Jacek Ross „Do zobaczenia pięć minut temu.” jacekrr@interia.pl http://www.jacekr.net - Panie profesorze ! Proszę włączyć holowizor . W wiadomościach na Kanale Czwartym zaczął się właśnie materiał o panu i pańskich badaniach . Głos asystenta wyrwał profesora McNailly z popołudniowej drzemki . Powolnym ruchem nacisnął jeden z przycisków na blacie biurka . Po chwili na środku dywanu pojawił się kolorowy snop światła . Holograficzna prezenterka wiadomości wraz ze swoim holograficznym rozmówcą przybliżali właśnie widzom jakiś problem . Profesor zwiększył siłę głosu ... - ... panie profesorze , pański wykład był bardzo ciekawy . Te zakrzywianie czasoprzestrzeni ... Ale na koniec zróbmy małe podsumowanie dla widzów, którzy nie mają tytułu naukowego z fizyki – reporterka zaśmiała się nieco sztucznym śmiechem – Co współczesna nauka sądzi o podróżach w czasie ? - Jeszcze sto lat temu podróżami w czasie zajmowali się głównie pisarze science- fiction , a zwykli ludzie słysząc o tym pukali się po głowie . Teraz jednak zarówno ja jak i większość moich kolegów – fizyków uważamy , że przemieszczanie się w czasie jest jak najbardziej możliwe . Ciągle jednak związane są z tym pewne trudne kwestie . Pomijając już , nie łatwe co prawda , ale możliwe do rozwiązania problemy techniczne , pozostaje jeszcze kilka problemów teoretycznych ... - Profesorze ! Proszę mówić jaśniej . Niech pan powie co sądzi o rewelacjach prof. McNailly o tym , że prawie udało mu się skonstruować wehikuł czasu ? - Przerwała mi pani . - Przepraszam . - Otóż McNailly to bufon . Proszę mi wierzyć – to tylko przechwalanie się , którego źródłem jest urażona duma niespełnionego naukowca . My w Instytucie prowadzimy oczywiście badania nad istotą czasu , lecz zanim skonstruujemy wehikuł , o ile nam to się w ogóle uda , musimy jeszcze szereg problemów w tym np. rozwiązać tzw. paradoks babki , który ... - Proszę jak najprościej wytłumaczyć widzom na czym polega ten paradoks . - A więc paradoks babki polega na tym , że ... – Naukowiec zrobił pauzę mierząc przy tym reporterkę pełnym wyższości spojrzeniem , jakby chciał ją ukarać za kolejne przerwanie jego uczonego wywodu – ... Nie jest wyjaśnione czy i w jaki sposób osoba cofająca się w czasie może wpłynąć na swoją (i nie tylko) przyszłość . Najprostszym , choć trochę brutalnym , przykładem jest sytuacja , w której podróżnik cofa się i zabija własną babkę zanim ta urodzi jego matkę . A skoro nie urodzi się jego matka , więc i on nie mógł się urodzić . Jak więc mógł wsiąść do wehikułu i cofnąć się w czasie ? Albo inny przykład . Załóżmy , że podróżnik cofnie się tylko o kilka minut wstecz i przeszkodzi sobie samemu w wejściu do wehikułu . Ale skoro sobie przeszkodził to znaczy , że jednak nie przeniósł się w czasie . Więc jak mógł sobie przeszkodzić skoro nie wszedł do wehikułu ? To niewytłumaczalny jak dotąd paradoks. Myślę , że opisałem go tak prosto , że nawet pani zrozumiała – tu spojrzał znacząco na reporterkę, po czym ciągnął dalej – Wydaje mi się , że McNailly zdaje sobie z tego sprawę , że potrzeba jeszcze wielu lat badań . Najpierw trzeba sprawdzić czy można przesunąć w czasie cząstki elementarne – kwarki , albo elektrony – potem pojedyncze atomy i jeśli się uda to sprawdzić jak one wpływają na własną przyszłość . Dopiero potem można myśleć o ... - Dziękujemy profesorze – reporterka po raz kolejny przerwała swemu rozmówcy - To był prof. Kotajew z Europejskiego Centrum Astrofizyki . Moim kolejnym gościem jest wielebny Joneston ze Zjednoczonego Kościoła Absolutnej Prawdy Świętego Ducha , znany przeciwnik badań nad podróżami w czasie ... McNailly wyłączył holowizor . W pomieszczeniu zapanował półmrok zimowego popołudnia . Profesor zamknął oczy i pogrążył się we własnych myślach. „Kotajew sam jest bufonem . Mówi tak tylko dlatego , że to ja dostałem pieniądze na badania . Ale czy nie ma czasem trochę racji ... ? Czy te badania nie są niebezpieczne ? A co będzie jeśli ludzie wykorzystają to potężne narzędzie w złych celach ? ” . Profesorowi przypomniały się nauki jednego z jego nauczycieli o etyce naukowca : „Nigdy nie pokazujcie światu ludzi czegoś, co może go zabić .” – Ten głos brzmiał mu w głowie nieustannie odkąd tylko zbliżył się do skonstruowania wehikułu . Przeszywał ją nieznośnym wyrzutem sumienia . Im bardziej realny stawał się sukces , tym częściej profesor zastanawiał się czy postępuje właściwie . W końcu jednak udawało mu się przezwyciężyć wątpliwości : „Przecież postępu technicznego nie można zatrzymać . Jeśli ja nie skonstruuję wehikułu , to zrobi to ktoś inny . Np. Kotajew , który sam prowadzi podobne badania . A wtedy nie ma pewności , czy ten cyniczny i pazerny człowiek nie sprzeda technologii jakiejś organizacji przestępczej . Nie mówiąc już o tym , że ja stracę pieniądze na badania i moją pozycję naukową . Stanę się nikim – zwykłym , nikomu niepotrzebnym człowiekiem ... ” - Panie profesorze . Już czas udać się na zebranie komisji rządowej... Głos asystenta przerwał naukowcowi rozważania . „Raz kozie śmierć .”- pomyślał . „ Jeżeli ludzie mają w sobie dość woli przetrwania to nie unicestwią się żadnym wynalazkiem . A jeśli nie , to nie ma znaczenia czy to będzie mój wehikuł , czy jakaś nowa super bomba.” – pomyślał wstając i udając się korytarzem do wyjścia . Minęło niespełna pół godziny, gdy prof. McNailly wszedł do jednego z rządowych budynków . Minąwszy drzwi sali zauważył , że komisja była już w komplecie . Same grube ryby . Po środku siedział wicepremier – czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku ubrany w urzędniczy uniform . Po jego prawej ręce siedziała minister ds. nauki , a po lewej jakiś bardzo ważny , lecz nieznany profesorowi z nazwiska generał – cały obwieszony medalami . Dalsze miejsca przypadły kilku mniej ważnym dygnitarzom z rządu i naukowcom . M.in. jako ekspert w komisji znalazł się także prof. Kotajew , przed chwilą jeszcze pokazywany na wizji . Głos zabrał wicepremier : - Jak panu zapewne wiadomo profesorze nasza komisja zebrała się w celu zweryfikowania pańskich badań i podjęcia decyzji o ich dalszym finansowaniu . Przeanalizowaliśmy dokładnie pańskie, przyznam, że ciekawe, choć dość kontrowersyjne , badania . Niestety prof. Kotajew przedstawił nam kilka argumentów przeciwko ich dalszemu kontynuowaniu . Stwierdził , że pańskie eksperymenty są cytuję : „Niebezpieczne , nieodpowiedzialne i mogą spowodować zagrożenie dla naszej planety , a nawet całego wszechświata .” Poparł to odpowiednimi obliczeniami i fragmentami pańskiego raportu , z którego wynika , że tworzy pan obiekty o bardzo wysokiej energii i próbuje wytworzyć tunele czasoprzestrzenne . Osobiście nie mówi mi to wiele , ale pozostali naukowcy , wybitne autorytety z dziedziny fizyki , mają podobne zdanie co prof. Kotajew . Twierdzą oni , że jeśli pańskie badania wymkną się spod kontroli może dojść do katastrofy . Szanuję ich zdanie , ale zanim komisja podejmie decyzję , jako jej przewodniczący , zaprosiłem pana do złożenia wyjaśnień . Co ma pan nam do powiedzenia ? Profesorowi McNailly’emu krew uderzyła do głowy . Z trudem był w stanie ukryć zdenerwowanie . Czuł , że za spokojnym tonem wicepremiera kryje się groźba likwidacji jego projektu . Lata ciężkiej pracy odpływały właśnie w niebyt ... Opanował się jednak i odpowiedział zwykłym , nieokazującym zdenerwowania głosem : - Chciałbym tylko przypomnieć szanownej komisji, że pan prof. Kotajew sam prowadzi podobne badania . Występując przed kamerami próbuje ludziom wmówić , że podróże w czasie są na razie niemożliwe . A tu przed tym szacownym gronem ciska na mnie gromy , w swoim instytucie zaś postępując identycznie ... - Proszę przejść do sedna profesorze ! Osobiste aluzje są nie na miejscu ! Oceniamy pana , a nie prof. Kotajewa ! – zagrzmiał mocnym tonem generał. - Tak , ale ja swoje badania opisuję szczegółowo w cotygodniowych raportach . Pozatym cały czas znajdują się one pod ścisłą kontrolą grupy najwybitniejszych naukowców świata i nie ma możliwości, aby zdarzyło się coś takiego jak w instytucie prof. Kotajewa . Mówię o znanym zapewne komisji incydencie sprzed miesiąca , kiedy to w laboratorium wyhodował obiekt o cechach czarnej dziury . Obiekt szybko zaczął pochłaniać materię i zanim go opanowano całe skrzydło instytutu zostało doszczętnie zniszczone . Nie mówię tego by ... - Dość !! – Generał walnął pięścią w stół - To, co pan mówi nie ma nic wspólnego z tematem naszego spotkania . Prof. Kotajew prowadzi bardzo ważne badania , które w dodatku są tajne . Nie wiem kto panu o nich opowiedział , ale poniesie surowe konsekwencje ! „Przegrałem” – pomyślał profesor . „ Ta świnia Kotajew pewnie przekonała wojsko , że te technologie mogą mieć wiele zastosowań militarnych . Pewnie dadzą mu pieniądze i wyniki moich dotychczasowych badań , a potem utajnią . Jak osiągnie sukces to ludzie nawet się nie dowiedzą , że rząd ma takie potężne urządzenie ... ” . Podłamany przebiegiem rozmowy spróbował jeszcze ostatniej szansy i rzekł ugodowo : - Proszę mi wobec tego powiedzieć, co mam zrobić, aby móc kontynuować swoje badania ? - Niestety – odpowiedziała mu tym razem pani minister – decyzję podjęliśmy już wcześniej i nie jest ona korzystna dla pana , ale ze względu na pana dorobek naukowy postanowiliśmy dać panu szansę i wysłuchać pańskich argumentów . Jednak zamiast przekonywać nas do swojego projektu pan oczernia jednego ze swoich kolegów ... Profesor nie słuchał dalej co mówi kobieta . „A więc jednak . Wszystko jest już ukartowane , a to spotkanie zorganizowano tylko dla zachowania pozorów ... Co robić ? Co robić ? Może gdybym włączył w projekt Kotajewa i wojskowych pozwoliliby mi prowadzić dalej badania ... Ale nie mogę ... Nie mogę , to grozi tym , że ci wariaci opanują to niebezpieczne narzędzie i wykorzystają w swoich celach ... Trzeba zniszczyć wehikuł ... ” . Myśli zaczęły gorączkowo krążyć mu po głowie . Wstał i otworzył usta by coś powiedzieć , lecz tryumfujący wzrok Kotajewa podziałał na niego jak kubeł zimnej wody . Zamknął usta i rozejrzał się po sali . Kilkanaście par oczu patrzyło się na niego z jakąś dziką bezwzględnością . Poczuł jak serce bije mu coraz szybciej ... Nagle pociemniało mu przed oczami i osunął się bezwładnie na ziemię ... Profesor odzyskał przytomność w swoim gabinecie . Obok niego stali jego dwaj najbliżsi asystenci i przyglądali mu się z niepokojem . - Cieszę się , że już pan jest z nami panie profesorze – zaczął jeden z asystentów – martwiliśmy się o pana – bardzo się pan przejął werdyktem komisji . - Dziękuję . Już mi lepiej – profesor wstał i spróbował przejść się pokoju , po chwili jednak siadł na fotelu czując ciągle słabość w nogach – co się stało po tym jak straciłem przytomność ? - Niestety nic dobrego . Komisja uchwaliła , że pański projekt przejmuje specjalnie powołana w tym celu komisja naukowców pod kierownictwem prof. Kotajewa . W jej skład weszło kilku wojskowych . Jutro z samego rana wojsko ma przejąć laboratorium ... - Cóż , takie bywa czasem życie naukowca – profesor zakrył twarz dłońmi , z trudem ukrywając smutek w głosie – Dziękuję wam za te lata wspólnej ciężkiej pracy , mam nadzieję , że nie będą was szykanować za pracę ze mną... - Profesorze – przerwał mu drugi z asystentów – byliśmy z panem zawsze i będziemy do końca . Jeszcze nie wszystko stracone . Wymyśliliśmy pewien plan ... Profesor dopiero teraz zauważył , że jeden z nich trzymał w ręku wideotelefon . Musieli do kogoś dzwonić zanim odzyskał przytomność . Zaskakiwali go . Zawsze doceniał ich jako naukowców , ale nie spodziewał się po nich takiej samodzielności . - ... Jestem pewien , że pan się zgodzi profesorze . Po krótkiej naradzie obaj postanowiliśmy , że trzeba dziś , póki jeszcze możemy , wejść do laboratorium i zniszczyć wehikuł . Oprócz tego zaprosiliśmy tą reporterkę z Kanału Czwartego . Tą, co się tak interesowała naszymi badaniami . Niech to sfilmuje i pokaże światu . Rząd nie będzie już w stanie wyprzeć się, że próbował po kryjomu przejąć wehikuł . - Jestem zaskoczony , ale wydaje mi się , że to dobry pomysł – odparł profesor – Tylko , że ... Chciałbym przed zniszczeniem osobiście go wypróbować ... - Ale wehikuł nie jest jeszcze gotowy . Nie przeprowadziliśmy niezbędnych testów ... Może pan zginąć ... - Całe życie pracowałem nad tym projektem . Dla mnie jego śmierć będzie moją śmiercią . Możemy go zniszczyć , ale najpierw chcę udowodnić światu , że tego dokonałem . Pokaże ludziom , że cofanie się w czasie jest możliwe , ale, jako że nie są jeszcze gotowi do przyjęcia tego niezwykłego wynalazku , musieliśmy go zniszczyć – w głosie profesora zabrzmiała pycha typowa dla wielkich naukowców – A sam wehikuł jest już uruchomiony od tygodnia . Teoretycznie powinno móc się nim cofnąć w czasie w dowolny moment od jego uruchomienia . Asystenci nie śmieli już odwodzić profesora od jego pomysłu . Był wielkim naukowcem , a tacy mieli swoje prawa . Jeśli zginie ludzkość uzna go za szalonego i wzruszy ramionami nad śmiercią wariata . Jeśli mu się uda zostanie drugim Einsteinem . Porównanie to będzie tym lepsze , że wg legendy Einstein także , przerażony okrucieństwami II Wojny Światowej , zniszczył część swych badań argumentując to tym , że ludzkość jeszcze do nich nie dojrzała ... Nie minęła godzina, gdy na parkingu przed budynkiem głównego laboratorium Narodowej Agencji Fizyki Teoretycznej wylądował niewielki pojazd. Z jego wnętrza wysiedli prof. McNailly , jego asystenci : dr Kowalsky i dr Smiteson , oraz Jane Simpsane – gwiazda wiadomości Kanału Czwartego . Cała czwórka zdecydowanym krokiem ruszyła do wejścia ... Strażnicy przy bramie poznali profesora i pozdrowili go życząc udanej pracy . Pomimo późnej pory jego pojawienie się nie wzbudziło sensacji - profesor zwykł nieraz całą noc pracować w samotności przy wehikule . - Chyba nasi przeciwnicy nie zdążyli jeszcze zadziałać . To dobrze . Mam nadzieję , że nie zdążyli też cofnąć mi dostępu do głównego pomieszczenia – rzekł do swoich współtowarzyszy . Weszli do budynku . Szli teraz długimi korytarzami mijając co chwilę potężne , opancerzone , lecz przezroczyste drzwi oraz pilnujących ich uzbrojonych strażników . Przy każdych drzwiach znajdował się jakiś mechanizm identyfikacji . Było to albo skanowanie linii papilarnych , albo konieczność wprowadzenia kodu znanego tylko kilku naukowcom , albo też rozpoznawanie ich głosu . Nie ulegało wątpliwości , że laboratorium było dobrze zabezpieczone przed intruzami . Lecz czy mogło oprzeć się przed pazernością władzy chcącej zachować sobie monopol rządzenia ? - Dziękuję , że wybrał pan akurat mnie do wykonania tego reportażu – odezwała się dziennikarka – to dla mnie zaszczyt wziąć udział w tak doniosłym wydarzeniu . - Cenię sobie pani dociekliwość dziennikarską i to , że nie unika pani trudnych tematów . Wierzę , że to, co tu się dziś stanie , niezależnie od rezultatu trafi do opinii publicznej . - Proszę się nie bać . Wiadomości na Kanale Czwartym ogląda codziennie pół miliarda ludzi . Nie boimy się władz . W razie problemów liczymy na poparcie partii opozycyjnych , organizacji praw człowieka , przywódców religijnych i całego społeczeństwa naszej planety . Ludzie muszą się dowiedzieć o tym, co próbował zataić przed nimi rząd . Dziwię się tylko , że pan nie ujawnił wcześniej wyników swoich badań . - Ujawniałem . Tyle na ile mogłem . Tylko , że pani wolała rozmawiać z tym szaleńcem Kotajewem . - Cóż , każdy czasem popełnia błędy ... Dotarli do ostatnich drzwi . Dwóch uzbrojonych w pistolety laserowe strażników pozdrowiło profesora . Ten w odpowiedzi zagadnął ich pogodnie o jakieś ich sprawy rodzinne, po czym przyłożył dłoń do niewielkiej prostokątnej blaszki znajdującej się w drzwiach w miejscu gdzie zwykle bywa klamka . Po chwili w powietrzu rozległ się metaliczny , kobiecy głos : - Skanowanie DNA zakończone . Witamy profesorze McNailly . - Życzę miłej pracy – dodał strażnik . Drzwi otworzyły się bezszelestnie i cała czwórka weszła do pomieszczenia . Będąc już w środku reporterka włączyła kamerę i zaczęła filmować wszystkie kąty laboratorium niczym ciekawski turysta . Szybko jednak znudziła się nie widząc nic efektownego . Pomieszczenie nie było zbyt ciekawe . Na ścianach znajdowało się kilka monitorów komputerowych pokazujących skomplikowane kolorowe wykresy i ciągi liczb . Dwa niewielkie stoliki na środku i dwoje czarnych , stalowych drzwi po przeciwległych stronach pomieszczenia dopełniały obrazu . - Więc to niepozorne miejsce to najnowocześniejsze laboratorium fizyczne końca dwudziestego pierwszego wieku ? - A spodziewała się pani probówek pełnych tajemniczych i bulgoczących cieczy , wahadeł , szklanych kul oraz kłębów pary ? – zaśmiał się Smiteson . Dziennikarka postawiła kamerę na jednym ze stolików tak by polem widzenia obejmowała większość pomieszczenia , włączyła ją ponownie i rozpoczęła wprowadzenie . Krótko opowiedziała widzom sytuację po czym zwróciła się do prof. McNailly : - Panie profesorze . Proszę opowiedzieć widzom w skrócie na czym polega działanie wehikułu . Większości z nas – niezajmujących się zawodowo fizyką , podróże w czasie kojarzą się z bajkami albo magią . - Sam czasem nie mogę w to uwierzyć , że udało nam się zrealizować te śmiałe teorie , które od stu lat krążą po głowach naukowców . Właśnie pod koniec dwudziestego wieku wymyślono teorię tzw. tuneli . Krótko mówiąc do cofnięcia się w czasie potrzebny jest nam tunel , którego jeden z końców wiruje z prędkością bliską prędkości światła . Jak państwu być może wiadomo zgodnie ze Szczególną Teorią Względności Einsteina następuje w nim tzw. dylatacja czasu , czyli mówiąc prosto czas płynie w nim wolniej . Jak dotąd nie wierzono , że w najbliższym czasie uda się coś takiego skonstruować , jednak nam udało się pokonać wszystkie problemy techniczne . Nie będę państwa nimi zanudzać . Powiem tylko tyle , że wehikuł działa tak , iż jak wejdę do kapsuły i pojadę nią tunelem , to wyjadę z drugiej strony tunelu kilka dni , godzin , albo minut wcześniej . - A można cofnąć się nim np. do czasów średniowiecznych ? - To absolutnie wykluczone . Wehikułem można cofnąć się najdalej do momentu jego uruchomienia , co miało miejsce tydzień temu . Inne podróże w czasie są niemożliwe wg teorii tuneli i ciągle pozostają domeną autorów fantastyki . Oczywiście aż do chwili, gdy ktoś wymyśli coś nowego ... - Niech pan jeszcze wspomni widzom o problemach , które mogą się pojawić podczas eksperymentu . - Wehikuł nie był jeszcze testowany na żadnym żywym stworzeniu , ale ze względu na sytuację zamierzam zaryzykować i wejść . Spróbuję cofnąć się o pięć minut tak by państwo mogli zobaczyć zarówno moment mojego wejścia jak i wyjścia z wehikułu . Z tym , że jeśli eksperyment się uda i nie zginę to i tak nie wiadomo ciągle co się stanie gdy wyjdę . Nie rozwiązaliśmy tzw. paradoksu babki . Reporterka wytłumaczyła widzom na czym polega paradoks babki . Naukowcy byli zaskoczeni jej wiedzą , widać było, że dziennikarka poważnie traktowała swój zawód i przygotowała się do tego tematu . Gdy skończyła - przerwała nagrywanie . - Co mamy zrobić z wehikułem w przypadku gdyby panu się nie udało profesorze ? - Włączcie procedurę samozniszczenia . Moi asystenci wiedzą jak ją włączyć i tylko oni oraz dr Namura , trzeci z moich asystentów , są w stanie poza mną ją wyłączyć . - I co się stanie jak ją włączymy ? - W specjalnych magnetycznych pułapkach wokół tunelu umieszczona została spora ilość antymaterii . Jest to zabezpieczenie , które zrobiliśmy na wypadek gdyby nasze eksperymenty wymknęły się spod kontroli . Po włączeniu procedury samozniszczenia macie pięć minut na opuszczenie budynku i oddalenie się na odległość kilkuset metrów . Po tym czasie antymateria zostanie uwolniona , uderzy w tunel i w wyniku anihilacji uwolniona zostanie energia , która zniszczy cały budynek . - To brzmi ciekawie – w głosie reporterki dało się wyczuć coraz większe podekscytowanie – uda nam się uciec do samochodu ? Strażnicy jak zobaczą co się stało to nas aresztują . - Bez obaw . Jak usłyszą włączenie procedury samozniszczenia ewakuują się w mgnieniu oka . Oni wiedzą o tym co się potem stanie . To będzie eksplozja o mocy małego ładunku jądrowego . To zgasiło chyba nieco reporterskie podniecenie dziennikarki . Włączyła ponownie kamerę . Widząc to dr Smiteson postawił na stole zegar i zwrócił się do kamery : - To jest wyświetlacz podłączony do najdokładniejszego zegara atomowego na świecie znajdującego się w laboratorium NASA w Pasadenie . Jak państwo widzą w tej chwili jest piątek 20 grudnia 2097 roku , godzina 1:23 . Profesor wejdzie do wehikułu o godzinie 1:30 i cofnie się o pięć minut . Tak więc zanim jeszcze do niej wejdzie o godzinie 1:25 powinien z niej wyjść . Tyle mówi teoria . Jak będzie w praktyce przekonamy się za chwilę. - Profesorze , z opisu eksperymentu wynika , że przez pięć minut będzie pan w tym pomieszczeniu wraz z samym sobą . Co pan powie swojemu sobowtórowi ? - Cóż – odparł McNailly zakłopotany , ale i coraz bardziej zniecierpliwiony wyczekiwaniem – ciężko mi w tej chwili wyobrazić sobie tą scenę . Pracowałem nad tym wiele lat , a teraz nawet ja zaczynam wątpić czy to możliwe by cofnąć się w czasie . Czas wydaje nam się jednym z najbardziej podstawowych i nienaruszalnych zjawisk . Wydaje się , że zawsze będzie płynął i nigdy nie uda się go zawrócić . - A jednak już Einstein zauważył , że upływ czasu nie jest taki absolutny – zauważyła mądrze reporterka i teraz wszyscy wiedzieli już czemu jest taką wielką gwiazdą . Po prostu w każdej roli wypadała świetnie ; czy to opisując koncert gwiazdy muzycznej czy też relacjonując podróż w czasie . – Chyba teraz państwo widzą jak doniosłe wydarzenie nas czeka . Nie mogę się już doczekać chwili , w której ujrzymy profesora wychodzącego z wehikułu wcześniej niż do niego wejdzie . Zapadła cisza . Milcząc cała czwórka w skupieniu obserwowała zegar . Godzina 1:24:55 , 56 , 57 , 58 , 59 ... 00 , 01 . Nie wydarzyło się nic ... Po kilkudziesięciu sekundach dalszego milczenia profesor rzekł ściśniętym głosem : - Procedura opuszczania wehikułu trwa co prawda trzydzieści sekund , ale komputer dałby nam znać o jej rozpoczęciu ... - Ale jeszcze chwilę poczekajmy – dodał z nutką nadziei w głosie . Po chwili stało się jednak jasne , że nie doczekają się na profesora z przyszłości . Reporterka wyłączyła kamerę . Profesor wyglądał na zdruzgotanego , lecz mimo to wstał i rzekł z niezwykła powagą w głosie : - Prawdopodobnie coś jednak poszło źle . Pomimo to ciągle zamierzam wejść do wehikułu i spróbować . Nie mogę się teraz wycofać , bo gdybym się wycofał to by znaczyło , że właśnie z tego powodu nie wyszedłem przed chwilą z kapsuły – zamilkł na chwilę myśląc nad czymś intensywnie – Jak widać doszło już tu do paradoksu . Nie trzeba nawet cofnąć się w czasie żeby wpłynąć na przeszłość – teraz uśmiechnął się dla odmiany – No to nie mam wyjścia , muszę tam wejść . - Nie musi pan być koniecznie bohaterem . Trzeba się przyznać do porażki – odpowiedział mu dr Kowalsky - Nam także zależało na sukcesie , ale to już koniec . Zniszczmy wehikuł i uciekajmy . - Nie rozumiesz mnie . Ten wehikuł to całe moje życie . Nie mogę go zniszczyć nie dowiedziawszy się najpierw czy działa . Potem przez resztę życia zastanawiałbym się nad tym co mogłoby się stać gdybym jednak spróbował . Męczyłoby mnie to . Minęła chwila ciszy . Pozostała trójka nie próbowała już odwodzić profesora od wejścia do urządzenia . Ok. 1:29 dziennikarka ponownie włączyła nagrywanie . Opowiedziała w paru zdaniach o decyzji McNailly’ego kończąc słowami : - Prawdopodobnie podróże w czasie są jeszcze ciągle poza zasięgiem ludzi . Lecz myślę , że postępu technicznego zatrzymać się nie da . Dzięki takim odważnym ludziom jak prof. McNailly ludzkość z pewnością doczeka się kiedyś realizacji śmiałych wizji podróży w czasie . Nie będę więcej komentować – w jej glosie słychać było wzruszenie ściskające głos – Popatrzmy w milczeniu na ten doniosły moment . - Nie trzeba aż tyle powagi panno Simpsane – profesor uśmiechnął się – To tylko koniec marzeń starego głupca , któremu wydawało się, że potrafi poskromić czas ... Żegnajcie . Warto było doczekać tej chwili ... Profesor wszedł do kabiny . Usiadł na krześle i nacisnął odpowiedni guzik . Drzwi od kabiny zamknęły się i odezwał się ten sam co wcześniej kobiecy głos komputera : „Rozpoczęto procedurę podróży kapsuły wehikułu . Start kapsuły za trzydzieści sekund.” Przez szybę w drzwiach profesor po raz ostatni zobaczył smutne , żegnające go spojrzenia asystentów i reporterki wiadomości . Zaraz potem ściana kapsuły opadła odcinając go od laboratorium . Jednocześnie w jego ramię wbiła się igła strzykawki ze środkiem, który miał go pozbawić świadomości na czas podróży tunelem . Ostatnią rzeczą jaką sobie pomyślał zanim usnął było : „Wciąż wszystko idzie zgodnie z planem .” ... Profesor otworzył oczy i odruchowo spojrzał na swój zegarek na ręce . Dochodziła 1:32 , a więc zgodnie z planem był nieprzytomny przez półtorej minuty a potem dostał zastrzyk przywracający mu świadomość . Znajdował się ciągle w kapsule , ale nie był pewien jak przebiegł naprawdę eksperyment –zegarek na jego ręce działał nieustannie i nie mogło na nim być innej godziny niezależnie od wyniku eksperymentu . Głos komputera brzmiał optymistycznie : „Zakończono pomyślnie operację podróży kapsuły wehikułu . Trwa wyrównywanie ciśnienia powietrza wewnątrz kapsuły . Proszę czekać . ” Profesor ucieszył się , że żyje , ale szybko zapomniał o tym , a jego myśli zaczęło nurtować mnóstwo pytań : „A więc eksperyment powiódł się ? Ale to niemożliwe , przecież o 1:25 nikt z kapsuły nie wyszedł ... Może po prostu przejechałem tunel nie cofając się w czasie i naprawdę jest 1:32 dokładnie tak jak to wskazuje mój zegarek . To chyba najbardziej prawdopodobne ... Ale czemu komputer mówi , że operacja zakończyła się pomyślnie ? ... ” Gdy tylko kapsuła otworzyła się profesor zerwał się na równe nogi , podbiegł do drzwi laboratorium , otworzył je ... i stanął jak zamurowany ... Laboratorium wyglądało całkiem zwyczajnie . Dr Kowalsky , dr Smiteson i panna Simpsane stali na środku równie zszokowani co on . Jednak tym co najbardziej zaskoczyło profesora była czwarta osoba stojąca obok stołu z kamerą . To był on sam – prof. McNailly !! Po kilku sekundach milczenia obydwaj profesorowie dokładnie w tej samej chwili spojrzeli na zegar . Była na nim godzina 1:25 ... - To niesamowite – szepnął „starszy” profesor McNailly – To niesamowite , nieprawdopodobne – dodał głośno . - Tak to niesamowite , ale to wspaniałe – podbiegł do niego „młodszy” profesor i uścisnął mu dłoń . Na twarzach obecnych rozpromieniły się radosne uśmiechy . I tylko starszy o pięć minut profesor był jakiś nieobecny . Zamyślony , oszołomiony i śmiertelnie poważny . Młodszy chwycił go , objął i zmusił gestem do pozowania przed kamerą . Tryumfujący głos dziennikarki nie pozostawiał wątpliwości , że eksperyment udał się : - Są państwo świadkami wielkiej chwili . Oto człowiek pokonał czas ! To wspaniały tryumf ludzkiego umysłu . Aż szkoda , że to urządzenie będzie musiało zostać zniszczone . - Mógłbyś mnie teraz spróbować powstrzymać przed wejściem do wehikułu . Rozwiązalibyśmy paradoks babki – rzekł „młodszy” profesor do swojego wciąż zszokowanego „starszego” ja – Ale może zostawimy to do rozstrzygnięcia przyszłym pokoleniom naukowców . Niech oni też mają coś do odkrycia . My i tak już przeszliśmy do historii . Prawda ? - To niemożliwe ... czegoś tu nie rozumiem ... – „starsze ja” profesora powtarzało wciąż niczym mantrę wciąż te same słowa - ... To się nie wydarzyło ... Tego wcale nie było ... - Ma jakiś wstrząs psychiczny – dodał dr Smiteson – Nie zdążyliśmy zbadać wpływu podróży tunelem na organizmy żywe . Możliwe , że wehikuł nie działa dobrze na mózg i powoduje jakieś dolegliwości psychiczne . - To nic . Osiągnąłem wspaniały sukces i dla dobra nauki mogę się poświęcić i nawet zostać warzywem – dowcipkował kipiący humorem i samozadowoleniem „młodszy” profesor , po czym poklepał poufale „starszego” po plecach – No , dobiega w pół do drugiej . Czas na mnie . Do zobaczenia pięć minut temu – zaśmiał się i podszedł do kabiny . Wszyscy przestali już zwracać uwagę na zamyślonego głęboko „starszego” profesora . Poklepując „młodszego” po plecach i gratulując mu sukcesu odprowadzili go do drzwi . Młodsze „ja” profesora wsiadło do wehikułu , zamknęły się za nim drzwi i w laboratorium ponownie został tylko jeden profesor McNailly . - Wygląda na to , że wszystko znów wróciło do normy profesorze – dr Kowalsky podszedł do niego i uśmiechnął się pojednawczo – proszę się nie martwić dojdzie pan do siebie . A teraz najważniejsze to zniszczyć wehikuł . - Posłuchajcie mnie chwilkę – profesor mówił głosem wyjątkowo spokojnym - Musicie mnie wysłuchać . To co przed chwilą się wydarzyło nie miało miejsca ! – podniósł nieco głos . - Jak to nie miało miejsca , przecież chyba pan widział – wtrąciła się dziennikarka . - Widziałem i w tym cały problem . Tyle , że powinienem mieć w pamięci tą scenę taką jaka się przed chwilą rozegrała . Powinna wyglądać dokładnie tak jak ta na 5 minut zanim wszedłem do wehikułu , którą ciągle mam w pamięci . Powinienem pamiętać siebie samego wysiadającego z wehikułu na pięć minut zanim do niego wszedłem . Tymczasem ja mam w pamięci coś zupełnie innego , a mianowicie wersję , w której żaden profesor McNailly nie wyszedł z kabiny . Myślałem , że eksperyment się nie udał , ale wszedłem i tak do wehikułu zrezygnowany . Cofnąłem się i nagle pojawiłem się tu , a tu, choć czas wskazywał 1:25 zdarzyło się coś innego . Czy historia uległa zmianie ? Czy to naprawdę zdarzyło się wcześniej , zanim wsiadłem do wehikułu ? - Może mieć pan zaniki pamięci profesorze – zauważył dr Kowalsky . - Zwykle ufam swojej pamięci . - To praktycznie niemożliwe , nas jest troje i pamiętamy inną wersję wydarzeń , którą pan zresztą przed chwilą także widział i temu nie przeczy. Cofnął się pan wehikułem o pięć minut . - Wydaje mi się , że rzeczywiście się cofnąłem , skoro spotkałem siebie samego . Ale co się stało z moją pamięcią ? Tamte pięć minut pamiętam tak dobrze jak bym je po prostu przeżył. - Wie pan , że wpływ wehikułu na mózg ludzki nie jest przebadany . Mógł pan mieć halucynacje podczas snu w trakcie podróży tunelem . - To możliwe . Jestem naukowcem , więc muszę przyjąć najbardziej prawdopodobne rozwiązanie za prawdziwe . - Niech pan spróbuje się odprężyć . Odniósł pan , odnieśliśmy wszyscy , wspaniały sukces . - Tak , to akurat prawda . Poszło wspaniale . Choć bardzo pragnąłem, aby to się udało , to w duchu cały czas mówiłem sobie : „Na co ty się porywasz stary głupcze , to się nie może udać . Czas to siła , której człowiek nie może złamać.” I myliłem się . Ale teraz dopiero dotarło do mnie tak naprawdę jak potężnym i niebezpiecznym urządzeniem jest wehikuł . - To prawda : stworzyliśmy potwora . Trzeba to zniszczyć zanim wojsko przejmie nad nim ... Nie zdążył jednak dokończyć zdania , bo laboratorium nagle wstrząsnęła eksplozja . Drzwi do głównego pomieszczenia wyleciały w powietrze . Ułamek sekundy później w środku znalazło się pięciu uzbrojonych żołnierzy i generał . - Jesteście aresztowani za nielegalne wtargnięcie na teren laboratorium i próbę użycia utajnionego sprzętu – zaczął stanowczo generał . - Generale , mieliśmy dostęp , nie cofnięto nam go jeszcze . Trudno więc mówić o nielegalnym wtargnięciu - odparł pojednawczo dr Smiteson . Zrobił krok w kierunku generała , lecz zdecydowany ruch lufami pistoletów laserowych żołnierzy powstrzymał go w pół drogi . Generał zmierzył wzrokiem pomieszczenie i rzekł : - O tym zadecyduje sąd . Musimy poczekać na ekspertów , którzy odpowiedzą nam na pytanie co robiliście przy wehikule . Jeśli próbowaliście go użyć grożą wam wysokie kary . - Dziwię się wam młodym , że łazicie za tym starym szaleńcem – zwrócił się po chwili do asystentów profesora – Macie żony , dzieci , pozycję zawodową ... Chcecie to stracić ? I pani , taka ładna i młoda kobieta . W dodatku gwiazda telewizyjna ... Co pani tu robi , hę ?? Generałowi odpowiedziało milczenie . Znów rozejrzał się po sali . Gdy jego wzrok padł na stół, na którym leżała kamera , dziennikarka w ułamku sekundy skoczyła w jej kierunku , by zniszczyć taśmę . Niestety jej gwałtowny ruch spowodował reakcję żołnierzy . Padły strzały , zrobiło się zamieszanie . Dr Smiteson rzucił się na generała , lecz padł trafiony laserem jednego z żołnierzy . Korzystając z zamieszania profesor podbiegł do drzwi wejściowych wehikułu . Otworzył je i wszedł do środka . Obejrzał się za siebie ... W pomieszczeniu ponownie zapanował spokój . Dr Kowalsky i ranna w nogę dziennikarka leżeli na podłodze z lufami przy skroniach . Dr Smiteson leżał tuż obok w kałuży krwi wyglądając na martwego . Widząc profesora w kapsule żołnierze wycelowali lufy pistoletów w jego kierunków , lecz gdy już , już mieli strzelić zatrzymał ich tubalny głos generała : - Nie strzelać ! Uszkodzicie wehikuł ! Brać go żywcem !! Jednak profesor był szybszy ... Nacisnął odpowiedni guzik i drzwi kapsuły zamknęły się z hukiem . Teraz nikt z zewnątrz nie mógł ich już otworzyć . Nawet żaden dźwięk nie dochodził ze środka laboratorium . Miotający obelgi , czerwony z wściekłości generał wydawał się już tylko śmiesznym pajacem . Jednak profesorowi nie było wcale do śmiechu , przez szybkę nadal było widać krew . Zamknął oczy i pomyślał : „Wszystko to przez wehikuł . Muszę go zniszczyć . Pozostała mi tylko jedna możliwość .” Rozpoczęła się procedura cofania w czasie . Z zewnątrz wyłączyć mogli ją jedynie jego asystenci , a wątpliwe było aby dr Kowalsky , odważny bądź co bądź człowiek , wyjawił ten sekret generałowi . W środku profesor ciągle miał pełną możliwość kontroli nad urządzeniem . Jeszcze zanim zamknęła się kapsuła przestawił licznik urządzenia tak, by cofnęło go dokładnie o dwie doby . „Start kapsuły” – rzekł głos komputera i drzwi kapsuły zamknęły się . Nie wiedzieć czemu ostatnią rzeczą jaką pomyślał profesor przed zaśnięciem było „Ciekawe jak wyglądała ta kobieta , której głos mamy w komputerze ? ” . Nigdy wcześniej nad tym się nie zastanawiał ... Tak jak poprzednio tak i tym razem obudził się po ok. dwóch minutach . „Zaczynam się przyzwyczajać do podróży wehikułem . Wszystko przebiega tak gładko , że aż sam nie mogę w to uwierzyć .” Rozpoczęła się procedura otwierania kapsuły . Po trzydziestu sekundach , podczas których profesor próbował sobie wyobrazić minę Kotajewa dowiadującego się o zniszczeniu wehikułu, drzwi kapsuły otworzyły się . Naukowiec wszedł do laboratorium ... Pomieszczenie było puste i panował w nim półmrok . Rozświetlało go tylko światło monitorów komputerów nadzorujących pracę wehikułu . „Dobrze , że wybrałem ten dzień , w którym akurat poszedłem wcześniej do domu . Gdyby moje ja z przed dwóch dni zobaczyło mnie manipulującego przy procedurze samozniszczenia pewnie próbowałoby mnie powstrzymać . ” . Profesor zamyślił się na chwilę ... „Tu występuje jednak potężny paradoks . Przecież nie pamiętam abym kiedykolwiek widział samego siebie . Pozatym jeśli zniszczę wehikuł to w jaki sposób mogłem się tu przenieść z przyszłości ? Toż to paradoks babki , że też wcześniej o tym nie pomyślałem ... Ale to może oznaczać , że nie uda mi się go zniszczyć , albo znów mam zaburzenia pamięci ... A może ja się wcale nie cofnąłem w czasie , tylko byłem w środku tak długo aż wojskowi sobie poszli i pomieszczenie zostało puste ? ” . „Eee , to niemożliwe , oni czekaliby tu na mnie . Postawiliby wartowników , oni tak łatwo się nie poddają . Na pewno cofnąłem się o te dwa dni ” – dodał w myślach sam do siebie . Podszedł do panelu kontrolnego . Po kilkudziesięciu sekundach wprowadzania poleceń do komputera , tajnych kodów , kontroli DNA i odcisków palców , oraz po włożeniu w odpowiednie miejsce i przekręceniu jedynego egzemplarza klucza, który nosił w kieszeni, rozległ się głos : „Uwaga ! Za trzydzieści sekund rozpocznie się procedura samozniszczenia . Jeżeli to awaria , lub ćwiczenia natychmiast naciśnij czerwony przycisk obok drzwi wehikułu .” . Profesor spojrzał nerwowo na opisany przez komputer przycisk . „A niech to . Przez to wszystko zapomniałem o procedurze odwołującej . A przecież sam ją wprowadziłem . Mam nadzieję , że strażnicy o niej nie wiedzą . ” – pomyślał . Niestety strażnicy wiedzieli. W dodatku po włączeniu procedury samozniszczenia, choć trudno było w tej chwili przypomnieć sobie zdenerwowanemu naukowcowi czy było to zamierzone czy też było to wynikiem awarii , drzwi do pomieszczenia otworzyły się . Dwóch uzbrojonych strażników wpadło do środka . Spojrzeli na stojącego profesora i na wehikuł , po czym jeden z nich podbiegł do drzwi wehikułu i nacisnął czerwony przycisk. Drugi zaś popchnął na ziemię próbującego przeszkodzić profesora . Ten zaczął improwizować : - Co wy robicie?! Głupcy , wehikuł wymknął mi się z pod kontroli . Za chwilę powstanie tu czarna dziura . Musicie pozwolić mi go zniszczyć, bo inaczej całą planetę czeka zagłada ! - Wskazania przyrządów mówią co innego. Pozatym musimy sprawdzić pana tożsamość . To podejrzane , że nie zarejestrowaliśmy pana wejścia . - Czy to ja mam tytuł naukowy i znam się na tym , czy wy ? Urządzenia są uszkodzone i pokazują złe wartości . Tracimy czas . Profesor dalej próbował blefować , lecz już z coraz mniejszym przekonaniem widząc , że strażnicy są nieugięci i najwyraźniej dostali odpowiednie instrukcje . Oznaczało to , że wojsko musiało już wcześniej przejąć nieformalną kontrolę nad laboratorium . Choć z drugiej strony wydawało się to nieprawdopodobne , że już dwa dni wcześniej strażnicy byli przygotowani na taki scenariusz . Tym bardziej , że nie zatrzymali później profesora gdy wraz z asystentami i dziennikarką weszli do laboratorium . Strażnicy byli nieubłagani . Sami pewnie nie byli do końca przekonani czy wehikuł nie jest uszkodzony , ale dostali wyraźne instrukcje by nie dopuścić do włączenia procedury samozniszczenia i gotowi byli zaryzykować życiem byle tylko spełnić rozkaz przełożonych. Zaprowadzili profesora do skanera dna i przeprowadzili identyfikację . Widząc , że podejrzany osobnik , który pojawił się w laboratorium nie wchodząc do niego i próbował włączyć procedurę samozniszczenia to jednak jest prawdziwy McNailly puścili go wolno , blokując jednak drogę do wehikułu i rzucając na odchodnym , że wpiszą to do raportu i będzie musiał się jutro z tego wytłumaczyć . Nie zmartwiło to akurat specjalnie profesora , który widząc , że nie może zniszczyć wehikułu spokojnym krokiem ruszył do wyjścia . Idąc korytarzem ponownie w myślach odtworzył wydarzenia kilkunastu ostatnich minut. I to określenie właśnie zastanowiło go najbardziej. Kilkunatu ostatnich? Z czyjego punktu widzenia ? Dla niego było to kilknaście nieprzerwanie płynących i następujących kolejno po sobie minut, ale dla świata, w którym przebywał były to minuty wyrwane z różnych momentów czasu. A dla profesora, którego widział wsiadającego do wehikułu tuż po tym jak on sam z niego wysiadł ? Jeśli rzeczywiście pamięć płata mu figle to można to jakoś w miarę prosto wytłumaczyć, ale co jeśli to wszystko co pamięta jest prawdą ? Czy przenosząc się w czasie przeniósł się do tego samego świata pięć minut wcześniej ? A może to nie tak. Może nie istnieją podróże w czasie, może to był zupełnie inny świat, który tylko wyglądał tak jak świat sprzed pięciu minut ? Próboując zniszczyć wehikuł znalazł się blisko rozwiązania części nurtujących go problemów. Jednak wehikułu zniszczyć się nie udało. Czy to oznacza, że przyszłości nie da się jednak zmienić ? Że nie można zabić własnej babki ? Że to co się stało uwzględnia już wszystkie interwencje z przyszłości i że cofanie się w czasie nie jest już w stanie wpłynąć na historię ? W takim razie jego pamięć o tym co się wydarzyło między 1:25 a 1:30 20 grudnia musiałaby być błędna. „Może jednak miałem halucynacje i nie zapamiętałem tego momentu, w którym moje starsze o pięć minut Ja wysiadło z wehikułu. Może teraz już nie jestem w stanie zniszczyć wehikułu, ani zrobić czegoś co spowodowałoby zmianę historii. Może ... ” Nagle profesorowi przyszła do głowy śmiała myśl „Mogę to zweryfikować... Tak, mogę to sprawdzić ! Nie trzeba zabijać własnej babki, by zbadać paradoks czasu. Muszę tylko odnaleźć siebie z 18 grudnia... ” Ostatnie metry korytarza profesor przeszedł szybkim krokiem, prawie biegnąc. Wypadł z budynku i pobiegł w kierunku postoju taksówek. - Dobry wieczór profesorze – taksówkarzowi, choć nie znał McNailly’ego, wystarczył jeden rzut oka, by rozpoznać, że wiezie naukowca – Widzę, że nocne badania się przedłużyły . Dokąd Pana zawieźć ? - Hawkinga 27 – mruknął profesor zatopiony we własnych myślach. - Aaa, no tak, powinienem sam na to wpaść. No jasne, że tak wybitny naukowiec musi mieszkać na tym nowym osiedlu. Ja zawsze w lot poznaję z kim mam do czynienia. W zeszłym tygodniu wiozłem tam dwóch nanobiologów. Przez całą drogę spierali się o coś, czego nazwy i tak nie udało mi się zapamiętac, a co podobno ma sprawić ... Taksówkarz włączył silniki i pojazd bezszelestnie wzniósł się w powietrze. Profesor, nie zwracając uwagi ani na przesuwającą się za szybami panoramę miasta, ani na głos gadatliwego kierowcy, zajął się rozważaniami na temat natury czasu. Z zadumy wyrwał go jednak po chwili krzyk kierowcy pomstującego na innego uczestnika ruchu powietrznego, który przed chwilą o mało co ich nie staranował... - Gdzie masz oczy głąbie ! – wydzierał się przez otwarte okienko taksówkarz – Idź się zabij i sprawdź czy ci się udało pokrako jedna !! Słysząc te słowa profesor nagle roześmiał się. Zaskoczony taksówkarz spojrzał na niego wzrokiem mówiącym „dziwak, tak jak wszyscy naukowcy”. Nie wiedział jednak, że profesor który przez chwilę myślał, że zginie w taksówce i będzie to dowód na to, że nie jest w stanie wpłynąć na bieg historii, która już została zapisana, przemyślał właśnie szczegóły niezwykle śmiałego i brutalnego jednocześnie planu... Teraz już był pewien co musi zrobić, by jednoznacznie rozwiązać problem paradoksu czasu. Wiedział też do kogo zwrócić się o pomoc w jego rozwiązaniu i dobrze wiedzał też, że osoba ta na pewno nie odmówi mu pomocy... Latająca taksówka zawisła w powietrzu ponad grupą pogrążonych we śnie nowoczesnych willi. Profesor zapłacił za przejazd, po czym wiozący go pojazd opuścił się na ziemię i umożliwił mu wyjście na ulicę, która nosiła miano jednego z najwybitniejszych fizyków przełomu wieków. Nie na darmo zresztą. Mieszkało tu kilkadziesiąt najwybitniejszych umysłów świata, którym za zasługi dla rozwoju ludzkości Rząd Światowy zafundował luksusowe i naszpikowane nowczesną elektroniką domostwa. McNailly wiedział, że już w momencie gdy zrobił pierwszy krok na chodnik został namierzony przez rozlokowane w trawie czujniki, niewidoczne miniaturowe kamery zarejestrowały wygląd siatkówki jego oka, a kilkanaście umieszczonych pod płytami chodnikowymi komputerów w mgnieniu oka przeanalizowało go. Nie ulegało wątpliwości, że włamywacz nie miał tu żadnych szans. Profesor nie miał się jednak czego obawiać. Koniec końców był przecież u siebie. Energicznym krokiem ruszył w kierunku swojego domu, przeszedł przez otwarte jak zwykle na oścież, lecz wyposażone w skomplikowany i niewidoczny na pierwszy rzut oka system zabezpieczeń, drzwi i wszedł do wnętrza. System komputerowy mieszkania rozpoznał go i powitał miłym, cichym głosem jego ulubionej aktorki. W kuchni na stole natychmiast pojawiła się szklanka jego ulubionego drinka, a z łazienki usłyszał odgłos wody spływającej do wanny... Sprawnie działająca jak zwykle maszyna stanęła jednak nagle przed dylematem. Widać było wyraźnie, że działanie programu komputerowego nie przebiega według zwyczajnych, przewidzianych przez programistów ścieżek. Najpierw kilkukrotnie zapaliły się i zgasły światła w pokoju gościnnym, potem wydobył się podejrzany dźwięk z lodówki, aż wreszcie komputer oznajmił: „Profesorze, temperatura pańskiego ciała wynosi 73.2 stopnie Celsjusza. Wystąpiło zagrożenie życia... Uruchamiam procedurę awaryjną... procedura awaryjna zwiodła, bład krytyczny systemu... wznawiam skanowanie funkcji życiowych... proceura awaryjna odwołana ... bład funkcji korygującej obliczenia ... ” . Profesor wiedział co się dzieje: w domu znajdowało się dwóch McNailly’ch i najwyraźniej przerastało to możliwości najnowocześniejszego komputera końca XXI wieku. „Awaria systemu komputerowego. Przejęcie kontroli przez komputer awaryjny.” – poinformował go zimny, metaliczny, męski głos. Profesor już długo nie czekał. Wiedział, że awaria systemu komputerowego spowoduje wizytę grupy serwisantów wraz z karetką pogotowia i strażą pożarną. Natychmiast dopadł swojego osobistego komputera, wpisał tajny kod, który odłączył część systemu, po czym pobiegł do korytarza i odłączył główne zasilanie. Pozostało mu już tylko wyłączenie systemów bezpieczeństwa, gdy nagle w drzwiach sypialni stanął obudzony głosem komputera i innymi hałasami „młodszy” o dwa dni profesor McNailly... Profesorowie przez chwilę stali nieruchomo, mierząc się wzrokiem. Jako pierwszy zareagował "starszy". - Witaj, ee yy - profesor nie bardzo wiedział jak zwrócić się do samego siebie. - Czy wiesz kim jestem ? - dodał po chwili zdając sobie sprawę, że widząc nagle samgeo siebie mógłby czuć się conajmniej zaskoczony. - Widzę kim jesteś - odparł "młodszy" cichym, ale opanowanym głosem. - Ale czy naprawdę jest tak jak myślę ? - Mogę ci to udowodonić, np. przeskanować swoje DNA albo jakoś inaczej ... - Nie trzeba, wierzę ci, w końcu przy pracy, którą prowadzę musiało się to kiedyś zdarzyć - uśmiechnął się - Widzę, że jednak odniosłem, odniesliśmy(?) sukces. - W pewnym sensie profesorze. Jest jednak kilka skomplikowanych kwestii, których nie potrafię wyjaśnić i dlatego przyszedłem po pomoc do ciebie (siebie?). - Dobrze zrobiłeś, co dwie głowy to nie jedna. Młodszy McNailly był już rozluźniony i zadowolony. Widać było, że obaj profesorowie przełamali już pierwsze lody. Wkrótce uścisnęli sobie dłonie, a młodszy poklepał poufale strszego po plecach. Zaczęli nawet żartować z niedoskonałości języka, który nie jest przygotowany do podróży w czasie. Czy do swojego sobowtóra mają mówić w pierwszej, czy drugiej osobie ? Dość szybko jednak przybyły przed chwilą naukowiec przypomniał sobie o celu swojej misji. W kilku krótkich zdaniach przedstawił wydarzenia, które się wydarzyły, właściwie nie będąc pewnymi czy się wydarzyły, czy dopiero wydarzą. Pominął przy tym zręcznie swój plan - sam nie był jeszcze do niego do końca przekonany. - A więc w końcu dosięgły nas wszystkie paradoksy czasu - zaczął młodszy po wysłuchaniu swojego drugiego "ja" i zrobieniu znaczącej pauzy na przemyślenie czegoś - Zafascynowany ideą podróży w czasie i pochłonięty przyziemnymi, technicznymi problemami, przestałem się zastanawiać nad problemami teoretycznymi. Jak teraz nad tym myślę, to wydaje mi się, że trzeba było najpierw rozwiązać te wszystkie paradoksy, a dopiero rozwiązawszy je zabierać się za konstrukcję wehikułu. Lecz trudno, stało się i nie cofniemy już tego. - Pomyśl o tym, że nie wszystkie problemy da się rozwiązać teoretycznie. Nawet Newton musiał dostać jabłkiem w głowę żeby wymyślić swoje teorie. - Tak, tak, ale tu nie o to chodzi. Newton niczym nie ryzyował, a my porywamy się na czas. Mierzymy się z jego potęgą. - To wszystko jednak już się zdarzyło i musimy ten eksperyment dokończyć. Inaczej on i tak się dokończy, tylko że żaden z nas nie będzie wiedział jak i dlaczego. - Masz więc jakieś teorie ? - Mam kilka, ale chciałbym usłyszeć co ty o tym myślisz. - Ja to ty, nie zapomniaj o tym, moje procesy myślowe przebiegają podobnie. Spodziewasz się, że dojdę do innych wniosków ? - Mamy inną historię, widzieliśmy co innego i pamiętamy co innego, możemy dojść do różnych wniosków. - Masz rację, ale zastanawia mnie jedna rzecz: skoro ty to ja za dwa dni, to czy pamiętasz naszą obecną rozmowę ? Zapdała cisza. Starszy profesor był skonsternowany. Oczywiście nie pamiętał takiej rozmowy. Dwa dni temu spał kamiennym snem i wstał rano rzeźki i wypoczęty, nawet nie pamiętał co mu się śniło. Śniło ? A może ? ... - Skoro nie pamiętasz, to czy ja będę pamiętać ? Czy może to jest jednak tylko wytwór mojej wyobraźni ? Czy ja śnię ? - młodszy zadawał coraz więcej pytań, co u naukowca jest oznaką intensywnego myślenia. - Pojawia się tu problem natury filozoficznej, który jednak wolałbym pozostawić na boku - odparł po chwili zastanowienia starszy McNailly - Całe nasze życie może być tylko snem i jeśli będziemy w ten sposób to rozważać, to nigdy do nieczego nie dojdziemy. Jesteśmy naukowcami i musimy założyć, że to wszystko jest realne. Co najwyżej ja mogę mieć zaburzenia pamięci po podróży wehikułem. Znów zapadła cisza. Obaj profesorowie zajmowali się tym, co wychodziło im najlepiej i stanowiło podstawę ich zawodu - myśleli. Obaj jednak o czym innym. O ile młodszy rozważał jakieś problemy teoretyczne związane z podróżą w czasie, o tyle starszy trzymając rękę w kieszeni, zaciśniętą na znalezionym w przedpokoju pistolecie, rozważał skomplikowany dylemat moralno-naukowy. "Jako naukowiec muszę postępować etycznie. Nie mogę zabijać w imię nauki. Z drugiej strony czy będzie to zabójstwo, czy samobójstwo ? Jeśli on zginie, a ja będę dalej istniał, to nie będzie przecież samobójstwo, bo samobójstwo polega na tym, że się ginie z własnej ręki. Z drugiej strony jeśli przecież zabiję siebie... No i wogóle, co się wtedy stanie ? Jeśli strzelę, to przecież nie będę mógł wsiąść do wehikułu za dwa dni, a skoro nie wsiądę do wehikułu, to nie będę mógł strzelić ? Kółko. Pętla. Nierozwiązywalny problem. No, nie ... jednak rozwiązywalny, ale tylko w jeden sposób ... Na nic teoria... Na nic rozważania i dumania ... To można zweryfikować tylko doświadczalnie ... Ale strzelić do samego siebie ... ? " Młodszy z profesorów zauważył bladość na twarzy starszego, nie zdążył go jednak zapytać o co chodzi, gdyż ten bez słów wyciągnął pistolet. Młodszy natychmiast zrozumiał o co chodzi. - Widzę, że podjąłeś decyzję. - Podejmuję ... - Nie miej skrupułów. To się musi stać. - Nie boisz się śmierci ? - Skąd wiesz, że zginę ? Jeśli zginę, to czy ty zginiesz ? Przecież ustaliliśmy, że ty to ja, a więc jeśli ja zginę ... ? A poza tym, to czy śmierć wydaje mi się mniej skomplikowanym pojęciem niż czas. Ze śmiercią ludzie walczą od kilkuset lat, a z czasem powalczyliśmy dopiero my dwaj. - Ale im się nie udało, a nam tak. - Czyżby ? Znów zapadła cisza. Tym razem obydwaj myśleli o tym samym: co się stanie po strzale ? - Czy wogóle uda ci się mnie zabić ? Być może czas przeciwdziała paradoksowi babki, być może nie da się wpłynąć w ten sposób, by doszło do paradoksu. To tak jak z równaniem, które jest sprzeczne - nie ma rozwiązania. I tu także może nie być takiego rozwiązania, które doprowadzi do błędnego w naszym rozumowaniu zjawiska... - Myślę, że jednak umysł ludzki jest ograniczony... Są takie problemy, których ludzkość nigdy nie zrozumie ... - Więc strzelaj ! Dla dobra nauki ! Nie czekaj zanim coś, lub ktoś przeszkodzi nam dopełniając teorię za nas. Słowa młodszego profesora podziałały na starszego jak otrzeźwienie. "Moje wątpliwości przeciwdziałają zmianie historii. Jeśli nie strzelę, to właśnie dlatego zabicie własnego przodka jest niemożliwe. Ale człowiek ma przecież wolną wolę. Może ona właśnie jest czymś najwyższym, ważniejszym niż czas, historia, skutki i przyczyny ?" Profesor przystawił pistolet do skroni swojemu drugiemu "ja" i znow się zawahał. "Zrób to"- szepnął tamten ze ściśniętym gardłem. Padł strzał ... Młodszy profesor stał przez chwilę z otwartymi oczami patrząc na swojego sobowtóra. Z ust popłynęła mu strużka krwi, po chwili padł na ziemię. Z ręki "mordercy-samobójcy" wypadł pistolet. Groza sytuacji na chwilę zmroziła McNailly'ego. Musiał usiąść, bo zaczęły się pod nim uginać nogi. Po chwili jednak wrócił rozsądek i chłodna naukowa kalkulacja. Pierwszą, rozsądną myślą było "Nadal żyję" ... To akurat nie ulegało wątpliwości. Trup profesora leżał w poszerzającej się kałuży krwi, podczas gdy drugi prefesor siedział na łóżku cały, zdrowy i żywy. I nadal był 18 grudnia ... "A może on też żyje, jest tylko ranny i uda się go uratować ? To by znaczyło, że ..." Nie zdążył jednak pomyśleć do końca. Nagłe wycie syreny i dramatyczny głos komputera pozbawił go wątpliwości" - Alarm! Ustanie funkcji życiowych ! Procedura krytyczna ! ... Procedura krytyczna odwołana! Profesorze Mc Nailly spada temperatura pańskiego ciała ! ... Alarm ! Procedura krytyczna !... Procedura krytyczna zawiodła ! ... Bład wykonania procedury ! Poważne uszkodzenie syste dsf8f f.d @# ... biiip biiip biiip Profesor dopiero teraz przypomniał sobie, że podniecony spotkaniem z samym sobą zapomniał wyłączyć wszystkie systemy bezpieczeństwa. Jeden z awaryjnych komputerów właśnie zareagował. Nie było wątpliwości, reagował wyłącznie w przypadku krytycznym - śmierci właściciela mieszkania. I tym razem, podobnie jak poprzednio, komputer zwariował. Najwyraźniej programiści nie czytali opowiadań science-fiction i nie przewidzieli iż ta sama osoba może być jednocześnie martwa i żywa... Naukowiec nie zdążył jednak dokończyć tej myśli, gdy na trawniku przed domem rozległo się wycie syren i z krzykiem wpadł do środka oddział miejscowej policji. Trzeba było przyznać, że na tych nowych osiedlach systemy alarmowe oraz sama policja działaly nad wyraz sprawnie... Policjanci widząc w pokoju jedną martwą osobę i jedną żywą natychmiast rzucili się na tą drugą, przewrócili ją i skuli kajdankami. Po kilkudziesięciu sekundach do pokoju wpadł oficer. Był to gruby i niski człowieczek, z wyglądu służbista. Nie patrząc nawet na profesora wyciągnął z plecaka niewielki przyrząd i przyłożył go do szyi leżącego. - Nie żyje, sierżancie zawiadomcie karetkę... Zidentyfikujmy go... hmm to profesor McNailly, właściciel mieszkania. A kim jest napastnik ? Gruby policjant podszedł do skrępowanego profesora i choć zaskoczony tym, iż napastnik wygląda identycznie jak ofiara, przyłozył mu do skóry to samo urządzenie - najwyraźniej identyfikator DNA. Zaświeciła dioda, zamrugała lampka, w mgnieniu oka informacja o układzie DNA powędrowała do centralnego komputera policji, po czym ten odesłał odpowiedź : " William Mc'Nailly , syn Roberta i Jane, ur. 17.08.2031, numer identyfikacyjny 198AB2F40 ..." Policjant wpadł w konstenrację... Spojrzał na profesora, zaklął i ponownie zbadał denata, oraz mordercę... - Co do diabła ? Profesorze, czy to jakaś pana sztuczka ? - Ja jestem tylko zwykłym fizykiem kapitanie, a nie informatykiem. Wasz system jest chyba niezawodny, no nie ? - mrugnął przy tym okiem do zbaraniałego oficera. - Zabieramy go ? - spytał jeden z policajntów - Zabieramy, na komisariacie wyjaśnimy co tu się stało, albo przekażemy to tym z wydziału specjalnego, niech oni się męczą - rzekł grubas ocierając ręką pot z czoła - zabezpieczyć ślady. - Zaraz, zaraz. Znam swoje prawa. W świetle dowodów, nie możecie mnie oskarżyć o morderstwo. Przecież zmarły to ja ... - Jak pan mówi ? - Nie dokonano tutaj zabójstwa, a jedynie samobójstwo, a to chyba nie jest karalne ... Było widać, że policjant intensywnie myśli. Profesor uśmiechnął się. Było mu wszystko jedno co z nim się stanie, był natomiast zadowolony, że zmusił oficera policji do wysiłku umysłowego. "Niech i on zmierzy się z tym paradoksem, dlaczego tylko my naukowcy mamy dźwigać to brzemię ?" - no ... - zaczął niepewnie policjant - w sumie to ma pan rację , ale gdy jedna osoba nie żyje, a druga żyje to nie mamy do czynienia z samobójstwem ... prawda ? - próbwał rozpczliwie znaleźć potwierdzenie swoich słow, profesor jednak nie dał zbić się z pantałyku. - Ależ panie oficerze! Jest pan przecież zawodowcem, podobnie jak ja. Proszę pomyśleć jaki chaos byłby na świecie, gdybyśmy wszyscy ufali naszym zawodnym zmysłom ,a nie polegali na faktach... Profesor tryumfował. I nie chodziło o to, że wyprowadził w pole policjantów. Zaczynały bowiem wyjaśniać mu się wszystkie zawiłe paradoksy i wszystkie minione wydarzenia. Tak teraz mógł z całą stanowczością powiedzieć minione. Cofnął się w czasie, trafił do swojego domu i zabił siebie młodszego o dwa dni. Był w stanie to zrobić, czas wcale nie przeciwdziałał jego akcjom. Nie zniknął też, jak w pewnym popularnym niegdyś filmie traktującym o podróżach w czasie. On nadal istniał. On - profesor Mc Nailly. " Przecież rozwiązanie było takie proste... i zarazem tak trudne do wymyślenia... Każdy jest odpowiedzialny za samego siebie. Historia sama w sobie nie jest niczym absolutnym, to historia każdego człowieka jest dla niego czymś najważniejszym i absolutnym. Czymś co ma początek i koniec" - pomyślał i żal mu się przez chwilę zrobiło osoby, którą przed chwilą zabił. "Jednak każdy sam kieruje swoim losem. On wybrał i ja wybrałem, a czas pozostał tym czym był... Zresztą czy istnieje wogóle czas ?" - Aresztujcie mnie - rzekł nagle do osłupiałych policjantów - Jednak popełniono tutaj morderstwo... - Ale jak ? ... dlaczego ... ? - Ja nie jestem tą samą osobą, która leży tam na ziemi. Aresztujcie mnie, a wehikuł ... wehikuł trzeba zniszczyć. Jest groźny, ale nie nazywajcie go wehikułem czasu. Rozumie pan panie oficerze ? - ale ja.. jak - jąkał się policjant. - To się da wszystko wyjasnić ... Całkiem logicznie ...