9129
Szczegóły |
Tytuł |
9129 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9129 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9129 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9129 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Mr�z
PAN SAMOCHODZIK
I...
R�KOPIS Z POZNANIA
Oficyna wydawnicza WARMIA
ROZDZIA� PIERWSZY
PRZYGODA ZACZYNA SI� OD LIST�W � PANNA W�CIBSKA, CZYLI GABRIELA � KTO JEST PANEM SAMOCHODZIKIEM? � BUSZUJ�CA W SKRYTKACH NA LISTY � PRACA SEMINARYJNA MOJEJ SIOSTRZENICY � DYNASTIA PIAST�W W NAZWACH ULIC INOWROC�AWIA � KRADZIE� OBRAZ�W MECENASA BOCZKA � KOMENTARZE KURACJUSZY � ZAK�AD Z PANN� W�CIBSK� � DRZWI GNIE�NIE�SKIE � NARODZINY WOJCIECHA
W recepcji inowroc�awskiego sanatorium �Modrzew�, gdzie przebywa�em na kuracji wypoczynkowej drugi tydzie�, czeka�o na mnie kilka list�w. Trzy z Ministerstwa Kultury i Sztuki - a jak�e, ci�gle nie zapominali - po jednym od siostrzenicy Zo�ki z �odzi i od Paw�a Da�ca, mojego pracownika. Jednak�e najbardziej wyr�nia�a si� ozdobna koperta w kolorze burgunda z wyt�oczonym znakiem graficznym POZKAL i nadrukowanym adresem: Pan Tomasz N.N., Sanatorium �Modrzew�, Park Solankowy 88-100 Inowroc�aw.
Ten otworzy�em od razu, jako ze k�piel solankowa w zak�adzie przyrodoleczniczym nastroi�a mnie bardzo optymistycznie, niemal wakacyjnie i nie chcia�em tego nastroju utraci� czytaj�c pisma z ministerstwa. I rzeczywi�cie, po otwarciu koperty trzyma�em w palcach ozdobne zaproszenie:
Zak�ad Poligraficzno-Wydawniczy POZKAL In�. Tadeusz Ch�sy ma zaszczyt zaprosi� Pana Tomasza N.N. na uroczyste przyznanie mi�dzynarodowego certyfikatu jako�ci ISO-9001 dnia 29 czerwca br. o godz. 12:00, przy ulicy Cegielnej 10/12 w Inowroc�awiu.
Do zaproszenia do��czono prywatny list w�a�ciciela drukami:
Panie Tomaszu,
zapraszam nie tylko na przyznanie memu Zak�adowi Certyfikatu Jako�ci, ale r�wnie� i z tej okazji, ze w mojej drukarni drukuj� si� interesuj�ce przygody Pana Samochodzika. Mniemam, ze zaciekawi Pana tak�e pewien urywek r�kopisu, jaki otrzyma�em z Poznania, dotycz�cy skarb�w ukrytych na Szlaku Piastowskim, zwanym tutaj r�wnie� Szlakiem �wi�tego Wojciecha. Czy ten r�kopis jest fikcj� czy prawd� - trudno mi oceni�, bo to raczej Pa�ska specjalno��, a nie moja. Ponadto przys�ano z tym r�kopisem dziwne mapki, kt�re te� chcia�bym Panu pokaza�.
�ycz�c dalszego przyjemnego pobytu w inowroc�awskim kurorcie, pozostaj� z szacunkiem
Tadeusz Ch�sy
Wprawdzie nigdy nie lubi�em przyj�� ani wszelkich uroczysto�ci, ale to zaproszenie obudzi�o we mnie u�pione instynkty detektywistyczne, kt�re dzielnie t�umi�em od dw�ch tygodni, przebywaj�c na kuracji uk�adu kr��enia i uk�adu trawiennego w Uzdrowisku Ino, jak w skr�cie nazywano Inowroc�aw.
Z zamy�lenia obudzi� mnie niewinny szczebiot panny Gabrieli, czterdziestoletniej kulturystki w okularach.
- Propozycja nie do odrzucenia! Prawda, panie Tomaszu?
Nie lubi�em w�cibskiej, czterdziestoletniej kulturystki, kt�ra mieszka�a ko�o mnie na pi�trze, ale grzecznie odpowiedzia�em:
- I owszem. Nie do odrzucenia...
- No, prosz�, jakbym zgad�a. Ale to tylko moja intuicja, panie Tomaszu. Intuicja kt�ra mi podszeptuje, �e takie frywolne i ozdobne koperty zawsze przynosz� zaproszenia tego typu.
Zapewne - odpali�em i doda�em z�o�liwie: - Lecz czy komornik r�wnie� nie przysy�a swoich roszcze� w ozdobnych kopertach, jak to bywa w Warszawie?
To zale�y - odpar�a wysportowana panna Gabriela, kt�ra r�wnie� pochodzi�a z Warszawy i codziennie uprawia�a jogging przed �niadaniem w obszernym parku zdrojowym. Niestety, mnie sta� by�o tylko na d�ugie spacery i k�piele solankowe oraz wdychanie solanki z t�ni zdrojowych, no i codzienne k�piele w basenie.
- Zale�y od czego? - burkn��em.
Ale panna Gabriela podj�a temat:
- Zale�y od tego, czy zaproszenie nie przynosi czasami zapachu nieoczekiwanej przygody. I pan, panie Tomaszu - podkre�li�a moje imi� g��bszym brzmieniem g�osu - powinien o tym wiedzie�! To przecie� dotychczasowe �ycie wp�dzi�o pana w te niedomagania gastryczne i sercowe, nieprawda�?
- Jest pani lekark� czy w�cibsk� kuracjuszk�? - odpar�em z�o�liwie, bo nie znosz� wtr�cania si� w nie swoje sprawy.
- Tylko kuracjuszk� jak pan. Ale pa�ska karta lecznicza, jak� dano mi w dyrekcji, m�wi o tym, jakie pan zabiegi bierze. Do zobaczenia na obiedzie...
Poda�a mi kart� i odwr�ci�a si� energicznie ku schodom, abym m�g� podziwia� jej zgrabn� sylwetk�, kiedy b�dzie si� kokieteryjnie wspina� przede mn�, id�c na pi�tro do swej �czternastki�. M�j pok�j to by�a �dwunastka�. Niestety, pokoju �trzynastego� nie by�o, tylko w obramowaniu �trzynastki� sta� kwietnik z ro�linami pn�cymi; nikt zatem z kuracjuszy nie m�g� narzeka�, �e zaszkodzi�a mu kuracja, bo mieszka� pod �trzynastk��.
Z recepcji doszed� mnie g�o�ny szept m�odej recepcjonistki, kt�ra z wypiekami na twarzy j�a si� dopytywa�:
- Panie Tomaszu! Czy pan naprawd� jest Panem Samochodzikiem? Naprawd�? Tyle ksi��ek o panu czyta�am...
Przebywa�em tutaj ju� dwa tygodnie i jako� udawa�o mi si� dotychczas chroni� przed dociekliwo�ci� bli�nich, ale nie widzia�em mo�liwo�ci dalszego ukrywania si�, wi�c odpar�em wzruszaj�c nonszalancko ramionami:
- Tak m�wi panna W�cibska, a ja ani nie potwierdzam, ani nie za przeczam.
- Panna W�cibska? Nie rozumiem - odpar�a Ma�gosia, recepcjonistka.
- Tak nazywam pann� Gabriel� z �czternastki�.
- A, rozumiem - u�miechn�a si� promiennie Ma�gosia. - Rozumiem. Te� jej nie cierpi� za jej w�cibsko��. Kiedy� nawet natkn�am si�, jak grzeba�a w skrytkach na listy i przegl�da�a, kto do kogo pisze.
- Powa�nie? - zdziwi�em si�.
- Naprawd�! Obym wieczoru nie do�y�a! - przysi�ga�a Ma�gosia.
- No, no. I jak jej nie nazwa� pann� W�cibsk�? - odpar�em z u�miechem i ruszy�em ku schodom. Ostatnia wiadomo�� o pannie Gabrieli troch� mnie rozz�o�ci�a, ale c� mog�em zrobi�, jak tylko by� bardziej ostro�nym?
Niestety. Nie tylko przygoda zaczyna si� od list�w, ale przede wszystkim od takich ludzi, kt�rzy w�ciubiaj� nos nie do swej tabakiery - jak mawia� s�ynny detektyw Hercules Poirot, wymy�lony przez Agat� Christie, kt�rej powie�ci lubi�em czytywa�. I dodawa� sentencjonalnie: - I dostarczaj� mn�stwa k�opot�w!
Tym moim k�opotem stawa�a si� panna W�cibska.
A z ty�u doszed� mnie jeszcze g�osik Ma�gosi:
- A to si� ucieszy m�j braciszek Leszek, gdy si� dowie o Panu Samochodziku...
Ale wi�cej ju� nie dos�ysza�em. A szkoda, bo jej braciszek Leszek by� chyba najdociekliwszym m�odym detektywem-amatorem, a Inowroc�aw zna� jak w�asn� kiesze� i ka�da istotna sprawa bulwersuj�ca opini� publiczn� w Inie by�a mu znana lepiej ni� komendantowi policji, niejakiemu komisarzowi Go�dzikowi. Ale o tym dowiedzia�em si� par� dni p�niej.
Teraz mia�em do przeczytania tylko listy od siostrzenicy Zo�ki i od mego pracownika. Pawe� �ali� si�, �e biedzi si� nad p�rocznymi sprawozdaniami w ministerstwie i zastanawia si�, czy nie zamieni� si� w �pospolitego biurokrat� z zar�kawnikami po �okcie�, kt�rego naczeln� maksym� jest: kilogram papieru zadrukowanego w ci�gu dnia pracy! Pozdrawia i zazdro�ci mi kujawskiego uzdrowiska solnego oraz t�skni za �wistem opon naszego wehiku�u...
Ba, te� zaczyna�em t�skni� za wehiku�em, kt�ry, jako wierna kopia pami�tnej przer�bki wy�cigowego ferrari po kraksie w Zakopanem, dokonanej przez mego wuja Gromi��� sprzed lat, dzisiaj drzema� od dw�ch tygodni w gara�u POZKAL-u, �askawie schowany przed malkontenctwem natr�t�w, wybrzydzaj�cych na jego wygl�d zewn�trzny...
Listy z Ministerstwa Kultury i Sztuki przypomina�y o jakich� zaleg�ych protoko�ach pokontrolnych, kt�re komu� by�y potrzebne do szcz�cia, a mnie tylko zirytowa�y i przy�mi�y ten pi�kny, s�oneczny czerwcowy dzie�, za� g�o�ny dzwonek obwieszcza�, �e czas p�j�� na obiad.
Siostrzenica Zo�ka przypomina�a w li�cie, �e nie powinienem zapomnie� o przyrzeczeniu i razem z ni� winienem �dog��bnie i naukowo rozpozna� - jak napisa�a - Szlak Piastowski, z czym zwi�zane jest r�wnie� �ycie i dzia�alno�� misyjna �wi�tego Wojciecha, o kt�rym musi przygotowa� prac� seminaryjn�... Tu przerwa�em czytanie, odetchn��em, by po chwili doko�czy�:
...A Stryjek jest przecie� w samym �rodku tego Szlaku Wojciechowego, kt�ry sta� si� pierwszym �wi�tym polskim. Drogi Stryju! Obieca�e� wszak, �e pojedziesz ze mn� Szlakiem �wi�tego Wojciecha, prawda? Trzymam Ci� za s�owo! Przyjad� w niedziel�, na koniec Twego uzdrowiskowego turnusu. Twoja ukochana siostrzenica.
Zosia
PS. Mam nadziej�, ze moja obecno�� nie b�dzie Ci zanadto ci��y�a.
Z
Westchn��em g��boko.
To prawda, �e przed wyjazdem do Ina obieca�em siostrzenicy, �e odb�dziemy d�u�sz� wycieczk� Szlakiem Piastowskim, a ja pomog� jej w przygotowaniu pracy seminaryjnej. S�owo si� rzek�o, wi�c wehiku� sta� ju� przy p�ocie i za kilka dni, wsp�lnie, rozpoznamy naukowo �lady nie tylko pierwszych Piast�w sprzed tysi�ca lat, ale i pobytu �wi�tego Wojciecha na tych ziemiach.
A trzeba przyzna�, �e w�adze Inowroc�awia na tak zwanym Osiedlu Piastowskim oraz w ca�ym mie�cie nadzwyczaj kultywowa�y w nazewnictwie ulic prawie wszystkich znaczniejszych w�adc�w piastowskich. I tak poczynaj�c od Mieszka I i jego �ony D�br�wki, nazwy ulic przybra�y imiona Boles�awa Chrobrego, Kazimierza Odnowiciela czy Boles�awa �mia�ego b�d� W�adys�awa Hermana, Boles�awa Krzywoustego czy Kazimierza Sprawiedliwego b�d� Kujawskiego, albo W�adys�awa �okietka, na Kazimierzu Wielkim ko�cz�c. Ju� samo to, �e dynastia Piast�w ma tutaj swe odbicie w nazewnictwie ulic tego miasta, nadawa�o Inowroc�awiowi zaszczytne miejsce w kultywowaniu tradycji historycznej, a zwiedzanie Szlaku Piastowskiego rzeczywi�cie mo�na zacz�� w�a�nie od tego miasta.
Przez Kujawy przebiega� ongi� szlak bursztynowy i solny, a przy nim powstawa�y stare rzymskie faktorie, czyli o�rodki handlowo-produkcyjne. Jeden z nich pod nazw� Askaukalis, tu� pod dzisiejszym lnem, jest znany z mapy Klaudiusza Ptolemeusza, �yj�cego na pocz�tku naszej ery - uczonego astronoma i geografa dzia�aj�cego w Aleksandrii.
Na tych ziemiach mieszka�o plemi� Goplan a� do IX wieku, Kujawy za� sta�y si� kolebk� naszej pa�stwowo�ci, jako �e od legendarnego Piasta Ko�odzieja wywodzi si� historyczna dynastia Piast�w. W niedalekiej Kruszwicy nast�pi�o jakby symboliczne po��czenie plemiennych pa�stw Goplan i Polan, a praprawnuk Popiela i Piasta, jako Mieszko I, zosta� pierwszym w�adc� pa�stwa polskiego, Kruszwica za� s�ynie do dzisiaj z Mysiej Wie�y, zwi�zanej z legend� o kr�lu Popielu, kt�rego zjad�y pono� myszy.
Jednak�e pocz�tki miasta Inowroc�awia si�gaj� XII wieku, o czym �wiadczy dokument Leszka Boles�awowica, syna Boles�awa K�dzierzawego, z 20 stycznia 1185 roku, m�wi�cy o osadzie targowej zwanej �in Novo Wladislav� - czyli Inowroc�aw, jak przet�umaczono potocznie nazw� �aci�sk�. Dlatego w 1985 roku odchodzono uroczy�cie 800 lat miasta.
Dodatkowy dzwonek przypomnia� znowu o obiedzie, wi�c szybko umy�em r�ce, rzuci�em listy na biurko, zamkn��em drzwi i zszed�em do jadalni.
Sam obiad przebiega� zwyczajowo i nudnie, tylko z drugiego stolika obok zerka�a czasem na mnie - jak mi si� wydawa�o - niezobowi�zuj�co panna W�cibska, ale przesta�em na ni� zwraca� uwag�, tylko leniwie w��czy�em si� do pogaduszek przy stole. Jednak�e by�em zbyt zamy�lony, wi�c nie od razu poj��em, �e pani Basia z �pi�tki�, z wypiekami na twarzy opowiada, jak to b�d�c na zakupach w mie�cie us�ysza�a od znajomej sprzedawczyni, �e w nocy okradli pana mecenasa Boczka.
- I wie pan, �e pono� wynie�li mu cenne precjoza jego �ony oraz kilka obraz�w. A te obrazy, prosz� pana, to by�y nie tylko inowroc�awskiego malarza Stanis�awa �uczaka, ale r�wnie� Leona Wycz�kowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich malarzy z prze�omu XIX i XX wieku...
- Niemo�liwe! - �achn��em si� tak, �e a� �y�ka zadzwoni�a mi o z�by i troch� nachlapa�em sobie zupy na brod�.
- A widzi pan!? - oczy pani Barbary by�y jak spodeczki okr�g�e z wra�enia, �e wreszcie zwr�ci�em na ni� uwag�, kiedy ona ju� od paru chwil m�wi o miejscowej rewelacji. A przecie� wiedzia�a, �e pracuj� w Ministerstwie Kultury i Sztuki i powinienem by� znawc� w tej dziedzinie.
I mia�a racj�, teraz by�em ciekawy. Wi�c wtr�ci�em dyplomatycznie:
- Jak pani zapewne wie, Leon Wycz�kowski w 1922 roku zamieszka� w Go�cieradzu ko�o Bydgoszczy w maj�tku, kt�ry otrzyma� w zamian za przekazanie swych prac i zbior�w Muzeum Wielkopolskiemu w Poznaniu. Dlatego zapewne co �wiatlejsi mieszka�cy polskich miast kupowali jego prace. Ale co do �uczaka, to nie bardzo wiem...
- Te� nie wiem, kto to by�, ale na pewno jaka� znana posta�, skoro widzia�am tutaj tablic� z ulic� nazwan� jego imieniem - odpar�a z emfaz� pani Basia. A nast�pnie, ukroiwszy wo�owiny doda�a: - A wie pan, �e u nas w Bydgoszczy jest Muzeum Leona Wycz�kowskiego?
- Tak, rzeczywi�cie. Ale nie mia�em sposobno�ci tam by�. A pani?
- Oczywi�cie, �e by�am. Chyba ze trzy razy nawet! I st�d prosz� pana, tak zdziwi�am si� i zapami�ta�am tego Wycz�kowskiego, gdy ta znajoma ekspedientka m�wi�a o kradzie�y tych obraz�w.
- Tak, to rzeczywi�cie przykre dla w�a�ciciela. Ale to naprawd� sta�o si� tej nocy?
- Pono� dzisiejszej nocy, gdy w willi nie by�o nikogo, bo �ona wyjecha�a z dzie�mi nad morze, a pan mecenas gdzie� w interesach.
Pani Basia zamilk�a i zabra�a si� do jedzenia. Ja r�wnie� usi�owa�em p�j�� w jej �lady, ale jako� straci�em apetyt i zacz��em tylko gmera� w talerzu sztu�cami; zawsze tak bywa�o, gdy dowiadywa�em si� o podobnych z�odziejskich incydentach. A gdzie� w zakamarkach moich wspomnie�, wy�oni� si� niespodziewanie Waldemar Batura i jego syn Jerzy, z kt�rymi toczy�em odwieczn� walk� o zachowanie naszej kultury materialnej...
�Czy�by gang Jerzego Batury?� - pomy�la�em, a g�o�no doda�em: - Oczywi�cie policja o tej kradzie�y ju� wie, prawda?
- To� m�wi� panu, �e wie! - pani Barbara popatrzy�a na mnie z wyrzutem. - M�� tej ekspedientki jest policjantem, st�d wiadomo�� na mie�cie.
- Ale dla dobra �ledztwa...
- Przecie� ten policjant nie powiedzia�, jak ukradli, tylko �e ukradli, nieprawda�?
Pani Basia by�a zdegustowana moimi w�tpliwo�ciami, wi�c kiedy tylko prze�kn�a kompot jab�kowy, b�kn�a �dzi�kuj� i szybko odwr�ci�a si� do drugiego stolika, gdzie zacz�a z entuzjazmem opowiada� o w�amywaczach do willi mecenasa Boczka. Nie pozosta�o mi nic innego, jak wsta� od stolika i p�j�� do swego pokoju, by przebra� si� w dres i uda� na leczniczy zabieg w postaci masa�u wodnego ca�ego cia�a.
W drodze na pi�tro dopad�a mnie jednak panna W�cibska i j�a g�osi� swoj� teori� z�odziejskiego w�amania.
- Baba z wozu, koniom l�ej, a z�odzieje buszuj�, ot co!
- S�ucham? - wyj�ka�em.
- Po prostu: pan mecenas wys�a� �oneczk� z dzie�mi na wakacje, a sam urwa� si� na kawalerskie hulanki z dziewczynkami. Zapomnia� o bo�ym �wiecie, przehula� pieni��ki i uda�, �e ukradli mu obrazy, kt�re pok�tnie przehandlowa�. I to wszystko, panie Tomaszu! To wszystko.
- A niby pani by�a przy tych jego �kawalerskich hulankach�, �e tak kategorycznie obwinia pani mecenasa o niesta�o�� ma��e�sk�?
Popatrzy�em na ni� ze zdziwieniem, ale panna Gabriela W�cibska nawet oczami nie mrugn�a z za�enowania, tylko bezczelnie patrzy�a na mnie bez cienia w�tpliwo�ci w przekonaniu, �e wie swoje, dodaj�c:
- Tacy s� m�czy�ni, panie Tomaszu. I pan te� daleko od nich nie odbiega, mimo �e ugania si� pan za z�odziejami.
- Ja si� nie uganiam za z�odziejami, prosz� pani, bo od tego s� policjanci. Mnie si� udaje tylko im przeszkodzi� b�d� uprzedzi� ich z�odziejskie zamiary, panno Gabrielo! - odpowiedzia�em wynio�le i ruszy�em dalej schodami. Dobieg� mnie jednak stukot szpilek panny W�cibskiej i jej g�os:
- A ja wiem swoje i stawiam denara za nasz grosz, �e to prawda!
Przystan��em na p�pi�trze i odwr�ciwszy si� do niej odpar�em:
- Dobrze. Zak�ad stoi. Ale sk�d mam wiedzie�, �e komentarz jest prawdziwy, skoro policja dla dobra �ledztwa b�dzie milcze�?
- Dla dobra �ledztwa? Te� mi! - prychn�a panna Gabriela. - Za dwa dni podam panu autentyczn� prawd� co do pana mecenasa, zgoda? Bez �adnych zak�ama�, dobrze?
- Zgoda! - odpar�em i przyklasn��em wyci�gni�t� do mnie r�k� panny Gabrieli.
�A niech to, w co ja si� wdaj�!?� - �achn��em si� w duchu, kiedy oprzytomnia�em nieco i odemkn��em drzwi do swego pokoju.
- Kim jest ta panna Gabriela W�cibska, ze tak feruje wyroki? Z policji? - burcza�em g�o�no do siebie, przebieraj�c si�. - Na pewno pracuje w Ministerstwie Spraw Wewn�trznych i Administracji i ma dost�p do niejednych tajemnic. Nic zatem dziwnego, ze tak ochoczo i beztrosko ze mnie za�artowa�a, wci�gaj�c mnie w ten g�upi zak�ad o denara.
By�em naprawd� zdegustowany sob�. Przez chwil� nawet odechcia�o mi si� mego ulubionego zabiegu kuracyjnego, ale po namy�le ruszy�em w stron� Zak�adu Zabiegowego, a nast�pnie na spacer w kierunku buduj�cych si� ci�gle t�ni solankowych.
Jednocze�nie przypominaj�c sobie pro�b� swej siostrzenicy, przemy�la�em ju� plan naszej �perygrynacji naukowej�, a co do �ycia i dzia�alno�ci misyjnej Wojciecha Adalberta, pomy�la�em o s�ynnych Drzwiach Gnie�nie�skich, kt�re zdobi� po�udniowy portal gotyckiej katedry w Gnie�nie. Tam w�a�nie, na pierwszym, dolnym kwartale lewego skrzyd�a, odlana w br�zie, widnieje scena przedstawiaj�ca �Narodziny �wi�tego Wojciecha�.
Scena ta powsta�a zapewne na podstawie pewnego r�kopisu datowanego na rok 998-999, raz przypisywanego Janowi Kanapariuszowi, zakonnikowi benedykty�skiemu, a innym razem Radzimowi-Gaudentowi, przyrodniemu bratu �wi�tego Wojciecha, kt�ry mu zawsze towarzyszy�. Ten r�kopis powsta� na zam�wienie papie�a Sylwestra II, aby na jego podstawie m�g� kanonizowa� Wojciecha Adalberta. Przet�umaczono go wraz z innymi na j�zyk polski i zamieszczono w wielkim dziele �Pi�miennictwo czas�w Boles�awa Chrobrego�, wydanym w 1966 roku, z okazji tysi�clecia chrztu Polski.
Jednak�e ani w tym dziele, zwanym ��ywotem I�, ani w nast�pnym, zwanym ��ywotem II�, kt�ry powsta� w 1004 roku a napisany zosta� przez �wi�tego Brunona z Kwerfurtu, nigdzie nie podano daty urodzenia Wojciecha. Jednak�e przyjmuje si� jako t� dat� rok 956. Pochodzi� ze znakomitego ksi���cego rodu S�awnikowic�w: jego ojcem by� S�awnik, a matk� Strze�ys�awa.
Sam za� przysz�y �wi�ty mia� nie tylko liczne rodze�stwo, ale r�wnie� skomplikowane �ycie doczesne, o czym znakomicie opowiadaj� dalsze kwatery Drzwi Gnie�nie�skich, kt�re - pomy�la�em id�c do t�ni - b�d� nasz� ikonografi� po �redniowiecznej Europie, a w tym po Szlaku Piastowskim...
ROZDZIA� DRUGI
WCZORAJSZY ZAK�AD � CO TO JEST DENAR? � CHYTRY LIS I BIEDNA G�SKA � ZAWIESZENIE BRONI � POZNAJ� LESZKA BYSTREGO � NIEOCZEKIWANY SOJUSZNIK � KRADZIE� STARODRUK�W � GDZIE SI� PODZIEWA PANNA W�CIBSKA? � DRZWI GNIE�NIE�SKIE � OFIAROWANIE �WI�TEGO WOJCIECHA W LIBICACH
Zdegustowany wczorajszym zak�adem z pann� W�cibsk�, unika�em jej jak ogie� wody, poniewa� by�a to nie tylko osoba w�cibsk�, ale - jak na m�j gust - za bardzo bezpo�rednia. Nic wi�c dziwnego, �e po kiepsko przespanej nocy, nie bardzo mia�em ochot� na bezpo�redni z ni� kontakt. Ale o to nie by�o trudno, skoro nie tylko nasze pokoje by�y na tym samym pi�trze, lecz r�wnie� zabiegi lecznicze odbywa�y si� w tych samych obiektach uzdrowiskowych. Dlatego a� si� wzdrygn��em, gdy nieoczekiwanie us�ysza�em ko�o siebie szept panny Gabrieli w Zak�adzie Borowinowym, po zabiegu le�akowa�em w sali wypoczynkowej.
- Nie zapomnia� pan, panie Tomaszu, o naszym zak�adzie, prawda?
- Oczywi�cie, �e nie - odburkn��em, nie odmykaj�c oczu.
- I jak pan my�li, kto z nas ten zak�ad wygra? - kontynuowa�a szeptem panna Gabriela, ale ten jej szept by� naprawd� tak donios�y, �e wnet odwr�ci�y si� g�owy kuracjuszy z le�ak�w w nasz� stron�, aby dos�ysze� jej ka�de s�owo. Roznios�o si� bowiem w sanatorium, �e panna Gabriela za�o�y�a si� z panem Tomaszem o to, �e mecenas Boczek ukrad� w�asne obrazy, kiedy wys�a� �on� z dzie�mi na wakacje, a teraz ��da horrendalnego odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej - jak powiada panna W�cibska, a temu zaprzecza w�a�nie pan Tomasz.
Niestety, plotka bywa zawsze stug�bna i zawsze przeinacza fakty. - A jaki to mia� by� denar, panno Gabrielo? - odpowiedzia�em pytaniem na pytanie.
- Jak to , jaki�? - zdenerwowa�a si� panna Gabriela. - Denar to denar, ot co!
- O, nie, panno Gabrielo - odpowiedzia�em spokojnie, ale lekko si� u�miechn��em z jej niewiedzy. I ta jej niewiedza troch� podnios�a mnie na duchu. - Denar, prosz� pani, to nie �jaki� denar�, tylko �aci�ska nazwa monety srebrnej o wadze 4,55 grama, bitej w Rzymie ju� od III wieku przed nasz� er�. P�niej, oczywi�cie, o mniejszej wadze, ale zawsze jako moneta srebrna...
Odetchn��em. I nadal nie odmykaj�c oczu i nie patrz�c na pann� W�cibsk�, kontynuowa�em wyw�d:
- A po drugie, denar, oczywi�cie jako moneta srebrna, by� podstawow� jednostk� monetarn� w Europie �redniowiecznej, a w Polsce mniej wi�cej od schy�ku X do XIV wieku mia� ci�ar pocz�tkowo 1,5 grama, za� p�niej mniejszy. I, po trzecie, od XII stulecia ta moneta by�a bita tak�e w formie brakteat�w, czyli w postaci cienkiej blaszki opatrzonej stemplem odbitym tylko z jednej strony. Ale to nie koniec...
- Och, panie Tomaszu! Niech pan przestanie!
Otworzy�em wreszcie oczy i popatrzy�em na le��c� obok mnie na le�aku pann� Gabriel�.
- Nie rozumiem. Wszak musimy u�ci�li�, co rozumie pani przez s�owo �denar� - kontynuowa�em bezlito�nie, nie daj�c si� zbi� z panta�yku, chocia� panna W�cibska a� skr�ca�a si� z niecierpliwo�ci. - Wszak powiedzia�a pani: �Stawiam denara za nasz grosz�! Zatem chcia�bym u�ci�li�, o jaki tu denar chodzi, nieprawda�?
- Ale� oczywi�cie, tak, ale... - pl�ta�a si� panna W�cibska.
Przerwa�em jej zuchwale:
- Musz� to u�ci�li�, skoro, prosz� pani, mam by� przegrany. Bo, jak pani wie - kontynuowa�em bezlito�nie - odk�d wprowadzono grosze do obiegu w Polsce za Kazimierza Wielkiego, czyli oko�o roku 1367, moneta ta, zreszt� wzorowana na groszach praskich wagi oko�o 3,2 grama i o mniejszej wadze, sta�a si� podstawow� monet� p�atnicz� w Polsce, a denar stawa� si� odt�d a� do XVII wieku tylko drobn� monet� zdawkow�. St�d pytam: o jaki denar si� za�o�yli�my, panno Gabrielo?
Wok� kuracjusze zacz�li si� u�miecha�, wr�cz parska� �miechem, uwa�aj�c nasz zak�ad tylko za �art i zabaw�.
Panna Gabriela, czuj�c si� lekko osaczona przez moje wywody o istocie denara, prychn�a:
- Nie wiedzia�am, �e z pana taki chytry lis.
U�miechn��em si� w duchu, ale odpowiedzia�em uprzejmie:
- No, a pani niby taka biedna g�ska, �e u�yj� por�wnania rodem z bajki Krasickiego?
Skrzywi�a si�, ale parskn�a �miechem:
- Ha, ha, ha! No to da� mi pan nauczk�, prawda?
- Nie chodzi�o mi wcale o nauczk�, tylko o plotk�, prosz� pani - odpowiedzia�em skromnie. - Nie lubi� plotek, stug�bnych plotek!
- Przepraszam - odszepn�a panna Gabriela i tym mnie uj�a: drobnym s�owem �przepraszam�.
- I ja r�wnie� przepraszam za m�j belferski wyk�ad, panno Gabrielo.
- Ale zak�ad stoi, prawda? - nie dawa�a za wygran�.
- Stoi! Ale bez denara i bez grosza, dobrze?
- Niech tak b�dzie - zgodzi�a si�. - A na zgod� zabieram pana na ciastko do cukierni w mie�cie po obiedzie.
- Mo�e by� nawet w Restauracji �Kresowianka� - doda�em, bo gdzie� zobaczy�em jej reklam� i zat�skni�em za atmosfer� kuchni polsko-litewskiej i dawnymi przygodami.
***
Ockn��em si� z p�drzemki, kiedy to panna W�cibska wstawa�a ze swego le�aku i odchodz�c wyszepta�a:
- Czekam na parkingu o czternastej.
Nim jednak nadesz�a ta godzina, wiele si� zmieni�o. Przede wszystkim tu� przed sanatoryjnym budynkiem �Modrzew� dopad� mnie znienacka rozczochrany ch�opak.
- Dzie� dobry panu! - rzek� rezolutnie.
- Dzie� dobry - odpar�em zdziwiony.
- Czy pan jest Panem Samochodzikiem? - zapyta� i spod g�stwy w�os�w b�ysn�y mu okr�g�e okularki, jakie kiedy� nosi� s�ynny cz�onek zespo�u �The Beatles�, John Lennon.
- Tak m�wi� - odpowiedzia�em skromnie. - A z kim mam do czynienia?
- Jestem bratem Ma�gosi, recepcjonistki w tutejszym �Modrzewiu� i na imi� mam Leszek, a przezywaj� mnie Bystry - odpar� rezolutnie.
- Tomasz N.N. zwany Panem Samochodzikiem - odpar�em oficjalnie i wyci�gn��em d�o� na powitanie, kt�r� u�cisn�� ca�kiem po m�sku. - No, to si� poznali�my. Ale w czym mog� ci s�u�y�, je�eli na �ty� mog� do ciebie, Leszku, m�wi�?
- Oczywi�cie, �e mo�e pan m�wi�, nawet bym nalega�, bo to dla mnie ogromny zaszczyt i frajda by� przyjacielem Pana Samochodzika!
- Dobrze, dobrze. Nie dla mnie te komplementy, Leszku Bystry - zripostowa�em. - Nie jestem dziewcz�ciem ani kobiet�, �as� na �liczne s��wka, zrozumiano?!
Zrozumiano! - odpar� �ywo, a� zatrz�s�a mu si� �niada, zwichrowana czupryna. - Ale przeczyta�am wszystkie ksi��ki o panu, wi�c naprawd� jestem wniebowzi�ty, �e tu pana spotka�em, a w�a�ciwie to siostra mi powiedzia�a o panu.
- No, no, ale plotkara z twojej siostry.
- Wcale nie! - zaprzeczy�. - Tylko te� czyta�a o pa�skich przygodach, wi�c mi o panu wspomnia�a. I jeszcze jedno: �e musi pan wygra� ten zak�ad z pann� Gabriel� W�cibsk�! Musi pan, a ja panu pomog�.
Tu mnie ca�kowicie zaskoczy�.
No bo prosz�: nagle m�j bezmy�lny zak�ad z pann� Gabriel� staje si� znany niemal w ca�ym mie�cie, licz�cym obecnie osiemdziesi�t tysi�cy mieszka�c�w. No, nie w ca�ym, ale w kr�gach zbli�onych do ludzi zwi�zanych z sanatorium �Modrzew�!
Ciekawe, nieprawda�?! Oto jak stug�bna bywa plotka.
Teraz jednak spojrza�em w oczy rozczochranego Leszka i bez z�o�liwo�ci zapyta�em:
- I ty mi pomo�esz? Jakim cudem?
- Ho, ho - pochwali� si� rozczochrany Leszek. - Ino znam lepiej ni� w�asny domek, prosz� pana. I w tym m�g�bym panu pom�c, bo pan tu pewnie pierwszy raz, no nie?
- To prawda, �e jestem tu pierwszy raz. Ale ty chyba do z�odziejskiej szajki nie nale�ysz, co?! - za�artowa�em.
- Ale� sk�d! Jak Boga kocham! - wykrzykn�� m�ody rozczochraniec i praw� pi�ci� trzy razy uderzy� si� w piersi. - Jakem druh Leszek! Ale r�wnie� nie ma lepszego w Inie komputerowca ode mnie, naprawd�!
- �wietnie. Tylko �e nie komputer, a cz�owiek wykrywa przest�pstwa, jak wiesz.
- Pewnie, �e wiem - odpar� bu�czucznie. - Dlatego si� ciesz�, �e pana pozna�em, panie Tomaszu. I jestem wdzi�czny siostrze, �e mi o panu wspomnia�a.
- A, teraz rozumiem. To twoja siostra macza�a w tym palce, bo nie bardzo lubi panny Gabrieli, tak?
Spojrza�em na m�odzie�ca gro�nie, ale nawet nie zamruga� z za�enowania, tylko dalej gapi� si� na mnie z niem� pro�b�, �ebym si� zgodzi� na jego pomoc. Nieco z oci�ganiem, ale wreszcie wyrazi�em zgod�.
- Dobrze, mo�e by�. My�l�, �e przyjm� tw� pomoc, ale bez �adnego szachra�stwa, zgoda?!
- Oczywi�cie, prosz� pana, �e bez �adnych szachra�stw. No, mo�e tylko poszachruj� nieco w komputerze, ale niewiele...
I przez piegowat� twarz Leszka przemkn�� �obuzerski b�ysk rado�ci. - Ale� si� koledzy zdziwi�, kiedy im opowiem o panu.
- Tylko bez zbytniego gadulstwa - zaoponowa�em. � A poniewa� mam si� spotka� o czternastej z pann� Gabriel�, wi�c mo�emy zobaczy� si� o dziewi�tnastej trzydzie�ci ko�o Teatru Letniego. W�wczas uzgodnimy dzia�ania.
- To pan si� spotyka ze sw� przeciwniczk�? - zdziwi� si� Leszek.
Wzruszy�em ramionami.
- Trzeba pozna� r�wnie� zamiary wroga, aby zniszczy� jego baz�. Bez tego nie ma zwyci�stwa.
Zasalutowa� d�oni� do rozczochranej czupryny i pomkn�� w g��b parku zdrojowego, a ja ruszy�em na sw�j kolejny kuracjuszowski obiad, rozgl�daj�c si� bacznie, bo zacz�o mi si� wydawa�, �e kto� mnie intensywnie obserwuje. Kiedy si� dyskretnie obejrza�em, nikogo nie spostrzeg�em, chocia� moja intuicja podszeptywa�a co� przeciwnego.
- Do licha! - burkn��em i wzruszy�em ramionami na moje uczulenie pod tym wzgl�dem. Krzepi�ca by�a za to my�l, �e jednak mam nowego sojusznika w walce z pann� Gabriel� W�cibsk�.
***
Ledwie usiad�em przy stoliku, ju� pani Basia, moja wsp�kuracjuszka, znowu zacz�a opowiada� niestworzone bajdy.
- A wie pan - m�wi�a rozgor�czkowana - �e nie tylko okradli pana mecenasa, ale r�wnie� by�o w�amanie do mieszkania jakiego� dyrektora drukarni? Wie pan? Tyle �e nie zapami�ta�am, do kogo. Chyba jaka� dziwna fala z�odziejska zapanowa�a w tym mie�cie.
- I oczywi�cie wsz�dzie o tym rozpowiadaj�, co?
- Oczywi�cie, �e tak. A przecie� to niezbyt du�e miasto. Ka�dy niemal ka�dego zna od lat, wi�c nic si� nie ukryje.
- C�, sezon letni, og�rkowy, nic si� nie dzieje - odburkn��em.
- Og�rkowy, m�wi pan. Ale r�wnie� sezon z�odziejski. W domach nie ma nikogo, wi�c kusz� z�odziei.
- A temu dyrektorowi drukarni co ukradli? - zapyta�em.
- Jakie� cenne r�kopisy, jak m�wi�. �redniowieczne pono�...
Oczy pani Basi by�y okr�g�e z wra�enia.
- I co pan na to, panie Tomaszu?
- Nic, pani Barbaro. Nic. Od tego jest policja.
- Policja? - zw�tpi�a pani Barbara. - Oni tylko s� od mandat�w za przej�cie przez ulic�, a nie od �apania szajki z�odziejskiej.
- Prosz� tak nie obra�a� str��w prawa. To nie�adnie.
- Nie�adnie, nie�adnie - obruszy�a si� pani Basia. - A mnie wlepili mandat, �e przesz�am na czerwonym �wietle, ot co! A ja troch� jestem daltonistk�, wi�c...
Pani Basia nieco si� stropi�a tym wyznaniem. A mnie r�wnie� zrobi�o si� nieprzyjemnie, wi�c odpar�em pojednawczo:
- Trzeba z�o�y� odwo�anie, pani Basiu. Wszak ma pani wad� wzroku, wi�c pewnie uwzgl�dni�.
- Tak, tak, tyle �e, wie pan, troch� si� tego wstydz�.
- Czego tu si� wstydzi�?! Wszak jest to wrodzona wada, naturalna i nieuleczalna.
Daltonizm, jak sobie jednak przypomnia�em, bywa r�wnie� nabyty, wynik�y z uszkodzenia siatk�wki lub nerwowych dr�g wzrokowych, a to bywa uleczalne.
Popatrzy�em dyskretnie na moj� s�siadk� przy stoliku. Pani Barbara, �wawa pi��dziesi�ciolatka, by�a po prostu ciekawa opowiastek i plotek, i tym zapewne rekompensowa�a sobie utrat� barw, a teraz jad�a ze zwyk�ym sobie apetytem, wi�c pomy�la�em, �e nie ma co powraca� do tej niemi�ej dla niej przygody-mandatu za przej�cie na czerwonym �wietle. Dlatego tylko oboj�tnie spyta�em:
- Wi�c m�wi pani, �e z�odzieje ukradli starodruki dyrektorowi drukarni?
Pani Basia pokra�nia�a:
- Jak najbardziej, panie Tomaszu. Pono� bardzo cenne druki. Tak mi m�wi�a znajoma ekspedientka, kt�ra ma m�a policjanta.
Tutaj potoczy� si� solidny opis ukradzionych dzie�, ale przesta�em s�ucha� uwa�nie, niezmierzona wyobra�nia pani Barbary podpowiada�a jej bowiem niezwyk�e opisy, jakbym s�ucha� wytrawnego bibliotekarza z Dzia�u Starodruk�w Biblioteki Narodowej, kt�ry za znawstwem prezentuje swe nieocenione skarby...
By�em tak zaobsorbowany przypad�o�ci� i gadulstwem pani Basi, �e nawet nie spostrzeg�em, i� przy s�siednim stoliku nie usiad�a do tej pory panna Gabriela W�cibska. Kiedy to skonstatowa�em, fakt ten sta� si� dla mnie wi�ksz� zagadk� ni� rewelacje mojej s�siadki z obiadowego stolika.
�Gdzie, do diaska, podziewa si� panna Gabriela?� - pomy�la�em i popatrzy�em na zegarek, na kt�rym wskaz�wka dochodzi�a do trzech kwadrans�w na czternast�.
A mo�e wyjecha�a i nie rozstrzygnie si� nasz honorowy zak�ad. Nie, to by�oby za proste rozwi�zanie. Panna W�cibska nie lubi�a r�wnie� przegrywa�, jak mog�em zauwa�y�. To by�o wida� z jej energicznego charakteru i postawy zawodnika, kt�ry walczy do ko�ca.
�No c� - my�la�em - czas na spotkanie z przeciwnikiem�.
I z t� my�l� wymkn��em si� z jadalni, gdzie zostawi�em pani� Basie, gdy ta z wielkim animuszem j�a opowiada� co� swym s�siadkom.
Jednego by�em pewien: by�a to kolejna opowie�� o kradzie�y cennych starodruk�w, jaka wydarzy�a si� w tym kujawskim mie�cie w dwa dni po kradzie�y obraz�w u mecenasa Boczka.
Ale czy naprawd� ukradziono starodruki, czy te� wyolbrzymiono kradzie� przez stug�bna plotk�?
Trudno by�o na to odpowiedzie�, wi�c postanowi�em rozwik�a� i t� zagadk�. I to jak najpr�dzej, jako �e turnus ko�czy� si� w niedziel�, wi�c na rozwi�zanie mia�em raptem cztery dni.
R�wnie� tyle czasu mia�em na pokonanie panny Gabrieli W�cibskiej.
***
Tymczasem id�c do swego pokoju na pierwszym pi�trze, aby przebra� si� przed spotkaniem z przeciwnikiem, zacz��em sobie wyobra�a�, jak �y�o si� ludziom ponad tysi�c lat temu. Tyle lat up�yn�o bowiem od narodzin Wojciecha S�awnikowica w ksi���cym rodzie w Czechach.
Pami�ta�em doskonale Drzwi Gnie�nie�skie, gdzie w drugiej kwaterze, licz�c od do�u, w lewym skrzydle drzwi, jest scena przedstawiaj�ca �Ofiarowanie �wi�tego Wojciecha w ko�ciele w Libicach�.
Jak g�osi relacja z ��ywota I�, nowo narodzone dzieci� otrzyma�o na chrzcie imi� Wojciech, co �wcze�nie mog�o oznacza� �pociecha woja� i by�o przeznaczone w przysz�o�ci do stanu rycerskiego. Jednak�e zamiary ksi���cych rodzic�w zosta�y pokrzy�owane. Dziecko ci�ko zachorowa�o i grozi�a mu �mier�. Dlatego na spi�owych Drzwiach Gnie�nie�skich widzimy rodzin� ksi���c�, kt�ra w intencji uzdrowienia dziecka zanosi go do ko�cio�a i sk�ada na o�tarzu.
Ten gest mia� �wiadczy�, i� je�li dziecko wyzdrowieje, b�dzie przeznaczone do stanu duchownego, a nie rycerskiego. I tak si� sta�o.
To ofiarowanie dziecka przez rodzic�w spowodowa�o cudowne jego uzdrowienie i okre�li�o przysz�e losy ma�ego Wojciecha. I ten w�a�nie moment zosta� uwieczniony w drugiej kwaterze lewego skrzyd�a Drzwi Gnie�nie�skich...
Zamy�li�em si� g��boko i niemal przegapi�bym spotkania z pann� W�cibsk�, gdyby nie gwa�towne �wierkanie mojego zegarka na r�ku. By�a czternasta.
ROZDZIA� TRZECI
PUNKTUALNO�� JEST CECH� D�ENTELMEN�W � WYCIECZKA DO PAKO�CI � ZAK�AD SAMOCHODOWY KALINOWSKICH � POWR�T DO INOWROC�AWIA � INCYDENT DROGOWY � KTO BUSZOWA� W MOIM POKOJU? � EUREKA � TAJEMNICZY NUMER TELEFONU NIE ODPOWIADA � ELEGANCJA LESZKA I JEGO REWELACJE � DRZWI GNIE�NIE�SKIE � W SZKOLE KATEDRALNEJ W MAGDEBURGU
Panna Gabriela W�cibska siedzia�a w najnowszym modelu skody i niecierpliwie gapi�a si� we frontowe wej�cie do �Modrzewia�, kiedy wreszcie si� w nim uka��.
Nie lubi� r�wnie� sp�nialskich, wi�c nieco w my�lach siebie zbeszta�em, ale z u�miechem na ustach podszed�em do samochodu, kt�rego drzwi gwa�townie si� otwar�y i us�ysza�em ostry g�os:
- Punktualno�� jest cech� d�entelmen�w!
- Jak i z�odziei - odparowa�em.
- Z�odziei? - zdziwi�a si� nieco i popatrzy�a na mnie swymi br�zowymi oczyma, a ja skonstatowa�em teraz, jakiego s� koloru, wcze�niej nie zwr�ci�em bowiem na to uwagi.
- Oczywi�cie, z�odziei r�wnie�. Nie ogl�da�a pani film�w kryminalnych, gdzie wszyscy uczestnicy ustalaj� dok�adny czas?
- Tak, rzeczywi�cie - odpar�a i ostro ruszy�a do przodu.
Samoch�d prowadzi�a zdecydowanie, ale nie szar�owa�a na zakr�tach ulic Inowroc�awia, a zgaduj�c po ich nazwach jechali�my w kierunku p�nocnym miasta i wnet dojechali�my na ulic� Dworcow�. Tutaj jednak nie pojechali�my w kierunku Bydgoszczy, gdzie przy trasie znajdowa�a si� s�ynna Restauracja �Kresowianka�, ale gdy tylko min�li�my wjazd na dworzec kolejowy, panna Gabriela skr�ci�a gwa�townie w lewo i pojechali�my w kierunku Pako�ci.
Popatrzy�em znacz�co na w�a�cicielk� skody. Ta jednak potrz�sn�a grzyw� ciemnych w�os�w i dos�ysza�em:
- Kobieta zmienn� jest.
- Zgadzam si� z pani� - doda�em i rozsiad�em si� wygodnie w fotelu, by rozejrze� si� po okolicy.
I oto przeje�d�ali�my przez bodaj najbardziej r�wninn� krain�, jaka istnieje w Polsce. To w�a�nie tutaj, wok� Inowroc�awia, r�wnin� t� pokrywaj� ziemie zaliczane do II i III klasy bonitacyjnej, czyli klasyfikacyjnej, gleby, a pod t� gleb�, na g��boko�ci od 120 do 180 metr�w le�y s�l do g��boko�ci 6 kilometr�w, kt�ra od pradziej�w sta�a si� drugim bogactwem tych ziem. A jak wykaza�y naukowe badania, s�l ta powstawa�a na dnie pradawnego morza przed setkami milion�w lat temu...
- Uff - westchn��em mimowolnie, przypominaj�c sobie dzieje ziemi kujawskiej, jakie wyczyta�em niedawno w przewodniku po tej okolicy.
- �le si� pan czuje, �e pan tak wzdycha? - zainteresowa�a si� wreszcie mn� panna Gabriela.
- Nie, droga pani. Tylko my�la�em o tym, �e ta r�wninna ziemia skrywa przeogromne pok�ady soli i �e z tego w�a�nie s�ynie: z dobrej gleby i solanki.
- Wiem co� o tym, panie Tomaszu. Pochodz� st�d...
Popatrzy�em na ni� z niedowierzaniem.
- Doprawdy? Nie jest pani warszawiank�, jak my�la�em?
- Nie. A dok�adnie: pakoszczank�! Urodzi�am si� w Pako�ci, uczy�am si� w og�lniaku w Inie, a� nas przeniesiono do Warszawy, gdzie za mieszkali�my na sta�e.
- Ha! Zatem jedziemy do pani rodzinnego miasta. Tego bym si� nie spodziewa�. A krewni, znajomi?
- Nie mam tutaj nikogo. To stare dzieje i posz�y w niepami��.
Zamilkli�my jak na komend�, a ja nadal spogl�da�em na p�aski, r�wninny krajobraz, gdzie w cieple czerwcowego popo�udnia zieleni�y si� po�acie pszenicy, burak�w czy innych okopowych, a gdzieniegdzie, pomi�dzy zasobnymi domami, b�yszcza�y bia�o zamalowane szyby szklarni...
- To bardzo urokliwe miasteczko - us�ysza�em g�os panny Gabrieli. - O Pako�ci m�wi si� po raz pierwszy w dokumencie metropolity gnie�nie�skiego Pe�ki z 1243 roku, �e le�y na zach�d od Ina w odleg�o�ci 12 kilometr�w. Dlatego jest urokliwe, chocia� teraz zbiednia�o, a le�y mi�dzy jeziorami Pakoskim i Mielno.
- Do kt�rych to jezior wp�ywa i z kt�rych wyp�ywa rzeka Note� - wtr�ci�em swoje trzy grosze.
- W�a�nie - zgodzi�a si� panna Gabriela. - To by�o okno na �wiat, bo przed drug� wojn� �wiatow� rzeczne barki p�yn�y z cukrem i innymi produktami przez liczne kana�y wprost do Bydgoszczy i dalej do Ba�tyku.
- A dzi�? - zapyta�em.
- Po wojnie szlak wodny zaniedbano, wi�c przerzucono si� na kolej, i teraz na tiry i ci�ar�wki - odpar�a.
- Tak, szkoda - zgodzi�em si�, patrz�c na g��bokie koleiny, jakie powsta�y na tej asfaltowej drodze.
- Widzi pan sam zreszt� - doda�a ze z�o�ci�. - O, niech pan spojrzy teraz w lewo: wida� w�a�nie Janikowskie Zak�ady Sodowe, do kt�rych kolejk� linow� jest dostarczany wapie� z Piechcina. I to jest chyba najwi�kszy zak�ad produkcyjny, jaki si� tutaj osta�, bo wok� tylko ziemie orne. Kr�tko m�wi�c: rolnictwo i ogrodnictwo.
- A zak�ady sodowe kiedy powsta�y?
- Je�li dobrze pami�tam, zosta�y uruchomione w listopadzie 1957 roku, kiedy si� urodzi�am - doko�czy�a cicho, jako �e �adna kobieta na �wiecie nie chce m�wi� o swej dacie urodzin.
Chrz�kn��em tylko, jakby mi co� zaleg�o w krtani, by ju� nic nie powiedzie� na ten jej heroiczny czyn.
- A wie pan, �e najpierw zobaczymy t� kolejk� linow�, po kt�rej sun� w�zeczki z wapnem i dowo�� do fabryki, dobrze?
- Jestem do pani dyspozycji. Nie co dzie� widzi si� tak� kolejk� linow�, prawda?
- Tak. A p�niej musz� podjecha� do zak�adu samochodowego, bo co� mi stuka pod mask�. Polecono mi w�a�nie zak�ad Henryka i Sebastiana Kalinowskich na Rybitwach! To przy wje�dzie do miasteczka. Jak mi powiedziano, to dobrzy fachowcy.
- Od stukania pod mask�? - za�mia�em si�, a razem ze mn� panna Gabriela.
I w weso�ym humorze przemkn�li�my przez miasteczko, kieruj�c si� w stron� Broniewic, gdy wnet ukaza�a si� linowa kolejka na �elaznych s�upach, a obci��one wapnem wagoniki turla�y si� po linach nad szos�, jad�c w stron� fabryki po�o�onej nad d�ugim, rynnowym Jeziorem Pakoskim. Kolejka sz�a na prze�aj przez pola, przecina�a w�skie gard�o jeziora i wpada�a w obj�cia fabrycznego wsypu, za� z powrotem chybota�y si� od wiatru puste wagoniki.
Postali�my chwil� bez s��w i zawr�cili�my.
***
Kiedy panna Gabriela zostawi�a samoch�d do przegl�du w zak�adzie Kalinowskich m�wi�c, �e wr�cimy za dwie godziny, ruszyli�my spacerkiem drog� w stron� mostu, a nast�pnie ku male�kiemu centrum, gdzie wynio�le kr�lowa wie�yczka ratusza. Nim jednak tam dotarli�my, zauwa�y�em, �e po prawej stronie rozpo�ciera si� prywatny park, gdzie za parkanem buchtowa�y ma�e dziki, za� w oddali, w zaro�lach, pas�o si� stadko saren. Przy drodze zauwa�y�em r�wnie� zrujnowany ni to stary spichlerz, ni to wodny m�yn, za kt�rym szumia�y szuwary rozro�ni�te na podmok�ym ugorze, kt�ry, jak si� domy�la�em, prowadzi� do brzegu Noteci... I�cie sielski obrazek ma�omiasteczkowy.
Po chwili zadumy odezwa�a si� panna Gabriela:
- Oto w jakim krajobrazie up�yn�o mi dzieci�stwo. Oczywi�cie miasteczko t�tni�o �yciem. Wszak przed wojn� by�a tu cukrownia, kt�r� przekszta�cono z kolei w roszarni� lnu, jedn� z najwi�kszych na Kujawach.
Milcza�em; wiedzia�em, �e nie nale�y nalega� na wspomnienia. Wszak to by�a jakby jej podr� do �r�de� dzieci�stwa i nie nale�a�o by� zbytnio nachalnym. Ale wnet si� otrz�sn�a ze swych my�li i weso�o doda�a:
- A wie pan, �e Pako�� przez setki lat by�a w�asno�ci� prywatn�?
- Nie, nie wiedzia�em.
- Najpierw przez 300 lat miasteczko by�o w�asno�ci� Leszczyc�w z Ko�cielska, kt�rzy w XIV wieku zbudowali tu zamek, otrzymuj�c przywilej lokacyjny od kr�la W�adys�awa �okietka. A od XVIII do ko�ca XIX by�o stulecia by�o w�asno�ci� rodu Dzia�y�skich.
- A teraz tylko park jest w�asno�ci� prywatn�, jak zd��y�em zauwa�y�, prawda?
Roze�mieli�my si� weso�o.
I tak chichocz�c i s�uchaj�c wspomnie� panny Gabrieli, obeszli�my wnet sze�ciotysi�czne miasteczko. Zwiedzili�my te� miejski cmentarz i Kalwari�, za�o�on� w 1628 roku przez Micha�a Dzia�y�skiego, kt�ry darowa� jej grunty �po wieczne czasy� - jak napisano w stosownym akcie.
Wnet min�y dwie godziny i znowu znale�li�my si� przed warsztatem Kalinowskich, gdzie u�miechni�ty Sebastian - jak si� przedstawi� - wr�czy� kluczyki pannie Gabrieli i doda�:
- Na pewno poje�dzi pani do nast�pnego razu, je�eli nie b�dzie pani tak szar�owa�a. Prosz� uwa�a� na ga�nik.
Ale panna Gabriela przyj�a ch�odno �artobliw� uwag� m�odego Sebastiana, zap�aci�a i ruszyli�my ostro z powrotem do Ina. Po chwili, gdy ju� wyje�d�ali�my z miasteczka, burkn�a:
- Gdybym wiedzia�a chocia�, co to jest ga�nik!
I znowu parskn�li�my �miechem.
Dla mnie by�a to bardzo mi�a wycieczka. No i co najwa�niejsze: pozna�em dobrze topografi� miasteczka, co w niedalekiej przysz�o�ci bardzo si� op�aci�o, kiedy z siostrzenic� i m�odymi przyjaci�mi ruszyli�my Szlakiem Piastowskim, zwanym te� Szlakiem �wi�tego Wojciecha.
Gdy tak spokojnie rozmy�la�em nad t� sielankow� wycieczk�, kt�ra powoli dobiega�a kresu, nagle z ty�u, g�o�no tr�bi�c i szale�czo p�dz�c �rodkiem jezdni, naje�d�a� na nas TIR! Panna Gabriela gwa�townie skr�ci�a w lewo ust�puj�c mu miejsca i wjecha�a w p�ytki r�w, a przytrzymuj�ce nas pasy zacisn�y si� tak mocno, �e straci�em na chwil� oddech; podobnie sta�o si� z pann� Gabriel�.
TIR pomkn�� dalej, nawet jakby zwi�kszaj�c szybko��, i nie dostrzeg�em jego numeru rejestracyjnego, tym bardziej �e od ucisku pasa pociemnia�o mi w oczach, a roztrz�siona panna Gabriela ledwo trzyma�a si� kierownicy...
�Napad czy nieuwaga?� - przelecia�o mi przez my�l, ale g�o�no wy st�ka�em:
- Do diaska! M�g� nas staranowa� na amen!
- Rzeczywi�cie... - zaj�cza�a panna Gabriela.
I tak roztrz�sieni, mamrocz�c przekle�stwa pod nosem, zacz�li�my dochodzi� do siebie, by wreszcie wyzwoli� si� z pas�w, otworzy� drzwi i wygramoli� si� do p�ytkiego rowu.
Popatrzy�em na samoch�d, kt�remu nic si� nie sta�o, tylko lekko zary� przodem w dar� rowu.
Usiedli�my obok i g��boko oddychali�my.
- Przypadek czy zamierzone dzia�anie? - burkn��em.
- Nie wiem, ale... - odpowiedzia�a bezwiednie i zamilk�a. Potem energicznie wsta�a, zrobi�a kilka przysiad�w i wymach�w r�k i powiedzia�a w miar� spokojnie:
- Nic tu po nas. Jedziemy. I bez rozg�osu, dobrze?
Tylko pokiwa�em g�ow�, �e si� z ni� zgadzam.
***
Do �Modrzewia� dojechali�my bez szwanku.
W recepcji zasta�em u�miechni�t� Ma�gosi�, kt�ra szepn�a mi na boku, widz�c mnie z pann� Gabriel�, �e jej braciszek Leszek b�dzie na mnie czeka� o um�wionej porze z ciekawymi nowinami.
- Tak, tak, pami�tam - odpar�em zainteresowany tymi �ciekawymi nowinami�, jakie ma mi przekaza� rozczochrany Leszek, i wartko ruszy�em do swojej �dwunastki�.
Kiedy otworzy�em drzwi, od razu zauwa�y�em, �e w pokoju grasowa� kto� nieupowa�niony i �e na pewno nie by�a to sprz�taczka, tylko kto� obcy, kto szuka� czego� zawzi�cie.
Zaduma�em si�: czy�by idylliczna wycieczka do Pako�ci by�a z g�ry ukartowana przez pann� Gabriel�? �achn��em si� jednak, maj�c w pami�ci gro��c� nam kraks�.
Wszystko wydawa�o si� niedorzeczne, ale fakty buszowania w mym pokoju by�y bezsprzeczne.
Przede wszystkim jednak nie pojechali�my do Restauracji �Kresowianka� w mie�cie, tylko jakby wiedziona impulsem, panna Gabriela gwa�townie skr�ci�a ku Pako�ci, wspominaj�c mimochodem, �e to jej miejsce urodzenia. Oczywi�cie mog�o to by� prawd�, chocia� jej dowodu osobistego nie widzia�em, a r�wnie� nie wspomnia�a, w jakim domu mieszka�a z rodzicami!
Po prostu - analizowa�em gwa�townie - chcia�a mnie wywie�� jak najdalej, abym przypadkiem wcze�niej nie wr�ci� do �Modrzewia�, ot co!
Po drugie: zaproszenie do POZKAL-u by�o inaczej w�o�one do koperty, a m�j r�kopis ksi��ki, nad kt�r� pracowa�em, by� niestarannie u�o�ony - jakby kto� go czyta�.
Po trzecie: ma�y magnetofon r�wnie� nie by� zabezpieczony, co �wiadczy�o, �e by� przes�uchiwany.
Po czwarte: telefon kom�rkowy, kt�rego nie u�ywa�em od przyjazdu tutaj, bo tak sobie postanowi�em przed kuracj� i o czym wiedzia�o grono moich ludzi z Ministerstwa Kultury i Sztuki, by� u�ywany: kto� z niego odby� rozmow�!
- Uff - westchn��em i usiad�em w foteliku, aby zebra� my�li. - To ja przyjecha�em na kuracj�, aby odsapn�� od wszelkich z�odziejskich intryg, a tu masz babo placek - kto� niepowo�any buszuje w moich rzeczach i wydzwania z mojego kom�rkowca!
I w�wczas nasz�a mnie genialna my�l: przecie� mog� odczyta� z niego numer telefonu, pod kt�ry dzwoniono!
- Eureka! - wrzasn��em rado�nie okrzykiem starogreckiego matematyka, od kt�rego wywodzi si� s�ynne �prawo Archimedesa�!
I nie zastanawiaj�c si� wystuka�em numer, jaki ukaza� si� na ekranie:
- 0501055... - nie podaj� go do ko�ca ze wzgl�d�w osobistych.
Czeka�em z niecierpliwo�ci� kilkana�cie sekund, gdy us�ysza�em s�u�bowy g�os, �e abonent jest chwilowo nieobecny.
�Trudno, zadzwoni� p�niej� - pomy�la�em i schowa�em telefon nie do szuflady biurka, ale do kieszonki kamizelki, do siebie za� burkn��em:
- Tomaszu, dosy� sanatoryjnych wywczas�w! Najwy�szy czas wr�ci� do pracy...
Po kolacji, grzecznie odk�aniaj�c si� pani Barbarze i pannie W�cibskiej, ale ju� bez zbytniej serdeczno�ci w oczach, wymkn��em si� z jadalni i bez po�piechu poszed�em do parku w stron� Teatru Letniego.
***
S�o�ce sta�o jeszcze wysoko na zachodnim niebosk�onie, ale nie by�o gor�co, wysoki starodrzew platan�w, klon�w, jesion�w i d�b�w skutecznie bowiem ch�odzi� cia�o przed upalnymi promieniami s�onecznymi, wi�c spacer cienistymi alejami parku by� wytchnieniem i rozkosz�.
Nadal jednak rozmy�laj�c o niedosz�ym wypadku drogowym, kt�rego szcz�liwie unikn�li�my dzi�ki refleksowi panny Gabrieli, i o tajemniczym numerze, pod kt�ry telefonowano z mojej kom�rki, wnet przyby�em na um�wione spotkanie i usiad�em na �awce w cieniu kasztanowca, rosn�cego daleko od rampy teatralnej, gdzie wida� by�o krz�taj�cych si� ludzi, kt�rzy prawdopodobnie przygotowywali wieczorny spektakl teatralny.
Nagle ko�o mnie usiad� jaki� schludny ch�opczyna, z przylizan� czupryn�, z kt�rej jednak buntowniczo wymyka�y si� kosmyki w�os�w, jakby na z�o�� w�a�cicielowi i ca�emu �wiatu. Nic wi�c dziwnego, �e nie pozna�em Leszka od razu, maj�c w pami�ci jego trzpiowaty wygl�d i czupryn� jak wieche� s�omy. A tu prosz�: bia�a koszulka, spodenki na szeleczkach i przylizana czupryna! Jednak�e okr�g�e okularki i weso�e oczy da�y o sobie zna�, wi�c zapyta�em:
- To ty, Leszku?
Chrz�kn��, uk�oni� si� grzecznie i odpowiedzia�:
- To ja, psze pana. Dobry wiecz�r!
- Dobry wiecz�r.
Jednak�e szurn�� tenis�wkami po �wirze, �e a� si� zakurzy�o, potrz�sn�� kilkakrotnie energicznie g�ow� i jego g�ste w�osy wydosta�y si� wreszcie na wolno�� z wodnej katuszy, a przed sob� znowu mia�em takiego Leszka, jakiego zapami�ta�em, kt�ry burcza� pod nosem:
- To siostra mnie tak wystroi�a, psze pana.
- Nie nale�y si� wstydzi� elegancji, Leszku. Wszak elegancja