostawiaj�c silnik na wolnych obrotach. Wasyl sprawdzi� czas. Mieli nieco ponad cztery minuty. Zeszli z wozu i przeszli do ty�u, by otworzy� drzwi. Genadij Potrowski ci�gle jeszcze nie m�g� uwierzy� we w�asne szcz�cie. Dwa dni temu prowadzi� jeszcze transporty wojskowe w Kuszino, jednym z centr�w szkolenia KGB poza Moskw�, a teraz polecono mu wozi� samego genera�a Benina. Rozkazano, by nie m�wi� o tym nikomu, nawet swej b�d�cej w ci��y �onie, dop�ki nominacja nie b�dzie og�oszona oficjalnie. Ona w�wczas dowie si� pierwsza, potem urz�dzi si� przyj�cie, by powiedzie� o tym przyjacio�om, kt�rzy razem z nim uko�czyli w zesz�ym roku Akademi� Armii Czerwonej. B�d� razem �wi�towali to wydarzenie. Wiedzia� jednak, �e b�d� mu zazdro�ci�. Benin by� przecie� legendarnym cz�owiekiem w akademii. By� to dla Potrowskiego pierwszy dzie� s�u�by. Poprzedniego dnia je�dzi� po trasie tam i z powrotem, a� pozna� j� znakomicie. Nie powinno by� �adnych niedogodno�ci dla genera�a - powtarzano mu ci�gle. Cho�, co prawda, nie widzia� Benina, ukrytego za nieprzejrzystymi szybami w tyle mercedesa. Nawet przegroda mi�dzy przednimi i tylnymi siedzeniami zosta�a zaciemniona. Benin by� jednak tam, zawsze bowiem wola� wsiada� do samochodu jako pierwszy. Adiutant powiedzia� mu, �e by�a to jedna z ma�ych manii Benina. Potrowski poprzedniego dnia wywoskowa� i wypolerowa� samoch�d, posun�� si� nawet tak daleko, �e wyprasowa� dwa proporce, kt�re powiewa�y po obu stronach maski samochodu. Chcia� wywrze� na Beninie dobre wra�enie. Dotkn�� lekko hamulca, gdy mercedes dotar� do zakr�tu, i chocia� widzia� co si� przed nim znajdowa�o, mia� tylko u�amek sekundy na reakcj� - niebieski TIR zaparkowany na kiepskiej drodze le�nej i kl�cz�cy obok niego m�ody cz�owiek, ukryty cz�ciowo za wyrzutni� pocisk�w przeciwczo�gowych, zamontowan� na tr�jnogu. Potrowski gwa�townie nacisn�� peda� hamulca i mercedes �lizga� si� jeszcze w poprzek oblodzonej drogi, gdy pocisk uderzy� go w bok. Samoch�d rozsypa� si� w ob�ok p�omieni, a kawa�ki pokrzywionego metalu wzlecia�y na setki st�p w powietrze, spadaj�c na pokryty �niegiem sosnowy las po obu stronach drogi. W miejscu gdzie poprzednio by� mercedes, pozosta� g��boki, poszarpany d�, otoczony p�on�cymi resztkami samochodu. Lena by�a jak sparali�owana widokiem na drodze. Wasyl potrz�sn�� ni� silnie za ramiona, a nast�pnie uderzy� w twarz. Pojedyncza �za wyp�yn�a z k�cika jej oka, jednak nie odwr�ci�a wzroku. Odsun�� dziewczyn� na bok, od��czy� 33-funtow� wyrzutni� od tr�jnoga, zani�s� na ty� wozu i wrzuci� na szary koc, kt�rego u�ywali do jej przykrycia. Rzuci� tr�jn�g za wyrzutni� i zatrzasn�� drzwi. Z�apa� Len� za r�k�, poci�gn�� do przodu wozu i wcisn�� na miejsce przy kierowcy. W po�piechu, ze zgrzytem w��czy� bieg, ko�a zapiszcza�y w prote�cie, gdy nie uda�o mu si� zgra� odpowiednio nacisku na sprz�g�o i gaz. W�z szarpn�� do przodu, zdo�a� jednak powstrzyma� silnik od zga�ni�cia i w ci�gu kilku sekund skr�cili w ostry zakr�t - w tylnym lusterku nie by�o wida� ju� groteskowego krateru. Spojrza� na Len�. By�a jeszcze w stanie szoku, jej oczy spoczywa�y na wyimaginowanym widoku za przedni� szyb�. Zawsze m�wi�, �e jest zbyt m�oda, by by� wpl�tan� w takie sprawy, lecz wzi�� j� jednak ze sob� na wyra�ne naleganie. Gorzk� ironi� by� fakt, �e by� to od samego pocz�tku plan Leny. Teraz g��wnym celem by�o dosta� si� w bezpieczne miejsce. Bezpiecznym miejscem by�a dacza w Tiep�ostanie, dziewi�� mil na po�udnie od Moskwy. W�a�cicielem daczy by� pewien lekarz, kt�ry jak s�dzi� Wasyl, potrafi�by wydoby� Len� z odr�twienia. Nast�pnie oboje mogliby wyjecha� do Tu�y nad brzegami Donu, gdzie pozostaliby do chwili, gdy w miar� up�ywu czasu, �ledztwo straci na sile. Nagle zda� sobie spraw� z obecno�ci bia�ego mercedesa, jad�cego za nimi. Sk�d si� wzi�� tak szybko? Znaki drogowe zosta�y prawdopodobnie postawione przy skrzy�owaniu z drog� le�n�, jak tylko nieszcz�cie dotkn�o samoch�d Benina, ostrzegaj�c automobilist�w przed gro��cym wybuchem dynamitu i kieruj�c ich na inny odcinek szosy. Oczy Wasyla ci�gle spogl�da�y w tylne lusterko, gdy obserwowa� z rosn�cym l�kiem zbli�anie si� mercedesa. Nie chcia� wpa�� w pop�och - z pewno�ci� by�o jakie� logiczne wyt�umaczenie. Gdy wyjecha� na prosty odcinek drogi po pokonaniu szczeg�lnie ostrego zakr�tu wyt�umaczenie sta�o si� oczywiste. Blokada drogi. Mercedes i zim, zderzak w zderzak, blokowa�y oba pasy, a za nimi gro�na sylwetka czo�gu 1-12, z luf� dzia�a skierowan� wprost na nadje�d�aj�cy w�z. Wasyl spojrza� przez rami� trzymaj�c nog� na hamulcu i si�gaj�c r�k� do d�wigni skrzyni bieg�w. Mercedes rozkraczy� si� na drodze, zamykaj�c j�, a dwaj jego pasa�erowie stali obok samochodu i w d�oniach chronionych przez r�kawiczki trzymali karabinki AK 47. Podobnie uzbrojonych by�o pi�ciu ludzi, stanowi�cych obsad� blokady drogowej. Wasyl z oci�ganiem wy��czy� silnik, a nieuzbrojony m�czyzna otworzy� drzwi od strony kierowcy. Gdy tylko stopy Wasyla dotkn�y ziemi, ciasne kajdanki zatrzasn�y si� na jego przegubach. Patrzy� bezradnie, jak Len� wyci�gni�to z miejsca przy kierowcy i r�wnie� zakuto w kajdanki, przed odprowadzeniem do oczekuj�cego auta. Nieuzbrojony m�czyzna wydoby� w�wczas p�owo��t�, plastikow� kart� rozpoznawcz� i pokaza� j� Wasylowi. Departament V. Tylne drzwi otworzy�y si� i wyszed� wysoki m�czyzna o surowej twarzy. Gdy zbli�a� si� do TIR-a, naci�gn�� na siwe, przystrzy�one w�osy czapk� podbit� futrem i wlepi� oczy w twarz Wasyla. "Pozwolicie, �e si� przedstawi�. Genera� Konstantyn Benin". Wasyl nie by� zdziwiony. Ca�y plan spali� na panewce, ale kiedy? Wypowiedzia� na g�os to pytanie. Benin si�gn�� do wozu, zgasi� muzyk�, wyj�� kaset� i odpowiedzia�: - Kobiety i w�dka powinny by� zawsze traktowane jako niedopuszczalne w takich sprawach. Szcz�liwie jeden z waszych koleg�w nie wiedzia� o tym. - Kto? - Wasyl natychmiast po�a�owa�, i� da� si� z�apa� na przyn�t�. - Dowiecie si� dostatecznie szybko. Wi�kszo�� waszych koleg�w konspirator�w ju� zosta�a aresztowana. - Od jak dawna wiedzieli�cie? - Od samego pocz�tku. Wasze mieszkania by�y na pods�uchu przez ostatnie dwa miesi�ce. - Obywatelu generale, prosz� spojrze� na to - nieuzbrojony m�czyzna wskazywa� na ty� wozu - To nie jest naszej produkcji. - Rzeczywi�cie nie - Benin spojrza� do �rodka wozu i przesun�� r�k� po wyrzutni pocisk�w - Karl Gustaw, produkcji brytyjskiej. Potem odwr�ci� si� do Wasyla, chwyci� kaset� w obie r�ce, prze�ama� j� na p�, pozwalaj�c ta�mie wysypa� si� na drog� i wetkn�� oba kawa�ki w kiesze� kurtki Wasyla. - Anatolij? - zawo�a�, gdy Wasyla'odprowadzono do zima. Zast�pca Benina pospieszy� ku niemu z ty�u wozu. - S�ucham, obywatelu generale? - Chc�, �eby�cie osobi�cie za�atwili sprawy z wdow� po Potrowskim. Zapewnijcie jej pa�stwow� rent�. - Wszystkie szczeg�owe dane przekaza�em jeszcze wczoraj wieczorem. - Dobrze. Wy�lij jej jeszcze ode mnie troch� kwiat�w i tekst jak zwykle. - Tak jest, obywatelu generale. Co w sprawie informacji dla prasy? - Zr�bcie to kr�tko. Dajcie im historyjk� o tym, jak niespodziewane op�nienie uratowa�o mi �ycie. Wspomnijcie o pocisku rakietowym, lecz ani s�owa o jego pochodzeniu. Mo�ecie tak�e doda�, �e dwoje m�odych ludzi zamieszanych w t� spraw� zastrzelono, gdy stawiali op�r w czasie aresztowania. Przeka�cie to do Tass-a dzi� rano. - Nie zamierzacie zrobi� z tego, generale, pokazowego procesu? - Przychodzi�o mi to do g�owy, ale jak mog� zrobi� proces, je�li nie ma oskar�onych? - poklepa� Anatola po ramieniu i wr�ci� do mercedesa. Kierowca zamkn�� za nim drzwi i w chwil� p�niej samoch�d odjecha� od blokady drogowej, kieruj�c si� na po�udnie. Zwolni� dopiero zbli�aj�c si� do obrze�y Tiep�ostanu, gdzie skr�ci� w w�sk� dr�k�, prowadz�c do Biczewskiego parku le�nego - rozleg�ego krajobrazu, pe�nego jar�w i w�woz�w, pokrytych jod�ami, d�bami i sosnami. Tablica przy wje�dzie brzmia�a dostatecznie z�owieszczo: STOP! ZAKAZ WJAZDU. REJON REZERWATU WODNEGO. Kierowca zatrzyma� mercedesa kilkaset jard�w dalej, przed zapora i okaza� sw� kart� rozpoznawcz� oficerowi dy�urnemu KGB, kt�ry natychmiast machni�ciem r�ki wskaza�, �e droga wolna. Po nast�pnej jednej czwartej mili droga ko�czy�a si� zau�kiem i kierowca wprowadzi� samoch�d na przyleg�� zatoczk� parkingow�, prawie pust� o tak rannej porze. Benin wyszed� i przeszed� do wartowni, gdzie pokaza� sw� kart� identyfikacyjn� najbli�szemu z trzech uzbrojonych wartownik�w. Wartownik sprawdzi� jej autentyczno�� i uruchomi� elektroniczny ko�owr�t. Wszyscy trzej zasalutowali przechodz�cemu Beninowi, lecz on, jak zwykle, zignorowa� ich. Poszed� wzd�u� �cie�ki mi�dzy rozleg�ymi trawnikami i efektownymi, kolorowymi kwietnikami (o kt�rych m�wiono, �e sk�adaj� si� ze sztucznych kwiat�w, by zapewni� odpowiedni widok przez ca�y rok), po schodkach i przez podw�jne drzwi budynku ze szk�a i aluminium, w kszta�cie tr�jgwiazdy. Kiosk z gazetami mia� by� jeszcze przez godzin� zamkni�ty, wi�c po okazaniu karty identyfikacyjnej stra�nikowi, Benin poprosi� o dostarczenie do biura egzemplarza "Prawdy", gdy tylko nadejdzie. Wjecha� wind� na si�dme pi�tro i przeszed� przez ca�y opustosza�y korytarz do ostatniego szeregu pokoi biurowych. Jedn� z wielu dodatkowych. korzy�ci z jego pracy by�o przebywanie na najwy�szym pi�trze, z kt�rego rozci�ga� si� zapieraj�cy dech w piersi widok na otaczaj�ce lasy. Otworzy� zamek paskiem magnetycznym karty identyfikacyjnej, nast�pnie powt�rzy� to samo przy wewn�trznych drzwiach prowadz�cych do prywatnego biura i zamkn�� je starannie za sob�. Po zapaleniu �wiat�a, usiad� za solidnym, d�bowym biurkiem (zrobionym na jego osobiste �yczenie z biczewskiego d�bu), otworzy� oprawiony w sk�r� notatnik i przejrza� program dnia. Jednego nazwiska brakowa�o. Nazwiska najbardziej zaufanego i cenionego pracownika w Europie, kt�rego danych identyfikacyjnych nie by�o w og�le w biurowej dokumentacji. Pracownika, dla kontaktu z kt�rym, przyszed� specjalnie tego ranka do pracy. Zamkn�� notatnik i obr�ci� si� na krze�le, by otworzy� sejf w �cianie. Wyj�� z niego komplet kluczy i wybra� jeden, otwieraj�c doln� szuflad� z lewej strony biurka. By�a ona przedzielona na dwie cz�ci, a cz�� tyln� zabezpiecza� jeszcze jeden zamek. Otworzy� go i wyj�� telefon. Uwa�a�, �e w �wiecie pods�uch�w i inwigilacji posiadanie tak rzadkiej karty atutowej jest niebagatelne, dla uzyskania przewagi. Zakr�ci� tarcz� i czekaj�c na po��czenie, pomy�la�, �e u�ywa linii bardziej prywatnej ni� cokolwiek zainstalowanego mi�dzy Kremlem a Bia�ym Domem. Pods�uchiwanie rozm�w telefonicznych hierarchii kremlowskiej by�o jego najbardziej ulubionym pomys�em ostatnich lat. Czego to on nie wiedzia� o ich osobistym �yciu... Podniesiono s�uchawk� na drugim ko�cu linii. - Brazylia - powiedzia� Benin. - 1967 - odpowiedziano. Has�o i odzew pasowa�y. Benin ci�gn�� dalej: - Czy by�y jakie� problemy z za�adowaniem towaru na poci�g? - �adnych, os�ona zadzia�a�a znakomicie. - A poci�g? - Wyjecha� o czasie. Wszyscy ludzie na stanowiskach, wszystko przebiega zgodnie z planem. Benin od�o�y� s�uchawk� i z powrotem zamkn�� telefon. Nast�pnie, po zabezpieczeniu szuflady, w�o�y� klucze do sejfu w �cianie, zamkn�� go i przekr�ci� tarcz�. Usiad� ponownie w krze�le z r�koma splecionymi za g�ow�. Zamiar zabicia go zosta� udaremniony, a jego mistrzowski plan na kontynencie wchodzi� w�a�nie w stadium realizacji. Tydzie� zapowiada� si� dobrze. Rozdzia� drugi Karl Heinz Tesselman lubi� my�le� o sobie jako o w�drowcu. Takie s�owa jak w��cz�ga, tramp czy obie�y�wiat uwa�a� za uw�aczaj�ce, przyczepiane przez nieprzychylne spo�ecze�stwo. Jego rodzice zgin�li w czasie nalotu na Berlin i po tym, jak przybrani rodzice sp�awiali go jedni drugim, w ko�cu wojny uciek� z domu. W wieku siedemnastu lat przy��czy� si� do podr�uj�cej bandy Cygan�w, kt�rzy nauczyli go mistrzowskich metod kradzie�y kieszonkowych, lecz wypadek z r�k� sze�� lat p�niej po�o�y� kres dobrze zapowiadaj�cej si�, lukratywnej karierze. Cyganie, nie maj�c ju� z niego po�ytku, wyrzucili go. Pr�bowa� dzia�a� samodzielnie, lecz szybko zaaresztowano go i osadzono w wi�zieniu. Po uwolnieniu wszystkie drzwi zdawa�y si� przed nim zamyka�. By� by�ym wi�niem. Tak wi�c w wieku dwudziestu sze�ciu lat, wybra� si� w drog�. To by�o trzydzie�ci dwa lata temu. Zima zbli�a�a si� szybko do Europy, i jak zwykle o tej porze roku, by� w drodze na po�udnie, by unikn�� najgorszej pogody. Pierwszy raz w ci�gu czterdziestu lat podr�owa� sam, gdy� jego najlepszy przyjaciel zmar� zaledwie kilka tygodni temu na zapalenie p�uc. Chocia� spodziewa� si� tej �mierci, spowodowa�a jednak u niego szok. Hans nigdy naprawd� nie wydobrza� po fatalnym przypadku gru�licy, na kt�r� zachorowa� w dzieci�stwie i kt�ra spowodowa�a podatno�� na r�ne infekcje. Jedyn� rzecz�, kt�ra pozosta�a Tesselmanowi jako pami�tka po Hansie, by� sp�owialy, w�ochaty p�aszcz. Ostatni podarunek wiernego przyjaciela. Spojrza� na p�aszcz, brudne, flanelowe spodnie i zdarte br�zowe buty zawi�zane kawa�kami sznurka o nier�wnej d�ugo�ci, a nast�pnie poszuka� w kieszeni papieros�w, kt�re wy�ebra� kilka dni temu w Bonn od grupy szwedzkich uczni�w. Znaj�c opowie�ci o szwedzkich nastolatkach mia� nadziej�, �e s� nape�nione czym� mocniejszym ni� tyto�, lecz rozczarowa� si�, gdy� okaza�y si� zwyk�ymi papierosami. �ebracy nie mog� wybiera�. Jego u�miech zamar�, gdy wyci�gn�� r�k� z kieszeni. To by� ostatni papieros. Pomarzy� o kilku sztachni�ciach, zda� sobie jednak spraw�, �e pozosta�y mu ostatnie trzy zapa�ki i niech�tnie w�o�y� papierosa z powrotem do kieszeni. Opu�ci� sw� siedzib� w Kilonii w p�nocnych Niemczech i przeby� drog� do Wissembourg, na granicy francusko - niemieckiej w ci�gu dziesi�ciu dni. Ci�gle jeszcze nie by� pewien, dok�d ostatecznie zmierza. Wszystko zale�a�o od mo�liwo�ci znalezienia dobrego poci�gu na okre�lonej stacji i w okre�lonym czasie. Ostatni� zim� sp�dzi� z Hansem w Nicei i to by�o jedyne miejsce, kt�rego chcia� unikn��: wspomnienia by�y jeszcze zbyt bolesne. Mo�e w nast�pnym roku. Obecnie jego jedyn� trosk� by�o za�adowanie si� w ci�gu najbli�szych paru minut na poci�g towarowy do Berna. Trzeba by�o wykiwa� stra�nik�w, a nast�pnie ukry� si� w jednym z wagon�w towarowych. Chocia� czyni� to ju� niezliczon� ilo�� razy, zawsze by�o troch� ryzyka, szczeg�lnie od czasu wprowadzenia ps�w tresowanych do wyw�chiwania takich nielegalnych pasa�er�w na gap�, jak on. Tylko raz zosta� wykryty, jeszcze teraz nosi� na przegubach szramy po ostrych jak brzytwa z�bach alzackiego owczarka. Przeszed� obok pierwszego zestawu wagon�w i dotar� do samego ko�ca wagon�w za�adowanych w�glem. Przyciskaj�c si� do ostatniego wagonu, rozejrza� si� za stra�nikiem. Nikogo. Poci�g towarowy do Berna sta� na nast�pnym torze, musia� tylko przeby� dwadzie�cia jard�w mi�dzy torami i znale�� sobie pusty wagon towarowy. By� w po�owie drogi, gdy g�o�ny, rozkazuj�cy g�os przyku� go do ziemi. Natychmiast pomy�la� o psach. Poczu�, �e ma nogi jak z o�owiu, powoli ze strachem obr�ci� si� by spojrze� w kierunku, z kt�rego dochodzi� g�os. Zn�w nikogo. Ujrza� w�wczas sygnalist�, wychylaj�cego si� z budki sygnalizacyjnej, z gwizdkiem zaci�ni�tym w ustach. Sygnalista wyj�� gwizdek i jego dono�ny g�os zagrzmia�, gdy wymienia� jaki� dowcip z maszynist�, obaj najzupe�niej nie�wiadomi jego przera�onych spojrze�. Sygnalista za�mia� si� rubasznie ze swego kawa�u i znikn�� zamykaj�c okno. Tesselman westchn�� g��boko. Poci�g drgn�� i zacz�� si� posuwa� do przodu. Gdy bieg� do najbli�szego wagonu towarowego us�ysza� przera�aj�cy g�os psa, szczekaj�cego w�ciekle za nim. Obejrza� si� na czas, by zobaczy� stra�nika, kl�cz�cego na jednym kolanie i gmeraj�cego przy smyczy, by wypu�ci� wyrywaj�ce si� zwierz�. Tesselman z�apa� uchwyt w wagonie towarowym i podci�gn�� si� do g�ry z nogami dyndaj�cymi niepewnie w powietrzu, gdy usi�owa� drug� d�o� zacisn�� na uchwycie. Widzia� psa posuwaj�cego si� susami w jego kierunku z obna�onymi k�ami i ogonem, miotaj�cym si� na obie strony. Z si��, kt�r� mo�e zrodzi� tylko strach, podci�gn�� nogi do g�ry, a� dotkn�� po�ladk�w. Pies skoczy� na niego, wykr�caj�c si� w powietrzu, a jego szcz�ki zatrzasn�y si� kilka cali od �ydek. Nast�pnie niezgrabnie wyl�dowa� na tylnych �apach, trac�c r�wnowag�, a Tesselman odwr�ci� wzrok gdy ujrza�, jak pies stacza si� pod ko�a. Pozwoli� swym nogom odpocz��, pracuj�c nad odci�gni�ciem podw�jnego rygla, potem otworzy� drzwi, wgramoli� si� do �rodka i opad� na kolana, wyczerpany, z klatk� piersiow� podnosz�c� si� i opadaj�c�, gdy gwa�townie wci�ga� powietrze. Podpe�z� do bocznej �ciany wagonu dopiero w�wczas, gdy si� uspokoi�. Osun�� si� na pod�og� i opieraj�c si� o �cian�, wytar� pot z czo�a wierzchem d�oni. Mog� na niego czeka� na nast�pnym postoju, stra�nik zadba o to. Z tym, �e nie mia� zupe�nie poj�cia, gdzie i kiedy poci�g b�dzie mia� nast�pny post�j. Stara� si� zbada� swoje otoczenie, lecz wn�trze by�o tak ciemne, �e kopni�ciem uchyli� drzwi, wpuszczaj�c do wagonu troch� �wiat�a. By� on za�adowany typowym asortymentem pak i kontener�w nie do przenikni�cia za ca�ym zestawem zmy�lnych klamer i zamk�w. Zabezpieczenia zmieni�y si� w spos�b zasadniczy z biegiem lat. Pami�ta� dni. gdy zwyczajny scyzoryk otwiera� wi�kszo�� pak i skrzy� przewo�onych przez Europ�. Na og� zawiera�y one cz�ci maszyn, lecz kilka razy znalaz� co� bardziej smakowitego - raz skrzynk� francuskiego burgunda, a przy innej okazji, skrzynk� niemieckiego wina re�skiego. Skuli� si� pod wp�ywem nag�ego mro�nego wiatru, a nast�pnie wygramoli� na nogi, gdy pierwsze krople deszczu zacz�y zacina� przez otwarte drzwi. Nadci�ga�a burza. Po latach tak si� przyzwyczai� do ko�ysania poci�gu, jak do�wiadczony �eglarz do ko�ysania statku na falach. Bez trudu przedosta� si� do drzwi i w�a�nie zamierza� je zamkn��, gdy spostrzeg� co� wetkni�tego w k�cie wagonu mi�dzy dwa drewniane kontenery. Wcze�niej tego nie zauwa�y�. Brezent koloru sza�wii. To mog�o si� przyda�. Zebra� si�y wobec gwa�townej ju� ulewy i uchwyci� klamry drzwi obiema r�kami, zsuwaj�c je tak, by nie zamkn�� ich do ko�ca. Opar� o nie stop� si�gaj�c po jedn� z pak, kt�r� przeci�gn�� do drzwi. Odsun�� stop� i wepchn�� pak� w miejsce, w kt�rym przeciwdzia�a�a ponownemu otworzeniu si� drzwi. Wiatr ci�gle znajdowa� sobie drog� przez cienk� szczelin�, gwi�d��c gro�nie po ca�ym wn�trzu wagonu. Dr�a�. Gdy usun�� paki, by dosta� si� do brezentu, zorientowa� si�, �e by�o nim przykryte co�, co wzbudzi�o w nim jeszcze wi�ksze zainteresowanie. Zebra� brezent jak �eglarz �agiel i wrzuci� za siebie, zanim spojrza� w p�mrok. Beczki z piwem. Nic dziwnego, �e by�y ukryte. Policzy� je, stukaj�c ka�d� wskazuj�cym palcem. Razem sze��. By�y metalowe i to stanowi�o dla niego istotny problem. Jak je otworzy�? Rozejrza� si� wok� za narz�dziem, kt�rego m�g�by u�y� i chocia� jego oczy ju� si� przyzwyczai�y do ciemno�ci, to nie dostrzeg� niczego odpowiedniego. Nie odstraszy�o go to, by� zdecydowany otworzy� jedn� z nich i ugasi� pragnienie. Chcia� tylko, by Hans by� z nim. Nie tylko jako partner do picia, ale tak�e dlatego, �e zawsze to on by� ich m�zgiem. Hans znalaz�by rozwi�zanie jego obecnych k�opot�w. Nagle pewna my�l przysz�a mu do g�owy. Ga�nica! Odwr�ci� si� do �ciany, na kt�rej powinna wisie�, lecz by�a tam tylko pusta klamra. Zakl�� i by� bliski rezygnacji, gdy inny pomys� zrodzi� si� w jego g�owie. Zbada� bli�ej klamr�. By�a zardzewia�a i brakowa�o jednej �ruby. Potrzebne by�o tylko mocniejsze szarpni�cie. Chwyci� j� w obie r�ce i poci�gn��. Trzyma�a si� pewnie. Przekr�ci� j�, staraj�c si� podwa�y� pozosta�e �ruby, lecz chocia� ju� �amliwe z powodu korozji, nie p�k�y. Chwyci� klamr� ponownie obiema r�kami i szarpn�� mocno. Wyskoczy�a ze �ciany i musia� z�apa� si� za jedn� z pak, by nie straci� r�wnowagi. Trzyma� j� triumfalnie, jak jakie� trofeum, po czym ukl�k� przy najbli�szej beczce i przesun�� palcem wok� plomby ma�ego korka. Trzeba go by�o wybi�; gdy widzia�, jak czynili to karczmarze, w u�yciu by� drewniany m�otek i ko�ek, lecz on mia� tylko zardzewia�� klamr�. Tym niemniej umocni� si� w swym zamiarze i uderzy� ko�ek klamr�. Pozostawi�o to tylko ma�e wkl�ni�cie. Plomba by�a wzmocniona. Zdecydowa� si� zmieni� taktyk�. Zamiast uderzenia w �rodek korka trzeba skoncentrowa� si� na samej plombie. Je�li najpierw uda mu si� os�abi� plomb�, dobry cios w �rodek mo�e wystarczy� dla otworzenia beczki. Przez nast�pne pi�� minut wali� z coraz mniejsz� nadziej� w obudow� plomby, przy czym zadania nie u�atwia�o mu rytmiczne ko�ysanie poci�gu, p�dz�cego w�r�d deszczu. Z cios�w, kt�re zada�, tylko po�owa osi�ga�a cel. Opar� si� w ko�cu o najbli�sz� pak� i wlepi� wzrok w pot�uczone okolice korka. Czy wywar�o to jakikolwiek wp�yw na korek? Uj�� klamr� w obie r�ce i wielokrotnie uderza�. Wlecia� nagle do �rodka, a klamra tak�e znikn�a w nowo utworzonym otworze. Nic nie plusn�o. Zamiast tego ob�ok bia�ego, �wiec�cego proszku wylecia� przez dziur�. Instynktownie machn�� r�k�, by usun�� go z twarzy, a nast�pnie wsta� i sczy�ci� proszek z klapy p�aszcza. Poczeka� a� chmura py�u opad�a, a nast�pnie wr�ci� do beczki i zajrza� do wn�trza. By�a pe�na proszku. Zmieszany podrapa� swoje brudne, siwe w�osy, dziwi�c si�, co to mo�e by� i dlaczego jest przechowywane w beczce od piwa. Poci�g nagle zwolni�. Rzuci� si� do drzwi by zobaczy�, gdzie si� znajduje i natychmiast rozpozna� przetokowy dworzec towarowy. Strassburg. Przypomnia� sobie stra�nika w Wissenbourg i uzna�, �e ma bardzo ma�o czasu na zatarcie za sob� �lad�w. Zepchn�� otwart� beczk� z powrotem na jej miejsce, przykry� brezentem wszystkie sze�� beczek i rozlokowa� paki wok� nich. Wr�ci� w�wczas do drzwi, by sprawdzi�, czy wida� gdzie� stra�nik�w, kt�rzy - by� pewien - b�d� czekali na niego. Okolica by�a pusta, przynajmniej w tej chwili, lecz zdecydowa� si� nie kusi� wi�cej losu. Wszystko by�o wyra�nie przeciw niemu. Odczeka�, a� poci�g zatrz�s� si� przy hamowaniu, nast�pnie wyskoczy� z wagonu towarowego i zamkn�� drzwi tak cicho, jak to tylko by�o mo�liwe. Burza przesz�a i mia� to za dobry znak. * * * Josef Mauer pracowa� w austriackiej policji osiemna�cie lat, z czego ostatnie jedena�cie jako sier�ant stacjonuj�cy w Linzu. Pomimo licznych wysi�k�w jego prze�o�onych, nigdy nie by� zainteresowany awansem i wola� emocje zwi�zane z codziennym patrolowaniem ulic w samochodzie policyjnym, od zmagania si� z g�r� papier�w w jakim� biurze. Jego pierwszy partner zosta� zabity w strzelaninie przed czterema laty, lecz zamiast wzi�� nowego, Mauer pracowa� teraz z nowicjuszami, pokazuj�c im aren� dzia�ania i pomagaj�c wej�� w codzienny tok zaj�� w okolicach Mozartstrasse tak szybko, jak to tylko mo�liwe po uko�czeniu akademii policyjnej w Wiedniu. Ernst Richter by� ostatnim zwerbowanym z akademii - przyby� poprzedniego dnia i zosta� przydzielony na pierwszy miesi�c do pracy z Mauerem: mia�o to umo�liwi� ocen� jego usposobienia i osobowo�ci, aby w przysz�o�ci mo�na by�o znale�� dla niego w�a�ciwego towarzysza patrolu. - Jakie dzisiaj mamy �wiczenia, prosz� pana? - zapyta� Richter, gdy wsiedli do samochodu. - "Sier�ancie", a nie "prosz� pana" - odpowiedzia� Mauer, zak�adaj�c czapk� z daszkiem na przerzedzone blond w�osy. - G��wnym twoim zadaniem jest poznanie miasta mo�liwie jak najszybciej. Tak wi�c w pierwszych dniach b�dziemy dzia�a� g��wnie jako wsparcie. To tak�e pomo�e ci opanowa� procedur� policyjn� - podni�s� palec, gdy tylko Richter otworzy� usta, zamierzaj�c co� powiedzie� - wiem, �e uczono was procedury policyjnej w akademii. Wszyscy to m�wicie. Prawda jest jednak taka, �e teoria i praktyka to dwie odmienne rzeczy. Inn� rzecz� jest siedzie� w klasie i zapisywa� notatki, a zupe�nie inn� jest zetkn�� si� twarz� w twarz z uzbrojonym morderc� lub przypartym do muru gwa�cicielem. Zapami�taj moje s�owa. Ledwo Mauer skierowa� w�z w Mozartstrasse, gdy radio zatrzeszcza�o. - Czy mog� odpowiedzie� sier�ancie? Mauer u�miechn�� si� do siebie. Wszyscy nowicjusze s� na pocz�tku tacy sami. Pragn� dogodzi� swoim zwierzchnikom i uzyska� �yczliw� ocen�, lecz w ci�gu kilku miesi�cy staj� si� tak gorzcy i cyniczni jak zahartowani policjanci, na kt�rych chcieli wywrze� wra�enie. Richter nauczy si� wkr�tce: nie ma bohater�w, s� tylko ci, kt�rym udaje si� prze�y�. Gdy tylko Mauer dowiedzia� si�. dok�d maj� si� uda�, w��czy� syren� i w ci�gu kilku minut dojechali do Landstrasse, zatrzymuj�c si� przed Landerbankiem. Wygramolili si� z samochodu i skierowali wzd�u� w�skiej, bocznej uliczki, z r�kami spoczywaj�cymi lekko na schowanych w pochwach gumowych pa�kach. �ysy m�czyzna w smokingu stal w bramie w po�owie uliczki. Widz�c policjant�w pospieszy� w ich kierunku. * On jest tam, mi�dzy skrzyniami na �mieci - powiedzia� z niewyra�nym ruchem r�ki. - Nie mog�em pozostawi� go tutaj, kuchnia mojej restauracji jest za tymi drzwiami. To niehigieniczne, prawda? Mauer spojrza� ze wstr�tem na p� tuzina skrzy� i zdziwi� si�, jak ten cz�owiek ma czelno�� m�wi� o warunkach higienicznych. By�y tam jeszcze dwa przewr�cone pojemniki na �mieci i jaka� pokr�cona posta� le�a�a mi�dzy nimi z wyci�gni�t� praw� r�k�, jakby chcia�a po co� si�gn��. * My�la�em, �e nie �yje, ale j�kn��, gdy go dotkn��em. Prawdopodobnie pijany. Nie mo�e tu le�e�. * Co pan powie. Dzi�kuj� za pomoc, zabieramy go. M�czyzna dostrzeg� zdecydowanie w oczach Mauera, wr�ci� do kuchni, zamykaj� za sob� drzwi. * Wygl�da na w��cz�g� - powiedzia� Richter. * P�aszcz nie wydaje si� bardzo stary. Prawdopodobnie ukradziony. * Najprawdopodobniej - powiedzia� Mauer i przykucn�� obok cia�a. Skrzywi� si� pod wp�ywem odra�aj�cego smrodu, ale nie uczyni� �adnego ruchu by si� cofn��. R�ce w��cz�gi by�y schowane w we�nianych r�kawiczkach, a jego twarz ukryta pod niebiesk� kominiark�. - Czy s�yszy mnie pan? - zapyta� Mauer, szturchaj�c w��cz�g� ko�cem pa�ki. Palce Tesselmana zacisn�y si�, lecz gdy pr�bowa� co� powiedzie�, z jego ust doby�o si� tylko bulgotanie. Mauer ods�oni� twarz. Richter cofn�� si� i zwymiotowa� na �cian�. Mauer szarpn�� r�k� z powrotem. Nogi mu dr�a�y, gdy bieg� do samochodu by wezwa� przez radio natychmiastow� pomoc lekarsk�. Rozdzia� trzeci Co si� sta�o z rycersko�ci� m�czyzn? Takie pytanie nasun�o si� na my�l Sabrinie Carver, gdy sta�a z lew� r�k� zapl�tan� w uchwyt zwisaj�cy nad ni� z por�czy, w przej�ciu przepe�nionego wagonu kolei podziemnej, p�dz�cego przez przepastne tunele pod Nowym Jorkiem. Jej stosunek do feminizmu by� ambiwalentny. Wierzy�a oczywi�cie w r�wno�� p�ci, przede wszystkim w miejscu pracy, lecz czu�a, i� jest miejsce dla grzeczno�ci i dobrego wychowania w tym coraz mniej dbaj�cym o to spo�ecze�stwie. Gdy si� rozgl�da�a, czu�a troch� smutku, poniewa� w wagonie w kt�rym 70% pasa�er�w stanowili m�czy�ni, pi�� kobiet zmuszonych by�o sta� w przej�ciu. Mia�a ukryte podejrzenie i� zna przyczyn�, dla kt�rej m�czy�ni nie ust�powali miejsc. Z miejsc, gdzie siedzieli, mogli dok�adnie obserwowa� kobiety. Przede wszystkim j�. Mia�a dwadzie�cia osiem lat oraz zapieraj�c� dech w piersiach urod� zwykle kojarz�c� si� ze l�ni�cymi ok�adkami magazyn�w mody. Rysy jej by�y klasycznie pi�kne: znakomicie uformowane ko�ci policzkowe, ma�y nos, zmys�owe usta i hipnotyzuj�ce, pod�u�ne, zielone oczy. D�ugie do ramion blond w�osy, z odcieniem kasztanowym, by�y mocno �ci�gni�te i zawi�zane z ty�u g�owy bia�� wst��k�. Jej stroje nie by�y seryjn� produkcj� i pochodzi�y rzeczywi�cie ze stron l�ni�cych magazyn�w mody. Bia�y, bawe�niany �akardowy p�aszcz od Purificacion Garcii (jej ulubionej projektantki), czarna bawe�niana sp�dniczka do kolan i czarne zamszowe buty na wysokich obcasach od Kurta Geigera. Nie znosi�a nadmiernego makija�u i stosowa�a go z umiarem, aby jedynie podkre�li� sw�j interesuj�cy wygl�d. Jedyn� jej mani� by�a dobra kondycja, kt�r� utrzymywa�a, ucz�szczaj�c na �wiczenia aerobiku trzy razy w tygodniu w Klubie Zdrowia w Drugiej Alei, gdzie pomaga�a tak�e gospodyniom domowym poddawa� pr�bie ich umiej�tno�ci karate. Sama zdoby�a czarny pas cztery lata temu. Chocia� zawsze dba�a o sw� budz�c� zazdro��, szczup�� figur�, nie przesadza�a i lubi�a zje�� dobry obiad na mie�cie. Raz na dwa tygodnie chodzi�a z grup� przyjaci� do jednej z trzech wybranych restauracji, w kt�rych ka�de z nich p�aci�o za siebie: albo na zrazy u Christa Celli, wspania�� kuchni� do Lutecji, albo wreszcie (co lubi�a najbardziej) na mieszane mi�sa z grilla do Gayllorda. Potem by� zwykle jazz do p�nej nocy u Alego Alley w �r�dmie�ciu Greenvich Village. Jej przyjaciele wiedzieli, �e pracuje jako t�umaczka w Organizacji Narod�w Zjednoczonych. By�a to doskona�a przykrywka jej prawdziwej dzia�alno�ci. Uko�czy�a romanistyk� w Wellesley i po specjalizacji na Sorbonie, podr�owa�a po ca�ej Europie zanim wr�ci�a do Stan�w Zjednoczonych, gdzie zosta�a zwerbowana przez FBI - specjalno��: u�ycie broni palnej. Zacz�a prac� w UNACO przed dwoma laty. Wysiad�a z metra na 74 Wschodniej Ulicy i gwizda�a po cichu, id�c dwie�cie jard�w 72 Ulic� od kolei podziemnej do swego kawalerskiego mieszkania na parterze. Portier sk�oni� si� kapeluszem, gdy przechodzi�a przez wy�o�ony czarnymi i bia�ymi p�ytami korytarz. U�miechn�a si� do niego, otworzy�a drzwi swego mieszkania i wesz�a prosto do skromnie umeblowanego pokoju wypoczynkowego. Kopni�ciem zrzuci�a buty, kucn�a przed aparaturk� i przesun�a r�kami po imponuj�cej kolekcji p�yt kompaktowych. Wybra�a jedn� z nich i wrzuci�a do automatu. P�yta albumowa Dawida Sanborna. Przypomnia�a jej natychmiast niezapomnian� noc u Alego Alley, gdzie pozna�a Sanborna, jej jazzowego idola, kt�ry dyskretnie wywiedzia� si� od jej przyjaci�, jakie z jego piosenek najbardziej lubi i zorganizowa� zaimprowizowany wyst�p, by �piewa� dla niej. Zadzwoni� telefon. �ciszy�a muzyk� i podnios�a s�uchawk�. Jedynym jej wk�adem w rozmow� telefoniczn� by�y sporadycznie wypowiadane monosylaby. Po od�o�eniu s�uchawki usiad�a na brzegu stolika i u�miechn�a si� do siebie. Nowe zadanie. Zesp� oficjalnie znajdowa� si� w rezerwie, z tym, �e odprawa by�a wyznaczona na p�ne popo�udnie tego dnia. Je�eli chodzi o pozosta�ych dw�ch cz�onk�w zespo�u, cieszy�y j� zawsze kontakty z flegmatycznym C. W. Whitlockiem. Koledzy niemal legendy opowiadali o jego opanowaniu. To on w�a�nie prze�ama� swoje przyzwyczajenia, by pom�c jej zaaklimatyzowa� si� w zespole, gdy po raz pierwszy przyby�a do UNACO. Co wi�cej, zawsze traktowa� j� na odpowiednim poziomie intelektualnym. Inaczej ni� wi�kszo�� m�czyzn, kt�rzy widzieli w niej tylko �adn� twarz, dobr� aby spr�bowa� podrywu. Chocia� nigdy nie utrzymywa�a z Whitlockiem stosunk�w towarzyskich - spotykali si� tylko w pracy - uwa�a�a go za jednego z niewielu prawdziwych przyjaci�. Ponownie wzmocni�a g�os i znikn�a w kuchni, by przygotowa� sobie pastrami* (*rolada wo�owa, w�dzona i bardzo pikantna. -przyp.) z ry�em. Nowy Jork by� sk�pany w s�o�cu i mo�na by si� udusi� z upa�u, gdyby nie �agodny, wschodni wiaterek, wiej�cy od Atlantyku. C. W. Whitlock wynurzy� si� z salonu na balkon swego po�o�onego na sz�stym pi�trze mieszkania na Manhattanie, wzi�� par� szczypiec wisz�cych obok przeno�nego ro�na i szturchn��, przez kraty grilla roz�arzone brykiety z w�gla drzewnego. By�y dostatecznie rozgrzane. Po�o�y� marynowane kawa�ki mi�sa i kie�baski na kracie grilla, po czym cofn�� si� i otar� pot z czo�a r�cznikiem, zawini�tym na szyi. G�o�ny �miech zagrzmia� w salonie - spojrza� przez drzwi i by� wdzi�czny, �e jest na uboczu. Charles Porter by�, jak zwykle centraln� postaci�. To nie to, �e nie lubi� tego cz�owieka, uwa�a� go po prostu za nudziarza. Porter, jeden z najbardziej cenionych w kraju specjalist�w, wzi�� przed dwudziestu laty pod sw� opiek� skromn�, portoryka�sk� studentk�, zw�c� si� Carmen Rodriguez i wzbudzi� w niej zaufanie we w�asne si�y, pozwalaj�c jej zacz�� w�asn� praktyk� niemal natychmiast po' uko�czeniu akademii medycznej. Obecnie by�a ona jednym z najbardziej popularnych, i poszukiwanych pediatr�w w Nowym Jorku. Sze�� lat temu sta�a si� pani� Carmen Whitlock. Whitlock spojrza� na �on� siedz�c� w bujnym fotelu przy drzwiach, pokazuj�c� twarz z profilu. Kto� okre�li� j� kiedy� jako "smuk�� jak wierzba", opis, jak my�la�, doskonale do niej pasuj�cy. Jej oczy zamruga�y do niego i figlarnie wysun�a j�zyk. Whitlock u�miechn�� si�, a nast�pnie spojrza� na par�, siedz�c� na sofie. Siostra Carmen, Rachela i jej niemiecki m��, Eddie Kruger. Siostry mia�y podobne rysy twarzy, lecz Rachela by�a ni�sza i bardziej kr�pa. Kruger by� typowo germa�ski w typie. Blond w�osy i niebieskie oczy. Byli dobrymi przyjaci�mi od pierwszego spotkania. Whitlock ponownie skierowa� uwag� na ro�en i po ruszy� ka�dy kawa�ek mi�sa no�em kuchennym, spraw dzaj�c, czy s� ju� dobrze upieczone. Obr�ci� kie�baski, szturchn�� brykiety, opar� r�ce na por�czy i wyjrza� na Central Park, z oczyma przymru�onymi z powodu s�o�ca, chocia� nosi� okulary przeciws�oneczne. Taki to by� dzie�. Mia� czterdzie�ci cztery lata, jasn� jak na Murzyna, urodzonego w Afryce cer�. Jego dziadek by� majorem w armii brytyjskiej, stacjonuj�cej w Kenii na prze�omie stuleci. Ostry nos i cienkie wargi nadawa�y jego kanciastej twarzy szorstko��, z�agodzon� dzi�ki gustownie przyci�tym czarnym w�sikom, kt�re zacz�� nosi� gdy sko�czy� dwadzie�cia lat. Kszta�ci� si� w Anglii i po uzyskaniu stopnia magistra wr�ci� do rodzinnej Kenii, gdzie po kr�tkim okresie s�u�by wojskowej w armii narodowej, wst�pi� do wywiadu. W czasie dziesi�ciu lat s�u�by w wywiadzie doszed� do stopnia pu�kownika, lecz uprzedzenia zwierzchnik�w do jego brytyjskiego pochodzenia i edukacji sta�y si� nie do zniesienia. W�wczas zrezygnowa� i przyj�� stanowisko zaproponowane mu w UNACO. Oficjalnie by� attache kenijskiej delegacji w Organizacji Narod�w Zjednoczonych i jedyna osob� spoza UNACO, kt�ra zna�a prawd�, by�a jego �ona. Jednak nie omawia� z ni� istoty swojej pracy. - S�dz�, �e mistrz kucharski ch�tnie napi�by si� piwa. - Whitlock u�miechn�� si� i wzi�� Budweisera od Krugera. - Powiedz prawd�, masz ju� do�� Dr. Kildare'a. - Nigdy nie utraci� swego wyra�nego akcentu z ekskluzywnej, prywatnej szko�y �redniej. - Nie wiem jak Carmen mo�e z nim wytrzyma�. � Carmen? - Whitlock prychn�� - Oszcz�d� mnie troch�. Przynajmniej mia�em dzi� wym�wk� na opuszczenie wyk�adu. - Wzi�� szczypce, by sprawdzi� mi�so. - Carmen uwa�a go za rodzaj guru, a ja pierwszy jestem got�w przyzna�, �e w spos�b nieoceniony przyczyni� si� do jej kariery. Chcia�bym jednak �eby potrafi� m�wi� jeszcze o czym� innym poza medycyn�. Kruger wyszczerzy� z�by w u�miechu, a nast�pnie podszed� do por�czy balkonu i obserwowa� dwie uprawiaj�ce jogging kobiety, poruszaj�ce rytmicznie opalonymi nogami. Gdy znikn�y, zwr�ci� uwag� na grup� dziewcz�t �miej�cych si� i chichocz�cych, kt�re obrzuca�y si� pomara�czowymi kwiatkami. - Powiniene� sobie kupi� teleskop C. W. M�glby� sp�dza� ca�e dni, wpatruj�c si� w gwiazdy. - Zobaczy�bym znacznie wi�cej gwiazd, gdyby Carmen r�bn�a mnie tym teleskopem w g�ow�. W ka�dym razie te dwie nie s� wiele starsze od Rosie. - Nikt z nas nie staje si� m�odszym - Kruger odpowiedzia� z zadum�. - Co s�ycha� u Rosie? Nie widzieli�my jej od pewnego czasu. Kruger po�o�y� r�k� na ramieniu Whitlocka. - Wiem. Mieli�my nadziej�, �e przyjdzie z nami dzisiaj, ale um�wi�a si� z przyjaci�mi na Times Square. - No, Eddie, trudno oczekiwa� od pi�tnastolatki, �e zrezygnuje z soboty, szczeg�lnie takiej jak dzisiaj, �eby siedzie� z gromad� starych piernik�w. To zupe�nie naturalne, �e woli by� z r�wie�nikami. W drzwiach ukaza�a si� Carmen, z r�kami wetkni�tymi w kieszenie kloszowej sp�dnicy. - Co si� dzieje z jedzeniem? - Jeszcze kilka minut. Czy nauka ju� si� sko�czy�a? Przewr�ci�a oczami i wesz�a z powrotem do �rodka. Kruger popatrzy� za ni�. - To przedziwne, kobieta pediatra, kt�ra nie ma w�asnych dzieci. - Nie wiem, dlaczego to takie dziwne. Mo�na mie� dosy� tego dobrego. Telefon zadzwoni� w salonie i Carmen podnios�a s�uchawk� drugiego aparatu w kuchni. - C. W., to do ciebie - krzykn�a z r�k� przy�o�on� do ust. Przeszed� do kuchni i natychmiast z wyrazu jej oczu zorientowa� si�, kto dzwoni. Wr�czy�a mu s�uchawk� i opu�ci�a kuchni� bez s�owa, zamykaj�c za sob� spokojnie drzwi. Gdy zn�w si� ukaza�, Carmen z roztargnieniem poprawia�a chryzantemy w kryszta�owym wazonie na stole w hallu. Gdy zbli�y� si� do niej, pomy�la� o trzecim cz�onku zespo�u, Miku Grahamie, kt�ry tragicznie straci� sw� rodzin� na rok przed jego wst�pieniem do UNACO. Co b�dzie, je�li �ycie Carmen znajdzie si� w niebezpiecze�stwie w zwi�zku z jego dzia�alno�ci� w UNACO? Czy zareaguje tak. jak Graham? Porzuci� t� my�l, by�a ona oparta wszak na domniemaniach. Gdy dla uspokojenia pr�bowa� �on� u�cisn��, wy�lizn�a si� i wysz�a na balkon, przy��czaj�cJ si� do reszty towarzystwa. Pytanie pozosta�o jednak gdzie� na dnie jego �wiadomo�ci. * * * - Pozb�d�cie si� tego wa�konia - warkn�� Mike Graham, gdy komentator radiowy poinformowa�, �e batsman nie uchwyci� ju� drugiej pi�ki. Pochyli� si�, opar� r�ce na kolanach, wzrok utkwi� w przeno�nym radiu stoj�cym u jego st�p i czeka� na nast�pny rzut pi�k�. - Trzeci rzut usunie batsmana - g�os komentatora przebija� si� przez obra�liwe okrzyki t�umu kibic�w. - Czemu do diab�a, nie sprzedali ci� zespo�owi "Anio��w" gdy by�a taka mo�liwo��? - Graham sycza� gniewnie. By� to kiepski sezon dla nowojorskich "Jankes�w", zespo�u, kt�remu kibicowa� wiernie przez trzydzie�ci lat. Przy czterech do jednego dla zespo�u "Tygrys�w" z Detroit i jeszcze tylko dw�ch zagrywkach, mia�a to by� najprawdopodobniej trzecia kolejna pora�ka. Gdy komentator zaczai analizowa� przeci�tne wyniki "Jankes�w" w tym sezonie, Graham rozgl�da� si� powoli po otaczaj�cej go spokojnej okolicy. Przed nim tak daleko, jak tylko mo�na by�o si�gn�� wzrokiem, rozpo�ciera�o si� spokojnie jezioro Champlain, otoczone przez lasy Vermont, bujne i zielone. Wspania�e to miejsce wydawa�o si� by� na drugim ko�cu �wiata od Nowego Jorku, gdzie Graham mieszka� jeszcze przed dwoma laty. Do Nowego Jorku by�o 230 mil i nie licz�c podr�y s�u�bowych wraca� tam tylko po to, by uczestniczy� w d�ugich i wyczerpuj�cych biegach marato�skich. Mieszka� samotnie w drewnianym domku nad jeziorem, jedynie w towarzystwie przeno�nego radia i telewizora. Najbli�szym miastem by�o Burlington, je�dzi� tam pi�� mil w ka�dy poniedzia�ek rano swym poobijanym, bia�ym fordem 78 aby zrobi� zakupy na ca�y tydzie�. W stosunku do ludzi z miasta odnosi� si� przyja�nie, lecz z rezerw�. Oni za� na og� akceptowali bez zastrze�e� jego samotny styl �ycia. Nigdy nie m�wi� o tragedii, kt�ra sk�oni�a go do takiego odosobnienia. Mia� trzydzie�ci siedem lat, zmierzwione, si�gaj�ce ko�nierza, kasztanowate w�osy, m�odzie�cz�, przystojn� twarz zm�con� cynizmem, pob�yskuj�cym w przenikliwych, jasno niebieskich oczach. Utrzymywa� swe j�drne, muskularne cia�o w formie, biegaj�c godzin� ka�dego poranka, a nast�pnie �wicz�c w niewielkiej szopie obok domku, kt�ry po przybyciu z Nowego Jorku przerobi� na ma�� sal� gimnastyczn�. Sport gra� wa�n� rol� w jego �yciu. Uzyska� futbolowe stypendium z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, a po uko�czeniu studi�w z tytu�em naukowym z nauk politycznych, zrealizowa� swoje marzenia, gdy zapisa� si� do nowojorskich "Olbrzym�w", zespo�u, kt�ry popiera� od dzieci�stwa. Miesi�c p�niej zosta� odkomenderowany do Wietnamu, gdzie rana ramienia po�o�y�a kres dobrze zapowiadaj�cej si� karierze futbolowej. Zosta� nast�pnie zaanga�owany do szkolenia cz�onk�w plemienia Meo w Tajlandii i po swym powrocie do Stan�w Zjednoczonych wszed� w sk�ad elitarnej jednostki antyterrorystycznej Delta. Jego po�wi�cenie i kompetencja doczeka�y si� w ko�cu w Delcie, po jedenastu latach, uznania: zosta� kierownikiem grupy B, w kt�rej mia� szesnastu ludzi pod sw� komend�. W czasie, gdy wykonywa� zadania w Libii, jego �ona i pi�cioletni syn zostali w Nowym Jorku uprowadzeni przez arabskich terroryst�w. Mimo �e FBI prowadzi�o poszukiwania, obejmuj�ce swym zasi�giem ca�y kraj, nie ujrza� ju� nigdy wi�cej ani �ony, ani syna. Dosta� natychmiast d�ugi urlop, by m�g� si� podda� terapii psychiatrycznej. Odm�wi� jednak wsp�pracy z zespo�em lekarskim i wycofa� si� na w�asne ��danie z pracy w Delcie w miesi�c po powrocie do czynnej s�u�by. Za namow� komendanta Delty rozpocz�� starania o prac� w UNACO i po sze�ciu tygodniach wyczerpuj�cych rozm�w, zosta� zaakceptowany. Sp�awik zanurzy� si� pod wod�. Z�apa� ryb�. Wyci�gaj�c j� ko�owrotkiem, przys�uchiwa� si� radiowemu sprawozdaniu z meczu baseballowego z rosn�cym poczuciem zmieszania i desperacji. Wynik nie uleg� zmianie i Jankesi rzucali pi�k� w dziewi�tej i ostatniej serii gry. Wyci�gn�� bez trudno�ci ryb� na brzeg. Pi�ciofuntowy szczupak, w�a�ciwie nie wart zachodu. Nagle przera�liwie zapiszcza� guziczek przyczepiony do pasa. Uciszy� go, a nast�pnie zdj�� z haczyka szczupaka, miotaj�cego si� u jego st�p i butem zsun�� z powrotem do wody. Gra ko�czy�a si� w�r�d drwin i obel�ywych przy�piewek. Powstrzymywa� si� od ch�ci kopni�cia radia w �lad za ryb�, a nast�pnie przebieg� czterdzie�ci jard�w do domku i wykr�ci� znany mu numer telefonu by potwierdzi� odbi�r sygna�u. Z drugiego ko�ca, zaraz po pierwszym dzwonku odpowiedzia� przyjazny, ale urz�dowy, kobiecy g�os: - Llewelyn i Lee, dobry wiecz�r. - Mike Graham, karta identyfikacyjna 1913 204. - Prze��czam pana, panie Graham - nadesz�a natychmiastowa odpowied�. - Mike? - tubalny g�os zahucza� na linii chwil� p�niej. - Tak, s�ucham. - Kod czerwony. Wynaj��em cessn� z Nashville, oszcz�dzi nam to wys�ania samolotu od nas. Oczekuj� pana na l�dowisku w Burlington. Siergiej b�dzie oczekiwa� na lotnisku Kennediego. - Ruszam w drog�. - I Mike, niech pan we�mie troch� ciep�ego ubrania. Mo�e si� przyda�. Od�o�y� s�uchawk�, pobieg� nad jezioro, zabra� sw�j sprz�t i wr�ci� do domku, by si� spakowa�. * * * Siergiej Kolczy�ski by� typowym okazem na�ogowego palacza. Po pi��dziesi�tce, z rzedniej�cymi, czarnymi w�osami i w jaki� spos�b smutnymi rysami twarzy, kt�re robi�y wra�enie, �e d�wiga wszystkie troski tego �wiata na ramionach. Najdziwniejsze by�o, �e nie odczuwa� �adnej satysfakcji z palenia. Sta�o si� ono po prostu kosztownym, na�ogowym przyzwyczajeniem. Za pe�nymi melancholii oczami skrywa� si� jednak genialny umys�. Po b�yskotliwej karierze w KGB, w tym po szesnastu latach pe�nienia funkcji attache wojskowego w r�nych krajach zachodnich, zosta� mianowany zast�pc� dyrektora UNACO, po tym gdy jego poprzednika odes�ano w nie�asce z powrotem do Rosji pod zarzutem szpiegostwa. Pracowa� w UNACO ju� trzy lata i chocia� ci�gle odczuwa� t�sknot� za domem nie pozwala� nigdy, by to uczucie przeszkadza�o mu w robocie. Jego podej�cie do pracy nacechowane by�o profesjonalizmem. - Ten w�z wolny, towariszcz? Kolczy�ski spojrza� ostro na twarz zagl�daj�c� przez otwarte okno tylnych drzwi. U�miechn�� si� i wygramoli� z bia�ego BMW 728, rozdeptuj�c nog� na p� wypalonego papierosa. - Hallo, Michale, oczekiwa�em ci� dopiero za dwadzie�cia minut. Kolczy�ski by� jedyn� osob�, m�wi�c� do Grahama "Michale". Nie przeszkadza�o mu to specjalnie. Ostatecznie, takie by�o jego imi�. - Powiedzia�em w Nashville, �eby doda� gazu. Szef wydawa� si� podniecony, gdy rozmawiali�my przez telefon. - Ma uzasadnione powody do podniecenia - odpar� Kolczy�ski, otwieraj�c baga�nik, by Graham m�g� z�o�y� dwie czarne torby. - Kiedy jest odprawa? - Jak tylko dojedziemy do ONZ - odpowiedzia� Kolczy�ski, po czym zatrzasn�� sw�j pas bezpiecze�stwa. - Sabrina i C. W. powinni ju� tam by�. - Mieli�cie ju� jak�� odpraw�? Kolczy�ski zapali� silnik, spojrza� w boczne lusterko i odjecha� od kraw�nika. - Oczywi�cie, ale nie powiem ci ani s�owa. - Ja nic nie m�wi�em. - I nie powiniene�. W��cz troch� muzyki, kasety s� w przegrodzie na r�kawiczki. Graham znalaz� trzy kasety i obejrza�, bior�c kolejno do r�ki. - To wszystko Mozart. Nie masz nic innego? - Muzyka Mozarta jest bardzo dobra przy prowadzeniu samochodu - odpar� Kolczy�ski, zapalaj�c kolejnego papierosa. Graham z wahaniem wrzuci� jedn� z kaset do magnetofonu, nerwowo machn�� r�k� usuwaj�c dym papierosowy sprzed twarzy, a nast�pnie swoje zainteresowanie skierowa� na sylwetk� miasta Nowy Jork, przypominaj�c sobie dla zabicia czasu nazwy licznych drapaczy chmur. UNACO oficjalnie nie istnia�a. Nie by�o jej nazwy na tabliczkach informacyjnych w hallu ONZ i �aden z jej trzydziestu telefonicznych numer�w nie figurowa� w nowojorskich spisach telefon�w. Gdy kto� zadzwoni� pod jeden z tych numer�w, to dy�urny odzywa