12433

Szczegóły
Tytuł 12433
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12433 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12433 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12433 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ALISTAIR MACLEAN SIMON GANDOLFI Z�OTA ZEMSTA PRZE�O�Y� GRZEGORZ WO�NIAK TYTU� ORYGINA�U: GOLDEN VENGEANCE (THIRD IN ALISTAIR MACLEAN'S GOLDEN GIRL SERIES) PODZI�KOWANIA Serdecznie dzi�kuj� Marii Nielsen za cierpliwo��, zach�t�, a nade wszystko za cenn� dokumentacj� dotycz�c� Filipin. Dzi�kuj� tak�e Beldonowi Butterfieldowi za go�cinno�� i pomoc, jak� mi okaza� w Mexico City, gdy powstawa� drugi szkic niniejszej ksi��ki. S�owa wdzi�czno�ci kieruj� r�wnie� do pracownik�w American Airlines, moich wspania�ych przewodnik�w po labiryntach niezliczonych mi�dzynarodowych port�w lotniczych. Dla Antony'ego i Caroline w prezencie �lubnym PROLOG W r�kach �ciska� snajperski manlicher kaliber .9. By� niewielkiego wzrostu. M�wiono, �e pochodzi� z Hiszpanii lub Ameryki Po�udniowej, a w bran�y zwano go Sin, od hiszpa�skiego sin error - bezb��dny, bo nigdy nie chybia�. Le�a� na kawa�ku styropianu wewn�trz hebanowej trumny, kt�ra znajdowa�a si� w staromodnym karawanie z rze�bionymi w mahoniu kolumnami i otwartymi bokami, jak - nie przymierzaj�c - stylowe, wiktoria�skie �o�e. Silnik zagrza� si� na zat�oczonych ulicach Hongkongu i gdy przeje�d�ali przez kut� bram� cmentarza, z ch�odnicy buchn�a para. Kierowca skr�ci� na trawnik. Karawan zako�ysa� si� na kraw�niku i wolno potoczy� po pochy�o�ci. Sin odsun�� ruchom� desk� trumny. Z zewn�trz otw�r przystawia�y sztuczne lilie plastikowego wie�ca. Popatrzy� na r�wne rz�dy kamiennych nagrobk�w na zboczu i gdy w polu widzenia pojawi� si� �wie�o wykopany gr�b, zastuka� dwukrotnie w wieko, daj�c zna� kierowcy, �e ju�. Do mogi�y znajduj�cej si� w po�owie wzg�rza by�o nie wi�cej ni� sto metr�w. Dw�ch pracownik�w cmentarza uk�ada�o w�a�nie p�aty plastikowej, zielonej darni na czerwieniej�cej w s�o�cu i po�yskuj�cej ros� ziemi. Zapiszcza�y resory, karawan zako�ysa� si�, gdy zwalisty, sko�nooki kierowca wygramoli� si� z szoferki. Wyci�gn�� z kieszeni szwajcarski sk�adany n� wojskowy i jednym ruchem przebi� gum� w lewym przednim kole. Niespiesznie obszed� pojazd, po czym ze schowka obok trumny wyj�� podno�nik i klucze. Wyci�gni�tym ku g�rze kciukiem da� znak Sinowi, �e wszystko jest w porz�dku. Zdj�� uszkodzone ko�o i zacz�� toczy� je w stron� cmentarnej bramy. Pogrzeb Mai'sin Jasmine Li, wnuczki sir Philipa Li, zacz�� si� trzy godziny p�niej. By� pi�tek. Powietrze parne, jak zawsze gdy zaczyna�a si� pora tajfun�w. Ceremoni� prowadzi� biskup obrz�dku episkopalnego. W sprawozdaniach prasowych zastanawiano si� p�niej, czy uroczysto�� oznacza�a kres najbrutalniejszej wojny na szczycie hongkongijskiej finansjery, czy tylko zawieszenie broni. W pogrzebie wzi�o udzia� dw�ch g��wnych przeciwnik�w: sir Philip Li - co by�o oczywiste - oraz Wong Fu - co by�o absolutnym zaskoczeniem, r�ni�o ich bowiem wszystko: interesy, pochodzenie, a nade wszystko spos�b post�powania. Sir Philipa Li szanowano jako seniora starej finansjery w Hongkongu. Nale�a� do tych, kt�rzy uwa�aj�, �e maj�tek i pieni�dze to nie tylko przywileje, ale tak�e obowi�zki wobec spo�ecze�stwa. Zasiada� wi�c w radach wielu fundacji dobroczynnych, zabiera� g�os na temat przysz�o�ci kolonii i bra� udzia� z ramienia rz�du brytyjskiego w negocjacjach z Pekinem w sprawie przekazania w�adzy. (W 1997 roku - jak wiadomo - up�ywa termin brytyjskiej dzier�awy Hongkongu i dawny klejnot Korony przejmie Chi�ska Republika Ludowa). Zapraszano go na posiedzenia Komisji Spraw Zagranicznych Senatu Stan�w Zjednoczonych i zasiada� w Komitecie Doradczym Banku �wiatowego ds. Azji. Interesy swego imperium prowadzi� w tradycyjnym, paternalistycznym stylu. O jego dobroci i uprzejmo�ci opowiadano legendy: fundowa� stypendia, by nie marnowa� si� jaki� obiecuj�cy talent, wysy�a� czek do szpitala, gdy trzeba by�o pokry� koszty czyjego� leczenia. Takimi czynami zyska� sobie wi�ksz� wdzi�czno�� ludzi ni� du�ymi sumami pieni�dzy, kt�re przelewa� na konta fundacji dobroczynnych. Dziesi�tki wi�zanek i wie�c�w pokrywaj�cych gr�b by�y bardziej wyrazem wdzi�czno�ci wobec sir Philipa ni� ho�dem dla zmar�ej wnuczki. Ceniono go tak�e za dzia�alno�� na polu kultury. Za m�odu studiowa� literatur� francusk� w Oksfordzie, w Princeton zrobi� dyplom z ekonomii i w obu uczelniach ufundowa� katedry sinologii. Zasiada� w radzie powierniczej Opery Kr�lewskiej. Hojnie �o�y� na nowojorsk� Metropolitan Opera. Powiadano, �e jego kolekcja szk�a i jedwabnych kobierc�w modlitewnych nie ma sobie r�wnej w �wiecie. M�wi� znakomicie po francusku i hiszpa�sku. Wiele podr�owa� - przyjmowano go w pa�acach prezydenckich i urz�dach premier�w, witano na uniwersytetach. Z r�wn� swobod� porusza� si� w �wiecie polityki, co i w�r�d �wiatowej elity intelektualnej. Cieszy� si� zaufaniem swoich koleg�w finansist�w, kt�rzy cenili jego zdanie. Nikogo wi�c nie dziwi�o, �e w uroczysto�ci pogrzebowej wzi�� udzia� sir Euan Wiley, prezes zarz�du Cairns Oliver. By� to subtelny dow�d powi�za� sir Philipa z wielkim zagranicznym hongiem. W przeciwie�stwie do sir Philipa Li, zawsze tajemniczy Wong Fu reprezentowa� tzw. nowe pieni�dze. Jego szanghajski akcent zdradza� do�� skromne pochodzenie, cho� niczego nie mo�na by�o powiedzie� z ca�� pewno�ci�. O wszystkim, co tyczy�o osoby Wong Fu, m�wiono "podobno". Podobno wi�c nosi� tradycyjne, chi�skie nakrycie g�owy, podobno zawsze korzysta� z t�umacza w czasie oficjalnych konferencji i podobno kierowa� swoim imperium za pomoc� telefonu oraz grupki zaufanych os�b i niemal nigdy nie opuszcza� swego apartamentu na ostatnim pi�trze wie�owca Wong Fu przy presti�owej Connaught Road. Jedno tylko wiedziano z ca�� pewno�ci� - nie znosi� fotograf�w, czego dowodem by�y setki roztrzaskanych przez jego goryli aparat�w nale��cych do tych, kt�rzy podj�li ryzyko licz�c, �e si� uda. Jednak zdj�cia Wong Fu nie znajdziecie w �adnej agencji, �adnej firmie prasowej i w og�le nigdzie. Dzi�ki temu tajemniczy Wong Fu m�g� porusza� si� po Hongkongu nie obawiaj�c si�, �e zostanie rozpoznany. I oto teraz przyby� na pogrzeb wnuczki swego rywala! Wszyscy Wyci�gali szyje, �eby zajrze� do jego mercedesa, gdy nieliczna grupka �a�obnik�w, kt�rych zaproszono do udzia�u w ceremonii, udawa�a si� na cmentarz. W oczach gapi�w, kt�rzy zgromadzili si� przed bram�, kawalkada samochod�w wioz�cych wielkich i szlachetnych, czy raczej - co b�dzie �ci�lejsze - wielkich i pot�nych, przypomina�a parad� gwiazd przed rozdaniem Oscar�w. Zapewne wsp�czuli sir Philipowi, ale zmar�a nie budzi�a �adnych emocji. Urodzi�a si� i wychowa�a w Stanach Zjednoczonych, tu, w Hongkongu, nikt jej nie zna�, a wypadek samochodowy, w kt�rym straci�a �ycie, wygl�da� jak setki innych, wi�c niewiele o nim m�wiono. Prawda tymczasem by�a znacznie bardziej skomplikowana i okrutna, ni� mo�na by to sobie wyobrazi�. 1 Siedem tysi�cy wysp i wysepek wchodz�cych w sk�ad Filipin rozsypa�o si� po Morzu Po�udniowochi�skim jak paciorki z rozerwanego sznura korali. Na po�udnie od Filipin le�y wyspa Kalimatan, kt�rej p�nocna cz��, Sabah, stanowi prowincj� Malezji. T�dy w�a�nie, przesmykiem mi�dzy Malezj� a Filipinami, licz�cym w najw�szym miejscu ledwie dwana�cie mil morskich, biegnie jeden z najbardziej ucz�szczanych i niebezpiecznych szlak�w �eglugowych w �wiecie. Wed�ug danych Mi�dzynarodowego Biura �eglugi tu w�a�nie notuje si� najwi�cej napad�w pirackich. W md�ym �wietle ksi�yca, za raf� os�aniaj�c� najbardziej na po�udnie wysuni�t� cz�� archipelagu, po�yskiwa� skrawek pla�y, ale nawet najbystrzejsze oko nie wy�owi�oby z ciemno�ci dw�ch smuk�ych jak strza�y, czarnych �odzi, kt�re czeka�y w mroku za koralow� ska��. D�ugie na osiemna�cie metr�w, szerokie na p�tora mog�y ci�� wod� jak brzytwy. Przed wywrotk� zabezpiecza�y je p�ywaki wysuni�te daleko w bok na bambusowych pr�tach. Dzi�ki pot�nym silnikom nawet przy pe�nym obci��eniu rozwija�y pr�dko�� czterdziestu w�z��w. Wysoki brzeg zas�ania� od wiatru, rafa - od oceanicznej fali. Basligi - jak nazywano �odzie tego typu - unosi�y si� na g�adkiej wodzie zatoki lekko jak drapie�ne ptaki czyhaj�ce na ofiar� - pi�kne, lecz wr�ce �mier�. Za�og� ka�dej �odzi stanowi�o osiemnastu Filipi�czyk�w, muzu�man�w z plemienia Badjao. Wszyscy byli niscy i drobnej budowy. Teraz przekomarzali si� z cicha, oczekuj�c na sygna� rozpoczynaj�cy polowanie na ofiar�. Inaczej Chi�czycy. By�o ich czterech. Milczeli i w og�le zachowywali powag�, jak przysta�o na zawodowc�w - specjalist�w od mokrej roboty. Wszyscy byli d�u�nikami Wong Fu, najbogatszego spo�r�d tych, kt�rzy przybyli do Hongkongu po upadku Czang Kaj-szeka i jego Kuomintangu w Chinach. D�ug do sp�acenia mia� cen� krwi. Ci wsp�cze�ni piraci byli uzbrojeni w szybkostrzelne - dwie�cie pocisk�w na minut� - automaty Ka�asznikowa model 47. Mieli tak�e no�e - ostre jak lancet barongi, a dw�ch z nich dodatkowo po kilka granat�w przy pasach. Najstarszy, dow�dca, przykucn�� przy radarze. Uwa�nie �ledzi� b�yszcz�cy punkt na ekranie. Trzytysi�cznik w dziewiczym rejsie z Korei Po�udniowej do Davao na Filipinach i dalej do Singapuru by� ich celem. Motorowiec Ts'ai Yen mia� sto metr�w d�ugo�ci i dwadzie�cia w najszerszym punkcie kad�uba. W �adowniach mia� miejsce na dwa tysi�ce ton drobnicy. Diesle firmy Mann gwarantowa�y szybko�� osiemnastu w�z��w. By� to jednak dziewiczy rejs frachtowca i g��wny mechanik oszcz�dza� maszyny, zredukowa� wi�c obroty do dw�ch trzecich. Ts'ai Yen ni�s� filipi�sk� bander�. Armator - South Asia Sail & Steam Ship Company - zarejestrowa� frachtowiec w Manilii i nazwa stolicy Filipin widnia�a na rufie jako port macierzysty, cho� w rzeczywisto�ci statek by� najnowszym nabytkiem towarowo-pasa�erskiej floty sir Philipa Li z Hongkongu. Za�oga liczy�a o�miu filipi�skich marynarzy, kapitan pochodzi� z Chorwacji, pierwszy oficer z Seszeli, drugi z Hongkongu, a pierwszy i drugi mechanik legitymowali si� paszportami z Tajwanu. W przesmyku mi�dzy Kalimatanem a Filipinami by�o t�oczno jak na autostradzie. Radar sygnalizowa� obecno�� trzydziestu dw�ch innych statk�w, wi�c kapitan z pierwszym oficerem nie schodzili z mostka. Drugi oficer, wysoki m�ody Chi�czyk, sta� w cieniu szalupy ratunkowej i obserwowa� jedyn� pasa�erk� w tym rejsie - pann� Jasmine Li. Jasmine - czy jak j� zwano w rodzinie i w�r�d przyjaci� Jay - liczy�a sobie dwadzie�cia dwa lata. By�a jedyn� c�rk� Petera Li, m�odszego z syn�w sir Philipa, naturalizowanego, podobnie jak jej matka, obywatela USA. Rodzice nie �yli, zgin�li z r�k przypadkowych rabusi�w w Waszyngtonie i dziadek za�yczy� sobie, aby Jay zamieszka�a w Hongkongu. Rodzina matki, jak r�wnie� ma��onka sir Philipa przekonali jednak seniora, aby Jay najpierw uko�czy�a nauk� w Stanach. Zapisano j� wi�c do ekskluzywnej szko�y prywatnej w pobli�u Waszyngtonu, w kt�rej przygotowywa�a si� do studi�w wy�szych, specjalizuj�c si� w sztuce pisarskiej. Po maturze chcia�a wst�pi� na uniwersytet stanowy w Idaho, ale sir Philip by� zdania, �e je�li ju�, to powinna raczej wybra� presti�ow�, �e�sk� uczelni�, jak na przyk�ad Wellesley albo Bennington. Nie odwa�y�a si� sprzeciwi� i zapisa�a si� do Wellesley - �e�skiego Harvardu, gdzie zreszt� spotka�a wi�kszo�� przyjaci�ek ze szko�y. Obecnie sir Philip uzna�, �e czas wyda� j� za m��. Szuka� odpowiedniej partii w�r�d m�odych chi�skich spadkobierc�w wielkich fortun Hongkongu. Z dyskretnych uwag babki Jay dowiedzia�a si�, �e sporz�dzono ju� nawet list� ewentualnych kandydat�w. Osobi�cie nie �yczy�a sobie �adnego z nich. Sta�a przy burcie i wpatrywa�a si� w fosforyzuj�ce w �wietle ksi�yca fale. Przez ca�e �ycie zawsze kto� czuwa�, by nie zrobi�a jakiego� niew�a�ciwego kroku. I cho� morze kojarzy�o jej si� z wolno�ci� i swobod�, tak�e teraz mia�a swojego anio�a str�a - m�odego oficera, kt�ry dyskretnie wtapia� si� w cie� szalupy ratunkowej. Przez kr�tk� chwil� zastanawia�a si�, czy nie powiedzie� mu, �eby wreszcie zostawi� j� sam�. Zrezygnowa�a, wiedz�c, �e to i tak nic nie da. Owszem, us�yszy kilka uprzejmych s��w, zapewne jakie� przeprosiny, niewykluczone, �e m�czyzna odejdzie par� krok�w, spu�ci na chwil� wzrok, ale nadal b�dzie czujnie penetrowa� wszystko dooko�a. Bez s�owa odwr�ci�a si� i nie zwa�aj�c na m�odego oficera zesz�a pod pok�ad, do kajuty. Zajmowa�a kabin� w�a�nie drugiego oficera, zak�adaj�c, �e cz�owiek, kt�ry jej pilnowa�, by� rzeczywi�cie marynarzem. Na czas rejsu przeni�s� si� on do mesy i tam sypia� na sofie, je�li w og�le sypia� w tym rejsie. Kabina by�a niewielka. Koja zajmowa�a ca�� przestrze� pod jedynym iluminatorem, a w�ski stolik z szufladami musia� by� i biurkiem, i toaletk�. Umeblowania dope�nia�o sk�adane krzes�o oraz szafa w �cianie. W ma�ej �azience znajdowa�a si� morska toaleta, prysznic i umywalka. Komputer typu laptop sta� na stole. Ts'ai Yen wyposa�ono w najnowsze urz�dzenia prze�adunkowe i nawigacyjne, a Jay mia�a przygotowa� dla popularnego magazynu seri� artyku��w z dziewiczego rejsu tego nowoczesnego frachtowca. Postanowi�a pisa� codziennie co najmniej kilka stron, ale na razie stworzy�a tylko ze dwie�cie wersji wst�pu i nic wi�cej. Popatrzy�a w lustro, jakby tam szuka�a natchnienia. W szkole i na uczelni zazdroszczono jej pewno�ci siebie. Wszystko to zmieni�o si� jednak, gdy znalaz�a si� w Hongkongu. Zaraz w pierwszym tygodniu jej pobytu, w czasie lunchu w restauracji Gabbiego w hotelu "Na P�wyspie" - ci, co znaj� Hongkong, potwierdz�, �e nie ma lepszego lokalu - babka ostrzeg�a j�, �e ma uwa�a� na siebie, bo wszystko rzutuje na opini� o rodzinie: na przyk�ad to, jak si� nosi i ubiera na ulicy czy na korcie tenisowym, na basenie, czy wreszcie na jachcie. W�a�nie - wyprawy jachtem na zatok� to u�wi�cona tradycj� niedzielna rozrywka starej arystokracji. A wyprawa polega�a na tym, �e dwie, trzy luksusowe motor�wki - ka�da z dziesi�cioosobow� za�og� w wykrochmalonych uniformach - cumowa�y obok siebie niedaleko brzegu, pasa�erowie sk�adali sobie wizyty i zasiadali do tradycyjnego mah jonga. Plansze i ko�ci do gry by�yby ozdob� niejednego muzeum chi�skiej sztuki zdobniczej. Dotychczas Jay zna�a zupe�nie inne przeja�d�ki jachtem - bryzgi fal, ostr� �eglug� na wiatr, w otwartej �odzi, tam gdzie Atlantyk obmywa brzegi stanu Massachusetts. Gdy z kolegami wyczerpani wracali do przystani, czeka�a na nich najwy�ej gor�ca kawa z termosu. W Ameryce, po �eglarskiej wyprawie zasiada�o si� na pla�y przy ognisku i piek�o steki. Tu za�, w Hongkongu, zawsze czeka�a armia kucharzy z pomocnikami i mn�stwem najwyszuka�szych da�. Noce na pla�y w Massachusetts bywa�y nami�tne. W Hongkongu zawsze trzeba pami�ta�, "co ludzie powiedz�". Ale Massachusetts te� mia�o swoje tajemnice - my�la�a Jay wspominaj�c rodzic�w jej przyjaci�. Nie wywieszano co prawda ostrzegawczych napis�w na nadmorskich willach, ale i tak wiadomo, �e ich progi s� za wysokie dla �yd�w i dla tych, kt�rzy nie nale�� do towarzystwa. Jay nale�a�a. By�a wnuczk� sir Philipa, chrze�cijank�, dziedziczk� statk�w, farm i bank�w. Tak, Massachusetts to by� jej �wiat i tam czu�a si� u siebie. Mog�a by� c�rk� Richarda Smitha - banki i stal. Albo banki i w�giel. Lub banki i inne surowce b�d� ga��zie gospodarki. Ale nade wszystko banki. Bank to paszport, karta wizytowa, zw�aszcza je�li jest szacowny, wiekowy, a pieni�dze du�e, jak bank sir Philipa Li, kt�rego prapradziadek zaczyna� ongi� W Makao, kredytuj�c szkockich kupc�w opium, Jacka Cairnsa i Matthew Olivera. Gdy za� na pocz�tku wojny opiumowej Lin Tse-hsu, Wysoki Komisarz Jego Wysoko�ci cesarza Chin, nakaza� w 1839 roku konfiskat� ich towaru, prapradziadek Li po�pieszy� z po�yczk�, a p�niej sfinansowa� przenosiny szkockich firm do Hongkongu. Cairns Oliver, Jardine Matheson, Swires - to by�y najwi�ksze europejskie domy handlowe w Chinach. W miar� up�ywu lat pot�nia�y one, obrasta�y w maj�tek i wp�ywy, a� sta�y si� mi�dzynarodowymi koncernami z akcjami notowanymi na pi�ciu najwa�niejszych gie�dach, od Nowego Jorku, po Frankfurt i Tokio. Firma Li natomiast mia�a tylko jednego akcjonariusza. By� nim sir Philip. Patrz�c w lustro, Jay zaduma�a si� nad przysz�o�ci�. Firma Li zawsze b�dzie mia�a tylko jednego akcjonariusza. Nast�pnym b�dzie w�a�nie ona, je�li oczywi�cie pozostanie w rodzinie. Inaczej zreszt� by� nie mo�e. Nawet je�li wyjdzie za m��, pozostanie przede wszystkim wnuczk� sir Philipa. By�a jego w�asno�ci�, klejnotem. Tak by�o i tak b�dzie, i nie ma o czym m�wi�. Rozpi�a zamek b�yskawiczny. Pod jedwabnym dresem kry�o si� j�drne, szczup�e, ch�opi�ce niemal cia�o, z ledwo tylko zaznaczonym, ale apetycznym biustem - efekt wielu godzin na korcie. Pi�ki odbiera�a obur�cz, nie by�o wi�c wida� r�nicy w umi�nieniu lewego i prawego ramienia. Kr�tkie w�osy ods�ania�y uszy. Nos mia�a zgrabny, oczy szeroko rozstawione, wyra�n� szcz�k� - mog�a si� podoba� nie tylko w Chinach. T� atrakcyjn� sylwetk� i mi�� aparycj� tak�e odziedziczy�a po przodkach, jak wszystko w �yciu. Przed wyjazdem ze Stan�w s�ysza�a pog�oski, �e dziadek wpad� w k�opoty finansowe. M�wiono, �e licz�c na rych�e zako�czenie recesji, zacz�� sporo inwestowa� na londy�skiej gie�dzie nieruchomo�ci. Powiadano, �e w gr� wchodzi�y miliardy dolar�w. Kupowa� co prawda tanio, ale oczywi�cie na kredyt i podobno wpad� w pu�apk� zad�u�enia. Kr�tko m�wi�c - przeinwestowa�. W fachowej prasie pojawi�y si� wzmianki, �e b�dzie musia� renegocjowa� zad�u�enie, a tu i �wdzie spekulowano nawet na temat bankructwa. Pisano, �e sir Li nie rozumie wsp�czesnych reali�w, �e jest staromodny i powo�ywano si� na podobne przyk�ady upadku starych firm. Jay by�a innego zdania. Dobrze zna�a dziadka, wiedzia�a, �e nie jest ryzykantem. Mia� swoje zasady i nigdy ich nie zmienia�. Ubiera� si� w szare, flanelowe garnitury, wieczorem do obiadu wk�ada� granatowy lub czarny smoking. Uwa�a�, �e bia�y mog� nosi� tylko muzycy, kelnerzy i s�u�ba. Jay u�miechn�a si� do swego odbicia w lustrze - taki cz�owiek z pewno�ci� nie ryzykowa�. Zastanowi�a si� nad w�asnym stosunkiem do dziadka. Trudno powiedzie�, �eby go kocha�a. Kocha� mo�na ludzi, a sir Philip uciele�nia� w�adz�, moc i pot�g�. Nie, w�adz� si� szanuje, podziwia. W�adza budzi strach, jest gro�na jak wulkan, kt�ry ogl�da�a z pok�adu kilka godzin wcze�niej. Mo�na t� energi� wykorzysta�, ale je�li si� jej nie ujarzmi, staje si� pot�nym czynnikiem destrukcyjnym. Ksi�yc skry� si� za chmurami. Na tle mrocznego nieba i ciemnego jak grafit morza �wiat�a na burtach i masztach Ts'ai Yen ja�nia�y tak wyra�nie, �e nie by� ju� potrzebny wykrywacz. Cel wida� by�o go�ym okiem. �odzie pirat�w wyp�yn�y zza rafy i teraz czeka�y dok�adnie na kursie frachtowca. Noc� d�wi�k niesie si� po wodzie, wi�c nawet Filipi�czycy zamilkli. Cisz� przerywa�y tylko uderzenia fal o smuk�e burty i daleki jeszcze �oskot maszyn Ts'ai Yen. Na p�nocy horyzont roz�wietla� pomara�czowy odblask wulkanu, a wiatr a� tutaj przyni�s� s�aby zapach siarki, �odzie za� czu� by�o zdech�� ryb� i olejem kokosowym. Ruszyli. Kilwater za smuk�ymi kad�ubami po�yskiwa� w mroku jak r�j �wietlik�w. �odzie rozdzieli�y si�. Zaj�y miejsca po obu stronach toru, �rodkiem kt�rego p�yn�� Ts'ai Yen. Mi�dzy sob� rozci�gn�y zw�j mocnej, nylonowej liny, jakby rzuci�y sie�, w kt�r� zaraz wpadnie zdobycz. Tak te� si� sta�o. Frachtowiec zahaczy� o lin�, poci�gn�� i basligi przylgn�y do burt statku pod nawisem kad�uba, poza zasi�giem wzroku wachty w ster�wce. Wprawne r�ce wyrzuci�y w g�r� kilka lin z kotwiczkami i w mgnieniu oka pierwsi piraci znale�li si� na pok�adzie. Ubranych na czarno i bosych nie mo�na by�o zauwa�y� w ciemno�ciach. Bez s��w podzielili si� na dwie grupy i pod wodz� Chi�czyk�w ruszyli w milczeniu wzd�u� burt ku trapom prowadz�cym z g��wnego pok�adu na mostek. Tam zatrzymali si� na chwil� i na sygna� - cichy, ledwie s�yszalny gwizd - wdarli si� z obu stron do ster�wki. Kapitan - wysoki, siwy, postawny m�czyzna, si�ga� w�a�nie po kubek z kaw�, gdy trzy kule z ka�asznikowa trafi�y go w serce. Pierwszy oficer zgin�� od jednej kuli. Statek szed� pod automatycznym pilotem. Sternik, kt�ry przez lornetk� obserwowa� horyzont, pad� na kolana i wzni�s� r�ce do g�ry w b�agalnym ge�cie. Poniewa� poleca� si� Bogu chrze�cijan, wyznawcy Mahometa nie mieli dla niego lito�ci. Pierwsz� kul� dosta� w nogi, sze�� nast�pnych wymierzono w kr�gos�up, �eby bardziej cierpia�, i dopiero ostatnia kula, w czo�o, po�o�y�a kres m�ce. Drugi oficer odpoczywa� w mesie. Na odg�os strza��w zerwa� si� z sofy. Z kabury, kt�r� ukrywa� na �ydce, nad kostk�, wyci�gn�� bro� - Colt, kaliber .9, automat. Uchyli� drzwi na korytarz i zobaczy� dw�ch Chi�czyk�w z ka�asznikowami. Pierwszy kopni�ciem wywa�y� drzwi do kabiny kapitana, drugi ubezpiecza� go z ty�u. Gdyby Lu pr�bowa� teraz przyj�� pannie Jay z pomoc�, zgin��by natychmiast. Zatrzasn�� wi�c drzwi do mesy i przekr�ci� zasuwk�. Mia� najwy�ej dziesi�� sekund i ani chwili wi�cej. Domy�la� si�, �e piraci wdarli si� na pok�ad od rufy. Pozostawa�a wi�c tylko jedna droga. Otworzy� iluminator, kt�ry wychodzi� na w�skie przej�cie przy burcie, tu� pod mostkiem nawigacyjnym. By� pewien, �e piraci zostawili stra� na pok�adzie, zak�ada�, �e tylko jednego cz�owieka. Z�apa� kolta w z�by. R�kami chwyci� si� rury pod sufitem i nogami do przodu wyskoczy� przez iluminator na pok�ad. W momencie l�dowania mia� ju� bro� z powrotem w r�ku. Przykucn�� i pewnie dlatego pierwsza seria z automatu przesz�a bokiem. Te� strzeli�. Nie liczy�, �e trafi, chcia� tylko zyska� sekundy, �eby si� dosta� na pok�ad dziobowy. Uda�o si�. Wspar� si� jedn� r�k� o reling, strzeli� jeszcze raz i wprawnie, jak nawyk�y do gimnastyki na przyrz�dach zawodnik, przeskoczy� przez burt�. W u�amku sekundy dojrza� jeszcze pod sob� kad�ub �odzi, kt�ra przylgn�a do statku. Jak na �wiat�oczu�ym filmie zanotowa�, �e burty i wn�trze basliga pomalowano na czarno. Ja�niejsze, bo szare, by�y tylko wr�gi oddzielaj�ce przedzia� silnikowy na rufie i p�pok�ad na dziobie. W powietrzu zwin�� si� w k��bek, chroni�c g�ow� mi�dzy ramionami. Spad� na bambusowy wysi�gnik, kt�ry ��czy� p�ywak z dziobem �odzi. Us�ysza� jeszcze trzask �amanego drewna i pogr��y� si� w wodzie. Mocno pracowa� r�kami i nogami, aby jak najdalej odp�yn�� od statku. W tej chwili ba� si� nie tyle pirat�w, ile �mierciono�nego wiru, kt�ry zawsze si� tworzy wok� pracuj�cej �ruby. Gdy si� wynurzy�, �wiat�a Ts'ai Yen rozmazywa�y si� ju� w oddali. Nikt go nie �ciga�. By� sam. Sam na oceanie. Jay tak�e us�ysza�a strza�y. Przez chwil� nie by�a pewna, czy �ni�a, czy rzeczywi�cie co� si� sta�o. Seria na korytarzu potwierdzi�a, �e to nie sen, a kolejne na pok�adzie przerazi�y j� �miertelnie. Nie ucich�o jeszcze echo strza��w, gdy us�ysza�a trzask wy�amywanych drzwi do kabin kapitana i pierwszego oficera. Ta ostatnia by�a tu� obok. Jay skuli�a si� na koi, wcisn�a w r�g unosz�c koc wysoko pod brod�. Nie by�a w stanie my�le�. Znieruchomia�a, jakby z obawy, �e najmniejszy ruch przekona j� jednak, �e to nie sen. Nie ruszy�a si� nawet, gdy zamek ust�pi� z trzaskiem i do kabiny wdar�o si� dw�ch Chi�czyk�w w czarnych, bawe�nianych trykotach pod szyj� i drelichowych, ciemnych, lu�nych spodniach. Pierwszy z nich, dow�dca, zerwa� z niej koc. - Mamy j� - krzykn��. - Wygl�da jak ch�opak - zachichota� jego towarzysz. - No to zajmiemy si� ni� po m�sku - przerwa� dow�dca, �api�c j� za w�osy. Zawy�a z b�lu i paznokciami wpi�a si� w twarz napastnika. Czy tak samo zrobi�aby we �nie? We �nie strach parali�owa�, na jawie kaza� si� broni�. Chwila �wiadomo�ci by�a jednak kr�tka. Zaatakowany wymierzy� jej cios w szcz�k�. Straci�a przytomno��. Prze�ladowcy owin�li j� w prze�cierad�o i jak worek wynie�li na pok�ad. Tam zameldowano o ucieczce - kto� zdo�a� wyskoczy� za burt�. Do pilnowania pok�adu wyznaczeni byli dwaj Badjao i obu, nie rozstrzygaj�c, kt�ry z nich zawini�, szef przywo�a� do siebie. Podeszli potulnie. Kaza� im stan�� przy relingu i spojrze� w morze. Wykonali polecenie bez s�owa. Odda� dwa strza�y, po czym cia�a przerzuci� przez burt�. - Tak jak was ostrzega�em - zwr�ci� si� do pozosta�ych Filipi�czyk�w - za robot� najwy�sza stawka, za b��d najwy�sza cena. Nie czeka� na reakcj�. Pobieg� na mostek, a tymczasem jego towarzysze spu�cili sp�tan� Jay do jednej z �odzi. Na mostku herszt pirat�w kolb� karabinu unieruchomi� radio, a nast�pnie zmieni� kurs w automatycznym pilocie, kieruj�c statek w bok od ucz�szczanego szlaku. Maszyny nastawi� na ca�� naprz�d i wy��czy� �wiat�a nawigacyjne. Odpi�� od paska i uruchomi� mininadajnik radiowy. 2 Urz�duj�cy dyrektor Clean Construction Timber Company - firmy drzewnej w Davao City na wyspie Mindanao, najwi�kszej w po�udniowej cz�ci Archipelagu Filipi�skiego - wszed� do gabinetu na ostatnim pi�trze biurowca tu� przed wschodem s�o�ca. Odbiornik radiowy na biurku nastrojony by� na cz�stotliwo�� nadajnika na pok�adzie Ts'ai Yen. Sygna� zabrzmia� dok�adnie o 4.21. W chwil� p�niej dyrektor w��czy� faks i do biura firmy w Hongkongu przes�a� kilka dokument�w: plan wyr�bu na najbli�szy tydzie� i sprawozdanie finansowe za zesz�y miesi�c. Tam budynek firmy znajdowa� si� na zapleczu drewnianego nabrze�a, dzier�awionego na wy��czno�� przez Clean Construction. Trwa� w�a�nie wy�adunek mahoniu z Filipin. Bale przywi�z� poprzedniego dnia drewnowiec ze znakami armatorskimi Wong Fu. W biurze od kilku godzin czuwa� kierownik - siostrzeniec w�a�ciciela. Ca�y zreszt� personel Clean Construction sk�ada� si� z bli�szych i dalszych kuzyn�w Wong Fu. Co si� tyczy siostrze�ca, to wyci�gni�to go z Szanghaju w ostatnich latach rewolucji kulturalnej. Najpierw starannie skopiowa� wszystkie dokumenty. Orygina�y faks�w umie�ci� w odpowiednich teczkach, kserokopie wsun�� w plastikowe koperty i wyszed� na zewn�trz. Cho� dzie� dopiero mia� si� zacz��, powietrze by�o parne, gor�ce, a� g�ste od wyziew�w okr�towych silnik�w, od morskiej soli, odoru gnij�cych ryb, �ywicy i zapachu �wie�o pi�owanego drewna. W ��tym �wietle rt�ciowych lamp uwijali si� dokerzy: mali sko�noocy m�czy�ni o stalowych mi�niach. Z g�ry dobiega�y pokrzykiwania brygadzist�w. Piszcza�y d�wigi, zawodzi�y syreny, terkota�y motory podno�nik�w, szumia�y tartaczne pi�y. Kierownik obszed� budynek biura i skierowa� si� na zaplecze, mi�dzy rz�dy r�wno poci�tych desek, ku furtce, o kt�rej ma�o kto wiedzia�. Wyszed� na ulic�, pe�n� o tej porze furgonetek z zaopatrzeniem, ci�ar�wek z towarem i dziesi�tk�w rowerzyst�w. Jedni �pieszyli na pierwsz� zmian�, inni wracali do domu po nocnej pracy. O tej porze samoch�d zwraca�by uwag�. Kierownik szed� wi�c piechot�. Zag��bi� si� w w�skie portowe ulice, mi�dzy domy, kt�rych drzwi nigdy nie zamykano w nadziei, �e bryza od morza rozp�dzi st�ch�e powietrze ludzkiego mrowiska. Zaczynaj�cy si� dzie� wywi�d� ju� na ulice w�a�cicieli stragan�w z zielenin�, stoisk z rybami i wszystkim, co morze oferuje. W powietrzu unosi� si� zapach rozpalanego w�gla drzewnego. Na dziesi�tkach piecyk�w szykowano gor�ce jedzenie: miski bia�ego ry�u, skrawki ryb w sosie, opiekane skrzyde�ka kurcz�t, pulchne piero�ki gotowane na parze i krewetki suto przyprawione imbirem i czosnkiem. Z warsztat�w dochodzi� zgrzyt tokarek i syczenie lutownic, przez kt�re przebija� si� odg�os pracy wtryskarek, w powietrzu za� czu� by�o rozgrzany plastik. Na Connaught Road te� zaczyna� si� dzie�. Maklerzy i agenci gie�dowi, urz�dnicy z bank�w i firm handlowych �pieszyli, by nie przegapi� notowa� dnia, kt�re przekazywano z Nowego Jorku. Po�yskuj�cy kryszta�owymi szybami w odcieniu jasnego b��kitu wie�owiec Wong Fu mia� trzydzie�ci pi�ter. Kierownik wszed� drzwiami dla personelu, min�� umundurowanego stra�nika i za pomoc� karty magnetycznej uruchomi� prywatn� wind�, kt�ra zatrzymywa�a si� dopiero na ostatnim pi�trze. Wewn�trz by�a zainstalowana wideokamera. Na trzydziestym pi�trze czeka� ju� agent z osobistej ochrony Wong Fu, kt�ry poprowadzi� go w�skim korytarzem ku bogato zdobionym, antycznym drzwiom. Pochodzi�y one z trzynastowiecznej chi�skiej warowni, a wyszuka� je osobisty architekt Wong Fu. Na polecenie doradcy do spraw bezpiecze�stwa zosta�y przepo�owione i w �rodek wstawiono trzydziestomilimetrow� stalow� p�yt�. Drzwi otwiera�y si� tylko od wewn�trz. Wong Fu sta� za wielkim, krytym r�owym marmurem biurkiem z wmontowanymi pi�cioma monitorami TV, przez kt�re ��czy� si� st�d z ca�ym �wiatem. By� to wysoki m�czyzna o wyra�nych, ostrych rysach, kr�tkiej szyi, szerokich barach i mocnej jak u zapa�nika klatce piersiowej. Na starannie wygolonej g�owie widnia�a pod�u�na blizna, kt�ra zaczyna�a si� par� centymetr�w nad prawym �ukiem brwiowym i bieg�a wyra�n� kresk� a� ku lewej ma��owinie. Blizny znaczy�y r�wnie� praw� d�o�. R�ce mia� pot�ne, o grubych palcach - pozosta�o�� po latach, gdy m�otem i c�gami zarabia� w ku�ni na utrzymanie. Nie ukrywa� tego, przeciwnie - podkre�la� przesz�o��. Na sobie mia� skromne, robociarskie ubranie, pod nim jednak bogat�, jedwabn� koszul� w kolorze bordo i r�owy krawat tkany w delikatny wz�r. Jedwabne by�y tak�e skarpetki. Obuwie - w�oskie, z najdelikatniejszej sk�ry. Ca�o�ci dope�nia� ci�ki z�oty sygnet ozdobiony zielonym jadeitem i szwajcarski zegarek firmy Patek Philippe na splecionej ze z�otych nitek bransolecie. Czarne szeroko rozstawione oczy spogl�da�y przenikliwie. W jego postawie by�o co� nieuchwytnego, czujnego i gro�nego zarazem, co� co kojarzy�o si� z tygrysim sprytem, ale i zwierz�cym okrucie�stwem. Wzi�� kopert� z dokumentami i gestem da� znak, �e audiencja sko�czona. Gdy siostrzeniec wyszed�, Wong Fu podszed� zamy�lony do okna. Wyszuka� wzrokiem wie�owce nale��ce do Philipa Li. Jak�e go nienawidzi�! Nienawidzi� wszystkich w�a�cicieli starych maj�tk�w za los, kt�ry dla nich by� �askawszy, za wykszta�cenie, jakie odebrali, wytworne s�ownictwo, jakim si� pos�ugiwali, wrodzon� elegancj� i kultur�, kt�rej on, Wong Fu, ani nie chcia�, ani nie potrafi� przej��. Urodzi� si� w czasach japo�skiej okupacji. Natura obdarzy�a go wyj�tkow� si�� fizyczn�, wi�c ju� jako m�ody ch�opak budzi� respekt i strach. Si�a te� by�a pierwszym narz�dziem, kt�rego si� chwyci� buduj�c swoj� przysz�o��. Zaczyna� w czasie zmaga� komunist�w z wojskami Czang Kaj-szeka. Nie interesowa� si� polityk�, ale mia� do�� sprytu, by uzna�, �e wojna domowa to wyj�tkowa okazja zdobycia tego, czego pragn�� najbardziej. Zacz�� wi�c �upi� bogaczy, wiedz�c, �e w wojennym zam�cie nikt nie b�dzie �ciga� przest�pc�w. Stan�� na czele pi�cioosobowej bandy, mordowa� i krad�. Nie interesowa�y go pieni�dze. Rabowa� dzie�a sztuki, antyki, oceniaj�c, �e s� warte wi�cej ni� brylanty i z�oto. Zak�ada� te�, �e w rewolucyjnym zamieszaniu nikt nigdy nie dojdzie ich pochodzenia. Nie przysta� do �adnej z triad - gang�w, kt�re wtedy dzia�a�y w Chinach. Od pocz�tku liczy� tylko na siebie. Plan za� mia� prosty: zgromadzi� tyle, ile si� da, a nast�pnie zbiec do Hongkongu. Zrabowane dzie�a sztuki by�y kapita�em, kt�ry zamierza� pomno�y�. Gdy przysz�a pora, wraz ze sw� band� uprowadzi� ryback� d�onk� i zmusi� za�og� do wzi�cia kursu na Hongkong. Co si� sta�o na morzu, wie tylko Wong Fu, bo jedynie on dotar� do celu. O wsp�lnikach i rybakach nikt wi�cej nie s�ysza�. Papiery mieszka�ca Hongkongu nie s� problemem dla kogo�, kto nie dba o cen�. Wong Fu nie dba�. Dzia�a� jednak ostro�nie i z namys�em. Przez p� roku oswaja� si� z miastem, pracuj�c w starym, kowalskim fachu, a gdy uzna�, �e nadszed� ju� czas, wzi�� najmniej cenny przedmiot i uda� si� do upatrzonej firmy antykwarycznej. Wkr�tce sta� si� cenionym dostawc�. Kolekcjonerzy - jak przewidywa� - nie zadawali zb�dnych pyta�. P�acili tyle, ile im dyktowa�. Tak by�o, nim dotar� do sir Philipa Li, a musia� si� do niego uda�, bo wiedzia�, �e tylko ten cz�owiek potrafi doceni� najwarto�ciowsze okazy. Wong Fu spodziewa� si�, �e zostanie powitany z honorami. Liczy�, �e kontakt z sir Li otworzy mu drog� na szczyty. Do spotkania przygotowa� si� starannie. Biletem wizytowym mia�y by� najrzadsze antyki, prawdziwe klejnoty staro�ytnej sztuki. Nie doceni� jednak znawstwa sir Li i nie poj�� �elaznych zasad, od kt�rych arystokrata nigdy nie odst�powa�. Majordomus odes�a� go do wej�cia dla s�u�by, sk�d zosta� skierowany do przybud�wki, gdzie czeka� na niego sir Li. ' Przedmioty, kt�re Wong Fu zamierza� sprzeda�, le�a�y na czarnym aksamicie. W pomieszczeniu by�o mroczno, a nisko zwieszona ampla o�wietla�a tylko st�. Sir Philip Li trzyma� si� w cieniu, gdy pa�eczk� z ko�ci s�oniowej pokazywa� poszczeg�lne przedmioty, obja�niaj�c ich histori�, pochodzenie i wymieniaj�c nazwiska kolejnych w�a�cicieli, a ponadto przytaczaj�c okoliczno�ci, w kt�rych uznano je za zaginione. M�wi� cicho i nie podni�s� g�osu nawet wtedy, gdy ko�cz�c, powiedzia�: - Jest pan z�odziejem i morderc�. Jest pan sko�czonym �ajdakiem. A teraz niech pan bierze sw�j �up i zabiera si� st�d! W jednej chwili wszelkie nadzieje Wong Fu zosta�y przekre�lone. Zrozumia�, �e t� drog� nigdy nie wejdzie na szczyt. Co gorsza, sir Philip zawiadomi� rodziny prawowitych w�a�cicieli, kt�rych Wong Fu kiedy� okrad� i zamordowa�. Kr�tko m�wi�c, Wong Fu zosta� zdemaskowany i od tej chwili musia� liczy� si� z zemst�. To wyja�nia stalowe drzwi, osobist� ochron� i wszelkie �rodki ostro�no�ci. Jak zawsze, gdy przypomina� sobie upokorzenie, kt�rego dozna� od sir Philipa, blizna na czaszce spurpurowia�a. Tym razem jednak nie by� bezsilny. Stary arystokrata pope�ni� b��d i wpad� w sid�a, z kt�rych on, Wong Fu, ju� go nie wypu�ci. Spojrza� na monitory komputer�w, �eby jeszcze raz sprawdzi�, czy pu�apka jest zamkni�ta, a wr�g osaczony. Wedle tego, co zobaczy� na ekranach, zad�u�enie sir Philipa Li wynosi�o prawie trzy miliardy funt�w szterling�w. Dwukrotnie ju� przekracza� terminy sp�at. Za ka�dym razem o par� ledwie dni, ale jednak. I teraz te� od trzydziestu sze�ciu godzin zwleka ze sp�at� dwunastu milion�w dolar�w odsetek nale�nych jednemu z bank�w. Od d�u�szego czasu agenci Wong Fu dyskretnie informowali kogo trzeba o kondycji finansowej firmy Li, staraj�c si� nadwer�y� reputacj� sir Philipa. Dotychczas jednak bez wi�kszego skutku. W tej sytuacji Wong Fu postanowi� zaatakowa� z innej strony. Scenariusz rozpisa� na cztery akty. Pierwszy to piracki napad na Morzu Po�udniowochi�skim. Akt drugi to psychiczne unicestwienie m�odej kobiety. W akcie trzecim ludzie Wong Fu "ratuj�" dziewczyn� z r�k z�oczy�c�w. Akt czwarty i wielki fina� to konferencja prasowa, w czasie kt�rej on, Wong Fu, stoj�c w �wietle jupiter�w, przed niezliczonymi kamerami telewizyjnymi przedstawi �wiatu miss Jay. Oszala�a od b�lu, cierpie�, tortur i gwa�t�w, jakie jej si� zada - stanie si� symbolem upadku imperium sir Philipa Li, kt�rego si�� by�a reputacja i zaufanie. Kt� jednak zechce zaufa� cz�owiekowi, nie potrafi�cemu ochroni� w�asnej rodziny? Tak, to b�dzie prawdziwy koniec wynios�ego arystokraty. Reputacja, "twarz", godno�� i duma s� cenione na Wschodzie najbardziej. Wystarczy usun�� jeden kamie� z fundamentu, a runie budowany od pokole� gmach, ruszy lawina, z kt�rej on, Wong Fu, bezpiecznie ukryty, b�dzie wy�awia� co cenniejsze k�ski. Gdy sir Philip utraci twarz, ci kt�rzy powierzyli mu swoje pieni�dze, zaczn� wycofywa� kapita� i wtedy Wong Fu b�dzie wykupywa� ich udzia�y. Nie chodzi�o mu nawet o zysk, kt�ry mo�e osi�gn��. Pragn�� poczu� s�odki smak zemsty. I o tym my�la�, wyobra�aj�c sobie, jak samotny i opuszczony przez ludzi statek zmierza ku ska�om. Noc dobiega�a ko�ca. Z p�nocnego zachodu wia�a lekka bryza. Z�ota Dziewczyna - oceaniczny, pi�tnastometrowy katamaran, doskona�e dzie�o szkutnik�w firmy MacAlpine Downey - �wawo pod��a�a pod spinakerem i grotem w kierunku wyspy Palawan w zachodniej cz�ci Archipelagu Filipi�skiego. Dwa aluminiowe spinakerbomy trzyma�y wyd�ty jak balon �agiel. Katamaran szed� baksztagiem, wi�c miecze by�y opuszczone. Przy sterach nie by�o nikogo. �eglarz zablokowa� rumple i zszed� do kabiny, aby sprawdzi� kurs na mapie. Kiedy� nosi� nazwisko Patrick Mahoney. Przez osiemna�cie lat by� kadrowym agentem SIS - brytyjskich s�u�b specjalnych. Zna� obce j�zyki i s�yn�� z rzadkiego talentu - penetrowa� organizacje terrorystyczne, wnikaj�c w ich szeregi. Pod koniec swej s�u�by przez trzy lata dzia�a� w Irlandii. Prawdopodobnie dla jego bezpiecze�stwa w przysz�o�ci zainscenizowano napad, w kt�rym Patrick Mahoney zgin��. Tak przynajmniej uwa�ali znajomi uczestnicz�cy kilka dni p�niej w ceremonii pogrzebowej w South Armagh. Pada� deszcz, gdy trumn� sk�adano do ziemi, a miejscowy pastor po�wi�ca� kamienny nagrobek �p. Patricka Mahoneya. Nikt nigdy nie sprawdzi�, czyje zw�oki znajduj� si� na przyko�cielnym cmentarzu. Wtedy to narodzi� si� Trent. Takie w�a�nie nazwisko widnia�o w brytyjskim paszporcie w�a�ciciela katamarana i w papierach jachtu. SIS tymczasem "wypo�ycza�o" Trenta "kuzynom" w Ameryce, zw�aszcza gdy ci planowali "mokr� robot�", kt�rej zabrania� Kongres. Po zako�czeniu zimnej wojny niekt�re szczeg�y przedosta�y si� do opinii publicznej, gdy Trenta wezwano na przes�uchanie w jednej z wysokich komisji Senatu USA. To, co wtedy opowiedzia�, zyska�o mu licznych wrog�w, szczeg�lnie w bardziej konserwatywnych kr�gach wywiadu i s�u�b specjalnych tak w Waszyngtonie, jak i w Londynie. Reszta te� mia�a go za odszczepie�ca. A jeszcze inni - ci, kt�rych demaskowa� i zwalcza� - terrory�ci wszelkiej ma�ci - uznali go za wroga numer jeden i rozpocz�li polowanie. Trent o tym wiedzia�, wi�c si� pilnowa�. Zawsze zreszt� si� pilnowa�. Ceni� sobie ostro�no�� - cech� sk�din�d rzadko spotykan� w tym zawodzie. Obfita broda i taka� czupryna ciemnych, kr�conych w�os�w skrywa�y rysy i trudno by�o powiedzie�, ile w�a�ciwie ma lat. W rzeczywisto�ci dobiega� czterdziestki. By� dobrze zbudowany, dba� o kondycj�, a musku��w m�g� mu pozazdro�ci� niejeden zawodnik. Na sobie mia� lu�n�, bawe�nian� wiatr�wk�, a nogawki spodni od kompletu by�y uci�te w po�owie �ydek. Szort�w nie nosi�, bo blizny na nogach zdradza�y przesz�o�� w�a�ciciela. Na szyi mia� sznur paciork�w, kt�ry przytrzymywa� n�, ukryty przed ciekawymi oczami w pochwie na karku, pod wiatr�wk�. N� zosta� starannie dobrany i wywa�ony, aby m�c nim skutecznie rzuca�. Jako Patrick Mahoney by� w�a�cicielem willi nad rzek� Hamble. Teraz nie mia� sta�ego adresu. Mieszka� i �y� na Z�otej Dziewczynie. Kr�ci� si� g��wnie po Karaibach. W te za� strony przyby� na zaproszenie przyjaciela z Australii. Za�adowa� katamaran na frachtowiec i zjawi� si� w Manili. Tam jacht zwodowa� i razem z Australijczykiem przez jaki� czas penetrowali wraki japo�skich okr�t�w, kt�re posz�y na dno w 1944 roku, tu� na p�noc od wyspy Palawan. Nurkowali miesi�c i gdy operacja dobieg�a ko�ca, Trent wyruszy� do Singapuru. Zamierza� z�apa� statek na Morze �r�dziemne, by oszcz�dzi� sobie i Z�otej Dziewczynie trud�w rejsu wok� Afryki. I oto oblicza� kurs na najbli�sze godziny. Wedle mapy najpierw trzeba b�dzie okr��y� wysp� Balabac, wysuni�t� jeszcze dalej na po�udnie ni� Palawan. Przedzia� nawigacyjny znajdowa� si� po lewej stronie zej�ci�wki do kabiny. Wyposa�ony by� we wszystko co trzeba. Najnowsza elektronika satelitarna pozwala�a na b�yskawiczne oznaczenie pozycji z dok�adno�ci� do pi�tnastu metr�w. Nani�s� kurs na map�, zaparzy� �wie�� kaw� i wr�ci� do kokpitu. Wia�o nieco silniej i wiatr zmieni� kierunek o kilka stopni. Trent skorygowa� ustawienie �agli i sprawdzi� kurs na repetytorze kompasu w kokpicie. Z�ot� Dziewczyn� projektowano z my�l� o regatach oceanicznych i rzeczywi�cie odpowiada�a takim wymaganiom. Mia�a niewielkie zanurzenie - ledwie sze��dziesi�t centymetr�w z podniesionymi mieczami, p�ytkie zanurzenie i fakt, �e katamarany nie musz� nosi� wielotonowego balastu daje im przewag� nad klasycznymi jachtami. Katamaran �lizga si� po oceanie, podczas gdy najsmuklejszy nawet jednokad�ubowiec zapada si� g��boko i orze fale jak p�ug. Pod �wie�ym powiewem porannej bryzy Z�ota Dziewczyna skoczy�a do przodu, a wskaz�wka logu nie schodzi�a poni�ej pi�tnastu w�z��w. Za rufami rysowa�a si� podw�jna kreska kilwateru. Delikatna, ledwie widoczna, p�ytsza i subtelniejsza ni� g��boka bruzda, jak� zostawia kad�ub klasycznego jachtu. Katamaran sun�� po falach jak narciarz po g�rskim zboczu i takie w�a�nie por�wnanie przysz�o Trentowi do g�owy, gdy ws�uchiwa� si� w szum wody pod podw�jnym jak narty kad�ubem. Niebezpiecze�stwo dostrzeg� w ostatniej chwili. Ciemny stalowy dzi�b i odk�adaj�ce si� wok� niego bia�e grzywacze wy�oni�y si� z ciemno�ci nagle, bez ostrze�enia. Pchn�� stery na praw� burt� i jednocze�nie zwolni� szoty z automatycznej knagi. Spinaker opad� jak przek�uty balon. Grot przelecia� z furkotem na drug� burt�. Katamaran zako�ysa� si� na grzbiecie fali tworzonej przez p�dz�cy frachtowiec. Statek szed� bez �wiate�. Czarna burta wznosi�a si� jak g�adka ska�a na wysoko�� masztu Z�otej Dziewczyny. Przemkn�� w mgnieniu oka i tylko fala wywo�ana pracuj�c� na pe�nych obrotach �rub� wla�a si� strumieniem do kokpitu katamarana. Szok i zwyczajny strach nap�dzi�y adrenalin� do krwi. Ogarn�a go w�ciek�o��. Trent zakl��, patrz�c z nienawi�ci�, jak wynios�y kontur statku rozmazuje si� w mroku. Zrzuci� grot i poszed� na dzi�b, by zwin�� spinaker - �adnych kilkadziesi�t metr�w kwadratowych najl�ejszego dakronu. Pracowa� metodycznie i starannie. Ruchy mia� pewne jak automat. My�lami jednak by� gdzie indziej. Przy napotkanym statku. P�yn�� bez �wiate�. Jego kad�ub b�yszcza� �wie�o po�o�on� farb�. Lecz najwa�niejsze - sk�d si� wzi�� w tym miejscu, daleko od zwyk�ego szlaku �eglugowego? Sprawa by�a rzeczywi�cie intryguj�ca. Nie zwin�� spinakera do ko�ca. Przeszed� do kokpitu, zerkn�� na kompas, w nawigacyjnej sprawdzi� na mapie przypuszczalny kurs frachtowca i ewentualny port docelowy. Je�li statek szed� do Puerto Princesa, a to by� najbli�szy port, to najwyra�niej zboczy� z kursu. Powinien go zmieni�, gdy� mo�e wyl�dowa� na ska�ach. Oceni�, �e frachtowiec p�yn�� z pr�dko�ci� osiemnastu w�z��w, a wi�c czasu zosta�o niewiele albo... Nie doko�czy� my�li. Co go to w�a�ciwie obchodzi? Wr�ci� na dzi�b, schowa� spinaker do luku i na jego miejsce wci�gn�� mniejszy fok. Skorygowa� ustawienie grotu i po�o�y� Z�ot� Dziewczyn� na pierwotny kurs. Na wschodzie strzeli�y pierwsze promienie s�oneczne i granat nocnego nieba zacz�� b��kitnie�. Trent zadr�a� na wspomnienie innego �witu, kiedy wschodz�ce s�o�ce wy�owi�o z ciemno�ci w�ski trakt biegn�cy przez pustyni� i gdy na horyzoncie pokaza� si� kremowy �azik, range rover. W pastelowej po�wiacie ranka rysowa� si� mi�kko, jakby bez kontur�w. Trent zmru�y� oczy, chroni�c je przed s�o�cem, i czeka�, kiedy dobiegnie go szum silnika. Le�a� ukryty na wzg�rzu jakie� dwie�cie metr�w od traktu. Mierzy� starannie. Zdecydowa� si� na karabin, poniewa� granaty roznios�yby w�z na strz�py, a wraz z nim teczk� i - co wa�niejsze - radio, bez kt�rego nie by�o ratunku. Stara� si� oddycha� r�wno i spokojnie. Liczy� do o�miu - wdech, zn�w do o�miu - wydech. W ten spos�b stara� si� opanowa� strach. Nie, nie ba� si� o siebie. Ba� si� tego, co nast�pi. Najpierw musi za�atwi� kierowc�, potem obu ochroniarzy, wreszcie - "cel". Musi si� upewni�, �e strza�y by�y skuteczne. P�niej za� musi rozbroi� teczk�, nafaszerowan� plastikiem jak mina i wyj�� dokumenty ze szczeg�ami rosyjskiego systemu obrony powietrznej. Nast�pnie za pomoc� plastiku z teczki musi zniszczy� samoch�d. Wcze�niej jeszcze wymontuje radio. Kiedy je uruchomi i wy�le sygna� do bazy, z kt�rej jecha� "cel", b�dzie mia� godzin� na ma�y odpoczynek. To by� ten pierwszy raz i mo�e w�a�nie dlatego zapami�ta� najdrobniejsze nawet szczeg�y. Ostre kamienie wpijaj�ce si� w cia�o, kiedy le�a� ukryty za za�omem, ciep�o pierwszych promieni s�o�ca i nap�yw energii do mi�ni zm�czonych dwoma dniami na wielb��dzim grzbiecie. Pami�ta� te�, �e tak naprawd� to my�la� wtedy o jednym - �eby rzuci� to wszystko, dosi��� dromadera i odjecha�, jakby nic si� nie sta�o. Jakby nie by�o d�ugich miesi�cy pr�b, �wicze� i przygotowa�. Jakby nie mia� z tym wszystkim nic wsp�lnego. Jakby nie istnia� "cel" i trzech pozosta�ych m�czyzn. W ci�gu tych paru minut, gdy czeka�, aby range rover znalaz� si� w zasi�gu ognia, wyobra�nia przenios�a go w przesz�o��. Mia� osiem lat i wbieg� w�a�nie do gabinetu ojca nie opodal stajni Jego Wysoko�ci Szejka. Ojciec siedzia� za biurkiem, na kt�rym le�a� wielki, staromodny rewolwer. Spojrza� na syna nie widz�cymi oczami. Ch�opak wiedzia�, co zrobi�. Wiedzia�, �e powinien podbiec do ojca i przytuli� si�, aby poczu�, �e go kocha. Powinien! Sta�o si� jednak inaczej. Zamar� w progu, a potem odwr�ci� si� na pi�cie i... uciek�. Nigdy sobie tego nie wybaczy�. Uciek�, schowa� si� w k�cie stajni przyt�oczony nieszcz�ciem i poczuciem winy. Znaleziono go p� godziny po tym, jak w gabinecie rozleg� si� strza�. Trent nie p�aka�. Nie wyla� te� ani jednej �zy, kiedy trzy miesi�ce p�niej w wypadku samochodowym zgin�a matka. Jecha�a sportowym jaguarem. Pi�tna�cie lat p�niej Trent specjalnie przemierzy� dziewi�� i p� kilometra pustynnej drogi, na kt�rej to si� sta�o. Przez osiem kilometr�w szosa bieg�a prosto jak strzeli�. Dalej by� zakr�t. Jeden jedyny na tym odcinku. Okolony betonowym murem. Jaguar uderzy� w niego z pr�dko�ci� co najmniej stu sze��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Gdy to si� sta�o, Trent mieszka� ju� w Londynie u wuja, pu�kownika Smitha, kt�ry po �mierci matki sta� si� jego oficjalnym opiekunem. Pu�kownik zwr�ci� uwag�, �e ch�opak nawet nie zap�aka�. Uzna� to za szczeg�ln� cech� charakteru, s�dz�c �e nawet w �yciu prywatnym my�la� kategoriami swojej profesji - by� oficerem SIS - wi�c kilka lat p�niej zwerbowa� Trenta do s�u�by. Wcze�niej za� zadba� o to, by m�ody cz�owiek odebra� wykszta�cenie godne oficera i d�entelmena. A wtedy, na pustyni, gdy nast�pi� ten pierwszy raz, Trent wytrwa�. Nie zbieg�, jak mia� na to ochot�. Wykona� zadanie. Gdy za� p�niej analizowa� swoj� postaw�, gdy zacz�� zadawa� coraz wi�cej pyta� - i "swoim" w Londynie, i "kuzynom" w Waszyngtonie - doszed� do wniosku, �e edukacja, o kt�r� zadba� wuj, by�a naprawd� doskona�a. Z ich, nie z jego punktu widzenia. Zaprogramowano go jak najlepszy komputer, nie zostawiono �adnego marginesu na my�lenie, uczyniono ze� automat. Doskona�y, inteligentny, ale tylko automat. Zrozumia� to ostatecznie w Irlandii. Pu�kownik wyczu�, co si� �wi�ci, i �eby zapobiec zapowiadanym ju� wtedy zeznaniom Trenta przed Komisj� w Senacie, zastawi� na niego pu�apk�. Gdy idzie o ochron� w�asnych interes�w, SIS nie liczy si� z niczym i nikim. Trent jednak wyszed� ca�o. Prze�y� te� kolejny zamach, jaki na niego przygotowano, tym razem w Ameryce �rodkowej. Prze�y� i wszystko, czego go nauczono, wykorzysta� przeciwko swoim nauczycielom, a teraz prze�ladowcom. Ze �ciganego sta� si� �owc�. Osaczy� wuja - pu�kownika - i wym�g� na nim zwolnienie ze s�u�by. Nied�ugo cieszy� si� prywatnym �yciem. W dalsze sprawy wmanewrowa� go jeden z szef�w ameryka�skiej Agencji do Walki z Narkotykami. Sko�czy�o si� na operacji, kt�rej celem by� pewien kuba�ski admira�. Ale teraz wreszcie by� wolny. Jak nigdy dot�d. Zda� sobie spraw�, �e po raz pierwszy w ca�ym doros�ym �yciu nie ci��y na nim �aden obowi�zek. Niczego nie musi. A jednak nie umia� si� pozby� my�li o dziwnym statku bez �wiate�. Wiedzia�, jakie niebezpiecze�stwo grozi na tych wodach ze strony pirat�w. Piraci! Wydawa�o si� to zupe�nie nieprawdopodobne. A jednak o piratach ostrzega�y i oficjalne komunikaty mi�dzynarodowych organizacji �eglugowych, i prasa, a nade wszystko ci, kt�rzy mieli nieszcz�cie zetkn�� si� z szybkimi motor�wkami i ich sko�nookimi osadami. Od spotkania z tajemniczym frachtowcem min�o p� godziny. M�g� przep�yn�� dziesi�� mil morskich - pomy�la� Trent i cho� wiedzia�, �e z tej odleg�o�ci niczego nie dojrzy, wspi�� si� na maszt Z�otej Dziewczyny, by ogarn�� wzrokiem horyzont. Zza mgie� wy�ania�y si� tylko brunatne szczyty wygas�ych krater�w na Palawanie i Balabacu. Bez sensu - przekonywa� siebie, a jednak nie odk�ada� lornetki. Wschodz�ce s�o�ce malowa�o z�otem mg�y na horyzoncie. Martwa fala pie�ci�a Z�ot� Dziewczyn�. Ch�odne po nocy powietrze nios�o zapach budz�cego si� do �ycia oceanu, a w ciszy s�ycha� by�o tylko plusk wody mi�dzy kad�ubami katamarana. Gdyby wia�a mocniejsza bryza, poch�on�aby go �egluga. Ale ocean by� spokojny i nie stawia� �adnych wymaga�, niczego te� nie usprawiedliwia�. Wyb�r nale�a� do Trenta. Nawet je�li mg�a si� podniesie, to i tak z odleg�o�ci dziesi�ciu mil morskich nie dostrze�e statku na horyzoncie. Zszed� do kabiny i sprawdzi� map�. Przez chwil� zastanawia� si�, czy nie wywo�a� przez radio miejscowej stra�y ochrony wybrze�a, ale stary nawyk, natura cz�owieka, kt�ry zwykle kry� si� w cieniu, podpowiedzia�a, �e lepiej nie podawa� ani nazwiska, ani pozycji. Niezdecydowany wr�ci� na pok�ad, pomrukuj�c, �e w�a�ciwie nie powinno to go obchodzi� i �e je�li obliczenia s� trafne, i tak nic nie pomo�e, bo statek z pewno�ci� wszed� ju� na ska�y. Z drugiej strony, do miejsca, gdzie dosz�o do ewentualnej katastrofy, mia� mniej wi�cej godzin� �eglugi. W Singapurze za� powinien si� stawi� dopiero za tydzie�. Godzina to tylko sze��dziesi�t minut, kt�re pozwol� uspokoi� sumienie. Postawi� �agle, cho� ci�gle jeszcze nie powzi�� decyzji. Gdy jednak wiatr wype�ni� p��tna, po�o�y� Z�ot� Dziewczyn� na nowy kurs. 3 Obudzi� go uporczywy dzwonek telefonu. Aparat sta� w gabinecie. Jedna z zasad sir Philipa Li wyklucza�a telefon w sypialni. Sypialnia nie jest miejscem robienia interes�w. Po omacku znalaz� okulary na nocnym stoliku. Sprawdzi� godzin� - 6.20. Wsta�, wsun�� stopy w brokatowe pantofle i si�gn�� po jedwabny szlafrok. Trzyma� si� prosto, przez co wydawa�o si�, �e ma wi�cej ni� sto siedemdziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu, a z rys�w twarzy te� nikt by si� nie domy�li�, �e przekroczy� siedemdziesi�tk�. Po drodze do gabinetu zaszed� jeszcze do �azienki. Przemy� twarz zimn� wod�, przyczesa� w�osy. Staro�wiecki bakelitowy telefon oraz nowoczesny faks sta�y na stoliku przy biurku. Numer by� zastrze�ony i tylko kilku najbli�szych wsp�pracownik�w mia�o prawo z niego korzysta�, i to tylko w naprawd� wa�nych, nie cierpi�cych zw�oki sprawach. Kto�, kto dzwoni o tak wczesnej porze, musi mie� co� istotnego do przekazania. Starszy pan zasiad� w fo