12871
Szczegóły |
Tytuł |
12871 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12871 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Chavez Ed Main
SKROCONA HISTORIA TARKSA
Tarks powoli otworzył oczy. Czuł ból. Bolało go całe ciało
- Co by tu zrobić? -pomyślał.
Nagle napadł go atak kaszlu. Odruchowo zasłonił usta ręką. Gdy skończył kasłać,
poczuł na
ręce lepkość. Spojrzał na nią i zobaczył małe kropelki krwi.
- No wspaniale -pomyślał.
Powoli zwlókł się z łóżka. Doczłapał się do szafy i zaczął ubierać. Spodnie,
buty wiązane,
koszula, kurtka skórzana, pas z mieczem, skórzane rękawice za pasem. Podszedł do
lustra.
Spojrzał na swoją nieogoloną twarz. Ręką poprawił krótkie, czarne włosy. -Ale
jestem
przystojny -pomyślał brązowooki mężczyzna. Chwycił sakiewkę, schował pod kurtkę
i
wyszedł z pokoju. Zamknął za sobą drzwi na klucz i poszedł w głąb korytarzem.
Dotarł do
schodów i zszedł z piętra na dół. Sala karczmy była średniej wielkości. Kominek
w jej rogu
dawał słabe oświetlenie tego zadymionego i gwarne-go miejsca. Pomiędzy stolikami
kręciły
się skąpo ubrane kelnerki. Tarks szybkim krokiem przebił się do wyjścia.
Wreszcie wydostał
się na świeże powietrze. Pierwsze kroki skierował na rynek miejski. Po dotarciu
do niego od
razu podszedł do słupa ogłoszeniowego i zaczął czytać.
- Potrzebna drużyna... nie.
Poszukuje ... nie.
Najlepsze piwo ... hm ... nie.
Dobry i dyplomowany lekarz.
O ! to właśnie to czego szukam. Tarks szybkim krokiem udał się pod wskazany
adres. Po
drodze kilkakrotnie przysta-wał męczony atakami kaszlu. Wreszcie dotarł na
miejsce. Stał
przed jednopiętrowym budynkiem z białej cegły. Jego drzwi były zrobione z
jakiegoś dobrego
gatunku drewna. Tarks pod-szedł do nich i zapukał. Odpowiedziała mu cisza.
Zapukał więc
jeszcze raz, tym razem trochę mocniej.
- Już idę. - dobiegło zza drzwi. Wreszcie otworzył mu niziołek o brązowych
włosach.
- Czym mogę służyć? - zapytał.
- Chciałbym widzieć się z doktorem.
- Ależ oczywiście. Doktor zaraz pana przyjmie. Niestety, miecz musi pan zostawić
u mnie.
Aha, płatne z góry.
- Ile?
- Piętnaście wenów.
- Drogo.
- Za jakość trzeba płacić.
- Może. Proszę, oto pieniądze.
- Ależ proszę za mną. Mistrz już czeka. Niziołek poprowadził go korytarzem wgłąb
domu.
Wreszcie zatrzymali się przed dużymi drzwiami. - Zapraszam do środka. Tarks
powoli wszedł
do środka. Jego oczom ukazało się duże pomieszczenie z fotelem umieszczonym w
jego
centrum. Wreszcie wszedł doktor. Był to wysoki, szczupły szatyn o pociągłej
twarzy.
- Proszę usiąść. - odezwał się beznamiętnym głosem. Tarks posłusznie wykonał
jego
polecenie i rozsiadł się na dużym fotelu.
- A więc o co chodzi? - Ostatnio mam ataki kaszlu, w których pluję krwią.
- To nie jest, na szczęście nic poważnego. Wystarczy upuścić trochę krwi i brać
potem
systematycznie zioła.
- Czy upuszczanie krwi będzie bolesne.
- Ależ skąd. Zrobią to lepikucyty, podczas gdy pan będzie spał.
- Więc kiedy możemy zacząć?
- Nawet natychmiast, oczywiście jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu.
- Ależ skąd, panie doktorze. Zaczynajmy.
- Niech pan powącha więc tą szmatkę. Tarks głęboko zaciągnął się zapachem
szmatki. Miała
ona zapach morza. Kojarzyła mu się ze spokojem i dalekimi podróżami. Wreszcie
zasnął.
Gdy się obudził nad jego głową pochylała się sylwetka doktora.
- I jak, lepiej? Tarks powoli wstał i przeszedł się po pokoju.
- Tak, dużo lepiej. Dziękuje doktorze.
- Ależ nie ma o czym mówić. Niech pan tylko pamięta o ziołach. Ma pan je
zapisane na kart-
ce. Proszę je brać dwa razy dziennie. Polecam się na przyszłość.
- Do widzenia. Tarks wyszedł z pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi. Odebrał swój
miecz i udał
się w drogę powrotną do karczmy. Na drzwiach do gabinetu jeszcze kołysała się
tabliczka z
napisem: Nie przeszkadzać !!! Dr Ackulla pracuje.
Chavez