11796
Szczegóły |
Tytuł |
11796 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11796 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11796 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11796 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wojciech Szyda
Tr�jk�t
Tomaszowi Beksi�skiemu
oraz wszystkim tym, kt�rzy przegrali
nie z w�asnej winy.
Podstarza�y m�czyzna w binoklach siedzia� pod kawiarnian� parasolk� i bawi� si� roz�o�on�
na stoliku tali� kart. Mia� na sobie bia�y garnitur, w�ciekle czerwon� koszul� oraz czarny krawat.
Czarna by�a r�wnie� kawa w porcelanowej fili�ance, l�ni�ce od pomady w�osy oraz oczy
m�czyzny. Smuk�e palce przewraca�y karty z wpraw� zawodowego iluzjonisty. Czarne
paznokcie kontrastowa�y z bia�ym obrusem. Smoliste brwi by�yby dope�nieniem diabolicznego
image, lecz m�czyzna nie posiada� brwi. Na krawacie widnia�y srebrne inicja�y:
FSM.
Przetasowan� tali� m�czyzna podzieli� na trzy kupki. Z ka�dej wyci�gn�� po karcie.
Ods�oni� pierwsz�: sz�stk� trefl; ods�oni� drug�: sz�stk� kier; ods�oni� trzeci�: sz�stk� pik.
Roze�mia� si� nerwowo. Go�cie spojrzeli na niego z l�kliw� irytacj�. Po chwili wr�cili do
napoj�w i deser�w.
M�czyzna wyj�� z kieszeni pi�� ��tych kartonik�w i kilka spinaczy. Pierwszy kartonik,
z napisem: �Smutek i tak trwa� b�dzie wiecznie�, spi�� z sz�stk� trefl; drugi, z napisem:
�Marzenia nic spe�niaj� si� nigdy� po��czy� z sz�stk� kier. Trzeci� karteczk�, z has�em
��ycie jest sztuk� wyboru�, zespoli� z sz�stk� pik. Pozosta�e kartoniki wrzuci� do popielniczki
i pod�o�y� ogie�. Czernia�y, zjadane przez p�omie�, a wraz z nimi znika�y napisy: �Kocham
�ycie, lecz bez wzajemno�ci�, �Ludzie zabijaj� czas, chocia� czas leczy rany...�. Sw�d palonego
papieru wymiesza� si� z dymem papieros�w i zapachem kawy.
M�czyzna skin�� r�k� i karty z cytatami unios�y si� nad stolikiem, nikt nie zauwa�y�
sztuczki. Potem pstrykn�� palcami i lewituj�ce karty rozp�yn�y si� w powietrzu.
� Niech rozpocznie si� przedstawienie � wyszepta� ochryple.
Zap�aci� za kaw� i wyszed� na ulic�. By�a �sma rano.
***
Vincent Hovgang, p�atny morderca, siedzia� na balkonie i goli� si� staro�wieck� brzytw�
marki �Finit�. Lustro by�o oparte o pod�u�n� donic�, w kt�rej ros�y narcyzy. Ich biel zdawa�a si�
przejaskrawiona w silnym blasku s�o�ca. Cztery pi�tra ni�ej ulica rozbrzmiewa�a ha�asem
samochod�w i tramwaj�w. By�a �sma rano.
Radio nadawa�o serwis informacyjny: strajk g�rnik�w, posiedzenie rz�du, katastrofa
samolotu... Vincent s�ucha� uwa�nie ka�dego doniesienia. Tak rozpoczyna� dzie� pracy.
Wydarzenia, o kt�rych tr�bi�y media, by�y t�em jego zbrodni. Stara� si� zapami�ta� ka�d�
wiadomo��, by na zako�czenie serwisu doda� w my�lach: �Kolejn� ofiar� p�atnego zab�jcy
znaleziono w mieszkaniu przy ulicy...�. Pod tym wzgl�dem by� lepiej poinformowany ni� media.
Na w�asny u�ytek nazywa� to �pasj� kronikarsk��.
Wytar� twarz r�cznikiem i schowa� brzytw�. W kuchni zala� kaw� wrz�tkiem i zapali� cygaro.
Old fashioned man � Vincent gra� przed samym sob� elegancki teatr profesjonalizmu. Radio
reklamowa�o wystaw� awangardowego malarza, Iana Tiscurta. �Sam artysta nie m�g� przyby� na
wczorajsze otwarcie z powodu k�opot�w zdrowotnych�. Vincent u�miechn�� si� kwa�no.
Z szuflady kredensu wyj�� bro� � bezg�o�nego texa z wewn�trznym t�umikiem i za�adowa�
magazynek. Mia� na dzisiaj trzy zlecenia, w tym jedno nietypowe � nie zna� nawet personali�w
ofiary. Zleceniodawca, podstarza�y ekscentryk, poda� tylko dat� i adres. Vincent mia� zastrzeli�
pewnego cz�owieka obecnego w pewnym miejscu o pewnej porze. Nic wi�cej z kontrahenta nie
wyci�gn��. Zapewne odrzuci�by ofert�, gdyby nie suma, jak� zaoferowa� zleceniodawca �
sze�ciokrotne przebicie stawki! Zleceniodawca?... Vincent przypomnia� sobie, co m�wi� mu
znajomy prawnik: zabijanie ludzi za pieni�dze nie jest zleceniem, tylko umow� o dzie�o, bowiem
�wiadczenie polega tutaj na osi�gni�ciu efektu, a nie na starannym dzia�aniu. Jednak Vincent
przyzwyczai� si� do s�owa �zlecenie�. Czasami pos�ugiwa� si� okre�leniem �us�uga�.
Dwa pozosta�e zam�wienia by�y typowe � pe�en zestaw danych. Ga�a r�wnie� typowa �
przeci�tna stawka �odstrza�u�. Vincent postanowi� zacz�� od zada� �atwiejszych.
SMUTEK
�Sztuka istnieje po to, �eby prawda nas nie zabi�a� � Ian Tiscurt, awangardowy malarz
zwi�zany z nurtem self-artu, rozwa�a� w zadumie s�owa Nietzschego. W�a�nie ko�czy� dzie�o
swego �ycia, gdy us�ysza� dzwonek domofonu. Od�o�y� skalpel i podszed� do drzwi.
� S�ucham � wychrypia� w s�uchawk�.
� Poczta kurierska. Ma pan przesy�k� z agencji �Multiart�. Zostawi� awizo, czy odbierze pan
teraz?
G�os by� ciep�y i �yczliwy, Ian zawaha� si�. W pracowni czeka�o niesko�czone dzie�o.
� Dobra, wchod�.
Nacisn�� guzik i Vincent Hovgang wszed� do kamienicy. Grunt to informacja. Dzi�ki
komputerom Vincent m�g� kolekcjonowa� dane o ofiarach, by je lepiej podej��. Stara� si� dzia�a�
wed�ug schematu: informacja-formacja-organizacja-akcja. Strza� w serce albo w skro� by� tylko
finalnym akordem, zwie�czeniem dzie�a, czynno�ci� techniczn� poprzedzon� tw�rczym etapem
przygotowa�. Czasami zdawa� si� Vincentowi czym� prostackim � brudn� robot�, kt�r� powinien
wykona� za niego asystent. Inwencja, wyobra�nia, intelekt � potrzebne by�y na etapie
przygotowa� teoretycznych. My�l � pierwszy klocek domina, pierwszy krok na drodze do mordu.
Akt tw�rczy, po kt�rym nast�powa�o zwie�czenie dzie�a, b�d�ce ko�cem, i to podw�jnym:
Vincent ko�czy� prac�, ofiara ko�czy�a �ycie. Finis coronat opus. Nie zdaj�c sobie z tego sprawy,
Vincent rozumowa� jak wielki malarz, kt�ry pokrywa p��tno szkicem, a reszt� zostawia uczniom.
Hovgang nie mia� jednak uczni�w. Musia� wszystko robi� sam: od instalowania pod�o�a
w blejtramie po naniesienie werniksu. By� tytanem pracy.
Ian Tiscurt zamkn�� drzwi pracowni i czeka� na korytarzu. W budynku nie by�o windy, wi�c
si� niecierpliwi�. Pomy�la�, �e odbi�r paczki b�dzie ostatni� rzecz�, jak� zrobi w �yciu, nie licz�c
uko�czenia portretu, ale to by�o kwesti� pi�tnastu minut. Nieznany kurier przejdzie do historii
sztuki, poniewa� Ian przejdzie do historii sztuki � biletem b�dzie jego arcydzie�o, obraz
zatytu�owany �Autoportret�. Us�ysza� kroki na schodach. Za chwil� wejdzie kurier. Ostatnie
�dzie� dobry�, ostatni podpis na pokwitowaniu, ostatnie �do widzenia� � p�niej Ian podetnie
sobie �y�y, czym zwie�czy prac� nad obrazem. Ju� dwa miesi�ce harowa� nad najwspanialszym
autoportretem w dziejach sztuki. Pracowa� dzie� i noc (�w pocie krwi� � jak mawia�), stosuj�c
diet� Franka Zappy: non stop kawa i papierosy.
B�d�c przedstawicielem self-artu, u�ywa� jako materia�u swoich p�yn�w fizjologicznych.
Zapewnia�o to najwy�szy autentyzm oraz najpe�niejsze zjednoczenie z dzie�em. Zanika� podzia�
na podmiot tworz�cy i obraz tworzony � te aspekty stapia�y si� procesie tw�rczym. Dodawanie
do farb swojej �liny, potu, wymiocin, krwi, spermy, �ez, moczu oraz innych wydzielin
gwarantowa�o �autentyzm procesu samopoznania�. Manifest self-artyst�w okre�la� t� technik�
mianem �najpe�niejszego na�ladownictwa Boga, demiurgizacj� do pot�gi�. W ko�cu B�g tak�e
stworzy� cz�owieka na obraz i podobie�stwo swoje.
Od kilku lat Tiscurt by� zm�czony �yciem, czu� nadchodz�cy koniec. Napady melancholii,
kt�r� jego psychiatra zwa� bezpardonowo �zespo�em neurotycznym z komponent� depresyjn��
obrzydzi�y mu �ycie doszcz�tnie. Mimo trzydziestu lat czu� si� jak starzec. Od rana do nocy
dusz� lana pali� �r�cy spleen. �To jak psychiczny rak� � stwierdzi� w ostatnim wywiadzie. � �im
d�u�ej w sobie nosisz, tym trudniej go wyleczy�. P�niej unika� dziennikarzy.
Samob�jstwo planowa� od czasu studi�w. Chcia� stworzy� w �yciu kilka arcydzie�,
spr�bowa� wszystkich zakazanych owoc�w, popa�� w na�ogi, do�wiadczy� wy�szych stan�w
�wiadomo�ci, poeksperymentowa� z seksem. Po paru latach wszystko spowszednia�o: seks straci�
smak, �panie by�o r�wnie odkrywcze jak picie herbaty, a medytacje nie potrafi�y wype�ni�
egzystencjalnej pustki, Ian wyl�dowa� w szpitalu z podejrzeniem psychozy. Po wypisaniu nie
m�g� si� odnale��. Jego �ycie straci�o cel, a co za tym idzie � sens. Pr�bowa� malowa�, co niemal
zawsze ko�czy�o si� zniszczeniem dzie�a. Wt�rno��, podr�ba, kicz!... By� kompletnie wyprany
z pomys��w.
A� do pewnej nocy. Le�a� na ��ku, walcz�c z bezsenno�ci�. Prochy nie pomaga�y. Alkohol
szumia� w g�owie i rozgrzewa� krew, lecz nie usypia�. Na zewn�trz pada� deszcz.
Nagle Ian dozna� ol�nienia. Pomys� spad� na niego niczym grom. Podekscytowany pobieg�
do pracowni. Zn�w mia� artystyczn� wizj�, a jego �ycie cel. Postanowi� odroczy� samob�jstwo.
Wcze�niej musi namalowa� �dzie�o swego �ycia� � to s�owo rozbrzmiewa�o w m�zgu lana
niczym anielskie ch�ry. By�o ostatni� rzecz�, jaka trzyma�a go przy �yciu.
Postanowi� namalowa� kubistyczny autoportret. Niby nic odkrywczego, lecz Ian postanowi�
namalowa� go w�asn� krwi�, niby Tycjan, kt�ry sportretowa� papie�a Paw�a III r�nymi
odcieniami karminu. Zamierza� eksperymentowa� z pigmentami, miesza� krew w menzurkach
i na palecie, a� otrzyma kilkadziesi�t odcieni. Symfonia barw krwi t�tniczej, orgia kolor�w krwi
�ylnej. A na obrazie zamy�lona twarz malarza u kresu �ycia � skubizowana na wz�r �Kr�lowej
Izabo� Picassa. Kolejn� innowacj� lana by� materia�. Nie deska, nie p��tno, nie blacha, nie
pergamin, nie szk�o, lecz w�asna sk�ra � spreparowana, rozci�gni�ta, wysuszona i odpowiednio
zagruntowana mia�a pos�u�y� za pod�o�e.
Po p� roku by� got�w. Uzyska� ponad sze��dziesi�t chrom�w, od jasnej ceg�y po g��bok�
purpur�. Przeszczepi� sobie operacyjnie sk�r�, ze swojej za� uczyni� � p�ac�c ci�kie pieni�dze
garbarzowi � p�acht� cienk� niczym ry�owy papier. Jego cia�o wygl�da�o jak po ci�kich
oparzeniach, nie mia�o to jednak dla lana znaczenia. Zasiad� przed sztalug�, zagruntowa�
�pergamin� o wymiarach metr na metr i wykona� podmal�wk�. W ci�gu dw�ch miesi�cy
stworzy� z delikatnych laserunk�w i grubych impast�w autoportret, jakiego dzieje sztuki nie
zna�y dot�d. Pieszcz�c faktur� obrazu opuszkami palc�w i w�osiem p�dzla, Ian czu� si� jak
w ekstazie. By� prawie spe�niony � pozosta�o kilka retuszy oraz finalny akord: podci�cie �y�.
Znajd� go w ka�u�y krwi, na pod�odze pracowni, pod arcydzie�em.
By� jeszcze jeden szczeg�. Pragn�c stworzy� aur� tajemniczo�ci wok� w�asnej �mierci,
Tiscurt planowa� za�o�y� s�uchawki na uszy i w��czy� walkmana.
Pchn�o go ku temu wspomnienie z czas�w szkolnych. Dziewczyna ze starszej klasy
skoczy�a z dachu dziesi�ciopi�trowca, a przy jej zmasakrowanym ciele znaleziono rozbitego �
walkmana oraz. kaset� magnetofonow�. Ta�ma zawiera�a ostatnie s�owa uczennicy, zdradza�a
motyw czynu, Ian r�wnie� przygotowa� kaset�. Nie by�o na niej muzyki ani przed�miertnego
monologu, nie zawiera�a te� ostatniej woli. Mia�a by� zagadk� dla ca�ych pokole�. Cud,
tajemnica, autorytet � Ian zna� �Braci Karamazow� Dostojewskiego, wiedzia�, jak� taktyk� obra�.
Cudem b�dzie autoportret, tajemnic� � zagadkowa kaseta, autorytetem � on sam, po tym jak
wiadomo�� o samob�jstwie trafi do gazet, biografii i podr�cznik�w. Przejdzie do historii jako
genialny portrecista i jako posta� tragiczna. Artysta idealny. Po raz pierwszy od wielu lat Ian
Tiscurt by� cz�owiekiem szcz�liwym. Jego marzenie mia�o si� spe�ni�. Wtedy zadzwoni�
domofon.
***
Vincent Hovgang zapuka� do drzwi. Tiscurt naciska� klamk� urzeczony my�l�, �e jego
podpis na fakturze zostanie kiedy� zlicytowany na aukcji pami�tek. Kurier wszed�. W r�ce mia�
paczk�, kt�r� trzyma� jako� dziwnie, jakby w�o�y� d�o� do wewn�trz.
� Ile p�ac�? � spyta� Ian.
� Robi� to gratis � odpar� Hovgang i poci�gn�� za spust. Artysta run�� na dywan
z przestrzelon� piersi�. Zd��y� pomy�le�: �Smutek i tak trwa� b�dzie wiecznie� � po czym
wyzion�� ducha. Za drzwiami pracowni, rozpi�te na sztalugach, wisia�o ostatnie niespe�nione
marzenia lana.
Z kieszeni d�insowej kurtki wypad�a magnetofonowa kaseta. Vincent, kierowany dziwnym
przeczuciem, zabra� j� ze sob�. Oczy lana by�y wytrzeszczone, wpatrywa�y si� w sufit, jakby
szukaj�c odpowiedzi na pytanie, kt�rego malarz nie zd��y� zada�. W pustej pracowni s�o�ce
rzuca�o blask na karminow� faktur� obrazu.
Vincent nie wiedzia� o autoportrecie. Zamkn�� za sob� drzwi i zszed� na parter. Wykona�
pierwsze zadanie.
MARZENIA
Ogrodowa altana rzuca�a kraciasty cie� na twarz �pi�cego m�czyzny. Andreas Gyne le�a� na
�awce po�r�d bia�ych kwiat�w. Jego willa, otoczona wysokim murem, by�a strze�ona przez
stra�nika pilnuj�cego bramy wjazdowej. Andreas by� typem zdziwacza�ego milionera � zdawa�
sobie z tego doskonale spraw�. Wiedzia� te�, czemu nim zosta�. Po pierwsze, za spraw� swojego
wujka milionera, kt�rego by� jedynym spadkobierc�. Ca�y maj�tek przeszed� po �mierci
przedsi�biorcy na Andreasa. Po drugie, by� hermafrodyt�. Bogactwo plus p�ciowa anomalia
uczyni�y Andreasa Gyne ekscentrykiem. Nie zajmowa� si� interesami pozostawionymi przez
wuja, od tego byli mened�erowie.
Sp�dza� czas beztrosko, korzystaj�c z �ycia na ile pozwala�o mu jego wynaturzenie. Jako
dwudziestotrzyletni m�czyzna mia� wiele psychicznych uraz�w, kompleks�w, traum. Wi�kszo��
dotyczy�a szko�y. Reszta mi�o�ci, kt�ra by�a dla Andreasa to�sama z niespe�nieniem. Kiedy mia�
siedemna�cie lat, zakocha� si� w dziewczynie z parku nad jeziorem. Spotka� j� w czasie spaceru,
by�a c�rk� s�siad�w i mieszka�a w domu naprzeciw posesji przybranych rodzic�w Andreasa,
pa�stwa Teyresiah. Pocz�tkowo odwzajemnia�a uczucie, p�niej dosz�o do zbli�enia. W krzakach
nad jeziorem rozegra� si� najwi�kszy dramat w �yciu Andreasa � rozebrana dziewczyna, z kt�r�
pragn�� si� kocha�, zwymiotowa�a, gdy �ci�gn�� majtki. Uciek�a zap�akana, a Andreas pr�bowa�
targn�� si� na swoje �ycie. Zrozumia�, �e prawda zabija. Od tamtej pory unika� kobiet.
Altana by�a pe�na s�o�ca, cienia i zapachu ziemi. Andreas u�miecha� si� przez sen � jego
g�adki policzek, na kt�rym nigdy nie go�ci� zarost, p�sowia� jak r�a. W ogrodzie ros�y narcyzy,
ich zapach wnika� w nozdrza, wywo�uj�c sny.
Marmurowa komnata, wielkie lustro, a przed lustrem on. W powietrzu unosz� si� d�wi�ki
gitary akustycznej. Delikatne glissanda i zwiewne arpeggia pieszcz� cia�o Andreasa jak
najczulszy dotyk. Harmonia sfer przenika komnat� b�d�c� skrawkiem kosmosu. Melodia
spe�nienia w�lizguje si� w uszy niczym j�zyk nami�tnej kochanki. Marzenie jego �ycia �
osi�gni�cie mi�o�ci idealnej. Po��czenie w jedn� istot� Narcyza i Hermafrodyty. Andreas ju� nie
cierpi, gdy� kocha samego siebie. Nie jest to uczucie jednostronne, jak w greckim micie, lecz
wzajemne � Andreas jest bowiem Hermafrodyt�.
Podchodzi do lustra i ca�uje swoje wargi, szk�o pie�ci czubek j�zyka. Powierzchnia
zwierciad�a jest ciep�a i mi�kka.
Andreas zanurza si� w ni� i czuje spe�nienie. Zjednoczenie Narcyza i Hermafrodyty � mi�o��,
o kt�rej marzy� ca�e �ycie.
Blask s�o�ca unosi mu powieki. Komnata znika, wsi�ka w jaw� jak rozlana woda. Andreas
p�acze.
***
Decyzj� podj�� p�nym latem. Postanowi� zagra� va banque � postawi� wszystko na jedn�
kart�. �ycie w dotychczasowej udr�ce nie mia�o sensu. Wiedzia�, �e to szalone, ale postanowi�
spr�bowa�. Sny nawiedza�y go coraz rzadziej, t�skni� za idealn� mi�o�ci� jak dziecko za
odebran� matk�. Andreasie Gyne, m�wi� sobie, to twoja jedyna szansa. Sny nie k�ami� � je�li
drog� do mi�o�ci jest zjednoczenie Narcyza z Hermafrodyt�, spr�buj tego dokona�. Je�li si� nie
uda, odbierzesz sobie �ycie, gdy� nie ma sensu kontynuowa� upokarzaj�cej egzystencji. Ale
przynajmniej spr�buj...
Pewien filozof nazwa� cz�owieka my �l�c� trzcin�. Andreas czu� si� w�a�nie tak � r�s� przy
tym ze �wiadomo�ci�, �e nigdy nie zakwitnie.
U�o�y� nast�puj�cy plan: ka�e wprowadzi� si� w stan narkozy (z op�aceniem lekarzy nie
b�dzie problemu) i odpowiednio oblepi� cia�o ziemi� � najlepiej rozrzedzonym torfem.
Ogrodnicy zasadz� w tym �pancerzu� nasiona narcyz�w. Kie�kuj�c i puszczaj�c korzenie, kwiaty
przebij� sk�r� Andreasa i wnikn� w jego cia�o, ��cz�c si� na trwa�e z tkank�. Cz�owiek stanie si�
kwiatem. Hermafrodyta stanie si� Narcyzem.
Andreas wierzy�, �e osi�gnie w ten spos�b spe�nienie. Narodzi si� na nowo,
zmartwychwstanie jako nadcz�owiek, b�g mi�o�ci. Niespe�nienie, kt�re przez ca�e �ycie
korodowa�o mu dusz�, stanie si� czasem przesz�ym dokonanym. Przysz�o�� obdarzy Andreasa
�ask� mi�o�ci � podaruje mu to, czego zawsze pragn��. Dziwi� si�, �e nikt przed nim nie wpad� na
ten pomys�. Na altanie kaza� wyrze�bi� cytat z Owidiusza:
�Omnia vincitamor�. Wierz�c, �e mi�o�� zwyci�a wszystko, Andreas ufa�, �e zwyci�y jego
biologiczn� u�omno��. Kaza� te� umie�ci� cytat z Oscara Wilde�a: �Sztuka polega na doskona�ym
u�yciu niedoskona�ych �rodk�w�.
Andreas by� niedoskona�y i kwiaty by�y niedoskona�e � razem mogli jednak osi�gn��
doskona�o��. �ycie jest k�amstwem, my�la� Andreas, lecz mi�o�� jest prawd�. S�owa Platona,
kt�ry zwa� mi�o�� za�lepieniem, wyda�y mu si� k�amstwem i brakiem konsekwencji. Ten sam
filozof pisa� w �Uczcie� (Andreas mia� ten dialog w swoich zbiorach) o androgyne � mitycznych
istotach zamieszkuj�cych �wiat przed lud�mi. By�y to stworzenia hermafrodytyczne,
samowystarczalne, m�sko-damskie, kt�re nie musia�y si� ��czy� w pary, gdy� stanowi�y jedno��.
Dopiero p�niej (za kar�) bogowie roz�upali androgyne na dwie cz�ci � kobiec� i m�sk�. Tak
powsta� cz�owiek, stw�r dymorficzny, dwup�ciowy. Mi�o�� jest dla� si�� jednocz�c�, kt�ra
popycha do szukania �drugiej po�owy�, raju utraconego mi�o�ci.
Mi�o�� jest zatem jedno�ci�. Andreas wierzy�, �e znalaz� spos�b na odzyskanie pierwotnej
jedno�ci.
Ceremonia odby�a si� w specjalnie zbudowanej do tego celu szk�ami. Ros�y w niej same
narcyzy. Przybyli najlepsi lekarze, dermatolodzy i anestezjolodzy, przyjechali s�ynni hodowcy
narcyz�w oraz do�wiadczeni ogrodnicy. Wszyscy zostali sowicie op�aceni, wi�c milczeli, godz�c
si� na k�amstwo. Nikt si� nie odezwa�, by nie psu� szalonego spektaklu. S�u�ba powiadomi�a
go�ci, �e pan Gyne p�aci tak�e za milczenie.
Andreasa wprowadzono w stan �pi�czki. Kropl�wki rozpocz�y do�ylne t�oczenie pokarmu.
Ogrodnicy oblepili jego nagie cia�o specjaln� mieszank� torfu, wykonuj�c kilkadziesi�t rowk�w
na nasiona. Wieczorem posadzili kwiaty.
Tydzie� p�niej Vincent Hovgang sta� przy ��ku, na kt�rym le�a� ob�o�ony ziemi�
m�czyzna. Z jego cia�a, a raczej skorupy, pokrywaj�cej cia�o niczym zbroja, wyrasta�y
kie�kuj�ce ro�liny. P�atny morderca dawno przesta� si� dziwi� zwyczajom swych ofiar.
Zw�aszcza gdy trzeba by�o zabi� bogatego ekscentryka. Oficjalnie zast�powa� jednego
z ogrodnik�w, kt�ry nagle zachorowa�. Przebywa� na terenie posesji zupe�nie legalnie. Po
po�udniu nadesz�a stosowna chwila � zosta� sam na sam z ofiar�. Na co liczy� �w dziwak, ka��c
wprowadzi� si� w �pi�czk� i obsadzi� narcyzami? Jakie marzenie popchn�o go ku temu?...
Hovgang nie wiedzia�. Wiedzia� natomiast, �e prawd� s� s�owa lana Curtisa: �Marzenia nie
spe�niaj� si� nigdy�.
Pozosta�a jeszcze sprawa zasadnicza. Vincent m�g� od��czy� kropl�wk�, wstrzykn�� ofierze
trucizn�, postanowi� jednak dochowa� wierno�ci tradycji. Zabi� Andreasa precyzyjnym strza�em
w serce.
Odchodz�c, spojrza� na rze�bione credo: �Omnia vincit amor�. Pomy�la�, �e mo�na je
odczyta� na dwa sposoby:
�Mi�o�� zwyci�a wszystko�, to jedna wersja; druga, znacznie bli�sza prawdy, brzmi:
�Wszystko zwyci�a mi�o��. Mi�o�� Andreasa Gyne zosta�a pokonana przez �ycie, a p�niej
przez �mier�. Vincent roze�mia� si� sucho. Prawda zabija, przemkn�o mu przez my�l.
WYB�R
Dzie� zbli�a� si� ku ko�cowi. Hovgangowi zosta�o ostatnie zlecenie. Najbardziej zagadkowe
i ryzykowne, ale te� najbardziej intratne.
Jad�c przez miasto, Vincent przypomnia� sobie o kasecie znalezionej przy zw�okach Tiscurta.
W�o�y� j� do odtwarzacza. Min�y minuty i nie dobieg� go �aden d�wi�k. Zirytowany zmieni�
stron�, p�niej.wr�ci� na pierwsz�. Cisza, jednostajny szum � kaseta by�a pusta.
Samoch�d, baga�owego forda aspen, zaparkowa� w pobliskim lesie. Dzia�ka le�a�a mi�dzy
stacj� towarow� a zapuszczonym parkiem miejskim. Na obszarze dwustu metr�w kwadratowych
wznosi� si� parterowy budynek. Zamiast drzwi widnia�a pusta framuga, okna by�y zas�oni�te
czarn� foli�. Vincent w�lizgn�� si� do �rodka z wycelowan� broni�. Zapali� �wiat�o, gotowy
odda� strza�. Pomieszczenie przypomina�o obszerny magazyn. Wewn�trz nie by�o nikogo,
a po�rodku sta� czarny stolik. Vincent podszed� i zobaczy� bia�� kopert�. Rozdar� jej kraw�d�
i wyci�gn�� poczt�wk� z reprodukcj� �Kanibalizmu jesieni� Salvadora Dali. Na odwrocie
widnia�a informacja:
�Je�li nie wykona� Pan jeszcze zadania, przypominam: zobowi�za� si� Pan do zabicia
jedynego cz�owieka obecnego w tym budynku o tej godzinie. Czy widzi pan tutaj kogo� poza
sob�?�
Vincent upu�ci� kartk�. Dr��c� r�k� chwyci� pistolet, rozejrza� si� b�yskawicznie. Pusto.
Cisza prawie niezm�cona. Z ogrodu dobiega�o skrzypienie dzieci�cej hu�tawki. Vincent podszed�
do drzwi prowadz�cych na werand�. Zza brudnej szyby ujrza� ogr�d, a raczej jego pozosta�o�� �
zaro�ni�t� zielskiem po�a� ziemi otoczon� rdzewiej�cym p�otem. Ani drzew, ani krzew�w, trawa
po kolana, chwasty, po�rodku samotna hu�tawka. Siedzia� w niej ch�opiec z bosymi stopami.
Vincent wyt�y� wzrok, lecz rysy malca traci�y ostro�� w blasku zachodz�cego s�o�ca. Wyszed�
na werand�. Za�o�y� ciemne okulary i ruszy� w stron� dziecka. Serce uderza�o nerwowo. Wci��
s�ysza� skrzypienie nienaoliwionej hu�tawki.
� Kim jeste�?
Ch�opiec nie odpowiedzia�. Odwr�ci� g�ow�, Vincent m�g� zobaczy� go enface. Pami��
o�y�a, rozb�ys�a wspomnieniami. Zdj�cia, kt�re trzyma� w szufladzie. Pami�tki z dzieci�stwa. Ta
sama twarz.
� Vincencie...
Ockn�� si� w ogrodzie. Ch�opca nie by�o, panowa�a niezm�cona cisza. Na desce hu�tawki
widnia� wyryty scyzorykiem napis: ��ycie jest sztuk� wyboru (Marek Aureliusz)�. Vincent
Hovgang, p�atny morderca, spojrza� na swojego texa. W magazynku pozosta� jeden nab�j.
Samob�jcza �mier� by�a mu pisana. Pomy�la�, �e jego zleceniodawca jest geniuszem. Plan by�
doskona�y, sp�jny w ka�dym calu, precyzyjny psychologicznie i logistycznie. Spotkanie
w restauracji � blada twarz kontrahenta i pier�cie� z pentagramem. Oczy przes�oni�te ciemnymi
okularami. Jak on si� nazywa�? Fryderyk... Fryderyk von Schizo-Mefisto...
Hu�tawka j�kn�a poruszona wiatrem. Vincent podni�s� pistolet. Na srebrzystej lufie mieni�
si� blask zachodz�cego s�o�ca.
***
Pod kawiarnian� parasolk�, w aromatycznym dymie cygaretki i w oparach kawy, podstarza�y
m�czyzna sporz�dza� bilans. Na grubej, ��tawej kartce czerpanego papieru kre�li� wiecznym
pi�rem rz�dy liter. Czerwony atrament wsi�ka� w faktur�, zostawiaj�c precyzyjnie kre�lone
pismo:
...wszyscy oni mieli wyb�r, od samego pocz�tku, cho� pogr��eni w rozpaczy s�dzili, �e �ycie
nie da�o im wyboru. Kiedy� B�g-zamkn�� przed nimi drzwi. Wtedy odeszli, nie pr�buj�c szuka�
otwartego okna. Smutek jest grzechem, najbardziej chyba kusz�cym spo�r�d wszystkich, posiada
bowiem pewn� malowniczo��, kt�ra sprawia, �e cz�owiek stacza si� w jego obj�cia. Z czasem
okazuj� si� one stalowym u�ciskiem, prowadz�cym do uduszenia � i tu zaczyna si� moja rola.
Podlewanie chwast�w, kiedy kwiaty zaczynaj� wi�dn��...
M�czyzna zaci�gn�� si� dymem, schowa� pi�ro do kieszeni marynarki i zwil�y� usta resztk�
zimnej kawy. Wyj�� now�, nierozpiecz�towan� tali� kart i spojrza� na zegarek. Si�dma rano,
pocz�tek dnia. Najlepsza pora, by namierzy� nowe ofiary. Na jednej z kartek, maj�cej
zidentyfikowa� pot�pionego, widnia� cytat, kt�ry wyda� si� m�czy�nie troch� zbyt banalny:
�Jakie �ycie, taka �mier�...� (Abraxas). Przynajmniej nie by� k�amstwem.