11841

Szczegóły
Tytuł 11841
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11841 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11841 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11841 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alina i Czes�aw Centkiewiczowie Cz�owiek o kt�rego upomnia�o si� morze CZ�SC PIERWSZA LODOWY CHRZEST U BRZEG�W ANTARKTYDY W TYM DOMU WSZYSTKO ZACZYNA SI� OD MORZA I NA MORZU KO�CZY � ...Lecieli�my na �eb, na szyj�, ze zrefowanynii �aglami. Cztery doby gna� nas ten w�ciek�y p�nocny wiatr. Ca�e g�ry wody, jak lawina, zwart� �cian� przelewa�y si� przez �Bjorna" od dziobu po ruf�, zerwa�y szalupy, rozbi�y je w drzazgi, zmiot�y za burt� gdzie� daleko w morze, strzaska�y bok ster�wki. Falconem naszym bosmanem, tak prasn�o o deski, �e si� ledwie pozbiera�. Ma�o brakowa�o, i mnie by zmy�o z pok�adu. A hucza�o! B�benki p�ka�y w uszach. Nie, takiego morza jeszcze nie widzia�em. Kot�owa�o si� jak wrz�ce mleko w garnku. Strach by�o patrze�. Rozw�cieczone, gro�ne, bia�e od piany a� po horyzont. � R�ka marynarza o energicznej, ogorza�ej twarzy zatoczy�a w powietrzu szeroki kr�g. Urwa� i, jakby wci�� jeszcze o�lepiony sztormem, nie widz�cymi oczyma powi�d� po zas�uchanych twarzach. Policzki Roalda pa�a�y. Nie zauwa�ony przez nikogo w�lizn�� si� cicho do pokoju, przysiad� na brzegu krzes�a przy drzwiach i ws�uchiwa� si� w ka�de s�owo najstarszego brata. Antonius powr�ci� do domu z �owieckiej wyprawy, kt�ra w ci�gu kilku miesi�cy w pogoni za fokami kr��y�a przy wschodnich brzegach Grenlandii. �Ten ma przynajmniej co opowiada�. Kiedy� wreszcie i na mnie przyjdzie kolej?" � pomy�la� z zazdro�ci�. Na domiar z�ego dwaj pozostali bracia, marynarze jak Antonius, korzystali z chwili ciszy. � Rok temu na Oceanie Indyjskim wpadli�my niespodziewanie w samo oko tajfunu. W jednej chwili posz�o ca�e o�aglowanie i maszt. �mier� zajrza�a mi w oczy � wyrzuci� z siebie po�piesznie Gustaw. � ...Mnie lepiej zapytajcie, jak pod awaryjnym takielunkiem prze�y�em sztorm na Morzu Karaibskim... � zacz�� che�pliwie Leon, ale przerwa�o mu mocne stukni�cie fajk� o st�. � Spok�j! Dajcie Antoniusowi sko�czy�! � uciszy� syn�w g�os nie znosz�cy sprzeciwu, g�os kapitana nawyk�ego do dawania rozkaz�w. Widz�c, �e ojciec podnosi do ust wygas�� fajk�, Gustaw zerwa� si� z miejsca i poda� mu ogie�. By� ros�y jak Antonius i Leon. Granatowa marynarska kurtka ciasno opina�a szerok� pier�. Gdyby podni�s� rami�, dotkn��by chyba belek sufitu. Cisz�, jaka zapad�a, przerwa� zn�w g�os Antoniusa. Jasny kr�g naftowej lampy wisz�cej nad sto�em, przy kt�rym zebra�a si� ca�a rodzina kapitana Jensa Amundsena, rzuca� �agodne �wiat�o na zas�uchane twarze. Roald jak urzeczony ch�on�� dalej chciwie opowie�� o sztormie na Morzu Grenlandzkim, o fali, co w jednym mgnieniu oka pokrywa�a olinowania i deski pok�adu szkliwem lodu, o atakach p�l lodowych na burty, o bia�ych zaporach iceberg�w, wy�aniaj�cych si� niespodziewanie z mg�y tu� przed dziobem my�liwca, o sko�nookich Eskimosach, co na w�skich �upinkach kajak�w jak nikt potrafili przemyka� si� w g�szczu od�amk�w kry. Wydawa�o mu si� przez moment, �e fr�dzle aba�uru zab�ys�y jak lodowe sople, zadrga�y niespokojnie, jakby przeci�gn�� po nich sztormowy podmuch. Skuli� si� odruchowo. Zastawiony p�miskami st�, nakryty starannie bia�� serwet�, zamieni� si� naraz w jego wyobra�ni w nie heblowane skrzynie zarzucone sk�rami bia�ego nied�wiedzia. Czerwieni�y si� na nich p�aty surowego mro�onego mi�sa. Twarze ojca i braci, tak podobne do siebie jak krople wody, znik�y pod puszyst� sier�ci� futrzanych kaptur�w, ich niebieskie oczy zal�ni�y w�skimi, czarnymi szparkami. Przysi�g�by, �e za ka�dym oddechem z ust unosz� si� w powietrze stru�ki pary. Niespokojnie spojrza� na matk�, zerwa� si� z krzes�a. � Roald, czemu� taki blady? Kiedy� wr�ci�? Usi�d� przy mnie. � Pi�kna twarz Hanny Henrikke rozja�ni�a si� na widok najm�odszego syna. Jej �agodny g�os przywr�ci� go do przytomno�ci. Szybko wsun�� si� na swe zwyk�e miejsce mi�dzy matk� a ojcem. � Zn�w si� sp�ni�e�, ch�opcze, gdzie by�e�? Pewnie w bibliotece? Poprosz� chyba fru Oleson, �eby ci ju� nie po�ycza�a ksi��ek � kapitan Jens Amundsen usi�owa� nada� swemu g�osowi surowy ton, ale wzrok jego z czu�o�ci� spocz�� na drobnej postaci Roalda. � Nie, nie b�j si�, �artuj� tylko � dorzuci� widz�c jego zaniepokojenie. � Czytaj, ch�opcze, czytaj, ucz si� jak najwi�cej. Ja w twoim wieku o tym nie my�la�em. Ca�y dzie� u szkutnika z toporem i d�utem w r�ku, wieczorem sz�o si� troch� pota�czy� czy pogada� z przyjaci�mi przy kuflu piwa. Potem w��cz�ga po morzach, na nauk� czasu nie by�o ani ochoty. M�ody by�em, g�upi. Dzi� gorzko �a�uj�, �e stroni�em od ksi��ki, �ycie przelecia�o raz-dwa, a teraz za p�no. Wy za to, ch�opcy, musicie by� ode mnie m�drzejsi. � Nie wiem, jak b�dzie ze mn�, z Antoniusem i Gustawem, ale z Roalda na pewno b�dziesz mie� pociech�, ojcze. To m�l ksi��kowy � roze�mia� si� z nutk� z�o�liwo�ci w g�osie Leon. � Jak nie w szkole, to w bibliotece, jak nie w bibliotece, to w porcie. Godzinami gapi si� na statki, co z ca�ego �wiata �ci�gaj� do naszej Kristianii, zaczepia marynarzy r�nych narodowo�ci, wypytuje ich B�g wie o co, wraca do domu i zapisuje, co us�ysza�. Sam widzia�em jego notatki. Nie wiem, jak wytrzyma bez tych rozm�w i bez tych bazgrot na wakacjach w Borge. � Tam, w stoczni, te� si� nie znudzi � wtr�ci� Gustaw. � Nic si� nie martw, Leon, ju� on wie, co robi � rzuci� niecierpliwie kapitan Jens. � Niech chodzi do portu, niech przygl�da si� pracy szkutnik�w w Borge. Spokojniej umr�, je�li b�d� wiedzie�, �e on obejmie po mnie stoczni�. Nie b�d� musia� ju� doprasza� si� u obcych in�ynier�w o projekty statk�w. �aden z nich nie zna si� tak jak ja na budowie, �aden lepiej nie potrafi wybra� drewna na ka�d� cz�� szkunera, ale sam nie potrafi� nowego zaprojektowa�. Jestem od nich zale�ny. Roald mnie wyr�czy, b�dzie m�zgiem naszej stoczni w Borge. Zobaczysz, synku, czego razem dokonamy, na ca�y �wiat rozs�awimy Amundsen�w... � urwa� naraz na widok niezadowolenia maluj�cego si� na twarzy �ony. � Hanno Henrikke, je�li Roald b�dzie wola� zosta� lekarzem czy adwokatem, nie b�d� mu broni� � dorzuci� pojednawczo. � Szkoda twego trudu, ojcze, Roald i tak p�jdzie na statek, jak my � roze�mia� si� ha�a�liwie Leon i umilk� widz�c, �e kapitan Jens ruchem g�owy wskazuje znacz�co na matk�. Hanna Henrikke wzruszy�a bezradnie ramionami. Jak zawsze w domu Amundsen�w, rozmowa musia�a zej�� na morze, na szypr�w, kapitan�w, statki, stocznie. Jakby nic poza tym nie istnia�o na �wiecie. Przygarn�a do siebie mocno Roalda. On jeden, w�t�y, delikatny, niepodobny by� do braci. I po raz nie wiadomo kt�ry poprzysi�g�a sobie w duchu, �e najm�odszego syna nie odda morzu. SVEND NIECH�TNIE ZDRADZA TAJEMNIC� HANNY HENRIKKE Rok szkolny dobiega� ko�ca. Na kilka tygodni przed wyjazdem na wakacje do Borge Roald d�ugo w nocy le�a� z otwartymi oczyma, wyobra�aj�c sobie, co b�dzie robi� w ojcowskiej stoczni. Rozpoczyna� wielkie przygotowania, gromadz�c sznury, stare bloki, ma�e kotwice; tam wszystko mog�o si� przyda�. Zasypiaj�c czu� w ustach s�ony smak morskiej wody. Ostatnie dni wlok�y si� wolno, bardzo wolno. Trudno by�o wprost znale�� sobie miejsce. W szkole nie uwa�a�, z zazdro�ci� goni�c wzrokiem sun�ce po niebie ob�oki � do z�udzenia przypomina�y mu �agle. Zatopiony w marzeniach, nie s�ysza� nawet, kiedy na lekcji �aciny nauczyciel wyrwa� go do tablicy. Nie wiedzia�, o co chodzi, i ze wstydem musia� wys�uchiwa� ostrych s��w nagany. Ka�da godzina by�a teraz wyczekiwaniem na t� nast�pn�, kt�ra mia�a go przybli�y� do upragnionego wyjazdu. Tak by�o co roku. Kocha� Borge, ten prosty drewniany dom na kamiennym podmurowaniu i jego ciemne �ciany oplecione dzikim winem, i ten wyrwany lasowi ogr�dek, i t� rozsiad�� szeroko na brzegu fiordu stoczni�, z daleka hucz�c� stukotem siekier, zgrzytem pi�, pe�n� zawsze ruchu i gwaru. Najbardziej jednak cieszy� si� na spotkanie ze swym przyjacielem, cie�l� okr�towym Svendem. � Roald, trwaga, ojciec idzie! � mrukn�� ostrzegawczo cie�la, nie przestaj�c mocnymi uderzeniami topora ociosywa� wielkiego bala sosny kanadyjskiej, na kt�rym siedzia� okrakiem. Nie odwr�ci� si� s�ysz�c, jak w wielkiej stercie wi�r�w tu� za nim co� si� gwa�townie zakot�owa�o, podni�s� g�ow� dopiero w chwili, gdy na z�otaw� powierzchni� obna�onego z kory drzewa pad� cie� nadchodz�cego kapitana. � Dzie� dobry, Svend! Jak my�lisz, kiedy sko�czysz t� st�pk�? �ebra ju� mamy gotowe. � Kapitan Jens Amundsen przysiad� na pniu i wyj�� z kieszeni wypchany sk�rzany kapciuch. Szkutnik wbi� w drzewo b�yszcz�ce w s�o�cu ostrze topora, powoli, z namaszczeniem wyci�gn�� wielk� glinian� fajk�, si�gn�� po kapciuch, u�o�y� na d�oni garstk� tytoniu, splun��, zmi�� j� dok�adnie w kulk� i wcisn�� do fajki. Jens poszed� za jego przyk�adem. D�ug� chwil� obaj milczeli zapatrzeni leniwie w siwe kr��ki dymu unosz�cego si� wysoko w ch�odnym powietrzu. Podobni byli do siebie jak bracia: ogorza�e twarze, wydatne nosy, pod jednakowymi kraciastymi koszulami szerokie bary pozwala�y odgadn�� mocne, stwardnia�e od d�ugoletniej pracy mi�nie, spod krzaczastych brwi patrzy�y �mia�o oczy jakby wyblak�e od d�ugiego wpatrywania si� w morze. Pi�kn� twarz kapitana Jensa szpeci�a tylko szeroka, d�uga szrama; bieg�a po policzku od szcz�ki po sam� skro� i gin�a w bujnej czuprynie, g�sto przypr�szonej srebrnymi pasmami. � Dopiero tu, w Borge, oddycha si� morzem � westchn��. � Obaj z Roaldem dni liczyli�my do wyjazdu z Kristianii. Nie wiesz, Svend, gdzie on si� zawieruszy�? Matka kaza�a mi synalka odnale��. � Widzia�em go niedawno, strz�pi gdzie� pewnie j�zyk na brzegu. Nasi ludzie przepadaj� za nim, nie mogli si� doczeka�, kiedy wreszcie przyjedzie. � Cie�la szybko przeszed� na inny temat: � St�pk� chcia�bym po�o�y� jutro, za tydzie� najp�niej zamocujemy wr�gi. Ewald przygotowa� ju� deski poszycia. Mo�esz by� spokojny, Jens, kuter b�dzie got�w na czas, stocznia Amundsen�w jak zawsze dotrzyma terminu! Kapitan kiwn�� z zadowoleniem g�ow� i nie bez dumy rozejrza� si� wok�. Na trzech pochylniach wok� szkuner�w uwijali si� ludzie, ze wszystkich stron dobiega� rytmiczny stukot topor�w i m�otk�w, w du�ej szopie pod brzezin� metalicznym tonem gra�y pi�y g�usz�c piskliwy jazgot mew. S�ony zapach morza miesza� si� z md�� woni� drewna, bij�c� od stert u�o�onych r�wno beli i desek, spod kt�rych tu i �wdzie przebija�y modre plamki pierwszych przylaszczek. Na wilgotnej korze brzozy � kt�ra wyci�gn�a nad wod� fiordu wiotkie ga��zie, obsypane lepkimi jeszcze listkami � odbija�o si� wiosenne s�o�ce. � O statki z naszej stoczni ludziska si� dobijaj�, nie wykonamy chyba tych wszystkich zam�wie�, jakie dostajesz, Jens. Flotylla twoich �aglowc�w bez przerwy pracuje na morzach. Niejeden ci zazdro�ci. Kapitan Amundsen przytakn�� w milczeniu, poci�gn�� z fajki i ci�ko westchn��. Wzrok jego zatrzyma� si� na wysmuk�ych masztach stoj�cego przy brzegu kutra. Szybko, jakby z �alem, odwr�ci� g�ow�. � Taki� ty, bracie � za�mia� si� ha�a�liwie cie�la. � Na morze ci� ci�gnie, co? Chcia�by� nie . tylko budowa� statki, ale i na nich p�ywa�. A mo�e Hanna Henrikke zgodzi si� wreszcie kiedy�? Tyle ju� przecie� lat up�yn�o, mo�e zapomnia�a? Pogadaj z ni�, Jens. � Nic z tego, nie zapomni, kobiety d�ugo pami�taj�, znienawidzi�a morze, nie chce o nim s�ysze�. Nawet tutaj, do Borge nie lubi przyje�d�a�, wola�aby mnie widzie� w jakim� kantorze, przy biurku. �eby� ty wiedzia�, co wycierpia�a, kiedy Antonius poszed� na morze, potem Gustaw, zn�w na statek. � Umilk� na chwil�, zaci�gn�� si� i patrzy�, jak smu�ki sinego dymu p�yn� swobodnie w powietrzu, nim si� rozchwiej�. � A wreszcie trzeci, Leon. My�la�em, �e tego nie prze�yje, ale to �wi�ta kobieta, pogodzi�a si� jako� z losem. �Ka�dy musi d�wiga� sw�j krzy�" � powiedzia�a. Ale Roalda nie pu�ci za �adne skarby. Ma chyba racj�, za w�t�y na morze, ale w stoczni m�g�by wiele zrobi� � m�wi� kapitan nie zwracaj�c uwagi na cie�l�, kt�ry raz i drugi poruszy� si� niespokojnie, zakas�a�, jakby chcia� mu przerwa�. � C� ja poradz�, �e moi synowie kochaj� morze � ci�gn�� dalej, jakby sam sobie odpowiadaj�c na jakie� pytanie. � Nie darmo w nasz ch �y�ach p�ynie krew marynarzy i rybak�w, dobra krew, to wina dziada i pradziada, �e osiedlili si� pi��set mil morskich od Kristianii, na Hval�r, �e rodzili si� na tych wysepkach, z mlekiem matek wysysali smak morskiej wody, tam �yli, tam kochali, rzadko kt�ry z nich umiera� w swoim ��ku... � Jens, sp�jrz, co te wariaty wyprawiaj�! Wszystko krzywo u�o��! � przerwa� mu nagle szkutnik. Kapitan spr�y�cie zerwa� si� z k�ody i wielkimi krokami pop�dzi� na trzeci� pochylni�. Svend wyczeka� chwil� i obejrza� si� za siebie. � Roald, mo�esz ju� wyj��! Sterta wi�r�w naraz o�y�a. Powoli, ostro�nie wychyn�a z niej g�owa, jasne, wielkie oczy uwa�nie zbada�y horyzont, po chwili ch�opak stan�� ko�o cie�li. W zmierzwionych w�osach tkwi�y jeszcze pasma wi�r�w, pokryte nimi by�o ca�e ubranie. � Wygl�dasz jak strach na wr�ble... � pr�bowa� �artowa� cie�la, ale rozpalone policzki ch�opca i jego roziskrzone oczy m�wi�y za siebie. Musia� s�ysze� wszystko, o czym nie powinien by� wiedzie�. � Svend, wyt�umacz mi, czemu matka nie zechce pu�ci� ojca na morze? Ani mnie? � Daj mi �wi�ty spok�j! Ja nie powiedzia�em ojcu, �e� si� schowa� w wi�rach, a ty... Kto ci� uczy� pods�uchiwa� starszych? � Svend, ja musz� wiedzie�, ju� dawno zauwa�y�em, �e matka nie mo�e s�ucha� o morzu, nie znosi opowiada� o podr�ach. Kiedy� skrzycza�a mnie, gdy zapyta�em j� o nasz dom w Chinach, a przecie� tam si� urodzi� Antonius. � W Chinach! � przerazi� si� cie�la. � Nigdy przy matce nie wa� si� wspomnie� o tym kraju. Nie chce o nim s�ysze�, to jej rzecz, rozumiesz? Jak b�dziesz starszy, sama ci opowie. � Nie jestem dzieckiem � �achn�� si� Roald. � Sven, powiedz, ja umiem milcze�. � Po co ci to? � spyta� niepewnie cie�la. � Dobrze, zapytam Olava, on tak�e wie, sam kiedy� zacz��... � w g�osie ch�opca zabrzmia�a nuta uporu. Ogorza�a twarz Svena spurpurowia�a po koniuszki w�os�w, r�ka z toporkiem zawis�a w powietrzu. � Co? Z tym starym plotkarzem chcesz m�wi�, z tym zatraconym pijaczyn�, co z n�g si� wali po trzech kuflach piwa? � wykrzykn�� z oburzeniem. � Tego si� po tobie nie spodziewa�em... � Nie gniewaj si�, Svend. Prosz� ci�, powiedz, nie pisn� ani s��wkiem nikomu. � Jak chcesz. I tak si� kiedy� dowiesz. Tego wieczora Roald szybciej ni� zwykle pobieg� do swego pokoju, przekr�ci� klucz w zamku, chcia� by� sam. Rozumia� ju� teraz l�k Hanny Henrikke na wspomnienie o Chinach, jej niech�� do morza. Wiedzia� wreszcie, czemu ojciec wyrzek� si� dalekich rejs�w, poj��, �e na przeszkodzie jego w�asnych marze� o podr�ach stanie serce matki, kt�ra nie mo�e zapomnie�. Daremnie wtula� g�ow� w poduszki; pod przymkni�te powieki wci�� natarczywie wciska�y si� obrazy, jakie podsuwa�a wyobra�nia rozbudzona opowiadaniem Svenda. ...Tr�jmasztowy szkuner �Constantin", najpi�kniejszy z ca�ej flotylli kapitana Amundsena, p�ynie pod pe�nymi �aglami po wodach Pacyfiku. W b��kitnawej mgie�ce dawno ju� znik�y zarysy chi�skich wybrze�y. Na mostku ster�wki � kapitan Jens, w granatowym mundurze suto obszytym z�otymi galonami, w d�oni d�uga luneta, przez kt�r� bada pusty horyzont. Od czasu do czasu zerka na g�rny pok�ad, po kt�rym przechadza si� jego ukochana Hanna Henrikke, m�oda i pi�kna, jak na tym portrecie, co wisi nad kominkiem w salonie. Szkuner p�ynie kursem na Hawan�. Ju� od trzech lat kr��y bez przerwy na tej trasie, przewo��c kulis�w chi�skich na plantacje trzciny cukrowej i kawy. Ameryka nieustannie potrzebuj� na Kubie taniej si�y roboczej, a statki norweskie i norweskie za�ogi od wiek�w ciesz� si� dobr� s�aw� na ca�ym �wiecie. Pod pok�adem i teraz �Constantin" wiezie co najmniej trzystu kulis�w. Wychudli, wyn�dzniali � z d�ugimi czarnymi warkoczami na plecach, w porwanych kimonach � bud�, lito��. W zat�oczonych �adowniach duszno jest i ciasno. I chocia� regulamin tego nie wymaga, kapitan Amundsen ka�e ich raz dziennie niewielkimi grupami wypuszcza� na kr�tki spacer po pok�adzie, �eby mogli odetchn�� �wie�ym powietrzem. Owego pami�tnego dnia upa� jest nie do wytrzymania; os�oni�ta barwn� chi�sk� parasolk�, wsparta o reling Hanna Henrikke z niecierpliwo�ci� czeka, kiedy m�� wreszcie znajdzie dla niej chwil� czasu. Godzina spaceru kulis�w. Na pok�ad wysypuje si� ci�ba sko�nookich ludzi. Jeden z nich niepostrze�enie wymyka si� z t�umu, wdrapuje na pomost ster�wki, bezszelestnym krokiem skrada si� od ty�u do kapitana, praw� d�o� skryt� ma pod kimonem, jest tu�, tu�, b�yskawicznym gestem podnosi w g�r� top�r... Hanna Henrikke chce krzykn��, ostrzec m�a, ale g�os wi�nie jej w gardle, strach parali�uje ruchy. Jakby czuj�c niebezpiecze�stwo, kapitan Jens odwraca si� raptownie, odskakuje w ty�. Za p�no. Stalowe ostrze wcina mu si� w twarz, zalany krwi� pada na deski pok�adu. Kobiecy g�os przeszywa powietrze, z �adowni szerok� fal� wylewaj� si� kulisi uzbrojeni w no�e, sztylety, toporki, obezw�adniaj� paru marynarzy, krzycz� wniebog�osy. Jak spod ziemi przy le��cym bezw�adnie kapitanie wyrasta pierwszy oficer; w obu jego d�oniach l�ni stal rewolwer�w, raz po raz b�yska z nich ogie�. Na poimoc nadbiegaj� uzbrojeni marynarze, salwy g�ruj� nad wrzaskiem t�umu. Powoli, opornie za�oga spycha kulis�w pod pok�ad. Hanna Henrikke kl�czy ju� przy m�u, ostro�nie unosi zalan� krwi� g�ow�. Niewiele brakowa�o, a cios by�by �miertelny. Na szcz�cie czaszka nie naruszona, kraw�d� ostrza ze�lizn�a si� tylko po twarzy. ...Bunt na statku nie wygasa. Nikt nie wie, kiedy i jak rozszalali kulisi zdo�ali podpali� trap prowadz�cy do �adowni. Walka toczy si� dalej, p�omienie ognia li�� suche drewno. � Zag�uszy� wszystkie luki! Zakry� brezentami odwietrzniki! � padaj� rozkazy. Kulisi pobici zostali w�asn� broni�: k��by dymu d�awi�, o�lepiaj�, zmuszaj� ich wreszcie do poddania. Odzyskawszy przytomno�� kapitan Amundsen wys�uchuje meldunku pierwszego oficera: � Na szkuner razem z kulisami przedosta�a si� szajka pirat�w. Chcieli zaw�adn�� naszym statkiem, obiecuj�c wielkie zarobki, nam�wili �atwowiernych do wszcz�cia buntu. W rzeczywisto�ci mieli zamiar sprzeda� ich w pierwszym ameryka�skim porcie. Przyw�dcy buntu s� ju� pod kluczem, zostan� oddani w r�ce policji natychmiast po dobiciu do brzegu... NICZEGO NIE PRAGN� TAK, JAK TWEGO SZCZʌCIA Ledwie kwadrat okna wype�ni� si� pierwszym brzaskiem, Roald wypad� na dw�r i z rozkosz� wci�gn�� w p�uca ch�odne powietrze. Obmyte nocn� ulew� delikatne listki pozielenia�y, pnie brz�z wydawa�y si� jeszcze bielsze w �wietle poranka. S�o�ce przygrzewa�o, daleko odp�dzaj�c nocne koszmary. W oczach znika�y ka�u�e, nad dymi�cym jeszcze porann� mg�� fiordem chmara ptactwa wiod�a codzienny b�j. I zaraz siedmioma barwami jak olbrzymia podkowa zaja�nia�a t�cza, jednym ko�cem wparta w siw� powierzchni� wody, drugim w ciemn� lini� sosnowego lasu za domem. Po�udniowo-wschodni wiatr wzburzy� spokojn� tafl� Glomme, pomarszczy� j� tak, jak na oceanie, bia�ymi grzywami fal, wpychaj�c w g�r� rzeki masy s�onej morskiej wody. Roald stan�� niezdecydowany. Um�wi� si� ze Svendem na drugim brzegu, ale taki widok m�g� przerazi� nawet do�wiadczonego marynarza. Waha� si� kr�tko. Mocnym ruchem zepchn�� ��dk� i co si� w ramionach wpar� si� w wios�a. W mgnieniu oka pr�d porwa� j� jak �upink� i wyni�s� na �rodek rzeki. Jedna fala, druga przetoczy�y si� przez nisk� burt�, zala�y dno. Wydawa�o si�, �e krzy� p�knie od wysi�ku napi�tych mi�ni, wios�a gi�y si� w r�kach jak patyki, woda stawia�a op�r niczym ska�a, wype�nia�a szybko ��d�, dochodzi�a do kolan. Nie spos�b by�o d�u�ej czeka�. � Opu�ci� statek! � krzykn�� jak kapitan, kt�ry wydaje rozkaz za�odze, i jednym podrzutem cia�a skoczy� w spieniony nurt. Nigdy p�niej nie umia� sobie przypomnie�, jak d�ugo walczy� ze wzburzon� fal�. Minuty, kwadranse, godziny? Ca�� si�� woli zmusza� si� do spokoju. Wypluwa� zm�tnia�a wod� zalewaj�c� mu ust, nie m�g� rozewrze� powiek, stara� si�, �eby ruchy ramion i n�g by�y miarowe i silne, jak najsilniejsze. Nie wiedzia�, kiedy straci� przytomno�� ani czyje r�ce wyci�gn�y go wreszcie na brzeg. Svend uni�s� ch�opca lekko jak pi�rko, zani�s� do suszarni, rozebra� i mocno naciera� szmatami skostnia�e cia�o. � Dobrze� si� spisa�, nie ma co m�wi�. Jens by�by z ciebie dumny, ale wiesz, lepiej nic mu nie powiemy, got�w jeszcze si� wygada�, a wtedy Hanna Henrikke raz na zawsze zabroni ci k�pieli. No co, ju� cieplej? Ale� ty sobie mi�nie wyrobi�, ch�opcze, trudno wprost uwierzy�. Dawniej, jak bra�em za ramiona, to mi si� serce z �alu �ciska�o, takie patyki, a teraz?! Jake� do tego doszed�? � Staram si�, jak mog�, ju� mi obrzyd�o, �e ka�dy mi od chuchra wymy�la � Roald rad by� z pochwa�y. � Ale co za licho ci� podkusi�o, �eby wyp�yn�� na tak� fal�. � um�wili�my si�, �e przep�yn� na drug� stron� rzeki, �e ci pomog�... � Taki� s�owny? � cie�la z uwag� popatrzy� na blad� jeszcze twarz ch�opca. � Jestem i b�d� zawsze � upewni� go powa�nie Roald. Ch�odna k�piel, kt�ra mog�a sko�czy� si� tragicznie, nie zniech�ci�a Roalda. Korzysta� z ka�dej sposobno�ci, �eby niepostrze�enie wymkn�� si� na rzek�. P�ywa� d�ugo, p�ki nie omdla�y ramiona, p�ki nie odm�wi�y pos�usze�stwa mi�nie n�g, nie zsinia�y wargi. Coraz szybciej i sprawniej pokonywa� Glomme, coraz mniej si� m�czy�; nie m�g� sobie tak�e odm�wi� rado�ci nurkowania. Im g��biej � tym ch�odniej, tym trudniej, a nic nie jest przecie� bardziej pasjonuj�ce ni� przezwyci�anie przeszk�d. Kiedy wraca� do domu na kolacj� po ca�ym dniu biegania, krz�taniny w stoczni � podrapany, pokaleczony, nieraz w podartym ubraniu � serce Hanny Henrikke nape�nia�o si� niepokojem, ale na widok ogorza�ych policzk�w syna, jego rozja�nionych oczu milk�a nie chc�c mu psu� radosnych chwil. Szybko up�yn�o lato, jak co roku zbli�a�a si� chwila powrotu do Kristianii. Nie hucza�y ju� na niebie letnie grzmoty, ptaki prze�piewa�y wszystkie swoje pie�ni i niekt�re szykowa�y si� do odlotu, tylko mewy k��ci�y si� wci�� tym samym, �widruj�cym uszy, jazgotliwym krzykiem. Smutek rozstania ze Svendem, ze stoczni�, ze swobod� �agodzi�a my�l o pe�nym r�noj�zycznego gwaru porcie w Kristianii, o nowych ksi��kach w bibliotece, o dziennikach okr�towych tych szcz�liwc�w, kt�rzy poznali dalekie morza. Mija�y beztroskie lata dzieci�stwa. Jeden rok, drugi, trzeci. Roald coraz ch�tniej przys�uchiwa� si� rozmowom ojca z cie�l�, razem z nimi cieszy� si� projektem rozbudowy Borge, przywyka� powoli do my�li, �e stanie kiedy� do pomocy ojcu. Stocznia to nie ciasna klitka kancelarii adwokackiej, nie gabinet lekarski, to marynarze, to szeroko rozwarte okno na �wiat. Ale los chcia� inaczej. Zaniedbane podczas jesiennych s�ot zapalenie p�uc w b�yskawicznym tempie zmog�o silny organizm kapitana Jensa. Nag�a �mier� ojca jak grom porazi�a Roalda. Rozpacz matki kaza�a mu si� opanowa�. By� teraz jej jedynym opiekunem; bracia p�ywali na dalekich morzach, Svend od chwili pogrzebu kapitana Jensa zamilk� i postarza�, jakby mu naraz kilka dziesi�tk�w lat zwali�o si� na barki. Roald nie spodziewa� si�, jak szybko spadn� na niego nowe ciosy: sprzeda� stoczni, kt�rej nie mia� teraz kto prowadzi�, sprzeda� domu w Borge, rozstanie z cie�l�, starym, oddanym przyjacielem dziecinnych lat... Z ci�kim sercem poszed� popatrze� ostatni raz na wybrze�e, na fiord, na rzek�. �Ju� nigdy wi�cej" � ko�ata�a w m�zgu natr�tna my�l. By�a nie do zniesienia. Nie m�g� s�ucha� szumu morza, patrze� d�u�ej na fiord. Rzuci� si� w las, roztr�caj�c po drodze stadko owiec skubi�cych po��k�e �d�b�a trawy. Pod smuk�ymi sosnami nie dochodzi� szum fali, mroczno by�o i cicho, powietrze pachnia�o igliwiem namok�ym mg��. Jesienny podmuch str�ca� z buk�w i brz�z ostatnie li�cie i zmiata� je w z�ote, szeleszcz�ce pod stopami sterty. W dali rozleg� si� nagle cienki dyszkant syreny. Jakby morze przyzywa�o Roalda, jakby mu nie dawa�o o sobie zapomnie�. I naraz zrozumia�, �e rozstanie ze stoczni� w Borge nic w jego �yciu nie zmieni, �e i tak wyp�ynie kiedy� w daleki �wiat, za kt�rym do ostatniego tchu t�skni� kapitan Jens. Syrena hucza�a wci�� bli�ej i bli�ej, t�umiona podnosz�cym si� nad wodami fiordu oparem mg�y. Cienkim, monotonnym g�osikiem wt�rowa�a jej przybrze�na boja, poruszana fal�. Ch�odny podmuch ni�s� w cisz� lasu s�one kropelki. � Teraz mam ju� tylko ciebie, ty jeden mi pozosta�e� � us�ysza� Roald przekraczaj�c pr�g ton�cego w p�mroku pokoju. Widzia�, �e matka z trudem stara si� u�miechn��, ale s�owa jej zabrzmia�y jak szloch. � Przyrzeknij, synku, �e ty przynajmniej nigdy mnie nie opu�cisz. Nied�ugo sko�czysz szko��... pos�uchaj mnie, id� na medycyn�. Wiesz, jak o tym marz� od dawna. Wyjedziemy gdzie� na prowincj�, ot, cho�by do Sarpsborg. O�enisz si�, b�d� tam nia�czy� wnuki, wyrosn� w�r�d starych przyjaci� rodziny Amundsen�w. B�dziesz, jak nasz zacny Svenson, leczy� ludzi, przynosi� im ulg� w cierpieniach. Otocz� ci� za to szacunkiem, wdzi�czno�ci� � m�wi�a chaotycznie, jednym tchem, jakby chcia�a zrzuci� z serca wielki ci�ar. Jej oczy patrzy�y b�agalnie na pochylon� g�ow� syna. � Sp�jrz na mnie, Eoald, powiedz, �e mnie rozumiesz, �e si� zgadzasz. B�agam ci�, zr�b to dla mnie! Jednego tylko w �yciu pragn�: twojego szcz�cia. I jestem pewna, �e osi�gniesz je na tej drodze. Wargi Hanny Henrikke dr�a�y, g�os �ama� si�, jakby za chwil� mia�a wybuchn�� p�aczem. � Dobrze, mamo, zrobi�, jak sobie �yczysz � us�ysza�a po d�u�szej chwili bezbarwny, dziwnie obcy g�os. Uszcz�liwiona przytuli�a syna. W milczeniu schyli� si� nad jej r�k�. C� m�g� matce powiedzie�? Jak wyzna� ci�ko dotkni�tej �mierci� m�a, osamotnionej w tym pustym domu, �e nic mu nie jest bardziej obce ni� zaw�d prowincjonalnego lekarza? Pragn�c jego szcz�cia Hanna Henrikke nie potrafi�a zrozumie�, �e przekre�la wszystkie plany syna, k�adzie kres marzeniom ca�ego dzieci�stwa, zamyka wrota dalekiego �wiata i �ycia na morzu. Teraz ju� tylko ukradkiem, najcz�ciej po nocach, czyta�, co tylko m�g� znale�� w bibliotece o polarnych wyprawach. Zam�cza� bibliotekark� pro�bami o ksi��ki podr�nicze, �o rejsach po arktycznych morzach" � powtarza� jej za ka�dym razem. Gdy zabrak�o norweskich, du�skich i szwedzkich, si�gn�� po angielskie. Z niema�ym mozo�em, zagl�daj�c raz po raz do s�ownika, wertowa� dok�adnie stron� po stronie, pragn�c wszystko zrozumie�. M�odzie�cz� wyobra�ni� wstrz�sn�y tragiczne losy uczestnik�w ameryka�skiej ekspedycji, wys�anej na zachodnie wybrze�a Grenlandii w zwi�zku z pracami Pierwszego Mi�dzynarodowego Roku Polarnego. Do �czarnej karty historii arktycznej", jak nazywano t� ekspedycj� na �amach prasy, powraca� Roald wielokrotnie. Znaj�c z ksi��ek jak ma�o kto w Norwegii Dalek� P�noc, d�ugo nie m�g� poj��, czemu dow�dc� wyprawy podbiegunowej zamianowano beztrosko w Waszyngtonie porucznika kawalerii, kt�rego �kto� komu� poleci�". A �e m�ody wojskowy nie mia� zami�owa� badawczych i niewiele wiedzia� o Arktyce, do pomocy dodano mu znanego podr�nika, kt�ry sporo lat sp�dzi� w krajach... tropikalnych. Na domiar z�ego niedo�wiadczonemu dow�dcy przydzielono nie naukowc�w czy przyzwyczajonych do trud�w m�rz polarnych marynarzy, lecz �o�nierzy piechoty. Zamiast do jakiego� spokojnego garnizonowego miasteczka, w kt�rym �ycie p�yn�oby beztrosko, odkomenderowano ich ot tak, po prostu, pod osiemdziesi�ty drugi stopie� szeroko�ci p�nocnej. W zeszycie Roald zapisywa� kolejno wydarzenia, jakie rozgrywa�y si� podczas wielu koszmarnych miesi�cy tej wyprawy, notowa� daty i trasy marsz�w, temperatury powietrza, pragn�� zrozumie�, jakie b��dy pope�niali ci ludzie, co nale�a�o uczyni�, �eby unikn�� podobnego losu. Wieczorami, zamykaj�c ksi��k�, d�ugo nie m�g� zasn��. W ciemno�ci zalegaj�cej pok�j pr�cz ��tawego migotu gazowej latarni ulicznej oczyma wyobra�ni widzia� nad g�ow� barwne wst�gi zorzy i polarnej, jedynego �wiat�a, kt�re przez d�ugie trzy zimowania towarzyszy�o uczestnikom wyprawy Greely'ego. KIEDY DOW�DCA TRACI WIAR� � To oni! � wrzasn�� nagle marynarz na widok wyblak�ych strz�p�w gwia�dzistego sztandaru, kt�ry ledwie widoczny powiewa� w�r�d ska�. � Greely! Greely! � krzyczeli inni biegn�c w kierunku wtulonego w ziemi� namiotu. Odpowiedzia�a im cisza. � Wymarli chyba wszyscy � wyszepta� kt�ry� przera�ony, potkn�wszy si� o zesztywnia�e zw�oki. Nie opodal le�a�y drugie i trzecie, przykryte �niegiem. Jeden z marynarzy wybuchn�� p�aczem, inni gor�czkowo ci�li no�ami zmarzni�ty, sztywny niczym blacha brezent milcz�cego namiotu. �...Byli tu ludzie, ale �aden z nich si� nawet nie poruszy�, nie drgn�� � opowiada� p�niej dow�dca grupy ratowniczej ze statku �Tbetis�. � Jeden, o szklistych, nieprzytomnych oczach i opadni�tej jak u trupa szcz�ce, wydawa� si� martwy. Drugi le�a� niby k�oda, okaleczony, bez st�p, bez d�oni, do przegubu prawej r�ki mia� przywi�zan� �y�k�. W k�cie tuli�y si� jakie� cztery wyn�dznia�e postacie. Kto� w brudnych strz�pach, z d�ug�, zmierzwion� brod�, bardziej do szkieletu podobny ni� do �ywego cz�owieka, nie mog�c utrzyma� si� na opuchni�tych nogach, przyczo�ga� si� do mnie na czworakach. � Porucznik Greely? � rzuci�em, sam sobie nie dowierzaj�c. � Tak, to ja � wymamrota� z wysi�kiem, jakim� g�uchym, drewnianym g�osem. � Zosta�o nas tylko siedmiu, umieramy, zrobili�my wszystko, co by�o w naszej mocy. Sami za�wiadczycie. I wyczerpany zwali� si� na ziemi�." Widz�c, w jak strasznym stanie znajduj� si� na wp� ob��kani z g�odu uczestnicy wyprawy, marynarze �Thetis" czym pr�dzej przynie�li co� do jedzenia. Z Greelym musieli stoczy� walk�, �eby wyrwa� mu z r�k puszk� konserw mi�snych, rzuci� si� na ni� jak wyg�odnia�e zwierz�. Z dwudziestu czterech ludzi przy �yciu zosta�o zaledwie siedmiu. Siedem ludzkich szkielet�w. �...G��d skr�ca� nam kiszki. Kiedy otworzyli�my beczk� z zepsutymi sucharami dla ps�w � wspomina� p�niej kt�ry� z uratowanych � w mgnieniu oka rozszarpali�my zbutwia�e, zielone od ple�ni okruchy... wydrapywali�my je ze �niegu." Wstrz��ni�ci g��boko, przera�eni tym, co zobaczyli, uczestnicy wyprawy ratowniczej stopniowo, dzie� po dniu, godzina po godzinie dowiadywali si� o losach nieszcz�snej ekspedycji, kt�ra by�a jednym splotem tragicznych nieporozumie�. Na Dalek� P�noc wypraw� ameryka�sk� dowi�z� statek �Proteus" wiosn� 1881 roku. Pocz�tkowo wszystko zapowiada�o si� jak najlepiej. Po up�ywie miesi�ca w Zatoce Lady Franklin na Ziemi Ellesmere'a wznosi�y si� ju� drewniane baraki stacji �Fort Conger". Arktyczna zima nie przerazi�a nikogo; pe�ni zapa�u �o�nierze chwalili sobie Grenlandi�. � Wcale nie jest taka straszna ta Daleka P�noc � stwierdzali jedni z pewnym zawodem, gdy� spodziewali si� egzotycznych prze�y�, inni z wyra�n� ulg�. Pierwsze wiosenne wyprawy w teren przynios�y im jednak pierwsze przykre niespodzianki. Ze zgroz� przekonali si�, czym jest naprawd� Arktyka. N�ka�y ich czterdziestostopniowe mrozy i burze �nie�ne. Huraganowy wiatr nieraz porywa� sanie za�adowane �ywno�ci� i rzuca� je w szczeliny lodowe. Niedo�wiadczeni Amerykanie, zaskakiwani w drodze zadymk�, z trudem wznosili domki �nie�ne, niczym nie przypominaj�ce szczelnego, ciep�ego eskimoskiego igloo. Do rozpalenia ogniska z przemarzni�tego drzewa zu�yli kiedy� nadaremnie ostatnie pude�ko zapa�ek. Dygotali z zimna. Gdyby� tak kawa�ek papieru... Oci�gaj�c si� jeden z �o�nierzy wyci�ga wreszcie z portfela najwi�kszy sw�j skarb, list od narzeczonej, po�egnalny, pe�en ciep�ych s��w � od chwili wyjazdu nosi� go na sercu niby relikwi� � i ogie� bucha jasnym p�omieniem. �...My�l�, �e nikt nie przeszed� tego, co my�my tu wycierpieli" � notuje naiwnie, nie przeczuwaj�c, co los im jeszcze zgotuje. Miesi�c mija� za miesi�cem na wyczekiwaniu �Proteusa". Statek mia� przywie�� latem do �Fort Conger" now� za�og�, zapasy �ywno�ci, a zimownik�w zabra� do kraju. Daremnie jednak niecierpliwe spojrzenia wypatrywa�y na horyzoncie �agli. Greely �elazn� dyscyplin� wojskow� i rygorami stara� si� zapobiec narastaj�cemu rozgoryczeniu. Gorszej drogi nie m�g� wybra�. Por�niwszy si� ze swym zast�pc� ju� w pierwszych miesi�cach zimowania, przesta� z nim rozmawia�, ograniczaj�c si� do wydawania polece� na pi�mie. Faworyzowa� jednych, utr�ca� innych, nie �agodzi� niesnasek i swar�w, jakie wybucha�y z lada powodu. Bogu ducha winni �o�nierze nie wiedzieli, czemu si� m�cz�, co ich czeka, dow�dca nie zada� sobie trudu, �eby im wyt�umaczy�, jaki cel maj� uci��liwe obserwacje i pomiary, kt�re musieli nieustannie przeprowadza�, �eby wype�ni� zadania zwi�zane z Mi�dzynarodowym Rokiem Polarnym. Pracy mieli niewiele, czasu na nieweso�e rozmy�lania du�o, liczyli wi�c dalej dni, ale tygodnie mija�y za tygodniami, a widnokr�g wci�� by� pusty. Lato zbli�a�o si� ku ko�cowi, nad pustkowiem Ziemi Ellesmera zak��bi�o si� morze mg�y, wod� przy brzegach zaci�gn�o cienkie szkliwo m�odego lodu, tylko patrze�, jak zamarznie w tward� skorup�. Co wtedy? Nikt ju� nie m�g� �udzi� si� d�u�ej. Statek nie zd��y przyp�yn�� przed zim�. Ka�da doba przynosi�a potwierdzenie tej strasznej prawdy. Dow�dca straci� nadziej�, ze zgroz� my�la� o drugim zimowaniu. Rozpacz by�a mu z�ym doradc�. Coraz surowiej, coraz bezwzgl�dniej odnosi� si� do swych �o�nierzy. Byle drobiazg urasta� teraz w �Fort Conger" do olbrzymich rozmiar�w, wyprowadza� z r�wnowagi, dra�ni�. Ka�de odezwanie brzmia�o jak warkni�cie, a milczenie pe�ne by�o goryczy. Porucznik Greely nie umia� stan�� na wysoko�ci zadania, kt�re mu nieopatrznie powierzono. Zamiast podnosi� na duchu za�amanych, podej�� do nich po przyjacielsku, wynale�� jak�� prac�, wykrzesa� atmosfer� zrozumienia we wsp�lnym nieszcz�ciu, ucieka� si� do systemu coraz ci�szych kar. Sytuacja z dnia na dzie� stawa�a si� coraz bardziej trudna. Tym trudniejsza, �e nad �Fort Conger" zawis�o widmo g�odu. Na bezkresnych pustkowiach Ziemi Ellesmera niecz�sto udawa�o si� Amerykanom co� upolowa�, a surowo racjonowane resztki zabranych z kraju zapas�w �ywno�ci, obliczonych na jedno tylko zimowanie, by�y ju� na uko�czeniu. U kresu ci�kiej i trudnej do przetrzymania drugiej nocy polarnej ka�dy �y� tylko nadziej�, �e nadej�cie statku po�o�y kres cierpieniom. Ale i tego lata daremnie wypatrywano �Proteusa". Zrozpaczony dow�dca postanowi� wreszcie opu�ci� �Fort Conger" i wycofa� si� bardziej na po�udnie, do miejsca, w kt�rym kapitan mia� za�o�y� pomocniczy sk�ad �ywno�ci, w przypadku gdyby l�d nie przepu�ci� statku do stacji. W niewielkim kutrze parowym z trudem pomie�ci�a si� ca�a za�oga. Porucznik Greely wyda� rozkaz pozostawienia na brzegu trzech �odzi, ps�w i cz�ci zapas�w. By� tak pewny, i� dotrze �atwo do dobrze zaopatrzonego sk�adu, �e nie zdawa� sobie sprawy z w�asnej lekkomy�lno�ci. Po przep�yni�ciu zawalonego kr� kana�u wok� kutra zamkn�y si� lodowe pola. Walka z zastyg�ym morzem poch�on�a resztki si� rozgoryczonych i wyg�odnia�ych ludzi. Dow�dca postanowi� zej�� na l�d i i�� dalej pieszo. Marsz by� niezwykle ci�ki, a zako�czenie tragiczne. Ze sk�adu wia�a pustka... Gdzie� w k�cie poniewiera�o si� par� zaledwie work�w z �ywno�ci�, zostawionych jak na po�miewisko, i list kapitana, wyja�niaj�cy t� straszn� tajemnic�. �Proteus" przed rokiem zosta� zmia�d�ony przez l�d o dwie�cie kilometr�w od Zatoki Lady Franklin. Jaki� przypadkowo napotkany wielorybnik uratowa� wprawdzie rozbitk�w, ale przera�eni katastrof�, szcz�liwi, �e uchodz� z �yciem z bia�ego piek�a, nie zatroszczyli si� o los Greely'ego. �... Nie tra�cie nadziei, zachowajcie odwag�" � zako�czy� list kapitan. �atwo mu przysz�o rzuci� na wiatr te s�owa... C� pozostawa�o Amerykanom? I�� dalej, jak najdalej na po�udnie. Po strasznej pieszej w�dr�wce wyprawa dotar�a wreszcie do Przyl�dka Sabiny nad Cie�nin� Smitha. Mo�e tu pr�dzej ni� gdzie indziej przedostanie si� wiosn� jaka� pomoc � zdecydowa� porucznik Greely. �...Czemu nie wys�ano innego statku na ratunek? Czy ju� zapomniano o nas w kraju, czy�by wykre�lono nas z listy �ywych?" � zapytywa� si� w duchu ka�dy z uczestnik�w wyprawy, nikt jednak tych gorzkich pyta� nie o�mieli� si� wypowiedzie� g�o�no. I tak nie by�o na nie odpowiedzi. Dow�dca pope�ni� jeszcze jeden b��d. Nie zdecydowa� si� zawezwa� na pomoc �owc�w eskimoskich z osady le��cej o sze��dziesi�t zaledwie kilometr�w od Przyl�dka Sabiny. Nie lubi� Eskimos�w, dra�nili go swym prostactwem, brudem, nieokrzesaniem. Przes�dy rasowe nie pozwala�y mu � jak sam p�niej pisa� � na �utrat� twarzy". �To dzikusy, nie s� zdolni poj�� wielkich cel�w badawczych, jakie nam przy�wiecaj�, byliby mi tylko zawad�" � t�umaczy� wcze�niej, nie chc�c przyj�� eskimoskich przewodnik�w. A .kiedy wreszcie w obliczu trzeciego przymusowego zimowania ugi�� si� i postanowi� wys�a� do osiedla dw�ch zwiadowc�w � by�o ju� za p�no. Bariery lodowe stan�y im na przeszkodzie. Zapas �ywno�ci, kt�rym rozporz�dzali Amerykanie w przededniu trzeciego zimowania, m�g� wystarczy� zaledwie na dni czterdzie�ci, a dni tych by�o przed nimi jeszcze dwie�cie pi��dziesi�t... Przed zapadni�ciem trzeciej nocy polarnej zapomniani przez Boga i ludzi uczestnicy wyprawy Greely'ego zd��yli skleci� lepiank� z bry� skalnych. Zapanowa�y w niej wkr�tce g��d i rozpacz i one dyktowa�y ludziom swe nieub�agane prawa. Po zako�czeniu Pierwszego Roku Polarnego czterdzie�ci osiem stacji obj�tych mi�dzynarodowym programem zako�czy�o swe prace, uczestnicy wypraw powr�cili do kraj�w, rozpocz�to opracowywa� wyniki dokonywanych przez ca�y rok obserwacji. Brak by�o tylko wie�ci o ekspedycji Greely'ego. Tragiczne losy podr�nik�w ameryka�skich, Haysa, Kane'a � kt�rzy przed kilku laty pr�bowali dotrze� do bieguna p�nocnego za�lepieni wiar� w istnienie �wolnego od lod�w morza" � u�wiadomi�y nagle opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych niebezpiecze�stwo, w jakim m�g� znale�� si� Greely. Nie zapomniano jeszcze katastrofy ameryka�skiego statku �Jeannette", zmia�d�onego przez l�d przy syberyjskich wybrze�ach, i tragicznego losu jego dow�dcy, porucznika de Longa. Prasa ameryka�ska wielkim g�osem zacz�a domaga� si� akcji ratowniczej dla ekspedycji porucznika Greely'ego. Pod naciskiem opinii publicznej w�adze zdecydowa�y si� wreszcie wys�a� pomoc sp�nion� o dwa lata. W 1883 roku za�oga �Thetis" d�ugo przeszukiwa�a pustynne, dzikie wybrze�a, nigdzie nie natrafiaj�c na �lad ludzi. Marynarze postanowili p�yn�� dalej na p�noc i tam pr�bowa� jeszcze szcz�cia. I wtedy kt�ry� z nich, przypadkiem, w ostatniej chwili spostrzeg� gwia�dzisty sztandar. W par� lat p�niej o dniach g�odu i �mierci, tej czarnej karcie arktycznych kronik, napisa� sam Greely, mianowany ju� genera�em. Ostatnie stronice dziennika wyprawy m�wi�y wi�cej ni� jakiekolwiek komentarze. I jak przestroga zapad�y w pami�� Roalda. �6 kwietnia 1883 r. Od dwudziestego pi�tego lutego Lockwood czuje si� znacznie gorzej. To nie szkorbut � to os�abienie g�odem. Przydzielam mu dodatkow� porcj�, cztery uncje surowego ptasiego mi�sa. 8 kwietnia... Lockwood ma zapa��, nie wiem ju�, kt�r� z kolei, potem wyst�puj� oznaki zaburzenia umys�owego. 9 kwietnia... O czwartej nad ranem traci przytomno��, w dwana�cie godzin p�niej umiera. 20 maja... Chc�c ratowa� Izraela, daj� mu cztery uncje ptasiego mi�sa, ostatnie, jakie nam pozosta�y. Nie pomaga. 23 maja... Umiera Ralston, na chwil� przed �mierci� Izraela wysuwa si� ze �piwora martwy... Le�� kostniej�c z zimna, jakie wieje od zw�ok. Straszna noc. Przy �yciu trzyma chyba tylko wola przetrwania. Zosta�o nas ju� tylko czternastu. Je�li nie uda si� zapolowa� lub pomoc nie nadejdzie w czas, zginiemy wszyscy. 4 czerwca... Brak sil, �eby pochowa� zmar�ych. 6 czerwca... Szeregowiec Henry przyzna� si�, �e na poprzednim postoju ukrad� sk�ry foki, z kt�rych gotujemy zup�. Skaza�em go na �mier� przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano. ...Benden zmar� dzisiaj po po�udniu. Przypuszczam, �e to rozstrzelanie Henry'ego przyspieszy�o jego �mier�. Doktor Parry za�y� ca�y zapas morfiny, jaki mia� w apteczce podr�cznej. Zmar� o sz�stej po po�udniu. 8 czerwca... Spokojny, jasny dzie�. W ci�gu pi�ciu godzin zdo�a�em uzbiera� kilka gar�ci porost�w... Po po�udniu zjedli�my gulasz z ostatnich kawa�k�w rzemieni, wymieszanych z porostami i mchem. 9 czerwca... Nowe objawy szkorbutu. Cornellowi krwawi� dzi�s�a, Schneiderowi puchn� i sztywniej� kolana... zaczyna bredzi�. Na kolacj� odrobina porost�w, herbata i r�kawice z foczej sk�ry. Ostatnie. 12 czerwca... Gardiner zmar� zag�odzony." Z MORZEM NIE WOLNO BEZKARNIE �ARTOWA� � Jestem doprawdy szcz�liwa, fru Borchgrevink, �e m�j Roald, cho� taki odludek, zaprzyja�ni� si� z pani synem. Carsten jest wprawdzie znacznie starszy, ale przylgn�li do siebie jak bracia. Kiedy s� razem, usta im si� nie zamykaj�, jeden m�wi przez drugiego. Roald nie mia� dotychczas wielu przyjaci� w szkole, skryty jest, ma�om�wny. A od �mierci ojca, gdy nie ma ju� stoczni, zdziwacza� po prostu, nic tylko ksi��ki i ksi��ki, to przecie� w �yciu nie wystarcza. � Drobne rysy twarzy fru Amundsen wyra�a�y trosk�, ale kiedy u�miechn�a si� do swej s�siadki, mo�na by powiedzie�, �e ca�y �wiat pragn�a przycisn�� do serca. Biedna Hanna Henrikke... Je�eli mog�aby domy�li� si�, co by�o t� nierozerwaln� nici� sympatii mi�dzy obu ch�opcami, na pewno nie przyjmowa�aby tak go�cinnie Carstena Borchgrevinka w domu przy Uranienborgveien. ��czy�a ich bowiem wsp�lna pasja do tajemniczego obszaru lodu, do bia�ych plam na mapach �wiata. Jak magnes przyci�ga�y m�odzie�cz� wyobra�ni�, rozpala�y pasj� poznania nieznanego, budzi�y podziw dla tych, co walczyli, cierpieli i gin�li niejednokrotnie, a wtedy na ich miejsce przychodzi�y zast�py innych. Roald i Carsten, pomagaj�c sobie nawzajem, zdobywali wszystko, co tylko ukaza�o si� w druku o polarnych krainach, po norwesku, po du�sku, po szwedzku, po niemiecku czy po angielsku. �Wiem przynajmniej, po co si� ucz� obcych j�zyk�w" � notowa� w tym czasie Roald. Zeszyty z jego zapiskami p�cznia�y. Nie ufaj�c swej fenomenalnej pami�ci, nie �a�uj�c czasu i trudu, sumiennie od lat prowadzi� notatki z przeczytanych ksi��ek, uk�ada� wykazy polarnych ekspedycji i nazw statk�w. Na starannie szkicowane mapki nanosi� trasy morskich i pieszych szlak�w, jakie cz�owiek przemierzy� lub przemierzy� usi�owa�. �Mo�e mi si� to kiedy� przyda�, nigdy nie wiadomo" � my�la� mru��c zm�czone czytaniem oczy. Trzeba solidnie pracowa� nad sob�, Carsten ma racj�. �Polarnik musi by� odporny na ch��d, to pierwsza zasada, b�d� si� wi�c hartowa�" � postanowi�. I jak zwykle, szybko przechodz�c od zamierze� do czyn�w, p�nym wieczorem otworzy� na ro�cie� okno. Do pokoju wtargn�a fala mro�nego powietrza. Roald odruchowo naci�gn�� ko�dr� na g�ow� i podkuli� nogi. Nie na wiele si� to przyda�o, ch��d przenika� do szpiku ko�ci, mi�nie sztywnia�y, z�b zacz�� uderza� o z�b. � Czy� ty oszala�, Roald? Zapalenie p�uc pewne, Bo�e, co ja mam z tob�! � Hanna Henrikke wpad�a do pokoju i z trzaskiem zamkn�a okno. � Ca�e mieszkanie wyzi�bi�e�. Obudzi�o mnie zimno, trz�s�am si� pod pierzyn�, nie wiedz�c, dlaczego. Co ci� napad�o, ch�opcze? � spyta�a �agodniej. � Mo�e ci zagrza� herbaty? Zapomnia�e� pewnie zamkn�� i zasn��e�, prawda? Wszystko przez to czytanie po nocach. Nakryj� ci� kocem, szybciej si� ogrzejesz. � Dzi�kuj�, mamo, uciekaj, bo si� przezi�bisz � powiedzia� g�o�no Roald, a w duchu pomy�la�: �Zapomnia�em o szparze, polarnik o wszystkim musi pami�ta�". Ledwie drzwi zamkn�y si� za matk�, zn�w uchyli� okno, jak m�g� najciszej, zwin�� w rulon we�niany dywanik sprzed ��ka i szczelnie zatka� nim szpar�. �Matka nie potrzebuje polarnej zaprawy, po c� ma marzn��; ja musz� wytrwa�." Na wszelki wypadek drzwi zas�oni� jeszcze kocem i ko�dr�, a sam przykry� si� zimowym p�aszczem. Wybieg niewiele pom�g�. Skoro �wit, przybieg�a us�u�na s�siadka. � Okno w pokoju Roalda by�o ca�� noc otwarte. Czy to za pani wiedz�, fru Amundsen? � Mamo, zrozum, nie mog� spa� w zaduchu, to doprawdy niezdrowo, dusz� si�, potrzebne mi �wie�e powietrze � t�umaczy� gor�co Roald. � Nie b�d� otwiera� okna, je�li nie pozwolisz, uchyl� je tylko na noc, zostawi� ma��, ot tak� malutk� szpark� � g�os ch�opca by� przymilny, oczy patrzy�y b�agalnie. � Dobrze, niech b�dzie. I tak ci� s�siedzi uwa�aj� za dziwaka, �adna matka nie odda ci pewnie c�rki za �on�, a ja bym chcia�a przecie� wychowa� twoje dzieci. Zgadzam si�, ale pod jednym warunkiem: dam ci pierzyn�, �eby� mi nie zamarz�. Uszcz�liwiona swym pomys�em fru Amundsen u�miechn�a si� pogodnie do syna. Roald musn�� jak co dzie� wargami jej policzek, wdzi�czny matce za troskliwo��; czu�, �e jego zadaniem jest wype�ni� jej samotno��, wynagrodzi� wszystkie ciosy, ale czy� m�g� zerwa� z tym wszystkim, o czym marzy�? Je�eli po pewnym czasie przekona si�, �e jej w�t�y syn jest silny, zdr�w, zahartowany, �e nie cherla jak dotychczas, b�dzie szcz�liwa � pociesza� si�. Okno nadal otwiera�, a pierzyna przyda�a mu si� znakomicie, �eby niemal hermetycznie uszczelnij drzwi. Tego roku zima w Kristianii by�a wyj�tkowo surowa. Pierwsze polarne pr�by zako�czy�y si� dla Roalda sromotn� pora�k�. � Niech si� pani nie przejmuje wysok� gor�czk�, Hanno Henrikke, na szcz�cie to nie p�uca, mo�e najwy�ej wywi�za� si� jakie� zapalenie oskrzeli, ale i tego, da B�g, unikniemy stosuj�c w por� w�a�ciwe �rodki. � Doktor spojrza� z trosk� w zal�knione oczy fru Amundsen. � Czy pan czego nie ukrywa przede mn�, doktorze? Wi�cej potrafi� znie��, ni� si� panu wydaje. � Ale� nie, prosz� by� najzupe�niej spokojn� � zniecierpliwi� si� lekarz � ten zastrzyk trzeba zrobi� mo�liwie szybko, gor�czka powinna opa�� jutro rano, za tydzie� Roald zapomni o chorobie, ale pani? Prosz� nie czuwa� przy nim w nocy, to zb�dne, jutro m�g�bym w tym domu mie� dw�ch pacjent�w zamiast jednego. � To wszystko skutki tego nieszcz�snego otwierania okna � j�kn�a Hanna Henrikke opowiadaj�c lekarzowi, jak wbrew jej zakazom syn postanowi� si� hartowa�. � Nie mo�e pogodzi� si�, doktorze, ze swym s�abym zdrowiem, za wszelk� cen� chcia�by by� silny, wytrzyma�y jak jego bracia. Nie rozumie, biedak, ile go to mo�e kosztowa�. � Istne piek�o... L�d napiera na burty... Dzie� i noc olbrzymie zwaliska gromadz� si�, pi�trz�, �ami� z hukiem, zasypuj� pok�ad b�yszcz�cymi bry�ami... Ka�da chwila wydaje si� nam ostatni� � rozleg� si� od strony ��ka przejmuj�cy szept. � Trzecie zimowanie bez zapas�w, w strz�pach ubra�, z resztkami amunicji... Mr�z siarczysty, pi��dziesi�t cztery stopnie, racje �ywno�ci zmniejszone do trzystu gram�w suchar�w... grozi g��d. Trzech ludzi dostaje pomieszania zmys��w. Je�li tak dalej p�jdzie, reszta... � Co on bredzi? � zmarszczy� brwi doktor. Fru Amundsen wzruszy�a bezradnie ramionami. � A bo ja wiem? Cytuje ca�ymi stronicami kt�r�� z tych ksi��ek � z niech�ci� wskaza�a grzbiety starannie pouk�adanych na p�ce tom�w: �Saga o Eryku Rudobrodym", �Historia odkry� arktycznych", �Dzieje ekspedycji sir Johna Franklina w �wietle nowych odkry�", �Tragedia wyprawy Greely'ego". Zna je wszystkie chyba na pami��, marz� mu si� wida� jakie� dalekie rejsy, nieodrodny syn swego ojca, a ju� my�la�am, �e te dziecinady wywietrza�y mu z g�owy � pieszczotliwym ruchem przesun�a po rozpalonym czole Roalda. � Ka�dy, doktorze, d�wiga w �yciu sw�j krzy� � doda�a po chwili. Lekarz popatrzy� na ni� z nie ukrywanym wsp�czuciem. � Przejdzie mu to, minie bez �ladu jak ta gor�czka, b�dzie pani jeszcze mia�a z niego, pociech�, wszystko u�o�y si� po pani my�li, prosz� mi wierzy�, a teraz, Hanno Henrikke, prosz� p�j�� do swego pokoju i stara� si� zasn��, musi pani mie� du�o si�. Dla Roalda. Zapalenie oskrzeli min�o, jak to przepowiedzia� doktor Svenson, a Iru Amundsen �atwo przebaczy�a synowi, uszcz�liwiona jego skruch� i szybkim powrotem do zdrowia. Walcz�c nadal konsekwentnie z w�t�ym organizmem, szesnastoletni ch�opak nie zdawa� sobie nawet sprawy, �e jednocze�nie wyrabia w sobie cierpliwo��, siln� wol� i odporno��. �Najlepiej uczy� si� na w�asnych b��dach" � zapisywa� wielokrotnie na kartkach zeszyt�w. Sypia� teraz na dywaniku obok ��ka, przykryty tylko paltem lub po prostu gazetami. Marz�, ale nie rezygnowa�. Polarn� zapraw� przeprowadza� jednak rozs�dniej ni� dot�d. Hanna Henrikke nie mog�a go nam�wi� na szkolne wieczorki. � Nie mam nic wsp�lnego z tymi dziewcz�tami, nie interesuj� si� tym, o czym ja im opowiadam, a mnie nie obchodz� plotki. G�upie g�ski, umiej� tylko oczami przewraca�! Szkoda czasu. � A Margarett? Mi�a, �adna, gospodarna i lubi ci� bardzo. � Margarett ujdzie, ale wol� j� spotyka� na nartach czy na �lizgawce. Na powodzenie u kole�anek Roald istotnie nie m�g� w owym czasie liczy�: ta�czy� �le, m�wi� ma�o, do �adnej si� nie zaleca� i nie ukrywa�, �e go nudz�. Dla Margarett czyni� wyj�tek pod warunkiem, �e s�ucha�a cierpliwie, co jej m�wi�. Zaszczycona jego wzgl�dami, z zapa�em uczy�a si� na pami�� trudnych termin�w �eglarskich. Wiedzia�a ju�, czym bejdewind r�ni si� od fordewindu, co to jest �cieg bosma�ski, i jak odbywa si� likowanie �agla liklin�. Nieraz wanty, sztangi, bukszpryty ta�czy�y jej w g�owie jaki� piekielny taniec, ale nie poddawa�a si� i czyta�a pos�usznie to, co doradzi�. Poj�� nie mog�a tylko, czemu polarnicy skazuj� si� dobrowolnie na straszne, pe�ne wyrzecze� �ycie, nigdy jednak nie o�mieli�aby si� zapyta� o to Roalda. Wpatrzona w jeg