5282
Szczegóły |
Tytuł |
5282 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5282 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOE MURPHY
wyniesienie Psocz�eka
Psy! Wi�cej ni� Dziewi�ty Czerwony Paluch widzia� przez te czterdzie�ci lat,
kt�re prze�y� na p�askowy�u Triad, mo�e nawet wi�cej ni� jest gwiazd na niebie.
Zape�ni�y ca�� polan�. Wyroi�y si� obok niego wszystkie mo�liwe ma�ci - br�zowe,
czarne, p�owe, rude. Z ich sk�rzanych masek na grzbiety opada�y pi�rka i
uwi�zane rzemieniami str�czki.
Zakot�owa�o si� w nim zaskoczenie i l�k. Uni�s� lask� do ciosu, ale �aden pies
nie zaatakowa�. Przemkn�y z prawej i z lewej, wype�niaj�c polan� tylko na
chwil�, by ponownie znikn�� w krzakach.
Sta� w�r�d ciszy, dysz�c, wdychaj�c tak wiele zapach�w w�r�d py�u, �e nie m�g�
ich wszystkich rozr�ni�. Mia� wra�enie, �e kolano go nie utrzyma, i wspar� si�
ci�ko na swoich kosturach. Na ziemi� pada� matowoczerwony blask. Zwr�ci� twarz
w stron� zachodz�cego s�o�ca. S�o�ce by�o ostatnim znanym imieniem boga -
wszystkie inne zosta�y zapomniane.
- C� mi pokaza�e�?
Oczy zw�zi�y si�, by zogniskowa� si� na poruszeniu w pomara�czowoczerwonym
�wietle. Rozdzieli�o si� ono w dwie czarne plamy, a te uros�y w sylwetki ludzi.
Jedna by�a wysoka i chuda, podobnie jak on sam, druga nieco ni�sza i
niepozbawiona pewnej gracji w ruchach.
Na polan� weszli m�czyzna i kobieta, ubrani w bia�e koszule i szorty,
przeplatane czerwieni� i zieleni�, cho� ich twarze pozostawa�y w cieniu.
Najpierw podesz�a ona: jej rytm, delikatne ruchy ramion, mi�kkie falowanie
bioder powiedzia�y mu, kto to. Jak wtedy zak�u�o go w piersiach, a� oczy
wype�ni�y si� �zami. Jej g�os przeni�s� si� w suchym powietrzu i wys�a� jego
umys� w przesz�o��, w pow�d� wspomnie�.
- Ojcze, przysz�am zabra� ci� do domu - powiedzia�a.
Dziewi�ty Czerwony Paluch zapatrzy� si� na ni�. Po jakim� czasie uni�s� d�o� dla
os�ony przed ra��cym s�o�cem. Tak trudno by�o widzie� j� i tylko j� sam�. By�a
jak jaki� artefakt praprzodk�w, maszyna, kt�rej nazwa zagin�a w niepami�ci, a
kt�ra pozwala�a ludziom ujrze� sceny z odleg�ej przesz�o�ci. Te ciemne oczy, w
kt�re si� wpatrywa�, tak naprawd� nale�a�y do jej matki. Jej poza - wyprostowane
plecy, r�ce ciasno wzd�u� bok�w - te� by�a znajoma. Jej matka, jego �ona, Si�dma
Szkar�atna D�o� stawa�a tak samo.
Czy m�g� przyjrze� si� lepiej? Wejrze� g��biej? Czy m�g�, patrz�c w ni�,
dostrzec matk� jej matki? Czy m�g� tak podr�owa� spojrzeniem wstecz, przed
w�asn� ha�b�, przed nadej�cie Mamou i budow� Mostu Nieba? A mo�e jeszcze dalej,
w czasy, gdy jego przodkowie sami stworzyli takie rzeczy i wyruszyli w podr�
poza zasi�g wzroku Boga?
Jedno by�o pewne - nie dostrzega� nawet odrobiny przysz�o�ci. Wszystko ko�czy�o
si� na opadaj�cych liniach jej ust i pa�mie siwizny we w�osach. Jej dzieci b�d�
go pami�ta� tylko jako legendarnego nieudacznika, bez poj�cia o jego prawdziwym
rytmie. Nigdy nie zata�cz� jego wspomnienia.
- Jeste� pewna, �e to naprawd� on? - zapyta� stoj�cy za ni� m�czyzna.
Zby�a pytanie mi�kkim gestem.
Dziewi�ty Czerwony Paluch u�wiadomi� sobie, �e tamten by� jej m�em, ale sta� za
ni� i godzi� si� na jej milczenie. W jej manierach nie by�o szacunku - c� sta�o
si� u nich z obyczajami, �e mog�a sobie na co� takiego pozwoli�? Dziewi�ty
Czerwony Paluch zapragn�� przyjrze� si� temu m�czy�nie. Zamiast tego jednak
odwr�ci� si� i ruszy� w kierunku swojego domostwa.
Nagle tamten zawo�a�:
- Dziewi�ty Czerwony Paluch! Nie odchod� jeszcze, prosz�! Musimy porozmawia�!
Obr�ci� si� i wbi� w nich spojrzenie. Teraz m�czyzna sta� obok kobiety.
Dziewi�ty Czerwony Paluch uni�s� lew� lask� i przy�o�y� j� do gard�a tamtego.
Odwa�ny m�czyzna nie pozwoli�by tak si� potraktowa�. Ten ani drgn��.
Dziewi�ty Czerwony Paluch zapyta�:
- A kim�e jeste� ty, by okrzykn�� m� ha�b�?
Jego c�rka odrzek�a:
- To Pierwszy ��te Ucho, m�j m��, syn naszego wodza. Przyjdzie dzie�, �e to on
b�dzie wodzem. Czy i teraz nie porozmawiasz ze mn�, ojcze?
Powoli opu�ci� lask�.
- Dla �adnego z was nie istniej�. Powinni�cie siedzie� w domu, a nie ugania� si�
za duchami.
- Zn�w zacz�� i��. Nikt si� nie odezwa�, a� dotarli do jego sza�asu z trzech
dr�g�w pokrytych rozmaitymi sk�rami. Dziewi�ty Czerwony Paluch usiad� przed
paleniskiem i zapatrzy� si� w popio�y ogniska. Pozosta�a dw�jka przykucn�a po
drugiej stronie u�o�onego z kamieni kr�gu.
C�rka, Trzecia Fio�kowe Gard�o, zapyta�a:
- Przypomnia�e� ju� sobie?
W popiele nie by�o �adnych odpowiedzi, ale Dziewi�ty Czerwony Paluch zajrza�
teraz g��biej.
- Pami�tam czworonogich Mamou, popisuj�cych si� przed nami swoimi wielkimi
rozmiarami, ich sk�ry br�zowe i wygolone, ozdobione srebrnymi artefaktami.
Pami�tam ich przechwa�ki, �e to oni pierwsi zbudowali most z ziemi do nieba. To
czyni�o z nich bog�w, tak m�wili. Pami�tam, �e zaprzeczy�em.
Teraz zapyta� m�czyzna:
- A pami�tasz Spi�oblaska?
Dziewi�ty Czerwony Paluch ko�ysa� si� w rytmie odleg�ej przesz�o�ci.
- On tam by�, by� tam. Zapl�t� swe metalowe r�ce na piersi, z wielkich uszu
zwisa� mu bitewny or�. Pami�tam, jak si� �mia�, gdy powiedzia�em, �e most
niczego nie dowodzi. I jak sam chwali�em si�, �e m�g�bym si� wspi�� na tak�
wie��.
- I co sta�o si� potem? - G�os Trzeciej Fio�kowe Gard�o okaza� si� r�wnie
mi�kki, r�wnie pe�en nadziei, jak g�os jej matki.
- Pami�tam metal Mostu Nieba mro��cy moje d�onie. �miech Mamou i milczenie ludu.
- Ukry� twarz w d�oniach, pr�buj�c powstrzyma� szloch. - Potem obudzi�em si� i
wszyscy byli wok� mnie. Twoja matka p�aka�a. Straszliwy b�l tam, gdzie przedtem
mia�em nog�. Ja... przynios�em tak potworn� ha�b�. To moja pora�ka, a nie most,
uczyni�a z Mamou bog�w.
- Pami�tasz, co si� sta�o w wie�y? - G�os Trzeciej Fio�kowe Gard�o wypali� obraz
twarzy jej matki w ciemno�ciach pod jego powiekami.
- Nie. Tego nie odzyska�em.
- Mo�e nie wystarczy� - mrukn�� Pierwszy ��te Ucho.
- Mamou za��dali trybutu - wyja�ni�a. - Zapowiadaj� wielk� katastrof�. ��daj�
ofiar, je�li maj� ocali� lud.
- Jeszcze nigdy tego nie robili - doda� jej m��. - �yli�my z ich wiecznymi
przechwa�kami, bo zyskiwali�my na wymianie. Teraz zapowiadaj� koniec ca�ego
ludu. Wszyscy si� boj�.
- Wodza obezw�adni� strach, ale Pierwszego ��te Ucho nie - powiedzia�a.
- Ja te� pr�bowa�em wspi�� si� na wie��. - M�czyzna wypi�� pier�.
- Ale mojego m�a nie chcieli do niej dopu�ci�.
- Pobili mnie i wszystkich tych, kt�rzy mnie poparli. Mamou u�yli swoich
srebrnych d�oni i tr�b, nie uciekaj�c si� do or�a bitewnego, jakby�my byli
niegodni. Jakby�my byli psami.
Oboje zamilkli na d�u�sz� chwil�. W ko�cu Dziewi�ty Czerwony Paluch uni�s�
spojrzenie na m�czyzn�.
- Czy tw�j ojciec by� �wiadkiem twojego poha�bienia? Wygnano ci� tak jak mnie?
- Tym razem wszyscy s� zjednoczeni - powiedzia�a jego c�rka, zanim tamten zd��y�
si� odezwa�. - Jeste�my gotowi i wkr�tce zdob�dziemy wie�� dla siebie. Jeste�my
liczniejsi od Mamou i je�li zdo�amy wedrze� si� do wie�y, nie o�miel� si� u�y�
promieni bojowych.
- Potrzebny nam tylko przewodnik. - Pierwszy ��te Ucho patrzy� na niego
uwa�nie.
- Kto�, kto wie, czego si� spodziewa�. - Oczy c�rki l�ni�y w zachodz�cym s�o�cu.
Dziewi�ty Czerwony Paluch milcza�, obserwuj�c tylko swoj� c�rk�. Pami�ta�
dok�adnie taki sam b�ysk w jej oczach o�wietlonych lamp� w sza�asie. Matka
trzyma�a j� wtedy, zawini�t� dla ciep�a i ochrony w chust� utkan� specjalnie na
jej narodziny. Przez otwarte drzwi do �rodka dostawa� si� lekki wietrzyk,
nios�cy �lad woni Mamou. Pami�ta� jej d�onie, takie malutkie, zaci�ni�te w
pi�ci. Zamruga�. Nie potrafi� ujrze� kobiety, kt�ra teraz przed nim si�
znajdowa�a, lecz tylko wspomnienia - to, czym by�a niegdy�.
By� mo�e nie by� w stanie jej dostrzec, bo sam ju� nie istnia�. Nawet teraz �yli
w odr�bnych �wiatach - o to zadbali Mamou. Nie m�g� wi�c wr�ci�, gdy� miejsce, z
kt�rego pochodzi�, zmieni�o si� do tego stopnia, �e przesta�o w�a�ciwie by� jego
miejscem. Tych dwoje przed nim pochodzi�o z innego, nowego miejsca, wi�c sami
byli mu obcy.
- Ogrzejcie si� przy moim ognisku - powiedzia� im tak, jak zwr�ci�by si� do
ka�dego obcego. - Rano jednak musicie odej��.
Wtedy jego c�rka przygryz�a warg� - tego nigdy nie robi�a jej matka. Jej m��
zachmurzy� si� i opu�ci� d�o� do no�a przy pasie. Dziewi�ty Czerwony Paluch
zignorowa� ich i d�wign�� si� w g�r�, opieraj�c si� ci�ko na laskach. Odwr�ci�
si� od nich i ruszy� do sza�asu, cho� wci�� jeszcze nie przysz�y nocne wiatry i
by�o bardzo gor�co.
- Si�dma Szkar�atna D�o� wci�� �yje - szepn�a jego c�rka. - Mamou zabrali matk�
do wie�y.
Niemal si� potkn��. Gdyby nie brak si�y, skruszy�by laski w d�oniach. Patrzy� w
pylist� ciemno�� wewn�trz sza�asu, czuj�c zapach w�asnego potu, widz�c duchy
tam, gdzie ich nie by�o.
- Ducha to nie obchodzi. - Wszed� do �rodka i zas�oni� wej�cie sk�r� z �osia.
D�ugo le�a� na pos�aniu z futer, usi�uj�c nie pods�uchiwa� cichych rozm�w
przybyszy. Pot zalewa� mu oczy, wi�c obr�ci� si� na bok i spr�bowa� zasn��.
Wreszcie przyszed� nocny wiatr, ale nie przyni�s� ulgi - jego powiew ni�s� inny
rodzaj ch�odu, kt�ry przez dr��c� kostk� i udo wkrad� si� do tego mrocznego
miejsca w jego duszy. To by�o nie ca�kiem wspomnienie - tylko zimno, bez
zapach�w czy obraz�w, a rytm puls�w b�lu by� jego w�asny.
Gdy ju� ucich�y g�osy na zewn�trz, a wiatr poni�s� w dal nawet dym ich ogniska,
podni�s� si�, odnalaz� laski i wyszed� z sza�asu. Prawdziwy duch potrafi by�
bezszelestny. Oboje nawet nie drgn�li, gdy szed� obok nich w mrok. Zanim dotar�
do polany, wiatr os�ab�, a w �wietle ksi�yca cienie kar�owatych sosen wygl�da�y
jak szpony.
Tak mocno uderza� laskami o ziemi�, �e teraz bola�y go nadgarstki. Poku�tyka�
naprz�d, uni�s� ramiona i zacz�� ta�czy�. Z pocz�tku nie m�g� uchwyci� rytmu,
mi�nie by�y tak sztywne jak jego kosturki. Wirowa�, klekota� laskami i pr�bowa�
nie my�le� o �onie. Jak Si�dma Szkar�atna D�o� kocha�a jego taniec! Siedz�c
przed krosnem nuci�a cicho g�osem niemal tak s�odkim jak g�os jej c�rki. Jej
oczy l�ni�y, palce �miga�y w�r�d nici. Czarne oczy, jak jego w�asne, jak oczy
wszystkich z jego ludu, jak te, w kt�re teraz patrzy�...
Dziewi�ty Czerwony Paluch opu�ci� laski i przyjrza� si� dok�adniej cieniowi,
kt�ry go obserwowa�. Wiatr poruszy� sosenkami i cie� si� przesun��. To by� pies
- ten, kt�ry czasami patrzy� na jego ta�ce. Podszed� teraz powoli, z jedn�
zadni� �ap� podkulon�, jakby mia� tam zastarza�� ran�. Kiedy� nazwa� go
Tr�jnogim. Teraz Tr�jnogi sta� tak blisko, �e Dziewi�ty Czerwony Paluch widzia�
siwe �atki na ods�oni�tych przez mask� cz�ciach pyska. Do szcz�k maski
przymocowano zaostrzone niczym dodatkowe k�y ptasie ko�ci. Wok� uszu zwiesza�y
si� wiotkie czarne i br�zowe pi�ra. W pysku psa co� l�ni�o.
Nagle ogarn�� go zapach mokrego drewna. Zda� sobie spraw�, �e nie poczu� tego
nosem, ale umys�em. Uczucie by�o tak niezwyk�e, �e potrz�sn�� g�ow�. Tr�jnogi
powolutku podchodzi� bli�ej, z nisko opuszczonym �bem, nie przestaj�c patrze�
cz�owiekowi w oczy, a� wreszcie upu�ci� jaki� przedmiot tu� przed nim.
- Przynios�e� co�, co chcesz mi pokaza�?
Tr�jnogi ani drgn��, ale zapach mokrego drewna nasili� si�. Dziewi�ty Czerwony
Paluch opu�ci� si� na laskach i usiad� obok psa, po czym podni�s� przedmiot i
obmaca� jego ch�odny, walcowaty kszta�t.
- To rzecz Mamou. Do zapalania ognia. M�j lud... lud, do kt�rego niegdy�
nale�a�em, wymieni� wiele towar�w na takie zapalarki. Sk�d go masz?
Ukryte za mask� oczy Tr�jnogiego pozosta�y nieprzeniknione. Pies powoli wsta�,
po czym z wielk� rozwag� uni�s� przedni� �ap�, opu�ci� j� i podni�s� drug�.
Wygi�� grzbiet, odskoczy� w bok. Wci�� patrz�c na cz�owieka zn�w uni�s� �ap� i
powt�rzy� wszystkie ruchy. Skoczy� naprz�d, potem w ty�, wreszcie oderwa� obie
przednie �apy od ziemi i zakr�ci� si� w ciasnym k�ku. Dysz�c ci�ko pies uni�s�
na niego wzrok.
Dziewi�ty Czerwony Paluch u�miechn�� si� lekko.
- Ty ta�czysz?
Zapach mokrego drewna tak si� wzm�g�, �e zag�uszy� wszystkie inne wonie.
Tr�jnogi podskoczy� w prz�d i zn�w do ty�u. Ogon zatacza� powolny �uk, a w
sier�ci falowa� rytm.
- Naucz� ci� ta�ca. - Dziewi�ty Czerwony Paluch roze�mia� si� w g�os. -
Wszystkiego, co pami�tam. - Wetkn�� zapalark� za przepask� biodrow� i wsta�.
Jego laski uderzy�y w ziemi�. Jednocze�nie przednie �apy Tr�jnogiego podnios�y
si� i opad�y. Cz�owiek podskoczy�, skoczy� i pies. Gdy Dziewi�ty Czerwony Paluch
uskoczy� w bok, to samo zrobi� Tr�jnogi.
Pies powtarza� jego ruchy, trzymaj�c si� w cieniu, jakie rzuca�o o�wietlone
ksi�ycem w pe�ni cia�o m�czyzny. Czarny cie�, czarny pies, pi�rka przy masce
poruszaj�ce si� jak blade smugi. W zawodz�cym wietrze razem szukali swojego
rytmu.
Jego rytm jednak nie nadchodzi�. Dziewi�ty Czerwony Paluch potkn�� si�. Rytm
zagin��: muzyka duszy, wok� kt�rej owin�y si� podskoki, obroty i skr�ty, tak
jak duch jest otulony cia�em. Zagin�� wtedy, gdy wygnali go ci, kt�rzy nie
chcieli by� �wiadkami jego ha�by.
Dziewi�ty Czerwony Paluch zakr�ci� si�, zaklekota� laskami nad g�ow� i cisn�� je
na ziemi�. Tr�jnogi skoczy� nad nimi, kr�c�c �bem, a� zaterkota�y str�czki
zwieszaj�ce si� z maski. Cz�owiek podni�s� wi�c laski, docisn�� ich ko�ce do
ziemi i skoczy� w �lad za psem. Wirowa� i rytm si� wzm�g�.
Do terkotu lasek doda� sw�j g�os. Nocny wiatr poni�s� wszystkie wci�� pami�tane
�wi�te s�owa; wiedzia�, �e jest bli�ej celu. Teraz czu� sw�j rytm, wzbieraj�cy
wewn�trz jak wielkie �r�d�o, kt�rego wylot kto� przywali� g�azem. Moc kierowa�a
jego ruchami, moc zdolna zepchn�� ten g�az, zdolna unie�� go w pot�nym wyskoku.
Jeszcze nigdy nie by� tak blisko. Prawie. Prawie...
Tr�jnogi okr��y� go i rzuci� si� w prawo, zderzaj�c si� z ciemniejsz� sylwetk�.
Nowo przyby�y nosi� przepi�rcze pi�ra, a jego mask� zdobi�y k��bki kr�liczej
sier�ci. W �wietle ksi�yca zal�ni�y k�y. Wok� zaroi�y si� cienie. Gdy psy
zaatakowa�y, umys� cz�owieka zala� zapach po�amanych kaktus�w.
Tr�jnogi zawy� w furii i zacisn�� szcz�ki na mrocznym udzie. Rzuci� si� na niego
inny pies. Dziewi�ty Czerwony Paluch, uderzony w ty� nogi, zwali� si� na ziemi�.
Na o�lep machn�� praw� lask�, poczu� chrz�st �amanej ko�ci i us�ysza� szczek
b�lu. Przetoczy� si� i machn�� drug� lask�. W jego nagie rami� wbi�y si� pazury,
co� szarpn�o jego warkocz. W �ydce zaton�y k�y i b�l wystrzeli� p�omieniem.
Wypu�ci� laski i spr�bowa� si� skuli�.
Warczenie ps�w zag�usza�o wszystkie inne odg�osy. Co� d�gn�o go w brzuch i
wtedy przypomnia� sobie o zapalarce. Wyrwa� j� zza przepaski, odszukuj�c
kciukiem przycisk. Strzeli� ma�y p�omyk. Szturchn�� nim w psi pysk. Zwierz�
zaskomla�o i poturla�o si� w ciemno��. Dziewi�ty Czerwony Paluch przytkn��
p�omie� do uschni�tej ga��zki. Suche li�cie zatrzeszcza�y, gdy jej rozwidlone
ko�ce stan�y w ogniu.
Machn�� ga��zi� w stron� najbli�szego psa, okopci� jego mask�. Zn�w si�
zamachn��, ale kawa�ek drewna od�ama� si� i p�on�c jasno polecia� w k�p�
wysokiej trawy. Cz�owiek podni�s� si� na kolanie i tym razem podpali� mask� psa,
kt�ry zaatakowa� Tr�jnogiego. W nos uderzy� zapach p�on�cej sier�ci. Krzaki
skwiercza�y, a wiatr podsyca� p�omienie. Kraw�d� polany za nimi sta�a si�
rycz�c� �cian� czerwieni.
Psy odskakiwa�y od p�omieni. Tr�jnogi, warcz�c, podni�s� si� na nogi. Cz�owiek
cisn�� p�on�c� ga��� i ogie� pomkn�� przez kar�owate sosny. Dziewi�ty Czerwony
Paluch k�tem oka zobaczy� odblask p�omieni na laskach. Podpe�z� do nich, czuj�c
na plecach rosn�ce gor�co po�aru.
Tr�jnogi podchodzi� do niego, ci�ko robi�c bokami. Pod postrz�pion� mask�
b�yska�y p�przytomne oczy, sier�� na grzbiecie wci�� by�a naje�ona. Z trzech
stron otacza�y ich p�omienie. W dymie obaj byli duchami.
- T�dy! - krzykn�� Dziewi�ty Czerwony Paluch i poku�tyka� ku ciemno�ci.
Podmuch wiatru podsyci� ogie�, j�zyki czerwieni wplata�y si� w krzewy i traw�.
Zataczaj�c si� wpad� w krzaki, pies tu� przy nim. Napotkali w�skie arroyo i szli
dysz�c i kaszl�c pod wyzieraj�cym zza dymu ksi�ycem. Pies przyspieszy�; gdy
wyprzedza� cz�owieka, w jego oczach migota�y p�omyczki. Nagle zatrzyma� si�,
odwr�ci� i szczekn��.
- Id�, id�! Jestem tu� za tob�.
Szli w d� w�wozu, a za nimi p�omienie rycza�y swe pie�ni. Teren opada� pod jego
laskami. Noc sta�a si� jasna jak dzie�; gdy si� odwr�ci�, mia� wra�enie, �e ca�y
p�askowy� p�onie. Przez chwil� pomy�la� o c�rce. Zastanawia� si�, jak szybko
biega syn wodza.
W po�owie zej�cia z p�askowy�u weszli w rejon g��bokiego cienia. Owion�o go
ch�odne, wilgotne powietrze. Rytm dyszenia Tr�jnogiego by� s�yszalny ponad
odleg�ym po�arem. Dziewi�ty Czerwony Paluch poczu� na sobie spojrzenie psa.
Wyci�gn�� zapalark� i kciukiem przywo�a� p�omie�. Tr�jnogi skuli� si� pod
l�ni�cym, bia�ym kamieniem.
- B�d� uwa�a�. Nie b�j si�. - Jego s�owa te� rozbrzmiewa�y w rytm ci�kiego
oddechu. - Jaskinia? Przyprowadzi�e� mnie do schronienia! Dzi�kuj� ci za to.
Tr�jnogi podszed� ty�em do wlotu jaskini i wszed� do �rodka. Spojrza� na
cz�owieka i uni�s� ogon. W umy�le Dziewi�tego Czerwony Paluch zn�w rozkwit�
zapach wilgotnego drewna. Cz�owiek pozwoli� zapalarce zgasn�� i zacisn��
powieki. Gdy je zn�w otworzy�, jaskinia zdawa�a si� mniej mroczna.
- Teraz mog� i�� za tob�.
Tr�jnogi poprowadzi� go mi�dzy g�azami na pod�odze jaskini. �ciany stawa�y si�
coraz g�adsze, bielsze, zacz�y si� jarzy�, przypominaj�c staremu sadyby ludu
jeszcze na Kotwicowisku. Za zdumiewaj�co prostok�tnym zakr�tem otworzy�a si�
pot�na kawerna. W oddali metalicznie l�ni�y jakie� kszta�ty. W sze�cianach,
ustawionych jeden na drugim w kolumny si�gaj�ce niemal sklepienia, Dziewi�ty
Czerwony Paluch rozpozna� artefakty.
- To �wi�te miejsce. Pami�tam stare opowie�ci. Moi przodkowie zbudowali te
�ciany i uczynili t� jaskini�, by przechowywa� swoj� magi�. Dawno ju� o tym
zapomniano.
Bok Tr�jnogiego czerni� si� od krwi, jego maska by�a poszarpana - k�y z ptasich
ko�ci wisia�y krzywo pod pyskiem. Pies ogl�da� zapalark�. Cz�owiek przykl�k�,
wtedy zwierz� podesz�o bli�ej, bardzo ostro�nie obw�chuj�c artefakt.
Dziewi�ty Czerwony Paluch spojrza� na niego.
- My�la�em, �e to prezent? - Widz�c merdaj�cy ogon, poda� walec na wyci�gni�tej
d�oni. Mo�e pies nie powinien mie� takich rzeczy - pot�ga ognia objawi�a si� tak
wyra�nie tam, na p�askowy�u. Z drugiej strony, to pies przyni�s� mu zapalark�.
Je�li nie potraktuje go honorowo, b�dzie taki jak Mamou. - Je�li chcesz to z
powrotem, prosz� bardzo. - Spojrza� na sufit. - W ko�cu mam tak� sam� w
sza�asie.
Tr�jnogi wzi�� zapalark� w pysk. Uni�s� �eb, wyprostowa� grzbiet, obr�ci� si�
powoli. Dziewi�ty Czerwony Paluch szed� za nim przez labirynt kolumn. Nagle
natkn�li si� na dwa psy o maskach zdobionych pasmami sier�ci i naje�onych
pi�rami preriowych soko��w. Patrzy�y na Tr�jnogiego - z zaskoczenia nadstawi�y
uszu, unios�y ogony. Stary pies ku�tyka� naprz�d, nie maj�c zamiaru stan��, i
tamte dwa zesz�y mu z drogi. Obw�cha�y podejrzliwie laski cz�owieka, ale
pozwoli�y mu przej��.
Tr�jnogi wprowadzi� go na otwart� przestrze�, gdzie wo� ps�w z pocz�tku by�a
niemal obezw�adniaj�ca. By�y wsz�dzie, wyleguj�c si� na bia�ej pod�odze lub na
porozrzucanych sze�ciennych bry�ach. W jednym rogu suka karmi�a swoje ma�e. Jej
maska by�a w nie�adzie, wystrz�piona na brzegach, tam, gdzie ogryza�y j�
szczeni�ta. Dwa wi�ksze, br�zowo-bia�e szczeniaki przeciska�y si� mi�dzy jego
stop� i laskami, patrz�c na cz�owieka z mordkami otwartymi ze zdumienia.
Tr�jnogi osun�� si� na pod�og� i zacz�� wylizywa� swoje rany. Dziewi�ty Czerwony
Paluch ostro�nie usiad� obok zwierz�cia. Troch� dalej kolejna suka cierpliwie
pracowa�a nad mask�, wplataj�c rzemie� z u�yciem z�b�w i d�ugich k��w. Po chwili
podnios�a si�, podesz�a do Tr�jnogiego, obw�cha�a go i przy��czy�a si� do
lizania ran. Podesz�y jeszcze cztery m�odsze psy, dwa z nich bez masek, i
stan�y nad przybyszami.
Mimo si�c�w Dziewi�ty Czerwony Paluch zdo�a� si� u�miechn��.
- Jeste� wodzem w�r�d swoich? To twoje dzieci? Czy zanios� w przysz�o�� taniec
twojej pami�ci? Po mnie nikt nie zata�czy.
�eb Tr�jnogiego uni�s� si� i na cz�owieku spocz�o psie spojrzenie. Zwierz�
cicho zaskomla�o i suka zwi�kszy�a tempo li�ni��. Przez jaki� czas odpoczywali w
ciszy, przerywanej tylko st�umionymi warkni�ciami bawi�cych si� nieopodal
szczeni�t. W ko�cu Tr�jnogi wsta�, a z nim wszystkie psy zgromadzone dooko�a.
Ten ruch by� jak rozprzestrzeniaj�ca si� fala - wkr�tce cz�owieka obserwowa�y
wszystkie psy.
- No dobra. - Dziewi�ty Czerwony Paluch opar� si� o �cian�, by u�atwi� sobie
wstanie. - Jestem starym duchem, ale nie musicie na mnie czeka�. - Tr�jnogi
obr�ci� �eb w ty�, by na niego spojrze�, po czym ruszy� dalej w g��b jaskini.
Cz�owiek wraz z reszt� ps�w pod��y� za nim.
Wydawa�o si�, �e kawerna jest wi�ksza od le��cego nad ni� p�askowy�u. Tylko jego
przodkowie, u�ywaj�c swoich dawno zapomnianych sekret�w, mogli dokona� czego�
takiego. W ko�cu grupa dotar�a do miejsca, w kt�rym pi�trzy�o si� wiele kolumn
zbudowanych z sze�cian�w. Wznosi�y si� one ku mglistej jasno�ci sufitu jaskini i
od zadzierania g�owy rozbola� go kark.
Ogarn�� go zapach mokrego drewna, wi�c zwr�ci� si� ku Tr�jnogiemu. Pies patrzy�
na jedn� z wynios�ych kolumn. Sk�adaj�ce si� na ni� sze�ciany by�y opisane
runami i Dziewi�ty Czerwony Paluch pokr�ci� g�ow�. Takich znak�w nikt ju� teraz
nie potrafi� odczyta�, no, mo�e Mamou. Nikt z jego ludu nie pami�ta� ju�, jak to
robi�.
Zapach drewna wzm�g� si� - wszystkie psy patrzy�y na kolumn�. Zobaczy�, jak
najwy�szy sze�cian zako�ysa� si� lekko, potem mocniej. Psy patrzy�y uporczywie i
wkr�tce ko�ysa�a si� ca�a wie�a. Cz�owiek czu� w uszach walenie t�tna. Mokre
drewno wypar�o z jego umys�u wszelkie inne zapachy. Kolumna run�a. Sze�ciany
spada�y na d� i p�ka�y przy uderzeniu o pod�og�. Doko�a rozsypa�y si� setki
ma�ych cylindr�w.
Cz�owiek patrzy� na psy w oszo�omieniu.
- Macie w�asn�, pot�n� magi�. Bez w�tpienia jeste�cie wielkim plemieniem i
czeka was wspania�e przeznaczenie.
Psy zawy�y, ich zew przetoczy� si� po jaskini i powr�ci� echem. Rzuci�y si�
naprz�d, zbieraj�c rozsypane cylindry. Tr�jnogi tak�e poku�tyka�, by podnie��
jeden z nich. Upu�ci� go przed cz�owiekiem i uni�s� wzrok, rado�nie szczerz�c
z�by.
- To zapalarki.
Dziewi�ty Czerwony Paluch si�gn�� po artefakt i podni�s� go. Przyrz�d, dok�adnie
taki sam jak ten, kt�ry mia� w sza�asie, lekko pob�yskiwa� w d�oni. Ale to
przecie� Mamou je robili, prawda? Kurczowo zacisn�� palce na artefakcie. Czy�by
Mamou odkryli inne, podobne miejsce? Czy�by nawet w tej chwili pl�drowali
sk�adnice pami�tek z przesz�o�ci, sprzedaj�c jego ludowi jego w�asn� przesz�o��
jako swoje magiczne dzie�o?
Cz�owiek prychn�� w�ciekle - takiego gniewu nie czu� od pierwszych dni wygnania.
Mamou byli k�amcami, nie bogami. Cisn�� zapalark�, kt�ra uderzy�a w kraw�d�
rozbitego sze�cianu i sama rozlecia�a si� na kawa�ki. Barwne strz�pki jej
wn�trzno�ci rozsypa�y si� po pod�odze.
Psy skuli�y si� boja�liwie, kilka z obrze�y grupy uciek�o poza zasi�g jego
wzroku. Tr�jnogi z�o�y� sw�j zamaskowany �eb na pod�odze, po czym przewr�ci� si�
na grzbiet, ods�aniaj�c gard�o i brzuch. Cz�owiek patrzy� na le��ce zwierz�,
�ciskaj�c laski tak mocno, �e rozbola�y go palce. W ko�cu zdo�a� prze�kn�� �lin�
i wydusi�:
- Nie, to nie wasza wina. Nie gniewam si� na was.
Ku�tykaj�c podszed�, by podnie�� inn� zapalark�. Wr�ci�, ukl�k� i po�o�y� j�
przed Tr�jnogim.
- Da�a je wam wasza magia. U�ywajcie ich tak, jak widzieli�cie, �e ja ich
u�ywam. Czy�cie to m�drze, bo s� bardzo pot�ne.
Tr�jnogi chwyci� zapalark� pyskiem. Podni�s� si� i poszed� mi�dzy swoich
wsp�plemie�c�w, z g�ow� uniesion� wysoko i ogonem zakr�conym nad pobli�nionym
grzbietem. Inne psy wsta�y i zacz�y zn�w zbiera� zapalarki. Tr�jnogi odda�
swoj� suce, kt�ra wylizywa�a jego rany, a ta przyj�a artefakt z szacunkiem.
Pies w masce powr�ci�, Dziewi�ty Czerwony Paluch "poczu�" te� zn�w jego zapach.
Pies prowadzi� w lewo, dalej w g��b jaskini. Cz�owiek podni�s� si� i ruszy� za
nim. Tym razem nie posz�y za nimi pozosta�e psy.
Dotarli do miejsca, w kt�rym wala�y si� porozrzucane sze�ciany. Wok� pop�kanych
pude� wala�y si� rozsypane srebrne urny. Runy by�y potrzaskane, tym razem
czerwone, a nie czarne, jak na sze�cianach z zapalarkami. Tr�jnogi usiad� i
patrzy� na cz�owieka.
- Takich jeszcze nigdy nie widzia�em, nawet nie s�ysza�em o nich w opowie�ciach.
No, ale przecie� tyle ju� zapomnieli�my. Jestem pewien, �e to te� dzie�o moich
przodk�w.
Usiad� przy najbli�szej urnie, odk�adaj�c na bok laski. Naczynie by�o ciep�e w
dotyku, niemal rozpalone. Nie widzia� �adnej szczeliny, powierzchnia by�a
g�adka, ale g�ra nieco ust�powa�a pod naciskiem palc�w.
Tr�jnogi pisn�� cicho i potar� nos �ap�.
- Chyba potrafi� to otworzy�.
Dziewi�ty Czerwony Paluch spojrza� na psa, kt�ry przekrzywi� �eb. Cz�owiek
postawi� urn� na ziemi i zn�w si� jej przyjrza�. Czy na pewno powinien to
zrobi�?
Staro�ytni pozostawili pot�ne artefakty, a niekt�re opowie�ci napomyka�y, �e
w�r�d nich nie wszystkie by�y dobroczynne. A jednak jego przodkowie w�adali tymi
przedmiotami - a czy� on nie by� ich potomkiem? No, przynajmniej kiedy�, wszak
teraz by� tylko duchem. Z drugiej strony to samo dotyczy�o obecnie staro�ytnych,
wi�c mo�e nie zechc� skrzywdzi� innego ducha...
- Otworz� - zdecydowa� Dziewi�ty Czerwony Paluch i podni�s� urn�. Nacisn��
kciukami g�r� pojemnika, na kt�rej pojawi�a si� kolista szczelina. Wieczko
pojemnika podskoczy�o i odpad�o. Z urny wyp�yn�a czerwie�, pokrywaj�c palce i
d�onie cz�owieka, pe�zn�c wzd�u� do �okci i ramion, poch�aniaj�c jego ca�e
cia�o.
Krzykn��. Gor�ca, g�sta substancja falowa�a na jego torsie, pe�zn�c w g�r� szyi
i zalewaj�c podbr�dek. W oddali warkn�� Tr�jnogi. Dostrzeg� psa zrywaj�cego si�
na nogi, ale potem czerwie� zakry�a mu usta i oczy. Szarpa� si� z ni�. Wierzga�
o pod�og� jaskini, gdy p�ynna czerwie� pogr��y�a go w m�tnej ciemno�ci. Pr�bowa�
zn�w krzykn��, ale to co� sp�yn�o w g��b jego gard�a. Dar� paznokciami
substancj� oblepiaj�c� jego usta, krztusi� si�, zdo�a� uwolni� j�zyk, zanim
czerwie� zmy�a wszystko. W czerni znikn�� nawet zaniepokojony zapach mokrego
drewna.
Co� szepta�o - s�owa brzmia�y znajomo, ale znaczenie do niego nie dociera�o.
Dziewi�ty Czerwony Paluch otworzy� oczy, przez czerwie� dostrzeg� opuszki
palc�w. Zn�w zabrzmia� g�os, ale cz�owiek nie by� pewien, czy gniewny, czy
rozczarowany. Spojrza� w d� i ujrza� pokrywaj�c� go czerwie�. Linie mi�ni, a
nawet pasma przepaski biodrowej widzia� tak wyra�nie, jakby czerwie� sta�a si�
tylko dodatkow� warstw� sk�ry.
Jego d�onie by�y ju� ods�oni�te, a czerwie� pe�z�a w g�r�, ku ramionom,
pozostawiaj�c sk�r� z uczuciem czysto�ci i sucho�ci. Ujrza� palce stopy,
czerwie� cofa�a si� wzd�u� nogi. G�os karci� go, brzmia� jak zaniepokojona
matka, upominaj�ca dziecko za to, �e wzi�o z garnka wi�cej jedzenia, ni� mu si�
nale�a�o. Nie podoba� mu si� ten g�os - by� nieprzyjemnie nosowy, a gdy
rozejrza� si� wok�, stwierdzi�, �e nie dochodzi z zewn�trz, ale z wn�trza jego
g�owy. To mu si� jeszcze mniej spodoba�o.
- Cicho b�d� - powiedzia� g�osowi.
Czerwona macka podpe�z�a w g�r� i szturchn�a jego wargi. Co� takiego wewn�trz
cia�a by�oby po prostu obrzydliwe. Cz�owiek zacisn�� wargi i pokr�ci� g�ow�.
Macka cofn�a si�. G�os nadal mamrota�, cho� teraz ju� nie tak g�o�no.
Usiad� i przyjrza� si� swojemu cia�u. Teraz mia� dwie przepaski biodrowe -
star�, wykonan� z �osiowej sk�ry i now�, czerwon�. Dotkn�� jej i poruszy�a si�
lekko, jakby po�askotana. G�os odezwa� si� zn�w, tym razem nad�sany.
Spr�bowa� j� �ci�gn��. Zmarszczy�a si� wraz ze sk�r� jego plec�w - reakcj� by�o
g�o�niejsze odezwanie si� wewn�trz g�owy. Zn�w szarpn�� i tym razem g�os by� ju�
wyra�nie poirytowany. Nowa przepaska biodrowa tak ciasno przylgn�a do sk�ry, �e
nie by� w stanie wsun�� pod ni� palca.
Dziewi�ty Czerwony Paluch pokr�ci� g�ow� i skrzywi� si�. Po chwili przepaska
poruszy�a si�, przesi�kaj�c pod t� star�, i ze zdumieniem zauwa�y�, �e wcale jej
nie wida�. G�os �cich� do szepcz�cego mruczenia.
- Jestem duchem, kt�rego odzienie m�wi - mrukn��. Trudno by�o nie roze�mia� si�
na tak� my�l. Czy doczeka ko�ca swych dni siedz�c przy ognisku i dziel�c si� ze
swoj� przepask� wspomnieniami z �ycia? Mo�e nawet zata�czy�aby dla niego.
Mruczenie zyska�o na g�o�no�ci - najwyra�niej przepaska te� nie by�a zachwycona
tak� przysz�o�ci�. �art r�wnie� niespecjalnie si� jej spodoba�.
U�wiadomi� sobie, �e g�os u�ywa wielu znajomych d�wi�k�w. S�owa brzmia�y jak
s�owa jego ludu,, ale u�ywano ich w dziwaczny spos�b i cho� je zna�, nie
potrafi� zrozumie� ich znaczenia.
Niekt�re rozpoznawa� jako liczby, ale czym by�a sztuczna inteligencja? A co
znaczy�o analiza nask�rka czy w�a�ciwy kostium albo nawet organiczny interfejs?
Jego lud dawno ju� zapomnia�, co znaczy�y runy i tyle, tak wiele, s��w z ich
w�asnego j�zyka.
Bez tych rzeczy c� pozostawa�o? Jak ludzie mogli zapewni� przetrwanie swoim
opowie�ciom? Tylko przez taniec, zdecydowa�. Znaczenie ruch�w cia�a przemawia�o
j�zykiem g��bszym od mowy, kt�rego zrozumienie przychodzi�o nie spoza cia�a, a z
jego wn�trza.
Rozejrza� si� po pod�odze jaskini i odszuka� swoje laski. Tr�jnogi gdzie�
przepad�. Cz�owiek wsta� i mruczenie w jego g�owie sta�o si� g�o�niejsze.
- Nie chc� ci� s�ysze� - powiedzia� g�o�no.
Pomruk �cich�, ale nadal brzmia�a w nim irytacja. Dziewi�ty Czerwony Paluch
zacz�� wraca� przez jaskini�, obok pustych sze�cian�w po zapalarkach, a�
wreszcie znalaz� psy.
Unios�y wzrok, gdy podszed�, i nawet najm�odsze w�r�d nich umilk�y. Tr�jnogi
patrzy� na niego milcz�c, nieodgadniony pod mask�. Cz�owiek czu� tylko zapach
psa - tym razem wy��cznie nosem, a nie umys�em. Zatrzyma� si� i spojrza� na
Tr�jnogiego. Wyci�gn�� d�o�, ale pies si� uchyli�.
- Nie skrzywdz� ci�. - Jednak nie by�oby dobrze, gdyby mia� pozostawi� ich
przyw�dc� w nies�awie. Skoro pies nie chcia�, cz�owiek wyprostowa� si�. -
Uwa�ajcie na to, co tu macie. Szanujcie pot�g� tych rzeczy. - Opu�ci� psy i sam
znalaz� wyj�cie z pieczary.
Gdy gramoli� si� po ska�ach i w g�r� w�wozu, czu� mocny zapach spalonego drewna.
Szare chmury nisko na niebie ukrywa�y wsch�d s�o�ca. Ch�odny wiatr ni�s� smugi
popio�u po wypalonej ziemi. Sczernia�e krzewy i kar�owate sosenki niepokoj�co
skrzypia�y, a ziemia pod stop� wci�� by�a rozgrzana. Mamrotanie w jego umy�le
sta�o si� jeszcze cichsze, jakby przepaska nie by�a pewna cel�w swojego
dzia�ania, jakiekolwiek by one by�y.
Znalaz� szcz�tki swojego sza�asu, par� dymi�cych sk�r pokrycia i dawno ju�
sczernia�y kr�g kamieni. Nie zosta� nawet �lad po jego futrach, znik�a r�wnie�
zapalarka i n�. Ze smutkiem pokr�ci� g�ow�, �a�uj�c, �e nie wzi�� z jaskini
nowej zapalarki. Nawet to sta�o si� ju� cz�ci� przesz�o�ci, jak tyle innych
spraw, kt�re chcia�by teraz za�atwi� inaczej. Pomy�la� o swojej �onie,
zastanawiaj�c si�, jak bardzo posiwia�y jej w�osy i czy uwi�zienie na Mo�cie
Nieba przynosi�o jej �zy, czy zadziwienie.
- Ogie� jest r�k� Boga. - G�os Si�dmej Szkar�atna D�o� przenika� dobiegaj�ce z
ty�u ciche s�owa jego c�rki. - Teraz tak�e to miejsce jest cz�ci� twojej
przesz�o�ci. Jeste� po dwakro� duchem.
- Zawsze b�d� �y� w przesz�o�ci - odpar� nie odwracaj�c si�. - Moja przysz�o��
nie zostanie odta�czona. Nikt nie pozna rytm�w wewn�trz mnie.
Dotkn�a jego ramienia, �agodnie, lecz ledwie zdo�a� si� powstrzyma� przed
krzykiem cierpienia.
- Niegdy� ojciec mego m�a opowiedzia� nam pewn� histori�. M�wi� o staro�ytnym
duchu, kt�ry spoczywa� martwy i pogrzebany, lecz wsta� z grobu i swoich
wyznawc�w nauczy� wielu prawd.
- Czy �w duch te� by� tancerzem?
- Opowie�� o tym milczy - odpowiedzia� za ni� jej m��.
Dziewi�ty Czerwony Paluch zmarszczy� brwi. Wola�by, �eby tamten milcza� - w jego
g�osie nie by�o przesz�o�ci, mostu do wspomnie�, kt�re przychodzi�y ze s�owami
c�rki.
- Wr�� z nami - naciska�a c�rka g�osem swojej matki. - Otrzyma�e� cudown�
szans�. Szans�, by zmieni� zar�wno przesz�o��, jak i przysz�o��.
Odwr�ci� si� i spojrza� na jej usmolon� twarz i wysmarowane popio�em ubranie.
Mia�a �lady oparze� na ramionach i nogach, ale to pustka w jej oczach trafi�a go
prosto w serce. Wzruszy�a ramionami, gwa�townie rozk�adaj�c r�ce.
- Rozejrzyj si� doko�a, ojcze. R�ka Boga nie mog�aby dzia�a� jeszcze jawniej.
Poczu� jak nagle zasch�o mu w gardle. Mruga� d�ugo, zanim by� w stanie wyra�nie
widzie�. Spojrza�, jak go o to prosi�a - na p�askowy�u nie pozosta�o nic. G�os w
jego g�owie nadal mamrota�, burz�c my�li, bo jego s�owa uk�ada�y si� w wyra�ny
rytm, obcy, nie zgrany z jego w�asnym. C� mu pozosta�o poza martwot� i
popio�em? W ko�cu spojrza� na Trzeci� Fio�kowe Gard�o i powiedzia�:
- Dobrze, wr�c� z wami.
U�miechn�a si�, znowu obdarowuj�c go przeb�yskiem przesz�o�ci. Jednak gdy
wyci�gn�� do niej r�k�, odwr�ci�a si� i ruszy�a �cie�k� z powrotem.
Si�dmego dnia drogi, stoj�c pod gorej�cym okiem Boga, dojrzeli w oddali Most
Nieba. Wida� go by�o tylko jako grub� czarn� krech�, znikaj�c� w chmurach. Wia�
�agodny wiatr, nios�cy zapachy lasu, w kt�ry mieli si� nied�ugo zapu�ci�.
Dziewi�ty Czerwony Paluch zadar� nos i poczu� w wietrze wo� potu c�rki i jej
m�a. Czu� te� psy.
- Nie podoba mi si� to. - Pierwszy ��te Ucho odwr�ci� si� plecami do lasu i
wpatrywa� si� w prerie, kt�re w�a�nie opuszczali. - O, znowu tam bieg�y.
Dziewi�ty Czerwony Paluch spojrza� w to samo miejsce. Psy, w wi�kszo�ci nosz�ce
maski, pojawia�y si� i znika�y, p�yn�c w�r�d faluj�cej, si�gaj�cej do pasa
trawy. Zwierz�ta towarzyszy�y im od pocz�tku drogi, nigdy w pobli�u, ale zawsze
liczne. Tego ranka, jak w dwa poprzednie dni, przy pozosta�o�ciach ogniska, nad
kt�rym gotowali kolacj� le�a�y dwa kr�liki o �wie�o wydartych gard�ach.
C�rka podesz�a i na chwil� uj�a jego rami�.
- Nie widzieli�my �adnego z nich, kiedy ci� szukali�my.
- Dobrze wiedz�, �e przy Kotwicowisku lepiej si� nie pokazywa�. - Pierwszy ��te
Ucho za�mia� si�.
Dziewi�ty Czerwony Paluch spojrza� bacznie na niego.
- A to czemu?
- S� zbyt cenne - pad�a odpowied�. - Mamou za dwie sk�ry daj� zapalark�.
Dziesi�� to komplet ubra�. Za trzyna�cie dostaniesz grot do w��czni, kt�rego
nigdy nie trzeba ostrzy�. - Syn wodza dumnie wypi�� pier�, prezentuj�c sw�j n�.
- Sp�jrz na to ostrze, kosztowa�o mnie dwadzie�cia sk�r.
Dziewi�ty Czerwony Paluch d�ugo patrzy� na srebrzyst� kling�. Gdy by� ze swoim
ludem, zdarza�o im si� polowa� na psy. Robili to jednak tylko dla mi�sa, a poza
tym pami�ta�, �e psy nie nosi�y wtedy masek.
Mo�e to stado by�o tu nowe, a mo�e zawsze mia�y maski, tylko dopiero teraz
przesta�y je ukrywa�. Tyle rzeczy si� zmieni�o, od kiedy zosta� duchem.
Wspomnia� Tr�jnogiego i szczeniaki, kt�re biega�y mi�dzy jego laskami - palce
zacisn�y si� na wypolerowanych pr�tach.
- Na co Mamou psie sk�ry? - spyta�. - Potrzeba by ze stu na p�aszcz dla jednego
z nich.
- Spi�oblask nosi taki, gdy odwiedza wiosk� - powiedzia�a jego c�rka.
- Spi�oblask. - G�os Pierwszego ��te Ucho stwardnia�. - Pora pom�wi� o nim,
u�o�y� plany.
- Nasi zwolennicy musz� by� gotowi. - Trzecia Fio�kowe Gard�o ostatni raz
u�cisn�a rami� ojca i podesz�a do m�a. - Biegnij przodem. Je�li pobiegniesz z
ca�ych si�, powiniene� by� w wiosce przed zmrokiem. Zbierz ludzi i czekajcie na
nas tu� w lesie, gdzie nie si�ga wzrok Mamou. Musicie by� gotowi, by uderzy�
natychmiast, p�ki powr�t mojego ojca jest jeszcze niespodziank�.
Pierwszy ��te Ucho chwyci� jej d�onie i przycisn�� do swojej piersi.
- Wszystko b�dzie tak, jak postanowili�my? - W jego g�osie pobrzmiewa�y nerwy,
gdy patrzy� w oczy �ony.
- Wszystko! - rzuci�a stanowczo. - Jutro b�dziesz ju� pe�noprawnym wodzem.
Nawet �mia�a si� tak jak jej matka. Jej m�� u�miechn�� si� szeroko. Przytulili
si� na chwil�, potem Pierwszy ��te Ucho odskoczy�, uni�s� n� w pozdrowieniu i
pobieg� w las.
- Mam nadziej�, �e potrafi porusza� si� ciszej. - Dziewi�ty Czerwony Paluch
skrzywi� si�, s�ysz�c trzask krzew�w i tupot st�p. Nawet z nieustaj�cym
mamrotaniem w g�owie s�ysza� je bez problemu.
- Gdy nadejdzie czas, b�dzie si� porusza� tak, jak mu kaza�am. Wykona zadanie.
- Najpierw odnajdziemy twoj� matk�. - Dziewi�ty Czerwony Paluch podni�s� laski i
zacz�� i�� w cie� drzew. - Gdy ju� zapewnimy jej bezpiecze�stwo, wygnamy Mamou.
- Przypomnia�e� ju� sobie, co si� sta�o, gdy wszed�e� na Most Nieba?
Dziewi�ty Czerwony Paluch poczu�, �e z jego ruch�w ulotni�a si� cz�� rytmu.
- Nie. Nie wiem jak, ale s�dz�, �e Spi�oblask odebra� mi cz�� wspomnie�.
- Wi�c powinni�my najpierw stawi� mu czo�o, a dopiero potem zaatakowa� most.
Musisz odzyska� pe�ni�, ojcze. Musisz wszystko pami�ta�, wszystko rozumie�.
Trzecia Fio�kowe Gard�o m�wi�a ostrzej, obcym g�osem. Dziewi�ty Czerwony Paluch
zatrzyma� si�. Zn�w mia� wra�enie, �e patrzy na matk�, nie na c�rk�, ale te oczy
nie nale�a�y do Si�dmej Szkar�atna D�o� - tym razem zaiste by�y to oczy jego
c�rki. I ten g�os, szepcz�cy "Marzy�am o tej chwili ca�e �ycie" - ten g�os tak�e
nale�a� tylko do jego c�rki.
Razem weszli w las, id�c tropem Pierwszego ��te Ucho - nie by�o to trudne.
Dziewi�ty Czerwony Paluch porusza� si� cicho i z dum� zauwa�y�, �e tak�e krok
jego c�rki by� bezg�o�ny. Gdy jego laski dotyka�y po�aci mchu, tam te� trafia�y
jej stopy. Ich rytmy zacz�y si� stapia�, czas up�ywa� i mia� wra�enie, �e id�
naprz�d szybciej. Ga��zie rozst�powa�y si� przed nim. Grunt wyg�adza� si�, zanim
opad�y na� ko�ce lasek. S�ysza� syk jej oddechu, gdy jego w�asne p�uca
wype�nia�y si� powietrzem.
Ale co jaki� czas, na przyk�ad gdy przekraczali kolejny ze strumyczk�w wij�cych
si� przez zagajniki sosen i brz�z, zdarza�o si�, �e jej krok wypada� ze
wsp�lnego rytmu. �ama�a ga��zie, kt�re zagradza�y im drog�, zamiast je odchyli�.
Wtedy ich rytmy rozbiega�y si� i wyczuwa� furi� g��boko w jej wn�trzu, bardzo
odleg�� od wszystkiego, co czu� i zna�.
- Co wprawi�o ci� w taki gniew? - zapyta�, gdy odpoczywali na omsza�ym g�azie
tu� nad wod�. - Niewola matki?
Popatrzy�a na niego oczyma tak mrocznymi, �e nie roz�wietla�o ich nawet
spojrzenie Boga. Usta zacisn�a w kresk�, ukrywaj�c� wargi.
- Nie wiesz, jak mi si� z tym �y�o. Nigdy si� nie dowiesz.
Wsta�a i ruszy�a naprz�d, prosto w strumie�. Poszed� za ni�, ale nie spojrza�a
wstecz.
Mia� ju� zamiar zatrzyma� j�, ale pohamowa� si�. G�os w g�owie nasili� si�,
wci�� bardziej rozprasza� jego uwag�, od kiedy weszli do lasu, recytuj�c coraz
d�u�szy szereg bezsensownych s��w: Pinaceae, Phlox, tyle innych, �e w g�owie si�
od tego kr�ci�o. Co gorsza, g�os rozbija� mu rytm, wi�c musia� si� koncentrowa�
na stawianiu kolejnych krok�w i mia� problemy z my�leniem o tym, co zrobi�, gdy
ju� dotr� do Kotwicowiska.
Zw�szy� trupa w chwili, gdy przez drzewa przed nimi zacz�a prze�witywa� otwarta
przestrze�. Najpierw przestraszy� si�, �e co� si� przydarzy�o Pierwszemu ��te
Ucho, ale od�r �mierci by� zbyt stary. Jego c�rka jakby nic nie zauwa�y�a i
niemal wdepn�a w padlin�, zanim j� powstrzyma�. Wzruszy�a ramionami, gdy
dotkn�� lask� rozk�adaj�cego si� mi�sa.
- Jeste�my ju� ca�kiem blisko - powiedzia�a. - Chod�my ju�.
- To by� pies. - Podni�s� na ni� wzrok i pokr�ci� g�ow�. -Zabrano tylko sk�r�,
nic wi�cej. Kt� jest taki rozrzutny?
- Nie potrzeba nam tyle psiego mi�sa - odpar�a. - Teraz warto�� maj� tylko
sk�ry.
Poczu� lekkie md�o�ci. Doprawdy nie by�a to ju� wioska, z kt�rej odszed�. Wtedy
nikt nie zrobi�by czego� takiego, zreszt� nawet teraz wydawa�o mu si� to nie w
porz�dku. G�os w jego g�owie mamrota� nowe dziwactwa w stylu Canis familiaris
czy podejrzenie mutacji o pod�o�u nanotechnicznym, a on sam pomy�la�, �e powinni
pogrzeba� psa, by jego ziomkowie nie wiedzieli, jak paskudny by� jego koniec.
Musimy si� spieszy�. - Trzecia Fio�kowe Gard�o dotkn�a jego ramienia. -
Jeste�my ju� blisko. M�j m�� czeka ze swoimi lud�mi.
Skin�� g�ow� i z �alem wsta�. Ona te� ucierpia�a od Mamou, na pewno to st�d bra�
si� jej gniew. Teraz przecie� Si�dma Szkar�atna D�o� cierpia�a w niewoli na
Mo�cie Nieba, co musia�o bole� c�rk� tak samo jak ojca. Przyspieszy� kroku i
wkr�tce stali w cedrowym zagajniku, patrz�c na s�o�ce zachodz�ce za l�ni�ce
domostwa Kotwicowiska. Za wiosk� wznosi� si� Most Nieba. Jego cieniste, metalowe
kondygnacje zas�ania�y po�ow� tarczy S�o�ca.
- Gdzie tw�j m��? - zapyta�.
- Co� musia�o si� sta�, inaczej by�by tutaj. - Os�oni�a d�oni� oczy i
przygl�da�a si� wiosce przez d�u�szy czas. - Widzisz, dym unosi si� znad placu.
P�on� �wi�teczne ogniska. - Obr�ci�a si� do niego i u�miechn�a cwaniacko. -
Mo�e i lepiej. Je�li wszyscy zgromadzili si� na placu, to na pewno Pierwszy
��te Ucho ze swoimi lud�mi skry� si� w kt�rym� z domostw na obrze�ach.
Mieszkamy na tym skraju wioski, a nasi zwolennicy w wi�kszo�ci przenie�li si� w
pobli�e naszego domu.
Kiwn�� g�ow�. Obserwowa� dym, wznosz�cy si� wok� gigantycznej spiralnej sylwety
mostu. Drobne, czerwone �wiate�ka opada�y wewn�trz spirali. Wi�ksze, niebieskie
szybko wznosi�y si� z ziemi w niebo.
- Na posterunkach nie ma nikogo.
- Przed czym maj� nas strzec? Przed psami? - Za�mia�a si�. - Nikt nie powa�y si�
zaatakowa� miejsca, w kt�rym mieszkaj� Mamou. - Na chwil� chwyci�a i u�cisn�a
jego d�o�, po czym wskaza�a odleg��, bia�� kopu��. - Oto nasz dom. Pospieszmy
si�. Nikt nie zauwa�y.
Nie podoba�o mu si� to, ale Trzecia Fio�kowe Gard�o wygl�da�a na pewn� siebie.
Gdy poderwa�a si� i pobieg�a do budynku, ruszy� za ni�. Rwa�o go w p�ucach,
ramiona i barki t�tni�y b�lem. Jego c�rka dopad�a �ciany domostwa i wyjrza�a
poza nie. Gestem r�ki za plecami przywo�a�a go do siebie.
Dziewi�ty Czerwony Paluch wpad� przez drzwi zas�oni�te �osiow� sk�r� prosto w
ramiona Pierwszego ��te Ucho. Potkn�� si� i przewr�ci�. M�� jego c�rki parskn��
�miechem.
- Wi�c dotar�e�. - Twarz syna wodza nie wyra�a�a rado�ci.
Dziewi�ty Czerwony Paluch spojrza� w jego mroczne oczy i zmarszczy� brwi. Ciasne
wn�trze kopu�y wirowa�o mu przed oczami. Widzia� innych m�czyzn, o obna�onych
torsach, kt�rych w��cznie i no�e l�ni�y s�abo w �wietle lamp.
- Teraz wreszcie mo�na naprawi� wszystko raz na zawsze. - Do �rodka wesz�a jego
c�rka, z zakrzywionym srebrzystym ostrzem w d�oni. Spojrza�a na niego i jej
twarz wykrzywi�a si�, zmarszczki furii jak potworne blizny wyry�y si� wok� jej
ust i oczu. Wyd�a wargi i splun�a na ojca. - Zwi��cie go. Spi�oblask czeka.
Tamci rzucili si� na niego, chwytaj�c za ramiona, przywi�zuj�c nadgarstki do
jego w�asnej laski. G�os wewn�trz g�owy nerwowo krzykn��. S�owa, przez swoj�
gwa�towno�� zlewaj�ce si� w jeden ci�g, star�y si� z jego w�asnymi my�lami i
w�z�y zadzierzgni�to, zanim nawet zacz�� walczy�. Przez ca�y czas Pierwszy ��te
Ucho sta� nad nim, milcz�c, z no�em w d�oni. Ale to twarz jego c�rki go
powstrzyma�a, bo brzydota wydobyta przez nienawi�� by�a tak odmienna od
wspomnie�, tak r�na od Si�dmej Szkar�atna D�o�, �e zastanawia� si�, czy to
naprawd� ich dziecko.
Gdy wychodzili, b�bny podj�y powolny rytm Mamou. Pojawi�y si� dzieci, niczym
nagie dzikusy, roze�miane i kpi�ce. Wojownicy powlekli go na plac, po wysokich
bia�ych schodach, pomi�dzy wielkie kopc�ce paleniska. Za nimi zal�ni� Most
Nieba, w swym ogromie robi�cy z wioski miniaturk�.
Pad� twarz� na p�yty placu i poczu� w ustach krew. Ucich�y b�bny. T�um zamilk�.
Nawet g�os w jego g�owie zamar� pod g�uchym, ci�kim rytmem st�pni�� Mamou.
Dziewi�ty Czerwony Paluch obr�ci� g�ow� i spojrza� prosto w czarne �lepka
Spi�oblaska. Mamou g�rowa� nad nim, wsparty na czterech nogach ozdobionych
l�ni�c� drucian� siatk�. Dwa bia�e, wygi�te k�y, osadzone po bokach pyska,
przechodzi�y w gi�tkie metalowe ramiona, zako�czone srebrnymi, dwupalczastymi
d�o�mi. Te d�onie zaciska�y si� teraz nad tr�b� w ge�cie satysfakcji.
Trzecia Fio�kowe Gard�o nie k�ama�a - Spi�oblask naprawd� by� odziany w peleryn�
z bez�adnie pozszywanych psich sk�r, przydaj�c� wielkiemu stworzeniu dziko�ci
wygl�du. Jego prawdziwa sk�ra by�a pomarszczona, miejscami bezw�osa. Gdzie
indziej okrywa�a j� szczecina, bo Mamou usuwali swoje ow�osienie, kt�re potem
odrasta�o. Z ka�dego wachlarzowatego ucha zwisa�a srebrna r�d�ka, bitewny or�
stwora.
Szorstka tr�ba pog�adzi�a jego policzek, po czym cofn�a si�, gdy Mamou uni�s�
�eb.
Srebrne wargi metalowego dysku osadzonego po�rodku czo�a Spi�oblaska rozwar�y
si�. G�os by� niski, zgrzytliwy, ale pot�ny.
- C�. S�uchajcie mnie, dzieci tego �wiata. Wydali�cie naszego wroga, dowodz�c,
�e zn�w jeste�cie godni przyja�ni Mamou. Zostaniecie oszcz�dzeni, gdy z niebios
spadnie demon. B�dziemy �y� wiecznie w �wiecie bez zagro�e�, �wiecie pokoju i
obfito�ci.
Jak oni wiwatowali! Kamienie pod jego cia�em dr�a�y od �oskotu b�bn�w, uszy
wibrowa�y od okrzyk�w. Dziewi�ty Czerwony Paluch zamkn�� oczy. Gdy zn�w je
otworzy�, jego c�rka sta�a obok Spi�oblaska, trzymaj�c srebrn� d�o� jego lewego
k�a. Patrzy�a na stwora, darz�c go - i tylko jego - szerokim u�miechem. Za nimi
sta� jej m��, ze wzrokiem wbitym w ziemi�.
Spi�oblask pu�ci� jej r�k� i podszed� bli�ej. Wyci�gn�� swoje srebrne d�onie, by
chwyci� starego cz�owieka. Pot�ne stworzenie zanios�o go do rusztowania
zbudowanego z pni m�odych drzew i sk�r. Dziewi�ty Czerwony Paluch skrzywi� si� i
wypr�y� cia�o, lecz rusztowanie nie pozwala�o mu si�gn�� stop� ziemi.
Srebrny dysk Spi�oblaska odezwa� si�:
- P�niej porozmawiamy. Opowiesz mi o swoich braciach z p�askowy�u, o tym, czego
tam dokonali.
- Nie mam braci - odpowiedzia� Dziewi�ty Czerwony Paluch. - By�em tylko duchem,
zanim powr�ci�em.
- Twymi bra�mi s� psy. - Dudnienie g�osu Spi�oblaska wibrowa�o w jego ciele. - I
nie jeste� ju� duchem. Nazywa� ci� b�dziemy Psocz�ekiem, bo zdradzi�e� sw�j lud,
a to czyni z ciebie mniej ni� cz�owieka. - Stw�r odwr�ci� si�, unosz�c swe
l�ni�ce d�onie, i ziemia zatrz�s�a si� od entuzjazmu t�umu.
Trzecia Fio�kowe Gard�o wkroczy�a przed rusztowanie, machaj�c do zgromadzonych,
z twarz� przeobra�on� w mask� w straszliwym po��czeniu przyjemno�ci i
nienawi�ci. Teraz Dziewi�ty Czerwony Paluch widzia�, jaka by�a naprawd�. Nic nie
pozosta�o ze wspomnie�, kt�re ich przedtem po��czy�y.
- Si�dma Szkar�atna D�o� odwr�ci�aby si� dzi� od ciebie! - zawo�a�.
- Tak, jak odwr�ci�a si� od ciebie? Kiedy ukry�a twarz i p�aka�a, gdy wygna� ci�
lud?
- Czy Mamou wypuszcz� j� teraz? Masz z tego przynajmniej jak�� korzy��?
- Nawet Mamou nie potrafi� uwolni� zmar�ych. Moja matka zmar�a przed laty,
niemal tak samo odosobniona jak ty. Rozdarta. �zy lito�ci nad sob� nie pozwala�y
jej dojrze� moich potrzeb, wi�c ja te� j� opu�ci�am. - Wyci�gni�t� d�oni�
chwyci�a jego podbr�dek. - Ale skorzysta�am, ojcze. Teraz jestem �on� wodza.
Ha�ba, z kt�r� tak d�ugo �y�am, wsi�knie w ziemi� z twoj� krwi�.
Odesz�a, zn�w zajmuj�c miejsce mi�dzy swoim m�em i opiekunem. Spi�oblask
klasn�� w swoje srebrne d�onie i na plac wyszli tancerze ludu. Nosili maski z
d�ugimi sk�rzanymi rurami, udaj�cymi tr�by. Ta�czyli w powolnym, ci�kim rytmie,
z podbiciem po ka�dym kroku, ko�ysz�c si�, jakby sami byli Mamou. T�um podj��
ich taniec, niczym jeden organizm. Dziewi�ty Czerwony Paluch nie czu� �adnego z
synkopowych rytm�w, jakie pami�ta� z dawnych czas�w. Wygl�da�o na to, �e
przyszed� do innego ludu ni� ten, w kt�rym wyr�s� - obcy.
Patrzy� na swoj� c�rk�, kt�ra te� by�a w ta�cu Mamou i zastanawia� si�, jak to
by�o, dorasta� w cieniu ha�by ojca. Jak musieli z niej kpi�. Czy inne dzieci
rzuca�y w ni� kamieniami? Czy te� matka ca�ymi dniami trzyma�a j� w odosobnieniu
domostwa? C� za potworne �ycie, patrze�, jak umiera matka.
Zn�w wspomnia� jej u�miech i rado��, jak� czu�, gdy wynosi� z domu wierc�cego
si� r�owiutkiego noworodka, by jego c�rk� ujrza�a ca�a wioska. Jak odta�czy�
swoj� dum�. Si�dma Szkar�atna D�o� tka�a jedno okrycie po drugim, odpowiadaj�c
w�asnymi wzorami na rado�� jego rytm�w. Teraz, gdy patrzy� na brutaln�
przyjemno�� maluj�c� si� na twarzy swojej c�rki, nie znajdowa� w niej nic z
rodzic�w - jej ruchy by�y tylko n�dznym cieniem mocy Mamou. Szuka� usilnie, lecz
nie znalaz� nawet cz�stki swojego serca, kt�ra mog�aby da� jej wybaczenie. I
g��wnie dlatego wtedy zap�aka�.
To nie g�os go obudzi� - Dziewi�tego Czerwony Paluch powoli oswaja� si� ju� z
ustawicznymi ��daniami, by dokona� czego� zwanego wprowadzenie danych. W uszach
t�tni�a cisza. Gasn�ce w�gle w ceremonialnych paleniskach rzuca�y czerwonawy
blask na kamienie dooko�a. Wielu mieszka�c�w wioski zapad�o z wyczerpania w
drzemk� wok� dogasaj�cych ognisk. Tu i �wdzie przemyka�y cicho mi�dzy nimi
garbate sylwetki Mamou, rozchodz�cych si� mi�dzy o�wietlone blaskiem ksi�yca
kopulaste budynki wioski. W ich tr�bach migota� bitewny or�.
Przez jego umys� zn�w przesz�a fala zapachu wilgotnego drewna. Obudzi�y go Psy.
W ramionach t�po pulsowa� b�l, nadgarstki zdr�twia�y w rzemiennych wi�zach.
Rusztowanie, z kt�rego zwisa�, zadygota�o i przygryz� j�zyk, by nie krzykn��.
Konstrukcja przechyli�a si� i powoli zwali�a w prz�d. Gdy opada� na kamienie
placu, najbli�szy Mamou obr�ci� si� w jego stron�. P�k�y wi�zy - spojrza�y na
niego dwa kolejne stwory. Dziewi�ty Czerwony Paluch siedzia� w miejscu,
odwzajemniaj�c ich spojrzenia i rozcieraj�c nadgarstki pozbawionymi czucia
palcami.
Ksi�yc sp�yn�� za Most Nieba i na plac pad� mrok. W stron� zwalonego
rusztowania ruszy�y dwa Mamou. �cie�kami pomi�dzy kopu�ami mkn�y cienie - Psy
by�y w ca�ej osadzie. Cisza zgin�a w ryku warkni�� z niezliczonych garde�.
Najbli�szy Mamou wrzasn��, gdy