5451

Szczegóły
Tytuł 5451
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5451 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5451 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5451 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5451 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

PAWE� J. RODAN Jenny i Dawca �mierci 1. Przegl�da�a akta Adriana Batesa. W kompleksowej rzeczywisto�ci INTER VIRTUAL NET, ukaza� si� labirynt z�o�ony z miliard�w gigabajt�w informacji, serwer�w i po��cze�. Potem pojawi� si� tr�jwymiarowy hologram Batesa, a obok w tr�jk�tnej karuzeli danych szczeg�owe informacje. Szuka�a "haczyka", wstydliwej prywatnej sprawy, niedost�pnej dla spo�ecze�stwa. Wesz�a do u-katalogu. Po trzech nanosekundach czasu realnego odnalaz�a to, czego szuka�a. Kochank�. Z danych wynika�o, �e fina�em romansu by�o niechciane dziecko. Niechciane przede wszystkim dla niego. Odwr�ci�a si� i wesz�a do osobo-u-katalogu Mary Dowson - owej kochanki. Gdy Adrian dowiedzia� si� o dziecku, kaza� dziewczynie znikn�� ze swego �ycia. Na odchodne da� spor� kwot� kredyt�w. - Skopiuj i przyklej zapis transferu g�osu Mary Dowson do cyfrowego odtworzenia mojej osoby. System wykona� rozkaz w ci�gu nanosekundy. Przenios�a sw�j wizerunek do innej lokacji i zalogowa�a si� w segmencie po��cze�. Wybra�a numer wideokom�rki Adriana Batesa, zamazuj�c obraz. - Halo... - Cze��... - Kto m�wi? - Nie poznajesz mnie? Mam k�opoty... - Na rany Chrystusa! To ty Mary...? - Tak. Pos�uchaj. Zosta�am oszukana... skradziono mi kart� dost�pu do moich pieni�dzy. Ja... ja... moje... nasze dziecko... nie mamy si� gdzie podzia�... g�odujemy, musisz mi pom�c. Waha� si�. Ci�ko oddycha� i przeciera� chusteczk� spocon� twarz. Cholera, je�eli to si� nie uda, trzeba b�dzie spr�bowa� innej przyn�ty. - Pomog�... tylko zamknij si�! Nikt nie mo�e wiedzie� o naszym zwi�zku! Odetchn�a z ulg�. - Spotkajmy si� przy pomniku Zwyci�stwa za p� godziny, o 23.30. O tej porze nie ma tu nikogo. Ty te� przyjd� sam, �eby nie by�o rozg�osu. Wiem, �e masz zaufanych ludzi... ale rozumiesz... obydwoje nie chcemy "przecieku". - B�d�. Uda�o si�. Rybka po�kn�a haczyk. Nied�ugo si� nim ud�awi. Przerwa�a po��czenie z matryc�. Zamkn�a wszystkie karuzele danych i wylogowa�a z INTER VIRTUAL NETU. *** Otworzy�a i przetar�a oczy. Znajdowa�a si� na dachu wie�owca mieszkalnego w dzielnicy Q102. Przed ni� rozpo�ciera� si� widok na ca�e miasto. Odpi�a wtyczk� z potylicy. Lekki stan zamroczenia wwierca� si� w jej zmys�y; s�ysza�a jednostajne bzyczenia, widzia�a podw�jnie, towarzyszy� temu zapach zgni�ych jab�ek. To wina �rodka dezynfekuj�cego wtyczk�. Tylko dotyk bezb��dnie informowa� o zimnym, chropowatym dachu, na kt�rym siedzia�a. Pomy�la�a, �e wizyta w cyberprzestrzeni na pewno nie przypomina kuracji w leczniczym sanatorium, ju� raczej spacer po kolorowym szpitalu dla ob��kanych. Wsta�a i zapi�a walizeczk� komputera loguj�cego. Wyj�a z plecaka snajperski pistolet z cyfrowym wy�wietlaczem. Podesz�a na skraj dachu. W dole widoczny by� plac, a w jego centrum tkwi� pomnik Zwyci�stwa. *** By� na miejscu punktualnie, �a�uj�c, �e jest bez obstawy. Mary m�wi�a dziwnie, cho� g�os brzmia� tak samo. Sytuacja tak czy owak wzbudzaj�ca najwy�szy niepok�j. Rozg�os o romansie z przydro�n� kurtyzan� zniszczy�by jego misternie konstruowan� karier� prezesa zarz�du POLTEX COMPANY. Na szcz�cie wko�o nie by�o �ywej duszy. *** Ustawi�a maksymalne zbli�enie. W ciek�okrystalicznym wy�wietlaczu pojawi�a si� g�owa grubego, wielkiego i wystraszonego Adriana. Dobrze, �e ma tak paskudny ryj (biedna Mary), nie �al amunicji. Celownik znalaz� swoje miejsce mi�dzy wytrzeszczonymi oczami Batesa. Nacisn�a spust. Kula ruszy�a z pr�dko�ci� d�wi�ku, przebi�a czaszk� m�czyzny, zatrzymuj�c si� w m�zgu. Nie by� to zwyk�y pocisk. �eby uniemo�liwi� wykrycie broni, z kt�rej oddano strza� - kula wybucha�a po sze�ciu sekundach. Zatem po jednej dziesi�tej minuty g�owa prezesa zarz�du POXLET COMPANY eksplodowa�a z hukiem, niczym soczysty melon po upadku z du�ej wysoko�ci. Kobieta schowa�a pistolet, wsiad�a do aerolotu, po��czy�a si� z Marco i wystartowa�a. 2. - To ty moja s�odka Jenny? - rzuci� do kom�rki, bez czekania na prezentacj�. - Tak. Za�atwi�am Batesa. A co z twoim celem? - Czekam teraz w samochodzie. Ob�o�y�em C-12 ka�dy centymetr windy, kt�r� b�dzie zje�d�a�. Skurwiel siedzi w biurze, a z nim jego ochroniarze. Podejrzewam, �e s� w pe�ni biobotami. Mog� wykry� �adunek i b�d� problemy. - Potrzebujesz pomocnej d�oni? - Nie! Dam sobie rad�, przecie� mnie znasz... - Powodzenia w takim razie. - Cze��. Marco w��czy� urz�dzenie zak��caj�ce systemy bioautomatyczne i skierowa� sygna� w kierunku budynku. Winda by�a oszklona. Przez noktowizor zobaczy� wsiadaj�cych czterech m�czyzn. D�wig ruszy�. Zak��cacz dzia�a� bez zarzutu. Nie wyczuli bomby. Marco si�gn�� po zdalny zapalnik. W momencie, gdy mia� nacisn�� przycisk, co� zabola�o go z ty�u g�owy. W uszach wibrowa� przera�liwy pisk, roznosz�c dr�enie d�wi�k�w po ca�ym ciele. Wzrok zm�tnia�. Przed oczami pojawi�y si� obrazy... dziwne, nienaturalne odcienie wspomnie�, a tak�e przysz�o�ci. Pami�ta� i czu� przysz�o��. Wiedzia�, co si� stanie za moment: widzia�, jak wybucha winda, a z ty�u podje�d�aj� trzy czarne mercedesy. Widzia� te� swoj� �mier�. Nie mia� czasu. Od�o�y� zapalnik, wsiad� do samochodu i wcisn�� gaz... By�o za p�no. Drog� zagrodzi�y mu trzy samochody. Marki mercedes, koloru czarnego. 3. Jenny zna�a Marco zbyt dobrze, dlatego postanowi�a mu pom�c. Je�eli stwierdzi�, �e b�dzie mia� problem, oznacza�o to, �e jej potrzebuje. Sama zreszt� przeczuwa�a, �e co� jest nie tak. Mia�a racj�. Gdy dolecia�a, samoch�d Marco sta� w p�omieniach. Obok le�a�o cia�o. Winda by�a nienaruszona. CZʌ� PIERWSZA - SAMARYTANIE I Mimo znieczulenia na �mier�, trudno mi przysz�o otrz�sn�� si� po �mierci Marco. By� moim jedynym przyjacielem (je�eli w tym �wiecie jeszcze istnieje taka wi�. Po prostu zwi�za�am si� z nim emocjonalnie). Zlecenie zabicia prezesa i wiceprezesa korporacji produkuj�cej zabawki i gry, niekoniecznie dla dzieci - okaza�o si� pierwszym i zarazem ostatnim zleceniem, kt�rego nie zdo�a� wykona�. Dot�d zawsze wszystko mu wychodzi�o, przynajmniej mia�o si� takie wra�enie. By� ma�om�wny, mia� swoje sekrety, ale przede wszystkim by� �wietnym, zimnym profesjonalist�, przy kt�rym przesta�am by� bab�, a sta�am si� prawdziwym zab�jc�. Cel mia�am jasno sprecyzowany: musz� dowiedzie� si�, kto zamordowa� mojego wsp�lnika. O wp� do �smej mia�am spotkanie z informatorem specjalizuj�cym si� w samochodach. W niezbyt odleg�ej przesz�o�ci by�am crackerk�, jednak gdy po w�amaniu do rz�dowej fabryki sprz�tu w celu pomno�enia wyposa�enia i funduszy, zacz�o �ciga� mnie FBI, Interpol i wojsko - musia�am zmieni� to�samo��, twarz i profesj�. Od tamtej pory sta�am si� najemniczk� o pseudonimie Jenny. P�niej pozna�am Marco, przy robocie dla jednej z korporacji. Paskudne zadanie - zabicie o�mioletniego dziecka. �wiat nauczy� mnie jednak, jak pozby� si� skrupu��w. By w nim prze�y�, nale�a�o sta� si� bezdusznym, pod�ym, lodowatym sukinsynem (nawet je�eli by�o si� kobiet�), niczym nie r�ni�cym si� od bioautomat�w. Wesz�am do pubu o dziewi�tnastej dwadzie�cia. W barze dziewczyny (niekt�re p�bioautomatyczne) rozbiera�y si� ta�cz�c w klatkach wisz�cych przy suficie. Co odwa�niejsi (i g�upsi) m�czy�ni pr�bowali si� dosta� do gor�cych, nagich dziwek, wibruj�cych w narkotycznym transie. Niekt�rym si� udawa�o. Wtedy klatka chybota�a si� to w jedn�, to w drug� stron�, a wszechobecn� muzyk� przerywa�y j�ki dochodz�ce z wy�szej partii lokalu. Niekt�rych facet�w ochroniarze zestrzeliwali gumowymi pociskami, gdy ci byli jeszcze na drabinach. M�j informator siedzia� w rogu. Zacz�am przepycha� si� w jego stron�. Jeden z u�linionych dryblas�w - taki pseudo- macho, kt�ry ma wzw�d nawet na widok staruszki - wsta� i zablokowa� mi przej�cie. Mia� zapchlone, d�ugie, t�uste w�osy i zarost. - Hej, male�ka! Zabawisz si�? - Raczej nie... - nienawidz�, jak tak si� do mnie m�wi. Chwyci�am go za bujne ow�osienie, podstawiaj�c nog�. Wyl�dowa� na przeciwleg�ym stoliku, t�uk�c szklanki z piwem. Z informatorem rozumieli�my si� bez s��w. Nie musia�am pyta�. - Mercedesy wynaj�� gang "Prze�uwaczy" - Sama Ironsa. Dziwne, �e maj� pieni�dze na wynajem tak kosztownych aut. Kto� musia� im s�ono zap�aci�. Chyba �e je ukradli... - Wiesz gdzie jest ich "miejsc�wka"? - Jasne - u�miechn�� si� - z�omowisko Riden Throath. Po�o�y�am kopert� na stole. - Dzi�ki. - Nie napijesz si�? - Nie Cry, nie dzisiaj. Mam jeszcze par� spraw. Po wyj�ciu z knajpy po��czy�am si� z IVN w moim aerolocie. Dowiedzia�am si�, jaki styl (je�eli to mo�na nazwa� stylem) prezentuje gang "Prze�uwaczy". Pojecha�am do jednego ze sklep�w (je�eli to mo�na nazwa� sklepem). Kupi�am sk�rzane spodnie, kurtk�, �a�cuchy i szcz�k� z metalowymi z�bami. Ufarbowa�am na miejscu w�osy na niebiesko (�wiadczyli r�wnie� tak� us�ug�), po czym uda�am si� w stron� z�omowiska. Wyl�dowa�am kilometr wcze�niej i reszt� drogi przeby�am pieszo. Na miejscu by�am dwudziesta pierwsza trzydzie�ci. Na z�omowisku wala�y si� tony niepotrzebnych starych samochod�w, aerolot�w, helikopter�w �yrop�atowych, �azik�w na s�oneczn� energi�. Sta�y si� bezu�yteczne, odk�d s�o�ce na zawsze zakry�y toksyczne opary, kt�re ludzko�� tworzy�a na ka�dym kroku. Ci�gle pada� deszcz, czasem normalny, momentami kwa�ny, w zale�no�ci od przeprowadzanych przez laboratoria eksperyment�w nuklearnych. Le�a�y tu tak�e stare komputery domowe, w dobie IVN nadaj�ce si� jedynie na z�om. W centralnym punkcie z�omowiska pali�o si� ognisko i krz�ta�o kilka os�b. W pobli�u sta�y cztery trzyko�owe motory; s�dz�c po wygl�dzie posiada�y wbudowany nap�d rakietowy. Kiedy� mia�am okazj� si� takim przejecha�. Istny czad! Niedaleko znajdowa�a si� budka skonstruowana z odpad�w i r�nych urz�dze�. Podesz�am jak gdyby nigdy nic. - Hej, ch�opaki! Spojrzeli w moim kierunku. - Interesowa�am si� waszym gangiem od d�u�szego czasu... Dzi� odwa�y�am si� tu was odwiedzi�... Jestem fank� zajebistych "Prze�uwaczy" - mlasn�am gum� do �ucia - Chcia�abym do was do��czy�... Szukam Sama Ironsa... Spojrzeli po sobie bez s�owa. Szok, og�upienie, namys� czy wrodzony kretynizm? Wiele razy dekoncentrowa�am m�czyzn, jednak nigdy w taki komiczny spos�b. Ledwo powstrzymywa�am �miech. Jeden z dryblas�w po namy�le wskaza� na budk�. - Szef jest tam, ale m�wi�, �eby nie przeszkadza�. Chocia�... mo�e mu si� spodobasz... W �rodku "szef" zabawia� si� z dziewczyn�. Nie znam si� na gustach m�czyzn, na urodzie kobiecej owszem. Ta skojarzy�a mi si� z ma�p� (widzia�am je kiedy� na hologramie). Odchrz�kn�am. Sam Irons przeszy� mnie wzrokiem od st�p do g��w. Poca�owa� dziewczyn� w czo�o, po czym rzek� �agodnie, �eby wypierdala�a. Pok�j przesi�kni�ty by� st�chlizn�, potem i moczem. Zaduch nie do zniesienia. Na �cianach wisia�y pistolety, karabiny, granaty, �adunki wybuchowe. Unikalne stare egzemplarze. By�o nawet Magnum 45, druga wersja, lata dziewi��dziesi�te ubieg�ego stulecia. A� serce �ciska. - O co chodzi? - zapyta�, przygl�daj�c mi si� uwa�nie. U�miechn�am si� prowokuj�co. - M�g�by� zamkn�� drzwi, tak aby nikt nas nie s�ysza�? Odwzajemni� u�miech tak oble�nie, �e zachcia�o mi si� rzyga�. "Ostry, brutalny seks, co, ma�a?" - my�la� zapewne. Nienawidz�, jak kto� m�wi na mnie "ma�a", jak my�li te�. - Nikt nas nie s�yszy, ma�a... - To dobrze. Chcia�abym wst�pi� do waszego gangu... - Ooo... a ja my�la�em, �e masz ochot� na co innego... - zacz�� i�� w moim kierunku - zreszt� wst�pienie do gangu jest r�wnoznaczne z oddaniem mi si� w ca�o�ci. Je�eli wiesz, co mam na my�li... - Z facetami na zewn�trz te� si� pieprzy�e�? Na jego twarzy odmalowa�o si� zdenerwowanie. - Nie pozwalaj sobie za du�o, ma�a... Wyj�am szybkostrzelny pistolet. Pi��dziesi�t naboi w magazynku, oko�o trzydziestu pi�ciu na sekund�. Wyplu�am gum� na jego pier�. - Jeste� g�wnem, Sam, wiesz o tym doskonale, podobnie jak ten tw�j ca�y cyrk, kt�ry nazywasz gangiem. Przejd� do rzeczy, by nie trzyma� ci� w napi�ciu: kto zleci� ci zabicie Marco przed korporacj� POLTEX COMPANY? - Ooo... ostro zagrywasz, ma�a... My�la�, �e nie zauwa��, jak si�ga do ty�u po bro� na plecach. Myli� si�. Przestrzeli�am mu r�k�. UZI upad�o na ziemi� z metalicznym szcz�kiem. - By�abym wdzi�czna, gdyby� tak mnie nie nazywa�... - Ty kurwo!!! - Tak te� nie. Przestrzeli�am mu drug� r�k�. - Widz�, �e jeste� facet z jajami... zr�bmy inaczej. Zdj�am ze �ciany Magnum 45. Wyj�am wszystkie naboje, opr�cz jednego, ca�y czas mierz�c we� ze swojej broni. - Zagramy w star�, dobr� "rosyjsk� ruletk�". B�dziesz mia� 50% szans. - Od�o�y�am sw�j pistolet. - Nie wierz�... - za�mia� si� jak �winia - je�eli strzelisz sobie w �eb, powiem ci. S�owo honoru. Zakr�ci�am b�benkiem i przystawi�am sobie rewolwer do g�owy. Nacisn�am spust. Klik. Komora pusta. - Wow. To si� nazywa kobieca drapie�no�� - zatoczy� si� do ty�u i zacisn�� z�by z b�lu. Usiad� na krze�le. Chyba dopiero teraz do niego dotar�o, �e jest ranny - Facet nazywa si� Randy. Kaza� mi podjecha� trzema czarnymi mercedesami. Poda� dok�adn� godzin�, co do sekundy. To wszystko. Wi�cej nie wiem. Poda�am mu Magnum 45 i u�miechn�am si� ciep�o. M�czy�ni s� dziwni. W ka�dej chwili m�g� mnie zabi�. M�g� roztrzaska� mi �eb, strzela� bez opami�tania, napawa� si� widokiem mojej krwi, patrz�c, jak umieram (podobno "Prze�uwacze" tak robi�). On jednak teraz wy�ama� si�. Przewa�y�y honor i duma. Dwa s�abe punkty m�czyzn. Wymy�li� im jak�� �amig��wk�, zagadk�, zagmatwany problem - nie poddadz� si�. B�d� walczy� do upad�ego. Dlatego w�a�nie Sam Irons przystawi� sobie Magnum do g�owy i nacisn�� cyngiel. Biedaczek nie wiedzia�, �e natura kobiet opiera si� na oszustwie. Dzi�ki synchronizacji implant�w wzrokowych i czuciowych, kr�c�c b�bnem czterdziestki-pi�tki ustawi�am pierwsz� komor� pust�. W drugiej by� nab�j. �eb Sama Ironsa rozlecia� si� na cz�ci ochlapuj�c pi�kn� kolekcj� broni. Te archaiczne, ostre, b�yszcz�ce, poz�acane miecze, ach... Wysz�am na zewn�trz. - Wasz szef to wielki przegrany. W�a�nie si� zabi�. Mogli mnie zatrzyma� i wybada�, co si� sta�o. Zamiast tego ci idioci wbiegli do �mierdz�cego �rodka zobaczy�, czy m�wi� prawd�. Spokojnie odesz�am w��czaj�c przeka�nik zapalnika bomby, kt�r� zostawi�am im w prezencie w pokoju szefa. *** Przy aerolocie sta� samoch�d. Wysiad� z niego Max - m�j stary, dobry znajomy. Policjant. - Cze�� Jenny. Du�o si� zmieni�o. - Zgasi� papierosa, rzucaj�c go na ziemi� i przydeptuj�c butem. - Je�eli chcesz, bym nadal ci� kry�... - Wiem, wiem Max. Zd��y�am przela� kas� na twoje konto. Po ostatnich wypadkach domy�li�am si�, co nale�y zrobi�... - Cieszy mnie twoja b�yskotliwo�� - podrapa� si� po brodzie - uwa�aj jednak... miej oczy szeroko otwarte. Kto� ci� szuka. Wsiad� do samochodu. - Dzi�ki za rad�. *** Wr�ci�am do wynaj�tego mieszkania w robotniczej strefie. Prysznic zmy� ze mnie br�d wydarze�. Po�o�y�am si� do ��ka i zasn�am. Powiadaj�, �e ludzie sp�dzaj�cy po�ow� swojego �ycia w cyberprzestrzeni nie miewaj� sn�w. Poniek�d to prawda. Zreszt� bardzo rzadko udawa�o mi si� zasn��. Tej nocy jednak mog�am bez problemu w�drowa� po krainach Morfeusza... A konkretnie po wzg�rzu. Spacerowa�am sama w�r�d zieleni ��k i drzew. Wia� leciutki wiaterek. Niebo by�o przejrzyste. �wieci�o s�o�ce! Sen odzwierciedla� moje marzenia. Chcia�am �y� w �wiecie jak niegdy�. Bez wszczep�w, wszechw�adnych korporacji, ludzi skorumpowanych, pozbawionych sumienia, bioautomat�w, u-karuzeli i IVN. To mroczna rzeczywisto�� spowodowa�a, �e sta�am si� maszyn� do zabijania... Zabicie cz�owieka by�o na porz�dku dziennym; nikt nie traktowa� ludzi jak braci, egoizm by� warunkiem przetrwania. Albo my�lisz o sobie, albo giniesz. Prosty wyb�r. Nie mo�esz my�le� o innych, bo ani si� obejrzysz, a b�dziesz martwy, kto� strzeli ci w plecy, po prostu - w imi� zasad... Zabij� ci�, bo nie pasowa�e� do systemu. Twoje r�ce, nogi, m�zg, oczy - albo zostan� rzucone na wysypisko, albo u�yte do transplantacji. Albo staniesz si� nic niewartym g�wnem, albo mo�esz by� u�yteczny. Obydwa wyj�cia cuchn� na kilometr. Chcia�am �y� w zwyk�ym domu w�r�d przyrody, z dala od popieprzonej cywilizacji. Zdawa�am sobie spraw�, �e w g��bi duszy jestem s�aba, cho� na zewn�trz tego nie okazuj�. Marzenia by�y moj� pi�t� Achillesa. Ale to chyba normalne, ka�dy chcia�by wynie�� si� st�d w choler�. Z tego �wiata, gdzie liczy� si� post�p, krok do przodu, a raczej do ty�u. Krok do samolikwidacji i destrukcji pi�kna. Mo�e ka�dy mia� w wyobra�ni Arkadi�. W tym momencie we �nie zobaczy�am psa! Bieg� w moim kierunku i merda� ogonem. Pies! Najprawdziwszy, z krwi i ko�ci! Zwierz�ta wygin�y po wej�ciu ustawy o higienie i nadrz�dno�ci homo-sapiens. Psy, koty, �winki morskie, kr�liki, wiewi�rki - wszystko - nadawa�o si� tylko na pokarm. Zwierz�ta by�y niedoskona�e, cz�owiek by� prawie bogiem, istot� ponad wszystkim, dlatego istoty ni�szego rz�du sta�y si� bezu�yteczne. C� z tego, �e ubarwia�y �wiat. Ludzie przyzwyczaili si� �y� w czerni i bieli. Nachyli�am si�, by pog�aska� najlepszego przyjaciela cz�owieka. Ten wyszczerzy� k�y... Warkn��. I rzuci� si� na mnie. Nie mog�am nic zrobi�. Ostre z�by wczepi�y si� w m�j kark. Czu�am b�l! B�l od uk�ucia... *** M�czyzna wyjmowa� strzykawk� z mojej szyi. Ockn�am si�. W pokoju by�o ich jeszcze trzech. Skoczy�am na r�wne nogi si�gaj�c po bro� i osun�am si� na ziemi�. Zobaczy�am ciemno��. Narkotyk zacz�� dzia�a�. II Obudzi�am si� na kanapie. G�owa mi p�ka�a. Usiad�am. M�czyzna mia� trzydniowy zarost, lekko przymru�one oczy. Pali� papierosa. - Zapalisz? - zapyta�. - Nie, dzi�ki. Niedawno rzuci�am. Ledwie, jak przez mg��, pami�ta�am, co si� wydarzy�o. Szyja pulsowa�a b�lem. M�czyzna wsta�. Zgasi� papierosa na ziemi i podszed� bli�ej. - Nazywam si� Randy - powiedzia�. - Ten z MARKOVISION? - Tak. - A to �wietnie si� sk�ada - przypomnia�am sobie - w�a�nie chcia�am ci� odnale��, �eby pom�ci� Marco. Ale ty, jak wida�, odnalaz�e� mnie pierwszy. Nie musz� si� m�czy� - powiedzia�am ironicznie. - Jenny, Jenny, Jenny... - przewr�ci� znacz�co oczami - czy twoje my�lenie ogranicza si� tylko do zabijania i przemocy? - Czy to pytanie retoryczne? - podrapa�am si� po g�owie, udaj�c naiwn� dziewczynk�. - Zab�jstwo rodzi �al, �al nienawi��, nienawi�� zemst�, zemsta zab�jstwo. B��dne ko�o. - Pieprzony intelektualista... - Ile� w tobie agresji, dziewczyno. Nie ja kaza�em zabi� twojego przyjaciela. Od dawna obserwowa�em was. Musz� pogratulowa� tak zgranego duetu. Istna esencja z�a. - Pr�bujesz mnie uwie��? - zapyta�am z u�miechem. - Nie, Jenny - zaprzeczy�, ale poprawi� krawat. - Pr�buj� powiedzie� ci, jak specyficzn� jeste� osob�. Ty i Marco nie jeste�cie zwyk�ymi, szarymi... cieniami, jak reszta ludzi. - Wi�c nale�y si� pozbywa� takich indywidualno�ci? - Nie zrozumia�a� mnie. Informator, kt�ry wskaza� na mnie, k�ama�. Moja korporacja ani ja nie zabili�my Marco. Wiem, kto to zrobi�... Przyjrza�am mu si� uwa�nie. Twarz powa�na, rysy drapie�ne, w nosie z�oty pier�cie�. Gdzie� ju� widzia�am tego m�czyzn�. Nie wiem dlaczego, ale wierzy�am mu. Mo�e sprawia� to jego melodyjny g�os... Kr�ci�o mi si� w g�owie. - Zabi� go cz�owiek, kt�ry przysparza naszej firmie mn�stwa problem�w... Zapali� drugiego papierosa i usiad� przy mnie. - Proponuj� ci uk�ad: ty przyprowadzisz do mnie Condrada, tak ma na imi� �w osobnik, a w nagrod�, gdy ludzie z labolatorium z nim sko�cz�, zrobisz z nim, co zapragniesz. - Ha, ha... c� za nagroda! O dzi�ki m�j wielki dobroczy�co... - Opr�cz tego dostaniesz oczywi�cie pieni�dze... suma nie gra roli. - Masz do dyspozycji korporacj� i wysy�asz mnie? Gdzie tkwi "haczyk"? - Problem jest bardziej z�o�ony, ni� my�lisz. Moi ludzie, gdy tylko spr�buj� si� z nim skontaktowa�, porwa� czy zabi�, prawdopodobnie zgin�. Nie dzia�a sam i przez nasze niedopatrzenie, ma teraz nad nami spor� przewag�. A ty dysponujesz darem, o kt�rym jeszcze nie wiesz, z tob� b�dzie chcia� porozmawia�. Wyrzuci� niedopa�ek i spojrza� mi w oczy. Wytrzyma�am jego spojrzenie. - Pami�taj jednak: b�dzie ci� zwodzi� na r�ne sposoby, nie mo�esz mu zaufa�. - A tobie mog�? - wskaza�am siniak na szyi. - Masz specyficzne sposoby zaskarbiania zaufania. U�miechn�� si�. - Nie by�o innego wyj�cia. Kierowa�a� si� emocjami, a nie rozumem. Gdybym przyszed� pertraktowa�, od razu strzeli�aby� mi w �eb. Dlatego nale�a�o u�y� si�y. - Wiesz dlaczego ten... Condrad zabi� Marco? - Chodzi o nasz projekt. Biochipy w ludzkich m�zgach. �wiadomo�� i pod�wiadomo�� skompresowana do kilkuset megabajt�w i przetransferowana na ultrad�wi�ki. Pami��, osobowo�� w jednym mikrouk�adzie. Daje to, jak si� domy�lasz wiele mo�liwo�ci. Medycyna, chirurgia meta- mentalna. Po prostu �y�a z�ota. - To ostatnie najwa�niejsze... - Pieni�dz rz�dzi �wiatem moja droga. A... Organizacja Condrada chce wykorzysta� nasz patent do pod�ych rzeczy, a Marco pracowa� dla nich, lecz postanowi� przej�� do nas. Wiedzia� za du�o. Co� tu nie gra... ale wierz� mu... tylko dlaczego mu wierz�, skoro co� mi nie gra... - Chcemy zniszczy� organizacj� Condrada, by nie wykorzystywali biochip�w do szerzenia z�a... - Wcielony Zbawiciel z ciebie... - Po prostu t�pi� z�odziei pomys�u i konkurencj�... - To brzmi lepiej. - Pami�taj... Ja m�wi� prawd�, on b�dzie k�ama�. Zdob�d� jego zaufanie i sprowad� go do mnie. - Umowa stoi. A teraz pocz�stuj mnie papierosem. - U�miecha�am si�, gdy podawa� mi ogie�. *** W cyberprzestrzeni Condrad mia� opini� handlarza, rewelacyjnego crackera i wkurwiaj�cego cwaniaczka. Rozes�a�am po sieci karty poszukuj�ce. Ale racj� mia� Randy: "Ty go nie szukaj, on znajdzie ciebie". O trzeciej nad ranem zadzwoni� videotelefon. By�a to jedna z bezsennych nocy, wi�c odebra�am po pierwszym dzwonku. - R�g sz�stej i Hausera. Za pi�� minut przy pizzerii - zadysponowa� metaliczny g�os. Zero obrazu. Za�o�y�am p�aszcz. Schowa�am shotguna i dwa UZI. Do bioschowka w nodze w�o�y�am ulubiony szybkostrzelny pistolet. Dotar�am w trzy minuty. Pizzeria by�a czynna ca�� dob�. Wewn�trz siedzia� pijak (klasyczny: brudny p�aszcz, usmolona czapka, twarz i r�ce, smr�d alkoholowy, kt�ry wyczu�am dzi�ki wyostrzonemu, przez wszczep, w�chowi). Z apetytem zajada� si� margaritt� (ca�y dzie� efektywnego �ebrania... ale... o trzeciej w nocy?) Nagle przy wej�ciu do restauracji zadzwoni� videotelefon. - Zdejmij p�aszcz i oddaj go razem z broni� m�czy�nie jedz�cemu pizz�. Id� na zaplecze i zejd� w d� do podziemi. Tam b�d� drzwi. Zerwane po��czenie. Zrobi�am, co kaza�. Nie �a�owa�am broni. Wierzy�am Randy'emu, ale nie chcia�am wywo�ywa� zamieszania (w razie czego mam pistolet). Musz� wiedzie�, o co chodzi. Od pijaka dosta�am klucz. Starodawny zamek zaskrzypia� przenikliwie. Wrota otwar�y si� z hukiem. *** Fank� dawnych czas�w by�am od zawsze. W latach dziewi��dziesi�tych ubieg�ego stulecia ludzie przynajmniej wiedzieli, czym s� uczucia. Rozmy�la�am, co to znaczy "kocha�", by� mo�e nawet kiedy� kocha�am, jednak nie zazna�am tego w spos�b znany z opowie�ci. Marzy�am te� od wczesnych lat o spacerach w lesie, ale nie syntetycznym, tylko prawdziwym z ptakami i zwierz�tami, kt�re lataj�, kt�re oddychaj� �wie�ym, niezanieczyszczonym powietrzem. Kt�re s� z krwi i ko�ci - a nie sztucznie wyhodowane dost�pne w ka�dym syntetyku. Gdy by�am ma�a, odnalaz�am ksi��k� niejakiej Dory Carngradt, kt�ra opisa�a ca�� histori� pocz�wszy od lat 80 w kt�rych �y�a, poprzez lata 90, w kt�rych umar�a, sko�czywszy na przysz�o�ci... Jak b�dzie wygl�da� �wiat... Wszystko, co tam wyczyta�am sprawdza�o si�. Czy�by by�a jasnowidzem? Mia�am nadziej�, �e nigdy nie sprawdzi si� ko�cowy rozdzia� ksi��ki, m�wi�cy o globalnej zag�adzie. Mia�am dosy� �wiata, kt�ry d��y do spe�nienia proroctw Dory Caringradt. Dawniej nigdy nie my�la�am o samob�jstwie, bo �mierci naoko�o mnie by�o dosy�, ale ostatnio nachodz� mnie takie my�li. Wtedy z regu�y p�acz�. Morderc� te� sta� na �zy. *** W du�ym pomieszczeniu sta�y przy �cianach komputery, niekt�re w��czone, i r�nego rodzaju cyberdeki, holowizory, maszyny. Po pod�odze wala�y si� cz�ci, chyba bioautomat�w. Z sufitu kapa�o. �mierdzia�o, jak ca�a moja rzeczywisto��. - Witaj, Jenny - powiedzia� m�czyzna siedz�cy przy komputerze. Gdy moje oczy przyzwyczai�y si� do p�mroku, w blasku monitor�w zauwa�y�am jeszcze trzy postacie. Dw�ch m�czyzn i jedn� kobiet�. M�czyzna wsta� i zbli�y� si� do mnie. - Ty jeste� Condard? - Usi�d�. Czeka nas d�uga rozmowa. - O czym to chcia�by� dyskutowa�? - Chcia�bym wyja�ni� ci par� rzeczy. Wybi� z g�owy bzdury Randego... - zamilk�. Przetar� palcami oczy. - To nie my zabili�my Marco. - A to nowo�� - u�miechn�am si� niemile - ostatnio wszyscy si� tego wypieraj�... - Pozwoli�am mojej d�oni, jakby samej, pod��a� w kierunku bioschowka w nodze. Kobieta wyci�gn�a r�k� ze szklank�. - Wypij to - powiedzia� Condrad - wiemy, �e przychodzisz od Randy'ego. Jeste� pod wp�ywem narkotyku, kt�ry ci wstrzykn��. Musisz to wypi�. Roze�mia�am si� mu w twarz. Randy nigdy by tego nie zrobi�. Znam go od niedawna, ale jestem przekonana... W�a�ciwie, to o czym jestem przekonana? �e to r�wny facet? �e mi si� podoba? Nie... wi�c dlaczego mu wierz�? Condrad poda� mi krzes�o. - Usi�d� i wypij. Nalegam. Usiad�am. - Randy m�wi� ci o biochipach, ale nie powiedzia�, �e... - Sk�d wiesz, co mi m�wi�? - krzykn�am. Jedna z lamp przy suficie b�ysn�a na ��to i przez chwil� wyra�nie widzia�am twarz Condrada. Spojrza� mi prosto w oczy i zgas�a zupe�nie. - ... ty te� masz biochip w g�owie - wskaza� na swoje czo�o - i Marco te� mia�. I my wszyscy tutaj te� mamy. Ja, Beth, Philip, Tony i ty... S�ycha� by�o tylko brz�czenie przepalonej jarzeni�wki. Wyrwa�am szklank� z r�k Beth i wypi�am duszkiem. Przymkn�am oczy. - Jeste�my pierwszymi kr�likami do�wiadczalnymi. - powiedzia� Condrad. Co� by�o nie tak w jego g�osie. - Pr�bowali�my skontaktowa� si� z Marco, dlatego go zabili. Umieszczaj�c to g�wno w naszych g�owach chcieli uzyska� nad nami kontrol�. Nie wiedzieli, �e to wykryjemy. Chc� w przysz�o�ci wszystkim je wszczepi�... - Co daj� te chipy... Randy m�wi� o ogromnym darze... - Nie dowiesz si�, dop�ki tego nie prze�yjesz. Usi�d� przy tym laptopie. Usiad�am. Z�era�a mnie ciekawo��. Z sufitu wysun�a si� ma�a antenka ultrasatelitarna do fal podprzestrzennych. Podobnej u�ywaj� w radiowozach policyjnych do przesy�ania danych mi�dzystrefowych. - Gotowa? - zapyta� m�czyzna przy komputerze po lewej. Zapewne Philip, albo Tony. - Tak. Ostatnie, co zobaczy�am, to napis na monitorze: "Transfer przeniesienia rozpocz�ty..." III Ciemno��. Wszystkie zmys�y wy��czone. Percepcja na poziomie zerowym. �aden zapach; d�wi�k i czucie nie istniej�. Wszystko wiruje. Brak granicy, kt�r� mo�na przekroczy�, brak wej�cia i wyj�cia. To ja? Nie. Wisz� na cienkiej linii czasu bez mo�liwo�ci poruszenia si�. Czym jest ruch? �ycie... B�ysk... Wszystkie zmys�y uderzaj� z podw�jn� si��... Zapach, d�wi�k, dotyk, wzrok. Mocz, huk, �miech, gwar, zimne pod�o�e, obdrapany sufit. Co� mokrego na twarzy. Woda... leje si� ciurkiem. Odzyskuj� w�adz� nad cia�em. M�j pok�j. Zdezelowany, na wp� spalony, zniszczony. Wybita szyba. Za oknem miasto... pe�no dymu i ognia. Ludzie na ulicach spaceruj� wolnym, martwym krokiem. Marionetki. To m�j fina�. Odwracam si�. W pokoju pe�no zu�ytych strzykawek i krwistych plam. Patrz� na swoje r�ce. Wyniszczone, pomarszczone, pok�ute ig��... Na �rodku wanna. To m�j fina�. Jeden z mo�liwych. Z ziemi podnosz� �yletk�... Wiedzia�am, w kt�rym miejscu j� znajd�... Podnosz� j�, cho� nie chc� tego robi�... Wchodz� do wanny, cho� nie chc� tam wchodzi�... Woda jest lodowata... Podcinam sobie �y�y, cho� nie chc�. Ciemno��. Ciemno��. Ciemno��. B�ysk. B�YSK. Le�� na ��ce. Niesamowity zapach trawy... Przez �ywe drzewa �wieci s�o�ce. Co� pisz�. Nie mog� odczyta�, co. Pisz� na kartce - d�ugopisem. Podchodzi do mnie m�czyzna. U�miecham si�... Ciemno��... Zawirowanie... *** Zach�ysn�am si� powietrzem. By�am ca�a mokra. Zwymiotowa�am na komputer. Condrad po�o�y� mi r�k� na ramieniu... - Ccco... co to by�o? - wyduka�am. - Twoja przysz�o��. A raczej jedna z jej mo�liwych wersji. - Pozwolili�my twojej pod�wiadomo�ci wybra�, do jak odleg�ej przysz�o�ci si� przeniesiesz. Mo�na to regulowa� - odezwa� si� Phil (albo Tony). - Z przysz�o�ci mo�esz wr�ci� do tera�niejszo�ci. Przysz�o�� to tylko rodzaj wizji, w�a�ciwych wersji jest miliardy. Tworz� specyficzny kod... Wystarczy go z�ama�. - Inaczej w przypadku przesz�o�ci. Z niej nie ma powrotu - powiedzia�a Beth. - Dok�adnie. Przysz�o�� mo�esz zmienia� po prostu swoim post�powaniem. Zmieniaj�c przesz�o�� tworzysz alternatywn� rzeczywisto��... Powstaj� dwie rzeczywisto�ci. W jednej: Marco �yje, w drugiej jest martwy i ty rozmawiasz z nami. - Dlatego zawsze przenosimy si� wszyscy razem... I teraz ciebie chcemy w to wci�gn��... - odezwa� si� ten drugi, czyli Tony (albo Philip). Obaj si� u�miechn�li, wi�c nie musia�am rozr�nia�, kt�ry jest radosny... - Zaraz, zaraz... chcecie powiedzie�, �e biochip umo�liwia przenoszenie si� w czasie? *** Wyt�umaczyli mi. Ca�a nasza �wiadomo��, razem ze wspomnieniami, jest skompresowana w biochipie. Dzi�ki czemu moje "ja" i pami��, kt�r� mam w tera�niejszo�ci, mog� wys�a� w przysz�o�� do mojego w�asnego cia�a z minionego okresu. Informacja w biochipie jest zamieniana na ultrafale, a one nie ograniczaj� si� do tera�niejszo�ci, przesz�o�ci i przesz�o�ci, przenikaj� przez nie, "po prostu istniej�" (jak to sformu�owa�a Beth). Po przeniesieniu pami�tasz przysz�o�� w przesz�o�ci, a przesz�o�� w przesz�o�ci ("z przysz�o�ci� jest troch� inaczej, ale to ju� chyba wyja�niali�my"). Nie mo�esz spotka� siebie samego, bo tw�j umys� w�druje do twojego cia�a z przesz�o�ci. - Tu� przed �mierci� Marco wiedzia�, �e chc� go zabi� - m�wi� Condrad. - Wys�ali�my mu jego �wiadomo�� z przysz�o�ci. Wiedzia� o mercedesach 324, jednak nie zd��y� uciec. Ani ten przekaz, ani my nie mo�emy si� cofn�� przed wyruszeniem Marco na t� akcj�. Kto� za�o�y� blokad�... Znowu co� nie gra�o... Jakie� cyferki... nie mog�am skojarzy� o co chodzi. Dziwnie mi si� my�la�o wtedy... mo�e by� to efekt wizyjnego transferu w przysz�o��. - Dlaczego korporacja Randy'ego nie ma dost�pu do waszych chip�w... - Lata pracy, by osi�gn�� cel... - Condrad zamy�li� si� na chwil�. - W tym znacz�cy udzia� Marco. On jest tu g��wn� postaci�. - Jaki cel? - Niedopuszczenia do globalizacji przez MAKROVISION, oczywi�cie... Kolejny Samarytanin? Czy �wiat si� zmienia na lepsze, czy co� jest nie tak z tymi lud�mi. Albo k�ami�. - Musisz nam pom�c w uratowaniu Marco. Wybrali�my ciebie. Pami�taj, by od razu do nas przyjecha�... Wcale nie czu�am si� wybrana. CZʌ� DRUGA - B�G W mojej g�owie by�a pustka. Nico��. By�am ro�lin�. Zero wspomnie�, charakteru, psychiki. Po prostu le�ysz w ��ku i �nisz na jawie, ale nie wiesz, o czym. Nico�� zacz�a wibrowa�, zwiastuj�c trz�sienie uczu�, zaraz po niej eksplodowa�y w mym m�zgu szok, strach, dezorientacja... Nawa� my�li, wspomnie�, zdarze� - mix �wiadomo�ci i pod�wiadomo�ci spad� jak grom z jasnego nieba i wype�ni� moj� g�ow�. Dezorientacja. Krew... Otar�am g�sty, czerwony p�yn wydobywaj�cy si� z nosa. Nagle uzmys�owi�am sobie, gdzie dok�adnie jestem. Opar�am si� o kraw�d� wie�owca, kurczowo �ciskaj�c pistolet z cyfrowym wy�wietlaczem. Spogl�da�am na miasto. W dole majaczy� pomnik Zwyci�stwa. Ile mam czasu? Nie czekaj�c na prezesa POLTEX COMPANY wsiad�am do aerolotu i wystartowa�am w kierunku korporacji cz�owieka, kt�rego sama zwabi�am na plac. Wybra�am numer wideokom�rki Marco. Ciep�y i sympatyczny g�os poinformowa�, �e abonent jest czasowo niedost�pny i doradzi�, �eby spr�bowa� p�niej. Podkr�ci�am tylko na full obroty odrzutu maszyny. Kr�ci�o mi si� w g�owie. I pomy�le�, �e tworz� now� rzeczywisto��, w kt�rej Marco ma szans� prze�y�... Nigdy nie dowiem si�, jak potocz� si� losy tamtej, z kt�rej przyby�am... Dotkn�am zakrzep�ej krwi. A gdyby istnia�a mo�liwo��, dzi�ki chipom "skok�w" mi�dzy rzeczywisto�ciami. S� ich przecie� miliony... Niesko�czona liczba przysz�o�ci... �ycie sk�ada si� z przypadku. Innymi s�owy: w tej rzeczywisto�ci um�wi� si� z ch�opakiem, p�niej wezm� z nim �lub... Szybki przeskok. Olewam go i nie urodzi si� X, czy Y, kt�ry m�g�by by� drugim Einsteinem. Przejd� przez ulic�, czy podziemiem? Pierwszy wariant i przeje�d�a mnie ci�ar�wka; kierowca wybra� picie tego wieczoru. Miliardy przypadk�w, mo�liwo�ci, wybor�w... Samodestrukcja, czy urozmaicenie. Jedno i drugie. Lecz skoro przenosimy si� do naszych cia� z przesz�o�ci, to je�eli transfer odby�by si� na przyk�ad o 28 lat, w moim przypadku, to co? Inteligentny niemowlak? A oto budynek korporacji, nieopodal zaparkowany w�z Marco. Na widnokr�gu majacz� �wiat�a trzech samochod�w. S� coraz bli�ej. Zni�y�am lot ustawiaj�c autopilota. Par� metr�w nad ziemi� wyskoczy�am i biegiem ruszy�am w kierunku Toyoty Marca... - Marco! Wysiadaj! Szybko do mojego a-lotu - krzycza�am, lecz on nie s�ysza�. Widzia� mnie, lecz nie wiedzia�, o co chodzi. Obejrza�am si� w biegu. Winda korporacji POLTEX COMPANY sun�a na d�. Widzia�am cienie postaci. Prezes korporacji �mia� si� rozmawiaj�c z... ma�ym ch�opcem... Mo�e synem... Widzia�am te� zdezorientowanego Marco, kt�ry podnosi zapalnik i naciska guzik... Winda eksplodowa�a z hukiem. Si�a odrzutu prawie wprasowa�a mnie w beton. Samoch�d Marco odrzuci�o do ty�u. We wszystkich samochodach, tak�e w toyocie, szyby rozprysn�y si� z og�uszaj�cym brz�kiem. Marco wysiad� z samochodu... �wiat�a mercedes�w by�y coraz bli�ej. Marco broczy� krwi�, mia� w sk�rze kawa�ki szk�a... - Jenny... Co tu robisz? O co ci chodzi�o? �ebym si� pospieszy�? - Nie... Tak... Nie ma czasu na wyja�nienia... Szybko do... aerolotu. Z piskiem opon przejecha� obok nas czarny mercedes. Rzuci�am si� na Marco, upadli�my za jego samochodem. Przyciemniona szyba mercedesa posz�a w d�. Seria z UZI podziurawi�a karoseri� toyoty. Od�amki metalu fruwa�y w powietrzu. Marco i ja wyj�li�my pistolety i strzelaj�c zacz�li�my biec. Z trudem wycelowa�am w opon� i nacisn�am spust. Rozleg� si� d�wi�k st�umionego wybuchu... posz�y iskry. Samoch�d na pe�nym gazie obr�ci� si� wok� w�asnej osi i zderzy� z drugim mercedesem. Smugi ognia posz�y w g�r� na trzy metry uniesione si�� wybuchu... P�k� mi b�benek... B�l d�awi� mnie od �rodka... Krew �cieka�a z ucha. Odrzuci�o nas tu� pod aerolot. Byli�my w �rodku, gdy nadjecha� trzeci mercedes. By� tu� przy a-locie. Uruchomi�am g�osem autopilota. I wtedy dostrzeg�am tablic� rejestracyjn�. Trzy cyfry: 324. Wystartowali�my. "Prze�uwacze" otworzyli ogie�. Seria kul powgniata�a karoseri�. Posz�a te� przednia szyba. Jedna z kul trafi�a w Marco i przeszy�a jego nog� na wylot. *** - Autopilot... kurs pizzeria przy ulicy sz�stej i Hausera... - rozkaza�am komputerowi. - Nie! - krzykn�� Marco opatruj�c ran� nogi. - Nie lecimy do Condrada! To on chcia� mnie zabi�, my�la�, �e wykorzysta moje z��cze biochipu beze mnie, po mojej �mierci, ale myli� si�, skurwysyn. Potrzebny jest umys�, nie cia�o. - O czym ty m�wisz? - Ile wiesz? - Chipy i przenoszenie w czasie... - Dobrze. Im mniej wiesz, tym lepiej. Autopilot: kierunek korporacja MARKOVISION. - Ju� nic nie rozumiem... - krzykn�am. - Oni potrzebuj� mnie... I ty... Ty... - chwyci� si� za g�ow�... - ja pami�tam swoj� �mier� w p�omieniach.... (czy on to na pewno powiedzia�?) Ty pracujesz dla Condrada... Nie s�ucha�am, co m�wi� dalej. Po��czy�am si� z IVN. Ju� wtedy mia�am plan... Realizacja zale�na jedynie od mojej intuicji. Czy wymy�lili te� co� takiego? Wskazywa�a na to obecna rozmowa z Marco. Ale czy to mo�liwe? Posun�li si� a� tak daleko? Warto spr�bowa�, a p�niej zadzia�a�... Urealni� swoje marzenia. Odnalaz�am w sieci (trzeba mie� na to sposoby) pierwsz� kobiet�. Pierwsz� kobiet� z biochipem. *** Siedzieli�my w tajnym laboratorium Marco na 30 pi�trze korporacji MAKROVISION. Na jednej �cianie olbrzymie lustro, na drugiej szyba, za kt�r� korytarz i biura. Po drugiej stronie szyby te� by�o lustro (zauwa�y�am je p�przytomna, gdy wchodzili�my). W biurze, po drugiej stronie, siedzia�y trzy kobiety przy komputerach. Jedna by�a po��czona z IVN. Za nimi drzwi. Po przeciwnych stronach szyby, zas�oni�te �aluzjami. W korytarzu sta�o dw�ch �o�nierzy korporacyjnych z karabinami maszynowymi. W laboratorium Marco w masce na g�owie co� spawa�. Iskry i b�yski unosi�y si� w powietrzu. Pomieszczenie przypomina�o "miejsc�wk�" Condrada, nie licz�c ogromnej szklanej szafki z rozmaitymi fiolkami, pe�nymi r�nokolorowych p�yn�w, buteleczkami i strzykawkami. Marco krwawi� obficie. Ja by�am przykuta kajdankami do metalowego krzes�a przy�rubowanego do pod�o�a. Z prawego ucha lecia�a mi krew. Nie s�ysza�am na nie mimo wszczepu s�uchowego. - B�dziesz mi potrzebna... B�g nie mo�e istnie� w tak zniszczonym ciele - rzek� Marco zdejmuj�c metalow� os�on� i wskaza� na swoj� nog�, a tak�e rany na twarzy i r�kach. Zn�w wr�ci� do spawania. Patrzy�am na mojego najlepszego przyjaciela i partnera, kt�ry wiele razy ratowa� mi �ycie. Kt�rego mo�e nawet kocha�am (wed�ug mojej definicji tego uczucia) - nie mog�c uwierzy�. Og�uszy� mnie i przyku� do metalowego krzes�a? By�am mu potrzebna? - Powiedz mi, Marco, jedn� rzecz... Znowu zdj�� mask� i od�o�y� lutownic�. Zbli�y� si� wlok�c przestrzelon� ko�czyn�. Nachyli� si� nade mn�. Zbli�y� swoj� poranion� twarz z zakrzep�ym strupami i kawa�kami szk�a. Spierzchni�te usta szepn�y mi do ucha: - Tak, Jenny... Co chcia�a� wiedzie�, moja kochana Jenny..? - Czy jest mo�liwy transfer naszych osobowo�ci i wspomnie� do innego cia�a... do innej osoby z biochipem? - Oczywi�cie, �e tak - wyszepta�. Oddali� usta od mojego ucha i zbli�y� je do moich ust. Poca�owa� mnie. - A o czym m�wi�em przed chwil�? Poczu�am md�o�ci. Md�o�ci i podniecenie. Odsun�� si�. Podszed� do komputera oznaczonego cyfr� 9. Wyj�� minicompact. Podni�s� go niczym op�atek unoszony przez kap�ana podczas eucharystii i prefacji. - Sam napisa�em program umo�liwiaj�cy to przenoszenie... Potrzebne jest tylko odpowiednie urz�dzenie, kt�re w�a�nie udoskonalam... Czy wiesz, jakie daje to mo�liwo�ci? Wiedzia�am, jakie daje to dla mnie mo�liwo�ci... Musz� si� tylko wydosta�. - A wiesz, jakie to daje mo�liwo�ci, gdy czterdzie�ci procent ludzko�ci ma ju� biochipy, tak jak to ma miejsce teraz... - Marco od�o�y� compact w przy komputerze nr 9. Zapami�ta�am to. Zapami�ta�am r�wnie� wygl�d urz�dzenia, kt�re konstruowa� i udoskonala�. - Czterdzie�ci procent? - zdziwia�am si�. - Condrad m�wi�, �e to tylko my jeste�my kr�likami do�wiadczalnymi. - K�amstwa, k�amstwa, k�amstwa. �wiat zbudowany z k�amstw - zarechota� Marco. On oszala�. Nie tylko on. Oni wszyscy. Chcieli zosta� bogami. Ka�dy z nich chcia� by� oddzielnym, pot�nym bogiem. Condrad, Beth, Marco, Tony i Philip. Sze�ciu bog�w stwarzaj�cych alternatywne rzeczywisto�ci, niszcz�cych czas, ludzko��, cywilizacj�... Ludzie tworz�cy nowe sytuacje, paradoksy, niedorzeczno�ci. - W jednej chwili, Jenny - rzek� Marco wracaj�c do pracy nad urz�dzeniem - mo�esz sta� si�, kim zechcesz... Aktorem, biznesmenem, bogaczem, dzieckiem, prezydentem... U�miechn�am si�. To prezydent te� ma chip? Jasne. Ludzie z biochipami - ludzie marionetki - jak w jednej z moich z wizji przysz�o�ci. Pozbawieni �ycia, kontrolowani przez demonicznego Marco. - Zmieniasz osobowo�ci jak r�kawiczki, manipulujesz innymi w spos�b nieograniczony. Stajesz si� wszechw�adnym... A my chcemy to jeszcze bardziej udoskonali�! Tylko ja mog� pod��czy� to urz�dzenie, by mog�o pomie�ci� si� wi�cej danych, a wtedy nast�pi zjednoczenie... Condrad i ci g�upcy my�leli, �e wystarczy im tylko m�j chip, chcieli si� mnie pozby�, ale pomylili si�... zorientowali za p�no, dlatego chcieli mnie ostrzec. Powiem ci wi�cej... Podszed� i zacz�� g�adzi� mnie po g�owie... - Tobie te� da�em dar. Dotkn�� mojej potylicy. Poczu�am b�l. Pokaza� mi r�k�. By�a we krwi... Mojej krwi. - Udoskonali�em tw�j chip, by m�c to pod��czy�, gdy� moje cia�o jest zu�yte... Mam nawet kopi� urz�dzenia specjalnie dla ciebie. Zawsze chcia�em by� kobiet�... Zawsze chcia�em uprawia� seks i odczuwa� wra�enia kobiety. Jeszcze tylko czekamy na nich. S� mi potrzebni. Nied�ugo powinni tu by�, je�li dowiedzieli si�, �e �yj�... - Sk�d wiesz, �e w innej rzeczywisto�ci umar�e�? Roze�mia� si� pustym �miechem. - Nagra�em to! Przerwa�. Z drzwi za biurami wyszed� Randy i szed� w kierunku laboratorium. W biurach zosta�a jedna kobieta pod��czona do IVN. Na korytarzu sta� ju� tylko jeden �o�nierz. - Mamy go�cia - powiedzia�. Randy wszed� do �rodka. Nie wytrzyma�am. Wykrzycza�am mu o sposobie Marco i Condrada na bycie bogami. On u�miechn�� si� tylko. - Wiem... Znieruchomia�am. - Widzisz - rzek� - ja wytwarzam biochipy dla pieni�dzy. Kredyty, certyfikaty anifilikarcyjne, cyfrexy. Bogactwo. Wszczepiam je, bo ludzie my�l�, �e b�d� istotami wy�szego rz�du. I za to p�ac�. Nie musimy robi� tego potajemnie! Wystarczy odpowiednia reklama. "Kupisz chip, b�dziesz inteligentniejszy, zabawa z pod�wiadomo�ci�, nagrywanie sn�w, wizje... Za jedyne 1000 kredyt�w". Niesamowite, ale prawdziwe. Znowu poczu�am md�o�ci. Randy by� spocony, od Marco czu� by�o sw�d krwi. Jarzeniowodiodowa lampa bi�a czerwono-��tym blaskiem. By�o duszno. Nat�ok informacji sprawi�, �e zawirowa�o mi w g�owie. Najch�tniej wyrzyga�abym moje uczucia, ca�y organizm i my�li, �eby uwolni� si� od wszystkiego. Od spoconego Randego, zakrwawionego, demonicznego Marco-szale�ca, Condrada i jego bandy bog�w. Ale najch�tniej wyrzyga�abym ten przekl�ty biochip (nie zapomnij: niedawno udoskonalony! Po promocyjnej cenie! Marco udoskonalacz zespawa ka�dy tw�j chip!) tkwi�cy w moim m�zgu... - Zatem pi�ciu bog�w nie by�o mi na r�k�. - kontynuowa� Randy, poc�c si� jeszcze bardziej. - Dlatego pozwoli�em Marco zosta� bogiem... Jeden szaleniec to nie pi�ciu... Obieca� mi, �e si� ich pozb�dzie... I wtedy pouk�ada�am w g�owie informacje. Wiedzia�am, o czym m�wi� Marco. Jedno��. W�a�nie! - Ty kretynie - krzykn�am - nie widzisz, �e on ci� robi w chuja za przeproszeniem. Ponios�o mnie. By�o gor�co, �mierdz�co i nie do �ycia. Dlatego nie skrywa�am emocji ani agresji. - On ich nie chce zabija�! Stworzy� urz�dzenie umo�liwiaj�ce po��czenie ich wszys... Przerwa� mi huk karabinu maszynowego. Cia�o �o�nierza zosta�o rozsiekane na kawa�eczki. Upaprane we krwi, nieme, bez �ycia upad�o na ziemi�... Z windy wysz�y cztery osoby. Condrad, Beth, Tony, Philip. - Ju� s� - ucieszy� si� Marco. - Wiedzia�em, �e przyjd�. - Co? - zapyta� Randy... Beth podbieg�a do kobiety w v-che�mie i przeci�a przew�d. Z ust i nosa kobiety wyciek�a piana. �mier� w INTER VIRTUAL NET... gdy twoje cia�o, psychika zostaj� rozdrobnione na kawa�eczki i wch�oni�te przez system do nico�ci. Gdy b�l przyt�acza i trwa bez ko�ca. Wreszcie stajesz si� jedn� z wielu niepotrzebnych karuzel danych. Czyta�am o tym i nieraz by�am �wiadkiem. Straszna �mier�. Cia�o kobiety wzi�� Tony (albo Phil) i rzuci� w szyb�, kt�ra po drugiej stronie by�a lustrem. Szk�o rozsypa�o si�. Cia�o uderzy�o w Randyego, kt�ry zatoczy� si� i wpad� na jeden z komputer�w. Monitor spad� na ziemi� i zaraz eksplodowa�. "Banda Condrada" wesz�a do �rodka. Otworzy�am szeroko oczy i w��czy�am m�j najnowszy wszczep: necro. Czu�am dum�, �e kiedy� go kupi�am. Condrad strzeli� w stron� Randego. Naboje przesz�y cia�o kobiety trafiaj�c we w�a�ciciela MAKROVISION. Dwa cia�a upad�y na ziemi�. - Beze mnie nie dacie rady! Musz� po��czy� si� z wami! - wo�a� Marco. - Nie pod��czajcie si� do mnie tylko do... Chcia� powiedzie� "do Jenny", jednak nie us�uchali. Phil lub Tony og�uszy� Marco. Pod��czyli urz�dzenie do jego m�zgu. Condrad przyjrza� mi si� uwa�nie. Machn�� r�k� przed oczami i dotkn�� mojej szyi. - Nie �yje - powiedzia�. Necro symuluj�cy moj� �mier� dzia�a� bez zarzutu. Usiedli przy komputerach. Nad ka�dym zawis�a ma�a antena satelitarna. Policja ma takie same w radiowozach do komunikacji mi�dzy strefami. Monitory b�ysn�y na czerwono. K�tem oka zauwa�y�am, �e Randy si� porusza. Najpierw pokaza� mi trzy palce, p�niej pi��, dwa i znowu trzy... Beth, Phil, Tony, Condrad jak na skinienie odrzucili w ty� g�owy w spazmie przeniesienia. Ich ga�ki oczne porusza�y si�. Wida� by�o jedynie bia�ka w�r�d czterech na wp� otwartych par oczu. O co mu chodzi? Monitory zgas�y. Tylko ten, przy kt�rym siedzia� Condrad, mieni� si� nadal na czerwono. Cia�a jego ludzi osun�y si� na ziemi�. Ol�nienie! Wy��czy�am necro. Nosem wpisa�am liczb� 3523 w szyfratorze kajdanek. Trzask blokady i sta�am si� wolna. Podnios�am si� na r�wne nogi. Wstawa� r�wnie� Marco. Mia� zamkni�te oczy. Jego cia�o drga�o. Wibrowa�o... Nagle otworzy� usta i zacz�� wrzeszcze� skrzecz�cym, metalicznym g�osem (notabene, kobieta, kt�r� tu wrzuci� Tony albo Philip te� tak krzycza�a, gdy� sieciowcy zawsze tak krzycz� przed �mierci� - widzia�am to wiele razy). Krew na twarzy zakrzep�a mu zupe�nie. Pociek�a nowa, tym razem z nosa... Otworzy� oczy. Spojrza� na mnie. Przekrzywi� g�ow�. Jego oczy... Dziwne. U�miecha si�... Ten u�miech... jest inny ni� u cz�owieka z krwi i ko�ci. Ten u�miech jest pusty. Ca�a twarz, odruchy - nienaturalne, zwolnione. Wyraz twarzy zdaje si� wykrzykiwa�: "Poch�on�o mnie szale�stwo - boskie uczucie!". Nie chce mnie zabi�. Po�era jedynie wzrokiem (mam nadziej�, �e si� ud�awi). �mieje mi si� w twarz, ubawiony pora�kami, jakie nam zgotowa�. U�miech znika z twarzy. W oczach �mier�. Nagle... rzecz niespotykana... Podnosi si� Condrad. - Kurwa! Nie po��czy�o mnie! - krzyczy. Odwraca g�ow�... Wstaje i cofa si�. Parali�uj�ce spojrzenie Marco przechodzi ze mnie na Condrada. Marco podnosi karabin. Czas zwalnia. Serce wali mi jak oszala�e, ale nie mog� si� poruszy�. Ju� nie �mierdzi, nie jest duszno... Czu� powiew �ycia. Marco podchodzi bli�ej, prawie dotyka Condrada. - To ja na�o�y�em blokad� na tw�j chip... - m�wi. G�os ma skrzecz�cy, krzykliwy, wznios�y. Jest wielki, zakrywa �wiat. Zmienia go, s�owami przy�piesza i zwalnia czas. Odwraca g�ow� w moj� stron�. - Poznajcie prawdziwego boga!!! - jego krzyk jest jak wrzask tysi�ca os�b gin�cych w po�arze. Spalanych i spopielanych przez nieub�agany �ywio�. A w�a�ciwie bog�w, kt�rzy stali si� jedno�ci� !!! B�g w trzech osobach... - �mieje si�... Podnosi colta le��cego przy komputerze. Patrzy na Condrada. - Poznaj imiona tr�jcy! Po Condradzie pot �cieka ciurkiem. Widzi i czuje zapach swojego ko�ca. Zapach w�asnego potu. Ostatniego powiewu ulotnej bryzy �ycia. Przed oczami fragmenty wspania�ych chwil, a tak�e kontury �mierci. - Jam jest Beth. Nast�puje chwila za�amania. Condrad zaczyna p�aka�. Pada na kolana w b�agalnym ge�cie rozpaczy. Jego s�owa s� bez znaczenia w tej donios�ej chwili na kraw�dzi czasu. - Jam jest Phil i Tony... W powietrzu wisi niewypowiedziane zdanie: "Brat zabi� brata". Marco nachyla obydwie r�ce. �ciska pistolet i celuje w twarz Condrada. Condrad oddycha ci�ko. Zauwa�a brak swojego odbicia w lustrze na przeciwleg�ej �cianie. �mier� jest dla niego przeznaczeniem, zbli�aj�cym si� wolnymi krokami odkupieniem. �mier� to jego fatum. Oddech.... sapanie... Jego w�asny ostatni haust powietrza. �omot serca w takt piekielnej melodii. - JAM JEST MARCO!!! B�g poci�ga za spust. Krew. B�l. �mier�. Cia�o Condrada pozbawione po�owy twarzy upada na pod�og�. Prze�amana zostaje bariera mojego strachu. Rzucam si� w stron� komputera nr 9. Porywam mini- compact. Marco-Phil-Tony-Beth chwytaj� mnie za r�k�. Wyrywam si� i biegn�. Biegn� ile si� w p�ucach. Potykam si� o od�amki rozbitego zwierciad�a... Upadam na ziemi�. Uderzam g�ow� w biurko. Podnosz� si�. S�ysz� kroki. Wolne st�panie. S�ysz�, jak idzie za mn�. S�ysz� Jego. Otacza mnie. Bieg jest powolny, jakbym pr�bowa�a si� przedrze� przez granic�, kt�rej nie mog� przekroczy�. Depcz� po rozsiekanym ciele �o�nierza. Dopadam windy. Naciskam przycisk ca�� swoj� si��. Widz� cyferki... 10...11...12... Odwracam si�. Ciemno��. Ciemno�� i kroki. 13...14...15... Po lewej stronie drzwi... Schody... 16...17... Czuj� powiew �ycia i wilgo� �mierci. Rzucam si� - barkiem uderzam w drzwi... Spadam ze schod�w... Na ni�sze pi�tro... Podnosz� si�. Widz� cie� boga na schodach. Idzie st�paj�c wolno... Ma problemy z utrzymaniem r�wnowagi. Przeszkadza mu jego zraniona noga. Biegn�... Wszystko rozmazuje mi si� przed oczami... Kolejne pi�tra... Kolejne stopnie. Schody prowadz�ce w d�. Z jednego piek�a do drugiego. �api� powietrze... zaci�gam si� nim w szale�czym p�dzie. Jeszcze tylko 13 pi�ter. Zatrzymuj� si�. Tylko na chwil�. Musz� odpocz��. S�ysz� sapanie. I echo. G�os wydobywaj�cy si� znik�d... Biegn� dalej. Zniszcz� wszystko... Ka�dego cz�owieka... Zaw�adn� umys�em ludzko�ci, stan�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!