12683
Szczegóły |
Tytuł |
12683 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12683 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12683 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12683 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anatolij Rybakow
Trzydziesty pi�ty i p�niej
(Tridcad� piatyj i drugije gody)
Ksi�ga pierwsza
Prze�o�yli:
rozdzia�y 1-17 Micha� B. Jagie��o
rozdzia�y 18-32 Zofia Gadzinianka
1
W oznaczonym dniu nie przysz�a poczta. W nast�pnym tygodniu te� nie. A przecie�
sanie
z Kie�my przyje�d�a�y, dowozi�y towar do sklepu Fiedi.
Sasza wst�pi� do sklepu. Fiedia nie otwiera� drzwi, wpuszcza� tylnym wej�ciem
przez
zaplecze.
� Przywie�li ci towar?
� Co� tam przywie�li.
� Nie wiesz, co z poczt�?
� A kto tam jeich wie. Chcesz co� na kredyt?
� Nie, dzi�kuj�.
Sasza zajrza� te� do Wsiewo�oda Siergiejewicza. Wsiewo�od Siergiejewicz le�a� na
��ku
okutany barczatk� gospodarza � d�ugim ko�uchem z zak�adkami w pasie.
� Choruje pan?
� Nie, jestem zdrowy.
� No to czemu pan le�y?
� A co innego mog� tu robi�?
� Dlaczego nie ma poczty?
� Poczta? Poczty si� panu zachciewa? Teraz nie tak� poczt� panu dostarcz�...
� Nie rozumiem.
� Nie rozumie pan... A to, co si� dzieje w kraju, pan rozumie? Wrogowie klasy
robotniczej
zamordowali towarzysza Kirowa, a pan chce, �eby tym wrogom punktualnie
dostarcza� poczt�.
Sasza, co pan?! W�adza musi przygotowa� si�, rozumie pan, przygotowa� si� do
takiego odwetu,
od kt�rego zadr�y ziemia rosyjska. �eby raz na zawsze oduczy� mordowania wodz�w
klasy
robotniczej, �eby wrogowie klasy robotniczej, kt�rych to�samo�� dopiero si�
ustala, nie o�mielali
si� nasy�a� morderc�w, kt�rych to�samo�� te� si� dopiero ustala. A pan w chwili
powszechnego
ustalania to�samo�ci zab�jc�w i ich mocodawc�w, w chwili przygotowa� do
mia�d��cego
odwetu � pan czeka, za przeproszeniem, na listy, gazetki chce si� czyta�! Jakie
listy? Do wrog�w
klasy robotniczej? �eby mogli si� zmawia�, jak unikn�� pomsty za swoj� zbrodni�?
Jakie
gazety? �eby mogli zorientowa� si� w biegu wydarze� i ustali� taktyk�? O nie,
m�j drogi, takiej
mo�liwo�ci pan nie uzyska. Lepiej niech pan dzi�kuje, �e pana nie ruszaj� i nie
ka�� dra�owa�
w taki mr�z do Krasnojarska.
� No dobrze ju�, dobrze � roze�mia� si� Sasza. � Niech pan mnie nie straszy, a
przede
wszystkim niech pan nie straszy siebie.
Wsiewo�od Siergiejewicz wsta�, usiad� na ��ku i uwa�nie popatrzy� na Sasz�.
� Ja pana strasz�? Wprost przeciwnie, ja pana uspokajam. Czy widzia� pan
ostatnio
Kajurowa?
� Kajurowa? Spotka�em go w tych dniach na drodze.
� No to ju� go pan nie spotka. Sasza spojrza� na niego pytaj�co.
� Tak, tak � powt�rzy� Wsiewo�od Siergiejewicz. � Wywie�li go dzi� w nocy.
� W nocy?
� Mniej wi�cej. Nad ranem. Trzy godziny temu podjecha�y sanie, kazali wzi��
rzeczy
i zabrali go.
� Nikt tego nie widzia� � powiedzia� Sasza.
� Nikt. Nawet psy nie szczeka�y. Wszyscy spali. Pami�ta pan Wo�odi� Kwaczadze?
� Oczywi�cie.
� Wys�ali go etapem do Krasnojarska. I wszystkich jego wsp�towarzyszy znad
Angary
i Czuny. I tych z Goltiawina, zna ich pan przecie�, Mari� Fiodorown�, by��
eserk�, Anatolija
Gieorgiewicza, by�ego anarchist�, t� �licznotk�... Frid�. Wszystkich zabieraj�.
Nied�ugo
nadejdzie nasza kolej.
� Naprawd� ich wywie�li?
� Sasza! Zna mnie pan nie od dzi�, a nam nawet naczalstwo liczy czasem jeden
dzie� za trzy.
Nie jestem bab� i nie powtarzam plotek. M�wi� tylko to, co wiem na pewno.
Wszystkich,
kt�rych panu wymieni�em, i wielu innych wywieziono ju� do Krasnojarska. Nie
zetkn�� si� pan
w Kie�mie z pewn� staruszk�, zes�ank�, Samsonow� Jelizawiet� Pietrown�?
� Tak, znam j�.
To w�a�nie jej przekazywa� pieni�dze od Marii Fiodorowny � dwadzie�cia pi��
rubli.
� Wi�c t� staruszk� te� pognali do Krasnojarska, cho� ma siedemdziesi�t dwa
lata!
Sasza wzruszy� ramionami.
� Rozumiem, �e m�odych � Wo�odi�, Frid�, mnie czy nawet pana mo�na wys�a� do
�agru,
b�d� co b�d� darmowa si�a robocza. Ale siedemdziesi�ciodwuletni� staruszk�?
Przecie� nie
dowlok� jej do Krasnojarska, umrze po drodze.
� No to co? Kogo to obchodzi, kto si� tym przejmie? S�owo honoru, Sasza,
zadziwia mnie
pan. Zarz�dzono okre�lon� akcj�: zes�a�c�w z takimi to a takimi wyrokami z
takich a takich
artyku��w bezzw�ocznie odstawi� etapami do Krasnojarska. Czy pan s�dzi, �e
lokalny
wykonawca tego polecenia, jaki� pe�nomocnik czy funkcjonariusz, b�dzie si�
rozczula�: stara,
chora, szkoda jej... Przecie� rozstrzelaj� go za niewykonanie rozkazu! A tak �
wysta�, wykona�
rozkaz. Je�eli staruszka umrze po drodze, ta ju� nie jego sprawa, on za to nie
odpowiada. Je�eli
dotrze �ywa do Krasnojarska, to do�o�� jej nowy wyrok � pi�� lat �agru, i znowu
wy�l� w drog�.
Dowioz�, to dowioz�, nie dowioz� � skre�l� z ewidencji i koniec. Skoro liczba
si� zgadza, to
wszystko w porz�dku. W wykazie jest? Jest, �ywy czy martwy � co za r�nica...
Umar�? No to
wykre�limy, zmniejszymy stan i po k�opocie. Ot i ca�a matematyka. Nie wiem, co
b�dzie
z panem, pan ma ma�y wyrok, ale mnie i Michai�owi Michaj�owiczowi, w ich
rozumieniu
recydywistom, jak to si� �piewa w tej piosence: �komu w drog�, temu czas�.
� No c� � powiedzia� Sasza spokojnie. � Zobaczymy.
�yli wi�c nadal w swojej M�zgowie na ko�cu �wiata i z dala od niego, czuli
jednak, �e
w owym dalekim �wiecie dzieje si� co� strasznego, co�, co ju� wkr�tce musi
dosi�gn�� i ich, i �e
na pewno dosi�gnie.
Z Zid� Sasza prawie si� nie widywa�. W Kie�mie zwolniono z pracy dwie
nauczycielki, m��
jednej z nich by� zes�a�cem i wywie�li go do Krasnojarska, druga po odsiedzeniu
wyroku
pozosta�a w Kie�mie. Dotychczas nikomu to nie przeszkadza�o, ale teraz, po
zab�jstwie Kirowa,
nasta�y inne czasy, w�adze oczyszcza�y kraj z �niepewnych element�w�, tote� obie
nauczycielki
musia�y odej��. Zast�pi�a je Zida. Od si�dmej do dziesi�tej rano prowadzi�a
lekcje w M�zgowie,
za� o dziesi�tej przed szko�� zaje�d�a�y sanie, zabiera�y j� do Kie�my i p�nym
wieczorem
odstawia�y z powrotem. Spotkali si� kiedy� na drodze, Sasza przystan��,
przywita� si�, zapyta�, co
s�ycha�. Zida unika�a jego spojrzenia, odpowiedzia�a, �e wszystko w porz�dku,
tylko pracy du�o.
� Zida � powiedzia� Sasza � nie mia�em wtedy racji, niepotrzebnie ci� urazi�em i
bardzo mi
przykro. Wybacz mi, je�li mo�esz.
Wreszcie popatrzy�a na niego.
� Dobrze, Saszok, by�o, min�o.
� Rozumiem, �e min�o � powiedzia� Sasza. � I rozumiem te�, �e co si� sta�o, to
si� nie
odstanie. Chcia�bym jednak, �eby�my pozostali przyjaci�mi.
� Oczywi�cie � u�miechn�a si� Zida. � Oczywi�cie, jak�e by inaczej.
Na tym sko�czy�a si� ta rozmowa.
Wi�cej si� nie widzieli. Zida by�a to w M�zgowie, to w Kie�mie, za� Sasza dosta�
prac�.
W styczniu 1935 roku chwyci�y straszliwe mrozy. Nad Angar� nawet najstarsi
ludzie nie
pami�tali takiej zimy. Siedzieli w chatach i powtarzali: �Nie zima, a zimisko�.
Wiele trosk zwali�o si� tej zimy na przewodnicz�cego ko�chozu Iwana
Parfionowicza.
Oczywi�cie rozmieszczenie dwustu kr�w we wsi, w kt�rej jeszcze kilka lat temu
trzymano ich
dwa tysi�ce, nie by�o rzecz� trudn�: w ch�opskich obej�ciach sta�y obory, nie
brakowa�o te�
kobiet do roboty, kobiety te nie zatraci�y jeszcze nawyku dogl�dania byd�a.
O wiele gorzej mia�a si� sprawa z dogl�daniem ca�ego stada, rozmieszczonego w
dziesi�tku
obej��. Wi�kszo�� kr�w by�a zacielona, krow� w tym stanie trzeba i karmi�
starannie, i poi� trzy
razy dziennie letni� wod�, a wod� taszczy� z Angary, z przer�bli, i �ci�k�
dawa� czyst�, �wie��,
i wyprowadza� na dwie, trzy godziny dziennie, i pilnowa�, �eby krowa nie upadla,
nie uderzy�a
si�... Na okres cielenia nale�y przenie�� krowy do specjalnego pomieszczenia
porodowego � tego
wymaga instrukcja. Kr�w zrobi�o si� dziesi�� razy mniej, a instrukcji dziesi��
razy wi�cej. I od
przeci�g�w trzeba strzec, �eby si� krowa nie przezi�bi�a, a ch�opskie obory w
ruinie, pe�no dziur
i szpar, kto by tam dba� o obor�, kiedy nie ma byd�a?
Ko�choz ju� trzeci rok budowa� ferm� mleczarsk�, czyli m�wi�c pro�ciej, du��
obor� na dwa
rz�dy kr�w. Budowa nie posuwa�a si� jednak naprz�d, ci�gle co� przeszkadza�o,
jak nie jedno, to
drugie. Budulec zwie�li jeszcze w zesz�ym roku, dobre drewno, modrzew, ale
mokre, trzeba by�o
suszy�. Przy ka�dej chacie le�a�y co prawda bale � suche, w sam raz, jeszcze
z przedko�chozowych czas�w, mo�na by je wykorzysta� do budowy obory, ale to by�y
bale
prywatne, ile to dodatkowych k�opot�w, a poza tym zatwierdzono przecie� decyzj�
budowy
nowej obory, w kosztorysie jest rubryka �pozysk materia�u�, wi�c trzeba by�o
�ci�� modrzewie,
ociosa�, przywie�� � wszystko zgodnie z kosztorysem i z przepisami. Tak w�a�nie
zrobili
w zesz�ym roku, cz�ciowo nawet jeszcze wcze�niej...
No i pora budowa�.
Rejon zabra� si� za sprawozdanie z budownictwa ferm mleczarskich. Wysz�o na jaw,
�e nie
ruszy�a ani jedna budowa. Ko�chozy trzymaj� byd�o w prywatnych zagrodach. W�adze
wpad�y
w panik�: wys�a� takie sprawozdanie gdzie� wy�ej, to znaczy p�j�� pod s�d za
zawalenie planu
rozwoju hodowli, ci na g�rze dopisz� do tego ka�d� pad�a krow�, a potem
rozstrzelaj� za sabota�.
Polecono wi�c, by do wiosny, do czasu masowego cielenia si� kr�w za wszelk� cen�
zako�czy�
budow� ferm.
Iwan Parfionowicz utworzy� brygad� ciesielsk�, na jej czele postawi� gospodarza
Saszy,
Saww� �ukicza, kt�ry by� ongi� �wietnym cie�l�, na wsi zreszt� ka�dy jest
cie�l�.
� Mo�e by� chcia� do pomocy � powiedzia� Sawwa �ukicz do Saszy. � Dni�wki
b�dziem
pisa� na mnie, a pieni�dze oddam potem tobie.
� A co na to Iwan Parfionowicz?
� Przecie to on tak kaza� � prostodusznie odpar� Sawwa �ukicz.
W brygadzie by�o ich sze�ciu: Sawwa �ukicz, Sasza i jeszcze czterech ch�op�w.
Ociosywali
bale. Uk�adali je na krzy�, unieruchamiali z boku klinami i znaczyli za pomoc�
sznura, kt�ry
czernili w�glem drzewnym � na drewnie zostaje r�wny �lad, pod�ug tego �ladu
ciosasz toporem.
Obciosasz obie strony tak, �eby ka�dy bok mia� po 25 centymetr�w szeroko�ci,
zawo�asz
ch�op�w, obr�cisz z nimi bal, obciosasz nast�pne dwie strony, wyg�adzisz cztery
kanty,
poprawisz k�t i gotowe.
Sawwa �ukicz przeszed� si� wzd�u� kloca, obejrza� go.
� B�dziesz ociosywa�. Dasz rad�?
� M�ody ch�opak, jaja �wie�e � za�artowali ch�opi.
Sawwa �ukicz sam obciosa� koniec kloca na ��ap�. Sasza spr�bowa� zrobi� to samo
�
wysz�o ca�kiem nie�le. Mimo mrozu pracowa�o si� przyjemnie, wok� kloca r�s�
wianuszek
wi�r�w, pachnia�o �wie�o�ci� i zim�.
Ch�opi zwozili masywne otoczaki, a w�a�ciwie kamienne bu�y: klimat tu ostry,
nikt nie kopie
fundament�w, podwaliny dom�w ustawia si� na kamieniach, w prze�wity idzie
tarcica, potem
uszczelnienie i znowu tarcica.
Sasza ociosywa� ramiaki, potem wsp�lnie z innymi pi�owa� dwumetrowe kloce, w
ka�dym
wycinali zag��bienie na mech.
� Gdyby nie klin i mech, cie�la z g�odu by zdech� � mawia� Sawwa �ukicz.
W domu by� cz�owiekiem raczej ma�om�wnym, przewa�nie majstrowa� co� w obej�ciu,
a tu,
przy pracy, rozmawia�, �mia� si�, �artowa�.
Pozostali obrabiali tarcic�, pi�owali deski wzd�u�n� pi�� � jeden wy�ej, drugi
ni�ej. Pracowali
weso�o, bez �adnej nerw�wki, je�li nawet kt�ry� poci�gn�� pi�� nie tak, jak
trzeba, albo co�
spartaczy�, to naprawiali b��d spokojnie, nie kl�li. Gdy kt�ry� nie trafi�
m�otkiem w gw�d� czy
w ko�ek, �artowali rubasznie:
� U swojej Nastii to od razu by� trafi�!
Sasza k�ad� si� teraz wcze�nie, wstawa� razem z Saww� �ukiczem o �wicie,
staruszka
podawa�a �niadanie, jedli i szli do pracy.
Wieczorami zagl�da� niekiedy Wsiewo�od Siergiejewicz.
Przygas� jako�, cho� stara� si� zachowywa� dziarsko. Czasem odwiedza�a go
nieznana Saszy
kobieta z Kie�my, Wsiewo�od Siergiejewicz krz�ta� si� wtedy po domu, szykowa�
pocz�stunek,
kobieta by�a chuda i przedwcze�nie postarza�a.
Pewnego razu Wsiewo�od Siergiejewicz zjawi� si� na budowie. Pierwszy zauwa�y� go
Sawwa �ukicz.
� Sania, id� do ciebie.
Co si� mog�o sta�?
Wsiewo�od Siergiejewicz pomacha� plikiem papier�w.
� Poczta przysz�a! Przynios�em pa�skie listy i gazety.
� Wsiewo�odzie Siergiejewiczu, dzi�kuj�!
Sasza wzi�� listy, zsun�� z r�k kakoldy � �osiowe r�kawice z rozci�ciem,
przydatne do pracy
w zimie, �ci�gn�� we�niane r�kawiczki, kt�re nosi�o si� pod kakoldami, rozerwa�
kopert�, rzuci�
okiem na dat� i od razu odwr�ci� kartk�: Waria zawsze dopisywa�a si� na ko�cu
listu. W tym
li�cie nie by�o jednak �adnych dopisk�w. Otworzy� nast�pn� kopert� � te� nic.
Trzecia. Nareszcie!
Ilekro� widzia� to znajome pismo, przenika�a go rado��.
Waria napisa�a bardzo zwi�le: �U mnie nic nowego. �yj�, pracuj�, nudz� si�.
Czekamy na
Ciebie�.
A c� wi�cej mo�e otwarcie napisa�? Nic... Tyle samo, co on w listach do niej.
Jednak nawet
tych kilka s��w wystarczy mu w zupe�no�ci. Najwa�niejsze, �e ona czeka na niego,
najwa�niejsze, �e zosta�o mu do odsiedzenia w tej przekl�tej M�zgowie mniej ni�
dwa lata. Tak,
to jest najwa�niejsze! A potem � potem nie b�dzie wa�ne, czy pozwol� mu mieszka�
w Moskwie,
czy nie, i tak si� z ni� zobaczy!
U�miechaj�c si� schowa� listy do kieszeni. Do prawej te z dopiskami Wari, do
lewej � te bez
dopisk�w.
� Wsiewo�odzie Siergiejewiczu, niech pan zajdzie do mnie i na razie przejrzy
sobie gazety,
my nied�ugo wr�cimy.
Sawwa �ukicz, dobra dusza, z�oty staruszek, skr�ci� papierosa:
� A c�e� to listy pochowa�? Czytaj se, czytaj!
� Potem przejrz� � odpar� Sasza.
Zapada� zmierzch, sko�czyli prac�, zebrali narz�dzia do skrzynki, schowali j�
mi�dzy
k�odami.
W domu Wsiewo�od Siergiejewicz poda� Saszy gazet�.
� Niech pan sobie przeczyta!
� Zaraz, musz� si� rozebra�.
Sasza zdj�� ko�uch, czapk�, po�o�y� na piecu r�kawice, �ci�gn�� buty i dopiero
wtedy si�gn��
po gazet�.
Uchwa�a CKW ZSRR o terrorze, opublikowana tu� po zab�jstwie Kirowa, g�osi�a:
�Do republika�skich kodeks�w post�powania karnego w punktach dotycz�cych
dzia�alno�ci
organizacji terrorystycznych oraz akt�w terroru przeciwko przedstawicielom
w�adzy radzieckiej
wnosi si� nast�puj�ce zmiany:
1. Dochodzenie w sprawach o takim charakterze nale�y ko�czy� w nieprzekraczalnym
terminie do dziesi�ciu dni. 2. Akt oskar�enia dor�czy� podejrzanemu na 24
godziny przed
rozpocz�ciem procesu. 3. Spraw� rozpatrywa� bez udzia�u stron. 4. Wyroki nie
podlegaj�
apelacji i nie mog� by� zmieniane w trybie u�askawienia. 5. Wykonanie
najwy�szego wymiaru
kary nast�puje natychmiast po wydaniu wyroku�.
� Tak � powiedzia� Sasza w zamy�leniu. � Niczego sobie.
� To prawo wojenne � odezwa� si� Wsiewo�od Siergiejewicz. � O ile jednak mi
wiadomo,
wojny nie prowadzimy. �adne pa�stwo, �adna w�adza nigdy nie o�mieli�y si�
pozbawi�
oskar�onego prawa do obrony, a ta uchwa�a odbiera mu wszystko � adwokata, a
nawet
mo�liwo�� bronienia si� samemu. Skoro cz�owiek dostaje akt oskar�enia na
dwadzie�cia cztery
godziny przed rozpraw� to przecie� w og�le nie jest w stanie przygotowa� si� do
obrony. Nikt
nigdy nie o�mieli� si� odebra� cz�owiekowi prawa do apelacji, przecie� s�dziowie
s� tylko
lud�mi, mog� si� pomyli�! Nie wolno pozbawia� oskar�onego nadziei na
u�askawienie, pa�stwo
nie mo�e istnie� bez humanitaryzmu. Ta uchwa�a to co� gorszego ni� prawo
wojenne, nie m�wi
si� o konkretnych przypadkach, lecz o terrorze przeciwko przedstawicielom w�adzy
radzieckiej w
og�le, a to, drogi Sasza, bardzo szerokie i rozci�gliwe poj�cie, za terror mo�na
uzna�, co si� tylko
zechce. Przedstawicielem w�adzy radzieckiej te� mo�e by� ka�dy, od Stalina po
brygadzist�
w ko�chozie, kt�remu ch�op grozi� pobiciem za nieprawid�owe wyliczenie dni�wek.
Ta uchwa�a
oznacza nie kontrolowane mordowanie niewinnych i bezbronnych ludzi. To prawo
masowego
bezprawia.
Pokr�ci� g�ow�.
� Pami�ta pan, co powiedzia� Puszkin do Gogola po wys�uchaniu pierwszych
fragment�w
�Martwych dusz�? �Bo�e, jak smutna jest nasza Rosja!� Co mo�na powiedzie� po
wprowadzeniu
takiej uchwa�y? �Nieszcz�sna Rosja�? Niech pan zauwa�y, jaka operatywno�� �
pierwszego
grudnia zamordowali Kirowa, i ju� mamy gotowe i opublikowane nowe prawo. Co pan
na to?
� Nie opowiada�em jeszcze panu o swoim �ledczym. Nazywa� si� Diakow. Taki
zdechlak
w okularkach. Wyj�tkowe bydl�. Wrabia� mnie w spraw�. I wie pan co? Obra�a� si�,
kiedy nie
chcia�em podpisa� protoko�u, wydyma� wargi: �Nie chcecie otworzy� si� przed
parti��! Dra�!
Dlaczego o nim m�wi�? Tak... Gdyby ta uchwa�a wysz�a p�tora roku temu, Diakow
m�g�by
oskar�y� mnie o terror. Logika jest prosta. Dlaczego w �wi�tecznym numerze
gazetki nie
wymienili�cie nazwiska towarzysza Stalina? Bo jeste�cie przeciwko towarzyszowi
Stalinowi. Nie
chcecie, �eby kierowa� pa�stwem i parti�. A jak spowodowa�, �eby towarzysz
Stalin nie kierowa�
pa�stwem i parti�? Tylko poprzez morderstwo, chcieli�cie zamordowa� naszego ojca
i nauczyciela, naszego wodza! Ach tak, nigdy o tym nie m�wili�cie? Pewnie, o
takich sprawach
si� nie m�wi. Ale nosili�cie sicz takim zamiarem i w sprzyjaj�cych
okoliczno�ciach
zrealizowaliby�cie go. Jeste�cie potencjalnym terroryst�, wasi przyjaciele to
te� potencjalni
terrory�ci, wszyscy razem jeste�cie organizacj� terrorystyczn�. A wi�c s�d bez
obro�cy, wyrok
bez prawa apelacji, rozstrzelanie w godzin� po rozprawie.
� Tak � zgodzi� si� Wsiewo�od Siergiejewicz. � Pod tym wzgl�dem uda�o si� panu.
� Wychodzi na to, �e jestem szcz�ciarzem. Nie s�dzi pan, �e warto by to obla�?
� Nie powiem nie. A propos, wyja�ni� panu, dlaczego naprawd� jest pan
szcz�ciarzem...
Sasza mia� troch� spirytusu, gospodyni nakraja�a w�dzonego lipienia, zakrz�tn�a
si� przy
piecu.
Sasza czyta� listy, Wsiewo�od Siergiejewicz przegl�da� gazety.
� Co si� dzieje, Sasza... Wsz�dzie procesy, masowe egzekucje, z Leningradu
wywieziono
tysi�ce by�ej szlachty, by�ych bur�uj�w, dzieci by�ej szlachty, dzieci by�ych
bur�uj�w... Dzieci?
Za co? A co na to nar�d? Czy nar�d milczy? Sk�d�e! Nar�d nie milczy, o nie!
Niech pan czyta:
nar�d ��da rozprawienia si� z nimi! W ca�ym kraju od W�adywostoku po Odess� �
wiece:
zdemaskowa�! Zlikwidowa�! Rozstrzela�! O, partia te� nie milczy! Na zebraniach
partyjnych
ujawnia i demaskuje si� �zakonspirowanych�, komuni�ci kajaj� si�, bij� si� w
piersi i sk�adaj�
samokrytyk�: nie dopilnowali�my, nie zapobiegli�my... Nie, nic nie pomaga. Te
kajania uchodz�
za niewystarczaj�ce i nieszczere.
Gospodyni wyj�ta z pieca garnek ziemniak�w.
Sasza zaprosi� do sto�u Saww� �ukicza. Usiedli. Wypili po jednym, zak�sili,
nalali po
jeszcze jednym.
� A wi�c dlaczego jestem szcz�ciarzem? � spyta� Sasza.
� Dlatego, �e znajduje si� pan tutaj, w M�zgowie � odpar� Wsiewo�od
Siergiejewicz
zdzieraj�c sk�rk� z ryby. � �yje pan tu sobie w warunkach wr�cz sterylnych. Na
wolno�ci
musia�by pan bra� udzia� w tych wiecach, ��da� zdemaskowania, rozstrzelania,
zlikwidowania...
� M�g�bym nie bra� w tym udzia�u.
� Nie m�g�by pan. Pracuj�c w jakiej� instytucji nie wykr�ci�by si� pan od
takiego zaocznego
linczu. Nie m�wi� oczywi�cie, �e to w�a�nie pan wyst�powa�by na trybunie,
wskazywa� kogo�
palcem, nazywa� go wrogiem, sprzymierze�cem wroga albo zakonspirowanym, ukrytym
i tak
dalej. Nie! Ale razem ze wszystkimi g�osowa�by pan za rozstrzelaniem, podnosi�by
pan r�k�, bo
gdyby pan jej nie podni�s� albo glosowa� przeciwko, to te� by�by pan wrogiem i
prosto z zebrania
wywie�liby pana, gdzie trzeba.
� A jak post�pi�by pan, Wsiewo�odzie Siergiejewiczu?
� Ja? Mnie to nie grozi. Dop�ki istnieje w�adza radziecka, mam tylko jedn�
drog�: zes�anie �
�agier � wi�zienie � znowu �agier � znowu wi�zienie. W �agrach i wi�zieniach
takich wiec�w nie
b�d� organizowa�, w ka�dym razie mam nadziej�, �e na to nie wpadn�. W �agrze ani
w wi�zieniu
nikt r�ki nie podniesie.
� Ale za��my tak teoretycznie, powiedzmy, odsiedzia� pan wyrok, wypu�cili pana.
Mieszka
pan w jakim� miasteczku, pracuje pan, a tu w pracy organizuj� wiec, pot�piaj�
wrog�w, ��daj�
rozstrzelania, wszyscy g�osuj� za, a pan?
Wsiewo�od Siergiejewicz w milczeniu zdziera� sk�rk� z ryby. Trwa�o to bardzo
d�ugo.
� No wi�c? � ponowi� pytanie Sasza.
� Nie wiem, Sasza, naprawd� nie wiem. W tych wiecach uczestnicz� ludzie, kt�rzy
naprawd�
wierz� gazetom, wierz� we wszystko, co im si� wbija do g��w. S� i tacy, kt�rzy
nie wierz�, ale
pami�taj� o swoich dzieciach.
� Pan nie ma dzieci.
� Nie mam. Powiem panu wprost: najprawdopodobniej ja te� podni�s�bym r�k�.
Dlaczego?
Dlatego, �e m�j pojedynczy i odosobniony g�os niczego nie zmieni. Dlatego, �e
g�ow� muru nie
przebijesz. I jeszcze dlatego, �e je�li zaprotestuj� sam, to tamtych i tak
rozstrzelaj�, tyle �e ze
mn� na dodatek. Poza tym oni si� do czego� tam przyznaj�, okazuj� skruch�, wi�c
dlaczego
mia�bym gin�� za ludzi tak s�abych i pozbawionych charakteru? Przecie� w swoim
czasie to oni
sami organizowali to wszystko, s� komunistami, komsomolcami, sami posy�ali
innych na �mier�,
teraz inni posy�aj� ich, dlaczego mia�bym si� nad nimi litowa�?
� Sam pan jednak m�wi�, �e zsy�aj� by�� szlacht�, by�ych bur�uj�w i ich dzieci.
Dzieci
nikogo nie posy�a�y na �mier�. Dzieci trzeba broni�.
Wsiewo�od Siergiejewicz oczy�ci� wreszcie ryb�, odgryz� k�s.
� Dobra ryba, znakomita. Porusza pan powa�ny problem, Sasza, bardzo powa�ny i
aktualny.
Tyle �e aktualny wy��cznie dla pana, a nie dla mnie: ja nigdy nie stan� wobec
takiego dylematu,
kr��� niejako po innej orbicie. Pan, Sasza, przebywa na tej samej orbicie, po
kt�rej kr��y
pa�stwo, tak, przebywa pan na ich orbicie i nie opu�ci jej pan, a wi�c dylemat
ten b�dzie pa�skim
dylematem, nie moim.
� No c� � powiedzia� Sasza. � Wtedy go rozstrzygn�. Jednak pa�skie postawienie
sprawy
mi nie odpowiada.
� Cofam je jako nieprzemy�lane � powiedzia� Wsiewo�od Siergiejewicz. � Po prostu
m�wi�em o tym, jak post�pi�by na moim miejscu ka�dy logicznie rozumuj�cy
cz�owiek:
podni�s�by r�k�, zachowa�by si� tak jak wszyscy. Na tym w�a�nie polega tragedia
Rosji, tragedia
narodu rosyjskiego. Nikogo nie pot�piam, ludzie s� tylko lud�mi, cz�owiek jest
tylko
cz�owiekiem.
� A co ze �szczeg�lnym powo�aniem� narodu, z jego �misj� dziejow��? Gdzie
�pierwiastek
chrze�cija�ski�?
� Sasza, tak prymitywnymi pytaniami chce pan obali� nasz�... powiedzmy, moj�
filozofi�?
� Nie jestem filozofem � zaprotestowa� Sasza � ale dochodz� do wniosku, �e �aden
nar�d nie
ma do spe�nienia misji dziejowej czy roli Mesjasza. Narody wybrane nie istniej�,
s� tylko ludzie,
dobrzy ludzie i �li ludzie. I trzeba stworzy� takie spo�ecze�stwo, w kt�rym
�adna si�a nie
mog�aby zmusi� ludzi do czynienia z�a.
� Sasza, wszystkie teorie spo�ecze�stwa idealnego to utopie.
� Tak, idealne spo�ecze�stwo nie istnieje i chyba w og�le nie mo�e istnie�. Ale
spo�ecze�stwo, kt�re d��y do idea�u, ju� przez to jest wspania�ym spo�ecze�stwem
� powiedzia�
Sasza.
� Jako� nie wida�, �eby nasze spo�ecze�stwo d��y�o do tego stanu. Spo�ecze�stwo
to ludzie,
a my przekszta�cili�my ich w bestie. � Wsiewo�od Siergiejewicz wsta�. � P�jd�
ju�. Ja mog� jutro
spa� cho�by ca�y dzie�, ale pan idzie do pracy. Tak panu ufaj�, �e pozwolili
panu zajmowa� si�
ciesio�k�. Mnie nawet tego nie wolno. Sasza roze�mia� si�.
� Mam protekcj�. Wskaza� gospodarza.
� Sawwa �ukicz pom�g�.
� A czemu nie pom�c? � odezwa� si� Sawwa �ukicz. � Trza ko�czy� robot�.
Naczalstwo
ka�e.
� To mo�e wzi��by pan i mnie?
� Ty� cz�owiek uczony, �wiatowy � powiedzia� Sawwa �ukicz. � Tobie nasza robota
nie
b�dzie pasowa�.
Wsiewo�od Siergiejewicz wyszed�.
Sasza przeczyta� listy od matki, jeszcze raz zerkn�� na dopiski Wari � by�y
kr�tkie, suche, ale
nawet w nich wyczuwa� jakie� ukryte znaczenie. ��yj�, pracuj�, nudz� si�...
Czekamy na
Ciebie�. Odpisywa� jej tak samo zwi�le, starannie obmy�laj�c ka�de zdanie.
�Droga Warie�ko,
kiedy dostaj� listy, to od razu patrz�, czy jest co� od Ciebie�. Mo�e i ona
domy�li si�
prawdziwego znaczenia tych s��w?
To by�o wszystko, na co m�g� sobie pozwoli�. W Moskwie nie okazywa� Wari
specjalnego
zainteresowania, teraz takie zainteresowanie mog�oby zosta� odebrane jako wyraz
t�sknoty do
wolno�ci, do znajomych czy po prostu do kobiety. Sasza nie chcia� by� �le
zrozumiany.
Niewykluczone, �e pisz�c: �Jak�e chcia�abym wiedzie�, co teraz robisz�, Waria
wyrazi�a
swoje my�li nieco �mielej i bardziej zdecydowanie; mo�liwe jednak, �e wymy�li�
to sobie, mo�e
chcia�a tylko podtrzyma� go na duchu, dobra dziewczyna o dobrym sercu.
��yj�, pracuj�, nudz� si�... Czekamy na Ciebie�. Nie, to oczywiste, �e co� si�
za tym kryje...
Zreszt� to niewa�ne, zawsze czeka� niecierpliwie na te dopiski. Ta niezbita
pewno�� przysz�o�ci,
jak� znajdowa� w listach Wari, dzia�a�a na niego krzepi�co, dodawa�a mu otuchy.
Listy od mamy mimo spokojnego tonu budzi�y niepok�j. W jednym z nich mama pisa�a
o ciotce Wierze: �Wiera wyprowadzi�a si� z daczy, cho� mo�na tam mieszka� i
zim�. Ma dosy�
mitr�gi z drewnem na opa� i piecem�. Wiadomo�� nie zawiera�a nic szczeg�lnego,
ale
w nast�pnym li�cie przeczyta� znowu: �Wiera przenios�a si� na zim� do miasta�.
Co to znaczy?
Dlaczego mama pisze o tym ju� drugi raz? A mo�e sta�o si� co� z cioci� Wier�
albo z jej m�em?
Mo�e z dzie�mi? Napisa� do matki: �Jak zdrowie cioci Wiery, wujka Wo�odi (to by�
jej m��),
Swiet�any i Walerija? Gdzie s�, jak si� czuj�?�
Trzeba uspokoi� mam�. W tym samym li�cie poprosi� j�, aby poszuka�a w szufladach
biurka
jego indeksu i prawa jazdy (nie zabrano ich podczas rewizji) i �eby przechowa�a
oba dokumenty
do jego powrotu, przydadz� si�. Napisa� to wy��cznie po to, �eby uspokoi� matk�,
utwierdzi� j�
w przekonaniu o rych�ym powrocie do Moskwy, wzm�c nadziej� na uwolnienie. Sam na
to nie
liczy�. Prosi� te� o przys�anie niekt�rych ksi��ek o rewolucji francuskiej. W
szkole bardzo si� ni�
interesowa�, p�niej zreszt� te�, zbiera� ksi��ki na ten temat, teraz t�skni� do
nich, ch�tnie by je
znowu przeczyta� jeszcze raz.
Napisa� jeszcze, �e pracuje na budowie fermy, praca jest przyjemna, p�ac�
dobrze, starcza na
jedzenie i mieszkanie, wi�c pieni�dzy z domu nie potrzebuje. D�ugo pisa� ten
list. Nawet
staruszka odezwa�a si� z pieca:
� Czego oczy psujesz? �ciel i k�ad� si�.
� Jutro zabieraj� poczt� � powiedzia�. � Musz� doko�czy�. Po�o�y� si� p�no,
wsta�, gdy
Sawwa �ukicz jad� ju� �niadanie.
� �ukicz, ja zaraz!
Ubra� si� szybko, umy�, zasiad� do jajecznicy � czeka�a na stole. Staruszek
wyszed� na dw�r.
� Id� � rzuci� za nim Sasza. � Dogoni� ci�. Sawwa �ukicz zawr�ci�.
� Sanie z milicj�...
� Do nas?
� A kto ich wie?
Nic nie przygotowane, nic nie spakowane! Sasza skoczy� do list�w � nie chcia�,
�eby
dotyka�y ich obce r�ce, nie, nie zd��y si� spakowa�. Trudno, niech przyje�d�aj�,
poczekaj� sobie,
korona im z g�owy nie spadnie.
No to koniec. Sko�czy�o si� �ycie nad Angara. Gdzie, w jakim �agrze b�dzie
toczy� si�
dalej? Pewnie ju� nigdy nie zobaczy mamy, nie zobaczy ojca, nie zobaczy Wari.
Wyci�gn�� papierosa, zapali�. Spojrza� w okno, ca�e oszronione, nic nie wida�.
Zacz��
nas�uchiwa�, Nie, skrzypienia p��z te� nie s�ycha�.
Trzasn�a furtka. Otworzy�y si� drzwi � wr�ci� Sawwa �ukicz.
� Min�y � prze�egna� si�. � Bogu niech b�d� dzi�ki!
� Dok�d pojechali?
� Za tamtem skr�cili.
�Tamtem� oznacza�o drugi r�g, pierwszy by� �ten�. Po kogo? Pewnie po Mas�owa.
� �ukicz, zajrz� tam, a potem przyjd� do roboty.
� Id�, id� � powiedzia� staruszek. � Nie spiesz si�, poradzimy se i bez ciebie.
Sanie sta�y
przed domem, w kt�rym mieszka� Mas�ow. Na miejscu Sasza zasta� ju� Wsiewo�oda
Siergiejewicza i Piotra Ku�micza.
W chwili, gdy do nich podszed�, w drzwiach ukaza� si� Michai� Michaj�owicz
Mas�ow
z walizk� w r�ce i plecakiem na ramionach. Kiedy� on zd��y� si� spakowa�? Czy�by
ca�y czas
siedzia� na walizkach, got�w w ka�dej chwili do drogi?
Przed Mas�owem szed� milicjant z karabinem, z ty�u drugi, te� z karabinem,
wysoki ros�y
ch�opak z pogardliwie zaci�ni�tymi wargami.
Mas�ow wrzuci� walizk� do sa�, zdj�� z ramion plecak, umie�ci� go obok walizki.
Potem odwr�ci� si� do Wsiewo�oda Siergiejewicza. Obj�li si�, uca�owali. Tak samo
po�egna�
si� z Piotrem Ku�miczem. Saszy poda� r�k�, Sasza u�cisn�� j�, popatrzy�
Michai�owi
Michaj�owiczowi w oczy. Po chwili spyta�:
� Michaile Michaj�owiczu! Mo�e chce pan co� przekaza� Oldze Stiepanownie?
� Wsiewo�od Siergiejewicz ma adres, napisze do niej. Pomy�la� i doda�:
� Dzi�kuj�, �e pan pami�ta�...
2
Sasza poszed� na budow�. Ch�opi ustawiali na przyciesi pionowe belki,
oddzielaj�c co dwa
metry przysz�e stanowiska dla kr�w. Ustawiali belki na czop, �eby wzmocni�
konstrukcj�. Belki
na ca�ej d�ugo�ci miary wyci�cia, w wyci�cia te wsuwa si� ko�ce bali, kt�re
tworz� �ciany.
Wdzi�czna praca, precyzyjna. Sasza zdumiewa� si�, jak prostych narz�dzi u�ywaj�
do niej
ch�opi � wystarcza� im top�r, strug, pi�a, pi�ka, d�uto � jak osi�gaj� tak�
dok�adno�� za pomoc�
pionu, k�townika i poziomicy.
On te� m�g�by to robi�, ale sp�ni� si� dzisiaj i znowu kazali mu ociosywa�
kloce.
� Po�egna�e� koleg�? � spyta� Sawwa �ukicz.
� Po�egna�em.
� I dok�d to go pognali? � zainteresowa� si� Stiepan Timofiejewicz, smag�y,
suchawy ch�op
z garbatym nosem.
� Kto ich tam wie � odpowiedzia� Sasza.
� Mo�e ju� swoje odsiedzia�? � spyta� Sawwa �ukicz.
� �e niby na wolno��? � ironicznie powiedzia� Stiepan Timofiejewicz. � Akurat,
na wolno��
z milicj� nie odwo��.
� W Kie�mie ludzie powiadaj�, �e zabili kogo� z naczalstwa, w gazetach by�o �
wtr�ci� inny
ch�op, te� Stiepan, ale nie Timofiejewicz, tylko �ukianowicz. � A zabi� onego
jaki� trockista, co
to jest przeciwko ko�chozom, �eby, znaczy si�, rozpu�ci� te ko�chozy.
� A gdzie ich tam tera rozpuszcza� � skrzywi� si� Stiepan Timofiejewicz. � Co
rozdawa�?
Czym ludzi obdzieli�? Wszystko zmarnowali...
� A ty si� miarkuj � Sawwa �ukicz rozejrza� si� niespokojnie. � Ty tego... No,
dobrze jest,
znaczy.
� Co jest dobrze?
� A to, �e wszystko od Boga dane � powiedzia� Sawwa �ukicz. � Jak Pan B�g
urz�dzi�, tak
musi by�.
� Pan B�g, Pan B�g, wy ino na Pana Boga zwalacie � zgry�liwie zauwa�y� Stiepan
Timofiejewicz. � A gdzie ona, ta wasza cerkiew? Pan B�g za ciebie nic nie zrobi,
co, mo�e t�
obor� Pan B�g za ciebie postawi? Krowy zmarnowane, a my obor� budujem.
� No to nie buduj � powiedzia� trzeci ch�op, Jewsiej, Sasza nie zna� jego
imienia po ojcu,
wszyscy nazywali go po prostu Jewsiej, czasem dodawali jeszcze nieprzyzwoity
rym.
� A gdzie si� od tego podziejesz? � ze z�o�ci� odpar� Stiepan Timofiejewicz. �
Ony tu �
pokaza� na Sasz� � odsiedz� swoje i wyjad� gdzie b�d�. A nam, ch�opom, nijak
st�d nie
wyjecha�. Bez papier�w my przecie. Trzymaj� na jednym miejscu jak uwi�zanego,
sied� i ani
kroku! Taka to ci nasza wolno��!
� Co za giez ci� ugryz�? � spyta� Sawwa �ukicz. � Us�yszy kto, rozgada, a
przecie wiesz, co
za to!
� Wiem � ponuro powiedzia� Stiepan Timofiejewicz. � Dlatego giniemy, �e
milczymy,
w�dzid�o zagry�li�my.
� Nam robi� trza, p� dnia �e�my przegadali.
Rzeczywi�cie zbli�a�o si� po�udnie. Znowu wzi�li si� do pracy.
Ch�opi chc� porozmawia�, w ko�cu czemu by nie porozmawia�, ale Sasza im
przeszkadza �
jest obcy, a oni nauczyli si� ju�, �e przy obcych lepiej trzyma� j�zyk za
z�bami... Smutny
obrazek...
Po tygodniu czy dw�ch wezwano do Kie�my Piotra Ku�micza... Obesz�o si� bez
milicjant�w, po prostu przez rad� wiejsk� dosta� wezwanie na taki to a taki
dzie�.
� Mo�e wypuszcz�, jak my�licie? � zagl�da� w oczy Saszy i Wsiewo�odowi
Siergiejewiczowi, szukaj�c potwierdzenia i wsp�czucia. � Wyrok sko�czy� mi si�
jeszcze
w listopadzie.
� To po co pan tu siedzia�, skoro wyrok si� sko�czy�? � zapyta� Sasza. � Trzeba
by�o im
przypomnie�.
Piotr Ku�micz pokr�ci� g�ow�.
� To niebezpieczne, Aleksandrze Paw�owiczu. Cz�owiek si� upomni, a oni do�o��
nowy
wyrok... No ale przecie� nie wywie�li mnie jak Michai�a Michaj�owicza. I nie
jestem polityczny.
� Nie polityczny! � ironicznie zauwa�y� Wsiewo�od Siergiejewicz. �
Kontrrewolucja
gospodarcza, niez�y artykulik!
� Ale gospodarcza � upiera� si� Piotr Ku�micz. � Nie polityczna!
� No dobrze � przerwa� mu Wsiewo�od Siergiejewicz. � Niech pan idzie do Kie�my.
Dowie
si� pan, co i jak, a potem nam opowie.
Kiedy Piotr Ku�micz poszed� do Kie�my, Wsiewo�od Siergiejewicz powiedzia�:
� Mo�e go faktycznie wypuszcz�. Biurokracja. Akta s�, wyrok zaliczony, nie ma
dodatkowych dyspozycji... Chocia� teraz, po zab�jstwie Kirowa... Zreszt� diabli
wiedz�.
Pod wiecz�r wr�ci� Piotr Ku�micz, radosny, podniecony. Zwolnili! Pokaza�
za�wiadczenie:
�Po odbyciu kary pozbawienia wolno�ci... podlega p. II Uchwa�y RKL dot.
przepis�w
meldunkowych�. Czyli minus � zakaz osiedlania si� w du�ych miastach.
� A po co mi du�e miasta? � z o�ywieniem m�wi� Piotr Ku�micz. � Mnie tam one
niepotrzebne. Urodzi�em si� i wyros�em w Starym Oskole, tam mam �on�, c�rki,
krewnych. Tam
b�d� sobie mieszka�.
� Ma pan pieni�dze na drog�? � spyta� Sasza.
� Jako� dojad�... Do Kie�my zabior� si� z poczt�, podrzuc� mi rzeczy saniami �
to dycha.
Bilet do Starego Osko�u b�dzie kosztowa� jakie� dwadzie�cia pi��, trzydzie�ci
rubli. P� setki
powinno wystarczy�. Tyle to jeszcze mam.
� A jedzenie, picie...
Piotr Ku�micz machn�� r�k�.
� Z g�odu nie umr�. Gospodyni nasuszy suchar�w, da w�dzonej ryby, jajek, wrz�tek
na
dworcach za darmo... Niech si� pan nie martwi, dojad�.
Nazajutrz Piotr Ku�micz odje�d�a� do Kie�my okazyjn� ko�chozow� podwod�. Przy
po�egnaniu z Sasz� i Wsiewo�odem Siergiejewiczem pop�akiwa� � wstydzi� si�
swojego
szcz�cia.
� Mo�e B�g da, �e wam te� si� powiedzie.
� B�g da, B�g da � z lekk� ironi� powt�rzy� Wsiewo�od Sieigiejewicz. � No, niech
pan �yje
tam sobie spokojnie i nie pr�buje przypadkiem zak�ada� sklepu!
� Co pan, Wsiewo�odzie Siergiejewiczu � stary cz�owiek wzdrygn�� si� ze strachu
� jaki tam
sklep w dzisiejszych czasach! B�dzie dobrze, jak mnie przyjm� na sprzedawc�!
� Lepiej niech pan zostanie str�em � poradzi� Wsiewo�od Siergiejewicz.
� A czemu� to?
� Bo to spokojniejsze zaj�cie. W sklepie odpowiada pan materialnie, w razie
czego mog� si�
przyczepi�. A taki str� siedzi sobie w ko�uchu, grzeje si�...
� O nie, Wsiewo�odzie Siergiejewiczu, tak nie mo�na. Sw�j fach znam od dziecka,
przecie�
mo�e by� jeszcze ze mnie po�ytek...
Ostatnie zdanie Piotr Ku�micz wyg�osi� ju� z sa�... wo�nica szarpn�� lejce,
konie ruszy�y.
� �egnam, zosta�cie z Bogiem! � zawo�a� Piotr Ku�micz.
� Nic a nic do niego nie dotar�o � powiedzia� Wsiewo�od Siergiejewicz pos�pnie.
Zwolnienie Piotra Ku�micza poprawi�o nieco nastroje zes�a�c�w. Niebawem nadesz�a
te�
nowa wie��: we wsi Zaimka zwolniono ojca Wasilija. Oznacza�o to, �e w�adze
dokonuj� pewnej
selekcji i wywo�� nie wszystkich jak leci, a tylko niekt�rych.
Jednak�e po tygodniu przybieg�a na budow� dziewczynka, stan�a przed Sasz� i
powiedzia�a:
� Siewo�od Siergieicz ci� wo�aj�.
Dziewczynka by�a c�rk� gospodarzy Wsiewo�oda Siergiejewicza. Sasza od razu
zrozumia�:
przysz�a kolej na Wsiewo�oda Siergiejewicza.
Wsiewo�od Siergiejewicz dziarsko i energicznie pakowa� rzeczy. Do dzi� dr�czy�a
go
niepewno�� oczekiwania, teraz sytuacja sta�a si� jasna � znowu droga, wiedzia�
ju�, co go czeka,
to, co go czeka�o, wymaga�o si� i gotowo�ci na wszystko.
� Kazali si� stawi�? � spyta� Sasza.
� Czy to nie wszystko jedno? Przyjad� po mnie do Kie�my. W Kie�mie zbieraj�
niewielki
i zapewne ju� ostatni etap do Krasnojarska. Pana nie wzi�li, to daje pewn�
nadziej�. Zreszt�
etap�w b�dzie jeszcze sporo, Sasza, musi pan by� przygotowany na wszystko...
Lidii
Grigoriewny Zwiaguro te� nie wzi�li, a ze wzgl�du na charakter obecnych wydarze�
powinni
byli zabra� j� w pierwszej kolejno�ci. Nie zabrali. To znaczy, �e jeszcze
niejedno przed nami...
A to dla pana. � Wsiewo�od Siergiejewicz wskaza� na paczk� ksi��ek. � Wiem, �e
nie jest pan
mi�o�nikiem filozofii, ale s� tu ciekawe ksi��eczki, a zabiera� je ze sob�... I
tak by odebrali...
Je�eli przyjd� po pana, to zostawi je pan komu� albo po prostu wyrzuci.
� Dzi�kuj� � powiedzia� Sasza. � Nie potrzebuje pan czego� na drog�?
� Chyba wszystko mam.
� Nic pan nie ma � stwierdzi� Sasza. � A ciep�a bielizna?
� Nie przywyk�em do ciep�ej bielizny, nosz� zwyk��, zreszt� zima ju� si� ko�czy.
� Dam panu komplet flanelowej, mam dwa. I we�niane skarpety.
� Wystarczy to, co mam.
� I jeszcze sweter, musi pan go wzi��.
� Sasza, nie trzeba... Kryminali�ci i tak wszystko odbior�.
� Do Krasnojarska nie odbior�... Widzia�em pa�skie r�kawiczki, nadaj� si�
najwy�ej do
spacer�w po Newskim.
� Nie, r�kawiczki s� jeszcze ca�kiem dobre...
� Dam panu wierzchnie r�kawice, porz�dne, �osiowe, w�o�y je pan na swoje i
b�dzie ciep�o.
Buty?
� Buty mam wspania�e, niech pan spojrzy, ocieplane walonki. Sasza, wystarczy...
Nie mam
tylko pieni�dzy, ale to nic, teraz pa�stwo bierze mnie na swoje utrzymanie.
� Sk�d pan wie, �e po pana przyjad�?
� Wiem � odpowiedzia� kr�tko Wsiewo�od Siergiejewicz. Nie obawia� si� Saszy,
ufa� mu, ale
nie wymienia� �adnych nazwisk. To podstawowa zasada: �adnych nazwisk.
Ca�y dobytek Wsiewo�oda Siergiejewicza zmie�ci� si� w jednym mocno wypchanym
worku
podr�nym.
� No i spakowa�em si�.
Wsiewo�od Siergiejewicz usiad� na �awce.
� Sasza, chc� panu co� powiedzie� na po�egnanie. �al mi si� z panem rozstawa�,
naprawd�
pana polubi�em. Chocia�, jak to si� obecnie m�wi, stoimy po dw�ch stronach
barykady, ale lubi�
pana i szanuj�. Szanuj� nie za to, �e nie wypar� si� pan swojej wiary � takich
jest jeszcze wielu.
Pa�ska wiara r�ni si� jednak od wiary innych � ma w sobie co� ludzkiego, nie ma
w niej tej
klasowej, partyjnej ograniczono�ci. By� mo�e zupe�nie nie�wiadomie wywodzi pan
swoj� wiar�
stamt�d, sk�d wywodz� si� wszystkie prawdziwe ludzkie idea�y. I to w�a�nie
bardzo w panu
ceni�. Jestem jednak starszy i bardziej do�wiadczony od pana. Niech pan nie
b�dzie idealist�.
Niech si� pan zbli�y do �ycia. W przeciwnym razie �ycie zniszczy pana lub, co o
wiele
straszniejsze, z�amie, a wtedy... Prosz� mi wybaczy� szczero�� � ideali�ci staj�
si� z czasem
�wi�tymi, ale znacznie cz�ciej tyranami i obro�cami tyranii... Ile� z�a na
�wiecie wyrz�dza si�
w�a�nie w imi� szlachetnych idea��w, dla ilu� nikczemno�ci s� one wygodnym
usprawiedliwieniem. Czy pan si� na mnie nie gniewa?
Sasza u�miechn�� si�.
� Co te� pan, Wsiewo�odzie Siergiejewiczu! Czy mo�na gniewa� si� na cz�owieka za
jego
przemy�lenia? Nie mam te� zamiaru spiera� si� z pa�sk� teori�. I nie mog� r�czy�
za swoj�
przysz�o��. Powiem tylko jedno: �yj� na Ziemi jako cz�owiek, istota ziemska.
W�a�nie dlatego
nie jestem idealist� w pa�skim rozumieniu. Sw�j idealizm pojmuj� inaczej.
Uwa�am, �e
cz�owiek powinien wyznawa� idee, ale idee ludzkie, humanistyczne, sprawiedliwe.
Przez ten rok
wi�zienia, etap�w, zes�ania doszed�em do jeszcze jednego wniosku: ot�
najcenniejsze
i naj�wi�tsze na �wiecie jest ludzkie �ycie i ludzka godno��. Ka�dy, kto
dokonuje zamachu na
ludzkie �ycie, jest przest�pc�, ka�dy, kto poni�a cz�owieka w cz�owieku, te�
jest przest�pc�.
� Ale przest�pc�w trzeba s�dzi� � zauwa�y� Wsiewo�od Siergiejewicz.
� Tak, trzeba s�dzi�.
� To s�aby punkt pa�skiego rozumowania. Kto ma ich s�dzi�?
� Nie wnikajmy w szczeg�y. Powtarzam: najcenniejsze jest ludzkie �ycie i ludzka
godno��.
Je�li warto�ci te zostan� uznane za najwa�niejszy i fundamentalny idea�, to z
czasem ludzie
znajd� rozwi�zanie kwestii szczeg�owych.
Wsiewo�od Siergiejewicz zacz�� nas�uchiwa�. Przed domem zaskrzypia�y p�ozy sa�.
� Tak, to po mnie.
� Niech pan ich zatrzyma, zaraz wr�c� � powiedzia� Sasza, wybieg� z chaty, ko�o
ganku sta�y
sanie, wo�nicy towarzyszy� milicjant.
Sasza wpad� do siebie, wyci�gn�� komplet ciep�ej bielizny, sweter, r�kawice,
dorzuci� dwie
koszule, wr�ci� do Wsiewo�oda Siergiejewicza.
� No i po co to wszystko? � zmarszczy� brwi Wsiewo�od Siergiejewicz. � Prosz�
spojrze�,
m�j �sidor� a� p�ka!
� Jako� upchniemy, niech pan otworzy!
Wcisn�li rzeczy do worka.
� Tak � powiedzia� Wsiewo�od Siergiejewicz. � Tu jest adres Olgi Stiepanowny,
miasto
Kalinin. Napisa�em do niej, mo�e uda mi si� wys�a� list z Krasnojarska, o ile
nie przewioz� nas
od razu do wi�zienia. Na wszelki wypadek niech pan te� napisze. Z dw�ch list�w
jeden na pewno
dojdzie.
Sasza schowa� kartk� z adresem do kieszeni. Milicjant i wo�nica dopili herbat�,
wyszli na
dw�r. Wsiewo�od Siergiejewicz ubra� si�, wzi�� worek, postawi� go na pod�odze.
� No c�, Sasza, po�egnajmy si�. Obj�li si�, uca�owali.
� No i nie doko�czyli�my naszej dyskusji � za�artowa� Wsiewo�od Siergiejewicz.
� Mo�e kiedy� doko�czymy � odpar� Sasza.
Wsiewo�od Siergiejewicz zajrza� do kuchni, po�egna� si� z gospodarzami, wyszed�
na drog�,
za�adowa� worek na sanie.
W progu sta�a dziewczynka, c�rka gospodarzy, w ko�uszku narzuconym na ramiona.
� No, jeszcze raz!
Wsiewo�od Siergiejewicz i Sasza uca�owali si�.
Wsiewo�od Siergiejewicz wsiad� do sa�, przykry� nogi baranic�, powiedzia�
weso�o:
� No to w drog�!
Sanie zaskrzypia�y...
Sasza sta� i patrzy� za nimi, p�ki nie skry�y si� za rogiem. Dziewczynka sta�a w
drzwiach
i te� patrzy�a.
W M�zgowie pozosta�o tylko dwoje zes�a�c�w � Sasza i Lidia Grigoriewna Zwiaguro.
3
A na Arbacie pozornie nic si� nie zmienia�o. �ycie toczy�o si� dalej, jak gdyby
nie by�o
�adnych represji, wi�zie�, �agr�w ani ofiar.
Znajomi ofiar i znajomi tych znajomych �yli sobie nadal, tak jak �yli. O nich, o
zwyczajnych
ludziach pracy i ich chwalebnym wysi�ku pisano w gazetach, informowano przez
radio, m�wiono
na zebraniach.
O takich jak Sasza Pankratow te� pisano w gazetach, informowano przez radio i
m�wiono na
zebraniach, ale jako o wrogach, kt�rych nale�y zlikwidowa�. �Tych, kt�rzy
sprzyjaj� im albo
wsp�czuj�, r�wnie� nale�a�o likwidowa�.
Poniewa� jednak nikt nie chcia� by� zlikwidowany, to i nikt nie w�tpi� w
konieczno��
likwidowania ludzi, kt�rych skazywano bez s�du, a o ich winie informowano w
lakonicznych
komunikatach prasowych.
Bezpieczniej by�o w og�le o nich nie m�wi�. M�wi�o si� o czym� innym. Na
przyk�ad
o bohaterskich lotnikach polarnych, kt�rzy w ubieg�ym roku uratowali z kry na
Oceanie
Lodowatym za�og� zmia�d�onego przez lody parowca �Czeluskin�. A je�li nawet
komu�
przychodzi�a do g�owy my�l, �e ratowanie niewinnych ludzi z wi�zie� i �agr�w
jest spraw� nie
mniej wa�n� ni� ratowanie czeluskinowc�w, to nikt nie wypowiada� jej g�o�no.
Jurij Denisowicz Szarok awansowa�, by� teraz samodzielnym pracownikiem
operacyjnym
i podlega� bezpo�rednio naczelnikowi wydzia�u pierwszego Aleksandrowi
Fiodorowiczowi
Wutkowskiemu oraz jego zast�pcy Steinowi. Podlega� te� Diakowowi, ale tylko jako
pomocnikowi naczelnika wydzia�u.
Wutkowski i Stein cenili Szaroka: powa�ny, obowi�zkowy i rzetelny
funkcjonariusz.
Obiecuj�cy. Perspektywiczny. Mianem tym obdarzano tutaj takiego, kt�ry umia� nie
tylko
�rozgry�� podejrzanego, nie tylko zmusi� go do przyznania si�, ale co
najwa�niejsze, wydusi�
z niego powi�zania, nada� sprawie szerszy zasi�g, ujawni� grup�. Cz�onkowie
grupy wska��
w �ledztwie dalsze kontakty. W ten spos�b tworzy si� zaczyn, kt�ry gwarantuje
nieprzerwane
funkcjonowanie organ�w �cigania.
Szarok b�yskawicznie u�wiadomi� sobie t� prawd�, zrozumia� j� od razu, tak samo
jak wiele
innych prawd, zw�aszcza t�, �eby nigdy nie wchodzi� w jakie� uk�ady. Sprzyja� mu
Bieriezin, ale
Szarok zachowywa� dystans. I s�usznie, Bieriezin z trzaskiem wylecia� a� na
Daleki Wsch�d.
Dosta� tam powa�ne stanowisko, to fakt, zachowa� te� stopie�, ale z Moskwy go
wyrzucili. Jego
pracownik�w za� poupychali po wszelkich mo�liwych dziurach.
W�r�d prawd, kt�re zrozumia� Jura, by�a te� i taka: nie szar�owa�, pami�ta�, �e
stale chodzi
si� po linie. Najmniejsza nieostro�no�� mo�e kosztowa� g�ow�. Niech ten dure�
Diakow che�pi
si� swoj� w�adz�, wszechmoc� i bezkarno�ci�, niech p�cznieje z dumy, �e pracuje
na najbardziej
aktualnym odcinku. Wszystko to do czasu, do czasu...
Oczywi�cie ich wydzia� jest najbardziej aktualny. Drugi zajmuje si�
mie�szewikami,
bundowcami, anarchistami, trzeci to wszelkie ruchy narodowo�ciowe � musawaty�ci,
daszniacy
i im podobni, czwarty � eserzy, pi�ty � religia i duchowni. Spokojne wydzia�y,
jacy tam dzisiaj
mie�szewicy i eserzy...
Szarok ch�tnie przeni�s�by si� do kt�rego� z nich. Mia� ju� kiedy� okazj�
przej�� do
wydzia�u pi�tego, do spraw wyznaniowych, ale po pewnym wahaniu odm�wi�. Nie
chcia�
zadziera� z Panem Bogiem.
Sam w Boga nie wierzy�, do religijno�ci matki odnosi� si� jednak tolerancyjnie �
jej sprawa.
A zreszt� diabli wiedz�! W Boga wierz� nawet wykszta�ceni ludzie, na przyk�ad
akademik
Paw��w. Absolutny materialista, uczony o �wiatowej s�awie, a w Ko�tuszach
urz�dzi� sobie
cerkiew, bije w niej pok�ony. Mimo to cieszy si� uznaniem w�adz, sam towarzysz
Stalin odnosi
si� do niego z szacunkiem.
B�g czy nie B�g, ale jakie� niewyt�umaczalne si�y istniej�. Przeznaczenie czy
co... Jak
rozpacza� w pa�dzierniku 1934 roku, jak si� wtedy w�cieka�, �e przez g�upi
wyrostek nie
pojecha� do Leningradu, do Zaporo�ca! A przecie� gdyby pojecha� � gni�by teraz w
�agrze.
Jura wr�ci� w�wczas z pracy jak zwykle nad ranem, a mniej wi�cej o si�dmej
skr�ci�o go
z b�lu. Bola�o potwornie, cia�o zdawa�o si� p�ka� na p�, nie m�g� zrobi� ani
wdechu, ani
wydechu, przewraca� si� na prawy bok, na lewy, podci�ga� nogi do piersi � nic
nie pomaga�o, nie
m�g� powstrzyma� j�ku.
Matka miota�a si� po pokoju: �Mo�e przy�o�y� grza�k�?� Na szcz�cie ojciec nie
wyszed�
jeszcze do pracy, domy�li� si�, o co chodzi, nie pozwoli� przy�o�y� grza�ki,
powiedzia�:
�Wezwiemy pogotowie�.
Jura nie chcia� pogotowia: karetka odstawi go do szpitala, a przecie� wieczorem
jedzie
�Czerwon� Strza��� do Leningradu, do Zaporo�ca, ze szpitala ju� go nie
wypuszcz�, wyjazd
przepadnie, przepadnie Leningrad, znowu wyl�duje u Diakowa.
� Daj telefon waszego pogotowia � nalega� ojciec.
� Nie trzeba, zaraz samo przejdzie.
� Nie dasz numeru, to wezw� miejskie.
Jura spr�bowa� usi���, j�kn��, opad� na poduszk�, nie, to nie do wytrzymania,
niech przyjad�,
niech dadz� jaki� zastrzyk! Pokaza� ojcu, gdzie trzyma notes. Ojciec znalaz�
telefon, zadzwoni�.
Po p�godzinie przyjecha�a karetka. Zabrali Jur� na noszach, gapi�a si� na to
ca�a kamienica, t�um
ciekawskich zatarasowa� bram�. Przywie�li go na Warsonofiewskij, do kliniki
NKWD, i od razu
na st�, na operacj�. Powiedzieli, �e szew zdejm� za jakie� dziesi�� dni. Koniec
z Leningradem!
Tak wtedy rozpacza�, tak rozpacza�, a wysz�o na to, �e wyrostek go uratowa�. No
i jak tu nie
wierzy� w przeznaczenie?
� Mieli�cie szcz�cie, �e zd��yli was przywie��, jeszcze ze dwie, trzy godziny i
nast�pi�oby
zapalenie otrzewnej � powiedzia� profesor Citronblat, kt�ry go operowa�.
Najlepszy chirurg i, ciekawa rzecz, z protez� zamiast nogi.
No i prosz�, okaza�o si�, �e mia� szcz�cie nie tylko z t� otrzewn� � unikn��
wyjazdu do
Leningradu.
Trzeciego dnia po operacji piel�gniarka przynios�a mu torb� owoc�w � pomara�cze,
mandarynki, jab�ka � i kartk�: �Juroczka, jak si� czujesz? Napisz, czego Ci
trzeba. Lena�.
Jura od�o�y� kartk�. Lena przysz�a! Jednak przysz�a! Zm�czony, obola�y, rozklei�
si�, poczu�
nawet jaki� skurcz w gardle. A wi�c kocha go, wybaczy�a mu, przesta�a by�
zazdrosna!
Nagle poczu� niepok�j: a mo�e to tylko te ich inteligenckie fanaberie? Ach, mimo
dawnych
uraz w trudnych chwilach wypada przecie� przyj�� z pomoc�, okaza� wsp�czucie...
Tak
post�puj� przyzwoici ludzie, a oni s� przyzwoitymi lud�mi... Nikt do niego nie
przyszed�, a ona
przysz�a.
Dzwoni� wprawdzie Aleksander Fiodorowicz Wutkowski, pyta� o samopoczucie, ale to
prze�o�ony, szef ma obowi�zek troszczy� si� o podw�adnych. No tak, przychodzi�a
matka, ale to
si� nie liczy. Przynios�a jakie� idiotyczne pierogi, �eby chocia� zapyta�a,
kretynka, lekarza, co
wolno je��, a czego nie. �adnego jedzenia nie potrzebuje. Karmi� tu dobrze, b�d�
co b�d�
centralna klinika NKWD... Lena to co innego, inteligencja: pomara�cze,
mandarynki, nie �adne
tam pierogi z kasz� gryczan�, lecz dow�d zainteresowania.
Nie, na pewno nie przysz�a tylko dlatego, �e tak wypada! Po prostu nie mo�e go
zapomnie�.
Takie jak ona nie zapominaj�. Takich jak on te� si� nie zapomina. Wiadomo.
M�czyzna!
Mimo wszystko nie odczuwa� jednak tej dumy, rado�ci i triumfu, jakich doznawa�
po ich
pierwszym pogodzeniu si� latem zesz�ego roku w Srebrnym Borze. Satysfakcj� �
tak. W�a�nie
satysfakcj�. Przyjemna niespodzianka.
� Napiszcie odpowied� � powiedzia�a piel�gniarka.
� Trudno mi pisa�... Lepiej niech wejdzie na par� minut.
� Do sali nie wolno. Wstaniecie, zaczniecie chodzi�, mamy tu pok�j odwiedzin,
wtedy sobie
porozmawiacie. Wytrzymajcie troch�. Za dwa dni pozwol� wam wsta�.
Jura napisa� na odwrocie kartki:
�Lenoczka, dzi�kuj� za owoce. Nic wi�cej nie przyno�, mam tu wszystko, nie martw
si�.
Chcia�bym Ci� zobaczy�. Za dwa dni pozwol� mi wsta� i wyjd� do Ciebie.
Przyjd�...�
I po chwili namys�u dopisa�: �Ca�uj� Ci�.
Przysz�a. Usiedli w niewielkim hallu obok sali Jury. Lena narzuci�a na ramiona
bia�y fartuch
z dyndaj�cymi tasiemkami, pod fartuchem mia�a granatowy kostium i bia�� bluzk�,
wysokie boty
opina�y kszta�tne mocne nogi. Zawsze podnieca� go widok jej n�g, a jeszcze te
perfumy... �adna,
zdrowa, promienna, a obok on � nie ogolony, w ohydnym flanelowym szlafroku, pod
spodem
tylko bielizna, na go�ych nogach kapcie.
� Pozna�a� mnie � za�artowa�