5376

Szczegóły
Tytuł 5376
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5376 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5376 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5376 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�ZEF PI�SUDSKI 22 STYCZNIA 1863 ZARYS HISTORII MILITARNEJ POWSTANIA STYCZNIOWEGO OD WYDAWNICTWA �GRAF� Oto oddajemy w r�ce Czytelnik�w kolejny tomik J�zefa Pi�sudskiego pt. �22 stycznia 1863� � po uprzednio przez nas wydanych �Roku 1920� i �Bibule�. Przyznajemy, �e jeste�my na bakier z chronologi� pisania tych prac przez Autora, ale kierowali�my si� przy ich drukowaniu emocjami towarzysz�cymi dzisiejszym gor�cym czasom, b�yskawicznie zmieniaj�cej si� sytuacji Polski i Polak�w. Postarali�my si� za to o utrzymanie jednolitej szaty graficznej i introligatorskiej wszystkich trzech tytu��w. J. Pi�sudski napisa� �22 stycznia 1863� rok przed wybuchem I wojny �wiatowej. Praca zosta�a wydana jeszcze w 1913 r. przez ambitnego pozna�skiego ksi�garza Karola Rzepeckiego, kt�ry z redakcyjn� pomoc� dr. Mariana Kukiela (historyka i p�niejszego genera�a) zamierzy� wydrukowa� ca�y cykl tomik�w uznanych autor�w bieg�ych w historii pod wsp�lnym tytu�em �Boje polskie. Ilustrowane epizody, obrazy, portrety historyczne z dziej�w naszych wojen narodowych�. Zainaugurowa� ten cykl w�a�nie �22 stycznia 1863� � w samo 50-lecie powstania. Potem by�y dwie prace innych autor�w i na przeszkodzie w realizacji zamierze� edytorskich stan�a wojna. J. Pi�sudski bardzo g��boko interesowa� si� losami powstania styczniowego. Poczyni� w temacie obszerne studia, przewertowa� wiele dokument�w i materia��w. Bada� ten okres skrupulatnie, szukaj�c dowod�w, �e walka 1863 nie by�a z g�ry przegrana, tylko �le przygotowana, nieumiej�tnie prowadzona i nie wykorzystano w niej wszystkich mo�liwo�ci. M�wi� o tym w cyklu wyk�ad�w w krakowskiej Szkole Nauk Politycznych w 1912 roku, 6 kwietnia 1913 r. na uroczysto�ciach ko�ciuszkowskich we Lwowie i zaraz potem w sierpniu w szkole oficerskiej Zwi�zku Strzeleckiego w Str�y ko�o Limanowej, k�ad�c nacisk na duchow� stron� walki, szczeg�lnie wa�n� przy niedostatku �rodk�w materialnych. Dowodzi� przy tym potrzeby tworzenia w�asnego wojska cho�by w warunkach niewoli. Zagrzewa� swymi wyst�pieniami nar�d do podj�cia kolejnych polskich boj�w, tylko m�drzej i skuteczniej, �artuj�c po swojemu, dosadnie, z os�ab�ych duchem: �W trzech sosnach dzisiejszy nasz rodak zab��dzi, a do konia podchodzi jak do tygrysa�. Dzia�alno�� publiczna J. Pi�sudskiego przed I wojn� natchn�a historyk�w i pisarzy do chwycenia za pi�ra i publikowania znamiennych dzie�. W 1912 roku ukaza�y si� �Dzieje wojen i wojskowo�ci w Polsce� T. Korzona. Niejako ich uzupe�nienie stanowi�a praca M. Kukiela o dziejach or�a polskiego w dobie Napoleona. Grabiec og�osi� obszerne opracowanie �Rok 1863�, za� W. Tokarz podj�� prace nad monografi� �Krak�w w pocz�tkach powstania styczniowego i wyprawa na Miech�w�. Historyk�w wspar�a literatura pi�kna. W ci�gu paru lat ukaza�a si� �Gloria victis� Orzeszkowej, �Echa le�ne� i �Wierna rzeka� �eromskiego, �Ojcowie nasi� Struga, �Kryjaki� Wielopolskiej. �22 stycznia 1863� stanowi� zadatek wi�kszego dzie�a na temat powstania, kt�rego pisanie podj�� J. Pi�sudski wsp�lnie z M. Sokolnickim. Praca obydwu autor�w przele�a�a jednak w lwowskim Ossolineum � z niezbyt jasnych przyczyn � �wier� wieku. Zacz�to j� drukowa� dopiero latem 1939 r. Nie zd��ono... Gda�sk, lipiec 1989 5 22 STYCZNIA 1863 Praca J�zefa Pi�sudskiego p. t. �22 stycznia 1863� wydana zosta�a jako tom 1 wydawnictwa �Boje Polskie�, rozpocz�tego w pocz�tkach r. 1914 przez ksi�garni� nak�adow� Karola Rzepeckiego w Poznaniu. Wydawnictwo to p. t. �Boje Polskie � ilustrowane epizody, obrazy, portrety historyczne z dziej�w naszych wojen narodowych pod redakcj� dra Mariana Kukiela� mia�o na celu zaznajomienie spo�ecze�stwa z histori� wojskowo�ci polskiej, do czego Pi�sudski przyk�ada� du�� wag�. Z tych te� powod�w, mimo przeci��enia prac� organizacyjnowojskow� i polityczn� podj�� si� napisania I tomu do powy�szego wydawnictwa, w oryginalny spos�b ��cz�c historyczn� faktur� zdarze� nocy 22 stycznia z literackim opisem. W li�cie do Aleksandry Szczerbi�skiej z dnia 18. IX. 1913 r. pisze o tym w s�owach nast�puj�cych: �Nie mog� si� zdoby� na plan, jak sam� noc 22 stycznia opisywa�, od czego zacz��, jak temat bra�? Czy poszczeg�lne sceny obrazowa�, czy dawa� cyfry i dane z krytyk�, a dop�ki na planie i metodzie pisania nie zatrzyma�em si� � dop�ty i pisa� trudno...� Ksi��k� Pi�sudskiego zilustrowali 12 rysunkami w tek�cie Henryk Minkiewicz i Edward Rydz. Dnia 17 stycznia w polskiej kwaterze g��wnej dawano ostatnie, nieodwo�alne rozkazy do boju. Rozkazy a� na 22 stycznia. Nieodwo�alny rozkaz na ca�ych pi�� dni przed bojem! Ju� w tym jednym odczu� si� daje ogromn� osobliwo�� warunk�w wojny i boju. Stokilkadziesi�t godzin ma dzieli� rozkaz od wykonania i to w po�o�eniu, w kt�rym ka�da z tych setek godzin przynie�� mo�e zmiany zasadnicze, zmiany, uniemo�liwiaj�ce wype�nienie rozkazu. Bo te� osobliw� by�a ta g��wna kwatera! Nic w niej nie przypomina�o zwyk�ego obrazu wojennego miejsc, gdzie si� wa�� i rozstrzygaj� w ostatniej instancji losy bitew i wojen. Ani b�yszcz�cych mundur�w, ani d�wi�ku ostr�g, ani t�tentu koni adiutant�w, p�dz�cych z rozkazami lub raportami, �adnej wreszcie os�ony si�� zbrojn�, �adnej, najkonieczniejszej bodaj, warty, strzeg�cej spokoju wodz�w. Kwatera wygl�da�a, jak najzwyczajniejsze mieszkanie prywatne najbardziej cywilnych ludzi. Je�eli co r�ni�o j� od mieszkania jakiego� urz�dnika lub kupca, to chyba nieokre�lony niepok�j, kt�ry wia� z twarzy i ruch�w obecnych, to zarazem nieco przyciszony spos�b obcowania � szepty zamiast g�o�nych rozm�w, ws�uchiwanie si� w odg�osy ulicy, jakby ciche, lecz niespokojne zmaganie si� z otaczaj�cym niebezpiecze�stwem. Od czasu do czasu z kwatery wymykali si� adiutanci-kurierzy. Najcz�ciej by�y to � ca�kiem niewojenny obraz � kobiety, unosz�ce nieraz w najtajniejszych skrytkach damskiej garderoby rozkazy, pisane na cienkim �wistku papieru. Od czasu do czasu b�ysn�� mundur wojskowy, lecz � o, dziwo! � mundur wrogiego wojska; byli to oficerowie rosyjscy, nale��cy do spisku. Dziwna wojna, dziwna kwatera g��wna, kt�rej najwa�niejszym zadaniem zdawa�o si� by� utrzymanie tajemnicy i ukrywanie si� przed okiem otoczenia. Nie by�o tam nic z tej buty i pewno�ci siebie, jak� daje oparcie si� o gotow� i pos�uszn� na ka�de skinienie si�� zbrojn�, zdoln� do nagi�cia otoczenia odpowiednio do plan�w i my�li wodza. Owszem, widoczn� by�a ch�� przystosowania si� do otoczenia i rozp�yni�cia si� w nim. Bo te� g��wna kwatera polska pracowa�a w sferze dzia�ania wroga. Ba, nawet oddalona by�a od g��wnej kwatery jego zaledwie o kilkaset krok�w � o zwyk�y strza� karabinowy. Gdy jedna w ka�dej chwili mog�a mie� na us�ugi tysi�ce tych karabin�w, druga dzia�a� by�a w stanie tylko nie b�d�c dostrze�on�, a nie maj�c nic dla swej os�ony, w ka�dej chwili stawia�a na kart� samo swe istnienie. Nic wi�c dziwnego, �e twarze sztabu by�y niespokojne. W�dz �wczesnej Polski � Zygmunt Padlewski � nerwowo chodzi� po pokoju. Waha� si�: jecha� do puszczy kampinoskiej, czy te� zosta� w Warszawie? Po raz dziesi�ty wraca� do oblicze�, spisanych na skrawku papieru. � Do Lewandowskiego na Podlasie rozkaz wys�any. Rozkaz trzymania si� na szosie brzeskiej, przerwanie komunikacji z g��bi� Rosji, z Moskw�. � Czy rozkaz doszed�? Kto zar�czy? � przemkn�o mu przez g�ow�. � Ma w rozporz�dzeniu swym 3�4 tysi�ce ludzi. Jakie tam rozporz�dzenie? � Znowu wyrasta�a w g�owie w�tpliwo��. Ludzie w chatach, po dworach, rozsypani, czy stan� na wezwanie, by k�a��, ot tak, zdrow� g�ow� pod ewangeli�? Kto ich zmusi? A gdy musu nie ma, to ilu z tych niby liczonych da si� policzy� ju� na placu boju? � A wreszcie, co najgorsza, z czym ludzie p�jd� do walki? �mieszne! Z kijami, kosami, w dobrym wypadku z marn� dubelt�wk� na karabiny i armaty! W ostatnim raporcie Lewandowski wymienia� nawet liczb� tej najlepszej broni � strzelb my�liwskich. Ca�ych 300! To w najlepiej uzbrojonym wojew�dztwie! A tych karabin�w rosyjskich, nie licz�c jazdy i artylerii, w wojew�dztwie jest nie mniej, ni� 5 tysi�cy. Zreszt� nawet ta marna bro�, czy jest pewna? Mo�e ju� dzisiaj, albo w jednej z tych setek godzin, dziel�cych nas od boju, wr�g po�o�y sw� r�k� na wszystko, albo na du�� jej cz��, zostawiwszy do boju dziesi�tki, zamiast setek sztuk broni palnej? Mo�e przez ten czas wyaresztuj� wybitniejszych spiskowych i reszta, zostawszy bez g�owy, wcale do apelu nie stanie? � Wszystko w tym przedsi�wzi�ciu takie niepewne, takie chwiejne!... � mrukn�� z rozpacz�. Takie niepodobne do tego, czegom sam uczy� innych! Czy to nawet wojna? Rze� niewini�tek, kl�ska pewna! My�l� przebiega� wszystkie wojew�dztwa, ca�y kraj. Langiewicz w Sandomierskim, Kurowski w Krakowskim, Bo�cza w P�ockim. Te same niepewne tysi�ce spiskowych, te same w�tpliwo�ci, gorsze, bo broni mniej jeszcze, ni� na Podlasiu! Zaledwie 300 sztuk broni palnej w ca�ym kraju, tyle, co w jednym wojew�dztwie podlaskim. A ca�y zach�d, niezorganizowany wcale wojennie, pewnie si� nie ruszy bez wodz�w i naczelnik�w; to samo w Lubelskim. � Czemu�my o tym wcze�niej nie pomy�leli? � my�la� z gorycz�. � Odk�adali�my zawsze na potem przygotowania �ci�le wojenne, bali�my si�, �e dolejemy tym oliwy do ognia, gorej�cego ju� w duszach ludzkich. � A teraz... Znowu czarna rozpacz osiad�a mu w duszy; dr�czy�y go wyrzuty sumienia; przecie� sam dawa� rozkazy do powstania, przecie� sam wysy�a� na �mier� te setki i tysi�ce ludzi. A za tydzie�, po niechybnie nieudanej operacji, jakimi� oczyma b�dzie spotyka� pytania i wyrzuty? Jakie da rozkazy, jakie polecenia 23 czy 24 stycznia, gdy do Warszawy zbiegn� si� zwiastuny kl�ski? Nie, lepiej �mier�, �mier� razem z nimi! Raczej �mier�, ni� ta odpowiedzialno�� i st�panie po chwiejnym, niepewnym gruncie! Przez chwil� przemkn�o mu przez my�l, �e jednak kto� na miejscu zosta� musi; �e na kogo� przecie� spadn� wszystkie pytania i w�tpliwo�ci dni, nast�puj�cych po bitwie, dni ci�kich i trudnych, a tym trudniejszych, im bitwa b�dzie mniej szcz�liw�. Lecz g�r� bra�a rozpacz, zwyci�a�o zniech�cenie. � Wi�c jecha�! � pomy�la� z westchnieniem ulgi. Koledzy z Komitetu Centralnego proponowali mu, aby obj�� dow�dztwo nad zebranymi ju� w lasach okolicznych spiskowymi, kt�rzy, unikn�wszy branki, koczowali teraz w puszczy kampinoskiej na lewym brzegu Wis�y i w serockiej na prawym w oczekiwaniu wodza i... broni. Z t� gotow� ju� decyzj� przyj�� najbli�szego swego przyjaciela i koleg� z Komitetu � m�odego Stefana Bobrowskiego. Bobrowski przyszed� po�egna� si� z wodzem i przyni�s� mu dokumenty podr�ne, maj�ce go os�oni� przed aresztowaniem podczas drogi. � �pieszy� trzeba, � doda�, � Potjebnia 1 mi m�wi�, �e jutro rano wyrusza wyprawa dla wy�apania w lasach uciekinier�w od branki. B�d� dobrej my�li! Ludzie s� o�ywieni dobrym duchem, a gdy dostan� wodza tej miary, co ty, dadz� sobie rady z wrogiem. A jedno zwyci�stwo poruszy tysi�ce ch�op�w, wtedy pewnikiem g�r� nasza! Trudno nam tu b�dzie da� sobie rady bez ciebie, zostajemy przecie� sami nie wojskowi, ale jako� to b�dzie. Zreszt� po opanowaniu P�ocka tam przeniesiemy rz�d i ty go os�onisz, wodzu! Ty lud wolny poprowadzisz do boju! M�wi� z zapa�em i gor�c� wiar�, nie przekona� jednak przyjaciela. � Lud prowadzi� do boju! � twierdzi� ze zniech�ceniem, � c� temu ludowi damy do r�ki? Kije, marne kosy! Nie, m�j drogi, z tym nie zwyci�ymy. Nic nam nie pozosta�o, jak umrze� z honorem i po to jad�. Jedna, druga bitwa, krwi� w�asn� i wroga zlejemy obficie pole, oto wszystko, co zrobi� mog�, co zrobi� obiecuj�. Bobrowski pozosta� przy swoim. � Nieprawda, Zygmuncie, nieprawda! Niechybnie po�o�enie nasze ci�kie, ale nie wszystko stracone. Nie mo�e by� wszystko stracone, gdy z jednej strony do walki stanie cz�owiek wolny, o wolno�� walcz�cy, z drugiej niewolnik, p�dzony batem, a do wolno�ci wzdychaj�cy skrycie. Zapominasz o naszych przyjacio�ach w obozie wroga. Padlewskiemu twarz si� nieco rozja�ni�a. Przypomnia� sobie zebranie spiskowych oficer�w, w�r�d kt�rych sam, by�y oficer, czu� si� pewniej, ni� gdzie indziej. Wszystko tam wydawa�o si� pewniejszym, stalszym, silniejszym wreszcie. Charaktery, opanowane przez wychowanie i dyscyplin� wojskow�, nawet przy rozgor�czkowaniu spiskowym, dawa�y grupom oficer�w pozory spokojnej si�y. Nieraz zm�czony krzykliwymi i burzliwymi zebraniami spiskowych cywilnych, gdzie nerwy szarpa� mu gor�cy powiew podnieconego t�umu, gdzie tak �atwo by�o o nies�uszne oskar�enie, o zwyci�stwo pustego s�owa czy g�rnolotnego frazesu � nieraz Padlewski odpoczywa� na spokojnych zebraniach koleg�w wojskowych. Tam ka�de s�owo zdawa�o si� by� opok� nienaruszaln�, a szable przy boku zebranych dawa�y poczucie gotowej ju� si�y zbrojnej, kt�r� gdzie indziej budowa� dopiero wypada�o, budowa�, prze�amuj�c ogromne trudno�ci i olbrzymie przeszkody. Jako w�dz powstania � jedyny fachowiec wojskowy po�r�d cz�onk�w Rz�du rewolucyjnego � liczy� na wojskowe grupy rewolucyjne, jako na niezawodn� si��, jako na wielki atut w polityce powsta�czej. G��wna, co prawda, nadzieja powstania � spisek oficerski w Modlinie, fortecy i sk�adzie broni, � rozwia�a si� niedawno przez aresztowania i translokacje podejrzanych, lecz pozosta�o jeszcze ca�e mn�stwo oficer�w, wci�gni�tych do spisku, szczeg�lniej w�r�d artylerii, broni najgro�niejszej dla Polak�w, chocia�by dlatego, �e sami jej nie posiadali i nie�atwo mogli j� stworzy�. I teraz wi�c, gdy my�la� o tych swych sojusznikach, mo�e przysz�ych towarzyszach broni, � uspakaja� si� powoli. Zreszt� oddzia�ywa�o na� zawsze towarzystwo m�odszego kolegi z Komitetu, Bobrowskiego, rozkochanego w wodzu bez zastrze�e�, a stanowi�cego dla� oparcie moralne wobec si�y charakteru i woli, kt�r� si� odznacza�. 1 Oficer Rosjanin, stoj�cy na czele spisku wojskowego w Kr�lestwie. � �piesz, �piesz! � powtarza� Bobrowski � nie poddawaj si� rozpaczy! Nam cofa� si� nie wolno! Przedwcze�nie�my powstali do boju, ale lepiej tak, ni� nigdy. Wierz w pot�g� moraln� powstaj�cego ludu. Jed� do obozu, odzyskasz si�y i energi�. Zam�wi�em ju� konie dla ciebie. Za chwil� ruszysz w drog�. Czy masz jeszcze jakie zlecenia? � �adnych, � odpowiedzia� Zygmunt � pami�taj tylko o tym, �e w fortecach Brze�ciu i Zamo�ciu mamy przyjaci� oficer�w. Lewandowskiego o tym zawiadomi�em i da�em mu odpowiednie wskaz�wki. Gdy do Lubelskiego wyznaczony b�dzie wojewoda, prze�lij mu dane o Zamo�ciu. Nie udaje si� nam z Modlinem, mo�e si� uda� z inn� fortec�. To bardzo wa�ne! Do pokoju wpad�, jak bomba, m�odzieniec w czamarce. By� to Rogi�ski. Przyjecha� z Bia�ej, gdzie go rano zasta� rozkaz powstania. Nie wierzy� swym oczom, wydawa�o mu si� to niemo�liwym. P�dzi� ekstrapoczt�, by sprawdzi� rozkaz u �r�d�a. � Co czynicie? � zawo�a�. � Przecie� nas rozbij� w puch! Nie mamy si�, ani or�a. Czy� nie wyk�ada�e� nam w szkole, Zygmuncie, �e tylko �o�nierz z dobr� broni� zwyci�a? � Sta�o si�! � odpowiedzia� spokojny ju� Padlewski. � �piesz z powrotem. Je�li B�g da, zwyci�ymy. Niepodobna zreszt�, by Europa da�a nam zgin��. Bywaj zdr�w! By� mo�e, �e ostatni raz si� ju� widzimy, lecz pami�taj, co�my przysi�gali, i� si� nie cofniemy. Ja jad� natychmiast! Przykr� mu by�a ta rozmowa. Z gorycz� my�la�, �e jeszcze przed paru tygodniami ten sam Rogi�ski wsp�lnie z drugimi spiskowymi oskar�a� go i jego koleg�w z Komitetu o brak energii, o rozmy�lne odwlekanie powstania, niedo��stwo, ledwie nie zdrad�. I w�wczas te same argumenty przeciw natychmiastowemu wybuchowi pada�y z jego ust, by si� odbi� o rozgor�czkowane, nie rozwa�aj�ce g�owy, jak groch o �cian�. Teraz, gdy fakt by� dokonanym, gdy si� sta�o pod�ug my�li najgor�tszych, w�asne jego argumenty wraca�y, ale ju� jako zarzut przeciw niemu. � T�um jest zawsze niesprawiedliwym i zna tylko dzisiaj, dzie� wczorajszy dla niego nie istnieje... � my�la�. *** Po szerokim go�ci�cu, id�cym wzd�u� lewego brzegu Wis�y od Warszawy do Modlina, p�dzi�a pocztowa bryczka z dwoma podr�nymi. W dali czernia�a �ciana du�ego boru. Pomimo widocznego zm�czenia koni wo�nica raz po raz zacina� je batem, nagl�c do po�piechu. Wreszcie bryczka zag��bi�a si� w las, konie po b�otnistej drodze zwolni�y biegu; westchnienie ulgi wyrwa�o si� z piersi wszystkich. Wo�nica u�miechni�ty odwr�ci� si� do swych pan�w. � Uda�o si�! � m�wi� � mo�na szkapiskom da� troch� wytchn��; przed noc� staniemy w obozie. By� to Padlewski ze swym adiutantem Seyfriedem, kt�rych do obozu w puszczy kampinoskiej odstawia� pocztylion, nale��cy do organizacji. Dop�ki podr�ni nie dostali si� do lasu, byli wci�� zdani na �ask� i nie�ask� patroli kozackich, w��cz�cych si� po okolicy. Przed wyjazdem z Warszawy kilkakrotnie zatrzymywa�y ich patrole; badano ich, rozpytywano: po co, na co jad�, jakie maj� dokumenty? Ci�gle byli o w�os od aresztowania, jechali ca�y czas z perspektyw� sp�dzenia nocy nie w obozie powsta�czym, dok�d zmierzali, lecz w wi�zieniu, kt�rego unikanie stanowi�o sztuk� �ycia rewolucyjnego. Znowu Padlewski czu� pod sob� ten dziwny, chwiejny i niepewny, grunt, na kt�rym niespos�b czyni� zimnych obrachowa� i spokojnych plan�w. Zn�w na ka�dym kroku czu� niejako oddech wroga, z kt�rym mia� wojowa�, zn�w by� w zupe�no�ci w sferze jego dzia�ania. Przypomina� sobie dow�dc�w wojsk na manewrach � tych pr�bach wojny. Pami�ta� ich, otoczonych licznym sztabem, os�oni�tych oddzia�em jazdy, pomimo, �e byli od nieprzyjaciela oddzieleni jeszcze murem bagnet�w w�asnych, tysi�cami piersi �o�nierskich, id�cych do boju. Tu on, w�dz, nie mia� nic podobnego, tu wr�g zewsz�d go otacza�, nieledwie dotyka� go fizycznie. A zarazem, gdy jecha� ulicami Warszawy i polami Mazowsza, spotykaj�c cz�owieka, nieodzianego w mundur wroga, my�la� o nim, jako jutrzejszym towarzyszu broni, kt�ry go, jak swego wodza, b�dzie broni� i os�ania�. Tylko dzisiaj jeszcze brak ujawnionej zbrojnej si�y stawia� pocz�tki dzia�a� ci�gle pod znakiem zapytania, przewracaj�c ca�kowicie wszystkie znane poj�cia o wojnie. Wi�c pr�dzej do obozu! Pr�dzej tam, gdzie pod sob� ma si� trwa�y, niezdradliwy grunt si�y zbrojnej pod nogami. Niech ta si�a b�dzie ma�a, niech b�dzie �le uzbrojona, z ni� jednak jawnie si� walczy, cho�by umiera� przysz�o!... Z daleka poprzez drzewa b�yska�y rozpalone suto ogniska. Na polanie do pi�ciuset ludzi skupia�o si� ko�o ognia, przygotowuj�c si� do noclegu pod chmurnym niebem styczniowym. Ludzie gwarzyli. Ko�o niejednego ogniska panowa�o zniech�cenie. Zm�czeni, zzi�bni�ci wylewali sw� gorycz i niezadowolenie na w�adz� rewolucyjn�, szukaj�c w niej winy. � Obiecywano bro�, obiecywano wodz�w, zwyci�stwa � gdzie to jest wszystko? Sami tam wygrzewaj� si� w ciep�ych pokojach, �pi� na puchach, a ty, cz�ecze, tu�aj si�, jak wilk, po lesie, �pij na go�ej, zimnej ziemi, ba, nie miej cz�sto kawa�ka chleba marnego... Szeptano o zdradzie w�adzy, zmawiano si� do ucieczki, b�kano o oddaniu si� w r�ce wrogom, byle m�c si� wywczasowa� i naje�� do syta. Gdzie indziej m�odzie� weso�o si� bawi�a, zapominaj�c przy �artach i dowcipach o wszelkich niewygodach i bawi�c si� nawet t� zimow� maj�wk� w wiecznie zielonym lesie. Humor podtrzymywa� wiar� i snuto przy trzasku pal�cego si� drzewa rojenia r�wnie fantastyczne, jak te p�omyki, przeskakuj�ce w ognisku weso�o od trzaski do trzaski. 11 O nieprzyjacielu nie my�la� nikt, ani ci, kt�rym by�o weso�o, ani ci, kt�rych dr�czy� smutek. Nie by�o to wojsko, co, znaj�c zdradliwe prawa wojny, czujnymi si� otacza czatami, co mechanicznie, jak zegarek, spe�nia sw� powinno��. Nie by�o tam oficer�w i podoficer�w, prze�amuj�cych zm�czenie �o�nierza, zmuszaj�cych do pracy rycerskiej, nieraz uci��liwej i niemi�ej. Nie by�o tam �adu i porz�dku, wciskaj�cego ka�dego na swoje miejsce, jak niewielki trybik czy sztyfcik do sprawnej maszyny. Ka�dy robi�, co chcia� i jak chcia�, nie dbaj�c o innych. Nie by�o �adnej my�li kierowniczej, spajaj�cej to zbiorowisko kilkuset ludzi w jedn� ca�o��, zdoln� do jednolitego ruchu i �ycia. To te�, gdy Padlewski niespodziewanie zjawi� si� w�r�d tego towarzystwa � wojskiem tego nazwa� nie mo�na by�o � musia� podj�� ci�k� i trudn� prac�, by nada� tej zbieraninie chocia�by pozory wojska i nauczy� j� najelementarniejszych form bytowania wojennego. Musia� wraz ze swym adiutantem by� naraz i wodzem, i sztabowym oficerem, i podoficerem nawet. Zapowiedzia� wymarsz na dzie� nast�pny. Wiedzia�, �e z r�nych stron d��y� b�d� jutro oddzia�y nieprzyjacielskie, by wy�apa� poborowych, zebranych w lesie. Wiedzia� te�, �e nie m�g�by stawia� oporu natarciu z tym wojskiem zaimprowizowanym, w dodatku licho uzbrojonym: na pi�ciuset zebranych by�o zaledwie kilka sztuk broni palnej marnego gatunku, reszta by�a uzbrojona w kosy lub � gorzki �miech zbiera � pa�ki i dr�gi. Postanowi� wi�c szybkim marszem przerzuci� si� za Wis��, d���c do z��czenia swego oddzia�u z innymi w wojew�dztwie p�ockim, kt�re obrano za g��wn� podstaw� dalszych dzia�a� wojennych. Gdy nazajutrz kolumna oddzia�u wymaszerowa�a wylotem na p�nocny zach�d ku Secyminowi nad Wis��, z r�nych stron d��y�o ju� wojsko nieprzyjacielskie ob�aw� na lasy kampinoskie. Wi�c z Warszawy wyszed� podpu�kownik Bremsen z kilku kompaniami piechoty i sotniami kozak�w, wi�c z P�ocka wyruszy� major S�awin na czele paruset kozak�w, a wreszcie po drugim brzegu Wis�y maszerowa�, rozsypuj�c wsz�dzie patrole, oddzia� jazdy pod pu�kownikiem Riedieczkinem. Nie by�a to w�a�ciwie wyprawa wojenna; jako taka nie mia�a prawie sensu. Chcie� bowiem, aby tysi�c kilkaset ludzi, z kt�rych po�owa piesza, zamkn�o szczelnie oczka olbrzymiej sieci, ogarniaj�cej 300 kilometr�w kwadratowych, i jeszcze dostarczy�o dostatecznie silnej kolumny na b�j przy spotkaniu z nieprzyjacielem � by�o to ��da� od wojska roboty, granicz�cej z niepodobie�stwem. Tym bardziej, �e konnica, s�u�y� maj�ca do szybkiej pos�ugi wywiadowczej, ma�o by�a przydatna wobec lesisto-b�otnistego terenu, kt�ry przeszuka� nale�a�o. Zreszt� nie by�o jeszcze wojny. By�o drobne zamieszanie i wojsko mia�o tu wyr�czy� w�a�ciwie nieliczn� i niesprawn� policj� � nic wi�cej. To te� oficerowie, kt�rym zadanie poruczono, nie przyj�li go z zadowoleniem. Pomimo woli przychodzi�a im do g�owy mo�no�� oporu, a na wypadek walki byli za s�abi i ta w��cz�ga po lasach, w przypuszczeniu, �e zwierz osaczony nie ruszy si� z miejsca, �e b�dzie czeka�, nim go z bliska osacz�, nie u�miecha�a im si� wcale. Przy jakiej takiej ruchliwo�ci osaczonego uderzenie pa�� mog�o w pr�ni� i wynik ob�awy nie rokowa� powodzenia. Lecz pan ka�e, s�uga musi. Nie wojskowe, ale cywilne w�adze, na kt�rych czele sta� sam brat cesarza, tak by�y pewne swego, tak liczy�y na �atwy i pewny tryumf, �e nawet, dla unikni�cia rozlewu krwi i zwi�zanego z tym rozg�osu, nakaza�y wojsku i�� na te �owy bez nabitej broni, chwyta� osaczonego zwierza go�ymi r�kami, by tym bardziej go upokorzy�, tym wi�kszy wznie�� w nim szacunek dla si�y w�adzy prawowitej. Pan ka�e, s�uga musi! I po b�otnistych le�nych drogach powoli wlok�y si� kolumny wojska, rozsy�aj�c leniwie patrole, gdy zwierz, na kt�rego polowano, wiedz�c o ob�awie, ju� si� zbli�a� do Wis�y, za kt�r� zaczyna�a si� przestrze�, wolna od za�o�onej sieci. Je�eli co by�o przeszkod�, to nie pomy�lana niedo��nie i nie�piesznie wykonana ob�awa, lecz przeszkody fizyczne w postaci Wis�y samej. Wis�a jeszcze nie pu�ci�a, lecz l�d wobec ciep�ej pogody by� s�aby i trzeszcza� pod nogami. Pierwsi, kt�rzy na rzek� weszli, cofn�li si� z przestrachem. Lecz Padlewski w obozie odzyska� ju� sw� energi� i zdo�a� zapanowa� nad oddzia�em. Dzi�ki niemu przeprawa pod Secyminem odby�a si� bez wypadku. Sz�a wolno, drobnymi grupami, trwa�a ca�� noc nieledwie, lecz zosta�a dokonan� i gdy wreszcie ob�awa, id�c �ladami, dosz�a do Secymina, Padlewskiego i jego oddzia�u ju� dawno nie by�o tutaj; zd��y� ju� bowiem uj�� dobry kawa� drogi, z ka�d� chwil� oddalaj�c si� od niezr�cznych �owc�w. W sieciach pozostali tylko ci, co tego chcieli; ci, kt�rych zniech�cenie i zm�czenie nie min�o pod wp�ywem zjawienia si� Padlewskiego. Takich by�o niewielu � zaledwie dziewi�tnastu na 500, kt�rzy byli w sk�adzie oddzia�u. Tak samo wypad�y �owy, zorganizowane przez w�adz� cywiln� w innej puszczy � serockiej ko�o Zegrza. Popisowi z Warszawy, kt�rzy si� tam zgromadzali, przeszli przez Narew i Wkr�, a unikn�wszy niezr�cznie zastawionej sieci, d��yli, jak i Padlewski, do wojew�dztwa p�ockiego. Je�eli za� dodamy, �e i z samego P�ocka wysz�o kilkuset ludzi, s�usznie czy nies�usznie podejrzywaj�cych, �e s� na li�cie konskrypcyjnej rz�du, zobaczymy, �e w okolicach P�ocka nagromadzi�a si� w ten spos�b wi�ksza ilo�� materia�u palnego, zdatnego i przysposobianego do wst�pnych krok�w, wst�pnego boju powstania. Materia� ten, co prawda, znajdowa� si� w strasznym chaosie; grupy bez organizacji wojennej, bez administracji, przygotowanego prowiantu, odzienia i, co g��wna, broni. Najpilniejsz� wi�c prac� w�adzy powsta�czej, a w pierwszym rz�dzie Padlewskiego, by�o jakie takie zorganizowanie grup i rozmieszczenie ich w okolicy do wyznaczonego terminu wybuchu � do 22 stycznia. W��cz�ga jednak tysi�ca ludzi po wsiach i dworach, nieoswojonych z takim ruchem, nie mog�a by� utrzymana w zupe�nej tajemnicy i niejasne, m�tne opowiadania o tych zbiorowiskach dochodzi�y do P�ocka, siedliska g��wnej w�adzy w tej stronie kraju. Wys�ano wi�c stamt�d rekonesanse � nie w celu wojny, bo tej jeszcze nie by�o � lecz tak samo, jak nieudane �owy kampinoskie i zegrza�skie, w celach policyjnych, z tym samym rozkazem nienabijania broni, ale brania opornych popisowych �ywcem. Ten p�rodek � grzeczna surowo�� �� jak zwykle p�rodki w czasie wojny, da� rezultaty nie nik�e nawet, ale wr�cz ujemne. Wszystkie rekonesanse m�czy�y si� bezcelowym �a�eniem po drogach, dworach, wszystkim grzecznie usuwano zawczasu z oka ludzi obcych, by natychmiast po odej�ciu wojska tym swobodniej go�ci� i ukrywa� popisowych w okolicy, zbadanej ju� przez wroga. Na czele tych bezp�odnych rekonesans�w sta� pu�kownik Kozlaninow, cz�owiek, bolej�cy nad nieszcz�ciem kraju, nie chc�cy zadawa� ran zbytecznych, jednym s�owem, cz�owiek zasad humanitarnych. Nieszcz�liwy, znaj�c brutaln� szorstko�� swych koleg�w, sam prosi� o dow�dztwo i szed� w burz� z ga��zk� oliwn� pokoju. I trzeba by�o tej ironii losu, by w�a�nie jemu z god�em pokoju w r�ku przysz�o doprowadzi� do pierwszego rozlewu krwi. Przebiegaj�c z drobnym, kilkaset ludzi licz�cym oddzia�em pola i wsie p�ockiego wojew�dztwa, natrafi� przy wsi Cio�kowie na setk� popisowych, rozlokowanych we dworze tamecznym, a spo�ywaj�cych w tej chwili obiad. Oddzia� polski, przewodzony przez Rogali�skiego, oficera z armii Garibaldi�ego, nie zd��y� zgodnie z og�ln� instrukcj� usun�� si� niepostrze�enie z oczu Rosjan. Wycofa� si� do lasu, lecz tu� za nim pod��a� Kozlaninow. I oto wreszcie oddzia�y stan�y naprzeciw siebie. Rosjanie z nienabit� broni�, rozsypani szerokim �a�cuchem dla ob�awy � �apania wed�ug rozkazu �ywcem; �o�nierze, nie znajduj�cy si� jeszcze w stanie wojny, a pe�ni�cy jedynie pos�ugi policyjne. Polacy, skupieni w kolumn�, licho uzbrojeni � zaledwie w dwie strzelby my�liwskie na ca�y oddzia�, reszta w kosy lub nawet kije. Kozlaninow zgodnie z pokojow� misj�, kt�r� mia� w sercu, zbli�y� si� do Polak�w i zwr�ci� si� do nich z sentymentaln� przemow�. Przekonywa� o konieczno�ci oddania si� w r�ce prawowitej w�adzy, obiecywa� nieledwie bezkarno��. Losy zale�a�y zupe�nie od tego, czy oddzia� polski uczuje si� stron� wojuj�c�, zdecydowan� na wojn� i �wiadom� jej wymaga�, czy te� przemo�e w nim pokojowe przyzwyczajenie do pos�uchu dla w�adz urz�dowych. Ka�dy z tej setki ludzi Rogali�skiego jeszcze przed chwil� by� nie �o�nierzem i sama �o�nierka zale�a�a od jego w�asnej nieprzymuszonej woli, trzeba wi�c by�o, aby w duszy ka�dego z nich nast�pi� nakaz �sta� si�!�; w�wczas dopiero mo�liwymi b�d� jakiekolwiek zjawiska wojny. Nast�pi�a wi�c kr�tka chwila wahania i wreszcie Rogali�ski, jak gdyby wyczuwaj�c wzmaganie si� ducha wojny u swych podkomendnych, z okrzykiem rzuci� si� naprz�d. Potyczka trwa�a tylko chwil�. Niewielka przestrze� dzieli�a przeciwnik�w, a w starciu na bia�� bro� zwyci�y�, jak zwykle, atakuj�cy zbit� mas�, tym bardziej, �e nieprzyjaciel, psychicznie do boju niegotowy, rozci�gni�ty w szyk, niezdatny do boju, straci� od razu dow�dc�, kt�ry pad� z rozp�atan� g�ow�. Do 50 �o�nierzy zosta�o na placu; reszta w pop�ochu uciek�a, roznosz�c wie�� o pora�ce. Aposto� pokoju w czasie wojny pad� ofiar� fa�szywego zrozumienia rzeczy zar�wno przez siebie, jak przez swych prze�o�onych. Polacy mieli zaledwie kilku rannych, lecz pomi�dzy nimi by� ich dow�dca, Rogali�ski, kt�ry, straciwszy w starciu oko, musia� opu�ci� swe stanowisko. Je�li oddzia� rosyjski, doznawszy pora�ki, rozprz�g� si� zupe�nie, to jednak �o�nierze, przy��czywszy si� ju� tego samego dnia do innych drobnych oddzia��w, w okolicy rozsianych, zdatni byli nazajutrz do boju. Inaczej by�o z Polakami. Ich hufiec wyczerpa� si� moralnie nawet zwyci�stwem. Ludzie, niespojeni w jedno d�ugim wsp�lnym �yciem �o�nierskim, nie maj�cy zaufania do siebie, musieli nawet dla kr�tkotrwa�ego boju zdoby� si� na taki wysi�ek energii i woli, �e natychmiast po fakcie nast�pi�a reakcja � zm�czenie i upadek na duchu, osobliwie, gdy zabrak�o oficera, kt�ry zwyci�skiej walce przewodzi�. Wojna, w zasadzie ju� pe�na niespodzianek, staje si� nimi przesycona, gdy samo wojsko jest niespodziank�, a nie organizacj�, zawczasu przez d�ugi czas przygotowywan� do wojny. *** By� to pierwszy b�j, pierwszy podmuch wichury, zwiastuj�cej nadchodz�c� burz�. By�a to zarazem jakby ilustracja og�lnego po�o�enia stron walcz�cych. Rosjanie, nie znajduj�cy si� jeszcze w stanie wojny i �udz�cy si� nadziej� za�egnania niebezpiecze�stwa �rodkami, b�d�cymi mieszanin� �agodnej ust�pliwo�ci z terorem i surowo�ci� post�powania wojennego. Wykonawc� tej dziwacznej dyplomacji mia�o by� wojsko, jako ostatni najpowa�niejszy argument w�adzy chwiej�cej si� i chwiejnej. Sz�o wi�c wojsko wsz�dzie, gdzie ten argument niejako naocznie musia� by� przedstawiony, sz�o w celu nastraszenia niepos�usznych, maj�c zarazem rozkaz post�powania grzecznego i mo�liwie zgodnego, nie j�trz�cego stosunk�w wzajemnych z otoczeniem. A �e niepos�usznych by�o wielu, a jeszcze wi�cej takich, kt�rych o ch�� niepos�usze�stwa pos�dzano, wi�c wojsko posy�a� trzeba by�o nieledwie wsz�dzie. I oto powoli, stopniowo wi�ksze skupienia wojskowe topnia�y: drobne oddzia�ki wychodzi�y na czasowe postoje do tego lub owego miasteczka, czasowy pobyt si� przed�u�a� i wreszcie ca�a du�a armia, rozdrobniona na ma�e garnizony czasowe, stanowi� zacz�a niewielkie wysepki wojskowe w�r�d morza obcego, najcz�ciej wrogiego otoczenia. Dyplomatami za� z has�em surowej �agodno�ci stawali si� najcz�ciej m�odzi, nie znaj�cy �ycia subalternioficerowie, dow�dcy kompanii, szwadronu lub baterii, nieprzyzwyczajeni do brania wi�kszej odpowiedzialno�ci na swe barki. Nie na wojn� sz�y te drobne oddzia�y, odrywaj�c si�, jak s�dzono, tylko na czas kr�tki od macierzystych garnizon�w, sk�ad�w i magazyn�w. Nie na wojn�, lecz dla prowadzenia polityki pa�stwowej! Wi�c nie zaopatrywano ich na wojn� � ani w dostateczn� ilo�� naboi, ani w nale�yty tabor, ani w zapas odzie�y lub instrument�w; wszystko to zostawa�o pod raz po raz malej�c� opiek� dawnych garnizon�w z czas�w spokoju. Pu�ki le�a�y bez os�ony, artyleria sta�a cz�sto bez nale�ytej asekuracji. Genera�owie przestali w�a�ciwie dowodzi� swymi dywizjami i brygadami, pu�kownicy � pu�kami, najcz�ciej nawet majorowie swymi batalionami. Kompanie, szwadrony lub baterie sta�y ka�da osobno, �yj�c �yciem prawie samodzielnym, osobliwie wobec braku nowoczesnej komunikacji w kraju. Oficerowie- subalterni i �o�nierze chwalili sobie taki stan rzeczy, by� on dla nich dogodnym. Zdaleka od oka i kontroli wy�szej w�adzy, bez mo�liwo�ci odbywania ci�kiej musztry, ton�li w s�odkiej drzemce, do kt�rej zreszt� ci�gn�� ich tak�e charakter rasowy. Obok tego cale mn�stwo oficer�w, Polak�w lub Rosjan, wci�gni�tych do spisku, �wiadomie przymyka�o oczy na wszystko, co si� dzia�o doko�a, wybieraj�c z nakazanej im �agodnej surowo�ci pierwsz� po�ow� formu�y, jako najlepszy spos�b wybrni�cia ze sprzeczno�ci, zawartej w rozkazie. Takich drobnych garnizon�w, rozsypanych po Kr�lestwie, by�o 180. A �e ca�a armia liczy�a 101.880 ludzi, wi�c przeci�tnie wypada�o na garnizon ludzi 566. Lecz g��wne miasta kraju, siedliska w�adz centralnych, nie mog�y przecie� pozosta� bez silniejszej obsady. Sama Warszawa poch�ania�a 21.503 garnizonu. Miasta Lublin, Radom, Kalisz i P�ock, w kt�rych znajdowa�y si� komendy dywizyjne, oraz fortece Modlin, D�blin i Zamo�� mia�y te� wi�ksz� za�og�, w sumie wynosz�c� 13.370 g��w. A wobec tego przeci�tna za�oga w innych miejscach spada�a w przeci�ciu zaledwie do 390 ludzi. I te drobne za�ogi w najbli�szych czasach mia�y si� rozdrobni� jeszcze bardziej. Wyznaczono pob�r wojskowy i dla poparcia w�adz cywilnych od tych �dyplomatycznych� kompanij i szwadron�w mia�y odej�� �policyjne� plutony i sekcje dla asysty przy poborze, dla konwojowania rekruta i wszelkich czynno�ci policyjnych, chocia�by np. �apania po lasach uciekinier�w, jak to robi� nieszcz�sny Kozlaninow ze swym oddzia�em. Pob�r by� wyznaczony na 26 stycznia, na dziesi�� dni po nieudanym poborze w stolicy � Warszawie. I w�a�nie te dyplomatyczno-policyjne oddzia�ki, nieprzygotowane do wojny ani psychicznie, ani technicznie, mia�y zgodnie z planem powstania by� pierwszym obiektem ataku rewolucji. Przedmiotowo by�a mo�e i dobrze wybrana, lecz jakie� by�y �rodki i mo�liwo�ci ataku? Je�li armia rosyjska by�a rozdrobnion�, to si�y polskie by�y wprost w stanie lu�nych atom�w wojskowych, niespojonych w �adn� organizacj� wojenn�, zwi�zanych jedynie spiskowym, tajnym dla ca�ego otoczenia, ��cznikiem systemu dziesi�tkowego. Ka�dy z tych dziesi�tk�w pozostawa� pod wszelkimi wzgl�dami w zupe�nej zale�no�ci od sumienia i umiej�tno�ci swego dziesi�tnika, czy to pod wzgl�dem napi�cia rewolucyjnego i moralnej gotowo�ci do boju, czy to pod wzgl�dem szybko�ci mobilizacyjnej, czy te� nawet pod wzgl�dem samego istnienia, niekontrolowanego najcz�ciej przez nikogo dla przyczyn natury konspiracyjnej. Wszystkie wi�c obliczenia co do liczby i czasu wisia�y niejako w powietrzu bez trwa�ego, widocznego dla wszystkich gruntu i podstawy. Ka�dy, wr�g czy przyjaciel, m�g� si�y rewolucji taksowa�, jak chcia�, jak mu usposobienie i wyobra�nia nakazywa�y. Wi�c taksowano je rozmaicie, przewa�nie jednak in plus, nie in minus. I jak zreszt� mog�o by� inaczej, gdy na �wiecie dzia�y si� rzeczy i wypadki, kt�re tylko si�� rewolucji wyt�umaczy� mo�na by�o? Nie co innego, jak ta tajna si�a wymusza�a raz po raz ust�pstwa polityczne, pobudza�a do pob�a�liwego traktowania post�pk�w, kt�re jeszcze niedawno nie mog�y nawet by� pomy�lane przez najodwa�niejszych. Ta si�a jednak nie na wiele si� zda�a do boju, gdzie uczucie, nami�tno�� i zapa� tylko wspieraj� rami�, lecz samo rami� i bro� przy nim jest nieodbicie koniecznym. Je�li armia rosyjska nie by�a dla wojny przygotowana i �atwo sta� si� mog�a �upem umiej�tnego i energicznego napastnika, to przygotowania wojenne polskie wygl�da� raczej mog�y na przygotowania do ob�awy na dzikiego zwierza w jakim le�nym ost�pie, ni� na zamiar wojny. Dubelt�wki, kosy, dr�gi � to bro�; �adnych sk�ad�w i magazyn�w, �adnego zapasu odzie�y i obuwia, �adnych �rodk�w do wyekwipowania �o�nierza. Zdawa�o si�, �e ludzie wybieraj� si� na kilkodniowe polowanie, po kt�rym zdrowo i szcz�liwie wr�c� do domu. Lecz rozkaz by� dany, termin boju wyznaczony. Pob�r na ca�ej prowincji mia� nast�pi� 26 stycznia, chciano go uprzedzi� i jako pierwszy dzie� wojny wybrano dzie� 22 stycznia. Nie dzie�, raczej noc, gdy� dla ukrycia swej s�abo�ci organizacyjnej i technicznej i dla wyzyskania w zupe�no�ci czynnika niespodzianki, nakazano nocne napady na garnizony rosyjskie. Sz�o wi�c przede wszystkim o utrzymanie tajemnicy, co niechybnie zmniejszy� musia�o zar�wno liczb� powsta�c�w, jak i stopie� ich przygotowania wojennego. Zacz�y si� wi�c w ca�ym kraju ciche szepty, cz�ste rozzjazdy kurier�w i kurierek, gor�czkowe przygotowania. Czasu by�o ma�o, a noc 22 stycznia szybko si� zbli�a�a! *** Pu�kownik Lewandowski w Siedlcach otrzyma� rozkaz z Komitetu Centralnego dnia 17 stycznia. Pomimo um�wionych znak�w na pi�mie, pomimo, �e by� pewien kurierki, kt�ra rozkaz przywioz�a, nie da� wiary poleceniom. Jeszcze niespe�na dwa tygodnie temu � 5 stycznia � gdy wyje�d�a� z Warszawy dla obj�cia stanowiska dow�dcy si� zbrojnych Podlasia i Lubelskiego, zapewniano go, �e wybuch nast�pi niepr�dko. Padlewski rozm�wi� si� z nim tylko og�lnikowo, licz�c, �e do czasu dzia�a� nieraz przyjdzie do szczeg�owego om�wienia planu. A teraz nagle ten rozkaz r�wnie og�lnikowy, nie wchodz�cy w �adne szczeg�y, jak gdyby Lewandowski mia� by� ju� czas i mo�no�� pozna� i zbada� szczeg�y tak rozleg�ego terenu. Dziwny rozkaz! � I jeszcze � my�la�, � gdybym przy tym przelotnym obznajmieniu si� z cz�ci� podleg�ych mi si� znalaz� by� dostateczne si�y, dostateczne przygotowania! Ale, przeciwnie, wszystko jest raczej niegotowe do wybuchu! Przypomnia� sobie sw� tygodniow� podr�. By� w Siedlcach � organizacja nieliczna, mo�liwa pomoc od oficer�w spiskowych. W Bia�ej � okolica zrewolucjonizowana, oficer artylerii Zarzycki obiecywa� rozda� �lepe �adunki �o�nierzom i twierdzi�, �e w 500 ludzi, nawet �le uzbrojonych, zdoby� mo�na armaty. W Brze�ciu to samo � tam trzeba 5.000 ludzi. W W�growie i Soko�owie silne wp�ywy przeciwnik�w powstania � bia�ych. Przelotne rozejrzenie si� w sytuacji pozwala przypuszcza�, �e nie jest tak �le, �e du�o da�oby si� zrobi�, ale na to trzeba czasu, czasu, jeszcze raz czasu. � Teraz dopiero m�g�bym � my�la� dalej � przyst�pi� do szczeg��w, u�o�y� je w system, dostosowa� go do okoliczno�ci terenu i warunk�w lokalnych, i to tylko w tych miejscach, gdzie by�em. Nie znam jeszcze dw�ch trzecich swego terenu, ani zajrza�em na po�udnie i nie wiem, co si� tam dzieje. Szepta� z w�ciek�o�ci�: � Jak � u pioruna! � mam dzia�a�?! Przeczyta� raz jeszcze rozkaz: � Napada� na garnizony w nocy 22 stycznia, stara� si� utrzyma� w swoim posiadaniu szos� moskiewsk�, przy niemo�liwo�ci dowiedzionej przenosi� teatr ma�ej wojny na wsch�d, na Litw�. Przypomnia�o mu to rozmow� z Padlewskim: � Wsch�d ca�y prowadzi ostr� demonstracyjn� i partyzanck� walk�, przecinaj�c komunikacj� Warszawy z Rosj�, a pod os�on� tej walki na po�udniu, w Sandomierskim, i na p�nocy, w P�ockim zbieraj� si� i organizuj� armie polskie do marszu na Warszaw�. Taki w og�lnych zarysach plan by� mu przedstawiony w tych rozmowach, te same te� og�lnikowe wskaz�wki zawiera� rozkaz. Opada�y go coraz bardziej zw�tpienie i niepewno��. � Przecie� � my�la� dalej � musz� tam w Warszawie wiedzie�, �em �wie�o tu przyby�, �e nie mog�em w dwa tygodnie pozna� i obmy�le� wszystkiego dok�adnie. Powinni byli wzi�� to pod rozwag� i da� mi lepsze i szczeg�owsze rozkazy, dane, wskaz�wki. Niechbym mia� za sob� miesi�c lub dwa pracy przygotowawczej, ju� wiele da�oby si� zrobi�! G��boko zamy�li� si� pu�kownik i wreszcie po namy�le zasiad� do pisania. Pisa� pro�b� o odwo�anie rozkazu, motywuj�c j� niedostatecznym przygotowaniem wojew�dztwa do walki, powo�uj�c si� na rozmowy z Komitetem z przed dziesi�ciu dni, obrady, w kt�rych odk�adano wybuch na czas p�niejszy. Jeszcze tego� dnia wieczorem nadszed� powt�rny rozkaz z zawiadomieniem, �e Komitet opuszcza Warszaw� i �e ca�y kraj ma taki sam rozkaz, a zatem Podlasie nie mo�e pozosta� w tyle. Pu�kownik wzruszy� ramionami: �Nieodwo�alne � trzeba rozkaz spe�ni�, trzeba �pieszy�, bo czasu ma�o!� � By� mo�e � pomy�la�, chc�c usprawiedliwi� polecenie, � i� inne wojew�dztwa zachodnie s� lepiej przygotowane, ni� moje. Ja mam demonstrowa� tylko, niech�e b�dzie mo�liwie dobra demonstracja! Na szcz�cie spad�o z mojej g�owy Lubelskie, Warszawa sama si� nim zaj�a; nie wiedzia�bym, co z tym zrobi�, jak nad��y� w tym kr�tkim czasie z robot� na takich przestrzeniach! I z tym, co mam, daj Bo�e wydo�a�! Tej�e nocy z Siedlec pop�dzili kurierzy i kurierki z zawiadomieniem o terminie o rozkazie Komitetu do dow�dc�w powiatowych, wyznaczonych zawczasu. Od nich wie�� sz�a ju� wolniejsz� drog�, drog� nieledwie ustn� od cz�owieka do cz�owieka, omijaj�c tych, kt�rych podejrzewano o gadulstwo, a kt�rych zostawiono na ostatni� chwil�. Droga powolna, droga zawodna! Niekt�rzy otrzymali zawiadomienie o punkcie zbornym zaledwie na kilka godzin przed terminem wyruszenia, a przecie� trzeba by�o ka�demu jako� si� opatrzy� na wojenk�, urz�dzi� swe domowe interesy i sprawy przed wypraw�, z kt�rej cz�sto ju� si� nie wraca. Do niekt�rych rozkaz dochodzi� ju� po czasie; bywa�o tak nawet z naczelnikami, jak np. z Krysi�skim, wyznaczonym do napadu na Mi�dzyrzecz. Ka�dy przyjmowa� rozkaz tak, jak w danej chwili nakazywa� mu nastr�j jego: gdy by�a ch�tka � szed� na wskazane miejsce, gdy tch�rz oblecia� lub wprost ostro�no�� przewa�y�a � zostawa� spokojnie w domu, wiedz�c, �e nikt go do wojaczki nie zmusi i �e za dezercj� �adna kara na� nie spadnie. Nazajutrz pu�kownik Lewandowski ze swymi podw�adnymi z powiat�w siedzia� nad roz�o�on� map�. Wszyscy biadali, wszyscy �le tuszyli o sprawie. Zacz�to obliczenia. Na szosie, wiod�cej z Warszawy do Brze�cia Litewskiego, cztery g��wne punkty by�y zaj�te przez Rosjan: Siedlce z za�og� jednego batalionu piechoty i setki kozak�w, � �uk�w, obsadzony dwoma kompaniami piechoty, Mi�dzyrzecz ze szwadronem u�an�w i wreszcie Bia�a z bateri� artylerii konnej, setk� kozak�w i jedn� kompani� piechoty. Wsz�dzie istnia�o porozumienie z oficerami, nale��cymi do spisku, wi�c wiadomym by�o nieledwie ka�de poruszenie w garnizonie i liczy� mo�na by�o na pomoc w obozie wroga. W �ukowie i Bia�ej po kilkunastu �o�nierzy Polak�w by�o w zmowie z rewolucj� i mia�o natychmiast przej�� do szereg�w powsta�czych. Pomimo tych s�abych stron u nieprzyjaciela przedstawia� ten�e si�� 2 tysi�cy kilkuset bagnet�w i szabel z dodatkiem o�miu dzia�. Si�a pot�na w por�wnaniu z tym, co powstanie przeciw niej wystawi� mog�o. Przeciwko Siedlcom postanowiono u�y� organizacji z Siedlec, Soko�owa i W�growa z dodatkiem ludzi spod �osic. Si�y te ka�dy liczy� inaczej; gor�tsi spodziewali si� 3-ch tysi�cy, ch�odniejsi doliczali si� tysi�ca. Dowodzi� mia� sam pu�kownik Lewandowski. �uk�w z okolic�, dobrze zorganizowan�, mia� opanowa� ksi�dz Brz�zka 1; liczy�, �e zbierze 3.000 ludzi, co a� nadto wystarcza�o na s�ab� za�og� �ukowsk�, tym bardziej, �e w spisku by�o sporo �o�nierzy Polak�w. Mi�dzyrzecz oddano Krysi�skiemu, kt�rego na naradzie nie by�o; liczono tam na kilkuset ludzi; zadanie tu wygl�da�o tym �atwiej, �e piechoty nie by�o wcale. Wreszcie Bia�� z artyleri� poruczono m�odemu Rogi�skiemu, kt�ry najgor�tszy ze wszystkich � by� teraz pewien swego: ca�y powiat by� zorganizowany � jego zdaniem � i na ka�de skinienie wszyscy gotowi tam byli stan��! Lecz pi�t� achillesow� by�o uzbrojenie. Bro� by�a w tak �miesznie ma�ej ilo�ci i w dodatku tak licha, �e na my�l o gwintowanych karabinach i armatach nawet odwa�niejszym r�ce opada�y. Trzeba wykorzysta� zatem s�ab� stron� przeciwnika; kaza� dzia�a� swoim sojusznikom w jego w�asnym obozie. Wi�c oficerowie, nale��cy do spisku, wsz�dzie otrzymaj� nakaz, aby w naznaczony dzie� urz�dzi� jak� uczt�, tak, by wszyscy dow�dcy, nawet pomniejsi, osobno od swych �o�nierzy sta� si� mogli �atwym �upem napastnik�w. Liczono na to, �e �o�nierze, pozbawieni kierownik�w i zaskoczeni nag�ym napadem, nie b�d� w stanie wykorzysta� w dostatecznej mierze ani si�y swej organizacji, ani pot�gi swej broni. W najgorszym razie mog�o to zr�wnowa�y� szanse nier�wnego boju. Nawet najchwiejniejsi s�dzili, �e przy takiej pomocy sprawa beznadziejn� nie jest. Reszt� za��g, rozsypanych w wojew�dztwie, le��cych z boku g��wnej linii komunikacyjnej, przydzielono innym. Wi�c Deskur, obywatel ziemski, otrzyma� Radzy�, punkt wa�ny, bo obsadzony artyleri� i piechot�. Wi�c Nencki mia� prowadzi� napad na Kode�, gdzie, na trzy mile od fortecy brzeskiej, sta� prawie bez os�ony pu�k artyleryjski z magazynem broni i amunicji. Wreszcie na �omazy z za�og� kawaleryjsk� mia� napa�� Szaniawski. W ka�dym z tych miejsc liczono na kilkuset powsta�c�w. Kilka wreszcie pomniejszych punkt�w, zaopatrzonych w drobniejsze za�ogi, jak W�gr�w, Soko��w, Mroczki, Serokomla, Kock, Ostr�w i �askarzew, postanowiono zostawi� w spokoju: zabrak�o na to wodz�w i si� spisku. Zreszt� w razie powodzenia, cho�by tylko cz�ciowego, w g��wnych siedliskach w�adzy wojennej te drobne oddzia�ki musz� straci� orientacj� i w ka�dym wypadku w trudnym znajd� si� po�o�eniu, je�li nawet nie przepadn� zupe�nie. Jako dalszy, wspania�y ju� etap rozwoju rewolucji, rysowa� si� Brze�� Litewski. Przy�wieca� on wyobra�ni Lewandowskiego, jak gwiazda przewodnia. Po udanych napadach z��czonymi si�ami ruszy� pod fortec�, gdzie spiskowi oficerowie u�atwi� jej zdobycie! Da�oby to od razu szerok� i pewn� podstaw� powstaniu nie tylko ju� na Podlasiu, ale w ca�ym kraju i postawi�oby wojsko rosyjskie w Polsce w po�o�enie gro�ne i trudne. 1 Brz�ska Stanis�aw (1832�1865), ksi�dz i dow�dca powsta�czy, wybitna posta� powstania styczniowego. Na wypadek nieudania si� napad�w, zgodnie z poleceniem Komitetu, miano si� przenie�� na Litw�, rozszerzaj�c ide� buntu i teatr wojny. Role zosta�y rozdane, plan osnuty. Do pracy! A pracy by�o jeszcze wiele! Ka�dy z poszczeg�lnych dow�dc�w musia� obmy�le� szczeg�y swego post�powania. Ba, gdyby tylko obmy�le�! Ka�dy mia� na g�owie te� i przygotowanie wszystkiego do wybuchu nieledwie w�asnor�cznie. Wobec konieczno�ci zachowania �cis�ej tajemnicy, liczba ludzi, zaj�tych przygotowaniami, musia�a by� bardzo ograniczon�, by �adna liczniejsza grupa ludzi, nawet nieuzbrojonych, �adna furmanka z broni� czy amunicj� nie spotka�y na swej drodze czujnego oka wroga, nie wyda�y sekretu przedwcze�nie. Koncentracja si� i �rodk�w tak �atwa, gdy si�a zbrojna kroczy jawnie do swego celu, naginaj�c ca�e otoczenie do swojej woli i potrzeby, napotyka�a tutaj liczne, nieraz zupe�nie nie daj�ce si� przewidzie� przeszkody i wywo�ywa�a tarcie tak silne, jakiego nie zna armia regularna. Has�em tu by�o nie przystosowywanie otoczenia do swej wygody, lecz wbrew swej wygodzie, a zatem ze strat� czasu i wysi�k�w, przystosowanie siebie samego do otoczenia, znikni�cie w nim, rozp�yni�cie si� a� do niewidzialno�ci. Tylko ta czapka-niewidka dawa�a gwarancj� sekretu, tylko ona jakim� niewinnym pozorem os�ania�a gro�ne przygotowania. A ile� w takiej pracy niespodziewanych zagadek losu i �lepego wypadku? Zagadek, wypadk�w, kt�rych zgubnego wp�ywu niczym parowa� niespos�b! Zdradliwymi s� prawa wojny, zdradliwymi niechybnie, lecz przesi�kni�tym zdrad� staje si� powietrze, gdy sama wojna inaczej nie mo�e si� przejawi�, jeno podst�pem i zdrad�. *** Nadzwyczajny ruch panowa� w Horostycie, cichym zwykle dworku podlaskim. Pani domu wraz z fraucymerem przez ca�y dzie� gotowa�a, sma�y�a i piek�a, wieczorami za� szyto jakie� woreczki, darto i szarpano bielizn� i p��tna. Niezbyt weso�e widocznie by�y przygotowania, bo pani nieraz ukradkiem �zy ociera�a i tuli�a drobne dzieci do siebie. W ca�ym dworze rozmawiano szeptem, ogl�daj�c si�, by nikt nie s�ysza�, nawet swawolne dzieci przyciszonym g�osem komunikowa�y sobie spostrze�enia nad t� dziwn�, nieznan� im dot�d kr�tanin� i nerwow�, po�pieszn� prac� starszych. Nie mia�y to by� ani imieniny, ani cz�ste dawniej przyj�cia s�siedzkie. W kuchni nie robiono zwyk�ych w tych wypadkach smako�yk�w, lecz gotowano proste, ch�opskie jedzenie i w takiej ilo�ci, jak gdyby miano przyjmowa� wszystkie wsie okoliczne. Pan domu, znany na Podlasiu obywatel ziemski, Bronis�aw Deskur, chodzi� z min� zak�opotan� po dworze, przynagla� wszystkich do po�piechu, raz po raz zamyka� si� w swym gabinecie na cich� rozmow� z przyjacielem i dalekim s�siadem, Teodorem Jasi�skim. Po takiej rozmowie zwykle wychodzi� do izby folwarcznej i po chwili na drodze rozlega� si� t�tent cwa�uj�cego konia, wioz�cego ch�opca z posy�k� do s�siada, do miasta, czy okolicznej wioski lub plebanii. Pan Deskur przygotowywa� si� do napadu na Radzy�. Dom jego sta� si� g��wn� kwater�, dla u�atwienia za� sprawy i zarazem punktem koncentracji dla broni, amunicji, zapas