12851

Szczegóły
Tytuł 12851
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12851 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12851 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12851 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Troy Denning Gwiezdne Wojny INTERLUDIUM NA CORPHELIONIE Tytuł Oryginału: STAR WARS: Corphelion Interlude Tłumaczenie: Piotr “Xav Skywalker” Łuczuk Korekta: Paweł “Fett” Borawski Komety leciały tuż ponad kopułą obserwacyjną. Ich głowy tworzyły coś na kształt dwóch poszarpanych strzał, a długie ogony zostawiały na ciemnym niebie wspaniałe, srebrne smugi. Większe z nich, wyraźnie pełzły przez przestrzeń kosmiczną, jedna – płonący gigant ze splecionym warkoczem, który wyglądał, jakby był rozciągnięty przez połowę systemu – z każdą sekundą, stawała się coraz większa. Panorama była tak piękna, jak na ulotkach reklamowych. Idealne miejsce na spędzenie miesiąca miodowego. Han Solo, z rozmów różnych istot znajdujących się na piętrze widokowym, wnioskował, że wszyscy są równie oszołomieni i zachwyceni pięknym widokiem. Obok Hana stała Leia, ubrana wygodnie, a zarazem modnie. Miała na sobie falowaną suknię bez rękawów. Kiedy ją nosiła, przyprawiała Hana o szybsze bicie serca. Brązowe oczy księżniczki były zapatrzone w dal, jej twarz miała serdeczny wyraz, lecz przypominał on bardziej dyplomatyczną maskę niż uśmiech. Za Hanem i Leią, spora grupa Kubazzów wyszła z turbowindy, lecz zmuszeni do wycofania się, odeszli wyraźnie niezadowoleni z zablokowanego wejścia na poziom widokowy. - Przepraszam za nich – Han powiedział do Lei. Pomysł, aby zatrzymać się na jakiś czas, w celu podziwiania Komet Corpheliona, wydawał się świetny na rozpoczęcie miesiąca miodowego. Pozostawał jednak jeden problem: wszystkie terminy na asteroidzie były już zarezerwowane. Były przemytnik znalazł jednak sposób, aby szybko poradzić sobie z nim. - Zgaduję, że nasza prywatna kopuła obserwacyjna, nie jest zbyt prywatna dla nas obojga. - Nie obchodzi mnie to tak długo, jak długo jesteśmy tutaj razem. – Leia wzięła Hana za rękę i zaczęli razem schodzić po szerokich, drewnianych schodach do kantyny. - Spójrz, tam na środku jest para wolnych krzeseł. Może siądziemy i zamówimy drinka? - Jasne. Różowa Mgławica brzmi całkiem nieźle. Możemy spróbować. – Han rozpychał się łokciami przez tłum, w celu zorganizowania przestrzeni wokół nich i starał się jakoś przywołać usługującego wszystkim droida. Była to jedna z pierwszych romantycznych chwil, na ich wspólnej, nowej drodze życia. - Może ten droid ma jakieś zatyczki i cię nie słyszy? – byli już w połowie drogi do stolika, kiedy nagle wspaniały wybuch rozświetlił niebo. Solo zatrzymali się, żeby się temu przyjrzeć. Zobaczyli, jak ogromna kometa rozdziela się na dwie mniejsze. Tłum na chwilę zamilkł. - Zaczyna mi się tutaj podobać – powiedział Han. Komety zaczęły dryfować osobno, a ich ogony krzyżowały się tak, jakby jedna kometa leciała ku reszcie Corphelionu. Pozostałe zaczęły pęcznieć w mroku nad kopułą obserwacyjną, a kiedy ich głowy osiągnęły średnicę bliską jednemu metrowi, nerwowe szepty zaczęły wypełniać pomieszczenie, w którym wszyscy się znajdowali. Leia zawróciła ku schodom. - Może powinniśmy wracać na Sokoła Millenium? Han chwycił ją za rękę. - Nie tak szybko kochanie – powiedział i wrócił do podziwiania zbliżających się komet, a raczej ciemności na ich brzegach, aby zorientować się, jak szybko i efektownie, pochłaniały kolejne dalekie gwiazdy. - Myślałem, że chciałaś zobaczyć Corphelion? - Nie z tak bliska Han. - Spokojnie. – Tak, jak przypuszczał, gwiazdy i komety po lewej stronie znikały całymi tuzinami, te zaś nieco wyżej po prawej znikały jedynie po dwie lub trzy. - Wszystko pod kontrolą – powiedział po chwili. - Tak samo mówiłeś wcześniej – zaprotestowała Leia. – Jesteś pewny, że nie powinniśmy wrócić do Sokoła? - Jestem tego pewien – pogładził ją delikatnie po plecach. – I tym razem miałem to na myśli. Wszystko jest pod kontrolą kochanie. – Leia spoglądała to na Hana, to na zbliżające się komety. Jej zaufanie wzrosło i uśmiechnęła się dziecinnie. - W porządku Latający Chłopcze – wzięła Hana za rękę. – Moje życie jest w twoich rękach. – Dalszą część schodów przemierzyli trzymając się za ręce. Kometa podwoiła swoje rozmiary w ciągu ostatnich kilku sekund, a jej warkocz zakrzywiał się nad sporą częścią kopuły obserwacyjnej. Para korpulentnych Bothan nastroszyła futro i ruszyła w kierunku schodów. Wystarczyło to, aby reszta tłumu ruszyła do stacji ewakuacyjnych na asteroidzie. Leia wciągnęła Hana w cichy kąt, wzięła w ręce jego głowę i spojrzała mu głęboko w oczy. Serce Hana zaczęło szybciej bić. - Jak to zaaranżowałeś? – zapytała. - Zaaranżowałem co? – Han udawał zdezorientowanego. Leia delikatnie przyciągnęła jego głowę do swoich ust. - Komety. – Leia zbliżyła usta do jego ucha i powiedziała – No, Latający Chłopcze, możesz mi przecież powiedzieć. Wedge ci pomógł. Prawda? - Wedge? Myślisz, że Wedge jest tam na górze i porusza te wszystkie komety? – Leia delikatnie ugryzła go w ucho. Było ciepło i… cudownie. - W takim razie Lando. On ma duży holownik, którym można poruszyć te komety, a do tego to w jego stylu – rozejrzała się po zupełnie pustym pomieszczeniu, w którym jeszcze przed chwilą był tłum różnego rodzaju istot. - Lando jest zajęty na Nkllonie – Han jednym okiem zerkał na kometę. – Przecież o tym wiesz. - Nie powiesz mi? – Leia objęła go i dłońmi gładziła jego plecy. – Jesteś pewny? - Więc ja… – Leia nie przestawała. – Dobrze mi tak. - No ja myślę. – Kometa była już rozmiarów Księżyca Endoru i Han zaczął się już obawiać, że zawodzi go jego wzrok pilota. Jeśli tempo zbliżania się komety nie zmniejszy się, a gwiazdy po jej prawej stronie nie zmienią jej kursu, może być niebezpiecznie i kometa niekoniecznie minie się z ich asteroidą. - Leio? - Nie Han. Zmieniłam zdanie – księżniczka opuściła ręce i teraz już tylko obejmowała Hana w talii i wróciła do podziwiania komet. - Już nie chcę wiedzieć jak to wszystko zorganizowałeś. - Ale… - Ćśśśś – Leia przyłożyła palec do jego ust. – Ja chcę tylko popatrzeć. Im dłużej tu jestem, mażę, że możemy zapomnieć o wszystkim, wrócić na Courscant i zostać tu na zawsze. - To nie zostajesz tu? – Zbliżająca się kometa byłą coraz większa. Han spojrzał na puste schody i starał się oszacować, jak długo będzie mógł utrzymać w tajemnicy swój prawdziwy sekret, że mógł się pomylić w obliczeniach trajektorii lotu komety, zanim będą musieli na złamanie karku biec do statku. - Byłbym zdolny do zaaranżowania tego. – Leia oparła głowę na jego ramieniu. - Gdybyś tylko mógł. - Mógłbym… – Kometa urosła tak jasna, że jej blask rozświetlał całą kopułę obserwacyjną. Zaczęło się robić niebezpiecznie i Han wyciągnął Leię z rogu. - Faktycznie… – Kometa zbliżyła się do ich kopuły, po czym minęła całą asteroidę. Han odetchnął z ulgą, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Solo odwrócił się w stronę Leii. Leia wyglądała na zakłopotaną. - Faktycznie co, Han? - Faktycznie… – Solo wstrzymał oddech, upewnił się, że kometa dryfuje już w bezpiecznej odległości i powiedział – Będziesz naprawdę pod wrażeniem, kiedy zobaczysz, co zaaranżuję znowu. – Leia zmarszczyła czoło. - Jesteś bardzo pewny siebie. – Han skinął głową. - Mam powód – ich asteroida, wleciała w warkocz komety i tysiące ziarenek pyłu gwiezdnego eksplodowało uderzając o pole ochronne asteroidy, otaczając ją błyszczącymi mikro-błyskami. - W porządku. Jestem pod wrażeniem – powiedziała Leia. – Naprawdę jestem pod wrażeniem. - To nic – powiedział Solo. – To miałem na myśli – Han pocałował ją namiętnie. Księżniczka ponownie objęła swego męża i trwali w pocałunku dopóki nie przeszkodził im pisk oznajmujący że ruchome schody są już na miejscu. Han otworzył jedno oko, spojrzał w stronę komet i przerwał pocałunek. - Leia? - Tak Han? - Może powinniśmy już wrócić na pokład Sokoła? – Leia wzięła jego dłoń i ruszyli w kierunku schodów. - Han, myślałam, że nigdy o to nie spytasz.