12467
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12467 |
Rozszerzenie: |
12467 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12467 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12467 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12467 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jacek Ross
�Do zobaczenia pi�� minut temu.�
[email protected]
http://www.jacekr.net
- Panie profesorze ! Prosz� w��czy� holowizor . W wiadomo�ciach na Kanale
Czwartym zacz�� si� w�a�nie materia� o panu i pa�skich badaniach .
G�os asystenta wyrwa� profesora McNailly z popo�udniowej drzemki . Powolnym
ruchem
nacisn�� jeden z przycisk�w na blacie biurka . Po chwili na �rodku dywanu
pojawi� si�
kolorowy snop �wiat�a . Holograficzna prezenterka wiadomo�ci wraz ze swoim
holograficznym rozm�wc� przybli�ali w�a�nie widzom jaki� problem . Profesor
zwi�kszy� si��
g�osu ...
- ... panie profesorze , pa�ski wyk�ad by� bardzo ciekawy . Te zakrzywianie
czasoprzestrzeni ... Ale na koniec zr�bmy ma�e podsumowanie dla widz�w,
kt�rzy nie maj� tytu�u naukowego z fizyki � reporterka za�mia�a si� nieco
sztucznym �miechem � Co wsp�czesna nauka s�dzi o podr�ach w czasie ?
- Jeszcze sto lat temu podr�ami w czasie zajmowali si� g��wnie pisarze
science-
fiction , a zwykli ludzie s�ysz�c o tym pukali si� po g�owie . Teraz jednak
zar�wno ja jak i wi�kszo�� moich koleg�w � fizyk�w uwa�amy , �e
przemieszczanie si� w czasie jest jak najbardziej mo�liwe . Ci�gle jednak
zwi�zane s� z tym pewne trudne kwestie . Pomijaj�c ju� , nie �atwe co prawda ,
ale mo�liwe do rozwi�zania problemy techniczne , pozostaje jeszcze kilka
problem�w teoretycznych ...
- Profesorze ! Prosz� m�wi� ja�niej . Niech pan powie co s�dzi o rewelacjach
prof.
McNailly o tym , �e prawie uda�o mu si� skonstruowa� wehiku� czasu ?
- Przerwa�a mi pani .
- Przepraszam .
- Ot� McNailly to bufon . Prosz� mi wierzy� � to tylko przechwalanie si� ,
kt�rego
�r�d�em jest ura�ona duma niespe�nionego naukowca . My w Instytucie
prowadzimy oczywi�cie badania nad istot� czasu , lecz zanim skonstruujemy
wehiku� , o ile nam to si� w og�le uda , musimy jeszcze szereg problem�w w
tym np. rozwi�za� tzw. paradoks babki , kt�ry ...
- Prosz� jak najpro�ciej wyt�umaczy� widzom na czym polega ten paradoks .
- A wi�c paradoks babki polega na tym , �e ... � Naukowiec zrobi� pauz�
mierz�c
przy tym reporterk� pe�nym wy�szo�ci spojrzeniem , jakby chcia� j� ukara� za
kolejne przerwanie jego uczonego wywodu � ... Nie jest wyja�nione czy i w jaki
spos�b osoba cofaj�ca si� w czasie mo�e wp�yn�� na swoj� (i nie tylko)
przysz�o�� . Najprostszym , cho� troch� brutalnym , przyk�adem jest sytuacja , w
kt�rej podr�nik cofa si� i zabija w�asn� babk� zanim ta urodzi jego matk� . A
skoro nie urodzi si� jego matka , wi�c i on nie m�g� si� urodzi� . Jak wi�c m�g�
wsi��� do wehiku�u i cofn�� si� w czasie ? Albo inny przyk�ad . Za��my , �e
podr�nik cofnie si� tylko o kilka minut wstecz i przeszkodzi sobie samemu w
wej�ciu do wehiku�u . Ale skoro sobie przeszkodzi� to znaczy , �e jednak nie
przeni�s� si� w czasie . Wi�c jak m�g� sobie przeszkodzi� skoro nie wszed� do
wehiku�u ? To niewyt�umaczalny jak dot�d paradoks. My�l� , �e opisa�em go tak
prosto , �e nawet pani zrozumia�a � tu spojrza� znacz�co na reporterk�, po czym
ci�gn�� dalej � Wydaje mi si� , �e McNailly zdaje sobie z tego spraw� , �e
potrzeba jeszcze wielu lat bada� . Najpierw trzeba sprawdzi� czy mo�na
przesun�� w czasie cz�stki elementarne � kwarki , albo elektrony � potem
pojedyncze atomy i je�li si� uda to sprawdzi� jak one wp�ywaj� na w�asn�
przysz�o�� . Dopiero potem mo�na my�le� o ...
- Dzi�kujemy profesorze � reporterka po raz kolejny przerwa�a swemu rozm�wcy
-
To by� prof. Kotajew z Europejskiego Centrum Astrofizyki . Moim kolejnym
go�ciem jest wielebny Joneston ze Zjednoczonego Ko�cio�a Absolutnej Prawdy
�wi�tego Ducha , znany przeciwnik bada� nad podr�ami w czasie ...
McNailly wy��czy� holowizor . W pomieszczeniu zapanowa� p�mrok zimowego
popo�udnia .
Profesor zamkn�� oczy i pogr��y� si� we w�asnych my�lach. �Kotajew sam jest
bufonem .
M�wi tak tylko dlatego , �e to ja dosta�em pieni�dze na badania . Ale czy nie ma
czasem
troch� racji ... ? Czy te badania nie s� niebezpieczne ? A co b�dzie je�li
ludzie wykorzystaj�
to pot�ne narz�dzie w z�ych celach ? � . Profesorowi przypomnia�y si� nauki
jednego z jego
nauczycieli o etyce naukowca : �Nigdy nie pokazujcie �wiatu ludzi czego�, co
mo�e go zabi�
.� � Ten g�os brzmia� mu w g�owie nieustannie odk�d tylko zbli�y� si� do
skonstruowania
wehiku�u . Przeszywa� j� niezno�nym wyrzutem sumienia . Im bardziej realny
stawa� si�
sukces , tym cz�ciej profesor zastanawia� si� czy post�puje w�a�ciwie . W ko�cu
jednak
udawa�o mu si� przezwyci�y� w�tpliwo�ci : �Przecie� post�pu technicznego nie
mo�na
zatrzyma� . Je�li ja nie skonstruuj� wehiku�u , to zrobi to kto� inny . Np.
Kotajew , kt�ry sam
prowadzi podobne badania . A wtedy nie ma pewno�ci , czy ten cyniczny i pazerny
cz�owiek
nie sprzeda technologii jakiej� organizacji przest�pczej . Nie m�wi�c ju� o tym
, �e ja strac�
pieni�dze na badania i moj� pozycj� naukow� . Stan� si� nikim � zwyk�ym , nikomu
niepotrzebnym cz�owiekiem ... �
- Panie profesorze . Ju� czas uda� si� na zebranie komisji rz�dowej...
G�os asystenta przerwa� naukowcowi rozwa�ania . �Raz kozie �mier� .�- pomy�la� .
� Je�eli
ludzie maj� w sobie do�� woli przetrwania to nie unicestwi� si� �adnym
wynalazkiem . A
je�li nie , to nie ma znaczenia czy to b�dzie m�j wehiku� , czy jaka� nowa super
bomba.� �
pomy�la� wstaj�c i udaj�c si� korytarzem do wyj�cia .
Min�o niespe�na p� godziny, gdy prof. McNailly wszed� do jednego z rz�dowych
budynk�w .
Min�wszy drzwi sali zauwa�y� , �e komisja by�a ju� w komplecie . Same grube ryby
. Po
�rodku siedzia� wicepremier � czarnosk�ry m�czyzna w �rednim wieku ubrany w
urz�dniczy uniform . Po jego prawej r�ce siedzia�a minister ds. nauki , a po
lewej jaki�
bardzo wa�ny , lecz nieznany profesorowi z nazwiska genera� � ca�y obwieszony
medalami .
Dalsze miejsca przypad�y kilku mniej wa�nym dygnitarzom z rz�du i naukowcom .
M.in.
jako ekspert w komisji znalaz� si� tak�e prof. Kotajew , przed chwil� jeszcze
pokazywany na
wizji .
G�os zabra� wicepremier :
- Jak panu zapewne wiadomo profesorze nasza komisja zebra�a si� w celu
zweryfikowania pa�skich bada� i podj�cia decyzji o ich dalszym finansowaniu .
Przeanalizowali�my dok�adnie pa�skie, przyznam, �e ciekawe, cho� do��
kontrowersyjne , badania . Niestety prof. Kotajew przedstawi� nam kilka
argument�w przeciwko ich dalszemu kontynuowaniu . Stwierdzi� , �e pa�skie
eksperymenty s� cytuj� : �Niebezpieczne , nieodpowiedzialne i mog�
spowodowa� zagro�enie dla naszej planety , a nawet ca�ego wszech�wiata .�
Popar� to odpowiednimi obliczeniami i fragmentami pa�skiego raportu , z
kt�rego wynika , �e tworzy pan obiekty o bardzo wysokiej energii i pr�buje
wytworzy� tunele czasoprzestrzenne . Osobi�cie nie m�wi mi to wiele , ale
pozostali naukowcy , wybitne autorytety z dziedziny fizyki , maj� podobne zdanie
co prof. Kotajew . Twierdz� oni , �e je�li pa�skie badania wymkn� si� spod
kontroli mo�e doj�� do katastrofy . Szanuj� ich zdanie , ale zanim komisja
podejmie decyzj� , jako jej przewodnicz�cy , zaprosi�em pana do z�o�enia
wyja�nie� . Co ma pan nam do powiedzenia ?
Profesorowi McNailly�emu krew uderzy�a do g�owy . Z trudem by� w stanie ukry�
zdenerwowanie . Czu� , �e za spokojnym tonem wicepremiera kryje si� gro�ba
likwidacji
jego projektu . Lata ci�kiej pracy odp�ywa�y w�a�nie w niebyt ... Opanowa� si�
jednak i
odpowiedzia� zwyk�ym , nieokazuj�cym zdenerwowania g�osem :
- Chcia�bym tylko przypomnie� szanownej komisji, �e pan prof. Kotajew sam
prowadzi podobne badania . Wyst�puj�c przed kamerami pr�buje ludziom
wm�wi� , �e podr�e w czasie s� na razie niemo�liwe . A tu przed tym
szacownym gronem ciska na mnie gromy , w swoim instytucie za� post�puj�c
identycznie ...
- Prosz� przej�� do sedna profesorze ! Osobiste aluzje s� nie na miejscu !
Oceniamy pana , a nie prof. Kotajewa ! � zagrzmia� mocnym tonem genera�.
- Tak , ale ja swoje badania opisuj� szczeg�owo w cotygodniowych raportach
.
Pozatym ca�y czas znajduj� si� one pod �cis�� kontrol� grupy najwybitniejszych
naukowc�w �wiata i nie ma mo�liwo�ci, aby zdarzy�o si� co� takiego jak w
instytucie prof. Kotajewa . M�wi� o znanym zapewne komisji incydencie sprzed
miesi�ca , kiedy to w laboratorium wyhodowa� obiekt o cechach czarnej dziury .
Obiekt szybko zacz�� poch�ania� materi� i zanim go opanowano ca�e skrzyd�o
instytutu zosta�o doszcz�tnie zniszczone . Nie m�wi� tego by ...
- Do�� !! � Genera� waln�� pi�ci� w st� - To, co pan m�wi nie ma nic
wsp�lnego
z tematem naszego spotkania . Prof. Kotajew prowadzi bardzo wa�ne badania ,
kt�re w dodatku s� tajne . Nie wiem kto panu o nich opowiedzia� , ale poniesie
surowe konsekwencje !
�Przegra�em� � pomy�la� profesor . � Ta �winia Kotajew pewnie przekona�a wojsko
, �e te
technologie mog� mie� wiele zastosowa� militarnych . Pewnie dadz� mu pieni�dze i
wyniki
moich dotychczasowych bada� , a potem utajni� . Jak osi�gnie sukces to ludzie
nawet si�
nie dowiedz� , �e rz�d ma takie pot�ne urz�dzenie ... � . Pod�amany przebiegiem
rozmowy
spr�bowa� jeszcze ostatniej szansy i rzek� ugodowo :
- Prosz� mi wobec tego powiedzie�, co mam zrobi�, aby m�c kontynuowa� swoje
badania ?
- Niestety � odpowiedzia�a mu tym razem pani minister � decyzj� podj�li�my
ju�
wcze�niej i nie jest ona korzystna dla pana , ale ze wzgl�du na pana dorobek
naukowy postanowili�my da� panu szans� i wys�ucha� pa�skich argument�w .
Jednak zamiast przekonywa� nas do swojego projektu pan oczernia jednego ze
swoich koleg�w ...
Profesor nie s�ucha� dalej co m�wi kobieta . �A wi�c jednak . Wszystko jest ju�
ukartowane ,
a to spotkanie zorganizowano tylko dla zachowania pozor�w ... Co robi� ? Co
robi� ? Mo�e
gdybym w��czy� w projekt Kotajewa i wojskowych pozwoliliby mi prowadzi� dalej
badania ...
Ale nie mog� ... Nie mog� , to grozi tym , �e ci wariaci opanuj� to
niebezpieczne narz�dzie i
wykorzystaj� w swoich celach ... Trzeba zniszczy� wehiku� ... � . My�li zacz�y
gor�czkowo
kr��y� mu po g�owie . Wsta� i otworzy� usta by co� powiedzie� , lecz tryumfuj�cy
wzrok
Kotajewa podzia�a� na niego jak kube� zimnej wody . Zamkn�� usta i rozejrza� si�
po sali .
Kilkana�cie par oczu patrzy�o si� na niego z jak�� dzik� bezwzgl�dno�ci� .
Poczu� jak serce
bije mu coraz szybciej ... Nagle pociemnia�o mu przed oczami i osun�� si�
bezw�adnie na
ziemi� ...
Profesor odzyska� przytomno�� w swoim gabinecie . Obok niego stali jego dwaj
najbli�si
asystenci i przygl�dali mu si� z niepokojem .
- Ciesz� si� , �e ju� pan jest z nami panie profesorze � zacz�� jeden z
asystent�w
� martwili�my si� o pana � bardzo si� pan przej�� werdyktem komisji .
- Dzi�kuj� . Ju� mi lepiej � profesor wsta� i spr�bowa� przej�� si� pokoju ,
po
chwili jednak siad� na fotelu czuj�c ci�gle s�abo�� w nogach � co si� sta�o po
tym jak straci�em przytomno�� ?
- Niestety nic dobrego . Komisja uchwali�a , �e pa�ski projekt przejmuje
specjalnie powo�ana w tym celu komisja naukowc�w pod kierownictwem prof.
Kotajewa . W jej sk�ad wesz�o kilku wojskowych . Jutro z samego rana wojsko
ma przej�� laboratorium ...
- C� , takie bywa czasem �ycie naukowca � profesor zakry� twarz d�o�mi , z
trudem ukrywaj�c smutek w g�osie � Dzi�kuj� wam za te lata wsp�lnej ci�kiej
pracy , mam nadziej� , �e nie b�d� was szykanowa� za prac� ze mn�...
- Profesorze � przerwa� mu drugi z asystent�w � byli�my z panem zawsze i
b�dziemy do ko�ca . Jeszcze nie wszystko stracone . Wymy�lili�my pewien plan
...
Profesor dopiero teraz zauwa�y� , �e jeden z nich trzyma� w r�ku wideotelefon .
Musieli do
kogo� dzwoni� zanim odzyska� przytomno�� . Zaskakiwali go . Zawsze docenia� ich
jako
naukowc�w , ale nie spodziewa� si� po nich takiej samodzielno�ci .
- ... Jestem pewien , �e pan si� zgodzi profesorze . Po kr�tkiej naradzie
obaj
postanowili�my , �e trzeba dzi� , p�ki jeszcze mo�emy , wej�� do laboratorium i
zniszczy� wehiku� . Opr�cz tego zaprosili�my t� reporterk� z Kana�u Czwartego .
T�, co si� tak interesowa�a naszymi badaniami . Niech to sfilmuje i poka�e
�wiatu . Rz�d nie b�dzie ju� w stanie wyprze� si�, �e pr�bowa� po kryjomu
przej�� wehiku� .
- Jestem zaskoczony , ale wydaje mi si� , �e to dobry pomys� � odpar�
profesor �
Tylko , �e ... Chcia�bym przed zniszczeniem osobi�cie go wypr�bowa� ...
- Ale wehiku� nie jest jeszcze gotowy . Nie przeprowadzili�my niezb�dnych
test�w
... Mo�e pan zgin�� ...
- Ca�e �ycie pracowa�em nad tym projektem . Dla mnie jego �mier� b�dzie moj�
�mierci� . Mo�emy go zniszczy� , ale najpierw chc� udowodni� �wiatu , �e tego
dokona�em . Poka�e ludziom , �e cofanie si� w czasie jest mo�liwe , ale, jako �e
nie s� jeszcze gotowi do przyj�cia tego niezwyk�ego wynalazku , musieli�my go
zniszczy� � w g�osie profesora zabrzmia�a pycha typowa dla wielkich
naukowc�w � A sam wehiku� jest ju� uruchomiony od tygodnia . Teoretycznie
powinno m�c si� nim cofn�� w czasie w dowolny moment od jego uruchomienia
.
Asystenci nie �mieli ju� odwodzi� profesora od jego pomys�u . By� wielkim
naukowcem , a
tacy mieli swoje prawa . Je�li zginie ludzko�� uzna go za szalonego i wzruszy
ramionami
nad �mierci� wariata . Je�li mu si� uda zostanie drugim Einsteinem . Por�wnanie
to b�dzie
tym lepsze , �e wg legendy Einstein tak�e , przera�ony okrucie�stwami II Wojny
�wiatowej ,
zniszczy� cz�� swych bada� argumentuj�c to tym , �e ludzko�� jeszcze do nich
nie dojrza�a
...
Nie min�a godzina, gdy na parkingu przed budynkiem g��wnego laboratorium
Narodowej
Agencji Fizyki Teoretycznej wyl�dowa� niewielki pojazd. Z jego wn�trza wysiedli
prof.
McNailly , jego asystenci : dr Kowalsky i dr Smiteson , oraz Jane Simpsane �
gwiazda
wiadomo�ci Kana�u Czwartego . Ca�a czw�rka zdecydowanym krokiem ruszy�a do
wej�cia ...
Stra�nicy przy bramie poznali profesora i pozdrowili go �ycz�c udanej pracy .
Pomimo
p�nej pory jego pojawienie si� nie wzbudzi�o sensacji - profesor zwyk� nieraz
ca�� noc
pracowa� w samotno�ci przy wehikule .
- Chyba nasi przeciwnicy nie zd��yli jeszcze zadzia�a� . To dobrze . Mam
nadziej� ,
�e nie zd��yli te� cofn�� mi dost�pu do g��wnego pomieszczenia � rzek� do
swoich wsp�towarzyszy .
Weszli do budynku . Szli teraz d�ugimi korytarzami mijaj�c co chwil� pot�ne ,
opancerzone
, lecz przezroczyste drzwi oraz pilnuj�cych ich uzbrojonych stra�nik�w . Przy
ka�dych
drzwiach znajdowa� si� jaki� mechanizm identyfikacji . By�o to albo skanowanie
linii
papilarnych , albo konieczno�� wprowadzenia kodu znanego tylko kilku naukowcom ,
albo
te� rozpoznawanie ich g�osu . Nie ulega�o w�tpliwo�ci , �e laboratorium by�o
dobrze
zabezpieczone przed intruzami . Lecz czy mog�o oprze� si� przed pazerno�ci�
w�adzy
chc�cej zachowa� sobie monopol rz�dzenia ?
- Dzi�kuj� , �e wybra� pan akurat mnie do wykonania tego reporta�u �
odezwa�a
si� dziennikarka � to dla mnie zaszczyt wzi�� udzia� w tak donios�ym
wydarzeniu .
- Ceni� sobie pani dociekliwo�� dziennikarsk� i to , �e nie unika pani
trudnych
temat�w . Wierz� , �e to, co tu si� dzi� stanie , niezale�nie od rezultatu trafi
do
opinii publicznej .
- Prosz� si� nie ba� . Wiadomo�ci na Kanale Czwartym ogl�da codziennie p�
miliarda ludzi . Nie boimy si� w�adz . W razie problem�w liczymy na poparcie
partii opozycyjnych , organizacji praw cz�owieka , przyw�dc�w religijnych i
ca�ego spo�ecze�stwa naszej planety . Ludzie musz� si� dowiedzie� o tym, co
pr�bowa� zatai� przed nimi rz�d . Dziwi� si� tylko , �e pan nie ujawni�
wcze�niej
wynik�w swoich bada� .
- Ujawnia�em . Tyle na ile mog�em . Tylko , �e pani wola�a rozmawia� z tym
szale�cem Kotajewem .
- C� , ka�dy czasem pope�nia b��dy ...
Dotarli do ostatnich drzwi . Dw�ch uzbrojonych w pistolety laserowe stra�nik�w
pozdrowi�o
profesora . Ten w odpowiedzi zagadn�� ich pogodnie o jakie� ich sprawy rodzinne,
po czym
przy�o�y� d�o� do niewielkiej prostok�tnej blaszki znajduj�cej si� w drzwiach w
miejscu
gdzie zwykle bywa klamka . Po chwili w powietrzu rozleg� si� metaliczny ,
kobiecy g�os :
- Skanowanie DNA zako�czone . Witamy profesorze McNailly .
- �ycz� mi�ej pracy � doda� stra�nik .
Drzwi otworzy�y si� bezszelestnie i ca�a czw�rka wesz�a do pomieszczenia . B�d�c
ju� w
�rodku reporterka w��czy�a kamer� i zacz�a filmowa� wszystkie k�ty laboratorium
niczym
ciekawski turysta . Szybko jednak znudzi�a si� nie widz�c nic efektownego .
Pomieszczenie
nie by�o zbyt ciekawe . Na �cianach znajdowa�o si� kilka monitor�w komputerowych
pokazuj�cych skomplikowane kolorowe wykresy i ci�gi liczb . Dwa niewielkie
stoliki na
�rodku i dwoje czarnych , stalowych drzwi po przeciwleg�ych stronach
pomieszczenia
dope�nia�y obrazu .
- Wi�c to niepozorne miejsce to najnowocze�niejsze laboratorium fizyczne
ko�ca
dwudziestego pierwszego wieku ?
- A spodziewa�a si� pani prob�wek pe�nych tajemniczych i bulgocz�cych cieczy
,
wahade� , szklanych kul oraz k��b�w pary ? � za�mia� si� Smiteson .
Dziennikarka postawi�a kamer� na jednym ze stolik�w tak by polem widzenia
obejmowa�a
wi�kszo�� pomieszczenia , w��czy�a j� ponownie i rozpocz�a wprowadzenie .
Kr�tko
opowiedzia�a widzom sytuacj� po czym zwr�ci�a si� do prof. McNailly :
- Panie profesorze . Prosz� opowiedzie� widzom w skr�cie na czym polega
dzia�anie wehiku�u . Wi�kszo�ci z nas � niezajmuj�cych si� zawodowo fizyk� ,
podr�e w czasie kojarz� si� z bajkami albo magi� .
- Sam czasem nie mog� w to uwierzy� , �e uda�o nam si� zrealizowa� te �mia�e
teorie , kt�re od stu lat kr��� po g�owach naukowc�w . W�a�nie pod koniec
dwudziestego wieku wymy�lono teori� tzw. tuneli . Kr�tko m�wi�c do
cofni�cia si� w czasie potrzebny jest nam tunel , kt�rego jeden z ko�c�w
wiruje z pr�dko�ci� blisk� pr�dko�ci �wiat�a . Jak pa�stwu by� mo�e
wiadomo zgodnie ze Szczeg�ln� Teori� Wzgl�dno�ci Einsteina nast�puje w
nim tzw. dylatacja czasu , czyli m�wi�c prosto czas p�ynie w nim wolniej . Jak
dot�d nie wierzono , �e w najbli�szym czasie uda si� co� takiego
skonstruowa� , jednak nam uda�o si� pokona� wszystkie problemy
techniczne . Nie b�d� pa�stwa nimi zanudza� . Powiem tylko tyle , �e wehiku�
dzia�a tak , i� jak wejd� do kapsu�y i pojad� ni� tunelem , to wyjad� z drugiej
strony tunelu kilka dni , godzin , albo minut wcze�niej .
- A mo�na cofn�� si� nim np. do czas�w �redniowiecznych ?
- To absolutnie wykluczone . Wehiku�em mo�na cofn�� si� najdalej do
momentu jego uruchomienia , co mia�o miejsce tydzie� temu . Inne podr�e
w czasie s� niemo�liwe wg teorii tuneli i ci�gle pozostaj� domen� autor�w
fantastyki . Oczywi�cie a� do chwili, gdy kto� wymy�li co� nowego ...
- Niech pan jeszcze wspomni widzom o problemach , kt�re mog� si� pojawi�
podczas eksperymentu .
- Wehiku� nie by� jeszcze testowany na �adnym �ywym stworzeniu , ale ze
wzgl�du na sytuacj� zamierzam zaryzykowa� i wej�� . Spr�buj� cofn�� si� o
pi�� minut tak by pa�stwo mogli zobaczy� zar�wno moment mojego wej�cia
jak i wyj�cia z wehiku�u . Z tym , �e je�li eksperyment si� uda i nie zgin� to i
tak nie wiadomo ci�gle co si� stanie gdy wyjd� . Nie rozwi�zali�my tzw.
paradoksu babki .
Reporterka wyt�umaczy�a widzom na czym polega paradoks babki . Naukowcy byli
zaskoczeni jej wiedz� , wida� by�o, �e dziennikarka powa�nie traktowa�a sw�j
zaw�d i
przygotowa�a si� do tego tematu . Gdy sko�czy�a - przerwa�a nagrywanie .
- Co mamy zrobi� z wehiku�em w przypadku gdyby panu si� nie uda�o
profesorze ?
- W��czcie procedur� samozniszczenia . Moi asystenci wiedz� jak j� w��czy� i
tylko oni oraz dr Namura , trzeci z moich asystent�w , s� w stanie poza mn�
j� wy��czy� .
- I co si� stanie jak j� w��czymy ?
- W specjalnych magnetycznych pu�apkach wok� tunelu umieszczona zosta�a
spora ilo�� antymaterii . Jest to zabezpieczenie , kt�re zrobili�my na wypadek
gdyby nasze eksperymenty wymkn�y si� spod kontroli . Po w��czeniu
procedury samozniszczenia macie pi�� minut na opuszczenie budynku i
oddalenie si� na odleg�o�� kilkuset metr�w . Po tym czasie antymateria
zostanie uwolniona , uderzy w tunel i w wyniku anihilacji uwolniona zostanie
energia , kt�ra zniszczy ca�y budynek .
- To brzmi ciekawie � w g�osie reporterki da�o si� wyczu� coraz wi�ksze
podekscytowanie � uda nam si� uciec do samochodu ? Stra�nicy jak zobacz�
co si� sta�o to nas aresztuj� .
- Bez obaw . Jak us�ysz� w��czenie procedury samozniszczenia ewakuuj� si� w
mgnieniu oka . Oni wiedz� o tym co si� potem stanie . To b�dzie eksplozja o
mocy ma�ego �adunku j�drowego .
To zgasi�o chyba nieco reporterskie podniecenie dziennikarki . W��czy�a ponownie
kamer� .
Widz�c to dr Smiteson postawi� na stole zegar i zwr�ci� si� do kamery :
- To jest wy�wietlacz pod��czony do najdok�adniejszego zegara atomowego na
�wiecie znajduj�cego si� w laboratorium NASA w Pasadenie . Jak pa�stwo
widz� w tej chwili jest pi�tek 20 grudnia 2097 roku , godzina 1:23 . Profesor
wejdzie do wehiku�u o godzinie 1:30 i cofnie si� o pi�� minut . Tak wi�c zanim
jeszcze do niej wejdzie o godzinie 1:25 powinien z niej wyj�� . Tyle m�wi
teoria . Jak b�dzie w praktyce przekonamy si� za chwil�.
- Profesorze , z opisu eksperymentu wynika , �e przez pi�� minut b�dzie pan
w
tym pomieszczeniu wraz z samym sob� . Co pan powie swojemu sobowt�rowi
?
- C� � odpar� McNailly zak�opotany , ale i coraz bardziej zniecierpliwiony
wyczekiwaniem � ci�ko mi w tej chwili wyobrazi� sobie t� scen� .
Pracowa�em nad tym wiele lat , a teraz nawet ja zaczynam w�tpi� czy to
mo�liwe by cofn�� si� w czasie . Czas wydaje nam si� jednym z najbardziej
podstawowych i nienaruszalnych zjawisk . Wydaje si� , �e zawsze b�dzie
p�yn�� i nigdy nie uda si� go zawr�ci� .
- A jednak ju� Einstein zauwa�y� , �e up�yw czasu nie jest taki absolutny �
zauwa�y�a m�drze reporterka i teraz wszyscy wiedzieli ju� czemu jest tak�
wielk� gwiazd� . Po prostu w ka�dej roli wypada�a �wietnie ; czy to opisuj�c
koncert gwiazdy muzycznej czy te� relacjonuj�c podr� w czasie . � Chyba
teraz pa�stwo widz� jak donios�e wydarzenie nas czeka . Nie mog� si� ju�
doczeka� chwili , w kt�rej ujrzymy profesora wychodz�cego z wehiku�u
wcze�niej ni� do niego wejdzie .
Zapad�a cisza . Milcz�c ca�a czw�rka w skupieniu obserwowa�a zegar . Godzina
1:24:55 , 56
, 57 , 58 , 59 ... 00 , 01 . Nie wydarzy�o si� nic ...
Po kilkudziesi�ciu sekundach dalszego milczenia profesor rzek� �ci�ni�tym g�osem
:
- Procedura opuszczania wehiku�u trwa co prawda trzydzie�ci sekund , ale
komputer da�by nam zna� o jej rozpocz�ciu ...
- Ale jeszcze chwil� poczekajmy � doda� z nutk� nadziei w g�osie .
Po chwili sta�o si� jednak jasne , �e nie doczekaj� si� na profesora z
przysz�o�ci .
Reporterka wy��czy�a kamer� . Profesor wygl�da� na zdruzgotanego , lecz mimo to
wsta� i
rzek� z niezwyk�a powag� w g�osie :
- Prawdopodobnie co� jednak posz�o �le . Pomimo to ci�gle zamierzam wej��
do wehiku�u i spr�bowa� . Nie mog� si� teraz wycofa� , bo gdybym si�
wycofa� to by znaczy�o , �e w�a�nie z tego powodu nie wyszed�em przed chwil�
z kapsu�y � zamilk� na chwil� my�l�c nad czym� intensywnie � Jak wida�
dosz�o ju� tu do paradoksu . Nie trzeba nawet cofn�� si� w czasie �eby
wp�yn�� na przesz�o�� � teraz u�miechn�� si� dla odmiany � No to nie mam
wyj�cia , musz� tam wej�� .
- Nie musi pan by� koniecznie bohaterem . Trzeba si� przyzna� do pora�ki �
odpowiedzia� mu dr Kowalsky - Nam tak�e zale�a�o na sukcesie , ale to ju�
koniec . Zniszczmy wehiku� i uciekajmy .
- Nie rozumiesz mnie . Ten wehiku� to ca�e moje �ycie . Nie mog� go
zniszczy�
nie dowiedziawszy si� najpierw czy dzia�a . Potem przez reszt� �ycia
zastanawia�bym si� nad tym co mog�oby si� sta� gdybym jednak spr�bowa� .
M�czy�oby mnie to .
Min�a chwila ciszy . Pozosta�a tr�jka nie pr�bowa�a ju� odwodzi� profesora od
wej�cia do
urz�dzenia . Ok. 1:29 dziennikarka ponownie w��czy�a nagrywanie . Opowiedzia�a w
paru
zdaniach o decyzji McNailly�ego ko�cz�c s�owami :
- Prawdopodobnie podr�e w czasie s� jeszcze ci�gle poza zasi�giem ludzi .
Lecz my�l� , �e post�pu technicznego zatrzyma� si� nie da . Dzi�ki takim
odwa�nym ludziom jak prof. McNailly ludzko�� z pewno�ci� doczeka si�
kiedy� realizacji �mia�ych wizji podr�y w czasie . Nie b�d� wi�cej
komentowa� � w jej glosie s�ycha� by�o wzruszenie �ciskaj�ce g�os �
Popatrzmy w milczeniu na ten donios�y moment .
- Nie trzeba a� tyle powagi panno Simpsane � profesor u�miechn�� si� � To
tylko koniec marze� starego g�upca , kt�remu wydawa�o si�, �e potrafi
poskromi� czas ... �egnajcie . Warto by�o doczeka� tej chwili ...
Profesor wszed� do kabiny . Usiad� na krze�le i nacisn�� odpowiedni guzik .
Drzwi od kabiny
zamkn�y si� i odezwa� si� ten sam co wcze�niej kobiecy g�os komputera :
�Rozpocz�to
procedur� podr�y kapsu�y wehiku�u . Start kapsu�y za trzydzie�ci sekund.� Przez
szyb� w
drzwiach profesor po raz ostatni zobaczy� smutne , �egnaj�ce go spojrzenia
asystent�w i
reporterki wiadomo�ci . Zaraz potem �ciana kapsu�y opad�a odcinaj�c go od
laboratorium .
Jednocze�nie w jego rami� wbi�a si� ig�a strzykawki ze �rodkiem, kt�ry mia� go
pozbawi�
�wiadomo�ci na czas podr�y tunelem . Ostatni� rzecz� jak� sobie pomy�la� zanim
usn��
by�o : �Wci�� wszystko idzie zgodnie z planem .� ...
Profesor otworzy� oczy i odruchowo spojrza� na sw�j zegarek na r�ce . Dochodzi�a
1:32 , a
wi�c zgodnie z planem by� nieprzytomny przez p�torej minuty a potem dosta�
zastrzyk
przywracaj�cy mu �wiadomo�� . Znajdowa� si� ci�gle w kapsule , ale nie by�
pewien jak
przebieg� naprawd� eksperyment �zegarek na jego r�ce dzia�a� nieustannie i nie
mog�o na
nim by� innej godziny niezale�nie od wyniku eksperymentu . G�os komputera
brzmia�
optymistycznie : �Zako�czono pomy�lnie operacj� podr�y kapsu�y wehiku�u . Trwa
wyr�wnywanie ci�nienia powietrza wewn�trz kapsu�y . Prosz� czeka� . � Profesor
ucieszy�
si� , �e �yje , ale szybko zapomnia� o tym , a jego my�li zacz�o nurtowa�
mn�stwo pyta� :
�A wi�c eksperyment powi�d� si� ? Ale to niemo�liwe , przecie� o 1:25 nikt z
kapsu�y nie
wyszed� ... Mo�e po prostu przejecha�em tunel nie cofaj�c si� w czasie i
naprawd� jest 1:32
dok�adnie tak jak to wskazuje m�j zegarek . To chyba najbardziej prawdopodobne
... Ale
czemu komputer m�wi , �e operacja zako�czy�a si� pomy�lnie ? ... �
Gdy tylko kapsu�a otworzy�a si� profesor zerwa� si� na r�wne nogi , podbieg� do
drzwi
laboratorium , otworzy� je ... i stan�� jak zamurowany ...
Laboratorium wygl�da�o ca�kiem zwyczajnie . Dr Kowalsky , dr Smiteson i panna
Simpsane
stali na �rodku r�wnie zszokowani co on . Jednak tym co najbardziej zaskoczy�o
profesora
by�a czwarta osoba stoj�ca obok sto�u z kamer� . To by� on sam � prof. McNailly
!!
Po kilku sekundach milczenia obydwaj profesorowie dok�adnie w tej samej chwili
spojrzeli
na zegar . By�a na nim godzina 1:25 ...
- To niesamowite � szepn�� �starszy� profesor McNailly � To niesamowite ,
nieprawdopodobne � doda� g�o�no .
- Tak to niesamowite , ale to wspania�e � podbieg� do niego �m�odszy�
profesor
i u�cisn�� mu d�o� .
Na twarzach obecnych rozpromieni�y si� radosne u�miechy . I tylko starszy o pi��
minut
profesor by� jaki� nieobecny . Zamy�lony , oszo�omiony i �miertelnie powa�ny .
M�odszy
chwyci� go , obj�� i zmusi� gestem do pozowania przed kamer� . Tryumfuj�cy g�os
dziennikarki nie pozostawia� w�tpliwo�ci , �e eksperyment uda� si� :
- S� pa�stwo �wiadkami wielkiej chwili . Oto cz�owiek pokona� czas ! To
wspania�y tryumf ludzkiego umys�u . A� szkoda , �e to urz�dzenie b�dzie
musia�o zosta� zniszczone .
- M�g�by� mnie teraz spr�bowa� powstrzyma� przed wej�ciem do wehiku�u .
Rozwi�zaliby�my paradoks babki � rzek� �m�odszy� profesor do swojego
wci�� zszokowanego �starszego� ja � Ale mo�e zostawimy to do
rozstrzygni�cia przysz�ym pokoleniom naukowc�w . Niech oni te� maj� co� do
odkrycia . My i tak ju� przeszli�my do historii . Prawda ?
- To niemo�liwe ... czego� tu nie rozumiem ... � �starsze ja� profesora
powtarza�o wci�� niczym mantr� wci�� te same s�owa - ... To si� nie wydarzy�o
... Tego wcale nie by�o ...
- Ma jaki� wstrz�s psychiczny � doda� dr Smiteson � Nie zd��yli�my zbada�
wp�ywu podr�y tunelem na organizmy �ywe . Mo�liwe , �e wehiku� nie dzia�a
dobrze na m�zg i powoduje jakie� dolegliwo�ci psychiczne .
- To nic . Osi�gn��em wspania�y sukces i dla dobra nauki mog� si� po�wi�ci�
i
nawet zosta� warzywem � dowcipkowa� kipi�cy humorem i
samozadowoleniem �m�odszy� profesor , po czym poklepa� poufale
�starszego� po plecach � No , dobiega w p� do drugiej . Czas na mnie . Do
zobaczenia pi�� minut temu � za�mia� si� i podszed� do kabiny .
Wszyscy przestali ju� zwraca� uwag� na zamy�lonego g��boko �starszego� profesora
.
Poklepuj�c �m�odszego� po plecach i gratuluj�c mu sukcesu odprowadzili go do
drzwi .
M�odsze �ja� profesora wsiad�o do wehiku�u , zamkn�y si� za nim drzwi i w
laboratorium
ponownie zosta� tylko jeden profesor McNailly .
- Wygl�da na to , �e wszystko zn�w wr�ci�o do normy profesorze � dr Kowalsky
podszed� do niego i u�miechn�� si� pojednawczo � prosz� si� nie martwi�
dojdzie pan do siebie . A teraz najwa�niejsze to zniszczy� wehiku� .
- Pos�uchajcie mnie chwilk� � profesor m�wi� g�osem wyj�tkowo spokojnym -
Musicie mnie wys�ucha� . To co przed chwil� si� wydarzy�o nie mia�o miejsca !
� podni�s� nieco g�os .
- Jak to nie mia�o miejsca , przecie� chyba pan widzia� � wtr�ci�a si�
dziennikarka .
- Widzia�em i w tym ca�y problem . Tyle , �e powinienem mie� w pami�ci t�
scen� tak� jaka si� przed chwil� rozegra�a . Powinna wygl�da� dok�adnie tak
jak ta na 5 minut zanim wszed�em do wehiku�u , kt�r� ci�gle mam w pami�ci
. Powinienem pami�ta� siebie samego wysiadaj�cego z wehiku�u na pi��
minut zanim do niego wszed�em . Tymczasem ja mam w pami�ci co�
zupe�nie innego , a mianowicie wersj� , w kt�rej �aden profesor McNailly nie
wyszed� z kabiny . My�la�em , �e eksperyment si� nie uda� , ale wszed�em i
tak do wehiku�u zrezygnowany . Cofn��em si� i nagle pojawi�em si� tu , a tu,
cho� czas wskazywa� 1:25 zdarzy�o si� co� innego . Czy historia uleg�a
zmianie ? Czy to naprawd� zdarzy�o si� wcze�niej , zanim wsiad�em do
wehiku�u ?
- Mo�e mie� pan zaniki pami�ci profesorze � zauwa�y� dr Kowalsky .
- Zwykle ufam swojej pami�ci .
- To praktycznie niemo�liwe , nas jest troje i pami�tamy inn� wersj�
wydarze� ,
kt�r� pan zreszt� przed chwil� tak�e widzia� i temu nie przeczy. Cofn�� si�
pan wehiku�em o pi�� minut .
- Wydaje mi si� , �e rzeczywi�cie si� cofn��em , skoro spotka�em siebie
samego . Ale co si� sta�o z moj� pami�ci� ? Tamte pi�� minut pami�tam tak
dobrze jak bym je po prostu prze�y�.
- Wie pan , �e wp�yw wehiku�u na m�zg ludzki nie jest przebadany . M�g� pan
mie� halucynacje podczas snu w trakcie podr�y tunelem .
- To mo�liwe . Jestem naukowcem , wi�c musz� przyj�� najbardziej
prawdopodobne rozwi�zanie za prawdziwe .
- Niech pan spr�buje si� odpr�y� . Odni�s� pan , odnie�li�my wszyscy ,
wspania�y sukces .
- Tak , to akurat prawda . Posz�o wspaniale . Cho� bardzo pragn��em, aby to
si�
uda�o , to w duchu ca�y czas m�wi�em sobie : �Na co ty si� porywasz stary
g�upcze , to si� nie mo�e uda� . Czas to si�a , kt�rej cz�owiek nie mo�e
z�ama�.� I myli�em si� . Ale teraz dopiero dotar�o do mnie tak naprawd� jak
pot�nym i niebezpiecznym urz�dzeniem jest wehiku� .
- To prawda : stworzyli�my potwora . Trzeba to zniszczy� zanim wojsko
przejmie
nad nim ...
Nie zd��y� jednak doko�czy� zdania , bo laboratorium nagle wstrz�sn�a eksplozja
. Drzwi
do g��wnego pomieszczenia wylecia�y w powietrze . U�amek sekundy p�niej w
�rodku
znalaz�o si� pi�ciu uzbrojonych �o�nierzy i genera� .
- Jeste�cie aresztowani za nielegalne wtargni�cie na teren laboratorium i
pr�b�
u�ycia utajnionego sprz�tu � zacz�� stanowczo genera� .
- Generale , mieli�my dost�p , nie cofni�to nam go jeszcze . Trudno wi�c
m�wi� o nielegalnym wtargni�ciu - odpar� pojednawczo dr Smiteson .
Zrobi� krok w kierunku genera�a , lecz zdecydowany ruch lufami pistolet�w
laserowych
�o�nierzy powstrzyma� go w p� drogi . Genera� zmierzy� wzrokiem pomieszczenie i
rzek� :
- O tym zadecyduje s�d . Musimy poczeka� na ekspert�w , kt�rzy odpowiedz�
nam na pytanie co robili�cie przy wehikule . Je�li pr�bowali�cie go u�y� gro��
wam wysokie kary .
- Dziwi� si� wam m�odym , �e �azicie za tym starym szale�cem � zwr�ci� si�
po
chwili do asystent�w profesora � Macie �ony , dzieci , pozycj� zawodow� ...
Chcecie to straci� ? I pani , taka �adna i m�oda kobieta . W dodatku gwiazda
telewizyjna ... Co pani tu robi , h� ??
Genera�owi odpowiedzia�o milczenie . Zn�w rozejrza� si� po sali . Gdy jego wzrok
pad� na
st�, na kt�rym le�a�a kamera , dziennikarka w u�amku sekundy skoczy�a w jej
kierunku , by
zniszczy� ta�m� . Niestety jej gwa�towny ruch spowodowa� reakcj� �o�nierzy .
Pad�y strza�y ,
zrobi�o si� zamieszanie . Dr Smiteson rzuci� si� na genera�a , lecz pad�
trafiony laserem
jednego z �o�nierzy . Korzystaj�c z zamieszania profesor podbieg� do drzwi
wej�ciowych
wehiku�u . Otworzy� je i wszed� do �rodka . Obejrza� si� za siebie ...
W pomieszczeniu ponownie zapanowa� spok�j . Dr Kowalsky i ranna w nog�
dziennikarka
le�eli na pod�odze z lufami przy skroniach . Dr Smiteson le�a� tu� obok w ka�u�y
krwi
wygl�daj�c na martwego . Widz�c profesora w kapsule �o�nierze wycelowali lufy
pistolet�w
w jego kierunk�w , lecz gdy ju� , ju� mieli strzeli� zatrzyma� ich tubalny g�os
genera�a :
- Nie strzela� ! Uszkodzicie wehiku� ! Bra� go �ywcem !!
Jednak profesor by� szybszy ... Nacisn�� odpowiedni guzik i drzwi kapsu�y
zamkn�y si� z
hukiem . Teraz nikt z zewn�trz nie m�g� ich ju� otworzy� . Nawet �aden d�wi�k
nie dochodzi�
ze �rodka laboratorium . Miotaj�cy obelgi , czerwony z w�ciek�o�ci genera�
wydawa� si� ju�
tylko �miesznym pajacem .
Jednak profesorowi nie by�o wcale do �miechu , przez szybk� nadal by�o wida�
krew .
Zamkn�� oczy i pomy�la� : �Wszystko to przez wehiku� . Musz� go zniszczy� .
Pozosta�a mi
tylko jedna mo�liwo�� .� Rozpocz�a si� procedura cofania w czasie . Z zewn�trz
wy��czy�
mogli j� jedynie jego asystenci , a w�tpliwe by�o aby dr Kowalsky , odwa�ny b�d�
co b�d�
cz�owiek , wyjawi� ten sekret genera�owi . W �rodku profesor ci�gle mia� pe�n�
mo�liwo��
kontroli nad urz�dzeniem . Jeszcze zanim zamkn�a si� kapsu�a przestawi� licznik
urz�dzenia tak, by cofn�o go dok�adnie o dwie doby .
�Start kapsu�y� � rzek� g�os komputera i drzwi kapsu�y zamkn�y si� . Nie
wiedzie� czemu
ostatni� rzecz� jak� pomy�la� profesor przed za�ni�ciem by�o �Ciekawe jak
wygl�da�a ta
kobieta , kt�rej g�os mamy w komputerze ? � . Nigdy wcze�niej nad tym si� nie
zastanawia�
...
Tak jak poprzednio tak i tym razem obudzi� si� po ok. dw�ch minutach . �Zaczynam
si�
przyzwyczaja� do podr�y wehiku�em . Wszystko przebiega tak g�adko , �e a� sam
nie mog�
w to uwierzy� .� Rozpocz�a si� procedura otwierania kapsu�y . Po trzydziestu
sekundach ,
podczas kt�rych profesor pr�bowa� sobie wyobrazi� min� Kotajewa dowiaduj�cego
si� o
zniszczeniu wehiku�u, drzwi kapsu�y otworzy�y si� . Naukowiec wszed� do
laboratorium ...
Pomieszczenie by�o puste i panowa� w nim p�mrok . Roz�wietla�o go tylko �wiat�o
monitor�w komputer�w nadzoruj�cych prac� wehiku�u . �Dobrze , �e wybra�em ten
dzie� ,
w kt�rym akurat poszed�em wcze�niej do domu . Gdyby moje ja z przed dw�ch dni
zobaczy�o mnie manipuluj�cego przy procedurze samozniszczenia pewnie pr�bowa�oby
mnie powstrzyma� . � . Profesor zamy�li� si� na chwil� ... �Tu wyst�puje jednak
pot�ny
paradoks . Przecie� nie pami�tam abym kiedykolwiek widzia� samego siebie .
Pozatym je�li
zniszcz� wehiku� to w jaki spos�b mog�em si� tu przenie�� z przysz�o�ci ? To� to
paradoks
babki , �e te� wcze�niej o tym nie pomy�la�em ... Ale to mo�e oznacza� , �e nie
uda mi si�
go zniszczy� , albo zn�w mam zaburzenia pami�ci ... A mo�e ja si� wcale nie
cofn��em w
czasie , tylko by�em w �rodku tak d�ugo a� wojskowi sobie poszli i pomieszczenie
zosta�o
puste ? � . �Eee , to niemo�liwe , oni czekaliby tu na mnie . Postawiliby
wartownik�w , oni
tak �atwo si� nie poddaj� . Na pewno cofn��em si� o te dwa dni � � doda� w
my�lach sam
do siebie .
Podszed� do panelu kontrolnego . Po kilkudziesi�ciu sekundach wprowadzania
polece� do
komputera , tajnych kod�w , kontroli DNA i odcisk�w palc�w , oraz po w�o�eniu w
odpowiednie miejsce i przekr�ceniu jedynego egzemplarza klucza, kt�ry nosi� w
kieszeni,
rozleg� si� g�os : �Uwaga ! Za trzydzie�ci sekund rozpocznie si� procedura
samozniszczenia .
Je�eli to awaria , lub �wiczenia natychmiast naci�nij czerwony przycisk obok
drzwi wehiku�u
.� .
Profesor spojrza� nerwowo na opisany przez komputer przycisk . �A niech to .
Przez to
wszystko zapomnia�em o procedurze odwo�uj�cej . A przecie� sam j� wprowadzi�em .
Mam
nadziej� , �e stra�nicy o niej nie wiedz� . � � pomy�la� . Niestety stra�nicy
wiedzieli. W
dodatku po w��czeniu procedury samozniszczenia, cho� trudno by�o w tej chwili
przypomnie� sobie zdenerwowanemu naukowcowi czy by�o to zamierzone czy te� by�o
to
wynikiem awarii , drzwi do pomieszczenia otworzy�y si� . Dw�ch uzbrojonych
stra�nik�w
wpad�o do �rodka . Spojrzeli na stoj�cego profesora i na wehiku� , po czym jeden
z nich
podbieg� do drzwi wehiku�u i nacisn�� czerwony przycisk. Drugi za� popchn�� na
ziemi�
pr�buj�cego przeszkodzi� profesora . Ten zacz�� improwizowa� :
- Co wy robicie?! G�upcy , wehiku� wymkn�� mi si� z pod kontroli . Za chwil�
powstanie tu czarna dziura . Musicie pozwoli� mi go zniszczy�, bo inaczej ca��
planet� czeka zag�ada !
- Wskazania przyrz�d�w m�wi� co innego. Pozatym musimy sprawdzi� pana
to�samo�� . To podejrzane , �e nie zarejestrowali�my pana wej�cia .
- Czy to ja mam tytu� naukowy i znam si� na tym , czy wy ? Urz�dzenia s�
uszkodzone i pokazuj� z�e warto�ci . Tracimy czas .
Profesor dalej pr�bowa� blefowa� , lecz ju� z coraz mniejszym przekonaniem
widz�c , �e
stra�nicy s� nieugi�ci i najwyra�niej dostali odpowiednie instrukcje . Oznacza�o
to , �e
wojsko musia�o ju� wcze�niej przej�� nieformaln� kontrol� nad laboratorium .
Cho� z
drugiej strony wydawa�o si� to nieprawdopodobne , �e ju� dwa dni wcze�niej
stra�nicy byli
przygotowani na taki scenariusz . Tym bardziej , �e nie zatrzymali p�niej
profesora gdy
wraz z asystentami i dziennikark� weszli do laboratorium .
Stra�nicy byli nieub�agani . Sami pewnie nie byli do ko�ca przekonani czy
wehiku� nie jest
uszkodzony , ale dostali wyra�ne instrukcje by nie dopu�ci� do w��czenia
procedury
samozniszczenia i gotowi byli zaryzykowa� �yciem byle tylko spe�ni� rozkaz
prze�o�onych.
Zaprowadzili profesora do skanera dna i przeprowadzili identyfikacj� . Widz�c ,
�e
podejrzany osobnik , kt�ry pojawi� si� w laboratorium nie wchodz�c do niego i
pr�bowa�
w��czy� procedur� samozniszczenia to jednak jest prawdziwy McNailly pu�cili go
wolno ,
blokuj�c jednak drog� do wehiku�u i rzucaj�c na odchodnym , �e wpisz� to do
raportu i
b�dzie musia� si� jutro z tego wyt�umaczy� . Nie zmartwi�o to akurat specjalnie
profesora ,
kt�ry widz�c , �e nie mo�e zniszczy� wehiku�u spokojnym krokiem ruszy� do
wyj�cia .
Id�c korytarzem ponownie w my�lach odtworzy� wydarzenia kilkunastu ostatnich
minut. I
to okre�lenie w�a�nie zastanowi�o go najbardziej. Kilkunatu ostatnich? Z czyjego
punktu
widzenia ? Dla niego by�o to kilkna�cie nieprzerwanie p�yn�cych i nast�puj�cych
kolejno po
sobie minut, ale dla �wiata, w kt�rym przebywa� by�y to minuty wyrwane z r�nych
moment�w czasu. A dla profesora, kt�rego widzia� wsiadaj�cego do wehiku�u tu� po
tym
jak on sam z niego wysiad� ? Je�li rzeczywi�cie pami�� p�ata mu figle to mo�na
to jako� w
miar� prosto wyt�umaczy�, ale co je�li to wszystko co pami�ta jest prawd� ? Czy
przenosz�c
si� w czasie przeni�s� si� do tego samego �wiata pi�� minut wcze�niej ? A mo�e
to nie tak.
Mo�e nie istniej� podr�e w czasie, mo�e to by� zupe�nie inny �wiat, kt�ry tylko
wygl�da� tak
jak �wiat sprzed pi�ciu minut ? Pr�bouj�c zniszczy� wehiku� znalaz� si� blisko
rozwi�zania
cz�ci nurtuj�cych go problem�w. Jednak wehiku�u zniszczy� si� nie uda�o. Czy to
oznacza,
�e przysz�o�ci nie da si� jednak zmieni� ? �e nie mo�na zabi� w�asnej babki ? �e
to co si�
sta�o uwzgl�dnia ju� wszystkie interwencje z przysz�o�ci i �e cofanie si� w
czasie nie jest ju�
w stanie wp�yn�� na histori� ? W takim razie jego pami�� o tym co si� wydarzy�o
mi�dzy
1:25 a 1:30 20 grudnia musia�aby by� b��dna. �Mo�e jednak mia�em halucynacje i
nie
zapami�ta�em tego momentu, w kt�rym moje starsze o pi�� minut Ja wysiad�o z
wehiku�u.
Mo�e teraz ju� nie jestem w stanie zniszczy� wehiku�u, ani zrobi� czego� co
spowodowa�oby
zmian� historii. Mo�e ... � Nagle profesorowi przysz�a do g�owy �mia�a my�l
�Mog� to
zweryfikowa�... Tak, mog� to sprawdzi� ! Nie trzeba zabija� w�asnej babki, by
zbada�
paradoks czasu. Musz� tylko odnale�� siebie z 18 grudnia... �
Ostatnie metry korytarza profesor przeszed� szybkim krokiem, prawie biegn�c.
Wypad� z
budynku i pobieg� w kierunku postoju taks�wek.
- Dobry wiecz�r profesorze � taks�wkarzowi, cho� nie zna� McNailly�ego,
wystarczy� jeden rzut oka, by rozpozna�, �e wiezie naukowca � Widz�, �e nocne
badania si� przed�u�y�y . Dok�d Pana zawie�� ?
- Hawkinga 27 � mrukn�� profesor zatopiony we w�asnych my�lach.
- Aaa, no tak, powinienem sam na to wpa��. No jasne, �e tak wybitny
naukowiec
musi mieszka� na tym nowym osiedlu. Ja zawsze w lot poznaj� z kim mam do
czynienia. W zesz�ym tygodniu wioz�em tam dw�ch nanobiolog�w. Przez ca��
drog� spierali si� o co�, czego nazwy i tak nie uda�o mi si� zapami�tac, a co
podobno ma sprawi� ...
Taks�wkarz w��czy� silniki i pojazd bezszelestnie wzni�s� si� w powietrze.
Profesor, nie
zwracaj�c uwagi ani na przesuwaj�c� si� za szybami panoram� miasta, ani na g�os
gadatliwego kierowcy, zaj�� si� rozwa�aniami na temat natury czasu. Z zadumy
wyrwa� go
jednak po chwili krzyk kierowcy pomstuj�cego na innego uczestnika ruchu
powietrznego,
kt�ry przed chwil� o ma�o co ich nie staranowa�...
- Gdzie masz oczy g��bie ! � wydziera� si� przez otwarte okienko taks�wkarz
�
Id� si� zabij i sprawd� czy ci si� uda�o pokrako jedna !!
S�ysz�c te s�owa profesor nagle roze�mia� si�. Zaskoczony taks�wkarz spojrza� na
niego
wzrokiem m�wi�cym �dziwak, tak jak wszyscy naukowcy�. Nie wiedzia� jednak, �e
profesor
kt�ry przez chwil� my�la�, �e zginie w taks�wce i b�dzie to dow�d na to, �e nie
jest w stanie
wp�yn�� na bieg historii, kt�ra ju� zosta�a zapisana, przemy�la� w�a�nie
szczeg�y niezwykle
�mia�ego i brutalnego jednocze�nie planu... Teraz ju� by� pewien co musi zrobi�,
by
jednoznacznie rozwi�za� problem paradoksu czasu. Wiedzia� te� do kogo zwr�ci�
si� o
pomoc w jego rozwi�zaniu i dobrze wiedza� te�, �e osoba ta na pewno nie odm�wi
mu
pomocy...
Lataj�ca taks�wka zawis�a w powietrzu ponad grup� pogr��onych we �nie
nowoczesnych
willi. Profesor zap�aci� za przejazd, po czym wioz�cy go pojazd opu�ci� si� na
ziemi� i
umo�liwi� mu wyj�cie na ulic�, kt�ra nosi�a miano jednego z najwybitniejszych
fizyk�w
prze�omu wiek�w. Nie na darmo zreszt�. Mieszka�o tu kilkadziesi�t
najwybitniejszych
umys��w �wiata, kt�rym za zas�ugi dla rozwoju ludzko�ci Rz�d �wiatowy zafundowa�
luksusowe i naszpikowane nowczesn� elektronik� domostwa. McNailly wiedzia�, �e
ju� w
momencie gdy zrobi� pierwszy krok na chodnik zosta� namierzony przez rozlokowane
w
trawie czujniki, niewidoczne miniaturowe kamery zarejestrowa�y wygl�d siatk�wki
jego oka,
a kilkana�cie umieszczonych pod p�ytami chodnikowymi komputer�w w mgnieniu oka
przeanalizowa�o go. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e w�amywacz nie mia� tu �adnych
szans.
Profesor nie mia� si� jednak czego obawia�. Koniec ko�c�w by� przecie� u siebie.
Energicznym krokiem ruszy� w kierunku swojego domu, przeszed� przez otwarte jak
zwykle
na o�cie�, lecz wyposa�one w skomplikowany i niewidoczny na pierwszy rzut oka
system
zabezpiecze�, drzwi i wszed� do wn�trza. System komputerowy mieszkania rozpozna�
go i
powita� mi�ym, cichym g�osem jego ulubionej aktorki. W kuchni na stole
natychmiast
pojawi�a si� szklanka jego ulubionego drinka, a z �azienki us�ysza� odg�os wody
sp�ywaj�cej
do wanny...
Sprawnie dzia�aj�ca jak zwykle maszyna stan�a jednak nagle przed dylematem.
Wida�
by�o wyra�nie, �e dzia�anie programu komputerowego nie przebiega wed�ug
zwyczajnych,
przewidzianych przez programist�w �cie�ek. Najpierw kilkukrotnie zapali�y si� i
zgas�y
�wiat�a w pokoju go�cinnym, potem wydoby� si� podejrzany d�wi�k z lod�wki, a�
wreszcie
komputer oznajmi�: �Profesorze, temperatura pa�skiego cia�a wynosi 73.2 stopnie
Celsjusza. Wyst�pi�o zagro�enie �ycia... Uruchamiam procedur� awaryjn�...
procedura
awaryjna zwiod�a, b�ad krytyczny systemu... wznawiam skanowanie funkcji
�yciowych...
proceura awaryjna odwo�ana ... b�ad funkcji koryguj�cej obliczenia ... � .
Profesor wiedzia� co
si� dzieje: w domu znajdowa�o si� dw�ch McNailly�ch i najwyra�niej przerasta�o
to
mo�liwo�ci najnowocze�niejszego komputera ko�ca XXI wieku. �Awaria systemu
komputerowego. Przej�cie kontroli przez komputer awaryjny.� � poinformowa� go
zimny,
metaliczny, m�ski g�os. Profesor ju� d�ugo nie czeka�. Wiedzia�, �e awaria
systemu
komputerowego spowoduje wizyt� grupy serwisant�w wraz z karetk� pogotowia i
stra��
po�arn�. Natychmiast dopad� swojego osobistego komputera, wpisa� tajny kod,
kt�ry
od��czy� cz�� systemu, po czym pobieg� do korytarza i od��czy� g��wne
zasilanie. Pozosta�o
mu ju� tylko wy��czenie system�w bezpiecze�stwa, gdy nagle w drzwiach sypialni
stan��
obudzony g�osem komputera i innymi ha�asami �m�odszy� o dwa dni profesor
McNailly...
Profesorowie przez chwil� stali nieruchomo, mierz�c si� wzrokiem. Jako pierwszy
zareagowa� "starszy".
- Witaj, ee yy - profesor nie bardzo wiedzia� jak zwr�ci� si� do samego siebie.
- Czy wiesz kim jestem ? - doda� po chwili zdaj�c sobie spraw�, �e widz�c nagle
samgeo
siebie m�g�by czu� si� conajmniej zaskoczony.
- Widz� kim jeste� - odpar� "m�odszy" cichym, ale opanowanym g�osem. - Ale czy
naprawd�
jest tak jak my�l� ?
- Mog� ci to udowodoni�, np. przeskanowa� swoje DNA albo jako� inaczej ...
- Nie trzeba, wierz� ci, w ko�cu przy pracy, kt�r� prowadz� musia�o si� to
kiedy� zdarzy� -
u�miechn�� si� - Widz�, �e jednak odnios�em, odniesli�my(?) sukces.
- W pewnym sensie profesorze. Jest jednak kilka skomplikowanych kwestii, kt�rych
nie
potrafi� wyja�ni� i dlatego przyszed�em po pomoc do ciebie (siebie?).
- Dobrze zrobi�e�, co dwie g�owy to nie jedna.
M�odszy McNailly by� ju� rozlu�niony i zadowolony. Wida� by�o, �e obaj
profesorowie
prze�amali ju� pierwsze lody. Wkr�tce u�cisn�li sobie d�onie, a m�odszy poklepa�
poufale
strszego po plecach. Zacz�li nawet �artowa� z niedoskona�o�ci j�zyka, kt�ry nie
jest
przygotowany do podr�y w czasie. Czy do swojego sobowt�ra maj� m�wi� w
pierwszej, czy
drugiej osobie ? Do�� szybko jednak przyby�y przed chwil� naukowiec przypomnia�
sobie o
celu swojej misji. W kilku kr�tkich zdaniach przedstawi� wydarzenia, kt�re si�
wydarzy�y,
w�a�ciwie nie b�d�c pewnymi czy si� wydarzy�y, czy dopiero wydarz�. Pomin�� przy
tym
zr�cznie sw�j plan - sam nie by� jeszcze do niego do ko�ca przekonany.
- A wi�c w ko�cu dosi�g�y nas wszystkie paradoksy czasu - zacz�� m�odszy po
wys�uchaniu
swojego drugiego "ja" i zrobieniu znacz�cej pauzy na przemy�lenie czego� -
Zafascynowany
ide� podr�y w czasie i poch�oni�ty przyziemnymi, technicznymi problemami,
przesta�em
si� zastanawia� nad problemami teoretycznymi. Jak teraz nad tym my�l�, to wydaje
mi si�,
�e trzeba by�o najpierw rozwi�za� te wszystkie paradoksy, a dopiero rozwi�zawszy
je
zabiera� si� za konstrukcj� wehiku�u. Lecz trudno, sta�o si� i nie cofniemy ju�
tego.
- Pomy�l o tym, �e nie wszystkie problemy da si� rozwi�za� teoretycznie. Nawet
Newton
musia� dosta� jab�kiem w g�ow� �eby wymy�li� swoje teorie.
- Tak, tak, ale tu nie o to chodzi. Newton niczym nie ryzyowa�, a my porywamy
si� na czas.
Mierzymy si� z jego pot�g�.
- To wszystko jednak ju� si� zdarzy�o i musimy ten eksperyment doko�czy�.
Inaczej on i tak
si� doko�czy, tylko �e �aden z nas nie b�dzie wiedzia� jak i dlaczego.
- Masz wi�c jakie� teorie ?
- Mam kilka, ale chcia�bym us�ysze� co ty o tym my�lisz.
- Ja to ty, nie zapomniaj o tym, moje procesy my�lowe przebiegaj� podobnie.
Spodziewasz
si�, �e dojd� do innych wniosk�w ?
- Mamy inn� histori�, widzieli�my co innego i pami�tamy co innego, mo�emy doj��
do
r�nych wniosk�w.
- Masz racj�, ale zastanawia mnie jedna rzecz: skoro ty to ja za dwa dni, to czy
pami�tasz
nasz� obecn� rozmow� ?
Zapda�a cisza. Starszy profesor by� skonsternowany. Oczywi�cie nie pami�ta�
takiej
rozmowy. Dwa dni temu spa� kamiennym snem i wsta� rano rze�ki i wypocz�ty, nawet
nie
pami�ta� co mu si� �ni�o. �ni�o ? A mo�e ? ...
- Skoro nie pami�tasz, to czy ja b�d� pami�ta� ? Czy mo�e to jest jednak tylko
wytw�r
mojej wyobra�ni ? Czy ja �ni� ? - m�odszy zadawa� coraz wi�cej pyta�, co u
naukowca jest
oznak� intensywnego my�lenia.
- Pojawia si� tu problem natury filozoficznej, kt�ry jednak wola�bym pozostawi�
na boku -
odpar� po chw