1302

Szczegóły
Tytuł 1302
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1302 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1302 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1302 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JANET EVANOVICH WYTROPI� MILION TYTU� ORYGINA�U HOT SIX Podzi�kowania Dzi�kuj� Eileen Hoffinan i Larry'emu Martine'owi za pomys� na tytu� tej ksi��ki prolog No i sta�o si�. Spe�ni�y si� najgorsze przeczucia mojej matki. Jestem nimfomank�. Po��dam wielu m�czyzn. C�, by� mo�e dlatego, �e tak naprawd� nie sypiam z �adnym. A niekt�re moje nami�tno�ci prawdopodobnie prowadz� donik�d. Pewnie to wysoce nierozs�dne marzy�, �e kiedy� zrobi� to z Mike'em Ritcherem, bramkarzem dru�yny New York Rangers. Podobnie z Indian� Jonesem. Z drugiej strony, dw�ch m�czyzn z mojej listy facet�w, kt�rych po��dam, chce tego samego. Problem polega na tym, �e obaj s� jakby cz�ci� piekie�ka, w kt�rym si� obracam. Nazywam si� Stephanie Plum. Jestem �owczyni� nagr�d i pracuj� z tymi dwoma facetami. Obaj zajmuj� si� egzekwowaniem prawa. Jeden jest glin�. Ten drugi ma bardziej przedsi�biorcze podej�cie do walki z przest�pczo�ci�. �aden z nich nie jest dobry w przestrzeganiu zasad. Obaj bij� mnie na g�ow�, je�li chodzi o do�wiadczenia seksualne. Wracaj�c do rzeczy, przychodzi taki czas w �yciu ka�dej dziewczyny, kiedy trzeba wzi�� byka za rogi (lub za inn� w�a�ciw� cz�� cia�a) i sta� si� odpowiedzialn� za swoje �ycie. W�a�nie to zrobi�am. Zadzwoni�am do jednego z tych okropnych facet�w i zaprosi�am go do siebie. Teraz nie mog� si� zdecydowa�, czy go wpu�ci� do �rodka. Obawiam si�, �e mogjoby to przypomina� moje do�wiadczenie w wieku lat dziewi�ciu, kiedy to zatraciwszy si� w wyobra�eniach o Cudownej Kobiecie, spad�am z dachu gara�u Kruzak�w, po�ama�am ulubiony krzew r�any pani Kruzak, podar�am spodenki, przystroi�am bawe�niane majtki r�ami i sp�dzi�am reszt� dnia, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e wystawiam na pokaz go�y ty�ek. My�li k��bi�y mi si� w g�owie. We� si� w gar��! Nie ma powodu do nerw�w. Taka jest wola bo�a. A poza tym, czy� dzisiaj wiecz�r nie wylosowa�am z kapelusza imienia tego m�czyzny? No dobra, naprawd� to by�a miska, ale i tak jest to zrz�dzenie niebios. W porz�dku, prawda wygl�da tak, �e troch� oszukiwa�am, podgl�daj�c w trakcie losowania. Przecie�, u licha, czasem trzeba pom�c losowi. Chc� przez to powiedzie�, �e je�li mog�abym polega� na przychylno�ci losu, to nie musia�abym wykona� tego g�upiego telefonu, nieprawda�? Poza tym mam par� as�w w r�kawie. Jestem dobrze przygotowana do swojego zadania. Sukienka po�eraczki m�skich serc, kr�tka i czarna. Szpilki z paskiem wok� kostki. B�yszcz�ca czerwona szminka. Paczka prezerwatyw ukryta w szufladzie na swetry. Na�adowana bro� pod r�k�, w misce z ciastkami. Stephanie Plum, kobieta z misj�. Da� mu nauczk�, �ywemu lub martwemu. Przed chwil� us�ysza�am otwieraj�ce si� drzwi od windy, a potem kroki w holu. Kto� zatrzyma� si� przed drzwiami mojego mieszkania. Wiedzia�am, �e to on, poniewa� moje sutki nabrzmia�y. Zapuka� i stan�� jak sparali�owany, gapi�c si� na zamek w drzwiach. Zapuka� po raz drugi, otworzy�am mu i zrobi�am krok do ty�u. Nasze oczy spotka�y si�. W przeciwie�stwie do mnie nie zdradza� �adnych objaw�w zdenerwowania. By� mo�e ciekawo��. I po��danie. Silne po��danie. Morze po��dania. * Jak si� masz - powiedzia�am. Wszed� do przedpokoju, zamkn�� drzwi i przekr�ci� zamek. Oddycha� g��boko i jednostajnie, mia� ciemne oczy i powa�ny wyraz twarzy. Przygl�da� mi si� uwa�nie. * �adna kiecka - powiedzia�. - Zdejmij j�. * Mo�e najpierw napijemy si� wina - zaproponowa�am. Zwleka�! - my�la�am. Upi� go! Wtedy, je�li mi si� nie uda, mo�e nic nie b�dzie pami�ta�. Powoli pokr�ci� g�ow�. * Nie s�dz�. * Kanapk�? * P�niej. Znacznie p�niej. Zacz�am sobie �ama� g�ow�. U�miechn�� si�. * Jeste� �adna, kiedy si� denerwujesz. Zmru�y�am oczy. Nie wzi�am pod uwag� takich komplement�w, przygotowuj�c si� do tego spotkania. Przycisn�� mnie do siebie, si�gn�� do moich plec�w i poci�gn�� w d� zamek b�yskawiczny sukienki, kt�ra zsun�a mi si� z ramion i wyl�dowa�a na pod�odze. Zosta�am w moich seksownych pantoflach i sk�pych majteczkach typu string firmy Victoria's Secret. Mam metr siedemdziesi�t wzrostu, obcasy daj� dodatkowe dziesi��, ale i tak by� nieco wy�szy ode mnie. Oraz dobrze zbudowany. Jego d�onie ze�lizgn�y si� po moich plecach, a on spojrza� mi przez rami�. * �adne - powiedzia�. Nie widzia� mnie nagiej po raz pierwszy. Kiedy mia�am siedem lat, zagl�da� mi pod sp�dniczk�. Kiedy mia�am osiemna�cie, uwolni� mnie od dziewictwa. Je�li chodzi o histori� najnowsz�, robi� ze mn� takie rzeczy, �e niepr�dko o nich zapomn�. By� glin� w Trenton i nazywa� si� Joe Morelli. * Pami�tasz, �e jako dzieci bawili�my si� w ciuchci�? - zapyta�. * Zawsze by�am tunelem, a ty poci�giem. Chwyci� mnie za gumk� od majtek i w�o�y� tam r�k�. * By�em zepsutym dzieciakiem - powiedzia�. * To prawda. * Teraz jestem lepszy. * Czasami. U�miechn�am si� triumfalnie. * Ciasteczko, zawsze o tym pami�taj. Poca�owa� mnie, a moje fata�aszki pow�drowa�y na pod�og�. Tak, w�a�nie tak! rozdzia� l Pi�� miesi�cy p�niej... Carol �abo sta�a na zewn�trznej balustradzie mostu ��cz�cego brzegi rzeki Delaware pomi�dzy Trenton w stanie New Jersey a Morrisville w stanie Pensylwania. W prawej d�oni trzyma�a standardowych rozmiar�w ceg��, kt�ra by�a przywi�zana do kostki u nogi ponad metrowej d�ugo�ci sznurem do wieszania bielizny. Na mo�cie widnia� napis: "Trenton produkuje, �wiat kupuje". Carol najwidoczniej mia�a do�� tego �wiata, kt�ry kupowa� -cokolwiek by to mia�o znaczy� - poniewa� w�a�nie przygotowywa�a si� do skoku z mostu, w czym mia�a jej pom�c cegja. Sta�am w odleg�o�ci jaki� trzystu metr�w, pr�buj�c przekona� Carol, �eby zesz�a z balustrady. Sznur samochod�w przeje�d�a� ko�o nas. Niekt�rzy kierowcy zwalniali, �eby si� pogapi�, a inni mijali gapi�w, pokazuj�c Carol �rodkowy palec, bo hamowa�a ruch. * Pos�uchaj, Carol - powiedzia�am. - Jest wp� do dziewi�tej i zaczyna sypa� �nieg. Marznie mi ty�ek. Zdecyduj si�, czy skaczesz, bo musz� gdzie� zadzwoni� i mam ochot� na fili�ank� kawy. Tak naprawd� nie wierzy�am, �e mog�aby skoczy�. Z jednego powodu. Nosi�a kurtk� od Wilsona, wart� czterysta dolar�w. Po prostu nie skacze si� z mostu w kurtce za tyle pieni�dzy. Tak si� nie robi. Kurtka by si� zniszczy�a. Carol - podobnie jak ja - urodzi�a si� przy ulicy Cham-bersburg w Trenton, a w tej dzielnicy najpierw oddaje si� tak� kurtk� siostrze, a dopiero potem skacze z mostu. * Hej, s�uchaj no, Stephanie Plum - odpar�a Carol, szcz�kaj�c z�bami. - Nikt nie przysy�a� ci ozdobnego zaproszenia na t� imprez�. Zna�y�my si� z liceum. Ona ta�czy�a w zespole, a ja wywija�am pa�eczk�. Teraz by�a �on� Lubiego �abo i chcia�a pope�ni� samob�jstwo. Je�li ja by�abym jego �on�, te� chcia�abym to zrobi�. Ale to nie by� pow�d, dla kt�rego Carol sta�a na balustradzie z ceg�� na sznurze. Carol ukrad�a kilka par majtek z dziurk� w kroku u Fre-dericka przy deptaku. Nie chodzi�o o to, �e nie by�o jej sta� na te majtki. Potrzebowa�a ich, aby doda� pikanterii swojemu �yciu seksualnemu, ale zbyt si� kr�powa�a, �eby za nie zap�aci�. Uciekaj�c w po�piechu, nie zauwa�y�a nieoznakowanego policyjnego wozu Briana Simona. Brian wszystko widzia�, zacz�� j� goni� i wpakowa� Carol do aresztu. M�j kuzyn Yinnie, prezes i jedyny w�a�ciciel firmy Yincent Plum - Kaucje i Por�czenia, wp�aci� kaucj� za Carol. Je�li nie pojawi�aby si� na rozprawie w dniu wyznaczonym przez s�d, Yinnie straci�by pieni�dze - chyba �e by�by w stanie dostarczy� cia�o Carol w przepisowym czasie. I tutaj zaczyna si� moja rola. Jestem agentk�, kt�ra poszukuje os�b zwolnionych za kaucj�, co jest skomplikowanym okre�leniem �owczyni nagr�d. Dostarczam cia�a Yinniemu. Najlepiej �ywe i nieuszkodzone. Dzisiaj rano Yinnie w drodze do biura wypatrzy� Carol i wys�a� mnie, �ebym j� uratowa�a, a je�li by�oby to niemo�liwe, �ebym chocia� precyzyjnie namierzy�a miejsce, w kt�rym jej cia�o wyl�duje w rzece. Yinnie obawia� si�, �e je�li Carol skoczy z mostu, a nurkowie i policjanci nie znajd� jej cia�a, on straci pieni�dze. * To naprawd� nie jest dobre wyj�cie z sytuacji - powiedzia�am do Carol. - B�dziesz potwornie wygl�da�, jak ci� znajd�. Pomy�l, zniszczysz sobie w�osy. Zacz�a przewraca� oczami, tak jakby chcia�a zobaczy� sw�j czubek g�owy. * Cholera, nie pomy�la�am o tym - odrzek�a. - Poza tym w�a�nie zrobi�am sobie pasemka. Ale zawali�am spraw�. Z nieba lecia�y du�e, mokre p�aty �niegu. Na nogach mia�am sportowe buty z solidnymi wibramowymi podeszwami, ale i tak marz�y mi stopy. Carol by�a ubrana bardziej zobowi�zuj�ce, mia�a modne buty do kostek, kr�tk� czarn� sukienk� i t� sza�ow� kurtk�. Tylko ceg�a by�a zbyt pospolita i jako� nie pasowa�a do ca�o�ci. Sukienka przypomina�a mi t�, kt�ra wisia�a w mojej garderobie. Mia�am j� na sobie tylko kilka minut, zanim wyl�dowa�a na pod�odze i zosta�a rzucona w k�t... Scena, kt�ra rozpocz�a wyczerpuj�c� noc, sp�dzon� z m�czyzn� moich marze�. No, w ka�dym razie z jednym z nich. Zabawne, jak r�nie ludzie postrzegaj� te same ubrania. W�o�y�am tak� sukienk�, maj�c nadziej�, �e dzi�ki temu zwabi� faceta do ��ka. Carol postanowi�a skoczy� w niej z mostu. A tak na marginesie, moim zdaniem, skakanie z mostu w sukience nie jest dobrym pomys�em. Ja w�o�y�abym spodnie. Carol wygl�da�aby idiotycznie w zadartej do g�ry sukience i ze zwisaj�cymi po�czochami. * No, a co Lubi� s�dzi o twoich pasemkach? - zapyta�am. * Podobaj� mu si� - poinformowa�a Carol. - Tylko chcia�by, �eby w�osy by�y d�u�sze. M�wi, �e d�ugie w�osy s� teraz modne. Osobi�cie nie wysila�abym si� - w sensie nad��ania za mod� - dla faceta, kt�rego ksywa pochodzi od przechwa�ek na temat jego umiej�tno�ci seksualnych z wykorzystaniem oliwiarki. Ale przecie� to nie moja sprawa. * Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego stoisz na tej balustradzie. * Bo wola�abym umrze� ni� i�� do wi�zienia. * M�wi�am ci przecie�, �e nie p�jdziesz do wi�zienia. A je�li ju�, to nie na d�ugo. * Jeden dzie� to te� za d�ugo! Nawet godzina to za d�ugo! Ka�� ci �ci�gn�� ubranie i nachyli� si�, �eby sprawdzi�, czy nie masz ukrytej broni. No i musisz korzysta� z �azienki na oczach wszystkich. No wiesz, nie masz chwili prywatno�ci. Widzia�am taki program w telewizji. Teraz zrozumia�am j� troch� lepiej. Sama wola�abym pope�ni� samob�jstwo ni� zrobi� kt�r�kolwiek z tych rzeczy. * Mo�e nie b�dziesz musia�a i�� do wi�zienia - powiedzia�am. - Znam Briana Simona. Mog� z nim pogada�. Mo�e uda mi si� go przekona�, �eby wycofa� oskar�enie. Twarz Carol poja�nia�a. * Naprawd�? Zrobi�aby� to dla mnie? * Jasne. Nie mog� ci niczego obieca�, ale spr�buj�. * A je�li on nie wycofa zarzut�w, to zawsze jeszcze b�d� mog�a si� zabi�. * Oczywi�cie. Zapakowa�am Carol razem z ceg�� do jej samochodu i pojecha�am do "7-Eleven" po kaw� i paczk� p�czk�w w polewie czekoladowej. Wyt�umaczy�am sobie, �e zas�u�y�am na p�czki, poniewa� odwali�am kawa� dobrej roboty, ratuj�c �ycie Carol. Zabra�am kaw� i ciastka i pojecha�y�my do biura Yinniego przy Hamilton Avenue. Nie chcia�am nara�a� si� na ryzyko zjedzenia wszystkich p�czk�w. A poza tym mia�am nadziej�, �e Yinnie b�dzie mia� dla mnie now� robot�. Pracuj�c jako agentka do spraw poszukiwania os�b zwolnionych za kaucj�, dostaj� zap�at� dopiero po dostarczeniu poszukiwanej osoby. A teraz jestem sp�ukana z powodu niesubordynacji delikwent�w, kt�rzy wyszli na wolno�� za kaucj�. * Cholerny mi�czak - rzuci�a Lula zza szaf z aktami. -W�a�nie wchodz� p�czki. Ze wzrostem metr sze��dziesi�t i �yw� wag� prawie stu kilogram�w Lula by�a kim� w rodzaju eksperta od p�czk�w. W tym tygodniu nosi�a r�ne odcienie tego samego koloru. W�osy, cera, b�yszczyk do ust - wszystko w kolorze kakao. Kolor sk�ry Lula ma sta�y, a kolor w�os�w zmienia co tydzie�. Lula pracuje u Yinniego i czasami mi pomaga. Poniewa� nie jestem najlepsz� na �wiecie �owczyni� nagr�d, a Lula nie jest mistrzyni� w�r�d pomocnik�w, cz�sto przypomina to Najs�ynniejsze wpadki policjant�w w wersji dla amator�w. * Czekoladowe? - zapyta�a Lula. - W�a�nie mia�y�my ochot� na czekoladowe p�czki, prawda, Connie? Connie Rosolli jest kierowniczk� biura. Akurat siedzia�a przy biurku na �rodku pokoju, ogl�daj�c w lusterku sw�j w�sik. * Chyba musz� znowu i�� na zabieg - o�wiadczy�a. -Jak s�dzicie? * My�l�, �e to dobry pomys� - odpowiedzia�a Lula, cz�stuj�c si� p�czkiem. - Bo zn�w zaczynasz wygl�da� jak Groucho Mara. Popija�am kaw� ma�ymi �ykami i przegl�da�am dokumenty, kt�re le�a�y na biurku Connie. * Przysz�o co� nowego? Drzwi do gabinetu otworzy�y si� z hukiem i wychyli�a si� z nich g�owa Yinniego. * A niech mnie, marny co� nowego... Specjalnie dla ciebie. Lula wykrzywi�a si�. Connie zmarszczy�a nos. �cisn�o mnie w �o��dku. Przewa�nie to ja musia�am prosi� si� o prac�, a teraz Yinnie zarezerwowa� co� specjalnie dla mnie. * O co chodzi? - zapyta�am. - Co tu jest grane? * Chodzi o Komandosa. Ulotni� si�. Jego pager te� nie odpowiada. * Ten gnojek nie pojawi� si� wczoraj w s�dzie - powiedzia� Yinnie. - Jest NSS. W �argonie �owc�w nagr�d NSS oznacza "Nie Stawi� si� w S�dzie". Zwykle jestem w si�dmym niebie, s�ysz�c, �e kto� si� nie stawi�, poniewa� oznacza to dla mnie zarobek. W tym wypadku nie by�o �adnych widok�w na pieni�dze, bo je�li Komandos nie b�dzie chcia�, �eby go znale��, to i tak go nie znajd�. Koniec dyskusji. Komandos te� jest �owc� nagr�d. Jedynym dobrym. To facet mniej wi�cej w moim wieku, plus minus kilka lat r�nicy; Amerykanin kuba�skiego pochodzenia; jestem niemal pewna, �e zabija tylko z�ych ludzi. Dwa tygodnie temu jaki� g�upi ��todzi�b aresztowa� go za noszenie broni bez pozwolenia. Wszyscy policjanci w Trenton znaj� Komandosa, wiedz�, �e nosi bro� bez pozwolenia, i s� usatysfakcjonowani tym stanem rzeczy. Ale temu nowemu nikt o tym nie powiedzia�. Tak wi�c Komandos zosta� schwytany i wyznaczono mu rozmow� w s�dzie na wczoraj w celu udzielenia nagany. Tymczasem Yinnie wykupi� Komandosa za niez�y kawa�ek got�wki, a teraz czu� si� opuszczony, bez gruntu pod nogami, zdany tylko na siebie. Najpierw Carol. Teraz Komandos. Niezbyt udany pocz�tek tygodnia. * Co� mi tutaj nie pasuje - powiedzia�am. - Co� tu nie gra. - Zrobi�o mi si� ci�ko na sercu, poniewa� byli tacy, kt�rzy nie mieliby nic przeciwko temu, �eby Komandos znikn�� na zawsze. Dla mnie oznacza�oby to pustk� w �yciu. - Komandos nie zlekcewa�y�by rozmowy w s�dzie. Ani wiadomo�ci wys�anej na pager. Lula i Connie wymieni�y spojrzenia. * S�ysza�a� o tym po�arze w centrum w niedziel�? -zapyta�a Connie. - Okaza�o si�, �e ten biurowiec nale�y do Alexandra Ramosa. Alexander Ramos to handlarz, kt�ry kontroluje nielegalny przep�yw broni ze swojej letniej siedziby na wybrze�u Jersey i z zimowej fortecy w Atenach. Ma trzech doros�ych syn�w, z kt�rych dwaj mieszkaj� w Stanach: jeden w Santa Barbara, drugi w Hunterdon County. Trzeci mieszka w Rio. Wszyscy o tym wiedz�. Rodzina Ramosa by�a cztery razy na ok�adce "Newsweeka". Spekulacje na temat powi�za� Komandosa z Ramosem trwaj� od lat, ale nikt nie zna szczeg��w. Komandos jest mistrzem w trzymaniu j�zyka za z�bami. * No i co z tego? * I kiedy w ko�cu wczoraj uda�o si� wej�� do tego budynku, znaleziono cia�o najm�odszego syna Ramosa, Homera, upieczonego w biurze na trzecim pi�trze. Opr�cz tego, �e wygl�da� jak grzanka, mia� w g�owie wielk� dziur� po kuli. * No i? * No i chc� przes�ucha� Komandosa. Przed tob� by�a tu policja. Szukaj� go. * Dlaczego szukaj� w�a�nie jego? Connie roz�o�y�a r�ce. * Wszystko jedno, wymkn�� si� - odpowiedzia� Yinnie. - A ty go znajdziesz. Bezwiednie podnios�am g�os o jeden ton: * Zwariowa�e�, czy co? Nie mam zamiaru �ciga� Komandosa. * I o to w�a�nie chodzi - sprecyzowa� Yinnie. - Nie musisz go �ciga�. Sam przyjdzie. Ma co� dla ciebie. * Nie. Nie ma mowy. Zapomnij o tym. * W porz�dku - powiedzia� Yinnie. - Skoro nie chcesz tej roboty, to dam j� Joyce. Joyce Barnhardt jest moim wrogiem numer jeden. Ogl�dnie m�wi�c, pr�dzej mnie pokr�ci, ni� oddam jej swoj� spraw�. W tym wypadku mog�abym zrobi� wyj�tek. Pozw�lmy jej goni� w pi�tk� w poszukiwaniu niewidzialnego cz�owieka. * Co jeszcze masz? - zapyta�am Connie. * Dwie p�otki i jedno diabelnie trudne zadanie. - Poda�a mi trzy teczki. - Poniewa� Komandos jest nieaktualny, to parszywe zadanie jest twoje. Szybkim ruchem otworzy�am teczk� na stronie tytu�owej. Morris Munson. Aresztowany za zab�jstwo w wypadku samochodowym. * Mog�o by� gorzej - zauwa�y�am. - Gdyby by� maniakalnym gwa�cicielem. * Nie przeczyta�a� do ko�ca - powiedzia�a Connie. -Facet przejecha� ofiar�, kt�ra przypadkiem okaza�a si� jego by�� �on�, pobi� j� felg�, zgwa�ci� i usi�owa� podpali�. Zosta� oskar�ony o spowodowanie zab�jstwa w wypadku samochodowym, poniewa�, zgodnie z prawem stanu facet mniej wi�cej w moim wieku, plus minus kilka lat r�nicy; Amerykanin kuba�skiego pochodzenia; jestem niemal pewna, �e zabija tylko z�ych ludzi. Dwa tygodnie temu jaki� g�upi ��todzi�b aresztowa� go za noszenie broni bez pozwolenia. Wszyscy policjanci w Trenton znaj� Komandosa, wiedz�, �e nosi bro� bez pozwolenia, i s� usatysfakcjonowani tym stanem rzeczy. Ale temu nowemu nikt o tym nie powiedzia�. Tak wi�c Komandos zosta� schwytany i wyznaczono mu rozmow� w s�dzie na wczoraj w celu udzielenia nagany. Tymczasem Yinnie wykupi� Komandosa za niez�y kawa�ek got�wki, a teraz czu� si� opuszczony, bez gruntu pod nogami, zdany tylko na siebie. Najpierw Carol. Teraz Komandos. Niezbyt udany pocz�tek tygodnia. * Co� mi tutaj nie pasuje - powiedzia�am. - Co� tu nie gra. - Zrobi�o mi si� ci�ko na sercu, poniewa� byli tacy, kt�rzy nie mieliby nic przeciwko temu, �eby Komandos znikn�� na zawsze. Dla mnie oznacza�oby to pustk� w �yciu. - Komandos nie zlekcewa�y�by rozmowy w s�dzie. Ani wiadomo�ci wys�anej na pager. Lula i Connie wymieni�y spojrzenia. * S�ysza�a� o tym po�arze w centrum w niedziel�? -zapyta�a Connie. - Okaza�o si�, �e ten biurowiec nale�y do Alexandra Ramosa. Alexander Ramos to handlarz, kt�ry kontroluje nielegalny przep�yw broni ze swojej letniej siedziby na wybrze�u Jersey i z zimowej fortecy w Atenach. Ma trzech doros�ych syn�w, z kt�rych dwaj mieszkaj� w Stanach: jeden w Santa Barbara, drugi w Hunterdon County. Trzeci mieszka w Rio. Wszyscy o tym wiedz�. Rodzina Ramosa by�a cztery razy na ok�adce "Newsweeka". Spekulacje na temat powi�za� Komandosa z Ramosem trwaj� od lat, ale nikt nie zna szczeg��w. Komandos jest mistrzem w trzymaniu j�zyka za z�bami. * No i co z tego? * I kiedy w ko�cu wczoraj uda�o si� wej�� do tego budynku, znaleziono cia�o najm�odszego syna Ramosa, Homera, upieczonego w biurze na trzecim pi�trze. Opr�cz tego, �e wygl�da� jak grzanka, mia� w g�owie wielk� dziur� po kuli. * No i? * No i chc� przes�ucha� Komandosa. Przed tob� by�a tu policja. Szukaj� go. * Dlaczego szukaj� w�a�nie jego? Connie roz�o�y�a r�ce. * Wszystko jedno, wymkn�� si� - odpowiedzia� Yinnie. ~ A ty go znajdziesz. Bezwiednie podnios�am g�os o jeden ton: * Zwariowa�e�, czy co? Nie mam zamiaru �ciga� Komandosa. i - I o to w�a�nie chodzi - sprecyzowa� Yinnie. - Nie musisz go �ciga�. Sam przyjdzie. Ma co� dla ciebie. * Nie. Nie ma mowy. Zapomnij o tym. * W porz�dku - powiedzia� Yinnie. - Skoro nie chcesz tej roboty, to dam j� Joyce. Joyce Barnhardt jest moim wrogiem numer jeden. Ogl�dnie m�wi�c, pr�dzej mnie pokr�ci, ni� oddam jej swoj� spraw�. W tym wypadku mog�abym zrobi� wyj�tek. Pozw�lmy jej goni� w pi�tk� w poszukiwaniu niewidzialnego cz�owieka. * Co jeszcze masz? - zapyta�am Connie. * Dwie p�otki i jedno diabelnie trudne zadanie. - Poda�a mi trzy teczki. - Poniewa� Komandos jest nieaktualny, to parszywe zadanie jest twoje. Szybkim ruchem otworzy�am teczk� na stronie tytu�ow�. Morris Munson. Aresztowany za zab�jstwo w wypadku samochodowym. Mog�o by� gorzej - zauwa�y�am. - Gdyby by� ma-aiakalnym gwa�cicielem. * Nie przeczyta�a� do ko�ca - powiedzia�a Connie. -Kacet przejecha� ofiar�, kt�ra przypadkiem okaza�a si� WP> by�� �on�, pobi� j� felg�, zgwa�ci� i usi�owa� podpali�. Zosta� oskar�ony o spowodowanie zab�jstwa w wypadku samochodowym, poniewa�, zgodnie z prawem stanu Maine, ona ju� nie �y�a, kiedy zacz�� j� bi�. Namoczy� kobiet� w benzynie i pr�bowa� uruchomi� swoj� zapalniczk�, ale w�a�nie przeje�d�a� tamt�dy w�z policyjny. Mia�am mroczki przed oczami. Osun�am si� na sof� ze skaju i w�o�y�am g�ow� mi�dzy kolana. * Wszystko w porz�dku? - zapyta�a Lula. * To na pewno z powodu obni�onego poziomu cukru we krwi - wyja�ni�am. C�, taki mam zaw�d. * Mogjo by� gorzej - orzek�a Connie. - Pisz� tutaj, �e nie by� uzbrojony. Po prostu we�miesz ze sob� spluw� i wszystko b�dzie w porz�dku. * Jak oni mogli wypu�ci� go za kaucj�! * Zastan�w si� - odpar�a Connie. - Mo�na si� domy�li�, pewnie nie maj� miejsc w hotelu. Popatrzy�am na Yinniego, kt�ry nadal sta� w drzwiach swojego gabinetu. * Wp�aci�e� kaucj� za tego psychola? * Przecie� ja nie jestem s�dzi�, tylko biznesmenem. Nie by� wcze�niej notowany - wyja�ni� Yinnie. - Ma dobr� posad� w fabryce guzik�w. W�asny dom. * I uciek�. * Nie stawi� si� w s�dzie - sprostowa�a Connie. -Dzwoni�am do tej fabryki i dowiedzia�am si�, �e ostatni raz widziano go we �rod�. * Maj� od niego jakie� wiadomo�ci? Nie telefonowa� w ataku choroby? * Nie. Dzwoni�am na jego numer domowy, ale w��czy�a si� sekretarka. Rzuci�am okiem na dwie pozosta�e teczki. Lenny Dale, uciek� podczas akcji, oskar�ony o przemoc w rodzinie. Walter, zwany Cz�owiekiem z Ksi�yca, nazwiskiem Dunphy, poszukiwany za pija�stwo, chuliga�stwo i oddawanie moczu w miejscach publicznych. Wrzuci�am wszystkie trzy teczki do torby i wsta�am. * Daj mi zna� na pager, jak b�d� jakie� wiadomo�ci o Komandosie. * Ostatnia szansa - powiedzia� Yinnie. - S�owo, �e dam t� spraw� Joyce. Wzi�am p�czka z pude�ka, reszt� odda�am Luli i wysz�am. To by� marzec i zamie� nie mog�a ju� za bardzo szale�. Na ulicy le�a�o jeszcze troch� �nie�nej bryi, a przedni� i boczne szyby mojego auta pokrywa�a warstewka lodu. Za szyb� zobaczy�am jaki� du�ych rozmiar�w obiekt o niewyra�nych konturach. Przyjrza�am si� temu czemu� przez warstw� lodu. Bezkszta�tnym obiektem by� Joe Morelli. Wi�kszo�� kobiet mia�aby z miejsca orgazm, gdyby Morelli znalaz� si� w ich samochodzie. Ten jego urok! Ja znam faceta niemal od zawsze i prawie nigdy nie mia�am orgazmu natychmiast, gdy go zobaczy�am. Potrzebowa�am przynajmniej kilku minut. By� w butach do kostek, d�insach i czarnej we�nianej kurtce. Spod kurtki wystawa�a czerwona flanelowa koszula w krat�. Pod koszul� mia� czarny podkoszulek i glocka kaliber 40. Jego oczy by�y w kolorze dobrej whisky, a cia�o - po��czeniem w�oskich gen�w i ci�kiej pracy na si�owni. Zyska� opini� cz�owieka, kt�ry �yje szybko, co by�o w pe�ni zas�u�one, ale nieaktualne. Morelli wk�ada� teraz ca�� energi� w prac�. W�lizgn�am si� z powrotem za kierownic�, przekr�ci�am kluczyk w stacyjce i w��czy�am ogrzewanie szyb. Je�dzi�am sze�cioletni� niebiesk� hond� civic, kt�ra by�a idealnym �rodkiem transportu, ale nie nad��a�a za moj� fantazj�. Trudno by� Xen�, wojownicz� ksi�niczk�, w sze�cioletniej hondzie. * No to - zagadn�am do Morellego - co tam u ciebie s�ycha�? * �cigasz Komandosa? * Nie. Nie ja. Oczywi�cie, �e nie. Nie ma mowy. Zmarszczy� brwi. * Nie jestem magikiem - powiedzia�am. - Wys�ana w po�cig za Komandosem, przypomina�abym kurczaka, kt�ry ma ustrzeli� lisa. Morelli opar� si� o drzwi. * Musz� z nim pogada�. * Prowadzisz �ledztwo w sprawie po�aru? * Nie. Chodzi o co� innego. * O co�, co ma zwi�zek z po�arem? Na przyk�ad o dziur� w gjowie Homera Ramosa? Morelli u�miechn�� si� tajemniczo. * Zadajesz mn�stwo pyta�. * Tak, ale nie otrzymuj� �adnych odpowiedzi. Dlaczego Komandos nie odpowiada na pager? Jaka jest jego rola w tym wszystkim? * Spotka� si� w nocy z Ramosem. Zostali zarejestrowani na ta�mie wideo przez kamer� w holu wej�ciowym. Budynek jest zamykany na noc, ale Ramos mia� klucz. Przyjecha� pierwszy, czeka� dziesi�� minut na Komandosa, a potem otworzy� mu drzwi. Obaj przeszli przez hol i wyjechali wind� na trzecie pi�tro. Trzydzie�ci pi�� minut p�niej Komandos wyszed� sam. Dziesi�� minut po jego wyj�ciu w��czy� si� alarm przeciwpo�arowy. Przejrzeli�my czterdzie�ci osiem godzin ta�my. Poza Ramosem i Komandosem w budynku nie by�o nikogo. * Dziesi�� minut to du�o czasu. Dajmy mu jeszcze trzy na zjechanie wind� lub zej�cie po schodach. Dlaczego alarm nie w��czy� si� wcze�niej, skoro to Komandos pod�o�y� ogie�? * W pokoju, w kt�rym znaleziono Ramosa, nie by�o wykrywacza dymu. Drzwi zamkni�to, a wykrywacz znajdowa� si� w holu. * Komandos nie jest g�upi. Je�li mia�by zamiar kogo� zabi�, nie pozwoli�by da� si� zarejestrowa� na kasecie wideo. * To by�a ukryta kamera. - Morelli dostrzeg� mojego p�czka. - B�dziesz go jad�a? Prze�ama�am ciastko i da�am mu po��wk�. Drug� szybko w�o�y�am do ust. * U�yli jakiej� substancji chemicznej? * Niewielkiej ilo�ci p�ynu do zapalniczek. * My�lisz, �e on to zrobi�? * Trudno powiedzie�. * Connie powiedzia�a, �e Ramosa zastrzelono. * Dziewi�� milimetr�w. * My�lisz, �e Komandos ukrywa si� przed policj�? * �ledztwo w sprawie tego morderstwa prowadzi Al-len Barnes. Do tej pory wszystkie �lady, kt�re ma, prowadz� do Komandosa. Gdyby aresztowa� Komandosa w celu przes�uchania, prawdopodobnie potrzyma�by go przez jaki� czas, opieraj�c si� na poszlakach, kt�re s� do�� przekonywaj�ce. Oboj�tne, z jakiej strony by na to spojrze�, siedzenie w celi nie le�y w tej chwili w interesie Komandosa. Skoro Barnes uzna� go za g��wnego podejrzanego, istnieje du�e prawdopodobie�stwo, �e Ramos doszed� do podobnego wniosku. Gdyby Ramos uzna�, �e to Komandos sprz�tn�� jego syna, z pewno�ci� nie czeka�by, a� s�d wymierzy mu sprawiedliwo��. P�czek utkwi� mi w prze�yku. * A mo�e Ramos ju� si� dobra� do Komandosa... * Istnieje taka mo�liwo��. Niech to szlag. Komandos jest wyrachowany i ma �elazne zasady, kt�re niekoniecznie pokrywaj� si� z powszechnie obowi�zuj�cymi. Pojawi� si� na mojej drodze jako mentor, kiedy zacz�am prac� u Yinniego, potem nasza znajomo�� stopniowo zmieni�a si� w przyja��, ograniczon� z powodu jego samotniczego trybu �ycia i mojej naturalnej ch�ci przetrwania. Prawda jest taka, �e coraz bardziej poci�gamy si� nawzajem, co potwornie mnie przera�a. Tak wi�c uczucia, jakie �ywi� wobec Komandosa, by�y od pocz�tku skomplikowane, a teraz jeszcze na li�cie niepo��danych emocji znalaz�o si� przeczucie ko�ca �wiata. Zadzwoni� pager Morellego. Joe przeczyta� wiadomo�� i westchn��. * Musz� wraca�. Gdyby� przypadkiem spotka�a Komandosa, przeka� mu wiadomo�� ode mnie. Naprawd� musimy porozmawia�. * To b�dzie ci� kosztowa�. * Obiad? * Pieczone kurczaki - powiedzia�am. - Supert�uste. K�tem oka patrzy�am, jak wysiada z samochodu i przechodzi na drug� stron� ulicy. Napawa�am si� jego widokiem, dop�ki nie znikn�� mi z pola widzenia, a nast�pnie zaj�am si� z powrotem aktami. Zna�am Cz�owieka z Ksi�yca, czyli Dunphy'ego. Chodzili�my do jednej szko�y. To pestka. Wystarczy oderwa� go od ekranu telewizora. Lenny Dale mieszka� w bloku przy Grand Avenue i poda�, �e ma osiemdziesi�t dwa lata. Z tym b�dzie o wiele gorzej. �aden spos�b nie jest dobry, �eby aresztowa� osiemdziesi�ciodwuletniego cz�owieka. Wszystko jedno, jak to zrobisz, zawsze wyjdziesz na �wini� i tak w�a�nie si� poczujesz. Pozosta�y do przeczytania akta Morrisa Munsona, ale nie �pieszy�o mi si� do tego. Lepiej to odwlec i mie� nadziej�, �e pojawi si� Komandos. Postanowi�am najpierw zaj�� si� Dale'em. Mieszka� zaledwie czterysta metr�w od biura Yinniego. Powinnam zawr�ci� na prze��czce przy Hamilton, ale samoch�d nie chcia� tam jecha�. Jecha� w kierunku centrum i spalonego budynku. Zgadza si�, jestem w�cibska. Chcia�am zobaczy� miejsce zbrodni. S�dz�, �e chcia�am r�wnie� wczu� si� w spraw�. Chcia�am stan�� przed tym budynkiem i zobaczy� oczyma wyobra�ni Komandosa. Przejecha�am przez tory i w��czy�am si� w poranny ruch uliczny. Budynek znajdowa� si� na rogu Adamsa i Trzeciej. By� zbudowany z czerwonej ceg�y, czteropi�trowy, i mia� mniej wi�cej pi��dziesi�t lat. Zaparkowa�am po drugiej stronie ulicy, wysiad�am z samochodu i gapi�am si� na czarne od dymu okna; niekt�re z nich by�y zabite deskami. Na ca�ej szeroko�ci budynku rozci�gni�to ��t� policyjn� ta�m�, kt�r� podtrzymywa�y pacho�ki, celowo ustawione na chodniku, aby nie dopu�ci� zbyt blisko takich ciekawskich jak ja. Ale przecie� drobna przeszkoda w rodzaju ta�my policyjnej nie mog�a mnie powstrzyma� przed wej�ciem tam. Przesz�am przez jezdni�, a potem pod ta�m�. Pr�bowa- �am otworzy� drzwi z podw�jnego szk�a, ale by�y zamkni�te na klucz. Wewn�trz hol wygl�da� na stosunkowo ma�o zniszczony. Mn�stwo brudnej wody i �ciany ubrudzone sadz�, ale poza tym �adnych widocznych zniszcze�. Odwr�ci�am si� i spojrza�am na budynki wok�, sklepy, restauracj� na rogu. Halo, Komandos, jeste� gdzie� tutaj? Nic. �adnej wizji. Pobieg�am z powrotem do samochodu, zamkn�am si� i wyci�gn�am kom�rk�. Wybra�am numer Komandosa i odczeka�am dwa sygna�y, zanim si� w��czy�a poczta g�osowa. Moje pytanie by�o kr�tkie: "Wszystko w porz�dku?". Roz��czy�am si� i siedzia�am przez kilka minut z zapartym tchem i �ci�ni�tym �o��dkiem. Nie chcia�am, �eby Komandos nie �y�. Nie chcia�am te�, �eby to on by� morderc� Homera Ramosa. Bynajmniej nie zale�a�o mi ani troch� na Ramosie, ale ten kto go zabi�, zap�aci za to pr�dzej czy p�niej. W ko�cu wrzuci�am bieg i odjecha�am. P� godziny p�niej sta�am przed drzwiami mieszkania Lenny'ego Da-le'a, kt�ry najwyra�niej by� w domu, poniewa� s�ysza�am strzelanin�. Przest�powa�am z nogi na nog�, stoj�c w holu na trzecim pi�trze i czekaj�c, a� sko�czy si� ten huk. Kiedy ucich�o, zapuka�am. Us�ysza�am odg�osy kolejnej strzelaniny, ale tym razem kto� podszed� do drzwi. Zapuka�am po raz drugi. Drzwi otworzy�y si� z hukiem i wychyli�a si� z nich g�owa starszego m�czyzny. * Tak? * Lenny Dale? * W�a�nie stoi przed tob�, laluniu. Sk�ada� si� g��wnie z nosa. Reszta twarzy chowa�a si� w cieniu tego haczykowatego orlego dzioba, �ysa czaszka by�a usiana plamami w�trobowymi, a uszy mia� za wielkie w por�wnaniu do zasuszonej g�owy. Za nim sta�a kobieta o siwych w�osach, ziemistej twarzy i nogach jak u s�onia, wbitych w spodnie od pi�amy z podobizn� Kota Garfielda. * Czego ona chce? - wrzasn�a. - Czego chce? * Jak si� zamkniesz, to si� dowiem - rykn�� w odpowiedzi. - Skrzecze�, skrzecze�, skrzecze�. To wszystko, co umiesz. * Ja ci dam skrzecze� - powiedzia�a. I paln�a go w �wiec�c� �ysin�. Dale odwr�ci� si� i uderzy� j� w bok g�owy. * Hej! - powiedzia�am. - Przesta�! * Tobie te� przywal� - obieca� Dale, rzucaj�c si� na mnie z podniesion� pi�ci�. Podnios�am r�k�, �eby si� obroni�; sta� przez chwil� nieruchomo jak pos�g, jakby zastyg� z pi�ci� podniesion� do g�ry. Otworzy� usta, przewr�ci� oczami, obali� si�, sztywny jak s�up, i z hukiem uderzy� o pod�og�. Ukl�k�am przy nim. * Panie Dale? Jego �ona kopn�a go Garfieldem. * Hm - mrukn�a. - Pewnie mia� znowu ten, no, atak serca. Po�o�y�am r�k� na jego szyi i nie poczu�am pulsu. * Niech to diabli - powiedzia�am. * Nie �yje? * Nie jestem ekspertem... * Wygl�da mi na trupa. * Niech pani zadzwoni na 999, a ja spr�buj� go reanimowa�. - W zasadzie nie mia�am poj�cia o reanimacji, ale widzia�am w telewizji, jak si� to robi, i chcia�am spr�bowa�. * Kochanie - o�wiadczy�a pani Dale - je�eli on b�dzie �y�, to b�d� ci� dot�d wali� t�uczkiem do mi�sa, a� zrobi� z twojej g�owy kotlet. - Pochyli�a si� nad m�em. - Zreszt� popatrz na niego. Umar� na dobre. Ju� bardziej si� nie da. Obawiam si�, �e mia�a racj�. Pan Dale nie wygl�da� najlepiej. Do drzwi podesz�a jaka� staruszka. * Co si� sta�o? Lenny znowu mia� ten, no, atak serca? - Odwr�ci�a si� i krzykn�a na d�: - Roger, zadzwo� na 999. Lenny zn�w mia� atak serca! W ci�gu kilku sekund pok�j by� pe�en s�siad�w, kt�rzy komentowali stan Lenny'ego i zadawali pytania. Jak to si� sta�o? Czy nagle? Czy pani Dale chce kamienny garnek, �eby ocuci� pana Dale? Oczywi�cie, powiedzia�a pani Dale, garnek by�by dobry. I zastanawia�a si�, czy Tootie Greenberg m�g�by upiec ciasto z makiem, tak jak dla Mosesa Schultza. Przyjecha�a erka, popatrzyli na Lenny'ego i byli jednomy�lni. Lenny Dale umar� na amen. Wymkn�am si� po cichu z mieszkania i da�am nura do windy. Nie by�o jeszcze po�udnia, a ju� mi si� wydawa�o, �e ten dzie� jest zbyt d�ugi i obfity w nieboszczyk�w. Zjecha�am na d� i zadzwoni�am do Yinniego. * S�uchaj - powiedzia�am. - Znalaz�am Dale'a. Nie �yje. * Od kiedy? * Od dwudziestu minut. * Byli jacy� �wiadkowie? * �ona. * A niech ci� - powiedzia� Yinnie. - To by�o w samoobronie, tak? * Nie zabi�am go! * Jeste� pewna? * No, mia� atak serca i przypuszczam, �e w pewnym stopniu mog�am przyczyni� si�... * Gdzie on jest? * W swoim mieszkaniu. Przyjecha�o tam pogotowie, ale nic ju� si� nie da zrobi�. Z ca�� pewno�ci� nie �yje. * Psiako��, nie mog�a� spowodowa� tego ataku serca dopiero po dowiezieniu go na policj�? B�dziemy mieli teraz niez�y bal. W tym przypadku nikt nie uwierzy w �aden papierek. Ju� wiem, spr�buj przekona� tych ch�opak�w z pogotowia, �eby go odwie�li do s�du. Poczu�am, jak usta mi si� otwieraj�. * Taaak, to si� powinno uda� - powiedzia� Yinnie. -Po prostu wyci�gniesz jednego z tych urz�dnik�w, �eby rzuci� okiem na Dale'a. Potem niech ci wyda potwierdzenie odbioru zw�ok. * Nie b�d� ci�ga� biednego nieboszczyka po urz�dach! * W czym problem? My�lisz, �e tak mu spieszno do trumny? Powiedz sobie, �e robisz dla niego co� mi�ego, taka ostatnia przeja�d�ka. Brr. Roz��czy�am si�. Powinnam by�a zatrzyma� dla siebie ca�e pude�ko p�czk�w. Zdaje si�, �e to by� jeden z tych dni, w kt�rych trzeba zje�� osiem p�czk�w. Popatrzy�am na mrugaj�c� zielon� diod� w mojej kom�rce. Dalej, Komandos, pomy�la�am. Zadzwo� do mnie. Wysz�am z holu na ulic�. Cz�owiek z Ksi�yca, kr�cej Ksi�yc, by� nast�pny na mojej li�cie. Mieszka� w Burg, kilka blok�w od domu moich rodzic�w. Dzieli� ha�a�liwe lokum razem z dwoma innymi kolesiami, kt�rzy byli takimi samymi �wirami jak on. Wed�ug moich ostatnich wiadomo�ci, pracowa� noc� w magazynie Shop & Bag. Podejrzewam, �e o tej porze dnia siedzia� w domu, chrupi�c chipsy i ogl�daj�c powt�rk� Gwiezdnych wojen. Skr�ci�am w Hamilton, min�am biuro, skr�ci�am w lewo ko�o szpitala �wi�tego Franciszka w stron� Burg i skierowa�am si� ku szeregowym domkom przy Grant. Burg to willowa dzielnica Trenton, kt�ra rozci�ga si� mi�dzy ulicami Chambersburg i Italy. Kruche ciasteczka i chleb oliwkowy to specjalno�ci Burg. "J�zyk migowy" polega na podniesieniu do g�ry wyprostowanego �rodkowego palca u r�ki. Domy s� skromne. Samochody du�e. Okna czyste. Zaparkowa�am w po�owie szeregowej zabudowy i sprawdzi�am w teczce numer. Sta�y tu obok siebie dwadzie�cia trzy domy. Ka�dy z nich przodem do ulicy. Wszystkie by�y dwupi�trowe. Ksi�yc mieszka� pod numerem czterdziestym pi�tym. Otworzy� szeroko drzwi i popatrzy� na mnie. Mia� prawie metr osiemdziesi�t wzrostu i jasnokasztanowe w�osy do ramion z przedzia�kiem na �rodku. By� szczup�y, niezgrabny, ubrany w czarn� koszulk� z napisem METAL-LJCA i d�insy z dziurami na kolanach. W jednej r�ce trzyma� s�oik mas�a orzechowego, a w drugiej �y�eczk�. Pora lunchu. Gapi� si� na mnie, wygl�da� na zmieszanego, nagle co� mu za�wita�o, stukn�� si� �y�eczk� w g�ow�, zostawiaj�c na w�osach kulk� mas�a orzechowego. * Cholera, facetka! Zapomnia�em o s�dzie! Trudno nie polubi� Ksi�yca, i pomimo ci�kiego dnia poczu�am, jak si� u�miecham. * Tak, trzeba podpisa� kolejny papierek i ustali� now� dat�. -1 znowu go zabior� i zawioz� do s�du. Stephanie Plum, kwoka. * Jak Ksi�yc ma to zrobi�? * Pojedziesz ze mn� na posterunek i pomog� ci wszystko za�atwi�. * Facetka, wypchaj si�. Jestem w po�owie powt�rki Rocky'ego. Mo�emy to zrobi� kiedy indziej? Ju� wiem, mo�e zostaniesz na lunch i obejrzymy razem ten film? Popatrzy�am na �y�eczk�, kt�r� trzyma� w r�ce. Pewnie w og�le mia� tylko jedn� �y�eczk�. * Dzi�kuj� za zaproszenie - powiedzia�am - ale obieca�am mamie, �e zjem z ni� lunch. - To w �yciu zwie si� ma�ym niewinnym k�amstwem. * O, to naprawd� mi�e. Zje�� lunch z mam�. Fajowo. * Posz�abym teraz na ten lunch, a mniej wi�cej za godzin� przyjd� po ciebie. Co ty na to? * By�oby �wietnie. Ksi�ycowi naprawd� by si� podoba�o, facetka. Kiedy bli�ej si� nad tym zastanowi�am, dosz�am do wniosku, �e p�j�cie na lunch do mamy nie by�oby wcale takie g�upie. Opr�cz zjedzenia darmowego posi�ku pozna�abym wszystkie plotki na temat po�aru, kt�re kr��� po Burg. Zostawi�am Ksi�yca z jego powt�rk� i chwyci�am za klamk� od drzwi mojego samochodu, kiedy zatrzyma� si� ko�o mnie czarny lincoln. Szyba po stronie pasa�era zjecha�a w d� i wyjrza� z niej jaki� m�czyzna. * Jeste� Stephanie Plum? * Tak. * Chcieliby�my uci�� sobie z tob� ma�� pogaw�dk�. Jasne, ju� wsiadam do mafijnego auta z dwoma facetami w �rodku, z kt�rych jeden jest Pakista�czykiem i ma kaliber 38 wetkni�ty w spodnie, cz�ciowo zakryty mi�kkim wa�kiem brzucha, a drugi wygl�da jak Hulk Hogan. * Mama zawsze mi powtarza�a, �ebym nigdy nie wsiada�a do obcych aut. * Nie jeste�my tacy znowu obcy - powiedzia� Hulk. -Jeste�my dwoma przeci�tnymi facetami. Prawda, Habib? * Zgadza si� - powiedzia� Habib, przechylaj�c g�ow� w moim kierunku i ods�aniaj�c z�oty z�b. - Jeste�my jak najbardziej przeci�tni pod ka�dym wzgl�dem. * Czego chcecie? - zapyta�am. Facet, kt�ry siedzia� na miejscu pasa�era, westchn�� g��boko. * Nie masz zamiaru wsi��� do samochodu, prawda? * Owszem. * W porz�dku, sprawa jest taka. Szukamy twojego przyjaciela. A mo�e on ju� nie jest przyjacielem? Mo�e ty te� go szukasz? * Aha. * Pomy�leli�my sobie, �e mogliby�my pracowa� razem. Wiesz, jako zesp�. * Nie s�dz�. * Dobrze, w takim razie b�dziemy musieli depta� ci po pi�tach. Pomy�leli�my, �e powinna� o tym wiedzie�, �eby� nie czu�a si� zaniepokojona, kiedy zobaczysz, �e siedzimy ci na ogonie. * Kim jeste�cie? * Ten za kierownic� to Habib. A ja jestem Mitchell. * Nie. Mam na my�li to, kim naprawd� jeste�cie? Dla kogo pracujecie? By�am niemal pewna, �e ju� znam odpowied�, ale pomy�la�am, �e nie zaszkodzi zapyta�. * Woleliby�my nie ujawnia� nazwiska naszego chlebodawcy - o�wiadczy� Mitchell. - I tak nie ma to dla ciebie znaczenia. Zapami�taj sobie tylko to, �e nie powinna� niczego odrzuca�, poniewa� b�dziemy si� z�o�ci�. * Tak, a to bardzo niedobrze, kiedy jeste�my �li - doda� Habib, gro��c palcem. - Nas nie mo�na lekcewa�y�. Czy� nie tak? - zapyta�, szukaj�c potwierdzenia u Mitchella. - Tak naprawd�, je�li nas zdenerwujesz, to rozrzucimy twoje wn�trzno�ci po ca�ym parkingu przy "7-Eleven", kt�re nale�y do mojego kuzyna Muham-mada. * Stukni�ty jeste�? - powiedzia� Mitchell. - Nie ma rozrzucania �adnych cholernych wn�trzno�ci. A je�li nawet, to nie przed "7-Eleven". Kupuj� tam gazet� w niedziel�. * No - ust�pi� Habib - to w takim razie mogliby�my zrobi� co� zwi�zanego z seksem. Mogliby�my dokona� na niej zabawnych akt�w perwersji seksualnej... Wiele, wiele razy. Gdyby mieszka�a w moim kraju, by�aby zha�biona na zawsze w ca�ej spo�eczno�ci. Uznana za wyrzutka. Oczywi�cie, poniewa� jest cyniczn� i rozpustn� Amerykank�, w tym kraju na pewno by j� zaakceptowali pomimo tych perwersji. A ju� z pewno�ci� ona sama by�aby bezgranicznie zadowolona, �e w�a�nie my to z ni� robimy. Poczekaj, mogliby�my j� okaleczy�, �eby to nie by�o dla niej przyjemne. * Hej, nie mam nic przeciwko okaleczeniu, ale uwa�aj z tym seksem - zwr�ci� si� Mitchell do Habiba. - Mam rodzin�. Jak moja �ona co� takiego wyw�szy, to jestem ugotowany. rozdzia� 2 Zamacha�am r�kami. * Czego wy, u diab�a, ode mnie chcecie? * Chcemy twojego kumpla Komandosa i wiemy, �e go szukasz - powiedzia� Mitchell. * Nie szukam Komandosa. Yinnie da� t� spraw� Joyce Barnhardt. * Nie znam �adnej Joyce Barnhardt - odpar� Mitchell. -Znam ciebie. I m�wi� ci, �e szukasz Komandosa. A jak go znajdziesz, to nam o tym powiesz. A je�li nie potraktujesz serio tego... obowi�zku, naprawd� po�a�ujesz. * O-bo-wi�-zek - powiedzia� Habib. - Podoba mi si�. Mi�o brzmi. Mi�l�, �e zapami�tam. * My�l� - poprawi� go Mitchell. - Wymawia si� "my�l�". * Mi�l�. * My�l�! * No przecie� m�wi�. Mi�l�. * Ten Arabus dopiero co przyjecha� - wyja�ni� Mitchell. - Pracowa� dla naszego szefa w innym charakterze w Pakistanie, ale zjawi� si� razem z ostatni� dostaw� towaru i nie mo�emy si� go pozby�. Jeszcze niewiele umie. * Nie jestem Arabusem! - wrzasn�� Habib. - Widzisz jaki� turban na mojej g�owie? Teraz jestem w Ameryce i nie nosz� tych rzeczy. I to bardzo nie�adnie, �e tak m�wisz. * Arabus - powt�rzy� Mitchell. Habib zmru�y� oczy. * �wi�ska ameryka�ska parowa. * Wielorybie sad�o. * Syn s�u��cego. * Odwal si� - powiedzia� Mitchell. * Niech ci jaja urwie - zrewan�owa� si� Habib. Zdaje si�, �e nie musia�am obawia� si� tych dw�ch. Pozabijaj� si� nawzajem, zanim noc zapadnie. * Musz� ju� jecha� - o�wiadczy�am. - Jad� do rodzic�w na lunch. * Pewnie za dobrze ci si� nie powodzi - powiedzia� Mitchell - skoro musisz wy�udza� lunch od rodzic�w. Mogliby�my ci pom�c, no wiesz. Dasz nam to, co chcemy, a oka�emy si� naprawd� hojni. * Gdybym nawet chcia�a znale�� Komandosa - a nie chc� - nie da�abym rady. Komandos jest nieuchwytny jak dym. * Tak, ale s�ysza�em, �e masz wyj�tkowe umiej�tno�ci, je�li wiesz, co mam na my�li. Poza tym jeste� �owczyni� nagr�d... Przyprowadzi� go, �ywego lub martwego. Zawsze go dorwa�. Otworzy�am drzwi hondy i wsun�am si� za kierownic�. * Powiedzcie Alexandrowi Ramosowi, �e musi poszuka� kogo� innego do �cigania Komandosa. Mitchell wygl�da� tak, jakby po�kn�� �ab�. * Nie pracujemy dla tego skurczybyka. Wybacz moj� �acin�. Znieruchomia�am na siedzeniu. * A wi�c dla kogo pracujecie? * Powiedzia�em ci ju�. Nie wolno nam ujawni� tej informacji. Niech to szlag. Kiedy przyjecha�am, babcia sta�a w drzwiach. Mieszka�a z moimi rodzicami, bo dziadek kupowa� teraz losy na loterii bezpo�rednio od Pana Boga. Mia�a w�osy koloru stalowoszarego, kr�tko obci�te i skr�cone trwa��. Jad�a jak ko�, a sk�ra babci przypomina�a kurczaka z roso�u. Jej �okcie by�y ostre jak brzytwa. Mia�a na sobie bia�e tenis�wki, karmazynowy ocieplany kostium z poliestru i przygryza�a g�rn� warg�, co znaczy�o, �e nad czym� rozmy�la. * Czy� nie jest mi�o? W�a�nie nakrywa�y�my do lunchu - powiedzia�a. - Twoja matka kupi�a troch� sa�atki z kurczaka i bu�eczek u Giovicchiniego. Rzuci�am okiem na pok�j go�cinny. Fotel ojca by� pusty. * Je�dzi po mie�cie na taks�wce - wyja�ni�a babcia. -Dzwoni� Whitey Blocher i powiedzia�, �e potrzebuj� kogo� na zast�pstwo. M�j ojciec jest emerytowanym pracownikiem poczty, ale pracuje dorywczo jako taks�wkarz, bardziej dlatego, �eby wyj�� z domu, ni� �eby mie� na drobne wydatki. A jazda taks�wk� jest dla niego tym samym, co gra w karty w klubie "Elks". Powiesi�am kurtk� na wieszaku w holu i usiad�am przy stole w kuchni. Dom moich rodzic�w jest w�ski i ma okna na trzy strony. Okna pokoju go�cinnego wychodz� na ulic�, okno w jadalni jest od strony podjazdu oddzielaj�cego dom rodzic�w od s�siedniego, a okno od kuchni i drugie drzwi wej�ciowe wychodz� na podw�rko, kt�re jest uporz�dkowane, ale ponure o tej porze roku. Babcia usiad�a naprzeciw mnie. * Zastanawiam si� nad zmian� koloru w�os�w - poinformowa�a. - Ros� Kotman ufarbowa�a sobie w�osy na czerwono i wygl�da ca�kiem nie�le. No i ma teraz nowego ch�opaka. - Wzi�a bu�k� i przekroi�a j� du�ym no�em. -Nie mia�abym nic przeciwko ch�opakowi. * Ros� Kotman ma trzydzie�ci pi�� lat - wtr�ci�a moja matka. * No, ja mam prawie trzydzie�ci pi�� - powiedzia�a babcia. - Ale wszyscy mi m�wi�, �e nie wygl�dam na sw�j wiek. To prawda. Wygl�da�a mniej wi�cej na dziewi��dziesi�t. Bardzo j� kocha�am, lecz si�a przyci�gania ziemskiego nie by�a dla niej zbyt �askawa. * Mam oko na pewnego faceta w klubie seniora -o�wiadczy�a babcia. - To prawdziwy przystojniak. Za�o�� si�, �e gdybym mia�a czerwone w�osy, na pewno zaci�gn��by mnie do ��ka. Matka otworzy�a usta, �eby co� powiedzie�, ale pomy�la�a, �e mo�e lepiej nic nie m�wi�, i si�gn�a po sa�atk� z kurczaka. Nie mia�am specjalnie ochoty zastanawia� si� nad szczeg�ami wskakiwania do ��ka babci, wi�c przesz�am od razu do wiadomej sprawy. * S�ysza�y�cie o po�arze w centrum? Babcia na�o�y�a sobie s�uszn� porcj� majonezu na bu�k�. * Masz na my�li ten biurowiec na rogu Adamsa i Trzeciej? Spotka�am dzisiaj w piekarni Esther Moyer. M�wi�a, �e jej syn Bucky prowadzi� w�z stra�y po�arnej. M�wi�a, �e Bucky powiedzia� jej, �e ten po�ar to pestka. * Co� jeszcze? * No, �e kiedy przeszukali wczoraj budynek, znale�li cia�o na trzecim pi�trze. * Czy Esther wie, kto to by�? * Homer Ramos. Twierdzi�a, �e by� upieczony na chrupko. A wcze�niej go zastrzelono. Mia� du�� dziur� w gjowie. Sprawdzi�am, czy nie jest wystawiony w domu pogrzebowym u Stivy, ale nic nie pisali w dzisiejszej gazecie. Czy to nie by�oby co�? Domy�lam si�, �e Stiva nie m�g� wiele zdzia�a�. Chyba wype�ni� dziur� po kuli pogrzebowym kitem, tak jak to zrobi� w przypadku Moogeya Bluesa, ale mia�by jeszcze do zrobienia t� cz�� spalon� na grzank�. Oczywi�cie s� r�wnie� dobre strony takiej sytuacji. Domy�lam si�, �e rodzina Ramosa mog�aby zaoszcz�dzi� troch� pieni�dzy na pogrzebie, poniewa� Homer ju� zosta� skremowany. Przypuszczalnie musieli tylko zmie�� go do s�oika. Z wyj�tkiem, jak s�dz�, g�owy, kt�ra zosta�a, no bo wiedzieli, �e ma dziur� po kuli. Tak wi�c g�owy pewnie nie mogli zmie�ci� do s�oika. Chyba �e zmia�d�yli 1% �opat�. Za�o�� si�, �e jak si� par� razy grzmotnie, to ca�kiem nie�le si� rozdrobni. Matka szybko przy�o�y�a chusteczk� do ust. * Dobrze si� czujesz? - zapyta�a mam� babcia. - Zn�w skoczy�o ci ci�nienie? - Babcia pochyli�a si� w moim kierunku i powiedzia�a szeptem: - Jest zmiana. * Nie ma �adnej zmiany - zaprotestowa�a mama. * Czy wiadomo, kto zastrzeli� Ramosa? - zwr�ci�am si� do babci. * Esther nic na ten temat nie m�wi�a. O pierwszej po po�udniu by�am napchana sa�atk� z kurczaka i puddingiem ry�owym mojej mamy. Wysz�am z domu, podrepta�am do hondy i zauwa�y�am Mitchella i Habiba, kt�rzy stali o kawa�ek dalej. Kiedy spojrza�am w ich stron�, Mitchell pomacha� do mnie po przyjacielsku. Nie odwzajemni�am jego gestu, wsiad�am do samochodu i pojecha�am z powrotem do Ksi�yca. Zapuka�am do drzwi i Ksi�yc wyjrza�, zmieszany podobnie jak przedtem. * Ach, tak - powiedzia� w ko�cu. A potem wybuchn�� �miechem, g�upawym i rubasznym. * Opr�nij kieszenie - powiedzia�am do niego. Wywr�ci� kieszenie spodni na lew� stron� i wylecia�a z nich fajka wodna, kt�ra spad�a na werand�. Podnios�am j� i wrzuci�am do domu. * Co� jeszcze? - zapyta�am. - LSD? Marihuana? * Nie, facetka. A ty? Pokr�ci�am g�ow�. Jego m�zg prawdopodobnie przypomina k�pki zdech�ych polip�w, kt�re mo�na kupi� w sklepie zoologicznym i w�o�y� do akwarium. Popatrzy� z ukosa na hond�. * To twoje auto? * Tak. Zamkn�� oczy i wyci�gn�� r�ce przed siebie. * Nie ma energii - powiedzia�. - Nie czuj� �adnej energii. Ten samoch�d nie jest dla ciebie. - Otworzy� oczy i powoli przeszed� przez chodnik, podci�gaj�c opadaj�ce spodnie. - Spod jakiego jeste� znaku? * Spod Wagi. * A widzisz! Wiedzia�em! Jeste� powietrzem. A ten samoch�d jest ziemi�. Nie mo�esz nim je�dzi�, facetka. Masz tw�rcz� moc, a ten samoch�d ci� ogranicza. * To prawda - powiedzia�am - ale na lepszy mnie nie sta�. Wsiadaj. * Mam przyjaciela, kt�ry m�g�by ci za�atwi� odpowiedni w�z. Jest kim� w rodzaju... dilera samochod�w. * B�d� to mie� na uwadze. Ksi�yc przylgn�� do przedniego siedzenia i wyj�� okulary s�oneczne. * Lepiej, facetka - powiedzia� zza przyciemnianych szkie�. - Znacznie lepiej. Sklep dla policjant�w w Trenton znajduje si� w tym samym budynku co s�d. Jest to toporna budowla z czerwonej ceg�y, bez �adnych ozd�b, kt�ra dobrze spe�nia swoj� rol� - produkt kierunku "rachu ciachu i po strachu" w architekturze miejskiej. Zatrzyma�am si� na parkingu i wprowadzi�am Ksi�yca do budynku. Z technicznego punktu widzenia nie mog�am sama go uwolni�, poniewa� jestem agentk� do spraw poszukiwania os�b zwolnionych za kaucj�, a nie urz�dnikiem, kt�ry je zwalnia. Dlatego zacz�am za�atwia� dokumenty i zadzwoni�am po Yinniego, �eby zszed� na d� i dope�ni� reszty formalno�ci. * Yinnie ju� idzie - powiedzia�am do Ksi�yca, usadzaj�c go na �awce obok urz�dnika prowadz�cego rejestr s�dowy. - Mam tutaj co� do za�atwienia, wi�c zostawiam ci� na chwil� samego. * Hej, to w dech�, facetka. Nie martw si� o mnie. Ksi�yc sobie poradzi. * Nie ruszaj si� st�d! * Nie ma problemu. Posz�am na g�r� do Brutalnych Przest�pstw i znalaz�am Briana Simona siedz�cego przy swoim biurku. Zaledwie kilka miesi�cy temu dosta� awans na tajniaka i nadal nie mia� bladego poj�cia, jak si� ubra�. By� w sportowej kurtce w ��tawo-br�zow� pepitk�, granatowych spodniach od garnituru, tanich br�zowych p�butach, czerwonych skarpetkach i krawacie, wystarczaj�co szerokim, aby uchodzi� za �liniaczek. * Czy nie obowi�zuj� tu jakie� przepisy dotycz�ce ubioru? - zapyta�am. - Je�eli b�dziesz si� tak ubiera�, to ze�lemy ci� na banicj� do Connecticut. * Mo�e wst�pi�aby� po mnie jutro rano i pomog�a mi wybra� ubrania. * O rany - powiedzia�am. - Jaki przewra�liwiony. Pewnie to nie jest najlepsza pora. * Dobra jak ka�da inna - odpar�. - Co masz na my�li? * Carol �abo. * Ta kobieta jest stukni�ta! Wpad�a prosto na mnie, a potem uciek�a. * By�a zdenerwowana. * Chyba nie masz zamiaru cz�stowa� mnie tymi �a�osnymi bajeczkami? * Tak naprawd� chodzi�o o majtki. Simon wywr�ci� oczy do g�ry. * Ja ci� kr�c�! * Widzisz, Carol wychodzi�a ze sklepu Fredericka i straci�a g�ow�, bo w�a�nie ukrad�a kilka par seksownych majtek. * Czy to mo�e wprawia� w zak�opotanie? * �atwo ci� speszy�? * Dlaczego w og�le o tym m�wisz? * Mia�am nadziej�, �e wycofasz oskar�enie. * Nie ma* mowy! Usiad�am w fotelu przy jego biurku. * Uzna�abym to za szczeg�ln� przys�ug�. Carol jest moj� znajom�. Dzi� rano musia�am wyperswadowa� jej skok z mostu. * Z powodu majtek? * Jeste� jak ka�dy facet - powiedzia�am,