11815

Szczegóły
Tytuł 11815
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11815 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11815 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11815 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tove Janssen Dolina Mumink�w w listopadzie Prze�o�y�a Teresa Ch�apowska 1 Kt�rego� wczesnego ranka w Dolinie Mumink�w W��czykij obudzi� si� w swoim namiocie i poczu�, �e nadesz�a jesie� i czas rusza� w drog�. Taki wymarsz jest zawsze nag�y. W jednej chwili wszystko si� zmienia, temu, kto odchodzi, zale�y na ka�dej minucie, szybko wyci�ga namiotowe �ledzie i gasi �ar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadza� i wypytywa�, i zaczyna biec, w biegu zarzucaj�c plecak, i wreszcie jest ju� w drodze, raptem spokojny niczym w�druj�ce drzewo, na kt�rym nie rusza si� ani jeden li��. Tam gdzie sta� namiot, �wieci pusty prostok�t zbiela�ej trawy. P�niej, kiedy zrobi si� dzie�, zbudz� si� przyjaciele i powiedz�: �Odszed�, wida� jesie� si� zbli�a�. W��czykij szed� drobnym, spokojnym krokiem przez g�sty las. Zacz�o pada�. Deszcz kropi� na jego zielony kapelusz i na p�aszcz nieprzemakalny, kt�ry te� by� zielony, szemra� i pluska� ze wszystkich stron, a las otacza� go �agodn�, cudown� samotno�ci�. Du�o si� tu spotyka�o dolin wzd�u� wybrze�a. Przy nich g�ry schodzi�y do morza d�ugimi, uroczystymi fa�dami, ku cyplom i zatokom wcinaj�cym si� g��boko w przybrze�ne pustkowie. W jednej z tych dolin mieszka�a ca�kiem samotnie pewna Filifionka. W��czykij nieraz ju� widywa� Filifionki i wiedzia�, �e one zawsze robi� wszystko po swojemu, wed�ug swoich w�asnych g�upich zasad. Tote� nigdy nie zachowywa� si� tak cicho jak wtedy, gdy przechodzi� ko�o domu jakiej� Filifionki. W ogrodzeniu stercza�y spiczaste ko�ki, furtka by�a zamkni�ta, ogr�d ca�kiem pusty. Sznury do rozwieszania bielizny zosta�y schowane, drewno na opa� znikn�o. Nie by�o hamaka ani mebli ogrodowych. Nic z tego uroczego nieporz�dku, jaki zwykle w lecie panuje wok� domu, ani grabi, ani wiadra, ani zapomnianego kapelusza czy miseczki z mlekiem dla kota, nic z tych wszystkich swojskich rzeczy, kt�re czekaj� na nast�pny dzie� i czyni� dom przyja�nie otwartym i zamieszkanym. Filifionka wiedzia�a, �e nadesz�a jesie�, i zamkn�a si� w �rodku. Jej dom wydawa� si� ca�kowicie nieprzyst�pny i opustosza�y. Lecz ona by�a w nim, schowana w jego najg��bszym wn�trzu, za szczelnymi �cianami i murem �wierk�w zas�aniaj�cych okna. Spokojne przechodzenie jesieni w zim� wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza si� wtedy r�ne rzeczy, gromadzi si� i chowa jak najwi�ksz� ilo�� zapas�w. Przyjemnie jest zebra� wszystko, co si� ma, tu� przy sobie, mo�liwie najbli�ej, zmagazynowa� swoje ciep�o i my�li i skry� si� w g��bokiej dziurze, w samiutkim �rodku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie mo�na broni� tego, co wa�ne i cenne, i swoje w�asne. A potem niech sobie sztormy, zi�b i ciemno�ci przychodz�, kiedy chc�. Niech si� t�uk� o �ciany szukaj�c po omacku wej�cia, i tak go nie znajd�, bo wszystko jest zamkni�te, a w �rodku siedzi ten, kto by� przezorny, siedzi i �mieje si�, zadowolony z ciep�a i samotno�ci. S� tacy, co zostaj� w domu, i tacy, co odchodz�. Zawsze tak by�o. Ka�dy mo�e sam wybra�, ale musi to zrobi�, p�ki jeszcze czas, i w �adnym razie nie rozmy�li� si�. Filifionka zabra�a si� do trzepania dywan�w na podw�rku za domem. Trzepa�a zajadle, r�wno odmierzanymi uderzeniami, bez reszty poch�oni�ta tym zaj�ciem, kt�re najwyra�niej sprawia�o jej wielk� przyjemno��. W��czykij szed� dalej, pali� fajk� i my�la�: �Obudzili si� teraz w Dolinie Mumink�w. Tatu� nakr�ca zegar i puka w barometr. Mama rozpala w piecu. A Muminek wychodzi na werand� i widzi, �e miejsce, gdzie sta� namiot, jest puste. Zagl�da do skrzynki na listy ko�o mostu, a w niej te� pusto. Zapomnia�em o li�cie po�egnalnym, nie zd��y�em go napisa�. Ale wszystkie moje listy s� jednakowe: �Wr�c� w kwietniu, b�d� zdr�w. Odchodz�, wr�c� z wiosn�, trzymaj si�. On przecie� wie�. I W��czykij szybko zapomnia� o Muminku. O zmroku doszed� do d�ugiej zatoki le��cej w wiecznym cieniu mi�dzy g�rami. W jej g��bi, tam gdzie sta�a gromadka ciasno do siebie przytulonych dom�w, �wieci�y nieliczne, wczesne �wiat�a. Pada� deszcz i na dworze nie by�o nikogo. Tu mieszkali Paszczak, Mimbla i Gapsa, pod ka�dym dachem mieszka� kto�, kto postanowi� nie odchodzi�, ci, kt�rzy chcieli zosta� w domu. W��czykij przemkn�� ko�o podw�rek, wszed� w cie� i zachowywa� si�, jak m�g� najciszej, bo nie chcia� z nikim rozmawia�. Du�e domy, ma�e domy, jedne tu� przy drugich, niekt�re po��czone z sob�, ze wsp�lnymi rynnami i pojemnikami na �miecie, zagl�daj�ce sobie do okien i w�chaj�ce zapachy kuchenne od s�siad�w. Kominy, wysokie dachy i �urawie studzienne, a w dole wydeptane �cie�ki od drzwi do drzwi. W��czykij szed� szybko i cicho i my�la�: �Och, wy, domy, jak ja was wszystkich nie cierpi�!� By�o ju� teraz prawie ciemno. ��d� Paszczaka le�a�a wyci�gni�ta a� pod olchy, przykrywa� j� szary brezent. Troch� wy�ej le�a�y wios�a, maszt i ster. By�y sczernia�e i pop�kane, bo niejedno lato min�o, a nikt ich nigdy nie u�ywa�. W��czykij otrz�sn�� si� i poszed� dalej. Lecz ma�y Toft, schowany w lodzi Paszczaka, us�ysza� jego kroki i wstrzyma� oddech. Kroki oddali�y si� powoli i zn�w by�o cicho, tylko deszcz uderza� o brezent. Ostatni dom sta� ca�kiem samotnie pod ciemnozielon� �cian� �wierkowego lasu i tu naprawd� zaczyna�o si� pustkowie. W��czykij szed� coraz szybciej, prosto w stron� lasu. Wtedy w ostatnim domu kto� uchyli� drzwi i bardzo stary g�os zawo�a�: - Dok�d idziesz? - Nie wiem - odpowiedzia� W��czykij. Drzwi zamkn�y si� i W��czykij wszed� w las. Mia� przed sob� sto mil ciszy. 2 Czas p�yn��, a deszcz nie przestawa� pada�. �adnej jeszcze jesieni tyle nie pada�o. Doliny wzd�u� wybrze�a nasi�k�y wod�, kt�ra sp�ywa�a z g�r i pag�rk�w, i ziemia butwia�a zamiast wysycha�. Lato wydawa�o si� nagle tak dalekie, jakby go nigdy nie by�o, drogi od domu do domu wyd�u�y�y si� i ka�dy siedzia� schowany u siebie. G��boko w dziobie �odzi Paszczaka mieszka� ma�y Homek imieniem Toft. Nikt nie wiedzia�, �e tam mieszka. Tylko raz do roku, z nastaniem wiosny, kto� zdejmowa� brezent, smo�owa� ��d� i zatyka� najwi�ksze szpary, a potem zn�w naci�ga� brezent i ��d� dalej le�a�a pod nim i czeka�a. Paszczak nigdy nie mia� czasu wyp�yn�� ni� na morze, zreszt� nie umia� �eglowa�. Toft lubi� zapach smo�y i bardzo dba� o to, �eby mieszka� w miejscu, gdzie �adnie pachnie. Lubi� zw�j lin, kt�ry go mocno trzyma� w obj�ciach, i nieustanny szmer deszczu. Jego szeroki p�aszcz by� ciep�y i nadawa� si� doskonale na d�ugie noce jesienne. Wieczorem, kiedy ju� wszyscy byli w swoich domach i cisza zalega�a nad zatok�, Homek Toft opowiada� sobie histori�, kt�r� sam wymy�li�. By�a to historia o szcz�liwej rodzinie. Opowiada�, dop�ki nie zasn��, a nast�pnego wieczoru albo zaczyna� od miejsca, w kt�rym przerwa�, albo jeszcze raz od pocz�tku. Homek zaczyna� przewa�nie od opisu szcz�liwej Doliny Mumink�w. Szed� poma�u w d�, po zboczu, na kt�rym r�s� ciemny b�r �wierkowy i bardzo jasne brzozy. Robi�o si� cieplej. Pr�bowa� opisa�, jakie to by�o uczucie, kiedy z doliny wchodzi�o si� do zielonego, dzikiego ogrodu prze�wietlonego s�o�cem, wsz�dzie zielone li�cie ko�ysz�ce si� w letnim powiewie, zielona trawa dooko�a i nad jego g�ow�, a w trawie plamy s�o�ca i brz�czenie pszcz�, i wszystko tak �adnie pachnia�o, a on szed� wolno dalej, dop�ki nie us�ysza� p�yn�cej rzeki. Musia� uwa�a�, �eby nie zmieni� ani jednego szczeg�u. Kt�rego� razu umie�ci� dom nad rzek�, i to by� b��d. Mia� tam by� tylko most i skrzynka na listy. Potem ukazywa�y si� krzaki bzu i drewutnia Tatusia z ich w�asnym zapachem lata i bezpiecze�stwa. By�o do�� wcze�nie rano i bardzo cicho. Homek Toft widzia� teraz ozdobn� kul� z niebieskiego szk�a, stoj�c� na s�upku w g��bi ogrodu. To szklana kula Tatusia Muminka, najpi�kniejsza w ca�ej dolinie. Magiczna kula. Trawa ros�a wysoko i pe�no w niej by�o kwiat�w. Homek opowiada� sobie, jak one wygl�daj�. Opowiada� o gracowanych �cie�kach, schludnie obrze�onych muszlami i bry�kami z�ota, zatrzymywa� si� troch� d�u�ej przy plamach s�o�ca, kt�re szczeg�lnie lubi�. Pozwala� wiatrowi zaszumie� wysoko nad dolin�, przelecie� przez las na zboczu, potem ucichn��, tak �e znowu robi� si� idealny spok�j. Jab�onie sta�y okryte kwiatem. Homek poumieszcza� jab�ka na niekt�rych drzewach, ale potem je zdj��, zawiesi� hamak i rozsypa� ��te trociny przed drewutni�, teraz by� ju� bardzo blisko domu. By�a rabata piwonii i weranda... Weranda sk�pana w porannym s�o�cu, dok�adnie taka, jak j� Homek widzia�, balustrada ozdobnie wycinana laubzeg�, kapryfolium, fotel na biegunach, wszystko. Homek Toft nigdy nie wchodzi� do domu, czeka� na zewn�trz. Czeka�, �eby Mama Muminka wysz�a na schody. Niestety, przewa�nie zasypia� w�a�nie wtedy. Tylko jeden jedyny raz mign�� mu jej pyszczek w drzwiach wej�ciowych, okr�g�y, przyjazny pyszczek. Ca�a Mama Muminka by�a zreszt� okr�g�a, tak jak mamy powinny by�. Teraz Toft znowu szed� dolin�. Setki razy w�drowa� t� sam� drog� i za ka�dym razem prze�ywa� coraz wi�ksze emocje. Nagle szara mg�a przys�oni�a ca�y krajobraz, wszystko zamaza�o si�, widzia� ju� tylko ciemno�� pod zamkni�tymi powiekami i s�ysza� nieustaj�cy jesienny deszcz, kt�ry bi� w brezent. Homek pr�bowa� wr�ci� do doliny, ale nie m�g�. W ostatnim tygodniu zdarzy�o si� to dobrych par� razy i za ka�dym razem mg�a przychodzi�a wcze�niej. Wczoraj zobaczy� j� przy drewutni, a teraz zrobi�o si� ciemno jeszcze przed krzakami bzu. Toft wpe�z� g��biej w fa�dy p�aszcza i pomy�la�: �Jutro nie dojd� mo�e nawet do rzeki. Nie udaje mi si� wyobrazi� sobie rzeczy tak, �ebym m�g� je zobaczy�, wszystko si� cofa�. Drzema� przez chwil�, a gdy obudzi� si� w ciemno�ci, wiedzia� ju�, co zrobi. Opu�ci ��d� Paszczaka, p�jdzie do Doliny Mumink�w, wejdzie na werand�, otworzy drzwi i powie, kim jest. Kiedy ju� to postanowi�, zasn�� z powrotem i spa� ca�� noc bez �adnych sn�w. Kt�rego� listopadowego czwartku przesta�o pada� i Filifionka postanowi�a umy� okna na poddaszu. Zagrza�a wod� w kuchni, wsypa�a troch� myd�a, ale tylko troszeczk�, a potem zanios�a misk� na g�r�, postawi�a j� na sto�ku i otworzy�a okno. Wtedy co� odczepi�o si� od ramy okiennej i upad�o tu� obok jej �apki. Wygl�da�o jak ma�y k�aczek bawe�ny, ona jednak od razu wiedzia�a, co to jest: to ohydna poczwarka, a w niej siedzi bia�awa larwa. Filifionka wzdrygn�a si� i skuli�a �apki. Gdziekolwiek sz�a, cokolwiek robi�a, zawsze natrafia�a na co�, co si� czo�ga i pe�za, tyle tego by�o wsz�dzie! Wzi�a �cierk� od kurzu i szybkim ruchem wymiot�a poczwark�, a potem patrzy�a, jak poczwarka stacza si� po dachu, spada z jego kraw�dzi i znika. - Paskudztwo - szepn�a wytrzepuj�c �cierk�. Podnios�a misk� i wysz�a przez okno, �eby je umy� od zewn�trz. Lecz Filifionka by�a w kapciach i gdy tylko znalaz�a si� na stromym, mokrym dachu, zacz�a zsuwa� si� po nim na plecach. Nie zd��y�a si� nawet wystraszy�. B�yskawicznym ruchem odwr�ci�a swe chude cia�o na brzuch i w jednej zawrotnie szybkiej sekundzie zjecha�a w d�. Kapcie stukn�y o kraw�d� dachu i wtedy zatrzyma�a si�. Teraz dopiero poczu�a strach. Przenikn�� j� ca��, utkwi� jej w gardle jak smak atramentu. Przymkn�a oczy, ale mimo to widzia�a ziemi� daleko w dole, jej szcz�ki zwar�y si� z przestrachu i zdziwienia i nie by�a nawet w stanie krzycze�. Zreszt� i tak nikt by jej nie us�ysza�. Bo Filifionka dawno ju� pozby�a si� wszystkich swoich krewnych i uci��liwych znajomych i mia�a mn�stwo czasu, �eby zajmowa� si� swoim domem i swoj� samotno�ci�, �eby spada� ca�kiem samotnie z w�asnego dachu do ogrodu, mi�dzy chrz�szcze i r�ne nieopisanie wstr�tne robaki. Zrobi�a rozpaczliwy, pe�zaj�cy ruch w g�r�, �apkami czepiaj�c si� �liskiej blachy, lecz znowu zjecha�a w d� i wszystko by�o tak, jak przed chwil�. Wiatr �omota� otwartym oknem i szumia� w ogrodzie, a czas p�yn��. Kilka kropli deszczu spad�o na dach. Nagle przypomnia�a sobie o piorunochronie, kt�rego przew�d bieg� po drugiej stronie domu. Wolno, powolutku zacz�a przesuwa� si� wzd�u� kraw�dzi dachu, najpierw kawa�eczek na jednej nodze, potem zn�w kawa�eczek na drugiej. Z oczami mocno zamkni�tymi, przylepiona brzuchem do blachy, pe�z�a dooko�a swojego du�ego domu i ca�y czas my�la�a o tym, �e miewa zawroty g�owy i jakie to jest uczucie, jak si� takiego zawrotu dostaje. Kiedy wreszcie namaca�a �apk� drut piorunochronu, uczepi�a si� go ostatkiem si� i zaciskaj�c jeszcze mocniej powieki wci�gn�a si� ostro�nie na wysoko�� poddasza; teraz nie by�o na ca�ym �wiecie nic innego, tylko cienki drut i zawieszona na nim Filifionka. Chwyci�a si� w�skiej, drewnianej listwy obiegaj�cej poddasze, podci�gn�a si�, przypad�a do niej i le�a�a chwil� bez ruchu. Potem bardzo wolno unios�a si� i na czworakach czeka�a, a� nogi przestan� jej dygota�. Nie czu�a si� nic a nic �miesznie. Krok po kroku zacz�a posuwa� si� dalej, twarz� do �ciany. Przechodzi�a od okna do okna, ale wszystkie by�y zamkni�te. Zawadza� za d�ugi pyszczek, w�osy spada�y na oczy i �askota�y w nos. �Bylebym tylko nie kichn�a, bo strac� r�wnowag�... Nie wolno mi patrze� ani my�le�. Przydepta� mi si� kape�, nikogo nie obchodzi, co si� ze mn� dzieje, gorset ca�y si� pozwija� i w ka�dej sekundzie, po tych wszystkich okropnych sekundach...� Znowu zacz�o pada�. Filifionka otworzy�a oczy i zerkaj�c przez rami� zobaczy�a stromy dach, w dole jego kraw�d�, a za ni� upadek w pr�ni�. Nogi znowu si� pod ni� ugi�y i �wiat zako�owa�, teraz to ju� by� zawr�t g�owy. Odci�gn�� j� od �ciany, listwa, na kt�rej sta�a, zrobi�a si� cienka i w�ska jak n� i w ci�gu jednej, d�ugiej jak wieczno�� sekundy Filifionka przelecia�a przez ca�e swoje filifionkowe �ycie. Bardzo powoli, rozstaj�c si� z bliskim ju� bezpiecze�stwem, odchyli�a si� do ty�u, a� do nieub�aganej granicy, za kt�r� run�aby w przepa��, ale zatrzyma�a si� na niej na moment trwaj�cy jakby jeszcze jedn� wieczno��, a potem opad�a z powrotem w prz�d. Teraz nie by�a ju� niczym innym, jak tylko czym�, co usi�owa�o zrobi� si� bardzo, bardzo p�askie i posuwa� si� dalej. Wreszcie okno. Wiatr mocno je zatrzasn��. Na ramie okiennej, g�adkiej i go�ej, nie by�o nic, za co mo�na by poci�gn��, najmniejszego nawet gwo�dzia. Filifionka spr�bowa�a podwa�y� j� szpilk� do w�os�w, ale szpilka si� zgi�a. Widzia�a w �rodku misk� z mydlinami i �cierk�, niewzruszony obraz spokojnej codzienno�ci, nieosi�galny �wiat. �cierka! Okno przyci�o j� na parapecie... Serce Filifionki zacz�o �omota� - zobaczy�a wystaj�cy, malutki jej ro�ek, wzi�a go w palce, och, jak ostro�nie, i poci�gn�a lekko... �Ach, �eby tylko wytrzyma�a, �eby to by�a ta nowa, �liczna �cierka, a nie ta stara... Nigdy ju� nie b�d� �a�owa�a nowych �cierek, nigdy nie b�d� na niczym oszcz�dza�a, b�d� rozrzutna, przestan� sprz�ta�, za du�o sprz�tam, jestem pedantyczna... B�d� kim� zupe�nie innym ni� Filifionka...� Tak my�la�a, b�agalnie, lecz i beznadziejnie, bo Filifionka, oczywi�cie, nigdy nie mo�e by� nikim innym, jak tylko Filifionka. �cierka wytrzyma�a. Okno otworzy�o si� powoli, wiatr uderzy� nim o �cian�, a Filifionka rzuci�a si� na �eb, na szyj� w zacisze pokoju, spad�a na pod�og� i poczu�a, �e �o��dek podchodzi jej do gard�a i �e robi si� jej okropnie niedobrze. Nad ni� hu�ta�a si� poruszana wiatrem, wisz�ca , u sufitu lampa, wszystkie fr�dzelki kiwa�y si� w r�wnych od siebie odst�pach, ka�dy z ma�ym paciorkiem na czubku. Przygl�da�a si� im uwa�nie, zdziwiona tymi ma�ymi fr�dzelkami, kt�rych nigdy przedtem nie widzia�a. Nigdy te� dot�d nie zauwa�y�a, �e jedwabny aba�ur jest czerwony, bardzo pi�kna czerwie� przypominaj�ca zach�d s�o�ca. Nawet hak w suficie mia� nowy i niezwyk�y kszta�t. Poczu�a si� troch� lepiej. Zacz�a si� zastanawia�, jakie to jest dziwne, �e wszystko, co wisi na haku, rzeczywi�cie wisi w d�, a nie w jak�� inn� stron�, i na czym to mo�e polega�. Ca�y pok�j zmieni� si�, wszystko wygl�da�o inaczej. Filifionka podesz�a do lustra i przypatrzy�a si� sobie. Pyszczek z jednej strony ca�y podrapany, w�osy proste jak druty i mokre. Oczy nie te same. �I pomy�le�, �e si� ma oczy do patrzenia - zastanawia�a si� - i jak to si� dzieje, �e si� widzi?...� Zacz�o jej by� zimno, i od deszczu, i od tego, �e przelecia�a przez ca�e swoje �ycie w ci�gu jednej sekundy, postanowi�a wi�c zaparzy� kaw�. Gdy otworzy�a kredens w kuchni, zobaczy�a po raz pierwszy, �e ma za du�o porcelany. Takie straszne ilo�ci fili�anek do kawy! Znacznie za du�o p�misk�w, naczy� do zapiekanek, sterty talerzy, setki rzeczy, kt�rymi si� je i na kt�rych si� je, i tylko jedna jedyna Filifionka. Kto to wszystko dostanie, jak ona umrze? - Wcale nie umr� - szepn�a i zatrzasn�a kredens. Wbieg�a do holu, na chwiejnych nogach pokr�ci�a si� ko�o mebli w sypialnym, wpad�a do salonu i ods�oni�a firanki, skoczy�a jeszcze na poddasze, jednak wsz�dzie by�o r�wnie cicho. Pootwiera�a wszystkie drzwi, otworzy�a te� szaf� na ubranie, w kt�rej le�a�a jej podr�na torba - i teraz nareszcie wiedzia�a, co zrobi. Uda si� w odwiedziny. Chce zobaczy� znajomych. Znajomych, kt�rzy rozmawiaj� i s� mili, kt�rzy wchodz� i wychodz�, i tak zape�niaj� ca�y dzie�, �e nie zostaje czasu na straszne my�li. Ale nie chce widzie� Paszczaka. Ani Mimbli, zw�aszcza jej! Tylko rodzin� Mumink�w. Czas ju�, �eby p�j�� z wizyt� do Mamy Muminka. Na te rzeczy trzeba si� decydowa�, p�ki si� jest w odpowiednim nastroju, i najlepiej szybko, zanim nastr�j minie. 1 Filifionka wyci�gn�a torb� i w�o�y�a do niej srebrny wazon - da go Mamie Muminka. Wyla�a mydliny na dach i zamkn�a okno. Wysuszy�a w�osy, zakr�ci�a je na papiloty, a potem wypi�a popo�udniow� herbat�. Dom uspokoi� si� i znowu by� taki sam jak zawsze. Umywszy fili�ank� po herbacie, wyj�a z torby srebrny wazon i na jego miejsce w�o�y�a porcelanowy. Zapali�a lamp� u sufitu, bo przy deszczu szybko si� �ciemnia�o. �Co mi si� sta�o - pomy�la�a. - Przecie� ten aba�ur wcale nie jest czerwony, tylko lekko br�zowy. Ale tak czy inaczej, ja wyruszam�. By�a p�na jesie�. W��czykij szed� dalej na po�udnie, lecz co jaki� czas rozstawia� namiot i pozwala� dniom mija�, jak chc�, chodzi� sobie i przygl�da� si� r�nym rzeczom, nic nie my�l�c i nic nie pami�taj�c, i du�o spa�. Zachowywa� ostro�no��, ale niczym si� w�a�ciwie nie interesowa� i nie obchodzi�o go, dok�d idzie - chcia� tylko i�� dalej. Las ugina� si� od deszczu, drzewa tkwi�y w zupe�nym bezruchu. Wszystko by�o ju� zwi�d�e i obumar�e, lecz w dole, przy ziemi, wyrasta� z wielk� energi� prosto z butwiej�cej gleby p�nojesienny, tajemniczy ogr�d, dziwne podszycie z b�yszcz�cych, nap�cznia�ych ro�lin nie maj�cych w og�le nic wsp�lnego z latem. Nagie krzaki czarnej jagody by�y ��tozielone, a owoce �urawiny ciemne jak krew. Zacz�y te� rosn�� ukryte przedtem porosty i mchy, rozpe�za�y si� szeroko, podobne do wielkiego, mi�kkiego dywanu, kt�ry chce zaw�adn�� lasem. Wszystko mia�o nowe, mocne kolory i wsz�dzie na ziemi le�a�y �wiec�ce, czerwone jagody jarz�biny. Ale paprocie by�y czarne. W��czykij poczu�, �e ma ochot� uk�ada� piosenki. Poczeka�, �eby ochota sta�a si� ca�kiem oczywista, i kt�rego� wieczoru wyci�gn�� harmonijk�, le��c� dot�d na samym dnie plecaka. W sierpniu, gdzie� w Dolinie Mumink�w, wpad�o mu w ucho pi�� takt�w, kt�re niew�tpliwie mog�y si� sta� wspania�ym pocz�tkiem melodii. Zjawi�y si� w spos�b ca�kiem zwyczajny, jak to bywa z d�wi�kami, gdy si� je zostawi w spokoju. Teraz nadszed� czas, �eby je wydoby� i �eby powita�a z nich piosenka o deszczu. W��czykij nas�uchiwa� i czeka�. Ale pi�� takt�w nie przychodzi�o. Czeka� dalej, wcale si� nie niepokoj�c, bo wiedzia�, jak to jest z melodiami. S�ysza� tylko s�aby szum deszczu i �ciekaj�cej wody. Poma�u zrobi�o si� ca�kiem ciemno. Wyj�� fajk� i zaraz schowa� j� z powrotem. Zrozumia�, �e te pi�� takt�w zosta�o w Dolinie Mumink�w i �e ich nie znajdzie, dop�ki tam nie wr�ci. S� miliony melodii, kt�re �atwo znale�� i zawsze b�d� inne, nowe. Ale W��czykij nie zwraca� na nie uwagi, niech sobie odlatuj�, gdzie chc�, to by�y letnie piosenki, dla kogokolwiek. Wczo�ga� si� do namiotu i zakopa� w �piworze, naci�gaj�c go na g�ow�. Delikatny szum deszczu i sp�ywaj�cej wody nie zmienia� si�, d�wi�cza�a w nim wci�� ta sama, �agodna nuta samotno�ci i doskona�o�ci. Lecz co go obchodzi� deszcz, skoro nie m�g� u�o�y� o nim piosenki? Paszczak obudzi� si� powoli i gdy tylko stwierdzi�, �e jest sob�, zapragn�� by� kim� innym, kim�, kogo nie zna�. Czu� si� jeszcze bardziej zm�czony ni� wtedy, kiedy k�ad� si� spa�, a tu tymczasem nasta� ju� nowy dzie�, kt�ry b�dzie trwa� do wieczora, a potem przyjdzie nast�pny i jeszcze nast�pny i ten zn�w b�dzie taki sam, jak wszystkie dni w �yciu Paszczaka. Schowa� si� wi�c pod ko�dr� i zagrzeba� nos w poduszk�, potem przesun�� si� brzuchem na brzeg ��ka, gdzie by�o ch�odne prze�cierad�o, a potem roz�o�y� si� na ca�ym ��ku, wyci�gaj�c r�ce i nogi, i wci�� czeka� na przyjemny sen, kt�ry nie przychodzi�. Wreszcie zwin�� si� w k��bek i zrobi� si� malutki, ale i to nie pomog�o. Stara� si� by� Paszczakiem, kt�rego wszyscy lubi�, i stara� si� by� Paszczakiem, kt�rego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ci�gle by� tylko Paszczakiem, kt�ry wszystko robi, jak mo�e najlepiej, ale nic mu naprawd� dobrze nie wychodzi. W ko�cu wsta� i wci�gn�� spodnie. Nie lubi� ani ubiera� si�, ani rozbiera�, bo wtedy mia� wra�enie, �e dni mijaj� i nic godnego uwagi si� nie dzieje. A przecie� wci�� co� organizowa� i urz�dza�, ci�gle czym� dyrygowa�, od rana do wieczora! Wsz�dzie dooko�a wszyscy wiedli niedba�e, bezcelowe �ycie, gdziekolwiek spojrze�, wsz�dzie by�o co� do ustawienia we w�a�ciwy spos�b, i Paszczak wychodzi� z siebie, �eby uprzytomni� innym, jak powinni �y�. �Zupe�nie jakby nie chcieli, �eby im by�o dobrze - martwi� si� myj�c z�by. Spojrza� na fotografi�, na kt�rej by� on sam i jego �agl�wka w dniu wodowania. Pi�kne to by�o zdj�cie, lecz gdy patrzy� na nie, zrobi�o mu si� jeszcze smutniej. - Powinienem nauczy� si� �eglowa� - uzna�. - Tylko �e nigdy nie mam czasu...� Nagle przysz�o mu na my�l, �e wszystko, co robi, nie jest niczym innym, jak tylko przenoszeniem rzeczy z jednego miejsca na drugie albo m�wieniem, gdzie one powinny sta�, i przez kr�tk� chwil� ol�nienia zastanawia� si�, co by si� sta�o, gdyby da� temu spok�j. - Prawdopodobnie nic. Kto� inny zaj��by si� tym wszystkim - rzek� sam do siebie, odk�adaj�c szczoteczk� do z�b�w do szklanki. Lecz to, co powiedzia�, zdziwi�o go i troch� nawet przerazi�o, zimny dreszcz przebieg� mu po plecach, tak jak to si� dzieje, kiedy zegar wybija p�noc w noc sylwestrow�, i zaraz w nast�pnej sekundzie pomy�la�: �Ale w takim razie musia�bym zacz�� �eglowa�...� I wtedy poczu� si� ju� tak �le, �e musia� usi��� na ��ku. �Teraz nic ju� nie rozumiem - my�la� biedny Paszczak. - Co mi przysz�o do g�owy, �eby co� takiego powiedzie�? S� pewne sprawy, o kt�rych nie nale�y my�le� i kt�rych nie nale�y zanadto zg��bia�- Zacz�� rozpaczliwie szuka� w pami�ci czego� mi�ego, co mog�oby odp�dzi� porann� melancholi�, szuka� i szuka�, i powoli zjawi�o mu si� odleg�e i przyjemne wspomnienie z kt�rego� lata. Przypomnia� sobie Dolin� Mumink�w. By� tam strasznie dawno temu, ale jedn� rzecz pami�ta� bardzo dok�adnie. Pami�ta� pok�j go�cinny z oknem na po�udnie, przypomina� sobie, jak mi�o by�o budzi� si� w nim rano. Okna by�y otwarte, �agodny letni wietrzyk porusza� bia�� firank�, haczyk w oknie stuka� leciutko od powiewu... A pod sufitem bzycza�a mucha. I nie trzeba by�o si� spieszy�. Kawa czeka�a na werandzie, wszystko by�o proste i samo dobrze si� uk�ada�o. By�a tam te� pewna rodzina, nie przypomina� ich sobie tak dok�adnie, dreptali to tu, to tam i zajmowali si� swoimi sprawami, czym� przyjemnym i bli�ej nieokre�lonym - taka sobie po prostu rodzina. Tatusia pami�ta� troch� lepiej, i mo�e jego ��d�. No i pomost. Ale najlepiej pami�ta� te poranne, radosne przebudzenia. Paszczak wsta�, poszed� po szczoteczk� do z�b�w i w�o�y� j� do kieszeni. Przesta�o mu by� niedobrze, poczu� si� ca�kiem odnowiony. Nikt go nie widzia�, kiedy odchodzi�. Bez walizki, bez parasola i bez po�egnania si� z kimkolwiek z s�siad�w. Paszczak nie by� przyzwyczajony do chodzenia po okolicy. Par� razy zab��dzi�, to go jednak nie zaniepokoi�o ani nie rozgniewa�o. �Nigdy si� dot�d nie zgubi�em - pomy�la� z dum�. - I nigdy jeszcze nie przemok�em�. Wymachiwa� r�kami i czu� si� jak ten, o kt�rym m�wi piosenka, �e szed� sam w deszczu tysi�c mil od domu, wolny i swobodny. Taki by� szcz�liwy! I nied�ugo dostanie gor�cej kawy na werandzie. Mniej wi�cej mil� na wsch�d od doliny doszed� do rzeki. Spojrza� w zamy�leniu na ciemn�, p�yn�c� wod� i przysz�o mu do g�owy, �e �ycie jest jak rzeka. Niekt�rzy �eglowali na niej powoli, inni szybko, jeszcze inni przewracali si� razem z �odzi�. �Powiem to Tatusiowi Muminka - pomy�la� powa�nie. - Wydaje mi si�, �e to ca�kiem nowa my�l. Ach, jak my�li �atwo dzi� przychodz� i jakie wszystko jest proste! Wystarczy�o przej�� przez pr�g, z kapeluszem zawadiacko na bakier, no nie? Mo�e spuszcz� ��d� na wod�. I wyp�yn� na morze. Poczuj� mocny op�r steru w mojej �apie... Mocny op�r steru w mojej �apie..� - powt�rzy� i by� ju� tak szcz�liwy, �e a� prawie odczuwa� b�l. Zacisn�� pas na grubym brzuchu i ruszy� dalej brzegiem rzeki. Kiedy dotar� do doliny, si�pi� drobniutki, szary deszcz. Wszed� prosto do ogrodu i stan�� zdumiony. Co� tu by�o nie tak. Niby tak samo, a jednak inaczej. Jaki� uschni�ty li�� przylecia� sk�d� i wyl�dowa� mu na nosie. - Ach, jaki jestem niem�dry! - wykrzykn�� Paszczak. - Przecie� to ju� nie jest lato. To jesie�! A on zawsze wyobra�a� sobie Dolin� Mumink�w w letniej szacie. Zbli�y� si� do domu, stan�� przed schodami na werand� i spr�bowa� jod�owa�. Ale mu nie wychodzi�o. Wobec tego zawo�a�: - Ho! Ho! Zaparzcie no kaw�, wy tam w �rodku! �adnej odpowiedzi. Zawo�a� jeszcze raz i poczeka� chwil�. �Teraz sobie z nich troch� za�artuj� - pomy�la�. Nastawi� ko�nierz, nasun�� kapelusz na nos, wzi�� grabie, kt�re le�a�y ko�o beczki z wod�, i podni�s� je gro�nie nad g�ow�. A potem wrzasn��: - Otwiera�, w imi� prawa! Sta� w miejscu i czeka�, trz�s�c si� ze �miechu. Dom milcza�. Tymczasem deszcz, coraz g�ciejszy, wci�� pada� i pada� na czekaj�cego Paszczaka i w ca�ej dolinie nie by�o s�ycha� nic innego, tylko szum padaj�cego deszczu. Homek Toft nigdy nie by� w Dolinie Mumink�w, ale nie zab��dzi�. To by�a bardzo daleka droga, a Homek mia� kr�tkie nogi. Wsz�dzie natrafia� na g��bokie ka�u�e i mokrad�a, i na ogromne drzewa, kt�re powali�a staro�� albo mo�e burza. Ich wyrwane korzenie trzyma�y w g�rze wielkie kawa�y ziemi, a spod nich wyziera�y czarne, b�yszcz�ce bajorka. Homek okr��a� je, obchodzi� dooko�a ka�de mokrad�o i ka�d� ka�u�� i ani razu nie pomyli� drogi. Czu� si� bardzo szcz�liwy, bo wiedzia� dok�adnie, czego chce. Las �adnie pachnia�, jeszcze �adniej ni� ��d� Paszczaka. Sam Paszczak pachnia� starym papierem i niepokojem. Homek stwierdzi� to kiedy�, kiedy Paszczak sta� ko�o swojej �odzi i wzdycha�, a potem poci�gn�� par� razy za brezent, zanim odszed�. Przesta�o na razie pada�, ale las ton�� we mgle i by� bardzo pi�kny. G�stnia� tam, gdzie pag�rki zni�a�y si� do Doliny Mumink�w, a ka�u�e zmienia�y si� stopniowo w rzeczu�ki. By�o ich teraz coraz wi�cej. Homek szed� mi�dzy setkami strumyk�w i wodospad�w, kt�re pod��a�y wszystkie w t� sam� stron� co on. Dolina by�a ju� bardzo blisko, za chwil� dojdzie na miejsce. Poznawa� brzozy, mia�y pnie bielsze ni� w innych dolinach. Wszystko, co jasne, by�o ja�niejsze, i wszystko, co ciemne - ciemniejsze. Homek Toft st�pa� tak cicho, jak tylko m�g�, i bardzo powoli. I s�ucha�. Kto� r�ba� drzewo w dolinie. To Tatu� Muminka. Przygotowuje opa� na zim�. Homek zacz�� i�� jeszcze ciszej, �apki ledwo dotyka�y mchu. Teraz rzeka jakby si� do niego przybli�a�a, zobaczy� most i drog�. Tatu� przesta� r�ba�, s�ycha� by�o ju� tylko szum rzeki, w kt�rej zbiera�y si� wszystkie rzeczu�ki i strumyki, by razem p�yn�� do morza. �To tutaj� - pomy�la� Homek Toft. Przeszed� przez most i wszed� do ogrodu - by� taki sam jak w jego opowiadaniach, nie m�g� by� inny. Drzewa, ogo�ocone z li�ci, sta�y w listopadowej mgle, teraz jednak, na jedno mgnienie oka, okry�y si� zielono�ci�, plamy s�o�ca zata�czy�y w trawie i Homek poczu� mi�y, koj�cy zapach bzu. Przebieg� �cie�k� do drewutni, ale stamt�d doszed� go inny zapach, zapach starego papieru i niepokoju. Na progu siedzia� Paszczak z siekier� na kolanach, jej ostrze by�o wyszczerbione w paru miejscach, tam gdzie uderzy� w gw�d�. Homek Toft stan��. �To Paszczak - pomy�la�. - A wi�c tak on wygl�da�. Paszczak podni�s� na niego wzrok. - Halo! - powiedzia�. - My�la�em, �e to Tatu� Muminka. Nie wiesz, gdzie si� wszyscy podziali, co? - Nie - odpar� Homek. - W tym ich drzewie pe�no gwo�dzi - rzek� Paszczak podnosz�c siekier�. - Stare deski i kawa�ki drewna pe�ne gwo�dzi! Przyjemnie by�o z kim� porozmawia�. - Przyszed�em tutaj tak dla zabawy - m�wi� dalej Paszczak. - Tak jak si� wpada do starych znajomych! Za�mia� si� i odstawi� siekier� do drewutni. - S�uchaj no, Homku - powiedzia�. - Pozno� to wszystko do kuchni, �eby wysch�o, i u�� w stos, a ja przez ten czas zaparz� kaw�. Kuchnia jest z ty�u, na prawo. - Wiem - odpar� Toft. Paszczak ruszy� w stron� domu, a Homek Toft zacz�� zbiera� por�bane polana. Spostrzeg�, �e Paszczak nie ma wprawy w r�baniu, lecz widocznie bawi go to. Drewno �adnie pachnia�o. Paszczak wni�s� tac� z kaw� do salonu i postawi� j� na owalnym, mahoniowym stole. - Rann� kaw� pije si� tu zwykle na werandzie - powiedzia�. - Ale kawa dla go�ci podawana jest w salonie, zw�aszcza je�li kto� nigdy tu jeszcze nie by�. Fotele by�y obite ciemnoczerwonym pluszem, ka�dy z koronkow� serwetk� na oparciu. Toft rozgl�da� si� nie�mia�o po pi�knym, dostojnym pokoju. Nie mia� odwagi usi���, meble wydawa�y mu si� zbyt wspania�e. Piec, zdobiony deseniem w szyszki sosnowe, si�ga� do sufitu, drzwiczki w nim by�y mosi�ne, b�yszcz�ce, sznur od szybra haftowany pere�kami. Komoda te� b�yszcza�a; ka�da szuflada mia�a poz�acany uchwyt. - No i co, nie usi�dziesz? - odezwa� si� Paszczak. Homek usiad� na samym brzegu fotela, wpatrzony w portret nad komod�. Portret przedstawia� kogo�, kto by� ca�y pokryty szar� sier�ci�, mia� ogon, z�e, w�sko osadzone oczy i wyj�tkowo du�y nos. - To ich przodek - wyja�ni� Paszczak. - Z czas�w, kiedy mieszkali za piecami kaflowymi. Homek b��dzi� wzrokiem dalej, spojrza� na schody znikaj�ce w pustej ciemno�ci poddasza. Dreszcz przebieg� mu po plecach. - Nie by�oby cieplej w kuchni?- zapyta�. - Chyba masz racj� - odpar� Paszczak. - Mo�e i przyjemniej w kuchni. Wzi�� tac� i wyszli z opustosza�ego salonu. Przez ca�y dzie� nie rozmawiali o rodzinie, kt�ra wyjecha�a. Paszczak chodzi� po ogrodzie, grabi� li�cie i m�wi� o wszystkim, co mu przysz�o do g�owy. Homek szed� za nim, zbiera� li�cie do koszyka i prawie si� nie odzywa�. W pewnej chwili Paszczak przystan�� patrz�c na niebiesk�, szklan� kul� Tatusia Muminka. - Ozdoba ogrodowa - powiedzia�. - Za mojego dzieci�stwa bywa�y przewa�nie posrebrzane. I dalej grabi�. Homek Toft nie spojrza� na szklan� kul�. Nie chcia� na ni� patrze�, dop�ki nie b�dzie sam. Szklana kula by�a centralnym punktem doliny, zawsze odzwierciedla�a tych, co tu mieszkali. Je�li cokolwiek zosta�o z rodziny Mumink�w, powinno to by� widoczne w ciemnoniebieskiej, szklanej kuli. O zmierzchu Paszczak wszed� do salonu i nakr�ci� �cienny zegar Tatusia. Zegar zacz�� najpierw bi� jak szalony, szybko i nier�wno, ale potem szed� ju� normalnie. Znowu s�ycha� by�o r�wne, spokojne tykanie i salon jakby o�y�. Paszczak podszed� do barometru - by� to du�y barometr z ciemnego mahoniu, z mn�stwem ozd�b - pukn�� w niego i zobaczy�, �e wskazuje zmienn� pogod�. Potem wszed� do kuchni m�wi�c: - Wszystko zaczyna si� uk�ada�! Mo�emy dorzuci� do pieca i napi� si� jeszcze kawy, co? Zapali� lamp� w kuchni, wyszuka� w szafie jakie� sucharki o smaku cynamonowym. - To prawdziwe sucharki okr�towe - wyja�ni�. - Przypominaj� mi o mojej �odzi. Jedz, Homku. Jeste� za chudy. - Dzi�kuj� - odpar� Homek. Paszczak by� troch� podniecony, opar� si� na stole kuchennym i powiedzia�: - Moja �agl�wka jest zbudowana systemem zak�adkowym. Czy mo�na z czymkolwiek por�wna� spuszczanie �odzi na wod�, kiedy nadejdzie wiosna? Homek moczy� suchara w kawie i nie odzywa� si�. - Czeka si� i czeka - ci�gn�� dalej Paszczak - a� wreszcie mo�na rozwin�� �agiel i wyruszy�. Homek spojrza� na niego spod grzywki. W ko�cu powiedzia�: - Tak. Paszczak poczu� si� nagle osamotniony, za cicho by�o w tym domu. - Nie zawsze ma si� czas robi� to, co by si� chcia�o - rzek�. - Zna�e� ich? - Tak, Mam� - odpar� Homek Toft. - Tamtych pami�tam jak przez mg��. - Ja tak samo - wykrzykn�� Paszczak, ucieszony tym, �e Toft nareszcie co� wi�cej powiedzia�. - Nigdy im si� tak dobrze nie przypatrywa�em, rozumiesz. Po prostu byli... - Szuka� s��w, a potem m�wi� dalej, jakby na pr�b�: - Oni byli czym�, co zawsze jest, je�eli rozumiesz, co chc� powiedzie�... Czym� takim jak drzewa - albo jak rzeczy... Homek znowu zamkn�� si� w sobie. Po chwili Paszczak wsta� i powiedzia�: - Trzeba by si� chyba po�o�y�. Jutro te� czeka nas dzie�... Zawaha� si�. Bowiem pi�kny obraz lata i pokoju go�cinnego z oknem na po�udnie znikn��, widzia� teraz tylko schody prowadz�ce na ciemne poddasze z pustymi pokojami. Postanowi� spa� w kuchni. - Ja troch� wyjd� - wymamrota� Toft. Zamkn�� za sob� drzwi i stan�� na schodach przed kuchni�. Na dworze by�a czarna noc. Homek poczeka�, a� oczy przyzwyczaj� mu si� do ciemno�ci, a potem ruszy� wolno przez ogr�d. Co� niebieskiego i �wiec�cego wy�oni�o si� z mroku - natrafi� na szklan� kul�. Spojrza� na ni�, by�a g��boka jak morze, przelewa�y si� w niej pot�ne, wzburzone fale. Homek Toft patrzy� coraz g��biej i g��biej i czeka� cierpliwie. W ko�cu gdzie� bardzo daleko, w samym wn�trzu niebieskiej kuli, zapali�o si� nik�e �wiate�ko. �wieci�o i gas�o, i znowu �wieci�o, i gas�o w r�wnych odst�pach, niczym latarnia morska. �Jak oni s� daleko� - pomy�la� Toft. Nie odchodzi� mimo pe�zn�cego po nogach ch�odu, wpatrzony w �wiat�o, kt�re pojawia�o si� i znika�o, tak s�abe, �e ledwo widoczne. Poczu� si� oszukany. Paszczak sta� w kuchni z lamp� w �apie i my�la� o tym, jakie to jest przygn�biaj�ce, jakie nieweso�e, kiedy trzeba wyszuka� materac, znale�� miejsce, gdzie by go po�o�y�, a potem rozebra� si� i przyzna�, �e jeszcze raz z dnia zrobi�a si� noc. �Jak to si� dzieje, �e tak jest? - zastanawia� si� w os�upieniu. - Taki si� czu�em szcz�liwy przez ca�y dzie�. Dlaczego wszystko wydawa�o si� takie proste?� Podczas gdy tak rozmy�la�, drzwi od werandy otworzy�y si� i kto� wszed� do salonu przewracaj�c krzes�o. - Co tam robisz? - spyta� Paszczak. Nikt nie odpowiedzia�. Paszczak podni�s� lamp� i zawo�a�: - Kto tam?! Wtedy bardzo stary g�os odpar� tajemniczo: - Tego nie mam zamiaru ci powiedzie�! 7 By� strasznie stary i �atwo zapomina�. Obudzi� si� kt�rego� ciemnego, jesiennego ranka i nie m�g� sobie przypomnie�, jak si� nazywa. Troch� to jest smutne, kiedy nie pami�ta si� cudzych imion, natomiast zapomnie� swoje nale�y wr�cz do przyjemno�ci. Nie zada� sobie trudu, �eby wsta� z ��ka, i przez ca�y dzie� pozwala� nowym my�lom i obrazom przychodzi� i odchodzi�, jak chc�, od czasu do czasu spa� troch� i potem znowu si� budzi�, wci�� nie wiedz�c, kim jest. To by� spokojny i bardzo ciekawy dzie�. Pod wiecz�r, po to �eby m�c wsta�, spr�bowa� znale�� sobie jakie� imi�. Dziad Klekot? Wujek Grat? Wuj Truj? Dziadzio Trotel? Gruchot? Przedstawiano mu tyle r�nych os�b, ale ich imiona natychmiast gdzie� si� ulatnia�y. Przychodzili w niedziele. Wykrzykiwali uprzejmie pytania, bo ani rusz nie mogli si� nauczy�, �e nie jest g�uchy. Starali si� m�wi� jak najpro�ciej, �eby zrozumia�, o co chodzi. M�wili dobranoc, wracali do siebie i tam grali, ta�czyli i �piewali a� do nast�pnego rana. Tacy byli jego krewni. - Jestem Wuj Truj - szepn�� uroczy�cie. - A teraz wstan� i zapomn� o wszystkich krewnych na ca�ym �wiecie. Spor� cz�� nocy przesiedzia� przy oknie patrz�c w ciemno�� i wyczekuj�c. Kto� przeszed� ko�o jego domu i znikn�� w lesie. Po drugiej stronie zatoki czyje� o�wietlone okno odbija�o si� w wodzie. Mo�e odbywa�a si� tam zabawa, a mo�e nie. Noc mija�a powoli, a Wuj Truj czeka�, �eby si� dowiedzie�, co chce zrobi�. I nadesz�a ta chwila. Wczesnym �witem, kiedy by�o jeszcze ciemno, uzna�, �e ju� wie. Chce wybra� si� do pewnej doliny, gdzie by� raz, bardzo dawno temu. By� mo�e, �e o tej dolinie tylko kiedy� s�ysza� albo mo�e o niej czyta�, ale to przecie� nie mia�o znaczenia. Najwa�niejsz� rzecz� by� potok, kt�ry p�yn�� t� dolin�. A mo�e to by�a rzeka? W ka�dym razie nie strumie�. Wuj Truj postanowi�, �e to by� potok, znacznie wola� potoki od strumieni. Czysty, wartki potok, a on sam siedzi na mo�cie, macha nogami i patrzy, jak si� �cigaj� ma�e rybki. Nikt go nie pyta, czy nie powinien p�j�� si� po�o�y�. Nikt si� nie dowiaduje, jak jego zdrowie, i nie zaczyna natychmiast m�wi� o czym� innym, nie daj�c mu czasu na zastanowienie si�, jak to w�a�ciwie jest z jego samopoczuciem. To by�o miejsce, gdzie gra�o si� i �piewa�o ca�� noc i sk�d on, Wuj Truj, wraca� do domu ostatni. Nie wyruszy� od razu. Wiedzia� z do�wiadczenia, jak wa�ne jest umie� odk�ada� to, za czym si� t�skni, i zdawa� sobie spraw�, �e wyprawa w nieznane musi by� przygotowana z rozmys�em. Przez kilka dni chodzi� po wzg�rzach okalaj�cych g��bok�, cienist� zatok� i coraz bardziej zapomina� wszystkim, o czym chcia� zapomnie�; dolina wydawa�a mu si� coraz to bli�sza. Kiedy tak chodzi�, ostatnie czerwone i ��te li�cie spada�y z drzew gromadz�c si� ko�o jego st�p (mia� wci�� jeszcze bardzo mocne nogi). Co jaki� czas przystawa�, podnosi� lask� jaki� �adny li�� i m�wi� sam do siebie: - To klon, tego nie zapomn�. - Wiedzia� doskonale, co chce pami�ta�. Podczas tych kilku dni uda�o mu si� zapomnie� o bardzo wielu sprawach. Co rano budzi� si� w tym samym tajemniczym nastroju oczekiwania i zaraz bra� si� do zapominania, tak �eby dolina mog�a si� przybli�y�. Nikt mu nie przeszkadza�, nikt mu nie m�wi�, kim jest. W ko�cu wyszuka� pod ��kiem koszyk i zapakowa� do niego wszystkie swoje lekarstwa, jak r�wnie� buteleczk� koniaku na �o��dek. Zrobi� sze�� kanapek i wzi�� parasol. Przygotowywa� si� do ucieczki, do ucieczki z domu. Z biegiem lat nagromadzi�o mu si� na pod�odze mn�stwo rzeczy. Tyle tego zawsze jest, czego nie warto podnosi�, i tyle powod�w, �eby nie podnosi�. Le�a�y te r�ne rupiecie porozrzucane jak wyspy, ca�y archipelag niepotrzebnych, pogubionych przedmiot�w. Wuj Truj przyzwyczai� si� przechodzi� ko�o nich i przest�powa� przez nie, przysparza�y pewnej emocji jego codziennym w�dr�wkom po pokoju, a jednocze�nie utwierdza�y go w przekonaniu, �e wszystko jest powtarzalne i trwa�e. Ale teraz uzna�, �e nie s� mu ju� wi�cej potrzebne. Wzi�� miot�� i rozp�ta� w pokoju huragan. Co tylko by�o: resztki jedzenia, zgubione kapcie, k��bki kurzu, pigu�ki, kt�re si� kiedy� potoczy�y po ziemi, �y�ki, widelce, guziki i nie otwarte listy - wszystko to zmi�t� w du�y stos. Z tego stosu wyci�gn�� osiem par okular�w i w�o�y� je do koszyka. �B�d� patrzy� na ca�kiem nowe rzeczy� - pomy�la�. Dolina by�a teraz zupe�nie blisko, tu� za zakr�tem, ale on czu�, �e to jeszcze nie jest niedziela. Wuj Truj opu�ci� sw�j dom w pi�tek czy w sobot�. Nie m�g� si� oczywi�cie powstrzyma�, �eby nie zostawi� listu po�egnalnego. Odchodz� i miewam si� znakomicie - napisa�. - S�ysza�em wszystko, co m�wili�cie przez sto lat, bo wcale nie jestem g�uchy. Wiem te�, �e ca�y czas urz�dzali�cie ukradkiem zabawy. Bez podpisu. Po napisaniu listu w�o�y� szlafrok i kamasze, wzi�� koszyk, otworzy� drzwi i zatrzasn�� je za sob�, zostawiaj�c zamkni�tych sto starych lat. Pokrzepiony powzi�tym ochoczo postanowieniem oraz swoim nowym imieniem, ruszy� prosto na p�noc, w stron� szcz�liwej doliny. Nad zatok� nikt nie wiedzia�, �e odszed�. Czerwono��te li�cie ta�czy�y mu nad g�ow�, a z dalekich wzg�rz nadci�ga�a kolejna jesienna ulewa, by zmy� resztki tego, czego nie chcia� pami�ta�. 8 Wizyta Filifionki w Dolinie Mumink�w zosta�a nieco od�o�ona, bo Filifionka nie mog�a si� zdecydowa�, czy zabezpieczy� rzeczy przed molami, czy nie. Posypywanie wszystkiego naftalin� jest wielkim przedsi�wzi�ciem, trzeba wietrzy�, szczotkowa� i tak dalej, i tak dalej, nie m�wi�c ju� o szafach, kt�re musi si� szorowa� sod� i myd�em. Ot� Filifionka, gdy tylko dotkn�a miot�y lub �cierki, dostawa�a zawrotu g�owy i od razu mdl�ce uczucie strachu wzbiera�o jej w �o��dku i grz�z�o w gardle. Po prostu nie mog�a sprz�ta�, nic z tego nie wychodzi�o. Tak by�o od czasu tej historii z myciem okna. �Tak nie mo�e by� - my�la�a biedna Filifionka. - Mole zjedz� wszystko, co posiadam!� Nie wiedzia�a przecie�, jak d�ugo potrwa jej wizyta. Gdyby nie czu�a si� zbyt dobrze, wszystko mog�oby si� ograniczy� do kilku zaledwie dni. Ale gdyby by�o przyjemnie, to dlaczego nie mia�aby zosta� ca�y miesi�c. A gdyby si� z tego rzeczywi�cie zrobi� miesi�c, to po powrocie mog�aby zasta� we wszystkich ubraniach pe�no moli i r�nych robak�w. Ze zgroz� wyobra�a�a sobie, jak ich ma�e szcz�ki wgryzaj� si� w jej suknie, w dywany - jaka by je ogarn�a nikczemna rado��, gdyby znalaz�y jej d�ugi ko�nierz z lisa! W ko�cu Filifionka, nie mog�c si� zdecydowa�, popad�a w stan takiego zm�czenia i przygn�bienia, �e schwyci�a torb� podr�n�, zawin�a lisa wko�o szyi, zamkn�a dom i wyruszy�a. Dolina Mumink�w le�a�a niedaleko jej doliny, lecz gdy tam dochodzi�a, torba ci��y�a jej jak kamie� i uwiera�y trzewiki. Wesz�a na werand�, zastuka�a, poczeka�a chwil� i otworzy�a drzwi do salonu. Od razu spostrzeg�a, �e nikt w nim dawno nie sprz�ta�. Zdj�a nician� r�kawiczk� i przeci�gn�a palcem po gzymsie kaflowego pieca: w szarym kurzu pozosta� bia�y �lad. - To niemo�liwe - szepn�a, czuj�c dreszcz podniecenia. - �eby przesta� sprz�ta�, i to z w�asnej, nieprzymuszonej woli!... Postawi�a torb� na ziemi i podesz�a do okna. Okno okaza�o si� te� brudne, deszcz zostawi� na szybach d�ugie, smutne pasma. Zas�ony by�y zdj�te. Dopiero widz�c to zrozumia�a, �e rodziny Mumink�w nie ma w domu. Zobaczy�a te� kryszta�owy �yrandol owini�ty tiulem. Nagle otoczy� j� zewsz�d ch�odny zapach opuszczonego domu i poczu�a si� bezgranicznie zawiedziona. Otworzy�a torb�, wyj�a porcelanowy wazon - prezent dla Mamy Muminka - i postawi�a go na stole. Sta� jak niema wym�wka. Wsz�dzie by�o strasznie cicho. Filifionka pobieg�a na pierwsze pi�tro. Tam by�o jeszcze zimniej, taki nieruchomy ch��d w domu zamkni�tym na zim�. Otworzy�a po kolei wszystkie drzwi, we wszystkich pokojach by�o pusto, panowa� w nich p�mrok, bo rolety by�y spuszczone! Coraz bardziej zaniepokojona pootwiera�a bieli�niarki, spr�bowa�a te� zajrze� do szafy na ubrania, ale szafa by�a zamkni�ta... I wtedy, ca�kiem trac�c opanowanie, zacz�a wali� w ni� �apkami, a potem pop�dzi�a do schowka na poddaszu i pchn�a drzwi na o�cie�. A tam siedzia� ma�y Homek z wielk� ksi��k� na kolanach. Spojrza� na ni� bardzo wystraszony. - Gdzie oni s�? Gdzie? - zawo�a�a Filifionka. Homek upu�ci� ksi��k� i cofn�� si� ku �cianie, ale gdy poczu� zapach nieznajomej, podnieconej Filifionki, przesta� si� ba�. Pachnia�a strachem, wi�c nie by�a niebezpieczna. Powiedzia�: - Nie wiem. - Ale ja przysz�am ich odwiedzi�! - wybuchn�a Filifionka. - Mam z sob� prezent. Bardzo pi�kny wazon. Nie mogli tak po prostu odej��, bez jednego s�owa! Homek potrz�sn�� tylko g�ow�, dalej si� w ni� wpatruj�c. Filifionka zamkn�a drzwi i posz�a. Homek Toft wr�ci� do zwoju sieci rybackiej le��cej na pod�odze, zrobi� sobie nowy wygodny do�ek i zabra� si� z powrotem do czytania. By�a to bardzo du�a, gruba ksi��ka, bez pocz�tku i bez ko�ca, strony by�y po��k�e i troch� nadgryzione na rogach przez szczury. Homek nie mia� wprawy w czytaniu, du�o czasu traci� na sylabizowanie ka�dego s�owa. Wci�� mia� nadziej�, �e dowie si� z tej ksi��ki, dlaczego ca�a rodzina gdzie� sobie posz�a i dok�d. Lecz ksi��ka m�wi�a o ca�kiem innych rzeczach, o dziwnych zwierz�tach i ciemnych krajobrazach, nie rozpoznawa� w niej �adnej nazwy. Homek nigdy dot�d nie s�ysza�, �e g��boko na dnie morza �yj� Radiolarie i ostatnie ju� Nummulity. Jeden z tych Nummulit�w r�ni� si� od swoich krewnych, mia� w sobie co� z Noktiluki i stopniowo stawa� si� podobny tylko do siebie. By� wyra�nie bardzo malutki i mala� jeszcze bardziej, kiedy si� ba�. Nie mo�emy si� do�� nadziwi� - czyta� Toft - tej rzadkiej odmianie grupy Protozoa. Przyczyny tego osobliwego rozwoju wymykaj� si�, rzecz jasna, wszelkim uzasadnionym os�dom, mamy jednak podstaw� przypuszcza�, �e rozstrzygaj�cym warunkiem jej istnienia by�y wy�adowania elektryczne. Wyj�tkowo cz�ste wyst�powanie burz elektrycznych w tym okresie jest faktem bezspornym; wspomniane ju� polodowcowe �a�cuchy g�rskie podlega�y nieustannie ich gwa�townemu dzia�aniu, a s�siaduj�ce z nimi morze na�adowywa�o si� elektryczno�ci�. Homek Toft wypu�ci� ksi��k� z �apek. Nie bardzo rozumia�, o czym w niej mowa, zdania by�y takie d�ugie. Ale te wszystkie dziwne s�owa wydawa�y mu si� bardzo pi�kne, a poza tym nigdy dot�d nie mia� w�asnej ksi��ki. Schowa� j� pod sie� i le�a� bez ruchu, pogr��ony w rozmy�laniach. Pod rozbitym �wietlikiem w suficie spa�, wisz�c g�ow� na d�, ma�y nietoperz. Z ogrodu dobieg� ostry g�os Filifionki. Znalaz�a Paszczaka. Homek Toft by� coraz bardziej �pi�cy. Pr�bowa� opowiada� sobie o szcz�liwej rodzinie, ale mu si� nie udawa�o. Zamiast tego opowiedzia� sobie o samotnym stworzonku, o ma�ym Nummulicie, kt�ry mia� w sobie co� z Noktiluki i lubi� elektryczno��. 9 Mimbla sz�a przez las i my�la�a: �Przyjemnie jest by� Mimbl�, czuj� si� znakomicie, od g�ry do do�u�. Lubi�a swoje d�ugie nogi i czerwone boty. Na czubku jej g�owy stercza�a dumna, mimblowa fryzura: mocno �ci�gni�ty, l�ni�cy koczek, podobny do ma�ej, czerwonawo��ltej cebulki. Mimbla przemierza�a moczary, wspina�a si� na pag�rki, schodzi�a do g��bokich jar�w, kt�rym deszcz nada� wygl�d podwodnych krajobraz�w, sz�a szybko, a co jaki� czas bieg�a nawet kawa�ek, �eby poczu�, jaka jest lekka i szczup�a. Wiod�a j� ch�� odwiedzenia ma�ej siostrzyczki Mi, zaadoptowanej do�� dawno temu przez rodzin� Mumink�w. Wyobra�a�a sobie, �e Mi jest r�wnie rzeczowa i r�wnie niezno�na jak dawniej i �e wci�� jeszcze mo�e si� zmie�ci� w koszyczku z przyborami do szycia. Gdy dosz�a do doliny, Wuj Truj siedzia� na mo�cie �owi�c ryby za pomoc� dziwnego urz�dzenia z siatki domowej roboty. Mia� na sobie szlafrok, kamasze i kapelusz, a nad tym wszystkim trzyma� otwarty parasol. Mimbla nigdy go nie widzia�a z bliska, przypatrywa�a mu si� teraz badawczo i z zainteresowaniem. By� zadziwiaj�co ma�y. - Wiem dobrze, kim jeste� - odezwa� si�. - A ja jestem Wujem Trujem i nikim innym! I wiem, �e robicie ukradkiem przyj�cia, bo w waszych oknach �wieci si� ca�� noc! - Je�li w to wierzysz, to uwierzy�by� we wszystko - odpar�a Mimbla niefrasobliwie. - Widzia�e� ma�� Mi? Wuj Truj wyci�gn�� z wody swoj� niby to podrywk�. Nic w niej nie by�o. - Gdzie jest ma�a Mi? - spyta�a Mimbla. - Nie krzycz! - wrzasn�� Wuj Truj. - Moje uszy s� w doskona�ym stanie, a ryby mog� si� wystraszy� i odp�yn��. - Dawno to ju� zrobi�y - odci�a si� Mimbla i pobieg�a dalej. Wuj Truj kichn�� chowaj�c si� g��biej pod parasol. W jego potoku zawsze pe�no by�o ryb. Spojrza� w d�, na br�zow� wod�, kt�rej po�yskliwy, nabrzmia�y nurt wpada� pod most unosz�c tysi�ce r�nych na wp� zatopionych rzeczy - mkn�y wszystkie, mija�y go i znika�y, wci�� mija�y go i znika�y... Wuja Truja zabola�y oczy. Zamkn�� je, �eby m�c zobaczy� sw�j w�asny potok, ten czysty potok z piaszczystym dnem, w kt�rym roi�o si� od zwinnych, l�ni�cych rybek... �Co� tu nie gra - pomy�la� niespokojnie. - Most jest w porz�dku, ten, co powinien by�. Tylko ja jestem ca�kiem inny...� Jego my�li rozpierzch�y si� i zasn��. Filifionka siedzia�a na werandzie z nogami owini�tymi kocem i wygl�da�a tak, jakby by�a w�a�cicielk� ca�ej doliny, ale jakby nie sprawia�o jej to �adnej przyjemno�ci. - Hej! - przywita�a j� Mimbla. Spostrzeg�a od razu, �e dom jest pusty. - Dzie� dobry - odpar�a Filifionka z ozi�b�� grzeczno�ci�, kt�r� stosowa�a wobec wszystkich Mimbli. - Nie ma nikogo. Poszli sobie, bez jednego s�owa. Dobrze chocia�, �e drzwi nie by�y zamkni�te. - Oni nigdy nie zamykaj� - powiedzia�a Mimbla. - Owszem - szepn�a Filifionka pochylaj�c si� do przodu poufnym gestem. - Zamkn�li. Szafa na ubranie na g�rze jest zamkni�ta. W niej, oczywi�cie, trzymaj� kosztowno�ci, to, czego boj� si� zgubi�. Mimbla przypatrywa�a si� Filifionce, jej niespokojnym oczom, sztywnym lokom, z kt�rych ka�dy przypi�ty by� spink�, ko�nierzowi z lisa. Lis gryz� sam siebie w ogon. Filifionka nic si� nie zmieni�a. Tymczasem �cie�k� ogrodow�, grabi�c li�cie, nadszed� Paszczak. Za nim bieg� ma�y Homek i zbiera� li�cie do koszyka. - Hej! - powiedzia� Paszczak. - Wi�c i ty tu jeste�? - Kto to? - spyta�a Mimbla. - Mia�am z sob� prezent - powiedzia�a Filifionka za jej plecami. - To Homek - wyja�ni� Paszczak. - Pomaga mi troch� w ogrodzie. - Bardzo pi�kny wazon porcelanowy dla Mamy Muminka - zaskrzecza�a Filifionka. - Aha - powiedzia�a Mimbla. - A ty grabisz, jak widz�. - �eby by�o �adnie - odpar� Paszczak. Nagle Filifionka zawo�a�a: - Nie trzeba rusza� starych li�ci! To niebezpieczne!