1253

Szczegóły
Tytuł 1253
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1253 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1253 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1253 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Daniel Ange Tytul: ZRANIONY PASTERZ ABY ODCZYTA� T� NIEWIELK� KSI��K� nie przerzucaj kartek, tak jakby to by�a powie��. Nie uciekaj w ni� jak w fikcyjn� przygod�, nale��c� jedynie do literatury. Ksi��ka ta nie jest ani jednym, ani drugim. Przed- stawione s� w niej prawdziwe RZECZYWISTO�CI, na dw�ch nieustannie przenikaj�cych si� p�aszczyznach �ycia. 1 RZECZYWISTO�� POSTRZEGALNA �YCIA CODZIENNEGO - rzeczywisto�� opisana w ca�ej swej obiektywnej nago�ci, zgodnie z faktami widzianymi, zas�yszanymi, prze�ytymi. Nie s� one ani naci�gane, ani wyolbrzymione, ani te� zafa�szowane. Bohater tej ksi��ki osadzonej w kulturze Zachodu po�owy lat osiemdziesi�tych, cho� sam jako taki nie istnia�, dzieli si� z nami tym, co setki m�odych ludzi, prawdziwie �yj�cych, rzeczywistych, napisa�o mi, powierzy�o, opowiedzia�o z w�asnego �ycia. Ka�da strona czy zdarzenie mog�yby by� podpisane, po�wiadczone, przez Ew�, Ank�, Krzysztofa, Marka i tylu innych... Zmienione s� tylko nazwy miejsc i os�b. 2. RZECZYWISTO�� �YCIA DUCHOWEGO - nie mniej codzienna i aktualna - oddana w pewnej mierze j�zy- kiem poezji, kt�ry jako jedyny jest w stanie wyrazi� nadprzyrodzon� rzeczywisto��. Ale tak�e tutaj wszystko oparte jest na do�wiadczeniu PRZE�YWANYM przez wielu wczoraj, dzi� jeszcze i jutro - by� mo�e na TWOIM do�wiadczeniu. W gr� wchodz� autentyczne i wieczne rzeczywisto- �ci - jedyne, kt�rych przestrze� nie ogranicza, czas nie dewaluuje i kt�re nie wi�dn� wskutek przyzwyczajenia. Pozostaj� i pozostan� na zawsze. One S�. Przemieniaj� rzeczywisto�� �ycia codziennego, na- daj�c jej sens i transcendencj�. Niewidzialne dla oczu cia�a, jednak postrzegalne w ca�ym swym realizmie poprzez konkretne �wiadectwa przemienionego �ycia, przemienionego istotnie, namacalnie dzi�ki nowemu �wiat�u. Niczym fale radiowe, kt�rych nie mo�na ani zobaczy�, ani dotkn��, ani us�ysze�, o ile nie zostan� przechwycone przez jaki� odbiornik. Tutaj trzeba si� odwo�a� do oczu serca, kt�re odnajduj� to, co niewidzialne: najistotniejszy wymiar ka�dego cz�owieczego �ycia, kt�re nie chce by� wegetacj� poni�ej ludzkiego stadium rozwoju. Na tym poziomie nie ma�haju�, �zgrywy�, �lipy�: jest zakorzenianie si� w najbardziej rzeczywistych rzeczywisto�ciach.. Do�wiadczenie duchowe jest jak atmosfera: nie wi- dzisz jej, lecz gdyby nie ona, co by� zobaczy�? Udusi�by� si�. Materia i duch. Cia�o i dusza. Widzialne i niewi- dzialne. Ziemia i Niebo... To nie dwa �wiaty zesta- wione ze sob� lub przeciwstawne sobie, ocieraj�ce si� o siebie lub wykluczaj�ce si�. To DWIE RZECZYWISTO�CI TEGO SAMEGO �WIATA, tak jak twoje cia�o i twoje serce: nie dwie rozdzielone i walcz�ce ze sob� osoby, lecz dwie nieroz��czne cz�ci ciebie samego. Nie jak strony lewa i prawa, lecz jedno wewn�trz drugiego. �ycie wewn�trzne jest wn�trzem �ycia. Tak wi�c ta ma�a ksi��ka chce po prostu otworzy� Ci� na Spojrzenie, kt�rego �wiat�o sprawi, �e Twoje �ycie stanie si� �yciem.1 Twoje istnienie nabierze sensu, stanie si� obecno�ci�, �arem, b�dzie sia� nadziej�. 1 Jest ona utkana aluzjami do ksi�gi nad ksi�gami - Biblii. Aby pom�c ci w odczytaniu tej ksi��ki, zaznacz� od czasu do czasu fragmenty, kt�re wyja�ni� ci to, co pozostawione jest w domy�le. Tak jak znaki drogowe... . ZGLISZCZA �arnowi, 1 stycznia, pierwsza w nocy Cze�� stary! Pozw�l, �e opowiem ci, teraz, gdy rodzi si� kolejny nowy rok, co si� sta�o w moim �yciu, od naszego ostatniego spotkania. Niesamowite rzeczy! Gdyby� mnie zobaczy), nie pozna� by� mnie. Zero, za kt�re si� uwa�a�em, zaczyna od zera: start zupe�nie nowego �ycia! Wybacz, �e nie b�d� si� streszcza�, w tej historii liczy si� ka�dy szczeg�. Tydzie� temu chodzi�em par� godzin w ulewnym deszczu. By�o to akurat w wigili� Bo�ego Narodzenia. Przemokni�ty do suchej nitki, dotar�em o zmroku do Zgliszcz. Zabiegani przechodnie wracali do siebie z r�koma pe�nymi prezent�w. Dla mnie �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu! Pobieg�em na poczt�, by�a jeszcze otwarta. Sylwia! Jak bardzo mi jej brakowa�o! Zostawi�em adres na poste-restante. Czy napisa�a?... Czy o mnie zapomnia�a? Uff! list! To od niej! Przeczytam go w spokojnej chwili. Tymczasem, co pocz�� z oczekuj�c� mnie d�ug� noc�? Mowa! Najd�u�sz� w roku! I pomy�le�, �e kiedy by�em ma�y, marzy�em, �eby si� nigdy nie sko�czy�a... Co pocz�� tej nocy z �moj�� noc�? Gdzie zabi� czas? A mo�e by tak jaki� niez�y filmik Super przygoda, by na dwie godziny uciec od z�ej przygody! Mi�o�� na um�r... Mi�o�� na ziemi... Demon... Uee! Ten demon na ca�� szeroko�� plakatu! Co za wstr�tna morda.. .Fascynuj�cy! Kina nic innego nie reklamuj�! Trzy sale, trzy filmy. Ani jeden nie rozpali moich z�udze�. A jednak! Mad Max, krwawy obro�ca, mierzy w ciebie z palcem na cynglu.. Podpis: �Gdy przemoc zaw�adnie �wiatem, m�dlcie si�, by by� z wami!� Co to za jeden? Troch� dalej (wymiar panoramiczny): brzuch, r�ka! Pod spodem: �Zdrowa� Mario�... Ot tak, na �rodku chodnika! Dziwne! Moja matka te� ma na imi� Maria. Kiedy� by�em w niej, o, tak jak tutaj... a teraz?... Trzy kroki dalej ha�a�liwy rechot paru facet�w z pobliskiej kawiarni baru sali gier nocnego lokalu. Wszystko znajdziesz u �Baltazara�! Tu przynajmniej nie b�d� sam. Za progiem k��by dymu, wyziewy napo- j�w, decybele do dechy witaj� mnie serdecznie. Przy ladzie ch�opcy w czarnej sk�rze, w�osy na punka, zali- czaj� kolejki piwa. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu. Tak jakbym ju� ich zna�, ich, ten lokal i.. .regu�y gry. Wszystkie bary �wiata czy to nie troch� m�j dom? Uwaga, maj� na mnie oko. Nie szkodzi, dzisiaj nie mam ochoty nikogo odgrywa�. Chocia� raz nikogo nie zaszokuj�. �Weso�ych �wi�t� �yczy mi tradycyjnie z g��bi sali lustro, nagryzmolonymi na t� okazj� bia�ymi literami. Na zielonych ro�linach - sto procent plastiku - trzy nie- bieskie girlandy. Przypominaj� mi one... tak, pewn� choink�, ubieran� z rado�ci�... �wieczki, obecno��... a mo�e czekaj� na mnie tego wieczoru? Gdyby mnie zo- baczyli, czy poznaliby mnie? Czy by mnie przyj�li? To ju� dwa lata, jak zwia�em! nie, nie my�le� o tym! to by�o wczoraj, albo przedwczoraj! Przemykam si� w�skim korytarzem. Przede mn� oko�o trzydziestu migocz�co bucz�cych gier. Meta- liczne, syntetyczne, �komputerowe� wycia: �Ten �wiat jest tw�j, b�dziesz jak kr�l!� �adnego spojrzenia, �ad- nego u�miechu. Ka�dy sam, wczepiony w ster, przyciski, ekran. Zagubiony w niedost�pnym dla drugiego �wiecie. Przechodz� za nimi. Nawet nie czuj� mojej obecno�ci. Czy istniej�? szybko, zwia�! Co wybra�? Rzucam si� na wolny flipper. Po dobrej chwili pod- nosz�c oczy spostrzegam swego partnera, zielonego diab�a - na metalowym obiciu ogromna morda, fosforyzuj�ce oczy. Ten sam co na afiszu kina... Zaprasza mnie? Oto jeste�my twarz� w twarz. Flipper �Devil�s dare� wykrzywia si� w szyderczym grymasie. Nie mam ochoty mu odpowiada�... Chc� jecha� dalej. O, na przyk�ad gra video... Cho�by ta: jestem p�-robotem i mam unicestwi� upiory. Wszystko w wystroju cmentarza, wok� krzy�e... Jaki� go��, szybszy ode mnie, wpycha mi si� przed nosem. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu. Nale�� ju� do wystroju... Odbijam sobie na drugim. Cel: siedz� za kierownic� super wozu i mam rozjecha� jak najwi�cej pieszych. Wreszcie mnie wci�ga... Wreszcie wychodz� ze stresu. Przy ka�dym trafionym przechodniu zabawny sygna� skanduje m�j triumf. W tle ryk graj�cej szafy: �I kill chirdren�. W my�lach t�umacz� przekaz: �B�g kaza� mi obedrze� ci� �ywcem ze sk�ry. Zabijam dzieci, lubi� patrze�, jak umieraj�. Lubi� patrze�, jak umieraj�. Zabijam dzieci, a wtedy matki p�acz�. Rozje�d�am je mym wozem...� Przy�pieszam. Jestem u kresu... �Chc� s�ysze�, jak krzycz�!� Ju� osiemdziesi�t siedem rozjechanych. Musz� mie� sto, za ka�d� cen�... �Chc� da� im do jedzenia zatrute cukierki...� Raptem, na ekranie czyje� odbicie... Kto to? Tu� za mn�? Odwracam si�. Patrzy na mnie w milczeniu, u�miecha si�. Na twarzy pewne zdziwienie, smutek... zdaje si� m�wi�: �Po co zabija� dziecko, kt�rym jeste�?� Panikuj�. Co mu strzeli�o do g�owy, �eby tak na mnie patrze�? W dodatku przez niego straci�em gr�! Nie znaj�c karate, pozbywam si� go jednym uderze- niem pi�ci, tak gwa�townym, �e sam jestem zdziwiony: �Sp�ywaj!� Uderza czo�em o stoj�cy obok flipper. Nie m�wi nic, odchodzi. Nikt si� nie odwraca. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu. Podrzucam par� monet, kt�re mi jeszcze zosta�y. Nie chc� ju� tej forsy. Pali mi kieszenie. Dosta�em j� od faceta, kt�remu si� sprzeda�em na par� nocy... Obrzydzenie - zapomnienie! zapomnienie! Papieroska... trzyma� fason! Kogo roz�mieszy�? Przed kim zaszpanowa�? Kogo zaszokowa�?... lub przywie�� do p�aczu? Rzut oka na siedz�ce przy sto- liku dwie dziewczyny, popijaj�ce zielony sok... woda z mi�t�? Nie, to nie ten styl, raczej �Get�... �Get 27 to piek�o�. Rozmawiaj� gestykuluj�c szeroko, gra bransoletek, rozrzuconych kosmyk�w... Oczka i �miechy w stron� bufetu... Czy ch�opak chwilowych marze� na nie odpowie? Chichocz�... Jedna z nich zaczepia mnie. Po co sam na ni� spojrza�em? Wzrok m�tny, prowokuj�cy u�miech. Nie! Twarz Sylwii u�miecha si� do mnie w pami�ci. Ma�a nalega. Robi si� gor�co! Wybiegam na dw�r, zapadam w ciemno�ci nocy. Ulewa. �piesz�cy si� ludzie. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu. Kaskada dzwon�w. Nie do zniesienia! Ka�de ude- rzenie uderza w serce. Wo�anie - przywo�anie, przywo�anie - wo�anie. Jakby chcia�y obudzi� u�pione we mnie dziecko. Obudzi� je. Zachwyci�... Dlaczego powraca nagle piosenka, u�o�ona w cza- sach, gdy przymierza�em si� do postaci �poety�? Wzrok zranionego dziecka, Wzrok szklany, kt�ry nie zna �aru ta�ca i ognia, Tylko gorycz i znudzenie, Niewinno�ci, zgubi�em ciebie! Utopi�em ci�, niewinno�ci, utopi�em, W g��bi wn�trzno�ci moich, zada�em ci �mier�. Wzrok widz�cy zbyt jasno, Mi�o��, kt�ra wymaga za wiele, Chcia�e�, bym wyda� swe cia�o. Niewinno�ci, upad�em, jak dziecko osuwa si� i krzyczy. Zabrak�o koj�cej Goryczy �ez. B�l przywalonego ziemi� Zr�wnanej g�ry, Sza� kr��y i n�ka, serce rozdarte ju� nie �mie. Niewinno�ci kiedy, kiedy nareszcie odzyskam ciebie? Niewinno��? A przecie� tamtego wieczoru jeszcze mi troch� niewinno�ci pozosta�o. Musz� przyzna�, �e od tamtej pory wzi��em j� w obroty. Wszystkie �rodki by�y dobre, by sta� si� tym, kim chcia�em. Za ka�d� cen�. Ot, r�ne do�wiadczenia... wszystko wiedzie�! wszystko m�c! I oto ju� nic nie wiedzia�em... ani o sobie, ani o �wiecie. Rozwiera�a si� otch�a�. Ociera�em si� o przepa�ci. Nosi�em je w sobie. D�wi�k dzwon�w w ciemno�ciach nocy, jeszcze i jeszcze... uciszy� je! Przy pasku mam walkmana, za- k�adam s�uchawki: moja ulubiona kaseta Eell�s belis: �Jestem �oskotem gromu, rw�c� ulew�. Przybywam jako huragan, moje b�yskawice rozdzieraj� niebo. Je- ste� m�ody, lecz umrzesz. Nie bior� je�c�w. Nie da- ruj� �ycia nikomu, nie napotkam sprzeciwu. Mam swoje dzwony, zaprowadz� ci� do piek�a. Dostan� ciebie! Piekielne dzwony, tak, dzwony piek�a!� Beat wybija m�j krok. Jeszcze par� kilometr�w i osuwam si� na stok pag�rka. Siedz� z g�ow� opart� na kolanach. Jak zasn��, kiedy bierze g�r� strach? Przed chwil� udawanie, teraz do�owanie. Przebiegaj� mnie dreszcze, jak pr�d elektryczny. Zdejmuj� s�uchawki, Dzwony ucich�y. Nareszcie! �adnego odg�osu w�r�d nocy. Cisza ta jest nie do zniesienia. Krzycz�: �Jakie jest moje imi�?�... �Nie, nie, nie�... odpowiada skalne echo. M�j glos, bardziej rozdzieraj�cy ni� kaseta: ��ycie jest z�e!�... �Wy�pie- waj je, wy�piewaj je, wy�piewaj je!� Czy moim jedynym rozm�wc� jest echo? Czy tylko ono s�yszy moje wo�anie? �Sens mi daj!�... �Raj, raj, raj!� Jakby chc�c zag�uszy� samego siebie, rzucam: �Moje serce jest pe�ne z�o�ci!�... �Mi�o�ci, mi�o�ci, mi�o�ci!� Nie! Nie! Nie! Niemo�liwe, to echo!. Wszystko przekr�ca, udaje poet�, kaset�, decybele. �eby si� zatrzyma�, trzeba wiedzie� dlaczego. A ja nie wiem dla czego. �Kiedy patrz� na Zach�d, m�j duch krzyczy, �eby odp�yn��...� Uff! Na szcz�cie krzyki Axela Maasa s� pod r�k�, by wypowiedzie� moje pragnienie: odp�yn�� w dal i zobaczy�, czy mnie tam nie ma... DZIE� PIERWSZY Godzina 6.45. Na prawym ramieniu czyja� r�ka. Podrywam si�. W �wietle pochodni jaka� posta�: to on, znowui on! Jego usta poruszaj� si�. Wci�� s�ysz�: �... M�j duch krzyczy, �eby odp�yn��...� Nie! Nie! Nie chc� ani starze� si�, ani umiera�. Ale tak jak on, u�miecha� si�. Tak jak on, kt�ry wygl�da tak m�odo, tak bardzo m�odo! Z ka�dym dniem m�odszy. M�ody na zawsze, na zawsze. M�ody jak mi�o��. M�ody jak dzie�. Walkman wci�� ryczy. Jego twarz u�miecha si� do mnie w ciszy. Uszy pe�ne agonalnego wycia. Jego oczy pe�ne promieni �ycia. Spojrzenie przes�anie. Dzikie wo�anie - zbli�enie dw�ch planet. Rozdzielonych przez ca�e lata �wietlne. Jak przebi� mur d�wi�ku? Ma�e pude�ko wydziera si�: �Pragn�, by B�g zgi�� kolana przed Szatanem. Tak, Szatan twym Panem!� Czy on te� to s�yszy? W tej chwili rozpo�ciera ramiona. Nie wytrzymuj�. P�kam. Rozdarty mi�dzy dwoma �wiatami. Zrywam s�uchawki. Przewody puszczaj�. Odrzucam daleko aparat. S�ysz� go! S�ucham go! Noc okrywa cisz� jego glos. Jego g�os! Z br�zu i aksamitu. Wart tyle co wszystkie dzwony �wiata. � Nareszcie!... Nareszcie! ZAWIEJE Nie znajduje innych s��w... Jakby biegi za mn� bez- ustanku od p�nocy... a kto wie? Mo�e od bardzo dawna... Zrywam si� na r�wne nogi: Dlaczego, dlaczego mnie szukasz? Wstaje dzie�. Jak d�ugie wst�gi, postrz�pione chmury owijaj� si� wok� szczyt�w. W jego oczach pe�no gwiazd: � Ale� wia�o tej nocy! Jest! Ju� wiem! Jak to si� sta�o, �e wczorajszego wieczoru nie rozpozna�em go? Czy moje oczy a� tak bardzo o�lep�y od kalejdoskopu sali gier? A mo�e to jego twarz tak zsinia�a w bladawym �wietle neonu �Baltazara�? To by�o rok temu! Ca�y rok! Jechali�my do Maroka z paroma kumplami. Dotar- li�my do starego miasteczka, pijanego s�o�cem, Zawieje. Dzie� targowy. Po�udnie. Umierali�my z pragnienia. Na placu, w cieniu ko�cio�a, fontanna! Na jej brzegu siedzia� m�ody ch�opak. To by� on. Gra� na flecie. S�ucha� go z przej�ciem ma�y ch�opiec na w�zku inwalidzkim, kt�rego od czasu do czasu powiew wiatru orze�wia� bryzgami �wie�ej wody. Odpowiada� na to radosnym �miechem. Gromada dzieci ta�czy�a farandol� pod arkadami. Wtem troje pierwszych oderwa�o si� od korowodu, nie przerywaj�c �piewanej piosenki podbieg�o do nas i, wyci�gaj�c ku nam drobne r�ce, zaprosi�o do ta�ca. Wzruszyli�my na to ramionami i dalej stali�my oparci o mur, z r�koma w kieszeniach. Do��czaj�c do po- zosta�ych, jedno z dzieci odwr�ci�o si� jeszcze na mgnienie oka: �Chcesz pi�... ? Nie lubisz tego?� Po odegraniu jakiej� melodii ma�y grajek zwr�ci� si� do nas: � Ej ch�opcy, nie podoba si� wam moja piosenka? Ulotnili�my si�. Jego smutne oczy zdawa�y si� m�- wi�: �S� jeszcze zbyt duzi, �eby zrozumie� moj� mu- zyk�!�. A jednak par� d�wi�k�w uchwyconych w przelocie powraca�o do mnie, kiedy dostawa�em w ko��. Podstawia�em pod nie inne s�owa, ale by�a to ta sama melodyjka. I m�wi�em sobie: �Ach, gdybym wtedy zata�czy�!� Par� miesi�cy p�niej, wracaj�c z Maroka, spotka�em go w Dolinie Kr�la, gdy siedzia� pod wiejskim ko�cio�em. Wygl�da� na tak bardzo rozbitego! G��d? Zm�czenie? �a�oba? Zgubi� sw�j flet, czy te� po prostu straci� ochot� do grania? Wyci�gn�� do mnie otwarte d�onie. My�l�c, ze prosi o ja�mu�n�, wsun��em mu par� monet. I znowu jego oczy okry�y si� mg��: �O nie, nie chodzi mi o twoje pieni�dze!� Czego wi�c chcia�? �ebym go wzi�� do siebie? Ale czego� takiego jak �u siebie� nigdzie ju� nie mia�em! On pewnie tak�e nie! Poda� mi ga��zk� ja�owca z trzema z�otymi kwiatami (chyba ju� ostatnimi tego roku): � To dla ciebie! Cisn��em kwiat do rowu. I tak od tego dnia, im d�u�ej podr�owa�em, tym cz�ciej jego twarz stawa�a mi przed oczyma. Nie da si� zapomnie� tych wielkich OCZU pe�nych �miechu, wnikn�y we mnie, B�g jeden wie, przez jak� szczelin�! Cz�sto spostrzega�em go z daleka, na rozstajach dr�g, gdzie mia�em zdecydowa�, w jakim kierunku i�� dalej. Przy�pieszaj�c kroku obiera�em drog� na prze�aj. Chcia� i�� za mn� czy te� mia� zamiar mnie wyprzedzi�? Ba�em si�, �eby mnie nie dogoni�. A jednak, to dziwne, im bardziej stara�em si� od niego odczepi�, tym wi�ksz� mia�em ochot�, by go znowu zobaczy�. Ot, tak, po prostu, �eby sobie troch� porozmawia�. Gdy zapada�y zimowe wieczory i nie otwiera�y si� przede mn� �adne drzwi, nic nie pomaga�o udawanie. M�wi�em sobie w�wczas: �Z pewno�ci� �atwiej jest do�owa� we dw�ch�. Jak wygl�da� m�j ma�y grajek? Jak�e go opisa�? Nigdzie nie widzia�em kogo� takiego jak on. Prosi�em wielu przyjaci�, �eby mi go narysowali, ale �aden rysunek nie by� udany. Nawet te, kt�re umieszczam tutaj, s� dalekie od rzeczywisto�ci! Kiedy si� go raz zobaczy�o... By� z pewno�ci� przybyszem. W Zawiejach, w Doli- nie nikt nie by� do niego podobny. Oczy lekko sko�ne, czo�o szerokie, sylwetka wysmuk�a, cera ogorza�a (w ci�g�ych w�dr�wkach?), przypomina� mi m�odych Berber�w, a raczej pi�kne dzieci �ydowskie, kt�re spotyka�em dawniej na kresach Maghrebu. Wygl�da� jak kto� z bardzo biednego �rodowiska. R�ce stwardnia�e, jakby od dawna obrabia�y drewno. Szerokie czerwone poncho si�ga�o mu prawie do ko- stek. G�ow� okrywa� cz�sto kapturem. Przez pier� przewieszona torba z plecionego sznurka. Na przegubie d�oni nie mia� zegarka, lecz rodzaj sznurka z czarnej we�ny, z du�� ilo�ci� supe�k�w. Od czasu do czasu przesuwa� je w palcach. Nie spos�b okre�li�, ile mia� lat. Oko�o trzydziestu? Rysy twarzy silnie wy��obione, musia� cz�sto zmaga� si� z przeciwno�ciami, przeby� wiele d�ugich i ci�kich do�wiadcze�. Ale jaka� �agodno�� nadawa�a jego twarzy wyraz trudnej do okre�lenia czu�o�ci. A przede wszystkim oczy! Jego oczy! Nigdy, nigdy nikt na mnie w ten spos�b nie patrzy�. Na pocz�tku cz�sto je spuszcza�, tak �e ledwo je widzia�em. Ba� si�, �e wprawi mnie w zak�opotanie? Musz� przyzna�, �e mia� racj�. No i ten wyraz twarzy zawsze zdziwiony, tak jakby musia� si� jeszcze wszystkiego nauczy�, jakby wszystko by�o zawsze nowe. B�yszcza�o w nich pragnienie podzielenia si� jakim� szczeg�lnym odkryciem. Wygl�da� wtedy dok�adnie na dwana�cie wiosen. Oczy dziecka, ogromne, wi�ksze od twarzy, roz�wietlone przez nag�y u�miech. Tak g��bokie, �e a� ciemne, przypomina�y g�rskie jeziora. P�yn�a z nich jednak taka jasno��, �e twarz by�a jakby prze�wietlona. Jak to powiedzie�? Tak jakby to, co w �rodku, przebija�o na zewn�trz. Oczy te wnika�y w ciebie tak g��boko, tak bardzo g��boko... Nie m�g�bym d�ugo wytrzyma� ich spojrzenia... A sk�d bra� si� u niego ten kr�lewski spos�b bycia? Co� w nim umyka�o mi. Ze wszystkich stron okrywa� go jakby p�aszcz niewinno�ci, by�a to jednak niewinno�� bolesna. Sk�d m�g� pochodzi�? Wyobra�a�em sobie jaki� tajemniczy kraj, rodzaj pustyni, kt�rego Europejczycy by� mo�e nigdy nie zg��bi�, nigdy nie wyzyskaj�. Ale wr��my do tego poranka Bo�ego Narodzenia. Sta� przede mn� z lekko rozwartymi ramionami. Ba� si�, �e mnie przestraszy? Nie �mia� post�pi� ani kroku dalej, czy�by oczekiwa� tego ode mnie? Wszystko w nim zdawa�o si� m�wi�: �Ale� tak, to ja!�! Po chwili zaryzykowa�: � Wiesz, m�g�bym ci towarzyszy�, pokaza� r�ne skr�ty, miejsca na nocleg, pozna� ci� z paroma przyjaci�mi... Czu�em, �e chodzi mu nie tyle o to, �eby mnie popro- wadzi�, ile �eby troch� ze mn� poby�. Ale w�wczas powiedzia�em sobie: �Chce mn� zaw�adn��? Podejrzane!� Nigdy nie by�em kochany. Nie chcia�em tego. Kocha�, czy to nie znaczy by� zale�nym? A poza tym, je�li si� zgodz�, to czy uda mi si� go kiedykolwiek pozby�? Po co si� miesza do moich spraw? Odpali�em dosy� gwa�townie: Odbi�o ci? Musia�em ci�gle gra� mocniejszego. Ze strachu przed wszystkim i przed wszystkimi by�em �wietnie opancerzony: zbroja ze stali! Ani jednej szczeliny, przez kt�r� mo�na by mnie dosi�gn��. Pos�ugiwa�em si� ironi�, by odparowa� wszelki atak. Strzeli� go w mord�?. Nadstawi�by mi drugi policzek... i �lad mojej r�ki pozosta�by na zawsze. Po d�ugim milczeniu odezwa� si� ponownie: Dlaczego? Dla czego? Nie wiedz�c, jak si� wykr�ci�, wypali�em z g�upia frant: Jak chcesz, �ebym poszed� z zaka�on� nog�? Ale ja mog� ci� wyleczy�. Za kogo mnie masz? Za �ebraka? My�lisz, �e jest mi �le? Sam si� z tego wyci�gn�! Dzi�kuj�! Boli mnie, gdy widz�, jak bardzo jeste� poraniony. A twoje oczy - wiecznie zgaszone! Chcia�bym, �eby by�y pe�ne s�o�ca! Moje s�o�ce umar�o! A zmarszczki na czole, zdajesz sobie spraw�? Tak szybko! Twoje serce musi gdzie� mie� szramy. Twarz jest odbiciem serca. Masz tyle lat co twoje serce. Czy on tak�e uwa�a�, �e doszed�em do jesieni �ycia? Umilk� na chwil�, jakby zastanawiaj�c si�, czy nie powiedzia� ju� za wiele. W jego oczach malowa�o si� oczekiwanie, zabarwione niemal�e niepokojem: �Zrozumie wreszcie, czy te� zn�w zrobi unik?� Na moim podkoszulku: �Bom to loose�. � To nieprawda! Nie urodzi�e� si�, �eby przegra�! Ale by �ycie w tobie zwyci�a�o wszelk� �mier�. Urodzi�e� si�, aby �y�, �y�, �y�! � �y�, co to znaczy? � By� pijanym mi�o�ci�. � To, czego chc�, to mi�o�� bez przepa�ci... � Znam szcz�cie, kt�re nie ga�nie z poz� sobotniego wieczoru. � To niemo�liwe! � Nie chcesz zobaczy�, gdzie mieszkam? I oto jedziemy stopem. Jak�e wielu, wczepionych w kierownic�, przygl�da si� nam i dodaje gazu! Wreszcie jaka� ci�ar�wka. Fajnie, zatrzymuje si�! Wpychamy si� do szoferki obok dw�ch m�odych kierowc�w. Mimo wibracji szesnastu ton, co� jakby pok�j przenika powietrze. Na tablicy rozdzielczej wizerunek kobiety, m�odej, w niebieskim p�aszczu w gwiazdy, z dzieckiem w ramionach. Ma szram� na policzku... Stefan: � Jedziemy do Warszawy. Tysi�ce dzieci nie jada tam do syta. Chcieli�my przyjecha� na Bo�e Narodzenie, ale administracja ci�gle podstawia�a nam nog�. Ten transport przygotowa�a grupa m�odzie�y. Ca�e miesi�ce chodzenia od drzwi do drzwi, zbierania �ywno�ci i ubra�. Dzieci robi�y �wieczki i sprzedawa�y je, �eby kupi� lekarstwa. Jedna dziewczynka z Etiopii, sierota, da�a ca�� swoj� skarbonk�. Jacy jeste�my szcz�liwi, �e mo�emy przekazywa� �ycie! �ycie to jest to! Bernard: � Pracowa�em w szpitalu dla tr�dowatych w p�nocnym Kamerunie. By�a to szko�a rado�ci! Robert, umieraj�c, powiedzia� mi: �Zobaczy� Boga to jest Szcz�cie� Mia� dwadzie�cia cztery lata, rozumiesz? Ale po co to wszystko! Kropla wody w oceanie n�dzy! Stefan: � Nie! Iskra! Wystarczy, aby wybuch� po- �ar! Zacz��em wspomina� zesz�oroczne lato - ani ja�owiec, ani lawenda nie zakwit�y. Po�ar wszystko spopieli�. W czarnej trawie pozosta�y tylko bia�e kamienie. Jednak, to dziwne, ogie� ujawni� wszystkie �cie�ki, od dawna zatarte... Jak odnale�� zagubione �cie�ki serca? Po co je odnale��? Czy potrzebny jest ogie�? jaki ogie�? NOC PIERWSZA Po dwudziestu kilometrach skrzy�owanie: � �witanie, to t�dy. Wysadzaj� nas na poboczu. Przechodzimy przez tartak. Wspinamy si� pod g�r�. Post�j na kanapki, kt�re da� nam Stefan. Szukaj�c scyzoryka natrafiam na list Sylwii. Otwieram go gor�czkowo i czytam p�g�osem. On jest obok mnie. Mo�e wszystko us�ysze�. Od czasu do czasu przygl�dam mu si� ukradkiem. Zamyka oczy.. �...�ycie? Co to znaczy? To znaczy co� dla tych, kt�rym si� uda�o - szcz�cie, fart, a dla reszty, dla spisanych na straty - bana�. To tak ju� jest, jedni si� rodz� pod szcz�liw� gwiazd�, a inni nie. Nic si� na to nie poradzi, �lepy traf i tyle! �mier�? Co to znaczy? To znaczy co� dla tych, kt�- rym si� uda�o: Strach przez du�e S, maj� przed ni� okropnego pietra (co mnie zreszt� bardzo �mieszy), a dla innych, dla spisanych na straty - to ju� mniej ba- nalne, na pewno jakie� rozwi�zanie. To prawda, tak sobie w�a�nie my�l� rano, kiedy czuj� si� zawiedziona, �e s�o�ce zn�w wzesz�o, i m�wi� sobie, �e je�li �mier� chce wej�� do mnie, do mojego domu, otworz� jej szeroko drzwi. To ju� wiele tygodni, wiele miesi�cy jak o niej my�l�, jak jej pragn�, jak na ni� czekam. Ale od ci�g�ego wpatrywania si� w horyzont, na kt�rym nic nie wida� przychodzi mi my�l, �eby zwin�� manatki i wyj�� �WITANIE jej naprzeciw. W ko�cu tak jest szybciej, no i przecie� nietrudno j� znale��, istnieje tysi�c dr�g. Na razie to tylko my�l, bo jeszcze nawet nie wyruszy�am w drog� i nie zwin�am swoich manatk�w. Jednak my�l� o tym i za ka�dym razem, gdy cierpienie zadaje jeden cios wi�cej w moje rany, p�ynie krew krzywdy i buntu, pot�guj�c pragnienie �mierci. �ycie, a raczej czas, wy��obi�o w moim sercu jak ude- rzeniami d�uta niezatarte s�owa: STRACH PUSTKA, NIENAWI��, NIC. .. i wiele podobnych. To s�owa proste, bez wi�kszego znaczenia, kiedy widzi si� je ot tak, czarno na bia�ym. Jednak s� straszne, kiedy si� je prze�ywa, kiedy trzeba je znosi�. Boj� si� jutra. Jakie upokorzenia b�d� jeszcze musia�a znie��? Z jak� samotno�ci� b�d� si� jeszcze musia�a zmierzy�? Czy jutro b�dzie gorsze ni� dzisiaj? Albo czy b�dzie lepsze? BOJ� SI�. Kiedy dla nikogo si� nie liczysz, kiedy nikt nie ma do ciebie zaufania, kiedy masz rodzic�w, kt�rych uwa- �asz za mocnych, a okazuje si�, �e s� s�absi �d ciebie... kiedy masz ojca kruchego jak gliniana doniczka, kiedy twoi rodzice mieszaj� przesz�o�� i tera�niejszo��, kiedy nie masz przyjaci�, kiedy ci�gle kto� ci� obje�d�a, czy to w szkole, czy w domu, kiedy twojej klasie jest wszystko jedno, czy jeste�, czy ci� nie ma, kiedy �adne czu�e spojrzenie nie spotka si� z twoim, kiedy rzucasz wezwania SOS, kt�re spadaj� ci na nos, bo nikt nie chce ich pochwyci�, kiedy nie ma si� na czym oprze�... wtedy wzbiera rozpacz, kt�ra ci� poch�ania. Przy ka�dym niepowodzeniu, przy ka�dym upokorzeniu, pustce, kolejna kropla rozpaczy do��cza do pozosta�ych, by ci� zatopi�. Ale to nie ja wybra�am sobie �ycie! To nie ja powie- dzia�am: �Chc� si� urodzi�!� A wi�c dlaczego? Dlaczego mimo wszystko �yj�? Dlaczego, kiedy przestaj� oddy- cha�, po chwili odruch nad kt�rym nie panuj�, ka�e mi nabra� powietrza? Dlaczego �ycie jest chwilami takie uporczywe i dlaczego jest takie okrutne, takie pod�e? Dlaczego �wiat jest tak bardzo zepsuty? Dlaczego trudno jest zrobi� sobie miejsce na ziemi i dlaczego mi si� to nie udaje? Dlaczego potrzebuj� czu�, �e jestem kochana, NIE- ZB�DNA, i dlaczego tego nie czuj�? I dlaczego wszystkie te pytania bez odpowiedzi? Mam nadziej�, �e mi szybko odpowiesz. Czekam z niecierpliwo�ci�...� A on, jak to przyjmuje? Widz�, jak siedzi z g�ow� opart� na kolanach. Czy�by p�aka�? Po bardzo d�ugim milczeniu: Ona jest NIEZB�DNA. Ona jest �wiat�em. Jest kto�, kto nie mo�e si� bez niej obej��. Moja Sylwia, a wi�c do tego dosz�a! A ja chcia�em si� na niej oprze�! Marzy�em, �eby uczyni� j� szcz�liw�! Chcia�bym spotka� twoj� Sylwie! Ile ma lat? Czterna�cie! Co jej odpiszesz? Jej pytania, one wszystkie s� moje... Par� minut wahania i skacz� na g��bok� wod�: Czy mog� ci co� powiedzie�?... To dla mnie zbyt ci�kie. Spodziewa si� dziecka... z kim� innym! Mo�e od dw�ch miesi�cy? Jak mo�e da� �ycie, je�li nie wie nawet, po co �y�? Nigdy nie daruj� temu facetowi! J� kocham nadal, ale dzieciak b�dzie musia� znikn��! I to szybko! Rozmow� przerywa brutalnie banda ch�opak�w, zje�- d�aj�cych z g�ry na charcz�cych motorach Wychodzimy na spokojn� polan�. �wietnie, opuszczona stodo�a! Chronimy si� w niej przed lodowatym, p�nocno-zachodnim wiatrem. Zm�czenie czy zaka�enie? Powoli daj� si� oswoi�. Intryguje mnie. Raz na zawsze dowiedzie� si�, z kim mam do czynienia. Rzucam wreszcie pytanie, kt�re pali mi wargi: � Kim ty w�a�ciwie jeste�? � Och, to d�uga historia... Jestem pasterzem, to m�j zaw�d, i lubi� go. � A twoje stado, gdzie ono jest? � Na hali w�uczykij�w,. Kt�rego� dnia zerwa�a si� tam straszna burza. Dziesi�tki owiec zosta�o ra�onych piorunem. Na domiar z�ego, psy wywo�a�y pop�och. Niekt�re owce wpad�y do jaru, inne si� porani�y . Prawdziwa kl�ska. Nie m�wi�c ju� o z�odziejach stad, kt�rzy wyko- rzystuj� nawa�nice. Trzeba by�o szybko dzia�a�. Tata powiedzia� mi: �S�uchaj, m�j ma�y, jeste� jeszcze m�ody, ale nie mam nikogo opr�cz ciebie. R�b, co chcesz,, odszukaj je wszystkie. To b�dzie ci�kie. B�dziesz potrzebowa� du�o czasu, ale to twoje zadanie. Niech owczarnia b�dzie zape�niona! Id� wiec, m�j ma�y, nie bierz nic ze sob�, �eby� m�g� biega�. Powiedzia� mi jeszcze mn�stwo innych rzeczy, ale to pozostanie mi�dzy nami (musisz wiedzie�, �e jestem Jego jedynym synem). No i wyruszy�em w drog�, ot tak, bez niczego. I zacz��em szuka� przez wszystkie czasy, we dnie i w nocy. Kiedy ju� nie mam si�y, kiedy chcia�bym si� zatrzyma�, my�l� o Nim. Gdyby� wiedzia�, jakie to �wi�to, ilekro� Mu przyprowadz� par� owiec! Zupe�ne szale�stwo! Jak na uczcie weselnej! � Nie�le si� poharata�e�! � Bez ustanku szuka�em jednej owcy, jednej jedynej. Mia�em wra�enie, �e ucieka, gdy tylko mnie spostrze�e. Trzeba by�o si� spieszy�. O tej porze roku noc zapada szybko. Tutaj z byle powodu mo�na upa�� i skr�ci� sobie kostk�. Jednak krwawi�c, ucz� si� leczy� innych. � Je�li dobrze zrozumia�em, to zostawi�e� reszt� stada tak po prostu, bez pasterza? � Co chcesz, na tej jednej owcy Ojcu zale�y jak na �renicy oka. Dla Niego liczy si� tylko ona. Co �a cios, gdybym jej nie odnalaz�! � I jeszcze jej nie odnalaz�e�? � Ona si� boi, �e j� odszukam. � A ja, czy m�g�bym pom�c ci j� odnale��? � Jeszcze jak! Co wi�cej, tylko ty mo�esz mi pom�c. Bez ciebie nigdy jej nie odnajd�. � Mo�na by spr�bowa� jutro. � Ojcu si� spieszy, wiesz? A poza tym do jutra mog�aby sobie zrobi� co� z�ego. � Wygl�dasz na zmordowanego! Odpocznij tej nocy. � Moim odpoczynkiem jest mie� j� tu, na ramieniu. � Czy twoje zwierz�ta maj� imiona? � Ka�dej nada�em imi�. � A ta, kt�rej dzisiaj szukasz, jak si� nazywa? Odnios�em wra�enie, �e si� waha. Milczenie pog��bia�o si�. A potem jedno jedyne s�owo: � Emanuel Elektrowstrz�s! Grom z jasnego nieba! Moje w�asne imi�? Sk�d je zna�? Nikt mi go jeszcze nie powiedzia� w ten spos�b, tak jak si� wyjawia sekret. Jakbym s�ysza� je po raz pierwszy! Jeszcze �agodniej powt�rzy�: � E-ma-nu-el! Tego by�o za wiele! Co� p�k�o w jakim� zakamarku serca. W jednej chwili zosta� rozbity m�j pot�ny sys- tem samoobrony! Wygl�da� na tak s�abego, �e ja r�wnie� poczu�em si� s�aby, zupe�nie s�aby. Jak mog�em d�u�ej os�ania� si� przed dzieckiem, kt�rego jedyn� broni�, aby mnie zwyci�y�, by�o moje imi�! Jak dalej odgrywa� moje ma�e wewn�trzne kino? Jak jeszcze ok�amywa� samego siebie? � Wiesz, znam ci� ju� od dawna! Pozna�em ci� na d�ugo przed tym dniem na rynku w Zawiejach... Na pla�y w sztormie-�wi�tego-Jana, pewnej nocy, pami�tasz? S�ucha�em, jak �piewa�e� ,,Niewinno�ci, zgubi�em ciebie�. Ksi�yc znaczy� fale srebrn� smug�. Siedzia�em pod figowcem i my�la�em: ,, To do mnie si� zwraca. Ale o tym nie wie�. Od tamtej nocy ci�gle n�ka�o mnie twoje spojrzenie. ilekro� zamyka�em oczy, widzia�em twoje. Tak wi�c czeka� na t� chwil� od lat! Od lat my�la� o mnie! Stoj�c za ciernistymi zaro�lami wypatrywa� mnie dniem i noc�, m�wi�c sobie za ka�dym odg�osem krok�w: �To on!� Jak si� jeszcze upiera�, �e niczego i nikogo nie potrzebuj�, kiedy on nie m�g� si� beze mnie obej��? Jak dzieciak wybuchn��em p�aczem. Gdzie� pu�ci�a jaka� tama: �zy, zbyt d�ugo t�umione, p�yn�y, p�yn�y... �zy inne ni� zwykle! Od tylu lat na nie czeka�em... Podni�s� si� teraz. Nic nie m�wi�c, z jakim� niewzru- szonym majestatem, pokaza� mi swoje r�ce. Spostrze g�em na nich rozleg�e rany. Musia�y bardzo krwawi�. Na stopach, mi�dzy rzemieniami sanda��w, te same dziwne okaleczenia. Spoza rozdartego poncha wida� by�o niemal rozorane rami�. Pokazywa� mi te rany, jakby nie m�g� znale�� nic innego, by mnie uspokoi�. Nic innego, by mi powiedzie�, kim jest. Tak jak si� pokazuje dow�d osobisty. Czy to szukaj�c mnie tak si� pokaleczy�? Czy rany rozszerza�y si� za ka�dym razem, gdy przed nim ucieka�em? Na czole zauwa�y�em �lady uderzenia o flipper. To ja go przewr�ci�em! A je�eli go tak zrani�em, to czy sam nie by�em poraniony? W swoim sercu, tak jak on w swoim ciele? Wszystkie te pytania oraz wiele innych uderza�o o siebie z ogromn� pr�dko�ci�, jak kamyki w rw�cym potoku. � Tak, owc�, bez kt�rej Ojciec nie mo�e spa� spokojnie, jeste� ty! � Ale ja nie jestem �adn� owc�! � Je�li nie masz gdzie sk�oni� g�owy, je�li zgubi�e� swoj� gwiazd� polarn�, je�li zapomnia�e� o �cie�ce swego serca, je�li nie znasz ju� swego imienia, je�li twoja rodzina ci� odrzuci�a, to tak, to jeste� t�, kt�rej szuka Mi�o��. � �mieszny jest ten tw�j ojciec! � On jest w�a�nie taki! Ma do ciebie s�abo��! A w takich wypadkach nic nie jest zbyt pi�kne... Jest bardzo mocny, ale ma jeden s�aby punkt: ilekro� cierpisz, On cierpi razem z tob�. � Tak jak El�bieta, ze swoim upo�ledzonym dzieckiem... � Gdyby� wiedzia�, co m�wisz! Im bardziej nie by�e� w stanie sam sobie poradzi�, tym bardziej On nie m�g� odm�wi�, bym przyszed� ci� uleczy�. By�em dla Niego wszystkim. Jak�e lubi� na mnie spogl�da�! Nigdy si� tym nie nu�y�. I pewnego dnia zgodzi� si�, abym Go opu�ci� i przyszed� ci� piel�gnowa�. Gdy jeste� sam, On jest biedny, bardzo biedny. Rozumiesz? � A gdybym ci wpakowa� kul� w �eb, co by zrobi�? � Wypuszczaj�c mnie w drog�, podj�� wszelkie ryzyko. Siedzia�em obok niego, zatopiony w my�lach. Nagle spomi�dzy dw�ch ga��zi wyp�yn�� promie� ksi�yca i spocz�� mu na d�oniach. Ale... Te rany na r�kach, sk�d je masz? Zadali mi je przyjaciele. Przyjaciele? � Tak. To jest dla mnie do�� szczeg�lne. Trudne do wyt�umaczenia: to dlatego, �e mnie zranili, uczyni�em z nich przyjaci�, a nawet o wiele wi�cej: braci. P�niej to zrozumiesz. � W jaki spos�b tak ci� skrzywdzili? � Pewnego dnia ludzie pochwycili mnie i ubiczowali, Bali si�, �e dalej b�d� gra� na flecie... Ubodzy tak bardzo lubili przychodzi� mnie s�ucha�, �e gdybym nie przesta�, staliby si� wkr�tce jednym ludem. Ludem szcz�liwym, gdy� na wzg�rzach �piewa�em tylko jedno: ,, Szcz�cie! Szcz�cie! Szcz�cie!� I zewsz�d pr�ybiegali, spragnieni szcz�cia... Od tak dawna ju� czekali! � No i?... � Przywi�zali mnie do drzewa, na wzg�rzu. Wbili w moje r�ce du�e gwo�dzie, by mie� pewno��, �e ju� nie b�d� mog�y uzdrawia�. Ale przywi�zany do drzewa, i do tego przybity gwo�dziami, powiniene� by� umrze�? Tak w�a�nie si� s�a�o. Przeszed�em przez �mier�, przez twoj� �mier�...! A wi�c w jaki spos�b jeste� tu dzisiaj? W�a�nie to wam jest tak trudno zrozumie�! Pos�uchaj. Nast�pnej nocy Ojciec przyszed� po cichu. Wszed� do groty, gdzie mnie z�o�ono. Pochyli� si� nade mn�. Tchn�� w moje usta, tak jak si� to robi z topielcem. Wzi�� mnie za r�k�, a ja wsta�em. Potem poszed�em spotka� tych, kt�rych zostawi�em, tam gdzie p�akali - w ogrodzie, na strychu, na drodze... I oyto jestem dzisiaj tu, na twojej drodze... Ale do czego zmierzasz? Emanuelu, czy zgodzisz si�, �ebym ci� przyprowadzi� z powrotem do nas, to znaczy, do ciebie? A je�eli odm�wi�? C�! Zostawi� ci� raz jeszcze, tak jak w Zawiejach, jak w Dolinie, jak w Z�ej �mierci... Nie lubi� d�ugo stuka� do jednych drzwi... Daleko jest twoja owczarnia? Du�o bardziej na wsch�d. St�d trzeba i�� przez �wietlisty Krzy�, a potem wspi�� si� w kierunku wschodz�cego s�o�ca. A jak si� nazywa miejsce, sk�d pochodzisz? Rado�ci. Dojdziemy tam kt�rego� dnia. Ale po d�ugiej w�dr�wce. Najpierw trzeba postawi� na nogi zwierz�ta. Niedaleko st�d jest popas. Pozna�em tam wielu przyjaci�. Pomagaj� mi leczy� owce. Pokaza�em im, jak si� do tego zabra�. Rozmawiali�my ju� do�� d�ugo, musia�o by� oko�o p�nocy. Lekka mg�a unosi�a si� znad doliny, wioski ton� w niej. W dole jednak nieliczne �wiat�a domostw rozja�nia�y j� swym blaskiem. Nagle u�wiadomi�em sobie, �e nie wiem, jak go nazywa�. Musz� ci� kocha� imieniem, kt�re jest tylko twoje. Nie zostawisz mnie, zanim mi go nie zdradzisz. Zawsze si� troch� boj� je wyjawi�, p�ki nie zap�onie iskra. Moje imi� jest tak pi�kne w ustach Ojca, �e serce Mu si� �ciska, gdy s�yszy, jak si� je wymawia byle jak. Ale zacz�li�my by� przyjaci�mi, masz prawo do mojego imienia. Ojciec chcia� najpierw mnie nazwa� Emanuel. O! tak jak ja! A wi�c mamy to samo imi�? To samo. To ja pierwszy je otrzyma�em. Dlaczego tw�j ojciec si� waha�? S�dzi�, �e nie jest dosy� wymowne. I pewnego dnia wymy�li� inne: ,, Emanuelu, od dzisiaj b�dziesz JESZUA �. Co to znaczy? Ten, kt�ry przychodzi uzdrawia�. Wy m�wicie chyba.. .JEZUS. Jezus! A wi�c to On! Naprawd� On? Jak to mo�liwe? Tyle razy mi o Nim m�wiono! Powy�ej dziurek w nosie! Ju� mama zacz�a: �Nie r�b tego, Bozia ci� uka�e!� Obrzyd� mi. W szkole, gdzie wkuwali�my regu�ki na pami��, �eby zdoby� punkty, zacz�� mi si� myli� z nauczycielk�. W�cieka�a si� o byle co. Potem wyobrazi�em Go sobie na kszta�t Jezusa-Chrystusa-Super-Star, a� nagle dzisiaj co� zupe�nie, ale to zupe�nie innego! Musz� przyzna�, �e pewnego razu, gdy przechodzi�em przez Dzielnic� �aci�sk�, zaskoczy�a mnie grupa m�odych ludzi. Siedzieli w kr�gu na chodniku i zdawali si� rozmawia� z kim� spo�r�d siebie, ale z kim? �Do- brze jest nam by� z Tob� tego wieczoru. Dzi�kuj� Ci, �e dajesz nam braci. Dotknij serca tych, kt�rzy przechodz� obok nas...� S�owa zupe�nie proste... Pomy�la�em sobie wtedy: �Mo�e to w�a�nie jest modlitwa?� Pod koniec zaczepili mnie: �Trzeba, �eby� rozpocz�� od nowa swoje �ycie. Mieszkamy na Wyspie Kr�- lowej razem z Cyganami. Wpadnij do nas, jak b�dziesz chcia�. Zobaczysz wozy, zaraz za zabudowaniami. Je�li b�dziemy jeszcze w pracy, to wejd�, nie ma ani zamka, ani klucza. Czuj si� jak u siebie�. Boj�c si�, �e wpadn� w jak�� sekt�, spanikowa�em. To prawda, �e wygl�dali na troch� stukni�tych, chocia� nie byli agresywni. Ich spos�b m�wienia o Jezusie - jak zakochani. No, a przede wszystkim wygl�dali na szcz�liwych, i to nie by�y zgrywy! Co mi utkwi�o w pami�ci - ich �piew przy gitarze. Jedna ze zwrotek wr�ci�a do mnie w�a�nie zesz�ej nocy: �Stoisz pod drzwiami, i ci�gle pukasz, Chc� Ci otworzy�, by podzieli� si� chlebem. Mego �ycia ju� nie ma. Potrzebuj� Ciebie. Otw�rz mi, m�j Kr�lu, gin� bez Ciebie!� I teraz On. Naprawd� On! To On do mnie m�wi�. To On mnie s�ucha�. To On mnie dotyka�. To On mnie... kocha�! Rozumiesz! Nigdy, przenigdy bym Go sobie takim nie wyobrazi�. Nic wsp�lnego z kinow� pi�kno�ci� Jezusa z Nazaretu, kt�rego grali na naszych ekranach. Przypomina� mi najbardziej �ukasza, najm�odszego z grupy modl�cej si� na chodniku. Twarz mia� pe�n� tak �agodnego �wiat�a, �e w Zawiejach my�la�em, �e ma�y flecista, to On. Ale wr��my do �witania. D�ugo, d�ugo trwali�my tak, patrz�c na siebie, w ciszy. A potem odwa�y�em si�: Ale je�eli Jezus to naprawd� Ty, to dlaczego wy- gl�dasz jak zagubione dziecko? Musisz mie� chyba przyjaci�? � Dla mnie ka�dy jest jedyny na �wiecie, tak jakbym tylko przez niego m�g� by� kochany, A wi�c, kiedy mnie tego pozbawia... nie mam potrzebnej mi mi�o�ci. � No to musisz by� strasznie �le kochany: nikt nie odda� wszystkiego, tak jak Ty... i nikt nie jest tak wzgardzony... Chcia� mi jeszcze co� powiedzie�, czy o co� zapyta�? Ruchem r�ki daj� Mu znak, by zaczeka� chwil�, abym m�g� si� przyzwyczai� do Jego imienia. W oddali pianie koguta rozrywa cisz�. Ju�! Niech noc trwa w niesko�czono��! By� tutaj z Nim, tylko z Nim, jak to dobrze! Co znaczy ch��d i ciemno��, g��d i senno��? Co zna- czy wczoraj i jutro? Ju� nic si� nie liczy, tylko moje imi� w Jego oczach. Jego imi� w moich. Ju� nie jestem sam. Noc ju� nie jest noc�. DZIE� DRUGI Poranna mg�a unosi si� nad dolin�. Z chwili na chwil� nabrzmiewa �wiat�em, w ten sam nie�mia�y spos�b, w jaki s�o�ce wita najbardziej odleg�e zak�tki zimy. Tak w�a�nie �wiat�o Jego oczu wzesz�o w mojej nocy. Oddala si� troch� w stron� lasu otwieraj�cego si� na dolin�. Mo�e chce, by ostatnie wydarzenia uciszy�y si� na dnie mego serca? Oto stoi pod star� lip� - wyprostowany, z r�koma wzniesionymi, twarz� zwr�con� ku rodz�cej si� jasno�ci, kt�ra czyni Jego oblicze jeszcze bardziej przejrzystym. Wydaje si� m�odszy ni� wczorajszego wieczoru. Pozwala si� ogarn�� temu �wie�emu i nowemu �wiat�u, jakby go nigdy nie widzia�. A �wiat zdaje si� zawieszony na Jego spojrzeniu... Ja, znieruchomia�y, bez s�owa, patrz�, jak On patrzy. Widzia�em ju� wszystko - czy umiem jeszcze patrze�? Podchodz�, by lepiej zobaczy�, co Go tak fascynuje. S�ysz�c chrz�st oszronionych li�ci, odwraca si� i ruchem r�ki daje mi znak, bym si� zatrzyma�. U mych st�p tysi�ce gwiazd: w wysokiej trawie, na paj�czynach s�o�ce igra teraz z ros�. � Nie niszcz tych arcydzie�! Wszystko to, co ci si� wydawa�o w twoim �yciu szare, smutne i brudne, zaja�nieje per�ami, gdy spojrzysz od strony wschodz�cego s�o�ca. MI�OCHWALE Czy mia� na my�li swoje spojrzenie, rzucaj�ce okruchy �wiat�a na najn�dzniejsz obszary mojego �ycia? Tak jakby mnie widzia� nie takim, jakim by�em wczoraj, lecz jakim b�d� jutro? Przypatrywa� mi si� w przysz�o�ci... Wtem brutalny krzyk syren. Wyj�, rozdzieraj� cisz�. Oszala�e �anie uciekaj�, r�wnaj�c z ziemi� stodo��. M�czy�ni, wyposa�eni w pi�y, s� ju� na miejscu. Sosny, buki, modrzewie, lipy... nic si� nie ostoi, bez wzgl�du na wiek! Padaj� ci�ko, niczym rozstrzeliwani skaza�cy, wydaj�c przeci�g�y j�k. S� �wiartowane �ywcem! Ludob�jstwo! Ogromne maszyny rozpruwaj� wzg�rze. Poprzedniego dnia pochwyci�em przypadkowo na drodze rozmow� dw�ch wie�niak�w: � M�wi�, �e to parcelacja gruntu, ma powsta� o�rodek narciarski. To du�o przynosi. Nie pytaj� nas o zdanie. Przyjdzie nam si� st�d wynie��!� Podminowane ska�y rozpadaj� si� w kawa�ki. Jego dolina, Jego rozkoszna dolina jednym polem bitwy! Wpierw j� zgwa�cili, a teraz j� morduj� na Jego oczach. Ju� ze wszystkich stron krwawi! Tak wi�c jedyna rzecz na �wiecie, kt�ra by�a jeszcze dla mnie pi�kna - natura, przestanie istnie�! Wr�ble ju� nigdy nie b�d� mia�y z czego uwi� sobie gniazda. Czy �wiat�o b�dzie jeszcze �wiat�em? Czy niebo pozostanie niebieskie? A deszcz wierny um�wionym spotkaniom? Czy pory roku b�d� umia�y si� w tym po�apa�? Czy ma�e �r�d�a pozostan� na zawsze przysypane piaskiem? 3 � Zraniony Pasterz Spychacze wyj�, doprowadzaj�c do ko�ca mordercze dzie�o, gdy m�wi� Mu: Chod�my st�d! nie patrzy si� na agoni� pi�kna! Jednak pewnego dnia cierpienie rozbije si� o pi�kno. Podni�s� kij, w�o�y� sanda�y, wsun�� flet za pasek i przerzuci� torb� przez rami�. Ostatnie spojrzenie na polan�: ile� tu si� zdarzy�o! �witanie, z Bogiem! Nigdy nie zapomn� o tobie! Gdy mieli�my ju� odej��, wyci�gn�� z torby ma�� ksi��k�: � Masz, we� j�! Potrzebna ci b�dzie w drodze. Kiedy si� boisz lub wahasz, otwierasz j�: s�uchasz. Zrobi�em, nie bez nieufno�ci, to, o co mnie prosi�. Natrafi�em na s�owa z rozdzia�u zatytu�owanego Tobiasz: �Znam wszystkie drogi. Przeszed�em wszystkie doliny i g�ry, znam wszystkie szlaki. Otw�rz jeszcze raz, �Ja jestem z tob� i b�d� ci� strzeg�, gdziekolwiek si� udasz. A potem sprowadz� ci� do tego kraju. Bo nie opuszcz� ci�, dop�ki nie spe�ni� tego, co ci obiecuj�.�2 � Znajdziesz w tej ksi��ce pie�ni, kt�re sam u�o�y�em. Nazywaj� je psalmami. Dobrze si� w ich rytmie w�druje. S� odpowiednie na ka�d� okazje - gdy p�aczesz, ta�czysz, krzyczysz, gdy si� bawisz. A zw�aszcza gdy kochasz. M�g�by� nauczy� si� ich na pami��. W ka�dej sytuacji b�d� odzywa� si� w twoim sercu. No i... gdyby kiedy� zabrano ci t� ksi��k�... W niekt�rych krajach posiadanie jednego egzemplarza jest niemal zbrodni� przeciwko pa�stwu. ^ob.TobS.lOb. �Zob. Rod� 28,16. A dlaczego jest tak bardzo wywrotowa? � Bo opowiada moje �ycie, wszystko, co robi�em i m�wi�em, co wycierpia�em i co kocha�em. Gdy si� tym �yje, mo�na zmieni� �wiat. No i opr�cz tego to nie jest ksi��ka taka jak inne. Jeszcze dzisiaj m�wi� w niej do ka�dego. Daj mi t� szans�, bym ka�dego dnia m�g� przez ni� m�wi� do ciebie, zgoda? � Zdecydowanym krokiem ruszy� w drog�. Dok�d mnie { w ko�cu zawiedzie? Zacz�� nuci� jeden ze swoich ulubionych utwor�w: �Szcz�liwi, kt�rzy mieszkaj� w domu Twoim, Panie, kt�rzy zachowuj� ufno�� w swoim sercu. Przechodz�c dolin� p�aczu, przemieniaj� j� w �r�d�o. Z mocy w moc wzrasta� b�d�: ujrz� oblicze Boga.� Przy s�owie �B�g� wykrzywiam si�. Nie, nie! To nie B�g, o jakim my�lisz. Nic podobnego! Jest zupe�nie inny. Zrobiono z Niego karykatur�! Z g��bi parowu dochodzi huk wzburzonej wody. Czy daleko jeszcze do Rado�ci? � �eby si� tam dosta�, trzeba przej�� przez strumie�, kt�ry zawsze napawa l�kiem. L�k przed utrat� gruntu, przed porywistym pr�dem? � Je�li zostaniesz ze mn�, b�dziemy razem w czasie tej trudnej przeprawy. Wiem, gdzie jest br�d. A poz tym w przej�ciu przez wody pomaga Mama. Z Ni� jest to �atwiejsze do zniesienia. Na skrzy�owaniu tabliczka: �Obszar chroniony -Park narodowy - Miiochwale�. W pewnej chwili zrywa oset, jeden z tych, co jesieni� zmieniaj� si� w niebieskie gwiazdy. � Wiesz, B�g przyodzia� ci� w szat� jeszcze pi�kniejsz�. Przyrzeknij mi wi�c, �e nigdy nie b�dziesz si� martwi�. Ciesz si� ka�dego dnia z tego, co On ci daje. O dniu wczorajszym my�l tylko po to, by powiedzie�: ,,dzi�kuj�! O jutrzejszym za�: ,, z g�ry dzi�kuj�! Oko�o po�udnia zdaje si� by� u kresu si�. Zapewne na skutek ci�kiego dnia sp�dzonego na szukaniu mnie. Tak jak ja ma p�cherze i idzie z trudem. Nieoczekiwanie ukryta w�r�d wysokiej trawy koleina. Potyka si� i osuwa na ziemi�. Musz� Go podnie��. Nie m�wi ju� nic. Spostrzegam studni� i domy�lam si�, �e nie pogardzi�by kubkiem wody. Rozczarowanie: cembrowina pop�kana, �a�cuch i wiadro przerdzewia�e! Twoja studnia... by�a w�a�nie taka. Ile� razy chcia�em si� z niej napi�! I nie by�o nic, �eby zaczerpn�� wody!* Z pobliskiego miasteczka dobiegaj� trzy uderzenia dzwonu. Zasypia w cieniu oliwnego drzewa. Tak jak wyczerpane, lecz ukojone dziecko. W czyich ramionach spoczywa... ? Ogarnia mnie l�k: czy si� obudzi? Gdyby nie On, co by si� ze mn� sta�o Jednak otwiera oczy. W jednej chwili zrywa si� na r�wne nogi. Omijamy miasteczka. Mo�e chce by� ze mn� sam; tego pierwszego dnia? Chce mi wiele powierzy�. Wyko- rzystuje wszystko, co widzimy, by opowiedzie� mi troch� o sobie, o swoim �yciu, o bliskich. Przechodzimy przez las. Na ka�dej so�nie gniazda g�sienic - ga��zie s� zupe�nie zjedzone. � To straszne, po�eraj� ca�e drzewo, zanim zd��ysz zda� sobie z tego spraw�! Kto taki? Paso�yty twojego serca. A jak z nimi walczy�? � Gdy tylko pojawi si� gniazdo, wyci�� je, spali�, Inaczej ig�a po igle, ga��� po ga��zi, zjedz� wszystko i z twojego drzewa pozostanie szkielet... Oko�o pi�tej po po�udniu napotykamy w szczerym polu budynek szkolny, o ultranowoczesnej architekturze, bez jednego nawet okna! Wychodz� z niego dzieci, Przecieraj� oczy, wydostaj�c si� spod agresywnych uderze� jarzeni�wki na �agodne wieczorne s�o�ce tego niezwyk�ego zak�tka. � Dlaczego pozbawia� dzieci �wiat�a dnia, bez kt�rego rzeczy nie s� ju� tym, czym s� naprawd�? Dlaczego wprowadza� je w b��d tym, co sztuczne? Emanuelu, czy jeste� stworzony dla neon�w, czy dla s�o�ca? Bez prawdy �ycie jest tylko noc�... Jego wzrok zdawa� si� widzie� ka�de dziecko w przy- sz�o�ci i - kto wie? - by� mo�e dla ka�dego z nich t� przysz�o�� rodzi�. Wystarczy�o, by napotka�y Jego spoj- rzenie, a ich ma�e twarze rozja�nia� u�miech. By�o to warte tyle, co wszystkie �dobranoc� �wiata! Mia� praw- dziwy dar wywo�ywania u�miechu w wygas�ych oczach, tak jak si� zapala �wiec�. Przechodzimy obok winnicy. Dw�ch najemnik�w przycina sekatorem sadzonk� po sadzonce. Po Jego twarzy przemyka cie�: � Tyle pracy... K�adzie r�k� na moim ramieniu: � Emanuelu, jeste� zdolny do wielkich i pi�knych rzeczy. Bardzo licz� na ciebie. Te s�owa! Nikt mi ich nigdy nie powiedzia�! Ca�e lata na nie czeka�em. W szkole wbijano mi do g�owy: �Jeste� do niczego!� A On liczy� na mnie! Ja te� wci�� czekam na te s�owa. Tak rzadko ludzie uciekaj� si� do mnie. Boj� si� mnie! Lub te� bior� za dobrodusznego poczciwin�, nieudolnego, s�owem... nieszkodliwego! Albo te� za kogo� w rodzaju super dyktatora sado-masochisty Zapada ju� zmierzch. Czy sp�dzimy t� noc pod go�ym niebem, tak jak poprzedni�? Za kolejnym zakr�tem �cie�ki Jego twarz rozja�nia si�. W oddali, ukryty w�r�d oliwnych drzew, ma�y kamienny domek z r�ow� dach�wk�. � To �piewa�. Nareszcie jeste�my! Nie wida� nikogo, jednak jaki� g�os, przejrzystszy ni� �wiat�o wieczoru, rozlega si� w�r�d ska� zawieszonych nad chat�. S�owa staj� si� coraz ja�niejsz �Ukochany m�j, oto On, oto nadchodzi! Skacze po pag�rkach...� � Jak dobrze jest to us�ysze�, gdy si� wraca po ci�kim dniu. Obok chlebowego pieca, mi�dzy cyprysami, drobna; sylwetka m�odej dziewczyny. Czy przygotowuje pod- p�omyki? Pasterz zatrzymuje si�, po prostu po to, by, na Ni� popatrze�. Nie spodziewa�a si� Go tego wieczoru.. Gdy odchodzi�, czy mo�na by�o przewidzie�! kiedy wr�ci? �� Ale rado��! Tak bar