5390

Szczegóły
Tytuł 5390
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5390 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5390 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5390 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

S�awomir Prochocki American dream By�em stary. Zbyt stary na dalekie wyprawy poprzez pustk� kosmicznej nocy. Serce nie wytrzymywa�o nag�ych przy�piesze� manewrowych, mi�nie odmawia�y pos�usze�stwa przy powrotach ci��enia. W g�owie czu�em zam�t. Wiedzia�em, �e to jest moja ostatnia podr�. Daleka podr� ku zapomnianej planecie, ku czarnemu �wiatowi Sette. Miliony kilometr�w kamiennej pustyni, czerwony blask s�o�ca igraj�cy na czerni magmowych ska�. �wiat umar�y. Miejsce dla mnie. Zamkni�ty w stalowej kapsule, zd��aj�cy ku �mierci, pr�bowa�em odnale�� chwil�, w kt�rej zadecydowa� si� m�j los. Chcia�em przypomnie� sobie t� sekund� decyduj�c� o przeznaczeniu, kraw�d� czasu, za kt�rym by�a ju� tylko jedna droga. Droga na Sette. Zacz�o si� s�onecznego popo�udnia w naszej wiosce po�r�d niewysokich wzg�rz Sycylii. Wracali�my z ojcem z plantacji oliwek. Plantacja, w�a�ciwie niewielki sad z kilkudziesi�ciu drzew oliwnych, ale ojciec lubi� u�ywa� tego okre�lenia. Gniewa� si�, gdy matka m�wi�a o nim pellore - rolnik. Wola� plantatore i tak przedstawia� si� nieznajomym - plantatore Amato. W niczym nie zmienia�o to naszej sytuacji; pieni�dze za oliwki ledwo pozwala�y wy�y� sze�cioosobowej rodzinie. Gdy ojciec kupowa� wiosn� nowy kapelusz, wiedzieli�my, �e �adne z nas nie dostanie w tym roku but�w. Tego lata nast�pi�a kl�ska. Ojciec z frasunkiem spogl�da� na rzadkie zielone kulki wisz�ce na drzewach. Przyszed� z�y rok na oliwki. Sucha wiosna i gor�ce lato zapowiada�y mizerne plony. Widzia�em zmartwienie na twarzach rodzic�w, gdy rozmawiali o zbiorach; ojciec sprawdza� ka�dego popo�udnia stan owoc�w, aby nie przegapi� pory, gdy oliwki s� ju� dojrza�e, a nie zaczynaj� jeszcze wysycha�. "Jeszcze nie czas" - powtarza�, a ja cieszy�em si�, �e jeszce jeden dzie� b�d� m�g� sp�dzi� nad rzek�, �owi�c ryby. Dym zobaczyli�my z daleka. Czarny i sk��biony, snu� si� szerokim pasmem nad polami. Ju� nie szli�my spokojnie ubit� drog�, lecz biegli�my wzbijaj�c kurz bosymi stopami. Sta�o si� co� z�ego, bieg�em chlipi�c, a �zy miesza�y si� z py�em lata. Ojciec by� szybszy. Gdy dobieg�em, sta� zdyszany i patrzy� na p�on�ce zabudowania. Pali�y si� jak sucha s�oma, r�wnym, �ar�ocznym p�omieniem. Nigdy nie dowiedzia�em si�, co naprawd� si� sta�o. Mo�e to by�a iskra z pieca, w kt�rym gotowa�a si� wieczorna strawa, mo�e Liza, moja najm�odsza siostra, kt�ra tak lubi�a wpatrywa� si� w ognisko, zapr�szy�a ogie�. Wewn�trz spalonej chaty s�siedzi znale�li cztery spalone cia�a. Pogrzebali�my je z ojcem nad brzegiem strumienia. Tydzie� p�niej sta�em na wybrze�u w Licata. R�czka tekturowego kuferka pokrytego p��tnem wbija�a si� w moj� spocon� d�o�, ale ba�em si� go postawi� na ziemi. Nigdy przedtem nie widzia�em tylu ludzi naraz, nie s�ysza�em gwaru tylu g�os�w. Popychany i szturchany niecierpliwymi d�o�mi s�siad�w wolno posuwa�em si� w t�umie stoj�cych na betonowym nadbrze�u. Wreszcie przysz�a moja kolej. - Masz pieni�dze ? - zapyta� cz�owiek przy trapie. Pami�tam, �e ubrany by� w wy�wiecony surdut i tandetne pr��kowane spodnie; wtedy wydawa� mi si� szczytem elegancji. Nie wydusi�em ani s�owa, tylko wyci�gn��em spocon� r�k� z pomi�tymi banknotami. Pieni�dze te ojciec po�yczy� od kuzyna w Ravenusie. Kuzyn mia� sklep z mi�sem i przygarn�� nas po po�arze. To on nam�wi� ojca, aby wys�a� mnie do swojego brata w Nowym Jorku. Nada� te� depesz� za ca�e siedem lir�w, a gdy po tygodniu przysz�a odpowied� podarowa� mi u�ywany kuferek z tektury. I tak oto ja, Gaetano Amato, lat dziesi�� i trzy czwarte, p�yn��em latem 1918 roku w stron�, w kt�r� pod��a�o czerwone s�o�ce wieczoru. Ca�� podr� sp�dzi�em pod pok�adem, w dusznym pomieszczeniu pe�nym ludzi, walizek i wszy. Z ka�dym dniem rejsu, a by�o ich ponad 20, stawa�em si� coraz bardziej brudny i zawszony, ot�pia�y i zrezygnowany. Ludzie wok� najpierw z obrzydzeniem siadali na pi�trowych pryczach, potem, gdy ich w�asny smr�d dor�wna� smrodowi dolatuj�cemu z k�t�w �adowni, przestali na cokolwiek zwraca� uwag�. Za�atwiali�my si� i rzygali�my do kub�a, kt�ry trzeba by�o opr�nia� za burt�. Zgodzi�em si� to robi�; mog�em w�wczas odetchn�� �wie�ym powietrzem i przez chwil� patrze� na ocean. Codziennie d�wiga�em ci�ki kube� kilka razy tak, aby nigdy nie zape�ni� si� do ko�ca, gdy� w�wczas nie potrafi�bym go unie��. Nie wolno nam by�o przebywa� na pok�adzie i te chwile by�y jedynym wytchnieniem od ponurego mroku �adowni. Pewnego dnia zszed� do nas marynarz i powiedzia�, �e wieczorem b�dziemy ju� w porcie. Zrobi� si� szum i rejwach, jakby l�dowanie w Ameryce mia�o nast�pi� za minut�. Siedzia�em na swoim kuferku. Kto� go opr�ni�, wy�amuj�c kruchy zameczek wtedy, gdy wynosi�em kube�. "Wieczorem Ameryka, wieczorem Ameryka" - tylko to ko�ata�o si� w mojej g�owie. Prawie ju� nie wierzy�em, �e doczekam ko�ca podr�y. Teraz otwiera� si� przede mn� l�d olbrzymi jak nasza Sycylia, pe�en cud�w, o kt�rych opowiada� kuzyn ojca. O zmierzchu zobaczy�em �wiat�a Nowego Jorku. Wtedy otworzy�em oczy. By�o ciemno i cicho. Porusza�em powiekami, ale wok� pozostawa�a nieprzenikniona ciemno��. Podnios�em r�k�. W cisz� wdar� si� szelest po�cieli. Unios�em g�ow� i uderzy�em lekko w co� nade mn�. D�oni� wyczu�em g�adk� i ch�odn� powierzchni�. Pochylony usiad�em na pos�aniu. Gdzie jestem? Zwiesi�em nogi w pustk�. Nie wiem dlaczego, ale ba�em si� zawo�a�, ba�em si� naruszy� cisz�. Ba�em si� te� skoczy� z ��ka w czer� pode mn�. Wyczuwa�em przestrze�, ale nie wiedzia�em jak du��. Ciemno�� oplata�a mnie ramionami strachu. Cisza zacz�a dzwoni� w uszach. Nigdy nie do�wiadczy�em podobnego uczucia. Nasza wioska pe�na by�a r�nych odg�os�w. Na ��ce kumka�y �aby, w powietrzu wisia� �piew ptak�w i �wierszczy. Nawet zim� s�ycha� by�o szum powietrza w szczelinach �cian. Tu by�o absolutnie cicho, obco. Strach parali�owa�. Wreszcie zdoby�em si� na odwag� i powoli zacz��em opuszcza� nogi macaj�c stop� oparcie. Znalaz�em je, przenios�em ci�ar na opuszczon� nog�, po�lizn��em si� i polecia�em w d�. Spadaj�c krzykn��em, po czym uderzy�em o pod�o�e. �wiat�o zmusi�o mnie do zmru�enia oczu. Silne ramiona uj�y i postawi�y pionowo. - Cholera, Henry, to ju� trzeci w tym miesi�cu. Chyba nic mu nie jest, cho� zlecia� z samej g�ry. Otworzy�em oczy. Przede mn� sta� stary, siwy m�czyzna odziany w szary kombinezon, przypominaj�cy str�j w�drownych postrzygaczy owiec. Rozejrza�em si�. Wsz�dzie by�y wielopi�trowe bia�e rega�y. W poszerzaj�cej si� strudze �wiat�a widzia�em tylko stoj�ce w rz�dach p�ki. Ci�gn�y si� bodaj setkami metr�w, wtapiaj�c si� w odleg�y mrok. Musia�y ich by� tysi�ce. Le�a�y na nich pod�u�ne przedmioty, przykryte bia�ymi prze�cierad�ami. Zorientowa�em si�, �e to ludzie, martwi ludzie. Spod przykrycia wystawa�y d�onie, obuwie. Chcia�em krzykn��, ale stary cz�owiek po�o�y� mi d�o� na ramieniu. - Spokojnie ch�opcze, oni tylko �pi� bardzo gl�bokim snem, ale kiedy� si� obudz�. Ty po prostu obudzi�e� si� wcze�niej. Jego g�os, przekonywaj�cy, bez �ladu nacisku, spowodowa�, �e musia�em uwierzy�. Rutyna, wr�cz lekcewa�enie, z jakim traktowa� sytuacj�, dzia�a�y uspokajaj�co. Strach znikn��. Zza rogu uliczki stworzonej przez rega�y wy�oni� si� drugi m�czyzna, m�odszy, podobnie ubrany. Z zainteresowaniem spojrza� na mnie. - Nie wiem co z tob� zrobi�, ch�opaczku. Do pracy jeste� za m�ody, w dodatku pewnie nawet nie umiesz czyta� i pisa�? Przecz�co pokr�ci�em g�ow�. M�czyzna u�miechn�� si� lekko i pog�aska� mnie po g�owie. - Chod� - powiedzia�. - Dla ciebie Ameryka si� sko�czy�a. Nast�pne kilka dni sp�dzi�em z tymi dwoma m�czyznami. Spa�em w ich niewielkim pokoju na ko�cu korytarza. Jad�em razem z nimi posi�ki, zwykle mi�so i chleb. Na dziesi�tki pyta� odpowiadali, �e wszystkiego dowiem si� p�niej. "Usta ci wszystko wyja�ni�", "To lepiej wiedz� usta", "Nie nud�, usta opowiedz� ci o tym" - to by�y najcz�stsze odpowiedzi. Ich proste umys�y nie zajmowa�y si� sytuacj�, w jakiej si� znalaz�em. By�em jednym z wielu "niedospa�c�w". Cz�sto zamiast wyja�nie�, s�ysza�em �miech i �arty z mojego wiejskiego pochodzenia. U�ywali niezrozumia�ych s��w i poj��. Gdy pyta�em, gdzie si� podzia� statek, czy ju� jestem w Ameryce, kiedy pozwol� mi si� zobaczy� z moim kuzynem, machali r�kami i m�wili, �e musz� poczeka�. Nie chcieli lub nie mogli powiedzie� mi wi�cej. Wkr�tce wi�c przesta�em zam�cza� ich pytaniami. Zostawiali mnie samego na d�ugie godziny, podczas kt�rych robili obch�d bia�ych rega��w. W�a�ciwie nie opuszcza�em pokoju. Nudzi�em si� okropnie, le��c na mi�kkiej g�bce pos�ania. Wychodz�c zamykali drzwi na klucz, cho� przyrzeka�em, �e b�d� na nich czeka�. Nie ufali mi. Byli za mnie odpowiedzialni i bali si�, abym nie narobi� im k�opotu. Wcale nie by�o mi to w g�owie. Na sw�j spos�b byli dla mnie mili, traktowali mnie przyzwoicie. Gdy przez dwa dni by�o ch�odniej, ten starszy odda� mi nawet sw�j koc. Tylko raz by�em na zewn�trz pokoju. Chocia� nigdzie nie widzia�em �cian i sufitu, czu�em ich obecno��. Hangar musia� by� ogromny. M�czy�ni patrolowali ten wielki obszar dziwnym, cichym pojazdem, kt�rym co rano wyje�d�ali w ciemno��, rozpraszan� �wiat�em reflektor�w. Starszy, Vittorio powiedzia�, �e mia�em szcz�cie, budz�c si� blisko ich pokoju. Inaczej m�g�bym b��ka� si� po hangarze ca�y dzie�, zanim by mnie odnale�li. Tak jak dziewczyna, o kt�rej mi opowiedzia�. Chodzi�a na p� oszala�a prawie dwie doby, bez jedzenia i picia. Mieli wtedy awari� przyrz�d�w i nie mogli jej odnale��. Dopiero po 44 godzinach trafili na ni�, �pi�c� pod rega�em. By�a tak przestraszona, �e aby im nie zrobi�a krzywdy, musieli j� u�pi� specjalnym gazem. Vittorio pokaza� mi pistolet strzelaj�cy takim gazem. Pewnej nocy co� wybi�o mnie ze snu. Us�ysza�em ciche st�kanie i zobaczy�em, jak Henry, m�odszy z m�czyzn, podnosi si� z pos�ania, bierze latark� i, nie zapalaj�c jej, cicho wymyka si� z pokoju. Przez szpar� w drzwiach spostrzeg�em strug� �wiat�a. Henry nie zamkn�� drzwi. Wsta�em i bezg�o�nie pod��y�em za nim. Szed�em przez ciemno��, pe�n� niewyra�nych kszta�t�w, rytmicznych oddech�w, westchnie�, s��w wypowiadanych z g��bokiego snu. Niemal fizycznie odczuwa�em ich urojone prze�ycia, kr���ce gdzie� po niezmierzonych �wiatach, gdy tymczasem oni sami le�eli tutaj, zamkni�ci w przestrzeni p�ek i rega��w. By�o ciemno. Widzia�em przed sob� tylko drgaj�c� p�kul� jasno�ci. �wiat�o zagarnia�o w obj�cia szeregi p�ek , ods�aniaj�c na chwil� le��ce postacie. Henry szed� kilkaset metr�w prosto i skr�ci� w jeden z korytarzy utworzonych przez rega�y. �wiat�o znieruchomia�o. Ostro�nie podszed�em do rogu. Us�ysza�em chrapliwy, coraz szybszy oddech Henry'ego. Le�a� na jednej z p�ek i rytmicznie porusza� biodrami. W �wietle latarki widzia�em zmi�te i zrzucone na ziemi� prze�cierad�o, zwisaj�c� w d� r�k� o pomalowanych na czerwono paznokciach. Nie wiedzia�em co si� dzieje. Obraz ten jednak wzbudzi� we mnie dziwn� fascynacj�. Poczu�em mrowienie na plecach. Nagle Henry g�o�no j�kn�� i znieruchomia�. Ruszy�em w stron� pokoju. Na szcz�cie pami�ta�em, gdzie nale�y skr�ci�. Uk�adaj�c si� na pos�aniu dostrzeg�em patrz�ce z uwag� oczy Vittoria. Nic nie powiedzia�, tylko po chwili u�miechn�� si�. Jakby przepraszaj�co. Nast�pnego ranka Vittorio podszed� do mnie i powiedzia�: - Szykuj si� Gaetano, usta ju� czekaj�. Poszli�my d�ugim korytarzem a� do ma�ych drzwi przy zamkni�tej wielkiej bramie. Vittorio zapuka�, nacisn�� klamk�, po czym popchn�� mnie lekko w stron� wn�trza i szepn��: - Powodzenia, ch�opcze. Patrz�c na cz�owieka, kt�ry siedzia� w fotelu pod �cian�, natychmiast zrozumia�em, czemu nazywali go "usta". Szeroka, czerwona pr�ga, jak� mia� zamiast warg, sprawia�a straszne wra�enie. Jednak g�os mia� przyjemny - g��boki i spokojny. - Cze�� - powiedzia� i zorientowa�em si�, �e nie jest W�ochem. M�wi� z dziwacznym akcentem, twardym i sztywnym. - Siadaj - Wskaza� fotel przy wielkim biurku - Jak si� czujesz, Gaetano ? - Dobrze prosz� pana. - To, co ci powiem, przyjmiesz z niedowierzaniem, mo�e pomy�lisz, �e chc� ci� oszuka�. A jednak to prawda, jej rzetelno�� mia�e� nieszcz�cie sprawdzi� na w�asnej sk�rze. Ot� Ameryka nie istnieje. A raczej nie ma takiej Ameryki, jak� sobie wyobra�a�e�. Nie ma Nowego Jorku, Chicago, San Francisco ani �adnego z wielkich miast. Zamiast nich s� hangary, tysi�ce hangar�w, takich jak ten. �pi� w nich miliony ludzi. To oni, a raczej ich sny, s� Ameryk�. �ni� o zabawie, pracy, cierpieniu, o swych �onach, m�ach, kochankach. �yj� w �wiecie iluzji, marze� sennych, tak doskona�ych i logicznych, �e po przebudzeniu w innym miejscu nie b�d� w stanie odr�ni� sn�w od rzeczywistej przesz�o�ci. My tworzymy ich sny i dzi�ki specjalnym aparatom nie pozwalamy, aby w ich wspomnieniach nast�pi�y sprzeczno�ci czy niejasno�ci. Z powod�w, kt�rych nie pora tu wyja�nia�, musimy tak post�powa�. Ty nie mia�e� szcz�cia. Zamiast na swoim miejscu �ni� sen o pracy u kuzyna, jeste� teraz w �wiecie realnym, z kt�rego nie ma ucieczki. Musimy tu pozosta�, na tym kontynencie, na dobre i na z�e. Przykro mi to m�wi�, ale nie b�dziesz m�g� ju� nigdy zobaczy� ojca ani kuzyn�w. To my b�dziemy dla ciebie rodzin�, mam nadziej�, �e dobr�. Patrzy�em w czelu�� czerwonej szramy jego ust. Ca�a prawda o dalekim l�dzie zwanym Ameryk�, krainie szcz�liwo�ci, �yczliwej i weso�ej, dotar�a do mnie w tej jednej chwili i przyt�oczy�a mnie. Tajemnic�, o kt�rej nie chcieli m�wi� Henry i Vittorio, traktowa�em jako rodzaj zabawy, ba�ni, pod�wiadomie oczekuj�c, �e wszystko da si� wyja�ni� w prosty spos�b. Teraz za spraw� cz�owieka o upiornych wargach dostrzeg�em daremno�� takiego oczekiwania. - Dlaczego? - To by�o jedyne s�owo, jakie zdo�a�em z siebie wydoby�. - Obudzi�e� si�, ch�opcze. Dlatego. Nie potrafimy wyja�ni�, czemu niekt�rzy budz� si� w naszych pomieszczeniach, ale tak si� zdarza. Przerwanego procesu hipnozy nie mo�na ju� ponowi�. Je�eli raz zobaczysz prawd� o Ameryce, to ju� nigdy nie potrafimy ci� oszuka�, rozumiesz? Nie rozumia�em, nie chcia�em zrozumie�. - Lepiej b�dzie, jak od razu poznasz ca�� prawd�, bez kr�cenia. Zreszt� i tak szybko by� przejrza� ewentualne k�amstwa. B�dziesz chodzi� do szko�y, poznasz nowych ludzi, by� mo�e kogo� w twoim wieku. Na lekcjach nauczyciele wyja�ni� wszystko, o co zapytasz. Staraj si� uczy� pilnie, a nagroda ci� nie minie. Teraz Anna zaprowadzi ci� do sekcji szkolenia. Wesz�a drobna kobieta. Mia�a najbardziej czarne w�osy, jakie kiedykolwiek widzia�em. B�yszcz�ce pasma by�y u�o�one w dziesi�tki warkoczyk�w splecionych w nie�adzie wok� twarzy. Przyjemnej, u�miechni�tej, wyra�aj�cej spok�j i rado��. Uj�a mnie za r�k� i wyprowadzi�a z pokoju. Mia�em pustk� w g�owie i chcia�em jak najszybciej wr�ci� do rodzinnej wioski, chodzi� znowu z tat�, dogl�da� oliwek i je�� gulasz zrobiony przez mam�. Lecz dzi�ki dotykowi ciep�ej d�oni kobiety zacz��em zapomina� o rozpaczy. Po raz pierwszy od chwili przebudzenia by�em poza hangarem. Na zewn�trz ros�a kr�tka szarawa trawa i kilka wysokich, nieznanych mi drzew. Stalowosine chmury leniwie przesuwa�y si� po niebie, ods�aniaj�c na moment skrawki b�ekitu. Teren wok� by� p�aski i monotonny. Gdy odwr�ci�em g�ow� spostrzeg�em za sob� olbrzymi� bia�� �cian�. Jej ogrom by� przyt�aczaj�cy, mimowolnie cofn��em si�. P�aszczyzna ci�gn�a si� wieleset metr�w w obie strony i by�a co najmniej tak wysoka jak najwy�sze domy w Licata. Patrzy�em na jedn� ze �cian hangaru, w kt�rym sp�dzi�em ostatni tydzie�. - Ogromny, prawda ? Anna sta�a obok wci�� �ciskaj�c delikatnie moj� r�k�. Te� podziwia�a rozleg�o�� budowli. Potem spojrza�a na mnie. Dostrzeg�em w jej oczach dziwne ciep�o, czu�o��. - Masz na imi� Gaetano? Skin��em g�ow�. - Mia�am kiedy� syna w twoim wieku. By� tylko troch� wy�szy. Lubi� gdy mu opowiada�am straszne historie. Chowa� g�ow� pod koc i piszcza� udaj�c strach. Czu�em w jej s�owach smutek i �al. Patrzy�a na mnie z uwag�. - Teraz nawet nie wiem czy to by�a prawda... Chod�my. Weszli�my do niskiego budynku o bia�ych, chropowatych �cianach. W �rodku by�o podobnie jak we wn�trzu hangaru. Mi�kkie tkaniny na pod�odze, przyt�umione o�wietlenie, zapach kurzu. Zapuka�a do drzwi na pocz�tku korytarza, otworzy�a je i lekko popchn�a mnie w stron� wn�trza. Potem odwr�ci�a si� niespodziewanie i odesz�a. Przest�pi�em pr�g. By�o ich troje, dw�ch m�czyzn i kobieta. Z zainteresowaniem patrzyli w moj� stron�. - Prosimy, wejd�, Gaetano - powiedzia� po w�osku m�odszy z m�czyzn. Tak zacz�o si� szkolenie. Czasami prawie przez dziesi�� godzin dziennie uczy�em si� r�nych rzeczy. Dwie, trzy godziny zajmowa� angielski, po godzinie matematyka, geografia i historia. Codziennie godzin� po�wi�cano na wiedz� o Ameryce. Uczy�em si�, jak dzia�aj� windy, kt�rymi wozi�o si� ludzi, jak przebiega typowy cykl pobytu w hangarze, jakie s� urz�dzenia przeciwpo�arowe i klimatyzacyjne. Na noc wraca�em do swojego hangaru, gdzie spa�em z Vittorio i Henrym. Teraz ju� mog�em chodzi� z nimi na obch�d, a nawet czasem prowadzi� w�zek elektryczny. Konfrontowa�em wiadomo�ci teoretyczne z codzienn� praktyk�. Rano za� szed�em do centrum szkolenia. Z angielskim sz�o mi tak dobrze, �e po kilkunastu dniach mog�em swobodnie rozmawia� z nauczycielem. Opr�cz mnie w grupie by�o jeszcze dw�ch starszych m�czyzn. Rozmawiali tylko ze sob� w dziwnym, niezrozumia�ym j�zyku. Po trzech tygodniach zosta�em wezwany do gabinetu dyrektora. Nigdy nie widzia�em dyrektora, ale wielokrotnie s�ysza�em od nauczycieli o "dyrektorze". Wyra�ali si� o nim ze strachem, czy raczej g��bokim szacunkiem, zmieszanym z nieokre�lon� obaw�. Szed�em do jego gabinetu z dusz� na ramieniu. - Dzie� dobry - powiedzia� po angielsku wysoki i szczup�y m�czyzna siedz�cy za biurkiem. - Dzie� dobry, panie dyrektorze. - Nauczycielka poinstruowa�a mnie, jak mam si� zachowa�. Nadal sta�em patrz�c m�czy�nie prosto w oczy. Stara�em si� nada� twarzy wygl�d spokojny i pe�en oddania. - Siadaj. - Wskaza� stoj�ce obok krzes�o. Usiad�em na brzegu. - Nauczyciel angielskiego, pan Thrueblood twierdzi, �e robisz zadziwiaj�ce post�py. Testy ujawni�y twoje wyj�tkowe zdolno�ci lingwistyczne, m�ody cz�owieku. - Przerwa� i zapali� bardzo grubego br�zowego papierosa. Dotychczas nie widzia�em, aby ktokolwiek pali� w Ameryce, ale uzna�em, �e musi to by� dyrektorski przywilej. - Po naradzie z panem Thrueblood postanowili�my nauczy� ci� jeszcze jednego j�zyka. A raczej pozwoli� ci, by� sam si� go nauczy�. Za trzy dni ko�czysz normalny cykl szkolenia. Ale zamiast rozpocz�� przyuczenie zawodowe otrzymasz wielk� szans�. Spotkasz si� z pani� Veriten. Ona ci troch� pomo�e. Je�eli wam si� powiedzie, czeka ci� wielka nagroda, m�ody cz�owieku. Do widzenia. - Dyrektor wydmuchn�� chmurk� aromatycznego dymu na po�egnanie. Po trzech dniach rozpocz��em najdziwniejszy okres mojego d�ugoletniego pobytu w Ameryce. Okres nauki j�zyka Obcych. Pani Veriten by�a drobn� staruszk� o nieprawdopodobnie pomarszczonej twarzy. Powiedzia�a mi, co naprawd� dzieje si� w Ameryce. W ci�gu d�ugich popo�udni pozna�em histori� tego kontynentu, jego wielk� tragedi�. W trakcie lekcji, gdy uczy�em si� s��w i zasad j�zyka Obcych, pokazywa�a mi tr�jwymiarowe zdj�cia przedstawiaj�ce drobiazgowy zapis dziej�w Ameryki. Wsp�lnie czytali�my sprawozdania Obcych, dokumenty ich rz�d�w, wertowali�my plany bud�w i schematy urz�dze�. Pozna�em najwi�ksz� tajemnic� naszej planety. Zacz�o si� w po�owie pi�tnastego wieku. Na Ziemi� dotar�a bezza�ogowa sonda kosmiczna. Wesz�a na orbit�, zrobi�a kilka tysi�cy zdj��, a nast�pnie wyl�dowa�a na kontynencie Ameryki P�nocnej, w okolicy Wielkich Jezior. Pobra�a pr�bki gleby, atmosfery i wystartowa�a w powrotn� drog�. Po kilkunastu miesi�cach na orbicie pojawi� si� za�ogowy statek mi�dzygwiezdny. Wyl�dowa� tam gdzie przedtem l�dowa�a sonda. Miedzianosk�rzy mieszka�cy tych ziem przywitali Obcych jak bog�w. Nawi�zano kontakt, wymieniono dary. Przylecia�o kolejnych pi�� rakiet. Gdy jedna z nich podchodzi�a do l�dowania, nast�pi�a katastrofa. Eksplodowa�y zbiorniki paliwa. Przyby�a na miejsce komisja Obcych nie mia�a nawet czego bada�. Ca�e terytorium Ameryki P�nocnej zmieni�o si� w pustyni�. Z ludzi, zwierz�t oraz statk�w Obcych pozosta�o wspomnienie. W�wczas rada planetarna Obcych postanowi�a z niezbyt dla nas zrozumia�ych wzgl�d�w zachowa� wypadek w tajemnicy. Mo�e chodzi�o o zachowanie w�adzy politycznej na planecie Obcych, mo�e za� o zatajenie katastrofy przed innymi cywilizacjami. Pani Veriten s�dzi�a, �e mog�a to by� inicjatywa przedsi�biorstwa produkuj�cego statki kosmiczne. Dosy� na tym, �e Obcy powo�ali koncern do rozwi�zania problemu. Wtedy powsta�a America Incorporation. Opracowano program rekultywacji fauny i flory, sprowadzenia osadnik�w z s�siedniego kontynentu, odbudowy kultury. I wtedy przyp�yn�� Kolumb. Jego trzy statki zosta�y z daleka zauwa�one przez Obcych. Pr�bowali skierowa� je na po�udnie, ale nic z tego nie wysz�o i we wrze�niu 1492 roku Europejczycy po raz pierwszy wyl�dowali na sp�kanej ziemi Ameryki. Byli przera�eni. Spodziewali si� dotrze� do krainy pe�nej z�ota, bogactw i kwiat�w. Zastali pustyni� bez �ladu �ycia. Wypalone s�o�cem piaski, kamieniste pla�e, niezmierzone r�wniny pokryte szcz�tkow� ro�linno�ci�. Pojawili si� Obcy. Podejrzewam, �e w�a�nie wtedy powsta� niesamowity plan mistyfikacji. Obcy dogadali si� z Kolumbem i cz�ci� za�ogi. Tych, co uwa�ali ich za wys�annik�w szatana b�d� nawet za diab��w we w�asnej osobie, Obcy umie�cili w pierwszym powsta�ym na kontynencie hangarze. Do Europy wr�ci� tylko jeden statek ob�adowany z�otem, z wiadomo�ciami, �e odkryto ziemi� obiecan�. Wygl�da na to, �e Kolumb wynegocjowa� ca�kiem niez�e warunki za utrzymanie tajemnicy. I tak plan Obcych zmieni� si� diametralnie. Nie by�o ju� czasu na planowan� odbudow� kontynentu. Zacz�to stawia� hangary, instalowa� maszyny do tworzenia sn�w. Odt�d ka�dy cz�owiek, kt�ry przybywa� do Ameryki, zostawa� u�piony i poddany zahipnotyzowaniu przez olbrzymi� maszyn�. Kolumb i jego za�oga byli jedynymi lud�mi, kt�rzy powr�cili z podr�y do Ameryki bez ingerencji w ich m�zgi. Z tego, co znalaz�em w papierach, ca�a za�oga "Santa Anny" umar�a w pierwszych trzech miesi�cach od chwili powrotu. Kolumb natomiast �y� dalej i stara� si� rozwin�� sw�j interes. Podczas trzeciej podr�y postawi� jednak Obcym warunki nie do przyj�cia nawet dla nich - ��da� wielu ton z�ota, cz�ci ziem Ameryki i udzia�u w posiedzeniach America Incorporation z prawem weta. Sko�czy� w wi�zieniu jako szaleniec. Od tej pory olbrzymie oszustwo Obcych rozrasta�o si� w niespotykanym tempie. W ci�gu stuleci budowano dziesi�tki hangar�w, udoskonalano maszyny sn�w, powsta�y specjalne wydzia�y pisania list�w, odpowiadania na telefony, malowania obraz�w, tworzenia film�w, produkowania maszyn, budowania statk�w. Planowanie tak gigantycznego przedsi�wzi�cia przerasta�o nawet mo�liwo�ci mentalne Obcych. Dlatego ca�o�ci� zajmowa�a si� olbrzymia maszyna steruj�ca wszystkimi wydzia�ami. Poniewa� Obcym potrzebni byli te� zwykli robotnicy, rekrutowano ich spo�r�d ludzi, kt�rzy z r�nych wzgl�d�w nie poddawali si� u�pieniu lub budzili si� w trakcie hipnozy. Wed�ug madame Veriten, w America Inc. pracowa�o ponad dwadzie�cia tysi�cy takich os�b. G��wnie przy obs�udze hangar�w i konserwacji urz�dze�. Mieli lekk� prac�, dwumiesi�czny urlop w jednym z kilku o�rodkow wypoczynkowych i �adnych mo�liwo�ci ucieczki. Reszt� zajmowa�y si� maszyny Obcych. Poniewa� musia�y tworzy� tylko zewn�trzny wizerunek Ameryki, budowa�y tylko te statki, kt�re zawija�y do �wiatowych port�w, malowa�y tylko te obrazy, kt�re musia�y by� wywiezione poza kontynent, pisa�y artyku�y do gazet, kt�re czyta� ca�y �wiat. Wewn�trz by�a iluzja tworzona w umys�ach �pi�cych w hangarach. Przyje�d�ali do Ameryki i wyje�d�ali z niej nawet nie przypuszczaj�c, �e ca�y czas spali na plastykowych p�kach a do ich g��w poprzez dziwne przewody wnika�y zaprogramowane z�udzenia, sztuczne uczucia, widmowe obrazy i zdarzenia, kt�re nigdy nie mia�y miejsca. Wracali do rzeczywistego �wiata i opowiadali o Ameryce, cudownym kraju wolno�ci i swobody. Nauka j�zyka Obcych sz�a mi z wielkimi oporami. S�dzi�em, �e do poznania j�zyka wystarczy pozna� odpowiedni� liczb� s��w i zasady gramatyczne tworzenia zda�. Tymczasem napotka�em barier�, kt�rej nie potrafi�em przeskoczy�. Kultur� Obcych. Madame Veriten t�umaczy�a mi z u�miechem: - Wyobra� sobie, Gaetano, �e jest gdzie� monop�ciowa cywilizacja, kt�ra od�ywia si� za pomoc� fotosyntezy, nie ma naturalnych wrog�w, klimat planety jest �agodny, tak �e niepotrzebne jest schronienie przed zimnem czy deszczem. Cywilizacja ta nie wytworzy zapewne j�zyka, gdy� nie ma takiej potrzeby. Wszystko podano jej na talerzu, nie ma powodu do walk mi�dzy osobnikami, do tworzenia sojuszy przeciwko antagonistom. Ka�dy �yje dla siebie. Taka zbiorowo�� nie wytworzy poj�cia pieni�dza, warto�ci materialnej. Z kolei wyobra� sobie j�zyk stworzony przez cywilizacj�, kt�rej przedstawiciele nie posiadaj� narz�du wzroku. Ich s�ownictwo b�dzie zawiera�o niesko�czenie wiele okre�le� dotykowych, subtelno�ci dotycz�cych zapachu czy smaku. Niezrozumia�e by�yby dla nich nasze poj�cia koloru, perspektywy, odcieni, prawdopodobnie tak�e ruchu i cykliczno�ci. Nie wiem czy porozumienie mi�dzy nami a tak� cywilizacj� by�oby mo�liwe. Na szcz�cie z Obcymi jest inaczej. S� podobni do nas, chocia� znacznie bardziej zaawansowani technicznie. Ich macierzysta planeta by�a nieprzyjazna, pe�na kataklizm�w i rozszala�ych �ywio��w. To spowodowa�o ich techniczn� ekspansj�. Niestety w dziedzinie sztuki, filozofii i kultury s� bardzo zacofani. Mo�e wi��e si� to z ich sfer� seksualn�. - Spojrza�a na mnie niepewnie. - Rozmna�aj� si� przez podzia�. Fizjologicznie obce jest im wi�c poj�cie �mierci. To czyni rozmowy z nimi bardzo trudne. Ucz� si� ich j�zyka ponad 60 lat i nadal wiele s��w jest dla mnie pustym d�wi�kiem. Pracowa�em jednak pilnie i pani Veriten by�a ze mnie zadowolona. Dlaczego akurat mnie przypad� zaszczyt uczenia si� j�zyka Obcych? Po pierwsze, madame Veriten by�a ju� stara i nale�a�o postara� si� o nowego t�umacza. Po drugie, w�r�d obudzonych rzadko zdarza�y si� osoby z talentami lingwistycznymi. Dyrektor ju� zastanawia� si� nad obudzeniem jakiego� m�odego j�zykoznawcy gdy okaza�o si�, �e ja posiadam zdolno�ci w tym kierunku. Postanowiono sprawdzi�, czy dam rad�. Po roku w�ada�em j�zykiem Obcych tak dobrze jak madame Veriten. I wci�� si� uczy�em, rozszyfrowuj�c pisma Obcych, ich ksi��ki i listy. Pami�tam swoje pierwsze spotkanie z Obcym. Nie przebywali stale na Ziemi, przylatywali zwykle dwa razy w roku, aby sprawdzi�, jak funkcjonuje ich system i zabra� materia�y do bada�. Wtedy te� odbywali kr�tkie konferencje z dyrektorem, kt�ry odbiera� od nich szczeg�owe instrukcje, dotycz�ce dalszych przedsi�wzi��. On z kolei informowa� ich o potrzebach America Inc., takich jak planowane po�o�enie kabla telefonicznego mi�dzy Europ� a Ameryk� i przewidywanym w zwi�zku z tym wzro�cie liczby rozm�w mi�dzykontynentalnych czy rozwoju po��cze� lotniczych i konieczno�ci budowy nowego terminalu lotniska. Pierwsze spotkanie, w jakim bra�em udzia�, dotyczy�o wybuchu wojny mi�dzy Niemcami i Austri� a W�ochami i Francj�. Do gabinetu dyrektora wjecha� stalowy w�zek, na kt�rym siedzia�a pod�u�na masa zielonego mi�sa z dwojgiem olbrzymich oczu na samym czubku. Chocia� przedtem widzia�em fotografie Obcych, widok �ywego osobnika sprawia� niesamowite wra�enie. Szybko si� otrz�sn��em i wypowiedzia�em formu�� powitania. Tygodnie s�uchania g�osu Obcych ze specjalnej maszyny odtwarzaj�cej nie posz�y na marne. Rozumia�em prawie wszystko, co m�wi�a zielona, bezkszta�tna istota. Obcy przekazywa� dyrektorowi wiadomo�ci dotycz�ce wzmo�onej aktywno�ci przemys�u America Inc. zwi�zanej z wojn�. Informowa�, kt�re hangary zawieraj� ludzi dawno uwa�anych za umar�ych, a wi�c nadaj�cych si�, po przeprogramowaniu przez centraln� maszyn� sn�w, do u�ycia jako �o�nierze w spodziewanym konflikcie. Spotkanie zako�czy�o si� po godzinie i Obcy wyjecha� z pokoju. Dyrektor by� ze mnie zadowolony. Madame Veriten, obecna przy spotkaniu ani razu nie musia�a mi pomaga�. Sta�em si� oficjalnym t�umaczem America Inc. Pocz�tkowo z pomoc� madame Veriten, a potem samodzielnie, przez nast�pne pi��dziesi�t pi�� lat po�redniczy�em w kontaktach mi�dzy dyrektorem a Obcymi i uczy�em kilku ludzi j�zyka Obcych. By�em �wiadkiem olbrzymiego post�pu technologicznego ludzko�ci w du�ej mierze inspirowanego przez Obcych. Powstania rakiet, komputer�w, bomby atomowej, samolot�w odrzutowych, telewizji i tysi�cy drobnych wynalazk�w u�atwiaj�cych �ycie. Pozna�em wszystkie o�rodki wypoczynkowe korporacji, �owi�em ryby w Pacyfiku, zdobywa�em niedost�pne szczyty g�r. By�em dwa razy �onaty, mia�em syna, kt�ry pracowa� teraz w jednym z o�rodk�w informatycznych, zajmuj�cych si� opracowywaniem raport�w statystycznych. Widzia�em niesamowity rozrost gigantycznego oszustwa, jakim by�a America Inc. Tysi�ce hangar�w ci�gn�o si� po horyzont, codziennie przybywa�o do Ameryki ponad 200 tys. os�b i tyle samo odje�d�a�o. Centralny komputer, tworz�cy sny dla nich sny, a tak�e dla oko�o 30 milion�w ludzi �pi�cych w hangarach, musia� by� w ci�gu ostatnich 40 lat dwukrotnie przebudowywany, aby sprosta� zadaniu. Wydawali�my dziennie dziesi�tki gazet , fa�szowali�my ponad milion rozm�w telefonicznych i ponad trzy razy tyle list�w. Komputery produkowa�y dziesi�� film�w na tydzie�, pisa�y dwadzie�cia ksi��ek, budowa�y jeden statek tygodniowo, jeden samolot co trzy tygodnie, tworzy�y tysi�ce zdj�� nie istniej�cych budynk�w, os�b, ogrod�w zoologiczych, samochod�w, festyn�w, wystaw i katastrof. Sporz�dzano sprawozdania telewizyjne z konferencji, mecz�w sportowych, kt�re nigdy nie mia�y miejsca. Przygotowywano maj�ce si� nigdy nie odby� wybory, organizowano zagraniczne wizyty zahipnotyzowanych oficjeli, przyjmowano polityk�w z ca�ego �wiata, kt�rzy �nili swoje misje w specjalnym hangarze dla VIP-�w. To niesamowite, �e nikt na �wiecie nie spostrzeg�, �e Ameryka jest gigantycznym oszustwem. Dlaczego nikt dotychczas nie przejrza� tej gry, nie zacz�� si� czego� domy�la�, nie trafi� na �lad? Przez lata pracy powoli zacz��em odnajdywa� odpowied�. Oszustwo by�o doskona�e! W systemie nie by�o luk, �adnych sprzeczno�ci, niedoci�gni��. Rozw�j America Inc. przebiega� harmonijnie i proporcjonalnie do potrzeb. Komputery kieruj�ce korporacj� by�y nieomylne, niezawodne i gotowe do spe�nienia ka�dego polecenia programu steruj�cego. Ka�dego cz�owieka, kt�ry poznawa� prawd�, pozbawiano mo�liwo�ci opuszczenia kontynentu, wi�c automatycznie przestawa� by� zagro�eniem, a nawet wykonywa� u�yteczn� prac� na rzecz korporacji. Stawa�em si� coraz wa�niejszym trybem w tej olbrzymiej maszynie. Funkcja t�umacza okazywa�a si� z czasem bardzo istotna. Dyrektor zacz�� si� mnie radzi� w r�nych sprawach, z biegiem czasu w coraz bardziej powa�nych. By� osob� samotn�, izoluj�c� si� od innych i ta samotna odpowiedzialno�� ci��y�a mu ogromnie. Dzi�ki niemu pozna�em wiele tajemnic korporacji. Dowiedzia�em si�, �e o�rodki wypoczynkowe istnia�y tylko w g�owach ludzi i w pami�ci komputer�w. Pobyt w nich by� jedynie z�udzeniem, senn� mar�, kt�r� �nili�my le��c w hangarach. Pami�tam, �e wtedy nasz�y mnie pierwsze w�tpliwo�ci co do dalszego uczestnictwa w pracy na rzecz korporacji. Skoro prawie wszystko by�o oszustwem, iluzj�, jaki sens mia�o dzia�anie? Pami�tam d�ugie spory z dyrektorem. Twierdzi�, �e nie ma r�nicy mi�dzy urojonym wspomnieniem a prze�yciem rzeczywistym. - Czy mo�esz rozr�ni� te dwie rzeczy bez mojej pomocy? Czy potrafisz oddzieli� w swojej pami�ci prawd� od prawdy pozornej? Prawdziwe wspomnienia dotycz� zdarze� i rzeczy istniej�cych, a te wszczepione nie. Lecz co z tymi wspomnieniami, kt�re powsta�y w samotno�ci, gdzie� daleko, w miejscu, kt�rego ju� nigdy nie odwiedzisz? Jak rozpoznasz ich status, je�eli jedynym weryfikatorem jest twoja pami��? A inne wspomnienia, jak je rozr�nisz, je�eli mo�na tak�e fa�szowa� pami�� tych, kt�rzy wed�ug ciebie byli �wiadkami minionych zdarze�? Nawet w umys�ach nieska�onych hipnoz� wspomnienia z biegiem czasu zacieraj� si� i deformuj�. Niekt�re fakty znikaj� z naszej pami�ci bezpowrotnie, inne zmieniaj� znaczenie. Kolory staj� si� inne, ulatuj� zapachy, ostre kontury przys�ania mg�a lat. W labiryntach wspomnie� s�owo prawda jako co� bezwzgl�dnego, co� podlegaj�cego absolutnej weryfikacji, zatraca racj� bytu. Pami�� zawiera tysi�ce wydarze� nie daj�cych si� potwierdzi� w sensowny spos�b. Czy to oznacza, �e prawda o nich nie istnieje? Jak wybrniesz z tych meandr�w logiki, Gaetano? Gdzie odnajdziesz t� "prawd�", o kt�r� walczysz? W takich chwilach czu�em si� bezradny wobec rzeczywisto�ci. Ucieka�em w krain� ksi��ek, szukaj�c zapomnienia po�r�d kartek wype�nionych tysi�cami historii, dramat�w i chwil szcz�cia. Oddala�em si� od �wiata, brn�c w wymy�lone fabu�y i przygody, z kt�rych wiele rozgrywa�o si� tu, w Ameryce. Z czasem jednak powr�ci�em do wycieczek na wybrze�e b�d� w g�ry, cho� �wiadomo�� ich nierealno�ci psu�a mi przyjemno��. Wiele razy korci�o mnie, aby zniszczy� wspania�y mechanizm Obcych. Rano, gdy nie musia�em wcze�nie wstawa�, le��c z zamkni�tymi oczami wymy�la�em sposoby na ujawnienie �wiatu prawdy o Ameryce. Powstawa�y plany, od zupe�nie poronionych i nielogicznych a� po ca�kiem przebieg�e, kalkulacje, maj�ce moim zdaniem, szanse powodzenia. Najprostszym wyj�ciem by�oby uszkodzenie centralnego komputera. Mia� on wiele system�w zabezpiecze�, awaryjne zasilanie, zdublowane kana�y ��czno�ci, wymy�li�em jednak spos�b, jak zmyli� czujne stra�e i spowodowa� b��dy w dzia�aniu supermaszyny. Poniewa� program aktualizowa� si� na podstawie �r�de� zewn�trznej informacji, nale�a�o zafa�szowa� ten kana�. O ile system zbierania danych by� nies�ychanie rozbudowany, to jego wra�liwo�� na zak��cenia by�a spora. Co kilkana�cie minut do centrali informacyjnej przychodzi�y aktualne dane z teleks�w, telefon�w, gazet, telewizji, radia i korespondencji listownej. Wi�kszo�� z nich pochodzi�a ze �wiatowych agencji informacyjnych jak Reuter czy AFP, ale America Inc. posiada�a tak�e w�asn� sie�, z�o�on� z korespondent�w zagranicznych. Nie mieli oni poj�cia o istnieniu korporacji i pracowali jak uczciwi dziennikarze we wszystkich rejonach kuli ziemskiej, przesy�aj�c informacje do pozornych gazet i nie istniej�cych agencji, takich jak CNN czy ABC (nie m�wi�c ju� o CIA czy NSA). Gdybym uderzy� w to miejsce, mia�bym szanse powodzenia. Zacz��em cz�ciej o tym my�le� i pewnego razu zredagowa�em korespondencj� o nie istniej�cym klubie hokejowym Pistols Rangers. Wprowadzi�em j� do kana�u informacyjnego i nast�pnego dnia w jednym z dzia��w sportowych nowojorskiej gazety znalaz�em sprawozdanie z meczu Dragon's L.A. z... Pistols Rangers. Dok�adnie w takiej formie, jak� przekaza�em centralnemu komputerowi. Niewinna zabawa stawa�a si� powa�n� gr�. Po tygodniu ponowi�em pr�b�, tym razem z wymy�lon� kr�low� Czech. Siedzia�em w�a�nie nad stosem depesz agencyjnych, staraj�c si� odnale�� sfa�szowan� wiadomo��, gdy rozleg�o si� pukanie do drzwi. Dyrektor wpad� tylko na chwil�, aby zobaczy�, czy nie mam troch� wolnego czasu na parti� szach�w. Spojrza� na roz�o�one na biurku papiery i nagle u�miechn�� si�. - Wiele lat temu pr�bowa�em bawi� si� w ten sam spos�b. Tylko, �e ja zaj��em si� radiem. Dzi�ki w�adzy, jak� ju� wtedy posiada�em, wyemitowa�em audycj� o naje�dzie Obcych na nasz �wiat. �aden system nie jest doskona�y, s� tylko takie, w kt�rych nikt nie odkry� luki. Wydawa�o mi si�, �e znalaz�em jedn� z mo�liwo�ci oszukania komputera. I w�wczas, gdy by�em o krok od sukcesu, zda�em sobie spraw� z dw�ch rzeczy. Po pierwsze, Ameryka istnieje. Mo�e nie ma Empire State Building, Golden Gate czy Hollywood, ale ten kraj znalaz� miejsce w umys�ach i sercach miliard�w ludzi. Wierz� w nasz� magi�, kuglarskie sztuczki, zwodnicze czary. Widmowy przemys� zintegrowa� si� nierozerwalnie z ekonomik� �wiatow�, nasze si�y zbrojne s� podstaw� �adu politycznego, z�udne istnienie Ameryki nadaje sens milionom ludzkich poczyna�. Czy m�g�by� powiedzie� �o�nierzowi, kt�ry sta� si� inwalid� walcz�c o wolno�� Ameryki, �e walczy� o mira�, o senn� u�ud�? Czy by�by� w stanie spojrze� w oczy milionom obudzonych i o�wiadczy�, �e ca�y ich dotychczasowy �wiat to tylko sny? �e ich troski i rado�ci to impulsy elektryczne? �e b�l, kt�ry musieli znosi�, �e mi�osne uniesienia to bzdura, oszustwo i mistyfikacja? Dop�ki �pi� nie�wiadomi w naszych hangarach wszystko jest w porz�dku. �ni�, czuj�c i prze�ywaj�c to wszystko, co niesie prawdziwe �ycie. Gdy si� obudz�, czeka ich tragedia. Czy tego chcesz? A wi�c wiedzia�. Spu�ci�em wzrok. Ka�de jego s�owo niszczy�o moje poj�cia uczciwo�ci i prawdy. Definicje zagubi�y si� po�r�d g�szczu motyw�w, skutk�w, wyja�nie� i k�amstw. Skierowa� si� do wyj�cia, ale przed drzwiami obr�ci� si� i powiedzia� cicho: - Wiesz co sta�o si� jeszcze tego wieczora ? W chwili, gdy by�em o krok od zdemaskowania Ameryki, gdy mia�em ujawni� wszystkim gigantyczne oszustwo, nagle m�j mikrofon przesta� dzia�a�. Wtedy us�ysza�em sw�j w�asny g�os oznajmiaj�cy �wiatu, �e audycja by�a tylko �artem, �miesznym wybrykiem reportera radiowego. W�wczas poj��em drug� prawd� o Ameryce. Tego systemu nie mo�na wywie�� w pole, oszuka�, zniewoli�. Od pocz�tku kontrolowa� moje poczynania, od pierwszej chwili czuwa� nade mn�. Dopu�ci� mnie do samego fina�u i tam zada� decyduj�cy cios. Upokorzy� mnie celowo, aby zniszczy� we mnie resztki oporu, abym nigdy ju� nie spr�bowa�. I tak si� sta�o. Zamkn�� drzwi, a ja nieruchomo siedzia�em w fotelu. Dawno ju� zapad� zmrok, dym z cygar dyrektora bez �ladu rozp�yn�� si� w�r�d ciemno�ci, gdy wsta�em i zgarn��em z biurka stos gazet. Wrzuci�em je do kosza na �mieci, razem ze swoj� g�upot�. To wszystko. Wiele lat s�u�y�em jeszcze korporacji jako t�umacz. Widzia�em loty kosmiczne, budow� pierwszej bazy na Ksi�ycu, ekspedycj� na Marsa. By�em �wiadkiem nies�ychanej ekspansji technicznej cz�owieka. Przodowa� w tym wci�� jeden kraj - Ameryka. Byli�my w pierwszym szeregu. Zawsze najsilniejsi, najodwa�niejsi, najbardziej nowatorscy. My�l�, �e to Ameryka by�a motorem zmian, jakich zakosztowa�a ludzko�� podczas ostatnich 200 lat. Historia staro�ytnych cywilizacjii uczy, �e zawsze po okresie rozkwitu nast�powa�a stagnacja i regres. Mam nadziej�, �e korporacja b�dzie tym czynnikiem, kt�ry powstrzyma upadek wsp�czesnej kultury. �e zapas wiedzy Obcych starczy na dalsze nap�dzanie maszyny, kt�rej na imi� nauka. Wreszcie i na mnie przyszed� czas. By�em ju� stary. Zast�powa� mnie m�ody ch�opak, kilkunastoletni Du�czyk. By�em dla niego tym, kim by�a kiedy� dla mnie madame Veriten. Uczy�em go j�zyka Obcych, ich dziwacznego sposobu widzenia �wiata, pojmowania ludzkiej egzystencji, �mierci, wieczno�ci. By� poj�tnym uczniem, czu�em jak narasta w nim pewno�� tego, co robi. Za to rzadziej i coraz mniej ch�tnie bra�em udzia� w konferencjach z Obcymi. Nowy dyrektor (m�j przyjaciel umar� kilka lat temu) patrzy� na mnie jak na prze�ytek starej epoki. Wreszcie sam poprosi�em o emerytur� motywuj�c to stanem zdrowia i ch�ci� odpoczynku. Jorgen, m�j m�ody ucze�, znakomicie dawa� sobie rad�, wiedzia�em, �e niczego nie potrafi� go ju� nauczy�. Pragn��em odpoczynku, samotno�ci. Chcia�em by� poza wirem wydarze�, poza karuzel� �ycia. Ostatnie chwile zamierza�em sp�dzi� w absolutnym odosobnieniu, po�r�d martwych ska�, gdzie m�g�bym sam na sam zmierzy� si� z pami�ci�, ze wspomnieniami, podsumowa� swoje d�ugie �ycie i odej�� w uporz�dkowany spos�b, Bez po�piechu, ale i bez oci�gania. Z ca�� �wiadomo�ci� odsun�� si� od egzystencji w mrok wiecznego zapomnienia. Teraz przemierzam kosmiczn� pustk� kieruj�c si� w stron� Sette - ma�ej planetoidy maj�cej stanowi� moje do�ywotnie dobrowolne wygnanie. Mijam tysi�ce mil sze�ciennych nico�ci, dziesi�tki bladych ksi�yc�w, czaj�cych si� po�r�d czerni. Czuj� moleku�y przeszywaj�ce mnie w swoim �lepym p�dzie znik�d ku niczemu. Patrz� na miliony gwiazd zatopionych w oceanie aksamitu, na odleg�e �wiaty planet, b�yszcz�ce spokojnym blaskiem, na delikatne smugi mg�awic rozci�gni�te w pr�ni i zastanawiam si�, czy jest mo�liwe, by i to by�o jedynie z�udzeniem?