1295
Szczegóły |
Tytuł |
1295 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1295 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1295 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1295 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
James Morrow
MIASTO PRAWDY
Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik
Je�eli informacje, kt�rymi dysponuje James Morrow, s� prawdziwe, to urodzi� si� w roku 1947. Dzia�alno�� literack� rozpocz�� w wieku lat siedmiu, przechadzaj�c si� po jadalni i dyktuj�c matce awanturnicze opowie�ci, kt�re ta cierpliwie wystukiwa�a na maszynie do pisania firmy Royal. Trzydzie�ci lat p�niej, kiedy wreszcie uda�o mu si� uko�czy� pierwsz� powie��, stwierdzi� z niejakim zdziwieniem, �e jest to utw�r science fiction. Od tego czasu nie pisuje niczego innego.
Opr�cz tegorocznej Nebuli za "Miasto prawdy" Morrow otrzyma� t� sam� nagrod� za "Opowie�ci biblijne dla doros�ych nr 17: Potop", w roku 1990 za� jego czwarta powie��, Only Begotten Daughter, b�d�ca kontynuacj� Nowego Testamentu, zdoby�a World Fantasy Award. Napisa� tak�e The Continent ofLies (ksi��ka jest o tym, co dzisiaj nazywamy rzeczywisto�ci� wirtualn�), This Is the Way the World Ends (fantazj� o wojnie j�drowej, uznan� przez BBC za najlepsz� powie�� SF roku), oraz "Mors Dci", pierwszy tom morskiej trylogii o �mierci Boga.
"Miasto prawdy" si�ga korzeniami opowiadania Veritas, kt�re dostarczy�em do pierwszego tomu przygotowanej przez George'a Zebrowskie-go antologii Synergy - poinformowa� telepatycznie Morrow autora niniejszego wyboru. - W tamtej dystopijnej historyjce opisa�em spo�ecze�stwo z�o�one z jednostek zawsze i wsz�dzie m�wi�cych prawd�, jednak po pewnym czasie doszed�em do wniosku, �e temat wymaga staranniejszego potraktowania. Pomys� doczeka� si� realizacji dzi�ki memu brytyjskiemu wydawcy, szacownej Deborah Beale, kt�ra zaproponowa�a mi udzia� w przygotowywanej dla Random Century serii Legend Novellas. Natychmiast wyrazi�em zgod�, po czym zacz��em g��biej zastanawia� si� nad problemem. �Uczciwo�� to wspania�a rzecz - my�la�em - ale co by by�o, gdyby umiera� m�j syn? Czy w pierwszym odruchu nie stara�bym si� za wszelk� cen� ukry� przed nim prawd�? W ten spos�b wr�ci�em do Veritas, poddaj�c g��wnego bohatera znacznie ci�szym do�wiadczeniom ni� te, jakie sta�y si� udzia�em jego odpowiednika z pierwszego, znacznie kr�tszego opowiadania".
JEDEN
Ju� nie mieszkam w Mie�cie Prawdy. Skaza�em si� na wygnanie z Veritas, ze wszystkich miast, ze �wiata. Pomieszczenie, w kt�rym pisz� te s�owa, jest ciasne jak cela w prowincjonalnym wi�zieniu i wilgotne niczym wn�trze p�uca, ale powoli ucz� si� nazywa� je domem. Jedyne �r�d�o �wiat�a stanowi gruba �wieca barwy mas�a, oblepiona paj�cz� sieci� stru�ek roztopionej stearyny. Czasem zastanawiam si�, jak by to by�o mieszka� w tej �wiecy, w p�prze�roczystym labiryncie otaczaj�cym p�omie�, w cieple, bezpiecze�stwie i wygodzie. Wyobra�am sobie ca�odzienne w�dr�wki woskowymi korytarzami, odwiedziny w parafinowych salonach; wyobra�am sobie, jak co wiecz�r le�� w ��ku i nas�uchuj� powolnego, jednostajnego kapania �wiadcz�cego o tym, �e proces samounicestwiania mojego domu trwa bez chwili przerwy.
Nazywam si� Jack Sperry i mam trzydzie�ci osiem lat. Urodzi�em si� w Veritas, Mie�cie Prawdy, ostatniego dnia dwusetnego roku jego istnienia. Jak wielu r�wie�nik�w marzy�em o tym, by kiedy� zosta� krytykiem sztuki, by odczuwa� atawistyczny dreszcz podniecenia, atakuj�c obraz, doznawa� rozkosznego zawrotu g�owy, rozprawiaj�c si� z filmem albo wierszem. Uda�o mi si� zrealizowa� dzieci�ce marzenia: w wieku dwudziestu siedmiu lat zosta�em zatrudniony w charakterze dekonstrukcjonisty w Muzeum Wittgensteina w Dzielnicy Platona i mog�em przyst�pi� do walki z k�amstwem.
Spe�nienie innych marze� - o �onie, dzieciach, domu - przysz�o ze znacznie wi�kszym trudem. Od samego pocz�tku Helena
i ja zmagali�my si� z bolesnym, znanym wi�kszo�ci obywateli naszego miasta problemem, czy s�owo "mi�o��" (jak�e cz�sto nadu�ywane, nierzadko nios�ce w sobie ogromny �adunek nieprawdy) stanowi adekwatne okre�lenie uczu�, jakie do siebie �ywimy. Kwestia ta przesta�a nas dr�czy� dopiero wtedy, kiedy stan�li�my oko w oko ze znacznie bardziej konkretnym problemem.
Jego plemniki s� zbyt leniwe, my�la�a Helena. Jej jajeczka s� do niczego, uwa�a�em. W ko�cu jednak znale�li�my w�a�ciwego lekarza, kt�ry przepisa� nam odpowiednie pigu�ki, a potem niespodziewanie pojawi� si� Toby: Toby embrion, Toby niemowl�, Toby osesek, Toby ma�y stolarz, seryjnie produkuj�cy ko�lawe budki dla ptaszk�w, kulawe sto�ki, krzywe p�ki na ksi��ki, Toby ma�y przyrodnik, rozkochany we wszystkich pe�zaj�cych, skacz�cych i �a��cych paskudztwach, jakie pe�zaj�, skacz� i �a�� po powierzchni Ziemi. Nasze dziecko prowadzi�o hodowl� d�d�ownic, ferm� karaluch�w, stadnin� �limak�w.
- Wydaje mi si�, �e go kocham - powiedzia�a pewnego dnia Helena. - Bez przesady, ma si� rozumie�.
Tego dnia, kiedy pozna�em Martin� Coventry, Toby przebywa� w Obozie Hartuj�cym dla Dzieci na dzikich rubie�ach Dzielnicy Kanta. Codziennie przysy�a� nam poczt�wk�; teraz jest dla mnie jasne, i� w pewnym sensie by�a to zaplanowana z premedytacj� operacja przemytnicza. Ch�opak doskonale zdawa� sobie spraw�, �e kiedy wr�ci do domu, wszystkie poczt�wki b�d� czeka�y na niego, by wzbogaci� ogromn� kolekcj�.
Oto przyk�ad tego, co pisa�:
Kochani Mamo i Tato!
Dzisiaj uczyli�my si�, jak prze�y� w lesie, gdyby�my si� zgubili -
z kt�rych drzew mo�na je�� kor� i w og�le. Wychowawca m�wi,
�e jeszcze nie s�ysza�, �eby komu� si� to na cokolwiek przyda�o.
Wasz syn Toby
A takie:
Kochani Mamo i Tato!
W spi�arni jest wielka pu�apka na szczury. Wiecie, kto zakrada si� noc� i sprawdza, czy z�apa�o si� jakie� zwierz�, a je�li tak, to wypuszcza je na wolno��? Ja! Wychowawca m�wi, �e ma nas ju� wszystkich dosy�.
Wasz syn Toby
By�o wcze�nie, zaledwie si�dma rano, ale Poranna Lufa p�ka�a ju� w szwach. Przedar�em si� przez g�st� zawiesin� papierosowego dymu, opar�w alkoholu, woni potu i smrodu cuchn�cych oddech�w. Z szafy graj�cej dobiega�y d�wi�ki najnowszego przeboju grupy Uczciwo�� zatytu�owanego "Damy sobie rad�". W�a�ciciel lokalu, Jimmy Breeze, postawi� przede mn� to co zawsze: du�skie ciastko z malinami i Krwaw� Mary. Powiedzia�em mu, �e nie mam pieni�dzy, ale zap�ac� jutro. Oczywi�cie, �e zap�ac�. Przecie� to by�o Veritas.
Dostrzeg�em tylko jedno wolne krzes�o - przy niedu�ym, okr�g�ym stoliku, vis a vis dziewczyny o okr�g�ej twarzy i pe�nych kszta�tach, przywodz�cych na my�l kobiety z obraz�w Rubensa. To znaczy, przynajmniej ja mia�em takie skojarzenia - by� mo�e dlatego, �e niedawno na m�j warsztat krytyka trafi�y "Ogr�d mi�o�ci" oraz "Ukrzy�owanie".
- Cz�sto pan tu przychodzi? - zapyta�a, kiedy zbli�y�em si� do stolika z ciastkiem w jednej a drinkiem w drugiej r�ce. G�ste br�zowe w�osy mia�a zwini�te w skromny w�ze�. Si�gaj�ca do kostek zielona sukienka by�a uszyta z taniego batystu.
Usiad�em.
- Mhm - mrukn��em, odsuwaj�c na bok cukiernic�, serwet-nik oraz sk�rki pomara�czy, kt�r� jad�a kobieta, by zrobi� miejsce dla mojego ciastka i Krwawej Mary. - Codziennie rano, kiedy id� do Muzeum Wittgensteina.
-Jest pan krytykiem?
Jej g�adka, pozbawiona makija�u twarz zdawa�a si� l�ni� w�asnym blaskiem. Skin��em g�ow�.
-Jack Sperry.
- Nie mog� powiedzie�, �eby mi pan zaimponowa�. To zaj�cie chyba nie wymaga zbytniej inteligencji?
Mog�a by� tak szczera, jak chcia�a, pod warunkiem, �e uda mi si� nie oderwa� wzroku od jej pe�nych, zmys�owych ust.
- A co pani robi? - zapyta�em.
-Jestem pisark�. - Mia�a ogromne, kryszta�owo przejrzyste oczy, b��kitne jak Przeci�tny Krem Plemnikob�jczy Salome. Rzecz jasna, wi��� si� z tym pewne niebezpiecze�stwa. Zawsze jest ryzyko, �e niechc�cy zastosuje si�... Jak to si� nazywa?
- Metafor�?
- W�a�nie, metafor�.
W Veritas metafory nie maj� racji bytu. Metafory to k�amstwa. Sk�ra mo�e by� jak aksamit, ale nigdy nie jest aksamitem. Gdyby�cie w Veritas nieopatrznie pos�u�yli si� metafor�, natychmiast odezwa�oby si� uwarunkowanie, rozsadzaj�c wam czaszk� �widruj�cym b�lem, przeszywaj�c serce lodowatymi ig�ami, zakuwaj�c r�ce i nogi w kajdany parali�uj�cego l�ku. Wszystko to w przeno�ni, ma si� rozumie�.
- Co pani pisze?
- Takie tam bzdety. Rymowanki na kartki z �yczeniami, teksty reklam�wek, umoralniaj�ce wierszyki takie jak w...
-Jest na to popyt?
Przez jej roz�wietlon� twarz przemkn�� bolesny grymas.
- Powinnam chyba by�a powiedzie�, �e jestem pocz�tkuj�c� pisark�.
- Ch�tnie przeczyta�bym par� tych bzdet�w - o�wiadczy�em. - I odby� z tob� stosunek - doda�em, krzywi�c si� lekko. Nie jest �atwo by� dobrym obywatelem.
Grymas na jej twarzy pojawi� si� znowu, tym razem znacznie wyra�niejszy i na d�u�ej ni� poprzednio.
- Przepraszam, je�li zachowa�em si� niestosownie. A zachowa�em si�?
-Tak.
- Og�lnie rzecz bior�c, czy odebra�a to pani jako afront pod swoim adresem?
-Jedno i drugie. - Rozchyli�a cudowne wargi i wsun�a do ust cz�stk� pomara�czy. -Jest pan �onaty?
-Tak.
- Dobrze wam ze sob�?
- Ca�kiem nie�le. - "Przyrzekam opiekowa� si� tob�, kocha� ci� i chroni� do tego stopnia, do jakiego te z�udne i sentymentalne abstrakcje maj� jakiekolwiek znaczenie". Oboje z Helen� zdecydowali�my si� na tradycyjn� ceremoni�. - Mamy wspania�ego syna. Wydaje mi si�, �e go kocham.
- Czy dokucza�oby panu poczucie winy, gdyby�my nawi�zali romans?
- Nigdy jej nie oszukiwa�em. - Romans... A to dopiero. - Poczucie winy? Oczywi�cie. - Poci�gn��em �yk Krwawej Mary. - Chyba jednak da�bym sobie z tym rad�.
- C�, lepiej niech pan o tym zapomni, panie Sperry - powiedzia�a m�oda kobieta. Jej o�wiadczenie nape�ni�o mnie przedziwn� mieszanin� ulgi i rozczarowania. - Lepiej, �eby przesta� pan sobie zaprz�ta� g�ow� takimi...
- M�w mi Jack. - Rozpakowa�em ciastko. Malinowe nadzienie przywar�o do celofanu i ci�gn�o si� lepkimi nitkami jak ma�� u�atwiaj�ca gojenie, kt�ra nie chce oderwa� si� od opatrunku. -A ty nazywasz si�...
- Martin� Coventry i chwilowo odczuwam tylko niewielkie, �atwe do st�umienia pragnienie odbycia z tob� stosunku p�ciowego.
- Chwilowo, powiadasz... - powt�rzy�em, zastanawiaj�c si�,
czy s�usznie doszukuj� si� dwuznaczno�ci w tym sformu�owaniu, po czym trzema szybkimi ruchami j�zyka zliza�em nadzienie z celofanu ("Zak�amanie tak zwanych dobrych obyczaj�w" osi�gn�o w�a�nie pierwsz� pozycj� na li�cie bestseller�w Timesa). - Poka�esz mi kt�ry� ze swoich bzdet�w?
- S� do niczego.
-Jak wszystkie bzdety.
- Moje s� jeszcze gorsze.
- Prosz�.
Tym razem na wyrazistej twarzy Martiny zago�ci�o odrobin� zniecierpliwione rozbawienie.
- Nie wydaje ci si�, �e mi�dzy nami narasta co� w rodzaju erotycznego napi�cia?
- Istotnie.
Si�gn�a do torebki, wyj�a z�o�on� we czworo kartk� papieru maszynowego i poda�a mija z zak�opotanym u�miechem. U g�ry strony znajdowa� si� wierszyk walentynkowy:
Ca�kiem mi si� podobasz, Nie du�a jeste�, nie mata, A je�li mnie pokochasz, To wiedz, �e� tego chcia�a.
Ni�ej by�y �yczenia urodzinowe:
Nawet r�e umrze� musz�,
Ma�y fio�ek te� kiedy� skona.
Z ka�dym dniem mniej czasu zostaje -
Ciesz si� �wiatem, nim �ycia dokonasz.
- Nie robi� sobie z�udze�, �e uda mi si� zarobi� na �ycie t� tw�rczo�ci� - powiedzia�a Martin�. Z pewno�ci� nie min�a si�
z prawd�, cho� wybra�a naj�agodniejsze z mo�liwych sformu�owa�. - Tak naprawd� chcia�abym zaj�� si� pisaniem przem�wie� dla polityk�w. Niewiele brakowa�o, �eby deputowany z naszej dzielnicy zleci� mi poprowadzenie swojej kampanii wyborczej. "Zimny typ, ale zawsze dopnie celu", taki wymy�li�am mu slogan. Niestety, ostatecznie da� t� robot� swojej dziewczynie. Co my�lisz o moich wierszach?
- S� okropne.
- Zamierzam je spali�.
Kolejna cz�stka pomara�czy znikn�a w osza�amiaj�cych ustach.
- Nie r�b tego. Chcia�bym je zatrzyma�.
- Naprawd�? Dlaczego?
- Poniewa� s�dz�, �e jeszcze co� dopiszesz. - Z kieszeni na piersi wyj��em wieczne pi�ro ("Firma Paradoks uprzejmie informuje, �e nasze produkty cz�sto wylewaj�, powoduj�c trwa�e zabrudzenia odzie�y"). - Na przyk�ad par� informacji, kt�re pozwol� mi ci� odnale��.
- �eby�my mogli sp�kowa�?
- Ta my�l troch� mnie przera�a.
- Wiesz co? Jeste� nawet w miar� atrakcyjny - powiedzia�a Martin�, bior�c ode mnie pi�ro.
Istotnie. Najwi�ksze wra�enie robi� krzaczaste brwi, wywo�uj�ce pod�wiadome skojarzenia z jakim� silnym drapie�nym ssakiem, na przyk�ad lwem, nied�wiedziem albo wilkiem, cho� prosty nos i kwadratowa szcz�ka tak�e s� w niez�ym gatunku. Dopiero broda, spiczasta, z niepowa�nym do�eczkiem, zawsze pokryta rzadk� szczecin�, zak��ca og�lne wra�enie harmonii.
- Ostrzegam ci�, Jack: nie rozstaj� si� z moim smith and wessonem. - Okr�g�ymi literami napisa�a u do�u strony imi�, nazwisko, adres i numer telefonu. - Mo�e ci� spotka� przykra niespodzianka, je�li spr�bujesz zrobi� cokolwiek wbrew mojej woli.
Strz�sn��em okruch ciasta ze s�owa "dokonasz".
- To zabawne, ale w tym wierszyku otar�a� si� o k�amstwo. Przecie� r�e nie umieraj�, tylko...
- Wi�dn�.
- Na twoim miejscu, Martino, nie wystawia�bym tak lekkomy�lnie na pr�b� mojego poczucia zdrowego rozs�dku.
- Na moim miejscu, Jack, robi�by� dok�adnie to samo co ja, bo by�by� mn�. Gdyby� robi� co� innego, znaczy�oby to, �e jeste� kim� innym.
- Masz racj� - odpar�em, chowaj�c do kieszeni �a�osn� pr�bk� zdolno�ci poetyckich Martiny Coventry.
Plac Galileusza by� zakorkowany. S�dz�c po liczbie st�oczonych pojazd�w, istnia�y niewielkie szans� na to, by przejazd potrwa� mniej ni� dwadzie�cia minut. W��czy�em radio zainstalowane w moim plymoucie (model "w miar� przyzwoity") i zacz��em odliczanie. Osiemnasta Ulica... Dziewi�tnasta Ulica... Dwudziesta...
"...fakt, �e niedawno przyj��em �ap�wk� w wysoko�ci pi��dziesi�ciu tysi�cy dolar�w, w niczym nie pomniejsza moich osi�gni��, do kt�rych w pierwszym rz�dzie zaliczy�bym..."
Dwudziesta Pi�ta Ulica, Dwudziesta Sz�sta, Dwudziesta Si�dma...
"...bo chocia� w ten spos�b istotnie marnotrawimy ogromn� ilo�� protein, kt�ra mog�aby przynajmniej cz�ciowo i na pewien czas rozwi�za� dr�cz�ce nasz� planet� problemy �ywno�ciowe, to jednak psychologowie ponad wszelk� w�tpliwo�� dowiedli, �e psy i koty wywieraj� dobroczynny..."
Trzydziesta, Trzydziesta Pierwsza...
"...z powodu nadmiernej ilo�ci cukru dodawanych do naszych od�ywek dla dzieci, w zwi�zku z czym z prawdziw� przyjemno�ci� informujemy, i�..."
Nareszcie! Muzeum Wittgensteina: jednopi�trowy budynek z ceg�y zbudowany wok� obszernego wybetonowanego dziedzi�ca, s�siaduj�cy od p�nocy z koszarami Oddzia��w Pacyfikacyjnych, od po�udnia za� z kawiarni� Pod Cuchn�cym Psem. Stra�nik - m�ody, kr�tko ostrzy�ony m�czyzna o wspania�ym uz�bieniu, z elektryczn� pa�k� przytroczon� do pasa - machni�ciem r�ki da� mi znak, �e mog� wjecha� w bram�. Skierowa�em si� prosto na parking. Rzecz jasna na moim sta�ym miejscu rozpiera� si� ju� ford (model "do�� sensowny") Derricka Popesa z Sekcji Egipskiej, w zwi�zku z czym musia�em pojecha� a� do g��wnej spalarki i zaparkowa� przy zsypie na w�giel.
"Wykorzystaj atawistyczne sk�onno�ci z korzy�ci� dla spo�ecze�stwa! Wst�p do marines! Ukierunkuj wrodzon� agresj�..."
Wy��czy�em radio, zaraz potem to samo zrobi�em z silnikiem.
Jak wygl�da�o �ycie w Epoce K�amstw? W jaki spos�b ludzki umys� radzi� sobie ze �wiatem, w kt�rym politycy �gali, specjali�ci od reklamy wciskali ciemnot�, duchowni zmy�lali niestworzone rzeczy, kobiety nosi�y makija� a s�owo "mi�o��" by�o na ustach wszystkich? W jaki spos�b ludzko�� przetrwa�a okres, o kt�rym wszyscy uczyli�my si� z podr�cznik�w, te koszmarne stulecia fa�szywych nakaz�w, bzdurnych wierze�, bezsensownych obyczaj�w? Doprawdy nie mia�em poj�cia. Nie potrafi�em sobie tego wyobrazi�. �wi�ty Miko�aj, Kr�lewna �nie�ka i siedmiu krasnoludk�w, Ja� i Ma�gosia, bocian przynosz�cy dzieci... Odra�aj�ce.
- Sp�ni�e� si� - zauwa�y� kustosz, �ysy i kr�py Arnold Cook, kiedy wszed�em do budynku. - Du�y ruch, co?
- W�a�nie. - Wsun��em kart� w szczelin� zegara, poczu�em lekkie szarpni�cie, kiedy mechanizm unie�miertelni� moj� opiesza�o��. - Zderzak w zderzak. - Co pewien czas, wcale nie tak rzadko, ka�dy z nas odczuwa pokus� przeciwstawienia si� wewn�trznemu nakazowi zmuszaj�cemu do m�wienia ca�ej prawdy, ale t�py, pulsuj�cy b�l g�owy szybko doprowadza nas do porz�dku. Gdyby�my
go zignorowali, przerodzi�by si� w psychosomatyczn� eksplozj�, kt�ra rozsadzi�aby czaszk�. - Straci�em te� sporo czasu, �eby zdoby� adres pewnej m�odej kobiety.
- Masz nadziej� odby� z ni� stosunek? - zapyta� Cook, pod��aj�c za mn� do szatni. Cho� by�o jeszcze wcze�nie, zd��y� si� ju� spoci� i wydziela� zapach kojarz�cy mi si� - o czym poinformowa�em go kiedy� po uporaniu si� ze szczeg�lnie wyczerpuj�cym zadaniem - z kuwet� naszego kota.
Spo�r�d drelichowych kombinezon�w wybra�em najbardziej zbli�ony do mnie rozmiarami.
- Cudzo��stwo to rodzaj oszustwa - przypomnia�em kuratorowi.
- Tak samo jak wierno�� - odpar�. - Na sw�j spos�b, ma si� rozumie�.
- Ma si� rozumie� - potwierdzi�em, zapinaj�c kombinezon.
Zaraz potem zag��bi�em si� w labirynt mrocznych, pokrytych grub� warstw� kurzu korytarzy, by bez najmniejszego trudu odnale�� drog� do mojego warsztatu. By�o w nim bardzo ciasno. Jak zwykle, obiekty przeznaczone do krytycznej oceny nale�a�y do dw�ch niemal r�wnych liczebnie kategorii: autentycznych objets d'artifice, odnalezionych przez archeolog�w, oraz �a�osnych na�ladownictw wykonywanych przez malkontent�w, tak zwanych "ob�udnik�w", ukrywaj�cych si� w trzewiach miasta. Na ka�dy staro grecki pos�g przypada�a jedna nieudolna kopia, na ka�dego autentycznego Cezanne'a jedna beznadziejna imitacja, na ka�d� osiemnastowieczn� powie�� jeden tom wype�niony grafoma�skim be�kotem.
Ob�udnicy. Nawet teraz, po wszystkim, co przeszed�em, na d�wi�k tego s�owa czuj� zimny dreszcz i mrowienie w ko�ciach. Ob�udnicy: wewn�trzny wr�g Veritas, oszpecaj�cy jego �ciany napisami i malunkami, za�miecaj�cy jego powietrze piosenkami oraz, wbrew surowym zakazom, urz�dzaj�cy na jego wiekowych
ulicach przedstawienia sztuk Sofoklesa, Szekspira, Ibsena i Geor-ge'a Bernarda Shaw, pospiesznie, byle jak, �eby wykrzycze� jak najwi�cej tekstu, zanim zjawi si� Oddzia� Pacyfikacyjny i zagoni wyj�tych spod prawa aktor�w z powrotem do ich plugawych kryj�wek. Tylko jeden jedyny raz uda�o si� schwyta� �ywego ob�udnika, ale funkcjonariusze pokpili spraw�, gdy� zat�ukli kobiet� na �mier�, w zwi�zku z czym nie uda�o si� zada� jej kluczowego pytania:
Jak mo�ecie m�wi� k�amstwa, nie trac�c przy tym zmys��w?
W�a�nie: jak?
W mojej pracy najbardziej podoba�o mi si� to, �e dawa�a zaj�cie nie tylko r�kom, ale tak�e g�owie. To prawda, sam fizyczny akt dekonstrukcji wymaga� niewielkiego wk�adu intelektualnego, lecz wcze�niej trzeba by�o zdrowo pomy�le�, aby oceni�, czy przedmiot, kt�ry wzi��e� na warsztat - wszystko jedno, orygina� czy podr�bka - stanowi zagro�enie dla dobra publicznego.
Stan��em przed klasycznym okazem szkodliwego fa�szu zatytu�owanym "Nike z Samotraki". K�amstwo? Oczywi�cie. Te skrzyd�a... Patrz�c na pos�g, czu�em, jak chwytaj� mnie md�o�ci. Nic dziwnego, �e Platon zabroni� artystom i dramaturgom wst�pu do swej hipotetycznej utopii. Nazwa� ich "odszczepie�cami nie przestrzegaj�cymi praw Natury". SZTUKA TO K�AMSTWO, przypomina�y nam plakaty w Parku Roztropno�ci. Prawda nie zawsze jest pi�knem, ale mo�e nim by�. W drug� stron� to po prostu nie dzia�a.
Rozpostar�em na betonowej posadzce p�acht� z grubego p��tna, niczym jaki� cierpi�cy na agorafobi� wycieczkowicz, przygotowuj�cy si� do pikniku pod dachem, i wzi��em do r�ki m�otek numer 7. Nike dotar�a do mnie bez g�owy; wystarczy�o kilka silnych uderze�, by straci�a tak�e skrzyd�a. Si�a mojej krytyki by�a mia�d��ca: na p�acht� posypa�y si� bezkszta�tne kawa�ki marmuru, b�d�ce jeszcze niedawno fragmentami pos�gu, jego piersiami, biodrami, nogami. Cuchn��em potem, zasch�o mi w ustach. Nie�atwo jest by� krytykiem sztuki. To ci�kie i wyczerpuj�ce zaj�cie. Nale�a� mi si� odpoczynek.
W pakamerze znalaz�em na stole kr�tk� wiadomo��:
Szanowny panie Sperry!
Jak mo�e Pan sobie przypomina, w zesz�y pi�tek zgodzi� si� pan napisa� list w mojej spraw�. By�oby wspaniale, gdyby pan Cook otrzyma� go jeszcze w tym tygodniu.
Z do�� szczerymi wyrazami szacunku Stanley Marcus
Zdj��em kubek z p�ki, nasypa�em czubat� �y�k� kawy Donaldsona
("zdatna do picia", m�j ulubiony gatunek), dola�em wrz�tku z czajnika, po czym zacz��em uk�ada� w my�lach list z rekomendacjami dla Stanleya. Pracowa� w moim dziale ju� od ponad roku, Obs�uguj�c kilkunastu krytyk�w; ostrzy� nam siekiery, dowozi� butle
z gazami technicznymi, sprz�ta� warsztaty oraz pomieszczenia socjalne. Teraz liczy� na promocj�.
"Wydaje mi si�, �e Stanley da�by sobie rad� z obs�ug� g��wnej
spalarni. Rzecz jasna, ma umys�owo�� wo�u roboczego i ponad
wszelk� w�tpliwo�� jest lizusem, ale te cechy nie powinny przeszkadza�
mu przy wype�nianiu obowi�zk�w. Cz�sto r�wnie� psuje powietrze, lecz w�tpi�, by mia�o to niekorzystny wp�yw na..."
M�j b��dz�cy wzrok spocz�� na �ciennym kalendarzu, dodatku
do miesi�cznika "Nie ma na co patrze�" - i ca�e szcz�cie, bo jak nic zapomnia�bym o spotkaniu z �on�. "Helena, lunch o 13.00, Marny Koktajl" napisa�em kilka dni temu w kratce przeznaczonej dla dziewi�tego lipca. Marny Koktajl mie�ci� si� przy Dwudziestej Dziewi�tej Ulicy; podawali tam wspania�e kanapki rybne, rewelacyjne sa�atki oraz do�� n�dzne koktajle.
Z l�ni�cej fotografii spogl�da�a na mnie miss lipca - Wendy Warren, jak wynika�o z informacji zamieszczonych w metryczce.
"Wendy jest intelektualistk�, co udowodni�a ponad wszelk� w�tpliwo��, wypowiadaj�c si� na temat uczestnictwa w naszej sesji zdj�ciowej. � To beznadziejne, a zarazem podniecaj�ce, upokarzaj�ce, a zarazem fascynuj�ce. Mimo wszystko, gdyby nie te pi�� tysi�cy dolar�w, na pewno bym si� nie zgodzi�a �. Kiedy dowiedzieli�my si� o jej uzdolnieniach - pierwsze miejsce w Mi�dzydzielnicowym Turnieju Szachowym, i tak dalej - niewiele brakowa�o, �eby�my z niej zrezygnowali. Jednak po namy�le doszli�my do wniosku, �e znajdzie si� w�r�d was wielu, kt�rzy z przyjemno�ci� pomasturbuj� si�, patrz�c na..."
Dobra, stara Wendy. Poczu�em wyra�ne drgni�cie mego hipotetycznego id... i w tej samej chwili u�wiadomi�em sobie, jak przyjemnie by�oby popatrze� na s�owa skre�lone r�k� Martiny Coventry, wyobra�aj�c sobie, i� te wszystkie kr�g�o�ci i zawijasy maj� swoje odpowiedniki w pe�nych kszta�tach jej rubensowskiego cia�a. Poci�gn��em spory �yk kawy, wyj��em z kieszeni kartk� z rymowankami Martiny i rozpostar�em j� na biurku.
Wiersze nadal by�y okropne, ale w podpisie istotnie da�o si� dopatrze� swoistego erotyzmu. Szczeg�lnie podnieci� mnie kszta�t liter uk�adaj�cych si� w adres i numer telefonu: "Lackluster 7, Dzielnica Kartezjusza, tel. 610-400".
Nagle co� zwr�ci�o moj� uwag�: siatka p�ytkich zag��bie� w papierze, dok�adnie pomi�dzy walentynkow� dedykacj� a �yczeniami urodzinowymi. Dopiero po chwili zrozumia�em, i� jest to odbicie jednego z wcze�niejszych, tw�rczych spazm�w Martiny. Zaintrygowany, chwyci�em o��wek i pocz��em delikatnie zamazywa� poznaczon� wg��bieniami przestrze�. Niewidoczne do tej pory s�owa i zdania zacz�y wy�ania� si� z niebytu, jak obraz na na�wietlonym papierze fotograficznym zanurzonym w wywo�ywaczu. Kilkana�cie sekund p�niej mym oczom ukaza� si� ca�y utw�r, przyprawiaj�c mnie o stan bliski szale�czej euforii po��czonej z przera�eniem i za�amaniem nerwowym.
K�amstwa.
Makabryczne, poetyckie k�amstwa.
Napisane r�k� Martiny Coventry.
Ukrywam skrzyd�a w mrocznej g��bi duszy, Pi�kne, szelestem lotek dzielne. A kiedy �wiat na chwile odwr�ci oczy Przypinam je i w niebo lec�.
Pot wyst�pi� mi wielkimi kroplami na czole i r�kach. Skrzyd�a!
Przecie� Martina nie ma skrzyde�. Nikt ich nie ma. Za kogo ona si� uwa�a - za Nike z Samotraki? Je�li zgodzimy si� na skrzyd�a,
to r�wnie dobrze mo�emy potwierdzi� istnienie �wi�tego Miko�aja i
Alicji Lewisa Carrolla. Co si� natomiast tyczy duszy, tego podejrzanego tworu...
A mo�e to tylko wzrok sp�ata� mi paskudnego figla? Postanowi�em
przeczyta� wiersz na glos. Us�ysze� znaczy uwierzy�. Je�li te zdumiewaj�ce s�owa dotr� do mojego m�zgu za po�rednictwem Uszu, uzyskani niezaprzeczalne potwierdzenie ich istnienia.
- "Ukrywam skrzyd�a..." - zacz��em ochryp�ym szeptem, ale nie mog�em m�wi� dalej. Ogarn�� mnie parali�uj�cy l�k, a wraz z nim b�l g�owy tak silny, �e niewiele brakowa�o a straci�bym przytomno��.
Zareagowa�em tak, jak nakazywa� mi instynkt krytyka: chwyci�em kartk� z wierszem Martiny, wybieg�em z muzeum i pop�dzi�em
na drug� stron� dziedzi�ca, do g��wnej spalarni. Zamierza�em wrzuci� wymi�ty papier do paleniska, gdzie nie dalej jak poprzedniego
dnia zdekonstruowa�em kilka ksi��ek o reinkarnacji Oraz ostatnie dwie�cie egzemplarzy "Poradnika uzdrowiciela".
Nagle stan��em jak wryty. Czy�bym naprawd� chcia� usun�� Martin� Coventry z mego �ycia? Czy�bym naprawd� pragn�� odda� na pastw� p�omieni jedyny �lad, po kt�rym mog�em j� odnale��? Nie. Po stokro� nie. Wpatrzy�em si� w jej adres i numer telefonu, staraj�c si� utrwali� je w pami�ci. W jaki spos�b mog�a m�wi� k�amstwa i nie oszale�? Jak to mo�liwe?
610-400. Bardzo �atwe. Na sz�ste urodziny kupili�my Toby'emu dziesi�ciobiegowy rower, ale min�y cztery miesi�ce, zanim uda�o mi si� go zmontowa�, a potem nasz syn i tak prawie z niego nie korzysta�, wi�c ca�e przedsi�wzi�cie zako�czy�o si� fiaskiem - jedno wielkie zero, albo nawet dwa. 6... 1... 0... 4... 0... 0.
Dopiero teraz wyprostowa�em palce, pozwalaj�c, by kartka z wierszem poszybowa�a w p�omienie, gdzie do��czy�a do poemat�w Homera, dramat�w Racine'a, powie�ci Dickensa oraz pseudonaukowych bredni zamieszczanych w "Poradniku uzdrowiciela".
- Wprost trudno w to uwierzy� - powiedzia�em do Heleny, kiedy siedzieli�my ju� w Marnym Koktajlu i poch�aniali�my potraw� dnia, czyli KANAPK� Z MI�SEM ZAMORDOWANEJ KROWY, ZWI�D�� SA�AT�, DO TEGO FRYTKI SMA�ONE NA OLEJU O WYSOKIEJ ZAWARTO�CI CHOLESTEROLU, WSZYSTKO ZA W MIAR� ROZS�DN� CEN� 5 DOLAR�W I 99 CENT�W. - Cztery godziny temu jad�em �niadanie w towarzystwie ob�udnika, a raczej ob�udniczki. Mog�em nawet dotkn�� j� r�k�.
- Ale tego nie zrobi�e� - odpar�a Helena raczej z obaw� ni� z niewzruszon� pewno�ci�. Zsun�a przeciws�oneczne okulary nad czo�o, ku g�stej strzesze siwiej�cych, potarganych wiatrem w�os�w, by dok�adnie przyjrze� si� mojej twarzy.
- Nie.
- To na pewno by�a ob�udniczka?
- Na pewno. To znaczy, tak mi si� przynajmniej wydaje.
Moja �ona przez chwil� w milczeniu spogl�da�a mi prosto w oczy. Listek sa�aty stercza� spomi�dzy jej warg jak zielony j�zyk.
- Nie dajmy si� ponie�� emocjom - powiedzia�a wreszcie.
Nie dajmy si� ponie�� emocjom. Tak brzmia�o �yciowe credo Heleny. Spokojnie mo�na by wyry� te s�owa na jej nagrobku. Po�wi�ci�a ca�e �ycie temu, by nie da� si� ponie�� emocjom: w pracy zawodowej, w ��ku, wsz�dzie. Przypuszczam, �e ten nadzwyczajny spok�j mia� jaki� zwi�zek z jej zaj�ciem; jako redaktor naczelny rozprowadzanej w dzielnicowym supermarkecie gazetki "Zdrowy rozs�dek" od dziesi�ciu lat ociera�a si� o tematy ("Badania laboratoryjne nie potwierdzaj� leczniczych w�a�ciwo�ci nowego �rodka przeciwko artretyzmowi"; "Rzekomy yeti okaza� si� schizofrenikiem w sztucznym futrze"; "Kolejne dowody obalaj�ce tez� o istnieniu zdolno�ci parapsychicznych"), kt�re po prostu musia�y nape�ni� j� daleko posuni�tym sceptycyzmem.
- Masz jakie� lepsze wyt�umaczenie, rzekomo najdro�sza? - zapyta�em.
- Mog�a znale�� t� kartk� na ulicy, niezbyt cenny skarbie. -Zawsze uwa�a�em j� za pi�kn� kobiet�. Mia�a wielkie oczy o �agodnym spojrzeniu i mi�kkie pe�ne policzki, kt�rych wprost chcia�o si� dotkn��. - Wiersz m�g� napisa� kto� inny.
- To by� jej charakter pisma.
Helena odgryz�a kolejny kawa�ek zamordowanej krowy.
- Pozw�l, �e zabawi� si� w zgaduj zgadul�: poda�a ci nazwisko i adres, prawda?
- Owszem. Napisa�a wszystko na tej samej kartce.
- Powiedzia�a mo�e, �e chce z tob� kopulowa�?
- Tylko da�a mi to zrozumienia.
- W takim razie, mo�e ty powiedzia�e� jej co� takiego?
- Owszem.
- Zrobisz to?
- Nie wiem - odpar�em, zlizuj�c t�uszcz z frytki. - Mam na-
dziej�, �e tak, a jednocze�nie troch� si� boj�. Sama wiesz, jak to jest... By�oby mi przykro, gdybym ci� zrani� - doda�em.
Oczy Heleny pociemnia�y i zw�zi�y si� do rozmiar�w otwor�w strzelniczych w wie�yczce bojowego wozu piechoty.
-Ja tak�e mam w tej sprawie mieszane uczucia. Cz�stka mnie chce, �eby� odda� t� kobiet� w r�ce funkcjonariuszy z Oddzia�u Pacyfikacyjnego, dzi�ki czemu na zawsze znikn�aby z naszego �ycia. Jednak z drugiej strony, jako kobieta darz�ca ci� do�� ciep�ymi uczuciami, zdaj� sobie spraw�, �e by�aby to g�upota, bo je�li ta ob�udniczka zorientuje si�, �e policja jest na jej tropie, szybko si� domy�li, kto jest za to odpowiedzialny. Ci ludzie to podobno bezlito�ni fanatycy, a w ich szeregach jest wielu zab�jc�w.
- Oraz terroryst�w i najr�niejszych szale�c�w - doda�em. -Chcesz, �ebym spali� t� kartk�?
-Tak.
-Ju� to zrobi�em.
Moja �ona u�miechn�a si�. W Veritas nikt nie zadaje pyta� w rodzaju: Naprawd�? Nie �artujesz? M�wisz serio? Prze�kn�a ostatni kawa�ek krowy, po czym o�wiadczy�a:
-Jeste� troch� lepszy, ni� my�la�am.
Pozosta�a cz�� godzinnej przerwy up�yn�a nam na tradycyjnych ma��e�skich sprzeczkach i utarczkach. Helena i ja uwielbiali�my si� k��ci�. Ona, zreszt� ca�kowicie zgodnie z prawd�, stwierdzi�a, �e moje erekcje staj� si� coraz bardziej kr�tkotrwa�e, ja z ca�� szczero�ci� poinformowa�em j�, �e obrzydliwie mlaska przy jedzeniu. Ona powiedzia�a wprost, �e nie ma najmniejszego zamiaru wsp�finansowa� prezentu z okazji maj�cego si� odby� w sobot� Wypalania Connie - b�d� co b�d�, Connie nie jest jej siostrzenic�, tylko moj�; ja stwierdzi�em, �e wcale jej o to nie prosz�, bo wiem, �e wybra�aby co� niedrogiego, tandetnego i bezsensownego, by w ten spos�b po raz kolejny da� dow�d pogardy, jak� �ywi wobec mojej siostry. W ten spos�b sp�dzili�my czas a� do deseru, podsku-
buj�c si� jak myszy, strzelaj�c do siebie zza w�g�a jak snajperzy. Co za przyjemno��, co za wspania�a, patologiczna przyjemno��!
Pod koniec posi�ku Helena wyj�a z torebki arkusz podziurkowanego po bokach, komputerowego papieru, pokrytego kropkowanym pismem drukarki.
- Dostali�my to dzi� przed po�udniem - wyja�ni�a. - Toby zosta� ugryziony przez jakiego� kr�lika.
- Prosz�? Przez kr�lika? Co ty wygadujesz?
- Na pewno zd��y� ju� zapomnie� o ca�ej sprawie.
- Ugryziony?
Ralph Kitto
Zast�pca Kierownika
Obozu Hartuj�cego
dla Dzieci
skr. poczt. 145
Dzielnica Kanta
Pa�stwo Sperry!
Jak zapewne Pa�stwo wiecie, wasz syn co noc zakrada si� do spi�arni, ty uwolni� zwierz�ta, kt�re daty si� zwabi� do pu�apki na szczury. Wczoraj, kieruj�c si� trudnym do racjonalnego wyja�nienia wsp�czuciem, uczyni� to po raz kolejny i zosta� zaatakowany przez rzadko spotykany okaz zwierz�cia zwanego kr�likiem Hoba. Natychmiast opatrzyli�my ran� i upewnili�my si�, �e Wasz syn otrzyma� niedawno szczepionk� przeciw t�cow�.
Mimo to na wszelki wypadek poddali�my zwierz� kwarantannie. Z niewielk� przykro�ci� donosz�, �e dzi� rano kr�lik zdech�. Natychmiast zamrozili�my cia�o i przes�ali�my je do Instytutu Epidemiologicznego Krafta. Tamtejsi lekarze skontaktuj� si� z Pa�stwem, gdyby odkryli co� niepokoj�cego, cho� przypuszczam, �e i tak zacz�li�cie si� ju� niepokoi�.
Z umiarkowanymi wyrazami szacunku
Ralph Kitto
- Dlaczego od razu mi tego nie pokaza�a�? Helena wzruszy�a ramionami.
- Nie ma si� czym przejmowa�.
Spokojna, opanowana Helena. Czasem zastanawia�em si�, czy ona cho� troch� lubi Toby'ego.
- A nie zastanawia ci� fakt �mierci kr�lika?
- Mo�e by� po prostu stary.
Zacisn��em z�by. My�l o cierpieniu Toby'ego nape�ni�a mnie g��bokim niepokojem. Nie chodzi�o mi wcale o fizyczny b�l - to akurat mog�o mu wyj�� na dobre, przygotowuj�c do operacji Wypalania - lecz o cierpienie psychiczne, jakie z pewno�ci� sta�o si� jego udzia�em. M�j syn zawsze podchodzi� do �wiata z wyci�gni�tymi r�kami i otwartym sercem, a teraz ten �wiat ugryz� go.
-Jest co�, o czym powinienem ci powiedzie� - zwr�ci�em si� do �ony. - Przed spaleniem kartki z wierszem Martiny zapami�ta�em jej adres i numer telefonu.
Helena skrzywi�a si�, jakby poczu�a nieprzyjemny zapach.
- Twoje zachowanie coraz cz�ciej nasuwa mi nieprzyjemne skojarzenia, w kt�rych istotn� rol� odgrywaj� narz�dy wydalnicze ludzkiego cia�a. Doprawdy, Jack, czasem zastanawiam si�, dlaczego w og�le zdecydowali�my si� na ma��e�stwo!
-Ja te� si� nad tym czasem zastanawiam. Wola�bym, �eby ten kr�lik wci�� �y�.
- Daj spok�j kr�likowi. M�wili�my o tym, dlaczego wysz�am za ciebie za m��.
- Wysz�a� za mnie - odpar�em zgodnie z prawd� - poniewa� by�em twoj� ostatni� szans�.
DWA
Sobota: �winie maj� skrzyd�a, psy potrafi� m�wi�, pieni�dze rosn� na drzewach... Doskonale znana ka�demu z nas litania prze-
wija�a si� uparcie przez m�j m�zg, tak jak za ka�dym razem, kiedy kt�re� z moich siostrze�c�w i siostrzenic mia�o podda� si� operacji Wypalania. Kamienie �yj�, koty uciekaj� przed myszami... Dziesi�� k�amstw, dekalog fa�szu, ukryty g��boko pod fundamentami miasta niczym smok strzeg�cy zakopanego skarbu. S�l jest s�odka, papie� jest �ydem... I nagle jest ju� po wszystkim, nagle dziecko przekracza niewidzialn� granic�, zrzuca grzeszny str�j m�odo�ci i otula si� niewinno�ci� wieku dojrza�ego. Staje si� doros�e. Tego ranka zaraz po obudzeniu zerwa�em si� z ��ka, odrzuciwszy gwa�townie ko�dr�, jakby tylko ona oddziela�a mnie od
rzeczywisto�ci. Po przeciwnej stronie pokoju moja �ona spa�a spokojnie, oboj�tna na smutne prawdy �wiata, na jego martwe kr�liki. Od pocz�tku ma��e�stwa sypiali�my osobno, wsp�yli�my za� na pod�odze mi�dzy ��kami, na w�skim skrawku neutralnego terytorium, w naszej rodzinnej Genewie. Ziewaj�c rozdzieraj�co, wszed�em do kabiny prysznicowej; ciep�a woda trysn�a silnym strumieniem, jak tylko sensory wyczu�y moj� obecno��. W��czy� si� te� telewizor. O tej porze nadawano program "Trzeba jako� prze�y� kolejny dzie�". Lekko skrzywiony wiceminister imperializmu - przypuszczalnie ze wzgl�du na silne o�wietlenie studia - omawia� rosn�ce zaanga�owanie Veritas w hegelia�sk� wojn� domow�.
- Do tej pory straci�o �ycie ponad cztery tysi�ce naszych �o�nierzy
- zauwa�y� dziennikarz prowadz�cy program. - Istotnie, ponie�li�my ogromne straty, w dodatku nie osi�gaj�c �adnych korzy�ci - przyzna� ochoczo dostojnik. - Naszej polityki nie da si� uzasadni� w �aden racjonalny spos�b, w zwi�zku z czym musimy powo�ywa� si� na rzekome zagro�enie naszych narodowych interes�w oraz inne bzdury.
Wyszed�em spod prysznica i na golasa wr�ci�em do sypialni. Ma si� rozumie�, sama koncepcja ubrania zawiera element oszustwa, ale nago�� tak�e stanowi co� w rodzaju prowokacji, obiecuj�c wi�cej, ni� mo�na p�niej otrzyma�. Ubra�em si�. Nic nieszczerego: bielizna, koszula bez ko�nierzyka, szara marynarka z usuni�tymi klapami. Nasze mieszkanie by�o r�wnie skromne, urz�dzone wy��cznie z my�l� o funkcjonalno�ci. Przyjaciele kupowali zas�ony, firanki i dywany; my byli�my patriotami. Przy windzie poczu�em smr�d moczu. Wielka szkoda, �e niekt�rzy ludzie opacznie rozumieli tre�� plakat�w rozwieszonych w og�lnie dost�pnych noclegowniach (PRYWATNO�� TO K�AMSTWO - identyczny napis migota� na wielkiej tablicy �wietlnej przy Placu Woltera) i w og�le nie korzystali z toalet. Czy�by nigdy nie s�yszeli o czym� takim jak higiena? Higiena by�a ca�kowicie w porz�dku.
Zjecha�em na parter, przeszed�em przez g��wny hol i da�em si� po�kn�� obrotowym drzwiom, kt�re wyplu�y mnie na ulic�, w g�ste, zapylone powietrze Veritas. M�j pokryty grub� warstw� brudu plymouth sta� przy kraw�niku po drugiej stronie ulicy. Podobno kiedy�, dawno temu, nigdy nie mo�na by�o mie� pewno�ci, czy zastanie si� samoch�d w nienaruszonym stanie, ani czy w og�le znajdzie si� go tam, gdzie go si� zostawi�o. O skali panuj�cej w�wczas nieuczciwo�ci najlepiej �wiadczy fakt, �e silnik uruchamia�o si� za pomoc� specjalnego kluczyka!
Przemkn��em obok utrzymanych w stylu dostojnego funkcjonalizmu wie� ratusza i tu� przed po�udniem dotar�em do dzielnicy handlowej. Ku memu zadowoleniu uda�o mi si� zaparkowa� w�z dok�adnie naprzeciwko Raczej Drogiego Sklepu z Zabawkami. Natychmiast skarci�em si� w my�lach: rado�� z tak b�ahego powodu jest nieuzasadniona, zadowolenie pozbawione sensu.
- Ale� z pana przystojniak! -wykrzykn�a sprzedawczyni o ptasiej twarzy, jak tylko wszed�em do Raczej Drogiego Sklepu. Pod sufitem wisia�o mn�stwo marionetek, przypominaj�cych ofiary masowego linczu. - Z wyj�tkiem tego podbr�dka, ma si� rozumie�.
- Pani te� ma ca�kiem niez�e cia�o - odpar�em, mierz�c j�
uwa�nym spojrzeniem. Pod cienk� bawe�nian� bluzk� z nadrukiem Uniwersytetu Bertranda Russella wyra�nie odznacza�y si� stercz�ce piersi. - Gdyby nie ten nos... - doda�em z �alem w g�osie. Naprawd� nie�atwo by� dobrym obywatelem.
Sprzedawczyni dotkn�a palcem mojej obr�czki i spojrza�a na mnie spode �ba.
- Czego pan chce? Szuka pan prezentu dla m�odszej siostry swojej kochanki?
- Moja siostrzenica ma dzi� Wypalanie.
- A pan oczywi�cie czeka� do ostatniej chwili z kupnem upominku?
-Zgadza si�.
- Ostatnio ludzie ch�tnie kupuj� wrotki. W ubieg�ym miesi�cu sprzedali�my pi�tna�cie par, z czego trzy ju� zwr�cono, bo mia�y fabryczne usterki.
- Mog� by� wrotki.
Pod��y�em za ni� w�r�d stert r�kawic baseballowych i pluszowych zwierzak�w, a� wreszcie dotarli�my do stojaka z wrotkami. Wszystkie by�y najnowszego typu: sze�cioko�owe, z miniaturowymi silniczkami odrzutowymi.
- Mniej wi�cej w co dziesi�tej parze p�kaj� sznurowad�a - poinformowa�a mnie ekspedientka. - W kwietniu eksplodowa� jeden z silniczk�w... Mo�e widzia� pan w telewizji? Wie pan, co si� sta�o t� dziewczynk�? Rzuci�o ni� o �cian�, roztrzaska�a sobie czaszk� i umar�a.
- Wydaje mi si�, �e naj�adniejsze s� te ��te - powiedzia�em, Zdejmuj�c ze stojaka wrotki w kolorze Nie Najgorszej Margaryny "Mamu�ka". - B�d� pasowa�y na ka�d� stop�?
- Mniej wi�cej.
- Kosztuj� tyle samo co wsz�dzie?
- U Marquanda takie same mo�na kupi� o dwa dolary taniej.
- Nie mam czasu. Prosz� zapakowa�.
- Ch�tnie, ale pakowanie to moja najs�absza strona.
- Nie szkodzi. Obieca�em Glorii, �e przyjd� nie tylko na przyj�cie, ale zjawi� si� tak�e na samo Wypalanie, aby podnie�� Connie na duchu. Zazwyczaj �wiadkami operacji s� oboje rodzice, ale oczywi�cie ten beznadziejny Peter Raymond nie chcia� zawraca� sobie tym g�owy.
- Widywa�am aligatory, kt�re s� lepszymi ojcami od ciebie -powtarza�a cz�sto Helena memu by�emu szwagrowi.
W ka�dej dzielnicy mo�na by�o znale�� szpital przeprowadzaj�cy operacje Wypalania, ale Gloria wybra�a najlepszy, Instytut Weteran�w w Dzielnicy Spinozy, ponury gmach z pociemnia�ych cegie� g�ruj�cy nad Mostem Giordana Bruna. Zaraz po wej�ciu do g��wnego holu ujrza�em spory t�umek dziesi�ciolatk�w. Poczu�em si� tak, jakbym by� nie w szpitalu, lecz na peronie dworca kolejowego; dziewczynki pozbija�y si� w ciasne rozgadane gromadki, ch�opcy biegali w�r�d wielkich donic z palmami, strzelaj�c do siebie z wyimaginowanych pistolet�w i udaj�c, �e wcale nie boj� si� tego, co ju� niebawem mia�o nast�pi�.
Z nieudolnie zapakowanymi wrotkami pod pach� uda�em si� na pierwsze pi�tro. UWAGA: KONSERWATOR WIND W TYM BUDYNKU NIENAWIDZI SWOJEJ PRACY. DYREKCJA SZPITALA NIE PONOSI ODPOWIEDZIALNO�CI ZA EWENTUALNE WYPADKI. KORZYSTANIE Z WINDY WY��CZNIE NA W�ASN� ODPOWIEDZIALNO�� PASA�ER�W.
Moja siostrzenica siedzia�a ju� w przeszklonej celi, ubrana w zielony kitel i przywi�zana do krzes�a sk�rzanymi paskami. Jedn� elektrod� przyczepiono jej do lewego ramienia, drug� do prawej nogi. Czarne kable ��cz�ce elektrody z miedzianymi ko�c�wkami transformatora wi�y si� po pod�odze niczym nici pozostawione przez jakiego� gigantycznego, obrzydliwego paj�ka, kt�ry z pewno�ci� wzbudzi�by zachwyt Toby'ego. Connie przywita�a mnie
dzielnym u�miechem, ja za� pokaza�em jej paczk� z prezentem, w nadziei, �e w ten spos�b dodam dziewczynce otuchy.
Do celi wszed� niedu�y lekarz o anielskiej twarzy, w fartuchu, z tabliczk� z nazwiskiem MERRICK przypi�t� do piersi, i na�o�y� na g�ow� mojej siostrzenicy miedziany he�m. Pokaza�em jej uniesiony kciuk. Nied�ugo b�dzie po wszystkim, male�ka: �nieg jest gor�cy, trawa fioletowa, i tak dalej.
- Dzi�kuj�, �e przyszed�e� - powiedzia�a Gloria, bior�c mnie pod r�k� i prowadz�c do kabiny obserwacyjnej. -Jak tam rodzina?
- Toby zosta� ugryziony przez kr�lika.
- Przez kr�lika?
- Kt�ry wkr�tce potem zdech�.
- Mi�o mi, �e nie tylko ja mam problemy - przyzna�a.
Moja siostra by�a do�� atrakcyjn� kobiet� - l�ni�ce czarne w�osy, �wie�a cera, podbr�dek o niebo �adniejszy od mojego - ale tego dnia wygl�da�a okropnie. Niepewno�� i l�k zrobi�y swoje. By�em przy tym, jak rozpad�o si� jej ma��e�stwo. Siedzieli�my we tr�jk� w Porannej Lufie i nagle Gloria zwr�ci�a si� do Petera:
- Czasem podejrzewam, �e utrzymujesz stosunki p�ciowe z Ellen Lambert. Czy to prawda?
Peter powiedzia�, �e tak, to prawda. Gloria nazwa�a go pierdolonym kutasem. Peter powiedzia�, �e ma racj�. Gloria zapyta�a, kogo jeszcze r�nie. Peter powiedzia�, �e mn�stwo kobiet. Gloria zapyta�a, dlaczego; mo�e w ten spos�b pr�buje umocni� ich ma��e�stwo? Peter powiedzia�, �e nie, �e po prostu lubi mie� wytrysk do wn�trza innych kobiet.
Merrick pog�aska� Connie po rudej grzywce i do��czy� do nas w kabinie obserwacyjnej.
- Dzie� dobry pa�stwu - przywita� nas tonem, kt�ry mia� �wiadczy� o tym, �e bycie uprzejmym nale�y do jego obowi�zk�w. -Jak si� macie?
- Obchodzi to pana? - zapyta�a moja siostra.
- Tak sobie. - Lekarz spojrza� na mnie. - To pani m��?
- Brat - wyja�ni�a Gloria.
- Jack Sperry - przedstawi�em si�.
- Ciesz� si�, �e pan przyszed�, Sperry - powiedzia� lekarz. -Kiedy przy operacji jest tylko jedna bliska osoba, dzieciak cz�sto wpada w katatoni�. - Podsun�� Glorii formularz. - Wie pani, jakie s� zagro�enia?
- Co� mi o tym m�wili. - Spojrza�a na formularz. - Zdaje si�, �e chodzi o serce i...
- Zatrzymanie akcji serca, krwotok m�zgowy, niewydolno�� oddechowa, uszkodzenie nerek - wyrecytowa�. Gloria z�o�y�a podpis u do�u strony.
- Kiedy po raz ostatni zdarzy�o si� co� takiego?
- We wtorek w Szpitalu Miejskim zabili ch�opca - odpar� Mer-rick, podchodz�c do pulpitu sterowniczego. - Paskudna sprawa, ale w naszym fachu trafia si� sporo s�abo wyszkolonego personelu. Jak tam, wszyscy gotowi?
- Nie bardzo - szepn�a moja siostra.
Merrick wcisn�� guzik i na monitorze zainstalowanym na wysoko�ci oczu dziewczynki, a tak�e na takim samym w kabinie obserwacyjnej, pojawi� si� napis: �WINIE MAJ� SKRZYD�A.
Lekarz, Gloria i ja wstrz�sn�li�my si� z obrzydzeniem.
- S�yszysz mnie, male�ka? - zapyta� Merrick do mikrofonu. Connie otworzy�a usta i z g�o�nika dobieg�o s�abiutkie "tak".
- Widzisz te s�owa? - pyta� dalej Merrick. P�omieni�cie czerwone litery trzepota�y na ekranie niczym zm�czone motyle.
- T-tak.
- Kiedy ci powiem, przeczytaj je na g�os.
- Czy... Czy to b�dzie bola�o?
- Nawet bardzo. Przeczytasz te s�owa, kiedy ka�� ci to zrobi�?
- Boj� si�. Czy musz�?
- Musisz. - Palec Merricka zawis� nad przyciskiem. - Teraz!
- �winie m-maj� skrzyd�a...
I tak si� zacz�o: �amanie sumienia, na�adowana elektryczno�ci� inicjacja. Merrick nacisn�� guzik, przez cia�o Connie przebieg� pr�d. Dziewczynka krzykn�a przera�liwie. W jej twarzy nie by�o ani kropli krwi.
- Ale to nieprawda! - wykrztusi�a. - Przecie� �winie... Przypomnia�em sobie w�asne Wypalanie, towarzysz�ce mu przera�enie, �miertelny strach.
- To prawda, male�ka. �winie nie maj� skrzyde�. - Merrick lekkim mu�ni�ciem palca przesun�� potencjometr odrobin� w prawo. Gloria napi�a mi�nie. - Dobrze si� spisa�a�.
Podsun�� mikrofon Glorii.
- Tak jest, Connie - potwierdzi�a moja siostra. - Oby tak dalej.
- To nie w porz�dku! - poskar�y�a si� dziewczynka. Na jej czole pokaza�y si� krople potu. - Chc� wr�ci� do domu!
Gloria odda�a mikrofon lekarzowi, na ekranie za� pojawi�a si� informacja, �e �NIEG JEST GOR�CY Zakr�ci�o mi si� w g�owie.
- Teraz, male�ka! Przeczytaj to na g�os!
- �nieg jest g-g-gor�cy...
Rozleg� si� odg�os jak przy uderzeniu pioruna. Connie zawy�a przera�liwie, z jej ust pociek�a krew. Podczas mojego Wypalania prawie odgryz�em sobie j�zyk.
-Ja ju� nie chc�!
- Nie masz wyboru, male�ka.
- Przecie� �nieg jest zimny! - �zy po��czy�y wilgotnymi �cie�kami piegi na policzkach mojej siostrzenicy. - Prosz�, niech pan ju� tego nie robi!
- Zimny. �nieg jest zimny. Oczywi�cie. M�dra dziewczynka. -Merrick ponownie przesun�� potencjometr. -Jeste� gotowa, Connie?
KONIE MAJ� SZE�� N�G.
- Po co to wszystko? Po co?!
- Ka�dy musi przez to przej��. Twoi koledzy, kole�anki...
- K-konie m-m-maj�... maj�... Panie doktorze, przecie� konie maj� cztery nogi!
- Przeczytaj to, co widzisz na ekranie!
- Nienawidz� was! Nienawidz� was wszystkich!
- Connie!!!
Wreszcie wydusi�a to z siebie. Bach. Dwie�cie wolt�w. Dziewczynka szarpn�a si� gwa�townie, z jej ust wyp�yn�a stru�ka �liny.
- Czy to nie za wiele? - zapyta�a z niepokojem Gloria.
- Chyba zale�y pani na tym, by operacja zosta�a doprowadzona do ko�ca? - wycedzi� Merrick.
- Mamusiu! Gdzie jest moja mamusia? Gloria wyrwa�a lekarzowi mikrofon.
- Tutaj jestem, kochanie!
- Mamusiu, powiedz im, �eby przestali!
- Nie mog�, c�reczko. Musisz by� dzielna. Na monitorach pojawi�o si� czwarte k�amstwo. Merrick zwi�kszy� napi�cie.
- Czytaj!
- Nie!
-Czytaj!!!
- Wujku! Wujku, gdzie jeste�?
Zasch�o mi w gardle, m�j �o��dek zacisn�� si� w supe�.
- �wietnie sobie radzisz, Connie - powiedzia�em do mikrofonu. - Przypuszczam, �e spodoba ci si� tw�j prezent.
- Zabierz mnie do domu!
- Kupi�em ci co� naprawd� �adnego.
Twarz dziewczynki przypomina�a pomarszczonego melona.
- Kamienie!... - krzykn�a, rozbryzguj�c doko�a kropelki r�owej �liny. - Kamienie... �yj�!
Szarpn�a si� jak ryba na o�cieniu: raz, drugi, trzeci. Na kitlu mi�dzy nogami pojawi�a si� ciemna plama moczu, pomimo wykonanej tu� przed operacj� lewatywy na pod�og� pociek�o nieco br�zowej, g�stej substancji.
- Znakomicie! - Merrick przesun�� potencjometr na trzysta wolt�w. - Koniec coraz bli�ej.
- Nie! Prosz�! Nie! Ja nie chc�! Na usta Connie wyst�pi�a piana.
- Dotarli�my ju� prawie do po�owy.
-PROSZ�!!!
Ekran migota�, Connie k�ama�a: fa�sz za fa�szem, wstrz�s za wstrz�sem, zupe�nie jakby do jej uk�adu nerwowego przenika�y roje samosteruj�cych pocisk�w, kt�re nast�pnie p�dzi�y w g�r�, by eksplodowa� w m�zgu. Moja siostrzenica twierdzi�a, jakoby koty ucieka�y przed myszami, pieni�dze ros�y na drzewach, papie� by� �ydem, trawa by�a fioletowa, a s�l s�odka.
Kiedy na ekranie pojawi�o si� ostatnie k�amstwo, dziewczynka straci�a przytomno��. Zanim Gloria zd��y�a otworzy� usta do krzyku, Merrick by� ju� w przeszklonej celi, pochyla� si� nad dzieckiem, sprawdza� puls i prac� serca. Poczu�em co� w rodzaju niech�tnego podziwu; by� lekarzem, mia� do wykonania zadanie i robi� wszystko, �eby si� z niego wywi�za�.
Wystarczy�a pojedyncza dawka w�glanu amonowego, by Connie otworzy�a oczy. Merrick uj�� jej g�ow� w obie r�ce, skierowa� twarz� ku ekranowi, po czym spojrza� w g�r�, na mnie.
-Jest pan got�w?
- S�ucham?
- Kiedy dam panu znak, prosz� nacisn�� guzik. Oci�gaj�c si� po�o�y�em palec na przycisku.
- Wola�bym tego nie robi�.
By�a to prawda. Nie mia�em powodu, �eby jako� specjalnie lubi� Connie, ale te� nie chcia�em zadawa� jej cierpienia.
- Czytaj, Connie - poleci� doktor Merrick.
- N-n-nie mog�. - Po jej brodzie �cieka�a �lina wymieszana z krwi�. - Wy wszyscy mnie nienawidzicie! Mamusia te�!
- Lubi� ci� prawie tak jak sam� siebie - zapewni�a Gloria c�rk�, opieraj�c si� na moim ramieniu. - B�dziesz w miar� zadowolona z przyj�cia, jakie ci urz�dzimy.
-Jeszcze raz, Connie - odezwa�em si�. -Jeszcze tylko ten jeden raz i staniesz si� obywatelk�. - Mia�em wra�enie, �e przycisk jest rozgrzany do czerwono�ci. - Przyj�cie na pewno si� uda.
Po policzku dziewczynki stoczy�a si� samotna �za, pozostawiaj�c taki sam �lad jak kt�ry� z ukochanych �limak�w Toby'ego. U�wiadomi�em sobie, �e to ostatnia �za w �yciu mojej siostrzenicy. Tak w�a�nie dzia�a Wypalanie: uwalnia ci� od wszystkich niepotrzebnych, destrukcyjnych obci��e�: senryinent�w, z�udze�, przes�d�w, �ez.
- Psy potrafi� m�wi� - powiedzia�a Connie, a wtedy ja przeszy�em jej serce b�yskawic� elektrycznego wy�adowania.
Przej�cie by�o naprawd� ca�kiem udane; przysz�o tylu go�ci, �e wype�nili nie tylko specjalnie przeznaczon� na ten cel sal�, ale tak�e cz�� g��wnego holu. Zjawi�y si� cztery starsze siostry Connie, jej nauczycielka oraz osiem kole�anek, z kt�rych po�owa mia�a ju� Wypalanie za sob� -jedna przesz�a przez to zaledwie dzie� wcze�niej. Ta�czono przy d�wi�kach najnowszego przeboju zespo�u Uczciwo��:
Kiedy niebo szarzeje i deszcz pada� zaczyna, Ch�tnie staje przy oknie.
Patrz� na krople wody, na to, co wiatr z nimi wyczynia, I �miej� si�, bo wcale nie mokn�.
Dyrekcja szpitala zapewni�a przek�ski oraz napoje orze�wiaj�ce: skrzynk� Przyzwoitej Oran�ady "Olga", wann� lod�w z Marne-
go Koktajlu oraz blok czekolady wielko�ci materaca. Zauwa�y�em, �e dziewcz�ta jedz� poma�u i w niewielkich ilo�ciach; znaczna cz�� lod�w zd��y�a zamieni� si� w �mietankowo-malinow� zup�. Odchudzanie si� "na si��" �wiadczy�o, ma si� rozumie�, o zak�amaniu, ale to jeszcze nie pow�d, �eby by� ob�artuchem.
Podczas ceremonii wr�czania prezent�w dosz�o do nieprzyjemnego incydentu. W�r�d tradycyjnych �niegowc�w, ksi��ek, parasolek i sweterk�w znalaz�a si� tak�e makieta lunaparku - nazwano je Szcz�liwym Miejscem - z kolejk� g�rsk�, po kt�rej p�dzi�y miniaturowe wagoniki, ruchom� karuzel� oraz obracaj�cym si� dostojnie ko�em, niegdy� zwanym diabelskim. Connie zblad�a, zachwia�a si� jakby mia�a zemdle�, po czym przycisn�a r�k� do ust i wybieg�a do �azienki. By�a to typowa reakcja osoby poddanej niedawno operacji Wypalania: jeszcze co najmniej przez kilkana�cie godzin b�dzie wzdryga�a si� przed kontaktem ze wszystkim, co ma jakikolwiek zwi�zek z elektryczno�ci�. Kole�anka, kt�ra przynios�a jej ten prezent, niedu�a, rozczochrana dziewczynka imieniem Beth, poczerwienia�a ze wstydu.
- Powinnam by�a si� domy�li�!
Czy aby Szcz�liwe Miejsce nie jest k�amstwem? - przemkn�o mi przez g�ow�. Przecie� udawa�o lunapark, kt�rym nie by�o.
-Jestem taka g�upia! -j�cza�a Beth.
Nie, wszystko w porz�dku. Szcz�liwe Miejsce niczego nie udawa�o; po prostu by�o miniaturow� replik� lunaparku, niczym wi�cej.
Connie wysz�a z �azienki, s�aniaj�c si� na nogach. W wype�nionym do tej pory wrzaw� i rozgardiaszem pomieszczeniu zapad�a nag�a cisza, jakby niespodziewanie przykry�a je gruba czapa �niegu, t�umi�c wszelkie odg�osy - nie gor�cego �niegu Wypalania,